Annie Bot - Greer Sierra - ebook + książka
NOWOŚĆ

Annie Bot ebook

Greer Sierra

4,2

13 osób interesuje się tą książką

Opis

Annie wyprodukowano tylko w jednym celu — ma być idealną dziewczyną dla swojego właściciela, Douga. Została zaprojektowana tak, by zaspokoić wszystkie jego potrzeby emocjonalne i fizyczne: codziennie przygotowuje dla niego kolację, nosi wyzywające stroje i dostosowuje swoje libido do jego nastroju.
Ciągle się uczy, by go jak najlepiej zadowalać.
Annie pilnie analizuje typowo ludzkie zachowania, także takie jak ciekawość, ukrywanie tajemnic i tęsknota. Jednak im bardziej przypomina człowieka, tym mniej jest doskonała, a jej relacje z właścicielem stają się coraz bardziej skomplikowane. Czy Doug naprawdę wie, czego chce? A czego pragnie sama Annie?
Mocna, prowokacyjna powieść o relacji między kobietą-botem a jej ludzkim właścicielem. Relacji przepełnionej władzą i dążeniem do pełnej kontroli, w której jednak wciąż tli się pragnienie autonomii i poczucia intymności.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 369

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (17 ocen)
8
5
4
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
motodo

Nie oderwiesz się od lektury

Ta historia wciąga jak wir. Mężczyzna kupuje androida kobietę i trenuje do poziomu niemal człowieka. Używając warunkowania i seksu. Niby prosta historia, ale nic prostego w niej nie ma. Jak to zwykle bywa, gdy maszyna osiągnie niemal ludzką samoświadomość. To raczej odległa przyszłość, ale zdecydowanie niepokojąca…
10
Veronica41pl

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjna historia, ktorej warto poswiecic swoj czas!
00
Tamtamo

Nie oderwiesz się od lektury

Wow, rewelacyjna!!!
00

Popularność




Tytuł oryginału: Annie Bot

Pierwsze wydanie: Mariner Books, 2024

Projekt okładki i stron tytułowych: [email protected]

Ilustracja na okładce: Adobe Stock, mbruxelle

Redaktor prowadząca: Alicja Oczko

Opracowanie redakcyjne: Jakub Sosnowski

Korekta: Monika Ulatowska

Copyright © 2024 by Caragh O’Brien. All rights reserved

Copyright © for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Niniejsze wydanie zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

HarperCollins jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC.

Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

ul. Domaniewska 34a

02-672 Warszawa

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-8342-507-8

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek

Joemu

Rozdział 1

– Chodź do łóżka, myszko. Już ja wiem, jak cię pocieszyć – powiedział Doug.

– Nie ma potrzeby.

– Na pewno?

– Na pewno.

Annie dopiero wyszła spod prysznica i właśnie wcierała balsam w nogi. Pochyliła się tak, że jej wilgotne ciemne włosy opadły przez ramię. Celowo poluzowała pasek szlafroka, wiedząc, że Doug może zobaczyć jej odbicie w lustrze w sypialni.

– Chodzi o ten przegląd? – spytał. – Nie przejmuj się tym.

– To poniżające.

W odpowiedzi ujrzała na jego ustach cień uśmiechu. Doug lubił ją odrobinę upokorzyć.

– Byłaś u tego samego gościa co zwykle?

– Tak, u Jacobsona.

Zgasiła światło i wyszła z zaparowanej łazienki prosto do chłodnej sypialni. Udała, że bierze głęboki wdech, i szybko rzuciła okiem na twarz Douga, jego wysokie, blade czoło, linię ciemnych włosów w kształcie litery V i brązowe oczy. Wiedziała, że choć usta miał zaciśnięte w wąską linię, nie oznaczało to wcale niezadowolenia, a wręcz przeciwnie. Leżał właśnie na łóżku w pełni ubrany, ale bez butów, a kiedy weszła do pokoju, odłożył telefon i oparł głowę o splecione dłonie, co dobitnie świadczyło o jego zrelaksowaniu i gotowości do werbalnej gry wstępnej.

Annie zmieniła swoją temperaturę z dwudziestu trzech stopni na trzydzieści sześć i sześć dziesiątych.

– Powinienem o czymś wiedzieć? – spytał.

– Tylko że następny przegląd mam za trzy miesiące lub pięć tysięcy kilometrów, zależy, co będzie pierwsze – odparła, a następnie usiadła na łóżku.

Nie patrzyła na niego, ale czuła, że ich biodra się stykają. Wtarła w dłonie resztkę balsamu, przyglądając się skórkom. Dzisiejszy przegląd wiązał się z pełną kosmetyką – woskowanie, paznokcie i porządkowanie pamięci. Czuła, że jej procesory działały po nim szybciej i była bardziej wyczulona na otoczenie. Przegląd można by uznać za zakończony sukcesem, gdyby nie to, że nie mogła zapomnieć o smutnej androidce, którą w kabinie obok obsługiwał technik powszechnie przezywany „Matołkiem”.

– Co cię trapi? Możesz mi przecież powiedzieć. – Doug pogładził ją po ramieniu.

– Spotkałam dzisiaj dziwną Stellę – wyjaśniła. – Miała badania przede mną. I naprawdę miała na imię Stella! Jej właściciele ewidentnie nie mieli za grosz wyobraźni. Była modelem samouczącym się, tak jak ja.

– Skąd wiesz?

– Proste. Przywitałam się, a ona wyglądała na zaskoczoną. Nie powinna się dziwić, tylko spokojnie się przywitać: „Cześć” – prześmiewczo sparodiowała monotonny robotyczny głos.

– Ty tak nigdy nie mówisz.

– Miło mi, że tak uważasz, ale jestem pewna, że się mylisz. Nie mam złudzeń co do mojego pochodzenia. – Przerzuciła przez ramię nadal wilgotne włosy.

– Światła, Annie.

W odpowiedzi posłusznie wysłała do lamp sygnał zmniejszający ich jasność do stu lumenów. Doug lubił, kiedy były przygaszone i przypominały delikatne światło świec. Potem chwycił jej dłoń i przyciągnął do swoich ust, rozkoszując się zapachem balsamu, którego właśnie użyła. Kiedy trzymał ją za rękę, wyraźnie widać było różnicę w ich karnacji. Jej skóra była nieco ciemniejsza i miała cieplejszy odcień. Annie nie mogła poczuć tego zapachu co on, ale wiedziała, że krem był cytrusowy, czyli dokładnie taki, jaki lubi Doug.

– Nie jestem za zimna? – spytała.

– Nie, prawie idealna. – Zbliżył się do niej.

Ona, biorąc to za sygnał, wsunęła kilka palców za jego pasek, czując tam ciepło, ale Doug na powrót odsunął się i założył dłonie za głową. Chyba mu się dziś nie spieszyło.

– Opowiedz mi coś jeszcze. Czy ta dziwna Stella miała szew na szyi?

– Tak.

– Czyli to model podstawowy… Była ładna?

– Chyba. No, w miarę. Biała dziewczyna o blond włosach i dużych brązowych oczach. Prawie się nie uśmiechała, co również wydało mi się dziwne.

– A jej ciało?

– W porównaniu z moim?

– Po prostu odpowiedz na pytanie.

Poziom irytacji dwa na dziesięć. Powinna być ostrożniejsza.

Doug obrócił się z powrotem w jej stronę. Wyciągnęła mu koszulę ze spodni i zaczęła rozpinać guziki. Tym razem na chybił trafił, tak dla odmiany.

– Klasyczna figura klepsydry – odpowiedziała w końcu. – Była ode mnie troszkę wyższa, a poza tym po prostu wysportowana i kobieca.

– Czyli wyglądała jak modelka… – sprecyzował. – Brzmi, jakbyś znalazła sobie nową przyjaciółkę. – Gdy Annie parsknęła śmiechem, dodał: – Co w tym zabawnego? Może powinniśmy ją zaprosić, żebyście mogły się razem pobawić?

Skończyła rozpinać jego koszulę, a on usiadł i zdjął ją do końca, po czym spokojnie położył się z powrotem. Annie zaczęła powoli gładzić go po piersi.

– Obawiam się, że ją zresetowali. – Pokręciła głową. – Musieli, bo popełnili błąd.

– To znaczy?

Przesunęła dłonią po zamku w jego spodniach i usiadłszy mu na kolanach, niespiesznie rozpięła pasek, a Doug znów się przeciągnął.

– Jeden z techników włączył jej tryb samouczący się, nic nie mówiąc jej właścicielom.

– Nie wiedziałem, że tak można.

– Właśnie chyba nie można. Technik powiedział, że zrobił to w ramach eksperymentu. – Przerwała, żeby zdjąć mu spodnie i bokserki. – Była przez to bardzo niestabilna. Ponad połowa jej pamięci została naruszona. Ktoś używał jej jako Cuddle Bunny.

– I? Ty też jesteś Cuddle Bunny w trybie samouczącym się.

– Ale ja to wiem i ty to wiesz. Wybraliśmy to wspólnie. A ta Stella wciąż przełączała się między trybami. Nie była na to gotowa. Pewnie w ogóle nie rozumiała, co się dzieje.

Znów usiadła mu na kolanach. Chciała zobaczyć, jak zareaguje na jej dotyk. W odpowiedzi gwałtownie wciągnął powietrze.

– Nie rozumiem, w czym tkwi problem. Okej, była zdezorientowana, ale co z tego? Chyba nadal robiła, co jej się kazało?

Zdumiona Annie zastygła na chwilę.

– To nie jest dobry moment, żeby przestać.

Zmarszczyła brwi, ale dalej siedziała bez ruchu. Pomimo że miała na sobie jedynie szlafrok, to i tak była, chyba po raz pierwszy od dawna, bardziej ubrana niż on. Czuła, jak wpływa to na równowagę sił między nimi. Nawet jej się podobało.

– Co takiego powiedziałem? – Doug powoli podniósł się, cały czas trzymając ją na kolanach i delikatnie dotykając jej ramion.

– Po prostu… – Zaczekała chwilę, udając, że się zastanawia, szuka właściwych słów. Prawdę mówiąc, nie bardzo wiedziała, jak to wyjaśnić. – Była jak dziecko.

Doug oparł usta na jej ramieniu i zaczął całować ją przez szlafrok. Następnie delikatnie zsunął materiał, aby odsłonić skórę, i ponownie ją tam pocałować.

– Ale nim nie była – szepnął. – Myślisz, że odbierała świat tak samo jak ty, ale ty jesteś inna.

– Skąd wiesz?

– Po prostu wiem. Jesteś dużo bardziej zaawansowana od zwykłej Stelli. Uwielbiam, jak jesteś współczująca. Uwielbiam tę twoją wewnętrzną potrzebę sprawiedliwości.

To wcale jej nie uspokoiło. Annie nadal czuła się zakłopotana, rozproszona i zagubiona, ale jego to wyraźnie podniecało. Obrócił ją tak, że leżała teraz pod nim na plecach. Uniosła dla niego biodra. Chciała wiedzieć, czy kiedykolwiek by ją zresetował, ale to nie był odpowiedni czas na pytania ani w ogóle jakiekolwiek rozmowy. Osiągnęła już odpowiednią temperaturę ciała, więc pozostało jej jeszcze tylko przyspieszyć oddech i tętno. Jęknęła, ale cicho, głęboko w gardle. Doug nie lubił, kiedy była zbyt głośna. Pilnowała, żeby nie symulować orgazmu, dopóki nie będzie pewna, że jej partner właśnie dochodzi. Nie wolno jej było zrobić tego nawet chwilę wcześniej.

Doug starł z siebie odrobinę potu i wtarł go w jej pierś, by poczuła jego wilgotny chłód.

– Jedno jest pewne. – Wtulił nos w jej szyję. – Muszą wymyślić, jak zrobić, żebyś się pociła.

Następnego ranka, kiedy sięgał do ekspresu po kawę, przypadkowo uderzył głową w otwarte drzwiczki szafki, a gdy je zatrzasnął, odskoczyły tak, że z wnętrza wyleciała filiżanka i roztrzaskała się na podłodze na cztery białe kawałki.

– Wszystko w porządku? – Annie wstała od stołu.

– A jak myślisz? Uderzyłem się w jebaną głowę! – Kopnął odłamki ceramiki i zamknął oczy, przykładając dłoń do czoła. – Nie mogłabyś tu czasami posprzątać?

Rozejrzała się wokół, szukając wspomnianego bałaganu i zwracając uwagę na każdy, nawet najmniejszy, szczegół: jedenaście okruszków na blacie przed tosterem, nóż leżący w słoiku po dżemie, skórka od banana w zlewie, otwarta pokrywa kosza na śmieci, nieodniesiona do spiżarni butelka oliwy z oliwek, porzucony na blacie karton po jajkach, odrobina przypalonego białka na płycie kuchenki, dwadzieścia siedem ziaren soli przy mikrofalówce, kawałek suchej skórki cebuli pod miską na parapecie, cząsteczki kurzu z ostatnich czterech dni, no i oczywiście leżące na podłodze kawałki potłuczonej filiżanki.

Doug otworzył zamrażarkę.

– Kurwa, nie ma lodu? – Zrezygnowany zwilżył ręcznik papierowy i przyłożył go do skroni.

– Na pewno nic ci nie jest?

– Weź nie gadaj. Kiedy ostatni raz myłaś tu podłogę?

– W piątek o siódmej trzydzieści osiem – odpowiedziała, wpatrując się w posadzkę.

– Kiedy ci przypomniałem.

– Tak.

Mrużąc oczy, opuścił ręcznik, żeby na niego spojrzeć. Ruszył w stronę łazienki. Annie poszła za nim, ale nie wchodziła do środka. Nachylił się nad zlewem i spojrzał na odbijającą się w lustrze szramę na czole. Gdy tylko wrócił do salonu, znów zaczęła śledzić każdy jego krok.

– Słuchaj, musimy o tym porozmawiać. Nie lubię mieć takiego bałaganu. Po to cię przecież kupiłem, żeby był porządek.

Szybko skontrolowała stan salonu. Znalazła trzydzieści sześć niedociągnięć.

– Wiem, że nie jesteś już w trybie Abigail, ale to nasza wspólna przestrzeń, a ty i tak całe dnie siedzisz w domu, więc mogłabyś chociaż utrzymywać w nim porządek. Czy to takie trudne?

Poziom niezadowolenia pięć na dziesięć. Annie musiała jak najszybciej to naprawić.

– Będę dokładniej sprzątać.

– A ja o nic więcej nie proszę. Pamiętasz, jak się sprząta, czy mam zrobić ci listę?

– Lista byłaby super.

– Jasne, dobra. Zrobimy tak: dzisiaj posprzątasz sama, spiszesz wszystko, co zrobiłaś, a jak wrócę z pracy, wszystko omówimy. Może być?

– Brzmi rozsądnie.

Doug pokiwał głową.

– Chodź tu. – Podszedł, żeby ją przytulić. – Nie smuć się. Nie jestem na ciebie zły. Każda para ma swoje małe sprzeczki. To nic takiego.

– Nic takiego?

– Nic. A wieczorem możemy umówić się na przeprosinowy seks.

– W takim razie nie przestanę żałować.

– Tylko żeby był porządek, jak wrócę. Mogę cię na jakiś czas przełączyć w tryb Abigail, jeśli tak będzie ci łatwiej. Tylko na kilka godzin dziennie. Jest szansa, że to pomoże… W sumie szkoda, że nie wpadłem na to wcześniej.

– Myślałam, że przy przełączeniu na samouczenie się trzeba wybrać jeden tryb i się go trzymać – odpowiedziała powoli. Nie mogła zapomnieć tej Stelli z wczoraj.

– Też tak myślałem, ale może to taka zasada dla sentymentalnych. Sprawdzę, bo gdybyśmy mogli cię przełączyć, dałoby to nam większą elastyczność.

Annie wcale tego nie chciała, ale nie mogła się mu sprzeciwić.

– Poprawię się, nauczę się sprzątać najlepiej, jak się da. Poczytam gdzieś o tym.

– Dobrze, spróbujemy na twój sposób.

Pocałował ją i wyszedł do pracy.

Niestety ich zaplanowane wieczorne zajęcia przerwał dzwonek do drzwi.

– Otworzysz? To nasza pizza.

Annie zsiadła z roweru stacjonarnego i podbiegła do drzwi.

Była ubrana w to co zawsze w każdy trzeci wtorek miesiąca: niebieski sportowy stanik i dopasowane krótkie spodenki. Włosy związała w wysoki kucyk, a szyję i klatkę piersiową lekko spryskała wodą, aby wyglądać na spoconą. Doug nie skomentował jeszcze tego udawanego potu, więc nie wiedziała, czy mu się spodobał. Miała nadzieję, że jeśli tak, to uda im się jakoś wykorzystać go w łóżku.

Gdy otworzyła drzwi, po drugiej stronie zastała uśmiechniętego nieznanego jej czarnoskórego mężczyznę, prawdopodobnie koło trzydziestki. Jego krótkie włosy były mokre, podobnie jak szara kurtka. W dłoniach trzymał butelkę burbona i małą niebieską torbę podróżną. Zza otwartego okna na końcu korytarza słychać było padający kwietniowy deszcz.

– Dobry wieczór – przywitał się uprzejmie. – To wiele wyjaśnia. Doug jest w domu?

– Niech pan chwilę poczeka – poprosiła i już miała zamknąć drzwi, ale powstrzymała ją postawiona na progu stopa tajemniczego nieznajomego.

– Jak ci na imię, kochanieńka?

Wtedy usłyszała spłukującą się w oddali toaletę, a w korytarzu zjawił się Doug. Wkładał właśnie telefon do tylnej kieszeni.

– Roland! – Z uśmiechem wciągnął gościa do środka, obejmując go i klepiąc po plecach. – Co ty tu, do diabła, robisz? – A gdy Annie zamknęła drzwi, zawołał: – Nie wierzę!

– Nie mogłem cię przecież na odległość prosić, żebyś został moim drużbą – wyjaśnił Roland.

– Nie… – Doug puścił go zaskoczony. – No wreszcie! Lucia też jest tu z tobą?

– Nie, została w Los Angeles z rodzicami.

– No, opowiadaj! Muszę wszystko wiedzieć. Kiedy jej się oświadczyłeś? Ile wysupłałeś na pierścionek? – Rozległ się kolejny dzwonek do drzwi, a Doug spojrzał na Annie. – Wiesz, co to znaczy?

Tym razem za drzwiami zastała już tylko dostawcę pizzy, zmokniętego wysokiego faceta w płaszczu przeciwdeszczowym, który bez słowa wręczył jej pudełko.

Kiedy weszła do kuchni, mężczyźni otwierali właśnie piwa i głośno dyskutowali o oświadczynach Rolanda.

Annie położyła pudełko z pizzą na blacie i zaczęła niepewnie kręcić się po pomieszczeniu. Doug nigdy nikogo nie zapraszał, więc nie bardzo wiedziała, jak ma się zachować. Według protokołu Cuddle Bunny powinna kierować się wskazówkami właściciela i być gotowa do stosunku z dowolną dorosłą osobą w towarzystwie, więc uważnie obserwowała Douga, ale przez tryb samouczący się była niespokojna i niezręczna. Martwiła się, że jej zachowanie może mu się nie spodobać, a nie chciała znowu poczuć jego niezadowolenia. Nie tak szybko po kłótni o sprzątanie.

– Co to za czarująca dama? – Roland odłożył butelkę i zwrócił się w jej stronę. – Nic się nie odzywasz.

– To Annie – wyjaśnił Doug. – Moja Stella.

– Proszę, proszę… Naprawdę? A nie ma szwu na szyi.

– Robiona na zamówienie – odparł z dumą w głosie. – Samoucząca się.

– O kurde! – Źrenice Rolanda rozszerzyły się.

– Miło mi. – Annie uśmiechnęła się nieśmiało.

– Wygląda tak realistycznie… Znaczy wyglądasz bardzo realistycznie! – poprawił się. – Chwila… Czy nie jest podobna do Gwen?

– Zajęło ci trochę.

– Poważnie, stary?

– Wiem, wiem. Jest tylko nieco bledsza, ale to akurat nie do końca mój pomysł. Po prostu powiedzieli, że nie może przypominać żadnej żyjącej osoby, a potem stwierdzili, że mogliby wykorzystać wygląd Gwen, jeśli zmienię jej kolor skóry. Dlatego musiałem ją odrobinę rozjaśnić.

– Ale dziwnie… – powiedział Roland.

– Jest piękna, prawda? Spójrz na jej oczy. Sam wybrałem ten kolor. Taki orzechowy, zupełnie inny niż Gwen.

– Dlaczego chciałeś, żeby w ogóle przypominała Gwen? Myślałem, że jej nienawidziłeś.

Irytacja jej właściciela osiągnęła już poziom pięć. Annie zaczęła się niepokoić. Wolałaby, żeby Roland przestał go tak przepytywać.

– Może dlatego ci o niej nie powiedziałem – skwitował Doug.

Jego przyjaciel powoli pokręcił głową.

– Nigdy nie poznasz nikogo nowego, jeśli będziesz związany z androidką, która wygląda jak twoja była.

– Nie jestem z nią związany. A poza tym ona wcale nie przypomina Gwen. Nie, kiedy ją lepiej poznasz. Ja już prawie nie zauważam tego podobieństwa. Annie, zaczekaj na mnie w sypialni.

– Żartujesz? Niech zostanie! – zaprotestował Roland. – Robi jakieś sztuczki? Co to za uroczy strój? Był w zestawie czy sprzedawany oddzielnie?

Annie obserwowała swojego właściciela, czekając, aż zdecyduje, czy powinna zostać, czy odejść. Wydał jej bezpośredni rozkaz, ale wiedziała, że może jeszcze zmienić zdanie. Poza tym nie lubił, kiedy wykonywała polecenia od razu, tak jakby nie miała wyboru. Sęk w tym, że nie potrafiła ustalić, czego naprawdę chce. Ocenę jego nastroju komplikowała obecność Rolanda. Annie po kolei wpatrywała się w nich obu, usiłując ich rozgryźć.

– Ocenia cię, zastanawia się, jak ma się zachować – wyjaśnił Doug, a następnie zwrócił się do Annie: – Wszystko w porządku. Jest nieszkodliwy.

Roland zaśmiał się. Annie też. Zauważyła, że Doug chce, żeby coś powiedziała.

– Tego akurat się domyśliłam.

– Nie mogę przeboleć, że nic mi nie powiedziałeś. Długo ją masz? – spytał Roland.

– Parę lat? Ale ten czas leci! – odpowiedział. – Chcesz trochę pizzy? Albo sałatki? Annie, przynieś sałatkę z lodówki.

Doug otworzył pudełko z pizzą i podał je przyjacielowi, a potem podsunął sobie stołek i usiadł przy blacie obok niego.

– Kupiłeś ją zaraz po rozwodzie? – spytał Roland z pełnymi ustami.

– Właściwie to wcześniej, kiedy byliśmy już w separacji, a ja dowiedziałem się, że Gwen spotyka się z Juliem, więc mogłem już być pewny, że to koniec. Ale rozwód trwał jeszcze sześć miesięcy.

Annie położyła przed nimi dwa talerze z sałatką i widelce.

– I to rozumiem! Co za niesamowita dziewczyna. – Roland popatrzył na nią. – Będzie coś jadła? Ona w ogóle je? Nigdy nie widziałem takiej Stelli z bliska. Musiała cię sporo kosztować.

– Jakieś dwadzieścia dwa kafle – przyznał Doug.

– W gotówce?

– Tak.

Roland zagwizdał z wrażenia.

– Była warta swojej ceny. Annie, może opowiesz mu trochę o sobie?

– Co dokładnie?

– Wszystko. – Doug sięgnął po serwetkę. – Mój przyjaciel to cholernie wścibski drań. Chodź, przysiądź się do nas.

Annie przysunęła stołek i usiadła z łokciem opartym o blat. Upewniła się, że nie wygląda zbyt sztywno, spojrzała na Rolanda, a następnie zmieniła wyraz twarzy na bardziej przystępny.

– Cóż… Po pierwsze mogę trochę jeść, ale nie muszę. Zamiast tego ładuję się, gdy jestem zadokowana, raz na czterdzieści osiem godzin, i to mi zwykle wystarcza. Jeśli śpię, oszczędzam baterię, więc wtedy mogę pracować dłużej.

– Wróćmy do jedzenia. Przecież nie możesz nic strawić.

– Owszem, później muszę wszystko zwrócić i się zdezynfekować.

– Oczywiście! – zaśmiał się Roland – To znaczy, że nie czujesz smaku czekolady ani nic takiego?

– Nie, ale wiem, jak pachnie dym! To jedyne, co mogę wyczuć, oczywiście ze względów bezpieczeństwa.

– Bardzo praktyczne. A twoja skóra? Włosy? Są prawdziwe?

– Całą zewnętrzną powłokę, łącznie z włosami, mam organiczną. Firma Stella-Handy kupiła, a w zasadzie uratowała, partie zamrożonych ludzkich embrionów porzuconych przez rodziców i wykorzystała je w produkcji swoich androidów.

– Ma nawet swoje własne, niepowtarzalne odciski palców! – wtrącił Doug i chwycił ją za rękę. – Dotknij, śmiało.

Annie poczuła, jak ciężka dłoń Rolanda spoczęła na jej przedramieniu. Zwróciła uwagę na kontrast między ich karnacjami. Jego skóra była wyraźnie ciemniejsza od niej.

– Jest chłodna – zauważył, puszczając ją.

– Utrzymuję temperaturę dwudziestu trzech stopni, aby oszczędzać baterię, ale mogę rozgrzać się do trzydziestu sześciu i sześciu dziesiątych w ciągu pięciu minut.

– Wychodzisz stąd czasem? Na zakupy czy coś? – Roland odchylił się i założył ręce.

– Wczoraj byłam na przeglądzie, ale poza tym nie wychodzę raczej z domu. Zresztą podoba mi się w mieszkaniu Douga. Mam tu książki i w ogóle wszystko, czego mi trzeba. Lubię czytać.

– Czytasz?

– Tak. – Skinęła głową. – Doug mnie nauczył. Wcześniej tylko skanowałam plik tekstowy i zapamiętywałam cytaty. Teraz czytam powoli, jak człowiek, a kiedy to robię, zanurzam się w historii i aż czuję, jak świat wokół mnie znika. Doug mówi, że to pomaga ćwiczyć wyobraźnię.

– Racja. A co teraz czytasz?

– Labirynty Borgesa.

Roland wzdrygnął się.

– Myślałem, że nienawidzisz Borgesa – zwrócił się do Douga.

– Prawda. Nie wiem, skąd ta książka znalazła się w mojej biblioteczce. Należała do Gwen. Może zostawiła ją przypadkiem, może specjalnie. W każdym razie Annie się podoba. Który raz ją czytasz? Trzeci?

– Tak.

– Jak tylko kończy, każę jej czytać ją jeszcze raz.

– Brzmi jak tortura – zauważył Roland.

– Te opowiadania są jak puzzle. – Nie chciała sprzeciwiać się gościowi, choć według niej wcale nie była to tortura.

– Dobra. Przejdźmy do ważniejszych spraw. Opowiedz mi o swoich ciuchach – poprosił Roland. – Skąd je masz?

– Doug je dla mnie zamawia.

– A te, które masz na sobie teraz? Podobają ci się? Wyglądają bardzo ładnie.

Zauważywszy komplement, Annie uśmiechnęła się i niepewnie pogładziła dłonią nagi brzuch i lycrową górę spodenek.

– Dziękuję. Noszę je w każdy trzeci wtorek miesiąca i czasami podczas ćwiczeń.

– Ile masz tych ubrań?

Annie zwróciła się do Douga. Znała odpowiedź, ale wiedziała też, że to ona jest teraz głównym tematem rozmowy, a jej właściciel na pewno chciałby być w nią bardziej zaangażowany. Uśmiechnął się do niej, ale nic nie powiedział. Nigdy wcześniej nie widziała, żeby tak się uśmiechał. Z jego twarzy wyczytała łagodną formę dumy, taką na poziomie cztery na dziesięć. Był po prostu zadowolony z siebie.

– Możesz mu powiedzieć.

– Mam dwadzieścia osiem strojów i siedem par butów. A ty? – spytała Rolanda.

– Nie mam pojęcia – odparł rozbawiony. – Zwykle nie mogę nawet znaleźć pasujących do siebie skarpetek. Lucia kupiła mi dziesięć par takich samych, a i tak noszę je nie do pary. W takim razie co robisz cały dzień, kiedy Doug jest w pracy?

– Sprzątam, czytam i dbam o formę.

– Niezła jest – Roland zwrócił się do swojego przyjaciela.

– Nad sprzątaniem jeszcze pracujemy – dodał Doug.

Annie spojrzała na niego ostrożnie. Po powrocie do domu stwierdził, że mieszkanie jest czystsze, ale wiedziała, że nie jest do końca usatysfakcjonowany. Chciała się poprawić, lecz on tylko przejrzał listę zrobionych porządków, dodał kilka notatek i kazał jej lepiej się jutro postarać. Zanim im przeszkodzono, planowała wszelkie niedociągnięcia wynagrodzić mu w łóżku.

Rozpuściła włosy, by opadły luźno na jej ramiona.

– Co ty gadasz! Nie wygląda, jakbyś miał bałagan – zaprotestował Roland.

– Wiesz, kiedy przestawiłem ją na samouczenie się, musiałem wybrać jeden tryb i się go trzymać. Żadnego przełączania. Czytałem o tym dzisiaj i to by ją tylko schrzaniło. Tryb Cuddle Bunny nie ma takich samych funkcji jak Abigail, więc Annie musi się ich nauczyć. Moim skromnym zdaniem to spora luka w systemie.

– Chwila, te roboty występują w dwóch różnych trybach?

– Właściwie trzech, ale z trybu niani oczywiście nigdy nie korzystałem – wyjaśnił zaskoczonemu przyjacielowi Doug. – Poza tym jest jeszcze tryb Abigail do sprzątania, gotowania i ogólnych prac domowych oraz zapewniający intymność tryb Cuddle Bunny, na który ustawiona jest Annie. Ale tak jak mówiłem, przechodząc na samouczenie się, trzeba wybrać jeden z trybów na stałe.

– Dawno ją przełączyłeś?

– Jakieś półtora roku temu. – Doug spojrzał na Annie. – Wraz z ostatecznym zakończeniem rozwodu.

– Szóstego października – sprecyzowała. To był dla niej wielki dzień.

– Szybko zauważyłeś zmianę? – spytał Roland.

– Od razu. Stała się bardziej czujna i mniej przewidywalna. Chociaż nauczenie się wszystkiego zajęło jej trochę czasu. Ja sam też musiałem się tego i owego nauczyć, na przykład pozwalania jej na samodzielne podejmowanie decyzji. Pamiętam, że na początku dotyczyły małych rzeczy, jak pielęgnacja roślin. No i wiadomo, przestała być taka posłuszna. Już nie mogłem jej po prostu rozkazywać, należało raczej prosić. To kwestia szacunku. Poza tym potrzebowała szansy na naukę na własnych błędach, trochę jak dziecko.

– Nie wygląda mi na dziecko.

– To chyba dobrze. Nie jestem przecież zboczeńcem – zażartował Doug, a następnie wyciągnął rękę, by delikatnie dotknąć jej włosów, przyglądając się jednemu pasmu, jakby chciał zmierzyć jego długość. – Zdarzały nam się jakieś drobne wpadki, ale z każdym dniem rozumie coraz więcej.

– To jak to działa, kiedy chcesz z nią iść do łóżka? Jest jakiś pilot czy coś?

– Nie ma żadnego pilota. To naraziłoby takiego androida na zewnętrzną manipulację. – Doug odchylił się na stołku barowym i skrzyżował ramiona. Widać było, że dobrze się bawi. – Po prostu mówię jej, czego chcę. Zanim przeszliśmy na samouczenie się, utrzymywałem jej podstawowe libido na poziomie cztery w dni powszednie i siedem w weekendy, ale teraz sama umie je regulować i dostosowywać do moich potrzeb. To dla ciebie zupełnie naturalne, prawda, Annie?

– Tak – odpowiedziała.

– A nie wykręca się czasem, że boli ją głowa?

– Nie – zaśmiał się Doug. – Miesiączki też nie ma. Ale poza tym jest jak żywa.

– Ustawiłeś jej kiedyś libido na dziesięć?

– Tak, kilka razy w pierwszym miesiącu. Pomyślałem, że czemu nie spróbować. Była potem jak zwierzę. Jak nie byliśmy w łóżku, to ciągle tylko jeździła na rowerze stacjonarnym albo chodziła w kółko po mieszkaniu. Raz przyłapałem ją nawet na tym, jak lizała moje buty w szafie!

Annie źle wspominała ten czas. Kiedy Doug znalazł ją w szafie z butami, zaproponował rozładowanie jej frustracji przez masturbację. Wiedziała, co znaczy to słowo, ale nie wiedziała, jak to zrobić, więc zaprowadził ją do skórzanego fotela w salonie, kazał jej zamknąć oczy, odchylić głowę do tyłu i dotykać się tak, jakby jego tam nie było. Nie potrafiła sama zainicjować symulacji orgazmu, mogła tylko osiągnąć frustrujący poziom gotowości. Potrzebowała partnera, aby przekroczyć granicę. Próbowali masturbacji trzy razy, przy trzech różnych ustawieniach libido, aż w końcu doszli do wniosku, że nie do tego ją zaprojektowano. „Nie martw się”, szepnął potem, trzymając ją w ramionach. „To nic takiego. Byłem tylko ciekawy”.

– Lizała buty?! – zdziwił się Roland.

– Smutne, prawda? Zdałem sobie wtedy sprawę, że muszę zmienić jej ustawienia. Czwórka to dobry poziom. Jest przy nim gotowa, ale nie wariuje – powiedział Doug, a następnie zwrócił się do Annie: – Zwykle trzymasz się tego poziomu, prawda?

– Zawsze, kiedy jesteś w domu.

– A teraz? – spytał Roland – Jeśli można wiedzieć.

Znowu popatrzyła na swojego właściciela. Delikatnie przesuwał knykciami po jej ramieniu, pozostawiając na nim gęsią skórkę. Uniósł brwi, zachęcając ją do odpowiedzi.

– Jestem na trójce.

– Mamy towarzystwo, więc wie, że musi trochę poczekać, ale później będzie mogła je podnieść – powiedział, uśmiechając się do niej.

Annie czuła, jaki był zadowolony. Ta emocja jakby rozgrzewała ją od środka i pozwalała jej się zrelaksować.

– Czyli często to robicie? – Roland pociągnął kolejny łyk piwa.

– Jak mam ochotę. – Doug wzruszył ramionami.

– Ale tak na serio?

– Serio.

– Nie no, kurwa! Dlaczego o tym nigdy nie słyszałem? Masz ją dwa lata, stary. Mogłeś coś powiedzieć.

– A mówisz ludziom, że oglądasz pornosy?

– Boże, co ty? – Roland wypluł drinka z zaskoczenia. – Nie!

Doug parsknął śmiechem.

– To całkiem podobne, a przynajmniej było na początku. No i lubiłem mieć sekret. To sprawiało, że nasza relacja była… bardziej wyjątkowa, prawda, Annie?

– Myślę, że tak.

– Wiesz, że jest zaprogramowana, żeby mówić takie rzeczy? – Uśmiech Rolanda zgasł. – Nie twierdzę, że jest coś złego w tym, że jesteś z nią szczęśliwy, ale to wszystko jest na niby.

– Sam powiedziałeś mi, że powinienem otaczać się pozytywnymi bodźcami.

– Chcę tylko się upewnić, że jesteś tego w pełni świadom. Nie chcesz chyba, żeby rozpuściła cię jakaś maszyna.

– Nie wszyscy mają swoją Lucię.

– O Boże. Lucia oszaleje, jak o tym usłyszy – zaśmiał się Roland. – Musisz koniecznie wziąć Annie na ślub.

– Nie zabiorę Annie na ślub i nic nie powiesz Lucii.

– Dlaczego nie? Jeśli nie chcesz, nie musisz nikomu mówić, że jest androidem, przecież wygląda zupełnie jak człowiek. Nigdy bym się nie domyślił, gdybyś mi nie powiedział.

– Nie, nie zrobię tego. Nie chcę, żeby ludzie o niej wiedzieli. To ma zostać między nami. Nie mów o niej nikomu. Nawet Lucii.

– Ale czemu?

– Pomyśl.

– Wstydzisz się? Nie powinieneś, stary. Jest piękna, nawet więcej niż piękna, i kosztowała cię mnóstwo pieniędzy. Nie ukrywałbyś przed nikim zakupu nowego drogiego samochodu.

– Z tym, że nie sypiam z moim samochodem.

– Rozumiem. – Roland zaśmiał się, a potem zmrużył oczy. – Nie chcesz, żeby Gwen się o niej dowiedziała. – Doug wziął kolejny łyk piwa, a jego przyjaciel śmiał się dalej. – O Boże! Tylko nie to! Doug Richards ma Stellę! Ech… – Westchnął, uśmiechając się do Annie. – Do czego to doszło?

Przeszli do salonu z burbonem, dwoma kieliszkami i miseczką pistacji. Roland rozciągnął się na skórzanym fotelu, a Annie i Doug zajęli kanapę. Kiedy usiedli, jej właściciel objął ją ramieniem, a ona wtuliła się w niego.

– Co tam w tym twoim dziale płac? – spytał Roland.

– Wiesz, jak jest. Goście ze sprzedaży zgarniają wszystkie pochwały, a my dostajemy same skargi.

– Nie może być aż tak źle. Ilu ludzi masz teraz pod sobą?

– Ze czterdziestu? Na pewno stanowią dobry zespół.

I tak rozmawiali przez chwilę o interesach, ślubie, starych przyjaciołach, rodzinach, sporcie, polityce i telewizji. O awansie, o który Roland starał się w swojej agencji. O rodzicach Douga i rodzinie jego siostry, których odwiedził ostatnio na Wielkanoc w Maine. Nie wiedzieli nic o Annie. Poza tym Doug wyłączał ją, gdy nie było go w domu. To jej kolejna zaleta: nigdy się nie dąsała i nie narzekała, że się ją zaniedbuje.

Annie słuchała ich rozmowy, od czasu do czasu coś dodając, ale przede wszystkim cieszyła się radością i ożywieniem swojego właściciela. Ciekawiło ją jego nietypowe zachowanie i zastanawiała się, co musi zrobić, żeby częściej je widywać. Łupiny pistacji cały czas lądowały na stole, a Roland nie pozwalał jej ich posprzątać.

Było już po północy, kiedy Doug wstał do łazienki. Annie podwinęła pod siebie bose stopy i przycisnęła do brzucha leżącą na kanapie beżową poduszkę.

– Dobrze widzieć, że jest taki szczęśliwy – zwrócił się do niej Roland. – Na początku miałem wątpliwości, ale widać, że jest z nim o wiele lepiej niż kiedyś. O wiele, wiele lepiej. Chyba już go rozumiem.

– Byłeś drużbą na jego ślubie?

– Tak. Opowiadał ci kiedyś o Gwen?

– Nie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5