Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Anabell od lat jest prześladowana w szkole. Brak ojca i nałóg matki sprawiają, że rówieśnicy postrzegają ją wyłącznie przez pryzmat rozbitej rodziny. Odpowiedzialność za grzechy rodziców staje się jej piętnem.
Natan, mimo że pochodzi z dobrego domu, to pozostawiony sam sobie — pięściami rozwiązuje wszystkie problemy. Wizerunkiem bad boya stara się ochronić swoje wrażliwe wnętrze i wpasować w grupę bogatych znajomych.
Szkolna biblioteka i słodki zapach połączą tę dwójkę. Sieć kłamstw i intryg wokół Anabell sprawi jednak, że relacja stanie pod znakiem zapytania.
Czy związek osób z tak różnych światów ma szansę przetrwać, nawet po latach? Czy upływający czas nie osłabi zauroczenia?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 314
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wydawnictwo Wonder 2023
Redakcja i Korekta: Alicja Gajda
Okładka książki: Sylwia Wyka
Grafiki wektorowe, image: Freepik.com / pch.vector
© Sylwia Wyka, 2023
Anabell od lat jest prześladowana w szkole. Brak ojca i nałóg matki sprawiają, że rówieśnicy postrzegają ją wyłącznie przez pryzmat rozbitej rodziny. Odpowiedzialność za grzechy rodziców staje się jej piętnem.
Natan, mimo że pochodzi z dobrego domu, to pozostawiony sam sobie — pięściami rozwiązuje wszystkie problemy. Wizerunkiem bad boya stara się ochronić swoje wrażliwe wnętrze i wpasować w grupę bogatych znajomych.
Szkolna biblioteka i słodki zapach połączą tę dwójkę. Sieć kłamstw i intryg wokół Anabell sprawi jednak, że relacja stanie pod znakiem zapytania.
Czy związek osób z tak różnych światów ma szansę przetrwać, nawet po latach? Czy upływający czas nie osłabi zauroczenia?
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
Redakcja i Korekta: Alicja Gajda
Okładka książki: Sylwia Wyka
Grafiki wektorowe, image: Freepik.com / pch.vector
Maks i Milan ostatnio bywali wyjątkowo wkurzający. Uczepili się kilku osób i nie dawali im żyć. W tym, oczywiście, mnie. Nie należałam do żadnych szkolnych „paczek”, czasami na stołówce czy zajęciach siadała ze mną Sandra. Z jakiego powodu? Może z litości… Nie dociekałam — głównie dlatego, że nie miałam innej koleżanki, z którą mogłam pogadać. Te dwa, trzy zdania rzucone w ciągu dnia były moim jedynym mostem łączącym moją wyspę z lądem pełnym beznadziejnych ludzi. Ostatnia lekcja ciągnęła się niemiłosiernie, bo w piątki wyjątkowo kończyliśmy wcześniej. Zawędrowałam do tablicy w akompaniamencie śmiechów i niby cichych epitetów rzucanych pod moim adresem.
— Przegryw — usłyszałam szept z prawej strony.
— Cichodajka. Ciekawe, czy puszcza się tak jak matka.
Nauczycielka zrezygnowała z upominania po jakimś trzecim razie. Zagryzłam wargę i skupiłam się na tym, by nie brać tych słów tak bardzo do siebie. Miałam przeć do przodu, dzień za dniem, byle do końca cholernego roku, byle z dala od tych dzieciaków. Szybko rozwiązałam zadanie i w drodze powrotnej rozejrzałam się na boki zdziwiona, bo tym razem nie spadła na mnie ani jedna papierowa kulka. To był stały punkt programu na matematyce, pełno pogniecionych kartek lądowało u stóp uczniów stojących pod tablicą. Dziwne, że jeszcze tej kobiety nie zwolnili, ona nie potrafiłaby upilnować nawet przedszkolaka.
Ciut uspokojona zaczęłam siadać, nie zdążyłam nawet chwycić krańca stołu, tylko runęłam na podłogę jak długa. Poczułam przeszywający ból w dole kręgosłupa i w pośladkach. Momentalnie wstałam. Co za świnie! Gromki śmiech wypełnił salę, w zawrotnym tempie wrzucałam zeszyty, książki i piórnik do torby, tylko przez sekundę obrzuciłam spojrzeniem ludzi w klasie. Dziewczyny starały się nie wyrażać żadnych emocji, ewentualnie współczuły mi położenia, za to męska część uczniów oczywiście zachowywała się jak zwierzęta. Ze łzami w oczach wybiegłam z klasy, miałam w nosie, czy wpiszą mi nieobecność, czy wyląduję u dyrektora na dywaniku. Ruszyłamschodami w dół. Szczęście, że wokół nie było nikogo; na pierwszym piętrze skręciłam i wpadłam wprost do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi kabiny i osunęłam się na ziemię.
— Jezu. Mam dość — szepnęłam i zaczęłam płakać; to już nie był wstrzymywany szloch, tylko potok łez spływających po policzkach i szyi.
Spoglądałam przed siebie na białe, ściany działowe ze sklejki, oddzielające mnie od kolejnego WC. Czarnym markerem w rogu zapisane były ksywki różnych uczniów. Wszystko mi się zamazywało. Położyłam ręce na kolanach, a na nich głowę; nie przestawałam płakać. Nie mogłam wrócić do domu, nie z takim problemem, bo tam czekało ich o wiele więcej. Nie miałam gdzie się schować, gdzie szukać ukojenia. Dlaczego oni mnie tak nienawidzili? To już nie były zwykłe zaczepki, tylko notoryczne gnębienie. Psychiczne i fizyczne. Dlaczego więc nauczycielki tak często odwracały wzrok?
Dotknęłam obolałego tyłka, nie pamiętając, kiedy ostatni raz uśmiechałam się na lekcji. W tej chwili marzyłam tylko o tym, by stać się niewidzialna, zniknąć, przetrwać do końca roku… Co ja im zrobiłam? Co zrobiłam temu pieprzonemu światu?! Co uczyniłam, że los tak mnie przeciągał przez wyboje. Tak boleśnie ranił… niszczył.
Po paru minutach otarłam oczy. Musiałam przemyć je zimną wodą, nie powinnam pokazywać, że się rozkleiłam. Mieliby kolejną pożywkę, kolejne tygodnie pełne śmiechu i wygłupów.
***
Wchodziłam właśnie do szatni, z nadzieją, że większość mojej klasy już wyszła do domu. Podeszłam do metalowej szafki, by zostawić część podręczników. Ramiona miałam zwieszone, jakbym chciała się skryć; jakby miało mi to pomóc stać się odrobinę mniej zauważalną. Nim uchyliłam drzwiczki, tuż obok mojej głowy z wielkim hukiem rąbnęła mandarynka, roztrzaskując się na drobne cząstki, które zapaćkały mi całą twarz. Upuściłam torbę, a zeszyty zaścieliły szkolny korytarz. Cholera…
Schyliłam się, by uratować jasne kartki od soku. Serce waliło jak wściekłe; a gdybym tak dostała nią w głowę…? Nie było to lekkie uderzenie. Ktoś rzucił z całej siły.
— Sztywniaro! Musisz uważać, nie tylko owocami można dostać w ryj z zaskoczenia — usłyszałam głos Maksa. Oczywiście.
— Matka da ci lekcję o tym, co jeszcze dobrze tryska! Musisz nauczyć się przyjmować na twarz — rzucił tekst jakiś blondyn, chyba z młodszej klasy. Szyderstwa zawsze puszczali hurtem, jakby uważali, że jedno to za mało.
Włosy przysłoniły mi rumieniec wstydu wypełzający na policzki. Zerknęłam krótko i dyskretnie. Rechot chłopaków wypełnił korytarz; Kamil biegał po nim i udawał masturbację, koledzy pękali ze śmiechu, piski gumy z butów odbijały się od ścian. Nagle poczułam, jakby wszystkie oczy znów skierowane były tylko na mnie. Gorąco rozlało mi się w żołądku. Czułam zapach mandarynek, nigdy nie będą mi się już dobrze kojarzyć. Dziewczyny nie reagowały na te wygłupy — albo obawiały się zająć moje miejsce, albo miały mnie w dupie.
— Pajace — mruknęłam cicho, nie wierząc samej sobie; nic chciałam, żeby usłyszeli, jak gula w gardle odbiera mi głos. Chciałam udawać twardszą, niż byłam.
Musiałam.
— Anabella, powinnaś pomóc mamie, chyba ma ruch ostatnio.
Przymknęłam oczy. Jezu… Jak mogli być tacy podli? Zanim wstałam, kolejna mandarynka uderzyła mnie w nogę.
— Cholera — syknęłam. — Jesteście psychiczni!
— Zamknij się! Na kolana i zbieraj! Możesz zlizać. — Maks wystawił język między dwa palce i poruszył nim obleśnie.
Jego kumple podskakiwali wokół mnie i cieszyli się jak małpy, to był chory obrazek. Milan z każdego głupiego żartu śmiał się tak, że zagłuszał większość osób obok. Pani Marysia, szatniarka, wyskoczyła z kantorka.
— Won! Poszli mi stąd! — wrzeszczała, trzaskając zielonkawą szmatą na prawo i lewo. — Zaraz będziecie to sprzątać.
Po kryjomu rozmasowałam bolące udo.
— Pomogę — zaczęłam.
— Idź, dziewczyno, do domu, zanim to stado wyjdzie na zewnątrz — stwierdziła i popatrzyła na mnie przepraszająco, jakby ich zachowanie ciążyło jej równie mocno jak mnie.
W ekspresowym tempie pozbierałam resztę książek i, wychodząc przez główne drzwi, rzuciłam tylko krótkie spojrzenie w tył.
Spotkałam się ze wzrokiem Natana.
Stał z resztą chłopaków, ale jako jedyny się nie śmiał. Ta jego powaga przyprawiła mnie o ciarki. Był tak samo niebezpieczny jak reszta, jego obecność nie wróżyła niczego dobrego. Szybko odwróciłam głowę i wypadłam ze szkoły, modląc się, by faktycznie dali mi spokój. Poprawiłam zarzuconą na ramię torbę; ostatnio dla zabawy pociągnęli mnie za plecak. Urwali go, a na kolejny już nie uzbieram — w domu się nie przelewało.
To znaczy: przelewało. Ale coś zupełnie innego.
Wyszedłem za nią. Wkurwiło mnie, że tak się jej uczepili, tylko szukali sobie rozrywki. Anabell po wakacjach bardzo wydoroślała, zresztą jak my wszyscy; widziałem w niej znacznie więcej niż zwykłą dziewczynę. Zapuściła włosy, podobał mi się ich kolor, były czarne jak heban, do tego znacznie dłuższe, niż pamiętałem z zeszłego roku. A może wcześniej nie zwracałem na nie zbytniej uwagi? Zmienił się też jej uśmiech, dawniej był szczery i szeroki, kiedyś biły od niej takie pozytywne wibracje, teraz stało się to rzadkością. Rozmawiała na przerwie z jakąś dziewczyną, potem potknęła się i zeszyt wypadł jej z rąk. Ana przechyliła się przez ławkę i ze stołka naprzeciwko wzięła zgubę. Nie zdawała sobie sprawy, że wszyscy kolesie siedzący obok zwrócili uwagę na jej tyłek, który nagle znalazł się w centrum uwagi. Z pewnością dlatego tak się uwzięli, była ładna, ale chyba nie chciała się z nikim umawiać, zgrywała niedostępną. Może miała to w nosie, a może nie kręcili ją rówieśnicy? Eliza, kumpela z klasy, ponoć spotykała się z facetem, który był siedem lat starszy. Wiadomo, że nie patrzyli sobie w oczy na tych randkach.
— Anabell! — zawołałem, a ona lekko drgnęła, ale nie odwróciła się, więc przyspieszyłem. Kiedy byłem tuż za nią, zatrzymała się i opuściła głowę, nadal jednak nie spojrzała za siebie. — Hej, wypadło ci. — Podałem jej małą książkę, na brązowej okładce widniało nazwisko Słowackiego.
Ścisnęła ją obiema rękoma i przycisnęła do piersi, dopiero wtedy podniosła wzrok. Jej brązowe oczy były wielkie jak u sarny. Wpatrzona we mnie, lekko skinęła głową. Nie odpowiedziała. Często słyszałem kiepskie rzeczy na jej temat, nawet Kamil, gdy tylko widział ją na korytarzu, już zacierał ręce. Mówił, że to najłatwiejszy cel. Pod adresem córki alkoholiczki zawsze można było coś wymyślić. Przestawało mnie to bawić, a zaczynało irytować.
— Czytasz z obowiązku czy dla przyjemności? — spytałem, wskazując na książkę. Ana rozejrzała się wokoło, jakby nie wierzyła, że to do niej zagadałem. — Jak puste kłosy z podniesioną głową stoję rozkoszy próżen i dosytu… Dla obcych ludzi mam twarz jednakową, ciszę błękitu.
— Ale przed tobą głąb serca otworzę. Smutno mi, Boże! — dokończyła.
— Fajne, jak się w to zagłębić. — Wsadziłem ręce do kieszeni. Normalnie dziewczyny leciały na mnie jak muchy do gówna… Ta była zachowawcza.
— Dzięki, wypożyczyłam to z biblioteki, wolałabym nie zgubić. — Odsunęła zamek i schowała książkę, wtedy na jej palcach zobaczyłem krew.
Chwyciłem ją za nadgarstek. Wzdrygnęła się i cofnęła o krok. Myślała, że chcę ją uderzyć?
— Kurwa, nie biję dziewczyn — warknąłem, na co tylko znów spuściła wzrok. Dojechali ją dzisiaj, nie było się czemu dziwić. — Skąd to masz? — dodałem znacznie łagodniej.
— Musiałam się przeciąć o szafkę, jest beznadziejna, te kanty takie ostre…
Odwiązałem bandanę, którą nosiłem na ręce, i wcisnąłem ją w dłoń Anabell.
— Nie trzeba, coś ty… — zaczęła, ale zaraz jej przerwałem.
— Daj spokój, to nic wielkiego. Nie sądzę, byś chciała wracać do higienistki po bandaż czy plastry.
— To fakt. Dziękuję.
Może powinienem ją odprowadzić? Miała ciężki dzień. Ale przecież trzymała mnie na dystans…
— Nie przejmuj się nimi, są zajebiście dziecinni, kręci ich robienie głupot.
— Są okrutni.
— Nakręcają się wzajemnie. Pogadam z Kamilem.
Spojrzała na mnie nieco podejrzliwie, jakby nie wierząc, że mógłbym stać po jej stronie. Sam lubiłem przepychanki, żarty i często kogoś zaczepiałem, ale w jej przypadku wymknęło się to spod kontroli. Była tylko dziewczyną…
— Uważaj na siebie.
Odszedłem kawałek tyłem, patrząc, jak Ana powoli zaczyna zmierzać w stronę centrum. Wiatr rozwiewał jej włosy; ciekawe, czy były miękkie w dotyku? Zauważyłem, że kumple zebrali się z boku szkoły, wyciągnęli papierosy, znów mieli zamiar powkurwiać nauczycieli.
Ewidentnie szukali rozrywki.
Wróciłam do domu już w miarę opanowana, po drodze zrobiłam drobne zakupy, pieniądze w tym miesiącu znów dziwnie szybko się rozpływały. Weszłam do kuchni, położyłam torbę na stół i przystanęłam w przedpokoju. Z pokoju mamy dochodziły dziwne odgłosy, jakby szuranie i ciche mruczenie. Cholera. Znowu miała „gościa”?
Wolno uchyliłam drzwi. Pod oknem stał facet ze spokojem przyglądający się swoim paznokciom. Kolejny leżał na rogu łóżka, sapiąc. Jego biodra poruszały się posuwiście, szybko. Kuźwa! Obleśny gardłowy pomruk rozniósł się po pokoju dokładnie wtedy, kiedy ja krzyknęłam:
— Boże! Złaź z niej i wynoście się stąd!
Mało ich obeszła nastolatka, która właśnie wróciła do własnego domu i oglądała matkę w takim stanie. Otyły facet wstał i zaczął wkładać przybrudzone dżinsy opuszczone do kolan. Nie miał na sobie bielizny, więc szybko odwróciłam wzrok. Zerknęłam na mamę. Leżała na brzuchu; na jednym pośladku dało się dostrzec myszkę — znamię, które miała od urodzenia. Naprędce zarzucony koc znikomo maskował nagość. Spała albo miała tę swoją chwilową odcinkę. Typek spod okna podszedł do niej, klepnął ją w tyłek i zabrał z szafki paczkę papierosów. Świdrował mnie wzrokiem. Przełknęłam ślinę, nie mogłam uciec, nie mogłam dopuścić, żeby zrobili z tego domu melinę.
— Czego tu? — fuknęłam.
Po ilości puszek i butelek w reklamówce przypuszczałam, co od rana się działo. Typ przetarł wierzchem dłoni zaśliniony kącik ust, a potem wytarł to w rąbek koszuli w kratę. Jakby nigdy nic charknął i sięgał po torebkę niedbale zostawioną pod małym stolikiem.
— Zaraz, co pan… — Rzuciłam się do przodu, ale gość wstał, zatoczył się i przyszpilił mnie do ściany swoją owłosioną łapą.
— Nie wtrącaj się, gówniaro — warknął. — Chyba że masz ochotę zająć miejsce matki. Chętnie skorzystamy z młodszej wersji.
Jego dłoń niebezpiecznie zawędrowała do mojej piersi, oddech śmierdział tanim alkoholem, doskonale już to rozróżniałam. Wiedziałam też, kiedy miałyśmy w domu przypływ gotówki.
— Wezwę policję — powiedziałam cicho, ale patrząc mu w oczy, co chyba zbiło go z tropu. Jego kumpel od razu dopadł do drzwi i zniknął za nimi.
— Mam układ z twoją mamuśką, kazała mi kupić odpowiednie rzeczy. Myślisz, smarkulo, że będę dokładał do interesu? — Wygrzebał portfel, wyciągnął z niego sto euro i cisnął nim w bok.
Kiedy już trzymał w brudnych palcach banknot, automatycznie puścił mnie i pośpieszył do wyjścia. Doskoczyłam do łóżka, przewracając przy tym pustą butelkę. Uklękłam.
— Mamo! Wstawaj, słyszysz?! Mamo! — Pociągnęłam ją za chłodne ramię, a ona uchyliła powieki; ten nieobecny wzrok sprawił, że poczułam ukłucie gdzieś w okolicy mostka. Jutro znów obieca, że to był ostatni raz, a za tydzień zapomni, że cokolwiek mówiła, gdy pod sklepem spotka kolejnego pajaca. Co ci faceci jej obiecywali? Na co ona dawała się skusić?
— Nie rozumiesz, że ludzie nie dadzą nam spokoju? Przecież takie typki jak ten zaraz gadają na prawo i lewo, mamo! — Byłam wyczerpana, psychicznie wykończona. Wstałam. — Pójdę do babci na noc.
W jej kawalerce zostawałabym najchętniej tak długo, jak tylko mogłam.
— Nie — wycharczała mama i po omacku zaczęła szukać mnie dłonią. — Potrzebuję cię. Zrobiłam to, byś ty nie musiała, ale niedługo im nie wystarczę.
Zdążyłam już pochwycić bluzę, lecz zatrzymałam się w progu. Zacisnęłam powieki i oparłam czoło o metalową framugę. Mogła iść do pracy w głupim warzywniaku, ale uczciwie i godnie. To było tragiczne — patrzeć na to wszystko — wypłakałam dziś już zbyt wiele łez, musiałam się zmotywować. Jedyny cel: skończyć szkołę i uciec jak najdalej.
— Przyniosę ci miskę i wodę do picia.
Już nie odpowiedziała, ale i ja nie oczekiwałam usłyszeć nic więcej. Spojrzałam w kąt na rozrzucone ubrania, podniosłam je i skierowałam wzrok za okno. Świeciło słońce, więc może jeszcze zdążyłabym zrobić i wywiesić pranie…?
Miesiąc później
Słyszałam, jak Majka piszczy i zwierza się jakimś koleżankom, że w zeszłym tygodniu Natan zwrócił na nią uwagę. Pękając z dumy, czekała na jego kolejny ruch. Ja zaś byłam święcie przekonana, iż to właśnie do mnie podniósł tę dłoń — bo na kolejnej przerwie to do mnie podszedł i to mnie poprosił o numer telefonu. Chociaż „poprosił” to za mało powiedziane. Rozkazał tym swoim już męskim głosem, że mam mu go dać.
Zaczęło się od tego, że po raz pierwszy spotkaliśmy się w bibliotece. Lubiłam tam przesiadywać, bo nie widywałam wtedy nikogo z „ekipy snobów”. Uwielbiali uprzykrzać ludziom życie, a mnie w szczególności. Sporadycznie chodziłam też do parku, aby czas mi jakoś zleciał i bym nie musiała patrzeć na kolejnego jednorazowego faceta matki. Przysięgłam sobie wtedy: nigdy takiego życia.
Przez miesiąc widywałam Natana w tym samym dziale książek przygodowych. Siadaliśmy coraz bliżej siebie. Czasem się do mnie uśmiechnął, co wywoływało dziwne motylki w brzuchu. Niestety należał do „snobów”, chociaż był też kimś w rodzaju szkolnego bad boya — przystojny, charakterny, skłonny do awantur. Wiele razy widziałam bójkę z jego udziałem, a każda przyprawiała o zawrót głowy; był impulsywny i tak dziwnie wypełniony złością na cały świat… Dlaczego więc zaczął interesować się akurat mną? Mną — dziewczyną bez perspektyw, z fatalną przeszłością.
Pewnego dnia podał mi karteczkę, ciut dłużej muskając moją dłoń. Albo sama sobie to dopowiedziałam?
Następnym razem się nie gap, tylko usiądź obok mnie.
Boże, ale było mi wstyd…! A przecież wydawało mi się, że zerkam ukradkiem.
Łapałam się na tym, że często na niego patrzyłam. Dlaczego chłopak, który zdziera pięści na twarzach tych, comu się sprzeciwili, siedzi i czyta książki z takim spokojem? Jakby miał dwa oblicza, a to opanowane — znaliśmy tylko ja i parę osób z biblioteki, tymczasem reszta świata widziała w nim rozjuszonego kolesia bez hamulców. Starałam się jednak trzymać go na dystans, bo bałam się, że mogę paść ofiarą kolejnego ich żartu. Natana i tych jego durnych kumpli. Razem tworzyli paczkę bogaczy myślących, że mogą wszystko. Gdyby tak zagadał, zaprosił mnie gdzieś, mogłabym się zgodzić i pokazać mu, że jestem normalną dziewczyną. Powinnam się pacnąć w czoło. Ale wymyślałam, zamarzyła mi się normalność… A przecież nikogo tym nie krzywdziłam.
Musiałam przyznać, że z niecierpliwością czekałam w tej bibliotece, aż znów go zobaczę. To było niewinne, niczego takiego nie robiliśmy. Może on nawet tego nie zauważał, uśmiechał się do mnie z litości…?
Albo śmiał się w duchu.
Następnym razem, o dziwo, to on usiadł przy moim stoliku, rozłożył książkę i białą kartkę papieru. Nie mogłam oderwać oczu od jego dłoni. Wygładzał kartki, bawił się długopisem, muskał go, pocierał, jego palce były zręczne, a ruchy płynne i delikatne. Spoglądał zawsze spod kaptura. Widziałam jego oczy i opadający na czoło kosmyk włosów. Gdyby ktoś zapytał mnie, jak wygląda ktoś tajemniczy, wskazałabym właśnie Natana.
Zapisał na kartce pytanie i podał mi ją. To nawet lepiej, bo czy byłabym w stanie wypowiedzieć jakieś sensowne zdanie, patrząc w te jego szare oczy?
Lubisz kawę?
Pokręciłam głową.
To jak mam cię na nią zaprosić?
Uśmiechnęłam się szeroko, on również. Pierwszy raz widziałam z bliska, jak tak szczerze się uśmiecha. Sięgnęłam po papier, na moment się zawahałam.
Herbata?
Odpisał.
Skoro nie ma innego wyjścia…
Podchodziłam do tego z wielkim dystansem, bo dobrze wiedziałam, że nie był ułożonym i grzecznym chłopakiem. Do tego nikt z ekipy snobów nawet nie patrzył na takie dziewczyny jak ja; no, może czasem — gdy któryś chciał na nas splunąć. Natan pojawiał się tutaj sam, więc może było w nim coś ludzkiego, jakaś cząstka również poszukująca normalności…?
Miałam ciężki czas, bo matka od tygodnia nie pokazała się w domu. Całe miasto huczało, że wsiadła w autobus do Niemiec i wyjechała. Zamieszkała ze mną babcia i czasem słyszałam, jak mówiła, że od teraz będziemy wieść spokojne życie, bo więcej nie zobaczymy, jak jej córka upija się do nieprzytomności.
Tego dnia nie doczekałam się Natana przy stole. Było mi dziwnie pusto. Już miałam wychodzić z czytelni, ale moją uwagę przykuła coraz głośniejsza wymiana zdań między regałami. Wychyliłam się lekko na krześle i zobaczyłam, jak Natan trzyma jakiegoś kolesia za koszulkę. Warczał coś wprost w jego twarz. Żyły na szyi mu pulsowały, myślałam, że za chwilę eksploduje.
— Natan — szepnęłam i wstałam. Chciałam, żeby się uspokoił, ponoć ostatnio strasznie go nosiło, ale tutaj był przecież inny, jakby chował się przed światem, zupełnie jak ja. Spotkaliśmy się wzrokiem. — Może się przysiądziesz albo pójdziemy na herbatę? — zapytałam z nadzieją, że nawiązując do karteczki, odciągnę jego myśli.
— Nie — warknął, ale o dziwo puścił kolesia, który zaraz podniósł ręce w geście poddania, po czym sięgnął po torbę rzuconą niedbale parę metrów od ich stóp i z równie morderczym wzrokiem odszedł.
Natan pochwycił znów mój wzrok. Przez chwilę zamarłam, to jego warknięcie przypomniało mi, z kim mam do czynienia; całe to widywanie się w bibliotece było tylko wyobrażeniem, tworzeniem jego wizerunku na własne potrzeby. Nie był taki, nie był delikatny, potulny i miły. Nie powinnam się nim interesować. Powinnam uciekać.
Zapakowałam więc telefon do plecaka, zgarnęłam książkę i szybko wyszłam. Nie chciałam się mierzyć z wściekłym Natanem, nikt nie chciał. Na pustym korytarzu stukot butów odbijał się echem od ścian. Za chwilę dołączyły jeszcze jedne, znacznie szybsze kroki. Przełknęłam ślinę. Ktoś chwycił mnie i lekko pchnął na ścianę. Uniosłam ręce.
— Nie moja sprawa — powiedziałam, patrząc w już nadtargany podkoszulek szkolnego bad boya.
— A jednak wściubiłaś ten słodki nosek i sprawdziłaś, czy idiota dostaje wpierdol. Czy może martwiłaś się o mnie?
— Martwiłam się o wszystkich, nie sądzę, by to mordobicie dało się opanować, mogliście coś zniszczyć.
— Czyli jednak książki najważniejsze — prychnął.
— Mogliście też uszkodzić innych ludzi. Nie byliśmy sami w tej bibliotece.
— A czasem żałuję, że właśnie nie zostajemy sam na sam.
Na dźwięk tych słów przełknęłam ślinę. Uniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy. Piękny, stalowy odcień z bliska robił wrażenie. Ta głębia koloru… Palce Natana zawędrowały do mojego ramienia. Dotknął białego ramiączka stanika ociupinkę wystającego spod bluzki. Poprawiłam sweter, naciągnęłam go, ile się dało, i w napięciu czekałam, co dalej.
— Boisz się mnie? — spytał Natan.
Tego się nie spodziewałam, nawet jeśli przez ostatnie dni jego wizerunek ocieplił się w mojej głowie.
— Nie wiem. Czasami bywasz porywczy.
— Daj mi swój numer telefonu — rzucił.
— Co?
— Często się mijamy, wpadamy na siebie przypadkiem, a ostatnio mnie intrygujesz. Kręcisz bardziej niż te laski, które ślinią się na mój widok. Zgodziłaś się też na herbatę. — Uniósł sugestywnie brwi.
Zów przełknęłam ślinę. Co on wygadywał? Niemożliwe, bym aż tak wzbudzała jego zainteresowanie.
— Znasz moją rodzinę, ludzie gadają, nawet twoi kumple dolewają oliwy do ognia i wyjątkowo lubią mi dowalać. Dlatego wiem też doskonale, że to wszystko jest aktualnie zabawą, a ja nie mam zamiaru uczestniczyć w jakichś waszych zakładach czy czymś podobnym.
— Aktualnie — podkreślił to słówko wyjątkowo szorstko — to podoba mi się twój uśmiech i wiele innych rzeczy, nie interesuje mnie rodzina, bo tej wybrać nie możemy. Ot, jebany przypadek. Cała reszta to temat na randkę, a nie na teraz. Więc podaj mi, Anabell, ten pieprzony numer.
Ledwo mogłam wykrztusić z siebie ciąg cyfr; patrzył tak intensywnie, a jego zapach dodatkowo pobudzał moje zmysły. Taki trochę zakazany owoc; wiedziałam, że dla własnego bezpieczeństwa powinnam odmówić. Dlaczego chciał umówić się na randkę właśnie ze mną? Z nikim. Mógł mieć każdą, szpanować ładniejszą i bogatszą dziewczyną. Nie potrafiłam mu jednak odmówić i podałam ten numer. A może wcale nie napisze…? Może chce tylko sprawdzić, czy jestem na tyle łatwa, że zdobędzie go bez wysiłku?
Nagle zbliżył do mnie twarz, nosem mocno wciągnął powietrze.
— Zawsze tak ciekawie pachniesz, trochę jak cukierek.
Oddychałam coraz szybciej. Nie sądziłam, że zwracał uwagę na takie szczegóły.
— To guma. Różowa orbit. — Byłam uzależniona od jej smaku, naprawdę ktoś mógł kojarzyć ze mną ten słodki zapach?
— Będę musiał kiedyś spróbować.
Wyciągnęłam więc z kieszeni bluzy nową, prostokątną paczkę i podałam mu ją. Spojrzał tylko i lekko przekrzywił głowę. Nachylił się, jego grzywka opadła ciut na jego brew, nie odgarnął włosów, a ja skupiałam się właśnie na tym, że mam ochotę ich dotknąć. Wtedy szepnął mi do ucha:
— Może poczęstujesz mnie inaczej.
To było zakazane, ale jakże kuszące… Odwróciłam twarz w jego stronę, a on bez zastanowienia skorzystał z okazji i skubnął moją dolną wargę. Przymknęłam oczy, a wówczas prawdziwie mnie pocałował. Delikatnie i szybko złączył nasze wargi. Speszyłam się lekko, bo to był mój pierwszy pocałunek, do tego w takim miejscu… Na szkolnym korytarzu, gdzie każdy mógł przejść, zobaczyć nas.
— To będzie mój ulubiony smak. — Natan odchylił się nieco, a ja zauważyłam ten jego szatański uśmieszek. Puścił do mnie oko i odszedł, trzymając ręce w kieszeni; dałabym sobie głowę uciąć, że był z siebie cholernie zadowolony.
Po chwili dostałam esemesa z rogatą, diabelską emotką i wiedziałam już, jak zapisać nieznajomy numer.
Od kiedy zorientowałem się, że Anabella notorycznie znika w bibliotece, a mnie i chłopaków na korytarzu unika jak ognia, skusiłem się wejść do tych bram piekieł. I teraz sam w nich przesiadywałem. Do tej pory czytelnia kojarzyła mi się tylko z zatęchłym zapachem i przymusem czytania lektur — czyli z niczym przyjemnym. Gdy pani Lekowsky zobaczyła, jak dobrowolnie biorę z regału książkę i siadam na wysłużonym, drewnianym krześle, o mało nie zeszła na zawał. Wszyscy węszyli w tym podstęp albo jakiś gruby żart.
Anabella siedziała sama, pogrążona w czytaniu. Dziś miałem kaca giganta, a gdy wcześniej przeszła koło mnie, poczułem słodki zapach. Skupiłem się na tym, że muszę odszukać w głowie produkt, który tak właśnie pachnie. To pozwoliło mi przetrwać w tym miejscu.
Siedziałem więc i udawałem, że czytam. Nie chciało mi się wracać do domu, rodziców nie było już parę dni, babcia zaś spędzała całe dnie z tym małym smrodem, który od półtora roku budził wszystkich swoim wrzaskiem. Miałem coraz więcej swobody, kasy i możliwości. Nikt już nie sprawdzał, co robię wieczorami i w jakim stanie wracam. Czasem jeszcze babcia prawiła mi kazania, ale rodzice już dawno spisali mnie na straty, byłem najgorszy, najmniej ważny, zawsze na jebanym końcu ich listy priorytetów. Praca i hajs pchały ich do przodu.
Trudno było powiedzieć, dlaczego frustrowali mnie ludzie, ale coraz częściej satysfakcję sprawiało mi danie komuś w mordę. Kamil i Maks byli zadowoleni, zawsze było z czego żartować, ostatnio jednak zaczęli intensywnie umawiać się z laskami. Odkąd pierwszy raz zamoczyli, stało się to ich obsesją. Mnie nie kręcił przygodny seks, ostatnio mało rzeczy mnie jarało. Szukałem ekstremalnych wrażeń, oprócz tego pieprzonego zapachu, którego nie mogłem się pozbyć z głowy. Może wata cukrowa…? Nie, to było coś zbliżonego, ale jeszcze nie to. Powinienem zwyczajnie podejść i zapytać. Chociaż na miejscu Anabell pomyślałbym, że jakiś zbok ze mnie.
Tak więc kolejnego dnia znów zjawiłem się w bibliotece, tym razem wziąłem inną książkę i, o dziwo, nawet przeczytałem parę zdań w oczekiwaniu na słodko pachnącą dziewczynę. Nie przyszła.
W drodze do domu wstąpiłem do małego sklepu, kupiłem czteropak piwa, zaświeciłem dowodem, który odebrałem na początku roku, i umówiłem się z chłopakami w parku. Maks przyprowadził parę dziewczyn, ale żadna nie pachniała tak, jak oczekiwałem.
Kuźwa, nie tak, jak Anabell.
***
W końcu przyszła do czytelni, tym razem od razu zauważyła, że jestem. Mimowolnie się uśmiechnąłem, a ona udała, że tego nie widzi — tylko mnie to rozbawiło. Miała na sobie bardzo fajne, opięte dżinsy; zafundowała mi ciekawy widok, więc znów zamiast na książce skupiłem się na niej. Ciekawił mnie jej nienachalny sposób bycia, czemu nigdy się nikomu nie postawiła? Była ładna, miła, z pewnością wiele osób wstawiłoby się za nią. Chciałem odkryć trochę więcej niż pokazywała innym. Dowiedzieć się prawdy o tych wszystkich plotkach.
Specjalnie siadałem bliżej albo podchodziłem do regałów, gdy ona akurat tam stała. Obserwowałem jej reakcje, często się płoszyła, ale zawsze szukała mnie wzrokiem. A może tylko taką udawała? Maks kiedyś opowiadał, że laski grają niedostępne, przynajmniej do pewnego czasu.
Ciekawe, kiedy Anabell pęknie… Czemu znów zaprzątałem sobie nią głowę? Przecież kompletnie się nie znaliśmy.
Zauważyłem też, że gdy przychodziłem posiniaczony albo ze zdartymi kłykciami palców — wtedy patrzyła na mnie inaczej. Postanowiłem więc podkręcić atmosferę i podałem jej liścik. Potem jej głos powstrzymał mnie przed rozkwaszeniem gęby typowi, który ewidentnie szukał guza. Warknąłem na nią, a ona uciekła.
No tak, zawsze uciekali, nie byłem taki, jak oczekiwali, i zaraz zostawałem sam.
Ugiąłem się, poszedłem za nią, ten jeden raz mogłem się poświęcić; w końcu dowiedziałem się, co to za zapach, który cały czas ją otaczał. Zdobyłem numer telefonu i liczyłem na szybką randkę, bo w głowie już tak często widziałem Anabell, że przez te wszystkie wizje wydawało mi się, jakbym ją trochę znał. Potrafiłem rozróżnić, kiedy ma gorszy dzień, a kiedy lepszy — zmieniał się wtedy wyraz jej twarzy. Nie znając Any, pokładałem w niej jakieś chore nadzieje. Każda wymiana spojrzeń sprawiała, że się uśmiechałem. Kurwa, ja uśmiechałem!
No i trzeba będzie jeszcze podziałać z chłopakami; widziałem, że wyjątkowo obrali sobie Anabell za cel drwin. Jej matka dawała mocne preteksty, ale wyjechała i chyba można było już dziewczynie odpuścić…
Natan napisał w nocy. Pierwsze pytanie, czy śpię. Drugie przyszło zaraz potem.
NATAN, 22:45
Umówisz się ze mną?
O mało nie zachłysnęłam się sokiem. Leżałam już w łóżku, scrollowałam Insta, nocna lampka była zapalona. Czemu zależało mu tak na tej randce? Dlaczego był taki bezpośredni?
JA, 22:47
A co, jeśli uważam, że nie mamy wspólnych tematów do rozmów?
NATAN, 22:48
Kto powiedział, że będziemy rozmawiać, Ana… Znam setki dużo ciekawszych rzeczy.
JA, 22:50
Musisz poszukać innej chętnej.
NATAN, 22:52
Jesteś zajęta? Nie zauważyłem, byś z kimś kręciła.
Pewnie, że nie zauważył, bo nie kręciłam, a faceci wcale do mnie nie lgnęli. Mimo małego doświadczenia w tej materii kojarzyłam, że te „ciekawsze rzeczy” mają erotyczny podtekst, a o tym nie mogło być mowy, z pewnością nie na pierwszej randce. W ogóle nie powinnam się nad tym zastanawiać. Brał mnie za jakąś łatwą laskę.
Więcej nie odpisałam. Schowałam telefon pod poduszkę i przygryzłam dolną wargę. Dotknęłam dłonią okolicy mostka, poczułam przyjemne ciepło. Nie mogłam zbyt wiele sobie wyobrażać, ale to było takie miłe… Zainteresowanie chłopaka, i to nie byle jakiego. Natan zapewne chciał luźnego związku, pewnie chodziło mu o sam seks. Takie przynajmniej wysyłał sygnały.
***
Na drugi dzień po skończonych zajęciach szłam w stronę parku, odgłos ciężkich kroków kazał mi się odwrócić. Zobaczyłam Natana z dwoma papierowymi kubkami. Czemu szukał mojego towarzystwa?
— Zwolnij, bo zaraz pomyślę, że przede mną uciekasz.
Przystanęłam, patrząc, jak się zbliża. Szedł pewnym krokiem, na ramieniu wisiał mu czarny plecak; rozejrzałam się, czy w pobliżu nie było kogoś jeszcze. W bibliotece czułam się pewniej, tutaj musiałam uważać.
— Potrzebujesz czegoś? — spytałam podejrzliwie.
— Tak, chciałem umówić się na randkę, ale wyobraź sobie, że dziewczyna nie odpisuje. Dlatego… — Uniósł napoje.
— Co to?
— Herbata.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
— Zwykła?
— Cholera, nie mów, że to jakaś różnica… — rzucił zirytowany; widziałam, jak stuka palcem o plastikowe wieczko.
— Lubię owocowe.
Zrobił głośny wydech.
— To trzeba było napisać, że wolisz kompot.
Roześmiałam się i wzięłam od niego kubek. Kąciki ust Natana też uniosły się lekko, ale wciąż udawał twardziela.
— Chodź, pokażę ci fajną miejscówkę. — Pociągnął mnie za rękaw bluzki.
O dziwo, zawróciliśmy w stronę szkoły. Nie krępowało go to ciągłe gadanie ludzi? Przecież jego kumple też co rusz rzucali do mnie jakimiś tekstami, najczęściej zboczonymi. Miałam momenty, że nie chciało mi się przychodzić do szkoły.
— Dlaczego? — spytałam, kiedy stanęliśmy przy hali, daleko od wejścia.
— Nie rozumiem? — Spojrzał na mnie, a ja delikatnie przekrzywiłam głowę. Zza chmur wyszło słońce i zaczęło mnie trochę razić, więc zrobiłam daszek z dłoni.
— Natan, ja nie jestem typem dziewczyny, z którymi się umawiasz.
— Skąd wiesz, że mam jakiś typ?
— Widzę, kto się koło twojej paczki kręci.
— Obserwujesz mnie, miło. — Przeszedł przez trawnik i zatrzymał się przy drabince na ścianie budynku.
Opuściłam rękę i upiłam łyk ciepłej herbaty.
— Cała szkoła was zna, nie trzeba specjalnie się wysilać, poza tym stale słyszę wasze żarty.
— Chłopacy nie są jeszcze do końca dojrzali, szukają wrażeń.
— Mam uwierzyć, że ty nie? — Ironiczny uśmiech zagościł na mojej twarzy.
— Miewam ich aż za dość, postanowiłem więc poszukać czegoś innego. — Zbliżył się do mnie, ale ręce wsunął do kieszeni spodni.
Zadarłam głowę, bałam się rozczarowania, jednak coś kazało mi zaryzykować, jakieś głupie podszepty romantycznej części mej duszy.
— Zacznijmy od wypicia herbaty, a potem zobaczymy — powiedziałam. Tylko kątem oka zauważyłam, jak Natan skrywa uśmiech zadowolenia. Wskazał ruchem głowy na górę.
— Żartujesz — mruknęłam. Poważnie chciał tam wejść. — Piekielnie wysoko.
— Wchodź, będę cię asekurować.
— Od tego są te rurki, ale wcale nie podoba mi się ten pomysł. — Oddałam mu kubek.
Wsadził go do plecaka razem ze swoim. Chwyciłam kremowe pręty i powoli, noga za nogą, zaczęłam się wspinać. Kurczę, mimo wszystko czułam, że nogi mam jak z waty. Zerkałam na Natana. Boże, przecież on musiał widzieć mój tyłek, miał na niego centralny widok. Wiatr zawiał mocniej, a moje włosy ochoczo się temu poddały. Powinniśmy byli zrezygnować z tego wyjścia.
— Patrz w górę… — warknął Natan, jakby zorientował się w moim wahaniu.
Najgorsze okazało sięwejście na sam dach. Kończyły się półokrągłe pręty, które niejako chroniły przed upadkiem. Dlaczego nie rozmieszczono ich do samej góry? Poczułam dotyk na łydkach, zaraz na udach, aż w końcu moje plecy oparły się o Natana tors, jego ręce znalazły się po bokach, zabezpieczał mnie z każdej strony. Staliśmy tak na szczycie, a ja łapałam głębokie wdechy. Zerknęłam przez ramię.
— Boże, możesz w każdej chwili spaść.
— Ale trzymam się z przodu. — Jeszcze mocniej zacisnął dłonie. — Czekam, aż zrobisz krok, ale nie musisz się spieszyć, pozycja mi odpowiada.
Kurczowo trzymałam się ostatniego szczebla drabiny. Czułam bijące od Natana ciepło, pierwszy raz byłam z kimś tak blisko, w takiej pozycji. On nic mi nie zrobi, gdy będziemy na górze? Przecież wystarczyłby jakiś wygłup, a nieszczęśliwy wypadek murowany. Matko, ale miałam rozkminy… Oblizałam suche wargi i w końcu ruszyłam naprzód. Moje nogi okazały się bardzo wdzięczne za stały grunt, ale za to wyobraźnia szalała. Wzięłam znów kilka głębokich oddechów. Przestań, dziewczyno, panikować!
Skupiłam wzrok na widokach. Dało się dojrzeć stąd większą część miasteczka, bo szkołę wybudowano na wzniesieniu. Żałowałam, że godzina nie jest późniejsza — zachód słońca wyglądałby bajecznie.
Natan pojawił się już obok. Znów przywarł do mnie, jego zapach coraz bardziej we mnie wsiąkał. Wiedziałam, że gdy wrócę do domu, będę mogła odszukać go na ubraniu. Tym razem chłopak wskazał palcem mały punkt.
— Tam jest ratusz w miasteczku — szepnął mi wprost do ucha.
— Okej. — Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić, czując owiewający skórę ciepły oddech.
Po chwili, gdy trwaliśmy tak złączeni, zaczęłam się rozluźniać; sama nie przypuszczałam, że aż tak napinam mięśnie. Kiedy zerknęłam na twarz Natana, wskazał głową szeroki komin. Usiedliśmy tam, oparłszy się o niego plecami, na tyle blisko siebie, że mogłam poczuć bijące od nas ciepło. Zgarnęłam włosy na jedną stronę, bo wiało tu zdecydowanie bardziej niż na dole.
— Nawet herbata dała radę. — Dostałam swój kubek. Dzięki wieczku nic się nie rozlało.
— Nie spieszysz się do domu? — spytał Natan, po czym napił się i lekko skrzywił, kręcąc głową.
— Mogłeś kupić sobie kawę.
— Jak szaleć z nowościami, to na całego. Twoja ulubiona? — Wskazał palcem na napój.
— Wszystkie z cytrusami, lubię ich posmak.
Telefon w torbie zaczął mi wibrować, ale go zignorowałam.
— Okej, brzmi lepiej niż ta zielona lura. Więc? Spieszysz się do domu?
— Kilka razy w tygodniu odwiedzam babcię tu, w miasteczku. W sumie staram się być tam co dzień, więc nie mam ograniczenia czasowego.
— Moja babcia zajmuje się pilnowaniem mojego brata. Też wszyscy mają gdzieś, o której wrócę. Pan swojego losu. — Rozłożył ręce.
Ciekawe, czy faktycznie to olewał, czy wewnątrz ruszało go to znacznie bardziej…
— Ile ma lat? Twój brat — dodałam, bo zabrzmiało, jakbym pytała o babcię.
— Mały gówniak jeszcze trochę i będzie mieć dwa. Cały dom stawia na głowie, rodzice wyjeżdżają, więc wszystko ogarnia babcia.
— Rozumiem. Ogromna różnica wieku… Ja nie mam rodzeństwa, ale to musi być fajne: wiedzieć, że jest jeszcze ktoś tak mocno z tobą związany.
— Nie wiem, nie kręci mnie gadka o więzach krwi. — Natan zarzucił na głowę kaptur szarej bluzy. Rodzina chyba była dla niego drażliwym tematem, ale coś takiego mogłam zrozumieć i bez problemu uszanować, bo sama wiedziałam doskonale, jak to jest. Moja matka gustowała w wysokoprocentowych napojach w niekontrolowanej ilości. Nie byłam w stanie jej pomóc.
— Masz rany na kostkach. — Wskazałam na jego dłonie.
— No mam.
Chwilę milczał, a ja wpatrywałam się w korony drzew targane wiatrem. Czułam perfumy Natana, a może to było zwykłe mydło? Coś intensywnego, ale podobało mi się i przyciągało mnie.
— Nie lubię mówić o sobie — zaczął w końcu. — Rzadko kiedy ktoś pyta, częściej od razu oceniają.
— Może się boją?
— To dobrze, wolę wzbudzać strach. Zawsze to jakaś emocja.
— Przecież połowa dziewczyn jest tobą zachwycona. Faceci czują respekt, myślę, że ekipa snobów też wyjątkowo cię lubi.
— Jak ich nazywasz? — prychnął.
Ewidentnie go to rozbawiło, może jawnie nie pokazał uśmiechu, ale przez te wszystkie dni wspólnie spędzone w bibliotece dostrzegałam, kiedy jego oczy się zmieniają. Co nieco potrafiłam już wychwycić.
— No co? — Wzruszyłam ramionami. — Widzą tylko czubki własnych nosów. Imprezy, kasa, szpan i panienki.
— Ja zauważyłem ciebie.
— Cały czas zastanawiam się dlaczego.
— Nie szukaj ukrytych motywów.
— Wiesz, kim jest moja matka, znasz te wszystkie opowieści, w każdej plotce ziarno prawdy. Sam byś się doszukiwał na moim miejscu. — Starałam się brzmieć twardo, jakby mnie to nie ruszało, tak zawsze było lepiej.
— Anabell, nie musimy mówić o tym wszystkim.
— Wiem. — Spuściłam wzrok i dotknęłam tych zranionych dłoni. Przesunęłam opuszkami delikatnie, czując znaczące nierówności. — Nie rób sobie już krzywdy.
— Nie chciałabyś widzieć tego drugiego. — Jego uśmiech spłynął cynizmem. Maska. Teraz zauważałam, jak się bronił przed światem.
— Już wiesz, co zamierzasz robić po szkole? — zmieniłam temat.
Chciałam odwrócić jego uwagę od dotyku, który sprawiał mi przyjemność. Natan wpatrywał się w moje palce i sama nie wiedziałam, czy mam je cofnąć, czy jednak nie przeszkadza mu taka bliskość. Milczał, a za chwilę jego mały palec splótł się z moim. Poczułam delikatne muśnięcia.
— Pewnie firma ojca, chociaż wcale nie jest skłonny dać mi u siebie posadkę. Zobaczymy, a ty? — Zapatrzył się w przestrzeń.
— Myślałam o tym, by przyjść tu, do miasteczka, i poszukać jakiegoś etatu.
— No tak, mieszkasz na obrzeżach. Daleko?
— Nie, chociaż wolałabym w centrum, z babcią. Okropnie wieje… — mruknęłam. Herbata już nie ogrzewała mi dłoni, więc odłożyłam kubek i naciągnęłam rękawy.
Natan przełożył za moimi plecami rękę i przyciągnął mnie do siebie. Od razu przełknęłam ślinę. Nasze twarze były tak blisko…
— Mogę cię ogrzać — szepnął, a ja poczułam jakiś prąd w żołądku, spływający coraz niżej. Położyłam głowę na jego ramieniu, zaciągając się zapachem i na chwilę przymykając powieki.
— Fajne miejsce — szepnęłam, po czym odchrząknęłam i zaraz ciut głośniej dodałam: — Często tu bywasz?
— Czasami. Niewiele osób tu przychodzi.
— Nie dziwię się, przecież to zabronione.
— Jaram się takimi rzeczami, zabronione jest o wiele bardziej kuszące. Wiesz, że zawsze pachniesz tą gumą?
— Wiem.
Uśmiechnęłam się, uniosłam wzrok i to był ten moment. Po prostu to wiesz, możesz wtedy zdecydować. Wycofać się albo zanurkować i poczuć coś innego. Tak nierealnego i uzależniającego, że nie dziwiłam się już, czemu ludzie tracili zmysły dla swoich drugich połówek. Minimalnie skinęłam głową. Natan dotknął mojego policzka, pogładził opuszkami, były ciepłe. Złożył mi na ustach delikatny całus, jego wargi okazały się miękkie i takie… kuszące. Doskonale zapamiętałam nasz pierwszy pocałunek. Może i było to nierozsądne, ale już wtedy miałam ochotę na znacznie więcej, na więcej wszystkiego, co chciał mi dać. Przecież to między nami mogło się zaraz skończyć, mogło wyjść na jaw, że Natan tylko się mną bawi, że to nic na poważnie.
Pochwyciłam więc jego dolną wargę zębami, a on podjął grę i zaczęliśmy się namiętnie całować. Prawdziwie. Jego język przyłączył się do zabawy, czułam wypieki na twarzy. Uczyłam się tego, poznawałam nowe rejony cielesności. Ręce Natana gładziły mi szyję, kark… Kiedy poczułam ten ruch, poddałam się temu i nagle znalazłam się już plecami na ziemi. Natan stopniowo przesuwał ręce coraz niżej, musnął moje piersi, bardzo ostrożnie pieścił je przez materiał bluzki. Nie chciałam przerywać, ale nie mogłam też pozwolić na tak wiele. Gdy ciepłe usta zjechały na szyję, mruknęłam przeciągle. Jakie to było dobre…
Odchyliłam głowę, ułatwiając mu dostęp.
— Musimy zwolnić — wysypałam zmienionym tonem, którego nigdy u siebie nie słyszałam.
Natan spojrzał w moje oczy, jego zrobiły się ciemniejsze, usta bardziej malinowe, widać było intensywność naszych pieszczot.
— Jeszcze minuta — szepnął, podciągając mi nogę, ułożył się wtedy idealnie pomiędzy udami, a ja dotknęłam jego ramion. Wolałabym poczuć jego skórę, jednak tym razem musiałam zaspokoić się tylko tym. — Jesteś słodka z tym rumieńcem.
— Jezu…
Do policzków przyłożyłam dłonie, ale Natan zaraz ujął je i ucałował. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam. Miałam ochotę powiedzieć mu, że się boję, że przeżuje moje serce i wypluje je, a ja nie będę mogła później się po tym pozbierać. Już czułam zbyt wiele, zbyt intensywnie.
— Dlaczego tak długo się przede mną chowałaś?
Miałam zamiar krzyknąć: dlaczego nigdy mnie nie dostrzegłeś?!, ale nie chciałam niszczyć magii tej chwili.
***
Pisaliśmy cały następny dzień o rzeczach błahych i ciut ważniejszych. Momentami uśmiechałam się do telefonu jak głupia. Nie przypuszczałam, że Natan jest tak inny od tego, co prezentuje sobą w szkole. Nie zawsze odpowiadałam na jego pytania, starałam się nie wchodzić w temat mojej mamy i tego, jak jestem traktowana. On za to nie bardzo chciał mówić o rodzicach, ale omijał też temat ekipy snobów. Trochę mnie to niepokoiło. Nadal wydawał się twardy, surowy, ale gdzieś między wierszami odczytywałam fragmenty czegoś na kształt skrywanej wrażliwości. Jakby właśnie takim sposobem musiał walczyć ze światem…
Spotkania w bibliotece były czymś zadziwiająco intymnym, dały nam po czystej karcie. Mogliśmy pokazać się od swej najlepszej strony. Gdy minęliśmy się na szkolnym korytarzu, Natan podniósł dłoń i ruszył w moim kierunku. Aż poczułam, że cała się czerwienię. Spuściłam lekko głowę, zasłaniając twarz włosami.
— Siema — rzucił i stanął tak blisko, że widziałam czubki jego butów. Nie miałam pojęcia, jak się zachować, w końcu spojrzałam na niego. — Wiesz, że pocałunek na szkolnym korytarzu mamy już za sobą?
— No w sumie tak.
Włożył mi pasmo włosów za ucho, a ja od razu zerknęłam na ekipę snobów. Stali pod ścianą, Maks przewiercał nas wzrokiem, tak samo jak dwie wypindrzone dziewczyny ze starszej klasy. Poprawiłam torbę, która zaczęła mi dziwnie ciążyć.
— Nie denerwuj się, nie zjedzą cię.
— No nie wiem.
— Dasz się gdzieś zaprosić wieczorem? — Przez chwilę spoglądał tak, jakbyśmy byli tylko my.
— Nie mogę. — Babcia źle się dziś czuła, nie powinnam jej zostawiać. Chyba nie mówiła tego na głos, ale martwiła się wybrykami mojej matki.
Dźwięk dzwonka uratował sytuację i ludzie zaczęli rozchodzić się do klas. Skorzystałam z okazji.
— Muszę już iść.
Natan zmierzył mnie wzrokiem, najwyraźniej nie lubił, gdy ktoś mu odmawiał, a ja nie chciałam mu teraz tego wszystkiego tłumaczyć; znałam jego podejście do tematu rodziny. Już miał odejść, ale chwyciłam go za rękę.
— Nie że nie chcę. Wyjątkowo nie dam rady, ale będziemy w kontakcie, okej? — Podniosłam komórkę.
— Dobra.
— Natan…?
Zrobił mocny wydech i położył rękę na ścianie tuż obok, nachylił się i ze świstem wciągnął powietrze.
— Jest w porządku, czasem tylko mam wrażenie, jakbyś coś przede mną ukrywała albo chciała ukryć to, że spędzamy razem czas.
Tak, ukrywałam ogromne pokłady strachu, ale tego nie mogłam mu powiedzieć. Zwyczajnie się bałam, że wszystko to, co działo się między nami, okaże się kłamstwem.
— Słuchaj, nie mam życia usłanego różami.
— Wiem. Nie tylko ty.
— Nie lubię, kiedy tak patrzysz.
— Maleńka… — Dotknął mojego policzka. — Z natury nie jestem cierpliwy, coś mi chyba dosypałaś do tej herbaty, co? Albo zapach tych gum tak uzależnia.
Ścisnęłam pasek torby.
— Spotkamy się, poważnie.
— Trzymam cię za słowo, jesteśmy w kontakcie. — Dał mi prztyczka w nos i odszedł, a mnie zrobiło się trochę żal, że nie skradł mi tego całusa. Już u szczytu schodów usłyszałam śmiechy, a potem głośną reprymendę Natana.
— Morda! Żeby mi żaden więcej nie powiedział o niej nic złego… Obiję pysk każdemu!
Czyżby się za mną wstawił? Tak oficjalnie…? Tylko przez chwilę tak stałam, ale zaraz uciekłam do góry, czując, jak serce tłucze mi się w piersi.
— Musisz się ze mną w końcu umówić. Nie możesz tego ciągle przekładać w czasie — rzuciłem do Anabell z grubej rury. — Żadnego „cześć”, „jak się masz?”, nie przyszłaś dziś do biblioteki.
Spotkałem ją siedzącą za szkołą, czyli unikała mnie. Pewnie nie tylko mnie, ale nie skryła się zwyczajowo w czytelni. Na korytarzu też jej dziś nie widziałem; co ona, kanałami łaziła? Byłem zirytowany, bo chciałem na nią wpaść. Chciałem znów z nią porozmawiać, poczuć, że po prostu jest. Zobaczyć w jej oczach zainteresowanie.
Kurwa.
— Jezu, jak mnie przestraszyłeś. — Wzdrygnęła się, siedziała na swojej dżinsowej katanie pod drzewem. Sceneria wyglądała nieźle: ona, jej długie, ciemne włosy i pełno rudozłotych liści wokół. Usiadłem obok, ale od razu otoczyłem ją ramieniem, nie pozwalając, by się przesunęła. Poczułem zapach gumy i uśmiechnąłem się, tego mi było trzeba.
— Biłeś się? — spytała, spoglądając na moje zadrapanie na nadgarstku.
— Nie, to akurat zrobiłem sobie z chłopakami w parku, jeździliśmy na deskorolkach.
Ana nie drgnęła, była napięta jak struna, chodziło zapewne o mój dotyk. Kwestia, czy jej się to podobało, czy wręcz odwrotnie. W pobliżu nie było nikogo, może nie chciała się ze mną pokazywać. Tylko dlaczego?
— Umówię się z tobą — stwierdziła niespodziewanie, więc skupiłem się na tej informacji.
— Jestem już mniej straszny?
Musiała powiedzieć mi, o co chodzi; to, że bywała skryta, nawet mnie kręciło, ale im więcej ukrywała, tym bardziej chciałem ją odkrywać.
— Mniej, gdy nie lejesz ludzi. Nie możesz tego robić, może po prostu raz na jakiś czas to skontroluję…
— Czyżbym znalazł prywatnego anioła stróża?
Czyli była zainteresowana, o to chodziło! Dokładnie tak, musiałem podkręcić tempo. Czym mógłbym tej dziewczynie zaimponować? Nie jarały jej bójki, chociaż inne na to leciały.
Ana odwróciła głowę w moją stronę i widziałem już tylko te ponętne usta. Uchyliła je lekko. Dotknąłem jej podbródka, a kciukiem obrysowałem kontur warg. Pieprzony ideał.
— Jutro w kinie o osiemnastej. Okej? — spytałem spokojnie, by nie pokazać zbyt wielkiego entuzjazmu. Nie pierwszy raz na coś czekałem, ale pierwszy od dawna na coś zajebiście przyjemnego.
Pokiwała głową.
W końcu uśmiechnąłem się nieco szerzej, zgodziła się na randkę. Była między nami ta chemia, Anabell nie mogła zaprzeczać.
— Mam dla ciebie taki drobiazg, ponoć miałaś parę dni temu urodziny. Nic nie powiedziałaś, dobrze, że jeszcze mam swoje kontakty. — Wygrzebałem z kieszeni dżinsów upominek, który udało mi się kupić po szkole.
— Dla mnie? Prezent? — Speszyła się, a ja podałem jej mały, satynowy woreczek w różowym kolorze.
— To nic wielkiego.
Wpatrywała się to w niego, to we mnie.
— Przestań, nie mogę nic przyjąć. Zwariowałeś.
— To jest drobiazg, tak jak mówiłem. Bierz, bo poszukam innej dziewczyny, która ma urodziny.
Oblizała usta i zajrzała do środka, na dłoni ułożyła choker z miękkiego, zamszowego rzemienia ze srebrnym trójkątem. Ruda ekspedientka mówiła, że dla dziewczyny w tym wieku będzie w sam raz. Podobał mi się bardziej niż te świecidełka, którymi niektóre laski się obwieszały.
— Ale ładny… — Przyglądała mu się, a uśmiech sięgał jej oczu. Po chwili jednak Ana pokręciła głową. — Natan, poważnie, to zdecydowanie za drogi prezent, drobiazgiem byłaby paczka gum.
Przyciągnąłem ją. Nie uciekła, wręcz nieco przysunęła twarz.
— Załóż go na randkę, będzie zajebiście leżeć na tej szyi. — Dotknąłem palcem jej podbródka; miała taki inny wyraz twarzy, nie potrafiłem go zdefiniować.
— Dziękuję, nie spodziewałam się, naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć.
— Prawidłowa reakcja — zażartowałem.
Zaczęliśmy się całować. Znów położyłem ją ostrożnie na ziemi, sam oparłem się na łokciu; pozwoliliśmy sobie na coraz to namiętniejsze pocałunki. Właśnie zjechałem ustami na jej szyję, wiedziałem już, że to lubi, pachniała tak dobrze, miała takie delikatne ciało… Nosem trąciłem ucho i zassałem skórę tuż pod nim. Wsunąłem dłoń pod jej bluzkę, dotknąłem brzucha. Ona w odwecie wsunęła mi palce we włosy, a po chwili oderwała się, dysząc.
— Co ty ze mną robisz? — Spojrzała w stronę drogi.
Rozejrzałem się dokładnie, by zyskać pewność, że nie mamy widowni.
— Tylko to, na co pozwolisz. — Chciałem, żeby była spokojna.
Większość ludzi uważała, że jestem narwany; może po części tak było, ale Anabell miała w sobie to coś, dzięki czemu potrafiłem się odprężyć, nie myśleć o rodzicach. Widziałem kogoś tu i teraz, obok siebie, a chyba tego najbardziej mi brakowało. Miałem już parę dziewczyn w swoim łóżku i seks z nimi dawał frajdę, ale to właśnie ten moment był tym „czymś”. A myślałem, że tylko laski przeżywają takie rzeczy; że tylko one skupiają się na części emocjonalnej…
Założyłem jej pasmo włosów za ucho. Przejechałem palcami wzdłuż dekoltu, nieznacznie odsuwając materiał. Muskałem wargami ciepłą skórę, czasem polizałem koniuszkiem języka; Anabell wierciła się, a ja wiedziałem już, że jej się podoba, choć pewnie dopadł ją też stres.
— Natan… — szepnęła tym swoim lekko ochrypłym głosem.
Byłem z siebie cholernie dumny — doprowadzałem ją na granicę samymi pieszczotami. Oddychała głęboko, przyciągnęła mnie za kark i wtuliła się w moje ramię.
— Musisz zwolnić. Nie jestem tak doświadczona jak ty, a to nie jest dobre miejsce na takie eksperymenty. — Wtedy, na dachu, też użyła tego sformułowania.
— Czyli jedziemy do mnie — rzuciłem, czekając na jej reakcję.
— Nie. Absolutnie. — Odepchnęła mnie lekko i spojrzała w moje oczy; widziałem, jak patrzy nieśmiało.
— Kiedyś się doczekam, mamy czas.
Na dźwięk tych słów uśmiech rozświetlił jej twarz. Wolałem, żeby była pewna i gotowa. Rozpakowywanie tego cukierka bardzo mi się podobało, mogło trwać i trwać, wcześniej nigdy nie wkręcałem się aż tak w żadną relację, ale i pozostałe dziewczyny inaczej się zachowywały. Anabella nadal odmawiała, pilnowała się. Co ukrywała? Może znała tę teorię, że frajdę przynosi gonienie króliczka, a nie samo złapanie go? Powinienem rozważyć, czy jest warta zachodu? Oparłem się na łokciu i zacząłem kreślić palcem kółka na jej brzuchu. Ona w tym czasie podwójnie zawinęła choker na nadgarstku, tworząc z niego bransoletkę.
— Dać ci bluzę? Jest coraz zimniej.
— Nie trzeba. — Uniosła rękę, prezentując efekt. — Cudowny… Nie wiem tylko, dlaczego go kupiłeś, Natan. Przecież ledwo się znamy.
Jej telefon zadzwonił, zerknęła tylko w stronę torby, ale nie wyjęła go. Ciekawe, czemu nie chciała przy mnie odbierać…
— Może akurat się to zmieni? Zwracałaś na mnie uwagę częściej niż niejedna osoba dłużej przebywająca w moim życiu. — Nie zależało mi na kasie, tego miałem pod dostatkiem. Jej mina, kiedy usłyszała, że mam dla niej prezent, była warta wszystkiego.
— Na jaki film jutro idziemy?
— Horror — rzuciłem, obserwując, jak na jej twarzy odmalowuje się zdziwienie. — Musiałabyś widzieć swoją minę…! To komedia, i to jedna z tych waszych babskich, słodkich, romantycznych.
Uśmiechnęła się i przygryzła dolną wargę.
— Nie kuś. — Nachyliłem się, po czym złożyłem całusa na jej czole.
Najczęściej zostawałam w szatni sama, przychodziłam się przebrać, dopiero gdy większość dziewczyn już wyszła. Nie lubiłam, jak oceniały moją bieliznę czy mój wygląd. A oceniały zawsze, widziałam ten wzrok. Chociaż ostatnio przez Natana i jego zainteresowanie mną spoglądałam na siebie trochę łagodniej. A może wcale nie powinnam? Ostatnia wyszła Sandra. Pomachała mi ręką, przerzuciła blond warkocz na plecy i uśmiechnęła się ciut szerzej niż zwykle. Zmieniłam szybko bluzkę, miałam w planie odwiedzić babcię, może zadzwoni do mamy, żeby choć trochę przemówić jej do rozsądku. Ode mnie nie odbierała, nie było jej już trzy dni.
Nagle drzwi od szatni huknęły o ścianę. Zerwałam się i pochwyciłam spodnie, by się nimi zasłonić. Co się działo?
— Wiesz, że twoja stara, ta jebana pijaczka, obciągała mojemu ojcu na przystanku autobusowym?! — zagrzmiał Maks. Wpierw kompletnie nie zrozumiałam, o czym on mówi. — Ten głupi, stary cap wypił za dużo i czekał na taksówkę, a ona za parę centów, które miał w kieszeni, zrobiła mu gałę.
Gdy dotarło do mnie znaczenie tych słów, poczułam mdłości; w żołądku aż mi się wywracało.
Moja matka… Znowu.
— Nie wiem nic, Maks. Może to jakaś głupia plotka? — Co innego mogłam powiedzieć, przeprosić…? Ale może to nie była prawda. Ludzie równie dużo dokładali do naszej historii.
Maks zbliżył się i chwycił mnie za włosy, aż pisnęłam. Stanęłam na palcach, chcąc uchronić się przed bólem. Na całej skórze wyszła mi gęsia skórka.
— Moja matka chce rozwodu — wysyczał przez zęby. — Czuje się upokorzona, jakiś jebany pajac zrobił zdjęcia i miał radochę, tak jak pół miasta. Zapłacisz mi za to, suko!
— Nic nie poradzę, ona wyjechała. — Próbowałam się wyrwać.
— Tak, ale ty zostałaś. Jak zobaczę, że twoja dupa zbliża się chociażby do kogokolwiek, kto zarabia więcej niż najniższa krajowa, umoczę cię tak, że popamiętasz. Nic ci się nie należy, masz zdychać w nędzy i patologii jak mamusia. Kurwiska dwa. Będziesz obciągać najgorszym żulom za każdy cent! Rozbieraj się!
— W życiu — warknęłam i wyszarpnęłam się, ale chwyt miał silny. Bałam się go, fizycznie mógł mnie skrzywdzić jedną ręką.
— Oko za oko, dziwko!
Uderzył mnie z otwartej w policzek, od razu przyłożyłam do niego chłodną dłoń, poczułam łzy spływające niekontrolowanie. Maks zaczął ciągnąć za bluzkę, szwy puściły, odgłos pękającego materiału wtopił się w mój głośny płacz. Próbowałam kopać, ale na marne. Nie wiedziałam, co ten chory chłopak chce zrobić. Zgwałcić mnie? Jezu, może naprawdę chciał mnie zgwałcić…! Zaczęłam krzyczeć, ale wielkie łapsko zatkało mi usta. Maks siłował się tylko przez chwilę, oboje wiedzieliśmy, że nie miałam szans. Pchnął mnie do przodu. Rozdygotana zaczęłam rozglądać się za czymś do obrony, nie było dosłownie nic. Spróbowałam sięgnąć go i podrapać pazurami; przecież nie mógł mnie zgwałcić! Dlaczego nikt nie słyszał tego, co tu się działo? Ławka szurała po podłodze, a ja cały czas cicho zawodziłam.
— Zniszczę cię!
Usłyszałam migawkę aparatu. Przymknęłam oczy i lekko opuściłam głowę, by zasłonić twarz włosami.
— Cały świat zobaczy, jaką jesteś puszczalską suką.
Byłam wypięta, w samej bieliźnie. To musiało wyglądać tragicznie.
— Pierwszy zdjęcia dostanie Natan, jak trafisz w jego ręce, to zgotuje ci piekło. On nienawidzi puszczalskich suk, już ja mu opowiem, co z tobą robiłem. Myślałaś, że możesz sobie żyć w sielance?
W końcu pchnął mnie tak, że upadłam twarzą na ziemię. Splunął, a ja zaczęłam krzyczeć i spazmatycznie łapać powietrze, ile tylko się da.
— Po-pomocy! Ra-ratunku! — zawodziłam, chciałam doczołgać się do drzwi, a wtedy znowu mnie dopadł. Skuliłam się w sobie na tej zimnej posadzce. Starałam osłonić ramionami. Podkuliłam nogi i leżałam, czekając na kolejny cios.
— Zamknij ryj, dziwko! Mój ojciec ma tyle kasy, że jak będę chciał, wyrucham cię na tej podłodze, a ty mi jeszcze za to ładnie podziękujesz. Nikt nie ośmieli się podważyć jego zdania. Całe szczęście, że nie pociągają mnie nic nie warte dziwki! Jesteś gównem!
Znów szarpnął mnie za włosy, aż jęknęłam przeciągle. Kopnął w brzuch; odruchowo zwinęłam się w kłębek. Ten gnój wstał, otrzepał ubranie i, gwiżdżąc pod nosem, wyszedł jak gdyby nigdy nic. Splunęłam na podłogę, żółć podchodziła mi do gardła. Dygotałam na całym ciele, nie byłam w stanie nawet się podnieść.
Wyłam, przez kilkanaście minut, zanosząc się; wyłam we własną dłoń, żeby nikt mnie nie usłyszał. Dlaczego musiałam cierpieć przez moją matkę? I jaki chłopak postępował tak, jak ten zwyrodnialec? Nic mu nie zrobiłam, niczemu nie byłam winna. Łykałam własne słone łzy. W końcu podciągnęłam się na ławce, usiadłam i drżącymi dłońmi wsunęłam spodnie. Włożyłam też podkoszulek do ćwiczeń, bo bluzka nie nadawała się do niczego. Zawstydzona, bałam się wyjść, ale musiałam to zrobić, bo co, gdyby Maks powrócił? Wystukałam tylko jednego esemesa, wiedząc już, że czeka mnie prawdziwa masakra.
Anabella nie zjawiła się w kinie, nie odbierała telefonów, wysłała mi tylko jebanego esemesa. Tyle byłem wart? Nie raczyła niczego wyjaśnić?
Przepraszam.
Nad ranem wiedziałem już, za co przepraszała. Dostałem zdjęcie, na którym dziewczyna chyba klęczała; czarne, długie włosy spływały kaskadą po jej twarzy. Była w bieliźnie — w skąpych, białych stringach. Widać było kawałek tyłka i męską rękę na jej lędźwiach, na pośladku.
Kurwa.
Nadawcą był Maks. Najchętniej coś bym rozjebał, chwyciłem szklankę i roztrzaskałem ją o najbliższą ścianę. Aż mnie nosiło, nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Uderzyłem pięścią w stół. Usiadłem i znów wstałem. Spoglądałem na zdjęcie i nie mogłem uwierzyć, że to ona. Jak miałem się opanować? Oczywiście nie poszedłem na zajęcia, zjawiłem się dopiero na sam koniec, czekałem na schodach przed szkołą, większość klas już skończyła i nie było wielkiej widowni, a szkoda.
Z boku widziałem, jak Maks zmierza w moim kierunku. Już z daleka podnosił ręce, obok szedł Kamil. Chciał chronić jego pieprzoną dupę?
— Sorry, stary, dowiedziałem się po fakcie.
— Pieprzyłeś ją?
Od razu uderzyłem prosto w szczękę, cios był celny, ale zaraz Maks odbił piłeczkę, był z niego kawał chłopa. Wyższy ode mnie o głowę, zdecydowanie lepiej zbudowany, zawsze śmialiśmy się, że mieszka na siłowni.
— Kurwa, nie wiedziałem, rozumiesz? Dopiero później wysapała, że musi ci odmówić spotkania. — Szarpał za moją bluzkę, ale mnie nie tykał. A ja chciałem krwi, potrzebowałem upustu, bólu fizycznego. Pieprzonego bólu, co zagłuszyłby ten wewnętrzny.
Kamil nas pilnował, gdyby nie on, doszłoby do niezłego mordobicia, bo miałem gdzieś, że przed sobą mam kumpla. Chyba słyszał, kiedy mówiłem, że mają ją zostawić w spokoju…? To nie była chwilowa zachcianka.
— To stało sięwczoraj, po treningu. — Maks wytarł dłonią rozciętą wargę. — Przyszła, była chętna, szatnia akurat pusta, niby przypadkiem wpadła, jak się przebierałem, ale szukała bolca. To widać, ocierała się, przecież nie będę mówić, że najpierw randka. Żal nie skorzystać, chociaż wszyscy wiemy, że matkę ma pojebaną, to pewnie w genach odziedziczyła puszczalstwo. Rzuciła coś na koniec o następnym spotkaniu, ale nie mogłem ci tego zrobić, więc odmówiłem. Później przysłała wiadomość, że potrzebuje trochę kasy. Natan, no dziwka, ona szuka sponsora. Nie przypuszczałem, że ty z nią na poważnie…
Tak długo mnie przetrzymała, nasz pierwszy pocałunek traktowałem jak świętość, ubzdurałem sobie, że jest między nami jakieś jebane przyciąganie. A ona zwyczajnie mną zagrała. Ale na co liczyła? Na tę jebaną kasę? Tylko o to wszystkim w tym życiu chodziło?
Roześmiałem się na całe gardło jak szaleniec. Przecież pisała ze mną, całowała się, zgodziła na wyjście do kina, a potem mnie wystawiła. O chuj tu chodziło? Pierdoliła się z nim za moimi plecami? Dlaczego zgrywała taką niewinną?
— Ja pierdolę. — Wyrwałem się z jego chwytu, nie ogarniałem już, co się dzieje. Przeczesując włosy, szarpnąłem nimi. Kucnąłem, by zaraz wstać. — Co za akcja, co tu się…
— Natan, nie wiedziałem, że chcesz się z nią umawiać. To znaczy: coś mi się obiło o uszy, ale, kurwa, myślałem, że tak na bzykanie. No kurwa, nic nie powiedziała, przysięgam.
Zawinąłem się stamtąd już bez słowa. Anabell dzwoniła, ale odrzuciłem jej połączenie. Raz, drugi. Nie chciałem mieć z nią nic do czynienia. Kłamała jak wszyscy, do tego była taka sama jak jej matka.
***
— Stary, musisz to zobaczyć — rzucił Maks, wchodząc do męskiej szatni.
Przyszedłem do szkoły tylko dlatego, że w domu nie czekało mnie nic dobrego. Rodzice znów wyjechali, babcia zajmowała się smrodem, a ja łaziłem z kąta w kąt. Miałem ochotę wyć, a najlepiej dorwać Anabell w swoje ręce.
— Co tam znowu wymyśliłeś? — mruknąłem, opierając głowę o ścianę.
— Dziś drażliwszy niż zawsze jesteś, stary. Pasuje omijać cię szerokim łukiem.
— Kurwa, a kto by nie był? W nocy znieczulałem się alko, więc mam kaca i chujowy nastrój, streszczaj się, bo zaraz będę stąd zawijać.
— Mam pierwsze seks-nagranie!
Co tym razem? Zmarszczyłem brwi. Doskonale wiedzieliśmy, że z naszej paczki Kamil i Maks mieli pomysły zasługujące na jakieś statuetki.
— Dawaj! — Milan aż podskoczył i rzucił bluzę w kąt.
Zebraliśmy się w kółku, gdy na ekranie telefonu pojawiły się damskie cycki. Dziewczyna siedziała w rozkroku, widać było kawałek brzucha naszego kumpla i rękę, która sięga pod jej krótką spódniczkę. Filmik był wykadrowany, tak że widzieliśmy tylko jej usta, włosy i ciało. Nie — całą twarz.
— Zadziwia mnie, jak ty to robisz. — Pokręciłem głową i napiąłem ramiona. — Zgodziła się?
— No jasne. Ma się ten urok.
— Tak albo szuka się tych bardziej puszczalskich. — Na dźwięk własnych słów lekko się skrzywiłem; Anabell też wyhaczył, a może ona jego…? Żołądek zawiązał mi się w ciasny supeł, to pewnie przez alkohol, niemożliwe, aby znaczyła dla mnie aż tyle.
Blondynka z filmiku zaczęła rytmicznie podskakiwać, jęki wypełniły szatnię. Kamil zahuczał jak szalony, czasem zastanawiałem się, czy serio już zaliczył, czy tylko udawał takiego cwaniaka. Ja znów wolałem nie śpiewać na prawo i lewo, z kim sypiam. Ta dziewczyna z filmiku to była Majka z drugiej klasy, poznałem po pieprzyku na szyi, przychodziła niekiedy oglądać nasze treningi. Chciała się ze mną umówić, ale totalnie nie trafiała w mój typ. Teraz wiła się i ściskała swoje kształtne, ale dość małe piersi. Maks wszedł w galerię w folderze z kłódką, wpisał hasło i na ekranie pojawiły się nagie zdjęcia dziewczyn, czasem wypiętych, zapozowane, a czasem zrobione z ukrycia.
— A tu… Sorry, Natan, że nie usunąłem tej foty.
— Uuu. — Milan, który nie znał sytuacji, bo przez tydzień był na jakiejś wycieczce z rodzicami, stłumił śmiech zaciśniętą dłonią. — Lubi na ostro. Takie wariatki są sexy, możesz robić z nimi, co chcesz. — Stanął w rozkroku i uderzał w powietrze otwartą dłonią. Chyba podniecały go takie rzeczy.
Zaśmiali się, ale ja ledwo wytrzymywałem, aby nie wybuchnąć.
— Anabella — szepnąłem, aż ścisnęło mnie w gardle. Coś tam słyszałem, że nie ma w życiu łatwo, ale żeby tak się zeszmacić…
— Noo, stary. Już kilka razy pisała o kasę, to podchodzi pod groźby. Jej matka dzwoniła nawet do mojego ojca. Kurwa, sytuacja jest nieciekawa, chyba zgłosimy je na policję.
Zacisnąłem dłoń w pięść, to już była gruba przesada.Akcja roku, wszyscy przesyłali sobie zdjęcia dziewczyny i śmieszkowali na korytarzach, bo Maks zaraz je udostępnił.
— Starczy.
Najpierw cała szkoła huczała, kiedy jej matka dała dupy na jakimś przystanku autobusowym, żeby uzbierać na bilet i wyjechać. Już sam nie wiedziałem, co jest prawdą, a co kłamstwem, bo znałem tyle wersji tej historii, łącznie z tą, że to był Maksa ojciec i dlatego teraz obie wypisują do nich o pieniądze. Anabella dziś nie przyszła, ktoś nawet rzucił, że przeniesie się do innej szkoły. Myślałem, że właśnie tego mi trzeba — spokojnej dziewczyny, która coś w życiu przeżyła; że taka mnie nie wystawi, że Anabella tego nie zrobi. A ona, zamiast na spotkanie ze mną, poszła się pieprzyć z moim kolegą. Pozwalając, by koleś robił jej fotki. Ciekawe, czy nagrał też filmik… Była zwykłą dziwką. Nie miałem dla takich litości.
— Słuchajcie, mamy czarną i blond. To będzie jazda! Galeria sławnych, puszczalskich cipek — rzuciłem.
Musiałem pokazać, że jestem twardy, że to mnie nie rusza. Chciałem zemsty. Pragnąłem, żeby wszystkie te laski dostały za swoje, by cierpiały tak jak ja.
— Chore zestawienie, ale dostarczy rozrywki! Wchodzę w to! — krzyknął Kamil.
— Prześlij mi resztę zdjęć, wrzucę w sieć, na anonse. — Odchyliłem się w tył.
Złość powoli rozchodziła się w moim ciele, czułem coraz większe ciepło. Koniec z laskami, nic nie wnosiły do mojego życia poza cipkami, które mogłem mieć, kiedy chciałem, bo same się pchały. Już któraś z kolei okazała się taka sama. Widać nie były mi pisane długi związek i te wszystkie romantyczne bzdury, teksty o pierwszej miłości. Bujda. Każda była na chwilę, zawsze byłem sam i powinienem już do tego przywyknąć.