10,00 zł
Cena za miłość to opowieść inspirowana życiem. W XXI wieku, kiedy niemal wszystko zdaje się być na sprzedaż, łącznie z naszą własną prywatnością, uczucia jawią się niczym nierzeczywista iluzja.
Dwoje ludzi, z pozoru znających się od lat, nie ma tak naprawdę pojęcia o sobie nawzajem i tym, w jaki sposób postrzegają otaczający ich świat. Pewnego wieczora, za sprawą przypadku spotykają się, by odkryć jak różne pojęcia zawierają się w jednym, teoretycznie jednoznacznym słowie "miłość".
Cynizm wynikający z życiowego doświadczenia zostaje zestawiony z niepoprawnym romantyzmem. Tęsknota za lepszym jutrem u boku kogoś wyjątkowego jaskrawo kontrastuje z zawiedzionymi złudzeniami i złamanym sercem.
Czy cena, jaką przychodzi nam płacić za miłość, jest tego warta? A może to tylko kolejny towar w konsumpcyjnej codzienności?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 66
Monika Hołyk-Arora
Cena za miłość
© Copyright by
Monika Hołyk-Arora & e-bookowo
ISBN 978-83-7859-852-7
Patronat medialny:
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
www.e-bookowo.pl
Kontakt: [email protected]
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie I 2017
Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa
Sylwia patrzyła wprost przed siebie. Jej niewidzące spojrzenie utkwione było gdzieś w oddali, wśród morskich fal czule pieszczących linię horyzontu. Niemal bezwiednie spojrzała w stronę pobliskiej palmy, która chroniła ją przed ostrym, popołudniowym słońcem. Jej liście delikatnie tańczyły, igrając z lekką morską bryzą. Pod wpływem tych subtelnych ruchów ona sama zaczęła nieznacznie poruszać głową w rytm niesłyszalnej melodii wygrywanej przez matkę naturę. Kryła się w niej gracja oraz słodycz, ale też pewna nuta niecierpliwości i smutku.
Przymknęła na moment oczy, chcąc odciąć się od otaczającego ją piękna. Zupełnie jakby pod jego otoczką kryły się najgorsze wynaturzenia i okropności, które mogło wymyślić jedynie okrutne stworzenie zwane homo sapiens. Zresztą po części właśnie tak było. Natura na swoim matczynym łonie wyhodowała potwora, który teraz niszczył zarówno ją, jak i siebie samego.
Odgłos gaszonego silnika wyrwał ją ze świata ponurych myśli, przywołując do rzeczywistości. Delikatny kobiecy śmiech i męski baryton nie pozostawiały wątpliwości. Jej samotnia została nawiedzona przez parę zakochanych, szukających idealnej oprawy dla obiecująco zapowiadającego się wieczoru. Cóż, nadchodzący zachód słońca dawał nadzieję na spektakularne zakończenie dnia, malowane całą paletą żółci, złota i czerwieni.
Ciekawe, czy to ona zdradzi jego, czy też on wykorzysta ją bezlitośnie, pozostawiając w morzu łez.
Ta niespodziewana myśl, zrodzona w jej własnym, zranionym sercu, pojawiła się tak nagle, iż Sylwia niemal odwróciła głowę, pragnąc dostrzec parę, której ona dotyczyła. Nie zrobiła tego. Moment wcześniej rozproszył ją kolejny wybuch radosnego śmiechu kobiety, poprzedzony konspiracyjnym szeptem nieznajomego.
Sylwia momentalnie poczuła piekące łzy, zbierające się w kącikach jej oczu. Upomniała się w myślach, że przecież nie każda miłość, a raczej jej pozory, muszą skończyć się tak, jak jej własna historia. I chyba właśnie świadomość tego faktu zabolała ją najbardziej. Do tej pory nie rozumiała, dlaczego uczucie dawane przez nią z głębi serca okazało się bezwartościowe w obliczu wizy Schengen i kilkuset szeleszczących banknotów z nadrukowanym na nich symbolem euro.
Zacisnęła mocno powieki, jakby ten dziecinny w swej naturze gest mógł powstrzymać łzy cisnące się do oczu. Ich smak z pewnością był gorzki. Łączył w sobie smutek, żal i złość na własną łatwowierność oraz głupotę.
Po raz kolejny przegrała walkę z własnymi emocjami. Wierzchem dłoni otarła policzki, odwracając się przy tym lekko w stronę morza. Musiała zyskać pewność, że chwila jej słabości nie zostanie dostrzeżona przez przypadkową parę, która była pośrednim sprawcą całego tego krępującego ją wybuchu emocji.
Ponownie zapatrzyła się na horyzont, próbując powrócić do życiodajnego stanu obojętności. Niemal czuła jak emocjonalne odrętwienie na powrót przejmuje władzę nad jej myślami. Usłyszała kolejny warkot silnika, a po chwili nagły pisk hamulców.
No tak, nagle połowa zakochanych z okolicy postanowiła podziwiać zachód słońca dokładnie tam, gdzie ja szukałam złudnej samotności – pomyślała, pragnąc nagle zapaść się pod ziemię i zniknąć, zanim ponownie zacznie płakać.
Zwykle lubiła towarzystwo ludzi, jednak ten wieczór był dla niej szczególny. Mijały dokładnie trzy lata odkąd z pozoru nic nie znaczące spotkanie zmieniło jej życie i w konsekwencji zdeptało wiarę w szczerość uczucia zwanego przez innych miłością.
– Sylwia? To naprawdę ty? – Zapytał w tym czasie męski głos, nawet nie próbując kryć zaskoczenia ze spotkania w tym odludnym z reguły miejscu.
Tembr głosu wydawał się jej znajomy, ale z jakiegoś powodu nie potrafiła połączyć go z żadną ze znajomych twarzy. Odwróciła się więc nieznacznie, zerkając na mężczyznę zapłakanymi oczami. Nie zamierzała nerwowo ocierać łez ani uśmiechać się na siłę. Była pewna, że jej twarz z pewnością i tak odzwierciedlała targające nią właśnie uczucia.
Poznała go już po samej posturze. Był szczupły, ale całkiem przyjemnie zbudowany. Nosił czarne buty, które można było zobaczyć spod nogawek niebieskich, modnie wypłowiałych dżinsów. Tego późnego popołudnia miał na sobie szary podkoszulek, wycięty przy szyi na kształt dekoltu karo. Na niego zarzucił koszulę wykonaną z tego samego materiału co spodnie i nonszalancko podwinął rękawy, eksponując tym samym skórzane bransolety zdobiące jego nadgarstki. Z tym wyglądem stanowił uosobienie książkowego typu luzaka, ale jednocześnie miał w sobie to “coś”, co sprawiało, że mało która kobieta mogła tak po prostu odwrócić od niego wzrok. Może to przez jego lekki zarost, a może zadziorne spojrzenie, w którym czaiła się nutka dowcipu.
Nie mogła zaprzeczyć, że go zna. Spotykali się! Nawet dosyć często! Chociaż tylko i wyłącznie zawodowo. Musiała przyznać, iż zawsze z nią flirtował, a ona dość często, ale raczej dla żartu, udawała, że z chęcią na te umizgi odpowiada. Zawsze były to jedynie pozory! Parę razy, co prawda, zapraszał ją na kawę po pracy, ale ona konsekwentnie odmawiała. Był zdecydowanie zbyt przystojny, zarozumiały i wielbiony przez kobiety w każdym niemal wieku, by zdecydowała się na taki krok. Poza tym wciąż była w połowie mężatką. Uświadamiając sobie absurdalność tego stwierdzenia, uśmiechnęła się pod nosem. Nawet w jej własnych myślach brzmiało to paradoksalnie nieprawdziwie, chociaż takie właśnie były fakty.
– Kamil? – Zapytała nie wiadomo po co, ponieważ nie można go było pomylić z kimkolwiek innym.
– Co się stało? – Zagaił z troską w głosie, zupełnie ignorując jego zdaniem retorycznie postawione przez nią pytanie.
– Wszystko w porządku – skłamała gładko, modląc się, by zaschnięte ślady łez na policzkach nie zdradziły fałszywości jej słów.
Uśmiechnął się lekko, sprawiając, że dołeczek w jego lewym policzku stał się nagle wyjątkowo widoczny. Spojrzał na nią zza lekko przymrużonych powiek, stając tuż obok i górując nad nią posturą.
– Właśnie widzę! – Odparł w końcu lekko kpiąco, jednocześnie próbując nieco załagodzić szorstkość swego tonu.
Wykrzywiła usta w grymasie mającym imitować uśmiech. Za wszelką cenę chciała zachować pozory i jak najszybciej pozbyć się niechcianego oraz nieproszonego towarzystwa. Pragnęła zostać sam na sam ze swoimi myślami, a raczej wymarzonym ich brakiem.