Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Bug kojarzył mi się głównie ze wspomnieniami starszych członków rodziny. Ten rzeczywisty płynął gdzieś daleko i widywałem go jedynie okazyjnie, najczęściej z mostu. Dopiero zainteresowania przyrodnicze sprawiły, że zacząłem regularnie pojawiać się w dolinie. Z lornetką, aparatem, autem, pieszo bądź kajakiem…
Co jest w tej rzece szczególnego? Przede wszystkim jest duża – długa i szeroka – a jednocześnie dzika, nieokiełznana. To ewenement na skalę europejską. Jest też rzeką graniczną – stanowi faktyczną granicę między trzema państwami – a jednocześnie osią pogranicza kulturowego. Różnorodność kulturowa idzie w parze z różnorodnością biologiczną. Dzika rzeka tworzy wyspy, piaszczyste ławice, odsypiska, namuliska, starorzecza i strome skarpy. Rozlewa się na łąki, mokradła i cieniste łęgi. Tworzy ogrom siedlisk dla wielkiej liczby organizmów, od grzybów przez rozmaite bezkręgowce, płazy, ptaki – zarówno drobniuteńkie (strzyżyk), jak i wielkie (bocian czarny) – na ssakach pokroju dzika czy łosia kończąc.
Łęgi, piachy, łąki, starorzecza i mokradła ciągną się wzdłuż doliny na przemian z polami, wioskami i miasteczkami. Wszystko to się w krajobrazie wzajemnie zaplata i zrasta, więc czasem trudno oddzielić jeden element od drugiego. Macka starorzecza dosięga wsi, pastwisko łagodnie przechodzi w nadbrzeżne odsypisko, a łęg w piaszczystą wyspę bądź w bujną kolorową łąkę. Rzeka i człowiek tworzą krajobraz niezwykle dynamiczny, zmienny w czasie i przestrzeni.
Pisząc tę książkę, starałem się na przykładzie Bugu pokazać, jak rzeka wpływa na obszar, przez który płynie, na ludzi, którzy zdecydowali się osiedlić w sąsiedztwie wody, na świat roślin i zwierząt, a zwłaszcza ptaków. Oddziaływania rzeki mogą być subtelne – jak unosząca się w dolinie mgła – bądź gwałtowne – niczym letnia powódź. Przedstawiłem tu moje osobiste spojrzenie na te relacje – spojrzenie fotografa przyrody, ornitologa i domorosłego regionalisty.
Zapraszam Państwa do podróży…
MACIEJ CMOCH
NOTA O AUTORZE:
Maciej Cmoch – siedlczanin, ur. w 1989 r.; biolog z wykształcenia, przyrodnik z zamiłowania. Autor książki Ptaki za miedzą. Opowieści o mieszkańcach pól, łąk, pastwisk i wsi (Paśny Buriat, 2021).
Zawodowo zajmuje się badaniami i ochroną ptaków. Związany z Towarzystwem Przyrodniczym „Bocian”. Uczestnik projektów czynnej ochrony, m.in. błotniaka łąkowego, kulika wielkiego, pustułki i płomykówki.
W wolnych chwilach zajmuje się fotografią przyrodniczą. Najchętniej fotografuje zarówno podporządkowaną człowiekowi naturę terenów wiejskich, jak i wciąż dziką przyrodę nieuregulowanych rzek. Czytelnik krajobrazu. Na ptaki patrzy przez pryzmat otoczenia, w jakim żyją.
FRAGMENT KSIĄŻKI:
„Czy Bug jest rzeką niebezpieczną? Pan Bolesław kategorycznie temu zaprzeczył. I prosił mnie, abym koniecznie napisał w książce, że nie można winić rzeki za głupotę człowieka. Owszem, bywa groźnie przy wysokich stanach wody lub z racji tego, że dno takiej rzeki jak Bug, czyli rzeki dzikiej, jest zmienne. Tu, gdzie kiedyś było płytko, teraz jest głęboko – i na odwrót. Ale utonięcia – jak mówił pan Bolesław – wynikają przede wszystkim z ludzkiej lekkomyślności, brawury i pijaństwa. No i należy sprawdzać dno. Jeśli ktoś chce przejść na drugą stronę, najlepiej wziąć ze sobą kijek. Historie o podwójnym dnie można włożyć między bajki.
Nadbużańscy mieszkańcy musieli się nauczyć żyć z płynącą tuż obok wielką rzeką. Mieli do niej respekt i wiedzieli, że może być źródłem nieszczęścia. Śmierć jednak bywała tylko epizodem w ich relacji z Bugiem. Owszem, tragicznym, ale zdarzającym się rzadko, więc nieprzysłaniającym korzyści wynikających z sąsiedztwa rzeki”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 226
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
W s t ę p
Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz stanąłem nad Bugiem. Było to na pewno w dzieciństwie i chyba w Gródku, na trawiastym brzegu u podnóża skarpy. Wiem, że się bawiłem, ale nie wchodziłem do rzeki. Może rzucałem czymś w nurt i patrzyłem, jak spływa? Pamięć się zatarła.
W rodzinie rzeka zawsze była obecna, choć za moich czasów już tylko w rozmowach, bo po wojnie dziadkowie przenieśli się daleko poza dolinę. Mówiło się o wirach, topielcach i ukrytych nad brzegiem skarbach Napoleona. Bug pojawiał się we wspomnieniach babci z czasów wojny, kiedy mieszkała z rodzicami niemal nad samym brzegiem i przymusowo zakwaterowano u nich niemieckich oficerów. „Gdy się golili i myli, to całe podwórze pachniało mydłem, a jak potem przyszedł ruski, to boso i karabiny na sznurkach” – mówiła. Tuż przed napaścią na Sowietów oficerowie ostrzegli rodzinę babci, że będzie wielkie „bum, bum” i trzeba kopać ziemiankę. Początek konfrontacji Hitlera ze Stalinem moi przodkowie oglądali więc z poziomu gruntu. Był huk, były błyski, palące się domy i wielka trwoga. Ale wszyscy przeżyli.
Dlatego przez wiele lat Bug kojarzył mi się głównie ze wspomnieniami starszych członków rodziny. Ten rzeczywisty płynął gdzieś daleko i widywałem go jedynie okazyjnie, najczęściej z mostu. Szybki rzut oka małego człowieka na wielką rzekę. Dopiero samodzielność i zainteresowania przyrodnicze sprawiły, że zacząłem regularnie pojawiać się w dolinie. Z lornetką, aparatem, autem, pieszo bądź kajakiem. Rzeka z poziomu wody wygląda zupełnie inaczej. Gdy płynie się nurtem, można nie poznać znanych z lądu miejsc. Łęgi i wysokie brzegi przysłaniają daleki horyzont. Punktami orientacyjnymi stają się majaczące w oddali strzeliste wieże kościołów. Człowiek meandruje wraz z rzeką. Meandruje kajak i meandrują myśli.
Jaki byłby ze mnie przyrodnik, jeśli mieszkając 30 kilometrów w linii prostej od takiej rzeki, nie odwiedzałbym jej regularnie? Takiej, czyli w zasadzie jakiej? Co jest w niej szczególnego? Przede wszystkim jest duża – długa i szeroka – a jednocześnie dzika, nieokiełznana. To ewenement na skalę europejską. Owszem, są fragmenty uregulowane, ale głównie na ukraińskim odcinku i stanowią one raczej epizod w całości biegu. Bug jest też rzeką graniczną – stanowi faktyczną granicę między trzema państwami – a jednocześnie osią pogranicza kulturowego. Spaja Wołyń, Chełmszczyznę, Polesie, Podlasie i Mazowsze. Na rzekę są nanizane różne obrządki, języki i społeczności. Kiedyś ta różnorodność była jeszcze większa, ale dziejowe zawieruchy znacząco ujednoliciły ludność, dopasowując ją do granic administracyjnych.
Różnorodność kulturowa idzie w parze z różnorodnością biologiczną. Dzika rzeka tworzy wyspy, piaszczyste ławice, odsypiska, namuliska, starorzecza i strome skarpy. Rozlewa się na łąki, mokradła i cieniste łęgi. Tworzy ogrom siedlisk dla wielkiej liczby organizmów. Z racji moich pasji i zawodu podążałem głównie za ptakami, a jest ich tu mnóstwo – zarówno pod względem wielkości populacji, jak i liczby gatunków. Ptaki mokradeł zasiedlają starorzecza, zwane nad Bugiem bużyskami, oraz podmokłe obniżenia, będące odciśniętymi w powłoce ziemi śladami po wielkim cielsku rzeki. To miejsca, gdzie Bug rozlewał i toczył swe wody z impetem, rzeźbiąc w krajobrazie rozliczne pętle i zawijasy. W szuwarach tych jeziorek i podmokłości bąkają bąki, brzęczą brzęczki, kwiczą wodniki i czkają zielonki. To raczej skryte ptaki, ale są też takie, które rzucają się w oczy. Na przykład błotniaki stawowe, które możemy zobaczyć, gdy zapadają w szuwar z materiałem na gniazdo lub pokarmem dla młodych bądź gdy polują nad pobliskimi łąkami, sunąc nisko nad ziemią. Są też żurawie. Ich dostojne sylwetki widać z daleka, a wiosenne fanfary niosą się kilometrami. Po starorzeczach pływają łabędzie nieme i krzykliwe, rozmaite kaczki, łyski i gęgawy. Na szorstkich dywanach z osoki aloesowatej rybitwy czarne tworzą kolonie. Tam, gdzie bużyska przechodzą w łąki i pastwiska, żyją kszyki, krwawodzioby, rokitniczki i potrzosy.
Do rzeki i jej starorzeczy są przyklejone łęgi, czyli podmokłe zalewowe lasy. Stanowią one siedlisko wielkiej liczby organizmów zaplątanych w gęstą i skomplikowaną sieć powiązań. Od grzybów przez rozmaite bezkręgowce, płazy, ptaki – zarówno drobniuteńkie (strzyżyk), jak i wielkie (bocian czarny) – na ssakach pokroju dzika czy łosia kończąc. Sieć powiązań jest tu rozpięta między drzewami, także martwymi, między innymi topolami, wierzbami, olszami i jesionami. Takie lasy są dziś niezwykle rzadkie. W dolinach rzecznych zostały zaledwie resztki, gdyż w ich miejscu utworzono osady, pola i łąki. Te ostatnie, choć są tworem sztucznym, który trwa tylko dzięki działalności człowieka, spełniają w dolinie bardzo ważną przyrodniczą funkcję. To na nich żyją cenne gatunki ptaków: kuliki wielkie, rycyki, czajki, derkacze i świergotki łąkowe. To dzięki łąkom wiosną i latem dolina staje się tak kolorowa.
Obok soczystych łąk leżą jęzory piaszczysk i ławic – małe pustynie. One też mają własny zestaw stworzeń. Tam swoje lęgi wyprowadzają choćby sieweczki rzeczne i obrożne oraz rybitwy rzeczne i białoczelne. Nadrzeczne pustynie są okolone błotkiem, które w czasie przelotów przyciąga migrujące ptaki siewkowe. Owe obszary powstają w wyniku akumulacyjnej działalności rzeki i muszą być regularnie przemywane wodą. Inaczej, ku uciesze bobrów, zarosną zielskiem i wierzbami. W dolinie widać także niszczycielską działalność Bugu. Nurt rwie brzegi, wgryza się w ziemię, zabiera grunt i powala drzewa. Ale w przyrodzie siła niszcząca jest jednocześnie siłą tworzącą. Powstałe skarpy stają się domem dla drążących nory brzegówek i zimorodków.
Łęgi, piachy, łąki, starorzecza i mokradła ciągną się wzdłuż doliny na przemian z polami, wioskami i miasteczkami. Wszystko to się w krajobrazie wzajemnie zaplata i zrasta, więc czasem trudno oddzielić jeden element od drugiego. Macka starorzecza dosięga wsi, pastwisko łagodnie przechodzi w nadbrzeżne odsypisko, a łęg w piaszczystą wyspę bądź w bujną kolorową łąkę. Rzeka i człowiek tworzą krajobraz niezwykle dynamiczny, zmienny w czasie i przestrzeni.
Pisząc tę książkę, starałem się na przykładzie Bugu pokazać, jak rzeka wpływa na obszar, przez który płynie, na ludzi, którzy zdecydowali się osiedlić w sąsiedztwie wody, na świat roślin i zwierząt, a zwłaszcza ptaków. Oddziaływania rzeki mogą być subtelne jak unosząca się w dolinie mgła bądź gwałtowne – niczym letnia powódź. Przedstawiłem tu moje osobiste spojrzenie na te relacje – spojrzenie fotografa przyrody, ornitologa i domorosłego regionalisty.
P r z e b i e g
Rzeki zwykle zaczynają się niepozornie. Wypływają gdzieś spod wilgotnej ziemi, ledwo przeciskając się przez splątane korzonki i liście. W zasadzie nie można ich wtedy jeszcze nazwać rzekami, bo rzeka to przecież ciek poważny i kształtujący krajobraz – a to najwyżej strumyki lub wręcz: ledwo ciurkające strużki. Mija wiele kilometrów, nim nabierają powagi i siły. Z Bugiem jest jednak inaczej. Zaczyna od razu z przytupem i już na samym początku wyraźnie zaznacza swoją obecność. Swoje źródła ma na Ukrainie, między innymi w Werchobużu. Tak opisano je w Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego z 1880 roku: „We wschodniej stronie wsi bierze początek jeden ze źródlanych potoków Bugu. W małej kotlinie między karczmą a zabudowaniami wsi wytryska kilkoma otworami jedno z najsilniejszych źródeł Bugu. Jest ono otoczone cembrzynami dębowymi; tuż nad źródłem, między dwiema lipami, stoi statua św. Jana Chrzciciela”1.
Źródło jest dziś obudowane murkiem, obok tkwi krzyż, a wokół rozciąga się kwietny ogródek i stoją białe figurki świętych oraz aniołków. To jakby źródło i ołtarzyk jednocześnie. Woda źródlana jest zimna i czysta, można ją pić. Bug wypływa z cembrowiny prostym kanalikiem o brzegach umocnionych kamieniami. Są tam ławeczki, mostek i chodnik z kostki. Można sobie przysiąść w cieniu rozłożystych wierzb i posłuchać wody, bo kilkadziesiąt metrów od źródła znajduje się niewielki uskok, szumi wodospad. Bug zaczyna się więc nieco bajkowo.
Płynie na początku korytem prostym i uregulowanym. Mija małe wioseczki oraz agrarne pustkowia, czyli rozległe pola i łąki postsowieckich gospodarstw molochów. W Stronibabach zasila stawy rybne. Niewiele dalej pod Buskiem spotyka się z rzeką Pełtew. Od tego miejsca Bug zaczyna się kręcić, meandrować. Robi się wężowaty jak prawdziwa rzeka. W Zagumienkach gwałtownie pęcznieje i przepoczwarza się w coś na kształt podłużnego, powyginanego jeziora. Ma ono długość ponad 10 kilometrów i szerokość 500 metrów – to przez zaporę w Starym Dobrotworze. Poniżej zapory Bug ponownie staje się rzeką, choć znowu nieco ułomną, bo widać, że częściowo okiełznaną. Nie wije się już tak jak wcześniej.
Pod Parchaczem do Bugu uchodzi Rata. Zaraz zaczyna się Czerwonogród, gdzie wpada Sołokija, a krajobraz industrialny miesza się z bagniskami i niskimi przedmieściami. Potem są Sokal i Starogród, a Bug zaczyna w końcu wyraźniej meandrować. Robi się coraz dzikszy i swawolniejszy – w takiej postaci dociera do naszego kraju. Począwszy od polskiej wsi Gołębie, jego nurt staje się granicą polsko-ukraińską. Nie wiem, czy na świecie istnieje druga równie meandryczna granica. Istne esy-floresy. A w dodatku granica ta jest w ciągłym ruchu, choć jak przystało na administracyjne wymogi, raz ustanowiona powinna zostać nieruchoma. Ona jednak, wciśnięta między dwa państwa, wierci się i pulsuje cyklicznymi wylewami.
Na północ od Gołębi jest wieś Prehoryłe. Brzmi z ukraińska, bo taka też kiedyś była. Po dawnych mieszkańcach tych terenów pozostały nieliczne cerkwie, stare zarośnięte cmentarze, krzyże przydrożne i nazwy wsi. W tym Prehoryłem kiedyś spałem. W samochodzie przy niewielkim starorzeczu, z widokiem na słupki graniczne. Długa podróż z Siedlec, nocleg w terenie, a od rana inwentaryzacja błotniaków łąkowych gniazdujących w dolinie i wypatrywanych z wyniesionych punktów rozsianych wzdłuż rzeki. Oczywiście miałem pozwolenie od straży granicznej. Na łąkach za wsią byłem widoczny jak na dłoni, a bez zameldowania się służbom można sobie tam narobić kłopotów. Pamiętam, jak wieczorem od ukraińskiej strony dochodziła jakaś skoczna muzyka, nieco przytłumiona odległością. Nielegalnie przekroczyła granice. A obok mnie rozbrzmiewał chór żab ze starorzecza.
Za Prehoryłem jest Kryłów. W miejscowości – a raczej między nią a Ukrainą – stoją pozostałości zamku z XVI wieku. Twierdza, kiedyś posadowiona na wyspie nadbużańskiej, teraz ma już stałe (choć bardzo wąskie) połączenie z lądem. Ruiny z roku na rok są niższe, coraz bardziej podobne do tworu naturalnego, powoli wtapiają się w krajobraz. W dalekiej przyszłości być może zupełnie się roztopią w nadrzecznym pejzażu, w jego glebie i bujnej roślinności. Chyba sporo osób tam zajeżdża, bo zainwestowano w infrastrukturę. Wytyczono elegancką ścieżkę, pojawiły się ławeczki, stoliki, mostek na dawną wyspę i nawet jakieś rzeźby.
Wsie i domostwa po naszej stronie często stoją bardzo blisko Bugu, jakby żadnej granicy nie było. Gdyby nie porozstawiane biało-czerwone słupki, można by pomyśleć, że Polska wcale się tutaj nie kończy, że ciągnie się jeszcze kawałek na wschód. Na prawo od rzeki, czyli po stronie ukraińskiej, jest bardziej dziko. Tam utworzyło się coś w rodzaju naturalnej strefy buforowej między Bugiem a wioskami. Ukraińska dolina zarasta łęgami i mnóstwo tam podmokłości. Dzicz jest zapewne celowo podtrzymywana, żeby trudniej było przekroczyć granicę, podobnie jak na granicy polsko-białoruskiej.
Za Kryłowem jest Kosmów i ujście Bukowej, a potem Czumów i Gródek, za którymi wpada Huczwa. Przed Gródkiem stoi wielka wieża widokowa. Można z niej podziwiać fragment doliny – wciśnięte w pofalowany teren niskie bagienne łąki. Widać też łagodne wzgórza Ukrainy. Za Gródkiem leżą Husynne, Strzyżów, Zosin i Łuszków. A pod Łuszkowem Bug wygina się tak, że tworzy zakole będące najbardziej wysuniętym na wschód punktem kraju. To czubek tego charakterystycznego „dzióbka”, znanego nam z map przedstawiających kontur Polski.
Bug meandruje dalej na północ. Mija Horodło, Matcze, Skryhiczyn, Dubienkę. Potem jest Dorohusk, Hniszów i Wola Uhruska. Gdzieniegdzie w dolinie rozpościerają się rozległe łąki okraszone podmokłościami i starorzeczami oraz wierzbowym nalotem. Przed Włodawą rosną wielkie lasy sobiborskie z bagniskami i jeziorami. Po obu stronach Bugu rozpościera się tam Polesie, czyli kraina moczarów. Od Włodawy po prawej stronie rzeki nie ma już Ukrainy – ciągnie się tam Białoruś.
Za Sławatyczami znajduje się wieś Mościce Dolne. To część dawnych kolonii olęderskich o nazwie Neudorf-Neubruch, założonych w XVII wieku. W 1928 roku wizytował je prezydent Ignacy Mościcki i z tej okazji, na wniosek pastora tamtejszego zboru, nazwy osad zmieniono na Mościce Dolne i Mościce Górne, choć pastor wnioskował o bardziej polesko brzmiącą nazwę, a mianowicie: Mościcze. A dlaczego osada była dwuczęściowa? Jeszcze w XIX wieku zabudowania leżały tylko po prawej stronie Bugu, rzeka zmieniła jednak bieg i przełamała kolonię na dwie części. Potem przyszła II wojna światowa i rozdzieliła granicą rodziny i sąsiadów. Mieszkańców spotkał różny los, różne były kierunki wywózek – w zależności od tego, czy znaleźli się pod butem hitlerowskich Niemiec (Mościce Dolne), czy sowieckiej Rosji (Mościce Górne). Te drugie Mościce – po stronie białoruskiej – już nie istnieją. Zostały wysiedlone jeszcze podczas wojny. Plama po dawnej wsi zarosła tam gęstym wilgotnym lasem. Po polskiej stronie do dziś żyją potomkowie olęderskich kolonistów.
Kawałek za Mościcami jest Jabłeczna, a na prawo od Jabłecznej – tuż przy Bugu i niczym wyspa wśród podmokłych łąk oraz plątaniny starorzeczy – stoi prawosławny monaster św. Onufrego. Niby odludzie, ale zajeżdża tam sporo osób. Dalej znajduje się naszpikowany katolickimi miejscami kultu Kodeń, a za nim Kostomłoty i jedyna na świecie katolicka parafia neounicka. Tak to już jest na wschodzie: obrządki przeplatają się wzdłuż rzeki. Pod Brześciem mieści się kolejne miejsce kultu, tym razem po stronie białoruskiej. Twierdza Brzeska – bo ją mam na myśli – urasta tam do rangi świątyni Armii Czerwonej. Gdy tam byłem, moją uwagę najbardziej przykuło stado jaskółek uczepione gigantycznej i groźnie patrzącej głowy, jakby wyrastającej z ogromnej sztucznej skały z odciśniętymi na niej sierpem i młotem. Pamiętam też, jak jakieś dzieci z czerwonymi chustami i w furażerkach składały na przestronnym placu kwiaty (oczywiście czerwone), a rodzice robili im zdjęcia. Monumentalizm, betonowa patelnia i hulający po niej duch socjalizmu. Dobrze, że były te jaskółki. Wprowadziły w tę ciężką od czołgów i martyrologii przestrzeń trochę lekkości.
W Brześciu do Bugu wpada Muchawiec. Na terenie Białorusi jest on połączony Kanałem Królewskim z Piną, ta zaś łączy się z Prypecią, a dalej już tylko Dniepr i Morze Czarne. Istnieje więc możliwość przepłynięcia od morza do morza – z wykorzystaniem jeszcze kawałka Narwi i Wisły. Z tego połączenia korzystają niektóre podwodne zwierzęta, które dzięki niemu kolonizują nowe obszary. W taki sposób do naszych wód dostały się między innymi babka łysa i babka marmurkowata – niewielkie ryby pochodzące ze zlewiska Morza Czarnego i Morza Kaspijskiego.
W Neplach uchodzi Krzna, a poniżej mieści się rezerwat Szwajcaria Podlaska. Przy dróżce biegnącej wzdłuż rezerwatu stoi (a przynajmniej stał jeszcze kilka lat temu) pomnik-czołg T-34, czyli „Rudy”. Brzegi Bugu są tam strome, a ku rzece opadają schowane w lesie głębokie malownicze wąwozy.
W Łęgach Bug robi takie pętle, że kierunek nurtu zalicza wszystkie strony świata. Wśród podmokłości i zarastających łąk nikną tam resztki dawnego traktu, choć na mapach z początku XX wieku widać go wyraźnie, niczym współczesną autostradę. Przez rzekę był wtedy przerzucony most. Dziś wszystko przykryły ekspansywne drzewa i krzaki, a po moście nie ma śladu.
Dalej leżą Pratulin, Zaczopki, Derło i Woroblin, a za nimi przylegający do rzeki rezerwat Łęg Dębowy z potężnymi i rozłożystymi dębami górującymi nad podmokłym lasem. Za łęgiem zaczynają się łąki i pastwiska okalające słynną stadninę koni arabskich pod Janowem Podlaskim, gdzie co roku na aukcje przyjeżdżają osobistości z całego świata. Historia stadniny sięga początków XIX wieku. Tak janowskie błonia opisywał Zygmunt Gloger:
Ze wzgórz prawego wybrzeża widzisz tam, za płową wstęgą rzeki, rozległe błonia i łąki ocienione tu i ówdzie gajami olszowymi, wśród których pasą się swobodnie tabuny różnomaścistych źrebców i klaczy ze stada rządowego w Janowie. Gdyby nie długie szopy na siano, po szerokich błoniach tu i ówdzie rozrzucone, to nie widząc ani pól uprawnych, ani domostw ludzkich, mógłbyś sądzić, że to obraz dziewiczej przyrody z czasów dawnych2.
Pod Gnojnem (i leżącym po prawej stronie Niemirowem) Bug gwałtowne skręca w lewo. Opuszcza granicę i udaje się w głąb Polski. Na zakręcie jest punkt widokowy oraz trójstyk województw – spotykają się mazowieckie, lubelskie i podlaskie. Pod niedalekimi Borsukami, między szerokim starorzeczem a Bugiem, rozciąga się piaszczyste pastwisko, tak zwana Wajkowska Wyspa. Ani to wyspa, ani Wajków, który leży po północnej, czyli przeciwnej stronie rzeki, ale na przedwojennych mapach Bug płynie inaczej i owa „wyspa” faktycznie przynależała wtedy do Wajkowa. Rzeka zmieniła jednak bieg, odcięła cypel od macierzystej wioski, i w ten sposób po południowej stronie Bugu przybyło piaszczystego lądu, który do dziś jest wykorzystywany jako pastwisko.
Takich podszytych piaskiem, pachnących krowami i macierzanką wygonów będzie jeszcze trochę po drodze. Według mnie są one charakterystycznym elementem nadbużańskiego pejzażu, choć kiedyś znacznie powszechniejszym. Niestety wiele takich pastwisk zarosło, gdyż od lat nikt ich nie używa. Coraz mniej jest krów na świeżym powietrzu, a coraz więcej zamkniętych w wielkich przemysłowych halach. Pod Borsukami widziałem, jak jedna z tych ostatnich wolnych krów ocieliła się wprost na pastwisku. To, zdaje się, było bydło rasy hereford, pochodzącej z zachodniej Anglii i doskonale przystosowanej do ekstensywnego wypasu na ubogich glebach.
Leżące zaraz za Borsukami Serpelice to wieś letnisko z mnóstwem domków wypoczynkowych schowanych w lesie. Jakieś 4 kilometry w dół rzeki, po prawej stronie, zaczyna się Mielnik. Jest wysoki i pofalowany. Bardziej przypomina jakieś miasteczko z południa kraju niż typową podlaską zabudowę, płasko przyklejoną do monotonnej niziny. Mielnik słynie z góry zamkowej (już bez zamku), win (znowu skojarzenie z południem Polski) i kopalni kredy. Ciekawostką są również murawy kserotermiczne, czyli ciepłolubne zbiorowiska roślinne, rozciągające się na łagodnych wzniesieniach, na których prowadzi się wypas owiec (tak, zupełnie jak na południu). Bez tych ssaków murawy by zarosły, to zaś spowodowałoby zniknięcie wielu rzadkich roślin i bezkręgowców związanych z takimi zbiorowiskami. Owce zgryzają murawy dokładnie i niziutko, okraszając je mrowiem małych bobków. Naprzeciwko Mielnika – po lewej stronie rzeki – leży opatulone sporym lasem uroczysko Trojan. To kompleks zagajników oraz bujnych i kolorowych łąk, które sąsiadują z rozległym i połączonym z Bugiem starorzeczem.
Kawałek za Trojanem ciągnie się ulicówka Stare Mierzwice. Podobno odbył się tam jeden z ostatnich pochówków wampirycznych na ziemiach polskich. Złożono tam niejakiego Frelka, starego kawalera i domokrążcę, który opuścił ten padół łez nagle, a gdy już wyzionął ducha, z jego zwłokami zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Mówiono, że po pogrzebie okoliczne psy uciekły w pola. Powiadomiono o tym księdza, który ponoć nakazał posypać podwórze popiołem. Następnego ranka ludzie dostrzegli na nim ślady ogromnych kurzych stóp. A co było dalej? W 1914 roku pani Szymańska, jako sześcioletnia dziewczynka, była świadkiem rozkopywania grobu straszydła. Przytoczę fragment opowieści wnuka Szymańskiej, która została zamieszczona w jednym z antropologicznych opracowań:
Tego jeszcze dnia ksiądz, wraz ze wszystkimi mieszkańcami wsi, udał się na cmentarz i kazał rozkopać grób domniemanego upiora. Po oderwaniu desek wieka trumny ukazały się plecy nieboszczyka. Jak opowiadała babcia, ciało miał wiotkie, leżał na brzuchu i „zjadał się”, gdyż palce poobgryzane miał ze skóry. Podczas gdy ksiądz modlił się za potępieńca – rydlem odcięto głowę nieboszczykowi i włożono pomiędzy nogi. Grób zasypano, a o całej sprawie ludzie bali się nawet nawzajem sobie opowiadać3.
Za Starymi Mierzwicami Bug mija rozległy las, liche poletka i most kolejowy we Fronołowie. Potem opływa jeszcze kilka wysepek i wpada do niego Sarenka – taka rzeczka, a nie ssak z kopytami. Za nią widać most drogowy spinający Podlasie Południowe z województwem podlaskim, a Bug dociera do wsi Kózki. Tam rozpościera się kolejne piaszczyste pastwisko, będące jednocześnie rezerwatem i miejscem wypasu owiec w ramach czynnej ochrony rzadkich siedlisk. Połacie piachu, strzeliste jałowce i mikre sosenki dobrze widać z mostu, który góruje nad wygonem. Ale nie radzę zbytnio zwalniać, bo ruch jest tam dosyć spory. Przed mostem do Bugu uchodzi mała i meandrująca Kamionka. Za mostem leży zaś turystyczna Wólka Nadbużna, a dalej Ogrodniki. Tam też rozciągało się okazałe ubogie pastwisko, ale zupełnie już zarosło lasem. Zdjęcie lotnicze z lat 50. pokazuje podlaską pustynię mierzącą 2 kilometry. To musiało być wspaniałe miejsce dla sieweczek i kulonów, czyli ptaków związanych z piachem, o których będę jeszcze wspominał w tej książce. Dziś na skraju tamtejszego drzewostanu spomiędzy zarośli wyzierają jeszcze spłachetki piachu – pozostałość po otwartym i sypkim krajobrazie.
Pod Drażniewem wiją się jedne z najdłuższych starorzeczy w dolinie, a nurt Bugu zasilają wody Tocznej, płynącej leniwie z głębi Podlasia Południowego. Potem po prawej stronie widać Drohiczyn i górującą nad rzeką górę zamkową. To stare miasto, założone prawdopodobnie w XI wieku, przechodziło z rąk do rąk. Panowali w nim na przemian Polacy, Rusini i Litwini. W 1253 roku koronowano tu księcia Rusi Daniela I Romanowicza, a w XVI wieku Drohiczyn został stolicą ówczesnego województwa podlaskiego.
Między Drohiczynem a Starczewicami znajduje się leśny rezerwat Przekop, a do Bugu wpada Kołodziejka. Jej ujście ledwo widać z racji barykad z powalonych drzew. Na północ od Starczewic, za Bugiem, leży wielkie półkoliste starorzecze – pozostawiony w krajobrazie dowód na swawolność rzeki. Bug jakiś czas temu zmienił tam bieg i odciął od wsi rozległe błonia, przekazując je północnej stronie. Nie było żadnej umowy, żadnego notariusza, tylko gwałtowny napór wody: fizyka i geografia.
Kawałek przed mostem łączącym Frankopol z Tonkielami uchodzi niewielka Myśla, a między jej ujściem a szosą wznosi się olbrzymia skarpa, z której aż strach patrzeć w dół. Nieco za mostem, po lewej stronie, bieleją zabudowania dawnego prawosławnego klasztoru w Wirowie. Po prawej leżą zaś niewidoczne z rzeki, bo odsunięte od niej Chutkowice i Chrołowice. Kiedyś mieściły się nad samym Bugiem, ale przywołane już fizyka i geografia sprawiły, że obecnie wioski mają pod nosem tylko starorzecze. Dalej znajdują się Mołożew i aż dwa rezerwaty: piaszczysty wygon Wydma Mołożewska oraz kolejny bardzo wysoki brzeg – Skarpa Mołożewska.
Potem jest wieś Gródek, a w niej resztki średniowiecznego gródka. Istotnymi punktami w miejscowości są też ośrodek wypoczynkowy oraz drewniany kościółek, który kiedyś był cerkwią. Wieś leży na wyniesieniu, z którego roztacza się widok na leżące po drugiej stronie łąki, na nich zaś można się natknąć na koliste ślady po średniowiecznym umocnieniu. Jego wały są już mocno wypłaszczone, a całość ledwo odznacza się w krajobrazie. Za Gródkiem, po lewej stronie rzeki, ciągną się podłużne skrawki gęstego łęgu. Potem łęg przechodzi na drugą stronę i zaraz do Bugu wpada mała, ale silna rzeczka Silna. Przebija się przez długie półkoliste starorzecze, gdzie obserwowałem kiedyś krwawodzioby, płaskonosy i cyranki, a słyszałem kropiatki. Tuż za nią z lewej wpada Turna.
Póki co dolina jest raczej wąska i wciśnięta w suchą rolniczą nizinę. Pola podchodzą blisko brzegu, a charakterystyczne dla dolin rzecznych łęgi, łąki i pastwiska są w mniejszości.
Przed Grannem przy niskim stanie wody wyłaniają się z nurtu resztki podłużnej konstrukcji. Sterczą tam trzy szeregi ciągnących się od brzegu pali wbitych w rzeczne dno i w usypane z kamieni podłoże, będące jakby wypłaszczonym wałem. Tajemnicza konstrukcja objawiła się podczas gorącego lata 2015 roku, kiedy wody w Bugu było nadzwyczaj mało. Miejscowi mówili, że to resztki mostu, którym przeprawiał się Napoleon. Szczegółowe badania wykazały jednak, że są to raczej pozostałości po ostrodze, która na początku XIX wieku chroniła brzeg i port rzeczny przed podmywaniem.
Za Grannem, jakieś 10 kilometrów w dół rzeki, do Bugu z prawej strony wpada całkiem spory Nurzec, płynący od granicy Polski z Białorusią, gdzie wysiąka spod podmokłych łąk okolic Czeremchy. Z lewej strony – prawie naprzeciwko Nurca – wpada zaś niewielka Cetynia. Bug więc stopniowo puchnie, wchłaniając kolejne mniejsze i większe cieki. Jest coraz szerszy i coraz więcej w nim miejsca na wyspy, ławice i boczne odsypiska. Całkiem spore wyspy potworzyły się jeszcze przed ujściem Nurca, a dokładniej pod Głodami. Najdłuższa ma prawie 800 metrów.
Po lewej stronie rzeki biegnie wał odgradzający od Bugu Krzemień, Wieskę, Kamieńczyk, Białobrzegi i Kiełpiniec. Pod Kiełpińcem wałami odcięto też starorzecze z bobrowym żeremiem, koloniami rybitw czarnych, lęgowymi błotniakami stawowymi i ukrytymi w szuwarach zielonkami oraz wodnikami. Po prawej na wyniesieniu ciągną się Murawskie Nadbużne. Są tuż nad brzegiem, tak jak nieodległy Nur. Gospodarstwa podchodzą pod sam Bug – jeśli ktoś ma kury, to musi uważać, żeby mu nie powpadały do wody.
Za mostem pod Przewozem Nurskim leży Długie Kamieńskie z rozciągniętym, robakowatym starorzeczem. Niestety, ono również zostało odcięte od macierzystej rzeki. Tak jak kolejne kiszkowate jeziorko pod wsią Długie Grodzieckie. Po prawej stronie znajduje się wieś Zuzela, wpada Pukawka i leży plackowaty las, którego kilkadziesiąt lat temu nie było, a zamiast drzew rozciągała się tam piaszczysta golizna.
Pod Rytelami-Olechnami wał oddala się od Bugu i rzeka ma miejsce na szerokie rozlanie się po łąkach. Fakt ten, w połączeniu z podmokłościami, wygiętym starorzeczem i meandrującą Buczynką przeciskającą się przez owo jeziorko, sprawia, że jest to obszar tętniący ptasim życiem.
Po drugiej stronie góruje Zgleczewo, gdzie u podnóża łagodnych, choć wysokich skarp rozciąga się kolejny wygon, a krowy mielą kopytami rzeczny piach i błoto. Czasem tam zajeżdżam, by popatrzeć na swobodny wypas i kłębiące się nad wyspą rybitwy. W rosnącej na skarpie sosnowej drągowinie mieszkają pustułki i uszatki.
Potem Bug rzeźbi w pejzażu gigantyczną literę S i ciągnie dalej na zachód. Robi się coraz mniej podlaski, a coraz bardziej mazowiecki. Pod Rytelami wije się wąska południowa odnoga, którą do czasu powstania wałów przeciwpowodziowych płynął nurt. Wały odnogę przecięły i teraz mamy wężowate starorzecze. A gdyby nie nasyp, być może znajdowałaby się tam największa wyspa na Bugu.
Za wszystkimi Rytelami (jest ich kilka – Olechny, Suche, Wszołki, Święckie, a kiedyś były i Rybaki, po których zostały tylko rozwalające się podmurówki i piwniczki), za przestronnymi łąkami i rosnącymi na nich lichymi zagajnikami, na skraju rozległego lasu tkwią pozostałości obozu zagłady w Treblince. Ale jeszcze przed Treblinką do Bugu uchodzi niepozorna Kosówka. Między Treblinką a Prostynią leży spore starorzecze, dobre miejsce na obserwacje rybitw czarnych, które co roku się tam gnieżdżą. Dalej dolina robi się szersza i coraz bardziej zalewowa. Pola oddalają się od koryta, a przestrzeń od Treblinki do Brańszczyka to istne morze łąk – połać zielonego długa na ponad 30, a szeroka miejscami na 6 kilometrów. Pełno tam zagajników, starorzeczy i meandrycznych podmokłości. Można by długo wymieniać żyjące w tym ptasim raju gatunki. Najważniejsze to rycyk, kulik wielki, kropiatka, podróżniczek, derkacz, rybitwa czarna i białoskrzydła, a nawet skrajnie rzadki dubelt. Część tej krainy przyjmuje wylewy, a część jest schowana za barykadą wałów.
Przed Brokiem do Bugu wpada rzeka Brok, a za Brokiem jest zatopiony, mierzący 40 metrów wrak parowca, pochodzący zapewne z czasów I wojny światowej. Z wody wystaje głównie jego kocioł. Reszta niknie w odmętach piachu i nurtu. Latem 2015 roku, kiedy było bardzo sucho, a rzeki odsłaniały swoje podwodne tajemnice, można było zobaczyć także boczne koła (a raczej ich powyginane resztki) parowca oraz mnóstwo pokładowego żelastwa. Ciągnęły tam wówczas wycieczki aż z Warszawy, a na odsłonięty pokład dało się wejść przez płyciznę. Oczywiście nie mogło zabraknąć dziennikarzy. Powstały wtedy programy telewizyjne i reportaże o wraku.
Krajobraz pod Szuminem tworzą jasne piaszczyste skarpy, sosnowe bory i powalone w nurt drzewa. Widać w nim pewną świeżość i dynamikę. Nic dziwnego, ponieważ wydarzyła się tam najmłodsza duża zmiana biegu rzeki. Jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku Bug był tam wygięty w pałąk z garbem skierowanym ku północy. Później wody znalazły sobie kolejne, nieco krótsze koryto i rzeka zaczęła płynąć dwoma odnogami. Powstała w ten sposób całkiem spora wyspa (ponad 80 hektarów) z lasem i łąkami. W 2011 roku północne koryto zaczęło zanikać, a główny nurt skierował się do południowej odnogi. Od 2016 roku nie możemy już mówić o wyspie. Ostatecznie Bug zdecydował się na nowe koryto, skracając sobie w ten sposób drogę. Stare łożysko jeszcze przez pewien czas jaśniało w pejzażu gołym piaskiem, ale roślinność zapełniała je z roku na rok i obecnie niemal zupełnie przykryła. To rzecz naprawdę wspaniała i niespotykana, że w środku Europy płynie rzeka, która w tak dużym stopniu może kształtować krajobraz wokół siebie.
Za Brańszczykiem jest Kamieńczyk, a pod Kamieńczykiem – dawną osadą flisacką – wpada Liwiec, który na ujściowym odcinku meandruje wśród ukrytych w lasach letniskowych osiedli. Tuż przed jego ujściem leży całkiem spora, porośnięta dzikim łęgiem wyspa. Liwiec to stosunkowo długa rzeka, ciągnąca się przez ponad 140 kilometrów. Jej wody oddają Bugowi cząstki zbierane na olbrzymim obszarze pogranicza Mazowsza i Podlasia. Od Kamieńczyka dolina znowu zaczyna się zwężać. Przy Wyszkowie Bug nieco okiełznano, temperując jego siłę i dynamikę zębami ostróg. Między Wyszkowem a Młynarzami, w cieniu ubogich lasków, ukrywają się osiedla domów jednorodzinnych, które podchodzą pod sam brzeg. Za Młynarzami dolina łapie oddech i krajobraz łąkowo-pastwiskowy z licznymi starorzeczami i bagienkami znów szeroko się otwiera. Pod Słopskiem wpada malowniczy Fiszor, a pod Ślężanami niepozorny ciek, który przy ujściu gwałtownie rozszerza się w długą i skomplikowaną zatokę. Między nim a Bugiem wykształcił się kompleks atrakcyjnych przyrodniczo szuwarów, łąk i podmokłości.
Za Ślężanami znajduje się całkiem spora wyspa (1,5 kilometra długości), kiedyś gładka i piaskowa, a dziś szorstka i zielona. Może i tam Bug niedługo wybierze sobie jedno koryto i wyspa przestanie być wyspą? Po drugiej stronie widać Barcice. Przed i za nimi roztaczają się rozległe wygony. Dalej, wciąż po prawej stronie, są Jackowo i dwa Popowa – Kościelne i Parcele. Na południe od Popowa-Parceli leży kolejna duża wyspa. Jej wnętrze to prawie 150 hektarów podmokłości, łęgu i czegoś na kształt sawanny, po której wędrują krowy. Z brzegiem łączy ją betonowa grobla, która przy wysokich stanach wody niknie i tylko przelewająca się kipiel zdradza wtedy jej obecność.
Największa wyspa mieści się jednak pod Kuligowem, po lewej stronie Bugu. Od północy opływa ją główny nurt, a od południa wąska odnoga. Jej wnętrze o powierzchni ponad 150 hektarów jest podobne do wnętrza wyspy popowskiej – mazowiecka sawanna z bydłem i swojskie moczary okraszone wierzbami. Zresztą tak wygląda duża część nadrzecznego pejzażu okolic Kuligowa. Nic więc dziwnego, że w 2019 roku zawitał tam na chwilę ibis kasztanowaty – egzotyczny wodno-błotny ptak z Afryki i południa Europy. Za ptakami ciągną ich obserwatorzy, więc dość często można tam spotkać ludzi z przyklejonymi do oczu lornetkami i lunetami.
Ujście Bugu do Narwi jest ciasno zabudowane wałami, które odcinają rzekę od wyrzeźbionego przez nią niegdyś pejzażu. Złapano tam rzekę za pysk, ujarzmiono i teraz jej wody wpadają gigantyczną rynną do przedsionka Zalewu Zegrzyńskiego. Ale na szczęście to tylko epizod. W większości swego biegu Bug pozostaje tworem dzikim i żywym.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, t. 1, nakł. Filipa Sulimierskiego, Bronisława Chlebowskiego, Władysława Walewskiego, Warszawa 1880–1914, s. 221. [wróć]
2. Z. Gloger, Dolinami rzek. Opisy podróży wzdłuż Niemna, Wisły, Bugu i Biebrzy, Nakład Ferdynanda Hösicka, Warszawa 1903, s. 171. [wróć]
3. P. Szymański, Rzecz o Frelku z Mierzwic Starych [w:] Czarownice. Funeralia Lednickie – spotkanie 2, red. J. Wrzesiński, „Akme” Zdzisław Wiśniewski, Poznań 2008, s. 118. [wróć]