Lila - Sylvia Wyka - ebook

Lila ebook

Sylvia Wyka

4,1

Opis

Kiedy Elena – autorka książek dla dzieci – rozstaje się z przemocowym chłopakiem, Luká dostrzega ostatnią szansę, by zawalczyć o jej serce. Największą z przeszkód okazuje się ich wieloletnia przyjaźń, nie pomagają też specyficzne preferencje seksualne Lukáša. Czy byłby on w stanie poświecić cząstkę siebie dla relacji, która zdaje się wielką niewiadomą?
Elena panicznie boi się ryzyka, jakie niesie za sobą przekroczenie cienkiej granicy. Nie wyobraża sobie przyszłości bez przyjaciela, jednak czy da radę zawalczyć z niespodziewanie rosnącym do niego pożądaniem?

Czy oboje pozwolą sobie na coś więcej niż platoniczną miłość?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 203

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (98 ocen)
54
14
16
10
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
elzbietaglowinska

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna! Historia bardzo przypadła mi do gustu . Polecam ! Autorka poprzednie książki pisała w innym stylu , z każda książką jest coraz lepiej. Styl pisania ewoluuje , nie każdy tak potrafi . Wiem, że już pisze się następna książka ,romans mafijny. Także czekam na kolejne świetne pozycje . Polecam raz jeszcze !
70
dabrowskaczyta

Nie oderwiesz się od lektury

Od dziś truskawki mają inne znaczenie. I weź tu teraz przejdź koło nich w sklepie i się nie uśmiechnij 😅 Lukáš i Lila są najlepszymi przyjaciółmi od zawsze. Od zawsze mogli na siebie liczyć. Od zawsze byli dla siebie wszystkim. Lila po awanturze ze swoim facetem przychodzi do swojego przyjaciela, bo w sumie nie ma do kogo. Tam jednak zastała niecodziennie ubranego gościa, było jej głupio, że przeszkadza Luce w takim momencie. Nie była to zwyczajna awantura a doszło do rękoczynów i na całe szczęście nic nie umknie uwadze Lukáša. I tu pojawia się nadzieja wieloletnigo przyjaciela. Jak nie teraz to kiedy. Luca będzie próbował zawalczyć o coś więcej niż tylko o przyjaźń między nim a Lilą. Czy Lila będzie w stanie podjąć takie ryzyko ? Mają do zyskania tyle samo co do stracenia. A może więcej ? Zachęciłam ?
Paulineerr

Dobrze spędzony czas

Truskawki już zawsze będą mi się kojarzyć z tą książką! 🍓 Kocham tą okładkę, to jedna z piękniejszych, spośród tych, które widziałam w ostatnim czasie... Książka należy do publikacji dla osób pełnoletnich ze względu na opisywane w niej, w sposób dokładny, sceny erotyczne. Historia przedstawia dwóch bohaterów- autorkę książek dla dzieci Elenę (Lilę) oraz fotografa Lukasa, którzy znają się już od dzieciństwa i od zawsze utrzymują swoją relację na poziomie przyjaźni. Ze względu na doświadczenia z przeszłości, chłopak i dziewczyna czują się ze sobą nierozerwalnie związani. Lukas chciałby od tej relacji nieco więcej, natomiast Lila silnie utrzymuje go w strefie Friendzone. Do tego wszystkiego dochodzi przemocowy, były partner Eleny. Książka opowiada o budującym się napięciu seksualnym, pomiędzy wyżej wymienioną parą, jednocześnie poruszając ważną tematykę stereotypów seksualnych, zwłaszcza BDSM. Mężczyzna wprowadza stopniowo kobietę do swojego świata, oferując jej przy tym troskę i zau...
40
Majowadziewczynaczyta

Nie oderwiesz się od lektury

Sięgając po książkę "Lila" dostaniesz genialny romans rodzący się między dwójką przyjaciół z intrygującym wątkiem erotycznym, w gorącym, wakacyjnym klimacie. Mimo wszystko nie jest to sielankowa opowieść więc trzeba liczyć się również z różnymi trudnymi tematami. Mnie osobiście ta powieść kupiła, uwielbiam ją jak i głównych bohaterów. Będę ją polecać i wciskać każdemu, ponieważ na to zasługuje. Osobiście chętnie dowiedziałabym się co u nich słychać w jakiejś kontynuacji. Czytajcie "Lilę" ❤️ A okładka jest taka piękna, że nie mogę przestać na nią patrzeć 😍🍓
30
KateStaw

Nie oderwiesz się od lektury

Super, jak wszystkie książki od Sylvi ❤️ Polecam !
20

Popularność




Sylvia Wyka

LILA

RedaktorAlicja Gajda

© Sylvia Wyka, 2023

Kiedy Elena — autorka książek dla dzieci — rozstaje się z przemocowym chłopakiem, Luká dostrzega ostatnią szansę, by zawalczyć o jej serce. Największą z przeszkód okazuje się ich wieloletnia przyjaźń, nie pomagają też specyficzne preferencje seksualne Lukáša. Czy byłby on w stanie poświecić cząstkę siebie dla relacji, która zdaje się wielką niewiadomą?

Elena panicznie boi się ryzyka, jakie niesie za sobą przekroczenie cienkiej granicy. Nie wyobraża sobie przyszłości bez przyjaciela, jednak czy da radę zawalczyć z niespodziewanie rosnącym do niego pożądaniem?

Czy oboje pozwolą sobie na coś więcej niż platoniczną miłość?

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Wspólna historia nie musi zaczynać się od miłości, ale może się nią zakończyć.

Sylvia W.

LUKÁŠ

Zaciągnąłem się nowym zapachem, Viera po mojej prośbie zmieniła perfumy. Wcześniejsze mnie drażniły, były ciężkie i mocne. Otarłem czoło. Cholerny upał przeszkadzał nawet w uprawianiu seksu. Brunetka pochyliła się przede mną, ukazując gołe pośladki, a między nimi błyszczał diamencik korka analnego. Wybrała ten duży? Ciekawe. Oby ten największy, wtedy było znacznie ciaśniej, a po wyjęciu mogłem liczyć na anal bez zahamowań. Tak, to zdecydowanie leżało w moim guście.

Przy jej kostkach dostrzegłem czerwone stringi, czy raczej skrawki materiału, które miały za nie uchodzić.

Wiedziałem, że Viera wypina się, bo czeka na klapsy. Lubiła to, oboje lubiliśmy. Jedną ręką chwyciła się poręczy schodów. Zmierzaliśmy na górę, miałem pewność, że przygotowała jeszcze inne gadżety. Może pejcz? Wyjątkowo za nim przepadała, już jeden poszedł w odstawkę, krew w sypialni mnie nie kręciła. Viera myślała, że zmienię zdanie w tej kwestii, więc musiałem jej to jasno zakomunikować, nie obraziła się, nadal tu przychodziła.

Kiedy zakręciła biodrami, uderzyłem ją w tyłek, miała na czym siedzieć, jęknęła tylko i sama uderzyła się z otwartej dłoni w pierś. Plaśnięcie odbiło się od ścian, lateks wydawał specyficzne dźwięki. Przymknąłem oczy, lubiłem tego słuchać.

— Jeszcze raz — warknąłem i powtórzyłem uderzenie, ona również. Fiut mi drgnął.

W końcu…

Wiedziałem, kto podniecał mnie samym swoim zapachem, ale aktualnie Viera była substytutem, zamiennikiem, o który nie musiałem się martwić. Moje fantazje były z nią bezpieczne, godziła się na wszystko. W tym układzie to ja musiałem uważać na to, czego ona oczekiwała.

Zacząłem rozpinać spodnie, miałem ochotę wbić się w miejsce tego korka. Chciałem widzieć pod sobą inne miękkie ciało. Spojrzałem na kremową ścianę pełną zdjęć — jedno z dziewczyną o słodkim uśmiechu pomogło mi stwardnieć dostatecznie. Chwyciłem Vierę za włosy, pociągnąłem mocno. Jak dla niej nadal za słabo.

— Sponiewieraj mnie! Tak! — jęczała i wypychała pośladki w moją stronę.

— Zajmę się dziś tobą, nie usiądziesz bez wspominania mnie — szepnąłem jej do ucha.

Usłyszałem, jak ktoś szarpie za klamkę, zaraz po tym rozległo się pukanie do drzwi.

Odgłos dzwonka.

Od razu wiedziałem, kto wchodził. Lila. Na samą myśl zrobiło mi się gorąco. Czy byłaby zazdrosna, gdyby nas zobaczyła? A może uciekłaby przerażona widokiem lateksowych ciuszków?

— Ogarnij się! — Odepchnąłem Vierę, zapiąłem spodnie i podniosłem koszulę z podłogi.

— Lukáš, musisz otwierać? W takiej chwili?

Ruszyłem do holu, nie odwracając się. Gdy otworzyłem drzwi, Lila wpadła do środka jak burza.

— Dzięki Bogu — westchnęła i przeszła obok. Na jej twarzy zauważyłem siniaki, przez sekundę aż mnie zamroczyło.

— Co to, kurwa, jest? Co się stało? Napadł cię ktoś? — Chwyciłem ją za rękę. Co to było?!

— Emil. — Co miała na myśli? Spostrzegłem opuchnięty policzek, wargę… — Uderzył mnie.

Przymknąłem oczy, a w klatce jakby wybuchł mi granat.

— Wiedziałem, że jest chujem, ale do tego damskim bokserem? Zabiję gnoja! — Zajebię skurwiela! Podniósł na nią rękę! Odwróciłem się, by włożyć buty. Byłem gotowy zgnieść go jak robaka.

Lila chwyciła mnie za ramię. Zrobiłbym dla niej wszystko, ale nie mogła prosić, bym odpuścił takie coś. Patrzyłem w te piękne oczy pełne łez. Nigdy więcej nie dopuszczę do niej nikogo. Musiałem w końcu pokazać jej prawdziwego siebie, sprawić, żeby dostrzegła we mnie kogoś więcej niż przyjaciela ze szkolnej ławki.

ELENA

Najpierw chwyciłam za klamkę, potem energicznie zapukałam i zadzwoniłam dzwonkiem już trzeci raz. Rzadko zamykał drzwi frontowe.

— Otwórz, proszę — szepnęłam pod nosem. Z domu wybiegłam tak, jak stałam, musiałam przyjść pieszo, bo nie wyobrażałam sobie wrócić po kluczyki do auta. Co ja miałam w głowie, że tyle czasu znosiłam Emila…? Dobrze, że nie dałam się namówić na przeprowadzkę do niego, zdecydowanie wolałam Novè Mesto.

Piętnaście minut szybkim tempem i tak dało się we znaki, do tego dochodził jeszcze stres. Dyszałam jak pies, trzęsły mi się ręce, wytarłam je szybko w sukienkę. Słońce właśnie zachodziło; jedyny plus, że nie musiałam iść w skwarze. Stopy miałam brudne od piachu i żwiru.

Lukáš wreszcie uchylił drzwi. Stał w nich w dżinsowych spodniach luźno zwisających na biodrach. Właśnie zapinał guziki koszuli.

— Dzięki Bogu. — Wyminęłam go i weszłam do środka. Złapał mnie za przegub.

— Co to, kurwa, jest? — Jego wzrok spoczął na mojej twarzy. Od razu dotknęłam policzka. — Co się stało? Napadł cię ktoś? — Zamknął drzwi, a drugą ręką już sprawdzał, czy miałam więcej siniaków. Swoją drogą nie przypuszczałam, że tak szybko staną się widoczne. Może faktycznie ta warga spuchła bardziej, niż chciałam przyznać.

— Emil…

— Co? — Zmarszczył brwi, a po marsowej minie widziałam, że nie zrozumiał.

— Uderzył mnie — powiedziałam cicho, spuszczając lekko głowę, a łzy zebrały mi się w kącikach oczu.

— Wiedziałem, że jest chujem, ale do tego damski bokser? Zabiję gnoja… — Odwrócił się do szafki, już chciał zakładać buty.

— Uspokój się, Lukáš, proszę cię. Trochę mną poszarpał, ale uderzył tylko raz.

— Tylko, kurwa, raz? — Walnął otwartą dłonią w ścianę. — O raz za dużo!

Na to wszystko do przedpokoju weszła dziewczyna ubrana w lateksową, czarną sukienkę. Boże, prawie wszystko miała na wierzchu… Wiązanie na dekolcie ledwo powstrzymywało biust przed wylaniem się ze skąpych miseczek. A w porównaniu do mnie miała czym oddychać.

— Co się dzieje? Słychać cię aż na górze.

— Shit, masz gościa. Nie wiedziałam — pisnęłam. Już miałam odwrócić się i wyjść, ale jego dłoń wylądowała na drzwiach tuż nad moją głową.

— Zostajesz — warknął, na co dziewczyna prychnęła pod nosem i przeciągle wypowiedziała jego imię:

— Lukáš…

— Przeszkadzam, zdzwonimy się — rzuciłam znów, nadal trzymając za chłodną, gładką klamkę.

— Nie wyjdziesz w takim stanie. Viera, mamy tu sytuację kryzysową, aktualnie nie interesuje mnie nic poza tym. Musimy to przełożyć.

— Żartujesz?! — Dziewczyna była ewidentnie oburzona.

— Nie. Jestem śmiertelnie poważny.

— To wychodzę, skoro będziesz się teraz zajmował tą sytuacją. — Jej głos ociekał sarkazmem, w sumie nie było się czemu dziwić, chyba przerwałam im jakąś zaawansowaną akcję.

— Zabierz rzeczy z sypialni — rzucił jeszcze Lukáš, na co ona kolejny raz prychnęła.

— Chyba kpisz. — Ruszyła w naszą stronę.

Przesunęłam się, a Viera wyszła, nie obdarzając mnie już nawet spojrzeniem. Oczywiście jej sukienka była tak krótka, że ujrzałam kawałek pośladków. Kojarzyłam, że mój najlepszy przyjaciel miał jakieś tam preferencje odnośnie do kobiet, ale to, co zobaczyłam, trochę nie mieściło mi się w głowie.

— Lukáš… Przepraszam, powinnam była zadzwonić, nie wiedziałam, że… — Spojrzałam w górę, by dojrzeć jego wyraz twarzy. Zacisnął szczękę, a nozdrza rozchyliły mu się delikatnie pod wpływem oddechu.

— Idziemy opatrzyć ci wargę, potem mi wszystko opowiesz i pojedziemy na policję.

— Słucham? Zwariowałeś.

— Trzeba zrobić obdukcję.

— Jezu, Luká, dostałam raz z otwartej dłoni.

— Masz cały czerwony policzek i rozciętą wargę. Błagam, nie dyskutuj, bo ledwo nad sobą panuję.

— On ma dłoń jak bochen chleba! Nie ma się co dziwić, że poleciało trochę krwi, ale nie potrzebuję żadnej policji. To zamknięty temat, rozumiesz?

Chociaż nie powiedział nic więcej, widziałam, jak żyły na szyi dosłownie mu pulsowały, zacisnął dłonie w pięści. Po co się tak gorączkował? Ja chciałam tylko zapomnieć, mogłam dawno zerwać z Emilem, popełniłam błąd i zapłaciłam za niego.

— Na górze masz apteczkę? — To było retoryczne pytanie, bo doskonale wiedziałam, co gdzie leży.

Skinął głową. Zrzuciłam trampki i udałam się na piętro. Do łazienki weszłam sama, otworzyłam drugą szufladę pod umywalką. Znalazłam czerwone, plastikowe pudełko z krzyżykiem. Spojrzałam na umazaną tuszem twarz. Szybko odkręciłam kran i przemyłam buzię.

Wyciągnęłam gaziki,wodę utlenioną. Akurat gdy odkręciłam buteleczkę, Luká wszedł do środka. Widziałam go w odbiciu lustrzanym.

— A gdybym korzystała z WC?

Tylko przewrócił oczami i stanął obok.

— Daj to. — Rozejrzał się po łazience, nagle podniósł mnie i posadził na pralce. Zrobił to, jakbym nic nie ważyła, faktycznie ostatnio schudłam, ale to chyba przez stres.

— Kurczę, mogłam stać.

— Tak mi łatwiej, lepsze światło. — Wskazał okno za swoimi plecami.

Rozsunął mi nogi, a że miałam na sobie sukienkę, przytrzymałam materiał przy udach. Luká stanął maksymalnie blisko, widziałam jego malutką bliznę nad prawą brwią. Nabawił się jej lata temu, gdy ratował mnie przed tamtymi pacanami z naszej klasy. Z każdą ciężką sytuacją przybiegałam do niego. Nawet jeśli zdawałam sobie sprawę z tego, że jest słabszy, czułam, że zrobi wszystko, by nie stała mi się krzywda. Prawdziwy przyjaciel…

Wypuściłam powietrze, aż lekko opadły mi ramiona. Napięcie powoli ulatywało.

— Zapiecze. — Przyłożył biały wacik.

Cicho syknęłam i skrzywiłam się, wpatrzona w czerwone kafelki. Powinnam była w czasie remontu jechać z Lukášem i pomóc mu wybrać coś bardziej stonowanego. Dlaczego uparł się na czarno-czerwoną łazienkę? Nie miałam pojęcia.

— Mam nadzieję, że pozbyłaś się gnojka.

— Kazałam mu się wynosić z mojego życia.

— Bardzo dobrze, mogłaś go jeszcze kopnąć w jaja.

— Oczywiście najpierw powiedział, że to moja wina, że go sprowokowałam.

— Kutas. — Lukáš położył dłonie na pralce, tuż przy moich biodrach. Spuścił głowę; chyba potrzebował chwili, by się opanować. Jego jasne włosy były już ciut za długie, opadały na czoło.

— Musisz iść do fryzjera. — Lila, błagam cię, nie mów mi takich rzeczy, gdy próbuję się powstrzymać przed pojechaniem do niego.

Uśmiechnęłam się, gdy nazwał mnie tak jak zawsze. Rzadko mówił mi po imieniu; wolał to, które sam wymyślił przez wpadkę w liceum. Od tak dawna mieliśmy siebie — ja byłam jedynaczką, on też nie miał rodzeństwa. Zapełnialiśmy tę pustkę idealnie.

— Już po wszystkim, ale tak mi głupio, że zepsułam ci noc…

— Skończona wariatko. — W końcu zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. — Nic nie jest ważniejsze niż twoje bezpieczeństwo — wyszeptał w moje włosy. Pachniał inaczej niż zawsze, trudno mi było stwierdzić czym. Odsunął się i złapał mnie za podbródek, przez chwilę spoglądał głęboko w oczy. Dłużej niż zwykle, jakby chciał coś powiedzieć.

— Viera nigdy nie zostaje tu na noc.

— Okej. — Dlaczego mi to mówił?

Jego wyraz twarzy złagodniał.

— Jak w ogóle mógł dotknąć tej ślicznej buzi…? Mogłaś zadzwonić, przyjechałbym.

— Przestań, bo się rozkleję. Nie mogłam na niego patrzeć, kazałam mu się spakować i wrzucić klucze do skrzynki.

— Bardzo dobrze. Jesteś głodna, potrzebujesz czegoś?

— Idź już, chcę siku.

— Jestem jak twoja psiapsi, więc się nie krępuj. — Wyszczerzył się tym swoim chłopięcym uśmiechem, wymachując dłońmi, jakby świeżo pomalował paznokcie.

— No bez przesady — fuknęłam, ale zaraz zaczęłam się śmiać. Zeskoczyłam z pralki i pchnęłam go w stronę drzwi.

Stojąc już w korytarzu, jeszcze wymamrotał pod nosem:

— Dobrze wiedzieć, może jest jakaś szansa. Nie do końca stracony. Może wyjdę kiedyś z friendzone’a.

Często słyszałam właśnie ten tekst, zatrzasnęłam drzwi bez większych oporów. Naprawdę potrzebowałam skorzystać z toalety.

Skończyłam, umyłam ręce i spojrzałam na siebie w okrągłym lustrze.

Czułam się jak taka głupia dziewucha nieznająca życia i świata. Przecież widziałam u Emila wybuchy złości, początkowe przejawy agresji. Teraz coraz częściej rzucał rzeczami, dawniej tak nie było. Przyszło z czasem, wielokrotnie zasłaniał się stresem w pracy… Nie zwracałam na to uwagi. Wolałam odwrócić wzrok niż coś zmienić, niż zmierzyć się z codziennością.

Pokręciłam głową, faktycznie policzek zmienił barwę, oczy miałam czerwone od płaczu, a usta spuchnięte. Może powinnam przyłożyć lód? Przeczesałam rękami blond włosy i potarłam nagie ramiona.

— Żyjesz tam? — usłyszałam w momencie, gdy trzymałam już klamkę.

— Jaki opiekuńczy… Nie martw się, nie zamierzam z jego powodu sobie czegoś zrobić. — Otworzyłam szeroko drzwi. Luká stał przede mną z kubkami kawy. Poczułam zapach wypełniający cały korytarz.

— No ja myślę, że nie zrobiłabyś niczego głupiego. — Przechylił głowę, jego oczy przybrały ciemniejszy odcień brązu, wydawały się prawie czarne.

— Taka jak zawsze? — spytałam i sięgnęłam po różowy kubek z obitym brzegiem, choć doskonale znałam odpowiedź.

— Dokładnie taka jak lubisz, litry mleka, nawet bym tego kawą nie nazwał.

— Masz lód? Może bym sobie przyłożyła? — Wskazałam na twarz.

— Kurczę, dobry pomysł, chodź do lodówki.

Zeszliśmy na dół, całe ściany zdobiły czarno-białe zdjęcia.

— Kiedy zmieniasz aranżację? — spytałam.

Co jakiś czas Lukáš zawieszał inne, zawsze na to czekałam. Staliśmy wtedy długie minuty na schodach i omawialiśmy zdjęcie po zdjęciu, moment po momencie. W pierwszej linii wisiały te z ważniejszych zdarzeń: ukończenie szkoły, wspólny wypad w góry czy pod namioty… Miał też sporo moich portretów, często pstrykał fotki, gdy nie patrzyłam. Lubił te naturalne.

— Może w przyszłym miesiącu. Czekam jeszcze na jakieś fajne kadry.

— Zamiast tych moich głupich min złap ciekawe momenty z Vierą.

Wydawało mi się, że prawie zrobił skrzywioną minę. Szybko odwrócił głowę i schylił się do zamrażalnika, by wyciągnąć woreczek z lodem.

Upiłam łyk kawy i syknęłam.

— Cholerka.

— Oparzyłaś się?

— Przecięłam. — Starłam kropelkę krwi z wargi.

— Już dawno mówiłem, że kupię ci nowy kubek. — Lukáš zabrał mi mój ulubiony z rąk.

— Ale ja wolę ten. Dałeś mi go z dziesięć lat temu. — Skrzywiłam się i spróbowałam sięgnąć za niego, aby odzyskać kawę.

— Dziewięć. — Wyminął mnie, wręczając mi tym razem swój napój, i wskazał palcem na schody.

— Jak zwykle jesteś drobiazgowy. — Pokazałam mu język.

— Uważaj, bo kiedyś cię w niego ugryzę.

Zmarszczyłam brwi. On i te jego żarty z podtekstem…

Weszliśmy znów na górę, ale tym razem do sypialni, od razu rzuciło mi się w oczy, że zasłonił okno balkonowe; ciężkie, granatowe zasłony nie wpuszczały nawet odrobiny światła z ogrodu. Lukáš podszedł do biurka w rogu i wpiął do laptopa zewnętrzny dysk. Ściągnął jakąś karteczkę z korkowej tablicy wiszącej tuż przed nim.

Usiadłam na łóżku i wzięłam łyk. Faktycznie Luká pił znacznie mocniejszą kawę niż ja. Zerknęłam na białą, długą komodę ciągnącą się przez pół pokoju. Stały na niej świece, kilka jego zdjęć; zauważyłam chyba linę, zmrużyłam oczy, obok czarnego sznurka była jeszcze buteleczka, na której wielkimi, czerwonymi literami napisano „ANAL”. Spuściłam głowę. Przeszkodziłam chyba w naprawdę mocnym wieczorze.

— Jeszcze raz przepraszam, strasznie głupio wyszło… Będziesz mieć przechlapane, Viera aż kipiała i w sumie się nie dziwię. — Przygryzłam paznokieć przy kciuku. Luká spojrzał na mnie zdziwiony, a ja głową wskazałam komodę.

Zbliżył się szybko, odsunął pierwszą szufladę i ruchem ręki zgarnął wszystko do środka.

— Dam radę, wezmę ją do kina.

— Marne pocieszenie, dziewczyna liczyła na coś więcej. Z tego, co widzę, znacznie więcej… Tu chyba nawet kolacja i płatki róż na łóżku nie pomogą.

— Ja nie bawię się w takie rzeczy — rzucił i odłożył telefon na blat.

Ostatnio mój seks z Emilem bym kiepski, mechaniczny. Może za mało się starałam? Może znudził się mną? Nigdy nie próbowaliśmy niczego nowego, byłam zamknięta, może przez to też był sfrustrowany? Ale uderzył mnie i nic tego nie usprawiedliwiało, skreślił wszystko.

— Boże, ale gówniana sytuacja. Myślisz, że już się spakował? — Spojrzałam na srebrny zegar wiszący na ścianie. Czas płynął tak wolno…

Odwróciłam głowę, bo przestałam słyszeć stukanie klawiatury.

— Powinnaś go wywalić na zbity pysk, walizki spakować i wystawić mu za drzwi, żeby je odebrał. — Luká zbliżył się, stanął przede mną i wsparł ręce na biodrach. Wyjął mi z rąk kubek i upił łyk. Kucnął i odstawił kawę na podłogę. — Wiesz, że on od dawna mi się nie podobał, podcinał ci skrzydła. Przecież on miał manię kontroli. Potrafił dzwonić po kilka razy, gdy się widzieliśmy. Sprawdzał ci telefon? — Milczałam, tylko przygryzając dolną wargę.

— To i tak cud, że tyle wytrzymałaś.

— Bywał surowy, ale myślałam, że mnie kocha, a ten gnój potrafił mnie uderzyć. To jest dla mnie ostateczna granica.

Lukáš złapał mnie za dłonie, bezwiednie pogładził skórę. To było takie kojące, tak dobrze znane mi…

— Zaczniesz od nowa.

— Już nie chcę, nie mam energii na poznawanie tych wszystkich rzeczy. Jakie ktoś ma zainteresowania, co lubi jeść, z której strony spać, jak się kochać…

— Powoli! Zawsze byłaś w gorącej wodzie kąpana.

— Jestem zła… na siebie. Wiesz, że robił mi awantury, gdy przynosiłeś mi pączki? Byłam o włos od tego, żeby cię prosić, byś tego nie robił.

Już miał wstać, widziałam, jak żyła na jego skroni uwydatniła się, co oznaczało, że temat wyjątkowo go zirytował.

— Czekaj. Nie złość się, proszę, chciałam tylko spokoju, był o ciebie chorobliwie zazdrosny.

— A nie miał powodu? Widujemy się raz w tygodniu, dbamy o siebie…

— Przecież przyjaźnimy się od lat, pomagamy sobie, zwyczajnie jesteśmy obok.

Przysiadł i spojrzał na moje usta.

— Tak, znamy się pół życia. Wiem, jaka jesteś miękka.

— Jak możesz! — Pacnęłam go w ramię. Luká objął mnie i przytulił. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Chyba najbardziej bałam się samotności, pustego pokoju i łóżka.

— Koniec użalania się, obejrzymy zdjęcia i jedziemy do ciebie. Jeśli jeszcze go tam zastanę, osobiście wypieprzę jego ubrania przez okno.

***

Minęła ponad godzina, podjeżdżaliśmy właśnie pod dom. Milczałam w drodze, byłam kłębkiem nerwów, został tam? Wyszedł? A jeśli coś zdemolował, zabrał? Skąd miałam wiedzieć? Spodziewałam się już po nim wszystkiego, co najgorsze. Światła były zgaszone, na podjeździe nie stało żadne auto.

— Nie ma go — jęknęłam. Miałam ochotę się rozpłakać, nie wiedziałam, czy z ulgi, czy zwyczajnie dlatego, że naprawdę kończył się pewien ważny rozdział w moim życiu.

— Chyba nie, widocznie zrozumiał i się ulotnił — stwierdził Luká, wyłączając silnik.

Wysiadłam z auta i popędziłam sprawdzić skrzynkę na listy zawieszoną na bocznej ścianie budynku.

— Są, oddał. — Mimowolnie tama puściła, rozpłakałam się, chyba miałam prawo chwilę pocierpieć i poprzeżywać to wszystko. Luká pomógł mi otworzyć drzwi i wejść do środka. Uwieszona na jego ramieniu czułam, że dzisiaj mogę się wypłakać, ale później powinnam ruszyć dalej.

Niewiele się zmieniło, trochę mniej rzeczy leżało na półkach, drzwi szafy zostawił otwarte, większość wieszaków pustych. Nawet nie wiedziałam, kiedy pojawiło się w niej tyle jego ubrań. Luká dotknął wgnieceń w drzwiczkach i znów popatrzył na mnie z marsem na czole.

— Parę razy uderzył w nie pięścią, gdy się kłóciliśmy.

Spojrzałam na stolik w rogu, leżała na nim kartka, odręcznie napisane „Wybacz mi”.

— Co za gnida! Nie ma za grosz wstydu. — Luká zgniótł papier i rzucił w kąt. Wziął chusteczki, złapał mnie za brodę i otarł starannie twarz.

— Idę do łóżka, nie mam sił na nic więcej. — Zdjęłam buty i czarną bluzę, którą dostałam od niego przed wyjściem; sama nie pomyślałabym, że noc jest już taka chłodna.

— Kładź się, przyniosę ci jeszcze wodę z lodem. — Zasłonił różowe zasłony w oknie.

— Luká…

— Tak, Liluś? — Podszedł do mnie i wręczył mi koc w paski, który podniósł z fotela. Lubiłam w nim zasiadać, podwijać nogi pod siebie i czytać.

— Przebiorę się.

Pokiwał głową i pozwolił na te kilka chwil samotności. Ubrałam się w piżamę, koszulkę i spodenki, po czym weszłam do łóżka i przykryłam się kocem. Okno było uchylone, dało się usłyszeć ciche cykanie świerszczy. Padałam na twarz, na nic nie miałam ochoty. Poduszka pachniała Emilem, więc cisnęłam nią w przestrzeń.

Akurat wszedł Luká.

— To zamach na mnie?

— Muszę zmienić pościel — mruknęłam.

— Przesuń się — powiedział i stanął obok łóżka, po czym położył szklankę na stoliku i zaczął rozpinać koszulę.

— Coś ty, Viera cię zabije. Jest zazdrosna, jedź do domu, dam radę.

— No aż takiej władzy to ona nade mną nie ma — burknął.

— Ale przypakowałeś w tym sezonie… — Omiotłam wzrokiem jego dobrze zbudowaną sylwetkę, tatuaże na opalonej skórze wyglądały jeszcze lepiej.

— Tylko rzeźba, na masie nie przybrałem nic a nic, skarbie — odparł z uśmieszkiem i wcisnął się pod koc tuż obok mnie. Zgasił małą lampkę w kształcie kuli. Przerzucił rękę przez mój bok i ułożył głowę tak, że czułam jego ciepły oddech na skroni. Bliskość znanej mi osoby pozwoliła się odprężyć.

— Wiesz, twój zapach jest chyba jednym z moich ulubionych — bąknęłam wykończona tym przeklętym dniem.

— Cieszę się, możesz mówić mi takie rzeczy częściej, tylko uważaj na konsekwencje.

Przez chwilę słuchałam naszych oddechów, bicia serc. Spokój był mi teraz potrzebny, chciałam zapomnieć o ostatnich godzinach.

— Nie zostawiaj mnie nigdy, proszę — szepnęłam w półśnie.

— Nie wiesz, czego sobie właśnie życzysz…

Czy poważnie to usłyszałam, a może już tylko mi się przyśniło?

***

Rano było jak w kotle, gorąc oblepiał mi ciało. Na nogach czułam dotyk, lekkie muśnięcie, na udach również. Kiedy poczułam na brzuchu dłoń, otworzyłam oczy.

— Dzień dobry — usłyszałam ochrypłe mruknięcie.

— To ty… — Spojrzałam przez ramię. — Jezu, przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje. — Przekręciłam się całkiem na plecy, a Luká wsparł ciało na łokciu.

Wpatrywaliśmy się w siebie tak intensywnie, że aż przełknęłam ślinę. Studiowałam jego twarz; niby widywałam go często, a dopiero teraz zauważałam drobne rzeczy. Zaciśniętą szczękę, zmrużone oczy, skupione spojrzenie i jakieś dziwne podniecenie. Jakby chciał coś powiedzieć, a jednak się powstrzymywał. Miałam ochotę poprawić mu włosy, zaczesać lekko do tyłu, poczuć ich miękkość pod opuszkami palców. Zatrzymałam wzrok na torsie, lubiłam patrzeć na męskie klaty, sutki facetów bardzo na mnie działały.

— Zrobiłem już śniadanie, zjesz? — spytał, przerywając ten mój wyjątkowo dziwaczny stan.

— I wróciłeś do łóżka?

— Miło się leżało.

Usiadłam i spojrzałam na bok, ekran telefonu zaświecił.

— Dzwoni Emil.

— Zablokuj go — usłyszałam warknięcie. — Wydzwania od rana, dobrze, że miałaś wyciszony.

— Powinnam go unikać przez parę dni.

— Parę? Powinnaś, to iść na policję.

— Nie chcę o tym gadać, nie podejrzewałam, że posunie się do takich rzeczy. — Szybko pokręciłam głową, odganiając wspomnienia. — Co z tym śniadaniem?

Luká wziął głęboki oddech; widziałam, że męczy go ta sytuacja, ale zmienił temat.

— Kupiłem bajgle, zrobiłem jajecznicę, jest też biały serek, łosoś i awokado. Ty jadasz coś czasami? — zapytał, wstając. Przeciągnął się, tusz na jego skórze pracował, naciągał się i wyjątkowo przykuwał uwagę. Lukáš lubił tatuaże, ostatnio nawet mówił o czymś nowym.

— Kawa i owoce mi wystarczają. — Odwróciłam wzrok, by się nie gapić.

— Dlatego masz taką figurę.

— Przestań. — Również wstałam i klepnęłam go w ramię. — Daleko mi do Viery. Odzywała się? — Bardziej chodziło mi o jej kształty, ja nie byłam tak hojnie obdarzona i też nie zakładałam na siebie takich rzeczy.

— Nie.

Ubrałam się w jedwabny szlafrok, Luká podążył przodem do kuchni, więc szybko wpadłam do łazienki i zrzuciłam bieliznę. Włożyłam świeże, koronkowe stringi i krótkie, bawełniane spodenki. Przemyłam twarz i zęby. Związałam włosy w kok na czubku głowy, widziałam już odrost, ale różne odcienie blond pasemek idealnie go maskowały. Nie musiałam się stroić, ale potrzebowałam delikatnego odświeżenia.

Od wejścia widać było, co przygotował; ułożył wszystko w miseczkach na stole przy oknie. Obok ekspresu stały trzy kolorowe kubki z kawą, już od progu dało się wyczuć jej zapach. Zerknęłam do ostatniego i zobaczyłam herbatę. Uśmiechnęłam się pod nosem.

— Biorę urlop od piątku, w sobotę robię urodziny przy plaży — rzucił Luká, siadając na stołku. Słońce wdzierało się na całego, mimo lekko przysłoniętych rolet.

— Dlaczego nie zrobiłeś teraz? W ten weekend? Urodziny masz jutro. — Wsadziłam kawałek awokado do ust.

— W ten miałem dwie sesje fotograficzne, dość długie.

— A śluby?

— Jedna para odpadła, więc stwierdziłem, że wykorzystam sytuację i odpuszczę pracę na dwa tygodnie. — Zaczął smarować kawałki pieczywa masłem.

— Gdzie idziemy? Do Piaszczystej nad Kuchejdę? — Ostatnio przez natłok pracy rzadko tam bywaliśmy, ale lubiliśmy ten bar przy jeziorze.

— Tak, miałem do wyboru to albo wyjazd do centrum Bratysławy

— Pierwsza opcja lepsza niż środek miasta; nawet u nas na obrzeżach jest pełno ludzi, a co dopiero tam, wiecznie turyści. Każda uliczka zapchana na maksa. Cieszę się, że mamy tu osiedle domków jednorodzinnych, trochę odpada tego miejskiego zgiełku.

— I tak do centrum nie masz daleko.

— Ty masz jeszcze bliżej.

Luká nałożył sobie jedzenie, a ja postawiłam przed nim kawę.

— Nadal nie rozumiem, jak możesz tym popijać. — Skrzywiłam się. Kawa pasowała do ciasta, do lodów, nie do śniadania i bułek.

— I kto to mówi… Ty znów nie dasz rady bez herbaty. Czy ja krytykuję?

Pokazałam mu język, faktycznie zawsze pamiętał o tym, bym miała ją do posiłku.

— O której przyjechać? — zagadnęłam. Kawałek pieczywa posmarowałam sobie serkiem; ciekawe, czy Emil nadal dzwoni. Zostawiłam telefon w sypialni, żeby na niego nie zerkać.

— Myślałem, że może wpadniesz razem ze mną.

— No coś ty, jak piąte koło u wozu. Viera po wczorajszym dniu i tak mnie nie cierpi. Po co jej dokładać?

— Przestań się nią tak przejmować. Jedz. — Luká wstał od stołu, był wyższy od Emila, bez najmniejszego problemu sięgnął do najwyższej szafki po sól.

Zaczęłam nakładać jajecznicę.

— Muszę zadzwonić i powiedzieć o wszystkim mamie.

Postawił przede mną solniczkę.

— Uuu, oby go nie spotkała. Przez momencik nawet mi się wydawało, że mu współczuję, ale wiesz co? Wręcz życzę gnojkowi, żeby ją spotkał. Oczywiście dopiero, kiedy ja z nim porozmawiam. — Palcami narysował w powietrzu znak cudzysłowu.

— Przysięgam, zaraz nic nie przełknę — jęknęłam i odsunęłam od siebie talerz.

— Dobra, dobra. — Podniósł ręce w geście poddania.

Spojrzał na mnie, chwycił mój stołek i przysunął go bliżej siebie. Dzieliły nas dosłownie centymetry.

— Co? — mruknęłam.

Palcem przejechał w kąciku moich ust.

— Serek — odpowiedział i, jak gdyby nigdy nic, wsunął go sobie do ust.

— Luká!

— No co? Zawsze mogłem zlizać to z ciebie. — Wzruszył ramieniem, ale zanim zdążyłam wyjść z tego szoku, zmienił temat. — Pogadajmy o wyjściu w weekend.

Nie mogłam wykrztusić z siebie żadnego słowa, jakbym miała przed sobą zupełnie obcego faceta. Flirciarza, a nie — przyjaciela.

— Pogadajmy lepiej, o której widzimy się w środę — wydukałam w końcu, nie patrząc już w jego kierunku. Czułam ciepło rozchodzące się w miejscu, gdzie stykały się nasze kolana.

— No jasne, jak zawsze.

— Nie odpuszczę ci dnia urodzin. Może w parku?

— Dobra. O szesnastej? Wyrobisz się z pisaniem, rysowaniem?

— Tak. Super, dogadani. — Klasnęłam w powietrzu, nadal udając, że sytuacja sprzed chwili nie miała miejsca.

***

— Cześć, idę właśnie przez park. Lila, przy którym pomniku się widzimy?

— Przechodzę obok konia — rzuciłam do telefonu, Luká nagrał wiadomość głosową na mess. Sami nadaliśmy nowe nazwy pomnikom, które mijaliśmy często w parku, dwie ulice od jego domu. Był jeszcze człowiek-smutek, człowiek-kloc… Rozejrzałam się i zobaczyłam sylwetkę Lukáša na końcu deptaka. Zdjęłam okulary przeciwsłoneczne i wrzuciłam do torebki. Przystanęłam, bo żwir wpadł mi do trampka.

— Mam dla ciebie kawę! — krzyknął Luká, gdy byłam na tyle blisko, aby go usłyszeć. Uniósł kubek. Miał na sobie podkoszulek, krótkie spodnie i japonki, wyglądał trochę jak surfer. Opalony, wysoki, włosy o kilku blond odcieniach…

Usiedliśmy na ławce, zaraz obok pięknych klombów z kwiatami. Zdjęłam torbę, którą miałam przewieszoną przez ramię.

— Co za upał, musimy zacząć widywać się jeszcze wcześniej. — Powachlowałam się dłonią, końcówka czerwca w tym roku zaskoczyła piekielnym gorącem. Cała Bratysława przechodziła oblężenie turystów, od miesiąca włączone były kurtyny wodne. Na rogach ulic stawiano miski z wodą dla czworonogów.

— Wcześniej niż dziewiąta rano? Dziewczyno, wykończysz mnie, potrzebuję snu.

— Ja ostatnio kiepsko sypiam… — mruknęłam i spojrzałam na niego, odczuwałam ulgę, gdy był obok. Czy poważnie rozważałam ograniczenie z nim kontaktu przez Emila? Mój eks bywał zazdrosny, a ja chciałam tylko świętego spokoju. Okazałabym się skończoną idiotką, poświęcając coś tak cennego. Nasza przyjaźń była od lat stałym punktem.

— Jak samopoczucie? — zapytał Luká i wierzchem dłoni pogłaskał mnie lekko po policzku. Miał taką delikatną skórę…

— Może być, myślałam, że będzie gorzej.

— Nadal dzwoni? — Widziałam, jak przez ułamek sekundy na jego twarzy pojawił się grymas. Wkurzał się, w sumie nie mogłam się dziwić.

— Czasami. Częściej przeprasza esemesowo, no i chce się spotkać.

— Co za dupek bez wstydu. — Luká oparł się o ławkę plecami, zrobił głęboki wydech i zerknął w moją stronę.

— Dobra, po co mamy się denerwować? A ty jak? Rok starszy. — Klepnęłam go w umięśnione udo.

— Fajnie, jestem jak wino. — Uniósł zaczepnie brwi.

Pokręciłam głową, a on chwycił jedno pasemko moich włosów między palce.

— Powinnam zapisać się do fryzjera, może na jakąś zmianę koloru?

— Przestań, lubię twoją ksywkę. Ostatnio, kiedy eksperymentowałaś z kolorami, twoja głowa miała piękny odcień fioletu. Chyba wystarczy, nie?

— Wtedy byłam młoda i głupia, ile mieliśmy lat? Piętnaście?

— Twoja matka pękała ze śmiechu. Nie zapomnę tego.

— Nie ona jedna — mruknęłam na wspomnienie koleżanek z klasy. Oczywiście Lukáš starał się uświadomić wszystkim, że taka teraz będzie moda. Niestety nasłuchałam się wtedy wielu obrzydliwych przytyków.

— Ja tam uwielbiałem ten odcień, gdyby tylko zostały te pasemka, a nie rozlało się to po całej głowie, mogło być nieźle.

— Teraz od tego są fryzjerzy.

— Oj, Lila, omówmy lepiej sobotę. Mam nadzieję, że nie wyskoczysz z tortem, obiecałaś, że w tym roku dasz sobie spokój.

— No właśnie mam dla ciebie prezent. Poczekaj — zmieniłam temat, faktycznie tortu nie będzie, ale miałam inny plan na urozmaicenie wieczoru.

Szybko wyjęłam z torby małe, czarne pudełeczko.

— Sama nie wiedziałam, czy to dobry pomysł, ale kiedy to zobaczyłam, stwierdziłam, że nawet jeśli tego nie ubierzesz, musisz to mieć.

— Nie lubię prezentów, ale te od ciebie zawsze są trafione, tak jak ten kubek w kształcie obiektywu. Zawsze zabieram go na wesela.

— To taka sentymentalna pierdoła… — Podałam mu mały pakunek. Otworzył i chwilę się przypatrywał.

Na długim, czarnym, solidnym rzemieniu zawieszony był wisiorek w kształcie aparatu fotograficznego.

— Okej, to w moim stylu. — Luká pokiwał z aprobatą głową. — Będzie pasować do skórzanych bransoletek. — Uniósł prawą dłoń, na której miał dwie takie ozdoby.

— Spójrz w obiektyw. — Kucnęłam naprzeciw niego, żeby zobaczyć jego wyraz twarzy. Zrobił to mimo zdziwionej miny.

— O kurka, to my! Zajebiste. — Spojrzał mi w oczy, a uśmiech rozświetlił tę przystojną twarz.

— To spersonalizowany naszyjnik z naszym zdjęciem, nie wiem, jak to robią, to jest coś na kształt lupy. — Postukałam paznokciem w zawieszkę. Wybrałam nasze ulubione zdjęcie z wakacji; wtedy, z gór.

— Pamiętam. Ale się dobrze bawiliśmy…

— Tak, to był wyjazd, który z chęcią bym powtórzyła.

— Jesteś kochana. — Luká przyciągnął mnie na swoje kolana i o dziwo cmoknął prosto w usta. Nie przez pomyłkę, nie szybko. Nasze wargi przez parę sekund pozostały złączone. Zaraz po tym zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku.

Przez moment zapomniałam, jak się oddycha. Co właściwie się wydarzyło? Aż tak ucieszył się z prezentu? Chwilę trwaliśmy w objęciu, wreszcie uniosłam spojrzenie. Luká nadal wpatrzony był we mnie, a raczej w czubek mojej głowy. Ponownie pochylił się i tym razem ucałował zraniony policzek nieco dłużej, niż powinien.

Odsunęłam się lekko i znowu usiadłam na ławce. Popiłam kawę, bo dziwnie zaschło mi w ustach.

— Jak bajka? — zapytał i zapiął sobie rzemyk na karku. Nie widziałam jego wzroku, nie mogłam więc wyczytać, jakie emocje się w nim kłębią. Był zażenowany? Wstydził się, a może wziął to za przyjacielski całus? Ale taki…? No właśnie: jaki? Nic wielkiego…

— Wiesz co, wstępne projekty mam zrobione na ponad połowę serii. Trzy pierwsze złożone, teraz tylko muszę poczekać na wideorozmowę. — Czułam na wargach dziwne mrowienie, zerkałam w stronę Lukáša. Czy w ogóle wyłapał, co zrobił…?

— To już jest twoje.

— Niby tak, niby przyjęli propozycję, umowę też już dostałam, ale chciałam im pokazać jakiś większy zarys. Pokazać, że jestem godna zaufania.

— Malujesz pięknie, treść jest świetna, te bajki zrobią furorę! Czemu tak w siebie nie wierzysz?

— Wierzę, inaczej nie rzuciłabym korpo dla pisania bajek. — Postawiłam wszystko na jedną kartę i jak na razie wygrywałam.

— A ta kampania? — Trącił mnie palcem. Lekki zarost dodawał mu uroku.

— Nie mogę powiedzieć, ale jestem na dobrej drodze.

Dogrywałam szczegóły spotu reklamowego z logo mojego autorstwa. Nie chciałam zapeszać, ale kiedy rzuciłam Lukášowi, że może będą zainteresowani, wysłuchał mnie, co było imponujące. Emil tylko udawał, czasami wydawało mi się, że czeka na moje potknięcie, żeby wyrzucić mi, jego zdaniem, pochopną decyzję o odejściu z poprzedniej pracy.

Luká uśmiechnął się szeroko.

— Mamy co oblewać w sobotę! — Jego równiutkie zęby odznaczały się na tle opalonej twarzy. Przez chwilę pozwolił mi poczuć się w pełni sobą, kobietą zasługującą na więcej niż to, co ostatnio dawał mi Emil.

Odstawiłam kawę pod ławkę. Położyłam nogi, a dokładniej łydki na udach Lukáša. Często tak robiłam, zerknęłam tylko, czy trampkami nie brudzę jego spodenek.

Na oparciu umieściłam torebkę i ułożyłam na niej głowę.

— Księżniczce już wygodnie?

— Już prawie. — Udałam jeszcze, że kręcę tyłkiem, by się wpasować. Uśmiechnięta spojrzałam w niebo, błękit przebijał się między zielonymi liśćmi drzew. Przynajmniej tutaj było trochę chłodniej.

— Myślałeś, że kiedyś będziemy tak spokojnie sobie siedzieć? Razem? Wiele osób obstawiało, że w szkole średniej to się rozpadnie.

— Coś ty, nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Skoro już nie jesteś z Emilem, wyskoczymy po sezonie na jakieś wakacje? Egipt? Bułgaria?

— Zobaczę, jak pójdzie mi ze zleceniami, dobra? Pytałeś Iva, co on na to?

— Jeszcze nie, bo przecież nie miałem pewności, czy przez twojego, dzięki Bogu, byłego już faceta gdziekolwiek byś z nami pojechała.

— No tak, teraz nie będzie tego problemu.

— Tęsknisz za nim?

— Nie. Czasami tylko za wyobrażeniu o nim albo o nim z początku naszego związku. Nie mogę powiedzieć, że zmarnowałam prawie dwa lata, bo pierwsze miesiące były fajne. Jakoś później się rozminęliśmy.

— Nie podobało mi się, jak próbował cię zmienić.

— Wiem, za późno się zorientowałam, a może liczyłam, że to ja jestem w stanie zmienić jego.

Luká kojąco głaskał moje nogi, opuszkami palców wodził delikatnie od kolana do kostki.

— I tak wytrzymałaś z nim potwornie długo, już się bałem, że to na stałe.

— Wiesz, że nie nigdy nie skakałam z kwiatka na kwiatek.

— Wiem.

Zapatrzyłam się w bok na fontannę.

— Nie bój się samotności — rzucił Luká.

— Idziemy do budki na lody? — zapytałam, by zmienić temat. Wolałam zapomnieć o ostatnich przeżyciach zamiast je roztrząsać. Usiadłam szybko i wzięłam torbę oraz Lukáša za rękę.

— Z tobą zawsze.

— Czekaj, kubki!

Wrócił i wyrzucił opakowania po kawie do śmietnika tuż obok. Z uporem maniaka starałam się nie zerkać już na te ciepłe i delikatne usta, których niespodziewanie poznałam smak.

***

Od rana siedziałam przy pracy, ten nawał zleceń nawet mi sprzyjał, nie musiałam myśleć o Emilu. Analizować, dlaczego nagle zrobił się tak agresywny, czemu nie zauważyłam pierwszych sygnałów albo dlaczego je zlekceważyłam.

Jednak koło dwunastej w południe zadzwonił dzwonek do drzwi. Miałam obawy, kto przychodzi bez zapowiedzi, a kiedy pojawił się kurier z bukietem kwiatów, chciałam najnormalniej w świecie wywalić je do kosza. Na widok mojej miny facetowi uśmiech szybko zszedł z twarzy.

Podpisałam świstek i jeszcze w przedpokoju rzuciłam kwiaty na ziemię z postanowieniem, że gdy będę wynosić śmieci, zabiorę je ze sobą.

— Co za gość… Myśli, że chwastami mnie udobrucha — mruczałam do telefonu, nagrywając wiadomość głosową do Ivett. Znała wszystkie szczegóły i wspierała mnie tak samo jak Luká.

Weszłam do pracowni i od razu wystukałam esemesa.

Do: Emil

Daj mi raz na zawsze spokój! To koniec. To, co zrobiłeś, jest niewybaczalne!

Wyciszyłam dźwięki i rzuciłam telefon na fotel. Zajęłam się projektami prawie gotowych rysunków. Składałam kolejną część serii i musiałam być skupiona. Wszystko powinno zgrywać się idealnie. Na komputerze miałam otwartych kilka programów, byłam perfekcjonistką, każda kropka była dla mnie istotna.

Rysunki dopieszczałam, jak tylko mogłam; oby faktycznie spodobały się dzieciakom. Od zawsze marzyłam, żeby pisać dla najmłodszych. Emil tego nie rozumiał. Nie potrafił żyć tak jak ja, jego interesowała stała pensja, nie — jakieś tam zaliczki i umowy wydawnicze. Liczyła się hierarchia, szczeble kariery i awanse w tych boksowych mordowniach. Pracowałam tam krótko, czułam się jak koń ślepo biegnący za uwiązaną przy własnej szyi marchewką. Teraz do mnie docierało, że toczyliśmy o to wręcz bitwy, wiecznie nie pasowało mu, że nie chcę mieć takiej pracy jak on. A przecież byłam elastyczna, to był ogromny plus, wszystkie sprawy mogłam załatwiać.

Byłam panią swojego czasu.

***

Dzień imprezy na plaży nadszedł zadziwiająco szybko, Emil nie nalegał na spotkanie, ale chciał „tylko” porozmawiać. Oczywiście przez telefon usłyszałabym, że nie rozmawia się na takie tematy, nie patrząc drugiej osobie w oczy. Unikałam więc kontaktu z nim. Tęskniłam za kimś w życiu, więc obecność Lukáša była tą niezmienną, której się uczepiłam. W sumie nie myślałam już o tym, czy tamta dziewczyna miała z tym problem, ale wiedziałam, że za parę tygodni, kiedy stanę w pełni na nogi będę ich nawiedzać ciut rzadziej. Nie mogłam siedzieć im na karku, może nie byłam załamana, ale wolałam z kimś jednak przebywać.

***

Przyjechałam sama komunikacją miejską, mimo że Luká namawiał mnie na podróż z nim. Kiedy weszłam do baru, od razu podszedł i wycisnął mi buziaka na czole. Uśmiechnęłam się pod nosem, wręczając mu butelkę szampana.

— Już nie składaj mi życzeń, mam prezent. — Dotknął wisiorka u szyi.

A więc nosił go… Pokiwałam głową i zrobiłam krok w przód, Luká położył swoją dłoń na dole moich pleców. Krótka bluzeczka sprawiła, że jego ciepła dłoń zetknęła się z moją nagą skórą. Nachylił się ciut i zbliżył twarz.

— Co jest? — zareagowałam od razu, pobudzona tym dotykiem jak nigdy.

— Usiądziemy tam, w rogu. Zarezerwowałem stolik przy zejściu na plażę, żeby było można potańczyć na piasku.

— Ten z poduchami zamiast krzeseł?

— Yhy — mruknął i odwrócił się w stronę Ernesta, który właśnie wszedł przez taras.

Zaraz zanim wolnym krokiem podążała Viera. Miała na sobie krótką, skórzaną spódnicę zrobioną z czarnych frędzli. Nie było jej w tym gorąco? Bluzka nie zakrywała wiele, więc pewnie zrównoważy uczucie ciepła. Facetów ciągnęło do takich dziewczyn, ciekawe, czy Emil już zdążył się pocieszyć w ramionach innej. Usiadłam na rogu stołu, a u szczytu obok pojawił się Lukáš. Zauważyłam, jak szybko pił piwo, lubił to z mieszanką tequili. Przegryzał je cytryną, która oczywiście już leżała na stoliku.

— Zamówiłem ci vyprážaný syr — powiedział i delikatnie musnął palcami moją dłoń.

Przekrzywiłam głowę z pytającym wyrazem twarzy, jednak nie zdążyłam nic powiedzieć, bo Luká wstał i poszedł się przywitać — właśnie weszła Ive z wielkim bukietem balonów przyczepionych do butelki z szampanem. Wskazał jej miejsce obok mnie. Pomachałam, a ona od razu ruszyła do stolika.

Viera usiadła naprzeciwko Luki, a nie obok. Czyżby byli pokłóceni? Przeze mnie? Faktycznie ostatnio częściej zawracam mu głowę, ale, shit, zawsze utrzymywaliśmy kontakt. Przynajmniej raz w tygodniu się widzieliśmy, więc nie powinna być zazdrosna.

Ivo już zmierzał w naszym kierunku z piwem na wielkiej drewnianej podkładce, niósł to razem z kelnerem i Michalem. Tego widywałam tylko od święta, wydawał się zamknięty w sobie. Chociaż z Ivem Mike dogadywał się świetnie, ogólnie z chłopakami miał dobry kontakt, jedynie dziwnie stronił od dziewczyn. Z imprez czy jakichś spotkań wychodził pierwszy.

— Kochani, bierzemy dzisiaj na metry! Idziemy na rekord! — Ustawili piwa na stole obok przekąsek.

— Cześć, ale masz świetne te spodenki! — Ive ucałowała mnie i od razu pogładziła cekiny, które zdobiły moje szorty.

— Dzięki.

— Mogłyby mieć więcej materiału — rzuciła żartobliwie.

— Tak? Spójrz tam. — Wskazałam dyskretnie podbródkiem na Vierę.

— Uuu, no to Luká będzie mieć dzisiaj szaloną noc.

O tym zupełnie nie pomyślałam. Faktycznie, przecież się spotykali… Ciekawe, czy powiedział jej o tamtym przypadkowym całusie. Shit, ale po co? Przecież nic takiego się nie stało, dlaczego tak nagle to rozdmuchiwałam?

— Opalałaś się? — zapytałam przyjaciółkę. Wyglądała, jakby smażyła się na plaży cały dzień.

— Zasnęłam na leżaku, na balkonie. Dasz wiarę? — Przekręciła się bokiem, bym mogła zauważyć spieczone na raka ramiona.

— Shit.

Kiedy już wszyscy zgromadziliśmy się przy stole, dyskretnie zaczepiłam kelnerkę.

— Dostarczyłam tutaj pewną niespodziankę, myślę, że można ją podać.

Byłam z siebie dumna, gdy zauważyłam, że Luká przygląda mi się z zaciekawieniem. Widocznie przypuszczał, że coś wykombinuję.

Kelnerka wniosła zestaw babeczek ułożonych w imię „Lukáš”. W każdą wbita była świeczka. Wyglądało to obłędnie, muffinki ozdobione zostały jadalnymi kwiatami i owocami. Luká pokręcił głową, ale się uśmiechał, chyba wiedział, że tak łatwo nie odpuszczę.

Wszyscy zaczęli śpiewać „Sto lat” i klaskać. Podeszłam do solenizanta, ucałowałam go w policzek.

— Może i są babskie, ale pięknie to wygląda. Powiedzmy, że to prezent dla damskiej części towarzystwa, skoro i tak nie chciałeś tortu.

— Kiedyś cię uduszę. — Przyłożył ręce do mojej szyi.

— Szkoda by ci było, kto by cię zamęczał tak jak ja.

— Tak, wielka szkoda…

Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, sama nie mogłam rozszyfrować, co oznacza ten jego rodzaj spojrzenia. Miewał go często, ale nigdy się nad tym nie zastanawiałam, suchość w gardle kazała mi wrócić na miejsce i napić się czegoś ciut mocniejszego.

A kiedy Viera skierowała się do baru, ruszyłam za nią.

— Hej, bierzesz piwo? — spytałam, siadając obok na hokerze.

— Taa… — rzuciła i zmierzyła mnie wzrokiem. Trudno będzie ją przekonać, że nie byłam złodziejką zajętych chłopaków. — Dwa szaryskie, te dwunastoprocentowe.

— Luká tego nie pije. Weź mu te. — Wskazałam na kolorowe butelki wstawione w metalowy kubeł z lodem.

— Biorę dla siebie i Ernesta.

— A, okej. Myślałam… no, nieważne. Chciałam cię tylko przeprosić za ostatnią sytuację.

— Nie rozumiem? — Zmarszczyła brwi, obserwując, jak barman otwiera piwo. Stukała długimi paznokciami o blat; nie wiedziałam, czy była to kwestia irytacji, czy może podobała się jej muzyka.

— Ewidentnie przerwałam wam wspólny wieczór.

— Spokojnie. Nie ten, to inny. Nadrobimy. Nie pierwszy raz słyszałam o tobie, więc nie byłam jakoś wybitnie zaskoczona.

— No to wiesz, że nie zagrażam waszemu związkowi.

— Słodziutka, umawiamy się na seks, nie ma żadnego związku. Chociaż nigdy nie wiadomo, co z tego wyniknie.

— No tak, rozumiem. Chciałam, żebyś wiedziała, że to przyjaciel.

— Poważnie cię nie jara?

— Znamy się od dziecka — rzuciłam, jakby to miało wszystko wyjaśniać. Między nami nie było nigdy niczego innego, nie wrzucałam go do kategorii potencjalnych chłopaków. Poczułam ochotę zerknąć przez ramię, ocenić go teraz pod innym kątem, ale przecież miałam uspokoić tę dziewczynę, a nie zasiać kolejne ziarnko niepewności.

Wzruszyła ramionami, gdy niczego więcej nie powiedziałam.

— Ale seksu i tak nie odpuszczę, nie wiem, czy znalazłby inną chętną. Nie każda lubi takie ostre rzeczy.

— Aha. — Przecież był przystojny, nie musiał szukać… Chyba że szukał tylko koleżanki do łóżka i tych rzeczy, o których ona mówiła. Widziałam ostatnio lubrykant i linę, czyli w grę wchodziły mocniejsze zabawy.

— Mam nadzieję, że uciszyłam twoje wyrzuty sumienia. — Odwróciła się na pięcie i odeszła.

Nie powiedziałabym, że była to miła pogawędka, a wzrok, którym Viera obdarzała Lukáša, wcale nie wydawał się zwyczajny. Może nie chciała go spłoszyć? Faceci często uciekają przed poważnymi relacjami. Wzięłam więc dwa kolorowe piwa i skierowałam się z powrotem do stolika.

Przyłożyłam przyjacielowi zimną butelkę do szyi. Odwrócił się i gdy tylko mnie zobaczył, jego twarz rozświetlił uśmiech.

— Siadaj, Lila. — Luká klepnął w swoje kolano. Popukałam się palcem w czoło. Wziął do ręki aparat i zrobił parę fotek.

— Przecież mam urodziny, musisz spełniać moje życzenia.

— Urodziny to miałeś trzy dni temu. Przypominam, że dostałeś już prezent.

— Tak, szkoda, że nie taki jak w zeszłym roku.

Dałam mu kuksańca w bok.

— Coś o tym słyszałem — rzucił Ivo, poruszając brwiami. — To było coś w stylu: gacie w pół drogi?

— Oczywiście zaraz musiałeś wszystko wyśpiewać… Każdemu się mogło zdarzyć. — Nie chciałam wracać do tego tematu przy ludziach.

— Myślała, że zaspała, wypadła z łazienki naga, a ja czekałem w pokoju. Nie wiedziałem o tym, to znaczy spodziewałem się jej co najwyżej w szlafroku… — Luká podniósł ręce w geście poddania.

— Boże, miałam już majtki na sobie.

— Te poskręcane taśmy na udach?

Byłam bliska zapadnięcia się pod ziemię. Czemu do tego wracał i po co opowiadał o tym Ivowi?

— Mogłeś nie patrzeć! — fuknęłam, a na moje policzki wypełzł rumieniec. Faktycznie miałam wtedy dość zakręcony poranek, a gdy zobaczyłam Lukę, stanęłam jak wryta. Zamiast się zakryć, zaplątałam majtki na jeszcze mokrych nogach. Nie pamiętałam, by śmiał się wtedy tak, jak teraz.

— Liluś, nie dało się.

Faceci pohukiwali, a dziewczyny nie przestawały ocierać łez radości, ja tymczasem zerkałam na Vierę. Nie miałam pojęcia, co zrobiłabym na jej miejscu, ona jednak wyglądała na opanowaną.

— Dobra — rzucił Ivo — przestańmy się pastwić nad Eleną. Pamiętacie Zuzę? Przyjeżdża co rok na wakacje…

— Czuję, że młoda odwaliła coś dobrego. — Ernest zatarł ręce, a zaraz potem wychylił kieliszek.

Luká wstał i zatrzymał się przy zejściu na plażę, ruszyłam za nim. Owiał mnie delikatny, chłodny wiaterek. W końcu… Ta duchota wykończyłaby każdego.

— Te wakacje zapamiętam na długo. Upał jest koszmarny.

Przejechał palcami po moim ramieniu.

— Lepię się. — Zmarszczyłam nos.

— Nie przeszkadza mi to… — Pokręcił głową i spojrzał wprost w moje oczy. Widziałam, że bardzo szybko wypił tamte piwa. Wolno oblizał usta. Wyglądał, jakby zastanawiał się nad każdym ruchem ciała.

— Wiesz, cieszę się, że tyle razem przeszliśmy. Gdyby nie ty, ta pieprzona szkoła by mnie zniszczyła…

Dlaczego do tego wracał? Tamte czasy były okropne, mieliśmy fatalnych kolegów. Boże, to były bestie w dziecięcej skórze. Potwory czekające tylko na drobną szczelinę w naszych maskach. Gnębili wszystkich, ale Luká był ich ulubieńcem. Czasami wydawało mi się, że brał na siebie zbyt wiele, znosił cały ten koszmar. Nawet to, co było przeznaczone dla mnie.

— Ja myślę tak samo o tobie, widziałam, ile razy stawałeś im na drodze, gdy szli korytarzem w moją stronę. Czemu sobie to robisz? Jeszcze dziś…

— Nie mogę już, Lila, wytrzymać, wiesz? Nie mogę tak stać z boku.

Nie wiedziałam, o czym mówi, wpatrywał się we mnie, a ja zupełnie nie pojmowałam, o co mu chodzi. Przecież wspieraliśmy się, byłam przy nim, jeśli tego potrzebował.

— Jestem tu. Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć.

Prychnął. Wyprostowałam się, zaskoczona.

— Myślisz, że dałabyś radę to udźwignąć? Chciałbym zrzucić ten ciężar.

— Luká, co się dzieje? Nie mówiłeś o żadnych problemach. — Wprawdzie czasem bywał milczący, uciekał, ale zawsze starałam się wtedy odciągać jego uwagę.

Objął mnie i ucałował w czoło, jego zapach był intensywny i przyjemny, trochę owocowy. W tle zaczęła się szybka nuta Ego & Roberta Buriana: „Žijeme len raz”.

„Żyj raz tu, teraz słońce świeci tylko dla nas…”

— Widzisz, mamy odpowiedź na najbliższe dni. — Luká zaczął się bujać w rytm tych słów, przymykał powieki. Wsunął mi dłoń pod włosy, zatrzymał chwyt na karku, uśmiechnął się, a drugą ręką objął mnie w talii. Pchnął lekko, bym się poruszyła. Zawsze potrafił mnie rozbawić, więc i tym razem rozluźniłam ciało i pozwoliłam się prowadzić. Miał chłodne dłonie, pewnie od zmrożonej butelki, którą wcześniej trzymał.

— Więc śmiej się do mnie, tańcz blisko… — śpiewał.

Zaczęłam kołysać się do muzyki; lubiłam, kiedy byliśmy tacy beztroscy. Świat mógłby wtedy nie istnieć. W końcu Luká zszedł na dół na boso. Wymachiwał rękami, tańczył, skakał i całkiem nieźle mu to wszystko wychodziło.

— Chodź! Chociaż raz bądź tylko dla mnie! Proszę…

Mimo odległości widziałam, jak patrzy. Jak drapieżnik. Upił się, coś wisiało nad nim, musiałam to rozgryźć, ale dopiero, kiedy wytrzeźwieje. Spojrzałam na pomost, w dzień zbierały się na nim tłumy, teraz w mroku nie było na nim nikogo.

Zrzuciłam buty i przyłączyłam się do Lukáša, przestałam drążyć, może zwyczajnie się upił i źle interpretowałam jego zachowanie. Zobaczył, że tańczę tuż obok, więc rytmicznym krokiem zbliżył się i zaczął rozpinać koszulę. Kolorowe lampy przyczepione do dachu baru rzucały światła na miękki piasek. Zatapiałam się w nim przy każdym ruchu.

— Wariacie… Ale masz fazę!

Luká przywoływał mnie bliżej gestem dłoni, chciałam zwyczajnie dzielić z nim tę chwilę bezwarunkowego szczęścia. Zbliżyłam się, stopy przywykły do ciepłego jeszcze piasku.

Boże, jaką Lukáš miał formę w tym roku, te idealnie wyrzeźbione mięśnie brzucha robiły wrażenie. Wygłupialiśmy się w rytm muzyki, zawsze świetnie tańczył, miał poczucie rytmu. Jego skóra lśniła od potu, a uśmiech zarażał. Luká otaczał mnie ramionami, kołysał się, za chwilę w szaleńczym tempie okręcił parę razy w miejscu. Poplątały mi się nogi na tym grząskim gruncie i runęłam na tyłek. Luká chwycił mnie za kostki i pociągnął tak, że opadłam na plecy. Pachniało wodą, odrobiną lasu, wolnością. Kiedy zawisł nade mną, nadal się śmiałam. Poczułam jego zapach, taki wyjątkowy, męski, przyjemny.

— Luká…

Lampiony rzucały teraz światło na jego twarz, słyszałam śmiechy dochodzące ze środka, głośną muzykę, jednak intensywność spojrzenia przyjaciela kazała mi skupić uwagę właśnie na nim. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, w żołądku jakby coś mi się przewracało, tłukło o ścianki. Czekałam na to, co nastąpi, spojrzałam na ładnie skrojone usta, a wtedy Lukáš mnie pocałował. Miał tak zadziwiająco miękkie wargi…

— Co my robimy… — szepnęłam, gdy przerwał na moment.

Przetoczyliśmy się i wylądowałam na nim. Jego ręce powędrowały w dół, wolno sunęły przez wzdłuż kręgosłupa i muskały rozgrzaną skórę. Gdy trafił na dolną partię pleców, wstrzymałam oddech. Lekko odchyliłam głowę, Luká skorzystał z tego i nieśpiesznie zaczął całować mnie po szyi. Dłonie położył mi na pośladkach i ścisnął. Przymknęłam powieki, poczułam wybrzuszenie w jego spodniach; nie sądziłam, że tak na niego podziałam. Nie sądziłam, że w ogóle na niego działam. Noga zjechała mi na bok, ugięłam ją, przez co wypięłam bardziej tyłek. Miałam wrażliwą szyję, więc w odpowiedzi na tę niespodziewaną pieszczotę wyrwał mi się jęk. Wtedy duża, męska dłoń wsunęła mi się pod spodenki, a kiedy palcem musnął moją cipkę — zastygłam. Robiłam się mokra, wyczułam to, on z cholerną pewnością również. Napięłam się jak struna, widząc, jak Luká marszczy brwi.

— Stop. Jezu, stop — rzuciłam.

— Lila, zrobiłem ci coś?

Podniosłam się do klęku, podążył za mną. Chwycił mnie za udo, chyba nie chcąc przerywać kontaktu. Dlaczego na to pozwoliłam? Przecież byliśmy jak rodzina!

— Nie o to chodzi. — Pokręciłam głową. — Nie wiem, ile wypiłeś, ale może nie wiesz, co robisz? Viera jest w środku. — Nagle sama przypomniałam sobie o dziewczynie, z którą się spotykał. Policzki zaczęły mnie palić, powoli otrzepywałam się z piasku, który był dosłownie wszędzie. Uciekałam wzrokiem, co miałam powiedzieć?

Luká oczywiście wyczuł sytuację i uniósł palcem mój podbródek.

— Niczym się nie przejmuj! Słyszysz?

— Za dużo wypiliśmy — bąknęłam, spojrzałam przez jego ramię, nikt nie zwrócił uwagi, że nas nie ma, ale zaraz mogło się to zmienić.

— Lila…

— Chodźmy, zanim zrobimy coś głupszego. — Wstałam i podałam mu dłoń, wpatrywał się we mnie, o co mu chodziło? Marszczył czoło w charakterystyczny dla siebie sposób. W końcu podniósł się, chwycił za tę rękę. Dlaczego zaczął mnie tak całować? Co mu strzeliło do głowy?!

— Jedźmy do domu.

— Chcesz przenieść imprezę? — spytałam.

Przemilczał to, wciąż stał tak blisko. Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że widziałam smutek na jego twarzy, zaraz jednak Luká spojrzał w dół.

— Gdzie masz buty?

— Są tam, przy zejściu. Piasek jest fantastyczny, lubię go czuć pod stopami.