Ballada z tamtej strony (tomik) - Józef Czechowicz - darmowy ebook

Ballada z tamtej strony (tomik) ebook

Józef Czechowicz

0,0
0,00 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Józef Czechowicz - Ballada z tamtej strony

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 16

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Józef Czechowicz

Ballada z tamtej strony (tomik)

[Dedykacja]

panu wilamowi horzycy

pieśń

wieczorze seledynowy łuku pachnący

o wieczorze jaskółek

turkusy chryzolity[1] rubiny beryle[2]

wśród wizji dawno już czułem

ślubny śpiew nocy

zamknięty w wielkie motyle

o

pachnący wieczorze podaj dłoń

sypie się zmięte powietrze popiołem

do kin przez zapasowe drzwi wbiegają konie

i włosy równo ucięte nad czołem

a ot i różowy dom

i deszcz drobny idzie między buki

seledynowym łukiem

skręcają się jak muskuł elipsy ciemności półzmroku

wąska jest brama

w chłodnej kośbie[3] zapachów

schody i rząd świeczników wiodą cię na zachód

czy ty czy inny w sennych gwiazd otoku

ucz się seledynowymi okrętami kłamać

o wieczorze

o

sierpniowe święto

do kolan dziewczętom

sięgające grą jak morze

jak morze

więzienie

maleją źrenice dnia

przysłonięte rzęsami choin

od myśli do myśli od pnia do pnia

po ciemku chodzić się boisz

przed chatą dotykając chust kwiatem podstrzesza

kobieta w słonecznikach bieliznę rozwiesza

kipi rąk oceanem betonowy stadion

gdy gibki bicz biegnących u mety się zagiął

na przestrzeni z szafirów i oliwnej wodzie

statek pod dymem dąży ku białej pogodzie

wszystko wszystko jest na ziemi

w szpitalu zmiele łóżka płonąca pokrzywa

w ślad zębatej gorączki topią się leniwo

nad wiotszą[4] niż łodygi kolumną obliczeń

astrofizyk natchnione unosi oblicze

bijąc młotem w żelazo na niebios otchłani

murarz przy chmur drapaczu świeci jak archanioł

wszystko wszystko jest na ziemi

tak wiele

wszystko

tak mało

melancholia

rosły

sztywne łodygi anten

dźwięczący na dachach wykres

w godzinach wyniosłych

burzą układał się dzień ten i tamten

i cóż pomogły tu

obrazy nikłe

chęć najdłuższego snu

ach tak

serce serdeczne stuka

ach tak

serce czerwone jak kwitnie lak

odwieczna karuzela

a jeśli nie

niedziela

może zaróżowi mnie

jeśli tak

wiem

nieszczęście kipi i mgła

pod wodą ciemnego dnia

a przecież był złoty krzak

był radością

był tym

pani marii maćkowskiej

w pejzażu

szum kasztanów niżej morski śpiew

gasną o zmierzchu świece ukwieconych drzew