Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 137
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ta książka jest tania.
KUPUJ LEGALNIE.
NIE KOPIUJ!
Michał Borkowski
JESTEŚ
ZWYCIĘZCĄ
Z pasją o ojcostwie
i innych męskich sprawach
Nihil obstat: L.dz. 2017/10/NO/P
Za pozwoleniem
Przełożonego Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej
Towarzystwa Jezusowego – o. Tomasza Ortmanna SJ
Warszawa, 11 września 2017 r.
Książka nie zawiera błędów teologicznych.
Redakcja
Anna Lasoń-Zygadlewicz
Joanna Sztaudynger
Projekt graficzny i skład
Bogumiła Dziedzic
© by Mocni w Duchu
Łódź 2017
ISBN 978-83-65469-23-6
Mocni w Duchu – Centrum
90-058 Łódź, ul. Sienkiewicza 60
tel. 42 288 11 53
mocni.centrum@jezuici.pl
www.odnowa.jezuici.pl
Zamówienia
tel. 42 288 11 57, 797 907 257
mocni.wydawnictwo@jezuici.pl
www.odnowa.jezuici.pl/sklep
Wydanie drugie
Wstęp
Drogi Kolego, jeśli jesteś podobny do mnie, to jesteś lata świetlne za swoją żoną (czy w ogóle za kobietami) w temacie życia emocjonalnego. Rozróżniasz pewnie dwa uczucia: jest dobrze lub źle. To Twoja słabość, nad którą warto popracować. Ale jest to też Twoja mocna strona – jeśli sobie coś przemyślisz, poukładasz w głowie po swojemu, wtedy jesteś nie do zatrzymania. Działasz spokojnie, skutecznie, idziesz do przodu jak czołg – jesteś zwycięzcą.
Zespół Raz Dwa Trzy śpiewa: „Nazywaj rzeczy po imieniu, a zmienią się w oka mgnieniu”. To jest o nas – mężczyznach. Ta książka stawia pytania, na które sam możesz znaleźć odpowiedzi.
Droga Koleżanko, może ta książka także Tobie coś da. Pamiętaj, proszę, że mężczyzna jest inny niż Ty, i to jest skarb, a nie problem.
Teksty, które przeczytacie, pisałem przez kilka lat, głównie dla siebie – by stawać się coraz bardziej świadomym ojcem. W tym procesie pomaga mi moja praca – jestem psychologiem, na co dzień pracuję z dziećmi i rodzicami. Na blogu bycojcem.pl dzielę się spostrzeżeniami, ale na luzie – nie chcę nikogo pouczać i wskazywać na jedynie słuszne rozwiązania. Taka też jest ta książka.
Zawsze pomijam tę część wstępu, w której autor dziękuje. Sam jednak też chcę podziękować. Rodzicom za życie, żonie za pojemne serce, Maćkowi za słowa wypowiedziane cztery lata temu: „Pisz, bo będzie z tego książka”, a ludziom z Mocnych w Duchu za to, że tę książkę wydali.
CZĘŚĆ I – Siła profesjonalistów
1. Dziś jest najpiękniejszy dzień życia
Tytułowym zdaniem: „Dziś jest najpiękniejszy dzień życia!” męczę bliższych i dalszych od kilku miesięcy. Jeśli ktoś ma czas i ciekawość zapytać dlaczego, odpowiadam krótko i do bólu logicznie: „bo wczoraj już nie ma, a jutro nie wiadomo, czy nadejdzie”.
Zdarzyło się w styczniu, że mój syn, wzorem Maszy z bajki Masza i niedźwiedź pisał i podrzucał w różne miejsca kartki z napisami „to za 5 dni”, „to za 4 dni” itd., odliczając w ten sposób czas pozostały do jego urodzin. W dniu urodzin ja napisałem kartkę „to dziś” i ukryłem ją tak, żeby na pewno na nią natrafił. Spodobało się to młodemu, bo naprodukował jeszcze kilka takich kartek. Jedna z nich została przywieszona na drzwiach jego pokoju. Kiedy wieczorem utulałem go do snu, zapytałem, dlaczego nie zdjął jeszcze kartki. Odpowiedział: „Tata, ty zawsze powtarzasz, że to dzisiaj jest najpiękniejszy dzień życia, więc ta kartka może chyba zostać?”. Poczułem wielką radość, bo chyba udało mi się przekazać dziecku coś bardzo ważnego, o co sam w codzienności najbardziej się staram i zabiegam. Co może być prawdziwym skarbem na całe życie.
Każda poważna duchowość ostatecznie prowadzi do tego, aby żyć tu i teraz, aby doświadczać życia w trwającej chwili. Jednocześnie jest to tak trudne, wymaga ogromnej dyscypliny, ćwiczeń, a ostatecznie chyba łaski, oświecenia czy jak to nazwiemy. Ktoś powiedział, że ludzkość obecnie choruje na dwie poważne choroby – jedna nazywa się wczoraj, a druga jutro. Albo spalamy nasze życie na ołtarzu wspomnień przeszłości (powodujących tęsknotę lub żal), albo czekamy na przyszłość (i przed nią drżymy). Nie jesteśmy w każdym razie w tym, co jest tu i teraz, a tak naprawdę – tylko to istnieje.
Tak wiele poświęcamy czasu, pieniędzy, starań rozwojowi naszych dzieci – basen, angielski, szachy, plastyka, kodowanie…, a czy ktoś troszczy się o to, żeby rozwijała się też ich sfera duchowa? I nie mam tu na myśli tylko życia religijnego, ale odważne wprowadzanie dziecka w sfery głębsze niż tylko psychologia. Czy sami w ogóle troszczymy się o tę sferę w nas?
Naukę muzyki, języków, trening sportowy świadomie zaczynamy serwować naszym dzieciom wcześnie, bo „czym skorupka za młodu nasiąknie”, a trening duchowy? Dlaczego nie dziś, dlaczego później?
2. Wychowanie to sport zespołowy
Siedzę w parku miejskim, niedziela godzina 19.00. Córka doskonali jazdę na rolkach, syn wynajduje coraz dziwniejsze sposoby jazdy na rowerze, ja obserwuję. W pobliżu pięciu innych ojców z dziećmi, które jeżdżą na rolkach, rowerach bądź grają w piłkę, i jedna mama z dwiema dziewczynkami, które próbują jeździć na deskorolkach i zajadać lody w tym samym czasie.
Cytaty z wypowiedzi ojców: „nabita była, gramy dalej”, „ile macie punktów?”, „dajesz, dajesz, dajesz”, „wstawaj, gramy dalej”, „zmień przerzutkę, to przejedziesz pętlę szybciej”. Wypowiedź mamy: „chodźcie już, bo robi się zimno”. Pomyślałem wtedy – bycie ojcem jest COOL!!! Następnego dnia znajomy przywiózł syna motocyklem do szkoły, młody pękał z dumy, a chłopcy z jego klasy z zazdrości. „Tylko żona cały czas suszy głowę, żeby go nie wozić” – skarżył się po cichu mój kolega. Pomyślałem, że bycie ojcem jest COOL.
I rzeczywiście, bycie ojcem to największa przygoda życia. Ale, ale, ale…
My, ojcowie, jesteśmy najczęściej od eventów, od wydarzeń, od osiągnięć, a matka? Od czego jest matka? Często słyszę od mam, że czują się niedoceniane, sfrustrowane, że dzieci traktują je niesprawiedliwie. Ona przez cały dzień jest z dzieckiem i daje z siebie wszystko, a w zamian dostaje – nic. Mąż wraca po pracy i jest traktowany przez dzieci jak bóg. Mama jest od zaplecza, dba, karmi, leczy, ogarnia całość. Niestety, jej rola pozostaje niewidzialna, dopóki wszystko jest ok. Ale jest to rola bardzo, bardzo ważna, fundamentalna i bez niej nie ma ojca z jego eventami.
Tak to mądrze Bóg (a dla niewierzących: jakiś inny element sprawczy) przewidział, że dopiero razem – mężczyzna i kobieta – są w stanie osiągnąć pełnię ludzkich możliwości. Dopiero wtedy wszystkie cylindry silnika mogą pracować na pełnej mocy. Dopiero razem tworzą jedno ciało, które może naprawdę wiele. Nie przeskoczymy tutaj Księgi Rodzaju, która wykłada tę prawdę zaraz na początku Biblii.
Trzeba tylko, abyśmy byli świadomi tego, co wnosimy. Żebyśmy szanowali i doceniali najpierw samych siebie, swoją różnorodność, odmienność. I tego właśnie szacunku do swojej niepowtarzalności, „niezastępowalności” życzę wszystkim paniom. Panom tego szacunku do samych siebie najczęściej nie brakuje. Jeśli natomiast facet nie potrafi docenić roli kobiety, to wystarczy go zostawić na kilka dni samego z tym majdanem. Choć ostatecznie to i tak kobieta będzie musiała potem odgruzować dom…
Gdyby dziecko miało tylko dwie matki, nie rozwinęłoby się w pełni, ale gdyby miało tylko dwóch ojców, to w ogóle by nie przeżyło.
3. Człowiek człowiekowi Polakiem
Prowadziłem ostatnio przyjęcie weselne, na którym wraz z panem młodym było jeszcze sześćdziesięciu Niemców. Ku ich uciesze starałem się tłumaczyć polskie tradycje po niemiecku, choć jak zaczynam zdanie w tym języku, to nigdy nie mam pewności, czy będę umiał je dokończyć, stąd czasem ląduję po angielsku. Ale goście zagraniczni byli wyraźnie uradowani tym, że słyszą swoją ojczystą mowę, a gdy widzieli, że nie jest mi łatwo – uśmiechali się z jeszcze większą życzliwością. Niektórzy nawet chwalili, że dobrze mówię po niemiecku. Ale obecni na przyjęciu Polacy, którzy biegle mówią po niemiecku, zwrócili mi kilka razy z oburzeniem uwagę, że powinienem użyć innego słowa. Niemcy cieszyli się moim niemieckim, a Polaków on denerwował. Warum? Dlaczego? Why?
Wczoraj z kolei obserwowałem dzieci, które rywalizowały w turnieju międzyszkolnym w piłkę nożną. Koledzy, którzy wyszli akurat na przerwę, też przyszli na boisko. Myślałem, że będą dopingować swoich, a tymczasem oni naśmiewali się z błędów własnej drużyny. Dlaczego?
Niedawno pewien gimnazjalista opowiadał mi, że pierwsze półrocze w nowej szkole przeżył pod hasłem: „Abyś zgnoił, zanim sam zostaniesz zgnojony”. Dlaczego?
Dlaczego tak cieszy porażka drugiego Polaka? Dlaczego Polacy nie znoszą mówić w obcym języku przy innym Polaku? Dlaczego dzieci po szkole chodzą w nieustannym napięciu, ludzie boją się i krępują siebie nawzajem?
Dlaczego wystarczy wyjechać do pierwszej miejscowości za zachodnią granicą, żeby poczuć, że nie musisz z nikim walczyć, że ludzie się do ciebie uśmiechają, twój sukces nikomu nie zagraża, żeby usłyszeć: „doceniam”, „dobra robota”?
Co mam zrobić dzisiaj, aby moje dzieci za dwadzieścia lat były od tego wolne? Żeby nie musiały gnoić i były odporne na gnojenie?
4. Najprostsza zabawka świata – BYĆ
Kilka tygodni temu wróciłem z pracy tak zmęczony i wyczerpany emocjonalnie, że gdy syn powitał mnie tradycyjnym: „pobawisz się ze mną?”, zamiast odpowiedzieć jak zwykle: „za chwilę, poczekaj, najpierw muszę…”, powiedziałem po prostu: „tak” i położyłem się na podłodze w jego pokoju. Młody właśnie odgrzebał Jenga Angry Birds – moim zdaniem jedną z najdurniejszych zabawek, jaką kiedykolwiek wymyślono. Durna gra, bezsensowne zasady, jeśli ktoś w ogóle zadał sobie trud zapoznania z nimi, obleśne elementy, tandetne wykonanie – słowem tryumf marketingu nad wszelkim rozsądkiem i smakiem.
Moim zadaniem było układanie z tych kilku nieprzyjemnie plastikowych klocków przeróżnych konstrukcji, w które syn celował obleśnymi stworami wystrzelanymi z trampoliny. Dno! I w tym momencie usłyszałem słowa: „To jest najfajniejszy wieczór z tatą”. Jak to?! Otóż tak, wystarczy BYĆ, przede wszystkim trzeba być. Być całym sobą, bez zerkania okiem na telefon, bez planowania pracy w dniu następnym. Być tak, jak się jest, gdy się jest zbyt zmęczonym, żeby nadal produkować.
Tego tak naprawdę oczekuje dziecko. Więc może zamiast planować drogie wakacje, żeby dzieci miały radość, wspomnienia i temat do opowiadania kolegom w szkole, warto zaplanować coś prostszego, bliższego, tańszego, co pozwoli po prostu być ze sobą, spędzić razem czas? A jednocześnie, jeśli to będzie coś tańszego – to już teraz będzie można więcej być, bo nie trzeba będzie aż tyle zarobić.
5. 500+ czyli siła profesjonalistów
Mam chwilę wolnego, bo na górze młody ma szachy z panem Marcinem. Poza tym jeszcze pływanie z indywidualnymi trenerami dla obojga dzieci, angol, plasta dla młodej i tak 500+ poszło, a ten plus nie bez powodu, bo jeszcze trzeba prawie drugie tyle miesięcznie dodać. To jednak jest kasa, której nigdy nie szkoda. Ale nie o tym, nie o pieniądzach i nie o polityce.
Ostatnio jedna pani w gabinecie, podczas rozmowy o jej synu, wyciągnęła koronny argument: „Proszę pana, ja też jestem psychologiem…”. Proszę pani, dla swojego dziecka jest pani matką. „Tylko” czy „aż”, ale zawsze matką, a nie psychologiem. Nikt pani nie podejrzewa o obiektywizm wobec własnego dziecka, nikt tego obiektywizmu nie oczekuje, wręcz przeciwnie – bycie subiektywnie nieracjonalnym jest pani przywilejem, a może i zadaniem. Trudno jest być nauczycielem własnego dziecka, a co dopiero psychologiem!
I tu wychodzi wyższość fachowców. Dystans emocjonalny to wielka siła. Właśnie dlatego pan Marcin teraz uczy szachów, a pani Ania przyjedzie na angielski. Mimo że jednego i drugiego uczę bądź uczyłem cudze dzieci. Ze swoimi mogę potem iść na rower, do parku, na lody czy do naszego ulubionego drążka w lesie, żeby się podciągać.
6. Pośpiech, który zabija
Przyjaciel opowiadał mi wczoraj o wolontariuszce, która przyleciała do Polski z Australii na pięć miesięcy, żeby uczyć młodzież angielskiego w jednym z warszawskich renomowanych gimnazjów. Młoda kobieta była głęboko poruszona faktem, że uczniowie, wychodząc z ostatnich zajęć, nie powiedzieli jej nawet „do widzenia”, nie mówiąc już o tym, żeby ktoś podziękował za te kilka miesięcy wspólnej pracy. Welcome to Poland, baby – chciałoby się powiedzieć. Witaj w kraju, gdzie wdzięczność jest równie egzotyczna jak twoje kangury i koale.
Nasi wygrali trzeci mecz, wreszcie zagrają czwarty na mistrzostwach. Wychodzę z dzieciakami na miasto, żeby poświętować, a tu: „Ku… dlaczego nie więcej, co to za gra, patałachy”. Jak byłem dwa lata temu w Belgii i ich „Czerwone Diabły” ojechały Rosję w fazie grupowej, to na ulicach Brukseli była fiesta godna Rio. Welcome to Poland, man, in the country of narzekanie.
Czy jak dzieciaki przynoszą świadectwa w czerwcu, to rodzice okazują im wdzięczność? Czy zaplanowałeś już, gdzie zaprosisz swoje dzieci albo jaką atrakcję im zaproponujesz w podziękowaniu za ich całoroczną pracę? Czy będziesz uczył swoje dzieci wdzięczności przez proste gesty wobec nauczycieli – kwiaty? Czy w ogóle wziąłeś urlop na dzień zakończenia roku szkolnego?
Ostatnio jedna pani chciała zabić moją znajomą na przejściu dla pieszych, bo akurat wyprzedzała autobus, którego kierowca zatrzymał się, żeby tę kobietę przepuścić. Pośpiech może zabić. A codzienny pośpiech, w którym decydujemy się żyć, zabija nieustannie wiele przejawów życia, między innymi wdzięczność i radość.
Niestety, w większości przeżywamy swoje życie bez odpowiedzi na pytanie, co jest najważniejsze. Czytamy kolejny poradnik Jak-osiągnąć sukces, a nie poświęcamy czasu na znalezienie odpowiedzi na pytanie, co dla mnie tym sukcesem jest. W konsekwencji najważniejsze sprawy w wychowaniu dzieci pozostawiamy na pastwę losu, a w najlepszym wypadku pozostawiamy je babci, która, zajmując się wnukiem, najczęściej uczy je pacierza. My nie mamy na to czasu albo, co bardziej niebezpieczne, sami żyjemy w pustce, bez duchowości. Gonimy cele każdego dnia, poświęcamy całą swoją uwagę tzw. bieżączce, a tracimy z oczu cele nadrzędne. Jak wędrowiec, który zaczął gonić motyle na łące i zapomniał o tym, że jest w drodze, i powinien iść dalej…
7. Rodzice (nie)idealni
Pewien człowiek opowiadał mi ostatnio, że jego żona powiedziała córce: „Jak chcesz, możesz teraz pograć na tablecie”. Pięcioletnie dziecko odpowiedziało na to: „A co będę musiała za to dla was zrobić?”. I wtedy rodziców zatkało. To było jak uderzenie obuchem w głowę! Uświadomili sobie, że ich dziecko zdążyło się już nauczyć, że wszystko jest za coś. A nie tego chcieli przecież je nauczyć. Oboje są wierzącymi chrześcijanami i ich system wartości jest oparty na wierze, że najważniejsze w życiu jest właśnie za darmo… Gdzieś popełnili BŁĄD!
Myślę, że wisi nad nami niczym stutonowy słoń taka obawa, że nie będziemy idealni jako rodzice. Jest tyle książek, blogów, konferencji na temat dobrego ojcostwa, macierzyństwa, że możemy czuć się mocno obciążeni. Co i rusz na przykład na FB można przeczytać artykulik typu „Jakich słów nigdy nie mówić dziecku” albo „Jakie słowa twoje dziecko powinno od ciebie usłyszeć”. Człowiek ma ochotę sobie ściągawkę zrobić i z nią chodzić, albo lepiej niech ktoś stworzy aplikację, która pomoże nam kontrolować zachowanie.
Mam wrażenie, że kiedyś było bardziej „po prostu”. Nie było tak dużo dostępnej wiedzy, ale było więcej „dostępnego czasu”. Moi rodzice na pewno mniej rozkminiali, a bardziej byli. Zawsze gdy organizujemy warsztaty dla rodziców, zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby te kilka godzin spędzić z dziećmi, zamiast zastanawiać się, jak spędzić kilka godzin z dziećmi.
8. My się złościć nie lubimy! (cz. 1.)
Plakat z takim zdaniem wisi w szatni przedszkola, do którego chodzą moje dzieci. „My się złościć nie lubimy, być mądrymi się uczymy”. Ludzie!!! Pomocy!!! Co z tą złością?
Złość – emocja, czyli energia pojawiająca się w momencie, kiedy ktoś albo coś staje nam na drodze do celu. Najkrócej. Jak mi koleś zajeżdża drogę – złość. Jak tracę hetmana w szachach przez swoją nieuwagę – złość. Jak szef bombarduje moje pomysły – złość. Tyle w temacie.
My się złościć nie umiemy – na to się zgodzę. My się złościć boimy – owszem. Boimy się, bo pokutuje niekorzystna konotacja złości ze złem. „Jaki on jest? ZŁY!!!” mówimy, patrząc na rysunek twarzy ze zmarszczonymi brwiami i ściągniętymi ustami. Nie!!! Nie jest zły, TYLKO rozzłoszczony. A jak jest rozzłoszczony, to pewnie nie wie, jak się zachować, bo od przedszkola słyszał: „My się złościć nie lubimy, być mądrymi się uczymy”. Zrozumiał więc, że mądry się nie złości, że jak czuje złość, to jest głupi. Mój sześcioletni syn na pytanie: „Co robisz, jak się złościsz?”, odpowiedział: „Zatrzymuję złość”. Ludzie!!! Pomocy!!!
Jak nauczyć dziecko dobrze i mądrze przeżywać złość? Jak wychować człowieka, który nie będzie wypierał i tłumił swoich najbardziej naturalnych odruchów życiowych, który nie będzie zabijał życia w sobie?! Przede wszystkim, przez przykład. Dziecko musi widzieć we mnie człowieka odważnego, który patrzy w twarz samemu sobie, który reaguje adekwatnie do sytuacji. Oczywiście ważne jest reagowanie bezpieczne, które wymaga ćwiczenia. Cały tzw. trening kontroli złości, z którym możemy spotkać się na warsztatach psychologicznych, streszcza się dla mnie w jednym zdaniu: ZYSKAJ CZAS.
Emocje są jak benzyna – wybuchają gwałtownie, płoną bardzo intensywnie, ale także krótko. Pięknie powiedział o tym kiedyś mój dziewięcioletni pacjent z zespołem Aspergera, który miał kłopot z agresją w szkole: „Gdyby to inne dziecko dało radę przede mną uciec, to ja bym go już nie uderzył, gdybym po chwili je dogonił”. Wystarczy dosłownie kilka sekund, żeby kora mózgowa zaczęła odzyskiwać kontrolę nad reakcjami. Jednak taką „niespieszność” trzeba ćwiczyć, ponieważ jesteśmy od najmłodszych lat przyzwyczajeni do tego, że w relacjach międzyludzkich musi być jak w dynamicznym radiu – żadnych przestojów, szybka riposta, zawsze ostatnie słowo. W takim środowisku wychowują się nasze dzieci – reaguj szybko, od razu, wygraj, bo inaczej przegrasz. To nieprawda. Czasami przegrana oznacza wygraną.