Black Nights. Tom 2. Część 1 - E.J. Arosh - ebook

Black Nights. Tom 2. Część 1 ebook

E.J. Arosh

4,9

Opis

Początek światowej trasy koncertowej Black Nights i Love To Death zdecydowanie nie zaczął się dobrze. Aurora jest na granicy załamania nerwowego i tylko krok dzieli ją od ponownego zanurzenia się w ciemność. Vale również mierzy się z własnymi problemami, które dotąd odsuwał od siebie, stawiając trudności Aurory na pierwszym miejscu. Mimo miłości, pożądania i wzajemnej fascynacji ich związek wkracza w trudny okres. Co okaże się silniejsze? Pragnienie powrotu do życia czy coraz szybszy pęd do samozniszczenia?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 262

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,9 (8 ocen)
7
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna Polecam
10
AnastasiyaAdryan

Nie oderwiesz się od lektury

Ta część to totalny odjazd pod względem emocjonalnym. Mrok, wierny towarzysz naszych bohaterów, jeszcze bardziej zacieśnil swoje macki... Są książki, które widzimy, które przewijają się w naszych umysłach jak film, klatka po klatce. A są książki, które czujemy, które przeżywamy tak mocno, że zapiera dech. Przeżywałam z Aurorą rozterki, upadki i tę pustkę, rozpaczałam wraz z Vale'm, bo nie ma nic gorszego niż bezsilność, kiedy na twoich oczach ukochaną osobę pochłania ciemność, a ty nie możesz nic zrobić... Ta część skończyła się tak, że czytelnik ma w głowie same znaki zapytania. Jaki los dla swoich bohaterów zaplanowała autorka? Mam nadzieję, że wydawnictwo WasPos nie będzie kazało nam długo czekać na finał!
10

Popularność




Tej autorki w Wydawnictwie WasPos

CYKL BLACK NIGHTS

Black Nights. Tom 1. Część 1

Black Nights. Tom 1. Część 1I

Black Nights. Tom 1I. Część 1

Pozostałe pozycje

Trash Boy

Purple Rain (premiera luty 2025 r.)

Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka

Copyright © by E. J. Arosh, 2022Copyright © Wydawnictwo WasPos, 2023All rights reservedWszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Adam Buzek

Zdjęcie na okładce: © by Milkica R/Shutterstock

Ilustracje wewnątrz książki: © by pngtree.com

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

ISBN 978-83-8290-571-7

Wydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 1

Wokół mnie robi się coraz głośniej. Kakofonia dźwięków powoduje, że chcę zatkać uszy, odciąć się, ale wtedy czuję szarpnięcie za ramię i chwilę później delikatny dotyk czyichś rąk na twarzy i szyi.

Boję się patrzeć, bo zamknięte powieki stanowią jedyną barierę między mną a straszną rzeczywistością, z którą nie jestem w stanie się skonfrontować. Próbuję się wyrwać, szarpię się i płaczę żałośnie. Słyszę, że ktoś stara się mnie uspokoić, mówiąc wyważonym, stonowanym głosem, ale szok powoduje, że nie rozróżniam słów. Jestem bezdenną pustką i mrokiem, bo wszystko, co było we mnie dobre, zostawiam przy zimnym ciele Vale’a, żeby nie czuł się samotny. Biorę głęboki oddech i pozwalam, by rozłożona kartka spadła mi pod nogi. Otwieram oczy i zerkam na nią ostatni raz, obserwując, jak litery mokną i rozpływają się w zimnym deszczu.

Są osoby, które się pamięta, i osoby, o których się śni. Kim byłem ja, kim będziesz ty?

– Aurora? Aurora! Jezu! Co się stało?! – Coraz głośniejszy głos wwierca mi się w uszy, więc niechętnie podnoszę ciężkie powieki i zamieram.

Tuż nade mną nachyla się Vale, blady i spanikowany, ale poza tym zdecydowanie cały i zdrowy. Żywy. Oddycham głośno, wypuszczając ze świstem zatrzymane w płucach powietrze. Nadal mam przed sobą jego piękne, martwe i pozbawione zieleni oczy. Rozglądam się przerażona, bo bardzo powoli dochodzi do mnie, że po raz kolejny sen zamienił się miejscami z rzeczywistością. Ulica i szpital zniknęły, a ja siedzę w łóżku w swoim pokoju hotelowym.

– Kochanie, wszystko dobrze? Nie mogłem cię dobudzić! Strasznie płakałaś! – Vale dotyka mojego rozgrzanego policzka i przygląda mi się z niepokojem.

– Miałam koszmar – odpowiadam cicho, wpatrując się w niego zachłannie.

– Co ci się śniło? Chcesz o tym pogadać?

– Nie! Zdecydowanie nie. Chcę zapomnieć, i to jak najszybciej! – mamroczę i próbuję wygrzebać się ze splątanej pościeli.

Vale podaje mi rękę i bez słowa przygarnia do siebie, zamykając w kojących i czułych objęciach. Zanurzam się w jego trosce i ciepłym spojrzeniu, ale po chwili znowu nurkuję w mrok snu, z którego się jeszcze nie otrząsnęłam. Czuję się paskudnie, okropnie boli mnie głowa, a całe ciało jest napięte i odrętwiałe. Chciałabym odciąć się od tych nieprzyjemnych doznań. Marzę o xanaxie albo kilku mroźnych łykach wódki, ale zostawiam tę myśl dla siebie, bo nie sądzę, żeby została dobrze przyjęta.

– Długo spałam? Co z Davidem? Nie dzwonili ze szpitala?

– Spokojnie. – Vale uśmiecha się słodko i całuje mnie w czoło, odgarniając mi włosy na plecy. – Spaliśmy jakieś dwie godziny, nikt się nie odzywał, więc myślę, że nie było pogorszenia. Na pewno by nas poinformowali, gdyby coś się zmieniło.

– Dobrze. W takim razie wezmę szybki prysznic i może pojedziemy do chłopaków, co?

– Jasne! Tyle że proponuję kąpiel, bo jesteś strasznie spięta i wydaje mi się, że musisz to trochę wyleżeć. W tej sytuacji pośpiech nie jest wskazany. – Vale dotyka mojego karku, a ja wzdycham, gdy zaczyna sprawnie ugniatać spięte mięśnie.

– Sama nie wiem.

Chociaż perspektywa relaksu w gorącej wodzie jest naprawdę kusząca, chcę jak najszybciej wyjść z tego pokoju i na własne oczy przekonać się, że David żyje, a sen był tylko snem i nie stanie się nic złego. Muszę się upewnić, że to nie było moje przeznaczenie.

Vale chyba zauważa moje wahanie, bo zaczepia ramieniem o mój bark i znowu przyciąga mnie do siebie. Gdy wtulam się w niego, dopada mnie świadomość, jak bardzo bolesna byłaby jego strata.

Znowu wracam myślami do snu i do uczucia nieskończonego smutku. W jednej chwili wszystko przestało mieć sens. Mimo że staram się nad sobą zapanować, wspomnienie jego śmierci wyciska mi z oczu łzy, których nie umiem powstrzymać. Zaczynam płakać, coraz głośniej wciągając powietrze do nagle zaciśniętych płuc.

– Hej? Co się dzieje? Martwisz się o Davida? – Piękne oczy, po równo wypełnione zielenią i zmartwieniem, badawczo wpatrują się w moją twarz.

– Nie tylko o to chodzi – wyduszam, spazmatycznie łapiąc drżący oddech. – To przez ten koszmar. Śniło mi się, że miałeś wypadek.

– Wypadek? Jaki? – pyta zaciekawiony i sadza mnie sobie na kolanach.

– Jak szedłeś do mnie, potrącił cię samochód.

– Zawsze uważam, przechodząc przez jezdnię, jestem bardzo zdyscyplinowanym i świadomym zagrożeń przechodniem – mówi żartobliwie, ale milknie, widząc moją minę. – To było coś poważnego?

– Tak.

– Jak bardzo?

– Bardzo.

– Zginąłem?

Potakuję.

– Jak to się stało?

Zaczynam opowiadać, ale chociaż bardzo się staram niczego nie pominąć, dość szybko orientuję się, że wielu szczegółów już nie pamiętam.

Gdy dochodzę do momentu, w którym pojawia się tajemnicza pielęgniarka, Vale unosi brwi zdziwiony.

– Przecież ona naprawdę była w szpitalu! Tego na pewno sobie nie wymyśliłaś, razem ją mijaliśmy i ja też ją widziałem.

– Masz rację. Oglądałam się za nią, bo wydawała mi się znajoma.

Mówię mu, jak wyglądała kobieta ze snu, i zamieram, bo olśnienie spływa na mnie właśnie w tej chwili.

– Już wiem, do kogo ona jest podobna! Pamiętasz, opowiadałam ci o śnie, w którym wylosowałam znak zapytania?

– Trudno zapomnieć coś takiego. – Vale się wzdryga.

– Ta pielęgniarka wygląda jak hostessa, która w tamtym śnie prowadziła stoisko z losami.

– Nie sądzisz, że to wszystko jest bardzo metaforyczne i mocno ze sobą połączone? No wiesz, losowanie, znaki zapytania, ta sama dziewczyna? Twój mózg przerabia jakieś naprawdę popieprzone tematy. – Kręci głową z niedowierzaniem. – Może, pomijając szpital, gdzieś już się widziałyście? Kojarzy ci się coś? Gdzie mogłaś ją wcześniej spotkać?

Zastanawiam się przez chwilę, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Wzruszam ramionami.

– Mam nadzieję, że nie przewidujesz przyszłości. – Vale parska, widząc moją zdziwioną minę. – Chociaż to bardzo użyteczne wiedzieć, co się wydarzy, chciałbym jednak jeszcze trochę pożyć. – Puszcza do mnie oko i uśmiecha się z przekąsem. – Może warto obgadać to z Johnem przy najbliższej okazji? Ja jakoś nie czuję się na siłach, żeby ogarnąć ten temat. – Czochra się po włosach i robi przepraszającą minę. – Mam nadzieję, że się nie gniewasz?

– No, co ty! To tylko dziwny sen, nie mam się o co gniewać.

Vale wpatruje się we mnie intensywnie i uśmiecha się, ale mam wrażenie, że nie do mnie, a do swoich myśli.

– Nie o sam sen chodzi, wiesz? Ja też miewam koszmary, po których boję się znowu położyć. – Zerka na mnie. – Bardziej mnie martwi to, co się z tobą działo, jak śniłaś. Byłaś nie do obudzenia. Krzyczałaś, jakby cię obdzierali ze skóry, mało nie dostałem zawału! Mówiłem do ciebie, przez chwilę nawet miałaś otwarte oczy, ale nie było cię tu, nie widziałaś mnie. Przestraszyłem się jak cholera.

– Wyobrażam sobie. Masz rację, może John pomoże mi dojść, o co w tym wszystkim chodzi, zwłaszcza że… – Milknę, bo wraca do mnie szczegół, który zmroził mi krew.

– Zwłaszcza że co?

– Koszmary mają to do siebie, że łączą w sobie wszystkie lęki – mówię cicho. – Nie dość, że zginąłeś przeze mnie i na moich oczach, to jeszcze okazało się, że miałeś w ręce wiadomość, która była dla mnie.

– Co było w tej wiadomości?

Widzę, że Vale jest zaintrygowany, i przełykam ślinę, szybko rozważając, czy chcę o tym mówić.

– To była kartka, w zasadzie wyglądająca jak ta z mojego snu o stoisku z losami – mruczę. – Był na niej znak zapytania, a w środku coś napisano.

– Mhm.

– Ostatnie zdanie, które usłyszałam od Cyrusa przed jego śmiercią, tyle że w trochę zmienionej formie.

Vale zerka na mnie niepewnie, być może myśli, że żartuję. Widzę, jak jego grdyka porusza się w górę i w dół, gdy przełyka ślinę.

– Wiesz, co? Masz naprawdę niesamowity umysł. Przerażający i fascynujący jednocześnie. Nic dziwnego, że piszesz takie dobre teksty!

Parskam śmiechem w odpowiedzi na ten dziwaczny komplement.

– Nie zazdroszczę ci koszmaru, robi mi się zimno od samego słuchania o tym. Nie chciałbym tego widzieć. – Vale uspokajająco gładzi mnie po plecach, a ja lekko potakuję. – Tym bardziej proponuję przyjemną, odprężającą kąpiel, a potem zmienimy chłopaków w szpitalu. Muszą być zmęczeni, przyda im się odpoczynek po kilku godzinach na tych niewygodnych krzesłach.

– Niezły plan. – Kiwam głową, jeszcze nie do końca spokojna, ale z całą pewnością mocniej zakotwiczona w realności. – A ty, co? – pytam, widząc, jak Vale zaczyna się rozbierać, nucąc pod nosem.

– Jak to co? Idę z tobą do wanny, myślałem, że to oczywiste. Nie przepuszczę takiej okazji, zwłaszcza że ostatnio nie mamy dla siebie za dużo czasu. Zbyt wiele kryzysów, zbyt mało przyjemności. Złe proporcje, bardzo złe. – Wybucha szalonym śmiechem i zrzuca z siebie koszulkę. – Nie tylko tobie przyda się chwila relaksu. Chyba że masz coś przeciwko?

– Żartujesz? – Ruszam brwiami. – Nic nie wydaje się bardziej przywracające do życia niż ty. Nago.

– Mów mi tak jeszcze, a za moment na własne oczy zobaczysz, jak powstaję z martwych. – Sugestywnie zerka na swoje krocze.

Chichoczę i idę pierwsza do łazienki, słuchając melodii, którą zdążył w między czasie wymyślić. Odkręcam wodę i wołam go, bo raptem zrobiło się cicho, ale nie odpowiada. Odwracam się i widzę jego zgrabny, nagi tyłek, zachęcająco wypięty w moją stronę. Vale pochyla się nad marmurowym blatem, zawzięcie coś notując.

– Co robisz? – Zaciekawiona zerkam mu przez ramię, ale zabiera mi zeszyt sprzed oczu i czule przytula go do nagiej piersi.

– Nic ci na razie nie pokażę, ale twój sen mnie zainspirował i mam pomysł na nową piosenkę. Muszę to zapisać, bo nie darowałbym sobie, gdybym zapomniał. Będę musiał potem wrócić do siebie po gitarę, mam tę muzykę w głowie i chcę ją nagrać. – Uśmiecha się pięknie.

Bardzo zadowolony z siebie wysuwa figlarnie język i dotyka górnej wargi.

Gdy głodnym wzrokiem przesuwa po moim nagim ciele, widzę, jak jego twarz się zmienia, i zakładam, że nie myśli już o nowym kawałku. Podchodzi powoli i uśmiecha się zmysłowo. Całuje mnie lekko w ucho, a potem tuż nad obojczykiem. Jestem świadoma, że się ze mną drażni, dając mi zaledwie namiastkę przyjemności. Robi to z pełną premedytacją, bo doskonale wie, jak bardzo jestem niecierpliwa. Przygryzam usta i jęczę rozczarowana, gdy z szerokim uśmiechem, patrząc mi w oczy, po raz kolejny przenosi się na inną część ciała i zaczyna wszystko do nowa.

– Vale!

– Mhm? – Unosi głowę znad mojej piersi i spogląda na mnie wzrokiem niewiniątka. – Mówiłaś coś?

– Czy możesz… – Sama nie wiem, o co proszę, bo sposób, w jaki mnie dotyka, powoduje, że trudno mi się skupić.

– Co mogę? Wreszcie zacząć czy skończyć? – Chichocze psotnie i widzę, jak błysk rozbawienia miga w jego pociemniałych oczach.

– Nie wiem… Nieważne – mamroczę i przymykam powieki.

Poddaję się jego działaniom i gdy opiera mnie o ścianę, jednocześnie przesuwając dłonią po wewnętrznej stronie uda, zapominam, co miałam na myśli kilka sekund temu.

– Nie przejmuj się. Chodź, zajmę się tobą, kochanie – mruczy mi uwodzicielsko do ucha i lekko ciągnie za rękę, prowadząc w stronę sypialni.

– Mieliśmy się kąpać – protestuję słabo, bo od jego zapachu i ciepłej bliskości kręci mi się w głowie.

– Myślę, że kąpiel będzie jeszcze bardziej przyjemna i odprężająca, jeśli przedtem porządnie się zmęczymy.

Uśmiecham się pod nosem i kiwam głową. Vale ma tak zmysłową minę, że zgodziłabym się nawet, gdyby zaproponował mi teraz wspólne prasowanie.

– Przekonałeś mnie.

Chcę poczuć się żywa, a co może być bliższe życia niż seks?

Gdy po pewnym czasie w końcu docieramy do łazienki, przyznaję mu rację, że kąpiel po miłości to idealna kolejność. Ciepła woda koi napięte mięśnie, jest mi błogo i przyjemnie. Staram się utrzymać ten stan jak najdłużej, ale wciąż od nowa odtwarzam sen, który zatrzymał mi serce. Patrząc na beztroskiego i nadal lubieżnego Vale’a, próbującego właśnie zdmuchnąć pianę z moich piersi, czuję narastający ucisk w brzuchu. On żartuje, wygłupia się i robi wszystko, żeby poprawić mi nastrój. Widzę, jak się stara, i nie mam serca powiedzieć mu, że nadal jestem przerażona i niespokojna.

Myślałam, że wszystko, co złe, zostawiłam już za sobą, ale od kilku dni czuję, jak znajomy mrok i pustka zbliżają się i coraz mocniej mnie otulają. Świadomość, że po raz kolejny mogę ulec nałogom i dawnym przyzwyczajeniom, obezwładnia mnie i paraliżuje, a jednak jest w tym też coś perwersyjnie kuszącego i zachęcającego.

Spoglądam na Vale’a i wiem, że nie zdaje sobie sprawy z walki, którą toczę sama ze sobą. Uśmiecham się więc szeroko, wsłuchana w jego niski głos, mając w głowie myśl, że wcześniej czy później go stracę.

*

Wchodząc do szpitala, mam ciarki na całym ciele i nie jestem w stanie opanować wszechogarniającej paniki. Vale trzyma mnie mocno za rękę, jakby wyczuwał, że mam ochotę uciec. Mimo że bardzo się staram, nie mogę się uspokoić. Biorę głębokie oddechy, chociaż zdaję sobie sprawę, że tylko pogarszam sytuację, bo jestem o krok od omdlenia. Próbuję przypomnieć sobie metody wyciszania się, których uczył mnie John. Szkoda, że jedyne, co mam teraz w głowie, to leki, kokaina i wielka, zmrożona butelka wódki. Przełykam głośno ślinę i zaciskam ręce w pięści. Nałóg to wierny pies, a za mną chodzi ogromne stado. Całe szczęście, w końcu docieramy na siódme piętro i bez sił opadam na najbliższe krzesło.

– Hej, co ci jest? Źle się czujesz? – Tom siada przy mnie zaniepokojony.

Prawdopodobnie wyglądam naprawdę słabo, bo za chwilę zjawiają się też Michael i Chase. Stają nade mną z pytaniem w oczach.

– Nic takiego.

Mam ochotę się upić do nieprzytomności, taki drobiazg.

– Powiedzcie lepiej, jak z Davidem? Rozmawialiście z lekarzem? – Staram się wziąć w garść i uśmiecham się blado.

Chociaż nie jest to łatwe, tłumaczę sobie, że są teraz ważniejsze rzeczy niż moje obecne, gówniane samopoczucie.

– Nic się nie zmieniło. – Tom wzrusza ramionami. – Chciałbym mieć lepsze informacje, ale na razie pozostaje nam czekać.

– A co z dalszą trasą? Wiadomo już coś? Wytwórnia zawiesi koncerty?

Pytanie Chase’a napędza kolejną falę lęku, rozbijającą się z wściekłym rykiem w mojej głowie.

– Nie mam pojęcia. Tonny ma dzisiaj spotkanie z Goldmanem i podejmą ostateczne decyzje. Obecnie gaszą pożar, który wybuchł po tym, jak zdjęcia nieprzytomnego Davida trafiły do sieci.

– No tak. Muszą dbać o dobry PR. – Wzdycham i kręcę głową z niedowierzaniem.

Chcę powiedzieć coś jeszcze, gdy drzwi windy rozsuwają się z cichym sykiem i ze środka wychodzi Travis. Zobaczywszy nas, niepewnie macha ręką i przyspiesza.

– Jak David? – pyta zamiast przywitania i omiata nas zaniepokojonym spojrzeniem.

– Nadal beznadziejnie. – Tom bawi się zapalniczką, zerkając na niego z dziwnym wyrazem twarzy, bez sympatii w oczach. – Wytrzeźwiałeś?

– Uhm, nie. Daleko mi do tego, ale stwierdziłem, że chcę tu być. Trzącha mnie po prochach i za jakiś czas na pewno będę miał paskudnego kaca, ale dam radę, to nie jest teraz istotne.

– A Judah? – Rozglądam się po poczekalni.

Jeżeli się tu pojawi, zabiję go gołymi rękami. A potem pójdę się napić.

Travis wzrusza ramionami.

– Nie wiem, gdzie jest, jeśli o to pytasz. Prawdopodobnie upił się i leży w jakimś klubie. – Zerka na zegarek. – Zdaje się, że o tej porze ochrona już go szuka, bo na pewno nie wrócił na noc do hotelu.

– Czyli wszystko po staremu – stwierdzam z lekkim zdziwieniem.

– On się nie zmienił, ale ty owszem. – Travis zerka na mnie z błyskiem w oku. – Słyszałem, że się ogarnęłaś. To prawda?

– Staram się. – Unikam jego wzroku, bo mam wrażenie, że doskonale wie, jak daleko mi w tej chwili do bycia ogarniętą.

– Szkoda! – Parska cichym śmiechem. – Imprezy z tobą były nieziemskie, ale rozumiem, miałaś dosyć. Cieszę się, że lepiej ci bez tego całego syfu. – Mruga do mnie i przenosi wzrok na Chase’a, który siedzi kilka krzeseł dalej, wpatrzony w rozświetlony ekran telefonu.

Widzę, jak Travis przełyka ślinę, wstaje i przysiada się do niego. Obserwuję z fascynacją, jak Chase podnosi się gwałtownie, kręci głową, ale Travis łapie go mocno za rękę i z powrotem sadza na miejsce. Zaczynają rozmawiać i mimo że jestem ogromnie ciekawa, co z tego wyniknie, nie chcę być wścibska, więc odwracam się do Vale’a.

– Pójdziesz ze mną do Davida?

– Jasne! – Wstaje i podaje mi rękę.

Uwielbiam w nim to, że jest szarmancki w ten swobodny, niewymuszony sposób. Idziemy ramię w ramię, gdy z jednego z korytarzy wychodzi pielęgniarka z mojego snu.

Zatrzymuję się gwałtownie i już chcę się odwrócić, żeby uciec, gdy zdecydowany uścisk dłoni Vale’a przytrzymuje mnie w miejscu.

– To ona? – pyta cicho, nie spuszczając z niej wzroku.

Dziewczyna zauważa nas i znowu czuję na sobie jej czarne, przeszywające spojrzenie. Podchodzi coraz bliżej i wpatruje się we mnie zachłannie.

– Przepraszam, widziałam was wcześniej, ale nie miałam odwagi zagadać. – Uśmiecha się lekko i widzę, jak na jej policzkach wykwita mocny, krwawy rumieniec. – Wybacz, Auroro, nie powinnam była się tak na ciebie gapić, ale jestem twoją największą fanką i jak cię zobaczyłam wczoraj w nocy, nie mogłam się powstrzymać! Teraz jest mi strasznie głupio, bo pewnie wyglądałam jak totalna wariatka, nie mogłam od ciebie oderwać oczu! Jesteś nieziemsko piękna! – Chichocze i rumieni się jeszcze bardziej.

– W porządku, eee, dzięki – bąkam zaskoczona, bo nadal mam w głowie jej słowa ze snu i na razie nie potrafię sobie wytłumaczyć, że to nie działo się naprawdę. – Mogę cię o coś zapytać?

– Oczywiście! Pytaj, o co tylko chcesz!

– Czy poza tym razem kiedykolwiek ze mną rozmawiałaś?

Widząc zdziwienie malujące się na jej twarzy, już wiem, jaka będzie odpowiedź.

– Nie. Nigdy nie miałam okazji, chociaż marzyłam o tym setki razy! Byłam na wielu waszych koncertach, kilkanaście razy nawet w pierwszym rzędzie, mam twoje podpisy na wszystkich płytach, ale nie było szansy na spotkanie z tobą.

– A czy to ty opiekujesz się naszym przyjacielem?

Być może powinnam się przymknąć, ale nadal prowadzę swoje małe śledztwo.

– Tak, razem z Donną. Zmieniamy się. Niestety, nie mogę udzielać żadnych informacji, musicie zaczekać na lekarza. – Patrzy na mnie przepraszająco.

– Spokojnie. Nie o to mi chodzi. W porządku. To wszystko.

Nie wiem, do czego zmierzam. Czuję się coraz bardziej głupio.

Vale stoi z boku, bez słowa przysłuchując się tej dziwnej rozmowie. W żaden sposób nie próbuje mnie powstrzymać, pewnie zakłada, że mam w tym przepytywaniu jakiś cel.

– Nie chcę was zatrzymywać, ale czy mogę prosić o autograf? Wiem, że to nie na miejscu, ale może już nigdy nie będę miała okazji. – Zerka na niego onieśmielona, a on kiwa głową.

– Jasne. Gdzie mamy podpisać? I dla kogo? – Posyła jej jeden ze swoich zawadiackich uśmiechów i widzę, jak dziewczyna wpatruje się w niego z zachwytem.

– Destiny1. Mam na imię Destiny.

Gdy słyszę jej imię, przełykam głośno. Vale rzuca mi kontrolne spojrzenie, jednocześnie podpisując jedną z kartek, które trzyma w rękach.

Po chwili wyciąga je w moją stronę. Pielęgniarka chciwie śledzi ruch mojej ręki i gdy oddaję jej notes, uśmiecha się szeroko.

– Bardzo wam dziękuję i mam nadzieję, że wasz przyjaciel z tego wyjdzie! Nie takie rzeczy tu widywałam, będę trzymać kciuki i oczywiście zajmę się nim najlepiej, jak potrafię!

Chyba chce dodać coś jeszcze, ale głośny dźwięk pagera wybija ją z rytmu i zniecierpliwiona wyciąga go z kieszeni. Odczytuje wiadomość i wzdycha przeciągle.

– Przepraszam! Muszę lecieć, nie zatrzymuję was dłużej!

Odchodzi szybkim krokiem, nie oglądając się za siebie.

– Jest prawdziwa – mamrocze Vale, ruszając brwiami. – Nie wymyśliłaś jej sobie. Być może jej twarz mignęła ci gdzieś na koncertach, ale tak czy inaczej, to niesamowite! A nie przyśniły ci się przypadkiem jakieś numery?

– Co? O co ci chodzi?

– Nie? – Jego przystojną twarz rozświetla szeroki uśmiech, gdy zdziwiona kręcę głową. – Na pewno? Szkoda, moglibyśmy zagrać w PowerBalla2. Chociaż nadal nie chcę umierać, być może jednak masz nieodkryty talent do przewidywania przyszłości. Warto sprawdzić.

– Masz tyle pieniędzy, że nie wydasz ich do końca życia.

– Nie znasz moich możliwości, kochanie! Wolę się zabezpieczyć, bo gdybym jednak planował imprezować na całego, powinienem mieć na to odpowiednie środki. A teraz chodź ze mną. – Łapie mnie za rękę i lekko dotyka mojego policzka. – Zabiorę cię na kawę i ciastko do tej kawiarni po drugiej stronie ulicy.

Vale informuje Morgana, dokąd się wybieramy, i już po chwili wychodzimy ze szpitala z dyskretną obstawą, podążającą kilka kroków za nami. Cały czas myślę o tym, co powiedział Vale. To imprezowanie na całego, nawet jeśli jest żartem, i tak wydaje mi się zastanawiające. Przychodzi mi do głowy, że być może nie tylko ja się maskuję i nie mówię wszystkiego. Zerkam na jego spokojną twarz i próbuję dostrzec zapowiedź kłopotów w wesołym spojrzeniu, ale po chwili rezygnuję. Powiedział kiedyś, że każdy ma jakieś tajemnice. Może w tym momencie tak powinno zostać.

Daję się poprowadzić, a gdy przechodzimy przez ulicę, którą widziałam w swoim śnie, ściskam go mocno za rękę, wyczekując najgorszego.

Vale uśmiecha się uspokajająco, jakby chciał mnie zapewnić, że nic się nie wydarzy.

Gdy bezpiecznie docieramy na drugą stronę, oddycham z ulgą i opadam na najbliższe krzesło, pozwalając Vale’owi zająć się zamawianiem dla nas napoi i jedzenia. Cieszy mnie, że o tej porze jest mało osób, a te, które siedzą w pobliżu, nie zwracają na nas uwagi.

Co prawda nie rzucamy się w oczy, bo oboje z Vale’em mamy na głowie kaptury, ale tak czy inaczej, jest mi lepiej z myślą, że przez chwilę nie muszę się przejmować, że ktoś będzie chciał autograf lub zdjęcie.

– Proszę, twoja kawa.

Aromat dociera do moich nozdrzy, jeszcze zanim Vale stawia przede mną parującą filiżankę.

– Dzięki! Nikt cię nie rozpoznał?

– Kelnerka wcisnęła mi do ręki kartkę z dziesięcioma cyframi, ale nadal mam nadzieję, że to numery do losowania, a nie jej numer telefonu. – Wybucha śmiechem i siada obok mnie.

– Vale!

– No, co? Pytałaś, to ci powiedziałem. Nie martw się, nie będę dzisiaj dzwonił. Jutro to zrobię! – Uchyla się przed moją pięścią i śmieje się jak szalony.

Nie mogę się powstrzymać i chociaż nadal jest mi źle, na chwilę zaraża mnie swoją radością. Przedrzeźniamy się i ten czas z nim pozwala mi na moment zapomnieć o ostatnich dwóch dniach.

– Jak myślisz, co będzie dalej z koncertami? – Niski głos Vale’a wyrywa mnie z zamyślenia.

Wzruszam ramionami, zapalając papierosa.

– Nie mam pojęcia. Wiele razy próbowałam przewidzieć, co zrobi wytwórnia, ale nie jestem w stanie zrozumieć ich sposobu myślenia. Tonny ma się dzisiaj z nimi spotkać.

Vale kiwa głową w zamyśleniu. Wpatruje się gdzieś w dal, a ja z przyjemnością obserwuję jego piękny profil i lekki uśmiech błąkający się po pełnych ustach. Chcę powiedzieć, jak bardzo martwię się Davidem, snem i tym, co będzie dalej, ale Vale odwraca się i całuje mnie tak, że wszystkie myśli ulatują mi z głowy i obserwuję, jak wzbijają się wysoko w niebo. Zarzucam mu ręce na szyję i mruczę z rozkoszy.

Nigdy nie mam dosyć.

Właśnie się w nim zatapiam, gdy głośny, suchy trzask przywołuje mnie do rzeczywistości. Otwieram oczy i zauważam wycelowany w nas wielki aparat. Niewiele myśląc, zeskakuję z kolan Vale’a i zanim ochroniarze zdążą zareagować, rzucam się na fotografa i mocno go popycham. Jest tak zdziwiony moim atakiem, że bez większego wysiłku udaje mi się wyrwać mu aparat z rąk. Mam ochotę go zniszczyć, ale zaciskam zęby, otwieram małą klapkę z tyłu i wyciągam film.

– Co jest, kurwa?! Zostaw to, wariatko!

Facet czerwienieje na twarzy i podejrzewam, że za chwilę mi go odbierze, gdy drogę zastępuje mu Vale. Jest od niego wyższy, co zdecydowanie stopuje wkurzonego paparazzo.

– To żadna wariatka. Dla ciebie to jest pani Black. Brzydko tak robić zdjęcia bez zapowiedzi. My też mamy prawo do prywatności. A teraz proszę – wyciąga mi aparat z zaciśniętych rąk i wciska go facetowi – to chyba jest twoje. Zdjęcia wywołamy i zostawimy sobie na pamiątkę, na pewno zrobiłeś świetne ujęcia, dzięki! – Uśmiecha się uprzejmie, ale ja słyszę w jego głosie niewypowiedzianą groźbę.

Zdaje się, że fotograf też ją wyczuwa, bo klnąc pod nosem, kopie ze złością w nasz stolik i odchodzi. Zerkam na Vale’a, który spokojnie wraca na miejsce i jak gdyby nigdy nic dopija kawę. Jestem pod wrażeniem, jak dobrze umie radzić sobie w takich sytuacjach. Moim pierwszym i zazwyczaj jedynym pomysłem jest agresja, a on załatwia wszystko urokiem osobistym i poczuciem humoru.

– Chodź, wracamy do szpitala! – Gdy widzi, że mam pustą filiżankę, zgarnia mnie do siebie i tarmosi żartobliwie po włosach. – A następnym razem przyhamuj trochę, pitbullu, bo będę musiał wpłacać za ciebie kaucję, a przecież wiesz, że muszę odkładać kasę na przyjemności, skoro ty nie chcesz podać tych numerów.

Wybucham śmiechem i patrzę na niego, jakbym go widziała po raz pierwszy od dawna. Motyle w moim brzuchu wypierają lęk i znowu przez chwilę jest mi lekko i dobrze. Kocham go. To przerażające, ale tylko tyle wystarczy, żebym była szczęśliwa.

1Destiny (ang.) – przeznaczenie.

2PowerBall – gra polegająca na typowaniu liczb, oferująca jedne z najwyższych wygranych wśród gier tego typu w USA.

Rozdział 2

– Dobrze, że jesteś! – Tom podchodzi do nas, gdy pojawiamy się w poczekalni, ewidentnie czymś poruszony.

Serce podchodzi mi do gardła i szukam w jego twarzy oznak najgorszego.

– Coś się stało? – Mocno zaciskam ręce na oparciu plastikowego krzesła i czekam na złe wiadomości.

– Rozmawiałem z Tonnym. Kolejny koncert odbędzie się według planu – mówi, zerkając na mnie niespokojnie.

– Słucham?!

– Tak powiedział. Zamiast Davida będzie grał ktoś inny, już podobno mają zastępstwo. Goldman uznał, że koncert bez Davida, ale o Davidzie, to świetny chwyt marketingowy. Więcej nie wiem.

– Jak on to sobie wyobraża?! Mamy robić swoje, wiedząc, że David może w każdej chwili… No wiesz.

Słowo „śmierć” nie przechodzi mi przez gardło i sama myśl o niej jest tak bolesna, że aż mnie zatyka.

– Ja też sobie tego nie wyobrażam! Noah i Chase również. Tonny ma dzisiaj do ciebie wpaść i wszystko obgadać. Nie wiem, jak to ma wyglądać. – Tom wzrusza ramionami i rzuca mi szybkie spojrzenie. – Jak zaprotestowałem, przypomniał, że mamy kontrakt i to nas wiąże. Dodatkowo Goldman chce, żebyś zaśpiewała coś specjalnie z dedykacją dla Davida i opowiedziała o nim publiczności. Powspominała go.

– Co konkretnie mam zaśpiewać? – pytam, już mocno wkurzona.

– When you’re gone – szepcze i przygryza wargi.

– Co?! Nie ma mowy! Przecież to jest o umieraniu! Nienawidzę tej piosenki! Nie będę tego śpiewać! Kurwa!

Krzyczę, za nic mając zaskoczone spojrzenie dwóch przechodzących korytarzem pielęgniarek i Michaela, nagle wyrwanego z drzemki przez mój podniesiony głos.

Reflektuję się po chwili, zupełnie zapomniałam, że jestem w szpitalu.

– Nie zaśpiewam tego, nie dam rady! Nie przejdzie mi to przez gardło! Oni chyba oszaleli!

– Aurora, jeżeli chcesz, pogadaj o tym z Tonnym, ale obawiam się, że to już przesądzone. Ludzie zajmujący się PR uznali, że to przekieruje uwagę mediów, bo jedyne, o czym teraz się pisze i mówi, to przedawkowanie Davida oraz okoliczności, w jakich to się stało.

– Ale co to ma do rzeczy?! To lepiej będzie, jeśli na koncercie się z nim pożegnamy?! To będzie dobre posunięcie?

Nadal nie potrafię tego pojąć.

– Według nich tak. Tonny mówił, że ludzie mają mu współczuć, płakać za nim, a nie myśleć o tym, że to ćpun jakich wielu.

– Żelazna logika, nie ma co. – Vale prycha, choć do tej pory tylko przysłuchiwał się naszej rozmowie.

– A macie w kontrakcie paragraf o tym, że wytwórnia może decydować o wyborze piosenek? – Michael odwraca się do mnie.

– Nie mam pojęcia. – Wzruszam ramionami.

– Tak. Mamy. W wyjątkowych przypadkach mogą ustalić nawet cały repertuar koncertowy.

Znużony głos Toma powoduje, że drgam.

Oczywiście on przeczytał całą umowę, od deski do deski, podczas gdy ja od razu beztrosko przeskoczyłam na ostatnią stronę, do sekcji podpisów, zerknąwszy po drodze tylko na zapis dotyczący moich przyszłych zarobków.

– No, to obawiam się, że niestety niewiele możecie zrobić. – Vale zaciska usta i spogląda na mnie smutno. – I chociaż to okropne, co robią, jeżeli tak jest zapisane w kontrakcie, nie sądzę, żeby to podlegało negocjacjom. Zwłaszcza że na pewno wszystko przemyśleli i mają konkretny plan.

Przysiadam na najbliższym krześle i chowam twarz w dłoniach.

Świadomość, że będę musiała zaśpiewać piosenkę, która sprawia mi ból, przypominając o Cyrusie i najgorszym okresie mojego życia, jest paraliżująca. Od jakiegoś czasu celowo nie ma jej na liście utworów koncertowych, bo działa na mnie źle i powoduje, że się rozklejam. Wyobraźnia usłużnie podsuwa mi wizję załamania nerwowego na oczach kilkudziesięciotysięcznej widowni i to sprawia, że czuję się znacznie gorzej. Nie dam rady. Nie chcę. Nie potrafię. Nie mam zamiaru pokazywać ludziom, w jakim jestem stanie, zwłaszcza teraz, gdy wszyscy myślą, że jest dobrze. Przecież doskonale wiesz, jak to trzeba zrobić. Słyszę nagle głos z tyłu głowy i wbrew sobie, uśmiecham się smutno. Wiem. Ta świadomość przygnębia mnie jeszcze bardziej, a gdy czuję nagły, kłujący, boleśnie mocny ucisk w klatce piersiowej, zdaję sobie sprawę, że mrok wrócił jak stary, dobry przyjaciel. Może nigdy nie odszedł wystarczająco daleko.

– Zajrzę do Davida, okej? – Postanawiam zająć myśli czymś innym niż nadchodzący koncert.

Biorę głęboki wdech i staram się rozluźnić. Ostatnie, czego bym chciała, to napad paniki na szpitalnym korytarzu z pełną widownią.

– Jak się czujesz? Wszystko dobrze? Masz dziwną minę. – Vale przysiada obok.

– Jest źle, Vale – szepczę, rozglądając się na boki.

Sprawdzam, czy chłopaki mnie nie słyszą, i uspokajam się, gdy okazuje się, że Noah z Michaelem przesiedli się dalej, a Chase znowu rozmawia z coraz bardziej skacowanym Travisem.

– To znaczy?

Słyszę niepokój w jego głosie i mam ochotę przestać mówić, ale obiecałam sobie, że będę z nim szczera.

Przynajmniej do pewnego momentu.

– Nie radzę sobie z tym, co się dzieje. Marzę, żeby stracić przytomność i obudzić się za jakiś czas.

Zerkam kontrolnie, sprawdzając, jak Vale reaguje na to, co przed chwilą powiedziałam. Na razie siedzi wpatrzony we mnie i słucha.

– Rozpoczęcie trasy było dla mnie bardzo trudne, ale jakoś dałam radę. Tyle że jest mi coraz gorzej. To, co stało się na koncercie, kiedy na scenę wpadł ten wariat; wypadek Davida; to, że jest tu Judah… Rozsypuję się, Vale, i obawiam się, że nie wytrzymam długo.

– Kiedy masz spotkanie z Johnem?

– Dzisiaj.

– Powiesz mu, co się dzieje?

– Powinnam.

– To nie to samo.

– Wiem.

– On jest tu po to, żeby ci pomóc.

– Mhm.

– Aurora?

Podnoszę wzrok i napotykam jego uważne spojrzenie.

– Wyobrażam sobie, że będzie ci trudno o tym rozmawiać, ale chociaż spróbuj. Tak dobrze sobie radzisz!

– Tak dobrze sobie radziłam. – Parskam gorzkim śmiechem, bo zdaję sobie sprawę, że już za chwilę to może być stwierdzenie z przeszłości. – Zobaczę, jak wyjdzie.

– Rozumiem.

– Vale?

– Tak?

– Długo się nad tym zastanawiałam i muszę cię o coś zapytać.

– Chrząkam i czuję, że głos mi drży. – A co będzie z nami, jeśli… no wiesz… wrócę do starych nawyków?

– Chciałaś chyba powiedzieć, nałogów?

Uśmiecha się krzywo, ale ten uśmiech gaśnie, zanim zdążę na niego odpowiedzieć. Vale wpatruje się we mnie poważnie i dałabym wiele, żeby wiedzieć, o czym teraz myśli.

– Nie wiem, co będzie. Gdybym był wierzący, modliłbym się, żeby to nigdy nie wróciło, ale jestem realistą. Słyszę, jak o tym mówisz. W twoim głosie coraz rzadziej słyszę przerażenie, że ten stan wróci, za to pojawia się tęsknota, że jeszcze go nie czujesz. Będę z tobą, Aurora, tak długo, jak dam radę. W tym momencie nie wiem, gdzie są moje granice i co musiałoby się stać, żebym stwierdził, że to koniec. – Ostatnie zdanie wypowiada tak cicho, że wydaje mi się nierealne.

– Nie chcę, żebyś przeze mnie cierpiał.

– To nie tak. – Kręci głową i zakłada kręcone włosy za ucho.

Obserwuję, jak kasztanowy lok odkształca się i z powrotem zatrzymuje się na policzku Vale’a, który marszczy brwi, zirytowany tym jawnym nieposłuszeństwem.

– Nie tylko o to chodzi.

– Gdybym nie miała takich problemów, byłoby dobrze.

– To nie jest takie proste, Aurora.

– Serio? Myślę, że właśnie jest.

– Ja też mam w tym swój udział, i to spory – mówi, patrząc gdzieś przed siebie.

– Jakoś tego nie widzę. – Wzruszam ramionami. – Skoro jednak o tym wspominasz… Mam wrażenie, że od kiedy zaczęliśmy koncertować, coś się z tobą dzieje. Ostatnio często bywasz nieobecny i zamyślony. Nie mówisz mi wszystkiego, co? – wypalam, bo po tym, co mu powiedziałam, raptem nabieram odwagi na dalszą rozmowę. – Pijesz więcej niż przez ostatnie miesiące i chyba nie sypiasz zbyt dobrze.

– Myślałem, że nie zauważysz. – Zaskoczenie w jego oczach jest wymowne.

– Jestem bardziej uważna i czujna, niż ci się wydaje. – Uśmiecham się z przekąsem i czekam na to, co powie. – I często wybudzam się w nocy, więc wiem, że nie ma cię w łóżku, tylko siedzisz na tarasie i palisz.

Vale wsuwa kciuk do ust i przygryza go delikatnie. Mam ochotę wydusić z niego, o co chodzi, ale wiem, że popędzanie nic tu nie da. Gdy mam wrażenie, że rozmowa utknęła w martwym punkcie, on w końcu się odzywa.

– Nie chciałem cię martwić. I tak masz dużo na głowie.

– Rozmawialiśmy już o tym. Pamiętasz, o co cię poprosiłam, zanim zaczęliśmy trasę?

Milczy i kiwa głową.

– To dlaczego nic mi nie mówisz? Boisz się, że tego nie wytrzymam? Nie rozsypię się, Vale!

Podnoszę głos, a przez jego twarz przebiega ironiczny uśmiech, który mnie mrozi.

– Naprawdę? Przed chwilą powiedziałaś zupełnie coś innego. Nie rozsypiesz się? Myślę, że to się właśnie dzieje, dosłownie na moich oczach. Jesteś o krok od załamania i moje problemy w niczym ci nie pomogą.

– Nie po to ci o tym powiedziałam. – Wpatruję się w niego oszołomiona, nie do końca rozumiejąc, co się dzieje. – Nie używaj tego, co mówię, przeciwko mnie. To nie w porządku!

– Jak mogę cię obciążać czymś więcej, skoro najwyraźniej nie radzisz sobie z tym, co masz?

Chociaż stara się mówić spokojnie, bezbłędnie wychwytuję frustrację w jego głosie.

– Nawet nie próbujesz!

– I nie mam zamiaru.

– Jest jak w poprzedniej trasie, zgadza się? To się znowu zaczyna? Słyszałam, że pod koniec było z tobą naprawdę źle. – Strzelam na oślep, bo akurat to jako pierwsze przychodzi mi do głowy, a jego nagłe milczenie jest znakiem, że chyba trafiłam w dziesiątkę.

– Tak.

– Dlaczego?

– Nie wiem, Aurora. I nie mam ochoty o tym rozmawiać.

– A może nie masz ochoty ze mną o tym rozmawiać?

– Chcesz się pokłócić? Bo jeśli tak, to nie jest dobry moment. – Złość błyska wśród zieleni i Vale mierzy mnie niechętnym spojrzeniem, zaciskając usta w wąską kreskę.

– Martwię się, tak jak ty martwisz się o mnie. I skoro namawiasz mnie na rozmowę z Johnem, ja proszę, żebyś zrobił to samo. Tylko o to mi chodzi. – Biorę głęboki oddech i staram się uspokoić.

Rzadko mi się zdarza unikać kłótni, ale jakoś podświadomie czuję, że akurat z tej konkretnej nic dobrego by nie wynikło. Czekam, aż Vale powie, że to dobry pomysł, ale najwyraźniej zaprzyjaźnił się z milczeniem. Po nieskończenie długich kilku minutach, gdy wpatruję się w niego, a on unika mojego wzroku, wstaję zniecierpliwiona.

– Porozmawiasz z nim? Tak czy nie?

– Pomyślę o tym.

– To nie jest odpowiedź, jakiej oczekiwałam, Vale. – Wzdycham i zaczynam rozumieć, co czują ludzie wokół mnie, gdy nie robię tego, co by chcieli.

– Tylko taką mogę ci dać, przepraszam – mówi cicho. – Chciałaś iść do Davida, pamiętasz?

Nie podoba mi się to, co robi, bo mam wrażenie, że korzysta z pretekstu, żeby skończyć niewygodny dla niego temat.

– Tak. Pójdziemy do niego, ale to nie znaczy, że przestanę o tym mówić, jasne? – Mrużę oczy, chcąc chociaż na chwilę stracić ostrość widzenia.

Świadomość, że Vale, tak jak ja, krok po kroku osuwa się w smutek, powoduje, że świat staje się jeszcze mniej przyjazny, a wydawało mi się to już niemożliwe.

– Aurora. – Odwraca mnie raptem do siebie. – Kocham cię. To się nie zmienia, bez względu na to, jak się czuję. Mam swoje problemy, ale postaram się jakoś to ogarnąć. Nie zwalę ci na głowę czegoś, co przybije cię jeszcze bardziej, bez względu na to, co ci obiecywałem. Widzę, w jakim jesteś stanie, i po prostu nie zrobię tego. Możesz się na mnie obrażać, mam to gdzieś. Jakoś sobie poradzę, a ty musisz zająć się sobą, bo jak we dwoje będziemy tonąć, nie będzie już ratunku, wiesz o tym, prawda?

– Nie podoba mi się to ani trochę – mruczę, wtulając się w niego. – Nie chcę, żebyś był smutny.

– Nic na to nie poradzisz, kochanie. Zresztą jeszcze nie jest aż tak źle. Przestań o tym myśleć, zamartwianie się nigdy niczego nie zmienia.

Kiwam głową i znikam w jego objęciach. Jak bumerang wraca do mnie to, co przed chwilą powiedział. Jeszcze nie jest aż tak źle. A kiedy będzie?

– Idziemy? – Całuje mnie w czoło i podaje mi rękę. Uśmiecha się pięknie i już wiem, że on też potrafi świetnie udawać, być może nawet lepiej niż ja.

Potakuję i staram się nie przejmować.

Vale pyta o dzisiejsze spotkanie z Tonnym, zagaduje, jak gdyby nigdy nic, śmieje się i żartuje.

Dołączam do niego, ale nie potrafię pozbyć się paskudnego, obezwładniającego i lepkiego uczucia lęku, które zalewa mnie od środka. Widzę, że w drodze do sali Davida Vale zerka na mnie co chwilę, dla kogoś z zewnątrz pewnie stanowimy piękny przykład pary bez żadnych problemów i zmartwień. Zastanawiam się, czy Vale zdaje sobie sprawę z tego, jak źle ze mną jest. Słuchał mnie, ale czy faktycznie usłyszał to, co mu chciałam powiedzieć?

– Chcesz do niego wejść? – Jego niski głos wyrywa mnie z zamyślenia.

– Jeżeli mogę, to tak. Chcę go zobaczyć z bliska – szepczę, a usłużny głos z tyłu głowy podpowiada, że być może po raz ostatni widzę Davida żywego.

Zaciskam mocno szczęki i wbijam paznokcie w wewnętrzną część dłoni. Ból na chwilę przywraca mi jasność i odwzajemniam spojrzenie Vale’a.

– Iść z tobą?

– Najpierw chciałabym sama, okej? – Zerkam na jego reakcję, ale on tylko kiwa głową i przepuszcza mnie w drzwiach.

– W porządku. Będę tu na ciebie czekał, dobrze?

Potakuję i wsuwam się do małej salki. Widząc Davida, tak innego od obrazu wiecznego Piotrusia Pana, który mam w głowie i w sercu, wybucham płaczem. Przysiadam na krześle ustawionym obok łóżka i biorę Davida za bezwładną rękę, zalewając się łzami. Nie mogę się opanować, jakby coś w środku mnie pękło. Powódź stulecia, a tama jest nadal w trakcie budowy.

– Musisz żyć, słyszysz? – szepczę histerycznie, szukając na jego obojętnej twarzy jakichkolwiek oznak życia. – Wszystko się wali! Jeżeli mnie zostawisz, nie przeżyję tego! Nie dam rady przez to przejść po raz kolejny! Nic nie jest tak, jak powinno być, rozumiesz?! Wydawało mi się, że jestem silna, ale jak zwykle się pomyliłam. Ledwo się powstrzymuję, żeby po prostu nie upić się do nieprzytomności, i mam coraz mniej powodów, żeby tego nie zrobić.

Gdy słyszę ruch na korytarzu, wycieram twarz i przełykam łzy. Kroki cichną, znikając gdzieś w głębi oddziału. Oddycham głośno i powoli się uspakajam. Opowiadam Davidowi o wczorajszym wieczorze, klnę na Judah i mówię, że Chase zaczął rozmawiać z Travisem. Czas mija niepostrzeżenie, a cichy szum maszyn, podtrzymujących kruche życie Davida, mnie usypia. Gdy czuję się coraz bardziej oszołomiona i opadają mi powieki, podrywam się gwałtownie, prawie spadając z krzesła. Boję się zasnąć. Nie mam odwagi zmierzyć się z tym, co podsuwa mi mój przerażający i fascynujący umysł. Uśmiecham się mimowolnie, przypominając sobie słowa Vale’a.

Otrząsam się jak pies po wyjściu z wody i uchylam drzwi, zapraszając go do środka. Siedzimy w ciszy, od czasu do czasu wymieniając się mało istotnymi uwagami, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Z Vale’em dobrze mi się milczy. Gdy pojawia się pielęgniarka, wychodzimy na korytarz i powoli wracamy do poczekalni, każde zatopione we własnych myślach.

*

Po kilkugodzinnym siedzeniu w szpitalu jadę z Aurorą do hotelu. Martwię się o nią, tym bardziej po tym, co mi dzisiaj powiedziała. Już od jakiegoś czasu podejrzewałem, że nie radzi sobie najlepiej, ale teraz wiem, że jest po prostu źle. Wydaje mi się, że stoi przed ostatnim murem, chroniącym ją przed powrotem do starych nawyków. Źle się czuję z tym, że nie powiedziałem jej wszystkiego. Ona była szczera, ja nie do końca. Nie chciałem jej tłumaczyć, że moja melancholia lubi pławić się w alkoholu, a alkohol lepiej smakuje mi ze smutnym posmakiem w ustach. To idiotyczne i jednocześnie tak prawdziwe. Wydaje mi się, że Aurora by tego nie zrozumiała. Zerkam na nią, zapatrzoną gdzieś w przestrzeń, i wzdycham cicho. Ona unika smutku za wszelką cenę, za to idzie pod rękę ze złością. To gniew daje jej siłę i przekonanie o byciu niezwyciężoną, smutek zaś sprawia, że staje się bezbronna, a tego nie jest w stanie znieść na dłuższą metę.

Nikt nie mówił, że dorosłe życie jest łatwe, ale i tak w jakimś stopniu czuję się oszukany. Nie tak miało być. Najpierw się wkurzałem, że nie jest tak idealnie, jak to sobie wymarzyłem. Potem próbowałem walczyć, szarpałem się i miotałem między poczuciem szczęścia a beznadzieją. Od pewnego czasu już rozumiem, że nie zmienię tego, jak działa świat. Ta wiedza mnie uspokaja i smuci jednocześnie. Gdy w trakcie wywiadów pytają, dlaczego piszę takie ponure piosenki, uśmiecham się, bo trudno to wytłumaczyć w kilku krótkich słowach. Jestem pełen sprzeczności i chociaż przestałem walczyć ze światem, cały czas walczę z samym sobą. Uwielbiam być szczęśliwy, tak samo mocno, jak być smutny, bo to właśnie ta pieprzona melancholia mnie tak niesamowicie inspiruje. Czuję się jak akrobata balansujący na linie, zawieszony między pragnieniem bezpiecznego dotarcia na drugą stronę a rzuceniem się w przepaść.

Odkąd poznałem Aurorę, coś się jednak we mnie zmieniło. Nigdy nie byłem z kimś, kto jest tak żywy. Jej szczerość i jawne lekceważenie norm w chory sposób mnie fascynują i pociągają, chociaż wiem, że płacę za to wysoką cenę, bo tracę równowagę, którą wypracowywałem przez lata. Podobno przeciwieństwa się przyciągają, ale nikt nie mówi o tym, że czasem bycie w takim związku to walka na śmierć i życie.

– Vale. Wszystko w porządku?

Ochrypły głos Aurory wyrywa mnie z zamyślenia.

Spoglądam w jej piękne, trochę zmęczone oczy i zastanawiam się, dokąd nas to wszystko zaprowadzi.

– Zamyśliłem się – mruczę i całuję ją lekko.

Gdy oddaje pocałunek i zaciska ręce na mojej koszulce, chcąc więcej, uśmiecham się. To też w niej uwielbiam. Ten głód wrażeń i wieczne nienasycenie. Podjeżdżamy pod hotel, mijając po drodze liczne sklepy i bary. Widząc tęskne spojrzenie Aurory, nieświadomie podążające za kolorowymi neonami, myślę, że tak samo pragnie mnie jak innych rozrywek. Cholernie się boję, że jeżeli ona pęknie, ja popłynę razem z nią i to będzie nasz koniec. W ciemności przecież tak łatwo pomylić drogę.

Mam te słowa w głowie, gdy wchodzimy do hotelowej windy i w martwej ciszy jedziemy w górę. W pokoju czekają Morgan i Tonny. Menadżer, widząc Aurorę, od razu przechodzi do rzeczy.

– Wiem, że Tom już ci mówił, jaka jest wizja wytwórni. – Zerka na nią niepewnie.

Nie dziwię mu się, bo Aurora ma teraz taką minę, że może planować zarówno jutrzejszy lunch, jak i morderstwo. Trudno powiedzieć, co jej chodzi po głowie. Jedno, czego jestem pewien, to to, że jest wściekła. Stoję obok niej i czuję przez skórę tę wibrującą, dziką energię. Aż dziwne, że nikt inny tego nie dostrzega.

– Tak, rozmawiał z nami. I uważam, że to, co wymyślili, jest chujowe. – Jej głos przypomina warczenie wściekłej bestii. – Zresztą nie rozumiem, po co robić to całe przedstawienie!

– Wytwórni zależy, żeby zatrzeć negatywne wrażenie po informacji, że David przedawkował. Jak to określili, trzeba wykreować inne, silne emocje i dać je ludziom.

– I jak niby mam to zrobić?

– Masz być naturalna, przygnębiona i smutna, ale nie przesadzona. Żadnego płaczu na scenie, to podkreślili wyraźnie. Masz wyglądać pięknie, poważnie i jednocześnie seksownie, jak zawsze. – Tonny chrząka zmieszany, a ja nabieram pewności, że jemu ten pomysł też nie przypadł do gustu. – Masz śpiewać i opowiadać o Davidzie tak, żeby wszyscy na widowni szlochali, żeby mu współczuli, a nie myśleli o tym, że przedawkował. Wiemy, że dasz radę to zrobić i nikt inny nie poradzi sobie z tym tak jak ty.

– To już ustalone, tak? – Mierzy go zimnym wzrokiem i parska śmiechem, widząc, jak niechętnie potakuje. – Wiesz, co? Idź już, bo mam cię, kurwa, dosyć.

– To nie ja decyduję, przecież wiesz, ja tylko przekazuję ustalenia. Próbowałem negocjować, ale są nieugięci! – Zdenerwowany pociera kark.

Chociaż dawno minęły czasy, gdy zabijano posłańca przynoszącego złe wiadomości, Tonny obrywa w tej chwili za wszystkich nieobecnych.

– Po prostu wyjdź. Nie mam ochoty z tobą gadać, ani na ciebie patrzeć. – Aurora wygina usta w pogardliwym grymasie i wzrusza ramionami.

– Jutro o dziewiątej rano spotkamy się w sali konferencyjnej. – Tonny przygładza koszulę i nerwowym gestem przeczesuje włosy. – Będzie sporo dziennikarzy. Przygotuj się na trudne pytania.

– Nie martw się. Nie zawiodę wytwórni. Jak zwykle będziecie bardzo zadowoleni. – Uśmiecha się do niego dziwnie, a mnie ogarnia graniczące z pewnością przeczucie, że to się źle skończy.

Gdy menadżer wychodzi, zgnębiony i pełen ewidentnego poczucia winy, Aurora narzuca na siebie skórzaną kurtkę, zgarnia paczkę papierosów i wsuwa jednego do ust.

– Idziesz dokądś? – pytam, widząc, jak związuje włosy i zakłada na głowę wielki, czarny kaptur.

– Tak.

Po raz kolejny nie wiem, co mam robić.

Jej nastroje zmieniają się ostatnio tak szybko, że nie nadążam. Po dzisiejszej rozmowie w szpitalu liczyłem, że spędzimy razem trochę czasu i uda nam się złapać tę beztroskę, którą mieliśmy jeszcze nie tak dawno, ale najwyraźniej Aurora ma inne plany.

– Aurora?

Podnosi wzrok i uśmiecha się smutno.

– Wychodzę, Vale. Morgan idzie ze mną. Muszę coś załatwić. Nie czekaj dzisiaj na mnie.

– Co masz do załatwienia? Co się dzieje? Rozumiem, masz nie najlepszy czas, wkurzyłaś się ustaleniami wytwórni, ale…

– Nie. Nie rozumiesz, Vale. – Kręci głową i wsuwa telefon do kieszeni. – Chciałabym, żebyś mógł to zobaczyć moimi oczami, ale oboje dobrze wiemy, że to niemożliwe. Ty masz swój mrok, ja mam swój i spotykamy się tylko w jakiejś jego części. Ale nie martw się, wszystko będzie dobrze.

Jej wyprany z emocji głos sprawia, że w mojej głowie rozlega się alarm.

– Jak tak mówisz, to tym bardziej się boję. Pamiętasz? Masz dzisiaj spotkanie z Johnem.

Podchodzę do niej i jednocześnie błagalnym wzrokiem łapię Morgana, który czeka przy drzwiach. Niestety, tylko wzrusza ramionami i robi minę, jakby chciał powiedzieć: „Co ja mogę? To ona tu rządzi”.

– Będę na czas, nie przejmuj się.

Obejmuję ją i zanim znika ze swoim ochroniarzem, po raz ostatni wdycham jej zapach. Nie mogę sobie znaleźć miejsca i trudno mi zrozumieć, co się dzieje między nami. Przyciągamy się i odpychamy, jakbyśmy nie mogli zdecydować, który kierunek jest tym właściwym. Postanawiam wrócić do swojego pokoju i tam na nią poczekać, gdy czuję wibrację telefonu. To Jus.

– Vale, za ile schodzisz?

Zamieram i staram się wpaść na jakikolwiek trop zdarzenia, na które powinienem być przygotowany.

– Eeeee…

– Nie mów, że znowu zapomniałeś?! Co się z tobą dzieje, do cholery? Zbieraj się, za pół godziny będzie samochód. Dzisiaj mamy wywiad z Lee Brook!

No tak. Kiwam głową, a po chwili parskam, bo przecież Jus tego nie widzi i dalej się piekli. Obiecuję mu, że będę gotowy na czas, i rozłączam się z ulgą.

Spoglądam w lustro. Co prawda brak snu i alkohol powodują, że moje oczy otoczone są paskudnymi zasinieniami i jestem jeszcze bledszy niż zazwyczaj, ale poza tym wydaje mi się, że wyglądam znośnie. Styl na przechodzonego wampira chyba jest teraz w modzie. Niestety, poza mało wyjściowym wyglądem, czuję się też niespokojny i zestresowany, a świadomość, że wywiad będzie na żywo, przy udziale publiczności, nie sprawia, że jest mi lepiej.

Wracam do siebie i niewiele myśląc, wlewam do szklanki whiskey, którą znajduję w barku. Wypijam wszystko duszkiem, co prawdopodobnie jest najgorszym pomysłem z możliwych, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy. Muszę wyluzować. Mimo alkoholu krążącego w moim krwioobiegu i lekkiego szumu, który po chwili czuję w głowie, rozmowa z Aurorą cały czas do mnie wraca.

Wychodząc z hotelu, błagam wszystkie znane mi bóstwa, żeby i tym razem Morgan opiekował się nią, gdziekolwiek jest i cokolwiek postanowi zrobić.