Black Nights. Tom 1. Część 2 - E.J. Arosh - ebook + audiobook

Black Nights. Tom 1. Część 2 ebook i audiobook

E.J. Arosh

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Po maratonie koncertów i imprez, pełnych alkoholu oraz innych używek, Aurora Black postanawia się zmienić. Porzuca dotychczasowy styl życia i wydaje się, że wszystko zmierza w dobrą stronę. Korzysta z terapii, ma ogromne wsparcie przyjaciół, a jej związek z Vale’em kwitnie. Nadchodzący czas burzy jednak jej kruchy spokój. Dziewczyna obawia się trasy i wszystkiego, co się z nią wiąże. Czy zdoła się oprzeć dawnym przyzwyczajeniom, czy ulegnie i wróci do imprezowania?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 277

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 37 min

Lektor: Mirella Rogoza-Biel
Oceny
4,6 (30 ocen)
21
7
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
love_ksiazkowe

Nie oderwiesz się od lektury

Patronat medialny 🌹. „Są osoby, które się pamięta i osoby, o których się śni. Kim byłem ja, kim będziesz ty?”. Lubicie sięgać po książki, które są inne, oderwane od schematów, który przewija się w literaturze od lat? Seria „Black Night” jest jedną z takich książek. @e.j.arosh nie powiela schematów, pisze jak chce i o czym chce. Temat imprez, nadużywania alkoholu, czy narkotyków nie jest jej obcy, a to wszystko w połączeniu ze znanym zespołem, tworzy świetny efekt. Już przy pierwszej książce Ewy, wiedziałam, że mnie nie zawiedzie. Ta historia jest szalona. Może pod względem imprez jest dużo spokojniejsza od poprzedniej części, jednak nadal czyta się to bardzo dobrze. Kibicowałam Aurorze całym sercem. Chociaż gdzieś w głębi duszy miałam myśli, że nie podoła, że się podda, a to wszystko będzie jej końcem. Czy tak się stało? Nie zdradzę wam tego, bo jaką mielibyście przyjemność z czytania, jeśli rzuciłabym spoilerem, w tak ważnej kwestii? To nie jest książka oparta na miłości, choci...
Magdalena2011

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam serdecznie 🥰💯🔥
10
Maria-szafirska8

Nie oderwiesz się od lektury

IV/2023
00
Czarna32

Nie oderwiesz się od lektury

gorąco polecam 😉
00
Empaga

Dobrze spędzony czas

świetna książka 🔥 polecam ale zakończenie szok
00

Popularność




Copyright © by E. J. Arosh, 2021Copyright © Wydawnictwo WasPos, 2022All rights reservedWszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Adam Buzek

Zdjęcie na okładce: © by Daria_Cherry/Shutterstock

Ilustracje wewnątrz książki: © by pngtree.com

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-8290-165-8

Wydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Rozdział 30

Rozdział 31

Rozdział 32

Rozdział 33

Rozdział 34

Rozdział 35

Rozdział 36

Rozdział 23

– Chciałbym z wami porozmawiać na temat Aurory – zaczyna Tonny, przechodząc od razu do rzeczy. – Jesteście z nią najbliżej i zależy mi na waszej opinii.

– Dlaczego? I gdzie ona teraz jest? – Tom nie bawi się w dyplomację.

Tonny chrząka nerwowo, mam wrażenie, że nie spodziewał się takiej postawy akurat z jego strony. Poprawia markowy krawat, rozgląda się i na chwilę nasze spojrzenia się spotykają. Uśmiecha się nieznacznie.

– Aurora jest na badaniach, po to przyjechał Phil. Ja chcę się dowiedzieć, jak miewa się nasza niesforna gwiazda.

– Fizycznie to sam widziałeś, wygląda lepiej – mówi Chase, patrząc mu prosto w oczy. – Nadal jest osłabiona, je tyle, co nic, ale chyba najgorsze minęło.

– Czekaj, czekaj – wcinam się. – Ale dlaczego pytasz nas, skoro wziąłeś ze sobą lekarza? To bez sensu, on przecież dużo lepiej orientuje się w jej stanie zdrowia.

– Tak. Tak, tyle że to nie Phil mieszkał z nią przez ostatnie trzy tygodnie i to nie Phil obserwował, jak ona się zachowuje.

– Martwisz się o nią czy chodzi o coś innego? – Słyszę Davida, który do tej pory tylko przyglądał się Tonny’emu z poważną miną.

– Oczywiście, że się martwię! – oburza się menadżer. – Wytwórnia też się martwi, zwłaszcza że…

Milknie gwałtownie, jakby stwierdził, że powiedział za dużo.

– Zwłaszcza że co? – dopytuje się Tom.

– Zwłaszcza że za tydzień odbędzie się sekretny występ. Godzinny koncert Black Nights. I wywiady z wami wszystkimi, łącznie z Love To Death.

– Co?! – Tom zrywa się z kanapy i staje nad Tonnym, który zapada się w siedzisko. – Co ty powiedziałeś?! Jaki występ?! Miała dochodzić do siebie aż do momentu rozpoczęcia trasy koncertowej! Czy was już do końca powaliło?!

Patrzę na niego i wydaje mi się, że tak wściekłego jeszcze go nie widziałem.

Wszyscy mają Toma za przyjaznego i miłego faceta, ale jak widać, nawet on ma swoją ciemną stronę. Tonny przełyka głośno i prostuje się.

– Posłuchaj mnie i uspokój się do cholery! Daj mi skończyć! – Wali wielką ręką w blat, aż podskakują szklanki. Robi się nerwowo. – Nie widać was od miesiąca, fani się niepokoją, niektórzy reagują naprawdę histerycznie! Nigdzie nie dajecie wywiadów, nie ma waszych zdjęć. Love To Death też jakby zapadli się pod ziemię. Ludzie snują idiotyczne teorie spiskowe! Zniknęliście. Oczywiście na naszą prośbę, ale nikt o tym nie wie! Prasa szaleje, a ich spekulacje są coraz bardziej oderwane od rzeczywistości! Chodzą słuchy, że Aurora nie żyje. Rozumiecie?! Nie żyje! Po tej informacji wzrosła liczba prób samobójczych wśród młodych dorosłych, waszych fanów! Nie możemy dopuścić do tego, żeby ta plotka dalej się rozprzestrzeniała! Wytwórnia zdecydowała, że dacie minikoncert dla wybranych kilkudziesięciu fanów. To nic wielkiego!

– To dlatego tak cię interesuje, w jakim stanie jest Aurora. – Nadal wzburzony Tom mierzy menadżera wzrokiem. – Chcesz wiedzieć, czy ona może wystąpić, tak? O to ci tak naprawdę chodzi?

– Martwię się o nią.

Tonny tym razem nie daje się ponieść emocjom. Coś w wyrazie jego twarzy mówi mi, że zależy mu na niej, ale jednocześnie widzę przebiegłość tak typową dla osób, które robią karierę na talencie innych.

– Wiesz to, prawda?! – dodaje. – Ale muszę brać pod uwagę propozycje i żądania wytwórni. Da radę wystąpić?

Zapada cisza, przerywana naszymi oddechami. Patrzymy po sobie z pytaniem w oczach. Kto może o tym decydować?

– Jest niezrównoważona, niestabilna, wybuchowa i łatwo się wkurza – zabiera głos milczący dotąd Finn.

– To nic nowego, zawsze taka była. – Tonny zbywa go lekceważącym machnięciem ręki. – Czy uważacie, że przy zachowaniu wszelkich środków ostrożności jest szansa, że wystąpi?

– Tak – odpowiadam cicho. – Ale jest jeden problem.

– Jaki?

– Nie mogła śpiewać na próbie – mówię, prosząc wzrokiem Noah, żeby pociągnął ten temat, bo to on z nią wtedy był.

– Ma coś z gardłem? – Tonny nie rozumie.

– Nie. Po prostu nie śpiewa – wyjaśnia Noah. – Ma jakąś blokadę, sam nie wiem. Powiedziała mi tylko tyle, że nie pamięta, jak to jest śpiewać na trzeźwo.

– Kurwa! – Menadżer tym razem nie udaje, że to go nie rusza. – John do niej przychodzi?

– Tak.

– Rozmawiała z nim o tym?

– Nie wiemy.

– Jeszcze lepiej! A wy z nią rozmawialiście?

– Próbowaliśmy – wtrąca się Finn. – Nie chciała poruszać tego tematu.

– Mieliśmy z nią pogadać dzisiaj wieczorem – poprawia go Jus, bawiąc się paczką papierosów. – Wydaje mi się, że ona się boi. Odkąd jest trzeźwa, ma więcej napadów lęku, tyle że nie mówi nam o tym. Jak była pijana, to jej nie zależało, jak brała leki albo narkotyki, tym bardziej. A teraz nie ma za czym się schować.

– Rozumiem – mruczy Tonny.

Zastanawiam się, co mu chodzi po głowie. Jeśli wpadnie na pomysł, żeby ją znieczulić przed występem, słowo daję, osobiście go zabiję. Reszta chyba myśli podobnie, bo cisza, która znowu zapada, jest pełna napięcia.

– Macie jakiś pomysł?

Oddycham z ulgą, gdy słyszę to pytanie. Tonny jednak nie jest takim draniem, za jakiego go miałem.

– Najpierw musimy się dowiedzieć, o co konkretnie chodzi. Myśleliśmy, żeby Vale poszedł z nią na próbę, i może wtedy jakoś to ruszy. – Patrzą na mnie.

Kiwam głową. Tak, taki był plan. Nadal jest. Nie wiem tylko, co na to ich straszny menadżer.

– To jakiś pomysł – mamrocze i zapisuje coś w skórzanym notatniku. – Masz z nią dobry kontakt? – pyta mnie z długopisem wiszącym nad kartką.

– Tak. Często rozmawiamy.

– Jesteście razem?

– To moja sprawa – odburkuję.

Nie podobają mi się takie pytania, zwłaszcza gdy nie wiem, czemu służą.

– Nie do końca. – Tonny wzdycha. – Jeżeli się dogadujecie i ona czuje się przy tobie bezpiecznie, to jest szansa, że uda ci się ją namówić, żeby spróbowała zaśpiewać.

– Myślisz, że to takie proste? – Parskam śmiechem.

Tonny nerwowo mi wtóruje.

– Jasne, że nie! Masz mnie za idiotę?! Znam ją i wiem, że z Aurorą nic nie jest proste, ale warto spróbować. Jeśli to nic nie pomoże, trzeba będzie zastanowić się nad innym rozwiązaniem.

– Jakim? Dasz jej gorzałę albo kokainę, żeby się nie bała wyjść na scenę? – cedzi Tom.

– Tom. Wiem, że jesteś zły za tamten występ, ale nie jestem aż takim idiotą! Doskonale pamiętam, do czego doprowadziły pomysły, żeby dać jej to, czego potrzebowała. Nie o tym myślałem. Raczej o instruktorze śpiewu, może o dodatkowych sesjach z Johnem?

– Zapomnij – stwierdza Tom.

– Dlaczego?

– Na te, które ma teraz, chodzi z przymusem i wielkimi oporami. Nie sądzę, żeby zgodziła się na więcej.

– Hm. John mówił, że się docierają.

Milczymy, bo żaden z nas nie wie, jak to skomentować. Albo John jest tak wielkim optymistą, albo my czegoś nie widzimy.

– Dobra, panowie. Muszę się zbierać, oczywiście za chwilę porozmawiam też z Aurorą. Przepraszam was za to zamieszanie, nie tak to planowaliśmy, ale musimy reagować na bieżąco. – Wydaje się zażenowany. – Jakoś to będzie. Najwyżej zaśpiewa z playbacku – mówi na koniec i znika z salonu jak senna mara.

Opieram się i zastanawiam, co na to wszystko powie Aurora. Chociaż trochę zdążyłem ją poznać, nadal nie jestem w stanie przewidzieć, jak zareaguje.

*

Po rozmowie z Philem i Tonnym trzęsą mi się ręce. Gdy żar spada mi na dłoń, wrzeszczę z wściekłości i rzucam papierosa na ziemię. Miażdżę go butem, aż nie zostaje po nim nic więcej jak szary, poszarpany papier. Zgrzytam zębami i zaciskam je tak długo i mocno, że czuję głuche pulsowanie w szczęce. Co robiłam, jak było mi źle? Myślę nad tym przez chwilę, chociaż to oczywiste. Znieczulałam się. Szłam na imprezę. Robiłam wszystko, żeby rzeczywistość straciła ostre, kłujące kształty. Rozmywałam się w alkoholu, narkotykach i lekach, a następnego dnia nie pamiętałam, co mnie zdenerwowało, bo leczyłam kaca.

Zastanawiam się, czy w domu faktycznie nie ma niczego, co mogłoby mi pomóc. W myślach przeszukuję wszystkie miejsca, które przychodzą mi do głowy. David miał moją kokainę, ale znając go, zużył ją lub oddał komuś na przechowanie, a nawet jeśli nie, ma taki bałagan w pokoju, że w życiu jej nie znajdę.

Nagle doznaję olśnienia. Przecież Phil trzyma leki w pokoju, który został zaaranżowany na gabinet lekarski. Jest zamknięty na klucz, ale to nie powinno być problemem, jestem gotowa wywalić drzwi choćby zaraz. Zrywam się i zatrzymuję w tej samej sekundzie. W domu jest dziewięciu facetów, którzy stoją mi na drodze. Opadam na trawnik i myślę, co zrobić, żeby pozbyć się ich chociaż na krótki czas. Nie słyszę kroków na ścieżce przy domu i gdy obok mnie pojawia się Noah, drgam zaskoczona.

– Tu jesteś. – Przygląda mi się, jakby chciał ocenić, jaki mam humor po spotkaniu z Tonnym i Philem.

– Uhm – mamroczę, bo naprawdę nie jestem teraz w nastroju do rozmowy.

– Aurora, wszystko dobrze? – Noah chyba widzi, że myślami jestem zupełnie w innym miejscu. – Dziwnie wyglądasz.

– O co ci chodzi?

– Złota moneta za twoje myśli – szepcze i siada obok.

– Nie chcesz wiedzieć, o czym myślę.

– Jak tak mówisz, to tym bardziej jestem ciekaw.

Milczę i zaciskam usta w wąską kreskę, żeby żadne niepotrzebne słowo się z nich przypadkiem nie wydostało.

– Co ty znowu wymyśliłaś?! – Jego ton gwałtownie się zmienia.

Przełykam głośno ślinę i unikam patrzenia mu w oczy. Za chwilę się domyśli, skojarzy mój nieobecny wzrok z wieloma wcześniejszymi razami, gdy kończyłam nieprzytomna.

– Błagam, nie mów mi, że myślisz o ćpaniu?!

Trzeba mu przyznać, szybko potrafi odczytywać dość oczywiste sygnały.

Uznaję, że w tym przypadku najlepiej jest pozostać w ciszy. Kulę się, pozwalając, by włosy zasłoniły mi twarz. Przez głowę przemyka mi pytanie, czy aż tak bardzo widać, o czym teraz marzę?

Noah podrywa się i widzę, że jest naprawdę wściekły.

– To przez ten występ?!

– Nie wiem.

– Nie wiesz? Nie wiesz?! Jak to nie wiesz?!

– Odpieprz się ode mnie, to nie twoja sprawa!

– To jest moja sprawa! I każdego z nas. Nie chcesz ze mną rozmawiać?! Nie ma problemu. Chodź, pogadasz w takim razie z kimś innym, wstawaj! – krzyczy i łapie mnie za rękę.

Odpycham go mocno i przez chwilę szarpiemy się ze sobą.

– Hej! Przestańcie! – Ostry głos powoduje, że odskakujemy od siebie, dysząc. – Co jest, do cholery?!

Jus biegnie przez trawnik. Wygląda jak wiking, zmierzający na wojnę. Mam nadzieję, że nie będzie walczył ze mną, nie chcę mieć w nim wroga.

– Ona chce się naćpać! – Noah nie ma żadnych skrupułów. – I zrobi to!

– Spokojnie! – Jus marszczy czoło i przygląda mi się spod gniewnie ściągniętych brwi. – To prawda?

Nie wiem, kogo pyta. Opuszczam głowę i udaję, że mnie nie ma.

– Widziałem tę minę setki razy, wierz mi, wiem, co mówię! – Noah mierzy mnie ponurym wzrokiem. – W myślach już pewnie pływa w basenie pełnym gorzały albo pakuje sobie do nosa kilogram koki.

– Zamknij się!

Popycham go po raz kolejny, ale tylko prycha i odsuwa się ode mnie, unikając zderzenia z moją pięścią.

– Aurora. Jeżeli coś się dzieje, powiedz. Przecież…

– Przestań! – przerywam Jusowi, milknie, ale nie wydaje się urażony. – Dość gadania! Mam potąd gadania! – Pokazuję ręką wysoko nad głową. – Chcę się skuć! Chcę się po prostu trochę znieczulić! Chcę, żeby to wszystko przestało być takie trudne! Nie dam rady tego zrobić!

Każde kolejne słowo jest coraz mocniej unurzane w tym cholernym płaczu, nad którym nie panuję. Zanoszę się szlochem i zatykam usta rękoma, żeby nie pogrążać się bardziej. Gdy znikam w mocnym uścisku Jusa, łkam jak dziecko. Staram się uspokoić, ale nie potrafię.

– Płacz, to nic złego – mówi do mnie cicho i jeszcze szczelniej zasłania ramionami od świata. – Tak ci źle, że jesteś gotowa poświęcić całą swoją pracę i wysiłek dla kilku chwil odlotu?

Nie odpowiadam.

– Aurora?

Podnoszę na niego oczy i nagle to, co planowałam parę minut temu, wydaje mi się idiotyczne.

– Nie mogę śpiewać, przecież wiesz?! Jak mam wystąpić, skoro nie jestem w stanie wydobyć z siebie żadnego, nawet najgorszego dźwięku! – Szlocham. – Nie wiem, jak to kiedyś robiłam, od lat śpiewałam pijana, naćpana albo na lekach. Nie wiem, co mam z tym zrobić?! Nie umiem tak na trzeźwo, bez niczego! Cholernie się boję, a oni mi mówią, że mam wystąpić i ma być zajebiście! W nocy mam koszmary, bo śni mi się, że stoję na scenie i ludzie się ze mnie śmieją! Tym z wytwórni wydaje się, że jestem w dobrej formie, ale nie oszukujmy się, nadal jestem porażką w ładnym opakowaniu.

Widzę, jak oczy Jusa rozszerzają się, ale nie komentuje tego, co powiedziałam.

Myśli przez chwilę i zgarnia mnie do siebie.

– Rozumiem. Tak się sprawy mają. – Drapie się po brodzie. – Chodź ze mną do domu, przegadamy to i razem coś wymyślimy.

– Nie! – protestuję gwałtownie. – To nic nie da!

Jus obojętnie wzrusza ramionami, przyglądając mi się spokojnie.

– Lepiej, że to wyszło wcześniej niż później, bo jest szansa, że ci pomożemy i nie trzeba będzie przesuwać trasy koncertowej. Teraz gracie tylko jeden mały koncert, ale i tak trzeba się zastanowić, co możemy zrobić. W najgorszym razie zaśpiewasz z playbacku, tyle że w trasie to nie przejdzie, prawda? Ja wiem, że się boisz, ale chyba czujesz, że powtarzanie starych błędów nie poprawi twojej sytuacji?

– Nie przekonuj jej. I tak zrobi to, co uzna za stosowne – odzywa się Noah. – Zawsze tak było. Nikogo nie słucha i to się najwyraźniej nie zmieniło.

– Przestań, Noah. – Jus karci go wzrokiem. – Jest inaczej i dużo się zmieniło. Dobrze o tym wiesz.

W rozmowę wdziera się śmiech i widzę, jak z domu wychodzi pozostała siódemka. Wzdycham głośno, dławię się i czuję, że zaczyna brakować mi powietrza. Wciągam je łapczywie do płuc, co nie uchodzi uwagi Jusa.

– Będziesz mieć atak paniki? – pyta domyślnie i kuca obok, gdy ciężko siadam na ziemi.

Potakuję i zamykam oczy. Wsuwam głowę między kolana, zatykam uszy rękoma. Ciśnienie rozsadza mi czaszkę, słyszę okropne dudnienie krwi. Oddycham coraz szybciej i coraz płycej. Nie jest dobrze. W zasadzie jest dużo gorzej niż zazwyczaj. Nie wiem, co się dzieje wokół, jestem tak bardzo skupiona na sobie. Kręci mi się w głowie, mam wrażenie, że się rozpadam. Myśli i uczucia roztrzaskują się o ostre i poszarpane granice mojego serca. Topię się, dławiona ogromną falą lęku, która zdaje się nie mieć końca. Wznoszę się i opadam, z niemym krzykiem osuwając się w ciemność. Czy tak wygląda umieranie? Słyszę swój chrapliwy oddech, który z wielkim trudem wypycham ze ściśniętego gardła. Po jakimś czasie czyjeś ręce delikatnie mnie dotykają i dobiega mnie nucenie, które przedziera się przez huk w uszach. Rozpoznaję głos Vale’a. Jest mi wstyd, że znalazł mnie w takiej sytuacji, kulę się jeszcze bardziej, ale jednocześnie czuję wdzięczność, że jest obok, mimo tego, co widzi. Przez kilka długich jak wieczność minut wsłuchuję się w cichą melodię, która jakimś cudem zaczyna zagłuszać hałas w mojej głowie.

– Zanuć ze mną – zachęca mnie Vale.

Kręcę głową, nie dam rady. Nie ma mowy.

– Spróbuj.

Gdy skupiam się i wsłuchuję w rytm, lęk odrobinę się zmniejsza. Nieśmiało dołączam. Melodia wypływa ze mnie razem z coraz równiejszym oddechem. Otwieram powoli oczy. Pierwszym obrazem, którą widzę, są poważne, wpatrzone we mnie oczy Vale’a. Rozglądam się, reszta stoi w niedalekiej odległości. Nie zauważam w ich twarzach zdziwienia i zawodu, których się spodziewałam. Chrząkam zmieszana. Próbuję wstać, ale nadal jest mi słabo. Jus podtrzymuje mnie i sprawnie podnosi, a na mnie czekają już czułe ramiona Vale’a. Znowu chce mi się płakać. Ich cierpliwość i wyrozumiałość powoduje, że czuję się okropnie.

– Ile jeszcze wytrzymacie? – pytam cicho.

– Ile będzie trzeba, za dobrze nam płacą za opiekę nad tobą, żebyśmy mieli tak szybko rezygnować. – Słyszę Davida.

Śmieją się. Przełykam łzy i wycieram oczy. Nienawidzę być taka rozmazana, nie czuję się wtedy sobą.

– Wiedzieliśmy, na co się piszemy – mówi Michael. – Phil na samym początku zrobił nam wykład na temat tego, co możesz robić, albo próbować zrobić.

– Tak?

– Jasne! Wiadomo, daleko nam do profesjonalnej opieki, ale mam nadzieję, że jednak dajemy radę. – Uśmiecha się do mnie.

– Noah. – Odwracam się do niego. – Przepraszam i dziękuję.

– E, tam! – Czerwieni się i macha ręką od niechcenia.

– Gdybyś mnie zostawił, pewnie próbowałabym pozbyć się was z domu.

– Po co? Nie mamy alkoholu.

– Ale jest pokój, który Phil przerobił na gabinet – odpowiadam. – A tam są leki. Dużo różnych leków.

Patrzą po sobie z niepokojem, właśnie dochodzi do nich, co chciałam zrobić.

– Przecież te drzwi są zamykane na klucz i Phil przywozi go ze sobą, nigdy go nie zostawia – docieka Thomas.

– Jestem zdesperowana. Byłam gotowa wywalić zamek, albo i całe drzwi, jeśli byłaby taka potrzeba.

– Jezu!

– Nie dałabyś rady tego ukryć.

– Jak już bym wzięła to, co chciałam, reszta pewnie nie bardzo by mnie interesowała. Zwłaszcza to, że wy byście się dowiedzieli, co zrobiłam.

– Zadzwonię do Phila, żeby zabrał leki – decyduje Tom i zerka na mnie.

– To dobry pomysł. – Kiwam głową. – To znaczy to paskudny pomysł, ale tak będzie lepiej.

Jęczę, bo widzę w wyobraźni, jak perspektywa dobrego nastroju oddala się w niewiadomym kierunku.

– David?

– Hm?

– Jeżeli nadal masz w pokoju moją kokainę, to radzę ci ją zużyć albo stąd wynieść – mówię totalnie wbrew sobie.

Widzę, jak przerażenie odbija się w jego oczach.

– Znalazłaś ją?

– Nie, ale szukałabym do upadłego.

– Panowie, mam nadzieję, że żaden z was nie przyniósł wczoraj nic z klubu? – pyta surowo Jus.

Kręcą się niespokojnie i zaczynam żałować, że sprzedałam im swój plan, bo wydaje mi się, że robiąc rundkę po ich pokojach, mogłabym znaleźć sporo przydatnych środków.

– Kiedy ma być ten sekretny występ? – pyta Vale.

– Za tydzień. – Noah wzdycha.

Wygląda, jakby miał wyrzuty sumienia, że powiedział im o moim problemie ze śpiewaniem.

– W takim razie mamy tydzień, żeby nauczyć cię śpiewać na trzeźwo – stwierdza stanowczo Finn, a reszta potakuje.

– Możemy zacząć od jutra? – pytam i staram się przekonać samą siebie, że to ma jakiekolwiek szanse na powodzenie.

– Dzisiaj chyba wszyscy mamy dość wrażeń, zresztą obiecałaś nam wieczór w salonie. – Vale zakłada mi włosy za ucho i uśmiecha się tak, że prawie mu wierzę, że dam sobie radę.

– Nie zapomniałam o tym. – Chrząkam i szukam w sobie tej beztroski, którą czułam jeszcze niedawno. – Morgan zrobi zakupy?

– Jasne. Powiedział, że kupi wszystko, czego sobie zażyczysz!

Wracamy do domu, a oni zdają się nie pamiętać o tym, co przed chwilą widzieli. Oddycham głęboko.

– Jak tam?

Vale nachyla się do mojego ucha i jego szept sprawia, że przechodzi mnie dreszcz. Jest świetnym antidotum na lęk i niepokój.

– Będę żyła, chociaż bywało lepiej – mówię cicho.

– Jesteś bardziej wytrzymała, niż ci się wydaje. – Ściska mnie za rękę i przyciąga do siebie.

Nie odpowiadam. Może i tak, ja na razie tego nie widzę. Chcę jednak wierzyć w siebie tak mocno, jak on, oni. Przytulam się do niego i pozwalam zaprowadzić się na piżamową imprezę, na której mimo paskudnego kaca moralnego bawię się dużo lepiej, niż mogłabym przypuszczać.

Rozdział 24

Wziąłem na siebie trudne zadanie. Przekonać Aurorę do śpiewania na trzeźwo, to jak przekonać kobrę, że nie jest jadowita. Co prawda od trzech dni praktycznie nie wychodzimy ze studia, lecz na niewiele się to zdaje, bo Aurora nadal nie śpiewa. Codziennie słyszę jej głos, wspaniały i mroczny, który gaśnie w momencie, gdy staje przed mikrofonem. Próbowałem już chyba wszystkiego, ale nadal jesteśmy w punkcie wyjścia. Lęk związany z byciem trzeźwą na scenie regularnie omawia również z Johnem, lecz na razie bez większych rezultatów. Gdy po raz kolejny patrzy na mnie z paniką w oczach, wiem, że pora na plan B. Zostawiam ją i po chwili wracam z terapeutą. Gdy widzi nas razem, zdziwienie odbija się w jej zielono-złotych oczach.

– Co on tu robi? Dlaczego? Masz dość?

– Nie o to chodzi – uspokajam ją. – Chcemy po prostu spróbować czegoś innego.

– To znaczy? – Widzę, że robi się podejrzliwa i nie mogę ukryć małego uśmieszku, który wypełza mi na usta.

– Chcemy ci coś pokazać, Auroro – odzywa się John.

– Chodź ze mną. – Biorę ją za rękę, która robi się nagle przeraźliwie zimna.

Aurora idzie za mną bez oporu, bez najmniejszego pytania. Chcę wierzyć, że ma to związek z zaufaniem, a nie z obojętnością.

Zerkam na terapeutę, pytając go wzrokiem, czy tak to ma wyglądać, a on kiwa głową. Wydaje się zrelaksowany i spokojny, co dodaje mi odwagi. Sadzam ją na wielkiej kanapie i sam wsuwam się tuż obok. Kładę na kolanach laptop, włączam rzutnik i po kilku chwilach puszczam jeden z koncertów Black Nights. Wbijający w fotel głos Aurory powoduje, że drżą głośniki, do których podpięty jest komputer. Aurora skacze dziko po scenie i wygląda jak nieskończony, nieokiełznany tajfun energii. Jest piękna, szalona i co najważniejsze: w tamtym zatrzymanym w kadrze momencie wydaje się naprawdę szczęśliwa. Zerkam na nią i czekam na jakąkolwiek reakcję.

– To przecież my – stwierdza bez większej ekscytacji.

– Pamiętasz, kiedy to było? – John przejmuje pałeczkę.

– Nie bardzo. Jakieś trzy lata temu? – Mruży niepewnie oczy, wgapiając się w ekran. – Tak, miałam wtedy krótsze włosy.

– A pamiętasz ten konkretny koncert? – pyta dalej.

– O co wam chodzi? – Spogląda na mnie.

– Pamiętasz czy nie?

– Tak. Pamiętam. I…?

– Byłaś wtedy pod wpływem alkoholu albo innych środków? – John patrzy na nią wyczekująco, co powoduje, że Aurora odwraca wzrok.

Myśli przez chwilę, intensywnie wpatrując się w siebie samą, tańczącą na wielkiej scenie.

– Możliwe, że trochę wypiłam albo coś wzięłam, ale… Zaczekajcie, nie, nie byłam wtedy pijana ani naćpana. Nie byłam. Na pewno.

– Po czym to poznajesz?

– Jezu, to jakaś nowa forma terapii?! – Odwraca się do Johna ze złością.

On jednak nic sobie z tego nie robi i kiwa tylko głową.

Ja za to nie wytrzymuję i parskam śmiechem. Przyciągam ją do siebie. Nie odsuwa się, co biorę za dobry znak, i brnę dalej w to, co zaplanowaliśmy.

– Zastanów się przez chwilę. Powiedziałaś, że nie byłaś pijana ani naćpana. Skąd to wiesz?

– Inaczej się zachowuję, jak jestem nawalona albo na prochach – mamrocze chyba bardziej do siebie niż w odpowiedzi na pytanie. – Tu jestem ożywiona, rozmawiam z publicznością, tańczę. Jak jestem pijana, śpiewam to, co muszę, i schodzę ze sceny. Zresztą jak byłam mocno pijana przed koncertem, to zawsze piłam też w trakcie, a nie mam w ręku żadnego alkoholu.

– Okej. – Kiwam głową z zadowoleniem. – A dlaczego nie byłaś wtedy pijana? Dlaczego niczego nie wzięłaś? To był wielki koncert, kilkadziesiąt tysięcy ludzi! To musiało być stresujące.

Aurora zerka niespokojnie na Johna i chrząka.

– Nie byłam wtedy pijana i nie brałam niczego, bo jakiś tydzień wcześniej wyszłam ze szpitala po przedawkowaniu – mówi cicho. – I musiałam na siebie bardziej uważać. Ten koncert był jednym z serii, w której jak na mnie, można powiedzieć, byłam trzeźwa. Bałam się, że umrę. Potem mi przeszło – mruczy. – Zawiedziony?

– Nie. Zaskoczyłaś mnie. Bałaś się występować?

– Wtedy?

– Tak.

– Bardzo, ale nie miałam wyjścia. Postawili mnie na nogi, mocno umalowali, żeby nie było widać, jak okropnie wyglądam, dali mikrofon i wykopali na scenę. Oczywiście to taki skrót myślowy, ale chyba wiesz, o co mi chodzi? – Zerka na mnie niepewnie.

Potakuję.

– Po jakim czasie wróciłaś do picia? – pyta spokojnie John.

– Nie pamiętam, ale myślę, że zagrałam kilka koncertów na trzeźwo. A potem to już samo jakoś poszło. A dlaczego mnie o to pytasz?

– Na tamtym koncercie wyglądasz na bardzo szczęśliwą – zaczyna John. – Zobacz, jaką masz radość w oczach, wydajesz się lekka i zachwycona tym, co się dzieje wokół ciebie!

Aurora milczy.

Widzę, jak lekko czerwienieje i w końcu niechętnie kiwa głową.

– Tak było.

– I byłaś wtedy trzeźwa.

– Tak – mówi cicho.

– Czy jak jesteś pijana albo pod wpływem narkotyków, czujesz się tak dobrze, jak wtedy, na tamtym koncercie?

Znowu milczenie. Tym razem nieco dłuższe niż przed chwilą. Nerwowo zerkam na Johna, który uspokaja mnie lekkim uśmiechem.

– Nigdy nie czuję się szczęśliwa, jak jestem naćpana.

– A co czujesz?

– Nic.

– Nic? To co ci w takim razie dają narkotyki i alkohol? – pyta swobodnie terapeuta, a ja po raz kolejny podziwiam jego opanowanie.

To jak taniec na kruchym lodzie z kimś, kto w każdej chwili może pomylić kroki.

–Ja się znieczulam – stwierdza Aurora ciężkim, przepełnionym mrokiem głosem. – Nigdy nie chodziło o szczęście, tylko o to, żeby nic nie czuć, niczym się nie przejmować, niczego się nie bać, na nic się nie złościć. Tak jakby mnie nie było. Chociaż przez moment.

– Słyszę, że mówisz o nadmiarze uczuć.

Aurora unosi głowę i badawczo nam się przygląda, jakby oceniała, na ile może się otworzyć.

Uśmiecham się zachęcająco i ściskam delikatnie jej drobną dłoń.

– Po prostu nie potrafię sobie z tym radzić. Wszyscy czegoś ode mnie chcą, żądają, proszą albo mają pretensje. A ja zawodzę. Często. Bardzo często. Chciałabym powiedzieć, żeby dali mi na chwilę spokój, ale i tak mnie nie słuchają. Myśli, które mam w głowie, też nie odpuszczają i nigdy nie milkną!

– Kto ma dać ci spokój?

– Wszyscy! Wszystko! – Unosi gniewnie głos.

– Zastanów się. To ważne. Od czego potrzebujesz odpocząć? – John ją stopuje.

Widzę, jak Aurora gromi go wzrokiem.

– Od wyrzutów sumienia! – Wybucha płaczem i chowa twarz w dłoniach. – I od tego cholernego poczucia winy!

Chcę ją przytulić, ale John kręci głową. To dla mnie trudne, patrzeć, jak jest jej źle, i nie móc nic z tym zrobić. Wiem, a raczej ufam, że on wie, co robi. Czekam więc i słucham.

– Auroro, z jakiego powodu masz wyrzuty sumienia?

– Bo przeze mnie mój brat się zabił! – Płacz przybiera na sile, ale w jej głosie pojawia się coś jeszcze, jakaś nieznana nuta. To gniew. – Zrobił to, jak był naćpany, rozumiesz?! Ja mu wtedy dałam narkotyki! Ja! Gdybym tego nie zrobiła, nadal by żył!

– Jesteś tego pewna?

Surowy ton głosu Johna powoduje, że Aurora podnosi głowę i wpatruje się w niego ze zdziwieniem.

– Jesteś pewna, że twój brat, który miał już za sobą kilka prób samobójczych, po raz kolejny nie próbowałby odebrać sobie życia? Naprawdę w to wierzysz?

To, co mówi John, wydaje mi się bezduszne, ale chyba działa, bo Aurora przestaje płakać. Widzę, że intensywnie się nad czymś zastanawia, bawiąc się bezwiednie zapalniczką, którą obraca w szczupłych palcach. Czuję ciężar jej milczenia i boję się, że nas z nim zostawi. Błagam ją w myślach, żeby przestała się zadręczać. Gdy w końcu słyszę jej cichy, ledwo słyszalny głos, na nowo zaczynam oddychać.

– Chyba nie – szepcze.

– Nie słyszałem. – John wpatruje się w nią uważnie i czeka.

– Powiedziałam, że nie.

– Cyrus od lat miał głęboką depresję i odmawiał leczenia. Chciał się zabić już wcześniej. Zgadza się?

– Tak.

– Byłaś z nim tamtej nocy, gdy popełnił samobójstwo. Co się wtedy działo?

Milczy i słyszę, jak powoli wypuszcza powietrze z płuc. Grzebie w kieszeni bluzy, wyciąga paczkę papierosów i zapala jednego. Błyska płomień, Aurora bierze głęboki wdech i mruży oczy, zerkając na Johna. Wzdycha ciężko i po chwili zaczyna mówić.

– Byliśmy na imprezie, po raz pierwszy od długiego czasu poszedł ze mną, zwykle nie chciał nigdzie wychodzić. Upiliśmy się, potańczyliśmy i wróciliśmy do domu. Nikogo nie było, rodzice pojechali odwiedzić Axla w jego nowym domu. Cyrus spytał, czy mam kokainę. Chciał spróbować, więc mu dałam, chociaż uważałam, że nie powinien brać. – Marszczy czoło i gniewnie wyciera oczy. – Wydawał się taki szczęśliwy! Już dawno go takim nie widziałam. Leżeliśmy na łóżku i gadaliśmy o tym, jak będzie wyglądało nasze życie, a w zasadzie moje. On o swojej przyszłości nic nie mówił, ale wtedy mnie to nie zastanowiło – dodaje ciężkim głosem, a ja czuję, jak zimny dreszcz przebiega mi po plecach. – Powinnam była być bardziej uważna, ale byłam pijana życiem, pierwszymi sukcesami i po prostu cieszyłam się, że mój ukochany brat w końcu czuje się lepiej. Gdy zrobiło się naprawdę późno i wychodziłam do swojego pokoju, powiedział mi coś.

Czekamy w napięciu i już otwieram usta, żeby się odezwać, ale John kręci głową.

– „Są osoby, które się pamięta, i osoby, o których się śni”1. Kim będę ja, a kim będziesz ty? To mi wyszeptał na ucho, gdy się żegnaliśmy. Pomyślałam wtedy, że to jego kolejna dziwna zabawa, zawsze lubił takie gierki słowne. Przytuliłam go mocno i położyłam się spać. Obudziłam się w nocy, nie wiem dlaczego, ale źle spałam, śniły mi się te słowa. Poszłam do niego, żeby mu powiedzieć, że następnym razem ma wymyślić coś weselszego, bo mam przez niego koszmary, a on… On już nie żył. Powiesił się w swoim pokoju. Nie wiem, co się działo później, chyba krzyczałam, próbowałam go ściągnąć, ale to nic nie dało. Było za późno! – Aurora zanosi się histerycznym płaczem. – Nie pamiętam kolejnych kilku miesięcy, bo byłam na wiecznym haju, to mnie uratowało, inaczej też bym się zabiła – mówi płasko. – I każdej nocy przed zaśnięciem słyszę jego głos i to pytanie. I dalej nie wiem, jaka jest odpowiedź! – Parska śmiechem, który po chwili zmienia się w szloch.

Delikatnie kładę rękę na jej plecach i czuję, jak Aurora drży. Jest tak napięta, że wyczuwam pod palcami jej mięśnie, twarde jak kamienie. Nie jestem w stanie nawet sobie wyobrazić tego, przez co przeszła. Schowałbym ją przed światem, ale John ma najwyraźniej inne plany, bo chrząka i zadaje kolejne pytanie.

– Jak śmierć twojego brata wpłynęła na waszą rodzinę?

Aurora opuszcza ramiona i chowa się jeszcze bardziej. Mam ochotę powiedzieć mu, żeby dał jej spokój, i rzucam w jego kierunku zaniepokojone spojrzenia, które tym razem kompletnie ignoruje.

– Aurora? – pyta po raz kolejny.

– Jak wpłynęła? – Przygląda mu się z dziwnym uśmiechem. – Nasza rodzina się rozpadła, John. Tak się stało, bo moi rodzice uznali, że to wszystko dlatego, że akurat ja byłam z nim tej nocy – mówi głucho. – Ja, nieodpowiedzialna, sprawiająca problemy i myśląca tylko o sobie, Aurora. Nie dopilnowałam go. Dałam mu narkotyki. Zaprosiłam go do samobójstwa – recytuje, jakby powtarzała to milion razy.

Ciekawy jestem, od kogo to słyszała.

– Cyrus był dorosły i chociaż trudno to przyjąć, podjął taką decyzję, nie chciał pomocy. – John wpatruje się w nią uważnie, ale Aurora nie podnosi wzroku.

– Wiem, i rozumiem to. – Dotyka lekko głowy. – Ale mimo że minęło tyle lat, on mnie prześladuje każdej nocy, zadając te same pytanie, na które nadal nie znam odpowiedzi. To mnie doprowadza do szaleństwa.

– On cię prześladuje, a może to ty nie pozwalasz mu odejść?

– Dlaczego tak mówisz?

W końcu widzę jej oczy, zapuchnięte od płaczu i czerwone, ale patrzące jakoś inaczej niż zazwyczaj.

– Czasem trudno jest się pożegnać, zwłaszcza jeżeli na co dzień czujesz się samotna.

– Nie wiem, co mam powiedzieć? To, co dzisiaj usłyszałam, przeczy wszystkiemu, w co wierzyłam przez ostatnie cztery lata.

– Byłaś związana z bratem.

– To była najbliższa mi i najbardziej podobna do mnie osoba w rodzinie.

– Powiedziałaś, że po śmierci Cyrusa niewiele pamiętasz, bo byłaś na haju – powtarza jej słowa i czeka, aż Aurora znowu na niego spojrzy. – A czy poza odurzaniem się znalazłaś czas, żeby pogodzić się z tym, że jego już nie ma?

Widzę, jak szklą się jej oczy. Kręci głową.

– Łatwiej było się tym nie zajmować i nie wspominać. Miałam inne zajęcia.

– Nie pamiętałaś więc i nie myślałaś, ale śniłaś co noc, czy tak? – John parafrazuje słowa Cyrusa, oddając je Aurorze.

Dziewczyna zamiera i gwałtownie zaciska usta. Wielkie łzy spływają bezgłośnie i razem ze smutkiem znikają w zagłębieniu szyi.

– Bardzo bym chciała, żeby Cyrus przestał mnie dręczyć w snach.

– W twojej głowie jest nadal żywy. Nadal nieopłakany. Czeka.

– Nienawidzę płakać, przecież to nic nie daje! – Aurora buntowniczo unosi wzrok i w jej oczach błyska wściekłość. – Co mi po płaczu?! Nie wróci mu życia!

– Mam taką fantazję, że zamiast go opłakiwać, postanowiłaś pójść za nim. Umierać codziennie po kawałku, każdego dnia od nowa. To sprawiedliwe zakończenie?

– Nigdy nie patrzyłam na to w taki sposób.

– Trudno dopuścić do siebie taką myśl. Tak samo jak trudno jest radzić sobie z poczuciem winy, samotnością i gniewem, zwłaszcza, jeśli jest się ciągle obserwowanym i komentowanym.

– Gniewem? – Jej ciemne brwi podjeżdżają wysoko. – Na kogo miałabym być zła?

– No nie wiem. Na rodziców, za to, co ci powiedzieli? Na wszystkich wokół, że widzą tylko to, co chcą zobaczyć, i nie słuchają? A może na samą siebie, że jesteś dla siebie taka surowa? Ty wybierz. – John lekko wzrusza ramionami, jakby to była nic nieznacząca wyliczanka, jej ciężar jednak dosłownie wisi w powietrzu.

– Ja… ja nie wiem.

John zerka na mnie i kiwa głową. Teraz moja kolej, żeby przejąć rozmowę. Zbieram się w sobie. Przez moment czuję pustkę, bo jestem tym wszystkim bardzo poruszony, ale widząc jej bladą, zaciętą twarz, nagle wiem, co chcę jej powiedzieć.

– Patrzyłem na twoje występy i szczerze mówiąc, uważam, że jesteś niesamowita! Na scenie rozkwitasz, o ile sobie na to pozwolisz. Te koncerty, na których występujesz trzeźwa, są wspaniałe! Jesteś wolna i dzika, niepokonana. Myślę, że uwielbiasz występować, widać to w twoich oczach, w tym, z jaką radością śpiewasz – zwracam się do Aurory, która zapadła się w obicie, jakby chciała zniknąć. Na chwilę tracę rezon, ale John zachęca mnie spojrzeniem, żebym kontynuował. – Boli mnie, że niszcząc się, za każdym razem tracisz coś bardzo cennego. I nie mówię tu o zdrowiu.

Aurora zerka na mnie zdziwiona.

– Jak jesteś pijana albo naćpana, nadal śpiewasz pięknie, tyle że nie ma w tym już ciebie. Dźwięki są zawsze czyste i bezbłędne, ale chyba nie tylko o to chodzi, co? Jesteś muzyką, Aurora, wiem, że to cię napędza i uszczęśliwia…

– Kocham śpiewać – przerywa mi cicho.

– Wiem. I dlatego mam propozycję.

– Jaką? – Patrzy na mnie podejrzliwie.

Zdaje się, że ma nas i tej całej rozmowy dosyć, i doskonale ją rozumiem.

– Próbowaliśmy śpiewać spokojne kawałki, żeby było ci łatwiej z głosem. Ale myślę, że jak się ma burzowy nastrój, lepiej zrobić to na ostro.

Przechodzi mnie dreszcz. Coś mrocznego odbija się w jej oczach i znika, zastąpione migotliwą zielenią.

– Pokaż, co czujesz. Wytrzymamy to – mówię, a John potakuje.

Wpatruje się w nas zaskoczona.

– To będzie dziwne. Mroczne – odzywa się po chwili z niepewnością w oczach.