Trash Boy - E.J. Arosh - ebook
BESTSELLER

Trash Boy ebook

E.J. Arosh

4,2

35 osób interesuje się tą książką

Opis

Judah Saryan to niegrzeczny chłopiec. Taki, przed którym matki ostrzegają córki. Przystojny, bezczelny i wiecznie imprezujący. Korzysta z rozpoznawalności i faktu, że jest frontmanem topowego zespołu Trash Boys. Razem ze swoim najlepszym kumplem, Travisem G., podbija listy przebojów i serca kobiet. Kiedy jednak ich rozrywkowy tryb życia wymyka się spod kontroli, wytwórnia zatrudnia osobę, która ma ich uporządkować. Judah i Travis nie mają zamiaru się zmieniać i są pewni, że nikt ich do tego nie przekona.

 

Co jednak wydarzy się, gdy ich nowy opiekun okaże się seksowną heterą z wojskowym rodowodem, która nie znosi leniwych, imprezujących rockmenów? Będzie gorąco, to pewne...

 

 

Czytając tę powieść, czułam się, jakbym oglądała walkę w klatce, gdzie dwójka ludzi toczy pojedynek nie tylko ze sobą, lecz także o siebie. Ta książka jest o obawach, które kłębią się w każdym z nas, kiedy decydujemy się oddać serce drugiej osobie.

Nieoczywista, zwariowana. Ta historia Was zaskoczy, i to nie raz!

Anastasiya Adryan, @nasturcja_czyta

 

Ta powieść bez ostrzeżenia wciąga do świata muzyki rockowej i samotności. Do świata, w którym złamane serce leczy się używkami. Judah i Rain pokażą Wam, jak walczyć o siebie.

Dajcie się ponieść sile muzyki… i miłości!

Karola, @w_czytniku_zaklete

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 302

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (185 ocen)
92
56
26
10
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kocykowa

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka !
20
Weronika8608

Dobrze spędzony czas

Zapowiadała się całkiem dobrze, ale później trochę się wynudziałam
20
zolga2808

Z braku laku…

nie porwała mnie ta książka. główna bohaterka jest mega irytująca.
20
cappuccinovd

Dobrze spędzony czas

Sympatyczna książka, przyjemnie się ją czytało - aż mam ochotę sięgnąć po poprzednią serię autorki.
20
Kaskagwizdala

Dobrze spędzony czas

można się pośmiać momentami
20

Popularność




Tej autorki w Wydawnictwie WasPos

CYKL BLACK NIGHTS

Black Nights. Tom 1. Część 1

Black Nights. Tom 1. Część 2

Black Nights. Tom 2. Część 1

POZOSTAŁE POZYCJE

Trash Boy

Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka

Copyright © by E.J. Arosh, 2023Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2024All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowaniaoraz udostępniania publicznie bez zgody Autoraoraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Patrycja Kiewlak

Zdjęcie na okładce: Thuynhungle99/Freepik.com

Ilustracje wewnątrz książki: © by pngtree.com

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie

ISBN 978-83-8290-523-6

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

CZĘŚĆ I

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

CZĘŚĆ II

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Od autorki

CZĘŚĆ I

Rozdział 1

Judah

Nienawidzę poranków. Każdego pieprzonego poranka.

Nienawidzę, kiedy słońce bezlitośnie wdziera się pod moje zmęczone powieki i powoduje, że głowa boli mnie jeszcze bardziej. Nienawidzę tego uczucia, gdy dochodzi do mnie, że kolejna szalona noc minęła, zostawiając po sobie jedynie mdły posmak w ustach i resztki magii w skotłowanej pościeli. Nienawidzę świadomości, że mam w łóżku dziewczynę, której imienia nie znam i którą będę musiał za chwilę wyrzucić z pokoju.

Tak, poranki są zdecydowanie najgorsze.

Jedynym pocieszeniem, jakie w tej chwili przychodzi mi do głowy, jest to, że zawsze imprezujemy razem.

Travis i ja.

Od lat nierozłączni, spętani szaleństwem i poszukiwaniem wrażeń.

– Śpisz?

Cichy głos wyrywa mnie z zamyślenia i niechętnie otwieram oczy.

Cień tuż nad moją głową okazuje się naszą najnowszą asystentką, Kat.

– Już nie – mruczę, chrząkając.

Mam paskudną chrypę i przez chwilę głos zamiera gdzieś w głębi mojej krtani.

– Ekhm, w takim razie dzień dobry. – Zerka na mnie niepewnie i po chwili strzela oczami na drugą stronę łóżka, a ja podążam za jej wzrokiem.

– Pozbądź się jej, dobrze?

Kat zamiera i przełyka ślinę tak głośno, że to słyszę, mimo że nadal szumi mi w uszach po nocnej libacji.

– Nie bierz tego zbyt dosłownie. Po prostu ją wyproś, OK? – Uśmiecham się słodko.

– Dlaczego?

Marszczę brwi, słysząc to pytanie.

– Bo dostałem to, czego chciałem, i już jej nie potrzebuję. Czy taka odpowiedź ci pasuje? – Z przyjemnością obserwuję, jak asystentka chrząka zmieszana i w końcu niechętnie potakuje.

Siadam na łóżku, odrzucając lekką narzutę. Wsuwam ręce we włosy, starając się nadać im jakikolwiek przyzwoity kształt, gdy słyszę cichy pisk. Unoszę brwi zdziwiony.

Czyżby tajemnicza nieznajoma w końcu odzyskała przytomność?

Nie, nadal leży jak kłoda, chociaż z tego, co pamiętam, wczoraj ruszała się bosko. Mój fiut drga na samo wspomnienie i uśmiecham się do swoich zamglonych myśli, gdy kolejny pisk wwierca mi się w uszy. Kiedy w końcu unoszę wzrok, staje się jasne, kto umie wyciągnąć takie wysokie rejestry.

Kat.

– O co ci chodzi? – Staram się określić przyczynę jej dziwnego zachowania, ale po chwili już znam odpowiedź.

Jestem nagi i mam wzwód.

No, tak.

Nic niezwykłego, poza tym, że Kat pracuje z nami dopiero od kilku dni i jeszcze nie miała okazji widzieć mnie w całej okazałości.

– Krępuje cię to? – pytam, chociaż wcale nie muszę.

Twarz mojej asystentki płonie i jednocześnie mieni się purpurą.

Niesamowity widok.

– Ja… Yyy… Nie, ja nie… – Macha rękoma, jakby nie wiedziała, czy ma zasłonić oczy, czy jednak nadal patrzeć.

– Spokojnie, to nic takiego, kotku – mruczę, wstając. – Przyzwyczaisz się. – Przechodzę obok i mrugam do niej.

Odruchowo kiwa głową, chyba nadal jest w szoku, a ja zastanawiam się, dlaczego ten widok tak ją sponiewierał. Gdy stoję pod prysznicem, przychodzą mi do głowy trzy powody jej dziwnego zachowania, a każdy z nich podoba mi się bardziej od poprzedniego. Po pierwsze, być może nigdy nie widziała przystojnego, nagiego faceta. Po drugie, podejrzewam, że na mnie leci, tak jak większość dziewczyn, które spotykam na swojej drodze. Po trzecie, jestem Judah Saryan i śpiewam w Trash Boys, a to elektryzuje wszystkie kobiety, bez względu na to, co o mnie myślą.

Uśmiecham się i zaczynam nucić, próbując pozbyć się chrypy. Całe szczęście, nie mamy teraz żadnych występów, bo Richard dałby mi popalić. Nasz menadżer za punkt honoru wziął sobie doprowadzenie nas, a w zasadzie mnie, do porządku przed rozpoczęciem kolejnej trasy. Krzywię się, bo na razie średnio mu to wychodzi, ale ma szalone pomysły, które psują moją wizję dobrej zabawy. Wsadzam głowę pod strumień i zamykam oczy, rozkoszując się wodą wybijającą rytm na mojej twarzy.

Jakoś to będzie.

Zawsze jakoś jest.

*

Wyglądając przez okno pokoju hotelowego na ostatnim piętrze Royal Belvedere, nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Tłum fanów, a w zasadzie fanek, rośnie z minuty na minutę. Nie wiem, w którym konkretnie momencie zrobiliśmy się aż tak sławni i znani. Być może zaczęło się to już w trakcie pierwszej trasy z Black Nights.

Nie mam pojęcia.

Musiałem to przegapić i szczerze mówiąc, wcale się nie dziwię, bo na co dzień pochłaniają mnie głównie imprezy i seks. Nie śledzę rankingów popularności, chociaż powiększająca się góra pieniędzy na koncie powinna dać mi do myślenia.

Zerkam na Travisa, który wydaje się przyspawany do telefonu.

– Z kim piszesz? – pytam, siadając obok niego.

– A co cię to obchodzi? – Mój najlepszy kumpel obrzuca mnie drwiącym spojrzeniem.

– W sumie niewiele. – Wzruszam ramionami. – Dalej jesteś z Chase’em?

– Trudno powiedzieć – mruczy, zawzięcie przesuwając palcami po ekranie komórki.

– Trudno powiedzieć? – Unoszę brwi, bo tego się nie spodziewałem. – Myślałem, że to już będzie na zawsze. Ty i on.

– Nic nie jest na zawsze – odburkuje, krzywiąc się lekko. – Nie chcę się ograniczać.

– I bardzo słusznie. – Potakuję, starając się sprawiać wrażenie, że mi przykro, ale w myślach zacieram ręce z radości.

Od kiedy Travis zaczął się spotykać z Chase’em z Black Nights, stracił energię i przestało go interesować imprezowanie ze mną.

– Kto zerwał?

– Ja.

– Uhm. – Zerkam na niego, bo dopiero teraz widzę, że ma paskudny nastrój. Nie jestem najlepszy w pocieszaniu i zastanawiam się, co mogę zrobić, żeby poprawić mu humor. – Trzeba było powiedzieć, to nie wywalałbym tej laski, którą wczoraj posuwałem. Była zajebista. Też mógłbyś zamoczyć.

– Kurwa, Judah! Ty jednak jesteś walnięty! – Travis patrzy na mnie z niedowierzaniem, ale po chwili wybucha głośnym śmiechem, a ja przygryzam usta.

Udało się.

– Nadal jesteś bi? – pytam.

– A co?

– Wolę się upewnić, bo nie wiem, kogo ci organizować, jak będziesz miał potrzebę.

– Ale z ciebie dobry kumpel! Dzięki za troskę! – Travis parska. – Dam radę, zajmij się lepiej sobą. I ogarnij się, Richard ma na ciebie oko.

– A na ciebie nie ma?

– Chyba jakoś mniej.

– Przecież robisz to samo, co ja – mówię. – Pijemy razem, ćpamy razem i znowu będziemy pieprzyć razem, chociaż ja zostanę przy kobietach, no, chyba że zaproponujesz trójkąt. – Puszczam do niego oko, a on wybucha śmiechem.

– To wszystko nie ma znaczenia, bo i tak to ja jestem tą bardziej normalną częścią naszego zespołu.

– Mhm. Nie do końca się zgadzam, ale niech ci będzie, nie będę się kłócił. – Wzruszam ramionami i podchodzę do barku. Wlewam alkohol do wysokiej szklanki i zastanawiam się, czy czymś go rozcieńczyć.

– Właśnie o tym mówię, ciołku. – Travis wskazuje wzrokiem na mojego drinka.

– O co ci chodzi? Mam kaca, potrzebuję klina.

– Jest dziesiąta rano, a ty pijesz. Już wiesz, dlaczego Richard tak się na ciebie uwziął?

– Przecież gdzieś na pewno dawno minęło południe.

Uśmiecham się ironicznie i kołyszę szklanką, obserwując, jak miodowy płyn rozlewa się po jej ściankach. Wącham alkohol i wypijam, nie delektując się wytrawnym smakiem.

– Masz się zachowywać na konferencji – przypomina Travis, mierząc mnie przeciągłym spojrzeniem. – Richard powiedział, że nie chce powtórki z ostatniego razu.

– A co takiego niby się stało?! – Unoszę brew i odwracam się do niego. – Nie sądzisz, że on nieco dramatyzuje?

– Serio? – Travis zaciska usta, powstrzymując śmiech. – Po pierwsze, byłeś zalany w trupa; po drugie, obrzygałeś jednego z dziennikarzy; po trzecie, spadłeś z podestu i rozwaliłeś sobie nos. Krew lała się jak z dziurawego wiadra.

– I właśnie dlatego to była najlepsza konferencja prasowa, w jakiej uczestniczyli – mruczę, myśląc o dziennikarzach, którzy naprawdę wydawali się zachwyceni.

W sumie to ich rozumiem, takie zachowanie to coś, co zdecydowanie nadaje się na pierwszą stronę.

– Dzisiaj masz być w formie, jasne?

– Oczywiście, mamo. A nie wiesz, o czym Richard chce z nami gadać?

– Nie, ale wspominał, że ma to związek z planowanymi występami. Nic więcej nie chciał zdradzić.

– Szkoda, myślałem, że tobie powiedział coś więcej. – Wzruszam ramionami i odstawiam pustą szklankę na blat.

– Wiem tylko, że masz być trzeźwy, co, jak już widać, nie wyjdzie. – Travis śmieje się cicho i robi głupią minę.

– Nie przesadzaj. Mam się świetnie. Ogarnę się, odpocznę trochę i będę jak młody bóg.

– Mhm. Chciałbym to zobaczyć. A tak à propos ogarniania, jak ci się podoba Kat?

– A o co mnie konkretnie pytasz? – Przyglądam się mu uważnie, bo nie wiem, do czego zmierza.

– Jesteś z niej zadowolony? – precyzuje. – Bo ja bardzo. Jest skuteczna, cicha i dobrze sobie radzi z obowiązkami. Szybko się wdrożyła, jak to się fachowo mówi. Mądra z niej dziewczyna, nie sądzisz?

– Może i tak. Całkiem sprawnie pozbyła się laski, która była u mnie w nocy. Musi się tylko przyzwyczaić do kilku rzeczy i będzie git.

– Do czego na przykład? – Mój kumpel rzuca mi podejrzliwe spojrzenie.

– Że sypiam nago – wypalam, a on wybucha śmiechem.

– Widziała cię nago?

– Tak.

– Stał ci?

– Tak.

– Ciekawe, kiedy się zwolni.

– Ciekawe, kiedy pójdzie ze mną do łóżka. – Uśmiecham się zarozumiale i siadam obok Travisa.

– Oszalałeś?! – Niespodziewany cios w kark wytrąca mnie z równowagi i prawie walę głową w stolik.

– O co ci chodzi?!

– Ostatnią asystentkę musieliśmy zwolnić, bo ją zaliczyłeś i od razu po tym straciłeś zainteresowanie, pamiętasz?

– Niczego jej nie obiecywałem – mówię defensywnie. – To nie moja wina, że się zakochała.

– Kobiety raczej kiepsko sobie radzą z oddzielaniem uczuć od seksu. – Travis wzdycha i karci mnie spojrzeniem. – Jeszcze się tego nie nauczyłeś?

– Ale czy to jest moja wina? – Wzruszam ramionami. – Lubię piękne kobiety, lubię seks i szybko się nudzę. One to wiedzą, nie ukrywam tego. To ich problem, nie mój.

– To jest też twój problem, kretynie! – Travis dźga mnie palcem w pierś. – A w zasadzie to jest nasz problem, bo w tym roku mamy już trzecią asystentkę, a jest zaledwie marzec!

– Dobra, już, spokój, bo dostaniesz udaru z tych nerwów i nie będziesz taki mądry. Wiesz, że się nie znam na pierwszej pomocy, a podobno liczą się dosłownie sekundy!

– A ty jak zwykle się zgrywasz… Po prostu zostaw ją w spokoju – prosi Travis, a ja potakuję i uśmiecham się krzepiąco.

– Zostawię, jeśli nie będzie zainteresowana – odpowiadam cicho.

– Serio? – Jego wyraz twarzy mówi wszystko. – A jeśli będzie, to co?

– To zrobię to, co zawsze. Będę się dobrze bawił.

– Kiedyś taki nie byłeś. – Travis kręci głową z niedowierzaniem. – Świnia z ciebie, Judah.

– Może i tak, ale jaka przystojna. – Uśmiecham się szeroko i podchodzę do okna, by zerknąć na gęstniejący tłum na dole. Przechodzi mnie przyjemny dreszcz.

Jestem na szczycie.

Rozdział 2

Judah

Kiedy wchodzimy do niewielkiego pokoju tuż obok sali, w której za godzinę ma się odbyć konferencja prasowa, wiem już, że coś się kroi.

Richard stoi jak rewolwerowiec tuż przed pojedynkiem na śmierć i życie i patrzy prosto na mnie. Przełykam ślinę, bo czuję się nieswojo, ścigany tym mocno oceniającym spojrzeniem. Zastanawiam się, czy menadżer wyczuł, że piłem, i postanawiam przezornie usunąć mu się z drogi. Siadam na końcu skórzanej kanapy i staram się nie rzucać w oczy.

– Znowu się nawaliłeś, Judah? – Słyszę jego ciche warknięcie i drgam.

– Oczywiście, że nie! – oburzam się.

Przeliczam szybko, ile dzisiaj w siebie wlałem. Gdy wychodzi mi zaledwie pięć małych drinków, stwierdzam, że nie pozwolę się obrażać, bo do bycia nawalonym mam jeszcze bardzo daleką drogę.

– Dlaczego tak mówisz?!

– Bo widzę, że świecą ci się oczy. – Richard przygląda mi się beznamiętnie i zaciska usta. – No i standardowo czuć alkohol. Travis potrafi się powstrzymać, przynajmniej w większości sytuacji, więc zostajesz ty.

– A może tym razem to jednak nie jest moja wina? – kłócę się dla zasady.

Nic nie poradzę, że lubię denerwować tego faceta, który zawsze wszystko bierze dosłownie i na serio.

– Już niedługo.

– Co? – Zamieram, bo to, co mówi, brzmi jak groźba, i to nawet nie jakaś mocno zawoalowana.

– Chciałem się z wami dzisiaj spotkać, żeby omówić kilka spraw. – Menadżer nie zwraca na mnie uwagi, co mnie wkurza jeszcze bardziej, zwłaszcza po tym, co przed chwilą usłyszałem. – Niedługo zaczynacie trasę koncertową.

– No, naprawdę, wiadomość roku! – parskam, a Travis ucisza mnie spojrzeniem.

– Nareszcie mamy czas, żeby was przygotować i dopiąć wszystko na ostatni guzik. Ze względu na to, że nie jestem w stanie nad wszystkim sam czuwać, za zgodą wytwórni zatrudniłem osobę, która będzie mnie w tym wspierać.

– A co nas to obchodzi? – pytam, bo naprawdę nie wiem, po co nam o tym mówi.

– Jak dasz mi dokończyć, to się za chwilę dowiesz. – Richard lekko czerwienieje, co jest jasnym znakiem, że zaczyna się wkurzać, ale nadal mówi spokojnym, opanowanym głosem.

Kiwam głową, udając, że sznuruję sobie usta.

– Jak wspomniałem, będę mieć pomoc. Dzięki temu wy będziecie mieć lepszą opiekę i wsparcie w codziennych sprawach.

– A co z Kat, Dylanem i Mateo? – pyta Travis. – Zwolnisz ich? Nie sprawdzają się? My jesteśmy zadowoleni z ochrony i z Kat, prawda, Judah?

– Uhm. Tak. Jesteśmy.

– Asystentka zostaje, o ile Judah będzie trzymał fiuta w spodniach – cedzi Richard. – Mam dość gaszenia pożarów po tobie.

– Nic nie poradzę, że jestem taki gorący! – Wybucham śmiechem i rozsiadam się wygodniej. – To ten zwierzęcy magnetyzm. Jestem zbyt pociągający, żeby któraś mogła mi się oprzeć.

– Jezu, jak ty z nim wytrzymujesz? – Richard zerka na Travisa, który próbuje pozostać poważny. – Serio pytam. Ja bym go zabił po godzinie.

– Dlatego nie mieszkamy razem – wyjaśniam ze słodkim uśmiechem. – I dlatego wytwórnia płaci ci grube pieniądze za użeranie się ze mną.

– Coś w tym jest…

– A kto w takim razie do nas dołączy, skoro ochrona i Kat zostają? – Travis jest przyzwyczajony do naszych rozmów i spokojnie wraca do głównego tematu. – I czym się będzie konkretnie zajmować?

– Wami, moi drodzy. Wami.

Ani trochę nie podoba mi się wredny uśmieszek, jaki właśnie rozlewa się po twarzy Richarda.

– Nami? – Travis chyba nie tego się spodziewał, ja tym bardziej, bo co jak co, ale radzę sobie nieźle sam.

– Tak. To będzie osoba, która zastąpi mnie na miejscu. Poza tym, że zadba o waszą formę, bo jest do tego świetnie wyszkolona, to dodatkowo pomoże wam ogarnąć inne, bardziej techniczne kwestie, takie jak plan dnia, liczba imprez, w których bierzecie udział, i tak dalej. To osoba z bardzo dużym doświadczeniem w zarządzaniu ludźmi.

– Co konkretnie znaczy to, że zadba o naszą formę? – pytam.

Tylko ten fragment mnie interesuje, bo od razu przychodzą mi do głowy zdrowe przekąski i paskudne zielone koktajle, które mama Travisa próbuje w nas wmuszać za każdym razem, gdy się spotkamy. Wyobrażam sobie, że muszę się kłaść do łóżka o dziewiątej i mogę wychodzić tylko ze specjalną przepustką.

– Będzie pracować nad poprawą waszej sprawności fizycznej, ograniczeniem używek i doprowadzeniem was do stanu, w którym będziecie jak petardy tuż przed wystrzeleniem. Zwarci, gotowi i pełni energii. Na pewno zrównoważy wasz dotychczasowy tryb życia.

– Nie podoba mi się to – mruczy Travis, zanim ja zdążyłbym otworzyć usta, żeby powiedzieć to samo.

– Jak ty to sobie wyobrażasz, do cholery?! – Unoszę głos, bo nienawidzę, gdy ktoś mi coś każe.

– Normalnie. Widziałem wasze ostatnie badania lekarskie. – Richard omiata nas wzrokiem.

Travis się lekko rumieni, ale ja nie mam w sobie nawet tyle przyzwoitości, żeby się zawstydzić.

– I co z tego? – pytam bojowo.

– Ty masz anemię. – Menadżer patrzy na Travisa, który teraz z kolei blednie. – Niewielką, ale jednak. Szybko się ostatnio męczysz i zdecydowanie za dużo pijesz. A ty… – Odwraca się w moją stronę. – Nie wiem nawet, od czego zacząć. Na żadne badania nie przyszedłeś trzeźwy. Za dużo pijesz. Bierzesz narkotyki i licho wie, co jeszcze. Za każdym jednym razem wychodzi to w testach. Z tego, co wiem, praktycznie co noc masz inną laskę w łóżku i zastanawiam się, czy nie złapałeś jakiejś choroby wenerycznej. Ja wiem, jesteście sławni, piękni i bogaci, ale na litość boską, są pewne granice. O waszych imprezach krążą takie opowieści, że krew mi się ścina w żyłach.

– A to źle? – Uśmiecham się, wspominając to i owo.

Travis mi wtóruje, kiwając głową z rozmarzeniem.

– Tak, kurwa, to źle! Już zapomnieliście, co wyprawialiście w ostatniej trasie z Black Nights i Love To Death?! Aurora1 wylądowała na odwyku, Vale zresztą też. Opinia publiczna miała używanie przez długie miesiące! No i to przedawkowanie Davida na samym początku, to niby nic?! Zawsze jak działo się coś złego, wy tam byliście! A zwłaszcza ty, Judah.

Zerkam na Travisa i tym razem postanawiam się nie odzywać, bo samo wspomnienie Aurory Black powoduje, że robi mi się dziwnie.

– Co tak zamilkłeś? Nie będziesz się wymądrzał? – Richard chyba poczuł, że trafił w mój czuły punkt, i przebiegle się uśmiecha.

– Nikt nikogo do niczego nie zmuszał – mruczę, unikając jego spojrzenia.

– Jasne, wszyscy są dorośli. To świetna linia obrony, Judah. Jeśli w taki sposób myślisz, nie dziwię się, że każdej nocy śpisz jak dziecko, bez żadnych wyrzutów sumienia. – Menadżer przegląda telefon i coś zapisuje. – A swoją drogą, to ciekawe…

– Co takiego? – pytam, chociaż wcale nie mam ochoty z nim rozmawiać.

– Że zawsze dostajesz to, czego chcesz, a tym razem się nie udało, chociaż podobno było blisko.

– O co ci chodzi?!

– O Aurorę Black.

– Zamknij się – cedzę i prostuję się na siedzeniu.

– Dobra, żartuję, spokojnie! – Richard unosi dłonie i uśmiecha się lekko. – Może jeszcze będziesz mieć okazję, kto wie. A teraz wracając do tematu, jutro poznacie waszego opiekuna i macie być dla niego mili. Mam nadzieję, że się polubicie i skorzystacie z okazji, żeby popracować nad formą i nad tym, co można poprawić w obecnym grafiku, bo mnie nie słuchacie. – Wzrusza ramionami, chyba zadowolony, że ktoś inny będzie musiał się z nami użerać. – To bardzo ważna trasa koncertowa i nie wyobrażam sobie, żebyście nie dali z siebie wszystkiego. I nie mam na myśli imprezowania, czy to jasne? – Rzuca nam twarde spojrzenie i widzę, jak Travis się krzywi. – Nie chcę słyszeć o żadnym odwoływaniu koncertów, niedyspozycjach po imprezach ani kacu na konferencjach prasowych! Dość tego. Jesteście zbyt znani, żeby sobie na to pozwolić.

– Jasne – mruczymy zgodnie, a ja stwierdzam, że opiekuna też można przerobić tak, żeby bawił się z nami.

Umiem być bardzo przekonujący, zwłaszcza jak mi na czymś bardzo zależy.

Judah

Uwielbiam kluby za tę duszną, odrealnioną atmosferę. Ten, w którym dzisiaj jesteśmy, podoba mi się jeszcze bardziej, bo jest mroczny i dość ciemny, ze stroboskopami, rozświetlającymi drogę przez parkiet i kolejne piętra. Ochroniarz prawie depcze mi po piętach, gdy menadżer klubu eskortuje nas do sektora dla VIP-ów. Rozglądam się, namierzając bar i kilka ładnych dziewczyn, które obdarzają mnie zalotnymi uśmiechami. Rewanżuję się tym samym i układam w myślach plan wymknięcia się ochronie. Dylan i Mateo bardzo poważnie traktują swoją funkcję i od rozmowy z Richardem prawie nie spuszczają z nas wzroku. Tłumaczyliśmy im z Travisem, że chociaż ma z nami współpracować jeszcze jeden facet, nic się nie zmienia w naszym układzie i mają reagować dopiero, gdy faktycznie coś się dzieje.

Nie wiem, na ile wzięli to sobie do serca, ale obawiam się, że w niewielkim stopniu, patrząc na ich dzisiejsze zachowanie. Może boją się utraty pracy, może uważają, że jeśli się nie wykażą, zostaną zdegradowani albo przydzieleni komuś znacznie mniej znanemu. Sam nie wiem, o co chodzi, ale postanawiam się tym nie zajmować dłużej niż to konieczne, bo perspektywa świetnej zabawy kusi mnie niczym tancerka topless. Uśmiecham się szeroko do Travisa i przysuwam się do niego.

– Od czego dzisiaj zaczynamy?

Patrzy na mnie i uśmiecha się szeroko.

– Masz coś?

– Oczywiście.

Też się uśmiecham i mięknie mi serce, gdy zdaję sobie sprawę, że on jedyny zawsze jest ze mną, bez względu na to, w jakie bagno się pakuję. Wyciągam kilka małych tabletek i daję mu jedną.

– Co to?

– Ecstasy, na dobry początek.

– Dobra, dawaj, póki matka z ojcem się nie zorientowali. – Travis parska, zerkając na ochroniarzy zajętych wyglądaniem przez barierki zamykające piętro.

Łykam małą tabletkę i popijam ją alkoholem.

Chociaż wiem, że minie chwila, zanim zacznie działać, już jest mi lepiej.

Odprężam się i postanawiam się świetnie bawić.

*

– Judah, żyjesz?

Unoszę leniwie powieki i widzę Dylana nachylającego się tuż nade mną. Kiwam głową, a przynajmniej się staram, bo okazuje się, że mam duży problem z utrzymaniem jej prosto. Wybucham śmiechem, a słysząc jego ciężkie westchnięcie, milknę.

– Żyję, kolego. A ty? Jak ci mija ten cudowny wieczór?

– Zajebiście, zwłaszcza gdy widzę, że jesteś już zaprawiony – mruczy mój ochroniarz i dźwiga mnie z jednej kanapy na drugą, stękając z wysiłku.

Podziwiam go w myślach, bo nie jestem lekki, a alkoholowo-narkotykowy bezwład czyni mnie jeszcze trudniejszym do transportowania. Lokalizuję Travisa, który siedzi przy jednym ze stolików i całuje się z ładną blondynką. Już mam wołać, że chcę dołączyć, gdy moja ręka zsuwa się z oparcia na coś miękkiego. Odruchowo zaciskam dłoń i słyszę niski pomruk. Odwracam się w stronę dźwięku i z pewnym zaskoczeniem stwierdzam, że dotykam kobiecej piersi. Unoszę brwi i przygryzam dolną wargę. Zastanawiam się, czy dostanę po twarzy, i nawet na wszelki wypadek zaciskam zęby, ale nic takiego się nie dzieje.

– Już myślałam, że do mnie nie wrócisz. Odpłynąłeś na dobre pół godziny, a ja tu tak mocno za tobą tęskniłam, wiesz? – Przyjemny, szczebioczący głos wypływa z dużych, czerwonych ust, które teraz uśmiechają się do mnie zachęcająco.

Szczerzę się na całego i próbuję skojarzyć, skąd to chętne dziewczę się tu wzięło. Nie pamiętam, żebyśmy wcześniej rozmawiali.

W sumie, to nie ma żadnego znaczenia.

Uświadamiam sobie, że nie pamiętam za wiele od momentu, gdy łyknąłem co nieco.

Cóż, takie życie.

– Ja też się za tobą stęskniłem – mruczę, przysuwam się i zanurzam twarz w jej dekolcie, znacząc go pocałunkami.

Zakładam, że skoro nie przeszkadzała jej moja ręka, na usta też nie powinna narzekać.

Słyszę stłumione westchnienie, które nakręca mnie jeszcze bardziej.

Chociaż jestem pijany, stwierdzam, że jak tylko trochę dojdę do siebie, ta pani wróci ze mną do hotelu.

– Nie sądziłam, że zwrócisz na mnie uwagę, Judah. – Dziewczyna unosi moją głowę i wpatruje się we mnie zachwyconym wzrokiem, a ja próbuję utrzymać twarz na wysokości jej oczu, ale cały czas zjeżdżam na cycki.

Są fantastyczne.

– Marzyłam, żeby cię poznać! Uwielbiam Trash Boys!

– To wspaniale się składa – szepczę i oblizuję usta. – A masz jeszcze jakieś marzenia, które być może mógłbym spełnić?

Słyszę uroczy chichot i sam też się uśmiecham.

Ona naprawdę się nad tym zastanawia.

– Chciałabym z tobą poleżeć, pogadać i poznać cię bliżej, bo wydajesz mi się świetnym facetem. – Słyszę i na chwilę mnie zatyka, a po chwili wybucham paskudnym śmiechem.

Wiem, być może dzisiaj jej przez to nie zaliczę, ale nie mogę się powstrzymać.

– Kotku, możemy poleżeć, w dowolnej pozycji, ja na tobie, ty na mnie, jak sobie życzysz. Warunek jest jeden. Będziemy nago. I nie będziemy rozmawiać. Nie interesuje mnie rozmawianie.

Dziewczyna mruga, jakby nie dowierzała.

– Ty tak na serio?

– A czego się spodziewałaś? Położyłem ci rękę na piersi, niechcący, ale i tak nie miałaś nic przeciwko, prawda? Nie mów mi więc, że marzysz, żeby mnie lepiej poznać, bo wiesz co?

– Co? – Otwiera szeroko usta, chyba zszokowana moją bezpośredniością.

Nachylam się do niej i słyszę, jak jej oddech gwałtownie przyspiesza. Muskam płatek ucha i lekko dotykam go językiem, a ona jęczy przeciągle.

– Wcale nie chcesz mnie poznać, uwierz mi. To bezcelowe.

– Nie chcę?

– Nie. Myślę, że tak naprawdę masz ochotę się porządnie zabawić, i widzę, że na mnie lecisz, ale resztki przyzwoitości każą ci mówić te głupoty o poznawaniu się i rozmawianiu.

Wiem, że to paskudnie bezczelny tekst. Wiem, że mogę za to oberwać. Wiem, że traktuję tę dziewczynę przedmiotowo. Gdy jednak mija kilka sekund, wiem też, że po raz kolejny mam rację. Jej oczy ciemnieją i kusząco przygryza dolną wargę. Wpatruję się w nią i czekam.

– Zobaczyłam cię, jak tylko wszedłeś do klubu. Słyszałam, że… – Zacina się na chwilę i rumieni jak szalona.

– Słyszałaś, że co? – Uśmiecham się krzywo, bo domyślam się, co za chwilę powie.

– Że jesteś boski w łóżku.

Znowu trafiłem.

– Masz ochotę to sprawdzić?

Lekko kiwa głową i patrzy na mnie niepewnie, ale gdy wpijam się w jej słodkie, czerwone usta, czuję, że żegna się ze wszystkimi wątpliwościami i mięknie. Mruczy jak kot i zarzuca mi ręce na kark, przyciągając do siebie. Lubię takie dziewczyny, bo zazwyczaj pod grzecznym, nieśmiałym spojrzeniem kryją się bardzo niegrzeczne myśli.

1Historia Aurory Black została opisana w książce Black Nights, tom I i II.

Rozdział 3

Judah

– Kogo my tu mamy? Byłaś z nim dzisiaj w nocy? Tak? No to już, wstawaj i zasuwaj do domu, teraz ja się nim zajmę, dzięki. Zapłacił ci? Nie? Ile bierzesz za noc? Dlaczego się tak złościsz? Nie jesteś dziwką? Trudno, pomyliłam się, wybacz! A teraz zbieraj się, bo muszę dobudzić twojego ogiera. No, wstawaj, pięknisiu! Szkoda czasu na spanie!

Donośny głos wkrada się w mój sen, ale ignoruję go i mocniej zaciskam powieki. Chwilę później głośny trzask wyrywa mnie z błogiego niebytu i czuję, że pośladek pali mnie żywym ogniem.

Odruchowo się zasłaniam i jęczę, próbując się przekręcić na bok.

– Co jest, kurwa? – warczę, trąc oczy, i krzywię się sekundę później, bo oślepia mnie ostre światło. – Kto odsłonił okno?! Przecież mówiłem, że mają być zasłonięte, bo nie znoszę, jak mi…

– Ja. – Ostry głos wdziera się w moją tyradę i powoduje, że milknę. Mrugam szybko i sapię oburzony. – A skoro już się obudziłeś, to rusz tyłek i przyjdź do salonu. Czekam tam na ciebie.

– Co?! O co chodzi?! – wrzeszczę, ale bardziej niż złość czuję ogarniającą mnie frustrację spowodowaną faktem, że nadal nie bardzo wiem, kto mnie tak potraktował.

Przez to kurewskie okno wpada tyle światła, że widzę tylko zarys postaci, i dopiero po chwili do mojego oszołomionego mózgu dociera, że to kobieta.

– Rusz się i zapamiętaj na przyszłość, że cierpliwość nie jest moją najmocniejszą stroną, Judah. Tym razem ci daruję, ale kolejna pobudka będzie znacznie mniej przyjemna. – Ten głos jest jak smagnięcie batem.

– Wal się, wariatko! Nigdzie nie idę. Nie wiem, kim jesteś, nie wiem, czego ode mnie chcesz i nie mam zamiaru cię słuchać, bo niby dlaczego miałbym to robić? – wyrzucam z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, bo boję się, że znowu mi przerwie.

– Richard ci nie mówił, że dzisiaj zaczynamy?

Imię menadżera mnie stopuje i próbuję sobie przypomnieć, o czym wczoraj z nim rozmawialiśmy.

– Jestem twoim nowym opiekunem.

Kpiący ton głosu doprowadza mnie do szału.

– Co?! To chyba jakieś żarty! – Wchodzę w błogosławiony cień i w końcu mogę się jej dobrze przyjrzeć.

Gdyby nie to, że jestem wściekły i skacowany, pewnie by mi stanął, bo dziewczyna jest oszałamiająca, chociaż zupełnie nie w moim typie. Ja lubię piękne, rasowe blondynki z dużym biustem i rozmarzonym spojrzeniem, które wpatrują się we mnie, jakbym był kolejnym wcieleniem zbawiciela.

Ta tutaj natomiast wygląda, jakby usługiwała samemu szatanowi. Ma proste, białe włosy, ostro ścięte na wysokości brody i czarne, przerażające oczy. Pełne usta pomalowała na bardzo ciemny kolor, co mnie dodatkowo rozprasza. Krzywię się i odruchowo zerkam na jej ciało. Jest smukła i bardzo wysportowana, co podkreślają obcisłe czarne spodnie i przylegająca bluzka moro.

Same mięśnie.

Nie mój typ. Nie lubię świrusek, które wstają o piątej nad ranem, żeby pobiegać.

Trochę mnie zastanawiają ciężkie, wysokie buty wojskowe, które ma na nogach, ale to tak mało istotny szczegół, że nie poświęcam mu większej uwagi.

– To musi być jakaś pomyłka! – sapię, stając tuż przed nią.

Jest niewiele niższa ode mnie, co przyjmuję ze zdziwieniem, bo większość kobiet sięga mi ledwo do ramienia.

– Richard mówił o opiekunie, o facecie!

– Na pewno? A może to ty sobie to dodałeś, co?

Milknę, bo dociera do mnie, że faktycznie tak było. Automatycznie założyłem, że po moich ostatnich kłopotach z pracownicami Richard pójdzie po rozum do głowy i zatrudni faceta.

Bo jakby nie było, faceci zazwyczaj mnie nie kręcą.

– Mam już asystentkę i jedna mi w zupełności wystarczy – burczę, wiedząc, że straciłem koronny argument. – Idź do Travisa, ja cię nie potrzebuję.

– Travis już czeka w salonie. Najwyraźniej jest albo bardziej zdyscyplinowany albo mądrzejszy od ciebie, bo się nie kłócił. I tobie też nie radzę.

– Ekhm… – chrząkam, bo mnie zatyka.

W tej samej chwili dochodzi do mnie, że jestem nagi. Zerkam na nią i czekam na moment, gdy się zawstydzi, ale ze zdziwieniem stwierdzam, że nic takiego się nie dzieje. Najgorsze jest to, że ta baba z piekła rodem swobodnie opiera się o ścianę i z lekkim uśmiechem na czarnych ustach wpatruje się w mojego fiuta. Mój sprzęt najwyraźniej nie powoduje w niej żadnej reakcji, poza ewidentnym rozbawieniem.

– Zawsze śpisz nago? – pyta jak gdyby nigdy nic i podchodzi do mnie.

Owiewa mnie zapach jej skóry i perfum i mimowolnie przełykam ślinę.

Jestem jak pies Pawłowa.

Gdy czuję zapach pięknej kobiety, staję na baczność.

– Tak. A co? Przeszkadza ci to? – Uśmiecham się krzywo.

Bardzo chcę ją zezłościć.

Sprowokować.

Cokolwiek.

– Skądże. Po prostu ciekawi mnie, czy tak ci wygodnie, czy to przerośnięte ego nie mieści ci się już w żadne ubrania. – Wzrusza ramionami i odwraca się ode mnie. – Od siedmiu lat pracuję w wojsku i widziałam już chyba wszystko, więc się nie krępuj. Nic, co ludzkie, nie jest mi obce. – Uśmiecha się paskudnie. – Twoja nagość nie robi na mnie żadnego wrażenia, nie martw się, lalko, jestem przyzwyczajona.

Gdy zamyka za sobą drzwi, opadam na łóżko i zastanawiam się, co tu się do cholery, dzieje. Wściekam się na siebie, na Richarda i na każdą osobę, która przychodzi mi teraz do głowy, ale jednocześnie stwierdzam ponuro, że nie mogę siedzieć w sypialni cały dzień. Klnąc, narzucam na siebie przypadkowe ubrania, i wlokę się do salonu, żeby dowiedzieć się, co mogę zrobić, by pozbyć się tej zarazy ze swojego pokoju hotelowego i życia.

A Richarda zabiję przy najbliższej okazji.

Rain

Nie tak sobie wyobrażałam te kilka miesięcy po powrocie do domu. Miałam odpoczywać, ale kiedy dostałam propozycję doprowadzenia do formy i ogarnięcia dwóch muzyków, zgodziłam się w zasadzie bez zastanowienia, bo nie znoszę bezczynności. Nie wiem dlaczego, ale cały czas miałam w głowie wizję miłych panów około pięćdziesiątki, którzy grają na klarnetach, chcą trochę poćwiczyć i lepiej zaplanować swój czas. Najpierw spotkałam się z facetem, który przedstawił się jako przedstawiciel wytwórni, ale to mnie nie zdziwiło. Muzycy nagrywają i wydają płyty.

Logiczne.

Przeprowadził bardzo szczegółowy wywiad, wiedział o mnie praktycznie wszystko, ale to też przyjęłam jako coś naturalnego.

Chcą kogoś zaufanego, w porządku.

Zastanowiłam się natomiast, dlaczego mój kontrakt zawierał dwadzieścia stron dotyczących obowiązku zachowania w tajemnicy wszystkiego, co zobaczę, usłyszę i czego będę świadkiem, oraz kolejnych dwadzieścia, na których wymienione były paskudne konsekwencje niedotrzymania umowy z mojej strony.

Klarneciści chyba nie prowadzą podwójnego życia?

Chociaż ich nazwiska nic mi nie mówiły, nazwa zespołu wydała mi się dziwnie znajoma.

Trash Boys.

Trzy dni spędziłam, przeglądając Internet, i każdy kolejny obejrzany filmik jeżył włosy na głowie.

To nie mogą być oni!

Tylko skończony idiota uznałby, że można ich zmienić. Gdy po kilku dniach od podpisania wstępnego kontraktu poznałam menadżera zespołu, okazało się, że to on jest tym kretynem i właśnie taki ma plan.

Za trzy miesiące mają być w szczytowej formie, najlepiej wolni od jakichkolwiek używek, z dobrymi nawykami na przyszłość, ułożeni i pełni chęci do współpracy. Ten człowiek był przekonany, że jest to wyłącznie kwestia odpowiedniego treningu i dyscypliny, a na tym akurat świetnie się znałam.

Gdy roztaczał przede mną wizję sukcesu, nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.

Menadżer zrobił obrażoną minę i po chwili zastanowienia zaproponował mi tyle pieniędzy, że oniemiałam. Już nie było mi do śmiechu, bo wyobraziłam sobie, co mogłabym za nie mieć. Zapomniałam, że to niewykonalne, zapomniałam, że jeszcze przed chwilą się z niego śmiałam.

Kiwnęłam głową, wzięłam długopis ze złotą skuwką i podpisałam ten cholerny cyrograf.

*

Siedzę teraz w pięknym i paskudnie zabałaganionym salonie i czekam na Travisa i Judah, rozglądając się wokół. Na podłodze leżą butelki, na stole zauważam biały proszek i zastanawiam się, czy to kokaina, czy coś piekli wieczorem. Zerkam na zegarek i parskam. Jest trzynasta, a oni nadal śpią. Podnoszę się, poprawiam włosy i wchodzę do pierwszej sypialni. Na łóżku leży facet, którego całe szczęście od razu rozpoznaję.

Travis G.

Obok niego zauważam śpiącą kobietę, która w tym samym momencie otwiera oczy i zamiera, widząc, że się nad nią pochylam.

– Hej. – Uśmiecham się kącikiem ust i rzucam jej ubrania, które znalazłam na podłodze. – Na ciebie już pora.

– Słucham? – bąka zaskoczona.

– On ci chyba nie obiecywał śniadania, co?

– Słucham?

Jezu, to będzie trudniejsze, niż myślałam.

Rozglądam się za kimś do pomocy, lecz w apartamencie panuje głucha cisza. Wiem, że mają asystentkę, ale akurat dzisiaj ma wolne. Wzdycham i próbuję jeszcze raz.

– Nie słuchaj, tylko ubieraj się i wypieprzaj.

Dziewczyna otwiera i zamyka usta, a ja mam skojarzenie z karpiem wyrzuconym na brzeg, zwłaszcza gdy patrzę na jej ogromne, wydęte wargi.

– No, już, na co czekasz? Mam ci pomóc?

Zerka na Travisa, ale on wygląda, jakby zapadł w śpiączkę. Jest kompletnie bez kontaktu i chyba wreszcie do niej dociera, że w niczym jej nie pomoże. Wzdycha teatralnie i ubiera się, naciągając obcisłą bluzkę na wielkie, sztuczne piersi. Wychodząc, potyka się i prawie wali głową w futrynę, a ja bardzo staram się nie wybuchnąć śmiechem.

Gdy słyszę trzask zamykanych drzwi, oddycham głębiej i trącam mężczyznę w ramię. Zero reakcji. Próbuję jeszcze kilka razy, ale poza zirytowanym warknięciem nic więcej się nie dzieje.

Trudno, zrobimy to inaczej.

Ściągam z niego kołdrę i bezceremonialnie zwalam go z łóżka. Siada na podłodze i wpatruje się we mnie zdezorientowany.

– Przepraszam, wołałam cię, ale nie reagowałeś – mówię, bo nie tak planowałam zacząć swój pierwszy dzień w pracy.

Przyrzekłam sobie, że postaram się być tak miła, jak to tylko możliwe w moim przypadku.

Travis pociera oczy i kiwa głową, mało przejęty tym, co przed chwilą zrobiłam. Gdy poprawia włosy, przyglądam mu się dyskretnie.

Wygląda jak anioł.

Niebieskie, błyszczące oczy, czarne, długie włosy i regularne rysy twarzy. Ma w sobie coś delikatnego, jakby kobiecego, ale zastanawiam się, czy tak faktycznie jest, czy to tylko moje wrażenie.

– Spoko, nie gniewam się, trudno mnie obudzić. – Uśmiecha się niewinnie, a ja już wiem, dlaczego jest w piątce najprzystojniejszych rockmenów według Rock TV. – To ty jesteś naszym opiekunem? I trenerką w jednym? – Unosi idealną brew i przygryza usta, robiąc znak cudzysłowu w powietrzu.

– Tak – mruczę i podaję mu rękę, pomagając wstać. – Jestem Rain.

– Rain? Jak deszcz?

– Uhm. Tak. Mój ojciec ma wyobraźnię i talent do wymyślania dziwnych imion.

– Oryginalnie. – Kiwa głową zatopiony w myślach. – Fajnie cię poznać, ale szczerze mówiąc, nie wiem, czy to będzie dobra praca dla ciebie.

– Dlaczego?

– Bo my jesteśmy trudni. – Pociera kark i zerka na mnie spod długich rzęs.

Jest wręcz absurdalnie piękny.

– Słyszałam co nieco, ale nie martwiłabym się na zapas – mówię, postanawiając pominąć filmy z imprez, które do tej pory tłuką mi się po głowie. – A gdzie twój przyjaciel?

– Judah?

– Mhm.

– W drugiej sypialni.

– Pójdę po niego i za chwilę spotkamy się w salonie, OK?

Nie wiem, o co chodzi, ale Travis ewidentnie próbuje powstrzymać się od śmiechu.

– Co jest? Powiedziałam coś nie tak?

– Nie, nic. Życzę szczęścia i chcę tylko powiedzieć, że to ja jestem ten bardziej współpracujący i cywilizowany. – Mruga do mnie, wyraźnie rozbawiony.

– O czym ty mówisz?

– Zaraz się przekonasz, nie będę ci psuł zabawy.

Przeciąga się i wstaje, a ja podziwiam idealnie wyrzeźbione ciało i zastanawiam się, czy ćwiczy regularnie, a jeśli tak, to kiedy i co.

*

Ten drugi też nie śpi sam. Władczo trzyma rękę na pośladku blondynki, która rozciągnęła się po lewej stronie łóżka. Stwierdzam, że spróbuję najpierw lekkiej perswazji, ale nawoływanie i klepanie po plecach, podobnie jak w przypadku Travisa, nie przynosi żadnego skutku. Budzę więc najpierw ją i wyrzucam z pokoju, a gdy zostajemy sami, po raz kolejny staram się go docucić. Denerwuje mnie, że jest południe, a on nadal śpi, i zanim zdążę pomyśleć, temperament bierze górę.

Moja ręka z głuchym trzaskiem ląduje na jego zgrabnym, zachęcająco wypiętym tyłku. Judah zrywa się na równe nogi, a ja w tej samej chwili zauważam, że różni się od Travisa jak dzień od nocy. On mnie nie widzi wyraźnie, bo stoję pod słońce, ale za to ja mam doskonały widok. O ile jego kumpel przypomina anioła, Judah wygląda jak zaprzeczenie niewinności. Gdy ochrypłym głosem klnie, domagając się wyjaśnień, i podchodzi bliżej, robię się czujna. Przesuwa się w moją stronę i przełykam cicho ślinę.

Nie wyrzuciłabym go z łóżka.

Oj, nie.

Judah Saryan ma piękne, zielone oczy, których mroczne spojrzenie wydaje się tak samo brudne jak jego myśli. Odgarnia z czoła proste, gęste włosy w kolorze dojrzałej pszenicy i wygina pełne, dziewczęco czerwone wargi w kpiącym uśmiechu. Obejmuję spojrzeniem jego sylwetkę i zastygam, bo jest nagi. Chociaż część mnie ma ochotę wziąć popcorn, usiąść wygodnie i podziwiać tę niezaprzeczalną urodę, stwierdzam, że nie mogę mu pozwolić na to, by czuł się panem sytuacji. Unoszę głowę i mierzę go zimnym spojrzeniem, rzucając mu w twarz mało przyjemny komentarz. Na chwilę rzednie mu mina, ale przykrywa to kolejną falą złości i wulgaryzmów.

Zostawiam go samego i wracam do Travisa. Gdy siadam na kanapie i czekam na niego, dociera do mnie, że być może podjęłam się czegoś, co od samego początku jest skazane na porażkę.

A takie wyzwania lubię najbardziej.

Rozdział 4

Rain

Chociaż świetnie sobie radzę w kryzysowych sytuacjach, teraz czuję, jak mój puls gwałtownie przyspiesza, a ja robię się zła. Biorę głęboki wdech i staram się uspokoić, ale widok Judah, pobudzonego i rzucającego chamskie komentarze, powoduje, że trudno mi nad sobą zapanować.

Nie jestem przyzwyczajona do tego, że ktoś mnie traktuje w taki sposób.

Patrzę na niego chłodno i mam wielką ochotę zmazać mu z twarzy ten paskudny uśmieszek, którym co chwilę mnie częstuje. Przypominam sobie, że aktualnie nie jestem w wojsku, a to nie jest mój rekrut i tylko to mnie powstrzymuje od ręcznego pokazania mu, co myślę na temat jego okropnego zachowania.

Całe szczęście, Travis wziął na siebie rolę miłego gospodarza i zabawia mnie niezobowiązującą rozmową, co trochę studzi moje mordercze zapędy. Uśmiecham się do niego z wdzięcznością, ale tak naprawdę nie mam zielonego pojęcia, o czym do mnie mówi. Chrząkam i siadam prosto. Nie pozwolę, żeby jeden zarozumiały dupek, uważający się za ósmy cud świata, wyżywał się na mnie tylko dlatego, że właśnie tak zazwyczaj traktuje ludzi.

– Travis, Judah, wiecie, po co tu jestem, prawda? – Postanawiam zacząć od czegoś prostego. Uśmiecham się zachęcająco, czekając na odpowiedź.

– Tak, masz nas ogarnąć – mruczy Travis i wywraca oczami. – Ale mówiłem ci już, to będzie raczej trudne, o ile w ogóle możliwe.

– Spokojnie, pozwól, że ja to ocenię – odpowiadam i słyszę parsknięcie.

Judah.

Odwracam się w jego stronę i miażdżę go wzrokiem.

– No, oczywiście, ty to ocenisz, bo ty tutaj rządzisz! – warczy.

– Rozumiem, nie chcesz mnie tu…

– Właśnie! Świetnie, że tak szybko to zrozumiałaś. – Wchodzi mi w słowo, błyskając zębami w drapieżnym uśmiechu. – Jak już stąd wyjdziesz, przekaż Richardowi, żeby się pierdolił, i spokojnie wracaj do domu.

– Ale ja się nigdzie nie wybieram – mówię twardo i widzę, jak jego mina się zmienia. – Mam pewne zadania do wykonania, czy ci się to podoba, czy nie.

– Czyli jednak jesteś znacznie głupsza, niż wstępnie założyłem.

– Nie pozwalaj sobie.

– Bo co? – Wychyla się prowokacyjnie w moją stronę, a ja mam ochotę mu porządnie przyłożyć i żałuję, że nie mogę tego zrobić.

A może mogę?

Obiecuję sobie, że wieczorem uważnie przeczytam kontrakt.

– Hej, hej! – Travis unosi ręce i przytrzymuje swojego kumpla w miejscu. – Spokojnie, bo się zaraz pobijecie.

– Nie martw się, nie biję kobiet i dla niej też nie zrobię wyjątku – burczy Judah.

– Ale z ciebie dżentelmen, no brawo, mamusia cię świetnie wychowała! – Ten typ doprowadza mnie do białej gorączki.– Jakbyś jednak zmienił zdanie, to wiedz, że już nie z takimi jak ty sobie radziłam.

– Mały, wojowniczy kucyk Pony, jak miło! – szydzi ze mnie, wybuchając paskudnym śmiechem, a ja wyobrażam sobie, co bym z nim zrobiła, gdybym mogła.

Zdziwiłby się.

– Jezu, Judah, ustalmy coś wreszcie, a potem będziecie mogli dalej wymieniać się uprzejmościami! – Travis przerywa tę idiotyczną wymianę zdań, zanim zdążę się odezwać. – Jestem głodny, skacowany i naprawdę bardzo chciałbym się jeszcze położyć.

– Kurwa, ale z ciebie cienias! – Judah obrzuca go zdziwionym spojrzeniem. – Tak szybko się poddajesz? I co? Będziesz wstawał rano, kładł się po dobranocce, robił przebieżki po parku i grzecznie się zachowywał, bo ona tak ci powie?!

– Nie mam zamiaru.

– No właśnie! A ta… – Judah zapowietrza się na chwilę, bo najwyraźniej dopiero dochodzi do niego, że nadal nie wie, jak mam na imię. – Ta… Ona właśnie po to tu jest! Widać, że to sadystka!

– Umiesz przewidywać przyszłość. – Uśmiecham się słodko. – I tak szybko przejrzałeś mój niecny plan. Masz jeszcze jakieś inne, ukryte talenty? Chętnie posłucham.

Przygląda mi się spod zmrużonych powiek i widzę, jak na twarz wypełza mu uśmieszek, który kojarzy mi się tylko z jednym słowem.

Perwersyjny.

Przywołuję się do porządku, bo mimo że facet jest bardzo atrakcyjny i chętnie bym z niego skorzystała, jestem tu w pracy i nie mogę o tym zapominać.

– Umiem się świetnie pieprzyć – mówi i przygryza dolną wargę, z rozmysłem przesuwając wzrokiem po moim ciele.

Wiem, że robi to specjalnie, ale i tak czuję uderzenie gorąca.

Fizjologia niestety rządzi się swoimi prawami.

– Mówiono mi, że nie jesteś w najlepszej formie, więc nie sądzę, że wytrzymujesz więcej niż trzy minuty, a to mnie nie interesuje. Nie ma się czym chwalić, naprawdę – odbijam piłeczkę, bo skoro chciał mnie zawstydzić, robię mu to samo.

– Ty…

– Tak?

– Jesteś…

Z fascynacją obserwuję, jak jego twarz się wyostrza, a oczy ciemnieją.

Wiele razy widziałam to spojrzenie. Jest wściekły i urażony jednocześnie.

Paskudne połączenie.

Przyglądam mu się uważnie i wiem, że to z nim będę miała najgorszą przeprawę. Być może gdybym była milsza, jakoś udałoby nam się dojść do porozumienia, ale teraz oficjalnie weszliśmy na wojenną ścieżkę.

– Nie jąkaj się już, bo tak ci zostanie. Jestem Rain. Na pewno zapamiętasz. – Wstaję i podchodzę do niego, chociaż to ostatnie, na co mam ochotę. – Czy ci się to podoba, czy nie, od dzisiaj jestem waszą opiekunką i trenerką, jak zwał, tak zwał. Przetraw to, wrócę jutro o dziewiątej. I dobrze by było, gdybyś już na mnie czekał. Nie lubię tracić czasu.

Odsuwam się na bezpieczną odległość i podnoszę torbę, którą rzuciłam obok siedziska.

– Może i przekonałaś Travisa, ale ze mną nie pójdzie ci tak łatwo. – Słyszę jego niski głos.

Stwierdzam, że nie będę tego komentować, bo podejrzewam, że on zawsze chce mieć ostatnie słowo i nie odpuści. Wzruszam więc tylko ramionami i żegnam się z nimi.

Zamykając za sobą drzwi, pocieszam się, że akurat w grach wojennych jestem świetnie wyszkolona.

Judah

– Co to miało być, do cholery?! – Patrzę na Travisa z oburzeniem, jakby to on był wszystkiemu winien.

– A jak ci się wydaje? – Wzrusza ramionami, mało przejęty moim wybuchem.

– Nikt nie będzie mi mówił, co ani kiedy mam robić! – Przypominam sobie jej słowa i na nowo zapala się we mnie ogień. – Richard może sobie wsadzić w dupę swoje plany! Ja nie mam zamiaru spędzić z tym katem ani minuty dłużej!

– Uspokój się. – Niski głos mojego kumpla powoduje, że wzdycham sfrustrowany. – To nie jest jej wina, ona została zatrudniona przez wytwórnię, i tyle. Nie ma co się ciskać, może uda się z nią jakoś dogadać.

– Co masz na myśli? – Zerkam na niego podejrzliwie i widzę, jak uśmiecha się chytrze. – Nie wygląda na taką, która się dogaduje. Wygląda na taką, która cię udusi we śnie, jeżeli zrobisz coś nie tak, jak zaplanowała.

Travis wybucha śmiechem, ale szybko milknie, widząc moją grobową minę.

– Zaczekaj, posłuchaj mnie. Ja też nie mam zamiaru niczego zmieniać. Nadal chcę imprezować, grać koncerty, spać do południa i generalnie dobrze się bawić. Ty chyba też, co?

– No jasne, że tak. Głupie pytanie!

– No właśnie. To teraz pomyśl sobie tak: jak ją po prostu zwolnimy, wytwórnia wyśle kogoś innego, bo Richard na pewno tak łatwo nie odpuści. Właśnie tak się działo za każdym pieprzonym razem! I wyobraź sobie, że to może być ktoś jeszcze gorszy niż ona.

– Trudno mi sobie wyobrazić kogoś gorszego! – parskam. – A wiesz, że mam bardzo bogatą wyobraźnię.

– Serio? Uważasz, że jest aż tak straszna? – Travis unosi brwi. – Jak z nią rozmawiałem, wydała się całkiem miła. No i jest bardzo seksowna – mruczy i uśmiecha się leniwie. – To dla mnie ważny argument.

– To nie ma żadnego znaczenia. – Siadam obok niego. – Nie jest w moim typie. Absolutnie nie. Jest wredna, chamska, pyskata i się rządzi. No i słyszałeś chyba, co mi powiedziała na koniec?!

– Tak, słyszałem. Wiesz co? Może to głupie, ale jak się odezwała, to od razu pomyślałem o…

Dosłownie zabijam go wzrokiem.

– Przestań.

– Więc ty też zauważyłeś podobieństwo?

– Nie chcę o tym gadać.

Travis kiwa głową uspokajająco i jak gdyby nigdy nic kontynuuje poprzednią myśl, za co jestem mu ogromnie wdzięczny.

– Ty też nie byłeś dla niej najprzyjemniejszy.

– Nieważne. Ja nie muszę. – Macham ręką. – Zresztą moje zachowanie chyba nie jest tematem tej rozmowy.

– Rany, naprawdę cię dojechała, co? Pamiętaj, jakby co, ja zawsze jestem po twojej stronie. – Unosi ręce na znak niewinności i parska tłumionym śmiechem.

– To co chcesz z nią zrobić? Masz jakiś plan?

– Owszem.

– Zamieniam się w słuch.

– Jutro przyjdzie, posłuchamy tego, co dla nas przygotowała i zaproponujemy jej pewien układ.

– Jaki?

– Nie wiem, na czym jej zależy najbardziej, ale może wystarczą dodatkowe pieniądze.

– Chyba za tobą nie nadążam. Chcesz jej zapłacić jeszcze więcej, żeby nas maltretowała? – Czochram się po włosach i staram się znaleźć jakąkolwiek logikę w tym, co do mnie mówi.

– Oszalałeś?! – Travis patrzy na mnie jak na idiotę. – Skoro dostaje kasę za trenowanie i pilnowanie nas, może my zapłacimy jej więcej za brak treningów i przymykanie oczu na pewne sprawy?

– Serio? Nie uderzyłeś się w głowę, jak spadałeś z łóżka? Bo mam wrażenie, że ogłuchłeś i oślepłeś albo mówimy o kimś innym. Przecież ona na to w życiu nie pójdzie.

– Skąd wiesz?

– Z nią się nie da dogadać. – Krzywię się. – Ma kontrakt i choćby miała nas pozabijać, to go zrealizuje.

– A po czym to poznałeś? Po tych sterczących cyckach czy długich nogach? – kpi ze mnie, ale nic sobie z tego nie robię.

Czuję, że mam rację, chociaż nie potrafię tego wyjaśnić.

– Nie wiem, po prostu mam takie przeczucie. Zresztą ona pracuje w wojsku, a tam przestrzeganie zasad jest chyba jedną z ważniejszych rzeczy, jakich uczą.

– Serio? Wojsko? Wow. To wiele wyjaśnia. Skąd wiesz?

– Wymknęło się jej, gdy mnie obrażała.

– Jak to?

– Nie chcę o tym gadać – burczę, bo przypominam sobie, jak skomentowała moją nagość. Zgrzytam zębami i nagle doznaję olśnienia.

– Co ci chodzi po głowie? – Travis podchodzi do barku i nalewa nam po drinku. Gdy widzi, jaką mam minę, siada obok zaintrygowany.

– Wiem, co zrobimy. – Uśmiecham się szeroko i dziwię się, że wcześniej na to nie wpadłem.

– No? Powiesz w końcu?

– Najpierw spróbujemy po twojemu. Nie mamy nic do stracenia. – Kiwam głową. – Jeżeli leci na kasę, tyle wystarczy.

– A jeśli nie?

– Wtedy udowodnimy jej, że jesteśmy niereformowalni i nic tu po niej.

– Niby w jaki sposób? – Travis spogląda na mnie z powątpiewaniem. – Myślę, że byle co jej nie zniechęci. Wygląda na twardą babę. Ciekawe, co robi w wojsku, bo szczerze mówiąc, zakładam, że raczej nie pracuje za biurkiem. Widziałeś, jakie ma wyrobione mięśnie? Podniosła mnie z podłogi jednym szarpnięciem. – Unosi brwi w niemym podziwie, a ja zaciskam usta.

Jeszcze tego brakuje, żeby ten kretyn się w niej zadurzył.

– Poza tym Richard na pewno płaci jej kupę kasy za doprowadzenie nas do porządku i nie zatrudniłby byle kogo po tych wszystkich porażkach. Jak ją dzisiaj zobaczyłem, to pomyślałem, że tyle osób już się przewinęło, ale nikt nie był taki jak ona.

– To znaczy?

– Ostra. Surowa. Żadnego pitu, pitu, uwielbiam was słuchać, kocham was, i tak dalej… Ma w dupie to, że jesteśmy sławni. Od razu konkrety. Nic więcej.

– Mhm, też to zauważyłem. Ale jeżeli okaże się, że mamy zerową motywację, nadal robimy to, co do tej pory, tyle że w znacznie gorszym wydaniu i na dodatek nie będziemy chętni do jakiejkolwiek współpracy, jest szansa, że sama zrezygnuje, bo wygląda na cholernie ambitną. Sama powiedziała, że ma zadania do wykonania – parodiuję ją i parskam śmiechem, chociaż jestem też trochę przerażony.

Travis unosi brwi i widzę, że zastanawia się, nad tym, co przed chwilą powiedziałem.

– Muszę przyznać, że to nie jest głupi pomysł. No i łatwy do zrobienia, bo w zasadzie niewiele byśmy musieli zmieniać – mruczy z cwanym uśmiechem, gładząc się po brodzie. – To jeszcze jedna sprawa. Może to wypali, ale co, jeśli jednak nie zniechęcą jej nawet dwie wredne, zapite i zaćpane świnie? Co wtedy?

– Uwiodę ją i porzucę – mówię bez namysłu.

– Co?! – Travis wypluwa swojego drinka z powrotem do szklanki.

– Nie jest w moim typie, ale jestem skłonny się poświęcić.

– Żartujesz, tak?!

– Pamiętasz, na co ostatnio narzekał Richard?

Travis myśli przez chwilę i jego oczy rozbłyskują złowieszczo.

– Rozkochujesz w sobie każdą naszą pracownicę, a potem ją rzucasz, jak już się znudzisz.

– I co one wtedy robią? – pytam jak nauczyciel czekający na tę jedną dobrą odpowiedź.

– Odchodzą. Zwalniają się.

– Właśnie. – Mam ochotę bić sobie brawo za to, jaki jestem genialny.

– Ale ona nic ci nie zrobiła. – Słyszę niedowierzanie w jego głosie.

– Zrobiła. – Zaciskam usta i twardo wpatruję się w pustą szklankę. – Wzięła tę pracę, to wystarczy.

– Jezu, Judah… – Travis wsuwa rękę we włosy. – To, co chcesz zrobić, jest naprawdę paskudne! Ja rozumiem, romanse, seks bez zobowiązań, laski na jedną noc, nic do tego nie mam, przecież wiesz, ale ty chcesz ją świadomie wykorzystać i zranić!

– Masz jakiś inny, lepszy pomysł? – pytam.

– Nie, co nie znaczy, że ten mi się podoba.

– Dlaczego masz taką minę? – Jestem zaskoczony tym, jak bardzo się przejął.

– Bo to okrutne. Nigdy nie zrobiłbym komuś takiego świństwa – mruczy.

– No właśnie. Ty nie, więc ja to zrobię.

Travis milknie i intensywnie nad czymś myśli.

– Dajmy jej tydzień. – Słyszę jego głos. – Zobaczymy, co zaproponuje, a jeśli się okaże, że się nie dogadujemy, wtedy wrócimy do tej rozmowy, OK?

– Nie mów, że masz wyrzuty sumienia.

Posyła mi ciężkie spojrzenie.

– Ktoś z naszej dwójki musi mieć chociaż odrobinę przyzwoitości. Ty nie masz ani wyrzutów sumienia, ani serca.

– Ale jesteś dramatyczny! – Parskam śmiechem, który jednak po chwili gaśnie, gdy dochodzi do mnie, że mój przyjaciel w jednej kwestii znacząco się pomylił.

Nie mam wyrzutów sumienia. Fakt. Mam za to serce. Roztrzaskane, rozbite, zmiażdżone. Nie do naprawienia, bo zbyt dużo jego fragmentów już zgubiłem po drodze.

Rozdział 5

Rain

Budzę się na długo przed budzikiem i przez moment zastanawiam się dlaczego. Nie muszę już wstawać w środku nocy, ten okres przynajmniej na pewien czas mam za sobą. Wpatruję się w ciemność, gdy po chwili do mojego zamroczonego snem umysłu dociera, że za parę godzin mam oficjalnie zacząć opiekę nad Trash Boys.

Zaciskam zęby i wyskakuję z łóżka. Wieloletnie przyzwyczajenie powoduje, że automatycznie opadam na podłogę i robię pompki. Ćwiczenie mnie ożywia i sprawia, że nabieram energii. Po skończonej serii czuję się świetnie i obiecuję sobie, że po południu skoczę na siłownię, żeby się porządnie zmęczyć.

Rozbieram się do naga i w drodze pod prysznic przeglądam się w wielkim lustrze.

Praca w wojsku i surowa dyscyplina zrobiły swoje i z zadowoleniem stwierdzam, że mam sprężyste, pięknie umięśnione ciało, bez grama zbędnego tłuszczu. Uśmiecham się do siebie i przeciągam ręką po włosach, które jeszcze nie tak dawno były znacznie krótsze. Planując dzisiejszy dzień z Trash Boys, postanawiam, że bez względu na wszystko, nie dam sobie wejść na głowę. Ich menadżer wyraźnie zaznaczył, że na pewno będą się opierać i wykręcać, zwłaszcza Judah.

Wygląda na takiego, który lubi się buntować tylko dlatego, że może.