59,90 zł
Zaczyna się niewinnie, na przykład od odstawienia słodyczy, jedzenia mniejszych porcji, liczenia kalorii, intensywnych treningów. W tym nie ma jeszcze nic złego. Chodzi przecież o zdrowie i ładniejszą sylwetkę. O kilka kilogramów mniej. Ale granica wciąż się przesuwa: z kilku kilogramów niepostrzeżenie robi się kilkanaście. Myśli obsesyjnie krążą już tylko wokół jedzenia, pojawia się lęk przed przytyciem, a dzienne menu zostaje ograniczone do jednej mandarynki. Osoba w lustrze zaś wciąż jest za gruba. Kilogram za kilogramem anoreksja przejmuje kontrolę nad życiem. Popycha do dalszego ograniczania posiłków i obiecuje, że będzie pięknie. Jeszcze tylko trochę – i tak bez końca.
Anoreksja to choroba ciała i duszy. Dlatego jej skutki można zaobserwować zarówno w sferze somatycznej, jak i w sferze społecznej czy psychicznej. Niektóre jej objawy są widoczne gołym okiem, inne trudniej dostrzec. Jeśli zauważymy u młodej osoby niepokojące zmiany takie jak utrata wagi, lęk przed przytyciem, jadanie w samotności, stałe wycofywanie z kontaktów społecznych czy perfekcjonizm, warto skonsultować się z lekarzem lub psychoterapeutą.
Autorki piszą również o drugim biegunie zaburzeń odżywiania, czyli bulimii, zespole kompulsywnego jedzenia. Często bowiem granica między obsesyjną kontrolą a utratą kontroli jest bardzo cienka, a nastolatki – ze względu na skłonność do myślenia czarno-białego – mogą płynnie przechodzić z jednej diagnozy w drugą.
Trudno przezwyciężyć zaburzenia odżywiania bez profesjonalnej pomocy. Ta książka będzie źródłem wiedzy i wsparcia dla rodziców, którzy chcą zrozumieć swoje nastoletnie dziecko i pomóc mu wyjść z choroby. Dzięki połączeniu teorii z przykładami z praktyki klinicznej autorek rozjaśnia ona wiele kwestii i odpowiada na najważniejsze pytania. Napisana z dwóch perspektyw – psychiatry i psychoterapeutki – pomaga zrozumieć, czym jest anoreksja, jak z nią postępować i jak pomóc dziecku ją pokonać.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 183
Jeszcze dwadzieścia lat temu, gdy anoreksja dopadła Dagmarę, był to temat tabu. Nikt właściwie nie wiedział, jak do niego podejść ani jak się po nim poruszać. Literatura, która była wówczas dostępna, nie bardzo nadawała się dla laika. Wiele niezrozumiałych zdań, teorii, założeń. Tylko nieliczne książki traktowały o anoreksji tak… zwyczajnie, po prostu. Jak o chorobie, która się przydarza. Dagmara pamięta swoje poszukiwania, a także poszukiwania swoich rodziców. Było naprawdę trudno. Pomyślała, że trzeba to zmienić, stąd pomysł na niniejszy poradnik. Mimo że obecnie bardzo wiele wiarygodnych informacji można znaleźć w mediach (w tym w internecie, który dwadzieścia lat temu nie funkcjonował tak jak dziś), to wciąż jest ich – według nas – za mało. Dlatego też napisałyśmy tę książkę. Mamy nadzieję, że w jakimś stopniu uda się nam odpowiedzieć w niej na pytania kłębiące się w waszych głowach.
Obie uwielbiamy prowadzić wykłady – i taki nasz wspólny wykład (uzupełniany od lat) zaraz zaprezentujemy. Marta przedstawi sprawy od strony medycznej, a Dagmara – bardziej psychoterapeutycznej. Ponieważ obie jesteśmy też psychoterapeutkami poznawczo-behawioralnymi, przytoczymy wiele historii z naszych gabinetów, wplatając w wywód także trochę teorii. Zapraszamy!
Jestem osobą roztargnioną. Pisząc te słowa, widzę, jak na twarzach moich znajomych i (o zgrozo!) pacjentów pojawia się serdeczny uśmiech. Tak, jestem roztrzepana, a na dodatek – jak powiedzieliby moi nastoletni pacjenci – „nie umiem w kalendarze”. Chyba każdego roku z różnych sklepów internetowych wybieram ten najlepszy, najpiękniejszy, najdoskonalszy kalendarz: nie za duży, nie za mały, każda strona to jeden dzień, świecąca okładka… I używam go, a jakże, bardzo zacięcie używam… tak do lutego. Potem zaczynam o nim zapominać, aż wreszcie kalendarz ląduje na półce z poprzednimi rocznikami. Tak było i wtedy, gdy poznałam naszą bohaterkę.
Po pracy siedziałam w restauracji naprzeciwko swojego biura. Gdy kończyłam obiad z przyjaciółką, podczas którego omawiałyśmy sprawy ważne i ważniejsze, zadzwonił telefon. Odebrałam i dowiedziałam się, że ktoś stoi pod moim gabinetem i czeka na moją skromną osobę. Miałam wówczas gabinet w gdańskim Zieleniaku, więc trasę ze starej Krewetki do biura (w tym ostatnie światła w kolejności: zielone, czerwone, czerwone) pokonałam w niewiarygodnie krótkim czasie. Wpadłam do gabinetu, a moim oczom ukazała się ona, bohaterka naszej książki, czyli Ada. Któregoś dnia, gdy już trochę z Adą pracowałam – była po szpitalu somatycznym, ważyła nieco więcej, niż kiedy się poznałyśmy – jej mama oznajmiła, że kilka dni wcześniej były u kolejnej pani psychiatry, która bardzo przypadła im do gustu. Powiedziała, że ta nowa pani doktor naprawdę zna się na zaburzeniach odżywiania i że teraz będą z Adą chodziły właśnie do niej. Był to czas, gdy szukałam lekarza znającego się na leczeniu tego typu zaburzeń, którego mogłabym polecać swoim pacjentom. Poprosiłam o nazwisko i numer telefonu. Napisałam esemes.
Nigdy nie zapomnę dnia, w którym Marta do mnie zadzwoniła. Byłam w czwartym miesiącu ciąży i za chwilę miałam zacząć trening dla wielkobrzuchych. Tamtego dnia jednak go nie zaczęłam. Rozmawiałyśmy bardzo długo, jakbyśmy znały się od wieków. Podczas rozmowy dowiedziałam się, że „pani doktor” – bo tak ją wówczas nazywałam – wykłada na uczelni, gdzie studiowałam psychoterapię poznawczo-behawioralną.
Odkąd rozpoczęłyśmy współpracę, nieraz słyszałyśmy od naszych pacjentów, że mówimy te same rzeczy – choć zupełnie tego nie planowałyśmy. Wiele osób pyta mnie też, czy jesteśmy siostrami, a ja za każdym razem odpowiadam: „Tak – z wyboru”.
Aduś, dziękujemy ci za to, że dzięki tobie się poznałyśmy. Dedykujemy tę książkę tobie, bo bez ciebie nigdy by nie powstała. I chcemy podkreślić z całą mocą: dałaś radę!
Dokładnie 16 lipca 2017 roku od pacjentki o imieniu Ada usłyszałam po raz pierwszy o jej terapeutce pani Dagmarze.
Był to dla mnie czas wielkiego kryzysu, szukania terapeuty od zaburzeń odżywiania, z którym stworzyłabym skuteczny tandem.
Wybieram więc przekazany mi przez Adę numer telefonu i pierwsze myśli automatyczne, które pojawiają się w mojej głowie po rozpoczęciu rozmowy, brzmią: „Interesująca, energetyczna, tak podobna do mnie”. Chyba wyciągnęłam ją z jakichś zajęć, ale cóż… nic się nie dzieje bez powodu. Nie musiałam długo czekać na spotkanie, gdyż krótko po naszej rozmowie miałam prowadzić wykład z zaburzeń odżywiania, w którym uczestniczyła Dagmara.
Bardzo czekałam na ten dzień, a gdy weszłam do sali, od razu poznałam, która to ona. Podczas przerwy podeszła do mnie i momentalnie wiedziałam, że nie skończy się na jednym spotkaniu. Bratnia dusza i zarazem profesjonalna terapeutka, którą tak trudno było mi znaleźć, z podobnym zaangażowaniem i analogiczną uważnością chcąca pracować ze mną i z osobami z zaburzeniami odżywiania.
Wspólne rozmowy, na które czasu było zawsze zdecydowanie za mało, wspólne pasje, wspólne przekonanie, że chcemy razem z naszymi pacjentami pokonywać anoreksję, która często wśród terapeutów, lekarzy i psychologów wzbudza tak wiele lęku, poczucia bezradności… Pracę w tej dziedzinie pokochałyśmy lata temu, ale potrzebowałyśmy siebie, by stworzyć skuteczny duet.
Pacjentką, która nas połączyła, jest właśnie Ada, nasza bohaterka, która nauczyła nas tak wiele, z którą pokonałyśmy tyle barier z pozoru nie do pokonania, która mówiła nam: „Bez pań nie dałabym rady”, co jeszcze bardziej motywowało nas do działania.
Często z ust naszych pacjentów słyszę: „Mówi pani jak pani Dagmara” albo „Nic nie da się przed paniami ukryć”. Wtedy zawsze odpowiadam z uśmiechem: „Tak to działa od ponad sześciu lat”, czyli odkąd się znamy. Dziękuję ci, Daga, za przyjaźń!
Niniejsza książka jest pierwszym naszym wspólnym marzeniem, drugim jest NASZ ośrodek dla pacjentów z diagnozą ze spektrum zaburzeń odżywiania, który – mam nadzieję – kiedyś powstanie.
Ado… Dziękuję ci za to, że nas poznałaś – i że stałaś się dla nas inspiracją do napisania tej książki!
Podczas kilku pierwszych spotkań z Adą dostrzegłam (Dagmara) w niej „cudowne dziecko”. Bardzo mądra, ambitna, najlepsza w klasie. Mocno zainteresowana biologią. Szerokie grono znajomych, perfekcjonizm przejawiający się właściwie we wszystkim: od kontroli masy ciała zaczynając, na genialnych „albumach” z przedmiotów szkolnych kończąc. O co chodzi z „albumami”? Pamiętam, jak mama Ady zapytała mnie kiedyś, czy widziałam, jak córka prowadzi zeszyty. Usłyszałam od niej: „To nie są zeszyty, to są albumy”. Poprosiłam, by je przyniosła. Nigdy nie widziałam czegoś takiego u piętnastolatki! Ba, ja nigdy czegoś takiego nie widziałam w życiu! Wszystko idealne, litery równiutkie, obrazki cieniowane.
Pamiętam kwadrat, który Ada narysowała w zeszycie od biologii. Przerysowywała go kilkukrotnie, ponieważ nie miała odpowiedniego odcienia cienkopisu. „Skończył się w najgorszym momencie” – poinformowała mnie z delikatnym uśmiechem. Najpierw narysowała kwadrat innym kolorem, ale jej się nie spodobał, więc wyrwała stronę.
Narysowała go po raz kolejny, lecz pomyliła się w literce i znowu wyrwała kartkę. Co zrobiła na końcu? Poszła po nowe cienkopisy do sklepu, w którym kupiła poprzedni zestaw, wiedząc, że odpowiedni odcień będzie w odpowiednim miejscu.
Pacjenci często mówią, że nie chcą rezygnować ze swojego perfekcjonizmu, że jest im z nim wygodnie. Do czasu… aż coś pójdzie nie po ich myśli. Wypisze im się cienkopis albo zapomną odrobić zadanie, bo całą poprzednią noc poprawiali już idealną prezentację z geografii. Wtedy pojawiają się wyrzuty sumienia, poczucie winy. Pozorne kontrolowanie całego świata daje im poczucie panowania nad własnym życiem. Gdy zaś pojawia się jakaś niespodziewana sytuacja, ich świat się rozpada.
Mama Ady była nauczycielką, tata pracował jako policjant, starsza o osiem lat siostra nie mieszkała już z nimi. Cudowna relacja z mamą, której Ada zwierzała się ze wszystkiego; tata w porządku, chociaż więź z córką nie była taka sama jak w okresie dzieciństwa. Kiedy pacjentka zaczęła dorastać, coraz bardziej oddalali się z tatą od siebie. Ten ostatni był zaangażowany w pracę, ale oboje z żoną starali się być rodzicami wspierającymi.
W pewnym momencie Ada zaczęła powoli wycofywać ze swojej diety słodycze i inne według niej niezdrowe produkty, ponieważ wraz z koleżanką podjęła próbę schudnięcia. Początkowo obie były dla siebie siłą napędową i skupiały się na tym, co jedzą. Otrzymywały dużo pozytywnych komentarzy na temat swojego wyglądu. Po kilku tygodniach Ada została sama w świecie coraz większej kontroli tego, co je, i liczenia kalorii, przez co poczuła się jeszcze silniejsza i bardziej wyjątkowa.
Z czasem zaczęła znikać. I to nie tylko cieleśnie. Dziewczyna, która kiedyś była wszędzie, zawsze otoczona wianuszkiem znajomych, wycofała się. Przestała wychodzić z koleżankami z obawy, że będą chciały iść na lody. Ona przecież nie może, nie wolno jej… Anoreksja krzyczała na nią za każdym razem, gdy chciała coś zjeść, za każdym razem, gdy nie chciała ćwiczyć, za każdym razem, gdy spoglądała w lustro i widziała w nim – zamiast wychudzonego, wyniszczonego ciała – coś, co wciąż nie jest wystarczające… Jest taka scena w filmie Do kości, w której bohaterka uspokaja się, gdy obwód jej ramienia jest mniejszy od kółka powstałego ze złączonego kciuka i środkowego palca. Ada miała podobnie. Stawała przed lustrem, by sprawdzić, czy między jej udami ciągle jest szpara. To ją w jakiś sposób uspokajało, mówiło o tym, że wciąż jest szczupła. Pamiętam, jak kiedyś przyszła do mnie do gabinetu i powiedziała, że gdy stoi normalnie, szpara jest, ale gdy wysunie biodra do przodu (w tym momencie przybrała bardzo nienaturalną pozę, by pokazać, o co jej chodzi), wówczas szpara znika. Kiedy to zrobiła i zrozumiała, że ktoś to zobaczył, zaczęła się szczerze śmiać.
Pewnego dnia przyszła do mnie jak zwykle na umówioną terapię, ale tym razem nie chciała mówić o sobie. Chciała porozmawiać o koleżance, u której zauważyła problem. Od jakiegoś czasu inaczej nam się rozmawiało – Ada była spokojniejsza, uśmiechnięta, szczęśliwsza. Gdy zaczęła temat koleżanki, znów posmutniała, do oczu napłynęły jej łzy. – To strasznie smutne – powiedziała. – Tak bardzo chciałabym jej pomóc… Czy mogę zrobić coś jeszcze?
Po chwili spojrzała na mnie i dodała po cichu:
– Bo ja… napisałam do niej list, tylko nie wiem, ale chyba boję się go wysłać. Z drugiej strony… gdyby coś jej się stało… nie wybaczyłabym sobie tego. Dlatego chciałabym bardzo, żeby pani przeczytała ten list. To dla mnie naprawdę ważne.
Wróciłyśmy do pracy, a na koniec Ada zostawiła mi do przeczytania poniższy list.
Hej, N.!
Nie wiem, od czego zacząć. Mam tyle rzeczy w głowie, a jednocześnie nie wiem, co powiedzieć… Pewnie się zastanawiasz, po co do Ciebie piszę. A może się domyślasz?
Boję się, że to, co tutaj napiszę, nic nie da, ale zawsze mam ten mały promyk nadziei, że coś się jednak zadzieje. Proszę, spróbuj przeczytać ten list do końca. Chciałabym już być tak odważna, żeby porozmawiać z Tobą o tym w cztery oczy, ale to jeszcze dla mnie zbyt trudne. Piszę, bo zwyczajnie nie godzę się, żebyś przechodziła przez to piekło, przez które ja jeszcze idę. Przeczytaj ten list, tylko o to proszę…
Być może myślisz, że Ciebie to nie dotyczy, że inne dziewczyny chorują, ale Ty nie. Ja myślałam dokładnie tak samo.
Zaczęłam od rzucenia słodyczy. Ponieważ waga nie spadała, pomyślałam, że zmniejszę porcje i będę się więcej ruszać. Zaczęła się siłownia, zwiększone zainteresowanie jedzeniem, liczenie kalorii. Chciałam schudnąć tylko troszkę, tylko parę kilogramów. Trochę się odchudzę i przestanę, tak? Przecież mam kontrolę. G…o prawda! Wiesz, co to znaczy mieć kontrolę? Ma się ją wtedy, kiedy umiesz wyznaczyć sobie granice – w obie strony. Wydaje Ci się, że to, co jesz, wystarcza, bo przecież dobrze się czujesz, chudniesz, a jak już osiągniesz swój cel, to wszystko wróci do normy. Zaczniesz jeść jak wcześniej, tyle że zdrowo. Muszę Cię zmartwić. Tak łatwo nie będzie. Prawda jest taka, że to nie Ty masz kontrolę, tylko anoreksja. To ona ma władzę nad Tobą. Nie istnieje coś takiego jak kontrolowana anoreksja. Ktoś, kto w to wierzy, albo nie ma pojęcia o anoreksji, albo jest w takim stanie, że już nie myśli racjonalnie.
Gdy osiągnęłam tę swoją wymarzoną wagę, czułam się okropnie. W mojej głowie brzęczało ciągle: „To może jeszcze trochę”, „Jak zjesz, to przytyjesz”, „Masz przecież takie grube uda”… I tak kilogram za kilogramem zaczęłam się zbliżać… do śmierci. Ludzie zaczęli to zauważać. Wszyscy. Z jednej strony cieszyłam się z tego, a właściwie cieszyła się anorektyczna część mnie, z drugiej byłam przerażona…
Czasem podczas sesji terapeutycznych pytam, jak wygląda anoreksja, co mówi danej osobie. Ktoś z zewnątrz mógłby pomyśleć, że ja i ta osoba cierpimy na halucynacje. Nic bardziej mylnego. Personifikacja anoreksji jest bardzo powszechna. Pacjentki dotknięte tą chorobą mówią o niej jak o osobie, choć doskonale zdają sobie sprawę, że to są ich myśli. Myśli chorobowe, destrukcyjne, popychające do dalszego ograniczania posiłków.
Dziewczyny wiedzą, o co pytam. Zawsze wiedzą. Ich anoreksje czasem się różnią, ale zawsze mówią to samo. Obiecują, że będzie pięknie, że pacjentki pokochają siebie, że będą szczęśliwe. Niestety to tylko kłamstwa, które zabijają. Naprawdę zabijają. Śmiertelność w przypadku anoreksji waha się między 5% a 20% w zależności od czasu trwania choroby. Rodzice, gdy pytają o „głosy”, które słyszy ich dziecko, często są przerażeni. Wyjaśniam im wtedy, że ono tylko to myśli.
Takiego zimna wcześniej nie znałam. Zimna, które napływa od środka i którego nie da się przezwyciężyć. Pamiętasz moje sine palce? Nawet nie wiesz, jaki to dyskomfort, kiedy nie możesz nic zrobić rękoma, które są jakby zamarznięte. Podczas kąpieli czułam, jak kości przenikają przez moją skórę… Okropny ból. Albo siniaki od ćwiczeń. Jedzenia coraz mniej, ćwiczeń coraz więcej. W pewnym momencie nie miałam siły nawet wchodzić po schodach, ale trening musiał się odbyć.
Wszyscy zauważyli, że nie jestem sobą. Nic mnie już nie śmieszyło, na nic nie miałam ochoty. Moje myśli były skupione tylko wokół jedzenia. Odliczałam godziny, minuty do zjedzenia durnej mandarynki, która w pewnym momencie służyła mi za obiad. A najlepsze jest to, że serio wierzyłam, że wszystko jest okej, że jestem zdrowa…
Z takim myśleniem trafiłam do szpitala. Ważyłam 28 kg. Moje serce biło jak szalone, a krew krążyła jak u nieboszczyka. Do tego płyn w sercu, zjechana tarczyca, cholesterol 200% wyższy niż przewiduje norma, o zmianach hormonalnych nie wspominając. Niewykluczone, że gdybym wtedy tam nie trafiła, umarłabym w ciągu paru dni. Taka to kontrola.
Gdy wyszłam ze szpitala, miałam wagę większą o 8 kg. Czułam się świetnie, wrócił mi humor, wróciła chęć życia, po prostu cudownie. Myślałam, że wyzdrowiałam, ale anoreksji nie da się tak łatwo przepędzić. Ona wraca.
Skutki niedożywienia najszybciej zauważalne przez osoby chorujące na anoreksję to wypadanie włosów, sucha skóra, meszek na twarzy (tzw. lanugo), zwiększone owłosienie na całym ciele (w ten sposób organizm broni się przed utratą ciepła), wolniejsza praca serca, spowolniony metabolizm. Ponadto pojawiają się zaburzenia koncentracji, wycofanie z kontaktów społecznych, zaburzenia hormonalne, emocjonalne, nierzadko depresja. Tymi sposobami organizm stara się bronić przed zbędnym zużywaniem energii, której osoba chorująca na anoreksję nie tylko nie dostarcza mu w odpowiedniej ilości, ale którą, czasem także świadomie, przez ćwiczenia zużywa. A przecież w ciągu doby on musi wykonać tysiące wdechów i wydechów, przepompować tysiące litrów krwi, utrzymać odpowiednią temperaturę ciała. Potrzebuje do tego odpowiedniej ilości energii, która zależy od wieku, wzrostu, aktywności fizycznej, płci, indywidualnego tempa metabolizmu.
Trudno jest ją wyleczyć bez pomocy. Myślałam, że się da. Za chwilę znów ważyłam 32 kg. W międzyczasie miałam już terapię z cudowną panią psycholog, dzięki której zrozumiałam, że jestem chora, czym jest anoreksja i… że ja naprawdę chcę wyzdrowieć. Wbrew pozorom nie tak łatwo przybiera się na wadze. Starałam się, serio się starałam, ale… przez dwa miesiące wakacji przybrałam tylko 300 g. W trakcie jednej z sesji terapeutycznych razem z mamą stwierdziłyśmy, że jeszcze raz pójdę do szpitala. Już świadomie. Znów przytuliłam do siebie anoreksję, a ona nie chciała puścić. Gdy wyszłam ze szpitala, ważyłam 38 kg. Wciąż tyle ważę. Nie będę Ci kłamać, że czuję się świetnie ze swoim ciałem, z tym, jak wyglądam. Nie, jeszcze nie… Ale prawda jest taka, że im zdrowsza jestem, tym lepiej mi ze sobą.
Tak bardzo chciałabym Cię uchronić przed szponami anoreksji, które tylko udają piękną dłoń, ale w rzeczywistości potrafią zadrapać na śmierć.
Osoby, które chorują na zaburzenia odżywiania, postrzegają swoje ciało w sposób zniekształcony. Patrząc w lustro, dziewczyna (piszemy zwykle o dziewczynach, ale u chłopców anoreksja także występuje) ważąca 38 kg przy wzroście 165 cm widzi – naprawdę widzi – siebie wciąż za grubą.
Osoby chorujące na zaburzenia odżywiania bardzo często unikają jedzenia w sytuacjach społecznych. Początkowo ma to związek z pewnymi zachowaniami służącymi ukryciu jedzenia, ale nawet później, gdy terapia już przynosi efekty, problem wstydu przed jedzeniem w towarzystwie jeszcze długo się utrzymuje.
Dlaczego? Otóż osoby z anoreksją żyją w podwójnym poczuciu winy. Te, które „oszukują” (nie lubię tego słowa) z jedzeniem, czują się winne, że oszukały, a gdy zjedzą, czują się winne, że zjadły. Kiedy ktoś świadomie zaczyna walczyć z chorobą, trzeba o tym pamiętać. Taka osoba nie chce „oszukiwać”, lecz walczyć, a walka toczy się każdego dnia. Walka ze sobą, z jedzeniem, ze światem. Warto o tym pamiętać, by wciąż nie wypominać potknięć. Znacznie lepiej jest zauważać i doceniać każdy mały krok w kierunku odzyskania zdrowia, co będzie czynnikiem wzmacniającym motywację w procesie rehabilitacji masy ciała. Leczenie anoreksji to bardzo trudny i wymagający proces, często naznaczony skrajnymi emocjami, krzykiem, złością, rozdrażnieniem. Trzeba się przygotować na „chimery”, jak je nazywamy z niektórymi pacjentkami – na złość nie z tej ziemi. Jedna z pacjentek – wściekając się na cały świat, na jedzenie i na ludzi, którzy z tym jedzeniem najbardziej się jej kojarzyli, czyli na własnych rodziców – na widok góry kanapek zaczęła tymi ostatnimi rzucać o ścianę. Ktoś mógłby pomyśleć, że oszalała, a ona toczyła walkę ze sobą. Nie, nie ze sobą, a z anoreksją, która powtarzała jej, że je za dużo. Anoreksja ową walkę przegrała. Ostatecznie pacjentka kanapki (porozrzucane po całym pokoju) zjadła.
Teraz, kiedy już trzymam wagę bezpieczną dla swojego wzrostu, wiem, że nigdy więcej nie będę chciała się odchudzać. Wiem, jakie to piekło. Po co się tak męczyć? Kiedyś czerpałam satysfakcję z odczuwania głodu i z coraz niższej wagi. Teraz czuję dumę, jak jem, i to nawet gdy moja waga idzie minimalnie do góry.
Nie wiem, czy zechcesz przyjąć to, co chcę Ci powiedzieć. Proszę jednak… po prostu chociaż to sobie przemyśl. Czy naprawdę chcesz żyć tak, jak żyjesz teraz, i przechodzić przez to wszystko, przez co przeszłam ja?
Ja już wiem, że zdecydowanie NIE WARTO.
– Czego jej [anoreksji] życzysz?
– Śmierci.
– Mocno powiedziane.
– Życzę jej śmierci na zawsze.
Pamiętam dzień, w którym Ada przyszła jakaś odmieniona. Był to już czas, gdy zmierzałyśmy do końca naszych spotkań. Powiedziała wtedy:
– Ułożyłam ostatni kawałek w swojej układance. Spojrzałam na nią, a ona kontynuowała:
– Ostatnio robiłam porządki i znalazłam swój pamiętnik. To był pamiętnik z początku choroby. Był tam też jednak pewien wpis z czasu, zanim ona się zaczęła. Pewnego dnia usłyszałam kłótnię rodziców. Nie słyszałam wszystkiego dokładnie, ale usłyszałam coś, czego nie powinnam była usłyszeć. Mój tata miał romans. Tydzień później zaczęłam się odchudzać.
1
Dagmara Pietruszewska
Często, gdy na uczelni zaczynam wykład z zaburzeń odżywiania, pokazuję kilka zdjęć ze swojej prywatnej kolekcji. Pierwsze z nich przedstawia wielką pizzę. Ciągnący się ser, sos pomidorowy, kilka plasterków salami – nic nadzwyczajnego. Następnie mówię:
– Wyobraźcie sobie, że chorujecie na anoreksję. Osoba siedząca obok właśnie dostała zamówioną pizzę. Poczujcie jej zapach… Przyjrzyjcie się jej dokładnie… A teraz powiedzcie, proszę, co czujecie.
Oto jak potoczyła się rozmowa ze słuchaczami podczas pewnego wykładu.
– Siłę – pada pierwsza odpowiedź.
– Siłę? – powtarzam, spoglądając na rozmówcę.
– Tak, siłę. Wyższość, że inni ulegają, a ja mogę nie ulec.
– Co jeszcze? – pytam, ponownie zwracając się do wszystkich.
– Ja czuję tłuszcz i to, że jak zjem odrobinę, to zaraz będę ogromna.
– Wstyd – rzuca ktoś z głębi sali – bo jaka ze mnie anorektyczka, skoro tak strasznie chciałabym zjeść choć jeden kawałek.
– Strach – mówi mężczyzna obok – bo gdybym zjadł ten jeden kawałek, tobym się bał, że zachcę więcej.
– Wstręt do swoich myśli i do siebie, wręcz nienawiść…
– A ja widzę same kalorie i to, ile musiałabym biegać, żeby je spalić. Druga fotografia przedstawia talerz owoców. Właściwie jest to wielgachna misa z różnego rodzaju owocami. Są tam jabłka, gruszki, winogrona, truskawki, banany, suszone figi, pomarańcze, mandarynki.
– O rety, same węgle – słyszę drobną blondynkę siedzącą w pierwszym rzędzie, która doskonale wczuła się w rolę.
– Triggery – mówi ciemnowłosy chłopak. – Bałbym się, że zjedzenie banana albo winogron wyzwoli napad.
„Niesamowite” – myślę sobie, słysząc te odpowiedzi. Bo każda z nich jest bardziej niż prawdopodobna.
Kolejne zdjęcie przedstawia moje dziecko, a przed nim talerz z warzywami. Na talerzu leżą brokuły, marchew, fasolka szparagowa.
– Bezpieczeństwo – słyszę właściwie od razu i patrzę na resztę sali.
Chyba wszyscy kiwają potakująco głowami.
Osoby chorujące na anoreksję bardzo się boją jedzenia. Nie znaczy to jednak, że go nienawidzą. Chciałyby nienawidzić, ale tak nie jest. Rezygnują zatem z bardzo wielu potraw i produktów, wprowadzają restrykcje. Zabraniają sobie jedzenia, gdyż nie uznają półśrodków. Lepiej zrezygnować całkowicie niż pozwalać sobie coś zjeść. Głowa łatwiej sobie wtedy radzi.
Po czym poznać, tak na pierwszy rzut oka, że ktoś choruje na anoreksję?
W pierwszej kolejności uwagę zwraca sylwetka (w zaawansowanym stadium choroby wręcz nieproporcjonalna), w tym bardzo szczupłe ręce i nogi, wystające obojczyki, często przerwa między udami. W szarej, myszowatej twarzy – nierzadko pokrytej meszkiem – mocno wystają kości policzkowe, a pod oczami widać charakterystyczne worki. U samych pacjentek niepokój wzbudzają wypadające włosy, łamliwe paznokcie i ziemista cera. Wszystkie te cechy z jednej strony wpływają negatywnie na postrzeganie siebie i swojego ciała przez osobę chorą, a z drugiej strony to właśnie na nie zaczyna zwracać uwagę otoczenie. Często objawy te również są pierwszym dostrzeganym przez pacjentki negatywnym aspektem choroby, którą dotąd negowały. Mogą tym samym stanowić świetny punkt wyjścia pracy nad motywacją do powrotu do zdrowia, która należy do najważniejszych elementów skutecznego leczenia.
Oprócz wymienionych cech wyglądu zewnętrznego o chorobie może świadczyć jedzenie w samotności. Chorzy nie chcą spożywać posiłków z rodziną ani w żadnym innym towarzystwie. Dlaczego? Ponieważ gdy je się w samotności, łatwiej jest schować jedzenie albo po prostu je wyrzucić. Można też skłamać, że zjadło się w szkole lub na mieście. Anoreksja sprawia, że osoby nią dotknięte rezygnują także ze spotkań z przyjaciółmi i znajomymi z obawy przed tym, iż ci będą chcieli wybrać się na jedzenie.
Dość często rodzina podaje, że chora osoba zwraca nadmierną uwagę na porządek. Chociaż dotychczas nie był dla niej szczególnie ważny, to teraz nagle dużą część jej wolnego czasu zajmuje sprzątanie. Osoby cierpiące na anoreksję, aby nie myśleć o głodzie bądź po prostu o jedzeniu, niejedzeniu, kaloriach, przeznaczają swoją energię na sprzątanie. Ponadto sprzątanie jest dobrym sposobem na tracenie kalorii.
Znamiennym sygnałem anoreksji – oczywiście w połączeniu z wcześniej wymienionymi – jest ubieranie się „na cebulkę”. Z czego ono wynika? Odpowiedź na to pytanie jest dość prosta i jednocześnie trudna. Zdawać by się mogło, że osoby chore chcą uzyskać wymarzoną bardzo chudą sylwetkę. Gdy jednak osiągają pożądaną przez siebie wagę, nie mogą się zatrzymać. Czasem już nawet nie chcą ważyć mniej, lecz utrzymanie tak niskiej masy ciała zobowiązuje do dalszego przestrzegania restrykcji żywieniowych, wskutek czego waga nadal spada. Nie poznałam jeszcze osoby chorującej na anoreksję, która miałaby bardzo niską masę ciała i zakładałaby obcisłe bluzki uwydatniające sylwetkę. Warstwy ubrań mają odciągnąć uwagę innych ludzi od – często wprost wychudzonego – ciała. Drugim powodem ubierania się w taki sposób jest odczuwanie przejmującego zimna. Jest ono spowodowane zaburzeniami krążenia krwi, które prowadzą także do sinego koloru dłoni. U osób chorujących na anoreksję o typie przeczyszczającym można zaobserwować żółtawe palce. Kiedy bowiem pacjentka kompensuje napady objadania się poprzez wymioty, kwas żołądkowy zmienia kolor skóry dłoni. Niekiedy można zauważyć rany na dłoniach spowodowane zahaczaniem zębów o kości oraz popękane naczynka na twarzy.
Z kolei perfekcyjność często widać w idealnie uczesanych włosach, nienagannym ubiorze, sztywności zachowań. Idealnie prowadzone zeszyty, najlepsze oceny, najwyższa średnia, udział w olimpiadach. Symetria, porządek, czystość. I kontrola.
Świat osoby chorej na anoreksję jest absolutnie zamknięty dla innych, niedostępny. Na drzwiach pokoju wielu nastolatków z anoreksją znajdziemy hasło typu „zakaz wstępu” (do pokoju czy do mnie?). Dopóki te młode osoby mają, po raz pierwszy w życiu, swoją przestrzeń, która zależy tylko od nich, gdzie nie wybrzmiewają krytyczne uwagi czy groźby, dopóty funkcjonują poprawnie w relacjach rodzinnych, rówieśniczych i innych. Mamy pacjentek często powtarzają, że córki angażują się w przygotowywanie posiłków dla całej rodziny i podają je pięknie niczym w najlepszej restauracji. Nieuczestniczenie w posiłku zaś tłumaczą tym, że dużo zjadły podczas jego przygotowywania – świetna strategia na odwrócenie uwagi od niejedzenia.
Oczywiście wszystko, co tu wymieniłam, nie świadczy bezwzględnie o anoreksji. Niska masa ciała może być spowodowana różnymi innymi chorobami, zaburzeniami zarówno w sferze psyche, jak i w sferze soma. Gdy jednak rodzic przyprowadza do mnie dziecko z podejrzeniem anoreksji, zwykle wypytuję właśnie o tego typu rzeczy. Czasem sami rodzice o nich mówią. Powtarzające się wycofanie z kontaktów społecznych, w przypadku którego podłożem jest lęk przed koniecznością spożywania posiłków wspólnie ze znajomymi (oczywiście gdy nie mówimy o fobii społecznej), jedzenie w samotności, wkładanie wielu warstw ubrania, perfekcjonizm wyrażający się w byciu najlepszym, obsesja na punkcie sprzątania i porządku – to tylko kilka oznak, które nie są ujęte w klinicznych klasyfikacjach omawianego zaburzenia, ale powtarzają się u wielu chorych osób.
Jeśli zauważacie u swojego dziecka następujące objawy:
• spadek masy ciała bądź lęk przed przytyciem,
• utrata zainteresowań,
• czerwony, siny lub żółty kolor dłoni,
• wypadające włosy,
• zanik miesiączkowania,
• myszowata twarz (szczupła, ostre rysy, nieproporcjonalnie duże oczy),
• szara cera,
• meszek na twarzy i/lub na całym ciele,
• rany na dłoniach,
• obniżenie nastroju,
• drażliwość,
• wybuchy agresji czy złości na wzmianki o jedzeniu,
• jedzenie w samotności,
• izolowanie się od ludzi,
• nagle wprowadzone regularne treningi,
• ukrywanie lub wyrzucanie jedzenia,
• zmiana stylu ubierania na bardziej obszerny,
• umiłowanie do przygotowywania posiłków rodzinie i przyjaciołom,
• zafiksowanie na porządku, nauce, ocenach,
• nadmierny perfekcjonizm,
zwróćcie się po pomoc do lekarza lub psychoterapeuty. Nie zwlekajcie, ponieważ przedłużająca się niedowaga może skutkować większą liczbą zaburzeń somatycznych (np. anemia, choroby serca).
2
Dagmara Pietruszewska
Anoreksję może zdiagnozować lekarz lub psychoterapeuta, opierając się na kryteriach diagnostycznych. W zależności od stanu somatycznego osoby ustalana jest droga leczenia. Trzeba pamiętać, że anoreksja jest chorobą i duszy, i ciała. Oznacza to, że dotyka w tym samym stopniu obu tych sfer.
Czym jest anoreksja i jak ją profesjonalnie zdiagnozować, przedstawię na przykładzie naszej wspaniałej Ady, której historia – jak już zostało zapowiedziane – będzie się przewijać przez całą książkę.
Kiedy Ada przyszła do mnie po raz pierwszy, była skrajnie wychudzona, miała bladą twarz i smutne, zmęczone oczy. Legginsy wręcz na niej wisiały. Mimo że było bardzo ciepło, zarzuciła na ramiona gruby sweter. Wydała mi się bardzo krucha. Przypomniałam sobie, że w biurowcu akurat była awaria wind, i zmartwiłam się, że musiała na piąte piętro wejść po schodach.
Gdy zaczęłyśmy rozmawiać, mówiła cicho, powoli i bardzo świadomie. Zapoznałam ją wstępnie z zasadami terapii oraz poinformowałam, że muszę ją zważyć. Poprosiłam o zdjęcie grubego swetra. Waga pokazała przerażające 28 kg. Zapytana o wzrost, Ada odpowiedziała:
„Metr sześćdziesiąt jeden”. Przy takim wychudzeniu i lekkim przygarbieniu, prawdopodobnie ze zmęczenia, wydawała mi się niższa. Pomiary wrzuciłam w kalkulator dla dzieci i młodzieży. Wskaźnik BMI (ang. body mass index) wyniósł 10,8.
Wzór na BMI nie jest skomplikowany: masa ciała w kilogramach podzielona przez wzrost w metrach podniesiony do kwadratu. Gdy przychodzi do mnie osoba niepełnoletnia, patrzymy dodatkowo, w którym centylu się ona znajduje. Zgodnie z najnowszą klasyfikacją ICD-11 u dzieci i młodzieży poniżej piątego percentyla, spełniających resztę kryteriów anoreksji, diagnozuje się właśnie to zaburzenie.
Zaczęłam zbierać wywiad, jak zwykle korzystając z klasyfikacji DSM-5. Zadałam także rutynowe pytania na temat tego, jak Ada się czuje fizycznie i psychicznie. Czy tak niska masa ciała w czymś jej pomaga albo przeszkadza? Pacjentka spojrzała na mnie i powiedziała, że ma już serdecznie dość tej kontroli i że zrobiłaby wszystko, by znów normalnie żyć.
– Wszystko? – zapytałam i spojrzałam na jej rodziców, którzy do tej pory po prostu słuchali.
– Wszystko! – odpowiedziała Ada i pierwszy raz usłyszałam jej siłę. Przy tak niskim BMI najważniejsze jest zabezpieczenie pacjentki somatycznie. Żadna terapia nie pomoże, jeśli wskaźnik BMI nie przekroczy 15. Dlatego poinformowałam Adę i jej rodziców o konieczności udania się na ostry dyżur do szpitala pediatrycznego. Kiedy mamy do czynienia z osobą niepełnoletnią, sprawa nie wydaje się skomplikowana. Lekarze nie powinni odmówić przyjęcia (jeśli odmawiają, warto poprosić o odmowę na piśmie oraz o informację, do jakiego szpitala należy się udać), gdyż tak niska masa ciała często oznacza stan zagrożenia życia.
W szpitalu oblicza się dla pacjentki zapotrzebowanie energetyczne w taki sposób, by mogła powoli odzyskiwać masę ciała. Podaje się jej kilka posiłków dziennie (zwykle pięć), a przy bardzo niskiej masie ciała rozpoczyna się także żywienie za pomocą sondy, najczęściej w godzinach nocnych, co dopełnia dobowe zapotrzebowanie kaloryczne. Najważniejsze na tym etapie jest to, by pacjentka odzyskiwała masę ciała w sposób kontrolowany, w odpowiednim tempie (co zmniejsza ryzyko rozwoju zespołu ponownego odżywienia).
Anoreksja jest niezwykle niebezpieczną chorobą. Śmiertelność w jej przypadku ocenia się na 5–20%. Część chorych popełnia samobójstwo, a część umiera w wyniku powikłań sercowo-naczyniowych.
Diagnoza anoreksji – która w klasyfikacjach diagnostycznych jest określana jako anorexia nervosa i „jadłowstręt psychiczny” – zmieniała się wielokrotnie na przestrzeni lat. W 1983 roku choroba ta po raz pierwszy została ujęta w klasyfikacji Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego DSM-III. Do jej stwierdzenia wymagane było wówczas spełnienie poniższych kryteriów.
A. Odmowa utrzymania ciężaru ciała na lub powyżej granicy wagi minimalnej dla wieku i wzrostu (np. utrata wagi prowadząca do utrzymania ciężaru ciała poniżej 85% wagi oczekiwanej lub brak należnego przyrostu wagi w okresie wzrastania, prowadzący do utrzymania ciężaru ciała poniżej 85% wagi należnej).
B. Intensywny lęk przed przybraniem na wadze lub otyłością mimo utrzymującej się rzeczywistej niedowagi.
C. Zaburzenie sposobu doświadczania własnej wagi, rozmiaru i kształtu ciała, np. osoba czuje się „gruba”, nawet gdy jest wyniszczona, wierzy, że część jej ciała jest „zbyt gruba”, podczas gdy w rzeczywistości ma niedowagę.
D. U kobiet w okresie po menarche amenorrhoea – nieobecność przynajmniej trzech kolejnych cykli menstruacyjnych.
Wspomniana klasyfikacja obowiązywała do 1994 roku, kiedy to poszerzono diagnozę anoreksji o dwa podtypy.
1. Typ ograniczający: w trakcie anorexia nervosa nie dochodzi do regularnych epizodów niekontrolowanego objadania się lub zachowań „wydalających” (np. indukowanych wymiotów lub nadużywania środków przeczyszczających lub diuretyków).
2. Typ „żarłoczno-wydalający”: w trakcie epizodu anorexia nervosa dochodzi do regularnych epizodów niekontrolowanego objadania się lub zachowań „wydalających” (np. indukowanie wymiotów lub nadużywanie środków przeczyszczających, diuretyków lub lewatyw).
Autorzy najnowszej klasyfikacji Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, czyli DSM-5, wzięli pod uwagę bardzo ważny fakt, a mianowicie to, że na anoreksję zaczyna chorować coraz więcej chłopców i mężczyzn, a także dziewczynek, które do tej pory nie miesiączkowały. Z tego powodu kryterium zaniku miesiączkowania zostało usunięte. Oto najnowsze kryteria diagnotyczne anoreksji.
A. Ograniczenie podaży energii w stosunku do wymagań, prowadzące do wystąpienia niedostatecznej masy ciała, określonej w odniesieniu do wieku, płci, krzywej rozwoju (trajektorii rozwoju) i stanu zdrowia. Niedostateczna masa ciała jest zdefiniowana jako masa utrzymująca się poniżej minimalnej prawidłowej masy ciała lub, w przypadku dzieci i osób dorastających, poniżej minimalnej oczekiwanej masy ciała (American Psychiatric Association, 2015, s. 167).
W najgorszym momencie Ada jadła trzy mandarynki dziennie (100 g mandarynek to 53 kcal, przy czym przeciętna mandarynka waży około 75 g). Nie zaczęło się jednak tak drastycznie. Początkowo pacjentka wykluczała jedynie „niezdrowe pożywienie”. Efektem była szybka utrata masy ciała, co doprowadziło do skrajnego wyniszczenia organizmu.
B. Silna obawa o zwiększenie masy ciała lub przytycie albo utrzymujące się zachowania wpływające na zmniejszenie masy ciała, nawet w przypadku występowania niedostatecznej masy ciała (American Psychiatric Association, 2015, s. 167).
Gdy Ada zgłosiła się do mnie, mówiła, że chce walczyć, że ma już dość tego, jak wygląda i jak się czuje. Na moją prośbę, by zamknęła oczy i wyobraziła sobie, że staje na wadze, która wskazuje 44 kg, szybko otworzyła oczy i powiedziała, że to dla niej za trudne, że bardzo się boi. Tłumaczyła, że rozumie potrzebę przytycia, jednak na tę chwilę jest to dla niej zbyt przerażająca wizja.
C. Zakłócenie w zakresie postrzegania masy ciała lub kształtu własnego ciała, nadmierny wpływ masy ciała lub kształtu ciała na samoocenę albo uporczywy brak postrzegania występującej niedostatecznej masy ciała jako problemu (American Psychiatric Association, 2015, s. 167).
Ada uważała, że to, jak wygląda, przyczynia się do tego, jak widzą ją inni. Na początkowym etapie choroby twierdziła, że odkąd jest tak szczupła, paradoksalnie czuje się silniejsza; że gdy zaczęła chudnąć, bardziej polubiła siebie i bardziej się sobie podobała.
Klasyfikacja DSM-5 proponuje także – zaczerpnięty z innej klasyfikacji, a mianowicie ICD-10 – podział na dwie postacie anoreksji.
1. Postać ograniczająca: Podczas ostatnich 3 miesięcy dana osoba nie podejmowała regularnie zachowań takich jak objadanie się lub przeczyszczanie (tzn. prowokowanie przez siebie wymiotów, nadużywanie substancji przeczyszczających, środków moczopędnych lub wlewów przeczyszczających). Postać ta jest związana ze stosowaniem diet odchudzających, głodówek i/lub przesadnie ciężkich ćwiczeń fizycznych.
2. Postać z napadami objadania się / przeczyszczaniem: Podczas ostatnich 3 miesięcy dana osoba podejmowała regularnie zachowania takie jak objadanie się lub przeczyszczanie (tzn. prowokowanie przez siebie wymiotów, nadużywanie substancji przeczyszczających, środków moczopędnych lub wlewów przeczyszczających; American Psychiatric Association, 2015, s. 167).
Biorąc pod uwagę najnowszą klasyfikację, zdiagnozowałam u Ady anoreksję o postaci ograniczającej i poprosiłam, by rodzice zawieźli córkę do szpitala. Poinstruowałam ich, jakie będą kolejne kroki po zakończeniu hospitalizacji. Zapewniłam też, że o ile Ada będzie tego potrzebowała, a szpital wyrazi na to zgodę, będę odwiedzała ją w trakcie pobytu w szpitalu i wspierała w procesie odzyskiwania masy ciała.
Diagnoza anoreksji powinna bazować na obowiązujących kryteriach diagnostycznych. Zdarza się, że do terapeuty zgłaszają się osoby z diagnozą tej choroby postawioną przez lekarzy lub innych specjalistów i rzeczywiście widoczne jest u nich wychudzenie organizmu, z BMI nawet rzędu 15–16, lecz w wywiadzie one nie stwierdzają, że ich celem jest utrzymanie bądź obniżenie masy ciała. Mówią o tym, że chciałyby przytyć. Nie kompensują w żaden sposób tego, co zjedzą. Właściwie nie ćwiczą, nie wymiotują. Nie przejmują się także tym, co jedzą, ale często zapominają o jedzeniu, nie mogą spać lub mają trudności z zasypianiem, budzą się w nocy. Od kilku miesięcy mają obniżony nastrój. Warto wówczas rozbudować wywiad, starając się odnieść do tego, dlaczego dana osoba często zapomina o jedzeniu czy co takiego się wydarzyło, że masa ciała zaczęła spadać (a może zawsze była na podobnym poziomie?).
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki