Bojąc się jutra - Sylvia Wyka - ebook
NOWOŚĆ

Bojąc się jutra ebook

Sylvia Wyka

4,4

Opis

Saga o braciach Roszczenko
Dziedzictwo po dziadku to zalążek czystego zła, który na wszystkich odcisnął piętno. Młoda malarka z Polski i właściciel sieci hoteli na Słowacji. Za sprawą jego brata dziewczyna trafia w wir niespodziewanych i przerażających wydarzeń.
Czy traumatyczne przeżycia ich zniszczą? Czy będą w stanie znaleźć ten płomyk, który tlił się od początku tej znajomości?
Dawid — kat i obrońca w jednym. Jak wiele ukrywa w sobie sprzeczności?
Był przekleństwem i wybawieniem. Mrokiem, który najpierw kusił, a potem pochłonął doszczętnie. Czy uda jej się odrodzić na nowo?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 378

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (158 ocen)
103
27
19
6
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kamila2110

Nie oderwiesz się od lektury

Odświeżająca, rewalacyjna, subtelna i całość bardzo spójna tak odebrałam ją ja. Przeczytaj ja i zapomnij o wszystkim dookoła tylko tyle albo aż tyle.
41
mientuso

Z braku laku…

Wymęczyłam się czytając ją. Zupełnie nie trafił do mnie styl autorki jak dla mnie naprawdę kiepska pozycja.
30
magda91111

Nie oderwiesz się od lektury

Trzeba to przeczytać❤
30
KateStaw

Nie oderwiesz się od lektury

Jedna z najlepszych jakie czytałam! Nieoczywista, nieprzewidywalna i zapada w pamięć na bardzo długo!
31
Maveric666

Dobrze spędzony czas

Bardzo fajnie zapowiadający się debiut czytało się z ogromną przyjemnością mogę szczerze i z głębi serca polecić i mam nadzieje ze lektura tej powieści sprawi wam tyle przyjemności co i mnie. Jestem ciekam czym zaskoczy nas autorka w kolejnych swoich powieściach .
21

Popularność




Sylvia Anna Wyka

Bojąc się jutra

FotografIsabella Mariana

© Sylvia Anna Wyka, 2021

© Isabella Mariana, fotografie, 2021

Bracia Roszczenko.

Dziedzictwo po dziadku to zalążek czystego zła, który na wszystkich odcisnął piętno. Młoda malarka i właściciel hoteli. Za sprawą jego brata dziewczyna trafia w wir przerażających wydarzeń. Czy traumatyczne przeżycia ich zniszczą? Czy będą w stanie znaleźć ten płomyk, który tlił się od początku tej znajomości?

Dawid — kat i obrońca w jednym. Był przekleństwem i wybawieniem. Mrokiem, który najpierw kusił, a potem pochłonął doszczętnie. Czy uda jej się odrodzić na nowo?

ISBN 978-83-8245-659-2

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Życie rani i pozostawia blizny, przygotuj skórę i duszę

S.A Wyka

Dawid

Poklepałem dach mojego świeżo kupionego mercedesa. Wspaniałe cacko, idealne na trudny teren. Spojrzałem na brata, który właśnie skończył jakąś rozmowę telefoniczną, minę miał nietęgą.

— Słuchaj, Mati…

— Stary, nie mów tak do mnie. Nie jesteśmy już dziećmi — odpowiedział, krzywiąc się i poprawiając i tak rozczochrane włosy. Stylizował je na „dopiero wstałem z łóżka”. Taki wabik na kobiety.

— A szkoda, chociaż wtedy można cię było jakoś ujarzmić. Teraz masz w dupie moje rady. — Włączyłem klimatyzację, ustawiłem temperaturę i powoli ruszyliśmy w drogę. — Słyszałem ostatnio o skrócie przez góry, spróbujemy go odnaleźć, udałoby się zaoszczędzić trochę czasu. — Zerknąłem, jak grzebie w kieszeni marynarki, pewnie w poszukiwaniu komórki.

— Obyś wiedział, co robisz, mam jeszcze dzisiaj spotkanie biznesowe w rezydencji.

Zapadło krępujące milczenie. Rezydencja… to była kość niezgody w naszej rodzinie. Postanowiłem po raz kolejny spróbować z nim o niej poważnie pogadać.

— Wiesz, że nie musisz być jak dziadek — stwierdziłem.

— Błagam cię, nie mów mi, że znów zaczynasz z tą gadką. Po to mnie zabrałeś ze sobą? Żeby całą drogę prawić mi kazania?

— Nie. Po prostu uważam, że nie powinieneś brać go za swój wzór. Prowadzimy razem biznes, otwieramy już siódmy hotel. Czysty, legalny zysk. Zostaw ten burdel. Kasy ci nie brakuje, więc po co to wszystko?

— Eh… braciszku, nie tylko o kasę w życiu chodzi. Lubię dreszczyk emocji. Adrenalinę, kiedy krew szybciej krąży w żyłach. Lubię też kobiety.

— Do tego nie potrzeba ci agencji towarzyskiej… Te wszystkie laski i tak lecą na twój wizerunek złego chłopca — odparowałem.

Tylko nie wiedzą, że mój brat jest naprawdę zły, przesiąknięty do szpiku kości. Dla niego liczy się dobry i ostry seks oraz duża kasa.

— Wiesz, że on widział we mnie swojego następcę. Nie mogę go zawieść.

— O czym ty, do cholery, mówisz?! — Wkurwiały mnie te jego teksty tak samo jak on. Od pewnego czasu nie potrafiliśmy się dogadać.

— To nie jest zwykły burdel — burknął. — Raczej

ekskluzywny klub. Już od lat tak jest, że klienci są wyselekcjonowani, gra toczy się o wysoką stawkę. Mamy najlepsze i najładniejsze dziewczyny.

— Tak, pamiętam, że dziadek dbał, aby wszystko było na najwyższym poziomie. Mawiał, że to nie rezydencja, to pieprzona oaza rozpusty.

— Dokładnie, jest teraz moją oazą — dodał, zerkając w okno.

— Nigdy mi się to nie podobało, rodzicom również.

— Pieprzyć to! — wrzasnął.

Nagle wpadłem w dziwny stan, jakbym cofnął się o parę lat wstecz. Doskonale pamiętałem kłótnie rodziców; nigdy nie zgadzali się z dziadkiem.

Namawiał dziewczyny tak długo, aż przyszły pracować. Inne kupował od zadłużonych rodzin.

Matej poszedł w jego ślady, wykorzystywał biedę, mamił pieniędzmi. Ludzie potrafili być okrutni, żeby tylko dostać trochę grosza. Sprzedawali własne córki, dziewczyny, żony. Żadnych skrupułów. Były też takie, którym nie wystarczał zwykły seks. Duszenie, bicie, grupowe orgie — wszystko to dostarczała rezydencja…

— Wiesz, że mama jest załamana. Byłeś młody, dałeś się wciągnąć staremu kretynowi w tak brudne interesy. Ani ja, ani Aleks tego nie popieramy — stwierdziłem stanowczo.

— Wiem. Znam wasze zdanie na ten temat. Klub jest tylko mój, nie kiwniecie nawet palcem, żeby rozszerzyć tę działalność. Kutafony… — Machnął dłonią.

— Nieraz słyszałem od kierownika, że najpierw sprowadzasz te kobiety do apartamentów w naszym hotelu. Matej, mamy je po to, żeby tam nocować w razie potrzeby. Czasem, by popracować w spokoju. Nie, by przyprowadzać jakieś dziwki. Jeżeli podwinie ci się noga, nie licz na to, że ci pomożemy.

— Jak to mówią: grunt to rodzinka — odgryzł się i roześmiał cynicznie, ale kontynuował: — Dawid, doskonale wiem, że masz wciąż do mnie żal o Sarę, nic nie poradzę, że była zwyczajnie…

Nie dałem mu dokończyć, gwałtownie zahamowałem. Oczywiście jechał bez zapiętych pasów, więc rzuciło nim do przodu jak szmacianą lalką. W ostatniej chwili zaparł się muskularnymi rękami o deskę rozdzielczą i krzyknął:

— Kurwa, oszalałeś…! — Chciał coś dodać, ale widział, że jestem na granicy wybuchu. Ręce mi się trzęsły. Zjechałem na pobocze. Chwilę zajęło, nim się opanowałem.

Matej wysiadł i, opierając się o samochód, zapalił papierosa. Podwinął rękawy czarnej koszuli, faktycznie robiło się coraz cieplej.

Pierwsze dni września zaskoczyły wyjątkowymi upałami i dziś zapowiadało się na to samo. Kolejny raz wpisałem w GPS miejscowość, do której jechaliśmy. Jednak drogi na skróty przez las, gdzie właśnie się znajdowaliśmy, nie było. Wyszedłem do brata, milczał. Wiedziałem, że znów zamiecie sprawę pod dywan.

— Sprawdziłem telefon, ten spec od reklamy wysłał SMS-a. Trzeba później do niego zadzwonić z wytycznymi odnośnie kampanii promującej to nowe SPA w stronach koszyckich.

— Okej — mruknął.

— Wsiadaj, ruszamy dalej. Zaraz miniemy granicę, to już blisko.

Energicznie przydeptał niedopałek swoim wypastowanym, świecącym butem i wsiadł z powrotem.

— Interesuje cię cokolwiek, co dotyczy firmy? — rzuciłem zirytowany. Brak jego zaangażowania coraz bardziej mi doskwierał.

Przytaknął tylko, chwilę jechaliśmy w milczeniu. Znów odezwałem się pierwszy.

— Musimy zostawić sprawę Sary za sobą. Nie jestem i chyba nigdy nie będę gotowy, żeby z tobą o tym pogadać. Nie wiem, czym się wtedy kierowałeś, ale nie wracajmy do tego. Mamy kontakt tylko dlatego, że rodzice o to prosili.

— Jasne, starzy są najważniejsi — burknął.

Wjechaliśmy właśnie na łąkę i stanęliśmy przy rozwidleniu. Żadnych znaków.

— Zasrane zadupie! Mogliśmy jechać dłuższą trasą, to nie, zachciało ci się leśnych skrótów. Na pewno jedziemy dobrą drogą?

Zupełnie nie wiedziałem, w którym kierunku mieliśmy się teraz udać. W oddali zauważyłem dom. Może tam zapytałbym o dalszą trasę…? Wiedziałem, że bariera językowa nie będzie żadnym problemem. Mieszkaliśmy tak blisko granicy z Polską, że ludzie często posługiwali się słowackim.

Zresztą nasza babka pochodziła z Zakopanego, więc znaliśmy polski doskonale.

— Postaram się załatwić to szybko. Poczekaj. Ani mi się waż palić w aucie to świństwo — rzuciłem przez ramię i skierowałem się w stronę ganku, na którym dostrzegłem postać, chyba kobiecą.

Zbliżyłem się. Tak, z pewnością była to kobieta,na moje okocałkiem niezła. Ciemnoblond włosy właśnie rozwiał jej wiatr. Próbowała je opanować, aż w końcu zostawiła w nieładzie jak po dobrym seksie. Takie uwielbiałem. Długość w sam raz, żeby móc wplatać w nie przedramię i przy nasadzie ciągnąć do tyłu. Idealna pozycja.

Lekko przekrzywiła głowę, spojrzała podejrzliwie i zapytała:

— Czy mogę w czymś pomóc?

— Tak. Na imię mi Dawid Roszczenko. — Wyciągnąłem rękę w jej kierunku.

Schowała pędzel w tylną kieszeń, co dało mi możliwość sprawdzenia, czy miała na czym siedzieć.

— Mia Sawicz — odparła i uścisnęła dłoń.

Przechyliła się nieznacznie do przodu,zyskałem świetny widok na jej biust. Okrywał go tylko top i szelki dżinsowych ogrodniczek, w które była ubrana. Były krótkie, co zdecydowanie działało na wyobraźnię. Widziałem w myślach, jak te długie nogi oplatają mnie w pasie. Musiałem wyglądać, jakbym zatrzymał się tylko po to, żeby pogapić na jej zgrabne ciało, więc szybko zapytałem:

— Zmierzam do Wojkowej, niestety GPS nawalił. Czy możesz powiedzieć, w którą stronę trzeba skręcić na rozdrożu?

— Musi pan… znaczy: musisz pojechać prosto, tą drogą na zachód — wskazała ręką w lewo — jakieś dziesięć minut potem będzie rozwidlenie. Wtedy w prawo, a później będą już znaki, więc nie powinno być kłopotów.

— Dzięki, ratujesz mi dzień — Uśmiechnąłem się.

— Nie ma sprawy, cieszę się, że mogłam pomóc. — Odwzajemniła uśmiech, a w jej policzku ukazał się dołeczek. Tego się nie spodziewałem.

Słodka i seksowna zarazem. Mieszanka wybuchowa.

— Co malujesz? — zapytałem, zerkając na sztalugę. Widniał na niej jeszcze nieskończony obraz.

— Tę starą jabłoń, długo już tutaj nie postoi. — Ruchem głowy wskazała drzewo, które rosło niedaleko.

— Od dawna masz taką pasję?

— Odkąd pamiętam, jednak próbuję uczynić z tego moją pracę.

— Myślę, że będzie to coś w moim guście, choć wolę bardziej mroczną tematykę — zagadnąłem, podwijając rękawy białej, lnianej koszuli.

Zauważyłem, że zerkała na moją klatę, widoczną przez dwa rozpięte guziki.

— Jestem w połowie, ciężko jeszcze powiedzieć, jak to będzie finalnie wyglądać. Nie lubię pokazywać moich prac przed ich skończeniem. — Nerwowo wytarła w spodnie palce ubrudzone czerwoną farbą. Chciałem wierzyć, że pod spodem nosiła majtki w takim samym kolorze.

Trochę się zawstydziła.

— Ja wolę Beksińskiego. Jest fascynujący, bardzo emocjonalny i szaleńczo niepokojący. Kilka jego prac wisi w moich hotelach — zacząłem.

Jej oczy spojrzały na mnie z niesamowitą iskierką, wiedziałem, że trafiłem. Podobali jej się artyści, pasjonaci sztuki albo faceci z forsą. Byłem i jednym, i drugim. Kułem żelazo, póki gorące.

— Może w ramach podziękowania za wskazówki odnośnie dojazdu dasz zaprosić się na kolację? Chętnie porozmawiam jeszcze o innych artystach, a może kiedyś zechcesz pokazać mi swoją skończoną pracę?

— Zaskoczyłeś mnie tym zaproszeniem.

— Lubię zaskakiwać. Więc jak będzie? — Posłałem jej jeden z tych chłopięcych, niby niewinnych uśmiechów.

— Może zaczniemy od numeru telefonu?

Z uczuciem małego zwycięstwa wymieniliśmy się numerami. Kiedy stała blisko, czułem jakieś przyciąganie. Cholera, tani banał. Zwyczajnie chciało mi się pieprzyć, już dawno nikt nie pobudził tak mojej fantazji. Ładna, zgrabna, do tego artystka — takie przeważnie są gorące w łóżku.

— Zadzwonię, to dogadamy szczegóły, ale mam nadzieję, że nie robisz sobie ze mnie żartów i faktycznie dasz się gdzieś wyrwać. — Musiałem się upewnić, że jest zainteresowana.

— Nie, z chęcią porozmawiam z kimś, kto lubi sztukę, brakuje mi tego.

— Ile można czekać, co ty tu tyle czasu robisz, mapę rysujesz? — Słowa padły nagle, a za moimi plecami pojawił się braciszek ze swoją niewyparzoną gębą.

Widziałem moment, kiedy on też dostrzegł urodę Mii, odgadłem, że będzie próbować szczęścia. Nie spodobało mi się to.

— A może chciałeś taki skarb zagarnąć tylko dla siebie? Miło mi poznać, jestem Matej, a ty? — Wyciągnął rękę w jej stronę.

— Mia. — Uniosła brwi, kiedy ten napaleniec ucałował jej dłoń. Delikatnie się cofnęła.

— Nie chciałem wam przerywać tej pasjonującej rozmowy, ale poczułem się troszkę osamotniony, tak czekając. Może zaproponujemy naszej nowo poznanej koleżance, by wybrała się z nami w dalszą podróż? Pomoże trafić na miejsce. Umilisz nam czas, kwiatuszku? — Matej gestem wskazał auto, które potrafiło zrobić wrażenie na kobietach.

— Raczej nie — odpowiedziała bez wahania.

— Spławiasz nas? Słuchaj, jesteś niczego sobie. Wiem… wy, kobiety, lubicie zgrywać niedostępne. Niestety czas nas goni, a szczerze powiem, że z chęcią zapoznałbym się z tobą bliżej.

Z uśmiechem na twarzy dokładnie zmierzył ją wzrokiem. Krągłe, jędrne piersi aż prosiły się o to, by je uwolnić spod tych ubrań. Z boku można było zobaczyć nagi, płaski brzuszek.

— Chyba się już pożegnamy, Matej, a ty skończ. — Chciałem jak najszybciej przerwać tę rozmowę, zanim brat rozkręci się na dobre.

— Dawid, kasa się jej przyda. Z takim ciałem i twarzą może naprawdę dobrze zarobić, a mnie bardzo przyda się ktoś taki. — Zwrócił się teraz do niej: — Jedź z nami, omówimy wszystkie szczegóły. Na pewno będziesz zadowolona. Lepszej propozycji w tej dziurze nie dostaniesz. Nie pozwólmy zmarnować takich ust. Niejeden dobrze zapłaci, by znaleźć się między twoimi zajebistymi nogami.

Widziałem szok malujący się na jej twarzy. Atmosfera zrobiła się gęsta.

— Wynoś się natychmiast! Nie jestem jakąś tanią dziwką, która pozwoli na takie coś pod własnym domem. Oboje się wynoście! — wykrzyczała, chyba się trzęsła.

— Przestań, Mati, przekraczasz granice, Mia nas już pożegnała. — Wycofałem się powoli, mając nadzieję, że to powstrzyma go od dalszej dyskusji. — Przepraszam cię najmocniej za niego, głupio wyszło. Powinien dostać w pysk, już spływamy. — Szarpnąłem tego idiotę za ramię i ruszyliśmy w stronę auta.

Dziewczyna stała jeszcze chwilę z założonymi rękami, a potem szybko zaczęła zbierać swoją sztalugę.

— Cholera, miała dobry tyłek, widziałeś? Kurwa, nie zostawię tak tego.

— Co masz na myśli? — zapytałem lekko zirytowany.

— Jakoś ją zwerbuję.

— Jesteś idiotą — warknąłem.

— Zawsze jest coś, czego chcą. Przeważnie więcej kasy, a za taką buźkę chętnie zapłacę więcej.

— Ale cycki bez szału — dodałem z nadzieją, że może trochę zmniejszę jego niezdrowe zainteresowanie.

— Jest świetna, nie ma co wybrzydzać — rzucił.

Fakt, była.

— Jesteś niemożliwy. — Uciąłem temat. — Ruszajmy, bo pieniądze same się nie zarobią.

Spojrzałem we wsteczne lusterko. Muszę ją przeprosić, nie chcę, by niesmak pozostał.

Mia

Po południowym wzburzeniu spowodowanym tą dziwną wizytą nie byłam w stanie malować dobrych parę godzin. Nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca w domu. Chwilę spędziłam w sypialni, którą urządziłam po śmierci dziadków, jednak potrzebowałam czegoś bardziej intymnego, by przeanalizować to, co się wydarzyło. Nie wierzyłam, że ten arogancki dupek mógł mnie potraktować jak zwykłą panienkę do towarzystwa. Tacy właśnie są faceci z wyższych sfer — myślą, że jeśli mają pieniądze, mogą załatwić wszystko. Aż biło od nich bogactwo. Ubrania od projektantów. Najwyższej jakości markowe zegarki i, oczywiście, samochód. Wisienka na torcie.

Fakt, musiałam przyznać, że gdyby nie pojawił się ten drugi, gotowa byłam umówić się z nowo poznanym facetem, jednak zdrowy rozsądek przemówił. Nie miałam nic do zaoferowania takiemu mężczyźnie. Sam sposób bycia zrobił na mnie piorunujące wrażenie; miałpewny, ale nienarzucający się, swobodny styl. Brązowe oczy Dawida były tajemnicze, hipnotyzujące. Nie do zapomnienia. Gdy się zjawił i zapytał o drogę, poczułam łaskotanie w brzuchu, nawet jego głos sprawiał przyjemność. Cholera! Zachowuję się jak idiotka. Muszę wziąć się za pracę, a nie marzyć o kimś tak nieosiągalnym.

Uwielbiałam przesiadywać w moim starym pokoju na poddaszu. Zrobiłam tam przechowalnie niesprzedanych obrazów. Jedne wisiały, inne tylko podpierały ściany. Na środku leżał materac, kiedyś często nocowała u mnie Diana. Spałam wtedy tutaj, a ona w głównej sypialni, ale odkąd przeprowadziła się do Krynicy coraz rzadziej się widywałyśmy. Razem z rodzicami dostali świetną okazję, by przenieść sklep. Nie ma się co dziwić — mieszkańców było niewiele, w naszych okolicach ciężko było się utrzymać.

Małe okno wpuszczało niewiele światła, ale lubiłam czasem półmrok, zamontowałam małe lampki i przymocowałam tuż przy skosie, żeby dodać uroku.

Moje sanktuarium.

Burczenie w brzuchu w końcu skłoniło mnie do zejścia na dół, do kuchni. Wstawiłam wodę na herbatę i przygotowałam sobie tosty. Zjadłam ze świadomością, że nadszedł czas, by skupić się na zamówieniu. Nic nadzwyczajnego, ale byłam dumna, że mogę się sama utrzymać z tego, co kochałam robić.

Kiedy siedziałam w swoim kąciku w salonie, przy płótnie, i tworzyłam obraz, czas nie miał dla mnie znaczenia. Nie zwracałam uwagi, jak nieubłaganie ucieka. Z tego stanu wyrwał mnie dopiero dźwięk dzwoniącej komórki. Zerknęłam na wyświetlacz i nie mogłam uwierzyć, kto dzwoni.

Przesunęłam zieloną słuchawkę w górę.

— Halo?

— Cześć, Mia. Z tej strony Dawid — usłyszałam pewny głos.

— O, nie spodziewałam się, że zadzwonisz. Trafiliście do celu?

— Bardzo dziękuję za pomoc, dojechaliśmy bez problemów. Matej wpadł w błoto, prawie zostawił buty w ziemi, jak to mówią: „karma wraca”, czekam, aż doprowadzi się do porządku.

— Dobrze, że natura dała mu popalić. Cieszę się, że zadzwoniłeś. — Naprawdę tak było.

— Mia…

W słuchawce przez chwilę zapanowała cisza. W końcu powiedział:

— Chciałem cię jeszcze raz przeprosić. Za mojego brata. Wiem, że jest zbyt bezpośredni, a czasem wręcz grubiański.

— To, co mi zaproponował, było chore. Nie potrzebuję tego typu propozycji.

— Wiem. Mam nadzieję, że szybko ochłonęłaś i miałaś jeszcze potem ochotę malować…? — zapytał.

Wydawało mi się, że był tym szczerze zainteresowany.

— Właśnie to robię. Dzięki temu, że zadzwoniłeś, oderwę się, chyba na dziś już wystarczy. — Odłożyłam pędzel i wytarłam dłonie w bawełnianą szmatkę.

— Och, to dobrze, bo myślałem, że znów przeszkodziłem.

Taki facet mógłby mi częściej przeszkadzać. O boże, co mi przychodziło do głowy.

— Byłam przekonana, że już raczej nie zadzwonisz.

— Przecież zgodziłaś się ze mną umówić. — Z tonu głosu wywnioskowałam, że był zdziwiony moją odpowiedzią.

— Tak, ale, Dawid, nie sądzę, że to dobry pomysł…

— Hm, rozumiem. Nie mogę oczekiwać, że wyjdziesz gdzieś ze mną po tym, co miało miejsce. Nie jestem wiarygodny. Przecież mógłbym prowadzić biznes z moim bratem. Mia, ja próbuję go z tego wyciągnąć.

Usłyszałam w słuchawce głęboki wdech. Taki, jaki bierze się przed skokiem na głęboką wodę.

— Mieszkam w Lukov pri Bardejove od paru lat, kupiłem posiadłość. Chciałem być w pełni samodzielny. Do pracy w jednym z hoteli mam niecałe dziesięć minut — zaczął opowiadać.

Rozsiadłam się więc wygodnie na sofie i podkurczyłam nogi. Słuchałam.

— Matej odziedziczył spadek po dziadku, którego ja się wyrzekłem. Na takie tematy nie powinno się rozmawiać przez telefon, ale nie dajesz mi wyjścia. Nie chciałem nawet złotówki z tych brudnych pieniędzy. Nasz ojciec otworzył małe hotele, dobrze prosperowały. Kiedy już mogłem zająć się biznesem, dodałem SPA. Teraz to luksusowe miejsca, nie jakieś podrzędne zajazdy. Mamy najlepsze sale konferencyjne, obsługę na wysokim poziomie. Wprowadzamy właśnie ofertę Day SPA.

— Jestem pod wrażeniem. Nadal pracujesz z tatą? — zapytałam.

— Nie. Przeszedł już na zasłużoną emeryturę, razem z mamą wiele podróżują. Czasem bywają u mnie, zatrzymują się w domku dla gości.

— Jesteś związany z rodzicami, to miło. Czy twój brat przysparza im dużo problemów?

— Muszę przyznać, że jesteśmy rodzinni, może na takich nie wyglądamy. Zawsze trzymaliśmy się razem, aż do pewnego wydarzenia. Kiedyś ci opowiem. Wiesz, faktycznie, najwięcej trosk mają z Matejem.

— Myślisz, że uda wam się coś zdziałać w jego temacie?

— Czasami wątpię — stwierdził po krótkim namyśle. — Jednak mama wierzy w jego dobre serce. Mia, naprawdę nie wiesz, jak mi przykro, że musiałaś usłyszeć od niego coś takiego. Nie karz mnie za to. Niczego nie oczekuję, chciałbym móc po prostu czasem się spotkać i porozmawiać. Jesteś prześliczną dziewczyną, a do tego zaimponowałaś mi tym, że sama potrafisz się utrzymać, to rzadkie w tych czasach.

— Jestem zwyczajna… — Nie mogłam dokończyć, bo od razu się wtrącił:

— Moja droga, powiem prosto z mostu: spodobałaś mi się jak diabli, coraz bardziej dostrzegam twoje urocze wnętrze. Spuściłaś Mateja na drzewo, wielkie ukłony dla ciebie. Twoją atrakcyjność podkręca też fakt, że jesteś artystką. Nie chciałbym się z tobą spotkać, gdyby było inaczej. Więc co ty na to?

— Dobrze. Myślę, że możemy spróbować — odpowiedziałam, chociaż sama nie byłam tego do końca pewna. Skierowałam się do kuchni, żeby zaparzyć sobie herbaty.

— Uf, kamień spadł mi z serca. Już myślałem, że tego nie wywalczę. Uparciuch z ciebie.

Zaśmiałam się w głos.

— Piękny masz śmiech.

— Dziękuję. Mój dziadek zawsze mawiał, że jestem uparta jak osioł. Chociażby padało i wiało, nie ruszę się, bo takie mam widzimisię…

— Czyli znaleźlibyśmy wspólny temat do rozmów. Mieszkasz z nim?

— Mieszkałam. Moi dziadkowie nie żyją.

— Przykro mi to słyszeć, gdybym wiedział… choć przypuszczał, nie poruszałbym tego tematu.

— Nic nie szkodzi. Taka kolej rzeczy, chociaż wolałabym, żeby ten dom nie był taki pusty. — Rozejrzałam się po ścianach, które malowałam sama, każdą na inny kolor. W pastelowych delikatnych odcieniach.

— U mnie w domu stale ktoś się kręci, ale to bardzo zaufani ludzie. Muszę się takimi otaczać.

— Rozumiem. Dawid, robię się już senna, a muszę iść jeszcze pod prysznic. Wybacz, ale będę kończyć.

— Eh, jak na artystkę przystało, umiesz pobudzić wyobraźnię do pracy. Mam nadzieję, że weźmiesz ten prysznic sama?

Aż mnie zatkało.

— Dobrze, uciekaj, nie chcę być sprawcą twojego braku snu — dodał.

— Dobrej nocy, dzięki za telefon.

— Do usłyszenia. Mia, będę wyczekiwać spotkania, z chęcią przyjrzę się bliżej temu pieprzykowi na twoim policzku!

Te ostatnie słowa wypowiedział ze śmiechem w głosie i się rozłączył.

Zamknęłam oczy,przypomniałam sobie jego sylwetkę. Wysoki, o szerokich barkach, miał cudownie skrojone usta. A co najważniejsze — znał się na sztuce, malarstwie. Bardzo mi tym zaimponował, był… inny. Zabawne, że gdy zaproponował mi wyjście, poczułam miłe łaskotanie w żołądku. Czy naprawdę jest mną zainteresowany? Czy ja byłam?

Dochodziła już prawie północ, gdy wyszłam spod prysznica. Ociekałam wodą na różowy pluszowy dywanik, który kupiła mi Diana. Chyba zbyt ją zaniedbywałam, będę musiała jutro do niej zadzwonić. Owinęłam się ręcznikiem i ruszyłam do pokoju. Usiadłam na łóżku w głównej sypialni i powoli zaczęłam rozczesywać mokre włosy. Telefon zawibrował, a na wyświetlaczu pojawiło się powiadomienie.

00.07 Dawid

Miłej nocy. Mam nadzieję, że będzie Ci się dobrze spało mimo tych zawirowań w ciągu dnia.

Ekscytujące, że prosta wiadomość potrafiła wzbudzić we mnie tyle entuzjazmu. Zgasiłam małą lampkę i wsunęłam się pod kołdrę. Postanowiłam odpisać.

00.20 Mia

Jeszcze raz dobranoc. Idź spać, nie chcę, byś przeze mnie był niewyspany.

00.27 Dawid

I tak będę. Myślę o Tobie.

***

Poranki i wieczory zawsze wprowadzały mnie w melancholijny nastrój. Dodatkowo dziś w powietrzu unosił się zapach skoszonej trawy, uwielbiałam go. Kojarzył mi się z czasami, gdy dziadek opiekował się ogrodem.

Stojąc w blasku słońca na małym ganku, popijałam zimną już kawę i rozmyślałam o tym, jak kochającym małżeństwem bylimoi dziadkowie. Rodziców nie pamiętałam, bo zginęli w wypadku, kiedy miałam zaledwie dziesięć lat. Dlatego też nie doczekałam się rodzeństwa, a teraz, gdy odeszła i babcia, zostałam zupełnie sama na świecie.

W powietrzu wyczuwałam zapach wczesnej jesieni, liście na drzewach powoli zmieniały kolor. Mieniły się niesamowitą gamą barw, były wspaniałą inspiracją. Miałam kilka wierzb, których korzenie przebijały się przez trawnik, i parę jabłoni już wysłużonych, ale nadal dawały piękne i soczyste owoce. Otaczały mnie góry, drzewa na ich zboczu wyglądały majestatycznie. To była moja samotnia, którą kochałam.

Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk WhatsAppa.

10.40 Dawid

Czy wczoraj zrobiłem na Tobie choć trochę pozytywne wrażenie?

Niesamowicie miłe i niespodziewane, że taki mężczyzna jak on — przystojny, elegancki — zwrócił uwagę na taką dziewczynę jak ja. Nie miałam złudzeń; w blasku dnia, przy zwykłej codzienności wydawało się to wszystko znacznie mniej kolorowe niż wczoraj w nocy. Nie byłam żadną pięknością ani nie pochodziłam z żadnej bogatej rodziny. Po prostu przeciętna, mało interesująca osoba. Dlaczego więc do mnie napisał…?

Powinnam zignorować tę wiadomość, ale aż świerzbiły mnie palce, by odpisać.

10.50 Mia

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że NIE.

10.52 Dawid

Uff, cieszę się, że jesteś taka prawdomówna. Czy tylko mi się wydaje, czy faktycznie zgodziłaś się ze mną wyjść?

11.00 Mia

Dawidzie, w miarę możliwości staram się zawsze mówić prawdę. ;) Co do wyjścia, być może zgodziłam się pod wpływem chwili i szoku, że znasz co nieco sztukę. ;)

11.04 Dawid

Czyli nie przyśniło mi się! ;)

11.05 Mia

Śnisz o mnie?;P

11.07 Dawid

Tak.

Powinnam była usiąść do malowania albo zająć się czymś pożytecznym, a nie tylko śmiać się jak głupia do ekranu telefonu, ale za każdym razem, gdy słyszałam dźwięk WhatsAppa, delikatnie ściskało mnie w żołądku. Wpadłam na pomysł i zmusiłam się, by upiec placek z jabłkami. Zajęłabym czymś dłonie i myśli, które niekontrolowanie coraz częściej odpływały w jedną stronę.

14.20 Dawid

Wystraszyła cię moja odpowiedź?

14.30 Mia

Nie. Lubię szczerość. Jestem tylko zaskoczona. Nie wiem, co mogłabym ci odpisać. Poza tym piekę ciasto.

14.34 Dawid

Mogłabyś napisać, że też ci się śnię. ;) Umiesz piec? Ostrzegam, uwielbiam szarlotkę z lodami!

14.43 Dawid

Kiedy dasz się gdzieś zaprosić?

14.50 Mia

Kurczę, właśnie u mnie dziś placek z jabłkami, ale nie mam lodów.

15.00 Dawid

Niebezpiecznie zbliżasz się do ideału mojej kobiety! Jutro? O dziewiętnastej?

15.10 Mia

Czy TY nie pracujesz? JA muszę trochę pomalować.

15.15 Dawid

Przywilej bycia swoim szefem.:D Właśnie wychodzę do domu. Spławiasz mnie? Mam nie przeszkadzać, rozumiem. Odezwę się później.

15.20 Mia

Zazdroszczę takiego szefa. ;) Moja aktualna szefowa to wena! Która gani mnie za lenistwo, odkąd Cię poznałam. Dobrze, jutro o dziewiętnastej.

15.23 Dawid

Już nie mogę się doczekać spotkania. ;)

Usiadłam na stołku i zaczęłam wszystko przygotowywać. Wysłałam Dawidowi zdjęcie przygotowanych farb. Złapałam głęboki oddech; uwielbiałam oddawać się tej pasji — kiedy malowałam, wędrowałam do innego świata. Szalały we mnie różne emocje i zawsze mogłam dać im upust właśnie tak.

***

W momencie gdy już miałam się rozłączyć, Diana odebrała telefon.

— W końcu się do ciebie dodzwoniłam — odpowiedziałam z udawanym wyrzutem.

— Przepraszam, chodzę ostatnio totalnie rozkojarzona. Co tam słychać, jak malowanie? — spytała.

— Dobrze, ale dzwonię w innej sprawie. Poznałam kogoś.

W słuchawce zapanowała absolutna cisza, aż nagle usłyszałam taki pisk, że wystraszyłam się o swoje bębenki.

— To cudownie, Mia, tak, się cieszę! W końcu ktoś wpadł ci w oko. Opowiadaj, jaki jest?

— Wydaje mi się, że ma artystyczną duszę, lubi malarstwo, więc mam o czym z nim rozmawiać.

— Ty i te bzdury. Ja pytam, czy jest gorący. Przystojny? Robi ci się mokro na jego widok? — dopytywała z chichotem.

— Jesteś niemożliwa… — roześmiałam się. — Tak, jest przystojny, męski i wydaję się bardzo spokojny. Chyba trochę starszy ode mnie, ale ma taki młodzieńczy uśmiech. I jest dobrze zbudowany. Widać, że ćwiczy. Ma ciemne włosy i piękne oczy, takie czekoladowe, z głębią.

— O mamusiu, przestań, bo chyba rzucę Andreja i będę cię często odwiedzać — zapiszczała.

Otworzyłam drzwi do małej garderoby, spoglądając na sukienki, po kolei odrzucałam każdą, która wydawała się nijaka.

— Tylko mam problem. On jest bogaty, a ja, no wiesz…

— Jesteś śliczna, chciałabym wyglądać jak ty. Do tego inteligentna, niczego ci nie brakuje. Bierz się za niego. Zawsze oceniasz się za surowo — odpowiedziała, a w tle słyszałam jadące samochody.

— Kiedy z nim rozmawiam, czuję motylki w brzuchu. Wiem, że to totalnie niepoważne, bo widziałam go tylko raz. Denerwuję się, przyjedzie dziś po mnie. Nie wiem, co założyć.

— Bez dwóch zdań małą czarną! — wykrzyczała radośnie. — Pożyczałaś mi tę kieckę na ślub mojego kuzyna i gdyby nie ona, do dziś byłabym singielką. Przynosi szczęście.

— Jak dobrze, że cię mam! — Przesuwałam energicznie wieszaki, aż w końcu natrafiłam na tę jedną, oby właściwą.

— Powiedz mi, jak się nazywa, znajdę go w internecie.

— Nie ma Facebooka, to znaczy ma, ale praktycznie pustego.

— Cholercia, szkoda.

— Uważaj, bo Andrej nie będzie zadowolony, przetrzepie ci dupę.

— No, czasem by nie zaszkodziło.

— Wariatka! — Uwielbiałam jej energię.

— Muszę kończyć, kochana. — sapnęła, w tle słyszałam, że ktoś ją woła. — Leć, szykuj się! Zdzwonimy się, będę trzymać kciuki. Całuję! A, i koniecznie szpilki!

— Całuję. — To było nasze standardowe pożegnanie.

***

Byłam gotowa pół godziny przed czasem. Z nerwów zasychało mi w ustach, więc siedziałam na sofie, popijając wodę. Nerwowo stukałam obcasami o dębowy parkiet. Nie powinnam zgodzić się na randkę z praktycznie obcym facetem, co we mnie wstąpiło? Z drugiej strony ludzie jakoś muszą się poznać.

Nawet na spotkaniach z potencjalnymi zleceniodawcami nie byłam tak zdenerwowana. Za radą Diany włożyłam tę czarną sukienkę. Czy to nie błąd? Długość miała przyzwoitą, sięgała mi do kolan. Jednak kopertowe rozcięcie sprawiało, że odkrywała więcej, niż byłam gotowa pokazać. Do tego dochodził dekolt i tak cienkie ramiączka, że nie pozwalały założyć biustonosza. Czy zdążyłabym się przebrać? Wyjęłam z szafki długi szal w kolorze butów i stanęłam przed lustrem. Co, jeśli wygłupię się w restauracji? Przecież nie bywałam w takich miejscach, jakie pewnie odwiedzał właściciel ekskluzywnych hoteli.

Z rozważań wyrwał mnie odgłos dzwonka. Nie czekając długo, ruszyłam, by otworzyć drzwi.

Jakie było moje zdziwienie, gdy za nimi nie pojawił się Dawid, tylko jego brat.

— Matej, co ty tutaj robisz? — zapytałam.

— Oj, widzę, że nie mogłem lepiej trafić… — Zagwizdał pod nosem i zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów.

Ciaśniej opatuliłam się szalem.

— Czego chcesz? — odwarknęłam.

— Spokojnie. Nie denerwuj się… Przejeżdżałem i pomyślałem, że wstąpię. Powinienem przeprosić za ostatnią sytuację.

— Dziękuję. Przeprosiny przyjęte. Mam nadzieję, że to wszystko — odparłam oschle.

— No cóż, zasłużyłem na takie traktowanie, przyznaję. Ale czy przyjmiesz chociaż ten kwiat?

Zza pleców wyciągnął długą białą różę. Zrezygnowana wzięłam ją, a on złapał mnie za nadgarstek, szepcząc:

— Mia, musisz rozważyć moją propozycję po dobroci.

— Chyba oszalałeś — mój ton był coraz ostrzejszy. — Puść mnie natychmiast.

Nie chciałam dać po sobie poznać, ale ze strachu aż przeszły mnie dreszcze. Na karku zrosił się pot. W Mateju było coś niepokojącego, władczego. Miał taki przenikliwy wzrok, mocno zarysowane kości policzkowe. Gdy tak stał przede mną z taką srogą miną, wiedziałam, że nie żartuje i zawsze dostaje to, czego chce.

— Dysponuję środkami, o jakich nawet nie śniłaś, podaj sumę — zachęcał bez ogródek.

Z impetem pchnęłam drzwi, jednak zdążył zablokować je swoim idealnie wypucowanym butem. Moja odmowa nie zrobiła na nim żadnego wrażenia.

— Nie spławisz mnie tak łatwo, kwiatuszku, masz czas do jutra, żeby to przemyśleć jeszcze raz. Później załatwimy to inaczej.

— Wynoś się, moja odpowiedź zawsze będzie brzmieć: NIE! — wykrzyczałam, trzęsącymi dłońmi zamknęłam drzwi.

Oddychałam głęboko. Wdech, wydech. To był jakiś chory żart, kiedy ten facet zamierzał odpuścić?! Rozbrzmiało „The Woods” od Hollow Coves, na stoliku wibrował mój telefon.

Dawid.

Wzięłam głęboki wdech i odebrałam.

— Słucham — powiedziałam cicho.

— Cześć, będę po ciebie za chwilę, poczekam przy aucie — odpowiedział zauważalnie radosnym głosem.

— Dobrze. Już wychodzę… — Rozłączyłam się i przejrzałam w lustrze; moje oczy nadal były zbyt przerażone, by wmówić Dawidowi, że nic się nie stało…

Dawid

Tuż przy wjeździe do Mii minąłem się z Matejem. Co on tu, do cholery, robił?! Od razu poczułem ukłucie czegoś na kształt zazdrości. Wysiadłem z auta, oparłem się o maskę i czekałem. Zobaczyłem, jak bogini seksapilu zamyka drzwi i schodzi po schodach. Miałem gust do kobiet, ale z tą trafiłem w dziesiątkę. Niebotycznie długie nogi, które zdobiły szpilki, aż prosiły się, by sunąć po nich męską dłonią. Mógłbym patrzeć na nie godzinami; poruszała się niepewnie, jednak ze swego rodzaju gracją. Kiedy zbliżyła się, podała mi drobną rękę, przyciągnąłem ją nieznacznie i ucałowałem w policzek. Momentalnie otoczył mnie zapach jaśminu, spojrzałem w jej twarz, zauważyłem, że unika kontaktu wzrokowego.

— Zapraszam do samochodu, pomyślałem o kolacji w moich stronach. To niedaleko.

— Dobrze, totalnie zdaję się na twój gust.

— I słusznie — odparłem.

Otworzyłem drzwi, poczekałem, aż zajmie swoje miejsce. Nie zrobiłem tego, by pokazać nienaganne maniery — zwyczajnie chciałem pogapić się na ten zajebisty tyłek. Wyczuwałem napięcie, nie wiedziałem tylko, czym było spowodowane. Onieśmieleniem czy spotkaniem, które odbyła tuż przed naszym? Może czuła się przyłapana? Chyba zdawała sobie sprawę, że widziałem mojego brata? Musiałem przełamać lody, szkoda było zmarnować taki wieczór.

— Pięknie dziś wyglądasz. — Zerknąłem na nią. — Naprawdę cieszę się, że nie zrezygnowałaś z naszego wyjścia.

— Dziękuję, jestem trochę zdenerwowana. Rzadko gdzieś bywam — stwierdziła.

— To dziwne, myślałem, że jesteś rozrywana. Planowałem pojechać do jednego z moich hoteli, ale nie chciałem, żebyś czuła się onieśmielona. Więc wybrałem małą restaurację na trasie do Bardejów. — Uśmiechnąłem się pokrzepiająco. Chciałem wierzyć, że to właśnie randka ze mną powodowała szybsze bicie jej serca.

— Naprawdę lubisz malarstwo? Powiem szczerze, że nie spodziewałam się tego po tobie, ale tym odrobinę mnie skusiłeś.

— Moi rodzice zawsze mieli sporo obrazów, matka jest pasjonatką sztuki. Uwielbia też rzeźby, zaraziła mnie tym. Odwiedzałem wiele wystaw, żeby kupić coś odpowiedniego, aby zapełnić hotelowe korytarze.

— Cieszę się, że mamy coś wspólnego — odpowiedziała.

— Jesteśmy na miejscu. — Wskazałem palcem niewielki budynek otoczony mnóstwem zieleni, ładnie oświetlony, z szyldem „Cactus Restaurant”.

Ruszyliśmy w kierunku wejścia, położyłem dłoń na dole jej pleców, oczywiście zrobiłem to, by być bliżej jej krągłych pośladków. Nie spodziewałem się tych wyładowań, jakie poczułem.

Gdy kelner usłyszał moje nazwisko, od razu zaprowadził nas do stolika VIP, oddzielonego od reszty sali. Szyba ze spływającą wodą robiła wrażenie, strumienie podświetlone były na złoto. W innym wnętrzu byłoby to kiczowate, tutaj — wyglądało na artystyczną kompozycję współgrającą z kamiennymi ścianami. Mia, siadając, położyła telefon na stoliku, ja swój wrzuciłem do kieszeni marynarki, a tę przewiesiłem przez oparcie krzesła.

— Niesamowita dekoracja — wyszeptała Mia znad karty. — Jest tu pięknie, wprost bajecznie. Bardzo inspirujące miejsce, lubię takie klimaty.

— To na pewno jest lepsze niż hotelowa restauracja, mimo że dokładamy wszelkich starań, aby była najlepsza.

Gdy siedzieliśmy tak na wprost siebie, mogłem dostrzec piegi na jej nosie. Były też delikatnie rozsiane na policzkach. Słabo widoczne, ale urocze i dziewczęce. Zwróciła twarz w moją stronę, jej ciemnobrązowe oczy szczególnie przykuwały uwagę.

— Zdasz się na mnie przy zamówieniu? — zapytałem z nadzieją, że odda mi stery nie tylko w tej kwestii.

— Oczywiście, nie przepadam tylko za ostrymi potrawami — odrzekła.

— Oj żałuj, czasem pikanteria jest potrzebna.

Zarumieniła się delikatnie.

Kiedy pojawił się kelner, złożyłem szybkie i konkretne zamówienie:

— Dwa razy kaczka z owocami, deser dnia i do tego jeszcze butelkę wina, może Vertice Apalta. To wszystko.

— Oczywiście, Panie Roszczenko. — Blondyn pośpiesznie przytaknął i odszedł. Nie uszło jednak mojej uwadze, jak zerkał w stronę Mii.

— Czuję się trochę nieswojo, Dawidzie — stwierdziła, co chwilę spoglądającna boki.

— Obiecuję, że następnym razem wybierzemy się tam, gdzie ty zaproponujesz. — Szczerym uśmiechem spróbowałem rozładować atmosferę.

— Nie chodzi o miejsce — szepnęła.

— A więc o mnie.

— Zastanawiam się, co robisz z taką dziewczyną jak ja. — Mięła białą serwetkę w dłoniach.

— Nie lubię fałszywej skromności.

— A ja cynizmu i zawsze stawiam na prawdomówność.

Uśmiechnąłem się lekko; potrafiła się odgryźć.

Czy naprawdę nie uważa się za atrakcyjne towarzystwo? A może chodziło o jej status społeczny… Zamyśliłem się chwilkę. Kelner przyniósł deskę serów z sosami. Mia spoglądała to na mnie, to na nie.

— Mia, jestem zwykłym facetem, z chęcią zabrałbym cię na hot doga, ale nie wiedziałem, co o mnie pomyślisz. Nie bywam na bankietach, bo nie lubię. Czasami mamy eventy firmowe, tyle.

— Dobrze wiedzieć.

— Naturalność jest w cenie, pamiętaj o tym. — Zamiast specjalnych widelczyków, zajadałem się seremot tak palcami. Chyba chciałem zrobić na niej dobre wrażenie.

Dostrzegłem, że otula się szalem, więc zapytałem zaciekawiony:

— Jest ci zimno?

— Nie — odpowiedziała, delikatnie się jąkając, ale zsunęła go z ramion i przewiesiła przez oparcie.

W tym momencie zorientowałem się, czemu trzymała go tak kurczowo. Miała zajebiste piersi i żadnego stanika, jej sutki odznaczały się pod cienkim materiałem. Zrobiło się gorąco. Prowokowała? Z pewnością…

— Po prostu ten dekolt jest tak głęboki, nie zdawałam sobie z tego sprawy — szepnęła z wypiekami na twarzy.

Zaśmiałem się w głos. A więc wcale nie chciała mnie czarować swoimi wdziękami; cudowna odmiana po tych wszystkich napalonych samicach.

— Kupiłam ją pod wpływem chwili.

— Ta sukienka jest naprawdę wspaniała i nie odkrywa zbyt dużo. Uwierz mi. Subtelnie działa na moją wyobraźnię. — Puściłem oczko, ująłem jej dłoń i pocałowałem z rozmysłem, muskając opuszki palców.

— Pierwszy raz mam ją na sobie, nie zdążyłam się już przebrać. — Jej wywód przerwał dźwięk telefonu. Ekran rozświetlił się na niebiesko. Uniosłem brwi.

— Przepraszam, nie znam numeru, może to coś pilnego, jakiś zleceniodawca. — Podniosła telefon i machnęła nim, powodując tym stukot bransoletek na szczupłym nadgarstku.

— Odbierz, nie krępuj się, żaden problem — stwierdziłem zgodnie z prawdą. Sączyłem spokojnie wodę.

Siedzieliśmy blisko, więc słyszałem ledwo strzępki rozmowy, ale na pewno był to mężczyzna. Wydawało mi się też, że dostrzegłem końcówkę numeru Mateja. A może popadałem w paranoję.

— Skąd masz mój numer? — Mia wyraźnie osowiała. — Nie. Nie mogę teraz rozmawiać, zresztą ten temat jest już zamknięty. Dobranoc.

Przez chwilę zrobiło się niezręcznie, niewypowiedziane słowa wisiały w powietrzu. Nie miałem prawa pytać o jej życie osobiste, ale miałem nadzieję, że to niedługo ulegnie zmianie. A może powinienem zrobić wyjątek i skusić się na dłuższą relację…?

— Proszę, oto państwa dania główne. — Na szczęście w samą porę przynieśli jedzenie.

Kaczka z karmelizowanymi jabłkami była idealna. Miękka i soczysta, Mia jadła ją z apetytem. Nigdy nie przepadałem za kobietami, które zajadały się tylko sałatkami. Do tej pory sam nie wiedziałem, że aż tak cenię taką naturalność. Mimo początkowej nerwowości, która jest chyba normalna na randce, było naprawdę miło.

Lekko intymnie — właśnie na taki nastrój liczyłem. Aromatyczne świece wkoło, przyciemnione światło, szum wody. Wiedziałem, na jakie tory muszę skierować rozmowę, żeby moja towarzyszka się rozluźniła, więc zapytałem:

— Jak ci idzie malowanie, skończyłaś?

Na te słowa od razu się uśmiechnęła.

— Dziękuję, że pytasz. Idzie całkiem nieźle. To zlecenie do góralskiej restauracji, gospody. Potrzebują czterech malowideł krajobrazu. Takie lubię najbardziej, z wieloma detalami. Uważam, że to one czynią coś niepowtarzalnym.

— Racja, to bardzo ważne, wszyscy lubimy, kiedy coś jest oryginalne i jedyne w swoim rodzaju. Dlatego właśnie uwielbiam sztukę — wtrąciłem.

— Mam nadzieję, że kolorystyką zbliżę się do Wojciecha Weissa, lubię ciepło, żar kolorów. Pomarańcz tak żywy, jakby cała miska skórek od cytrusów miała wypaść z płótna. Słońce wszechobecne, promieniami sięgające w najmniejsze zakamarki i rozgrzewające wszystko… — Zamyśliła się, była pełna żarliwej pasji. Tourzekające, nie — pusta lalka, tylko dziewczyna z prawdziwym hobby.

W międzyczasie podano deser.

— Przepraszam, pewnie zupełnie nie wiesz, o czym mówię. Wygłupiłam się, ale lubię o tym opowiadać. — Przygryzła dolną wargę, zrobiła to chyba nieświadomie, ale bardzo zmysłowo. Ta kobieta doprowadzi mnie dziś do szału…

Subtelnie dotknąłem palcem jej brodę, uwalniając różową wargę.

— Jeśli chcesz zjeść ten deser, a nie nim zostać, nie rób tak więcej. Nawet nie wiesz, jak to na mnie działa.

Zareagowała lekkim rumieńcem. Przez chwilę milczeliśmy, delektując się słodyczą.

— Niebiańskie smaki… — zarekomendowała.

Nie mogłem napatrzeć się na jej usta, naturalne, o fantastycznym kształcie.

— Faktycznie, te musy są przyjemne, ale wolałbym kiedyś spróbować jakiegoś twojego ciasta. — Odłożyłem na bok deserowy pucharek.

— Muszę ci powiedzieć, że ja uwielbiam wszystko, co słodkie, dlatego raz na jakiś czas piekę, ale nic nadzwyczajnego.

— Chyba trzeba ci wbić do głowy, że prostota jest najlepsza.

Zrobiło się ciszej, lekki gwar rozmów ucichł. Przypuszczam, że zostaliśmy ostatnimi klientami.

— Skąd takie rzadkie imię? — zapytałem, próbując uciec myślami na jakieś przyzwoite tory.

— Mama kochała Włochy, a w języku włoskim, słowo „mia” oznacza „moja”. Byłam ich jedyną córką, oczkiem w głowie. Kiedy żyli, często podróżowaliśmy. Tata pracował przy transporcie. Dzięki temu zwiedziłam wiele miejsc, poniekąd zaszczepiło to we mnie właśnie pasję do malowania. Do przelewania piękna na płótno.

Przyjemnie się jej słuchało, a jeszcze lepiej patrzyło na mowę ciała. Kiedy skupiała się na opowiadaniu, uśmiechała się naturalnie, a to, że ciepło wspominała rodziców, dobrze o niej świadczyło.

— Mówiłem ci już, że masz piękny uśmiech? — wtrąciłem.

Mia

— Dziękuję, słabo mi idzie przyjmowanie komplementów.

— Musisz zmienić nastawienie. — Tu miał trochę racji.

— Zazdroszczę ci tej otwartości. Ostatnio zbyt wycofałam się z życia.

— Czasem jest nam to potrzebne, miewałem takie dni, ba, tygodnie, że wolałem być sam ze sobą. To już minęło, teraz żyję dniem dzisiejszym. Wspominałaś, że mieszkasz sama, nie trzeba ci czasem pomóc w obowiązkach? Skosić trawnik? Ściąć drzewo?

— Jakoś nie mogę sobie ciebie wyobrazić przy takich pracach, na pewno masz od tego ludzi — stwierdziłam i do wysokich szklanek nalałam nam jeszcze soku.

— A i tu cię zaskoczę, do wszystkiego doszedłem swoją ciężką pracą i własnymi rękami. Jeśli tylko będziesz potrzebować pomocy, dzwoń. Z chęcią pochodzę z kosiarką pod twoimi oknami, załapię się na ostatnie promienie słońca, może dostanę kawy od ślicznej malarki.

W mojej głowie pojawiły się obrazy: jego naga klatka piersiowa, twarde mięśnie, opalone ciało pokryte potem. Lśniące w słońcu…

— Oj, chyba wyobraźnia pracuje. — Zaśmiał się, a ja nie mogłam skłamać, zaprzeczając. Dolał mi jeszcze wina, jego duże dłonie rzucały się w oczy. Przy następnym kieliszku powinnam była pamiętać, by odmówić — miałam słabą głowę.

— Dawid, to dopiero drugie spotkanie…

— To prawda, aczkolwiek dzięki naszym rozmowom czuję, jakbyśmy znali się od lat. Przyjemne jest to, że ci się podobam i nie zaprzeczasz.

— Jestem po prostu szczera.

— Jesteś bardzo młoda, a jednak czuję w tobie dużą dojrzałość. Wiem, że kobiet nie pyta się o wiek, ale ile masz lat?

— Dwadzieścia jeden skończyłam w czerwcu. A ty?

— A ile byś mi dała? — zapytał przekornie.

— Nie wiem, jesteś bardzo męski. Może trzydzieści dwa. — Wydawało mi się, że dzieli nas spora różnica wieku.

— Masz oko. Strzał w dziesiątkę.

Dziadkowie nie byliby zadowoleni, że spotykam się ze znacznie starszym mężczyzną, ale czy faktycznie to miało aż takie znaczenie?

Dawid

— Czas w twoim towarzystwie ucieka zdecydowanie za szybko, jest już prawie północ. — Ciekawe, czy zdecyduje się pojechać do mojego domu. — Skusisz się jeszcze na drinka w innym miejscu? Możemy pojechać do mnie.

— Nie, chyba już czas na nas — rzuciła, zerkając na zegarek w telefonie. Trochę zignorowała mój podtekst, pewnie nie szukała przygody. Może to i lepiej?

Uregulowałem rachunek, dodając niebotyczny napiwek za przetrzymanie personelu do późnych godzin nocnych w środku tygodnia, ale wiedziałem, że gdybym tylko miał ochotę, siedzielibyśmy tu do białego rana. Tuż przy wyjściu podałem Mii swoją marynarkę i delikatnie musnąłem ustami jej policzek. W drodze powrotnej wyraźnie się odprężyła, nie siedziała tak sztywno jak na początku. Na pewno pomogło też wino, ale głównym powodem było to, że dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie.

— Czyli masz jeszcze brata, który nie jest chodzącym stręczycielem? — Roześmiała się. Wspaniale, że mogliśmy zacząć żartować z zachowania Mateja.

— Aleksander to urodzony dyplomata. Jest najmłodszy, ale ma w sobie pokorę większą niż cała nasza rodzina. Przeżył coś, co odcisnęło piętno. Zajmuje się finansami, dzięki niemu mamy zyski, a nie straty. Oby w przyszłości nie chciał puścić nas z torbami. — Dokończyłem żartobliwie.

Poczułem dziwną potrzebę opowiedzenia jej paru szczegółów, ale w ostatnim momencie ugryzłem się w język. To przecież niedorzeczne, dopiero pierwsza randka za nami i tak naprawdę na niej chciałem zakończyć, nie szukałem związku, ale Mia zaintrygowała mnie swoją osobowością. Dodałem więc tylko:

— Jest mi bardzo bliski, niesamowicie ważny. Nasze posiadłości graniczą ze sobą, często się widujemy. To dla nas priorytet, by mieć stały kontakt.

— Zawsze marzyłam o dużej rodzinie, to wspaniałe mieć oparcie w drugiej osobie. — Ułożyła się wygodniej na skórzanym siedzeniu i zamyśliła, spoglądając przez okno. Z tego co opowiadała, żyła teraz zupełnie sama.

— Tak, zawsze mogę na niego liczyć, poza tym lubię jego poczucie humoru — stwierdziłem, a żeby znów wrócić na wesołe nuty naszej rozmowy, dodałem: — Sięgnij do tyłu, jest tam mały czerwony pakunek. To dla ciebie. Otwórz.

— Dla mnie? Bardzo dziękuję, ale to zupełnie niepotrzebne. — Rozerwała papier. Usłyszałem tylko, jak gwałtownie wciąga powietrze w płuca.

— Rembrandt! Kupiłeś mi cały zestaw tak drogich pędzli? — Jej głos był przepełniony emocjami. — Dziękuję, naprawdę.

Podjechaliśmy właśnie przed dom.

— Wolałem to od zwykłych kwiatów, masz mi za złe? Następnym razem obiecuję, kupię zwykły bukiet róż…

Ledwo skończyłem zdanie i zwróciłem się w jej stronę. Niespodziewanie zbliżyła się i ucałowała mnie w policzek, ale nie odsunęła od razu głowy. Poczułem słodki zapach, ręką pogładziłem nagie ramię, z którego szal zsunął się wraz z jednym ramiączkiem. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i już wiedziałem, że się w nich zatraciłem. Nasze wargi się spotkały, na początku muskałem delikatnie, rozpalałem i ją, i siebie. Wyczułem moment, gdy była gotowa na więcej — pocałunek stał się głęboki i pełen namiętności.

Nie przypuszczałem, że spotka mnie jeszcze w życiu taka randka. Nasze języki tańczyły ze sobą w jednym zgranym tańcu do tej samej melodii. Poczułem drobną dłoń, która zawędrowała pod marynarkę, gładziła mój tors. Tymczasem ja powiodłem ręką po Mii karku, szyi. Wsunąłem ją pod materiał i musnąłem pierś, trafiając na sterczący sutek. Delikatnie zacząłem go pieścić, a z ust usłyszałem jęk. Nie przerywałem pocałunku. Wyznaczałem jego szlak od żuchwy w dół, dążyłem do ciemnych otoczek brodawki. Gdy byłem już tak blisko, poczułem, że Mia zesztywniała. Lekko, ale stanowczo odsunęła mnie od siebie. Czemu…?

Zdyszany jak po maratonie przyłożyłem czoło do jej czoła. Łapałem oddech jak niedoświadczony małolat. Szybko poprawiła ubranie.

— Mia. Niesamowite, co ze mną robisz. — Roześmiałem się w głos.

— Przepraszam. Chyba już pójdę — powiedziała niepewnie, nie wiedząc, że śmiałem się z własnego nieopanowania.

— Zadajesz mi ból. — Teatralnie złapałem się za serce, chociaż w tym momencie powinienem za krocze. — Obiecaj jednak, że mogę liczyć na kolejne spotkanie.

Uśmiechnęła się i wygładziła sukienkę. Widać było, że ochoczo zmieniła temat, gdy odpowiedziała:

— Z chęcią jeszcze się z tobą zobaczę, ale naprawdę nie wiem, czy mogę przyjąć tak drogi prezent. — Pomachała pakunkiem.

— Będę więcej niż zadowolony, jeśli zechcesz nimi namalować jakiś obraz. A teraz uciekaj, bo za chwilę nie będę w stanie cię wypuścić. — Mrugnąłemdo niej jednym okiem.

— Dziękuję za miły wieczór, Dawidzie. — Uniosła lekko dłoń i znów przygryzła tę cholerną wargę. Możliwe, że robiła to bezwiednie.

Patrzyłem, jak wchodzi do domu. Ale ze mnie idiota, mogłem rozegrać to znacznie lepiej, a może to pieprzony los ze mną pogrywał. Miła dziewczyna nie wyglądająca, jakby zależało jej na kasie, do tego spławiła mojego brata… To zbyt piękne, zbyt normalne.

— Następnym razem muszę trzymać ręce przy sobie, jeśli chcę poznać ją bliżej. Może Mia jest tego warta? — Włączyłem muzykę i ruszyłem w drogę do domu.

Mia

Następnego dnia po randce z Dawidem byłam niespokojna. W głowie mi się nie mieściło, że pozwoliłam mu na tak wiele. Zatraciłam się, kiedy całował tak delikatnie, a potem namiętnie. Rozpalił ogień, o którego istnieniu nawet nie wiedziałam. Dotykał tak wyuzdanie, gorliwie. Byliśmy na jednej randce. Co za wstyd, jak to o mnie świadczy? Co on sobie pomyśli?

Wczoraj w euforii napisałam jeszcze wiadomość do Diany, że spotkaniewypadłowspaniale. Nie mogę temu zaprzeczyć, wyszłam z czarującym i przystojnym adonisem.

Oczywiście w chwili, kiedy nie malowałam, a musiałam zająć czymś ręce, zwykle siedziałam w kuchni i tym razem nic się nie zmieniło, postanowiłam upiec sernik na czekoladowym spodzie. W planach miałam malowanie i obżeranie się przerażająco słodkim ciastem, aż dziw brał, że mój tyłek nie urósł tak jak Beyoncé. Ktoś zadzwonił dzwonkiem, w poplamionej koszulce i samych szortach uchyliłam drzwi. Moim oczom ukazał się ogromny bukiet czerwonych róż, wydawało się, jakby była ich setka. Oniemiałam zaskoczona.

— Dzień dobry. Czy pani Mia? — Odkładając kosz na ziemię, pokazał się młody chłopak w żółtej koszulce polo. Wcześniej widać było tylko jego spracowane ręce, mocno trzymające łodygi.

— Tak, to ja — w końcu wydukałam.

— To świetnie, nie mogłem tu do pani trafić, już myślałem, że odmówię wykonania tego zlecenia. Proszę pokwitować — sapał co najmniej, jakby biegł, a nie jeździł samochodem; widać, że typem sportowca to on nie był.

— Od kogo te kwiaty? — zapytałam, starannie składając podpis na białym arkuszu. Dostałam kiedyś bukiecik od brata Diany, dużo skromniejszy, nie robiłam Adamowi nadziei, był dla mnie tylko kolegą. Mieliśmy pozostać w kumpelskiej relacji, chyba nie próbował znów mi zaimponować…?

— Mam zanotowane, że jest w środku bilecik i żadnych informacji mam nie udzielać. — Wzruszył ramionami. — Do widzenia.

— No to cóż, dziękuję bardzo. Do widzenia.

Wsadziłam jeszcze wypadający kosmyk włosów w koczek i starannie wniosłam kwiaty do domu. Musiałam przyznać, że teraz rozumiałam tego dostawcę — okazały się przeraźliwie ciężkie. Wstawiłam je do szklanego wazonu i postawiłam w kuchni na stole.

Zapach róż błyskawicznie rozprzestrzenił się, mieszając z zapachem ciasta z piekarnika. Kwiaty były piękne — zwykłe określenie — ale naprawdę klasycznie eleganckie. Zanurkowałam dłonią w poszukiwaniu karteczki. Znalazłam biały bilecik, który zaraz ubrudziłam czekoladową masą, tak samo jak wazon.

Mia, oczarowałaś mnie. Kruszysz mur, który wzniosłem wokół siebie, nie mogę się doczekać Twoich pocałunków.

D.

Pięknie, wyszłam na chętną, a może nawet puszczalską. Rzuciłam bilecikiem w kąt i poszłam sprzątać bałagan, który narobiłam. Byłam trochę jak taka matka kwoka, tyle że bez dzieci. Nadchodził stres, problemy, a zamykałam się w kuchni, próbując uciec myślami. Myłam, polerowałam, co tylko wpadło mi do rąk, powinnam była urodzić się co najmniej pięćdziesiąt lat wstecz. Zupełnie nie pasowałam do tych czasów, w których kobiety ociekały swoją seksualnością i niezależnością. Wpadały w wir randek bez opamiętania.

Dawid dzwonił dwa razy, napisał też wiadomość, widziałam pojawiającą się ikonę WhatsApp.

— Cholera!

13.35 Dawid

Myślę o Tobie i smaku Twoich ust… Musimy zobaczyć się pod koniec tygodnia, co Ty na to?

15.59 Dawid

Oj, dziś jesteś wyjątkowo zapracowana, chyba że mnie unikasz. Myślałem, że randka nie poszła aż tak źle. Wiesz, muszę Ci coś zdradzić, uwielbiam Twoje piegi.

Co on gadał… Nie cierpiałam ich, nie były bardzo widoczne, ale przez nie moja twarz wyglądała dziecinnie. Stanęłam chwilę przed lustrem w korytarzu i zmarszczyłam kilka razy nos. Jak mogły mu się podobać? Chyba upadł na głowę.

Usiadłam na kwiecistej sofie w małym, ale przytulnym salonie i postanowiłam poczytać. Znalazłam lekką książkę, którą pożyczyła mi tego lata Diana. Najlepszy moment, by sprawdzić, czy była tak dobra, jak mówiła.

17.45 Dawid

Czy coś się stało? Kiedy będziesz mogła porozmawiać, zadzwoń. Mam nadzieję, że wszystko okej.

Było mi głupio, nie wiedziałam, czemu nie odpisywałam. Co mogłabym powiedzieć?!

„Hej nie mogę się z tobą więcej widywać, bo na pierwszej randce byłam gotowa wskoczyć ci od razu do łóżka…”.

Żenujące. A tak fantastycznie nam się rozmawiało. Czemu to spieprzyłam? Nie chciałam, by w taki sposób mnie widział. To banał, ale zawsze myślałam o pokrewnych duszach, a nie o zwierzęcym magnetyzmie jak w tanim harlequinie. Chyba Diana miała rację, ten mój romantyzm kiedyś mnie zgubi.

Co chwilę zerkałam na bilecik. Czemu Dawid wzniósł wokół siebie mur? Wstałam, wsunęłam bose stopy w pantofle i ruszyłam na górę. I tak nic nie byłoby z tego czytania. Postanowiłam się wykąpać, zjeść i w końcu do niego zadzwonić. Powiedzieć prosto z mostu, że na co dzień wcale się tak nie zachowuję. Musiałam to wyjaśnić…

***

Chodziłam tam i z powrotem, układając w głowie to wszystko, co chciałabym mu powiedzieć, ale za każdym razem brzmiało beznadziejnie.

— Hej — odważyłam się skoczyć na głęboką wodę. Przecież przez telefon nie mogłam z siebie zrobić aż tak wielkiej kretynki, jak na żywo.

— Część, już zaczynałem się zastanawiać, czy wszystko w porządku. Dlaczego milczysz od wczoraj?

Wzięłam głęboki wdech i powiedziałam prosto z mostu:

— Nie jestem taka, to znaczy „taka łatwa”. Po prostu poniosły mnie wczoraj emocje, a nie zdarzało mi się takie coś wcześniej, nie wiem, jak sobie z tym poradzić.

— Mia, przecież jesteśmy dorośli — roześmiał się serdecznie. — Nie mam nic przeciwko temu, żeby twoje hamulce puszczały częściej. Ale musisz mi obiecać, że będzie tak tylko w mojej obecności. Zresztą to było bardzo przyjemne, może niekoniecznie wygodne w tamtym miejscu, ale niezaprzeczalnie przemiłe.

— Było świetnie, muszę to przyznać — powiedziałam nieśmiało i przysiadłam na kuchennym blacie. — Pamiętaj, proszę, że nie zachowuję się tak na pierwszej randce.

W sumie to nigdy się tak nie zachowuję.

— Wystarczy tego kajania się. Dostałaś kwiaty?

— Tak! — wykrzyknęłam. — Zupełnie zapomniałam ci podziękować. Są przepiękne, nie spodziewałam się takiej niespodzianki.

— Dobrze, w takim razie może będziesz mogła osobiście mi podziękować. Co byś powiedziała na kino w weekend?

— Muszę się zastanowić, nie chcę, aby to wszystko działo się za szybko.

— Mia, przecież to zwykły wypad do kina. Potem, jeśli nie będzie przeszkód, lody i spacer. Nie rezerwujemy nocy w hotelu.

— Może masz rację…

— Na pewno.

Imponował mi taką stanowczością.

— Wiesz, trochę interesuje mnie ten mur, który wzniosłeś wokół siebie?

— O, nie sądziłem, że poruszysz ten temat, do tego sprytnie unikając odpowiedzi na moją propozycję. Jednak skupiłbym się na tej drugiej kwestii z bilecika. — Wyczułam w tonie jego głosu, że nie chciał o tym rozmawiać. Zapamiętam, aby zadać to pytanie w innych okolicznościach.

— Lubisz mnie zawstydzać — odpowiedziałam.

— Lubię w tobie wiele rzeczy, a twoje usta zdecydowanie należą do tej listy. Co myślisz o klasykach? „Rocky”, „Leon Zawodowiec”, może „Szklana pułapka”?

— Przecież tego nie grają już w kinach…

— W zwykłych kinach już nie. Jestem fanem starszych filmów. Mam znajomego, od którego wynajmuję małą salkę kinową na własne potrzeby.

— Chcesz powiedzieć, że będziemy w kinie sam na sam?

— Jeśli zgodzisz się ze mną pójść. Mia, przecież cię nie zjem. Bez pozwolenia. — Chciał żartować, rozluźnić atmosferę.

— Lubię twoje poczucie humoru — wyznałam. — Pomyślę nad spotkaniem.

— Słuchaj, muszę już kończyć, za chwilkę mam ważną wideokonferencję z zagranicy.

— Oczywiście, rozumiem.

— Dzięki za telefon, proszę, rozpatrz pozytywnie moją ofertę. Nie no, wygłupiam się! Wiesz, że czekam na wiadomość! — usłyszałam sygnał przerwanego połączenia.

Wpadłam do salonu i z głupim uśmieszkiem opadłam na sofę. Wiedziałam, kto będzie zaprzątać moje myśli dzisiejszej nocy. Czy to możliwe, by tak na mnie działał po jednej randce?

***

Kolejny dzień minął mi w spokojnej rutynie, postanowiłam jeszcze chwilkę popracować na wieczór. W salonie, w kasetce leżały farby. Pod ścianą, która nosiła już niejeden ślad mojej pasji, stały nowe płótna. Na podłodze widniało kilka plam, dla mnie miały swój urok, ten kącik służył inspiracji. Nastrój nie pozwalał mi dziś na malowanie, ale z chęcią opuszkami palców dotykałam zaschniętej farby, by poczuć duszę tego, co aktualnie tworzyłam. Tak się odprężałam. Kochałam tę strukturę, nieregularne linie. Przy malowaniu nie musiałam mieć porządku, lubiłam taki artystyczny nieład, ślady linii papilarnych odbite na sztaludze. Mieszające się kolory… chaos. W tym wszystkim teraz tkwiły nowiutkie pędzle do akwareli, pogłaskałam raz po raz brązowe włosie. Podziwiałam skuwkę z mosiądzu pokrytego złotym kolorem. Taki prezent to szczyt marzeń, stare pędzle miałam już mocno wysłużone, więc byłam podwójnie wdzięczna.

Dostrzegłam coś kątem oka. Jakiś ruch. Zerknęłam przez ramię, a do pokoju wszedł wysoki mężczyzna ubrany na czarno.

Widziałam tylko oczy, nasze spojrzenia się spotkały.

— Co jest, cholera?! Na głowie miał kominiarkę, zanim zdążyłam zareagować, rzucił się na mnie. Niewiele myśląc, podniosłam stołek, który miałam pod sobą, jednak nieznajomy momentalnie znalazł się obok, panika chwyciła moje gardło.

Rozbieganym wzrokiem szukałam komórki.

Chwycił to cholerne krzesło i cisnął nim w ścianę. Roztrzaskało się na kawałki, a ja zdałam sobie sprawę, z jaką siłą mam do czynienia. Walczyłam, kopałam, ale na próżno. Zupełnie jakby owca stawiała się wilkowi. Musiałam jakoś dosięgnąć telefonu, który zobaczyłam na szafce. Z szybkich kalkulacji wynikło, że policja i tak nie zdążyłaby na czas. Może chociaż przybyliby, zanim ten osiłek poderżnie mi gardło.

Niestety w drzwiach ujrzałam drugiego, dobrze zbudowanego faceta nordyckiej urody. Wmaszerował pewnie i momentalnie rozeznał się w sytuacji. Położył ręce na biodrach, spojrzał w naszą stronę i rzucił ostro:

— Bierz tę szmatę, nie ma na co czekać. Z takim chuchrem sobie nie poradzisz? Kurwa, nie mamy czasu na zabawę, ciągnij za kłaki i zwijamy się stąd. — Zerknął na zegarek, który wysunął spod rękawa czarnej bluzy. Nie miał na sobie maski, a to zły znak.

— Gašpar, mógłbyś mi pomóc, szarpie się jak opętana, to miała być szybka i prosta akcja. Aniołek… jasne, kurwa!

— Kurwa, nie po imieniu, kutasie! — warknął, po czym złapał mnie za ramiona i szarpał w stronę wyjścia. Kopiąc, zwaliłam lampę z witrażem, którą dostałam od dziadka na osiemnaste urodziny. Ostatni prezent.

— Co ja takiego zrobiłam? Czego chcecie?! — Gardło bolało od ciągłego proszenia. — Błagam, to nieporozumienie!

Wszechogarniający strach powoli zabierał mi oddech,mocniej wgniatał się we mnie, paraliżował. Wszystko to było nierealne. Niemożliwe, przecież nikomu nie wadziłam. Żyłam, nie wchodząc ludziom w drogę.

— Natychmiast mnie puśćcie! — darłam się ostatkiem sił, jeszcze próbując cokolwiek zdziałać. Szukałam rękoma czegokolwiek do obrony.

Kiedy jeden z nich trzymał mnie za włosy i uciszał, drugi był już prawie twarzą w twarz ze mną. Cios na chwilę mnie zamroczył. Później poczułam piekące ukłucie w ramię. Próbowałam wyszarpać ręce z tego żelaznego uścisku, ale bez skutku. Z góry byłam przegrana. Wpatrywałam się więc w głębię tych bławatkowych oczu, doszukując iskierki empatii, jakiegoś wahania. Na marne. Zmroziła mnie jedynie ich nieobecność i surowość. Ostatnia rzecz, jaką zobaczę w życiu; tyle piękna było na świecie, a ja na koniec widziałam tylko te bezduszne źrenice.

***

Byłam lekko otępiała. Walczyłam z ciężkimi powiekami, próbując je otworzyć. Ogarniała mnie senność i dziwny niepokój, wewnętrzny nakaz, że muszę wstać. Lekko poruszając palcami, wyczułam śliski materiał, może satynę. Leżałam skulona na czymś miękkim. Materac lub łóżko. Dostrzegłamjak przez mgłę jakiś ruch, powoli kształtowały się zarysy postaci, jednak nie sięgałam wzrokiem za daleko. Próbowałam wyłapać wszystkie szczegóły, panował półmrok lub tak mi się przynajmniej wydawało przez różne przelotne cienie. Usłyszałam szmery, jakieś szepty. Czułam duszące perfumy zmieszane z zapachem dymu papierosowego. Wysilałam się, by przypomnieć sobie, gdzie jestem i jak tu trafiłam. Spojrzałam w bok, zobaczyłam starannie ułożony stos poduszek.

— Prawie się ocknęła, ocuć ją — głos dochodził jakby z oddali. Zimna woda uderzyła mnie w twarz. Wpadała do nosa, walczyłam o oddech, zachłysnęłam się i od razu usiadłam. Przez kaszel do oczu napłynęły łzy. Starłam je i skupiłam się na osobach, które mnie otoczyły.

— Witam ponownie, kwiatuszku — odezwał się Matej. Dźwięk tego głosu nie powinien być dla mnie zaskoczeniem, a jednak byłam zaskoczona, że facet potrafił posunąć się nawet do porwania.

Nonszalancko opierał się o futrynę wysokich, drewnianych drzwi. Za jego plecami zauważyłam dwie lampki, które chyba miały za zadanie ocieplać to wnętrze.

— Gdzie jestem? — zapytałam i szybko rozejrzałam się po pomieszczeniu.

Ładnie urządzony pokój w niczym nie przypominał celi, gdzie zwykle przetrzymuje się porwanych. Eleganckie meble, wszystko w ciemnych barwach, bez bibelotów, zdjęć — bezosobowa sypialnia, zupełnie jak w jakimś pensjonacie. Za oknem nadal była noc, więc mogło upłynąć zaledwie parę godzin.

— Cholera, co mi wstrzyknęliście? — Chciałam, by mój głos brzmiał spokojnie, może nawet trochę hardo.

Drżałam niekontrolowanie, choć tak bardzo próbowałam to tłumić. Pytaniami starałam się wciągnąć ich w rozmowę, jakimś cudem zyskałabym na czasie, każda minuta wydawała się cenna.

— Nic, co mogłoby ci zaszkodzić. Świadoma nie musisz być, ale zdrowa już tak — bezczelnie odezwał się stojący w kącie blondyn.

W ręce trzymał butelkę z jakimś alkoholem. Pociągał co jakiś czas parę łyków. Wytężałam wzrok, nadal byłam lekko otumaniona, marzły mi stopy, ogrzewałam je przez chwilę, zamykając w swych dłoniach.

— Duch, nie odzywaj się nieproszony — zbeształ go Matej. Zbliżył się i kontynuował.

Chciałam opanować nerwy i wyłapać jak najwięcej detali. Otaksowałam wzrokiem pokój — w rogu na stoliku leżało parę rzeczy: paczka papierosów, pęk kluczy i chyba nóż, ciężko mi było się skupić, metal błyszczał w słabym świetle lampy.

— Mamy niezałatwioną sprawę. Ostrzegałem, żebyś zdecydowała się po dobroci. Widzisz, do czego doszło. — Rozłożył ręce w udawanym geście bezradności.

— Jesteś nienormalny, nie możesz mnie tu trzymać — mój głos stawał się coraz bardziej piskliwy, krew wrzała mi w żyłach. Nie miałam pomysłu, jak się z tego wyplątać, byłam w piżamie i bez telefonu. W obcym miejscu, na ich łasce. Czy tak wygląda taniec ze śmiercią?

— Posłuchaj, jutro Duch i Góra zawiozą cię do rezydencji, tam porozmawiamy o szczegółach twojego nowego zawodu.

— Nigdzie nie jadę! Rozumiesz, że to porwanie?!

— Psia mać, to ty zrozum! Nie masz wyjścia. Ja nie pytam o pozwolenie, to nie pieprzone przedszkole! — Zbliżył twarz, mogłam przyjrzeć się jego napiętym rysom, przerażały, dodawały mu grozy. Przeszedł mnie dreszcz. — Pojedziesz i koniec. Przez pierwsze dni będziesz Śpiącą Królewną, na to ostatnio też jest popyt. Później będziesz dostawać pewne… wspomagacze — opowiadał tak, jakby czytał gazetę; dzień jak co dzień. Złapał mnie za policzki. Poczułam ból, mimo przerażenia twardo patrzyłam w jasne oczy. — W końcu będziesz posłuszna. Uwierz, nie z takimi dawałem sobie radę. Po czasie nawet ci się spodoba.

Chyba oszalał, w życiu dobrowolnie nie będę prostytutką. W jakim świecie on żył? Z jakimi kobietami miał do czynienia?

— Pomocy! — wrzeszczałam ile sił. W odpowiedzi dostałam w twarz.

Uderzenie nie do końca było celne, żuchwa zapiekła cholernie, a w oczach znów pojawiły się łzy. Spod kurtyny włosów, które opadły, oceniałam odległość do noża na stoliku, może udałoby mi się do niego dobiec. I co dalej? Głupia… Przecież nie dałabym rady postawić się trzem mężczyznom.

— Zamknij pysk, nie pozwolę na odwalanie tutaj cyrku. Straciłem już na ciebie wystarczająco czasu, a czas to pieniądz — wydzierał się Matej, chyba tracił cierpliwość, chodził z kąta w kąt.

— Matej, przecież będą mnie szukać. Dojdą do tego, gdzie jestem. — Czy on nie pojmował, że człowiek nie może zniknąć ot tak?

— Niby jak? Mieszkasz na totalnym odludziu, upewniliśmy się, że nikt wieczorem nie był pod twoim domem. Widziałaś nas tylko ty, a to nie problem. Zresztą jakie mamy powiązania? Żadnych, kwiatuszku. Na Facebooku nie wrzucasz regularnie postów, raz na jakiś czas parę obrazów, da się to robić bez twojego udziału. Nie łudź się, że jakimś cudem się wydostaniesz. Zaakceptuj to, a pójdzie znacznie łatwiej i szybciej.

Wstałam z łóżka, wiedziałam, że muszę uciec, znałam historie o istnieniu takich miejsc, ale w życiu nie przypuszczałam, że trafię do jednego z nich. Blondyn podbiegł i założył mi ręce za plecy. Trzymał mocno, czułam ból w ramionach. W tym czasie Matej wyciągnął z szuflady komody fiolkę i wbił w nią igłę. Precyzyjnie odmierzył dawkę; widać, że to nie była dla nich pierwszyzna.

— Nie możecie mnie szprycować jakimś świństwem! — Próbowałam się wyrwać, za co dostałam kolanem między łopatki, aż brakło mi tchu.

Matej zrobił mi zastrzyk. Ukłucie, potem lekkie szczypanie. Odwróciłam wzrok. Znów przegrałam, ręce zaczęły mi wiotczeć. Kiedy chwyt puścił, zmusiłam ciało, aby wstać. Ten środek, może narkotyk, rozprzestrzeniał się szybko. Dotarłam prawie do drzwi i zatoczyłam się. Oparłam ręce o szafkę. Wokół słyszałam śmiechy, ale w uszach dudniło mi echo wszystkich dźwięków dochodzących z pokoju.

— Patrz, jaka twarda, i tak daleko zaszła — rechotali.

— Zajmijcie się tą sukou[1]! — Twarz mojego oprawcy przybrała dziwny wyraz, a może to wina obrazu, który rozmazywał się w zastraszającym tempie… Nogi były jak z waty, stopy ciążyły — nie mogłam ich unieść. Przed oczami widziałam mosiężną klamkę, miałam ją prawie pod palcami albo tylko mi się wydawało. Zaczęłam niebezpiecznie zbliżać się do podłogi, a umysł mój ogarnęła totalna ciemność.

Miałam sucho w ustach. Uchyliłam powieki, światło małej lampki drażniło oczy. Skrzywiłam się i odwróciłam wzrok. Złote pasy na szarej tapecie zlewały się w jedno. Wzniosłam się na łokciach, leżałam na brzegu łóżka, widziałam swoje bose stopy. Pomachałam nimi. Przetarłam twarz ręką, ciało znów chciało odpłynąć. Starałam się mu na to nie pozwolić. Próbowałam przywołać obraz rodziców, dziadków. Znaleźć w sobie nadzieję, choć mały płomyk, żeby tlił się i nie pozwolił mi znów zasnąć. Pamiętam zapach mamy, jej włosów, kiedy mnie przytulała. A może to nie one tak pachniały? Widzę jej uśmiech, zlewa się z moim, tak podobnym. Tata stoi obok auta, woła nas. Macha. Nagle się rozmywa, nie pamiętam, jak wyglądał. Zapomniałam… Nie ma ich, gdzie zniknęli? Nie mogłam zapomnieć! Chcę zerknąć na zdjęcia, które trzymałam w pudełku na szafie. Musiałam wstać i iść szybko na górę po album. Nogi odmówiły posłuszeństwa kolejny już raz.