39,90 zł
Odkrywanie samego siebie i dochodzenie do źródła samopoznania to droga wiodąca przez całe nasze życie. Wypełnione jest ono doświadczeniem, które nas wzbogaca i pozwala poszerzać naszą świadomość. Książka Potęga teraźniejszości jest dla mnie mapą z drogowskazami, znakami, symbolami prowadzącymi do samopoznania i przeżywania życia tu i teraz, w danym momencie - jedynym i niepowtarzalnym. To książka, z którą jestem na co dzień, którą czytam i kontempluję, do niej wciąż powracam.Czytanie jej przypomina odgrywanie roli teatralnej na nowo; z inną publicznością, z odmiennym nastrojem, nieoczekiwanymi wydarzeniami oraz każdorazowo zmieniającą się energią. Jest wszak jeden stały element - CIEKAWOŚĆ ODKRYWANIA! Jeśli chcesz pracować nad sobą, jeśli pragniesz stanąć przed lustrem i powiedzieć: "To ja kieruję własnym życiem, ja odpowiadam za swoje stany emocjonalne, ja dokonuję wyborów tu i teraz" - to przeczytanie tej książki będzie właściwym, pierwszym krokiem w tym kierunku!
Katarzyna Figura
Jest to książka nie tyle mówiąca o oświeceniu, co prowadząca do oświecenia; adresowana do tych, którzy nie tylko chcą się dowiedzieć czegoś o poszukiwaniu prawdziwego JA, ale do tych, którzy pragną je odnaleźć. Można ją polecić każdemu kto wkracza na duchową ścieżkę i potrzebuje przewodnika.
o. Jan M. Bereza OSB
Opactwo Benedyktynów w Lubiniu
Aikido, podobnie jak inne sztuki walki i niebezpieczne sporty wymaga koncentracji, wejścia w "tętniącą życiem sferę, w której nie ciąży czas, problemy, myślenie czy brzemię osobowości".
Polecam. Fascynująca i inspirująca lektura.
Jacek Wysocki
mistrz aikido (7 dan)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 294
2
Nikomu nie udaje się całkiem uniknąć bólu i smutku. Czy nie chodzi raczej o to, żeby nauczyć się z nimi żyć niż ich unikać?
Ludzie na ogół cierpią niepotrzebnie. Sami stwarzają swój ból, dopóki umysł niepoddany obserwacji kieruje ich życiem.
Ból stwarzany tu i teraz bierze się zawsze z pewnego rodzaju niezgody, z bezwiednego oporu wobec tego, co jest. Na poziomie myślowym opór ten przybiera postać osądu. Na poziomie emocjonalnym będzie to taka czy inna postawa negatywna. Nasilenie bólu zależy od natężenia oporu stawianego teraźniejszości, ono zaś z kolei zależy od tego, jak bardzo utożsamiasz się z własnym umysłem. Umysł zawsze stara się negować teraźniejszość i przed nią uciekać. Innymi słowy, im mocniej utożsamiasz się z umysłem, tym więcej cierpisz. Można też powiedzieć, że im bardziej szanujesz i uznajesz Teraźniejszość, tym skuteczniej wyzwalasz się spod władzy bólu i cierpienia − a także egotycznego umysłu.
Dlaczego umysł ma zwyczaj zaprzeczać Teraźniejszości i wzbraniać się przed nią? Otóż dlatego, że nie może funkcjonować po swojemu ani sprawować władzy, gdy nie istnieje czas − czyli przeszłość i przyszłość – niepoddane czasowi Teraz wydaje mu się więc groźne. Czas i umysł stanowią w gruncie rzeczy niepodzielną całość.
Wyobraź sobie Ziemię bez ludzi, zamieszkaną wyłącznie przez rośliny i zwierzęta. Czy na takiej planecie nadal istniałaby przeszłość i przyszłość? Czy można by na niej w jakikolwiek sensowny sposób mówić o czasie? Pytania w rodzaju „Która godzina?” lub „Który dzisiaj?” − gdyby w ogóle ktoś jeszcze mógł je zadać − nic by nie znaczyły. Taki na przykład dąb czy orzeł przyjąłby je bez odrobiny zrozumienia. „Jaka znowu godzina?” − zdziwiłby się. „Przecież to jasne, że teraz jest teraz. Cóż poza tym istnieje?”.
Umysł i czas są nam, owszem, potrzebne do funkcjonowania w tym świecie, ale w pewnej chwili przejmują władzę nad naszym życiem i właśnie wtedy pojawiają się w nim rozmaite zaburzenia, ból i smutek.
Aby zapewnić sobie trwałą władzę, umysł nieustannie usiłuje przesłonić teraźniejszość przeszłością i przyszłością. W ten sposób żywotność i nieskończone możliwości twórcze Istnienia, nierozdzielnie związane z obecną chwilą, przesłania czas, a twoją prawdziwą naturę – umysł. W ludzkim umyśle gromadzi się coraz cięższe brzemię czasu. Wszyscy pod nim się uginają, zarazem jednak powiększają je, ilekroć ignorują lub negują drogocenną teraźniejszość lub wyznaczają jej skromną rolę narzędzia, pozwalającego im dotrzeć do którejś z następnych chwil, choć te istnieją jedynie w umyśle, a nigdy w rzeczywistości. Czas, nagromadzony zarówno w umysłowości zbiorowej, jak i w umysłach poszczególnych osób, zawiera też niezmierzone osady bólu, wyniesionego z przeszłości.
Jeśli pragniesz zaniechać przysparzania cierpień sobie i innym, jeśli nie chcesz pomnażać osadów zastarzałego bólu, który wciąż w tobie żyje, przestań stwarzać czas, a przynajmniej twórz go tylko tyle, ile koniecznie potrzebujesz, żeby uporać się z praktyczną stroną życia. Jak można przestać tworzyć czas? Głęboko sobie uświadom, że obecna chwila jest wszystkim, co kiedykolwiek będzie ci dane. Skup całe swoje życie w Teraźniejszości. Byłeś dotąd mieszkańcem czasu i składałeś w niej tylko przelotne wizyty, ale od dziś zamieszkaj w niej na stałe, a przeszłość i przyszłość odwiedzaj jedynie na krótko, ilekroć okaże się, że musisz się zająć którymś z praktycznych aspektów swojej sytuacji życiowej. Zawsze mów „tak” bieżącej chwili. Cóż może być bardziej daremne, bardziej szalone niż stwarzanie w sobie wewnętrznego oporu wobec czegoś, co i tak już jest? Czyż może istnieć gorszy obłęd niż przeciwstawianie się samemu życiu, które teraz i zawsze trwa teraz? Poddaj się temu, co jest. Powiedz życiu „tak” − a zobaczysz, że nagle zacznie ono działać na twoją korzyść, zamiast przeciwko tobie.
Teraźniejszość bywa nieznośna, niemiła albo wręcz okropna.
Jest, jaka jest. Zauważ, jakie umysł przykleja jej etykietki i jak z tego nieustannego metkowania, z ciągłego ferowania wyroków powstaje ból i zgryzota. Kiedy obserwujesz działanie umysłu, wydostajesz się z jego utartych kolein, wyzwalasz spod władzy schematów, wedle których umysł zwykle stawia opór, i nareszcie możesz pozwolić teraźniejszości zaistnieć. Daje ci to pewien posmak wewnętrznej swobody, wyzwolenia spod tyranii zewnętrznych okoliczności, prawdziwego spokoju wewnętrznego. Zobacz, co się wtedy dzieje, i dopiero potem działaj, jeśli okaże się to potrzebne lub możliwe.
Zaakceptuj − a później działaj. Zgódź się na wszystko, co niesie ze sobą teraźniejsza chwila, tak jakbyś sam ją skomponował. Zawsze działaj z nią w zgodzie, nigdy wbrew. Zaprzyjaźnij się z nią i sprzymierz, zamiast wypowiadać wojnę. Twoje życie ulegnie dzięki temu cudownej przemianie.
Dopóki potęga Teraźniejszości jest ci niedostępna, każde bolesne emocjonalnie doznanie pozostawia po sobie osad cierpienia. Żyje ono w tobie jeszcze długo po fakcie, miesza się z zadawnionym bólem, który wcześniej w sobie miałeś, i wrasta w twój umysł i ciało. Zasada ta oczywiście dotyczy także wszystkiego, co wycierpiałeś w dzieciństwie z powodu nieświadomości świata, w którym zdarzyło ci się urodzić.
Z nagromadzonego bólu powstaje negatywne pole energetyczne, wypełniające twoje ciało i umysł. Jeśli masz wrażenie, że jest to niewidzialny, odrębny byt, niewiele się mylisz. Z bólu emocjonalnego powstaje bowiem ciało bolesne. Ma ono dwa tryby istnienia: utajniony i czynny. U jednej osoby może przez dziewięćdziesiąt procent czasu pozostawać w uśpieniu, natomiast u innej, głęboko nieszczęśliwej, potrafi być stale aktywne. Niektórzy ludzie uczestniczą w życiu niemal wyłącznie za pośrednictwem swojego ciała bolesnego, inni zaś mogą odczuwać jego obecność tylko w pewnych okolicznościach − na przykład w związkach osobistych albo w sytuacjach związanych z niegdysiejszą stratą lub porzuceniem, z fizycznym bądź emocjonalnym zranieniem itp. Ciało bolesne może dać znać o sobie pod wpływem jakiegokolwiek bodźca, zwłaszcza gdy uruchamia on echa jakiejś dawnej bolesnej prawidłowości. Kiedy gotowe jest zbudzić się ze snu, wystarczy myśl czy też niewinna uwaga kogoś z najbliższego otoczenia, żeby je uruchomić.
Niektóre ciała bolesne są nieznośne, ale stosunkowo mało szkodliwe − trochę jak rozkapryszone dziecko. Zdarzają się też jednak złośliwe, niszczycielskie potwory, istne demony. Część z nich posługuje się przemocą fizyczną, ale znacznie liczniejsze uciekają się do przemocy w sferze emocjonalnej. Jedne napastować będą ludzi z twojego bliższego lub dalszego otoczenia, podczas gdy inne zaatakują ciebie − swojego żywiciela. Myśli i uczucia, które budzi w tobie własne życie, przybierają wtedy głęboko negatywny, autodestrukcyjny odcień. Często bywa to przyczyną schorzeń i nieszczęśliwych wypadków. Niektóre ciała bolesne doprowadzają swoich żywicieli do samobójstwa.
Czasem wydaje ci się, że kogoś dobrze znasz, i nagle stajesz oko w oko z tym obcym, wstrętnym stworem. Za pierwszym razem czeka cię spory szok. Ważniejsze jest jednak obserwowanie własnego ciała bolesnego aniżeli cudzych. Zauważaj w sobie wszelkie przejawy niezadowolenia: irytację, zniecierpliwienie, zasępienie, chęć czynienia krzywdy, gniew, przygnębienie, pragnienie, żeby w twoim związku osobistym pojawiła się nuta dramatu. Mogą one znaczyć, że ciało bolesne próbuje zbudzić się z uśpienia. Jeśli rzeczywiście się zbudzi, natychmiast je na tym przyłap.
Ciało bolesne walczy o przetrwanie − tak jak każdy byt. Przetrwać zaś zdoła tylko pod warunkiem, że skłoni cię, abyś bezwiednie z nim się utożsamił. Może wtedy wychynąć z ukrycia, przejąć władzę, „stać się tobą” i za twoim pośrednictwem żyć. Potrzebuje ciebie jako narzędzia zdobywania „pokarmu”. Będzie się żywiło każdym doznaniem, które wibruje pokrewną mu energią − wszystkim, co rodzi nowy ból pod jakąkolwiek postacią: gniewu, skłonności niszczycielskich, nienawiści, rozpaczy, dramatycznych emocji, przemocy, a nawet choroby. Gdy więc ciało bolesne tobą zawładnie, stworzy ci sytuację, która odbije ku niemu energię, nastrojoną na jego własną częstotliwość, żeby mogło się nią karmić. Ból może się żywić tylko bólem. Nie może się żywić radością. Po prostu jej nie trawi.
Z chwilą gdy ciało bolesne przejmie władzę nad tobą, twój apetyt na ból wzrośnie. Staniesz się ofiarą lub oprawcą. Zechcesz zadawać cierpienie albo cierpieć − jedno drugiego zresztą nie wyklucza: tak naprawdę niewielka to różnica. Oczywiście nie jesteś tego świadom i będziesz twierdził z zapałem, że wcale bólu nie pragniesz. Ale jeśli uważniej się przyjrzysz, zobaczysz, że twoje myślenie i zachowanie podporządkowane są temu, aby ból nie ustawał − zarówno twój własny, jak i cudzy. Gdybyś był tego świadom, cały ten schemat by się rozsypał, bo trzeba być obłąkanym, żeby pragnąć bólu, a nikt nie jest obłąkany świadomie.
Ciało bolesne − mroczny cień ego − boi się blasku świadomości. Boi się, że wyjdą na jaw jego matactwa. Warunkiem przetrwania ciała bolesnego jest twoje bezwiedne utożsamienie z nim i nieświadomy lęk przed konfrontacją z bólem, który w tobie żyje. Ale jeśli nie spojrzysz temu bólowi prosto w oczy, jeśli nie opromienisz go blaskiem świadomości, będziesz musiał raz po raz na nowo go przeżywać. Ciało bolesne może ci się wydawać niebezpiecznym potworem, na którego nie masz odwagi spojrzeć, ale zapewniam cię: to tylko zwiewne widmo, nie oprze się zatem potędze twojej przytomności.
Wedle niektórych nauk duchowych wszelki ból to w gruncie rzeczy tylko złudzenie. Owszem, prawda. Ale czy przekonałeś się o tym na własnej skórze? Sama wiara nie wystarczy, żeby stało się to dla ciebie prawdą. Chcesz do końca życia cierpieć i twierdzić, że ten ból jest złudny? Czy to cię od niego uwalnia? Szukamy tu sposobu, żeby ta prawda stała się dla ciebie faktem − autentycznym doświadczeniem.
A zatem ciało bolesne nie chce, żebyś je miał pod bezpośrednią obserwacją i widział takim, jakie jest. Kiedy zaczynasz je obserwować, kiedy czujesz w sobie pole jego energii i ogarniasz je uwagą, pryska łącząca cię z nim więź utożsamienia. Pojawia się wyższy wymiar świadomości: przytomna obecność. Jesteś teraz świadkiem, obserwatorem poczynań ciała bolesnego. Znaczy to, że nie może ono już cię wykorzystywać, podszywając się pod ciebie, ani regenerować się, czerpiąc z ciebie soki. Odnalazłeś najgłębsze źródło siły wewnętrznej. Dotarłeś do potęgi Teraźniejszości.
Co się dzieje z ciałem bolesnym, gdy osiągamy wystarczającą świadomość, żeby przestać z nim się utożsamiać?
Nieświadomość stwarza ciało bolesne; świadomość przemienia je w samą siebie. Pięknie sformułował tę uniwersalną zasadę święty Paweł: „Każda rzecz jawną się staje, gdy tylko wydobyć ją na światło, a wszystko, co ku światłu zostało wydobyte, samo też w światło się przeistacza”. Podobnie jak nie da się walczyć z ciemnością, tak i z ciałem bolesnym walczyć nie sposób. Próba podjęcia takiej walki wywołałaby konflikt wewnętrzny, a tym samym spowodowała jeszcze większy ból. Wystarczy je obserwować. Kiedy obserwujemy ciało bolesne, akceptujemy je jako jedną z rzeczy, które w danej chwili istnieją.
Ciało bolesne zbudowane jest z uwięzionej energii życiowej, która odszczepiła się od całości twojego pola energetycznego i zyskała chwilową autonomię w wyniku nienaturalnego procesu utożsamienia z umysłem. Zwróciło się przeciwko sobie i stało się wrogie życiu, niby zwierzę, próbujące pożreć własny ogon. Jak sądzisz, czemu nasza cywilizacja tak niszczycielsko obchodzi się z życiem? Skądinąd jednak nawet w siłach, które życie niszczą, przejawia się energia życiowa.
Kiedy zaczniesz się wyzbywać poczucia tożsamości z ciałem bolesnym i staniesz się obserwatorem, ciało to jeszcze przez pewien czas będzie działało, próbując podstępem cię skłonić, żebyś znów z nim się utożsamił. Chociaż nie zasilasz go już energią poprzez utożsamienie, nadal ma pewien impet − trochę jak kołowrotek, który wciąż jeszcze się obraca, mimo że już od paru chwil nikt nie naciska pedału. Na tym etapie może też powodować bóle fizyczne w różnych częściach ciała, ale dolegliwości te niebawem ustąpią. Bądź obecny tu i teraz, bądź świadom. Pozostań wiecznie czujnym strażnikiem swojej przestrzeni wewnętrznej. Musisz być na tyle obecny, żebyś mógł bezpośrednio obserwować ciało bolesne i czuć jego energię. Nie będzie wtedy miało władzy nad twoim myśleniem. Lecz gdy tylko zestroisz myślenie z polem energetycznym ciała bolesnego, utożsamisz się z nim i znów zaczniesz je zasilać własnymi myślami.
Na przykład jeśli dominującą częstotliwością energii ciała bolesnego jest gniew, a ty, zaprzątnięty gniewnymi myślami, rozpamiętujesz coś, co ci kiedyś zrobiono, albo planujesz odwet, znaczy to, że straciłeś świadomość i ciało bolesne stało się „tobą”. Gniew bowiem zawsze podszyty jest bólem. To znów ogarnia cię mroczny nastrój, wpadasz w negatywny tryb umysłu i zaczynasz rozmyślać nad tym, jakie okropne masz życie: twoja myśl zestraja się z ciałem bolesnym, ty zaś tracisz świadomość i jesteś narażony na ataki z jego strony. Przez utratę świadomości rozumiem tu utożsamienie z jakąś kliszą umysłową lub emocjonalną, czyli całkowitą nieobecność obserwatora.
Nieustannie podtrzymywana uwaga przecina łączność między ciałem bolesnym a twoimi procesami myślowymi i powoduje przemianę. Ból, rzec by można, staje się paliwem, podsycającym płomień świadomości, który dzięki temu jeszcze bardziej jaśnieje. To właśnie jest ezoteryczny sens pradawnej sztuki alchemii: przeistoczenie metalu nieszlachetnego w złoto, czyli cierpienia w świadomość. Wewnętrzne rozdarcie zostaje uleczone, a ty znów zrastasz się w jedną całość. Masz odtąd uważać, żeby nie przysparzać już bólu.
Przypomnę pokrótce, jak przebiega cały ten proces. Najpierw skup uwagę na tym, co w sobie czujesz. Zrozum, że uczucie to jest ciałem bolesnym. Pogódź się z jego obecnością. Nie m y ś 1 o nim − nie pozwól, żeby czucie ustąpiło miejsca myśleniu. Nie osądzaj ani nie analizuj. Nie twórz sobie z tego tożsamości. Bądź tu i teraz, wytrwale obserwuj to, co się w tobie dzieje. Uświadom sobie nie tylko obecność emocjonalnego bólu, lecz i obserwatora, milczącego świadka. Na tym właśnie zasadza się potęga bieżącej chwili, potęga twojej świadomej obecności. Sam zobacz, co się dalej stanie.
U wielu kobiet ciało bolesne budzi się zwłaszcza w okresie poprzedzającym miesiączkę. W późniejszych partiach książki dokładniej omówię to zjawisko i jego przyczyny. Na razie powiem tylko tyle: jeśli zdołasz w okresie tym pozostać czujna i obecna, jeśli zdołasz obserwować wszystko, co w sobie czujesz, zamiast oddawać się we władzę uczuć, będziesz mogła odbyć przy okazji wyjątkowo potężną praktykę duchową, umożliwiającą błyskawiczne przetworzenie całego zadawnionego bólu.
Proces, który przed chwilą opisałem, niesie ze sobą wielką potęgę i głębię, a zarazem jest bardzo prosty. Można by go nauczyć dziecko; mam zresztą nadzieję, że będzie to kiedyś jeden z podstawowych przedmiotów szkolnych. Gdy już pojmiesz, że przede wszystkim musisz być obecny jako obserwator tego, co się w tobie dzieje − i „zrozumiesz” tę zasadę poprzez doświadczalne poznanie − dostaniesz do ręki najpotężniejsze narzędzie przemiany.
Mimo to może się okazać, że perspektywa zerwania więzi tożsamości, łączącej cię z własnym bólem, budzi w tobie silny opór. Prawdopodobieństwo wystąpienia takiej sytuacji jest szczególnie duże, jeśli przez większość życia mocno utożsamiałeś się ze swoim emocjonalnym ciałem bolesnym i twoje poczucie własnego „ja” w całości albo w znacznej mierze opiera się na tym utożsamieniu. Innymi słowy, z ciała bolesnego zbudowałeś sobie nieszczęśliwe „ja” i wierzysz, że jesteś właśnie tą zrodzoną z umysłu fikcją. A skoro tak, to pod wpływem nieświadomego lęku przed utratą tożsamości pojawi się w tobie silny opór wobec wszelkich prób zerwania tej relacji utożsamienia. Inaczej mówiąc, będziesz wolał cierpieć − być ciałem bolesnym − niż dać susa w nieznane, ryzykując utratę swojskiego, nieszczęśliwego „ja”.
Jeśli tak właśnie z tobą sprawy się mają, obserwuj opór, który w sobie czujesz. Obserwuj przywiązanie do własnego bólu. Bądź bardzo czujny. Obserwuj tę szczególną przyjemność, jaką sprawia ci własna zgryzota. Obserwuj przemożną chęć mówienia lub myślenia o niej. Opór ustanie, jeśli go sobie uświadomisz. Będziesz mógł wtedy skupić uwagę wewnątrz ciała bolesnego, trwając przy nim jako przytomny świadek, i w ten sposób zapoczątkować jego przemianę.
Tylko ty sam możesz to zrobić. Nikt cię nie wyręczy. Ale jeśli będziesz miał szczęście spotkać kogoś, kto osiągnął dużą moc świadomości, jeśli uda ci się towarzyszyć temu komuś i dzielić z nim jego przytomną obecność, może ci to pomóc, a już na pewno przyspieszy bieg wydarzeń. Twoje własne światło szybko dzięki temu zajaśnieje. Gdy polano, które dopiero zaczęło się palić, położymy obok drugiego, buzującego wielkim ogniem, a po chwili znów oba te polana rozdzielimy, to pierwsze będzie bardziej rozpalone, niż było na początku. W obu płonie przecież ten sam ogień. Nauczyciel duchowy odgrywa między innymi rolę takiego właśnie ognia. Zadanie to potrafią również spełnić niektórzy terapeuci, pod warunkiem, że wznieśli się nad poziom umysłu i pracując z klientem, umieją wzbudzić w sobie i utrzymać stan intensywnej, świadomej obecności.
Wspomniałeś o lęku jako o składowej naszego fundamentalnego bólu emocjonalnego. Jak powstaje lęk i czemu w ludzkim życiu jest go aż tyle? Czy pewna doza lęku nie jest zdrowym przejawem instynktu samozachowawczego? Gdybym nie lękał się ognia, mógłbym włożyć rękę w płomienie i się poparzyć.
Przed wkładaniem ręki w ogień powstrzymuje cię bynajmniej nie lęk, tylko świadomość, że byś się w ten sposób poparzył. Wcale nie trzeba się bać, aby uniknąć zbędnych niebezpieczeństw: wystarczy minimum inteligencji i zdrowego rozsądku. W takich praktycznych kwestiach warto stosować naukę, wyniesioną z przeszłości. Gdyby natomiast ktoś groził ci ogniem albo przemocą fizyczną, mógłbyś poczuć coś w rodzaju lęku. Byłoby to jednak instynktowne cofanie się przed niebezpieczeństwem, a nie czysto psychiczny lęk, o którym tutaj mówimy. Lęk psychiczny nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek konkretnym, prawdziwym, bezpośrednim zagrożeniem. Przybiera najrozmaitsze formy: skrępowania, niepokoju, zatroskania, nerwowości, napięcia, zgrozy, fobii itp. Ten typ lęku psychicznego zawsze dotyczy czegoś, co dopiero może się zdarzyć, a nie czegoś, co właśnie się dzieje. Ty jesteś tu i teraz, podczas gdy twój umysł buja w przyszłości. Powstaje w ten sposób lękowy rozziew. Jeśli utożsamiasz się z umysłem, a straciłeś z oczu potęgę i prostotę Teraźniejszości, rozziew lękowy będzie ci stale towarzyszył. Zawsze jakoś sprostasz bieżącej chwili, ale nie czemuś, co jest tylko projekcją umysłu: nie sprostasz przyszłości.
Co gorsza − jak już wspomniałem − dopóki utożsamiasz się z własnym umysłem, twoim życiem kieruje ego. Z racji swojej widmowej natury jest ono − pomimo skomplikowanych mechanizmów obronnych − bardzo uraźliwe, niepewne siebie i przekonane, że stale coś mu zagraża. Nawiasem mówiąc, dzieje się tak nawet wtedy, gdy ego stwarza pozory wielkiego zadufania w sobie. Pamiętamy, że emocja jest reakcją ciała na poczynania umysłu. A jakiż to komunikat nieustannie przekazuje ciału ego − to fałszywe „ja”, które umysł zmajstrował? „Uwaga, coś mi grozi”. Jaką zaś emocję wywołuje ten ciągły sygnał? Oczywiście lęk.
Na pozór miewa on rozmaite przyczyny. Jest lęk przed stratą, lęk przed porażką, lęk przed zranieniem itd., ale w gruncie rzeczy każdy rodzaj lęku to po prostu strach ego przed śmiercią, zagładą. Z punktu widzenia ego śmierć nieustannie czyha tuż za rogiem. Gdy utożsamiasz się z umysłem, lęk przed śmiercią wywiera wpływ na wszystkie aspekty twojego życia. Nawet coś tak pozornie trywialnego i „normalnego”, jak przemożna chęć stawiania na swoim i udowadniania, że rozmówca nie ma racji − obrona postawy umysłowej, z którą się utożsamiłeś − bierze się z lęku przed śmiercią. Jeśli utożsamiasz się z jakąś postawą umysłową i nagle się okazuje, że jesteś w błędzie, twoje oparte na tożsamości z umysłem poczucie „ja” staje w obliczu groźby unicestwienia. Ty jako ego nie możesz więc sobie pozwolić na to, żeby nie mieć racji. Być w błędzie znaczy umrzeć. Wiele wojen stoczono o to, kto ma słuszność, i z tegoż powodu rozpadło się niezliczone mnóstwo związków.
Kiedy nie utożsamiasz się już z umysłem, to, czy masz rację, czy nie, w żaden sposób nie wpływa na twoje poczucie „ja”, przestajesz więc odczuwać potężny i zupełnie nieświadomy przymus dowodzenia własnej słuszności − który jest wszak formą przemocy. Potrafisz wtedy wyrazić swoje uczucia i myśli jasno i stanowczo, ale bez żadnych agresywnych ani obronnych zagrań. Twoje poczucie „ja” wyrasta wówczas bynajmniej nie z umysłu, lecz z głębszych, prawdziwszych rejonów w tobie samym. Wystrzegaj się odruchów obronnych. Czego właściwie bronisz? Złudnej tożsamości, obrazu, który nosisz w umyśle, bytu urojonego. Uświadamiając sobie ten nawyk, obserwując go, uwalniasz się od tożsamości z nim. W blasku twojej świadomości bezwiedny dotychczas schemat myślowy szybko się ulotni. Kończą się wtedy wszelkie spory i gry o władzę, które tak niszcząco wpływają na związki między ludźmi. Władza nad innymi to w istocie słabość, udająca siłę. Prawdziwa moc tkwi wewnątrz i możesz do niej dotrzeć choćby teraz.
A zatem każdemu, kto utożsamia się z umysłem, czyli jest odłączony od źródła swojej prawdziwej mocy − głębszego „ja”, zakorzenionego w Istnieniu − stale towarzyszy lęk. Ludzi, którzy przekroczyli granice umysłu, jest jak dotąd bardzo niewielu, możesz więc przyjąć założenie, że na dobrą sprawę każdy, kogo spotykasz czy znasz, żyje w ciągłym lęku. Różne bywa tylko jego nasilenie. Na jednym biegunie będzie to niepokój i zgroza, na drugim − nieokreślone skrępowanie i poczucie jakiejś odległej groźby. Większość ludzi uświadamia sobie ten lęk dopiero wtedy, gdy przybiera on jedną z ostrzejszych postaci.
RECENZJE:
Odkrywanie samego siebie i dochodzenie do źródła samopoznania to droga wiodąca przez całe nasze życie. Wypełnione jest ono doświadczeniem, które nas wzbogaca i pozwala poszerzać naszą świadomość. Książka Potęga teraźniejszości jest dla mnie mapą z drogowskazami, znakami, symbolami prowadzącymi do samopoznania i przeżywania życia tu i teraz, w danym momencie – jedynym i niepowtarzalnym. To książka, z którą jestem na co dzień, którą czytam i kontempluję. Wciąż do niej powracam. Czytanie jej przypomina odgrywanie roli teatralnej na nowo; z inną publicznością, z odmiennym nastrojem, nieoczekiwanymi wydarzeniami oraz każdorazowo zmieniającą się energią. Jest wszak jeden stały element – CIEKAWOŚĆ ODKRYWANIA! Jeśli chcesz pracować nad sobą, jeśli pragniesz stanąć przed lustrem i powiedzieć: „To ja kieruję własnym życiem, ja odpowiadam za swoje stany emocjonalne, ja dokonuję wyborów tu i teraz” – to przeczytanie tej książki będzie właściwym, pierwszym krokiem w tym kierunku!
Katarzyna Figura
Jedna z najlepszych książek, jakie pojawiły się w ostatnich latach. Z każdego zdania emanuje prawda i duchowa siła.
Deepak Chopra
Ta książka odmieni twoje myślenie… A rezultat? Więcej radości – już teraz!
„O: The Oprah Magazine”
To mądra, serdecznie i uczciwie napisana książka. Książka dla ludzi poszukujących odpowiedzi na najważniejsze z dręczących nas pytań i wątpliwości. Autor ze znawstwem i cierpliwością najpierw zachęca do wyruszenia w drogę, a potem prowadzi nią czytelnika na spotkanie z nim samym. I o dziwo, ta droga wcale nie wydaje się trudna. I nikogo nie wyklucza. Iść nią może każdy. Nigdy nie dość takich książek.
Wojciech Eichelberger
Jest to książka nie tyle mówiąca o oświeceniu, co prowadząca do oświecenia; adresowana do tych, którzy nie tylko chcą się dowiedzieć czegoś o poszukiwaniu prawdziwego JA, ale i pragną je odnaleźć. Można ją polecić każdemu, kto wkracza na duchową ścieżkę i potrzebuje przewodnika.
o. Jan M. Bereza OSB, Opactwo Benedyktynów w Lubiniu
Aikido, podobnie jak inne sztuki walki i niebezpieczne sporty, wymaga koncentracji oraz wejścia – jak pisze autor – w „tętniącą życiem sferę, w której nie ciąży czas, problemy, myślenie czy brzemię osobowości”. Polecam. Fascynująca i inspirująca lektura.
Jacek Wysocki, mistrz aikido (7 dan)
O AUTORZE:
Eckhart Tolle jest współczesnym przewodnikiem duchowym, niezwiązanym z żadną konkretną religią ani tradycją. Jego nauki przypominają przekaz starożytnych mistrzów duchowych – są ponadczasowe i nieskomplikowane, a ich przesłanie charakteryzuje się głębią oraz prostotą: Istnieje sposób na to, aby uwolnić się od cierpienia i osiągnąć spokój.