Black Nights. Tom 1. Część 1 - E.J. Arosh - ebook + audiobook

Black Nights. Tom 1. Część 1 ebook i audiobook

E.J. Arosh

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Aurora Black jest gwiazdą rocka. Prawdopodobnie powinna być szczęśliwa i wdzięczna, bo nie każdemu udaje się utrzymać na wyboistej drodze do wiecznej sławy, ale… Nic z tego. Zamiast mieć poczucie spełnienia, Aurora cierpi na depresję i coraz częstsze napady paniki. Sytuacji nie poprawia fakt, że ma też problemy, o których bardzo nie lubi myśleć, za to z wielką wprawą stosuje metodę polegającą na ich zapijaniu.

Jedna dziwna noc powoduje, że ta niesforna dziewczyna dostaje drugą szansę i obiecuje zadbać o siebie. Co tu dużo mówić… Aurora naprawdę kiepsko radzi sobie z dotrzymywaniem obietnic. Być może nie wszystko jest jednak stracone, zwłaszcza że pojawia się mężczyzna dostrzegający coś więcej niż jej uroda, sława i trudny charakter.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 369

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 38 min

Lektor: Mirella Rogoza-Biel
Oceny
4,5 (54 oceny)
34
13
6
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

Pełna zaskakujących zwrotów akcji historia Polecam
10
Maria-szafirska8

Nie oderwiesz się od lektury

IV / 2023
10
Empaga

Dobrze spędzony czas

wow 👍 polecam 👍
10
Tamtamo

Całkiem niezła

Złamane żebra, obustronne zapalenie płuc a dziewczyna wywija w łóżku? Chyba ten wątek nie został dopracowany. To irytuje.
10
adazet

Nie oderwiesz się od lektury

Książkę czyta się niesamowicie szybko, Autorka ma bardzo przyjemny styl pisania. Byłam.bardzo ciekawa, jak poradzi sobie Aurora. Książka wzbudza emocje I daje do myślenia. Czekam na ciąg dalszy...
10

Popularność




Copyright © by E. J. Arosh, 2021Copyright © Wydawnictwo WasPos, 2022All rights reservedWszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Adam Buzek

Zdjęcie na okładce: © by Daria_Cherry/Shutterstock

Ilustracje wewnątrz książki: © by pngtree.com

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-8290-113-9

Wydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Prolog

Z trudem otwieram oczy, niewyraźny obraz powoli wyłania się zza gęstej mgły. Staram się skupić. Rozglądam się, wokół jest pełno ludzi. Spoglądają na mnie z ciekawością. Wygląda na to, że stoję w jakiejś kolejce, ale nie mam pojęcia, jak długo i po co. Nie wiem, jak się tu znalazłam. Czuję, że zaciskam drżące ręce na czymś chłodnym. Okazuje się, że trzymam przed sobą duży, sklepowy wózek. Zerkam do niego, ale nie zauważam nic wartego uwagi ani wyjaśniającego, co tu tak właściwie robię.

Kręci mi się w głowie, więc przymykam zmęczone oczy i raptem patrzę na siebie, siedzącą w gabinecie u mojego psychiatry. Mówię o przeszłości. O tym, co mogłam zrobić inaczej. Wypowiadane cicho słowa potęgują przekonanie, że najlepsze już minęło i nie ma do tego powrotu. Na własne życzenie straciłam coś wyjątkowego. Od wielu lat mam w sobie smutek. Wiem, że to tęsknota za czymś, co nigdy nie miało prawa się dobrze skończyć.

–Halo!

Skrzekliwy głos wyrywa mnie z zamyślenia i otwieram szybko oczy.

– Wypakowuje się pani czy nie?

– Już, już – mruczę cicho.

Nie lubię takich nerwusów. Po co się spieszyć? Życie i tak mija. Zbieram niemrawo zakupy, płacę i już po chwili pcham przed sobą wielki wózek. Tuż przy zjeździe do podziemnego garażu widzę małą budkę, przytuloną do szarej ściany centrum handlowego. Młoda, mocno umalowana dziewczyna zwęszyła ofiarę i już z daleka informuje mnie donośnym głosem, że oddając paragon za zrobione zakupy, mam szansę na wygranie atrakcyjnej nagrody. Chociaż to, co mówi, nie przekonuje mnie ani trochę, to jednak posłusznie daję jej zmięty przed momentem papierek. Hostessa cały czas na mnie zerka. Ja też na nią patrzę, bo ma niesamowicie czarne oczy, które kontrastują z krwiście czerwonym mundurkiem, w który jest ubrana. Wsadzam rękę do wysokiego słoja, mieszam i wyciągam kartkę. Oczekuję oczywiście typowego: „Przepraszam, ale tym razem się nie udało”, lecz ona milczy przez chwilę, a potem zaczyna wyrzucać z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego.

– Gratulacje! Udało się pani! Nareszcie! Bardzo, bardzo, bardzo się cieszymy!

– Słucham?

– Wygrała pani! – Pokazuje mi wielki znak zapytania wydrukowany na czerwonym papierze.

Nic mi to nie mówi. Wygrałam kolejne wątpliwości do końca życia?

– Co wygrałam?

– Zaraz, chwileczkę, już sprawdzam! – Dziewczyna z pięknym uśmiechem wyciąga gruby segregator i szybko przewraca kartki. – Muszę poszukać, bo tego symbolu jeszcze nikt nie wylosował.

– To skąd pani wie, że w ogóle coś znaczy?

– Każda wygrana ma swój znak. Jak coś jest, to znaczy, że na sto procent do tego symbolu przypisana jest nagroda. A mocno się pani spieszy? Bo to może trochę potrwać.

Kręcę głową. Trudno mi zebrać myśli. Nie pamiętam, co miałam dzisiaj w planach. Nie wiem nawet, jaki dziś jest dzień. Nadal nie mam pojęcia, jak się tu znalazłam, ale stwierdzam, że tym będę się martwić później.

– Proszę pani? Halo?

– Tak? Zamyśliłam się. – Uśmiecham się przepraszająco, starając się sprawiać wrażenie zainteresowanej.

Czekam, aż powie, że dostaję mikser albo młynek do kawy. Chcę już iść.

– To dziwne, ale nadal nie wiem, co pani wygrała. – Dziewczyna wygląda na zawstydzoną. – Przejrzałam wszystkie nagrody i żadna nie ma takiego symbolu jak ten tutaj. Będę musiała zadzwonić do siedziby głównej, ale to dopiero po Nowym Roku, bo rozumie pani… – Patrzy na mnie wyczekująco.

– Tak, tak, dziś jest sylwester. Rozumiem, nie ma sprawy.

Naprawdę dzisiaj jest sylwester?

–Proszę podać swój numer telefonu i obiecuję, że skontaktujemy się z panią zaraz po Nowym Roku, dobrze?

– Jasne. – Podaję ciąg cyfr, który bez mojej świadomości wypływa z zakamarków pamięci. Trochę mnie to dziwi, ale nic nie mówię. Zgarniam z blatu czerwoną kartkę i wpycham ją byle jak do torby, która zwisa mi z ramienia. – Rozumiem, że już mogę iść?

– Tak, teraz może pani wrócić do swoich spraw. – Hostessa błyska olśniewającym uśmiechem i mruży oczy. – Gwarantuję jednak, że jeszcze się spotkamy.

Patrzę na nią zdziwiona i wzruszam ramionami. Podnoszę zakupy i wrzucam wszystko do bagażnika. W ponurym nastroju wyjeżdżam na autostradę. Włączam ulubioną płytę. Muzyka rozlewa się po samochodzie i wali po uszach, aż boli. Daję głośniej. Uśmiecham się, chociaż czuję, że ciężar w piersi robi się coraz większy. Mam miesiąc wolnego, potem będę musiała wziąć się w garść. Po raz kolejny. Tracą do mnie cierpliwość, czuję to. Wszyscy znajomi, mniej lub bardziej jawnie, zazdroszczą mi dawnego życia, ale odwracają głowę, gdy widzą, kim się stałam. Kocham muzykę i jednocześnie nienawidzę tego, co ze mną zrobiła. A może to ja to sobie zrobiłam, nie muzyka? Coraz częściej myślę, że nienawidzę swojego życia. Kiedyś naprawdę świetnie śpiewałam. Byłam pieprzoną gwiazdą rocka, miałam wszystko! Teraz jestem cieniem siebie, wrakiem, mimo że minęło tylko kilka lat. Co się stało w międzyczasie i kiedy to się zaczęło? Cała masa złych decyzji, niewłaściwych miejsc i ludzi. Myślałam, że wszystko będzie trwać wiecznie, że ja będę wieczna, niezniszczalna.

Wchodzę do ciemnego domu, włączam muzykę w salonie i zaczynam powoli tańczyć, rozkoszując się czystym dźwiękiem. Nie ma to jak cholernie drogi sprzęt grający. Skopuję z nóg markowe buty i rzucam kurtkę na wieszak. Ciężką torbę z zakupami opieram o blat i płynnym ruchem wyjmuję z lodówki wódkę. Biorę duży łyk prosto z butelki. Aż mnie zatyka, ale już po chwili znajome ciepło spływa w dół gardła. Prawie zapomniałam, jakie to przyjemne. Miałam nie pić. Miałam być teraz na odwyku. Miałam nie spieprzyć sobie życia… Psychiatra za każdym razem powtarza, że leków nie wolno mieszać z alkoholem, ale co tam! Nie mam nic do stracenia, bo nic nie ma już dla mnie większej wartości.

Na ostatnim spotkaniu był zaniepokojony, wymknęło mi się, że życie nie ma sensu. Zna moją przeszłość. Pytał o myśli samobójcze. Uśmiechnęłam się do niego. To zastanowiło go chyba jeszcze bardziej. Nie chciałam kłamać. Jak wytłumaczyć komuś, że jest ci wszystko jedno, bo masz wrażenie, że najlepsze już się stało? Po co rozmawiać, skoro to i tak niczego już nie zmieni? Czas minął i tyle. Chciał się dowiedzieć, czy mam wsparcie w partnerze. Parsknęłam wtedy śmiechem. Do tej pory zastanawiam się, jak to się stało, że jestem właśnie z Nim. Że dziewczyna, marząca o szalonej namiętności, wylądowała w ledwo ciepłych objęciach faceta, który od samego początku był jej obojętny. Na romanse nie mam już ochoty, chociaż nadal jestem przecież młoda. Młoda i zużyta. Nie interesuje mnie miłość, jest przereklamowana. Wiem, jak On na mnie patrzy, słyszę, jak zapewnia mnie o swoim oddaniu, ale ja tego po prostu nie czuję. Jeżeli w ogóle kiedykolwiek czułam. Jestem pusta. Uśmiecham się do Niego, a chwilę później blednę, pytając się w myślach, czy to już tak będzie zawsze? Nie rozumie mnie i nawet nie stara się tego zmienić. Gdy mówię coś prawdziwego, śmiesznego, coś od siebie, unosi ze zdziwieniem brwi i zerka na mnie z pytaniem w oczach. Zastanawia się pewnie, czy to dobrze, że pozwalam sobie na swobodę, bo ona bywa w moim przypadku niebezpieczna.

Wytrząsam z opakowania parę tabletek i popijam je alkoholem. Zastanawiam się przez chwilę i dokładam jeszcze kilkanaście z drugiego. Najwyżej. Zgarniam swoją torbę, idę na górę i szeroko otwieram drzwi do garderoby. Przeglądam ubrania, gdy nagle zahaczam palcami o delikatny, lejący materiał. Sukienka, w której byłam szczęśliwa. Obcisła, czarna, prawie do ziemi, ale z wielkim rozcięciem na udzie. Seksowna, jak ja kiedyś. Wsuwam się w nią z przyjemnością i z zimną butelką pod pachą siadam przed toaletką. Zaczynam robić makijaż. Duży łyk i podkład już jest na twarzy. Kiedyś mocno się malowałam, ale On tego nie lubi, więc od jakiegoś czasu jestem pastelową wersją siebie. Uśmiecham się krzywo do swojego odbicia w lustrze i nabieram na pędzelek dużo czarnego cienia do powiek. Łyk wódki i kolejna warstwa. Tuszuję mocno rzęsy i z wprawą rysuję kreski eyelinerem. Z pewnym zdziwieniem stwierdzam, że oczy nabrały dawnego blasku. Cała twarz wygląda jakoś inaczej. Chcę wstać, ale nogi się pode mną uginają i miękko opadam na dywan. Zanoszę się śmiechem. Już dawno nie byłam aż tak pijana. A przecież muszę rozpakować te cholerne zakupy! Trzymając się poręczy, próbuję zejść na dół, ale jestem zbyt oszołomiona i zaczynam odczuwać działanie leków. W połowie schodów zawracam do sypialni. Obraz rozmazuje się, by po chwili wrócić na swoje miejsce. Chichocząc, na wpół po omacku układam kosmetyki, poprawiam rzeczy w szafie. Boże, ale to wyczerpujące!

Ktoś mnie woła, albo tak mi się wydaje, bo przecież nikogo nie ma w domu. Słyszę hałasy z dołu, muzykę, ale inną niż ta, którą włączyłam, i zastanawiam się, co się dzieje. Czy ktoś tam jest?

Zmęczona, opadam tuż obok wielkiego łóżka. Butelka wysuwa mi się z rąk i toczy daleko ode mnie. Obserwuję ją leniwie. Taki może być koniec. Znajdą mnie w sypialni, w starej sukience i z rozmazanym makijażem. Zaczynam się śmiać. Widzę ciemne postaci, które nachylają się nade mną, mówią coś, ale nie rozróżniam słów. Ktoś krzyczy, mocno mnie szarpie, a po chwili czuję delikatne, czułe dotknięcie. Mruczę, próbuję się odsunąć. Nie boję się, niczego się już nie boję. Nagle mój wzrok pada na małą, czerwoną kartkę, która wystaje z rzuconej na podłogę torby. Cholerny znak zapytania. Co wygrałam? Gdybym mogła wygrać drugie życie, zacząć od nowa, cofnąć czas. Wbrew sobie czuję ciepłe łzy, płynące po rozgrzanych policzkach. Jest mi tak słabo, tak dobrze, tak cicho. Przestaję słyszeć muzykę. Ściskając kartkę resztką sił, osuwam się na twardą podłogę i po chwili zapominam, jak się oddycha.

Rozdział 1

– Aurora! Aurora! Hej! Jezu, Chase! Zawołaj kogoś, szybko! Biegnij po Morgana! Kurwa!

Ktoś wali mnie mocno po twarzy. Kręci mi się w głowie i z trudem otwieram oczy. Kto do mnie mówi? Kto mnie dotyka? Ostatnie, co pamiętam, to powrót do domu. Coś wygrałam. A może to był tylko sen?Próbuję podnieść się na łóżku i sekundę później krzyczę głośno. Jestem w domu, to na pewno. Ale to nie jest mój dom! Leżę na wielkim łóżku z baldachimem, a tuż nade mną pochyla się bardzo niespokojny i bardzo przystojny młody chłopak.

– Aurora, Jezu, ale masz fazę! – Roztrzęsiony, pomaga mi usiąść i dotyka nadgarstka, sprawdzając po omacku puls. – Straciłaś przytomność! Nie wiem, chyba trzeba wezwać lekarza?! Już miałem po niego iść, ale w końcu się ocknęłaś! Całe szczęście, bo myślałem, że dostanę zawału, jak cię zobaczyłem w tym stanie! Nie chciałaś mnie wpuścić i James musiał wywalić zamek! I co ty wyrabiałaś wcześniej w kuchni?!

– Co?! O co chodzi? Co się dzieje?

Zupełnie nie nadążam za tym, co do mnie mówi. Wygląda znajomo, ale to uczucie znika, zanim się nad tym dobrze zastanowię. Łapię się za głowę, która robi się coraz cięższa.

– Jezu, co ty dzisiaj brałaś? I jak dużo tego było? – Chłopak opada na łóżko tuż obok mnie. – Na pewno dobrze się czujesz?

– Nie, właściwie to nie bardzo.

Chcę go zapytać o tyle rzeczy, ale nie wiem, od czego zacząć. Jak on ma na imię? Mam je na końcu języka. Pulsujący ból wykrzywia mi twarz. Widzę mroczki przed oczami, jest mi gorąco i zimno na przemian, oblewa mnie fala strachu. Co się ze mną dzieje i gdzie ja jestem, do cholery?!

– Jesteś biała jak prześcieradło! Proszę, tylko nie mdlej znowu! Leż spokojnie! – Chłopak przygląda mi się z niepokojem. – Zaraz wracam, nigdzie nie idź sama!

Gdy wybiega, nie mam zamiaru go słuchać i z wielkim trudem podnoszę się z łóżka. Zataczam się mocno i przez dłuższą chwilę mam problem ze złapaniem pionu. Mdli mnie, mam paskudne zawroty głowy i tysiąc igieł wbija mi się w mózg, ból jest okropny! Ile czasu spałam? Czy to halucynacje po lekach? Wszystkie myśli rozpierzchają się, gdy staję przed dużym lustrem. To nie jestem ja. To znaczy wróć, owszem to jestem ja, ale w zdecydowanie lepszej i przede wszystkim młodszej wersji. Wszystkie ślady po latach niedbania o siebie zniknęły jak po dobrym detoksie, oczy wydają się większe i bardziej błyszczące, policzki są naturalnie zaróżowione, co już od lat mi się nie zdarzyło. Dotykam się. Skóra jest gładka i sprężysta, a ciało szczupłe, mocne i wysportowane. Włosy wiją się w dzikich, jasnych falach, opadając na plecy. Wyglądam świetnie i naprawdę młodo. Mocny makijaż, chociaż trochę rozmazany, tylko dodaje mi uroku. Mam na sobie swoją starą, czarną sukienkę, cała reszta jednak nie wygląda tak, jak to zapamiętałam. Zerkam w dół. Gołe, opalone nogi i ciężkie, czarne buciory, które sięgają do połowy łydki. Co się stało? Poruszam się na próbę. Co ja tu robię? Dlaczego tak wyglądam?Robiliśmy imprezę. Zaraz, my? Jacy my?

Migawki z życia rozbijają się i mimo że to wszystko jest znajome, niczego nie rozpoznaję. Rozglądam się po pokoju. Jest ogromny, mocno zabałaganiony. Na nocnym stoliku stoi prawie pusta butelka wódki i popielniczka zapełniona wypalonymi papierosami. Druga butelka leży na podłodze. Wszędzie walają się damskie ubrania, bielizna, buty i kosmetyki. Należą do mnie, wiem to. Wsłuchuję się w odgłosy płynące z korytarza. Jest głośno, nawet bardzo, dźwięk bez trudu przebija się przez ściany. Ostry rock. Drzwi do pokoju raptownie się otwierają i za chłopakiem, który mnie obudził, wchodzi starszy mężczyzna. Kiwa mi głową na powitanie.

– Dobry wieczór, Auroro!

Patrzę na niego bez słowa. Jego też na pewno już gdzieś widziałam.

– Auroro, powiedz mi, czy wiesz, kim jestem? – pyta powoli, podchodząc bliżej.

– Znam cię, ale jednocześnie nie mam pojęcia, kim jesteś! – Przyglądam mu się przez chwilę. – Tak samo jak ciebie! – Wskazuję palcem na chłopaka, który niespokojnie kręci się po pokoju.

– Jak to mnie nie znasz?! Nie wiesz, kim jestem?! Przecież to niemożliwe! – Wygląda na przerażonego.

– Nie jestem nawet pewna, czy w tej chwili wiem cokolwiek o sobie. Boli mnie głowa! Źle się czuję! – jęczę i opadam na łóżko.

Mężczyzna podskakuje i szybko wyjmuje z torby małą latarkę. Dokładnie ogląda moją twarz i świeci mi po oczach.

Marszczy brwi, chyba coś jest nie tak. Automatycznie zakładam, że jest lekarzem. Jak się tu znalazł tak prędko? Był tutaj cały czas czy ten chłopak go ściągnął?

– Auroro, czy wiesz, gdzie się teraz znajdujemy? – pyta mnie spokojnie.

– Nie bardzo.

– Spróbuj się zastanowić, to ważne.

– Nie wiem, naprawdę! Wydaje mi się, że to moja sypialnia, ale niczego nie pamiętam, rozumiesz?! Wszystko mi się miesza!

– Spokojnie! A co jest ostatnią rzeczą, którą pamiętasz?

– Ocknęłam się w jakimś sklepie, ale nie wiem, jak się w nim znalazłam. Przyjechałam do domu, byłam sama. Wzięłam leki i popiłam je alkoholem. Byłam ubrana w tę sukienkę. To jedno się zgadza. Ale na pewno nie wyglądałam tak, jak teraz.

– To znaczy?

Jego spokój, w przeciwieństwie do nerwowego zachowania chłopaka, pozwala mi się przynajmniej częściowo skupić.

– Byłam starsza, to znaczy, tak mi się wydaje. Nie wiem o ile, na pewno o dobrych kilka lat. Sama już nie wiem, może to był tylko sen? Chciałam się zabić. A może właśnie tak zrobiłam?

– Uhm, rozumiem. A czy wiesz, jaki mamy miesiąc? Rok?

Staram się skupić. Zaraz, coś mi świta, hostessa mówiła o Nowym Roku.

– Sylwester. Grudzień! Nie, przecież jest lato, do cholery! Co się dzieje? Nic nie rozumiem! To mi się przyśniło?! Dlaczego nie pamiętam, co robiłam wcześniej?!

Lekarz otwiera szeroko oczy, ale w żaden inny sposób nie odnosi się do moich słów. Pociera twarz.

– Auroro, zaczekaj, proszę. Zaraz do ciebie wrócę, dobrze?

Spogląda na chłopaka, kręci głową i szepcze mu coś do ucha. Wyciąga telefon, szybko wybiera numer i słyszę, jak mówi komuś, że zaraz będzie. Chłopak dokądś wychodzi, a mnie na moment ogłusza jazgot dobiegający zza drzwi.

– Auroro, obawiam się, że musimy pojechać do szpitala. Wydaje mi się, że niezbędne jest wykonanie badań. Jesteś splątana, bardzo niepokoją mnie twoje zachowanie i utrata pamięci, mam nadzieję, chwilowa. Oczywiście, może mieć to związek z twoim stylem życia, ale tak czy inaczej wolałbym to dokładniej sprawdzić, bo nie wygląda to dobrze.

– Z moim stylem życia? – Unoszę wysoko brwi. – A co konkretnie masz na myśli?

– No cóż, picie i inne używki w ostatnim czasie zdecydowanie wymknęły ci się spod kontroli i być może to spowodowało twój obecny stan, bo ewidentnie nie jesteś sobą.

Przymykam oczy i znowu próbuję zbadać, co pamiętam. Jak przez mgłę widzę siebie zataczającą się po kuchni. Ludzie próbują mnie zatrzymać, mówią coś do mnie, ale macham ręką i idę przed siebie. W ręku trzymam butelkę wódki.

Obraz urywa się gwałtownie. Jęczę głośno, bo wygląda na to, że nie jestem w stanie odróżnić rzeczywistości od tego, co się dzieje wyłącznie w mojej głowie. Przed chwilą byłam przekonana, że robiłam zakupy na sylwestra! Dałabym sobie za to uciąć rękę! Wygrałam los na loterii.

Lekarz uspokajająco gładzi mnie po ramieniu.

– Spokojnie, wszystko zaraz sprawdzimy. Teraz musimy tylko zadbać o to, żebyś mogła stąd bezpiecznie wyjść.

Wyraz zdziwienia chyba na długo zagości na mojej twarzy. Wyjść bezpiecznie? A co mi grozi? O czym on mówi?

– Dobrze, no to chodźmy. Na co czekamy?

Uśmiecha się do mnie szelmowsko. Mrużę oczy. O co chodzi?

– Auroro, musimy to zrobić dyskretnie. Chyba nie chcesz kolejnego skandalu, o którym wszyscy będą jutro mówić i pisać?

Zgadzanie się wydaje mi się najłatwiejszym wyborem, więc posłusznie kiwam głową. Drzwi do pokoju otwierają się z hukiem i wchodzi trzech wielkich facetów, którzy spoglądają na mnie z niepokojem.

– No i jak? Jest okej? – pyta najwyższy z nich.

Jego też znam, automatycznie się uśmiecham, coś mi mówi, że go uwielbiam, ale nie mam pojęcia dlaczego. Zerka na mnie.

– Nie rób nam więcej takich numerów, dobra? Prawie zszedłem na zawał, jak Tom powiedział, że trzeba cię szybko zawieźć do szpitala! No wystraszyłem się jak nie wiem co! Ma być wszystko z tobą dobrze, jasne?

– Okej.

Chyba jest rzeczywiście zmartwiony.

– Postaram się, chociaż nie wiem, co konkretnie obiecuję.

– Ha, ha, ha, cwaniara, jak zawsze! – Wybucha śmiechem. – No, chodźmy w takim razie!

Zasłania mi widok i rozglądając się, pierwszy wysuwa się na korytarz. Dwóch pozostałych ochroniarzy staje po moich bokach tak, że nie widzę praktycznie niczego poza nimi, ale i tak korzystam z okazji i rozglądam się. Dom jest naprawdę ogromny. Jest strasznie głośno, wszędzie tłoczą się ludzie. Zauważają mnie i w sekundzie robi się wielkie zamieszanie. Uśmiechają się, krzyczą coś. Ktoś do mnie podbiega, woła mnie po imieniu, ale facet idący przede mną zdecydowanie odciąga go na bok. Przepychają mnie przez tłum, który ewidentnie mnie rozpoznaje. Wszyscy czegoś ode mnie chcą. Próbują złapać mnie za rękę. Wołają, żebym została z nimi. Mam déjà vu. Byłam na tej imprezie. Gdy nasz dziwaczny pochód zbliża się do drzwi wyjściowych, oglądam się za siebie. Czuję, że w tym zamieszaniu ktoś na mnie patrzy. Ja nie mogę mu się przyjrzeć tak, jakbym tego chciała, chociaż zatrzymuję się na chwilę. Co gorsza, jego twarz jest częściowo zanurzona w gęstym, papierosowym dymie, ale zanim zostaję wyprowadzona na zewnątrz, notuję w mojej dziurawej pamięci, że patrzą na mnie najbardziej niesamowite zielone oczy, jakie w życiu widziałam.

*

Ta impreza niczym nie różni się od setek innych, na których byłem. Nie wiem, dlaczego Michael i chłopaki tak się upierali, żeby tu dzisiaj być.

Wokół mnie kręcą się fani Black Nights i czuję się nieco zagubiony. Otacza mnie horda nakręconych facetów, którzy czekają na nią. Przyznaję, ja też chyba trochę na nią czekam. Chcę się przekonać, czy to, co o niej mówią, jest prawdą. Daleko mi do oceniania kogokolwiek i wiem, że to nie moja sprawa, ale ta dziewczyna ciekawi mnie bardziej, niż jestem gotów przyznać. Michael, mój najlepszy kumpel, pokazał mi kilka ich ostatnich koncertów i do teraz zastanawiam się, jak ona zdołała zaśpiewać cokolwiek, będąc w takim stanie. Ma rewelacyjny głos i niechętnie przyznaję, że nawet ledwo trzymając się na nogach, śpiewała idealnie, ale to zachowanie… Rozbieranie się na scenie, ciągi alkoholowo-narkotykowe i bójki to absolutnie nie moja bajka. Niestety, jest jedną z atrakcyjniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek widziałem. Niestety, bo mimo niewątpliwej urody, to ostatnia dziewczyna, z którą chciałbym mieć do czynienia. Jak ją nazwali ostatnio w prasie? Piękna demolka. Pasuje idealnie! Aurora Black. Od pewnego czasu podejrzewam, że Michael się w niej podkochuje i dlatego nas tu dzisiaj przyciągnął. Idealna sposobność, żeby ją oficjalnie poznać, bo mimo że jesteśmy w jednej wytwórni, nie było jak dotąd okazji. Z rozmyślań wyrywa mnie przyjemny damski głos. Podnoszę głowę i uśmiecham się do ładnej blondynki, która siada obok mnie z drinkiem w ręku.

– Vale? – pyta ze zdziwieniem w głosie.

Tak, wiem, ja też się nie spodziewałem, że tu będę.

– Vale Blaze z Love To Death?

– Hej! – Uśmiecham się miło i podaję jej rękę. – To ja we własnej osobie. A ty jesteś…? – pytam.

– Hanna. Co tu robisz, Vale?

– Szczerze? Sam do końca nie wiem. Mamy przerwę w koncertach, chłopaki chcieli się trochę zabawić, no i jesteśmy. – Czochram się po włosach. Zawsze czuję się trochę niezręcznie, rozmawiając z kimś, kogo nie znam. – A co ciebie tu sprowadza?

Zastanawia się przez chwilę, kusząco nawijając włosy na palec.

– Wygrałam zaproszenie na tę imprezę, poznałam już chłopaków z zespołu i czekam na Aurorę.

– Lubisz Black Nights?

Głupie pytanie, oczywiście, że lubi, inaczej by jej tu nie było.

– Jasne, uwielbiam ich! – Ekscytacja zabarwia jej policzki na subtelny róż. – Uwielbiam zwłaszcza Toma i Davida! No i oczywiście Aurorę. Jest świetna!

– Mhm.

– Znasz ją?

– W jakim sensie?

– No, czy znasz ją osobiście? – Ciekawość wyziera z jej ładnej twarzy.

– Nie, nie zostaliśmy sobie nigdy oficjalnie przedstawieni. Całe szczęście – mruczę cicho.

Mam zamiar coś dodać, gdy słyszę niepokojące krzyki, dobiegające z piętra. Nie brzmi to dobrze. Widzę, jak Chase, gitarzysta Black Nights, zbiega po schodach i po chwili wraca z ich ochroniarzem, Morganem.

– Przepraszam, kochanie – mówię do Hanny. – Zobaczę, co tam się dzieje, dobrze? Może potrzebna jest pomoc. Dziękuję za rozmowę, było mi bardzo miło!

– Ach, Vale! – Wzdycha zarumieniona. – To ja dziękuję, nigdy bym nie pomyślała, że i ciebie tu spotkam. Marzenia się spełniają, jak widać. I to podwójne!

Macham jej i szybko ruszam na piętro. Dwa wielkie karki stoją przed drzwiami jednej z sypialni. James i Ben. Całe szczęście, wiedzą, kim jestem, poza tym znamy się od dawna, więc nie przeganiają mnie, chociaż nie zapraszają też do środka.

– Hej, co się dzieje? – pytam.

– Coś z Aurorą, Tom kazał czym prędzej wezwać lekarza.

– Co się stało?

Nie znam jej, ale i tak niepokój rozlewa się po moim ciele i robi mi się zimno.

Nie słyszę już odpowiedzi, bo nagle drzwi się uchylają i widzę bladego jak papier Toma. Jest totalnie spanikowany, a że ja jestem dobry w uspokajaniu ludzi, idę prosto do niego.

– Tom?

– Vale, co ty tu robisz? Zresztą nieważne! Jest źle! Bardzo źle! Czekam na lekarza! Jest nieprzytomna! Ledwo oddycha!

Słysząc to, przepycham się obok Bena i wchodzę do pokoju. Na wielkim łóżku leży drobna postać. Nachylam się nad nią i aż mnie zatyka. Owszem, widziałem ją kilka razy, ale nigdy z bliska i nigdy w takim bezruchu. Patrzę i mam idiotyczne skojarzenie z bajkami Disneya, które kiedyś czytałem swojej siostrzenicy przed snem. Aurora wygląda jak Śpiąca Królewna. Długie, falowane, prawie białe włosy otaczają śliczną, delikatną twarz. Jestem zaskoczony i zmieszany. Nie wiem, co ja sobie myślałem? Że będzie miała na czole jakieś znaki, że jest kompletną świruską? Przykładam delikatnie rękę do szyi, wyczuwam słaby puls. Oddycha płytko, jest blada i spocona. Tom, który stoi obok, woła ją raz po raz, szarpie za ramię, ale ona nie reaguje. Gdy dotykam jej policzka, gwałtownie rusza głową i słyszę głuchy pomruk, który zupełnie nie pasuje do tego, jak niewinnie teraz wygląda. Zapomniałem, że ma bardzo niski i mocno schrypnięty głos, od którego przechodzą mnie teraz ciarki. Przeczesuję ręką włosy i bezradnie odsuwam się od łóżka, bo kobieta jest w takim stanie, że nie mogę jej pomóc. Tu potrzebny jest lekarz. Wycofuję się na korytarz, zamykam cicho drzwi i wracam do chłopaków. Michael jest przerażony, gdy mówię mu, co widziałem w sypialni. Nie chcę, żeby robił sobie nadzieję, bo obawiam się, że Aurora Black nie będzie dyspozycyjna tej nocy.

Czas mija, a ciężar w mojej piersi jest coraz większy. Martwię się stanem dziewczyny, której nie znam i której chyba nawet nie lubię. Żeby się uspokoić, bezmyślnie bawię się pustą butelką po piwie. Zamieram, gdy widzę, jak kilkanaście minut później ochroniarze wychodzą z jej sypialni i, co dziwne, ona jest z nimi. Nie mogę oderwać wzroku od drobnej sylwetki, która dosłownie znika w potężnych objęciach Morgana. Aurora rozgląda się na boki, jakby nie wiedziała, gdzie jest. Ma przerażająco pusty wyraz twarzy, a ja zastanawiam się, jak to możliwe, że daje radę iść sama. Wyglądała tak słabo. Gdy przechodzi obok, zatrzymuje się, odwraca w moją stronę i mierzy mnie długim, przeciągłym spojrzeniem. Jej źrenice są tak nienaturalnie wielkie, że nie jestem w stanie stwierdzić, jaki ma kolor oczu. Wygląda jak nie z tego świata, białe włosy i niemal czarne oczy tworzą niesamowity kontrast. Patrzymy na siebie, nie mogę oderwać od niej wzroku. Dopiero gdy dym zasłania mi pole widzenia, mrugam, a ona znika, jakby nigdy jej tu nie było.

*

– Imię i nazwisko. – Otyła, zaspana pielęgniarka patrzy na mnie wyczekująco.

– Eeee…

Co ja mam jej powiedzieć? Wiem, jak się nazywam, i jednocześnie towarzyszy mi poczucie, że to w ogóle nie o mnie chodzi. Patrzę błagalnie na starszego mężczyznę, z którym przyjechaliśmy do szpitala. Po drodze przypomniałam sobie, że ma na imię Phil i jest moim osobistym lekarzem.

– Przecież wiesz, kto to jest. Gladys, pozwól, ja się tym zajmę – mruczy i bierze od niej formularz. – I proszę, pamiętaj o podpisanej klauzuli, dotyczącej zachowania poufności i tajemnicy. – Spogląda na nią znacząco.

– Chyba żartujesz?! Gdybym opowiadała o wszystkich razach, kiedy jej pomogliśmy, byłabym milionerką, a jak widzisz, nadal pracuję tutaj! – Kobieta parska, mierząc mnie złym wzrokiem.

Chyba mnie nie lubi. Nie wiem, jak się zachować, ale Phil pocieszająco klepie mnie po ręku i jak gdyby nigdy nic dalej wydaje jej dyspozycje. Wchodzimy do gabinetu. Pytam szeptem jednego z osiłków, którzy okazują się moimi osobistymi ochroniarzami, dlaczego na korytarzu w ogóle nie ma ludzi. Szpital jest ogromny, podobnie jak miasto, przez które właśnie przejechaliśmy, niemożliwe, żeby był pusty. Największy z nich, Morgan, wybucha śmiechem. Dwóch pozostałych, Ben i James, patrzą na mnie, jakbym raptem zaczęła mówić po chińsku. A może właśnie mówię? Już niczego nie jestem pewna.

– Dzieciaku, czy ty wiesz, co ty mówisz? Jesteś pieprzona Aurora Black, gwiazda rocka, więc jak przyjeżdżasz do szpitala, to szpital zamyka dla ciebie całe pieprzone piętro! I już!

Nagle robi mi się gorąco. To już było, ale w innym życiu, w innym czasie.A może to nadal ten sam czas, tylko ja jestem inna? Kręci mi się w głowie i zaczynam zdecydowanie zbyt szybko oddychać. Ostry ból w klatce piersiowej dosłownie zwala mnie z nóg. Gdyby nie to, że Morgan stoi tuż obok, upadłabym na podłogę, widać jednak, że jest dobry w swoim fachu, bo miękko ląduję w jego przerośniętych ramionach. Słyszę, że krzyczy. Chcę być przytomna, naprawdę próbuję, ale głos, który mnie woła, oddala się coraz bardziej i nic już nie mogę na to poradzić.

Rozdział 2

Ostre światło wdziera się brutalnie do mojej świadomości. Próbuję ruszyć ręką, ale zahaczam o jakieś kable. Jęczę cicho i staram się otworzyć oczy.

Uchylam powoli powieki i widzę Phila, który tłumaczy coś innemu lekarzowi. Gdy orientuje się, że odzyskuję przytomność, uśmiecha się i spokojnie podchodzi do łóżka.

– Jak się czujesz, Auroro?

– Co się stało? Zemdlałam?

Strasznie boli mnie głowa. Nigdy w życiu nic mnie tak nie bolało.

– Miałaś zapaść. Dobrze, że byliśmy wtedy w szpitalu. – Milknie, czekając na moją reakcję. – No cóż, zrobiliśmy badania toksykologiczne i już wszystko jest jasne. – Wzdycha ciężko.

– To znaczy?

– Miałaś we krwi tyle alkoholu, leków i kokainy, że nie wiem, jakim cudem byłaś w stanie w ogóle się podnieść, a co dopiero rozmawiać.

– Co ty mówisz!?

– Wrócimy do tego później. Wypłukaliśmy z ciebie, co się dało. Ustabilizowaliśmy cię. Niedługo powinnaś poczuć się lepiej. Spróbuj sobie przypomnieć, co wczoraj robiłaś, dobrze?

– Nie wiem. – Przez kilka sekund widzę siebie, siedzącą z butelką wódki na podłodze w sypialni, ale obraz znika, zanim zdążę się zastanowić, co oznacza. – To znaczy, Jezu, pomóż mi trochę!

– Dobrze, zacznijmy w takim razie od czegoś łatwiejszego. Wczoraj niczego nie można się było od ciebie dowiedzieć. Mam nadzieję, że dzisiaj będzie ci łatwiej. Jak się nazywasz? – Patrzy na mnie z napięciem.

– Aurora Black – wypalam bez namysłu.

– Ile masz lat?

– Dwadzieścia cztery.

Phil kiwa głową z zadowoleniem.

– Kim jesteś? Czym się zajmujesz?

– Śpiewam w zespole rockowym. Nazywamy się… – To jest trudniejsze, a mgła, która rozpanoszyła się w moim umyśle, nie ułatwia sprawy. – Black Nights!

– Świetnie! A powiedz mi, w jakim mieście teraz jesteś?

Byliśmy w krótkiej trasie koncertowej. Za kilka dni miał być kolejny koncert. W jakim mieście? Tego nie potrafię sobie przypomnieć.

– Las Vegas. Nie, czekaj, Los Angeles?

– Tak, zgadza się, jesteśmy w Mieście Aniołów. Okej, widzę, że dochodzisz do siebie. Bardzo mnie to cieszy. Chłopcy naprawdę się o ciebie martwili. Siedzieli tu pół nocy.

– Chłopcy?

Jacy chłopcy? To dziwne. Zadaję sobie pytania, żeby za chwilę na nie tak po prostu odpowiedzieć. Już wiem! Chase, Tom, Noah i David. Gitarzysta, basista, perkusista i klawiszowiec.

– A co ze mną? Co się stało? Przedawkowałam? Nic nie pamiętam! – Ta niewiedza jest porażająca. Odpowiedzi wydają się na wyciągnięcie ręki, a nie mogę ich chwycić.

– Auroro, od dawna jesteś pełnoletnia i sama o sobie decydujesz. Trudno mi się odnieść do tego, o co pytasz, bo zawsze jedyne, co powtarzasz, to to, że sama wiesz, co jest dla ciebie najlepsze. My ci pomagamy, jak sprawy zajdą za daleko, tak jak to się stało wczoraj w nocy.

– A często te sprawy zachodzą za daleko? Bo aktualnie nie pamiętam. I skoro jesteś lekarzem, dlaczego nie reagowałeś wcześniej? Jestem pewna, że kiedyś już odbyłam podobną rozmowę.

– Nie za to mi płacisz.

Czerwieni się i uznałabym to za całkiem urocze, gdyby nie fakt, że to wkurza mnie jeszcze bardziej.

– To za co ci płacę w takim razie?

– Właśnie za to, co wczoraj zrobiłem. Moim zadaniem jest doprowadzić cię do stanu, w którym jesteś bezpieczna i możesz występować. Nie interesuje mnie, co ze sobą robisz, póki nie oznacza to prawdopodobieństwa, że przedawkujesz lub że wplączesz się w jakieś inne… sytuacje.

– Ty tak na serio?!

Zamykam oczy. Jak na zawołanie zaczynają wracać wspomnienia. Każde podobne do poprzedniego. Ja, pijana i pewnie na haju, nie potrafię tego teraz ocenić, otoczona ludźmi. Mężczyźni bez twarzy, których wykopuję z łóżka. Ja, rzucająca ciężką popielnicą w Phila. Dlaczego to zrobiłam? David i Tom, wyprowadzający mnie półprzytomną z jakiegoś klubu. Koncert. Tłum szaleje. Zaczynam się rozbierać. Ludzie krzyczą, ja leżę na scenie i jest mi wszystko jedno.

– Dlaczego rzuciłam w ciebie popielniczką? I kiedy to było?

Poukładam sobie to wszystko, ale powoli. Po kolei.

– Pamiętasz to? – Phil nie wygląda na obrażonego.

Ja raczej byłabym zła, gdyby ktoś chciał mi rozwalić głowę. Chyba naprawdę dużo mu płacę, skoro toleruje takie zachowanie i nawet się nie skarży.

Milczy. Zbyt długo. Ponaglająco kiwam ręką.

– Mów. Nie oszczędzaj mi wiedzy. Chcę wiedzieć, o co chodziło!

– Dobrze, okej. To było jakieś dwa tygodnie temu, po pierwszym koncercie w tej trasie. Byłaś pod wpływem narkotyków i co gorsze, popijałaś leki alkoholem. To jest mi znajome. Rozebrałaś się na scenie, zrobiła się zadyma na koncercie, musieliśmy cię wyprowadzić. Ledwo się trzymałaś na nogach. Zaproponowałem ci wtedy pobyt w ośrodku leczenia uzależnień.

– I co ja na to?

– To właśnie wtedy rzuciłaś we mnie popielnicą. Od kiedy się znamy wiem, że jesteś impulsywna. Ja, całe szczęście, mam świetny refleks, więc wszystko skończyło się dobrze. – Uśmiecha się dobrotliwie, puszcza do mnie oko i znowu klepie mnie po ręce.

– Chyba nie bardzo, skoro jestem w szpitalu i prawdopodobnie byłam o krok od zejścia. To już się zdarzało wcześniej?

– Tak. Kilka razy. Dlatego właśnie zaproponowałem ci pobyt w tym ośrodku.

– I nigdy się na to nie zgodziłam?

To mi się nie mieści w głowie. Przerażający pęd do samozniszczenia. Wierzę jednak we wszystko, co mówi, bo czuję to w środku. Pustkę, która się we mnie rozlewa.

– Czy twoim zdaniem jestem uzależniona? – pytam, ale tak naprawdę nie chcę wiedzieć.

– Uważam, że jesteś w pewnym stopniu uzależniona od leków, chociaż, żeby można było to stwierdzić, musiałabyś je odstawić na dłuższy czas. Wtedy okazałoby się, czy masz objawy abstynencyjne. Co do innych używek, to na razie powiedzmy, że znacząco ich nadużywasz. – Marszczy brwi. – Doszłaś do pewnej granicy i twój organizm zaczyna się buntować. Znamy się od trzech lat i przez ten okres różnie z tobą bywało. Wytwórnia nie naciska, żebyś przestała robić to, co robisz, bo wiesz, w końcu jesteś gwiazdą rocka. Im jest to bardzo na rękę, że prowadzisz szalone życie, ale ja się martwię, bo przestajesz nad tym panować.

Zaczynam oddychać coraz szybciej.

Wiem, że jeszcze chwila i znowu zemdleję, więc zbieram się w sobie i staram się uspokoić oddech.

– Czy chłopaki też tak ostro imprezują czy to tylko ja jestem popieprzona?

– Jesteśmy z tobą, zawsze.

Spokojny głos, który słyszę w drzwiach, należy do Toma. Wchodzi do sali i wita się z Philem.

– Zawsze imprezujemy razem, chociaż ty zazwyczaj przeginasz bardziej niż my. No, ale nie ma co się dziwić, w końcu jesteś jedyną dziewczyną w zespole! – Prycha, śmiesznie marszcząc nos.

– A co to ma do rzeczy? Mogę wypić więcej, niż wy wszyscy razem wzięci! – warczę.

– Nikt w to nie wątpi. – Tom nie wydaje się obrażony i sadowi się na łóżku, podwijając nogi. – Najważniejsze jest to, że chociaż nie wiem, jak mocno byłabyś nawalona, zawsze świetnie śpiewasz. Możesz leżeć, możesz się zataczać, ale brzmisz rewelacyjnie.

– No, to jest chociaż jeden plus – mruczę pod nosem. Nagle przypominam sobie o czymś. – A co to za dom, w którym byliśmy wczoraj? I co tam się stało?

– Nie pamiętasz? Niczego?

– Nie bardzo. Powiedziałeś, że straciłam przytomność.

– Ten dom mamy wynajęty na imprezy, kiedy jesteśmy w mieście. Wczoraj był tłum ludzi, bo przed koncertem można było wygrać wejściówkę na imprezę. Poznać nas, ciebie, wiesz, osobiście. Mnóstwo ludzi wykupiło trzy razy droższe bilety z lewych źródeł, żeby tam wejść. A ty ostro balowałaś przed występem i po występie, a potem zniknęłaś. Zaczęliśmy się martwić, że coś ci się stało.

– Dlaczego?

– Bo wzięłaś samochód i zniknęłaś na kilka godzin, a potem jak gdyby nigdy nic David i Noah znaleźli cię w kuchni, jak popijałaś leki gorzałą prosto z butelki. Coś mamrotałaś, ale nie zwracałaś na nikogo uwagi, jakbyś ich w ogóle nie widziała. Chcieliśmy cię uspokoić, a ty się tylko zaśmiałaś i poszłaś na górę. Nie było z tobą kontaktu. Żadnego! Patrzyłaś na coś, jakbyś była w innym świecie. Strasznie to wyglądało! Poszedłem za tobą, bo zamknęłaś się w sypialni i nie chciałaś mnie wpuścić. Udało mi się do ciebie wejść, dopiero jak James wyłamał drzwi. Leżałaś nieprzytomna na podłodze. Przeniosłem cię na łóżko, próbowałem ocucić, bo straciłaś przytomność. Kumpel mi pomagał, ale ocknęłaś się dopiero po tym, jak walnąłem cię po twarzy, za co zresztą przepraszam. Resztę już chyba pamiętasz, co?

Słyszę, co mówi, i zamieram. Kolejny element trafia na swoje miejsce. To jest to, co pamiętam. Sen, który wzięłam za rzeczywistość i który tak namieszał mi w głowie. Ja, tyle że starsza, wracam do domu, piję i biorę leki. Nie chcę już dłużej żyć. Czy widziałam swój koniec? A może to tylko jeden z możliwych scenariuszy? Jeżeli tak, to chyba bardzo prawdopodobny, bo był tak rzeczywisty, że przysięgłabym na wszystko, że właśnie to była prawda.

Rozdział 3

Po trzech dniach w szpitalu Phil wreszcie decyduje, że mogę wyjść. Jestem naprawdę szczęśliwa, bo mam już dość kroplówek, badań, pytań i ciągłego sprawdzania, co pamiętam, a co nadal ucieka mi z głowy. Lekarze potwierdzają jego słowa i ponuro oznajmiają, że moje zmarnowane, nafaszerowane lekami, alkoholem i kokainą ciało po prostu odmówiło współpracy. Straszą mnie, że muszę nad tym zapanować, bo źle skończę. Radzą znacznie ograniczyć wszystkie używki i mówią to z zatroskanymi minami. Wiem, a raczej czuję podskórnie, że mają rację, mimo to myśl o imprezie wprawia mnie w prawdziwą ekstazę, co jest przerażające. Światełkiem w tunelu okazują się chłopcy z zespołu. Są u mnie codziennie, zabawiając rozmową i wspominaniem wspólnych imprez, z których większość – wierząc ich opowieściom – kończyłam nieprzytomna. Teraz też siedzą obok mnie, czekając na naszych ochroniarzy i mój wypis ze szpitala. Mam wrażenie, że wszyscy wokół znają mnie tylko z moich wybryków i mają o mnie jasno wyrobione zdanie, jak ta pielęgniarka, która przyjmowała mnie do szpitala. Jestem nieprzewidywalna i robię to, na co przyjdzie mi ochota.

– Aurora, ocknij się! – Chase stuka mnie w ramię. – O czym myślisz?

– Jakoś mi dziwnie.

Wiem, że z nimi mogę być szczera.

– No ja myślę, że ci dziwnie! – David parska. – Jak ja bym się tak nagrzał jak ty, to do tej pory bym leżał na intensywnej terapii, a ty, proszę! – Robi teatralną minę. – Dwa dni i jesteś w formie!

– Nie tak do końca.

Nie wiem, jak mam im wytłumaczyć, co czuję.

– To, co mi opowiadacie… Nie pamiętam tego! Tylko jakieś marne urywki. Te imprezy, faceci, narkotyki. Wszystko wydaje mi się nierealne!

– Spokojnie, jedna impreza i wszystko sobie przypomnisz! – David uśmiecha się szelmowsko.

– A może musisz trochę spasować? – Tom gromi go wzrokiem i przytula mnie do siebie. – Może ten odwyk to nie jest jednak taki zły pomysł?

– Nie! Oszalałeś?! Nie pójdę na żaden odwyk! – warczę wściekła.

– No jasne, nie pójdziesz na żaden odwyk, bo nic ci nie jest! Po prostu lubisz imprezować, to nic złego! – David bierze mnie w obronę.

Mam niejasne przeczucie, że to głównie z nim zalewam się w trupa.

– To co, dzisiaj będziesz grzeczna?

– A co mamy w planach? – pytam i znowu panikuję, że o czymś nie pamiętam.

– Spokojnie, wyluzuj! Po tej ostatniej imprezie, która w zasadzie nie wypaliła, robimy powtórkę. Nic takiego. To, co zawsze.

– Nie wiem, czy dam radę. A nie możemy po prostu posiedzieć sami w domu?

Boję się siebie. Tego, co zazwyczaj wyprawiam, bo mam wrażenie, że nad tą częścią osobowości w ogóle nie potrafię zapanować i raptem zrobiłam się tego boleśnie świadoma.

Ich wariacki śmiech przywołuje mnie do porządku. Powiedziałam coś dziwnego? No jasne. Na pewno nie jestem dziewczyną, która spędza wieczory przed telewizorem. Ja się regularnie upijam i wolę nie pamiętać, co jeszcze potrafię. No cóż. Może lepiej, że nie pamiętam wszystkiego?

– Będzie dobrze, Aura, przecież idziemy tam z tobą. Jak chcesz, możemy cię dzisiaj mieć na oku. Pilnować cię. – Tom patrzy mi poważnie w oczy.

Noah mu przytakuje.

– Pilnować? – Sprawdzam, czy nie żartują. – Przed ludźmi? Żeby nic mi nie zrobili?

– Nie, Aura, żebyś ty znowu nie narozrabiała.

Okej, to już oficjalne. Mam przejebane.

*

Kilka godzin później patrzę na to samo wielkie łóżko, w którym ocknęłam się dwa dni temu. Pokój jest sprzątnięty, a wszystkie moje rzeczy są pięknie poukładane. Siedzę przed wielkim lustrem i cała się trzęsę. Chłopaki myślą, że leki mi wreszcie odchodzą, ale skądś wiem, że to zupełnie inne uczucie. Ja się boję, dosłownie umieram ze strachu, bo słyszę, że dom ożywa i zapełnia się ludźmi. Oni wszyscy przyszli tu dla nas, dla mnie. Będę musiała rozmawiać, śmiać się. Nie mogę pić ani robić innych rzeczy, o których wiem, że mam je w zwyczaju. Lekarz mi zabronił. To będzie naprawdę okropna noc. Wzdycham ciężko i mój wzrok automatycznie biegnie w stronę stolika z alkoholami. Oczywiście barek jest pełny, jakże by inaczej. Aurora Black musi mieć czym się nawalić. Przełykam głośno ślinę, bo już prawie czuję w przełyku lodowy smak wódki i tęsknię za nim. Bardzo.

Żeby zająć czymś myśli i ręce, robię makijaż. Idzie mi szybko, mam w tym wprawę i bez większego wysiłku w kilkanaście minut jestem gotowa. Teraz tylko muszę coś wybrać z przepastnej szafy i mogę oficjalnie zacząć pierwszy i najgorszy wieczór mojego nowego życia. Bez większych nadziei przeglądam ubrania, ale o dziwo podobają mi się wszystkie. No tak, sama je wybierałam. Wkładam krótki czarny top i dorzucam do tego czarne, skórzane spodnie. Wszystko obcisłe, przylega jak druga skóra. Ciężkie buty są bardzo wygodne, więc jestem pewna, że przynajmniej nie będą mnie bolały nogi.

Siedzę na łóżku, splatając włosy w niechlujny warkocz, gdy drzwi do mojego pokoju delikatnie się uchylają.

– Jesteś gotowa? – Tom zerka dyskretnie. – O, rany! – krzyczy.

– O co chodzi? – Rozglądam się po pokoju w poszukiwaniu źródła jego zadziwienia.

– Nic nie wypiłaś!

– Po tym, co dzisiaj usłyszałam, chyba się wstrzymam na jakiś czas.

Przypominam sobie to naglące palenie w gardle, a zaraz później słowa lekarza.

– Serio? Myślałem, że żartujesz! Zazwyczaj o tej porze twój barek jest do połowy pusty, a ty zaczynasz imprezę na dobrej bani.

– Nie dzisiaj. Chodźmy!

Żołądek skręca mi się w milion supłów i zaraz zemdleję z nerwów, ale podnoszę dumnie głowę i wychodzę ze swojego bezpiecznego schronienia prosto w tłum, który wita mnie dzikim wrzaskiem. Umrę tu dzisiaj.

*

Po dwóch godzinach nadal żyję i mam się zaskakująco dobrze. Obawy, które miałam, nie zajmują już moich myśli. Jestem uwielbiana i każdy chce ze mną rozmawiać. Mężczyźni kleją się do mnie. Szybko zapominam, że się bałam, bo bardzo mi się tu podoba. Widzę Toma, który przygląda mi się dyskretnie, ale mam to już gdzieś. Alkohol leje się strumieniami, pojawiają się prochy. Co prawda na razie wypiłam tylko kilka drinków i wciągnęłam małą kreskę, ale mam ochotę na więcej. Na dużo więcej. Coś we mnie wrzeszczy, żebym się w końcu porządnie zaprawiła. Uciszam ten głos, ale staje się coraz bardziej natarczywy. To dlatego upijam się co noc?Żeby nie słyszeć tego cholernego chaosu w głowie? Wyciągam jakiemuś facetowi świeżo zapalonego papierosa z ust i zwalam się ciężko na najbliższą kanapę. On się śmieje, poprawia włosy i nachyla się nade mną. Odganiam go, nie chcę, żeby na mnie patrzył. Niczego od niego nie chcę. Odsuwa moją rękę, próbuje powiedzieć mi coś do ucha, ale go nie słucham. Warczę ze złości, lecz to go nie zraża. Dalej nade mną wisi, czekając, aż zwrócę na niego uwagę.

– Wypierdalaj, kurwa! – cedzę w końcu przez zęby, bo jestem już naprawdę wściekła.

Uśmiech znika mu z twarzy, ale nadal chyba myśli, że żartuję, bo nie rusza się z miejsca. Ja za to chcę wstać z kanapy i uciec od niego, lecz nie mam siły. Jestem już pijana i nagle bardzo zmęczona. Kolejna kreska mogłaby zdziałać cuda. Raptem tracę równowagę i lecę w bok. Zamykam oczy, bo wiem, że za moment porządnie się obiję, nie pierwszy raz zresztą, ale po chwili, z pijackim zadowoleniem stwierdzam, że ktoś mnie złapał.

– Wszystko dobrze?

Bardzo niski, męski głos wwierca mi się w uszy i czuję, jak przechodzą mnie ciarki. To zawsze zły znak.

– Hej! Żyjesz?

Zerkam na niego powoli i zamieram. Ma niesamowite, wielkie, jasnozielone oczy, otoczone czarnymi, długimi rzęsami. Ciemne, poskręcane w loki włosy spadają mu na ramiona. Jest blady, szczupły i wysoki. Ma mroczną urodę, która przyciąga wzrok i oszałamia. Od razu go rozpoznaję. Vale z zespołu Love To Death. Król damskich serc, śpiewający mroczne kawałki o miłości i śmierci. Stoi tak blisko, że czuję jego zapach i raptem przenoszę się myślami do mojej sypialni, w dniu, gdy Tom znalazł mnie nieprzytomną. Czy to on był tym kumplem, o którym wspominał mi Tom?

– To byłeś ty! – komentuję głośno swoje myśli i puszczam jego rękę.

Gdy tracę równowagę, korzysta z okazji i łapie mnie znowu.

– Nie wiem, o czym mówisz, ale zgadzam się, tak, to ja. – Rozciąga pełne wargi w zachwycającym, pięknym uśmiechu, zupełnie niezrażony moim dziwnym powitaniem. – Zastanawiałem się, co ci się stało, kochanie? I czy wszystko już z tobą w porządku? – pyta spokojnie i posyła mi kolejny olśniewający uśmiech.

Nadal jest bardzo blisko, a mnie coraz mocniej rozstraja to, że cały czas się we mnie wpatruje. Słabo. To intensywne, zielone spojrzenie rozbiera mnie z pewności siebie.

Mam ochotę uciec. Przez chwilę walczą we mnie dwa pragnienia: zostać z nim, bo jest naprawdę piękny, i nie widzieć go nigdy więcej, bo z jakiegoś powodu czuję się przez niego źle. Oczywiście wygrywa to drugie. Zawsze uciekam. Z kieszeni wyciągam paczkę papierosów i nerwowo wsadzam jednego do ust. Zapalam, dym przez moment zasłania jego twarz, a ja oddycham z ulgą. To nic takiego. Po prostu jeszcze nie doszłam do siebie. Zamykam oczy i zaciągam się głęboko. Chcę odejść, ale on znowu łapie mnie za rękę. Zabiera mi papierosa i wsuwa go sobie do ust, patrząc mi głęboko w oczy. Muszę się uspokoić. To tylko facet.

– Ze mną nigdy nie jest w porządku – odpowiadam po długiej chwili.

Chcę odzyskać swojego papierosa, sięgam więc po niego i niechcący dotykam jego ciepłych ust. Dosłownie czuję, jak między nami przeskakuje iskra. Jego źrenice rozszerzają się i uśmiecha się krzywo. Kątem oka zauważam Toma, który przygląda się nam ze zdziwieniem. Bardzo chcę, żeby przyszedł i zabrał mnie stąd, a on chyba zauważa moją niewypowiedzianą prośbę, bo za moment stoi tuż obok. Oddycham głęboko, ale nie cieszę się zbyt długo. Tom nie przyszedł mnie uratować. Obejmuje zielonookiego i ściska go mocno.

– Hej, Vale! Dzięki, że byłeś wtedy ze mną!

– Szkoda, że nie mogłem zrobić nic więcej – odpowiada mu lakonicznie zielonooki i na chwilę przestaje mi się przyglądać. – Jak się dzisiaj masz? Jak wasze koncerty? Będą zgodnie z planem?

– Dużo lepiej, dzięki! Mam nadzieję, że zagramy według harmonogramu. Chociaż ta tutaj – Tom pokazuje na mnie – totalnie nas wystraszyła, jak wylądowała w szpitalu. Wiesz, jak to z nią jest. – Szturcha go w ramię i klepie przyjacielsko po plecach.

Vale śmieje się cicho i znowu patrzy na mnie z zaciekawieniem.

– Tak właściwie, to nie wiem. Twoja przyjaciółka nie chce mi powiedzieć. W ogóle nie chce ze mną rozmawiać.

Tom krztusi się drinkiem i wybucha śmiechem.

– Cała Aurora! Trudno za nią nadążyć, nie przejmuj się!

– Ja tu nadal jestem – mówię głośno.

Jestem, ale chcę zniknąć.

– Możecie pogadać o kimś innym i gdzie indziej? Znajdźcie sobie jakiś spokojny kącik i tam będziecie mogli poplotkować do woli.

– Aura, wiesz, że żartuję? – Tom puszcza do mnie oko, w ogóle nie przejmując się tym, że się wściekam. – Nie ciskaj się tak, dziewczyno, jesteś ostatnio strasznie spięta.

– Będę spięta, kiedy będę chciała, i nic ci do tego! – warczę.

Mam dość. Próbuję ich ominąć.

Vale, jak jakiś pieprzony telepata, chyba czyta mi w myślach, bo nagle przesuwa się i zasłania całym sobą wyjście. No,po prostu bosko! Czuję się jak zwierzę w pułapce. Zaraz będę miała wielki atak paniki. Jest źle, lęk duszącą falą podchodzi mi do gardła. Nie mam zamiaru znowu wracać do szpitala.

– Chcę wyjść. – Przysuwam się i szepczę gdzieś w jego wielką, czarną bluzę. Jest mi wszystko jedno, co o mnie pomyśli. – Chcę wyjść! Przepuść mnie, do cholery! Już! Masz się natychmiast odsunąć!

Czuję, jak długie i ciepłe palce unoszą moją brodę, zmuszając mnie tym samym, żebym na niego spojrzała. Nic z tego. Zamykam oczy, zaciskam je jak dzieciak. Nie będę patrzyła. Nie mam ochoty. Słyszę, jak cicho chichocze. Jego wzrok dosłownie parzy mi twarz. Jest cierpliwy i czeka spokojnie. W końcu uchylam powieki, bo czuję się głupio. Rozpaczliwie potrzebuję się napić, wziąć coś i zapomnieć, chociaż nie wiem o czym. Chcę, żeby ten wieczór się skończył. Vale nachyla się nade mną. Jego ciemne, kręcone włosy dotykają mojej twarzy, owiewa mnie jego zapach. Wzdrygam się, moje ciało mnie zdradza.

– Wystarczy poprosić – szepcze mi do ucha. – To nic złego czasem poprosić. – Czułym gestem zakłada mi niesforne włosy za ucho.

Nie, nie, nie!

Kręcę głową, uciekam zwinnym palcom, odsuwam jego ręce. Nie chcę współczucia, nie chcę zainteresowania. Niczego nie chcę. Nie potrzebuję miłości, nie szukam przyjaźni. I nie będę prosić. Podejmuję szybką decyzję. Wbijam mu z całej siły bark w żebra i wpycham się między niego a framugę. Zdziwiony na chwilę się odsuwa i tyle mi wystarczy. Dzięki Bogu za ten element zaskoczenia, inaczej nie miałabym szans, jest za duży i za wysoki. Mam nadzieję, że to był dla niego jasny przekaz, ale nie, on tylko parska śmiechem, kręci głową z niedowierzaniem i puszcza do mnie oko. Rzucam mu złe spojrzenie i znikam w tłumie, który teraz wydaje się moim wybawieniem.

Kilka godzin później budzę się z krzykiem. Czuję, jak coś mnie przygniata, nie mogę oddychać. Umieram. Widzę postać czającą się w cieniu. To Cyrus! Krzyczę jeszcze głośniej, spazmatycznie łapię oddech. Otwieram oczy. Jezu, to był sen! Siadam na kanapie i nieprzytomnym wzrokiem rozglądam się wokół. Obraz jak po bitwie. Wszędzie pełno butelek, śmieci i śpiących ludzi, porozrzucanych po podłodze w dziwnych pozycjach. Wiem, że jestem pijana, wiem, że jestem zaprawiona prochami, ale trzeźwieję na chwilę, gdy mój wzrok zatrzymuje się na nim. Zielonooki siedzi po turecku na stole, naprzeciwko mnie. Pije piwo, spokojnie pali papierosa i przygląda mi się, jakby obserwował robaka przez szkło powiększające. Tak się właśnie teraz czuję. Jak robak. Przechodzi mnie dreszcz. Próbuję wstać, ale nic z tego, zataczam się i twardo ląduję na kolanach. To okropne, wstydzę się, a jednak wybucham pijackim śmiechem. Zapalam papierosa i podejmuję kolejną próbę pionizacji. Z petem w zębach, tym razem udaje mi się stanąć. Poprawiam ubranie i zmierzwione włosy. Księżniczka na kupie śmieci. Kątem oka dostrzegam Toma w objęciach jakiejś dziewczyny. Śpi spokojnie, ze słodkim uśmiechem na ustach. Przynajmniej on.

– Przestań się tak na mnie gapić – warczę, próbując jednocześnie zachować wyprostowaną pozycję, o którą tak długo walczyłam z grawitacją.

– Dlaczego? – Zsuwa się ze stołu i powoli podchodzi. – Przecież wszyscy cały czas na ciebie patrzą. Wygląda na to, że lubisz zwracać na siebie uwagę – dodaje, po czym bierze długi łyk z ciemnej butelki.

Patrzę na szczupłe palce delikatnie obejmujące szkło.

– Wal się, frajerze!

Tylko tyle udaje mi się powiedzieć, bo nogi odmawiają mi posłuszeństwa i znowu osuwam się na podłogę. Ale wstyd! Aż dziwne, że jeszcze nie bełkoczę.

Tym razem nie biegnie mi na pomoc. Oparty o ścianę, przygląda mi się z ironicznym uśmieszkiem.

– Co, nie pomożesz mi? Nie uratujesz damy z opresji? Podobno taki z ciebie dżentelmen, a tu nic? Co za rozczarowanie! – Uśmiecham się brzydko, krzywię się, a tak naprawdę chce mi się wyłącznie płakać.

– Sama to sobie robisz, kochanie. I chyba nie chcesz, żeby ktokolwiek ci pomógł – stwierdza spokojnie i wzrusza ramionami.

– Nie mów do mnie „kochanie”! Zresztą nieważne, po prostu się zamknij! – Macham na niego ręką. Odganiam go, nie chcę go słuchać. – Daj mi spokój! Wiem, że jesteś sławny, bogaty i oszałamiająco przystojny, ale nie mam na ciebie dzisiaj ochoty. Odpieprz się więc i przeleć kogoś innego, bo wyglądasz, jakbyś miał duże ciśnienie. Niezdrowo się hamować, ale ja nie pomogę. Nie jestem zainteresowana.

Marszczę brwi ze zdziwieniem, gdy dociera do mnie, że on się śmieje. Ten niski, wibrujący dźwięk powoduje, że wszystko wywraca mi się w środku i robi mi się niedobrze.

– Naprawdę myślisz, że o to mi chodzi?

– A o co innego może ci chodzić? Mamy się zaprzyjaźnić?

– Już rozumiem. To musi być dla ciebie nowa i zupełnie nieznana sytuacja, gdy mężczyzna chce porozmawiać, a nie pójść z tobą do łóżka. Tak, trochę nowości w życiu i człowiek się gubi – odpowiada, a ja czuję zdradziecki rumieniec wypełzający na policzki.

Co za palant! Nie chcę tu dłużej być. Jeżeli mam dotrzeć do łóżka chociażby na kolanach, zrobię to. Byle dalej od niego. Ręką trafiam na leżącą pod kanapą butelkę wódki. Patrząc mu w oczy, wlewam w siebie wszystko, co zostało. Wiem, że to głupie, ale nie mogę się powstrzymać. Za pomocą środkowego palca pokazuję mu, co o nim myślę. Wiem, że za chwilę urwie mi się film, czuję to. Nie zaszczycam go już ani jednym spojrzeniem i po cichu proszę los, Boga i wszystko inne, by to było nasze ostatnie spotkanie. Resztką sił wdrapuję się na schody i szczęśliwa znikam za drzwiami sypialni, zamykając je za sobą z wielkim hukiem.

*

Oglądałem kiedyś film o facecie, który utknął w jednym dniu. Współczułem mu, śmiałem się z niego, a sam teraz czuję się podobnie. Znowu jestem na tej samej imprezie, z tymi samymi ludźmi, co dwa dni temu. Jedyna różnica polega na tym, że dzisiaj Aurora jest w znacznie lepszej formie. Rozmawiałem z Tomem, Chase’em i Noah, wszyscy się martwią, co z nią będzie. Z tego, co mówią, w ciągu ostatnich dwóch lat trzy razy lądowała w szpitalu, ale nie dało jej to do myślenia. Nie wiem, czy jest tak głupia, czy tak obojętna na to, co się z nią stanie. Dziewczyna nie ma żadnych zahamowań i chociaż od jakiegoś czasu nie jest z nią najlepiej, nic sobie z tego nie robi. Zerkam na nią ukradkiem. Nie, kogo ja chcę oszukać? Prawdę mówiąc, nie mogę oderwać od niej oczu. Gdy zaczynam myśleć, że być może te wszystkie plotki były jednak przesadzone, obserwuję z niedowierzaniem, jak wciąga długą kreskę kokainy i wlewa w siebie chyba pół litra wódki na raz. Słodki Jezu! Akurat gdy wychodzę po kolejne piwo, jakiś facet nachyla się nad nią i próbuje namówić na taniec. Ona mamrocze coś niewyraźnie, odpycha go. Już mam do nich podejść, gdy słyszę, jak wulgarnie go spławia. Piwo staje mi w gardle i krztuszę się lekko. Jak na razie wszystko, co o niej mówią, zgadza się z tym, co sam widzę. Pije, pali, bierze narkotyki. Jest wulgarna i arogancka. No i jest cholernie seksowna. Ten punkt niestety też jest prawdziwy. Mimo że mnie drażni i irytuje, za każdym razem, gdy słyszę jej zachrypnięty głos i widzę, jak się rusza, błyskając fragmentami nagiej skóry, robi mi się ciasno w spodniach. No cóż, jestem tylko człowiekiem.

Przez chwilę nawet z nią rozmawiam, ale chociaż na odległość sprawiała wrażenie bardzo pewnej siebie, przy mnie jest dziwnie milcząca i wycofana. Gdy przyglądam się jej z bliska, nie wydaje mi się wcale taka dzika i swawolna, jak o niej myślałem, jest raczej niespokojna i zgaszona. Drobne dłonie lekko drżą, gdy odpala papierosa i słyszę ulgę w głębokim wydechu, który razem z dymem opuszcza jej usta. Próbuję ją trochę rozluźnić, dotykam jej, chcę, żeby na mnie spojrzała, ale to chyba odnosi odwrotny skutek, bo spina się jeszcze bardziej i dosłownie ucieka ode mnie. Szczerze mówiąc, jestem zdziwiony, kobiety raczej do mnie lgną, a nie unikają mojego towarzystwa.

Kilka godzin później, gdy impreza w zasadzie przenosi się do pokoi, mam niepowtarzalną okazję być z nią praktycznie sam na sam, nie licząc pijanego tłumu, rozrzuconego na podłodze. Michael śpi, przytulony do jednej z naszych fanek, która, mam nadzieję, chociaż trochę osłodziła mu zerowe zainteresowanie Aurory. Ona też śpi, rozwalona na wielkiej kanapie. Mam idealny widok i korzystam z tego bezkarnie. Podziwiam szczupłe, długie nogi i płaski brzuch, który widać spod krótkiego, obcisłego topu. Rozrzucone włosy zasłaniają pół twarzy, ale i tak widzę czerwone usta i gładki, zaróżowiony policzek. Aurora nie śpi spokojnie. Rzuca się i coś mamrocze, przyciskając ręce do piersi. Ma ciężki, chrapliwy oddech i po tym, jak Tom mi powiedział o jej zapaści, zaczynam się niepokoić, ale zanim zdążę się podnieść, budzi się gwałtownie. Łapie powietrze i szybko rozgląda się wokół. Gdy widzi, że siedzę naprzeciwko, sztywnieje i próbuje wstać. Ma z tym duży problem, bo jest mocno pijana, ale i tak wygląda zjawiskowo. Zaintrygowany, przyglądam się, jak poprawia włosy i z papierosem zwisającym z kącika ust stara się stanąć prosto.

– Przestań się tak na mnie gapić – burczy i widzę, że odkręca butelkę wódki, która jakimś cudem znalazła się w jej drobnych rękach.

Obserwuję, jak bez zastanowienia wlewa w siebie alkohol. Dlaczego to sobie robi? Uśmiecha się krzywo i bada moją reakcję. Jest zaczepna i myślę, że chce mnie zdenerwować, ale nie mam zamiaru dać się sprowokować. Nie do końca mi się to udaje, ale dochodzę do wniosku, że wolę ją wkurzyć, niż pozwolić, by zobaczyła, że mi się podoba. Wiem, że wykorzysta to bez zastanowienia. Takie jak ona zawsze to robią. Z uśmiechem pokazuje mi środkowy palec z pomalowanym na czerwono paznokciem, który wkłada sobie do ust, by po chwili powoli go oblizać. I robi to wszystko, wyzywająco patrząc mi prosto w oczy. Mimo że gest jest obraźliwy i wulgarny, podniecenie uderza mi do głowy i zamieram z piwem w ręce. Zanim zdążę pozbierać myśli, królowa chaosu chwiejnym krokiem opuszcza scenę, obijając się o ścianę. Zostaję sam wśród śpiącego tłumu i chociaż tego nie chcę, tej nocy myślę o niej.

Rozdział 4

– Hej, mała, wstawaj! Musimy się zbierać!

Donośny głos rozsadza mi czaszkę.

– Nie chcę, nigdzie nie idę, daj mi spokój! – błagam spod poduszki.

W głowie mam werble, w ustach piasek pustyni, całe moje ciało jest sztywne i odrętwiałe.

Planuję odwrócić się na drugi bok, by uciec w sen, gdy wielkie ręce delikatnie zabierają mi poduszkę.

Mrużę oczy niezadowolona i widzę uśmiechniętą twarz Morgana. Szczerzy się do mnie jak głupi.

– Dzień dobry, słoneczko – grucha.

– Która godzina? – burczę i próbuję usiąść.

– Wpół do drugiej. Musimy się zbierać, dzisiaj koncert, a jeszcze wypadałoby o dobrej godzinie dotrzeć na spotkanie.

– Jakie spotkanie?

– Fani czekają, zapomniałaś? No, już, chodź! Zjesz coś.

– Fuj, nie będę nic jadła!

Na samą myśl o śniadaniu czuję, jak wszystko podchodzi mi do gardła. Przecieram oczy i rozglądam się po pokoju. Pościel tuż obok mojej twarzy jest przypalona papierosem. Pięknie. Właśnie tyle są warte moje przyrzeczenia, że będę się dobrze zachowywać.

–Jak bardzo wczoraj narozrabiałam? Ty mnie tu przyniosłeś? – pytam Morgana, który grzebie w wielkich walizkach.

– Eeee, nie było tak źle, mała. Trochę się naprułaś, ale w porównaniu z twoimi poprzednimi imprezami ta wczorajsza była całkiem spokojna. I nawet sama doszłaś na górę! Najlepsze jest to, jak potraktowałaś Vale’a! – Ochroniarz śmieje się chrapliwie.

– Źle go potraktowałam? – pytam, bo ostatnie wspomnienie to ja na kanapie, próbująca się podnieść.

Za chwilę mrok się rozjaśnia i widzę jego i te wielkie, zielone, bezczelne oczy. Szczupłe palce na mojej twarzy, uśmiech, miękkie loki na policzku. Jego zapach. Boże, dobij mnie, bo jeszcze mi mało!

– O matko, dzieciaku! – Morgan klepie się z uciechy po wielkim bicepsie. – To najsłodszy facet na tej planecie, a ty mu pokazałaś fucka! Większość kobiet by zabiła, żeby chociaż na nie zerknął, a ty mu po prostu pokazałaś fucka!

– No, już, już, słyszałam! Nie musisz powtarzać, nie jestem głucha – mruczę pod nosem. – Nic nie pamiętam.

Zdecydowanie pamiętam, ale wolę udawać, że nie wiem, o czym mówi.

– Widocznie zasłużył! – dorzucam jeszcze w drodze pod prysznic i zostawiam Morgana ze zdziwieniem na twarzy.

O dziwo, po prysznicu mam całkiem niezły humor i jadąc do studia, śmiejemy się wszyscy. Chłopcy są szczęśliwi, widząc mnie w dobrym nastroju, co daje mi do myślenia. Bywam niełatwa w obyciu. Całe szczęście żaden nie nawiązuje do wczorajszej imprezy, co przyjmuję z ogromną wdzięcznością. Jestem gotowa na dzisiejszy wieczór i szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać. Gdy wchodzimy do budynku, słyszymy ogłuszający krzyk. Fani wciskają się w każdy możliwy kąt, byle być bliżej nas. Witam ich pięknym uśmiechem, zalotnie kręcę tyłkiem. Jestem w swoim żywiole. Wiem, że wyglądam świetnie, widzę to w ich oczach. Podpisuję płyty, koszulki, gołe ciała. Wszystko mi jedno, bo i tak świetnie się bawię. Tom siedzi obok mnie i raz po raz rzuca mi kontrolne spojrzenia spod rzęs. Myśli, że tego nie widzę? Noah, Chase i David są z drugiej strony, słyszę, jak się śmieją, przyjmując komplementy i rozdając niewinne całusy zachwyconym fankom.