Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Książka zawiera kilkadziesiąt dotychczas niepublikowanych listów napisanych w latach 1950-1974. Ich autorka (1921-1976), nauczycielka języka polskiego i charyzmatyczna wychowawczyni młodzieży z Jarosławia w trudnych dla kształtowania umysłów i serc czasach, dziś kandydatka na ołtarze, pisała je do Zygmunta Sułowskiego, kolegi z czasów studiów w Krakowie, późniejszego profesora historii, od 1951 roku związanego z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim. Korespondencja odzwierciedla długą znajomość i serdeczną relację pomiędzy nimi. Nawiązana już w czasie studiów, opierała się na głębokim przywiązaniu obojga do wartości chrześcijańskich i patriotycznych oraz na żywym uczestnictwie w duszpasterstwie akademickim.
Listy, pisane ze swadą i humorem, językiem potoczystym i barwnym, ale też pełnym biblijnych i literackich odniesień, obrazują świat wartości, pasje, emocje i zainteresowania autorki. Jak pisze w Przedmowie ks. prof. Antoni Dębiński: „z jednej strony stanowią interesujący przykład epistolografii (…), z drugiej zaś przybliżają niezwykłą postać ich autorki, (…) nadają wymiar jednostkowy uniwersalnej idei świętości. Choćby z tych racji zasługują na uwagę”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 133
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Przedmowa
Listy Anny Jenke to zbiór kilkudziesięciu jednostek, które zachowały się w Bibliotece Uniwersyteckiej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Ich autorka, nauczycielka szkół średnich z Jarosławia, dziś kandydatka na ołtarze, adresowała je do Zygmunta Sułowskiego, swojego kolegi z czasów studiów w Krakowie, późniejszego profesora historii. Dotychczas niepublikowane, z jednej strony stanowią interesujący przykład epistolografii (powstały w okresie, kiedy funkcja samego listu odgrywała znacznie większą rolę niż dzisiaj), z drugiej zaś przybliżają niezwykłą postać ich autorki, odzwierciedlają barwy i rytm jej życia. Przelane na papier emocje, osobiste refleksje i spostrzeżenia, odwołania do literatury pięknej i tekstów liturgicznych pomagają lepiej zrozumieć jej świat wartości, pasje, postawę intelektualną i moralną, odniesienia do innych osób i otaczającej rzeczywistości. Napisane barwną polszczyzną, z taktem i delikatnością, niekiedy ze swadą i poczuciem humoru, nadają wymiar jednostkowy uniwersalnej idei świętości. Choćby z tych racji zasługują na uwagę. Poza wszystkim listy te odzwierciedlają długą znajomość i serdeczną, ciepłą relację pomiędzy ich autorką i adresatem.
1. Autorka listów
Anna Paulina Maria Jenke1 przyszła na świat 3 kwietnia 1921 roku w Błażowej, małym miasteczku w województwie podkarpackim, w powiecie rzeszowskim. Jej rodzicami byli Walenty i Anna z Nowaków, oboje nauczyciele. Była drugim dzieckiem z rzędu, miała dwoje rodzeństwa, starszego brata Jana i siostrę Marię (zmarła w 10. roku życia). W Błażowej spędziła dzieciństwo i rozpoczęła edukację szkolną w szkole powszechnej. W wieku 7 lat na stałe zamieszkała z rodzicami w Jarosławiu, w mieszkaniu znajdującym się w domu na ul. Kraszewskiego 37. Z tym miastem nad Sanem związała całe swoje życie. Tam dorastała, kształtowała swój charakter i kontynuowała naukę, najpierw w czteroletniej szkole powszechnej im. bł. Kingi. Po jej zakończeniu rozpoczęła kształcenie w Prywatnym Gimnazjum Żeńskim im. Juliusza Słowackiego, do którego uczęszczała jeden rok. Następnie zdobywanie wiedzy i kształtowanie charakteru kontynuowała w szkołach prowadzonych przez siostry niepokalanki, początkowo w gimnazjum, a później w dwuletnim liceum. Jako uczennica podjęła działalność w organizacjach harcerskich; z ruchem skautowskim była związana przez całe swoje życie. Szkołę średnią, zwieńczoną otrzymaniem świadectwa dojrzałości, ukończyła w 1939 roku. Wybuch II wojny światowej (miała wówczas 18 lat) uniemożliwił jej podjęcie studiów. Okres okupacji niemieckiej spędziła w Jarosławiu, gdzie z dużą wrażliwością na los bliźnich angażowała się w akcje charytatywne na rzecz potrzebujących i biednych. Wraz z innymi harcerkami urządzała zbiórki dla powstańców Warszawy i organizowała akcję „kromka chleba” dla biednych i opuszczonych dzieci. Zajmowała się też organizowaniem zapasów żywnościowych i kompletowaniem apteczki. Udzielała się w Radzie Głównej Opiekuńczej (organizacja charytatywna działająca podczas II wojny światowej, wspierana przez abpa Adama Stefana Sapiehę), włączyła się do działalność konspiracyjnej i podjęła aktywność w ramach tajnego nauczania jako nauczycielka Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego w Jarosławiu.
Po zakończeniu II wojny światowej, w 1945 roku, podjęła studia na Wydziale Nauk Humanistycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Podczas pięcioletnich studiów, głęboko przywiązana do wartości chrześcijańskich i patriotycznych, aktywnie uczestniczyła w życiu społecznym. Należała do Sodalicji Mariańskiej Akademików, której celem było kształtowanie członków w duchu nauki Kościoła, wspieranie ich pracy naukowej, organizowanie życia religijnego i towarzyskiego. Kontynuowała przynależność do ruchu skautowskiego, aktywnie uczestnicząc w działaniach studenckiej organizacji harcerskiej Watra; tam przyjęła pseudonim Słoneczna Skała. Włączyła się w prace duszpasterstwa akademickiego prowadzonego przy kościele św. Anny. Studia odbyła bez trudności i z powodzeniem zwieńczyła je tytułem magistra filologii polskiej, uzyskanym na podstawie pracy magisterskiej Dziecko ulicy w polskiej literaturze 20-lecia międzywojennego, którą napisała na seminarium naukowym prof. Stanisława Pigonia. Po zakończeniu studiów podjęła pracę jako polonistka i wychowawczyni w szkołach średnich w Jarosławiu. Pierwsze kroki zawodowe stawiała w Liceum dla Wychowawczyń Przedszkoli, w którym w 1950 roku została zatrudniona jako nauczycielka języka polskiego. Pracując w szkole, nie zaniedbywała poszerzania swoich kwalifikacji; brała udział w różnych kursach i szkoleniach. W latach 1953-1954 była uczestnikiem Państwowego Zaocznego Kursu Bibliotekarskiego w Warszawie, sfinalizowanego egzaminem (uprawniał do pracy w bibliotekach powszechnych na równi z absolwentami państwowych liceów bibliotekarskich), zdanym przed Państwową Komisją Egzaminacyjną w Rzeszowie.
Początki jej pracy przypadły na trudny okres stalinizmu, narzuconego Polsce jako wzorzec ustroju społeczno-politycznego i gospodarczego. Decyzją władz oświatowych, jako „element podejrzany ideowo”, została zwolniona z pracy w szkolnictwie w 1956 roku. Zatrudnienie znalazła w Bibliotece Miejskiej jako kierowniczka placówki. Po dwuletniej pracy jako bibliotekarka ponownie została zatrudniona w szkolnictwie; otrzymała etat nauczycielki języka polskiego w Liceum Sztuk Plastycznych w Jarosławiu, w którym pracowała prawie do śmierci. W latach 1959-1962 pełniła funkcję dyrektorki placówki, zaś w latach 1962-1964 zastępcy dyrektora szkoły. Będąc dyrektorką, dbała o dobór odpowiedniej kadry nauczycielskiej, zabiegała o wysoki poziom edukacji. Z myślą o przyszłości wychowanków nawiązała kontakty z wyższymi uczelniami, gdzie promowała swoich uczniów. Była świetnym pedagogiem, utalentowaną, charyzmatyczną wychowawczynią młodzieży, kształtującą umysły i serca młodych ludzi w niełatwych czasach. W 1972 roku uchwałą Rady Państwa została odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi; w tym samym roku decyzją Kuratorium Okręgu Szkolnego w Rzeszowie otrzymała tytuł profesora szkoły średniej.
Zmarła w Jarosławiu w 1976 roku, mając zaledwie 55 lat, wskutek choroby nowotworowej (czerniak skóry), będąc u szczytu swoich możliwości życiowych i zawodowych. Została pochowana w grobowcu rodzinnym na Starym Cmentarzu w Jarosławiu; jej pogrzeb z tłumnym udziałem uczniów i absolwentów jarosławskich szkół, mieszkańców Jarosławia i innych miejscowości był przyrównywany do manifestacji. W 1993 roku został rozpoczęty proces beatyfikacyjny Anny Jenke na szczeblu diecezjalnym. W związku z tym faktem w kwietniu 1997 roku dokonano ekshumacji jej doczesnych szczątków, które przeniesiono do krypty w kościele św. Mikołaja i św. Biskupa Stanisława w Jarosławiu, gdzie mieści się Ośrodek Kultury i Formacji Chrześcijańskiej im. Służebnicy Bożej Anny Jenke. Jej imię jako patronki nosi kilka szkół: Medyczna Szkoła Policealna w Sanoku, Publiczna Szkoła Podstawowa w Błażowej (szkoła ma dwoje patronów, króla Władysława Jagiełłę i Annę Jenke), Szkoła Podstawowa w Przysiekach, Szkoła Podstawowa w Mrowinach, Zespół Szkół w Rogóżnie i Publiczne Katolickie Liceum Ogólnokształcące w Jarosławiu. Była też patronką gimnazjum (w okresie po II wojnie światowej w polskim systemie oświaty ten typ szkoły funkcjonował w latach 1999-2019) w Adamówce i w Błażowej. W 1992 roku Rada Miasta Jarosławia nadała jednej z ulic imię Anny Jenke, a w 2021 roku przyznała jej pośmiertnie tytuł Honorowego Obywatela Miasta Jarosławia.
Autorka listów pozostawiła po sobie oprócz nich kilka artykułów2 oraz Dzienniczki i rozważania3.
2. Adresat listów
Adresatem listów, które wyszły spod pióra Anny Jenke, był Zygmunt Sułowski4, profesor historii, mediewista, od 1951 roku związany z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim.
Przyszedł na świat 2 maja 1920 roku w Lublinie; był synem prawnika Adama Jana i Janiny Scholastyki z domu Rudzkiej. Miał o rok młodszego brata Kazimierza Jana, który poszedł w ślady ojca i został prawnikiem. W 1938 roku ukończył Gimnazjum im. Stefana Batorego w Warszawie, uzyskując świadectwo dojrzałości, jak podał w swoim życiorysie, „typu matematyczno-przyrodniczego”. Po odbyciu służby wojskowej w Szkole Podchorążych Artylerii Przeciwlotniczej w Trauguttowie koło Brześcia nad Bugiem walczył jako podchorąży w kampanii wrześniowej 1939 roku; uczestniczył w obronie Warszawy. W okresie okupacji niemieckiej zmieniał wiele razy miejsce pobytu i rodzaj zajęć. Od roku 1941 uczęszczał w Warszawie do Państwowej Szkoły Budowy Maszyn II stopnia (im. H. Wawelberga i S. Rotwanda), następnie zaś na I kurs Wydziału Budowy Maszyn w Państwowej Wyższej Szkole Technicznej. W lipcu 1944 roku wyjechał na Kielecczyznę, gdzie przez pewien czas pracował jako księgowy w majątku Cyber (pow. Opatów), zaś w 1944 roku przez kilka miesięcy jako oficer taborowy brał udział w działaniach 2. Pułku Piechoty Legionów Armii Krajowej.
W okresie okupacji rozpoczął studia historyczne na tajnym komplecie Uniwersytetu Poznańskiego. Po zakończeniu wojny kontynuował je, wraz ze studiami socjologicznymi, w latach 1945-1950 na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Aktywnie włączył się w działalności społecznych i naukowych organizacji studenckich; pełnił funkcję prezesa Koła Historyków Studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego i przewodniczącego organizacji wspomagającej najuboższych studentów Caritas Academica. Wybrał specjalizację mediewistyczną pod kierunkiem prof. Józefa Widajewicza; w maju 1950 roku otrzymał dyplom magistra filozofii w zakresie historii. Dwa lata później na macierzystej uczelni uzyskał tytuł doktora filozofii w zakresie historii; promotorem jego rozprawy doktorskiej pt. Najstarsza granica zachodnia Polski5 był prof. Józef Widajewicz. Po ukończeniu studiów Z. Sułowski został zatrudniony na Uniwersytecie Poznańskim, w Katedrze Historii Słowiańszczyzny Zachodniej, którą kierował prof. Gerard Labuda. W Poznaniu pracował zaledwie jeden rok; władze uniwersytetu, wprowadzając czystkę ideologiczną, nie przedłużyły mu angażu jako osobie deklarującej światopogląd katolicki. W roku 1951 roku powrócił do Lublina, gdzie na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim otrzymał zatrudnienie. Z miastem nad Bystrzycą i katolicką wszechnicą związał się trwale, aż do końca życia. W roku 1970 zawarł związek małżeński z dr Marią Chyżewską, która była archeologiem.
Na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Zygmunt Sułowski przeszedł wszystkie etapy kariery akademickiej. Rozpoczął od stanowiska starszego asystenta w Katedrze Dziejów Średniowiecznych i Nauk Pomocniczych Historii, kierowanej przez prof. Leona Białkowskiego. W 1953 roku otrzymał nominację na adiunkta, w trzy lata później został docentem; w 1962 roku objął kierownictwo katedry. Po jej podziale w 1982 roku kierował Katedrą Metodologii i Nauk Pomocniczych Historii, którą prowadził do przejścia na emeryturę w 1990 roku. W roku 1969 roku powołany został na stanowisko profesora nadzwyczajnego, a w 1986 roku – na profesora zwyczajnego. Nie uchylał się od funkcji organizacyjnych: kilkakrotnie pełnił funkcję kierownika sekcji historii, prodziekana i w latach 1974-1981 dziekana Wydziału Nauk Humanistycznych. Był współzałożycielem i długoletnim współpracownikiem Instytutu Geografii Historycznej Kościoła KUL, przez wiele lat należał do redakcji naczelnej Encyklopedii katolickiej.
Jego badania koncentrowały się wokół kilku obszarów. Pierwszym była problematyka dziejów Słowiańszczyzny Zachodniej do końca XII wieku, w szczególności Słowian nadbałtyckich i zaodrzańskich. Problematyka ta obejmowała także kwestie dotyczące początków państwa polskiego i stosunków pomiędzy ludami słowiańskimi a Niemcami. Podejmując badania, wykazywał specjalne zainteresowanie komponentami geograficznymi historii ludów i państw (terenem wydarzeń, ruchami migracyjnymi, zasięgiem osadnictwa czy strukturą terytorialną państwowości).
Osobnym kierunkiem jego badań była historia Kościoła; skupiając się na najstarszych dziejach Kościoła polskiego, podejmował tematy z zakresu chrystianizacji Polski i budowy polskiej organizacji kościelnej, rozważane w kontekście złożonych realiów polityczno-religijnych Europy Środkowej. Ważnym nurtem biografii naukowej profesora Sułowskiego była demografia historyczna, którą łączył z naukami pomocniczymi historii.
Zygmunt Sułowski zmarł w Lublinie 12 lutego 1995 roku. Został pochowany na cmentarzu przy ul. Lipowej w Lublinie; spoczął obok matki Janiny i tragicznie zmarłej żony Marii.
3. Forma i treść listów
Kolekcja listów stanowi część spuścizny po profesorze Zygmuncie Sułowskim. Po jego śmierci w 1995 roku trafiła ona do Biblioteki Uniwersyteckiej KUL i jest przechowywana w Oddziale Zbiorów Specjalnych6. Przez przeszło 20 lat listy te nie były przedmiotem eksploracji.
Zbiór obejmuje 42 listy napisane przez Annę Jenke; nadto do edycji został włączony list jej matki, Anny Jenke, napisany na prośbę córki. Trudno obecnie ustalić, czy jest to kompletny zbiór listów wysłanych przez Annę Jenke czy też wyselekcjonowany przez odbiorcę wybór. Z treści listów wynika, że wiele z nich stanowi odpowiedź na listy otrzymane od Zygmunta Sułowskiego (te prawdopodobnie nie zachowały się). Ich nieznajomość uniemożliwia niekiedy pełne zrozumienie niektórych wątków, motywów i sformułowań zawartych w listach Anny Jenke.
Publikowane listy powstały w okresie bez mała ćwierćwiecza; chronologicznie pierwszy z nich pochodzi z 1950 roku, pisany był po zakończeniu studiów i opuszczeniu Krakowa przez ich autorkę, ostatni zaś został wysłany w 1974 roku, czyli dwa lata przed śmiercią nadawczyni. Anna Jenke pisała je z różną częstotliwością; najwięcej listów powstało na początku lat 50. ubiegłego stulecia. W kolejnej dekadzie, w latach 60., aktywność epistolarna praktycznie zamarła, powstał tylko jeden list. Na początku lat 70. Jenke pisała sporadycznie. Dodać należy, że w niektórych listach autorka nie umieszczała pełnej daty – wskazując dzień i miesiąc, nie podawała roku. Przy edycji listów został przyjęty ich chronologiczny porządek, ustalony przez pracowników Oddziału Specjalnego Biblioteki Uniwersyteckiej KUL.
Listy z punktu widzenia objętości są zróżnicowane; jedne lakoniczne, inne zawierają długie teksty, zamieszczone na kilku kartkach; niektóre z nich, nieliczne, powstawały etapami. Były pisane na zwykłych, różnego formatu kartkach papieru, często w kratkę lub w linie (zapewne pochodzących z brulionów szkolnych), lub na kartach pocztowych. Wszystkie zostały napisane ręcznie, piórem lub długopisem, co do zasady wyraźnie i czytelnie (wyjątkowo tylko pojawiają się wątpliwości odnośnie do zapisu). Teksty mają styl potoczysty; autorka posługuje się językiem barwnym, czasami potocznym, stosując regionalizmy czy też zwroty charakterystyczne dla środowiska młodzieżowego; w treść wplata wiele cytatów. Przyjęty styl komunikacji z adresatem jest żywy, bezpośredni, uzewnętrzniający emocje, czasami wyrażający, w sposób delikatny i nieraniący, krytykę. Autorka rozpoczynała je niezmiennie nagłówkiem „Drogi Zygmuncie”. W górnej części po lewej stronie umieszczała maleńki znak krzyża. Teksty listów podpisywała przeważnie zdrobnieniem swojego imienia „Nuśka”; kilka z ostatniego okresu podpisała „Anna”. Zamieszczając w górnym prawym rogu kartki datę dzienną, często niżej wskazywała datę (lub nazwę dnia) z kalendarza liturgicznego (np. wigilia Środy Popielcowej, święto Chrystusa Króla, św. Mikołaj, Niedziela Palmowa, św. Tereni od Dzieciątka Jezus czy Matki Bożej Nieustającej Pomocy). Kończąc tekst, nierzadko do używanego w relacjach nieoficjalnych i koleżeńskich pozdrowienia „Cześć”, dodawała frazę „Bogu Cię oddaję” czy „Niech Bóg się Tobą opiekuje”.
Teksty listów ujawniają głęboką jedność między życiem a wyznawanym światem wartości. Autorka, zaangażowana w sprawy innych, o sobie pisze z pewnym dystansem. Dobre wykształcenie, erudycja, znajomość literatury pięknej, pogłębiona duchowość, doświadczenie zdobywane w okresie okupacji, studiów i pracy z młodzieżą dały polonistce z Jarosławia mądre, głębokie spojrzenie na świat; spojrzenie wrażliwe i pełne empatii, ale nie czułostkowe; spojrzenie przepełnione głęboką wiarą, ale dalekie od powierzchownej pobożności.
4. Zasady edycji listów
Przygotowując edycję listów Anny Jenke, ujednolicono ich układ graficzny, a także uporządkowano strukturę w zakresie akapitów. Zachowano wprowadzone przez autorkę podkreślenia, oddając je za pomocą rozstrzelenia w druku; taki też zapis zachowano w przypadku oryginalnie tak podanych wyrazów. Pozostawiono liczne cudzysłowy, w które zostały ujęte wyrazy, wyrażenia i zdania – opisano te z nich, które udało się rozpoznać (cytaty lub parafrazy myśli i utworów autorów literatury pięknej, teksty biblijne czy odniesienia do szerokiego spektrum kulturowego); nie opatrywano komentarzem zwrotów i fraz znanych, zrozumiałych, a także – jak można się domyślić – cytatów związanych z czasami studenckimi korespondentów, fragmentów listów od Sułowskiego oraz tych, których identyfikacja okazała się niemożliwa. Z cudzysłowów zrezygnowano w odniesieniu do wyrazów i zwrotów obcojęzycznych, zapisując je kursywą. Zastosowane przez autorkę nawiasy kwadratowe zamieniono na okrągłe, przeznaczając kwadratowe na rozwinięcie zastosowanych przez nią skrótów. Wszystkie dopiski odnoszące się do miejsc wskazanych przez autorkę za pomocą strzałki lub innego znaku graficznego umieszczono we właściwym miejscu w nawiasie ostrym, a te dodane na marginesach podano pod tekstem listu. Zastosowano modernizację pisowni i interpunkcji według zasad współcześnie obowiązujących. Spośród bardzo często stosowanych zapisów wielką literą zachowano te odnoszące się do osób bliskich Annie Jenke, by ukazać jej stosunek emocjonalny do nich i szacunek.
W edycji przyjęto zasadę objaśnienia ówczesnych realiów, przywoływanych niekiedy przez autorkę. W odniesieniu do postaci znanych ze świata nauki, literatury czy kultury zamieszczono jedynie podstawowe informacje. Wspominanych przez Annę Jenke znajomych z kręgu studenckiego, czasem wymienianych tylko z imienia, nie udało się zidentyfikować. W edycji objaśniono mniej znane nazwy geograficzne, zwłaszcza te pojawiające się w kontekście biografii obydwojga korespondentów. Komentarzem opatrzono zaś przede wszystkim – o ile było to możliwe – fakty, osoby, miejsca oraz wydarzenia związane z życiem Anny Jenke i Zygmunta Sułowskiego.
Lublin, 20 czerwca 2021 roku
Antoni Dębiński
Wyrażam podziękowanie Bibliotece Uniwersyteckiej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II za udostępnienie rękopisów listów, zaś Archiwum Uniwersyteckiemu KUL i Towarzystwu Przyjaciół Anny Jenke w Jarosławiu za umożliwienie publikacji zdjęć.
Listy
[Jarosław], 2 IX [19]50
+
Drogi Zygmuncie,
dziękuję za list – naprawdę bardzo mnie ucieszył, że przyszedł. Natomiast wyczuwam w nim, że jest Ci dość ciężko (to tak między wierszami się czyta…). Oczywiście to się łączy z problemem: jednostka i grupa. Człowiek na serio potrzebuje obecności innych bliskich ludzi, ale kto wie, może lepiej, że go życie czasem „urywa”, wtedy się umie inaczej popatrzeć i zrozumieć, że trzeba odejść, by zyskać inne wartości, by poszerzyć swoje możliwości „penetracji” do innych kręgów ludzi…
Chciałam to o wiele prościej powiedzieć, ale mam głowę bardzo wysuszoną. „Na prozę” dałoby się to przełożyć inaczej, ale Ty i tak zrozumiesz, bo umiesz rozsupływać zawiłe sprawy.
W tym momencie uświadomiłam sobie, że plotę zgoła „od rzeczy”, ale jestem dziś mocno zmęczona. Poniżej podam Ci biuletyn dokładny (wg rozkazu) z moich tegorocznych wakacji.
Na razie chcę pisać à propos7 Twego listu. Cieszę się, że Twoja praca już idzie do druku8 – czy będzie można dostać jedną odbitkę tej specyficznej humanist[yczno]-matematycznej rozprawy? Jestem ciekawa, jak się przedstawia dalszy ciąg, tj. „doktorska”9, czy masz już materiały, czy idzie, czy natrafiłeś na jakieś rewelacje.
Zapewne wkrótce skończy się Twoje bumelanctwo10, czyli błogi spokój od strony studentów. Chciałabym Cię widzieć, jak się zabierzesz do pracy z nimi – ćwiczeń itp. Tylko nie zamęczaj zanadto młodzieży! I siebie! Trzeba być jednak żywym człowiekiem.
Radziłabym Ci ogromnie nie zaniedbać tradycji wędrowniczej, kt[órą] tak chwalebnie nabyłeś w Krakowie. Nie wiem, jak się przedstawiają okolice Poznania z punktu widzenia przydatności dla piechura, ale pamiętaj: niedzielę trzeba święcić, poza Mszą św., też słońcem, wiatrem, przestrzenią… (à propos akadem[ickich] Mszy św. u św. Anny11, to mi ich tak bardzo brak, ale staram się zwalczać w sobie ten „smętek materii”, bo przecież Msza św. tu jest ta sama, tyle że dekoracje ludźmi nieco inne).
Szkoda, że tylko tak krótko byłeś w Oblęgorku12, ale cieszę się, że widziałeś tam i… zauważyłeś tyle piękna. Dawniej nie miałeś takiego zwyczaju. Kto wie, może udałoby się dowieść, że jesteś całkiem inny niż myślisz!
Z kolei przechodzę do moich dziejów wakacyjnych. Krótko i węzłowato moja trasa wyglądała tak: Pewel13 – 2 tygodnie w lipcu, Milanówek k. W[arsza]wy 20-30 lipca „kurs liter[atury] dziecięcej”14, 1-6 VIII Laski15 k. W[arsza]wy, 7 VIII Częstochowa, potem kilka dni Kraków (wstąpiłam też do Twej Matki16, ale niestety nie zastałam) i wreszcie… Jarosław17…
…już chyba in saecula saeculorum18, bo musisz wiedzieć, że dostałam tu posadę polonistki w Lic[eum] dla Wychowawczyń Przedszkoli19. W związku z tym przeżywam od 1 IX dużo emocji i strachu20. Cieszę się i boję się zarazem. Wierzę jednak, że będzie dobrze („będzie lepiej, a nie jest wcale źle”! Pamiętasz?). Moje dziecka są bardzo, bardzo miłe; większość ma takie cieniutkie warkoczyki i bezokolicznik od „jesteś” mają… „jeść”.
Prof. Pigoń21 zaakceptował moją pracę22 i za to Bogu dziękuję, bo co by było teraz, nie wiem. Nowa rzeczywistość szkolna tak zmieniła moje życie, że wszystko jest jakby w filmie przyspieszonym. Jak zmieszczę przygotowanie do ostatniego egzaminu23? (termin surowy, <tzn. bez apelacji> – w grudniu!), nie mam pojęcia. Nie umiem nastawić psychiki na kilka torów.
Uczę tu: polskiego (klasa maturalna), liter[atury] dziecięcej i… higieny.
Pisałeś, że wyczuwasz, że Zosia w Pniewach24 jest na swoim miejscu. To ważne. Zapytuję siebie, czy ja jestem na swoim. Na pewno nie wiem. Ale tak mi się wydaje. Po prostu warunki się tak „ułożyły” – człowieka czasami one osaczają i można to w pewnym sensie uważać za wyznaczenie drogi przez Boga. Można, ale nie musi się (tu chciałabym dużo pomówić, tyle się sunie myśli, ale cóż, trzeba iść spać, bo Mamusia zostawiła uchylone drzwi, żeby być pewną, że za długo nie posiedzę).
Wiesz, Zygmunt, przyszło mi raz na myśl, że Pan Jezus był „dzieckiem trudnym” (exemplum25: zgubienie w świątyni), ja niestety zwykle robiłam to, co inni chcieli. Od niedawna robię czasami to, co ja chcę. Trzeba. Bo w końcu ta cięlęcowata postawa zaprowadziłaby mnie do jakiegoś głupiego kompromisu nawet ze złem, byle innych nie urazić. Tak nie wolno. Mam swoje życie i mam je przeżyć. Trudno się ciągle oglądać na innych.
Piszę, piszę, ale od sensu, bo jednak „pisanym” trudno jest wyrazić to, co się myśli.
Trzymaj się, Zygmunt, dzielnie, Ty ukryty i „zamelinowany” romantyku! (to nie dowcip, ale chyba prawda, może się tego doszukasz w sobie…).
Wierzę, że co dzień o 21.0026 spotykamy się. Prawda?
Być może, że jeszcze się kiedyś zobaczymy na ziemi… przed doliną Jozafata27. Chciałabym!
Napisz jeszcze „co nieco” – kiedyś!
Pamiętam o Tobie codziennie.
Cześć!
Bogu Cię oddaję
Nuśka
Życzę Ci bardzo, żebyś mógł wziąć Mamusię do Poznania, bo to Cię pewnie też gnębi.
4 IX. Dziś dopiero wrzucę list. Pisałam na „kilka zawodów”. Za chwilę mam w II licealnej „liter[aturę] dziecięcą”. To zupełnie nowy przedmiot. Jestem taka zmęczona i nie mogę się chwycić jakoś. Proszę Cię, pomódl się czasem o pomoc Bożą. Chcę bardzo spełnić to, co Bóg chce, ale nie mam w sobie ani krzty radości. Nie umiem tego włączyć w moją Mszę św.
Pytasz o znajomych: gros jest w K[rakowie] i kuje w Jagiellonce28.
Grażynka była i jest jeszcze w Oryszewie na praktyce w domu poprawczym29. Wiesz, od czasu mojego odjazdu b[ardzo] zbliżyłyśmy się z Nią. Paradoks, a jednak prawda.
Zostało mi po Tobie zdanie Twoje: „lepsza jest najgorszaprawda niż najpiękniejsze kłamstwo”… pomogło mi to bardzo!
Serdeczności dużo i Bóg z Tobą!
N[uśka]
[Jarosław?], 29 X [19]50
Święto Chrystusa Króla
+
Drogi Zygmuncie,
dziękuję Ci mocno za list, tym razem ja „nawaliłam” z odpisaniem, ale dużo spraw działo się u mnie w międzyczasie i nie mogłam, choć chciałam odpisać zaraz.
M.in. był wizytator, poza tym: przygotowywałam poranek ku czci M. Konopnickiej30 itp. itp. związane ze szkołą problemy, które zabierają furę czasu, a egzamin schodzi zawsze na ostatni plan. Zobaczymy, co z tego wyniknie. À propos wizytatora to… był oczarowany, piszę to na serio zupełnie. Omawiałyśmy w maturalnej klasie Lalkę31 i po prostu aktualizacja go zachwyciła, np. tematy zadań „Mój kolega Wokulski” czy <np.> „Izabela Łęcka uczennica P[aństwowego] Lic[eum] dla Wych[owawczyń] Przedszk[oli] w Jarosławiu” – jednym słowem Stud[ium] Pedagogiczne32 przydało się na coś. Patrząc w tył i na „teraz”, widzę, że chyba najmniej przydaje mi się (polonistce!)… polonistyka, ale za to wszystko inne, i Swieżawski33 nawet, w ogóle: Pewel – Kraków itd.
Mógłbyś spytać moje uczennice nawet o różnice między idealizmem filoz[oficznym], realizmem i realizmem spirytualnym – powiedzą Ci i wytłumaczą jasno. Ot, co! Trzeba to przemyśleć, żeby rzeczy ważne, a trudne podać Im w strawny sposób.
Staram się „żywo” uczyć i z humorem – biorę przykłady z życia, np. ćwiczenia słownikowe zaczynam od przygody pewnego młodziutkiego belfra, kt[óry] w dzienniku wpisał w pasji notatkę: „Klasa chodzi po klasie i nie zwraca uwagi na moje uwagi”…34.
Daję niedostateczne, a jakże, bo inaczej nie ujedzie, wszystko leciałoby przez palce.
Tak się cieszę, że mogę uczyć! Trudne to i bardzo odpowiedzialne, ale ufam. „Jeśli Bóg zechce, to i mucha może być żołnierzem!”35
Piszę Ci mnóstwo o sobie, szkole, ale nie dziw się (ten „konik” i tak mi już nieco minął, ale był czas, z początku, że nie umiałam myśleć o czym innym). Dziś poprawiałam kilka zeszytów lekcyjnych i… lektór [sic!] i jestem pod wrażeniem tej przecódnej [sic!] ortografii. Natomiast cieszę się, jeśli gdzieś napotkam jakąś samodzielną, „swoją” myśl, o którą zresztą dość cięszko [sic!]36. Staram się moim uczennicom zasugerować zainteresowanie dzieckiem, bo wiele z nich, za rok, już będzie prowadzić przedszkole, a dziecko jest dla nich zupełnie pojęciem pustym, dla którego nie mają ani odrobiny serca. (Biedne te dzieci i one też!). Wierzę jednak w ewolucję człowieka. Ja też, idąc na UJ, nie myślałam o belferstwie, a Smołowo37 itd. mnie zapaliło i dziś jestem prawie, prawie szczęśliwa. Może uda mi się tchnąć w te moje „dziecka” miłość do każdego dziecka, a osobliwie do polskiego i do własnego.
Stop!
Przewekslujmy gadanie.
Cieszę się, że mi dużo napisałeś. Mam nadzieję, że ustnie może uda nam się też porozmawiać. Jeśli zechcesz. Będę w K[rakowie] zapewne od 1-15 XII38, bo już zrobiłam podanie o urlop i mam nadzieję, że dostanę go. Chcę koniecznie zdać w terminie, tj. w XII, a lepiej nie odkładać na sam ostatek.
Gorzej, bo jeszcze b[ardzo] dużo pozycji nie mam przerobionych, czasu brak, elektryka się psuje… (o prowincjo spokojna, a wesoła!…).
Jakoś wydaje mi się, mimo wszystko, że zdam. Trzeba „jechać” na wyrobionej dobrej marce, no i uczyć się.
(godz. 21.00 – apel…)
Cieszę się, że w P[oznaniu] możliwie Ci „się urządziło” i że trafiłeś na takiego mistrza – profesora39. To ważne! A jak praktycznie będzie wyglądało to robienie prehistorii40? Ile czasu? Czy Ty się przypadkiem nie męczysz zanadto? Postawię Ci kilka zasadniczych pytań z bazy realno-spirytualistycznej: czy ciepło się ubierasz? (zima jest niemal!), czy masz ciepło w pokoju?, czy masz buty całe?, czy w ogóle jest tam ktoś taki, co odrobinę myśli o Tobie, Człeku uczony?
Teraz tak łatwo o grypsko. Ciekawam, jak się czuje Twoja Matka. Z moją Matką41 mam teraz dużo trosk, bo kiepsko ze zdrowiem. To taki wielki i smutny pewnik, że trzeba się rozstać… Modlę się, żeby to Bóg jakoś urządził ze swoją wielką pomocą. Jeszcze na razie nie jest źle, ale nieuchronnie zbliża się. Mamusia jeszcze stara się dom cały prowadzić, ale jest już coraz słabsza. Brat nic nie pisze42, już od kwietnia. Zupełnie nie rozumiem… Chcę też zaprowadzić i Tatusia43 do lekarza, ale wymiguje się za każdym razem. Takie duże dziecko. Role się zmieniły.
Wyobrażam sobie, że Twej Mamusi jest ciężko samej. Zawsze dobrze było, jak się ktoś taki „obracał” blisko jak Ty.
Pisz, bodaj, często do Matki. Czeka.
Czy masz czas na czytanie czegoś dla siebie? Ja – tylko mszał. Nie mam czasu na co innego, i chęci. Może źle, ale w mszale jest to prawdziwe ziarno. Wystarczy na co dzień.
Tu nie mam też nikogo bliskiego. Mimo tylu ludzi naokoło. Wina niewątpliwie braku czasu i… mogę też przyznać: moja. Straciłam zapęd, podobnie jak Ty. Ale tylko w tym sensie, że jakoś nie mam chęci do opowiadania innym o sobie, zresztą tu tak trudno być szczerym, trzeba się bać, że to, co w ucho się mówi, już za chwilę stanie się publiczną tajemnicą, ot, ploteczki…
Dobrze, że tam jest Marzenka44. Pozdrów ją, proszę, od moich Rodziców i ode mnie. Złote stworzenie, tylko też już bywa smutna. Prawda?
O ile zechcesz, napisz znowu coś o Tobie, o pracy. Zawsze się cieszę! Bardzo!
Na zakończenie chcę Ci podać parę myśli „ze św. Anny”, z listu mojej koleżanki:
„Msza św. zaczęła się w Wieczerniku, a dokonała na Kalwarii. Wieczernik był cichy, skupiony. Kalwaria gwarna, pełna wrzasku. Wieczernik o zmroku, Kalwaria w pełnym słońcu, wysoko na górze, w b[ardzo] widocznym miejscu. Dlatego Msza św. nie boi się życia i jego napięć.
Te wszystkie namiętności, k[tóre] otaczały krzyż i dziś istnieją w świecie, dlatego trzeba, żeby tu była Msza św.
Niepotrzebnie boimy się przyjść wprost z ulicy, niepotrzebnie szczotkujemy się, czyścimy… Już chcemy ze sobą przynieść na Mszę św. to właśnie, co nam chce Chrystus na niej dać.
Nie bójmy się przynieść ze sobą rozklekotanych nerwów, głowy pełnej zgiełku, zbuntowanego serca <Czy Ty się kiedyś buntujesz, w sensie oburzenia na coś? Ja do niedawna – nie! – byłam prawie «jagnięciem», czytaj: cielęciem; teraz coraz częściej staję dęba. Oceniam to pozytywnie, bo nie można kochać dobra, jeśli się nie nienawidzi zła>. Przecież On powiedział: «Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście obciążeni»45. Msza św. jest właśnie po to, by przynieść uciszenie. Mamy przyjść z pragnieniem darów Chrystusa wtedy, gdy sami siebie mamy dość i gdy inni mają nas dość.
Msza św. musi się stać centrum naszego życia wewn[ętrznego]”…
(„Powiedz mi jaki udział bierzesz we Mszy św., a powiem ci jakim jesteś katolikiem”, Mäder46).
Trzymaj się dzielnie i zdrowo i niech Bóg się Tobą opiekuje na każdym kroku.
Nusia
Czy umiesz włączać Twą pracę w Mszę Twojego dnia? Ja jeszcze nie!
Kraków, 5 XII [19]50
Św. Mikołaj
+
Drogi Zygmuncie,
siedzę u nas w seminarium na Gołębiej47