9,99 zł
Milioner Heath Montanha wraca do Hawden, krainy wichrowych wzgórz i licznych bolesnych wspomnień. Nadal nie może zapomnieć, że Kat Nicholls złamała mu serce, wybierając innego, bogatszego. Składa jej niezapowiedzianą wizytę. Wystarczy jedno spojrzenie, by wszystkie uczucia odżyły...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 137
Tłumaczenie:
Powrócił.
Stał na wrzosowisku, pomiędzy dwoma domami, które ukształtowały jego przeszłość. Ponad nim, na stromym pagórku, znajdował się wielki, staroświecki budynek z szarego kamienia, znany pod nazwą High Farm. Od lat zaniedbywany, chylił się ku ruinie. Sprawiał wrażenie, że lada chwila zsunie się ze zbocza w dół, rozpadając się po drodze na drobne kawałki. Otaczający go ogród zarósł chwastami, a chłostane wiatrem rachityczne drzewa skrzypiały żałośnie, jakby lamentowały nad opłakanym stanem budynku. W dolinie poniżej zaś znajdowała się posiadłość Grange – elegancka, efektowna, z zadbanymi trawnikami i pięknym ogrodem różanym. Nie brakowało nawet basenu, na którego powierzchni nie unosił się ani jeden listek. High Farm i Grange były niedaleko siebie, lecz pomiędzy nimi była przepaść.
Wbił wzrok w zasnute szarymi obłokami niebo, które nie było nawet w połowie tak pochmurne jak jego spojrzenie. Wychował się w jednym z tych domów, choć słowo „dom” było tu nie na miejscu. Zawsze czuł się w nim obco, nawet jako dziecko. Gdy zmarł człowiek, który go tutaj przywiózł, wszelkie ślady po ciepłej atmosferze czy „rodzinie” natychmiast zniknęły, raz na zawsze.
Do drugiego z tych budynków nie miał nawet prawa wstępu. Nigdy na własne oczy nie widział tych eleganckich, luksusowych pokojów i salonów. Dotarł najdalej do holu, skąd został niemal od razu brutalnie usunięty. Pamiętał dokładnie tamtą scenę. Chwycili go za kołnierz, dźgnęli kolanem w plecy, i jak śmiecia wyrzucili na śliski od deszczu podjazd. Uderzył twarzą o ziemię, kalecząc sobie policzki, kolana i dłonie. Przez kilka kolejnych dni wygrzebywał z ran kawałeczki żwiru.
Teraz powrócił... Do domu? W rodzinne strony? Każde tego typu określenie wydawało się tak nietrafione, że aż zabawne. Zaśmiał się gorzko i kopnął z całej siły leżący na ziemi kamień, aby choć odrobinę dać upust agresji, która w nim buzowała. To nigdy, przenigdy nie był mój dom, pomyślał, zaciskając zęby. Dziesięć lat temu, będąc zbuntowanym nastolatkiem bez grosza przy duszy, porzucił wreszcie to miejsce, gdy poczuł, że czara goryczy się przelała. Wybiegł z domu prosto w piekielnie zimną noc. Wiatr buszujący po wrzosowisku wył jak stado demonów z piekła, niebo bombardowało go lodowatym deszczem. Brnął do przodu, przemoknięty do suchej nitki, lecz przepełniony niemal ekstatyczną ulgą.
Wyszedł tak, jak stał – w starych, znoszonych ubraniach i z lichymi oszczędnościami w kieszeni. Teraz tak nędzne kwoty rzucał bezdomnym na ulicy. Tamtej nocy przyrzekł sobie jednak, że pewnego dnia powróci. Powróci, gdy przeistoczy się w bogatego, wpływowego i potężnego człowieka, któremu do pięt nie będzie dorastać ani rodzina Nichollsów, ani Charltonów.
Dopiął swego. Zajęło mu to dziesięć lat. Teraz był wreszcie gotowy. Ponoć zemsta najlepiej smakuje na zimno. To się dobrze składa, pomyślał, uśmiechając się pod nosem, ponieważ w międzyczasie, przez te wszystkie lata, stał się człowiekiem zimnym jak lód i twardym jak kamień. Jego plan był genialny. Machina została już uruchomiona. Wkrótce jego wrogowie zostaną zmiażdżeni.
Wiatr szarpał go za włosy, odkrywając zmarszczone czoło i zmrużone oczy. Przesunął palcami po bliźnie, która przecinała opalony policzek. Jego usta wykrzywił uśmiech na myśl o tym, co zrobi kanalii, po której miał tę brzydką pamiątkę.
Już niebawem Joseph Nicholls pożałuje tamtego ciosu. I każdego innego czynu wymierzonego przeciwko niemu. A przez lata uzbierało się ich niemało.
Po chwili jego myśli zaczęły mimowolnie krążyć wokół siostry Josepha, Katherine.
– Kat – wyszeptał, ledwie poruszając ustami.
Nie, to był błąd. Myślenie o niej bolało tak piekielnie, jakby ktoś wbijał mu nóż w środek mózgu i serca. Z mrocznych zakamarków pamięci – cmentarza złych, koszmarnych wspomnień – wyłaniały się od razu upiory przeszłości, które były w stanie opętać go i doprowadzić do obłędu lub morderczej furii.
Ta dziewczyna – teraz już kobieta – kiedyś złamała i zdeptała jego serce. Oczywiście miał zamiar się z nią zobaczyć. Wstąpi do niej przy okazji; zaspokoi swoją ciekawość. Nie mógłby wyjechać z Hawden, nie rozliczywszy się z nią z krzywd i szkód, które mu wyrządziła. Miał po niej blizny, głębsze niż te, które na jego ciele pozostawili jej brat i mąż.
Tę krótką konfrontację zostawi sobie na deser. Najpierw musi spotkać się z ludźmi, którzy wiele lat temu traktowali go gorzej niż śmiecia. Nawiedzi ich niczym mroczny mściciel, teraz już o wiele potężniejszy niż oni. Zniszczy ich. Będzie się upajał swoim zwycięstwem. I dopiero wtedy zobaczy się z Katherine Nicholls. Zobaczy się z nią tylko po to, by raz na zawsze zakończyć całą tę historię. Odejść i zapomnieć. Odejść i już nigdy nie wrócić do tej przeklętej wioski.
– Ktoś do pani przyszedł, pani Charlton.
Kat zdziwiła wiadomość od Ellen, jej gosposi. Nie słyszała dzwonka ani pukania; być może za bardzo pochłonęło ją studiowanie leżących przed nią na stoliku dokumentów. Zachowanie Ellen było dość osobliwe. Zamiast od razu wyrecytować nazwisko gościa, robiła z tego tajemnicę. Ponadto gosposia zazwyczaj zwracała się do niej po imieniu, a nie nazwisku.
– Kto to, Ellen?
– Ktoś z Londynu – odparła kobieta z lekkim wahaniem.
Kat przypomniała sobie, że dzisiaj rzeczywiście ktoś miał złożyć jej wizytę. Bała się tego spotkania, choć jednocześnie już nie mogła dłużej żyć w tej upiornej niepewności. Od kilku miesięcy jej przyszłość była wielką niewiadomą. Chciała myśleć o niej z optymizmem, lecz już jakiś czas temu poddała się zwątpieniu. Przedwczesna śmierć Arthura i okropne odkrycia, których dokonała po jego zgonie, nie mogły nastrajać jej inaczej.
– Niech wejdzie – odparła wreszcie.
We własnym głosie usłyszała wyraźną nutę strachu. Przyszła radca prawny Arthura, osoba znająca szczegóły przyszłości nie tylko Kat, ale też Ellen oraz wszystkich innych osób zatrudnionych w tej posiadłości. To dlatego ten dzień był tak szalenie ważny. Kat omiotła wzrokiem leżące przed nią dokumenty. Poczuła w sercu nagły przypływ nadziei. Może jednak pani adwokat przyniesie dobre wieści? Przecież podobno cuda się zdarzają, dodawała sobie w myślach otuchy.
Od występków i wybryków Arthura, które zaczęły wychodzić na jaw dopiero po jego śmierci, każdemu zakręciłoby się w głowie. Nie chodziło jedynie o fortunę roztrwonioną na hazard i inne rozrywki, ale również o gigantyczne długi będące skutkiem kiepskich interesów i inwestycji. Czy to już koniec tych szokujących rewelacji? – zastanawiała się Kat za każdym razem, gdy odkrywała kolejną część mrocznej prawdy. Jej mąż wydał co do grosza wszystkie pieniądze, wiodąc potajemne życie, które ukrywał przed nią od samego początku. I to właśnie bolało najbardziej. To, że przez tyle lat nie znała prawdziwego oblicza Arthura Charltona, własnego męża.
Mężczyzna, którego poślubiła, tak naprawdę nigdy nie istniał. Był fikcyjną postacią, aktorem, oszustem. Gdyby Kat przed ślubem wiedziała choćby część tego, co wiedziała teraz, nigdy nie brałaby pod uwagę związku z tym człowiekiem. Żadna trzeźwo myśląca kobieta by się w to nie wpakowała! Ale prawie każda, tak jak ona, dałaby się uwieść i nabrać.
Wsłuchała się w odgłos kroków rozbrzmiewających na korytarzu, dolatujący do jej uszu przez uchylone drzwi. Jej czoło przecięła pionowa zmarszczka. Jeśli to rzeczywiście pani adwokat, to chyba przeszła operację zmiany płci! – pomyślała zaskoczona. Kroki były bowiem głośne, ciężkie, zdecydowanie męskie.
Odgłos nagle ucichł. Kat wiedziała, że gość stoi już w progu salonu. Zanim zdołała podnieść głowę, usłyszała głos, który wysadził cały jej świat w powietrze niczym wrzucony przez okno granat.
– Witaj, Kat.
Gwałtownie zakręciło jej się w głowie. Miała wrażenie, że podłoga zniknęła, a ona spada w otchłań. Nie, to nie może być on!
– Heath?
Jego imię uleciało z jej ust jak najcichszy, ledwie słyszalny szept. Kartki, które trzymała w dłoniach, rozsypały się u jej stóp. Z nadludzkim wysiłkiem przemogła paraliż ciała i poruszyła głową, by zerknąć w stronę drzwi. Ujrzała go. Tak, to był on.
Miała wrażenie, że patrzy na trupa, który zmartwychwstał, na ducha, który ją nawiedził.
Powtórzyła jego imię drżącymi wargami.
Heath... Ten sam, a jakby inny. Heath, który stał w drzwiach, był wyższy, silniejszy, bardziej mroczny. Inny, a jednak taki sam. Wystarczyło jedno spojrzenie, by Kat dostrzegła, że nadal tkwi w nim tamten młodzieniec, którego znała. Chłopak, w którego oczach jakby nieustannie odbijały się błyskawice, którego dłonie chwytały chwile, pięści szukały bójki, a w sercu czaiła się dzikość. Tyle że tamten wiecznie roztrzepany i rozczochrany chłopak był teraz schowany pod wyrafinowanym, wypolerowanym pancerzem. Ten nowy Heath był diabelnie przystojny. Męski do bólu. Obłędnie seksowny.
Jego niegdyś niesforne długie włosy zostały ujarzmione i przystrzyżone. Miał na sobie stalowoszary garnitur uwydatniający atletyczną sylwetkę. Biała jak śnieg koszula podkreślała ciemną karnację pogłębioną opalenizną, którą można zdobyć jedynie w miejscach o wiele cieplejszych niż wilgotne, deszczowe Yorkshire. Z szerokich ramion niczym peleryna zwisał obszerny czarny płaszcz. Kat wytężyła wzrok. Czyżby w jego uchu lśnił kolczyk? Tak, ciemnozielony szmaragd odbijający wpadające przez okno światło. Nietypowa ozdoba, ale pasująca do tego egzotycznego mężczyzny.
– To naprawdę ty – stwierdziła, przyjmując do wiadomości, że to nie sen ani halucynacja.
Kiedyś zawsze cieszyła się na jego widok. Ale to było dawno temu, w czasach, gdy byli bliskimi przyjaciółmi. Potem wszystko się zmieniło, popsuło i urwało. Ostatnim razem, gdy go widziała, Heath w dzikim szale wymachiwał pięściami, miotał przekleństwami i wykrzykiwał pogróżki. Już wtedy wiedziała, że ich przyjaźń umarła. Teraz jego wroga mowa ciała, zimny błysk w oczach oraz ponura i zacięta mina sugerowały, że nie przybył tutaj tknięty nagłą nostalgią.
– Spodziewałaś się kogoś innego?
Dawniej ten mężczyzna, wówczas młodzieniec, był bardzo istotną osobą w życiu Kat. Był nie tylko przyjacielem, którego znała od dziecka, ale też kimś, kto pocieszał ją po śmierci ojca, bronił przed tyranią brata, a potem... potem zniknął. Odszedł bez słowa wyjaśnienia i nie zabiegał już nigdy o kontakt. Kat przepłakała wiele nocy; jej poduszka wchłonęła morze łez. Nie widziała go prawie dziesięć lat.
Zanim zniknął, zagroził, że pewnego dnia znowu się pojawi i wywróci do góry nogami życie jej rodziny. Czy wrócił, by spełnić swoją obietnicę?
Miała otwarte usta, lecz milczała.
– Czyżbym sprawił ci przykrą niespodziankę, panno Katherine?
W jego głosie wyczuła cynizm i sarkazm, a tych cech nigdy nie łączyła z jego osobą. Nie, to nie był już jej Heath, czyli chłopiec, którego kiedyś tak bardzo lubiła i za którym strasznie tęskniła. Ten Heath co prawda wyglądał elegancko, jakby wyskoczył z okładki magazynu o męskiej modzie, ale to było tylko przebranie krwiożerczego drapieżnika. Roztaczał wokół siebie niepokojącą, niebezpieczną aurę. Kat towarzyszyło podskórne wrażenie, że lada chwila ten człowiek może stracić nad sobą panowanie. Tak jak dawniej, gdy wstępował w niego dziki gniew bądź czuł się zagrożony i ujawniała się jego ciemniejsza strona, teraz też każdy jego mięsień zdawał się napięty, jakby był w pełni gotowy do bójki, kłótni lub ucieczki.
– Panno Katherine? – powtórzyła jak echo. Poczuła, że coś ściska jej serce. – Zawsze mówiłeś do mnie Kat.
– Bo kiedyś byłaś dla mnie Kat. Kiedyś – podkreślił.
Zdjął płaszcz i rzucił go na krzesło pod oknem. Czarne okrycie przefrunęło przez pokój niczym duch.
– Tak, kiedyś... byliśmy dziećmi – powiedziała słabym, smutnym głosem.
Heath był na siebie zły. Ba, był wściekły! Wmawiał sobie, że wrócił do Hawden tylko z jednego powodu – aby rozprawić się z dwoma osobnikami, którzy zatruli mu życie. Którzy traktowali go nie jak człowieka, tylko istotę niższego rzędu. Chciał tu wrócić, aby pokazać im, kim się stał, zademonstrować swoją siłę i przewagę, zemścić się na nich, a następnie odejść. Na zawsze.
Kiedy dowiedział się o zgonie Arthura Charltona, poczuł się jak myśliwy, któremu śmierć nagle sprzątnęła sprzed nosa tropioną zwierzynę. Ogarnęła go frustracja – nie było mu dane zasmakować satysfakcji, o której marzył. Teraz przyszedł do Grange, by odwiedzić Katherine Charlton, dawniej Katherine Nicholls. Kat. Nie, to już nie była jego Kat. Tamta dziewczyna przestała istnieć w dniu, kiedy go odtrąciła i zdradziła. Kiedy wybrała inne życie, inny świat. Bez niego.
Przyszedł tu z ciekawości. Chciał jedynie zobaczyć, jak bardzo się zmieniła. Rzucić jedno spojrzenie – nic więcej. Zerknąć na nią, odwrócić się i odejść.
Tak sobie obiecywał.
Lecz to jedno spojrzenie podziałało na niego porażająco. Udowodniło mu, że nadal jej pragnie i to bardziej niż jakiejkolwiek innej kobiety na ziemi. Przeczuwał, że Kat nadal będzie mu się podobała. Nie przewidział jednak, że przeistoczyła się w aż taką piękność! Jako nastolatka była chuda, niemal koścista. Teraz jej ciało kusiło idealnie kobiecymi kształtami. Nie zostało w niej już nic z chłopczycy. Wyglądała jak wyrafinowana dama. Niepotrzebnie związuje włosy w kucyk, pomyślał krytycznie. Wolał, gdy jej długie włosy falowały w powietrzu i opadały swobodnie na ramiona. Oczy nadal były ogromne i lśniące czystym błękitem, ale twarz, niegdyś dziecięco pucułowata, teraz była szczupła, z wyraźnie widocznymi kośćmi policzkowymi. Te ostrzejsze, szlachetniejsze rysy pasowały do jej nowego wcielenia. Nawet ubrana w prostą błękitną sukienkę emanowała arystokratyczną aurą. Widać było, że czuje się jak ryba w wodzie w domu, który kiedyś był dla nich niczym bajkowy pałac. Czasem podkradali się do niego i zerkali przez okno, zafascynowani tajemniczym, luksusowym wnętrzem.
– Już nie jesteś dzieckiem – stwierdził, zatapiając w Kat przenikliwe spojrzenie. – Jesteś damą w każdym calu.
Dostrzegł, że wyczuła sarkazm w jego głosie i zrozumiała, że to nie był komplement. Nie miał zamiaru silić się na grzeczność. Nie po tym, co mu zrobiła.
Przypomniał sobie tamtą noc. Noc, która była początkiem końca. Wdarli się na teren posesji, aby pospacerować po zatopionym w mroku ogrodzie rosnącym przy Grange. Pech chciał, że usłyszały ich psy strzegące domu. Już po kilku chwilach wytropiły intruzów. Jeden z nich chwycił Kat za nogę. Wielkimi zębiskami wgryzł się w jej ciało. Mieszkańcy willi, zaalarmowani ujadaniem psów, bezzwłocznie zainterweniowali. Zabrali Kat do środka, opatrzyli jej rany i kazali zostać na noc. Heatha nie przyjęli z otwartymi ramionami. Wyrzucili go na zbity pysk, prosto w ulewny deszcz, jak zawszonego obdartusa. Gdy wrócił do domu, do High Farm, Joseph złajał go za to, że miał czelność wtargnąć na teren ich sąsiadów arystokratów.
Tamte wydarzenia nieodwracalnie uszkodziły bliskie relacje pomiędzy Heathem a Kat. Ona odkryła nieznane, oszałamiające luksusy, które oferowała swym gościom i domownikom willa Charltonów. Gdy następnego dnia wróciła do domu, wydawała się już inną osobą, wyniosłą i odległą. Każdego dnia rosła pomiędzy nimi przepaść. Bliska przyjaźń stała się już niemożliwa.
Nadal jest zimna jak ryba, pomyślał, wpatrując się w nią bezustannie. Powinna siedzieć na wykutym z lodu tronie, a jej skórę powinna pokrywać gruba warstwa szronu. Chłodne spojrzenie błękitnych oczu dawało mu wyraźnie do zrozumienia, że jest intruzem.
Już niedługo jej małe królestwo legnie w gruzach, pomyślał z mroczną satysfakcją. Już niedługo...
– Cóż, nie miałam wyboru, wydoroślałam – odezwała się wreszcie, przemawiając tonem licującym z jej spojrzeniem. – Ty, jak widzę, również.
Z impetem powróciło do niego tamto uczucie gniewu i żalu, kiedy Kat odtrąciła go i wybrała innego. Bogatszego. Heath jednak nie był już zbuntowanym chłopcem, samotnym i skłóconym z całym światem, postrzegającym Kat jako swojego jedynego przyjaciela i sojusznika. Był dorosłym mężczyzną, doświadczonym i zahartowanym przez życie.
– Minęło sporo czasu. Wszystko się zmieniło – oświadczył ponurym tonem.
– Niewątpliwie – przytaknęła.
Nie wiedziała, co mówić i co robić. Czuła się skrępowana i stremowana w towarzystwie tego niemalże obcego mężczyzny. Nie przypominał Heatha, którego znała; zagubionego, zbuntowanego, lecz pełnego życia. Ten nowy Heath był posępną postacią, ludzkim odpowiednikiem gradowej chmury. Na jego twarzy, wokół ust i oczu, rysowały się już wyraźnie zmarszczki. Na pewno nie nabawił się ich od zbyt częstego uśmiechania.
– Nie zasługujesz na miłe powitanie po dziesięciu latach milczenia – rzuciła zimnym, twardym tonem. – Nie kontaktowałeś się ze mną. Nie myślałeś o mnie.
– Myślałem o tobie o wiele więcej niż ty o mnie, panno Katherine – odrzekł natychmiast, wykrzywiając usta.
I znowu słowa „panno Katherine” przepełnione były cyniczną drwiną. Dawno temu brat Kat kazał Heathowi właśnie tak się do niej zwracać. Heath jednak nigdy nikogo nie słuchał. Była pewna, że pod tym względem ani odrobinę się nie zmienił. Emanował siłą i dumą. Miała przed sobą człowieka sukcesu, zapewne bardzo bogatego i wpływowego.
– A może powinienem tytułować cię teraz Lady Charlton? – zapytał znienacka.
Kat poruszyła się niespokojnie na krześle.
– Wiesz o moim małżeństwie?
– Owszem, wiem. Postanowiłem któregoś dnia odwiedzić cię i złożyć gratulacje. Nie sądziłem, że zanim zdążę to uczynić, zostaniesz już wdową. I tak oto niestety planowane powinszowania przeistoczyły się w kondolencje.
– Śmierć Arthura była dla nas wszystkich wielkim szokiem – wyrecytowała jak automat.
Cóż innego miała powiedzieć? Zresztą to nie było kłamstwo. Doznała szoku, gdy policja poinformowała ją o śmierci męża. Tak naprawdę jednak już od jakiegoś czasu musiała ukrywać prawdę o swoim małżeństwie. Ukrywanie tego, co działo się za eleganckimi drzwiami willi Grange, stało się jej drugą naturą. Musiała albo kłamać, albo milczeć, co również było pewnego rodzaju kłamstwem. Właśnie w taką kłamliwą i żałosną osobę zamienił ją związek z Arthurem. Ich małżeństwo cała okolica uznała zgodnie za ślub dekady. Kat czuła na sobie presję otoczenia, szczególnie silną w małych społecznościach.
– Jego śmierć wiele zmieniła – mruknął Heath.
Zdziwiło ją to stwierdzenie.
– Co masz na myśli? – zapytała, marszcząc czoło.
Nie raczył odpowiedzieć. Wszedł w głąb pokoju, bezdźwięcznie stąpając po dywanie. Jego ruchy nasuwały skojarzenia z dzikim, drapieżnym kotem. Zatrzymał się przed wielkim oknem, przez które widać było ogromny ogród i basen, a w oddali pole i stado owiec skubiących w deszczu trawę.
Wpadające przez okno światło rozjaśniło jego twarz. Kat widziała wyraźnie cienką bliznę biegnącą po jego policzku. Wzdrygnęła się na wspomnienie tego, kto go tak oszpecił. Blizna powstała na skutek uderzenia starą podkową, którą cisnął w Heatha jej brat, Joseph, w trakcie napadu irracjonalnego szału. Koń, którego Joseph dosiadał na lokalnym konkursie skoków przez przeszkody, został pokonany przez konia Heatha, którego pożyczył mu ojciec Kat. Jak zwykle Joseph dał ujście swojej wściekłości i zazdrości w przerażającym akcie przemocy.
Czy Heath złożył już wizytę mojemu bratu? – zastanawiała się z niepokojem. Na myśl o konfrontacji tych dwóch mężczyzn po jej plecach przebiegł zimny dreszcz, jakby oparła się o ścianę lodu. Heath przed paroma minutami powiedział, że już jakiś czas temu zamierzał złożyć jej wizytę. Czy gdyby pojawił się tu wcześniej, wszystko potoczyłoby się inaczej?
Oczywiście nie przybył na ślub Kat i Arthura. Nie było to dla niej żadnym zaskoczeniem. Jej brat i mąż traktowali go skandalicznie. Heath jako jedyny przestrzegał ją przed rodziną Charltonów. Od pewnego momentu każdego dnia żałowała, że go wtedy nie posłuchała.
– Co miałeś na myśli? – powtórzyła, żądając odpowiedzi.
– Przecież to oczywiste. – Odwrócił się twarzą do niej i zatoczył ręką koło. – Teraz to wszystko należy do ciebie.
Jego twarz wykrzywił prześmiewczy grymas. Kat przełknęła głośno, lecz siedziała nieruchomo, jak przygwożdżona do krzesła.
– Mała panna Kat dostała wreszcie to, o czym marzyła. Piękny dom, wysoka pozycja społeczna, próżniacze życie. Masz wszystko, czego chciałaś. – Jego słowa wprost ociekały jadem.
– Nie, wcale nie wszystko! – zaprotestowała z ogniem.
Och, gdyby Heath poznał prawdę! – zawyła w duchu. Gdyby dowiedział się, że jej małżeństwo tak naprawdę nie istniało. Arthur na początku był taki czarujący, zabawny i opiekuńczy, wypełniał lukę, którą pozostawił po sobie Heath, lecz tuż po ślubie zaczął się zamieniać w małostkowego i złośliwego tyrana. Kat miała wówczas dwadzieścia jeden lat. Ta ogromna posiadłość stała się dla niej znienawidzonym więzieniem, a luksusowe życie okazało się fikcją i torturą.
– A czego ci brakuje?
– Jak możesz zadawać to pytanie, wiedząc, że mój mąż zmarł? – zapytała, udając oburzoną.
– Och, to żadna strata. – Machnął ręką. – Chociaż, prawdę mówiąc, pierwotnie planowałem najpierw złożyć wizytę właśnie jemu.
– Czego chciałeś od Arthura?
– Chciałem porozmawiać. O interesach.
Na dźwięk słowa „interesy” po jej kręgosłupie przebiegł dreszcz. Ostatnio to słowo kojarzyło jej się tylko ze złymi rzeczami.
– Jakich interesach? – spytała czujnie.
– To już nieważne.
Jego twarz znowu była nieprzeniknioną maską. Nie chciał, aby Kat cokolwiek z niej wyczytała.
– Nie sądzę, żeby Arthur chciał robić z tobą jakiekolwiek interesy. Nigdy o tym nie wspominał.
– Twój mąż omawiał z tobą swoje interesy?
Kat zmieszała się, spuściła głowę i bąknęła:
– Cóż, nie...
Prawdę mówiąc, Arthur niczego z nią nie konsultował. Jedynie wydawał rozkazy i wymagał ich wykonania. Zawsze wszystko miało być tak, jak on tego chciał. Już kilka tygodni po ślubie uświadomiła sobie, że ma być jedynie „żoną na pokaz”. Kobietą, która ma się elegancko i efektownie prezentować u boku męża, obwieszać się rodzinną biżuterią Charltonów, słynną w całej okolicy, i regularnie organizować przyjęcia, co było obsesją Arthura.
Dopiero z czasem zrozumiała, dlaczego miał takiego bzika na punkcie tych imprez. W ten sposób chciał mieć jak najwięcej okazji, by pokazywać ludziom, jak udane jest ich małżeństwo, ukrywając brzydką prawdę. Ich związek praktycznie nie istniał; był tak samo nieprawdziwy jak „pamiątki rodowe”, które były jedynie tanimi podróbkami. Oryginały zostały sprzedane już dawno temu.
– Nie miał w zwyczaju tego robić – dodała z wyrzutem w głosie.
– Tak myślałem – mruknął Heath.
Jakie interesy łączyły Heatha i Arthura? To pytanie nie dawało jej spokoju. Chciała zadać je wprost, ponieważ uważała, że jako wdowa po Arthurze ma do tego prawo, lecz zanim otworzyła usta, usłyszała na korytarzu odgłos znajomych kroków.
Tytuł oryginału: The Return of the Stranger
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2011
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
Korekta: Hanna Lachowska
© 2011 by Kate Walker
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2013, 2017
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
ISBN: 978-83-276-3239-5
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.