Chcę być kochana tak jak chcę - Katarzyna Miller, Ewa Konarowska - ebook

Chcę być kochana tak jak chcę ebook

Katarzyna Miller, Ewa Konarowska

4,4

15 osób interesuje się tą książką

Opis

Dowiedz się, jak otrzymać taką miłość, jakiej potrzebujesz. 

 

Chcę być kochana tak jak chcę, to książka – poradnik, książka – terapia, książka – przygoda, w której Katarzyna Miller i Ewa Konarowska zastanawiają się, w jaki sposób można otrzymać miłość dokładnie taką, jakiej się chce i jakiej się potrzebuje. 

Po jej przeczytaniu tysiące kobiet zmieniło swoje podejście do wielu kwestii związanych z miłością i relacjami. Nie boją się mówić, czego pragną i czego oczekują od życia. I czująsiękochane.  

Chcę być kochana tak jak chcę – ponad dwadzieścia lat na rynku, ponad 400 tysięcy sprzedanych egzemplarzy. Jubileuszowe wydanie bestsellerowego poradnika.  

Książka dla każdej kobiety, która chce żyć w zgodzie ze sobą i swoimi potrzebami. 

 

Te relacje ze spotkań psychoterapeutki z dziennikarką to połączenie terapii i przyjacielskich zwierzeń. Są uzdrawiającymi rozmowami doświadczonych kobiet. Po ich przeczytaniu może będziesz wściekła na siebie albo na mężczyzn. Po ich przemyśleniu pokochasz mądrzej, przynajmniej siebie. 

Manuela Gretkowska 

To wspaniała książka dla prawdziwych kobiet. 
Wobec tego okazuje się, że jestem prawdziwą kobietą. 

Cezary Harasimowicz  

 

*** 

Katarzyna Miller 

Psycholożka, psychoterapeutka, filozofka, poetka i piosenkarka. Charyzmatyczna, odważna, dowcipna i pogodna, ale też szczera do bólu. Ukończyła psychologię i filozofię na UW. Treningu psychologicznego i prowadzenia psychoterapii uczyła się w Ośrodku Synapsis od prof. dr. hab. Kazimierza Jankowskiego, a następnie od rzeszy nauczycieli polskich i zagranicznych. Wykładowczyni na licznych warsztatach rozwojowych dla kobiet. Felietonistka miesięcznika „Zwierciadło”. Autorka i współautorka wielu bestsellerowych poradników, m.in. Nie bój się życia, Kup kochance męża kwiaty, Daj siępokochać dziewczyno (Wydawnictwo Zwierciadło). 

Ewa Konarowska 

Dziennikarka, reporterka, redaktorka związana z prasą kobiecą. Zafascynowana psychologią i religiami Dalekiego Wschodu. Zwierzolubna. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 321

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (187 ocen)
108
50
19
9
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
WiolettaZol25

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała, mądra, terapeutyczna książka, która pozwala spojrzeć z boku na sposób w jaki wchodzimy, i w jaki jesteśmy, w relacjach: romantycznych, ale też w przyjaźniach. Czytam wiele książek dotyczących relacji, ale ta - jako rozmowa dwóch doświadczonych kobiet - szczególnie pomogła mi zrozumieć czym jest miłość do samej siebie, a jeszcze bardziej, czym zdecydowanie nie jest! Bardzo polecam.
10
Dorotase

Nie oderwiesz się od lektury

Autorki podnoszą ważne kwestie , analizując emocje
10
MalFedas

Oceń książkę

Sympatycznie i na luzie i życiowych przemianach.
10
ashba

Oceń książkę

Bardzo przydatna lektura, poruszane bardzo istotne tematy z życia kobiet
00
imprezka

Oceń książkę

Skłaniająca do myślenia, trafna, ciekawa
00



© Co­py­ri­ght by Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o., War­szawa 2025 Text © co­py­ri­ght by Ka­ta­rzyna Mil­ler, Ewa Ko­na­row­ska, 2006
Re­dak­cja: Anna Ko­ty­nia-Ko­smynka, Da­riusz Ros­sow­ski
Ko­rekty: Me­lanż
Okładka i pro­jekt ty­po­gra­ficzny: Ada Ku­jawa
Ła­ma­nie i skład: Plu­part, Piotr Szczer­ski
Re­dak­tor ini­cju­jący: Mag­da­lena Cho­rę­bała
Dy­rek­tor pro­duk­cji: Ro­bert Je­żew­ski
Wy­daw­nic­two nie po­nosi żad­nej od­po­wie­dzial­no­ści wo­bec osób lub pod­mio­tów za ja­kie­kol­wiek ewen­tu­alne szkody wy­ni­kłe bez­po­śred­nio lub po­śred­nio z wy­ko­rzy­sta­nia, za­sto­so­wa­nia lub in­ter­pre­ta­cji in­for­ma­cji za­war­tych w książce.
ISBN: 978-83-8132-652-0
Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o. ul. Wi­dok 8, 00-023 War­szawa tel. 603 798 616
Dział han­dlowy:han­dlowy@gru­pa­zwier­cia­dlo.pl
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Re­pro­du­ko­wa­nie, ko­pio­wa­nie w urzą­dze­niach prze­twa­rza­nia da­nych, od­twa­rza­nie, w ja­kiej­kol­wiek for­mie oraz wy­ko­rzy­sty­wa­nie w wy­stą­pie­niach pu­blicz­nych tylko za wy­łącz­nym ze­zwo­le­niem wła­ści­ciela praw au­tor­skich.
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Mo­jej Ma­mie i Niani

– z pa­mię­cią

Ka­sia

Wszyst­kim ko­bie­tom, żeby były szczę­śliwe.

Ewa

.

CHCĘ OD NIEGO WSZYST­KIEGO

Ewa: Wy­gląda mi na to, Ka­siu, że po­sia­dłam umie­jęt­ność wcho­dze­nia w związki, w któ­rych to fa­cet de­cy­duje o wszyst­kim.

Ka­sia: Wy­da­wa­łoby się, że bę­dzie z tego długo za­do­wo­lony, że jest taki ważny. Ale po ja­kimś cza­sie prze­staje mu się to po­do­bać.

Ewa: I na­gle mówi mi: „To ty, mała, już so­bie idź”.

Ka­sia: Gdy on po­wiada: „Idź”, nie wia­domo, co to tak na­prawdę zna­czy. Czy jest zmę­czony, czy ma pracę, czy może ma cie­bie do­syć?

Ewa: Dla mnie to zna­czy: „Za­spo­ko­iłaś już moje po­trzeby i na ra­zie mam cię dość”.

Ka­sia: Cie­kawe, co ty wtedy ro­bisz?

Ewa: A co mam ro­bić? Idę.

Ka­sia: I nic nie mó­wisz? Nie py­tasz: „Dla­czego chcesz, że­bym już po­szła?”.

Ewa: Nie, oczy­wi­ście tego nie ro­bię.

Ka­sia: No, skoro nie ro­bisz, to on na­stęp­nym ra­zem może ci znów spo­koj­nie po­wie­dzieć: „Idź już, mała”.

Ewa: Tak. Robi to.

Ka­sia: Na po­czątku w ogóle nie po­wi­nien mó­wić: „Idź, mała”, bo po­winno mu być cie­bie cią­gle mało, mała. W każ­dym ra­zie tak by­śmy chciały. A jak się czu­jesz z tym, co on robi?

Ewa: Nie ukry­wam, że czuję się głę­boko do­tknięta obiema tymi rze­czami: i tym, że on mnie nie pra­gnie aż tak bar­dzo, i tym, że mi mówi: „A te­raz, mała, to już idź”.

Ka­sia: Kiedy sły­szysz to „mała”, to co?

Ewa: Pff­fuuu.

Ka­sia: Nie­za­leż­nie od tego, że on jest wy­soki, a ty ni­ska, jest jed­nak jesz­cze coś in­nego w tym „mała”.

Ewa: Ja my­ślę tak: gdy wcho­dzę w zwią­zek, to po­ka­zuję naj­pierw moją bar­dzo silną, a po­tem bar­dzo słabą stronę. I za­raz bym chciała, żeby ten fa­cet po­kie­ro­wał mną i moim ży­ciem, wziął od­po­wie­dzial­ność za wszystko, co ja czuję, ro­bię i my­ślę. Wtedy po­ka­zuję sie­bie małą, więc mó­wie­nie w tym mo­men­cie do mnie „mała” jest ade­kwatne do sy­tu­acji. Choć oczy­wi­ście ja nie je­stem tylko mała. I po ja­kimś cza­sie mnie to do­pro­wa­dza do fu­rii.

Ka­sia: Czy by­łaś „nie­mała” wtedy, gdy jesz­cze nie po­zo­sta­wa­łaś z nim w związku, gdy by­łaś jego przy­ja­ciółką i współ­pra­co­wa­li­ście? Wtedy cię nie lek­ce­wa­żył?

Ewa: Wtedy mnie sza­no­wał.

Ka­sia: Wtedy po­ka­zy­wa­łaś swoją in­te­li­gen­cję i różne umie­jęt­no­ści, wo­bec czego on li­czył się z twoim zda­niem. Co­raz bar­dziej po­cią­gało go, że je­steś taka in­te­re­su­jąca i nie­za­leżna.

Ewa: Więc jak do tego do­szło, że te­raz już je­stem „mała”?

Ka­sia: Pew­nie tro­chę tak: do­póki by­łaś jego przy­ja­ciółką i współ­pra­cow­nicą, ko­rzy­sta­łaś ze swo­ich do­ro­słych cech, wie­dzia­łaś, że one są po­trzebne. Ale kiedy za­częło się mię­dzy wami na­wią­zy­wać coś ro­man­so­wego, co­raz bar­dziej za­częła do­cho­dzić do głosu mała dziew­czynka, stę­sk­niona wiel­kiej mi­ło­ści. Te­raz ta dziew­czynka chce, żeby on wło­żył ją w kie­szeń i no­sił za­wsze przy so­bie, a on mówi: „To już so­bie idź”.

Ewa: I nie ro­zu­miem, czy wszyst­kie ko­biety tak mają, czy to tylko ja tra­fi­łam na ko­lej­nego su­kin­syna. Czy każdy fa­cet, na­wet święty, bę­dzie się za­cho­wy­wał we­dług tego sce­na­riu­sza, który ja sama na­pi­sa­łam i po­da­łam mu pod sto­łem, a te­raz udaję, że wcale nie ja to zro­bi­łam?

Ka­sia: Oczy­wi­ście, nie wszyst­kie ko­biety tak mają. Nie­które całe są do­ro­słe. A nie­które z tych jesz­cze nie­do­ro­słych pró­bują za­ła­twić swój pro­blem, mó­wiąc: „Ko­lejny su­kin­syn...”.

Ewa: ...od­wra­ca­jąc się i idąc do na­stęp­nego „ko­lej­nego su­kin­syna”.

Ka­sia: A jed­no­cze­śnie od­wra­ca­jąc się od swo­jego py­ta­nia: Czy to nie ja ro­bię coś ta­kiego, że każdy fa­cet po ja­kimś cza­sie za­cznie mnie tak trak­to­wać, bo nie bę­dzie miał in­nego wyj­ścia; bo pcham mu się w ręce w po­staci „ma­łej”?

Ewa: Która w do­datku się bun­tuje.

Ka­sia: Cza­sem się bun­tuje i trzeba to ukró­cić. Bo jak jest taka mała, to ja­kim pra­wem się bun­tuje? A jak się bun­tuje, to dla­czego, do li­cha, jest taka mała?

Ewa: Po pro­stu to jest wpusz­cza­nie prze­ciw­nika w ma­liny.

Ka­sia: Przede wszyst­kim to jest ogłu­pia­nie sa­mej sie­bie. Mam do cie­bie ko­lejne ważne py­ta­nie: Jak się czu­jesz, gdy sama so­bie, tak uczci­wie, po­wiesz: „Chcę od niego wszyst­kiego – żeby się mną opie­ko­wał, żeby był wielki, żeby był do­bry, żeby cały był dla mnie, że­bym ja już nic nie mu­siała”? Jak ty się czu­jesz, gdy to mó­wisz so­bie sa­mej albo mnie?

Ewa: Hm, czuję się mała.

Ka­sia: A czy wy­po­wia­dasz swoje praw­dziwe pra­gnie­nie?

Ewa: Tak. Z jed­nej strony wy­po­wia­dam je i je­stem jak dziecko, ale z dru­giej coś we mnie wie, że po­win­nam czmy­chać czym prę­dzej od stanu, gdy ktoś za mnie de­cy­duje, bo to mnie ubez­wła­sno­wol­nia i osła­bia, nie mam kom­plet­nie miej­sca dla sie­bie. I nie mogę wtedy po­wie­dzieć: „Za­raz, za­raz, nie chcę, że­by­śmy szli na spa­cer do lasu, chcę do ka­wiarni”. Bo skoro ktoś ma za mnie brać od­po­wie­dzial­ność w ca­ło­ści, to ja mu­szę być może za­wsze chcieć do lasu?

Ka­sia: Wtedy, gdy jemu się za­chce.

Ewa: I to jest dla mnie sprzecz­ność: z jed­nej strony wielka tę­sk­nota, żeby ktoś wziął za mnie od­po­wie­dzial­ność, zwłasz­cza że ja już bar­dzo długo ją za sie­bie biorę, z dru­giej strony lęk, że jak już mu ją od­dam...

Ka­sia: ...to się znaj­dziesz w le­sie.

Ewa: Do­kład­nie. Bo wtedy dzieją się ta­kie rze­czy, że ten ktoś mnie umniej­sza, nie trak­tuje mnie po­waż­nie, jak part­nera, tylko jak dziecko, które wle­cze za rękę przez ulicę, bo jest zie­lone świa­tło i on wie, że na­leży już przejść, a ja nie mam wiele do po­wie­dze­nia.

Ka­sia: Wiesz, czego ty fak­tycz­nie chcesz? Żeby twoje we­wnętrzne dziecko, które nie do­stało kie­dyś tego, o czym ma­rzyło, czego po­trze­bo­wało, czyli praw­dzi­wej opieki, zo­stało przez niego po­trak­to­wane jak przez do­brego ojca. Czyli z jed­nej strony, żeby wie­dział, że je­steś dziec­kiem, a z dru­giej strony, żeby ro­zu­miał, że masz ro­snąć, i po­ma­gał ci w tym. Czyli żeby cię wy­cho­wał. Ro­zu­miał, wy­czu­wał i nie umniej­szał, tylko po­zwa­lał ci przy so­bie do­ra­stać. To zna­czy, stał się dla cie­bie ta­tu­siem, który jest w do­datku tak do­bry i mą­dry, żeby cię na­prawdę pod­ho­lo­wać do two­jej praw­dzi­wej do­ro­sło­ści. I żeby jesz­cze po­tem wcale nie stra­cić tego, że jest to twój su­per­man, a ty je­steś dla niego atrak­cyjną ko­bietą. Czyli żeby on był dwa w jed­nym albo na­wet wszystko w jed­nym.

Ewa: Czy to jest moż­liwe?

Ka­sia: Ab­so­lut­nie nie­moż­liwe!

Ewa: Gdy to mó­wisz, na­suwa mi się py­ta­nie: Jak ty ro­zu­miesz wspie­ra­jący zwią­zek? Bo ten ob­raz, który przede mną roz­snu­łaś, ten piękny wi­dok, który roz­to­czy­łaś, to jest dla mnie wła­śnie ob­raz mo­jego ma­rze­nia o wspie­ra­ją­cym związku.

Ka­sia: O, nie, nie, nie! To jest ob­raz bar­dzo do­brego ro­dzi­ciel­stwa, któ­rego więk­szość z nas nie za­znała. Na­le­ża­łoby do­stać to wszystko od ro­dzi­ców, ale, cóż, nie do­sta­ły­śmy. Zresztą oni też nie do­stali, więc skąd mieli brać dla nas? Ale mimo to prze­ży­ły­śmy. Jest nam nie naj­go­rzej. Róż­nych rze­czy na­uczy­ły­śmy się. Jed­nak mą­dro­ści ro­dzi­ciel­skiej było za mało, więc jedna część na­szej osoby ro­sła, ro­sła i wy­ro­sła na ko­bietę, która so­bie ra­dzi za­wo­dowo, umie zro­bić to czy tamto w ży­ciu spo­łecz­nym, ma zna­jo­mych, cza­sem męża i dzieci albo już miała męża...

Ewa: ...albo licz­nych mę­żów...

Ka­sia: ...albo licz­nych na­rze­czo­nych. Już miesz­kała z tym i z tam­tym, ale we­wnątrz niej na­dal tkwi mała dziew­czynka (która bę­dzie się prze­wi­jała przez całą książkę). Ta dziew­czy­neczka przez cały czas czeka, że ta­tuś pod po­sta­cią jej męż­czy­zny wresz­cie przyj­dzie. I to bę­dzie ten „praw­dziwy męż­czy­zna”, który w końcu wy­czyta jej po­trzeby, szyb­ciej je zro­zu­mie niż ona. Bo ona sama dawno już je za­pu­ściła i za­po­mniała, od­uczyła się je mieć. Tak ją wy­tre­so­wano. Ale ten wy­śniony przy­wróci im istotną wagę i war­tość. Bę­dzie je uwzględ­niał, bę­dzie o nie dbał. Stwo­rzy dla niej bez­pieczne, a jed­no­cze­śnie eks­cy­tu­jące i kom­for­towe wa­runki, w któ­rych ona roz­wi­nie się i roz­kwit­nie. Oczy­wi­ście dla niego. Znów nie dla sie­bie, tylko dla niego. Bo prze­cież dziecko chciało być dla ta­tu­sia i dla ma­musi ta­kie, żeby je wresz­cie po­ko­chali tak na­prawdę – do głębi jego istoty. A nie tylko wtedy, gdy ono speł­nia ich ocze­ki­wa­nia. I cho­ciaż zro­biło wszystko, co mo­gło, i tak go nie po­ko­chali aż tak, jak tego po­trze­bo­wało.

Ewa: Od razu na­suwa się py­ta­nie: Czy ten fa­cet może mieć w ogóle ja­kieś wła­sne po­trzeby?

Ka­sia: Za cho­lerę nie może. Prze­cież ma być cały dla niej.

Ewa: I czy on może ist­nieć dla sie­bie?

Ka­sia: Ona so­bie nie ży­czy, żeby ist­niał dla sie­bie, bo wtedy ją zdra­dza, po­rzuca, zo­sta­wia. Tak samo jak ta­tuś, który był prze­waż­nie nie­obecny. A prze­cież dziew­czynka tak chciała, żeby rano wstał z nią, zjadł śnia­danko, a po­tem od­pro­wa­dził do szkoły i na nią po­cze­kał, żeby po po­łu­dniu wspól­nie od­ro­bili lek­cje i żeby po­chwa­lił ją za to, czego się na­uczyła, po­wie­dział jej, że jest słodka, ładna, miła, że jest dumny z ta­kiej có­reczki. I że ta­kiej dziew­czynki ślicz­nej to ni­gdy na świe­cie nie było. Ale on tego nie ro­bił.

A je­żeli ro­bił, to tylko troszkę i cza­sami, więc ona tylko cza­sem za­chły­sty­wała się szczę­ściem, że ją do­strzegł, a wciąż cze­kała: „Gdzie ta reszta? Gdzie ta reszta?”. I my­ślała: „Czy on mnie ko­cha, ten mój ta­tuś? To dla­czego za­po­mniał mi o tym po­wie­dzieć?”. A po­tem przy­cho­dziło zwąt­pie­nie: „A może jed­nak mnie nie ko­cha, skoro o tym nie mówi? Je­śli tak, to ja mu­szę być su­per­grzeczna, taka, jak on so­bie ży­czy. Co mam ro­bić? Ta­tuś nie lubi, że­bym pła­kała, to nie będę pła­kać. Ale przy moim uko­cha­nym będę pła­kać i wy­pła­czę się za wszyst­kie czasy, i on mnie przy­gar­nie, i po­wie: Płacz, ko­cha­nie moje”.

Ewa: Ależ to piękne, co mó­wisz! Tak mnie to wcią­gnęło...

Ka­sia: Nie było to moją in­ten­cją. Je­steś nie­po­prawną re­cy­dy­wistką...

Ewa: Ja chcę, żeby było tak jak w two­jej opo­wie­ści, a ty za­raz mi za­pro­po­nu­jesz coś strasz­nie trud­nego...

Ka­sia: Ależ skąd! Wcale nie za­pro­po­nuję ci ni­czego strasz­nie trud­nego, bo ty mo­żesz zro­bić tylko to, co mo­żesz.

Ewa: Może mogę zro­bić coś strasz­nie trud­nego.

Ka­sia: Ach, jaka am­bitna mała dziew­czynka!

Ewa: Wiesz, Ka­siu, ja by­łam przez ostat­nie kilka lat w strasz­nie trud­nym związku. Kiedy prze­czy­ta­łam książkę Mai Storch Tę­sk­nota sil­nej ko­biety za sil­nym męż­czy­zną, zna­la­złam w niej roz­dział o sto­so­wa­niu stra­te­gii ofiary, ucieczki i walki jed­no­cze­śnie i wtedy coś waż­nego zro­zu­mia­łam. My­śmy się, mniej wię­cej, co trzy mie­siące roz­sta­wali. Do­kład­nie we­dług sce­na­riu­sza z książki. Ja, oczy­wi­ście, uwa­ża­łam, że to przede wszyst­kim jego wina i w związku z tym mia­łam ro­snące wra­że­nie, że ten fa­cet w ogóle mnie nie ko­cha, że to ja­kaś po­myłka. Co ja tu ro­bię? Zu­peł­nie nie ro­zu­miem, po co on ze mną jest (no bo ja, wia­domo, uwa­ża­łam, że go ko­cham). Do­piero po lek­tu­rze do­tarło do mnie, jak jemu nie­ludzko trudno było ze mną i jak on, na swój spo­sób, strasz­nie mnie ko­chał, skoro tyle ze mną wy­trzy­mał.

Ka­sia: W tym mo­men­cie ry­su­jemy kwia­tek dla pa­nów i dzię­ku­jemy ser­decz­nie, że z nami wy­trzy­mu­je­cie.

Ewa: Wielki kwia­tek dla pa­nów, a ode mnie zwłasz­cza dla tego pana. Fakt fak­tem, że wy­bra­łam trud­nego męż­czy­znę. Zu­peł­nie tego nie ro­zu­miem. Je­śli wziąć pod uwagę moje dziew­częce po­trzeby, tę­sk­noty i ma­rze­nia, po­win­nam szu­kać ja­kie­goś ła­twiej­szego part­nera.

Ka­sia: Otóż wła­śnie ta­kie trudne związki wy­biera so­bie mała dziew­czynka, nie­nau­czona do­ko­ny­wa­nia do­brych wy­bo­rów. Ona nie za­trzyma się przy fa­ce­cie, który jest zdrowy, nor­malny. Nor­mal­nego mała dziew­czynka pu­ści bo­kiem, na­wet gdyby się jej oświad­czył, bo nie wie, co z ta­kim po­cząć.

Ewa: Wy­daje się jej, że jest śmier­tel­nie nudny.

Ka­sia: Przede wszyst­kim dla­tego, że on nie miota się, nie prze­żywa. Po pierw­sze, nie daje się wcią­gać w jej grę, tylko robi swoje. W od­nie­sie­niu do niej robi też różne miłe rze­czy, ale nie­prze­sad­nie. Nie ota­cza jej prze­py­chem uczuć, nie roz­ciąga nad nią na­miotu po­żą­da­nia, sza­leń­stwa, uwo­dze­nia albo też ob­ra­ża­nia się i od­cho­dze­nia.

Ewa: No to, Kaśka, po­wiedz sama, czy on nie jest nudny?

Ka­sia: (nad­zwy­czaj se­rio) O, nie! Ja już nie je­stem małą dziew­czynką! Kie­dyś był dla mnie śmier­tel­nie nudny, ale te­raz już nie. Ja już chcę nor­mal­nego.

Ewa: To ja się za­sta­no­wię.

Ka­sia: Tak, ty się za­sta­nów. Masz czas. Ty jesz­cze ro­śniesz. Ja już je­stem duża. Ale słu­chaj da­lej, co z tą małą dziew­czynką i z tym fa­ce­tem, który musi być ko­niecz­nie taki wspa­niały. Po pierw­sze, oni się wy­czu­wają z du­żej od­le­gło­ści, zde­cy­do­wa­nie więk­szej niż ki­lo­metr, choć od­le­głość nie zo­stała jesz­cze na­ukowo do­wie­dziona.

Ewa: Wy­obraź so­bie małą dziew­czynkę na bal­ko­nie, a po­ni­żej trzy­stu fa­ce­tów ukry­tych pod czar­nymi pa­ra­so­lami. Ona bez pu­dła wy­bie­rze spo­śród nich tego wła­ści­wego, wska­zu­jąc na czarny pa­ra­sol trzeci od le­wej w pięt­na­stym rzę­dzie, i po­wie: ON! I to bę­dzie ten „słuszny”, naj­gor­szy z moż­li­wych wy­bór.

Ka­sia: Pro­simy tego pana na bal­kon, ale ma wejść po sznu­ro­wej dra­bince, żeby się troszkę po­ki­wał, bo scho­dami by­łoby zbyt ba­nal­nie.

Ewa: Już go buja.

Ka­sia: A co drugi szcze­be­lek le­ciutko nad­ła­many...

Ewa: Gdyby miała po­dobne szczę­ście w grach licz­bo­wych, by­łaby bo­gata. Pod wa­run­kiem (chó­rem) że w pi­łeczce byłby ukryty ten fa­cet.

Ka­sia: Nie­stety, ten ro­dzaj in­tu­icji nie jest jej tak ła­two dany. Jej spe­cy­ficzna in­tu­icja jest na­sta­wiona tylko na to, by szu­kać tego je­dy­nego: ry­ce­rza vel ta­tu­sia, vel Pana Boga, vel dziadka czy na­wet wszyst­kiego w jed­nym. I dzieje się coś tak dziw­nego, że do­ro­sła ko­bieta, która wie, co to zna­czy do­bra współ­praca, na przy­kład w pracy za­wo­do­wej, i która umie się przy­jaź­nić, rap­tem ani nie współ­pra­cuje, ani nie przy­jaźni się ze swoim męż­czy­zną. Tylko albo z nim wal­czy, albo się go boi, albo cierpi w mil­cze­niu, albo się ob­raża, albo drę­twieje we­wnętrz­nie i staje się zu­peł­nie bez­radna. I jesz­cze uważa, że to jego wina. Czuje się po­krzyw­dzona, nie­speł­niona i nie wie dla­czego.

Ewa: Ka­siu, czy ona jest chora?

Ka­sia: Na pewno jest obo­lała. Może cho­rym można by na­zwać to, że jedna jej część nie wie nic o dru­giej; że te czę­ści się nie znają i nie wspie­rają. Jest spora prze­paść mię­dzy spraw­nie dzia­ła­jącą (na­zwijmy ją „dużą”) ko­bietą a małą dziew­czynką. Nie wspie­rają się dla­tego, że nie chcą nic o so­bie wie­dzieć. Ta duża i sprawna wsty­dzi się tej ma­łej bez­rad­nej. A mała nie wie­rzy, że ta duża ze­chce się nią za­opie­ko­wać, bo ni­gdy do­tąd tego nie zro­biła.

Czło­wiek zdrowy jest w miarę kom­pletny, zin­te­gro­wany we­wnętrz­nie. To zna­czy, że jego różne aspekty ze sobą współ­grają, współ­pra­cują i sie­bie wza­jem­nie wzbo­ga­cają.

Mała dziew­czynka ocze­kuje wspar­cia od męż­czy­zny, a nie od sie­bie, czyli od tej wła­snej „do­ro­słej czę­ści”. Mała dziew­czynka, sie­dząc za­mknięta (przez tę dużą) w ko­mórce, czeka na wy­bawcę i pra­gnie, żeby ktoś wresz­cie ją z niej wy­cią­gnął.

Ewa: I w do­datku od razu zro­bił z niej kró­lewnę. Bo po co ina­czej wy­cho­dzić?

Ka­sia: Wiesz, dla­czego tak jest? Bo kiedy sie­dzi tak w tej ko­mórce, ma­rzy, prze­cież nic in­nego nie może ro­bić. A jak już ma­rzy, to tylko o zło­to­gło­wiu, ko­ro­nie i ha­fto­wa­nych trze­wicz­kach. Nie ma­rzy o ni­czym zwy­kłym, re­al­nym, bo tego, po pierw­sze, nie zna, a po dru­gie, musi do­stać coś eks­tra, żeby wy­rów­nało jej te wszyst­kie lata spę­dzone w za­po­mnie­niu.

No i po­wiedz te­raz, kto jest to w sta­nie dać? Ten, któ­rego wy­biera? Ten spod czar­nego pa­ra­sola? On też ma swoje pro­blemy. Nie może ich nie mieć. Ma tak jak każdy. Jego też ktoś nie do­ko­chał, nie do­pie­ścił i nie zro­zu­miał. Sam też się nie ro­zu­mie. Po­dob­nie jak my.

Ewa: Ro­zu­miem już, Ka­siu, jak są pi­sane te go­towe sce­na­riu­sze. Ale czy to zna­czy, że mo­imi związ­kami rzą­dzi mała dziew­czynka?

Ka­sia: Tra­fi­łaś w samo sedno. Bar­dzo czę­sto tak wła­śnie się dzieje, że rzą­dzi nie­do­ro­słość.

Ewa: Czyli je­śli nie za­opie­kuję się moją we­wnętrzną dziew­czynką, to każdy na­stępny fa­cet w pew­nym mo­men­cie może mi po­wie­dzieć: „Wiesz co, mała, to ty so­bie już idź”?

Ka­sia: Tak wła­śnie może być.

Ewa: Ale ja już nie chcę, żeby tak było, Ka­siu.

Ka­sia: Na­prawdę?

Ewa: Na­prawdę.

Ka­sia: No to ci za­pro­po­nuję coś rze­czy­wi­ście trud­nego. Po­da­ruj so­bie czas bez męż­czy­zny. Wy­ko­rzy­staj go na bu­do­wa­nie wła­snej sa­mo­dziel­no­ści, sa­tys­fak­cji z niej, po­zna­wa­nie sie­bie, ra­dość w sa­mot­no­ści i z by­cia z przy­ja­ciółmi, a także prze­ży­wa­nie bólu i smutku, cza­sem w sa­mot­no­ści, cza­sem z przy­ja­ciółmi. Nie cho­dzi o to, że­byś na za­wsze zo­stała sama, ale o to, że­byś po­tem umiała zbu­do­wać do­bry, trwały zwią­zek.

Ewa: Czyli mam od­bu­do­wać sie­bie, nie wie­sza­jąc się na NIM. I wtedy to nie bę­dzie ten spod pa­ra­sola?

Ka­sia: Tak. I wiem, że to moż­liwe.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki