Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Macie co jeść, nie brakuje wam dachu nad głową, nie marzniecie, więc jeśli chodzi o hierarchię potrzeb, radzicie sobie nieźle. Mimo to z jakiegoś powodu nie czujecie się do końca szczęśliwi.
Mikroagresje, trudne relacje rodzinne, toksyczna pozytywność i gaslighting to tylko niektóre przykłady tego, co nazywamy małymi traumami. To one często prowadzą do pojawienia się zaburzeń lękowych, perfekcjonizmu, zajadania chandry czy kłopotów ze snem.
Wmówiono nam, że małe traumy nie istnieją. Świat zawsze wydaje się pełny wielkich, trudnych do rozwiązania problemów, więc często nie zwracamy uwagi na niewielkie, codzienne urazy.
Jednak życia nie trzeba doświadczać w ten sposób. Powinniśmy zrobić coś dla siebie
i podjąć działania.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 328
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla mojego cudownie łagodnego i dobrego taty –
bardzo za Tobą tęsknię.
WSTĘP
To nic wielkiego, nic ważnego… nie możecie dojść, o co chodzi, a jednak z jakiegoś powodu… nadal czujecie się niewystarczający, niedoceniani, niedostatecznie kochani. Macie sympatyczną rodzinę, znośną pracę (w końcu to praca, kto by ją lubił) i niezłą grupę przyjaciół. Macie co jeść, nie brakuje wam dachu nad głową, nie marzniecie, więc jeśli chodzi o hierarchię potrzeb, radzicie sobie nieźle. Mimo to z jakiejś przyczyny nie czujecie się do końca… s–z–c–z–ę–ś–l–i–w–i. A to szczęście jest przecież celem, który wyznacza nam społeczeństwo za pośrednictwem rodziców, nauczycieli, przyjaciół, współpracowników.
W waszym życiu nie zdarzyło się nic szczególnie złego… ale właśnie w tym tkwi problem. Jesteśmy nauczeni ignorować swoje „małe traumy” z dzieciństwa, które stopniowo, zdradziecko sieją spustoszenie przez podświadomą, lecz nieustającą melancholię i dręczące przebłyski lęku; a wszystko to elegancko opakowane w film z idealnego instagramowego życia innych ludzi.
Przeważająca większość moich klientów nie była ofiarami żadnego poważnego urazu w dzieciństwie, takiego jak wykorzystywanie seksualne, znęcanie się, życie na terenie objętym wojną lub śmierć opiekuna. Zawsze jednak zdarzają się małe zadraśnięcia i drobne siniaki, które pozostawiają po sobie ślad. Małe rany, niemal niedostrzegalne przez pryzmat wszechobecnych norm społecznych, uczących nas, aby „zachować spokój i robić swoje”, gromadzą się głęboko w naszym emocjonalnym rdzeniu i rosną niczym stopy procentowe kredytu. Ostatecznie cały ten osad emocjonalny wpływa na nasze samopoczucie i chociaż być może nie jest to (jeszcze) nieujarzmiony problem, wiele osób czuje ciężar zmęczenia, niski poziom zaburzeń lękowych lub całkowity brak pewności siebie. Kulminacji traum z dzieciństwa nie powinno się ignorować, ponieważ niekontrolowane, mogą prowadzić do wielu współcześnie znanych problemów zdrowotnych, zarówno fizycznych, jak i psychicznych.
Większość z nas na szczęście nie doświadcza powtarzających się dużych traum ani wielokrotnych urazów, które mogą wpływać na pojawienie się choroby psychicznej.
Wszyscy kiedyś stracimy bliskie nam osoby, około połowa z nas się rozwodzi, a wiele osób zmaga się z urazami lub chorobami fizycznymi. Wiadomo też, że wszystkie duże traumy mogą prowadzić do dających się oficjalnie sklasyfikować problemów ze zdrowiem psychicznym, takich jak zaburzenia lękowe czy depresja. Nie wyjaśnia to jednak tego, co widuję codziennie w mojej klinice. Wydaje się, że to właśnie takie subtelne doświadczenia, jak brak dostrojenia między rodzicem a dzieckiem, znęcający się nad nami dwulicowi „przyjaciele”, upokarzanie w szkole, brak stabilizacji wywołany częstymi przeprowadzkami (co pociąga za sobą zmiany szkół i miejsc pracy), wymagania nastawionej na osiągnięcia kultury czy nieustanne problemy wywołane koniecznością wiązania końca z końcem prowadzą do pojawienia się podprogowej wątpliwości: „jaki to ma w ogóle sens?”. Stałe poczucie lekkiej beznadziei, zaburzenia lękowe u osób wysoko funkcjonujących czy świadczący o nieprzystosowaniu perfekcjonizm nie są niestety objawami, które lekarz pierwszego kontaktu zdiagnozuje lub zacznie leczyć. Nie pasują one do uporządkowanych, dobrze zdefiniowanych kryteriów opisanych w encyklopediach medycznych i kiedy doktor pyta nas, czy w ciągu ostatniego roku w naszym życiu nastąpiły jakieś ważne wydarzenia, odpowiedź może brzmieć przecząco. Dlatego ludzie pozostają zagubieni w oceanie swojej niezbyt poważnej, ale całkowicie wysysającej energię życiową egzystencji; nie rozpoznajemy bowiem zdradzieckiego wpływu małych traum.
Kiedy opowiadam o tych drobnych urazach, nazywam je małymi traumami, ponieważ sądzę, że owo uniwersalne, praktycznie rzecz biorąc, doświadczenie ma prawo stać się częścią naszego codziennego, powszechnego języka: bo codzienne drobnostki nadają życiu sens, ale też potrafią wyssać z nas siłę życiową, wigor i potencjał. Jeśli jednak rozpoznamy własne małe traumy, możemy je wykorzystać do zbudowania solidnej odporności psychicznej, która osłoni nas przed niszczycielskim wpływem przyszłych dużych traum.
Każdy z was się liczy. Posłuchajcie mnie – wszyscy jesteście ważni; bardziej niż zdajecie sobie w tej chwili sprawę. Po przeczytaniu tej książki nie tylko w to uwierzycie, ale też wasze codzienne lęki i frustracje zaczną powoli znikać. Zaufajcie mi: jestem psychologiem, chociaż nie takim, jakiego sobie wyobrażacie. U mnie nie ma kanap, sędziwych bród i protekcjonalnego kiwania głową – bo nie powinniśmy się wstydzić naszych doświadczeń, błędów i nawet najmroczniejszych myśli. Niniejsza książka jest opisem prawdy doświadczonej podczas mojej dwudziestokilkuletniej praktyki i badań naukowych. Każda osoba, z którą pracowałam, tłumiła w sobie jakąś odmianę małej traumy – a przykładów na nie jest wiele. Jednak następstwa małych traum prędzej czy później wypływają na wierzch i prezentują się w dość rozpoznawalnej formie. W tej książce przytaczam szereg „kategorii” małych traum, które zidentyfikowałam. Określenie „kategoria” zastosowałam ze względu na to, że choć małe traumy same w sobie nie są chorobami, to wpływają na ludzi w bardzo charakterystyczny sposób. Niektóre wydadzą się wam znajome i być może poczujecie, że nie jesteście jedynymi, którzy cierpią z danego powodu. W tej chwili chcę przede wszystkim, abyście poznali owe odmiany, rodzaje niedomagań czy jakkolwiek nazwiemy dany zestaw objawów i oznak zaprezentowany w poszczególnych rozdziałach, i zorientowali się, że są one naprawdę bardzo powszechne. Ponieważ nie istnieją ich definicje medyczne, nie potrafię przedstawić wam wykresów ani podać odsetka ludzi, którzy czują się w określony sposób, ale z mojego doświadczenia i obserwacji wiem, że nawet jeśli wy sami nie wykazujecie objawów świadczących o przejściu małej traumy, to z całą pewnością rozpoznacie je u kogoś bardzo wam bliskiego.
Oczywiście, prowadząc was przez owe punkty krytyczne małych traum – takie jak panika o małym nasileniu, poczucie niemożności osiągnięcia dobrego samopoczucia, problemy zdrowotne typu bezsenność, przybieranie na wadze czy chroniczne zmęczenie – podam wam jednocześnie praktyczne i konkretne sposoby radzenia sobie z nimi, tak abyście mogli odzyskać kontrolę nad swoim życiem i przestać być niewolnikami małych traum. Dotarcie do psychologa jest w dzisiejszych czasach niełatwe, ale z badań naukowych wiemy, że biblioterapia (czyli to, co właśnie robicie, czytając niniejszą książkę) może pomóc w zredukowaniu objawów.
Niestety, wszyscy musimy borykać się z komplikacjami życia, jednocześnie złożonymi i codziennymi, zatem ułatwmy sobie sprawę na tyle, na ile to możliwe. W tym celu posłużymy się moją skoncentrowaną na rozwiązaniach trzyetapową metodą.
Metoda AAA
Etap 1: Autoanaliza – odkrycie własnej konstelacji małych traum i zrozumienie, w jaki sposób wpływają one na nasze doświadczenia życiowe, aby ostatecznie przejąć kontrolę nad własnym życiem.
Etap 2: Akceptacja – to często najtrudniejszy etap całego procesu i stadium, które (wiem z doświadczenia) wiele osób próbuje pominąć; problem w tym, że bez akceptacji małe traumy nadal będą nadmiernie wpływać na nasze życie.
Etap 3: Akcja – akceptacja niestety nie wystarczy; trzeba podjąć kroki w kierunku stworzenia takiego życia, jakiego się pragnie.
Ważne, aby na samym początku, przynajmniej w czasie poznawania procesu, wykonywać wszystkie działania po kolei. Często widuję niezwykle sfrustrowanych pacjentów, którzy postanowili zastosować od razu techniki związane z trzecim etapem, czyli akcją. Tymczasem przypomina to próby zalepienia plastrem brzydkiego skaleczenia bez uprzedniego oczyszczenia rany – brud i zarazki zostają uwięzione w głębi, co ostatecznie prowadzi do zakażenia, przez co lądujemy z gorszymi problemami niż na początku. Bez zgłębienia własnych małych traum i bez akceptacji tego, co wydarzyło się w życiu, korzyści z podjęcia działania często są krótkotrwałe. Z kolei niektórzy ludzie – szczególnie ci, którzy mają już za sobą wiele prób z szerokiego wachlarza technik psychologicznych i samopomocy – osiągają dość głęboki poziom autoanalizy, ale potem przeskakują od razu do działania, pomijając stadium akceptacji. Nie jest to bynajmniej ułomność – żyjemy w rozpędzonych, zabieganych, szukających natychmiastowej gratyfikacji społeczeństwach, zatem oczekiwanie dwuminutowego, dającego się opublikować na TikToku rozwiązania problemu wydaje się nam całkowicie na miejscu. Na szczęście, tak jak w przypadku każdej zdolności, kiedy człowiek zaznajomi się z procesem, stawianie kolejnych kroków staje się łatwiejsze i ostatecznie każdy może zostać mistrzem metody „trzech A”.
I ostatnia rzecz, zanim rozpoczniemy… Jednym z najczęściej zadawanych mi pytań jest: „Jak długo mi to zajmie?” – a jedyną dokładną odpowiedzią jest: „To całkowicie zależy od osoby”. Tak jak dojście do zdrowia fizycznego trochę trwa, tak samo powrót do dobrej kondycji emocjonalnej i psychicznej wymaga czasu i przestrzeni. Nie ukrywajmy, że im głębsza rana (czyli im większa liczba i głębia małych traum), tym więcej pracy trzeba włożyć w powrót do zdrowia. Mimo że jest to praca, czy może raczej wysiłek, zapewniam was jednak, że warto. Ponieważ jesteście tego warci.
Brutalna rzeczywistość jest taka: chociaż małe traumy to nie wasza wina, tylko wy możecie cokolwiek z nimi zrobić. Pamiętajcie, że już w tej chwili wykonaliście ważny pierwszy krok w kierunku wzięcia się za bary z powszechnymi trudnościami, jakie widuję w gabinecie – i że zamierzam wam towarzyszyć na każdym etapie tej drogi. Nie zapominajcie: nie jesteście sami.
Zacznę zatem od opowiedzenia, czym są małe traumy i dlaczego mają znaczenie. Rozpoczniemy w ten sposób najważniejszy proces metody AAA – autoanalizę.
ROZDZIAŁ 1
MAŁE TRAUMY – CZYM SĄ I DLACZEGO SĄ WAŻNE
W tym rozdziale przyjrzymy się:
> sposobom, w jaki sposób trauma wpływa na zdrowie fizyczne i psychiczne;
> różnicom między dużymi i małymi traumami;
> rozmaitym źródłom małych traum;
> psychicznemu układowi odpornościowemu;
> temu, jak można wykorzystać małe traumy jako psychologiczne przeciwciała.
Nie ukrywajmy – każde doświadczenie nas kształtuje. Na początek zbadajmy różnice między małymi i dużymi traumami, bo to pomoże nam zrozumieć, dlaczego tak wielu z nas przez większość czasu czuje się nie do końca w porządku, mimo że nie jesteśmy w stanie wskazać istotnego wydarzenia, które mogłoby mieć wpływ na to samopoczucie. Dzięki zaczerpniętym z życia przykładom poznamy również główne źródła małych traum, żeby nadać kontekst towarzyszącym nam emocjom, które znajdują się tuż pod powierzchnią i właśnie dlatego potrafią być niezwykle szkodliwe.
Psychologia jest stosunkowo nową dziedziną, zaledwie od zeszłego stulecia analizowaną przy pomocy wydajnych metod, dlatego proszę, wybaczcie to, że zrozumienie urazów o niewielkim nasileniu zajęło jej trochę czasu. Pierwszym krokiem jest obserwacja tego, co dzieje się na podstawowym poziomie, i upewnienie się, że to, co badają psycholodzy, jest dokładnym odzwierciedleniem życia ludzi. Można również dzielić się przykładami poprzez publikacje z hasztagiem #maletraumy, aby pomóc innym poczuć się mniej odizolowanymi w swoich doświadczeniach i jednocześnie wzbogacić bazę danych. Teraz jednak po prostu zacznijmy…
Duże traumy i zdrowie
Do stosunkowo niedawna naukowcy i psycholodzy skupiali się przeważnie na poważnych negatywnych wydarzeniach w życiu ludzi. To logiczne, zważywszy, że właśnie tego typu zdarzenia wywołują ostre dolegliwości psychiczne i to z ich powodu ludzie szukają pomocy u specjalistów. Zaliczamy tutaj ograniczające życie (a czasami tragicznie mu zagrażające) choroby umysłowe, jak głęboka depresja, zespół lęku uogólnionego, zespół stresu pourazowego – PTSD (ang. post-traumatic stress disorder) i cały zestaw innych przypadłości udokumentowanych w biblii zdrowia psychicznego zatytułowanej Kryteria diagnostyczne zaburzeń psychicznych DSM (ang. Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders). We wszystkich wersjach tego podręcznika duże traumy pojawiały się w opisie wielu wymienionych schorzeń psychicznych – chodzi o oczywiste koszmarne sytuacje, które jak wiemy, często prowadzą do zaburzeń zdrowia psychicznego i problemów fizycznych. Doświadczenia wyniesione z frontu wojennego lub z klęsk żywiołowych, takich jak pożar, trzęsienie ziemi, tornada czy huragany, wykorzystywanie seksualne, przemoc psychiczna lub znęcanie się fizyczne w dzieciństwie, gwałt lub molestowanie, albo padnięcie ofiarą aktów przemocy, na przykład napaści z bronią w ręku lub terroryzmu – to wszystko zaliczamy do dużych traum.
W najnowszym, piątym wydaniu podręcznika, DSM-5, wymienia się 157 osobnych diagnozowalnych schorzeń, czyli ponad połowę więcej niż w pierwszym wydaniu DSM z 1952 roku. Czy oznacza to, że od tamtego czasu ludzie nabawili się tak wielu nowych problemów psychicznych? Moim zdaniem to częściowo prawda, ale głównie chodzi o to, że coraz lepiej potrafimy rozpoznawać i definiować ludzkie doświadczenia i cierpienie i w tej chwili jesteśmy świadomi, że również sporo innych wydarzeń – wiele z nich dość powszechnych – może prowadzić do pojawienia się problemów emocjonalnych i funkcjonalnych.
Krytyczne wydarzenia życiowe
Na szczęście niewielu ludzi doświadcza poważnych konsekwencji dużej traumy. Jednak w którymś momencie życia wszyscy tracimy ukochane, bliskie nam osoby, spora część populacji przechodzi przez rozwody, poważny stres potrafią wywołać nawet radosne okazje (np. poród, ślub i wesele, a nawet rodzinne spotkania bożonarodzeniowe). Psycholodzy Thomas Holmes i Richard Rahe nazwali tego typu stresory „krytycznymi wydarzeniami życiowymi”. Obaj lekarze przebrnęli przez ponad 5 tysięcy kart chorobowych, aby przekonać się, czy stresujące doświadczenia życiowe są związane z pojawiającymi się później problemami zdrowotnymi. Stworzyli listę wydarzeń od najbardziej traumatycznego (śmierć partnera) po te mniej ważne, choć nadal stresujące, jak drobne wykroczenia (kto z nas nie zarobił kiedyś mandatu?), z punktacją w tzw. „jednostkach zmiany życia” przypisaną każdemu z tych niefortunnych incydentów i określającą ich drastyczność. Drugim ważnym czynnikiem wpływającym na pojawienie się problemów zdrowotnych jest częstość występowania owych wydarzeń w danym roku. Dodając wszystkie jednostki zmieniające życie pacjenta, psychiatrzy byli w stanie dostrzec, że wartość 300 i powyżej umieszcza ludzi w grupie ryzyka, między 150 a 299 istnieje umiarkowane ryzyko rozwoju choroby, a u osób uzyskujących wynik poniżej 150 niebezpieczeństwo zachorowania jest bardzo niewielkie[1].
Widzimy więc, że niektóre doświadczenia życiowe – zwłaszcza jeśli wydarzyły się w dość krótkim okresie – mogą zwiększyć naszą podatność na problemy zdrowotne, zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Oczywiście to nie wszystko, ponieważ mimo licznych badań wspierających ową teorię czasem okazuje się, że problemy mogą się pojawiać również u tych, którzy nie osiągnęli jeszcze owego „magicznego progu” w liczbie krytycznych wydarzeń życiowych. Dlaczego tego typu sytuacje kończą się u jednych ciężką chorobą, a u innych nie? Tutaj właśnie moim zdaniem do głosu dochodzą małe traumy.
Małe traumy – brakujące ogniwo?
Na początku mojej kariery zawodowej pracowałam naukowo w Zespole Badań nad Chorobami Chronicznymi. Prowadziliśmy studia nad różnorakimi schorzeniami i tym, w jaki sposób wpływają one ujemnie na życie pacjentów. Studenci uczestniczący w naszym kursie pt. „Psychologia chorób chronicznych” często sami mieli długofalowe problemy ze zdrowiem albo przez większość czasu czuli się przygnębieni i wylęknieni (chociaż w przypadku studentów trzeciego roku psychologii to akurat nie do końca dziwi!). Właśnie to natchnęło mnie do pisania książek. Zamiast koncentrować się na artykułach naukowych, które ostatecznie trafiały do zakurzonych zbiorów czasopism w bibliotekach specjalistycznych, wraz z moimi współpracownikami rozpoczęłam pracę nad książkami popularnonaukowymi, zwłaszcza że w tamtym czasie zaczęłam zdawać sobie sprawę, że duże traumy i przełomowe wydarzenia, do których zawsze odnosi się nauka, nie są w stanie wyjaśnić wielu schorzeń, które badaliśmy i nad którymi pracowaliśmy.
O małych traumach usłyszałam z prac doktor psychologii Francine Shapiro, najbardziej znanej z opracowania metody terapii odwrażliwiającej za pomocą ruchu gałek ocznych EMDR (ang. eye movement desensitization and reprocessing). Shapiro rozszerzyła koncepcję traumy na doświadczenia, które są częstym elementem życia większości ludzi, (np. zaniedbanie emocjonalne lub obojętność, upokorzenie społeczne i problemy rodzinne), ale które nie są na tyle poważne, aby kwalifikować się jako duże traumy lub krytyczne wydarzenia życiowe. Jednak zarówno w badaniach, jak i w praktyce doktor Shapiro zaobserwowała, że owe „mniej istotne” incydenty również mogą wywołać długofalowe problemy emocjonalne i/lub fizyczne. Czasami tego typu urazy również określane są jako „nieznaczne”, ale ja wolę nazywać je „małymi traumami”. Niestety, nieważne, jak głęboko grzebałam w naukowych bazach danych, nie udało mi się znaleźć opisu „nieznacznych, małych czy drobnych” traum w artykułach naukowych, raportach klinicznych, a nawet publikacjach z popularnego nurtu. Tak jak w przypadku wielu innych ważnych tematów, również i ten został w zasadzie zignorowany, odrzucony i zamieciony pod dywan. Aż do teraz.
Jedyny artykuł traktujący zarówno o dużych, jak i małych traumach, jaki znalazłam, opisuje problemy ludzi dotkniętych zespołem jelita drażliwego (IBS). Spodziewałam się zobaczyć te same wyniki co zwykle: że większe traumy wywołują więcej objawów, wpływają bardziej na życie pacjentów itd. Tymczasem okazało się, że to właśnie mniejsze urazy wydają się prowadzić do objawów IBS, nie zaś duże traumy, które według podręczników psychologii wywołują zaburzenia zdrowia[2]. U osób, których rodzice byli oschli lub powściągliwi, istniała większa szansa rozwinięcia się owej dolegliwości niż u ludzi, którzy doświadczyli poważnego wykorzystywania lub maltretowania. Wydało mi się to fascynujące (wiecie, miałam jeden z tych momentów, kiedy w głowie nagle zapala się żaróweczka). Małe traumy okazały się nie tylko ważne… U TYCH PACJENTÓW BYŁY WAŻNIEJSZE NIŻ DUŻE TRAUMY! Eureka! Od tej chwili rozwinęłam w sobie obsesję związaną z małymi traumami i tym, w jaki sposób mogłyby wyjaśnić pojawianie się wielu problemów, które widziałam u moich ówczesnych studentów, a później również u klientów mojej kliniki.
Zrozumcie bowiem, że mimo 157 diagnozowalnych schorzeń opisanych w podręczniku DSM-5 nie można powiedzieć, że omówiliśmy absolutnie wszystko. Większość osób, które spotykam w pracy, nie pasuje do wszystkich opisów składających się na daną diagnozę, ale czy oznacza to, że w związku z tym nie potrzebują pomocy lub nie warto im jej ofiarować? Moja odpowiedź jest bardzo stanowcza i głośna: NIE! Wszyscy czasami potrzebujemy odrobiny wsparcia, ale niestety nasze współczesne dyskusje o zdrowiu psychicznym to tylko pierwszy krok długiej wędrówki – i naturalnie, tak jak w każdej dyscyplinie, wszystko zaczyna się od najbardziej oczywistych i ciężkich przypadków. Potem w badaniach naukowych zazwyczaj przenosimy się na te mniej spektakularne, choć równie zasługujące na uwagę objawy tego, czym świat psychologii interesuje się w danym momencie, w tym przypadku bólem emocjonalnym i zaburzeniami równowagi.
Kierujcie łodzią – nie kołyszcie łodzią, kochani[3]
Żeby wytłumaczyć, dlaczego pomniejsze epizody mogą mieć aż tak duży wpływ na czyjeś życie, chciałabym użyć analogii. Wyobraźcie sobie, że wasza egzystencja to łódka, w której wiosłujecie po rzece istnienia, rok za rokiem. W czasie podróży łódka wpada na kamienie, natykacie się na sztormy, a ryby skubią dno kadłuba. Każde z tych nieznacznych zniszczeń samo w sobie nie stanowi problemu, zwłaszcza jeśli zdajecie sobie sprawę z istnienia uszkodzeń i posiadacie narzędzia odpowiednie do naprawy. Jednak pływanie łodzią wymaga dużego nakładu pracy i czasami możecie nie dostrzec przecieku, zwłaszcza kiedy już i tak znajdujecie się pod wodą. Zazwyczaj dopiero kiedy pojawia się problem, kiedy na przykład zalewa wam silnik albo orientujecie się, że horyzont wygląda jakoś nie tak, zaczynacie zdawać sobie sprawę, że chyba znaleźliście się w tarapatach. I to właśnie, pokrótce, jest mała trauma.
Droga do zrozumienia małych traum
Pamiętając o tej analogii, zaczęłam zestawiać niektóre doświadczenia, które wydawały się szczególnie problematyczne dla wielu ludzi – może nie same w sobie, ale w połączeniu z innymi małymi traumami, a nawet presją społeczną. Przykłady podane dalej w tym rozdziale oczywiście nie wyczerpują tematu (inaczej zrobiłaby się z tego strasznie długa książka!). Po prostu przedstawiają niektóre z najczęstszych małych traum, z jakimi mam do czynienia.
Podobnie jak istotne zdarzenia życiowe, małe traumy pojawiają się w którymś momencie i kiedy robią pierwszy drobny wyłom, doświadczany w efekcie niewielki uraz często pogłębia się w ciągu kolejnych lat. Właśnie to potęgowanie traumy zaczyna w rezultacie tworzyć wzorzec, czy to z zakresu zdrowia psychicznego, czy też behawioralny. Chodzi tu o małe traumy wspomniane we wstępie – i nimi właśnie zajmiemy się w tej książce. Najpierw przyjrzyjmy się niektórym szeroko spotykanym małym traumom, które mogą się wam wydać znajome.
Małe traumy z dzieciństwa
Wiele badań nad urazami koncentruje się na wydarzeniach z wczesnego okresu życia. To logiczne, zważywszy że jest to czas tworzenia się sieci neuronowych, a zatem wszystkie zdarzenia mogą najbardziej na nas wpłynąć. Nikomu tak naprawdę nie udaje się przeżyć dzieciństwa bez żadnych problemów – i tak powinno być, ponieważ owe doświadczenia sprawiają, że stajemy się tym, kim jesteśmy.
Dla wielu ludzi zdarzenia sprzed wielu lat pozostawiają niezatarte wrażenie. Oto kilka przykładów znanych małych traum z dzieciństwa.
Pułapka rodzicielska
Więzi, które tworzymy z naszymi pierwszymi opiekunami (zazwyczaj z mamą i tatą, ale mogą to być również rodzice zastępczy, ciocie, wujkowie i każdy, kto się nami zajmuje w czasie niemowlęctwa i kilku pierwszych lat dzieciństwa), prowadzą do ustalenia się tak zwanego „stylu przywiązania”. W późnych latach 50., a także w latach 60. i 70. XX wieku słynni psycholodzy, tacy jak John Bowlby i Mary Ainsworth, zaobserwowali, że w odpowiedzi na otoczenie rozwija się u dzieci jeden z czterech charakterystycznych wzorców zachowania i temperamentu[4]. Przyjrzymy się temu bliżej w rozdziale 8 traktującym o miłości. Tego typu wzorce przywiązania były badane w niezliczonych eksperymentach, które pokazują, że sposób reakcji opiekuna na niemowlę/dziecko determinuje głębię poczucia bezpieczeństwa maleństwa. Bezpieczny styl przywiązania znajdujemy w rodzinach, w których dziecko doświadcza konsekwentnego zachowania i wrażliwych reakcji, podczas gdy unikający styl przywiązania wytwarza się, kiedy rodzice są nieobecni lub chłodni wobec dzieci. To ważne, ponieważ przenosimy te wzorce na nasze dorosłe życie. Czasami to dobrze, a czasami niezbyt, ponieważ wszystko poza bezpiecznym stylem przywiązania (pozostałe dwa typy to ambiwalentny i zdezorganizowany) może prowadzić do wystąpienia suboptymalnych sytuacji, które sprawiają, że bardzo często czujemy się niezbyt dobrze.
W ten sposób małe traumy mogą również przenosić się w rodzinach z pokolenia na pokolenie. Nasi opiekunowie sami często borykają się z wieloma problemami związanymi z małymi traumami, których nigdy nie zdołali przepracować. Mogą również istnieć kwestie praktyczne, które sprawiają, że dzieci czasami czują się nieco osamotnione – dla przykładu, wielu ludzi w dzieciństwie było tzw. „dzieciakami z kluczem na szyi”: wracającymi do pustego domu i zajmującymi się sobą do czasu, aż rodzice wrócą po długim dniu pracy. Nie można tutaj mówić o żadnej dużej traumie – nierzadko rodzice i opiekunowie muszą pracować popołudniami, wieczorami czy w weekendy, żeby opłacić rachunki i zapewnić swojej rodzinie dach nad głową, ponieważ koszty życia są w tej chwili w wielu krajach bardzo wysokie. W zasadzie można powiedzieć, że w ten sposób społeczeństwo samo funduje małe traumy swoim obywatelom.
Zanim jednak ci nadwrażliwi zaczną się burzyć, zaznaczam, że samo w sobie nie wywołuje to w ludziach poważnego stresu psychicznego. Mimo to sprawa jest poważna, ponieważ niektóre z tych wzorców pojawiają się potem w naszych dorosłych relacjach – nie tylko tych romantycznych, ale też w przyjaźniach i interakcjach z innymi. Dzięki zrozumieniu tego „zaprogramowania” możemy zacząć zmieniać scenariusz, jeżeli powoduje on kłopoty w naszym życiu.
Może być również tak, że osobowości wasze i waszych opiekunów znacząco się różnią – niektórzy mają rodziców, którzy wydają się kosmitami i w ogóle nie przypominają swoich dzieci. Przykładem jest ekstrawertyczny tata zabierający syna na każdy mecz piłki nożnej i zbiórkę harcerską, kiedy dzieciak chce zwyczajnie zostać w domu i pisać opowiadania pod kołdrą, z latarką w ręce. Nikt nie nazwałby tego złym wychowaniem dziecka, a wiele osób mogłoby nawet powiedzieć, że zmuszanie dzieci do wyjścia poza swoją strefę komfortu jest korzystne, ale badania naukowe pokazują, że takie niedopasowanie charakterów może doprowadzić do powstania kilku drobnych zgrzytów w stylu przywiązania[5]. Tak naprawdę najważniejsze jest poczucie, że jest się kochanym i akceptowanym takim, jakim się jest – bezwarunkowo.
Jak widać, istnieją niezliczone subtelne sposoby, w jakie kształtuje nas dzieciństwo. Pamiętajcie, że nie chodzi tu o zaniedbania, przemoc i inne „złe” aspekty wychowania przez naszych opiekunów; może po prostu było ono nieodpowiednie dla waszych osobowości i temperamentów. Właśnie dlatego tak ważne jest, aby zrozumieć małe traumy; nawet bez jawnych nadużyć nasze doświadczenia, okoliczności towarzyszące i relacje mogą wpływać na nas ujemnie. Bez autoanalizy (pamiętajmy, że to zaledwie pierwszy krok w metodzie AAA), pozostajemy w ciągłym stanie „nieadekwatności” i nie do końca dobrego samopoczucia, przez co nie czujemy się ani dobrze, ani źle, po prostu trwamy zawieszeni gdzieś „pomiędzy”, w zawiłym poczuciu straty czasu.
Nie potrzebujemy edukacji[6] – małe traumy z czasów szkolnych
Czy się nam to podoba, czy nie, szkoła jest ważnym okresem w naszym rozwoju. Mogliście być w szkole Ferisem Buellerem – jak to ujęła Grace, sekretarka szkolna, w rozmowie z dyrektorem Edem Rooneyem, wrogiem Ferrisa: „Och, jest bardzo popularny, Ed. Sportowcy, motocykliści, kujony, dziwki, gangsterzy, śmiecie, popaprańcy, matoły… oni wszyscy go uwielbiają. Mają go za swojego idola”[7]. A może byliście tym sportowcem, motocyklistą lub kujonem – szkoła to mikrokosmos, w którym często jesteśmy oceniani i szufladkowani, nie tylko przez rówieśników, ale często również przez siebie samych, z naszym formującym się rozumieniem własnej osobowości[8].
Małe traumy to wynik subtelnych interakcji, a nie poważnych aktów przemocy, jak na przykład znęcania się nad kimś. Zastraszanie jest jedną z głównych przyczyn poważnych dziecięcych urazów i niestety wiele dzieci doświadcza tego typu traktowania. Jednak u wielu innych mniej oczywiste docinki, wrażenie, że odstaje się od grupy, upokorzenia na boisku szkolnym, stres związany z egzaminami i presja osiągnięcia sukcesu w środowisku, które bardziej niż na autentycznym zgłębianiu wiedzy koncentruje się na wynikach tabel ligowych – to wszystko może wywołać małe traumy.
Kilka lat temu pracowałam z pacjentem, który w sensie zawodowym odniósł ogromny sukces – zajmował wysokie stanowisko kierownicze, wiążące się z dość sporą pensją, był żonaty od wielu lat i cieszył się dwójką zdolnych dzieci. Mo był duszą towarzystwa, miał wielu przyjaciół, cudowny dom, sportowy samochód itp., itd. – a mimo to nieustannie i coraz szybciej przybierał na wadze, bez perspektywy przerwania tego procesu. Tłumaczył sobie tycie częstymi lunchami z klientami – a Mo lubił najlepsze jedzenie i wino, na co zresztą było go stać. Był równie hojny pod tym względem w stosunku do swojej rodziny. Jego wyjaśnienie nie satysfakcjonowało ani jego, ani mnie, spytałam więc Mo: „Czy przypominasz sobie jakieś wydarzenie lub doświadczenie, które wpłynęło na ciebie lub zmieniło cię w znaczący sposób, chociaż twoim zdaniem nie było na tyle ważne, aby o nim wspomnieć?”. Wykonuję to ćwiczenie niemal z każdym klientem podczas wstępnych spotkań i niemal zawsze w odpowiedzi dowiaduję się o jakimś rodzaju urazu. U niektórych ludzi pytanie owo wywołuje pozytywne wspomnienia, ale negatywne wydarzenia zazwyczaj z większym uporem trzymają się głębin naszego umysłu, więc zwykle słyszę historię dotyczącą małej traumy w takim czy innym wydaniu.
Oto co opowiedział mi Mo: „Kiedy miałem dziewięć lat, u mojego brata zdiagnozowano ADHD[9]. W tamtych czasach nie było tak jak teraz. Wtedy nie rozmawiało się o tym schorzeniu, nie było ono rozpoznawane przez szkoły, a inni rodzice i społeczności nie wykazywały się daleko idącym zrozumieniem, tak jak w dzisiejszych czasach. Miałem po prostu wrażenie, że ludzie uważali Vana [brata Mo] za złe, niegrzeczne dziecko, zawsze domagające się specjalnej uwagi. Większość czasu w szkole spędzałem, pilnując Vana i upewniając się, że nikt, włączając w to nauczycieli, się nad nim nie znęca. Nie mówię tutaj o bitkach; żartami doprowadzałem do tego, że ludzie zostawiali go w spokoju. W stu procentach byłem szkolnym pajacem; im bardziej rozśmieszałem inne dzieciaki i nauczycieli, tym mniej koncentrowali się oni na moim bracie. Może właśnie dlatego zawsze zbywam wszystko śmiechem [zachichotał]. Wydaje mi się, że to niesprawiedliwe i niewłaściwe, żeby o tym mówić. W końcu to nie wina Vana, że mam nadwagę. Nie można go winić za nic. Absolutnie za nic”.
Zdecydowanie dotknęliśmy tu czegoś niesłychanie ważnego – bardzo delikatnego tematu. Był to początek zrozumienia, w jaki sposób nasze doświadczenia mogą się kumulować, prowadząc do pojawienia się uczuć i zachowań (w przypadku Mo było to nadmierne objadanie się), które nie dość, że nie pomagają, to potrafią czasem poważnie szkodzić, zwłaszcza że Mo miał w tej chwili problemy z wysokim ciśnieniem i lekarz ostrzegł go, że pojawił się u niego stan przedcukrzycowy. Mo zdawał sobie sprawę, że musi coś zrobić, żeby położyć kres tej bezmyślnej konsumpcji wysokokalorycznych potraw i alkoholu.
Małe traumy narastają i zależą od kontekstu
Przy naszym następnym spotkaniu Mo nie był typowym jowialnym sobą. Usiadł na fotelu nieco przygarbiony, wbijając wzrok w podłogę. Powiedział, że nie może uwierzyć, że jedno pytanie potrafi obudzić tak wiele wspomnień i że czuje się w tej chwili dość przytłoczony. Mo miał ogromne trudności z zaakceptowaniem faktu, że coś, co wiązało się z chorobą brata, wpływa na niego jeszcze do dzisiaj. Postanowiliśmy więc poświęcić nieco czasu na przejście przez labirynt małych traum w życiu Mo i spróbować poskładać to w jakąś całość.
We wstępie wspomniałam o metodzie trzech A: autoanalizy, akceptacji i akcji. Mo próbował przeskoczyć pierwszy etap, przechodząc od razu do akceptacji, i to wywoływało w nim prawdziwe problemy emocjonalne. Na początku musieliśmy popracować nad pierwszym „A”, aby stworzyć podwaliny dla akceptacji, ponieważ Mo nie umiał zrozumieć (przynajmniej nie w pełni) bezpośredniego związku między ADHD Vana i powiększającym się obwodem swojej talii. Zgodziłam się z nim, że to zbyt redukcjonistyczne podsumowanie i że musimy zgłębić jedną z podstawowych prawd dotyczących małych traum, a mianowicie, że tego typu urazy się kumulują.
Pod tym względem małe traumy zasadniczo różnią się od dużych traum: te ostatnie zazwyczaj są oddzielnym, łatwo identyfikowalnym wydarzeniem (lub ich serią – jak np. w przypadku wykorzystywania), które w dość oczywisty sposób wywiera szkodliwy wpływ na umysł i ciało. Z kolei małe traumy są mieszaniną drobnych wydarzeń, dziejących się w konkretnym kontekście i kumulujących się wraz z upływem czasu.
Tak jak wspomniał Mo, gdyby obaj z Vanem dorastali w dzisiejszych czasach i chodzili teraz do szkoły, obaj wynieśliby z tego zupełnie inne doświadczenia. Nasza wiedza na temat schorzeń w rodzaju ADHD zmienia się przez cały czas i w tej chwili znacznie lepiej potrafimy wspierać cierpiące na nie osoby oraz ich rodziny. Czterdzieści parę lat temu sytuacja była zupełnie inna – dlatego musieliśmy umieścić małe traumy Mo w historycznym i chronologicznym kontekście jego życia. Umożliwiło to Mo zmianę sposobu myślenia: zrozumiał, że obecność małych traum w jego życiu wcale nie oznacza, że jego ukochany braciszek jest w jakiś sposób winny jego problemom. Taka autoanaliza w zakresie kontekstu małych traum może być transformacyjna i potrafi zrobić miejsce dla drugiego „A” z naszej metody, czyli akceptacji.
Składanie w całość…
Kiedy zaczynamy nasze dochodzenie w sprawie małych traum, często powiązania pojawiają się bardzo szybko, jakby otworzyła się nagle tama i zalała nas fala nowych myśli! Mo zaczął łączyć ze sobą wszystkie małe traumy; przypomniał sobie, że często objadał się nadmiernie w czasie przerw między lekcjami, podczas lunchu i po szkole; był to jego sposób na pogrzebanie uczuć i obaw. Jedzenie zawsze było ważne dla jego rodziny i kojarzyło się z miłością i bezpieczeństwem, jednak to skojarzenie nie było jedynym czynnikiem wpływającym na jego przejadanie się. W miarę jak przybywało mu kolejnych kilogramów, Mo wypracował osobowość zabawnego dzieciaka, co stało się jego supermocą: chroniło nie tylko Mo, ale też całą jego rodzinę przed przykrymi słowami i uczynkami innych osób. Wydawało się, że wszyscy uwielbiali Mo. Po skończeniu szkoły i zdobyciu pierwszej pracy w handlu zabierał potencjalnych klientów na kosztowne posiłki, które gwarantowały dobicie targu. Sytuacja, w której każdy wygrywa! Prawda…? Humor i jedzenie zapewniały teraz Mo sukces i bezpieczeństwo finansowe, nie tylko ochronę przed szkolnym znęcaniem się. To, co rozpoczęło się jako mała trauma, teraz przekształciło się we wzorzec tak głęboko zakorzeniony w psychice Mo, że nawet kiedy lekarz powtarzał Mo raz po raz, że ten musi zmienić dietę i styl życia, mój pacjent czuł, że to niewykonalne.
Mam nadzieję, że coraz lepiej pojmujecie, dlaczego zrozumienie małych traum jest takie ważne, chociaż tak często pomijane. Po pierwsze, Mo wreszcie uświadomił sobie wstyd, jaki odczuwał, wspominając o bracie i tym, w jaki sposób diagnoza Vana mogła wpłynąć również na niego. Mo zbagatelizował swoje własne uczucia, ponieważ to, czego doświadczał, nie było aż tak okropne, jak to, co musiał czuć jego brat. W tym klasycznym posunięciu przejawia się kolejna, trudna do przetrawienia charakterystyka małych traum, sprawiająca, że czujemy się niewarci współczucia i opieki. Owa walka psychologiczna powstrzymuje również ludzi przed przejściem z fazy autoanalizy do stadium akceptacji – to dlatego, że z samej natury małe traumy nie wydają się aż tak okropne, jak te duże.
Znacznie łatwiej wskazać palcem na jeden duży epizod (dużą traumę) i uwierzyć, że tylko tak znaczące urazy lub krytyczne wydarzenia życiowe są warte naszej uwagi. Tymczasem to zwyczajnie nieprawda. Mo nie pojawił się u mnie z powodu sytuacji doświadczonej w szkole (wszakże jest skomplikowaną istotą ludzką, jak każdy z nas), a mimo to okazała się ona ważna, znacząca i najwyraźniej odcisnęła się piętnem na jego późniejszych latach. Miłość do brata i instynktowna potrzeba chronienia go sprawiły, że Mo stał się ogromnie wyczulony na docinki i zastraszanie – tak bardzo, że łatwiej mu było odgrywać rolę klasowego pajaca. Pokazuje to, dlaczego tak bardzo użyteczne jest rozpoczęcie od jednego konkretnego wydarzenia i retrospektywne rozpracowanie go. Przy okazji może to również pomóc w wydobyciu kolejnych małych traum na światło dzienne.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
PRZYPISY KOŃCOWE
[1] Holmes, T.H. i Rahe, R.H. „The social readjustment rating scale”, Journal of Psychosomatic Research, 11(2) (1967), s. 213–218.
[2] Lackner, J.M., Gudleski, G.D. i Blanchard, E.B. „Beyond abuse: The association among parenting style, abdominal pain, and somatization in IBS patients”, Behaviour Research and Therapy, 42(1) (2004), s. 41–56.
[3] Aluzja do piosenki The Hues Corporation Rock the boat (don’t rock the boat baby) (przyp. tłum.).
[4] Bretherton, I. „The origins of attachment theory: John Bowlby and Mary Ainsworth”, Developmental Psychology, 28(5) (1992), s. 759.
[5] De Schipper, J.C., Oosterman, M. i Schuengel, C. „Temperament, disordered attachment, and parental sensitivity in foster care: Differential findings on attachment security for shy children”, Attachment & Human Development, 14(4) (2012), s. 349–365.
[6] Odniesienie do utworu Pink Floyd Another Brick In The Wall (przyp. tłum.).
[7] Z filmu Wolny dzień Ferrisa Buellera, 1986, opr. pol. Sonomex (przyp. tłum.).
[8] Jeżeli nie widzieliście jeszcze filmu Wolny dzień Ferrisa Buellera i w ogóle, jeśli nie obejrzeliście całego katalogu filmów Johna Hughesa, natychmiast przestańcie czytać i włączcie któryś z nich! W filmach z lat 80. XX wieku można znaleźć tak wiele przykładów małych traum…
[9] Ang. Attention Deficit Hyperactivity Disorder, zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi (przyp. tłum.).
Tytuł oryginału: Tiny Traumas: When you don’t know what’s wrong, but nothing feels quite right
Copyright © 2023 by Dr Meg Arroll
All rights reserved
Copyright for the Polish edition © 2023 by Grupa Wydawnicza FILIA
Wszelkie prawa zastrzeżone
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.
Wydanie I, Poznań 2023
Projekt okładki: © by Emily Langford © HarperCollins Publishers Ltd 2023
Redakcja: Paulina Jeske-Choińska
Korekta: Agnieszka Czapczyk, Lidia Kozłowska
Skład i łamanie: Teodor Jeske-Choiński
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8280-792-9
Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
Seria: FILIA NA FAKTACH