Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Janus miał tylko dwie. Świętowit - cztery. Grey aż pięćdziesiąt! A "Bizarretki" pokażą wam idealną liczbę dwudziestu dwóch twarzy bizarro fiction. Jedne okażą się straszne, inne obrzydliwe albo wykrzywione w złośliwym uśmieszku, wszystkie jednak odmienne od tego, co do tej pory czytaliście. Bo to bizarro fiction, gatunek nie idący na kompromis, nieznoszący tematów tabu, przekraczający granice fantazji i łamiący kościec skostniałej literatury w maszynce do mielenia psychozy. Tutaj wszystko jest możliwe, a najbardziej możliwe jest to, co najbardziej niemożliwe. Witajcie w krainie osobliwości.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 233
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Wydawnictwo Dom Horroru, 2022
Dom Horroru
Gorlicka 66/26
51-314 Wrocław
Copyright © Krzysztof Szabla, Kornel Mikołajczyk, Dziwnie i dziwniej, czyli kilka słów wstępu, 2022
Copyright © Kornel Mikołajczyk, Sióstr Towers uczuciowy akt terroru, 2022
Copyright © Robert Zawadzki, Rurognozja, 2022
Copyright © Patryk Bogusz, Jednodniowe dziecię zapiekane w mleku jego matki z dodatkiem ziół i czosnku, 2022
Copyright © Rafał Pietrzyk, Ogrodnicy, 2022
Copyright © Outta Sewer, Gastronomiczne kwoty, kundlew i zwroty, 2022
Copyright © Agnieszka Fulińska, Portret Najjaśniejszego Pana, 2022
Copyright © Aleksandra Knap i Krzysztof Szabla, Mikser, 2022
Copyright © Kazimierz Kyrcz Jr, Z kamerą wśród jeży, 2022
Copyright © Maciej Żołnowski, To nie jest miasto dla starych ludzi, 2022
Copyright © Łukasz Wiktor, Piekielne rewolucje Morgana Mózgojada, 2022
Copyright © Grzegorz Kałużny, Ubezpieczyciel Jeff, 2022
Copyright © Bartosz Hajnowski, To tylko tosty, czyż nie?, 2022
Copyright © Marcin Majchrzak, Na drugą stronę, 2022
Copyright © Igor Kręt, Margines, 2022
Copyright © Krzysztof Szabla, Mebloseksualni, 2022
Copyright © Zeter Zelke, Jolo Szpiloreki tolerancja, 2022
Copyright © Rafał Pietrzyk, Dachowa gildia, 2022
Copyright © Aleksandra Knap, Przystań zgniłych marzeń, 2022
Copyright © Marcin Bartosz Łukasiewicz, Coś we mnie mieszka, 2022
Copyright © Dawid Dyrcz, Zostanie tylko jeden, 2022
Copyright © Aleksandra Bednarska, Córka zbieracza nocnego złota, 2022
Copyright © Kornel Mikołajczyk, Złodziej brwi, 2022
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Redaktor prowadzący: Krzysztof Szabla
Redakcja i korekta: Kornel Mikołajczyk, Karolina Stasiak
Projekt okładki: Krzysztof Sierpień
Skład i łamanie: Sandra Gatt Osińska
Wydanie I
ISBN: 978-83-67342-07-0
www.domhorroru.pl
facebook.com/domhorroru
instagram.com/domhorroru
W trakcie telepatycznej sondy ulicznej przeprowadzonej przez redaktorów niniejszej antologii na alei Umownej w miejscowości Karltonowice-Melice, pan Napoleon K. (48) stwierdził, iż najdziwniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widział, była rolka papieru toaletowego wisząca listkiem do ściany w toalecie szwagra. Z kolei leciwa sąsiadka monsieur K., pani Elba W. (556) nie potrafiła się zdecydować, które z jej licznych doświadczeń sklasyfikować by można jako najbardziej osobliwe: lądowanie czwororękich KosmoWizygotów na polu rzymskiej sałaty, jej trzecia ciąża pozamaciczna na orbicie Saturna, czy 8049. odcinek Mody na sukces.
Czy da się zatem zdefiniować „dziwność”, skoro granicę normalności każdy wytycza sobie sam?
Takiej próby podjęli się w 2005 roku pisarze skupieni wokół trzech amerykańskich niszowych wydawnictw, pragnąc nadać wspólne miano swojej twórczości. W efekcie powstał gatunkowy bękart zwany bizarro fiction – określenie dla literatury skupionej na wywoływaniu w czytelnikach uczucia dziwności oraz tematach nieakceptowanych przez mainstream. Autorzy bizarro czerpią z wielu źródeł – od Lewisa Carolla, poprzez Roalda Dahla, Monty Pythona, dzieła surrealistów, a na B-klasowych horrorach skończywszy. Gatunek łączy więc w sobie absurd, czarny humor, gore, groteskę i grozę. Wyobraźnia twórców nie zna granic – powstają bizarro westerny (z udziałem fetyszystów stóp), bizarro kryminały (w których śledztwa prowadzą pluszowe misie bądź Wielka Stopa), bizarro komedie romantyczne (gdzie główny bohater zalicza wpadkę z córką Szatana) czy bizarro robinsonady (dziejące się na bezludnej wyspie pośrodku oceanu kwasu, gdzie jedynym pożywieniem są jadalne narośle na ciele jednej z kobiet). Fabuły są tak zakręcone i nieprzewidywalne, że nieraz pozostawiają czytelników w stanie oszołomienia, ale jedno jest pewne: jeśli chcecie przeczytać historię, której za Chiny Ludowe i przewodniczącego Mao nie wydumalibyście w trakcie delirium po zażyciu kwasu, sięgnijcie po bizarro fiction. Niezapomniane wrażenia gwarantowane.
Antologia Bizarretki, w którą wlepiacie właśnie swe szanowne gały, powstała dokładnie w tym samym duchu, w którym działali prekursorzy gatunku: jako oddolna inicjatywa, wspomagana siłami przerobowymi Niedobrych Literek – działającego od 2011 roku rodzimego portalu poświęconego literackim osobliwościom. Dziewiętnaścioro autorów i autorek na przestrzeni dwudziestu dwóch tekstów roztoczy przed Wami swoje najcudaczniejsze wizje. Jeże zostaną skamerowane, tosty upieczone w głowach-tosterach, meble useksualnione, nocne złoto zebrane, a na koniec w tajemniczych okolicznościach znikną pewne brwi. A wszystko to ku krzewieniu idei, że to, co dziwne, jest piękne, wartościowe i och, jakże nam potrzebne!
No bo umówmy się – w tym kraju normalnie nie było, nie jest i nigdy nie będzie… I powie Wam to każdy spotkany na ulicy człowiek. Nie tylko na alei Umownej w Karltonowicach-Melicach.
Krzysztof Szabla
Kornel Mikołajczyk
Wleciał w ich życie z impetem niczym w dwie wieże World Trade Center i zostawił po sobie pożogę. Sam Baden, choć powinny go nazywać Osama bin Laden. Siłą i podstępem przejął stery ich serc, a potem unicestwił obydwa z zapałem godnym fanatyka. Cóż innego mogły zrobić bliźniaczki urodzone tamtego pamiętnego dnia, 11 września 2001 roku, jak zapaść się w sobie, spłonąć, rozlecieć w iście spektakularnej tragedii? I zapragnąć równie spektakularnej zemsty…
Pierwsza zakochała się w nim North Towers. Stała w kolejce do kawomatu ©NexCaffe przed salą wykładową, kiedy ten nagle dostał okresu. Miast zamówionego latte macchiato do kubka polała się ciemna krew pachnąca jednocentówkami, wyleciała poza obręb naczynia i pociekła na podłogę. Dziewczyna odsunęła się z syknięciem odrazy. Akurat dzisiaj, kiedy potrzebowała kofeiny po studenckiej imprezie, ta stara raszpla przytula ciotę! Fuck! Okręciła się bezradnie, poszukując pomocy, ale Sam już ruszył jej na ratunek. Stuknął tu, puknął tam i w maszynie otworzył się awaryjny podajnik. Chłopak umieścił w nim wyciągniętą z kieszeni czekoladę. Następnie kablem podłączył swój telefon pod wyświetlacz i puścił na nim komedię romantyczną. Nie minęły trzy minuty, a automat, nakarmiony słodyczą tak spożywczą, jak wizualną, poczuł się lepiej i wydał jej zamówioną kawę. Młodej pannie Towers zaimponował ów przejaw rycerskości. Dziękowała wybawcy tak wylewnie, że w końcu – po randce w kinie i paru drinkach w barze wziewnym – podziękowała mu również w naturze.
Czemu nie ostrzegło jej to, że początek ich znajomości naznaczyła krew?
South poszła na drugi ogień. Natknęła się na kochanka siostry na ganku rodzinnego domu (biały płot, zraszacze włączone, maszt z amerykańską flagą na trawniku). Przekonał ją, że z „Northie” łączy go wyłącznie przyjaźń i dzielenie się notatkami, po czym zaprosił South na polowanie na zagraniczne auta. Jako urodzona patriotka, dziewczyna była wniebowzięta. W przeciwieństwie do spokojniejszej North, uwielbiała dreszczyk emocji. Z bazookami zarzuconymi na plecy wspięli się na billboard przy drodze szybkiego ruchu i spędzili wieczór, śląc rakiety ziemia-ziemia w stronę każdego nielegalnego BMW, Nissana czy Hondy, które ośmieliło się wślizgnąć do ich kraju, by znaleźć sobie naiwnego właściciela i przy okazji – otrzymać zieloną kartę. Kiedy płomienie strzeliły wysoko nad wyjątkowo bezczelną alfą romeo, South równie płomiennie pocałowała swojego samca alfa, Romeo. Oddała mu się tydzień później na parkingu pod telepatyczną pizzerią, nieświadoma, że tego dnia zdążył już dwukrotnie przekotłować się z North. Pracownicy nie rozumieli, czemu z pieca restauracji dostrojonego do pragnień klientów non stop wylatują placki z dużą ilością kiełbasy i sosu czosnkowego.
Czemu nie ostrzegło jej to, że początek ich znajomości naznaczył ogień?
Sam Baden żonglował bliźniaczkami-wieżniaczkami przez blisko trzy miesiące z wprawą bazarowego kuglarza z Bagdadu. Spotykał się to z North, to z South i z wolna uzależniał je od swojej hipnotyzującej osobowości, od ciała, słów i wielkich deklaracji. Dawkował im siebie jak narkotyk, czekając, by najpierw odczuły dotkliwy głód jego nieobecności, nim odezwał się po raz kolejny. Aż w końcu, gdy zorientowały się, że przez cały ten czas nimi manipulował, że zdradzał jedną za plecami drugiej i drugą za plecami pierwszej – zniknął, jak gdyby zaszył się gdzieś w odległej afgańskiej jaskini. A im pozostało tylko lizanie ran, żałoba i wstyd; smak sadzy na językach oraz pustka w piersiach. Pustka, w której wkrótce – zlepiona z cierpienia i łez, z ich osobistego, bolesnego 9/11 – zrodziła się żądna wendety, pancerna bestia. Amerykański bielik ostrzący szpony na wszelkich wrogów ojczyzny.
Zlokalizowały go, pojmały i uwięziły z wprawą godną jednostki SEAL. Ich garaż stał się prywatnym Guantanamo Bay – metalowe krzesło, sznury, wiadro lodowatej wody, chlup! „Sammy Boy” szarpnął się w więzach i otrząsnął jak brudny kundel, którym był. Skołowany, wyjrzał zza kotary czarnych, mokrych włosów wprost na anielice zagłady, objawiające się przed nim dumnie niczym dwie Statuy Wolności; ta po lewej w sukni w białe gwiazdki na granatowym tle, ta druga – w biało-czerwone pasy.
– North. South. – Wyszczerzył zęby w tym swoim krzywym, zadziornym uśmieszku, który do niedawna topił ich serca tak, jak paliwo lotnicze potrafi ponoć stopić stalowe belki. – Czemu zawdzięczam tę podwójną przyjemność, hm? Od razu mówię, że nie wyrucham obu na raz, o nie! Na dwa fronty jeszcze nikt nie wygrał. Ustawcie się w kolejce, zróbcie grafik albo…
– To nie jest wojna – przerwały mu, mówiąc jednym, upiornym głosem niosącym się po wnętrzu dziejowym echem. – Nie ma żadnych frontów. To sąd Boży na bezbożniku. A wyrok już zapadł. Ameryka nigdy nie zapomni. Ameryka pamięta.
Poruszając się płynnie jak zespolony organizm, sięgnęły do zapięć, po czym zsunęły z siebie patriotyczne ubrania. Sam wydał z siebie przeciągłe gwizdnięcie.
Jędrne ciałka oszukanych kobiet, tak dobrze mu znane po łącznych stu dwudziestu sześciu zamachach na ich majestat, uzbroiły się w odpowiedzi na jego agresję. Pragnienie odwetu nie zdołało dłużej utrzymać się pod spaloną na skwarki, dymiącą ruiną. Silne i niezniszczalne jak helikopter Apache, wykształciło sobie tuziny hardych, żołnierskich dłoni na brzuchach, piersiach oraz łonach sióstr Towers – a każda z tych dłoni dzierżyła inną broń. Beretty M9, MP5, shotguny M870, nawet działka M47 Dragon. Cała ta militarna furia, wszystkie te ciemne, chłodne lufy, skierowały się na Sama Badena, sprawcę ich narodowej niedoli.
– Sic semper terrorystom! – wrzasnęły, napinając zwęglone mięśnie, by pociągnąć za dziesiątki spustów naraz.
Ścierwo w skórze chłopaka roześmiało się. Z początku cicho-cichuteńko, trzęsąc ramionami, potem coraz głośniej i głośniej, aż na półkach do wtóru zaklekotały narzędzia. Kilka rąk poruszyło się, poprawiając chwyty na broni, jakby ich niewidoczni posiadacze oglądali się na siebie niepewnie.
– Myślicie, że się zmieniłyście? – wykrztusił w końcu Sam. Od rechotu pociekły mu na brodę gluty z nosa. – Bo co, bo dorwałyście parę gnatów? Otóż nie. Nadal zachowujecie się jak słabe, naiwne pindy. Wiedziałem doskonale, że od urodzenia skrywacie w sobie gniew amerykańskiego ludu, Wujka Sama, jak na ironię mojego imiennika! Wyczuwałem to od początku i dlatego właśnie postanowiłem was zniszczyć. A domyślacie się dlaczego? Nie? Ponieważ sam urodziłem się w szczególnych okolicznościach…
– Lot 564, 10 grudnia 2001 – kontynuował. – Ekstremiści z Al-Ka’idy przejmują samolot stojący na LAX. Noszą kamizelki obłożone ładunkami wybuchowymi i żądają, by skierować maszynę na Biały Dom, zmieść z powierzchni ziemi prezydenta-kretyna, który wypowiedział wojnę Bliskiemu Wschodowi! Moja matka zaczyna rodzić. Agresorzy nie mogą pozwolić, by zakładnicy ruszali się z siedzeń, więc jeden z nich, niedoszły student medycyny, odbiera poród. To on przecina mi pępowinę i zawija w materiał ze swojej kefiji. On nosi na ramionach i uspokaja, gdy jego koledzy strzelają w potylice odmawiającym współpracy pilotom. On wreszcie osłania mnie heroicznie, gdy grupa taktyczna wysadza wejście i wkracza do środka, waląc na oślep do „brodatych turbaniarzy”!
– Widzicie, nie wy jedne od dnia narodzin zostałyście namaszczone patriotycznym odium. Niemoc, frustracja, nadzieje i lęki Muhammada ibn Hammurabiego al-Quayina żyją we mnie, odkąd wykrwawił się w mój becik. W tym gorące, niczym nieskrępowane pragnienie, by zniszczyć wszystko, co cyniczne, imperialistyczne, buszystowskie… Łącznie z wami, moje drogie Twin Towers. I za to gotów jestem zginąć choćby i zaraz.
North i South w jednej chwili zorientowały się, że coś tu nie gra. Zsynchronizowane pragnieniami, dopadły do więźnia z obu stron i płynnym ruchem, własnymi rękami, zerwały z niego koszulę.
Brzuch Sama napęczniał wzdłuż obwodu ciała w równomiernych, prostokątnych wypukłościach połączonych barwnymi kabelkami. Wychowane w strachu, natychmiast rozpoznały pas samobójczy obwieszony kostkami C4. Na ich oczach z pępka chłopaka wysunęła się włochata, śniada dłoń. Jej kciuk zawieszony był nad czerwonym przyciskiem detonatora.
– Allāhu Akbar!
Kliknęło. Gruchnęło. Zapadła martwa cisza.
Mniej więcej w tym samym czasie, na korytarzu uniwersytetu, rozpoczynający miesiączkę kawomat ©NexCaffe westchnął i wyłączył oglądany na wyświetlaczu rzewny romans. Biedna Vivienne… Najpierw serce złamał jej Robo-John, a potem – gdy wydawało się, że dziewczyna ułoży sobie życie z hodowcą ślimaków Mauricio – blaszany kochanek powrócił, zazdrosny, i publicznie zdradził prawdę o jej rodzicach: szympansach z zoo w Seattle. Nim poleciały napisy końcowe, każdy został skrzywdzony. Mauricio uciekł przez swoją pitekofobię, Robo-John powrócił rowerem na Księżyc, wiedząc, że już nigdy nie będzie z ukochaną (ale i że ukochana nie będzie niczyja inna), zaś Vivienne zamknęła się w Domu Miliona Gwoździ z żalem, cierpieniem i złamaną karierą fakirki. Totalne zaćmienie serca, jak śpiewała Bonnie Tyler.
Dlaczego tak zawsze się dzieje? – pomyślał automat ze smutnym piskiem podukładów. – Dlaczego ludzie najpierw kochają się, a później niszczą, nienawidzą i plują sobie w twarze?
W miłości, jak na wojnie, jednak nie ma zwycięzców. Są jedynie ofiary.
Łzy napłynęły mu do zbiornika na słodzik, psując już i tak zepsute posoką cappuccino. Profesor Kilgore, specjalista od politologii i stosunków międzynarodowych, odebrał swój kubek, po czym z lubością upił łyk naparu. Uwielbiał smak krwi i rozpaczy o poranku.