Błękitny koliber. Fantastyczna siódemka - Marcin Draniczarek - ebook

Błękitny koliber. Fantastyczna siódemka ebook

Marcin Draniczarek

5,0

Opis

Prawdziwa przyjaźń przetrwa każdą próbę!

Czy na pustyni można znaleźć prawdziwe życie? I co skrywa tajemnicza studnia?

Już wkrótce przekona się o tym Fantastyczna Siódemka!
Po ataku na Akademię, przyjaciele wyruszają do spowitego piaskami Doldmoore. Natalka zamieszkuje w posiadłościach Córek Pustyni, a wraz z jej przybyciem znika wszelka rutyna. Szybko okazuje się, że Fantastycznej Siódemce nie jest pisany spokojny żywot w sennym rytmie miasteczka…

Przyjaciele ponownie zostają wrzuceni w wir przygód, a wszystko zaczyna się od na pozór błahego konfliktu. W zorganizowanym przez uczniów turnieju muszą zmierzyć się z Drużyną Ciemnych Gwiazd, a po powrocie do Akademii rozwikłać tajemnicę zaginięcia jednego ze strażników.
Od tej chwili rozpoczyna się prawdziwy wyścig z czasem, który zmusza grupę do podjęcia bardzo ryzykownej gry. Chcąc rozwiązać zagadkę, Natalia schodzi do ciemnych, pełnych tajemnic tuneli wijących się pod miastem. Nie podejrzewa jednak, że niebezpieczeństwo grozi nie tylko Fantastycznej Siódemce, lecz także całemu Królestwu…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 289

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Marcin Draniczarek

Błękitny koliber

Studnia życia

Tę książkę chciałbym zadedykować wszystkim tym,

którzy czasem czują się spragnieni.

Pragnę Cię odszukać i wyruszyć w tę podróż razem.

Być może wspólnie odkryjemy,

że dając siebie, rodzimy się do życia.

Podziękowania dla Córek Pustyni.

Książka przeczytana,

parasolka oddana,

kalarepa i bułki zjedzone.

Miłość została.

Sila innego rodzaju

– Nie wytrzyyymaaam! – zajęczała po raz setny znużona Felicja. – Czy ta podróż kiedyś się skończy?!

– Orzeszki! Prażone, zapiekane z miodem! Owoce suszone, świeże! Lody włoskie, gałkowe, sorbet truskawkowy! Wafelki, flipsy, musztarda i ketchup! Dobre do wszystkiego, nawet do ryby. Ryby wędzone, na patyku, zapiekane z cukinią! Wszystko dobre, wszystko świeże! Tylko u mnie sery pleśniowe! Sery pleśniowe świeże! – wołał karłowaty sprzedawca, pchając wózek.

– Ja poproszę flipsy czekoladowe i orzeszki w miodzie – rzekła Natalka, wychylając się przez drzwi przedziału. – Felicjo, słabo ci? Chcesz wody?

– Wody?! – oburzyła się tamta. – Tutaj jest jedna toaleta na cały pociąg! Muszę jakoś wytrzymać do końca tego szaleństwa!

– Jak już, to jedna na jeden wagon – poprawiła ją Nati.

– Ty się stałaś zbyt pewna siebie – syknęła naburmuszona Felicja. – Jedna toaleta czy sto, ja nie przywykłam do tak niskiego standardu!

Natalka, która jeszcze tydzień temu była pewna, że Felicja osiągnęła już Mount Everest w byciu wybredną, dziś zrozumiała, że to był dopiero niewielki pagórek obok przydomowego trzepaka.

– Wydaje mi się, że jesteśmy przynajmniej w połowie drogi – dołączył do dyskusji Brand.

Chłopak opierał się jedną ręką o półkę umieszczoną pod szybą i sennym spojrzeniem przyglądał się pejzażowi na zewnątrz. Krajobraz z godziny na godzinę zmieniał się w sposób coraz bardziej zauważalny. Z początku mijali tereny na przemian górzyste, leśne czy pokryte jeziorami, jednak im bardziej zagłębiali się na południe, tym bardziej przyroda obojętniała, sprawiając wrażenie wysuszonej. Od dobrych dwóch godzin Nati nie wypatrzyła na ziemi ani płatka śniegu, jednak nie ubolewała nad tym. Jego miejsce zajęły rozległe, brunatno-zielone stepy i teraz uczennica z przejęciem obserwowała drzewa i krzewy, jakich nie widziała nigdy dotąd. Nie tylko roślinność wzbudziła jej ciekawość, lecz także zwierzęta. Chwilami całe stada egzotycznych, nieznanych jej stworzeń ciągnęły gromadą wzdłuż torów. W pewnym momencie daleko na horyzoncie dostrzegła jakiś ruch. Zdawało jej się, że cała góra porusza się i zbliża w ich kierunku. W tej samej chwili w pociągu zapanował wielki hałas i wszystkie dzieciaki przywarły do szyb, wpatrując się w tajemniczy kształt. Brązowo-zielony kolos poruszał się na pięciu nieproporcjonalnie długich nogach. W miejscu korpusu miał na sobie coś, co kształtem przypominało muszlę lub czaszkę. Z tej nieregularnej bryły wychodziło kilkadziesiąt przypominających korzenie macek. Każda z nich zakończona była jakby uschniętą, pokrytą szlamem bulwą. Nim kolos zniknął z pola widzenia, Nati dostrzegła, jak kładzie się na ziemi i nieruchomieje, wbijając korzenie głęboko w ziemię.

– Co za dziwactwo – stwierdziła Marcela. – Wygląda groźnie, ale chyba żywi się tym, co znajdzie w ziemi.

– Może szuka wody? – rzekł Brand, wyglądając przez szybę.

– Albo toalety o wysokim standardzie – zachichotała Nati, nie mogąc się powstrzymać.

W końcu zapadła noc i uczniowie, rozłożywszy koje, ułożyli się do snu. Natalka, która kochała podróże pociągiem, z wielkim przejęciem wskoczyła na znajdujące się pod samym sufitem łóżko i okryła się szczelnie zimowym kocem.

Temperatura za dnia była naprawdę wysoka. Każdy kilometr przemierzony w stronę południowego wybrzeża niejako cofał ich w czasie i po kilkunastu godzinach podróży Nati miała wrażenie, że jest początek przyjaznej jesieni. Jednak teraz, gdy słońce już zaszło, przenikliwy chłód dostał się do ich przedziału.

– Uczniowie! Proszę gasić światła – ponaglał ktoś z korytarza. – O świcie będziemy na miejscu. Nim zaśniecie, przygotujcie bagaże do wyjścia!

Już wkrótce podekscytowaną Natalkę zewsząd otoczyły ciemności. Nastolatka, przekręciwszy się na bok, przez krótką chwilę obserwowała nocny krajobraz i dzikie stepowiska skąpane w blasku księżyca. Cykliczne dudnienie torów i swojskie kolejowe odgłosy słodko ukołysały ją do snu.

O ile z zaśnięciem nie było większych kłopotów, o tyle pobudka sprawiła jej wiele trudności. Nati na odgłos nawoływania dobiegającego gdzieś z oddali, z sąsiedniego wagonu, rozchyliła z wolna ociężałe powieki. Panowała całkowita ciemność, a chłód nieprzyjemnie muskał jej zaspaną twarz. Nie mając wyboru, uczniowie z wolna opuszczali przedziały i z korytarza kierowali się ku wyjściu. Przyjaciele Natalii jeszcze długo nie opuszczali swojej kabiny, do ostatnich chwil poprawiając włosy i przeglądając się w lustrze.

– Zobaczymy się na zewnątrz – rzekła zniecierpliwiona Nati i opuściła ciasny przedział.

W miejscu, w którym zatrzymał się pociąg, nie było zbyt wiele do podziwiania, nie było nawet dworca kolejowego. Gdy dziewczyna zeskoczyła ze schodów, poczuła pod stopami spękaną, wyschniętą ziemię. Uczniowie wciąż opuszczali pociąg i wielu spośród nich było zaskoczonych tym, co zastali na zewnątrz.

– Gdzie nasz dom? Daleko do miasta? – pytali niektórzy.

– Spokojnie! – zawołał donośnym głosem któryś z profesorów. – Zaraz pojawi się nasz transport i część z was pojedzie na teren ośrodka Akademii. Druga połowa zamieszka nieco na uboczu, w pobliskiej wiosce.

Uczniowie poruszyli się niespokojnie, wypatrując, czy gdzieś na horyzoncie pojawiają się powozy. Rozglądali się jednak na próżno, gdyż transport, o którym wspominał profesor, znajdował się pod ziemią. Już po chwili z ogromnych dziur wyszły wielkie, różnobarwne gąsienice. Nati na ich widok ze strachu aż podskoczyła. Początkowo zdawało jej się, że te dziwne stwory chcą ich zaatakować. Po chwili dojrzała, że na przodzie każdego z tych długich na kilkanaście metrów zwierząt zasiada kierowca, najczęściej mężczyzna. Uczennica nie widziała ich twarzy, gdyż każdy z nich nosił grubą, złożoną w trójkąt chustę.

– Zasłaniajcie twarze! – wołał przewoźnik, rozdając bandany. – W tunelach jest mnóstwo pyłu, a droga długa.

Na grzbietach puchatych gąsienic znajdowało się wiele skórzanych siodeł i Nati, przełamawszy początkowy opór, zajęła jedno z miejsc.

– Trzymajcie się mocno, może bujać na boki, zwłaszcza przy skrętach! – zawołał kowboj, obracając się w ich stronę.

Nim którekolwiek z dzieci zdołało choćby rzec słowo, gąsienica wyrwała do przodu jak parzona ogniem i już po chwili pędziła podziemnym tunelem. W środku jamy było jaśniej niż na zewnątrz, wszystko dzięki naftowym lampom, zawieszonym wysoko ponad ich głowami. Ogromny tunel z początku prowadził wyłącznie prosto, jednak już po kilku minutach kierowca, szarpiąc uzdy, zakręcił gąsienicę i skierował ją w obraną przez siebie stronę. Na tych pustynnych terenach tunele te tworzyły coś na podobieństwo linii metra. Podróże między osadami w spiekocie dnia były bardzo uciążliwe, latem zaś graniczyły z szaleństwem. Mieszkańcy tych surowych terenów na przestrzeni wieków wydrążyli pod pustyniami ogromne dziury, łączące ze sobą poszczególne miejscowości.

Zwierzęta zwane habukami lub pieszczotliwie tunelakami zostały oswojone i żyły w przyjaźni z tutejszą ludnością. Wyprawa, która z początku wydawała się Natalce odpychającą koniecznością, okazała się niezwykłym i ekscytującym doznaniem. Na koniec podróży Nati podeszła nieco na przód, by pogłaskać włochatą gąsienicę i podziękować jej za przejażdżkę. Tunelak wydawał pełne sympatii odgłosy, popiskując i odpowiadając coś w swoim niezrozumiałym języku. Wtem do uszu uczennicy doszedł dźwięk dzwonu. Gdy się obróciła, ujrzała nieopodal przedmurza osady wykonane z piaskowego kamienia.

Na szczycie niewysokiej bramy stała postać odziana w beżowe szaty i rytmicznie uderzając w dzwon, obwieszczała mieszkańcom nadejście świtu. Z niewielkich lepianek z wolna zaczęły wyłaniać się pojedyncze postaci, szły, niosąc puste wiadra i kierując się ku centrum osady. Przy domach czekały uwiązane juczne zwierzęta – co jakiś czas któreś z nich ryczało niskim, przenikliwym głosem. Uczniowie zostali wpuszczeni przez jedną z bocznych bram i maszerowali szeroką, piaszczystą drogą, kierując się na północny wschód. Tam właśnie, nieco na uboczu, znajdowały się posiadłości Córek Pustyni.

Gdy kondukt uczniów dotarł na miejsce, Nati ujrzała sporej wielkości plac ogrodzony piaskowym murem. Budynki zostały wzniesione na planie koła i każdy kolejny rząd zabudowań był nieco wyższy od poprzedniego. Centrum pozostało niezabudowane. Znajdował się tam piękny ogród, w środku którego wyrastało srebrzyste drzewo, do złudzenia przypominające cudowne drzewo z Sali Zgromadzeń.

– Arbor Panis Coelestis – wyszeptała Nati, podziwiając srebrzyste liście i kryształowy pień rajskiej rośliny.

W blasku budzącego się dnia drzewo jaśniało urzekającym światłem. Jego kwiaty z wolna się otwierały i do kamiennego koryta zaczęły skapywać nieprzerwanie tysiące srebrzystych kropli. Woda tworzyła wartki strumień i podobnie jak miało to miejsce w Akademii, ginęła gdzieś pod powierzchnią ziemi. Natalia, patrząc na cudownie budzące się do życia drzewo, na jego nieziemski blask i piękno, zastanawiała się, jak to możliwe, że do tej pory nie zadała sobie trudu, by poznać pochodzenie i historię tej niezwykłej rośliny. Z zamyślenia wyrwał ją szmer uczniów, którzy widząc zbliżającą się w ich kierunku kobietę, zaczęli wymieniać między sobą pełne ekscytacji uwagi.

Wszyscy byli zmęczeni podróżą i mieli nadzieję, że już wkrótce udadzą się do przydzielonych im domów. Strażnik Worran, który przewodził całej grupie, pokłonił się kobiecie w geście głębokiego szacunku, ona zaś ujęła jego dłoń i ucałowała pierścień. Na srebrnym sygnecie widniały podobizny trzech orłów. Każdy ze strażników otrzymywał podobny w dniu namaszczenia na strażnika. Oczy ubranej w szarą tunikę niewiasty były barwy czystego błękitu. Spod kaptura, który zakrywał czoło i włosy, Natalka dostrzegła jej jasną twarz, drobny nos i delikatne usta. Uczennica miała wrażenie, że kobieta pomimo młodego wyglądu ma więcej lat, niż można by się spodziewać. Gdy stanęła przed dziećmi i przemówiła, wrażenie to przerodziło się w silne przekonanie.

– Witajcie w naszej osadzie, drodzy uczniowie – rzekła. – Przez jakiś czas to miasteczko i nasz dom będą także waszym domem. Wraz z moimi siostrami z radością będziemy was gościć. Wybaczcie nam skromne warunki. Przed każdym z przeznaczonych dla was budynków stoi szara gliniana waza z palmą, pozostałe obiekty zajmują Córki Pustyni. Na obrzeżach znajdują się także niewielkie chatki, w których są skromne pokoiki. Również te lepianki są do waszej dyspozycji. W południe spotkamy się w tym miejscu, przy cudownym drzewie. Jedna z naszych sióstr oprowadzi was po naszym kompleksie i jeśli starczy czasu, pokaże wam także miasto. Ja nazywam się Rozalia, zwą mnie także Matką wszystkich mieszkających tutaj Córek Pustyni. Możecie przyjść do mnie w każdej sprawie czy potrzebie. Tymczasem wypocznijcie i czujcie się jak u siebie. – Po tych słowach uśmiechnęła się anielsko i pozdrowiwszy uczniów, ruszyła w stronę zabudowań znajdujących się za jej plecami.

Nim Nati zdążyła choćby ziewnąć, dzieciaki rozbiegły się po placu i w pośpiechu szukały największych, znajdujących się najbliżej centrum domków. To przesiąknięte na co dzień ciszą i spokojem miejsce przerodziło się na tę chwilę w istne mrowisko. Uczniowie, ulegając pierwotnej rywalizacji, na łeb na szyję szukali najlepszych miejscówek. Nati, oprzytomniawszy wreszcie, sama także ruszyła w jednej z ostatnich kolumn uczniów. Za każdym razem gdy znalazła coś blisko ogrodu, okazywało się, że budynek jest już zajęty. Nastolatka z każdą minutą zaczęła zdawać sobie sprawę, że w pobliżu nie znajdzie niczego dla siebie. Wspólna podróż pociągiem sprawiła, że po dziurki w nosie miała towarzystwa Felicji i pozostałej dwójki. Jednak teraz, gdy samotnie kluczyła wśród labiryntu zabudowań, wypychana na obrzeża, zaczęła pomału żałować, że porzuciła ich kompanię.

W końcu znalazła wolną lepiankę, która przyklejona została do zewnętrznego muru kompleksu. Była maleńka i rozmiarem przypominała kajutę statku, którym przypłynęła do Akademii. Wtedy w porównaniu do reszty kajut warunki były luksusowe, jednak to było co innego. W tamtym czasie odbywali trzydniową podróż na wypełnionej po brzegi fregacie! Dziewczynka z uczuciem zawodu rozejrzała się po wnętrzu chatki. Mały pokoik był bardzo jasny, gdyż miał po dwa okna z obu stron. Uczennica miała wgląd zarówno na plac znajdujący się na terenie należącym do Córek Pustyni, jak i na ulicę wchodzącą w skład zewnętrznej osady. Nati zamieszka zatem na granicy obu światów – wystarczyło obrócić głowę, by spojrzeniem wejść lub wyjść poza mury. Do swej dyspozycji miała skromne posłanie znajdujące się, zgodnie z tutejszym zwyczajem, nisko nad ziemią. Po drugiej stronie stare biureczko, a obok wykonany z kamienia zlewik. W drugim, budzącym klaustrofobię pomieszczeniu znajdowała się łazienka, a raczej łazieneczka, w której zamiast drzwi zawieszona była kotara.

Patrząc na tę kotarę, chyba zaczynam się cieszyć, że jednak jestem sama… – pomyślała, choć w myśli tej nie było nawet nikłej iskierki entuzjazmu. W pokoju nie było nawet szafy, do której mogłaby przełożyć ubrania, toteż z rezygnacją walnęła się na posłaniu i drzemała do samego południa.

Sen dobrze jej zrobił, gdyż wstała w nieco lepszym nastroju. W ciągu następnej godziny jedna z sióstr oprowadzała ich po kompleksie i Natalka wnet dowiedziała się, gdzie w najbliższym czasie jadać będą posiłki, odbywać naukę czy spędzać czas wolny. Życie tutaj zdawało się surowe i dużo prostsze. Obowiązywały także dyżury i przydział obowiązków. Wszystko, co do tej pory robiły żyjące w Akademii gobliny czy łabędzie, teraz wykonywać mieli sami uczniowie. Utworzono grafik, w ramach którego poszczególne grupy dzieciaków miały sprzątać, pełnić posługę przy stołach, gotować, robić zakupy czy też przynosić wodę z jednej z sześciu znajdujących się na terenie osady studni.

– Nie tylko wielkość pokoju przypomina mi tutaj pobyt na statku – powiedziała Nati, przyglądając się rozpisce dotyczącej dyżurów przy pracy.

– Będzie fajnie – rzekła Karolina. – Co do obowiązków, to myślę, że koniec końców wyjdzie nam to na dobre.

– Tak… zresztą nie ma tego dużo – odpowiedział Josip. – Godzina czy dwie dziennie to jeszcze nie tragedia.

Natalka spojrzała na swoich dawnych przyjaciół, ciesząc się w głębi duszy, że wśród uczniów, którzy zostali skierowani do osady, są jacyś jej znajomi. Nati nie wiedziała, że zarówno Josip, jak i Karolina od dawna bardzo pragnęli zobaczyć, jak żyje jedna ze wspólnot Córek Pustyni.

Na wyprawę do miasta nie było już czasu i uczniowie zostali skierowani do jadalni. Choć cała trójka usiadła przy jednym stole, mało co rozmawiali. Zarówno Josip, jak i Karolina byli dla niej bardzo uprzejmi i w niczym nie dali jej odczuć swojej niechęci. Czas jednak zrobił swoje, a sama Natalka z jakiegoś powodu krępowała się, lub nawet wstydziła, wchodzić w głębsze rozmowy. Nie potrafiła tego nazwać, ale w głębi serca czuła, że aby móc rozmawiać jak dawniej, ona sama potrzebuje szczerej rozmowy. Potrzebowała przeprosić przyjaciół, jednak z jakiegoś powodu nie była na to gotowa.

Uczniowie przez kolejne dni oswajali się z nowym miejscem oraz okolicznościami. Dopiero po Świętach miały zostać wznowione zajęcia, mieli więc sporo czasu, by poznać okolicę czy też przyjrzeć się życiu, jakie prowadzą Córki Pustyni.

Kobiety te miały swój określony rytm dnia. Każda z nich z wielkim oddaniem wypełniała powierzone jej zadania i cała społeczność funkcjonowała jak sprawny i dobrze odżywiony organizm. Siostry cieszyły się powszechnym szacunkiem w całej osadzie i nie było to pozorne czy też powierzchowne uczucie. Społeczność, choć mieszkała na uboczu, brała aktywny udział w życiu okolicznych mieszkańców. Córki Pustyni zanosiły potrzebującym żywność, uczyły dzieci i zajmowały się leczeniem chorych, często opuszczonych ludzi. Za murami Piaskowej Góry, jak nazwały cały kompleks dzieciaki, życie płynęło swoim własnym, pełnym ciszy i pracy rytmem.

Natalka pomału zaczynała rozumieć, dlaczego tak wiele kobiet zdecydowało się żyć w ten właśnie sposób. Z początku uczennica czuła, że dusi się w tym miejscu. Zarówno skromne warunki, jak i rygorystyczny styl życia na tle tego, co widziała i za czym tęskniła, wyglądając przez okno, wszystko to z początku nieco jej przeszkadzało. Jednak po tygodniu spędzonym za murami zaczynała dostrzegać subtelne różnice między tymi dwoma, tak bliskimi, a zarazem odległymi od siebie światami.

Różnica najbardziej widoczna była w samych twarzach kobiet żyjących po obu stronach. Nieraz na zatłoczonych ulicach Natalia dostrzegała jakąś damę z bogatszego domu. Widywała kobiety ubrane w kolorowe tkaniny, których bujne, typowe dla tutejszej ludności czarne włosy przyozdobione były połyskującą biżuterią. Przyciągały one oczy i niczym wino rozweselały serce. Jednak na krótko. Po drugiej stronie widywała szare, skromnie ubrane siostry, dla których pomoc jednej potrzebującej osobie była ważniejsza od tysięcy najsłodszych komplementów i pochwał. Nieraz, przechadzając się po Piaskowej Górze, napotykała jedną z sióstr, która zobaczywszy ją, przystawała na chwilę. Pogawędka, choć najczęściej krótka, pozostawała przez długie godziny żywa w jej pamięci, a wspomnienie czystych, pełnych nieziemskiego piękna oczu w przedziwny sposób karmiło jej serce. Natalka prawie każdego dnia tuż przed zachodem słońca udawała się na centralny plac, gdzie u korzeni rajskiego drzewa spotykały się wszystkie siostry. Zapalały świece i wśród śpiewów oraz modlitw witały pojawiające się na niebie pierwsze gwiazdy. Dzieliły się na dwa chóry i na zmianę odśpiewywały z grubych ksiąg jakieś tajemnicze słowa. Później jeden ze strażników, który był zawsze obecny na ich spotkaniach, zrywał z Arbor Panis Coelestis najpiękniejsze kwiaty i podawał do ust każdej z sióstr po jednym płatku. Niewiasty w milczeniu, z wielką czcią przyjmowały z Drzewa Życia owe płatki i trwając w skupieniu, pozwalały, by wśród ciszy odkryć najodpowiedniejsze słowa podzięki za wszelkie łaski, jakimi tego dnia obdarzył je Elohim.

Był to inny świat i choć Natalka nie mogła aktywnie uczestniczyć w tych spotkaniach, często siadała na obrzeżach i wraz z innymi uczniami karmiła oczy i serce.

Pewnego razu jedna z sióstr, zobaczywszy siedzącą samotnie Natalkę, podeszła do niej i zapytała:

– Hej, wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś miała bardzo spragnione serce…

– Naprawdę? Sama nie wiem… Przed przyjściem tutaj wypiłam pół butelki wody – odrzekła uczennica, tak naprawdę nie rozumiejąc wcześniejszego pytania.

Siostra w odpowiedzi zaśmiała się uroczo i chwytając Natalkę za rękę, rzekła:

– Chodź za mną! Dostaniesz trochę wody żywej!

Po tych słowach udały się na brzeg ogrodu i stanęły naprzeciw drewnianego kwietnika, na którym oprócz wielkich, kwitnących kaktusów znajdowało się dziwaczne pudełko. Z wyglądu do złudzenia przypominało ono studnię. Nawet jego brzegi pomalowane zostały w taki sposób, że Natalka miała wrażenie, że są to prawdziwe kamienie.

– Naciśnij guzik – poleciła siostra, wskazując jednocześnie palcem bok pudełka.

Gdy Nati wykonała polecenie, wieko kuferka się rozsunęło, dziewczyna zaś ujrzała malutkie wiaderko przymocowane do drewnianego słupka. Tak jak ma to miejsce w przypadku prawdziwych studni, wiaderko zaczęło opadać w dół tylko po to, by już po chwili ukazać się z powrotem. W środku znajdował się malutki rulonik.

– Wiem, że u sióstr wszystko jest trochę inaczej – powiedziała ostrożnie Natalka. – Ale z całym szacunkiem… O co chodzi?

– No jak to o co?! – rzekła siostra, śmiejąc się i jednocześnie marszcząc brwi. – Przeczytaj!

Uczennica rozwinęła rulonik i wyrecytowała:

Pan zapisuje w księdze ludów:

„Oni się tam narodzili

I tańcząc, śpiewać będą

Wszystkie moje źródła są w Tobie”.

Gdy Nati skończyła, kobieta uśmiechnęła się promiennie, zupełnie jakby te słowa były odpowiedzią na wszystkie problemy świata. Natalka była jednak nieco poirytowana. Mimo szczerej chęci pomocy zarówno siostra, jak i cała ta sytuacja niewiele jej pomogły. Tak jej się przynajmniej wydawało.

***

Nim nastały Święta, wszyscy uczniowie postanowieniem dowódców straży mieli spotkać się na wspólnym posiłku w mieście. Natalka raz jeszcze zasiadła na grzebiecie tunelaka i wraz z resztą rocznika udała się złożyć wizytę w Doldmoore.

Miasto okazało się przynajmniej kilkukrotnie większe od osady, w której spędziła ostatnie dwa tygodnie. Ulice i sami mieszkańcy wyglądali na znacznie zamożniejszych. Jednak największa różnica dostrzegalna była w centrum miasta, gdzie znajdował się teren należący do Akademii. Miejsce to zostało świetnie zorganizowane i pomieścić mogło naraz około trzystu adeptów. Obecnie puste komnaty zamieszkali jej rówieśnicy i gdy Nati weszła do części mieszkalnych i porównała standard tutejszych pokoi z prostotą jej lepianki, nie mogła powstrzymać się od kwaśnego uśmiechu.

Dziewczyna chodziła wszędzie z pozostałymi uczniami, jednak była sama. Z jednej strony nie potrafiła zagadać do Zofii i reszty paczki, z drugiej zaś unikała towarzystwa kapryśnych Felicji, Marceli i Branda. Znajdowała się jakby pomiędzy młotem a kowadłem. W końcu, nie mogąc znieść poczucia wyobcowania, dosiadła się do Tria Fą Fą w czasie posiłku.

– Jak tam, koliberku? Zdecydowałaś się latać sama, ale doszłaś do wniosku, że tak też niedobrze? – przywitała ją cynicznie Felicja.

Nati zagotowała się od stóp do głów, lecz zdając sobie sprawę, że jej pozycja jest na tyle słaba, że nie może sobie pozwolić na równie kąśliwą odpowiedź, zwyczajnie przełknęła dumę i siadając, opuściła wzrok. Brand wyglądał na lekko zażenowanego, teraz nawet puszyste włosy Natalki nie robiły na nim takiego wrażenia jak dawniej.

Tylko Marcela patrzyła na nią z odrobiną empatii. Felicja zmrużyła oczy, wydęła usta i niczym wprawny pokerowy gracz przyglądała się Natalce. Wtedy powiedziała coś, co przelało czarę goryczy.

– Co? Twoi biedni przyjaciele nie chcą cię z powrotem? Ojej… Jakie to smutne… A może Nadia chociaż z tobą porozmawia…? Też nie… Ojej.

Nati poczuła, jak zaczyna dygotać na całym ciele, jej umysł zaćmił się gniewem tak gęstym i ciężkim, że poczuła, jak pod jego ciężarem opada jej głowa.

– Pasujesz do swoich dawnych przyjaciół, dziwaków z krainy Oz – kontynuowała Felicja. – Byli tam Dorotka, tchórzliwy lew, blaszany pajac bez serca i ten strach na wróble, który przypomina mi Karola… A ty jesteś jak ten mały, szczekający piesek! Od zawsze przypominałaś mi Toto!

Natalka, która chwilę wcześniej pokryła cały plastikowy talerz bitą śmietaną, zerwała się z miejsca i niespodziewanym, gwałtownym ruchem pacnęła talerzem prosto w twarz Felicji.

Cała, dosłownie cała jadalnia zamarła. To, co się właśnie wydarzyło, było tak nierealne, że wszystkim wręcz odebrało mowę. Natalka bez słowa wyszła z sali. Sama nie wiedziała kiedy, ale w pewnym momencie zaczęła biec przed siebie. Biegła, klucząc pośród obcych korytarzy i szukając jakiegoś ciemnego miejsca, gdzie nikt jej nie znajdzie. Gdy zamknęła się w jakimś ciemnym schowku, cała tama emocji puściła w ułamku sekundy i dziewczyna zaczęła płakać na cały głos. Przez najbliższy kwadrans nie myślała o niczym, nie była w stanie zebrać choćby jednej jasnej myśli. Całą swą istotą zanosiła się od płaczu i nawet gdy z korytarza doszedł do niej odgłos ciężkich kroków, nie przestała wylewać łez.

Drzwi się otworzyły, a z korytarza wlała się fala kłującego oczy światła. U progu z gniewnym wyrazem twarzy stanął strażnik, który w czasie całego zajścia przebywał na stołówce. W głowie ułożone miał już słowa reprymendy, jednak gdy zobaczył ją w takim stanie, cały jego gniew zniknął niczym kostka lodu wrzucona do jądra słońca.

– Co się stało…? – rzekł z taką łagodnością, że płacz Natalki spotęgował się jeszcze bardziej. – Poczekaj tutaj, przyniosę ci chusteczki i coś do jedzenia…

Gdy strażnik wrócił po chwili, niosąc talerz pyszności i kilka paczek rumiankowych chusteczek, Natalka nadal trwała w rozpaczy. Jednak już po chwili dziewczyna zaczęła opanowywać płacz i szlochając w niekontrolowanych atakach, wysmarkała w ciągu pięciu minut wszystkie cztery paczki. Mężczyzna milczał, dając jej czas, by sama opowiedziała, co się wydarzyło, jednak gdy cisza się przeciągała, strażnik usiadł na ziemi i zapytał:

– Potrzebujesz czegoś? Coś ci przynieść?

– T-t-tak – wyjąkała Natalka i urwała, czując, jak słowa uwięzły jej w gardle.

– Co takiego? Co takiego, dziecko? – zachęcał ją mężczyzna.

– Poduszkę i jakiś koc… Już nigdy nie wyjdę z tego schowka – wyjąkała Nati, cały czas szlochając.

Strażnik zaśmiał się cicho, myśląc, że dziewczyna żartuje. Jednak po upływie dwóch godzin, kiedy to reszta uczniów spoza Doldmoore miała powrócić do osady, a Natalia cały czas siedziała w schowku, nikt już nie miał wątpliwości, że to nie były żarty. Strażnicy, nieprzywykli na co dzień do takich wyzwań, mieli teraz niezłą zagwozdkę. Nie chcąc na siłę zmuszać dziewczyny albo tym bardziej fizycznie wyganiać jej w tym stanie z bezpiecznego dla niej miejsca, debatowali między sobą, co należy zrobić. Na razie, żeby zaoszczędzić dziecku wstydu, nikogo nie wpuszczano na korytarz. Gdy przyszedł czas na podjęcie decyzji, strażnicy doszli do wniosku, że trzeba odprawić pozostałe dzieci bez Natalki. Jeden z nich udał się wraz z grupą do osady, by o całej sprawie dyskretnie opowiedzieć Rozalii i u mądrej kobiety zasięgnąć rady.

– Kobiety mają naturalną mądrość w tych sprawach i wiedzą, jak postępować z nastolatkami – oświadczył jeden ze strażników. – My, mężczyźni, możemy tylko narobić bigosu.

Gdy tylko przełożona Córek Pustyni dowiedziała się o całej sprawie, zaśmiała się, kręcąc z niedowierzaniem głową.

– Powiedziała, że chce poduszkę i koc? Że zamieszka w schowku?!

– Tak powiedziała, wielebna matko – potwierdził strażnik, który był naocznym świadkiem tych wydarzeń.

– Ale ma silny charakter – przyznała z uznaniem Rozalia. – Na miejscu jest przeszło pięćdziesięciu rosłych mężczyzn, a ustąpić musieli przed jednym dzieckiem.

Strażnik, któremu nie podobał się kierunek, w którym zmierzała ta rozmowa, odchrząknął znacząco i przemawiając już nieco bardziej stanowczym tonem, zapytał:

– A więc co należy zrobić? Zabrać dziecko siłą?

– Siłą?! – oburzyła się Rozalia. – Siłą to można co najwyżej rozłupać orzecha, ale nawet wtedy trzeba uważać, żeby jakaś łupina nie wbiła się w oko! Tutaj potrzeba siły innego rodzaju. Pojedzie z wami jedna z moich sióstr…

I tak oto po upływie kolejnej godziny u progu schowka stanęła młodziutka siostra Monika. Natalia, która od przeszło dwóch godzin była pozostawiona sama sobie, uniosła głowę, przerażona nagłym dźwiękiem rozchylających się drzwi. Gdy zobaczyła siostrę, która trzymała w rękach dwie poduszki i dwa koce, uspokoiła się i potarła spuchnięte od płaczu oczy.

– Trzymaj – rzekła młoda kobieta, wyciągając w jej stronę dłonie ze świeżą pościelą.

– Dziękuję – odpowiedziała Natalka i natychmiast owinęła się jednym z koców. – Jeden wystarczy, tak samo poduszka… – dodała drżącym głosem.

– Jak wystarczy? – zapytała zaskoczona siostra. – A ja pod czym będę spała?

– Nie rozumiem… – wyszeptała Nati, patrząc podejrzliwie w jej stronę.

– Prowadzimy pustelniczy tryb życia, ale bez przesady! – kontynuowała siostra, jakby nigdy nic. – Nie odmówię sobie koca i czegoś miękkiego pod głowę. Tym bardziej że matka przełożona nie patrzy! – dodała szeptem.

Ku największemu zdziwieniu uczennicy młodziutka kobieta ułożyła na ziemi koc, poduszkę zaś pod ścianą i legła na posadzce, opierając nogi o drewniany regał.

– Rety, jak dobrze! W końcu się wyśpię! – zawołała z radością, unosząc dłonie ku niebu. – Musimy tylko ustalić, gdzie urządzimy łazienkę… Może by tak poprosić któregoś ze strażników, żeby przyniósł nam wiadro…?

Natalka nie mogła uwierzyć własnym uszom. Do tej pory wszystkie siostry wydawały jej się tak poukładane i poważne, a teraz obok niej leżała jedna z nich i mówiła coś o toalecie i o wiadrze. Siostra odgadła jej myśli i zaśmiała się uroczo. Zmieniła barwę głosu, dając tym samym Natalce do zrozumienia, że sobie żartuje, i przemówiła komicznie, naśladując akcent prostej wiejskiej dziewki:

– A co panienka sobie myśli?! Że jak już w komórce zamieszka, to do łazienki już nie trzeba będzie? Ja właśnie przejawiam zdrowy realizm i wiem, że się życia nie oszuka! Lepiej teraz o wiadrze pomyśleć niż po północy… A tak między nami… Na obiad zjadłam nieświeżej kapusty…

Natalka nie mogła dłużej zachować powagi i parsknęła głośnym śmiechem.

– No, widzę, że humor wraca! To dobrze! – przemówiła siostra już normalnym głosem. – Z tą kapustą to żartowałam, ale co do tego, że się wyśpię… byłam śmiertelnie poważna. Bardzo ci dziękuję, bo naprawdę potrzebuję snu. Nie obrazisz się, jak się teraz zdrzemnę? Tak w ogóle Monika jestem – rzekła i wyciągnęła w stronę uczennicy otwartą dłoń.

– Natalia – przedstawiła się z uśmiechem dziewczyna.

Uczennica z podziwem patrzyła teraz w twarz tej młodej, pięknej kobiety. To, co wydarzyło się w ciągu ostatnich trzech minut, przerastało jej wszelkie pojęcie. W jednej chwili Monika przeprowadziła ją z ciężkiej depresji do stanu, w którym bała się, że ze śmiechu wysiądzie jej serce. W młodej kobiecie było tyle energii, czaru i swobody, że Nati natychmiast przestała czuć się samotna i skrępowana.

– Poczekaj, zostawiłam na zewnątrz moje ukochane książki – zaczęła kolejny wątek Monika i rozchyliwszy delikatnie drzwi, przeciągnęła cały stos książek do wnętrza schowka. – Kiedyś, gdy byłam mała, moja nauczycielka zadała mi dziwne pytanie: „Gdybyś zamieszkała na bezludnej wyspie i mogła zabrać tylko pięć książek, które byś zabrała?”.

– I co odpowiedziałaś? – zainteresowała się Nati.

– W sumie to nic. – Siostra wzruszyła ramionami. – Wtedy nie czytałam książek, ewentualnie streszczenia lektur do szkoły. Jednak dziś dzięki tobie musiałam wrócić do tego pytania i zobacz, jakie te drogi naszego życia są niezbadane… Dziś to samo pytanie nie jest dla mnie takie głupie i ktoś naiwny mógłby sobie pomyśleć: „O rety! Monika dorosła!”.

Nati raz jeszcze zachichotała, podziwiając aktorskie umiejętności swojej nowej kompanki. Ta zaś, widząc, że dziewczynka orientuje się w każdym jej żarcie, sama zaśmiała się promiennie.

– Gdybyś usłyszała na korytarzu jakieś kroki, możesz poprosić strażnika o taki mały dzwoneczek. Będziemy wzywać ich, żeby nam podawali posiłki. Gdyby ktoś przyjmował zamówienia dotyczące śniadania, nie jestem wybredna. Wystarczą dwa sadzone jajka, boczek i sałatka warzywna. Pieczywo mogą podać tylko pod warunkiem, że świeże…

Natalka, udając, że zapisuje wszystko w niewidzialnym zeszycie, potakiwała głową.

– Do picia zapewne jak zawsze sok z granatów… Pieczywo bezglutenowe?

– Obojętnie… Dla mnie ważne, żeby ciasto wyrobiły dzieci w przedziale wiekowym od sześciu do góra ośmiu lat. Gdy dzieci są starsze lub młodsze, mam potem wzdęcia…

– Chyba idziemy spać – rzekła Natalka, masując bolące od śmiechu skronie. – Przestaję nadążać za twoimi żartami…

– Serio? A ja się dopiero rozgrzewam! – ostrzegła ją Monika.

Zestaw „Bezludna wyspa” w praktyce

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Nakładem wydawnictwa Novae Res ukazała się również:

Ciekawość i otwarte serce to klucz do rozwikłania każdej zagadki!

Największe przygody zaczynają się od wielkiej niewiadomej! Czy byłoby Cię stać na to, by w jednej chwili porzucić wszystko, co znasz i dać się porwać do całkiem nowego, fascynującego świata?

Przed takim właśnie wyborem staje nastoletnia Natalia Collins. Gdy w jej domu niespodziewanie pojawia się błękitny koliber z zaproszeniem do Akademii Miraculorum, dziewczynka nie waha się ani chwili i przyjmuje propozycję. Pomimo początkowego zagubienia z łatwością poznaje nowych przyjaciół oraz zasady panujące w niezwykłej szkole.

Szybko jednak zaczynają dziać się wokół niej zaskakujące rzeczy. Dziewczynka każdego dnia znajduje przy swoim łóżku piórko z zagadką. By rozwikłać tajemnicze wiadomości, Natalka angażuje do pomocy swoich nowych towarzyszy. W ten sposób powstaje Fantastyczna Siódemka. Podczas spotkań tajnej grupy przyjaciele trafiają na trop spisku. Wspólnie starają się rozpoznać niebezpieczeństwo, które czyha w podziemiach Akademii.

Czy przyjaźń przetrwa konfrontację z ciemnymi mocami kryjącymi się w murach szkoły? A może wśród członków Siódemki ukrył się szpieg…

Pierwszy tom z serii Błękitny Koliber to pełna przygód opowieść o przyjaźni, w której nie brak zagadek i poczucia humoru!

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Sila innego rodzaju
Zestaw „Bezludna wyspa” w praktyce
Prawdziwe święta
Pamiętna wyprawa
Drużyna spod ciemnej gwiazdy
Made in China
Studnia życia i wczasy na bagnach
Zakochani na niby, zagrożeni na serio
W gardle pająka
Słodkie dylematy i samotny płomyczek

Błękitny koliber. Studnia życia

ISBN: 978-83-8373-180-3

© Marcin Draniczarek i Wydawnictwo Novae Res 2024

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Magdalena Białek

KOREKTA: Konrad Witkowski

OKŁADKA: Wioleta Melerska

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek