Cała naprzód - Michał Borkowski - ebook

Cała naprzód ebook

Borkowski Michał

4,0

Opis

Nic nie musisz, ale jeśli tylko chcesz, to naprawdę wiele możesz. Najpierw jednak zatrzymaj się tu, gdzie jesteś. Zajrzyj w siebie, by „rozwojem osobistym” nie pompować dziurawej dętki. A jesteś nią, jeśli nie akceptujesz siebie, uważasz, że ciągle nie wystarczasz, i próbujesz zasługiwać na uznanie innych. Znajdź źródło swoich problemów, zmierz się z nimi cierpliwie, potem uśmiechnij się do siebie i... cała naprzód!
 
Ta książka pomoże ci z dystansem spojrzeć na twoje ograniczenia. Podpowie ci, w co warto inwestować życiową energię, a co lepiej odpuścić i wrzucić na luz. Zmobilizuje cię do zmian i wytrwałości w postanowieniach.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 119

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jarek19847

Dobrze spędzony czas

Dobra książka fachowe podejście do tematu samorozwoju
00

Popularność




Ta książka jest tania.

KUPUJ LEGALNIE.

NIE KOPIUJ!

Michał Borkowski

CAŁA NAPRZÓD

ROZWÓJ

OSOBISTY...

ZACZNIJ TU,

GDZIE JESTEŚ

© Michał Borkowski

© Fundacja Mocni w Duchu

Redakcja: Joanna Sztaudynger

Korekta: Anna Lasoń-Zygadlewicz

Projekt graficzny i skład: Bogumiła Dziedzic

Zdjęcie: Jakub Zagalski / mipu.pl

Za pozwoleniem Przełożonego

Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej

Towarzystwa Jezusowego – Tomasza Ortmanna SJ

Warszawa, 11 stycznia 2019 r.

Nihil obstat: L.dz. 2019/2/NO/P

Książka nie zawiera błędów teologicznych.

ISBN 978-83-67126-21-2

MOCNI W DUCHU – Centrum

90-058 Łódź, ul. Sienkiewicza 60

tel. 42 288 11 53

[email protected]

odnowa.jezuici.pl

Zamówienia:

tel. 42 288 11 57, 797 907 257

[email protected]

odnowa.jezuici.pl/sklep

Na początek

Cała naprzód! Dokładnie pamiętam, gdzie i kiedy ten tytuł urodził się w mojej głowie. To był 31 lipca 2018 roku. Jechałem wtedy rowerem wzdłuż trasy Siekierkowskiej w Warszawie.

Od kiedy pamiętam, było we mnie wołanie Cała naprzód!, które rozumiałem jako wyzwanie do rozwoju, do odkrycia i pełnego zrealizowania swojego potencjału. Czasami ta rzeczywistość napełniała mnie radością i satysfakcją, ale częściej była frustrująca, kiedy uświadamiałem sobie, że minął kolejny dzień, miesiąc, rok mojego życia, a ja nie jestem nikim szczególnym – prezydentem, prezesem, burmistrzem, nawet przewodniczącym klasy nigdy nie byłem…

Kilka lat temu pojawiło się we mnie wołanie przeciwne: Zacznij tu, gdzie jesteś. Pamiętam, jak po raz pierwszy to zdanie przyszło mi do głowy i wypowiedziałem je podczas spotkania z koleżanką. Miałem przekonanie, że to przesłanie przede wszystkim dla niej, ale o dziwo – przykleiło się do mnie i wracało jak bumerang.

We wspomniany ostatni dzień lipca nastąpiło głębokie, wew­nętrzne spotkanie tych dwóch zdań w mojej głowie i sercu. To było jak zapłodnienie, przeniknięcie się dwóch zupełnie innych komórek, całkowicie odmiennych myśli, których połączenie stworzyło całkiem nową jakość – nowe życie. Moje serce zaczęło wtedy bić zupełnie innym rytmem. Jest to rytm, który łączy w sobie energię i spokój, radość i ciszę, działanie i odpoczynek.

To było w przeddzień bardzo wyjątkowego czasu. Przede mną było pięć dni prawdziwych wakacji! Moja żona chodziła do pracy, dzieci wyjeżdżały z babcią na wieś, a ja wreszcie miałem mieć czas tylko dla siebie. Pojawiło się tysiąc pomysłów na jakiś wyjazd: góry, rower, samochód, piesza wędrówka, namiot, Polska, Europa… Byłem jednak potwornie zmęczony minionym rokiem pracy i zdecydowałem się zostać w domu, a najdalsza wędrówka, jaką podjąłem w te dni, to była wycieczka z kubkiem kawy na bujaną ławkę za domem. Zupełnie złamałem swoje dotychczasowe przyzwyczajenia, bo ja od zawsze byłem chory na nerwicę zaliczania celów turystycznych w wolnym czasie. Tym razem zrobiłem coś zupełnie nowego, innego niż dotychczas, wbrew mojej dotychczasowej konstrukcji. Kiedyś to było nie do pomyślenia, żebym w drugim dniu urlopu nie zdobył już przynajmniej trzech tatrzańskich szczytów…

Dzisiaj bierzesz do ręki książkę, która jest owocem tamtego inspiru­jącego momentu. Napisałem ją po to, żeby podzielić się doświadczeniem moim, moich bliskich oraz osób, które spotykam w gabinecie, pracując jako psycholog. To doświadczenie tych, którzy odkryli, że NIC NIE MUSZĄ, ALE JEŚLI CHCĄ, TO MOGĄ.

DZIURA W DĘTCE

Postój to też wędrówka

Była godzina dziewiąta rano, koniec czerwca. Tradycyjnie na przełomie czerwca i lipca w naszej rodzinie trwały tak zwane dni ojca, czyli czas, który spędzam sam z dziećmi. Staś ma osiem lat, a Hania sześć. W tym roku zdecydowaliśmy się na wspólny rajd rowerowy.

To był trzeci poranek wyprawy. Siedziałem nad jeziorem w okolicach Gołdapii. Wstępny plan zakładał, że tego dnia dojedziemy do Węgorzewa, gdzie mieliśmy się spotkać z moim kolegą. Miał po nas wyjechać samochodem z platformą na rowery i zabrać na nocleg do siebie. Panowało upalne lato. Do Węgorzewa było ponad sześćdziesiąt kilometrów. Nasz dotychczasowy najdłuższy dystans dzienny to pięćdziesiąt kilometrów, a poruszaliśmy się zwykle z prędkością dziesięciu kilometrów na godzinę, uwzględniając postoje, odpoczynki, posiłki itd. Analizowałem to wszystko i coraz bardziej uświadamiałem sobie, że Węgorzewo nam odjeżdża. Właściwie powinienem był się już przyzwyczaić, bo pierwszego dnia również odjechał nam cel, i drugiego podobnie. Za każdym razem brakowało około dwunastu kilometrów do założonego dystansu. Zwykle taki odcinek to nic wielkiego, ale w tym składzie, z dziećmi, to była istotna różnica. Już dwa razy zatrzymaliśmy się na nocleg wcześniej, niż planowałem. Za każdym razem okazywało się, że trafialiśmy do miejsca lepszego, niż mogłem sobie wymarzyć, ale ja nadal jeszcze wierzyłem w MÓJ PLAN. Ciągle nie przerobiłem tej lekcji i także w tej chwili ciężko mi było rozstać się z własną ambicją. Na rozum wiedziałem, że dla kolegi pojechać po nas piętnaście kilometrów dalej to żadna różnica. Z drugiej strony jednak, móc się potem pochwalić, że dzieci dawały radę przejechać ponad sześćdziesiąt kilometrów dziennie i zrobiły sto pięćdziesiąt w trzy dni… trudno mi było to oddać.

Wtedy usłyszałem śmiech Hani i Stasia. Oni przez cały czas odkąd przyszliśmy nad jezioro, budowali zamek z piasku. Zobaczyłem dwoje ludzi, którzy są całkowicie pochłonięci tym, co robią i SĄ SZCZĘŚLIWI. Powiedzmy sobie szczerze, budowanie zamku z piasku to czynność bezsensowna, bo albo fala go zabierze, albo inny plażowicz zepsuje. Zamek z piasku zawsze prędzej czy później zostanie zniszczony. Jednak moje dzieci były szczęśliwe, robiąc właśnie to. Patrzyłem na nie i postanowiłem przez chwilę jeszcze im nie przerywać. Położyłem się na trawie i po chwili poczułem ciepło słońca na całym ciele. Czułem się trochę tak, jakby słońce dosłownie zaczęło mnie dotykać. Wtedy zrozumiałem, że postawa moich dzieci oraz ciepły dotyk słońca podpowiadają mi, żebym został tu, gdzie jestem, żebym przeżył tę chwilę, żebym wreszcie był TU I TERAZ.

Pozwoliłem odejść myślom o celu, kilometrach, planie i ambicji i poczułem radość tego momentu, podsycaną przez szczęśliwe głosy moich dzieci oraz ciepły dotyk słońca. Nic nie muszę. Rajd rowerowy to nie tylko nakręcone kilometry, ale to także ta chwila odpoczynku nad jeziorem. Podobnie jak życie to nie tylko osiąganie celu i sukcesu, ale każdy oddech, spojrzenie, usłyszany dźwięk. Rajd rowerowy to wydarzenie, na które składają się nie tylko przejechane kilometry, ale także noclegi, posiłki, postoje, zwiedzanie. Ta chwila odpoczynku nad jeziorem to też rajd rowerowy. Podobnie jak chwila, która trwa w danym momencie, jest równie ważną częścią twojego życia jak ta, kiedy odbierasz dyplom, bierzesz ślub czy kupujesz nowy dom.

Wielu z nas jednak odkłada swoje życie na później i widzi jego sens w czymś, co dopiero ma nadejść, lub co trzeba dopiero osiągnąć. To kłamstwo. Życie to teraz, a teraz jest życie. Dlatego można cieszyć się bieżącą chwilą i wysysać do końca jej smak.

Mój przyjaciel pyta czasem: „Gdzie są twoje emocje?”. No właśnie, gdzie one są? Czy w bieżącej chwili? Kiedyś usłyszałem ciekawe zdanie: „Ludzkość jest dziś chora na dwie choroby, jedna nazywa się wczoraj, a druga jutro”. Rzeczywiście, pułapka życia przeszłością lub przyszłością jest bardzo niebezpieczna. Można zarówno pielęgnować tęsknotę za wspaniałą przeszłością, jak i żal po popełnionych błędach. Można ze zniecierpliwieniem oczekiwać przyszłości, a można podsycać w sobie lęk przed tym, co ona przyniesie. Jedno i drugie, i trzecie, i czwarte odciąga nas od bycia tu i teraz. Wielu z nas często zamiast być „tu i teraz” – jest raczej „tam i wtedy”. Jesteśmy tam zarówno myślami, jak i uczuciami, przez co nasze własne życie nas mija, przelatuje nam koło nosa, a my go nawet nie zauważamy. Podobnie jak ja, siedząc nad jeziorem, myślałem o jeździe i przegapiałem chwilę, która właśnie trwała. Na szczęście moje dzieci głośnym śmiechem przywołały mnie do porządku.

Poszukaj tego śmiechu i szczęścia w sobie, w twoim sercu, bo to właśnie trwająca chwila, a w niej twoje własne życie woła cię, żebyś wreszcie zaczął ŻYĆ!

1. Zamknij oczy na trzydzieści sekund i zastanów się, co słyszysz.

2. Nazwij te odgłosy.

W ten sposób bardziej świadomie przeżyjesz pół minuty swojego życia. Dobre i to na początek!

3. Powtarzaj to ćwiczenie przez siedem dni (potem może zechcesz włączyć je do swojego codziennego rozkładu zajęć).

Plama na koszuli

Historia wydarzyła się przed jednym z wesel, które prowadziłem jako wodzirej. Po prawie trzygodzinnym montażu, czyli zainstalowaniu sprzętu nagłaśniającego i oświetleniowego, już przebrany w strój galowy, postanowiłem napić się soku. No i stało się, poplamiłem koszulę w takim miejscu, którego nie dało się w żaden sposób zasłonić. Była to jednak malutka plama. Pokazałem ją mojemu koledze, który wypowiedział krótkie, żołnierskie: „Nie pier…, bo tylko ty widzisz tę plamę”. Te słowa mnie otrzeźwiły. Stałem na środku sceny, rozstawiliśmy właśnie sprzęt za kilkadziesiąt tysięcy złotych, a ja skupiałem się na plamce, którą ledwo było widać. Oczywiście takie szczegóły są ważne i na pewno nikt nie chciałby, żeby jego wesele prowadził koleś w poplamionej koszuli, jednak ja w tej sytuacji wyraźnie straciłem poczucie równowagi.

Taki scenariusz bardzo często dopada nas w codzienności. Spotykam pary, które siedzą u mnie w gabinecie i sprzeczają się o detale, wypominają sobie przewinienia sprzed lat. Najczęściej nie są to poważne sprawy, tylko takie właśnie „plamy na koszuli”. Podobnie jak ja skupiałem się na mojej plamie i wpatrywałem w nią, tak i w codzienności można szukać takiej właśnie plamy i na nią kierować swoją uwagę, a co za tym idzie – również emocje.

Otaczająca nas rzeczywistość jest złożona z wielu wspaniałych rzeczy. Jeśli jednak będziesz chciał i odpowiednio się postarasz, to zawsze znajdziesz dziurę w całym. Tylko po co? Jeśli po to, żeby w przyszłości zmienić to, co jest w zasięgu twojej odpowiedzialności, to OK. Jeśli jednak robisz to po to, żeby strzelać w kolano samemu sobie, swoim najbliższym, jeżeli tylko szukasz sposobu, by podstawić sobie nogę… to po co? Takie podejście prowadzi do całkowitego zablokowania umiejętności cieszenia się.

To ty decydujesz, na co skierujesz swoją uwagę. Możesz wpatrywać się w kłopotliwy detal, a możesz skupić się na ogromie dobra i piękna, które cię otacza. Zasada jest taka:

To, na czym się skupiasz, o czym myślisz i mówisz – zaczyna się mnożyć w twoim życiu.

Ja odwróciłem wzrok i myśli od mojej małej plamki i poprowadziłem wesele, które państwo młodzi i ich rodzina wspominali jeszcze przez długi czas z uśmiechem na twarzy. Ty też możesz świadomie odwracać swój wzrok od zła a skupiać się na dobru, zająć się nim i je pomnażać.

Pomyśl uczciwie o tym, jaka jest proporcja dobrych i złych rzeczy w twoim życiu. Skoro masz czas i możliwości, żeby czytać tę książkę, to twoje życie jest spokojne, bezpieczne, może nawet luksusowe. Jeszcze kilkaset lat temu tylko królowie mieli takie możliwości jak ty dzisiaj. Zastanów się, jaka jest proporcja rzeczy dobrych i złych w twoim myśleniu. Czemu poświęcasz swoją uwagę – tego staje się coraz więcej w twoim życiu. Jeśli adorujesz nieustannie to, co złe i trudne, to nie dziw się, że twoje nieadowolenie wzrasta. Ostatnio poprosiłem pewną kobietę, żeby pochwaliła swojego męża. Odpowiedziała, że nie ma za co. Powiedzmy sobie szczerze, jeśli ktoś nie widzi żadnego powodu, żeby pochwalić drugiego człowieka, to po prostu patrzy przez negatywny filtr i żyje w kłamstwie. Otwórz się na prawdę – dobro istnieje i jest go więcej niż zła. Także w tobie.

Niech żyje bal!

Na każdym weselu jest przynajmniej jeden gość, który fotografuje i nagrywa przyjęcie. Dziś jest to o tyle proste, że zwykły smartfon ma lepsze parametry techniczne niż profesjonalne kamery kilkanaście lat temu. Jako młody wodzirej denerwowałem się na gości, którzy zamiast uczestniczyć w proponowanym tańcu, wyjmowali telefon i nagrywali. Czasami pozwalałem sobie na docinki w stylu: „Zostawmy to profesjonalistom, których zatrudniła młoda para”. Niektórzy po tych słowach odkładali urządzenia i dołączali do tańczących. Jednak wielu do końca uparcie pozostawało w roli samozwańczego fotografa i operatora kamery.

Zastanawiałem się nad motywacją takich ludzi. Myślę, że kamera czy aparat może stanowić pewnego rodzaju ścianę pomiędzy mną a doświadczeniem, które podsuwa mi życie. Dzięki urządzeniu jestem dosłownie odgrodzony. Wchodzę w rolę obserwatora, która jest bezpieczniejsza i wygodniejsza od roli uczestnika. Taka postawa może wynikać z lęku przed stuprocentowym zaangażowaniem. Jeśli zacznę tańczyć, może się okazać, że mylę kroki, że robię to niedoskonale, że mam słabą kondycję i zapoci mi się koszula. To prawda – ale z drugiej strony, nie doświadczę w pełni radości tańca, jeśli tylko będę na niego patrzył i nagrywał. Trzeba wejść na parkiet i dać się porwać muzyce, żeby poczuć, jak serce wybija rytm radości, wolności i szczęścia.

Dzisiaj ludzie bardzo często odgradzają się swoim smartfonem od pełnego doświadczania życia. Ostatnio podczas wakacji żartowałem ze spotkanym Polakiem, że nie musi jechać na wycieczkę z rodziną do chorwackich wodospadów Krka, bo przecież w internecie może obejrzeć zarówno zdjęcia, jak i filmiki z tego miejsca. Śmialiśmy się, że nie trzeba wydawać pięniędzy i tracić czasu. Kiedy kilka tygodni później podczas spaceru po Warszawie przyjrzałem się, jak ludzie zwiedzają miasto, zrozumiałem, że nasza rozmowa nie była wcale śmieszna. Ludzie bardzo często nie patrzą na miejsce, w którym są, tylko patrzą na ekran swojego smartfona, którym fotografują to miejsce. Czym to się różni od spaceru wirtualnego? Po co w ogóle wychodzić z domu, jeśli w internecie to wszystko jest?

Dlaczego tak uparcie odgradzamy się od naszego tu i teraz? Może dlatego, że bardzo mocno chcemy zatrzymać tę chwilę i miejsce? Paradoksalnie jednak, przez to skupienie na rejestrowaniu, bieżąca chwila przelatuje nam koło nosa i zostają nam tylko dwuwymiarowe wspomnienia w pamięci telefonu, do których najczęściej nigdy później nie zaglądamy. Sytuacja przypomina trochę osobę, która próbuje zamknąć w garści piasek nad morzem. Okazuje się, że im bardziej zaciskasz pięść, tym mniej piasku ci w niej zostanie.

A może by tak zacząć swoje życie częściej „fotografować” pamięcią i sercem. Może przekona cię, jak zapytam o takie zdjęcia i filmy, które już w sobie masz. Wspomnienia, do których możesz sięgnąć zawsze i wszędzie. Kolory tych zdjęć nie blakną, a wręcz przeciwnie, z biegiem czasu nabierają jeszcze większej głębi. Do tego najczęściej są to pamiątki wielowymiarowe, bo myśląc o nich – czujemy zapachy, dotyk, rytm, w jakim biło nasze serce. To jest życie zapisane nie na kliszy, lecz w sercu.

Zastanawiam się, czy to nie jest problem, na którego dnie kryje się głęboki lęk. Chodzi o lęk przed przemijaniem i śmiercią. Nie zawsze go sobie uświadamiamy, ale przecież jest. Przynajmniej logika wskazuje na to, że powinien być, bo „takie jest życie” – śmierci się nie przeskoczy. Najgorszy scenariusz to taki, kiedy lęk przed przemijaniem zajmie cię do tego stopnia, że odbierze ci zupełnie czas i energię na bycie. Jeśli się mu poddasz – umrzesz, nigdy wcześniej naprawdę nie żyjąc. Zatem odłóż swój smartfon, wejdź na parkiet życia i zacznij tańczyć do muzyki, którą ono ci zaproponuje.

Ciesz się wędrówką i krajobrazem

Pamiętam wielkie rozczarowanie podczas mojej pierwszej pieszej pielgrzymki do Częstochowy. Nie mogłem pogodzić się z tym, że po piętnastu dniach wędrówki spędziliśmy w kaplicy jasnogórskiej niespełna jedną minutę. Starałem się zobaczyć obraz spomiędzy pleców stojącego przede mną tłumu, gdy usłyszałem głos strażnika: „Przechodzimy dalej, przechodzimy dalej”. Wtedy fala ludzka uniosła mnie i wyrzuciła z kaplicy do sąsiadującej z nią bazyliki. Nie umiałem zrozumieć, dlaczego szliśmy tak długo i tak daleko, skoro nagroda była tak marna i krótkotrwała. Dopiero na kolejnych pielgrzymkach dotarło do mnie, że w tym wydarzeniu nie tyle chodzi o dojście do celu, co o samą drogę. To, co wydarza się po drodze, sama wędrówka jest istotą pielgrzymki. Czy u celu spędzisz czterdzieści sekund czy dwa dni – nie zmienia tutaj wiele.

Podobnie jest z życiem. Tutaj też osiąganie celu niekoniecznie jest ważniejsze niż sama droga, która do niego prowadzi. Uświadomiłem to sobie, kiedy internauta, komentując jeden z moich tekstów, napisał: „Mówisz jak osoba, która już przepracowała swoje lęki”. Absolutnie nie. Cały czas mam wiele do zrobienia, wiele lęków do przepracowania, wiele celów do osiągnięcia. Ale nie przeraża mnie to. A nawet ekscytuje perspektywa ciekawej podróży. Kiedyś w takiej sytuacji czułbym frustrację i zniechęcenie, a dziś – samo dążenie do zmiany już mnie cieszy.