Anoreksja: między obsesją a kontrolą. Przewodnik dla rodziców nastolatków z zaburzeniami odżywiania - Marta Herstowska, Dagmara Pietruszewska - ebook

Anoreksja: między obsesją a kontrolą. Przewodnik dla rodziców nastolatków z zaburzeniami odżywiania ebook

Marta Herstowska, Dagmara Pietruszewska

0,0
59,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Zaczyna się niewinnie, na przykład od odstawienia słodyczy, jedzenia mniejszych porcji, liczenia kalorii, intensywnych treningów. W tym nie ma jeszcze nic złego. Chodzi przecież o zdrowie i ładniejszą sylwetkę. O kilka kilogramów mniej. Ale granica wciąż się przesuwa: z kilku kilogramów niepostrzeżenie robi się kilkanaście. Myśli obsesyjnie krążą już tylko wokół jedzenia, pojawia się lęk przed przytyciem, a dzienne menu zostaje ograniczone do jednej mandarynki. Osoba w lustrze zaś wciąż jest za gruba. Kilogram za kilogramem anoreksja przejmuje kontrolę nad życiem. Popycha do dalszego ograniczania posiłków i obiecuje, że będzie pięknie. Jeszcze tylko trochę – i tak bez końca.

Anoreksja to choroba ciała i duszy. Dlatego jej skutki można zaobserwować zarówno w sferze somatycznej, jak i w sferze społecznej czy psychicznej. Niektóre jej objawy są widoczne gołym okiem, inne trudniej dostrzec. Jeśli zauważymy u młodej osoby niepokojące zmiany takie jak utrata wagi, lęk przed przytyciem, jadanie w samotności, stałe wycofywanie z kontaktów społecznych czy perfekcjonizm, warto skonsultować się z lekarzem lub psychoterapeutą.

Autorki piszą również o drugim biegunie zaburzeń odżywiania, czyli bulimii, zespole kompulsywnego jedzenia. Często bowiem granica między obsesyjną kontrolą a utratą kontroli jest bardzo cienka, a nastolatki – ze względu na skłonność do myślenia czarno-białego – mogą płynnie przechodzić z jednej diagnozy w drugą.

Trudno przezwyciężyć zaburzenia odżywiania bez profesjonalnej pomocy. Ta książka będzie źródłem wiedzy i wsparcia dla rodziców, którzy chcą zrozumieć swoje nastoletnie dziecko i pomóc mu wyjść z choroby. Dzięki połączeniu teorii z przykładami z praktyki klinicznej autorek rozjaśnia ona wiele kwestii i odpowiada na najważniejsze pytania. Napisana z dwóch perspektyw – psychiatry i psychoterapeutki – pomaga zrozumieć, czym jest anoreksja, jak z nią postępować i jak pomóc dziecku ją pokonać.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 183

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Od autorek

Jesz­cze dwa­dzie­ścia lat temu, gdy ano­rek­sja dopa­dła Dag­marę, był to temat tabu. Nikt wła­ści­wie nie wie­dział, jak do niego podejść ani jak się po nim poru­szać. Lite­ra­tura, która była wów­czas dostępna, nie bar­dzo nada­wała się dla laika. Wiele nie­zro­zu­mia­łych zdań, teo­rii, zało­żeń. Tylko nie­liczne książki trak­to­wały o ano­rek­sji tak… zwy­czaj­nie, po pro­stu. Jak o cho­ro­bie, która się przy­da­rza. Dag­mara pamięta swoje poszu­ki­wa­nia, a także poszu­ki­wa­nia swo­ich rodzi­ców. Było naprawdę trudno. Pomy­ślała, że trzeba to zmie­nić, stąd pomysł na niniej­szy porad­nik. Mimo że obec­nie bar­dzo wiele wia­ry­god­nych infor­ma­cji można zna­leźć w mediach (w tym w inter­ne­cie, który dwa­dzie­ścia lat temu nie funk­cjo­no­wał tak jak dziś), to wciąż jest ich – według nas – za mało. Dla­tego też napi­sa­ły­śmy tę książkę. Mamy nadzieję, że w jakimś stop­niu uda się nam odpo­wie­dzieć w niej na pyta­nia kłę­biące się w waszych gło­wach.

Obie uwiel­biamy pro­wa­dzić wykłady – i taki nasz wspólny wykład (uzu­peł­niany od lat) zaraz zapre­zen­tu­jemy. Marta przed­stawi sprawy od strony medycz­nej, a Dag­mara – bar­dziej psy­cho­te­ra­peu­tycz­nej. Ponie­waż obie jeste­śmy też psy­cho­te­ra­peut­kami poznaw­czo-beha­wio­ral­nymi, przy­to­czymy wiele histo­rii z naszych gabi­ne­tów, wpla­ta­jąc w wywód także tro­chę teo­rii. Zapra­szamy!

Wprowadzenie

Dagmara

Jestem osobą roz­tar­gnioną. Pisząc te słowa, widzę, jak na twa­rzach moich zna­jo­mych i (o zgrozo!) pacjen­tów poja­wia się ser­deczny uśmiech. Tak, jestem roz­trze­pana, a na doda­tek – jak powie­dzie­liby moi nasto­letni pacjenci – „nie umiem w kalen­da­rze”. Chyba każ­dego roku z róż­nych skle­pów inter­ne­to­wych wybie­ram ten naj­lep­szy, naj­pięk­niej­szy, naj­do­sko­nal­szy kalen­darz: nie za duży, nie za mały, każda strona to jeden dzień, świe­cąca okładka… I uży­wam go, a jakże, bar­dzo zacię­cie uży­wam… tak do lutego. Potem zaczy­nam o nim zapo­mi­nać, aż wresz­cie kalen­darz ląduje na półce z poprzed­nimi rocz­ni­kami. Tak było i wtedy, gdy pozna­łam naszą boha­terkę.

Po pracy sie­dzia­łam w restau­ra­cji naprze­ciwko swo­jego biura. Gdy koń­czy­łam obiad z przy­ja­ciółką, pod­czas któ­rego oma­wia­ły­śmy sprawy ważne i waż­niej­sze, zadzwo­nił tele­fon. Ode­bra­łam i dowie­dzia­łam się, że ktoś stoi pod moim gabi­ne­tem i czeka na moją skromną osobę. Mia­łam wów­czas gabi­net w gdań­skim Zie­le­niaku, więc trasę ze sta­rej Kre­wetki do biura (w tym ostat­nie świa­tła w kolej­no­ści: zie­lone, czer­wone, czer­wone) poko­na­łam w nie­wia­ry­god­nie krót­kim cza­sie. Wpa­dłam do gabi­netu, a moim oczom uka­zała się ona, boha­terka naszej książki, czyli Ada. Któ­re­goś dnia, gdy już tro­chę z Adą pra­co­wa­łam – była po szpi­talu soma­tycz­nym, ważyła nieco wię­cej, niż kiedy się pozna­ły­śmy – jej mama oznaj­miła, że kilka dni wcze­śniej były u kolej­nej pani psy­chia­try, która bar­dzo przy­pa­dła im do gustu. Powie­działa, że ta nowa pani dok­tor naprawdę zna się na zabu­rze­niach odży­wia­nia i że teraz będą z Adą cho­dziły wła­śnie do niej. Był to czas, gdy szu­ka­łam leka­rza zna­ją­cego się na lecze­niu tego typu zabu­rzeń, któ­rego mogła­bym pole­cać swoim pacjen­tom. Popro­si­łam o nazwi­sko i numer tele­fonu. Napi­sa­łam ese­mes.

Ni­gdy nie zapo­mnę dnia, w któ­rym Marta do mnie zadzwo­niła. Byłam w czwar­tym mie­siącu ciąży i za chwilę mia­łam zacząć tre­ning dla wiel­ko­brzu­chych. Tam­tego dnia jed­nak go nie zaczę­łam. Roz­ma­wia­ły­śmy bar­dzo długo, jak­by­śmy znały się od wie­ków. Pod­czas roz­mowy dowie­dzia­łam się, że „pani dok­tor” – bo tak ją wów­czas nazy­wa­łam – wykłada na uczelni, gdzie stu­dio­wa­łam psy­cho­te­ra­pię poznaw­czo-beha­wio­ralną.

Odkąd roz­po­czę­ły­śmy współ­pracę, nie­raz sły­sza­ły­śmy od naszych pacjen­tów, że mówimy te same rze­czy – choć zupeł­nie tego nie pla­no­wa­ły­śmy. Wiele osób pyta mnie też, czy jeste­śmy sio­strami, a ja za każ­dym razem odpo­wia­dam: „Tak – z wyboru”.

Aduś, dzię­ku­jemy ci za to, że dzięki tobie się pozna­ły­śmy. Dedy­ku­jemy tę książkę tobie, bo bez cie­bie ni­gdy by nie powstała. I chcemy pod­kre­ślić z całą mocą: dałaś radę!

Marta

Dokład­nie 16 lipca 2017 roku od pacjentki o imie­niu Ada usły­sza­łam po raz pierw­szy o jej tera­peutce pani Dag­ma­rze.

Był to dla mnie czas wiel­kiego kry­zysu, szu­ka­nia tera­peuty od zabu­rzeń odży­wia­nia, z któ­rym stwo­rzy­ła­bym sku­teczny tan­dem.

Wybie­ram więc prze­ka­zany mi przez Adę numer tele­fonu i pierw­sze myśli auto­ma­tyczne, które poja­wiają się w mojej gło­wie po roz­po­czę­ciu roz­mowy, brzmią: „Inte­re­su­jąca, ener­ge­tyczna, tak podobna do mnie”. Chyba wycią­gnę­łam ją z jakichś zajęć, ale cóż… nic się nie dzieje bez powodu. Nie musia­łam długo cze­kać na spo­tka­nie, gdyż krótko po naszej roz­mo­wie mia­łam pro­wa­dzić wykład z zabu­rzeń odży­wia­nia, w któ­rym uczest­ni­czyła Dag­mara.

Bar­dzo cze­ka­łam na ten dzień, a gdy weszłam do sali, od razu pozna­łam, która to ona. Pod­czas prze­rwy pode­szła do mnie i momen­tal­nie wie­dzia­łam, że nie skoń­czy się na jed­nym spo­tka­niu. Brat­nia dusza i zara­zem pro­fe­sjo­nalna tera­peutka, którą tak trudno było mi zna­leźć, z podob­nym zaan­ga­żo­wa­niem i ana­lo­giczną uważ­no­ścią chcąca pra­co­wać ze mną i z oso­bami z zabu­rze­niami odży­wia­nia.

Wspólne roz­mowy, na które czasu było zawsze zde­cy­do­wa­nie za mało, wspólne pasje, wspólne prze­ko­na­nie, że chcemy razem z naszymi pacjen­tami poko­ny­wać ano­rek­sję, która czę­sto wśród tera­peu­tów, leka­rzy i psy­cho­lo­gów wzbu­dza tak wiele lęku, poczu­cia bez­rad­no­ści… Pracę w tej dzie­dzi­nie poko­cha­ły­śmy lata temu, ale potrze­bo­wa­ły­śmy sie­bie, by stwo­rzyć sku­teczny duet.

Pacjentką, która nas połą­czyła, jest wła­śnie Ada, nasza boha­terka, która nauczyła nas tak wiele, z którą poko­na­ły­śmy tyle barier z pozoru nie do poko­na­nia, która mówiła nam: „Bez pań nie dała­bym rady”, co jesz­cze bar­dziej moty­wo­wało nas do dzia­ła­nia.

Czę­sto z ust naszych pacjen­tów sły­szę: „Mówi pani jak pani Dag­mara” albo „Nic nie da się przed paniami ukryć”. Wtedy zawsze odpo­wia­dam z uśmie­chem: „Tak to działa od ponad sze­ściu lat”, czyli odkąd się znamy. Dzię­kuję ci, Daga, za przy­jaźń!

Niniej­sza książka jest pierw­szym naszym wspól­nym marze­niem, dru­gim jest NASZ ośro­dek dla pacjen­tów z dia­gnozą ze spek­trum zabu­rzeń odży­wia­nia, który – mam nadzieję – kie­dyś powsta­nie.

Ado… Dzię­kuję ci za to, że nas pozna­łaś – i że sta­łaś się dla nas inspi­ra­cją do napi­sa­nia tej książki!

Parę słów o Adzie

Pod­czas kilku pierw­szych spo­tkań z Adą dostrze­głam (Dag­mara) w niej „cudowne dziecko”. Bar­dzo mądra, ambitna, naj­lep­sza w kla­sie. Mocno zain­te­re­so­wana bio­lo­gią. Sze­ro­kie grono zna­jo­mych, per­fek­cjo­nizm prze­ja­wia­jący się wła­ści­wie we wszyst­kim: od kon­troli masy ciała zaczy­na­jąc, na genial­nych „albu­mach” z przed­mio­tów szkol­nych koń­cząc. O co cho­dzi z „albu­mami”? Pamię­tam, jak mama Ady zapy­tała mnie kie­dyś, czy widzia­łam, jak córka pro­wa­dzi zeszyty. Usły­sza­łam od niej: „To nie są zeszyty, to są albumy”. Popro­si­łam, by je przy­nio­sła. Ni­gdy nie widzia­łam cze­goś takiego u pięt­na­sto­latki! Ba, ja ni­gdy cze­goś takiego nie widzia­łam w życiu! Wszystko ide­alne, litery rów­niut­kie, obrazki cie­nio­wane.

Pamię­tam kwa­drat, który Ada nary­so­wała w zeszy­cie od bio­lo­gii. Prze­ry­so­wy­wała go kil­ku­krot­nie, ponie­waż nie miała odpo­wied­niego odcie­nia cien­ko­pisu. „Skoń­czył się w naj­gor­szym momen­cie” – poin­for­mo­wała mnie z deli­kat­nym uśmie­chem. Naj­pierw nary­so­wała kwa­drat innym kolo­rem, ale jej się nie spodo­bał, więc wyrwała stronę.

Nary­so­wała go po raz kolejny, lecz pomy­liła się w literce i znowu wyrwała kartkę. Co zro­biła na końcu? Poszła po nowe cien­ko­pisy do sklepu, w któ­rym kupiła poprzedni zestaw, wie­dząc, że odpo­wiedni odcień będzie w odpo­wiednim miej­scu.

Pacjenci czę­sto mówią, że nie chcą rezy­gno­wać ze swo­jego per­fek­cjo­ni­zmu, że jest im z nim wygod­nie. Do czasu… aż coś pój­dzie nie po ich myśli. Wypi­sze im się cien­ko­pis albo zapo­mną odro­bić zada­nie, bo całą poprzed­nią noc popra­wiali już ide­alną pre­zen­ta­cję z geo­gra­fii. Wtedy poja­wiają się wyrzuty sumie­nia, poczu­cie winy. Pozorne kon­tro­lo­wa­nie całego świata daje im poczu­cie pano­wa­nia nad wła­snym życiem. Gdy zaś poja­wia się jakaś nie­spo­dzie­wana sytu­acja, ich świat się roz­pada.

Mama Ady była nauczy­cielką, tata pra­co­wał jako poli­cjant, star­sza o osiem lat sio­stra nie miesz­kała już z nimi. Cudowna rela­cja z mamą, któ­rej Ada zwie­rzała się ze wszyst­kiego; tata w porządku, cho­ciaż więź z córką nie była taka sama jak w okre­sie dzie­ciń­stwa. Kiedy pacjentka zaczęła dora­stać, coraz bar­dziej odda­lali się z tatą od sie­bie. Ten ostatni był zaan­ga­żo­wany w pracę, ale oboje z żoną sta­rali się być rodzi­cami wspie­ra­ją­cymi.

W pew­nym momen­cie Ada zaczęła powoli wyco­fy­wać ze swo­jej diety sło­dy­cze i inne według niej nie­zdrowe pro­dukty, ponie­waż wraz z kole­żanką pod­jęła próbę schud­nię­cia. Począt­kowo obie były dla sie­bie siłą napę­dową i sku­piały się na tym, co jedzą. Otrzy­my­wały dużo pozy­tyw­nych komen­ta­rzy na temat swo­jego wyglądu. Po kilku tygo­dniach Ada została sama w świe­cie coraz więk­szej kon­troli tego, co je, i licze­nia kalo­rii, przez co poczuła się jesz­cze sil­niej­sza i bar­dziej wyjąt­kowa.

Z cza­sem zaczęła zni­kać. I to nie tylko cie­le­śnie. Dziew­czyna, która kie­dyś była wszę­dzie, zawsze oto­czona wia­nusz­kiem zna­jo­mych, wyco­fała się. Prze­stała wycho­dzić z kole­żan­kami z obawy, że będą chciały iść na lody. Ona prze­cież nie może, nie wolno jej… Ano­rek­sja krzy­czała na nią za każ­dym razem, gdy chciała coś zjeść, za każ­dym razem, gdy nie chciała ćwi­czyć, za każ­dym razem, gdy spo­glą­dała w lustro i widziała w nim – zamiast wychu­dzo­nego, wynisz­czo­nego ciała – coś, co wciąż nie jest wystar­cza­jące… Jest taka scena w fil­mie Do kości, w któ­rej boha­terka uspo­kaja się, gdy obwód jej ramie­nia jest mniej­szy od kółka powsta­łego ze złą­czo­nego kciuka i środ­ko­wego palca. Ada miała podob­nie. Sta­wała przed lustrem, by spraw­dzić, czy mię­dzy jej udami cią­gle jest szpara. To ją w jakiś spo­sób uspo­kajało, mówiło o tym, że wciąż jest szczu­pła. Pamię­tam, jak kie­dyś przy­szła do mnie do gabi­netu i powie­działa, że gdy stoi nor­mal­nie, szpara jest, ale gdy wysu­nie bio­dra do przodu (w tym momen­cie przy­brała bar­dzo nie­na­tu­ralną pozę, by poka­zać, o co jej cho­dzi), wów­czas szpara znika. Kiedy to zro­biła i zro­zu­miała, że ktoś to zoba­czył, zaczęła się szcze­rze śmiać.

Pew­nego dnia przy­szła do mnie jak zwy­kle na umó­wioną tera­pię, ale tym razem nie chciała mówić o sobie. Chciała poroz­ma­wiać o kole­żance, u któ­rej zauwa­żyła pro­blem. Od jakie­goś czasu ina­czej nam się roz­ma­wiało – Ada była spo­koj­niej­sza, uśmiech­nięta, szczę­śliw­sza. Gdy zaczęła temat kole­żanki, znów posmut­niała, do oczu napły­nęły jej łzy. – To strasz­nie smutne – powie­działa. – Tak bar­dzo chcia­ła­bym jej pomóc… Czy mogę zro­bić coś jesz­cze?

Po chwili spoj­rzała na mnie i dodała po cichu:

– Bo ja… napi­sa­łam do niej list, tylko nie wiem, ale chyba boję się go wysłać. Z dru­giej strony… gdyby coś jej się stało… nie wyba­czy­ła­bym sobie tego. Dla­tego chcia­ła­bym bar­dzo, żeby pani prze­czy­tała ten list. To dla mnie naprawdę ważne.

Wró­ci­ły­śmy do pracy, a na koniec Ada zosta­wiła mi do prze­czy­ta­nia poniż­szy list.

Hej, N.!

Nie wiem, od czego zacząć. Mam tyle rze­czy w gło­wie, a jed­no­cze­śnie nie wiem, co powie­dzieć… Pew­nie się zasta­na­wiasz, po co do Cie­bie piszę. A może się domy­ślasz?

Boję się, że to, co tutaj napi­szę, nic nie da, ale zawsze mam ten mały pro­myk nadziei, że coś się jed­nak zadzieje. Pro­szę, spró­buj prze­czy­tać ten list do końca. Chcia­ła­bym już być tak odważna, żeby poroz­ma­wiać z Tobą o tym w cztery oczy, ale to jesz­cze dla mnie zbyt trudne. Piszę, bo zwy­czaj­nie nie godzę się, żebyś prze­cho­dziła przez to pie­kło, przez które ja jesz­cze idę. Prze­czy­taj ten list, tylko o to pro­szę…

Być może myślisz, że Cie­bie to nie doty­czy, że inne dziew­czyny cho­rują, ale Ty nie. Ja myśla­łam dokład­nie tak samo.

Zaczę­łam od rzu­ce­nia sło­dy­czy. Ponie­waż waga nie spa­dała, pomy­śla­łam, że zmniej­szę por­cje i będę się wię­cej ruszać. Zaczęła się siłow­nia, zwięk­szone zain­te­re­so­wa­nie jedze­niem, licze­nie kalo­rii. Chcia­łam schud­nąć tylko troszkę, tylko parę kilo­gra­mów. Tro­chę się odchu­dzę i prze­stanę, tak? Prze­cież mam kon­trolę. G…o prawda! Wiesz, co to zna­czy mieć kon­trolę? Ma się ją wtedy, kiedy umiesz wyzna­czyć sobie gra­nice – w obie strony. Wydaje Ci się, że to, co jesz, wystar­cza, bo prze­cież dobrze się czu­jesz, chud­niesz, a jak już osią­gniesz swój cel, to wszystko wróci do normy. Zaczniesz jeść jak wcze­śniej, tyle że zdrowo. Muszę Cię zmar­twić. Tak łatwo nie będzie. Prawda jest taka, że to nie Ty masz kon­trolę, tylko ano­rek­sja. To ona ma wła­dzę nad Tobą. Nie ist­nieje coś takiego jak kon­tro­lo­wana ano­rek­sja. Ktoś, kto w to wie­rzy, albo nie ma poję­cia o ano­rek­sji, albo jest w takim sta­nie, że już nie myśli racjo­nal­nie.

Gdy osią­gnę­łam tę swoją wyma­rzoną wagę, czu­łam się okrop­nie. W mojej gło­wie brzę­czało cią­gle: „To może jesz­cze tro­chę”, „Jak zjesz, to przy­ty­jesz”, „Masz prze­cież takie grube uda”… I tak kilo­gram za kilo­gramem zaczę­łam się zbli­żać… do śmierci. Ludzie zaczęli to zauwa­żać. Wszy­scy. Z jed­nej strony cie­szy­łam się z tego, a wła­ści­wie cie­szyła się ano­rek­tyczna część mnie, z dru­giej byłam prze­ra­żona…

Cza­sem pod­czas sesji tera­peu­tycz­nych pytam, jak wygląda ano­rek­sja, co mówi danej oso­bie. Ktoś z zewnątrz mógłby pomy­śleć, że ja i ta osoba cier­pimy na halu­cy­na­cje. Nic bar­dziej myl­nego. Per­so­ni­fi­ka­cja ano­rek­sji jest bar­dzo powszechna. Pacjentki dotknięte tą cho­robą mówią o niej jak o oso­bie, choć dosko­nale zdają sobie sprawę, że to są ich myśli. Myśli cho­ro­bowe, destruk­cyjne, popy­cha­jące do dal­szego ogra­ni­cza­nia posił­ków.

Dziew­czyny wie­dzą, o co pytam. Zawsze wie­dzą. Ich ano­rek­sje cza­sem się róż­nią, ale zawsze mówią to samo. Obie­cują, że będzie pięk­nie, że pacjentki poko­chają sie­bie, że będą szczę­śliwe. Nie­stety to tylko kłam­stwa, które zabi­jają. Naprawdę zabi­jają. Śmier­tel­ność w przy­padku ano­rek­sji waha się mię­dzy 5% a 20% w zależ­no­ści od czasu trwa­nia cho­roby. Rodzice, gdy pytają o „głosy”, które sły­szy ich dziecko, czę­sto są prze­ra­żeni. Wyja­śniam im wtedy, że ono tylko to myśli.

Takiego zimna wcze­śniej nie zna­łam. Zimna, które napływa od środka i któ­rego nie da się prze­zwy­cię­żyć. Pamię­tasz moje sine palce? Nawet nie wiesz, jaki to dys­kom­fort, kiedy nie możesz nic zro­bić rękoma, które są jakby zamar­z­nięte. Pod­czas kąpieli czu­łam, jak kości prze­ni­kają przez moją skórę… Okropny ból. Albo siniaki od ćwi­czeń. Jedze­nia coraz mniej, ćwi­czeń coraz wię­cej. W pew­nym momen­cie nie mia­łam siły nawet wcho­dzić po scho­dach, ale tre­ning musiał się odbyć.

Wszy­scy zauwa­żyli, że nie jestem sobą. Nic mnie już nie śmie­szyło, na nic nie mia­łam ochoty. Moje myśli były sku­pione tylko wokół jedze­nia. Odli­cza­łam godziny, minuty do zje­dze­nia dur­nej man­da­rynki, która w pew­nym momen­cie słu­żyła mi za obiad. A naj­lep­sze jest to, że serio wie­rzy­łam, że wszystko jest okej, że jestem zdrowa…

Z takim myśle­niem tra­fi­łam do szpi­tala. Waży­łam 28 kg. Moje serce biło jak sza­lone, a krew krą­żyła jak u nie­bosz­czyka. Do tego płyn w sercu, zje­chana tar­czyca, cho­le­ste­rol 200% wyż­szy niż prze­wi­duje norma, o zmia­nach hor­mo­nal­nych nie wspo­mi­na­jąc. Nie­wy­klu­czone, że gdy­bym wtedy tam nie tra­fiła, umar­ła­bym w ciągu paru dni. Taka to kon­trola.

Gdy wyszłam ze szpi­tala, mia­łam wagę więk­szą o 8 kg. Czu­łam się świet­nie, wró­cił mi humor, wró­ciła chęć życia, po pro­stu cudow­nie. Myślałam, że wyzdro­wia­łam, ale ano­rek­sji nie da się tak łatwo prze­pę­dzić. Ona wraca.

Skutki nie­do­ży­wie­nia naj­szyb­ciej zauwa­żalne przez osoby cho­ru­jące na ano­rek­sję to wypa­da­nie wło­sów, sucha skóra, meszek na twa­rzy (tzw. lanugo), zwięk­szone owło­sie­nie na całym ciele (w ten spo­sób orga­nizm broni się przed utratą cie­pła), wol­niej­sza praca serca, spo­wol­niony meta­bo­lizm. Ponadto poja­wiają się zabu­rze­nia kon­cen­tra­cji, wyco­fa­nie z kon­tak­tów spo­łecz­nych, zabu­rze­nia hor­mo­nalne, emo­cjo­nalne, nie­rzadko depre­sja. Tymi spo­so­bami orga­nizm stara się bro­nić przed zbęd­nym zuży­wa­niem ener­gii, któ­rej osoba cho­ru­jąca na ano­rek­sję nie tylko nie dostar­cza mu w odpo­wied­niej ilo­ści, ale którą, cza­sem także świa­do­mie, przez ćwi­cze­nia zużywa. A prze­cież w ciągu doby on musi wyko­nać tysiące wde­chów i wyde­chów, prze­pom­po­wać tysiące litrów krwi, utrzy­mać odpo­wied­nią tem­pe­ra­turę ciała. Potrze­buje do tego odpo­wied­niej ilo­ści ener­gii, która zależy od wieku, wzro­stu, aktyw­no­ści fizycz­nej, płci, indy­wi­du­al­nego tempa meta­bo­lizmu.

Trudno jest ją wyle­czyć bez pomocy. Myśla­łam, że się da. Za chwilę znów waży­łam 32 kg. W mię­dzy­cza­sie mia­łam już tera­pię z cudowną panią psy­cho­log, dzięki któ­rej zrozumia­łam, że jestem chora, czym jest ano­rek­sja i… że ja naprawdę chcę wyzdro­wieć. Wbrew pozo­rom nie tak łatwo przy­biera się na wadze. Sta­ra­łam się, serio się sta­ra­łam, ale… przez dwa mie­siące waka­cji przy­bra­łam tylko 300 g. W trak­cie jed­nej z sesji tera­peu­tycz­nych razem z mamą stwier­dzi­ły­śmy, że jesz­cze raz pójdę do szpi­tala. Już świa­do­mie. Znów przy­tu­li­łam do sie­bie ano­rek­sję, a ona nie chciała puścić. Gdy wyszłam ze szpi­tala, waży­łam 38 kg. Wciąż tyle ważę. Nie będę Ci kła­mać, że czuję się świet­nie ze swoim cia­łem, z tym, jak wyglą­dam. Nie, jesz­cze nie… Ale prawda jest taka, że im zdrow­sza jestem, tym lepiej mi ze sobą.

Tak bar­dzo chcia­ła­bym Cię uchro­nić przed szpo­nami ano­rek­sji, które tylko udają piękną dłoń, ale w rze­czy­wi­sto­ści potra­fią zadra­pać na śmierć.

Osoby, które cho­rują na zabu­rze­nia odży­wia­nia, postrze­gają swoje ciało w spo­sób znie­kształ­cony. Patrząc w lustro, dziew­czyna (piszemy zwy­kle o dziew­czynach, ale u chłop­ców ano­rek­sja także wystę­puje) ważąca 38 kg przy wzro­ście 165 cm widzi – naprawdę widzi – sie­bie wciąż za grubą.

Osoby cho­ru­jące na zabu­rze­nia odży­wia­nia bar­dzo czę­sto uni­kają jedze­nia w sytu­acjach spo­łecz­nych. Począt­kowo ma to zwią­zek z pew­nymi zacho­wa­niami słu­żą­cymi ukry­ciu jedze­nia, ale nawet póź­niej, gdy tera­pia już przy­nosi efekty, pro­blem wstydu przed jedze­niem w towa­rzy­stwie jesz­cze długo się utrzy­muje.

Dla­czego? Otóż osoby z ano­rek­sją żyją w podwój­nym poczu­ciu winy. Te, które „oszu­kują” (nie lubię tego słowa) z jedze­niem, czują się winne, że oszu­kały, a gdy zje­dzą, czują się winne, że zja­dły. Kiedy ktoś świa­do­mie zaczyna wal­czyć z cho­robą, trzeba o tym pamię­tać. Taka osoba nie chce „oszu­ki­wać”, lecz wal­czyć, a walka toczy się każ­dego dnia. Walka ze sobą, z jedze­niem, ze świa­tem. Warto o tym pamię­tać, by wciąż nie wypo­mi­nać potknięć. Znacz­nie lepiej jest zauwa­żać i doce­niać każdy mały krok w kie­runku odzy­ska­nia zdro­wia, co będzie czyn­ni­kiem wzmac­nia­ją­cym moty­wa­cję w pro­ce­sie reha­bi­li­ta­cji masy ciała. Lecze­nie ano­rek­sji to bar­dzo trudny i wyma­ga­jący pro­ces, czę­sto nazna­czony skraj­nymi emo­cjami, krzy­kiem, zło­ścią, roz­draż­nie­niem. Trzeba się przy­go­to­wać na „chi­mery”, jak je nazy­wamy z nie­któ­rymi pacjent­kami – na złość nie z tej ziemi. Jedna z pacjen­tek – wście­ka­jąc się na cały świat, na jedze­nie i na ludzi, któ­rzy z tym jedze­niem naj­bar­dziej się jej koja­rzyli, czyli na wła­snych rodzi­ców – na widok góry kana­pek zaczęła tymi ostat­nimi rzu­cać o ścianę. Ktoś mógłby pomy­śleć, że osza­lała, a ona toczyła walkę ze sobą. Nie, nie ze sobą, a z ano­rek­sją, która powta­rzała jej, że je za dużo. Ano­rek­sja ową walkę prze­grała. Osta­tecz­nie pacjentka kanapki (poroz­rzu­cane po całym pokoju) zja­dła.

Teraz, kiedy już trzy­mam wagę bez­pieczną dla swo­jego wzro­stu, wiem, że ni­gdy wię­cej nie będę chciała się odchu­dzać. Wiem, jakie to pie­kło. Po co się tak męczyć? Kie­dyś czer­pa­łam satys­fak­cję z odczu­wa­nia głodu i z coraz niż­szej wagi. Teraz czuję dumę, jak jem, i to nawet gdy moja waga idzie mini­mal­nie do góry.

Nie wiem, czy zechcesz przy­jąć to, co chcę Ci powie­dzieć. Pro­szę jed­nak… po pro­stu cho­ciaż to sobie prze­myśl. Czy naprawdę chcesz żyć tak, jak żyjesz teraz, i prze­cho­dzić przez to wszystko, przez co prze­szłam ja?

Ja już wiem, że zde­cy­do­wa­nie NIE WARTO.

– Czego jej [ano­rek­sji] życzysz?

– Śmierci.

– Mocno powie­dziane.

– Życzę jej śmierci na zawsze.

Pamię­tam dzień, w któ­rym Ada przy­szła jakaś odmie­niona. Był to już czas, gdy zmie­rza­ły­śmy do końca naszych spo­tkań. Powie­działa wtedy:

– Uło­ży­łam ostatni kawa­łek w swo­jej ukła­dance. Spoj­rza­łam na nią, a ona kon­ty­nu­owała:

– Ostat­nio robi­łam porządki i zna­la­złam swój pamięt­nik. To był pamięt­nik z początku cho­roby. Był tam też jed­nak pewien wpis z czasu, zanim ona się zaczęła. Pew­nego dnia usły­sza­łam kłót­nię rodzi­ców. Nie sły­sza­łam wszyst­kiego dokład­nie, ale usły­sza­łam coś, czego nie powin­nam była usły­szeć. Mój tata miał romans. Tydzień póź­niej zaczę­łam się odchu­dzać.

Pierwsze oznaki - Dagmara Pietruszewska

1

Pierwsze oznaki

Dag­mara Pie­tru­szew­ska

Czę­sto, gdy na uczelni zaczy­nam wykład z zabu­rzeń odży­wia­nia, poka­zuję kilka zdjęć ze swo­jej pry­wat­nej kolek­cji. Pierw­sze z nich przed­sta­wia wielką pizzę. Cią­gnący się ser, sos pomi­do­rowy, kilka pla­ster­ków salami – nic nad­zwy­czaj­nego. Następ­nie mówię:

– Wyobraź­cie sobie, że cho­ru­je­cie na ano­rek­sję. Osoba sie­dząca obok wła­śnie dostała zamó­wioną pizzę. Poczuj­cie jej zapach… Przyj­rzyj­cie się jej dokład­nie… A teraz powiedz­cie, pro­szę, co czu­je­cie.

Oto jak poto­czyła się roz­mowa ze słu­cha­czami pod­czas pew­nego wykładu.

– Siłę – pada pierw­sza odpo­wiedź.

– Siłę? – powta­rzam, spo­glą­da­jąc na roz­mówcę.

– Tak, siłę. Wyż­szość, że inni ule­gają, a ja mogę nie ulec.

– Co jesz­cze? – pytam, ponow­nie zwra­ca­jąc się do wszyst­kich.

– Ja czuję tłuszcz i to, że jak zjem odro­binę, to zaraz będę ogromna.

– Wstyd – rzuca ktoś z głębi sali – bo jaka ze mnie ano­rek­tyczka, skoro tak strasz­nie chcia­ła­bym zjeść choć jeden kawa­łek.

– Strach – mówi męż­czy­zna obok – bo gdy­bym zjadł ten jeden kawa­łek, tobym się bał, że zachcę wię­cej.

– Wstręt do swo­ich myśli i do sie­bie, wręcz nie­na­wiść…

– A ja widzę same kalo­rie i to, ile musia­ła­bym bie­gać, żeby je spa­lić. Druga foto­gra­fia przed­sta­wia talerz owo­ców. Wła­ści­wie jest to wiel­gachna misa z róż­nego rodzaju owo­cami. Są tam jabłka, gruszki, wino­grona, tru­skawki, banany, suszone figi, poma­rań­cze, man­da­rynki.

– O rety, same węgle – sły­szę drobną blon­dynkę sie­dzącą w pierw­szym rzę­dzie, która dosko­nale wczuła się w rolę.

– Trig­gery – mówi ciem­no­włosy chło­pak. – Bał­bym się, że zje­dze­nie banana albo wino­gron wyzwoli napad.

„Nie­sa­mo­wite” – myślę sobie, sły­sząc te odpo­wie­dzi. Bo każda z nich jest bar­dziej niż praw­do­po­dobna.

Kolejne zdję­cie przed­sta­wia moje dziecko, a przed nim talerz z warzy­wami. Na tale­rzu leżą bro­kuły, mar­chew, fasolka szpa­ra­gowa.

– Bez­pie­czeń­stwo – sły­szę wła­ści­wie od razu i patrzę na resztę sali.

Chyba wszy­scy kiwają pota­ku­jąco gło­wami.

Osoby cho­ru­jące na ano­rek­sję bar­dzo się boją jedze­nia. Nie zna­czy to jed­nak, że go nie­na­wi­dzą. Chcia­łyby nie­na­wi­dzić, ale tak nie jest. Rezy­gnują zatem z bar­dzo wielu potraw i pro­duk­tów, wpro­wa­dzają restryk­cje. Zabra­niają sobie jedze­nia, gdyż nie uznają pół­środ­ków. Lepiej zre­zy­gno­wać cał­ko­wi­cie niż pozwa­lać sobie coś zjeść. Głowa łatwiej sobie wtedy radzi.

Po czym poznać, tak na pierw­szy rzut oka, że ktoś cho­ruje na ano­rek­sję?

W pierw­szej kolej­no­ści uwagę zwraca syl­wetka (w zaawan­so­wa­nym sta­dium cho­roby wręcz nie­pro­por­cjo­nalna), w tym bar­dzo szczu­płe ręce i nogi, wysta­jące oboj­czyki, czę­sto prze­rwa mię­dzy udami. W sza­rej, myszo­wa­tej twa­rzy – nie­rzadko pokry­tej mesz­kiem – mocno wystają kości policz­kowe, a pod oczami widać cha­rak­te­ry­styczne worki. U samych pacjen­tek nie­po­kój wzbu­dzają wypa­da­jące włosy, łam­liwe paznok­cie i zie­mi­sta cera. Wszyst­kie te cechy z jed­nej strony wpły­wają nega­tyw­nie na postrze­ga­nie sie­bie i swo­jego ciała przez osobę chorą, a z dru­giej strony to wła­śnie na nie zaczyna zwra­cać uwagę oto­cze­nie. Czę­sto objawy te rów­nież są pierw­szym dostrze­ga­nym przez pacjentki nega­tyw­nym aspek­tem cho­roby, którą dotąd nego­wały. Mogą tym samym sta­no­wić świetny punkt wyj­ścia pracy nad moty­wa­cją do powrotu do zdro­wia, która należy do naj­waż­niej­szych ele­men­tów sku­tecz­nego lecze­nia.

Oprócz wymie­nio­nych cech wyglądu zewnętrz­nego o cho­ro­bie może świad­czyć jedze­nie w samot­no­ści. Cho­rzy nie chcą spo­ży­wać posił­ków z rodziną ani w żad­nym innym towa­rzy­stwie. Dla­czego? Ponie­waż gdy je się w samot­no­ści, łatwiej jest scho­wać jedze­nie albo po pro­stu je wyrzu­cić. Można też skła­mać, że zja­dło się w szkole lub na mie­ście. Ano­rek­sja spra­wia, że osoby nią dotknięte rezy­gnują także ze spo­tkań z przy­ja­ciółmi i zna­jo­mymi z obawy przed tym, iż ci będą chcieli wybrać się na jedze­nie.

Dość czę­sto rodzina podaje, że chora osoba zwraca nad­mierną uwagę na porzą­dek. Cho­ciaż dotych­czas nie był dla niej szcze­gól­nie ważny, to teraz nagle dużą część jej wol­nego czasu zaj­muje sprzą­ta­nie. Osoby cier­piące na ano­rek­sję, aby nie myśleć o gło­dzie bądź po pro­stu o jedze­niu, niejedze­niu, kalo­riach, prze­zna­czają swoją ener­gię na sprzą­ta­nie. Ponadto sprzą­ta­nie jest dobrym spo­so­bem na tra­ce­nie kalo­rii.

Zna­mien­nym sygna­łem ano­rek­sji – oczy­wi­ście w połą­cze­niu z wcze­śniej wymie­nio­nymi – jest ubie­ra­nie się „na cebulkę”. Z czego ono wynika? Odpo­wiedź na to pyta­nie jest dość pro­sta i jed­no­cze­śnie trudna. Zda­wać by się mogło, że osoby chore chcą uzy­skać wyma­rzoną bar­dzo chudą syl­wetkę. Gdy jed­nak osią­gają pożą­daną przez sie­bie wagę, nie mogą się zatrzy­mać. Cza­sem już nawet nie chcą ważyć mniej, lecz utrzy­ma­nie tak niskiej masy ciała zobo­wią­zuje do dal­szego prze­strze­ga­nia restryk­cji żywie­nio­wych, wsku­tek czego waga na­dal spada. Nie pozna­łam jesz­cze osoby cho­ru­ją­cej na ano­rek­sję, która mia­łaby bar­dzo niską masę ciała i zakła­da­łaby obci­słe bluzki uwy­dat­nia­jące syl­wetkę. War­stwy ubrań mają odcią­gnąć uwagę innych ludzi od – czę­sto wprost wychu­dzo­nego – ciała. Dru­gim powo­dem ubie­ra­nia się w taki spo­sób jest odczu­wa­nie przej­mu­ją­cego zimna. Jest ono spo­wo­do­wane zabu­rze­niami krą­że­nia krwi, które pro­wa­dzą także do sinego koloru dłoni. U osób cho­ru­ją­cych na ano­rek­sję o typie prze­czysz­cza­ją­cym można zaob­ser­wo­wać żół­tawe palce. Kiedy bowiem pacjentka kom­pen­suje napady obja­da­nia się poprzez wymioty, kwas żołąd­kowy zmie­nia kolor skóry dłoni. Nie­kiedy można zauwa­żyć rany na dło­niach spo­wo­do­wane zaha­cza­niem zębów o kości oraz popę­kane naczynka na twa­rzy.

Z kolei per­fek­cyj­ność czę­sto widać w ide­al­nie ucze­sa­nych wło­sach, nie­na­gan­nym ubio­rze, sztyw­no­ści zacho­wań. Ide­al­nie pro­wa­dzone zeszyty, naj­lep­sze oceny, naj­wyż­sza śred­nia, udział w olim­pia­dach. Syme­tria, porzą­dek, czy­stość. I kon­trola.

Świat osoby cho­rej na ano­rek­sję jest abso­lut­nie zamknięty dla innych, nie­do­stępny. Na drzwiach pokoju wielu nasto­lat­ków z ano­rek­sją znaj­dziemy hasło typu „zakaz wstępu” (do pokoju czy do mnie?). Dopóki te młode osoby mają, po raz pierw­szy w życiu, swoją prze­strzeń, która zależy tylko od nich, gdzie nie wybrzmie­wają kry­tyczne uwagi czy groźby, dopóty funk­cjo­nują popraw­nie w rela­cjach rodzin­nych, rówie­śni­czych i innych. Mamy pacjen­tek czę­sto powta­rzają, że córki anga­żują się w przy­go­to­wy­wa­nie posił­ków dla całej rodziny i podają je pięk­nie niczym w naj­lep­szej restau­ra­cji. Nie­uczest­ni­cze­nie w posiłku zaś tłu­ma­czą tym, że dużo zja­dły pod­czas jego przy­go­to­wy­wa­nia – świetna stra­te­gia na odwró­ce­nie uwagi od nie­je­dze­nia.

Oczy­wi­ście wszystko, co tu wymie­ni­łam, nie świad­czy bez­względ­nie o ano­rek­sji. Niska masa ciała może być spo­wo­do­wana róż­nymi innymi cho­ro­bami, zabu­rze­niami zarówno w sfe­rze psy­che, jak i w sfe­rze soma. Gdy jed­nak rodzic przy­pro­wa­dza do mnie dziecko z podej­rze­niem ano­rek­sji, zwy­kle wypy­tuję wła­śnie o tego typu rze­czy. Cza­sem sami rodzice o nich mówią. Powta­rza­jące się wyco­fa­nie z kon­tak­tów spo­łecz­nych, w przy­padku któ­rego pod­ło­żem jest lęk przed koniecz­no­ścią spo­ży­wa­nia posił­ków wspól­nie ze zna­jo­mymi (oczy­wi­ście gdy nie mówimy o fobii spo­łecz­nej), jedze­nie w samot­no­ści, wkła­da­nie wielu warstw ubra­nia, per­fek­cjo­nizm wyra­ża­jący się w byciu naj­lep­szym, obse­sja na punk­cie sprzą­ta­nia i porządku – to tylko kilka oznak, które nie są ujęte w kli­nicz­nych kla­sy­fi­ka­cjach oma­wia­nego zabu­rze­nia, ale powta­rzają się u wielu cho­rych osób.

Jeśli zauwa­ża­cie u swo­jego dziecka nastę­pu­jące objawy:

• spa­dek masy ciała bądź lęk przed przy­ty­ciem,

• utrata zain­te­re­so­wań,

• czer­wony, siny lub żółty kolor dłoni,

• wypa­da­jące włosy,

• zanik mie­siącz­ko­wa­nia,

• myszo­wata twarz (szczu­pła, ostre rysy, nie­pro­por­cjo­nal­nie duże oczy),

• szara cera,

• meszek na twa­rzy i/lub na całym ciele,

• rany na dło­niach,

• obni­że­nie nastroju,

• draż­li­wość,

• wybu­chy agre­sji czy zło­ści na wzmianki o jedze­niu,

• jedze­nie w samot­no­ści,

• izo­lo­wa­nie się od ludzi,

• nagle wpro­wa­dzone regu­larne tre­ningi,

• ukry­wa­nie lub wyrzu­ca­nie jedze­nia,

• zmiana stylu ubie­ra­nia na bar­dziej obszerny,

• umi­ło­wa­nie do przy­go­to­wy­wa­nia posił­ków rodzi­nie i przy­ja­cio­łom,

• zafik­so­wa­nie na porządku, nauce, oce­nach,

• nad­mierny per­fek­cjo­nizm,

zwróć­cie się po pomoc do leka­rza lub psy­cho­te­ra­peuty. Nie zwle­kaj­cie, ponie­waż prze­dłu­ża­jąca się nie­do­waga może skut­ko­wać więk­szą liczbą zabu­rzeń soma­tycz­nych (np. ane­mia, cho­roby serca).

Diagnoza choroby - Dagmara Pietruszewska

2

Diagnoza choroby

Dag­mara Pie­tru­szew­ska

Ano­rek­sję może zdia­gno­zo­wać lekarz lub psy­cho­te­ra­peuta, opie­ra­jąc się na kry­te­riach dia­gno­stycz­nych. W zależ­no­ści od stanu soma­tycz­nego osoby usta­lana jest droga lecze­nia. Trzeba pamię­tać, że ano­rek­sja jest cho­robą i duszy, i ciała. Ozna­cza to, że dotyka w tym samym stop­niu obu tych sfer.

Czym jest ano­rek­sja i jak ją pro­fe­sjo­nal­nie zdia­gno­zo­wać, przed­sta­wię na przy­kła­dzie naszej wspa­nia­łej Ady, któ­rej histo­ria – jak już zostało zapo­wie­dziane – będzie się prze­wi­jać przez całą książkę.

Kiedy Ada przy­szła do mnie po raz pierw­szy, była skraj­nie wychu­dzona, miała bladą twarz i smutne, zmę­czone oczy. Leg­ginsy wręcz na niej wisiały. Mimo że było bar­dzo cie­pło, zarzu­ciła na ramiona gruby swe­ter. Wydała mi się bar­dzo kru­cha. Przy­po­mnia­łam sobie, że w biu­rowcu aku­rat była awa­ria wind, i zmar­twi­łam się, że musiała na piąte pię­tro wejść po scho­dach.

Gdy zaczę­ły­śmy roz­ma­wiać, mówiła cicho, powoli i bar­dzo świa­do­mie. Zapo­zna­łam ją wstęp­nie z zasa­dami tera­pii oraz poin­for­mo­wa­łam, że muszę ją zwa­żyć. Popro­si­łam o zdję­cie gru­bego swe­tra. Waga poka­zała prze­ra­ża­jące 28 kg. Zapy­tana o wzrost, Ada odpo­wie­działa:

„Metr sześć­dzie­siąt jeden”. Przy takim wychu­dze­niu i lek­kim przy­gar­bie­niu, praw­do­po­dob­nie ze zmę­cze­nia, wyda­wała mi się niż­sza. Pomiary wrzu­ci­łam w kal­ku­la­tor dla dzieci i mło­dzieży. Wskaź­nik BMI (ang. body mass index) wyniósł 10,8.

Wzór na BMI nie jest skom­pli­ko­wany: masa ciała w kilo­gra­mach podzie­lona przez wzrost w metrach pod­nie­siony do kwa­dratu. Gdy przy­cho­dzi do mnie osoba nie­peł­no­let­nia, patrzymy dodat­kowo, w któ­rym cen­tylu się ona znaj­duje. Zgod­nie z naj­now­szą kla­sy­fi­ka­cją ICD-11 u dzieci i mło­dzieży poni­żej pią­tego per­cen­tyla, speł­nia­ją­cych resztę kry­te­riów ano­rek­sji, dia­gno­zuje się wła­śnie to zabu­rze­nie.

Zaczę­łam zbie­rać wywiad, jak zwy­kle korzy­sta­jąc z kla­sy­fi­ka­cji DSM-5. Zada­łam także ruty­nowe pyta­nia na temat tego, jak Ada się czuje fizycz­nie i psy­chicz­nie. Czy tak niska masa ciała w czymś jej pomaga albo prze­szka­dza? Pacjentka spoj­rzała na mnie i powie­działa, że ma już ser­decz­nie dość tej kon­troli i że zro­bi­łaby wszystko, by znów nor­mal­nie żyć.

– Wszystko? – zapy­ta­łam i spoj­rza­łam na jej rodzi­ców, któ­rzy do tej pory po pro­stu słu­chali.

– Wszystko! – odpo­wie­działa Ada i pierw­szy raz usły­sza­łam jej siłę. Przy tak niskim BMI naj­waż­niej­sze jest zabez­pie­cze­nie pacjentki soma­tycz­nie. Żadna tera­pia nie pomoże, jeśli wskaź­nik BMI nie prze­kro­czy 15. Dla­tego poin­for­mo­wa­łam Adę i jej rodzi­ców o koniecz­no­ści uda­nia się na ostry dyżur do szpi­tala pedia­trycz­nego. Kiedy mamy do czy­nie­nia z osobą nie­peł­no­let­nią, sprawa nie wydaje się skom­pli­ko­wana. Leka­rze nie powinni odmó­wić przy­ję­cia (jeśli odma­wiają, warto popro­sić o odmowę na piśmie oraz o infor­ma­cję, do jakiego szpi­tala należy się udać), gdyż tak niska masa ciała czę­sto ozna­cza stan zagro­że­nia życia.

W szpi­talu obli­cza się dla pacjentki zapo­trze­bo­wa­nie ener­ge­tyczne w taki spo­sób, by mogła powoli odzy­ski­wać masę ciała. Podaje się jej kilka posił­ków dzien­nie (zwy­kle pięć), a przy bar­dzo niskiej masie ciała roz­po­czyna się także żywie­nie za pomocą sondy, naj­czę­ściej w godzi­nach noc­nych, co dopeł­nia dobowe zapo­trze­bo­wa­nie kalo­ryczne. Naj­waż­niej­sze na tym eta­pie jest to, by pacjentka odzy­ski­wała masę ciała w spo­sób kon­tro­lo­wany, w odpo­wied­nim tem­pie (co zmniej­sza ryzyko roz­woju zespołu ponow­nego odży­wie­nia).

Ano­rek­sja jest nie­zwy­kle nie­bez­pieczną cho­robą. Śmier­tel­ność w jej przy­padku oce­nia się na 5–20%. Część cho­rych popeł­nia samo­bój­stwo, a część umiera w wyniku powi­kłań ser­cowo-naczy­nio­wych.

Dia­gnoza ano­rek­sji – która w kla­sy­fi­ka­cjach dia­gno­stycz­nych jest okre­ślana jako ano­re­xia nervosa i „jadło­wstręt psy­chiczny” – zmie­niała się wie­lo­krot­nie na prze­strzeni lat. W 1983 roku cho­roba ta po raz pierw­szy została ujęta w kla­sy­fi­ka­cji Ame­ry­kań­skiego Towa­rzy­stwa Psy­chia­trycz­nego DSM-III. Do jej stwier­dze­nia wyma­gane było wów­czas speł­nie­nie poniż­szych kry­te­riów.

A. Odmowa utrzy­ma­nia cię­żaru ciała na lub powy­żej gra­nicy wagi mini­mal­nej dla wieku i wzro­stu (np. utrata wagi pro­wa­dząca do utrzy­ma­nia cię­żaru ciała poni­żej 85% wagi ocze­ki­wa­nej lub brak należ­nego przy­ro­stu wagi w okre­sie wzra­sta­nia, pro­wa­dzący do utrzy­ma­nia cię­żaru ciała poni­żej 85% wagi należ­nej).

B. Inten­sywny lęk przed przy­bra­niem na wadze lub oty­ło­ścią mimo utrzy­mu­ją­cej się rze­czy­wi­stej nie­do­wagi.

C. Zabu­rze­nie spo­sobu doświad­cza­nia wła­snej wagi, roz­miaru i kształtu ciała, np. osoba czuje się „gruba”, nawet gdy jest wynisz­czona, wie­rzy, że część jej ciała jest „zbyt gruba”, pod­czas gdy w rze­czy­wi­sto­ści ma nie­do­wagę.

D. U kobiet w okre­sie po menar­che ame­nor­r­hoea – nie­obec­ność przy­naj­mniej trzech kolej­nych cykli men­stru­acyj­nych.

Wspo­mniana kla­sy­fi­ka­cja obo­wią­zy­wała do 1994 roku, kiedy to posze­rzono dia­gnozę ano­rek­sji o dwa pod­typy.

1. Typ ogra­ni­cza­jący: w trak­cie ano­re­xia nervosa nie docho­dzi do regu­lar­nych epi­zo­dów nie­kon­tro­lo­wa­nego obja­da­nia się lub zacho­wań „wyda­la­ją­cych” (np. indu­ko­wa­nych wymio­tów lub nad­uży­wa­nia środ­ków prze­czysz­cza­ją­cych lub diu­re­ty­ków).

2. Typ „żar­łoczno-wyda­la­jący”: w trak­cie epi­zodu ano­re­xia nervosa docho­dzi do regu­lar­nych epi­zo­dów nie­kon­tro­lo­wa­nego obja­da­nia się lub zacho­wań „wyda­la­ją­cych” (np. indu­ko­wa­nie wymio­tów lub nad­uży­wa­nie środ­ków prze­czysz­cza­ją­cych, diu­re­ty­ków lub lewa­tyw).

Auto­rzy naj­now­szej kla­sy­fi­ka­cji Ame­ry­kań­skiego Towa­rzy­stwa Psy­chia­trycz­nego, czyli DSM-5, wzięli pod uwagę bar­dzo ważny fakt, a mia­no­wi­cie to, że na ano­rek­sję zaczyna cho­ro­wać coraz wię­cej chłop­ców i męż­czyzn, a także dziew­czy­nek, które do tej pory nie mie­siącz­ko­wały. Z tego powodu kry­te­rium zaniku mie­siącz­ko­wa­nia zostało usu­nięte. Oto naj­now­sze kry­te­ria dia­gno­tyczne ano­rek­sji.

A. Ogra­ni­cze­nie podaży ener­gii w sto­sunku do wyma­gań, pro­wa­dzące do wystą­pie­nia nie­do­sta­tecz­nej masy ciała, okre­ślo­nej w odnie­sie­niu do wieku, płci, krzy­wej roz­woju (tra­jek­to­rii roz­woju) i stanu zdro­wia. Nie­do­sta­teczna masa ciała jest zde­fi­nio­wana jako masa utrzy­mu­jąca się poni­żej mini­mal­nej pra­wi­dło­wej masy ciała lub, w przy­padku dzieci i osób dora­sta­ją­cych, poni­żej mini­mal­nej ocze­ki­wa­nej masy ciała (Ame­ri­can Psy­chia­tric Asso­cia­tion, 2015, s. 167).

W naj­gor­szym momen­cie Ada jadła trzy man­da­rynki dzien­nie (100 g man­da­ry­nek to 53 kcal, przy czym prze­ciętna man­da­rynka waży około 75 g). Nie zaczęło się jed­nak tak dra­stycz­nie. Począt­kowo pacjentka wyklu­czała jedy­nie „nie­zdrowe poży­wie­nie”. Efek­tem była szybka utrata masy ciała, co dopro­wa­dziło do skraj­nego wynisz­cze­nia orga­ni­zmu.

B. Silna obawa o zwięk­sze­nie masy ciała lub przy­ty­cie albo utrzy­mu­jące się zacho­wa­nia wpły­wa­jące na zmniej­sze­nie masy ciała, nawet w przy­padku wystę­po­wa­nia nie­do­sta­tecz­nej masy ciała (Ame­ri­can Psy­chia­tric Asso­cia­tion, 2015, s. 167).

Gdy Ada zgło­siła się do mnie, mówiła, że chce wal­czyć, że ma już dość tego, jak wygląda i jak się czuje. Na moją prośbę, by zamknęła oczy i wyobra­ziła sobie, że staje na wadze, która wska­zuje 44 kg, szybko otwo­rzyła oczy i powie­działa, że to dla niej za trudne, że bar­dzo się boi. Tłu­ma­czyła, że rozu­mie potrzebę przy­ty­cia, jed­nak na tę chwilę jest to dla niej zbyt prze­ra­ża­jąca wizja.

C. Zakłó­ce­nie w zakre­sie postrze­ga­nia masy ciała lub kształtu wła­snego ciała, nad­mierny wpływ masy ciała lub kształtu ciała na samo­ocenę albo upo­rczywy brak postrze­ga­nia wystę­pu­ją­cej nie­do­sta­tecz­nej masy ciała jako pro­blemu (Ame­ri­can Psy­chia­tric Asso­cia­tion, 2015, s. 167).

Ada uwa­żała, że to, jak wygląda, przy­czy­nia się do tego, jak widzą ją inni. Na począt­ko­wym eta­pie cho­roby twier­dziła, że odkąd jest tak szczu­pła, para­dok­sal­nie czuje się sil­niej­sza; że gdy zaczęła chud­nąć, bar­dziej polu­biła sie­bie i bar­dziej się sobie podo­bała.

Kla­sy­fi­ka­cja DSM-5 pro­po­nuje także – zaczerp­nięty z innej kla­sy­fi­ka­cji, a mia­no­wi­cie ICD-10 – podział na dwie posta­cie ano­rek­sji.

1. Postać ogra­ni­cza­jąca: Pod­czas ostat­nich 3 mie­sięcy dana osoba nie podej­mo­wała regu­lar­nie zacho­wań takich jak obja­da­nie się lub prze­czysz­cza­nie (tzn. pro­wo­ko­wa­nie przez sie­bie wymio­tów, nad­uży­wa­nie sub­stan­cji prze­czysz­cza­ją­cych, środ­ków moczo­pęd­nych lub wle­wów prze­czysz­cza­ją­cych). Postać ta jest zwią­zana ze sto­so­wa­niem diet odchu­dza­ją­cych, gło­dó­wek i/lub prze­sad­nie cięż­kich ćwi­czeń fizycz­nych.

2. Postać z napa­dami obja­da­nia się / prze­czysz­cza­niem: Pod­czas ostat­nich 3 mie­sięcy dana osoba podej­mo­wała regu­lar­nie zacho­wa­nia takie jak obja­da­nie się lub prze­czysz­cza­nie (tzn. pro­wo­ko­wa­nie przez sie­bie wymio­tów, nad­uży­wa­nie sub­stan­cji prze­czysz­cza­ją­cych, środ­ków moczo­pęd­nych lub wle­wów prze­czysz­cza­ją­cych; Ame­ri­can Psy­chia­tric Asso­cia­tion, 2015, s. 167).

Bio­rąc pod uwagę naj­now­szą kla­sy­fi­ka­cję, zdia­gno­zo­wa­łam u Ady ano­rek­sję o postaci ogra­ni­cza­ją­cej i popro­si­łam, by rodzice zawieźli córkę do szpi­tala. Poin­stru­owa­łam ich, jakie będą kolejne kroki po zakoń­cze­niu hospi­ta­li­za­cji. Zapew­ni­łam też, że o ile Ada będzie tego potrze­bo­wała, a szpi­tal wyrazi na to zgodę, będę odwie­dzała ją w trak­cie pobytu w szpi­talu i wspie­rała w pro­ce­sie odzy­ski­wa­nia masy ciała.

Dia­gnoza ano­rek­sji powinna bazo­wać na obo­wią­zu­ją­cych kry­te­riach dia­gno­stycz­nych. Zda­rza się, że do tera­peuty zgła­szają się osoby z dia­gnozą tej cho­roby posta­wioną przez leka­rzy lub innych spe­cja­li­stów i rze­czy­wi­ście widoczne jest u nich wychu­dze­nie orga­ni­zmu, z BMI nawet rzędu 15–16, lecz w wywia­dzie one nie stwier­dzają, że ich celem jest utrzy­ma­nie bądź obni­że­nie masy ciała. Mówią o tym, że chcia­łyby przy­tyć. Nie kom­pen­sują w żaden spo­sób tego, co zje­dzą. Wła­ści­wie nie ćwi­czą, nie wymio­tują. Nie przej­mują się także tym, co jedzą, ale czę­sto zapo­mi­nają o jedze­niu, nie mogą spać lub mają trud­no­ści z zasy­pia­niem, budzą się w nocy. Od kilku mie­sięcy mają obni­żony nastrój. Warto wów­czas roz­bu­do­wać wywiad, sta­ra­jąc się odnieść do tego, dla­czego dana osoba czę­sto zapo­mina o jedze­niu czy co takiego się wyda­rzyło, że masa ciała zaczęła spa­dać (a może zawsze była na podob­nym pozio­mie?).

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki