AI Handlarz złomem - Marek Tarnowicz - ebook

AI Handlarz złomem ebook

Marek Tarnowicz

3,3
18,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Zawodnik MMA, hazardzista i awanturnik wpada w kłopoty finansowe po utracie pieniędzy pożyczonych od mafii. Jego problemy zaczynają się, gdy staje się ofiarą intrygi wykraczającej poza Ziemię. Wracając do wynajętego mieszkania, następuje zaskakujący atak na niego. Niewidzialna postać ogłusza go ciosem, zapina mu na dłoni metalową bransoletę i wysyła na inną planetę za pomocą starożytnej i nieznanej na Ziemi technologii, zwanej Strefą Zero na licznych zamieszkałych światach wszechświata. Planetę zamieszkuje rasa humanoidalna, technologicznie przewyższająca Ziemię o setki lat.

Fragment:

To, co w jednym miejscu wszechświata jest złomem, w innym miejscu, w innej galaktyce i na innej planecie jest skokiem technologicznym. Mała odległość pomiędzy gwiazdami to tylko złudzenie, gdy się patrzy w niebo. Tak naprawdę zamieszkałe planety, a nawet całe Imperia są oddalone od siebie setki tysięcy lub miliony lat świetlnych. Mimo tych astronomicznych odległości, zainteresowanych kupnem nowinek technicznych jest całkiem sporo. Każdy zapłaci nawet wygórowaną cenę po to, aby zdobyć przewagę i zostać hegemonem w swoim świecie. Problemem nie jest odległość, ale przemycenie towaru. Chociaż nie chodzi o tradycyjny przemyt, a o ominięcie zabezpieczeń… Ale nie uprzedzajmy wydarzeń.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
Oceny
3,3 (7 ocen)
3
1
0
1
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AL_legimi

Z braku laku…

To nie książka, a scenariusz gry.
00
panama

Nie polecam

Też nie potrafię pisać książek, ale nikomu tym dupy nie zawracam.
00



MAREK

TARNOWICZ

AI

TOM I

HANDLARZ

ZŁOMEM

 

 

 

 

Projekt okładki na podstawie pomysłu autora: Joanna Bianga

 

Redakcja: Anna Wołodko

 

 

 

Copyright © 2024by Marek Tarnowicz

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk lub kopiowanie całości albo fragmentów książki jest możliwe tylko na podstawie pisemnej zgody autora.

 

 

 

 

 

Wydanie I

 

 

ISBN: 978-83-66192-25-6

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dziękuję Panu Bogu za wytrwałość

 

Książkę dedykuję mojej ojczyźnie

POLSCE

Niepokonane Orle Gniazdo

 

 

 

 

 

To, co w jednym miejscu wszechświata jest złomem, w innym miejscu, w innej galaktyce i na innej planecie jest skokiem technologicznym. Mała odległość pomiędzy gwiazdami to tylko złudzenie, gdy się patrzy w niebo. Tak naprawdę zamieszkałe planety, a nawet całe Imperia oddzielają od siebie setki tysięcy lub miliony lat świetlnych. Mimo tych astronomicznych odległości, zainteresowanych kupnem nowinek technicznych jest całkiem sporo. Każdy zapłaci nawet wygórowaną cenę po to, aby zdobyć przewagę i zostać hegemonem w swoim świecie. Problemem nie jest odległość, ale przemycenie towaru. Chociaż nie chodzi o tradycyjny przemyt, a o ominięcie zabezpieczeń… Ale nie uprzedzajmy wydarzeń.

*

Ten dzień był chyba najgorszy ze wszystkich w jego życiu, a do tego nie zamierzał się tak szybko skończyć. Zaczęło się od tego, że rzuciła go dziewczyna. Zrobiła to dla dzianego kolesia, którego prawie nie znała. Następny pech spotkał go na gonitwie na Partynicach. Koń, na którego postawił, przegrał, chociaż był pewniakiem. Wraz z tym przepadły nie tylko jego pieniądze, ale również gotówka pożyczona od chłopaków z miasta. Keram szedł ulicą, myśląc nad tym, jak się wykaraskać z długów, gdy nagle wpadł na niego jakiś mężczyzna, którego przed ułamkiem sekundy jeszcze przed nim nie było. Ów gość uściskał go, jak swojego dobrego znajomego, i zorientował się, że popełnił pomyłkę.

– Przepraszam najmocniej – powiedział z obcym akcentem, puszczając chłopaka. – Pomyliłem cię z kimś innym – wyjaśnił, po czym znikł równie nagle, jak się pojawił.

„Świr”, przemknęło Keramowi przez głowę. „Ale, jak on to zrobił?”, zaczął się rozglądać, lecz nigdzie nie mógł go dostrzec.

– Cholerny magik – mruknął pod nosem i ruszył dalej.

Niespodziewanie zaniepokoiła go kolejna myśl. Widział i znał takie zdarzenia. „Kieszonkowiec?”, szybko sprawdził kieszenie i odkrył brak portfela. „Szlag!”, zaklął w duchu. Zaraz jednak przestał się martwić, przypomniał sobie bowiem, że nie było w nim pieniędzy, a jedynie prawo jazdy i nic nieznaczące karteczki. „Mała strata, wyrobię sobie nowe”.

Po dłuższej chwili doszedł do bloku, w którym wynajmował mieszkanie. Wszedł schodami na drugie piętro i wyjął klucze. Otworzył drzwi, zrobił krok do przedpokoju i nagle uchwycił kątem oka jakiś ruch. Umiał się bić i to całkiem nieźle, ale ten ktoś był znacznie szybszy. Nadludzko szybki. Nim Keram zdążył zablokować cios, impet uderzenia rzucił go na szafę w przedpokoju. Nieco ogłuszony mężczyzna zarejestrował metaliczny szczęk i poczuł lekki chłód na przegubie ręki. Nie wiadomo dlaczego pomyślał o policji. Zaraz potem ktoś pchnął go w stronę pokoju, a Keram, aby się nie przewrócić, zrobił odruchowo krok w przód. Zahaczył przy tym butem o jakiś przedmiot leżący w drzwiach, a jego noga opadła na podłogę wewnątrz pierścienia.

– Czego?! Co jest?! – wrzasnął.

– Poradzisz sobie – usłyszał znajomy głos.

Nagle wszystko, co widział, zniknęło.

*

Znalazł się gdzieś indziej. Nie miał pojęcia gdzie i jak trafił. Dookoła była całkowita ciemność. Po krótkiej chwili, gdy jego wzrok się przyzwyczaił, zobaczył coś jeszcze. Czerń była poprzetykana jasnymi punktami. Mniejszymi i większymi. Rozproszonymi lub zbitymi w większych skupiskach. Jedne świeciły stałym blaskiem, inne pojawiały się niespodziewanie i równie nagle znikały. Te pojawiające się i znikające były mniej liczne.

– Wybierz miejsce docelowe – usłyszał w głowie czyjś głos.

– Co? Co docelowe? – zapytał, rozglądając się dookoła.

Zobaczył przed sobą powiększone punkty świetlne, pokrywające się z gwiazdami w przestrzeni, a pod nimi jakieś napisy.

– Co to za miejsce? Gdzie ja jestem? – zapytał zdezorientowany.

– Wybierz miejsce docelowe – usłyszał ponownie w głowie to samo pytanie.

– Szlag! Nie rozumiesz, że nie wiem, o co ci chodzi? – zapytał.

To COŚ wybrało za niego.

– Chcę do siebie! – wrzasnął poirytowany, gdy głos w głowie przekazał informację o miejscu, do którego miał trafić.

Kilka minut później zobaczył przed sobą punkt, który rozrósł się do znacznych rozmiarów. Zorientował się, że patrzy na jakąś planetę i wiedział, że to nie jest Ziemia. W następnym momencie obraz znikł, po czym ujrzał jakieś mieszkanie. Spojrzał na boki. Nie żeby mu się nie podobało miejsce, w którym był. Znalazł się w przestronnym salonie z dużym oknem, a tuż obok leżał jakiś pierścień. Wyglądał na wykonany z metalu. Przypomniał sobie, że zahaczył o coś nogą w swoim mieszkaniu. „Czyżby, to było to?”, zadał sobie pytanie. Sięgnął po niego. Był ciężki. Nawet bardzo ciężki. Oderwał wzrok od pierścienia i szybko spojrzał w okno, bo coś mu się nie zgadzało. Takich widoków nie było we Wrocławiu. Strzeliste wieżowce i skrawki nieba pomiędzy nimi. „Gdzie ja jestem?”, zadał sobie pytanie. „Nowy Jork? Manhattan?”. Odtworzył obraz rosnącej w oczach planety. „No tak, to nie jest Ziemia”. Ponownie spojrzał na pierścień. Nigdy czegoś takiego nie widział. Nawet na filmach, które oglądał. Niespodziewanie przypomniał sobie o początku zdarzenia i dotknął szczęki – nawet go nie bolała. Znów przyglądał się pierścieniowi, gdy usłyszał kobiecy głos. Nie znał tego języka, więc go zignorował. Zaraz potem ponownie usłyszał ten sam głos, lecz posługujący się już zupełnie innym językiem. Stwierdził, że ten ktoś chyba usiłuje z nim nawiązać rozmowę. Zdał sobie sprawę, iż być może znalazł się w tym miejscu bezprawnie i zaraz wpadnie tu policja.

– Wyjdź, to pogadamy – zaczął. – Ja nie zamierzałem tutaj wtargnąć – tłumaczył się.

– O?! Jesteś z Kolonii – powiedział głos w języku polskim.

– Z jakiej Kolonii… Jestem Polakiem i mieszkam we Wrocławiu – wyjaśnił nieporozumienie.

– To miasto na Kolonii – stwierdził głos. – Jak mam się do ciebie zwracać?

– Mam na imię Keram. Co ty z tą Kolonią? Wrocław leży na terenie Polski, a nie…

– A Polska znajduje się na Kolonii. Dobra… Już wiem. Sprawdziłam… Ziemia figuruje w danych transferowych jako Kolonia. Zresztą była kiedyś kolonią karną.

– Coś ci się… Zresztą w tej chwili to nie jest ważne – powiedział. – Mogłabyś tu do mnie przyjść? Źle mi się rozmawia z… głosem – dokończył.

– Jestem tutaj cały czas – odpowiedział głos. – Musisz tylko zrestartować przekaźnik.

– Co? Jaki…

– Ten, który masz na ręce – poinstruował go głos.

*

Spojrzał na swoje ręce. Jedyną rzeczą, której nie miał wcześniej, była masywna bransoleta. To musiało być to, co zapiął mu ten tajemniczy gość.

– Masz na myśli tę metalową bransoletę? – Uniósł przed siebie rękę.

– Tak.

– Jasne. Nie ma sprawy – uśmiechnął się. – Ale może wiesz, jak to zrobić? Zgubiłem instrukcję obsługi – zażartował.

– Widzisz ten napis?

– Musisz mieć świetny wzrok, bo ja ledwie widzę te dziwne znaczki. I co z nimi?

– Przesuń po nim palcem i powiedz, jak się nazywasz.

– Dobra… Zaraz zobaczymy…

Przesunął palcem wskazującym po ledwie wyczuwalnych literach obcego pisma. Niespodziewanie na powierzchni pierścienia zaczęły pulsować różnokolorowe iskierki.

– Keram Zciwonrat – powiedział wyraźnie. – I co teraz? Nie wpadnie tu policja lub antyterroryści? – zapytał.

Zamiast odpowiedzi ujrzał stojącą przed oknem postać. Wstał i podszedł do tego miejsca.

– Teraz ponownie masz dostęp do wszystkiego… No, może nie do końca – powiedziała młoda kobieta.

– Ponownie dostęp… Co to znaczy?

– Musiałeś wyemigrować w dzieciństwie – stwierdziła. – Powinieneś użyć części środków na założenie sobie implantu.

– Wyemigrować? Implant? O czym ty mówisz? Po co mi to?

– Nie sprawdzałam jeszcze twoich danych, ale brak implantu oznacza, że opuściłeś Katon jakieś… co najmniej dwadzieścia lat temu.

– Hmm… A implant?

– Dzisiaj jest potrzebny do sterowania oraz łączności ze wszystkim, co zarejestrujesz na siebie, i oczywiście do kontaktów z innymi. A biedny to ty nie jesteś – stwierdziła.

– Co to znaczy, że nie jestem biedny? – zapytał zaskoczony.

– Masz na koncie dwieście tysięcy unców.

– Skąd wiesz, ile…?

– Musiałam sprawdzić stan twojego konta. Chociaż nie mam wglądu we wszystkie twoje dane – poinformowała. – Chyba że autoryzujesz mi dostęp.

– Dostęp do konta? – był zaskoczony.

– Nie martw się o środki płatnicze… To normalne. Nikt ich nie ruszy bez twojej wiedzy. Każdy transfer należy potwierdzić osobiście swoim DNA. A to można zrobić, tylko mając swój przekaźnik.

– A dwieście tysięcy unców… to dużo?

– Możesz za to żyć tu przez dwa lata, ale radzę ci, abyś część tych środków przeznaczył na implant. To jest dla ciebie ważne.

– Dobra. Jak już się zdecyduję, to jak to zrobić? – spojrzał za okno. – Szlag! Ale widok – powiedział z podziwem.

– Wybierasz to, co ci odpowiada i…

– A jak zrobić zamówienie? No, tak. Mam przecież telefon – sięgnął do kieszeni i zamarł w bezruchu z zaskoczoną miną.

– Co jest? – zainteresowała się kobieta.

– Telefon. Miałem telefon. – Sięgnął ręką do innej kieszeni.

*

Zaczął się uderzać po spodniach.

– Chyba nic z tego – powiedział z namysłem. – Ktoś mi go ukradł – stwierdził, gdy przeszukał wszystkie kieszenie.

– Czy telefon, to jakieś urządzenie? – zapytała.

– Tak. Służy do komunikacji, kupowania w sieci, czyli do tego, o czym mówiłaś – wyjaśnił.

– Przez Zero-Strefę nie przeniesiesz nic, co nie jest bezpośrednio związane z twoim ciałem. Żadnych urządzeń, o ile nie są zamontowane w tobie, tak jak na przykład implant – poinformowała go.

– Nic?! – nie dowierzał. – Zupełnie nic?

– Niestety. A na Katonie masz od tego przekaźnik. Widzisz te świecące w różnych kolorach linie na nim?

– Na tym? – pokazał. – Widzę.

– Dotknij którejkolwiek.

Zrobił to. Wokół bransolety pokazał się wygenerowany świetlny okrąg.

– No i? Nic tu nie ma.

– Powiększ palcami to, co widzisz – poinstruowała go.

– Palcami? – powtórzył.

Już zamierzał zapytać, jak ma to zrobić, gdy wpadł na to sam. Dotknął kręgu dwoma palcami, jak to się robi na ekranie telefonu, i rozsunął go, powiększając.

– Gdybyś miał implant, byłoby znacznie łatwiej i szybciej – wyjaśniła.

Zobaczył coś więcej niż linię cienką jak wiązka światła z lasera. Powiększył wygenerowany obraz jeszcze bardziej. Teraz był wyraźny, a tekst wyświetlał się w języku polskim. Całość podzielono na kadry, które ciągnęły się w obie strony po okręgu. Obrócił rękę, aby zobaczyć, co jest w innym miejscu.

– Nie musisz tego robić w ten sposób. Po prostu go dotknij i przesuń w bok – wyjaśniła kobieta.

Zrobił to zdecydowanie zbyt szybko i teraz obrazy wirowały wokół jego ręki niczym krzesełka na karuzeli. Dotknął wygenerowanego pierścienia. Obrazy zamarły w bezruchu na zaznaczonym miejscu.

– Robi wrażenie – powiedział.

Nagle zrobił krok przed siebie i dotknął kobiety. Pomyślał, że była czymś w rodzaju hologramu, ale okazała się autentyczna. Jej ręka była miękka i ciepła. Zupełnie jak ludzkie ciało.

– Cholera! Przepraszam, że zwaliłem ci się na kwadrat – powiedział zaskoczony.

– Co? Nie bardzo rozumiem. – Pierwszy raz wydawała się zaskoczona.

– No… Zjawiłem się w twoim mieszkaniu bez zaproszenia. Ale to nie moja wina – zastrzegł od razu. – To oni…

– Nie – zaśmiała się. – Skierował cię tutaj system, bo nie wybrałeś transferu. Umieścił cię w humanoidalnym świecie.

– A ty? Również tak tu trafiłaś?

– Zarządzam tym… kwadratem – podchwyciła szybko jego słownictwo – i jestem jednocześnie jego ochroną.

– Ochroną? To dlaczego ciebie nie…

– Bo aktywował mnie przekaźnik.

– Jesteś… robotem? – zapytał z namysłem. – Tylko się nie obrażaj, bo nie mam nic złego na myśli.

– Tak. Steruje mną algorytm.

– O cholera?! Sztuczna inteligencja – stwierdził z podziwem.

*

Keram przez chwilę patrzył na nią z namysłem.

– Pomińmy to – powiedział. – Właściwie to zjadłbym coś. – Chwilowo zapomniał o powrocie na Ziemię, a ze względu na problemy, jakie tam zostawił, było mu to nawet na rękę.

„Na razie dla mnie tak będzie lepiej”, skonkludował w myślach.

– Przygotuję – zaoferowała pomoc, przerywając jego myśli. – Co chciałbyś zjeść?

– Coś mówiłaś o pieniądzach… Dwieście tysięcy… unców. Tak?

– Tyle masz na koncie.

– A mógłbym je wymienić na Ziemi… Powiedzmy na złotówki?

– Tego nie wiem – powiedziała. – Jeżeli prowadzicie wymianę dyplomatyczną z innymi światami… Nie prowadzicie wymiany dyplomatycznej. Sprawdziłam. To co chcesz zjeść? – ponowiła pytanie.

– Czyli nie – westchnął. – Może kurczak w panierce i frytki. Masz coś takiego?

– Kurczak i frytki? Może być problem. Jak to wygląda? – zapytała.

„Czyli nie są na bieżąco z ziemskimi tematami. Utknąłem tu”, przemknęło mu przez głowę.

– Zaczyna się – mruknął mimo wszystko pod nosem. – Gdzie jest kuchnia? Prowadź – poprosił. – Poza tym… chyba pora zobaczyć mieszkanie.

„Bo chyba tu posiedzę trochę”, dodał, myśląc znów o całej sytuacji.

– Kwadrat jak kwadrat – usłyszał. – Luksusów tu nie ma. Nie ten standard.

– Wygląda na lepsze od tego, które wynajmuję… wynajmowałem. Najpierw kuchnia. Zobaczę, co masz w lodówce.

– Z tym może być…

– Nie mów tylko, że nie zrobiłaś zakupów – zażartował.

– To nie to. Tu nie ma czegoś takiego jak lodówka. Jedzenie się syntetyzuje.

– To twój żart? – zapytał. – Powiedz, że to żart?

– No… Nie.

– Szlag! Ale kuchnię masz? Zaraz wyskoczę i zrobię zakupy – powiedział.

– Organiczne składniki posiłków są bardzo drogie, ale zapewniam, że syntetyczne jedzenie jest identyczne z tym naturalnym. Ma wszystkie składniki mineralne, witaminy. Przekonasz się – zapewniła.

– W takim razie wymyśl coś sama. – Wzruszył ramionami i ruszył w stronę prześwitu pomiędzy ścianami. – Ja w tym czasie będę zwiedzał – dodał.

Był tu dopiero kilkadziesiąt minut, a już mu się zaczynało dłużyć.

– Można zjeść na mieście? – zapytał.

– Nudzisz się – wyczuła jego nastrój.

– Dobra jesteś – przyznał. – Trochę i… myślę nad tym, co tutaj robić – powiedział.

– Jeżeli chcesz wyjść, to radzę, abyś najpierw założył sobie implant – powiedziała to samo kolejny raz.

– No dobra – zdecydował. – Najpierw zjem, a potem coś znajdziemy.

– To proszę – usłyszał jej głos za sobą.

– Zaskoczyłaś mnie… mmm… pachnie wyjątkowo smakowicie. – Obrócił się do niej.

– I takie jest. Częstuj się. – Uniosła w jego kierunku tacę.

– Może usiądziemy – zasugerował.

– Jasne… Gdzie sobie życzysz? – zapytała z niezmiennym uśmiechem.

– Przy oknie – zdecydował. – Popatrzę jeszcze na widoki.

– Nie ma sprawy.

Zanim zdążyła go ominąć, wziął z półmiska jeden z kawałków czegoś, co wyglądało na upieczone mięso. Ugryzł. Było chrupiące. Chwilę żuł.

– Mmm… Wspaniałe – włożył do ust resztę i ruszył za nią.

Dziewczyna siedziała już przy stoliku ustawionym przed oknem.

– Zaczynam się zastanawiać, czy nie jest to jakiś eksperyment. Czy to, co widzę, nie jest symulacją, a ja nie zostałem podłączony do jakiejś aparatury – powiedział i usiadł obok.

– Dlaczego tak sądzisz? – zapytała.

– Dla mnie to wszystko jest nierealne – zaczął. – Byłem na Ziemi i trafiłem nagle do takiego miejsca. Hmm… rodem z jakiegoś filmu.

– Co to jest film?

– No właśnie… Niby rozmawiamy ze sobą bez problemu, a czasem masz luki w pamięci. Kurczak w panierce… Film… Kwadrat – wyliczył i spojrzał na nią.

– Mam nieaktualną bazę danych – odpowiedziała bez namysłu.

– Ale mówisz poprawnie. Taka rozbieżność jest… tajemnicza.

– Modyfikuję słownictwo na bieżąco. Nawet teraz, w czasie naszej rozmowy. – Wzruszyła ramionami. – Mam dobre oprogramowanie.

Jadł i patrzył na nią z uwagą.

*

– Wymyśliłaś już, co mógłbym tutaj robić? – zapytał, gdy wróciła z kuchni.

Przesunęła ręką w powietrzu i zobaczył przed sobą hologram, a na nim długą listę zajęć wymagających fizycznej obecności.

– Zredukujemy ją, jak mi powiesz, co potrafisz najlepiej. Resztę doszlifujemy szkoleniem hipnotycznym i symulacjami – stwierdziła.

– Ale najpierw implant. – Spojrzał na nią z uśmiechem.

Kiwnęła twierdząco głową.

– No dobra… Gdzie mam szukać? – zapytał, spoglądając na bransoletę.

– Po przeciwnej stronie do…

– Nie mów. Wiem. – Dotknął odpowiedniego miejsca, po czym powiększył obraz. – Wyszukaj implanty – powiedział, kierując się intuicją.

Urządzenie zareagowało od razu. Przełączyło go do sieci planetarnej i tam odnalazło to, co go interesowało, a nawet więcej.

– O cholera! – powiedział zaskoczony, widząc całą gamę urządzeń. – Jak one się nazywają? – spojrzał na kobietę.

– Komunikacyjne – podpowiedziała.

– Znajdź komunikacyjne – polecił. – No nie – mruknął, widząc ceny. – Powiedziałaś, że mam…

– Pomiń te najdroższe – poradziła mu. – W nich decyduje oprogramowanie, a to można zmienić. Powinieneś zapłacić nie więcej niż sto tysięcy unców – dodała.

– Ale to połowa…

– Wiem, ale ci się opłaci – odpowiedziała.

– Niech będzie… Pokaż mi, co według ciebie powinienem kupić – poprosił.

Wstała i podeszła do niego.

– Nic z tych. Przesuń w prawo – powiedziała.

Chwilę trwało nim wybrali odpowiedni zestaw.

– Teraz zaznacz „Wymiana” – poinstruowała go.

– Dlaczego? – zapytał.

– A jak myślisz?

– Aaa… Wzbudzę zainteresowanie… Czyli nikt jeszcze nie wie, że ja…

– To nie jest tak do końca… Twoje dane figurują w systemie, ale po co zwracać na siebie uwagę – wyjaśniła.

– Dlaczego mi to podpowiadasz? – zapytał.

– Moim zadaniem jest ochrona ciebie w tym miejscu.

– No dobra. Dzięki.

– Potwierdź płatność, przykładając palec do przekaźnika.

Zrobił, jak mu poradziła, a stan jego konta zmalał o połowę.

– Chodźmy – ruszyła w głąb mieszkania.

Wstał i poszedł za nią. Usiadł w miejscu, które mu wskazała, i położył przedramię na czymś, co nazwała panelem medycznym. Z jego powierzchni podniosło się coś, co przypominało mackę ośmiornicy. Macka przylgnęła do boku jego szyi – tam, gdzie miał tętnicę. Nawet nie poczuł tego, co potem nastąpiło.

– Tu możesz patrzeć na to, jak on powstaje w przestrzeni między twoim mózgiem a kością czaszki.

Spojrzał na wygenerowany holograficzny obraz. Widział szyję i głowę w trójwymiarze. Nadal niczego nie czuł. Po kilkunastu minutach proces formowania został zakończony.

*