Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Młoda Karly wiedzie szczęśliwe i beztroskie życie w rodzinnym mieście Wennom. Nie mając pomysłu na swoją przyszłość, postanawia wstąpić do akademii wojskowej, gdzie rozpocznie się największa przygoda w jej życiu. Na swojej drodze spotka wiele osób, część z nich nazwie przyjaciółmi, innych wrogami. Tajemniczy i pociągający Ariel z jednostki elitarnej sprawi, że młoda i niedoświadczona Karly zakocha się w nim bez pamięci. Co przyniesie jej ta znajomość? Czy awansuje do elity żołnierzy Cyntii, aby służyć królowej u boku ukochanego? Jakie przygody przeżyje wraz z przyjaciółmi?
Jest to opowieść o emocjach, z jakimi boryka się wkraczająca w dorosłe życie nastolatka. Niespodziewany zwrot akcji całkowicie odmieni jej losy.
Powieść Akademia powstała z myślą o Czytelnikach chcących poznać smak rozpaczy, zdrady, strachu przed zmianą, ale także ekscytacji, przyjaźni, poczucia przynależności i odwagi.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 299
Rok wydania: 2024
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
ROZDZIAŁ 2 – Kształtowanie
Redakcja:
Anna Holeksa
Skład i łamanie:
Gabriel Wyględacz – Studio Akapit
Wydawca:
Aneta Byczkowska
Copyright © by Aneta Byczkowska
e-mail: [email protected]
Wydanie I
Gdynia, 03.06.2024
ISBN 978-83-972145-0-7
Minęło kilka dni. Każdy wyglądał tak samo. Rano bieg, potem śniadanie, trening, przerwa, trening, obiad, wykłady, czas wolny, kolacja, cisza nocna. Nigdzie nie widziałam oddziału elitarnego ani Ariela. Może dlatego ciężko było mi się skupić na zadaniach? Chodziłam rozkojarzona, nie miałam apetytu. Tula przypomina mi, żebym jadła, bo nie będę miała siły na kolejne treningi. Dostałam wykład na temat tego, jak ważne dla utrzymania formy są posiłki. Jeśli nasze ciało nie dostanie odpowiedniej dawki pożywienia, to nie będzie miało siły pracować. Więc nie miałam innego wyjścia, jak wmuszać w siebie całe dania. Trenowałam, jadłam, uczyłam się, ale cały czas myślałam, gdzie oni się podziali. Gdzie on się podział. Chciałam go znowu zobaczyć.
Któregoś wieczoru postanowiłam wyjść wcześniej z kolacji i przejść się po akademii. Wieczory zaczynały się robić coraz cieplejsze i miałam ochotę na spacer i chwilę samotności. Zobaczyłam ich, kiedy szłam w stronę głównego budynku. Wchodzili do środka. Dostrzegłam, że znów są cali brudni i jakby lekko zgarbieni. Może przyjdą na kolację? Postanowiłam pokręcić się trochę po okolicy, obserwując drzwi. Być może niedługo będą wychodzić na posiłek.
Poszłam w stronę zbrojowni, obeszłam ją dookoła i wracałam w stronę wielkich drzwi, kiedy te nagle się otworzyły. Zaczęli z nich po kolei wychodzić elitarni, kierując się, tak jak sądziłam, do stołówki. Ariel wyszedł razem z nimi. Udałam, że spaceruję, oglądając niebo. Starałam się utrzymać mały dystans, ale nie mogłam im dotrzymać kroku, a nie wypadało mi gnać, skoro byłam na spacerze. Zrezygnowana odprowadziłam ich wzrokiem, gdy znikali w stołówce. Czego ja tak właściwie się spodziewałam? Zła na siebie gwałtownie zawróciłam. I znów odbiłam się od ściany. Sytuacja sprzed kilku dni powtórzyła się niemal co do szczegółu. Jego dłonie na mojej talii, moje na jego ramionach. Znów uchronił mnie od upadku.
– Ponownie cię ratuję – powiedział, uśmiechając się do mnie.
– Co za zbieg okoliczności – wydukałam, nie wiedząc, co innego mogłabym odpowiedzieć. – Skąd się tu wziąłeś? Widziałam, jak wchodziłeś do stołówki.
– Widziałaś, jak tam wchodzę? Obserwujesz mnie?
– Nie, nie obserwuje. Widziałam, jak wszyscy tam wchodzicie.
– Najwyraźniej musisz podszkolić swoje umiejętności obserwacyjne, bo ja wcale tam nie wszedłem. Zauważyłem cię i postanowiłem poczekać, by porozmawiać. Czyżbyś to przeoczyła?
– Na to wygląda, choć powtarzam, że wcale ciebie, to znaczy was, nie obserwowałam – odpowiedziałam, unosząc podbródek.
Zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę go tam nie było. Byłam pewna, że widziałam jego blond koczek. A może mi się przywidziało? W końcu jest już prawie ciemno. W ogóle to jak on śmie w taki sposób do mnie mówić: „Musisz podszkolić swoje umiejętności. Pfff…”
– W porządku. Jak wspomniałem, dostrzegłem cię i postanowiłem poczekać. Chciałem spytać, czemu ostatnio tak szybko uciekłaś.
– Yyy. Gdzie byliście przez ostatnie dni? Dawno – zastanowiłam się chwilę, jak wyjaśnić pytanie, żeby nie wyjść na obsesyjną nastolatkę – wasz oddział nie pokazywał się w akademii. – Chciałam zmienić temat, nie miałam zamiaru się tłumaczyć.
– Byliśmy na szkoleniu. Właśnie wróciliśmy.
– Acha – odparłam i dopiero wtedy zorientowałam się, że nadal stoimy w tej samej pozycji. – Czy możesz mnie puścić? Chyba już trzymam równowagę.
– Jeśli tak uważasz, to oczywiście. Już cię uwalniam – odpowiedział i odsunął się krok w tył.
Od razu pożałowałam swojej prośby. Wcześniej było przyjemniej.
– Skoro spacerujesz, czy mogę do ciebie dołączyć? – zapytał.
– Tak właściwie to szłam już do baraków, ale mam jeszcze chwilę, więc możemy się przejść.
Ruszyliśmy ścieżką w kierunku zbrojowni.
– Baraki? Tak nazywasz wasze koszary?
– Tak je nazywam, bo tak wyglądają. Proste, surowe budynki, z minimalną ilością okien, za to z drzwiami na przestrzał.
– Zostały tak zbudowane z praktycznego punktu widzenia. Wszystko w wojsku jest praktyczne. Przez okna ucieka dużo ciepła, a zimą ogrzanie takiej ilości pomieszczeń to dużo pracy i ogromne koszty. W środku jest to, co żołnierzowi najpotrzebniejsze. Czyli łóżko, szafka, łazienka. Nic więcej. – Przedstawił to w oczywisty dla niego sposób. Tak musi być i już.
– Tak, wszystko to wiem. Po prostu mówiąc o nich, trzymam się najprostszej definicji. To nie dom ani akademik. To baraki – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.
Tak naprawdę to cały czas się uśmiechałam i nie mogłam przestać. Starałam się to ukryć, patrząc w ziemię, a nie na niego.
– Co cię sprowadziło do akademii? – Wyglądało na to, że odpowiedź naprawdę go interesuje, a pytanie nie jest tylko próbą podtrzymania rozmowy.
Postanowiłam powiedzieć prawdę, nie było sensu kłamać i wymyślać historyjek. Opowiedziałam mu o sobie, o swojej rodzinie i skąd pojawił się pomysł na wstąpienie do akademii. Wysłuchał wszystkiego uważnie i odpowiedział:
– Czyli nie masz pewności, że chcesz zostać żołnierzem?
– Na pewno chcę spróbować. Treningi nie są aż tak ciężkie, daję radę. Wykłady to dla mnie sama przyjemność. Zawsze lubiłam się uczyć. Od przyszłego tygodnia rozpoczynamy naukę władania mieczem. Ciekawa jestem, jak mi pójdzie. Pewnie prawdziwy miecz jest dużo cięższy niż drewniany i nie wiem, czy dam radę nim walczyć.
Przyjęłam pozycję, jakiej uczyłam się podczas zabaw z Branem. Tę, którą brat lubił najbardziej. Stanęłam na szeroko rozstawionych nogach, lewą wysunęłam lekko do przodu, prawą cofnęłam. Ręce podniosłam na wysokość twarzy, udając, że trzymam miecz skierowany ostrzem w Ariela. Stałam i starałam się zrobić groźną minę.
Chłopak popatrzył na mnie i przybrał tę samą pozycję, tylko inaczej ułożył nogi i ręce.
– Popraw ustawienie stóp. Spójrz na moje. Prawy łokieć podnieś wyżej, lewy jest w porządku. Lekko ugnij nogi w kolanach.
Spróbowałam zastosować jego sugestie, ale coś mi nie wychodziło. Podszedł bliżej i zapytał, czy może mi pomóc. Jego bliskość spowodowała, że nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego słowa, tylko skinęłam głową.
Stanął za mną, a mi od razu zrobiło się gorąco. Swoimi stopami ustawił moje w odpowiednich miejscach, dłońmi poprawił talię, przekręcając ją lekko w bok. Podniósł prawy łokieć, poprawił lewy. Przysunął swoją twarzdo mojego ucha i wyszeptał:
– Teraz jest idealnie.
Moje ciało zadrżało, przelała się przez nie fala gorąca. Obszedł mnie dookoła, przyglądając się postawie, a na koniec spojrzał mi w oczy.
– Myślę, że sobie poradzisz. Masz już idealną pozycję – powiedział i szeroko się uśmiechnął.
Co za arogancki drań! Jaki pewny siebie. Muszę się opanować, bo zachowuję się jak słodka idiotka. Przewróciłam oczami, przechyliłam głowę i złapałam się pod boki.
– Czy myślisz, że jedna twoja sugestia przyczyni się do mojego sukcesu? Mam za sobą wiele godzin treningów drewnianym mieczem z moim ośmioletnim instruktorem. Wielę już potrafię. – Próbowałam jeszcze zadrzeć głowę do góry, aby wyszło poważnie, ale nie wytrzymałam i sama roześmiałam się ze swoich słów. Ariel również wybuchł szczerym i niekontrolowanym śmiechem. Dojście do siebie zajęło nam chwilę.
– Przepraszam, już nie będę odbierał zasług twojemu bratu. Dużo cię nauczył. – Ruszyliśmy dalej, nadal chichocząc.
– Opowiedz mi coś o sobie. Od kiedy jesteś w elitarnych i jak trafiłeś do akademii?
– Do jednostki elitarnej dostałem się niecałe trzy lata temu. Brałem udział w zawodach. Zająłem trzecie miejsce i zostałem przeniesiony do stolicy. Od dwóch lat jestem żołnierzem elitarnym. Należę do oddziału, z którym tu przyjechałem. Jestem zastępcą dowódcy. A do akademii przyjechałem, bo podobnie jak twój brat zawsze chciałem zostać żołnierzem.
– A skąd pochodzisz?
– Z Kalisered. To górnicze miasto, daleko na północnym wschodzie.
– Wiem, gdzie leży. To pod samą granicą. Podobno macie zimno nawet latem. Wydobywa się tam cenne hematyty, magnetyty, aluminium, rudy żelaza, a nawet złoto. Pasmo górskie Perretor zajmuje ogromną powierzchnię i są tam najwyższe szczyty w naszym królestwie.
– To prawda, jest tam wiecznie zimno – powiedział z goryczą w głosie.
– Czy twoja rodzina zajmuje się górnictwem? – spytałam nieśmiało.
– Rodzice zarabiali w kopalniach. Ojciec był górnikiem, a matka pracowała przy obróbce. Niestety, często dochodzi tam do zawalisk. Dziesięć lat temu miało miejsce lokalne trzęsienie ziemi. Doszło wówczas do wielu zniszczeń. I wiele osób zginęło, w tym moi rodzice.
– Bardzo mi przykro, nie powinnam pytać. Wybacz mi wścibstwo.
– Spokojnie, nie wiedziałaś. To dawne dzieje.
Nie chciałam już dłużej rozmawiać na takie przygnębiające tematy. Postanowiłam spytać o to, co nie dawało mi spokoju.
– A jak długo tu będziesz? – spytałam i spojrzałam na niego, czując, że się rumienię. „Cholera jasna, jak nad tym zapanować? Przecież nigdy żaden chłopak nie wywoływał we mnie takich emocji” skarciłam w duchu sama siebie.
– Przyjechaliśmy na dwutygodniowe ćwiczenia w terenie. W okolicach Tesseran jest wiele lasów i inny klimat niż w Ceresten. Odbywamy trening przed misją.
– Misją? Jaką misją? – zapytałam odruchowo, z ciekawości.
– Niestety, Karly, ale o tym nie mogę mówić.
– No tak. Przepraszam, że pytam. Znowu chcę wiedzieć za dużo.
– Nie przepraszaj. To dobrze, że jesteś ciekawa. Wiedza jest wysoko ceniona. Nie przestawaj pytać i szukać odpowiedzi. To miłe, że się mną interesujesz.
Przystanął i odwrócił się w moją stronę.
– Doszliśmy do twojego baraku. Zaraz wybije dzwon na ciszę nocną. Musisz już iść, jeśli nie chcesz mieć problemów. A ja może jeszcze zdążę złapać coś do jedzenia, zanim zamkną stołówkę.
Jejku, jak ten czas szybko minął. Tak przyjemnie było z nim spacerować i rozmawiać. Nie chciałam się jeszcze rozstawać, ale miał rację, musiałam iść.
– Dziękuję, Karly, za czas, który mi poświęciłaś. – Wyciągnął do mnie dłoń, ja podałam mu swoją. Schylił się i pocałował jedną z kostek.
To było niesamowite uczucie. Jego usta były tak ciepłe. Niby tylko mnie nimi musnął, a już czułam falę gorąca. Podniósł głowę i spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmiechem.
– Do zobaczenia. Może jutro znów cię uratuję.
Roześmiałam się.
– Liczę na to. – Puściłam mu oczko i szybko się odwróciłam, by zdążyć, nim opuści mnie chwilowy przypływ odwagi.
Wchodząc do środka, nie odwróciłam się. Uznałam, że tak będzie lepiej. Zresztą nie chciałam, żeby zobaczył, jaka jestem radosna.
W tym nastroju weszłam do pokoju dokładnie w momencie, w którym dzwon wybijał początek ciszy nocnej i się zaczęło. Petra wyskoczyła z łóżka i zaczęła na mnie krzyczeć.
– Gdzie ty, do cholery, byłaś!? Już cisza nocna, a ty jesteś nie umyta i nie leżysz w łóżku. Nie chcemy przez ciebie dostać kary ze nieposłuszeństwo. Szybko, rozbieraj się. Podobno dziś profesor Amelia ma sprawdzać, czy wszyscy są w łóżkach. Szybko, szybko.
Pędem ruszyłam w kierunku swojego kąta, jednocześnie się rozbierając. Milla pomogła mi w składaniu ubrań i chowaniu ich do komody. Właśnie naciągnęłam piżamę i już miałam się położyć, kiedy drzwi do pokoju się otworzyły i stanęła w nich profesor Amelia.
Wszystkie dziewczęta leżały pod kocami, łącznie z Millą, która wskoczyła do łóżka w ostatniej chwili. Tylko ja stałam jeszcze obok posłania.
– Jak się nazywasz? – spytała profesor.
– Karly Bolton – odpowiedziałam, stając na baczność.
– Do łóżka.
Wyszła i zatrzasnęła drzwi. Niech to szlag! Położyłam się i owinęłam kocem, nie mając pojęcia, jaka kara mnie spotka za to spóźnienie.
Petra wysyczała w moją stronę:
– Pożałujesz tego jutro.
Przekręciłam się na bok i zasnęłam.
***
Poranna inspekcja nadętego Lukiana nie należała do przyjemnych. Wyjątkowo bacznie przyglądał się naszym łóżkom, łazience i odzieży. Na szczęście Petra obudziła nas dziś wcześniej, przewidując, że poranek nie będzie łatwy. Nie myliła się. Rano jeszcze raz sprzątnęłyśmy pokój oraz łazienkę, dokładnie zaścieliłyśmy łóżka. Teraz stałyśmy na baczność, błagając, aby kontrola wreszcie się skończyła. Nasz dowódca w końcu stanął przede mną.
– Podobno wczoraj spóźniłaś się na ciszę nocną. Nie interesuje mnie, co było ważniejsze. Może popołudniowe sprzątanie stajni pomoże ci zapamiętać, o której masz być w łóżku. Koleżanki ci pomogą. Nie macie dziś popołudniowej przerwy. Stajnia ma być wysprzątana do kolacji – powiedział nim wyszedł.
Stałam osłupiała. Spodziewałam się kary, ale miałam nadzieję, że dotknie ona tylko mnie. Z poczuciem winy przyjęłam nienawistne spojrzenia koleżanek. Wzrok Milli był raczej zrezygnowany niż przepełniony złością. Dziewczęta zaczęły wychodzić, a Petra i Kornwalia zapowiedziały, że policzymy się później.
Kornwalia była najstraszniejsza w naszym pokoju i chyba na całym roku. Wyglądała jak wojowniczka. Wysoka, mocno zbudowana i nienawidziła wszystkich dookoła. Teraz ja byłam na szczycie jej listy wrogów. Zawsze chodziła z lekko opuszczoną głową i na każdego patrzyła spode łba. Wykrzywiała usta w grymasie niezadowolenia. Miała mocno umięśnione ciało, od tyłu można było pomylić ją z chłopcem.
***