Chachary. Ludowa historia Górnego Śląska - Dariusz Zalega - ebook

Chachary. Ludowa historia Górnego Śląska ebook

Dariusz Zalega

4,6

Opis

Chachary opowiadają marignalizowaną i przemilczaną historię regionu. Bez większego teoretyzowania, ale i ze szczyptą refleksji. Śląsk był zawsze był wykorzystywany, jeśli nie przez lokalnych arystokratów, to przez Polskę, czy Niemcy. Autor przygląda się historii regionu od samego początku, aż po czasy współczesne. Wydobywa to, co pozostaje w cieniu historii, niemniej pozostaje konkretne, dające się udowodnić, dzięki statystykom i wydarzeniom, w tym mikrohistoriom.

Chachar” to wedle słownika łobuz, nicpoń, włóczęga, czy nędzarz. Nic przyjemnego, ale może jest dobrym symbolem tego, co nie pasuje do oficjalnej, dominującej narracji? Zalega oddaje głos biedującym chłopom, wykorzystywanym robotnicom, przepracowanym górnikom, czy buntującym się pracowniczkom. Opisuje przemiany, kierat ciężkiej pracy oraz strajki i walki o niezależność i sprawiedliwość społeczną.

Chachar to ktoś z dołów społecznych. Ktoś, kto nie mieści się w ustalonych normach. Ktoś, kto je przekracza. Słowem, ktoś podejrzany. Czy ludowa historia Górnego Śląska może opowiadać o kimś innym, niż on? Kto będzie bohaterem opowieści, która wychodzi poza grzeczne, ugładzone i krzepiące obrazki? Ino chachar. Motłoch, plebs, tłuszcza, dziady... Wsioki i robole. A naprzeciw byli ci panowie, po których zostały piękne pałace, albo chociaż ich ruiny.
(fragment książki)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 440

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (5 ocen)
4
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jusiaq

Nie oderwiesz się od lektury

Lubicie "ludowe historie"? Ja ostatnio rozmiłowałam się w tej tematyce, a gdy zobaczyłam, że na dodatek pojawiła się taka książka o moim ukochanym Górnym Śląsku, to zdecydowanie musiałam ją przeczytać! "Chachary. Ludowa historia Górnego Śląska" Dariusza Zalegi to pozycja obowiązkowa dla wszystkich zainteresowanych tym regionem. Autor w przystępny sposób opowiada o niełatwych dziejach Górnego Śląska. Nie da się jej jednak przeczytać w jeden wieczór jako lektura do poduszki. Wiele razy zatrzymywałam się podczas lektury, analizowałam przeczytane strony, sięgałam do Internetu, by dowiedzieć się czegoś więcej o interesujących mnie zagadnieniach.
00

Popularność




Wstęp

Chachar albo chachor to łobuz, chuligan, łajdak, nicpoń, łotr, pijak, włóczęga, nędzarz. Tak przeczytamy w Słowniku gōrnoślōnskij gŏdki[1]. Od razu widać, że nic przyjemnego. Ale jest w tym pojęciu coś ludycznego, bo przecież znana przyśpiewka głosi, że „chachary żyją i gorzołe piją”. Jak przypomina książka Herosi i „chachary”. Portret Górnoślązaka w literaturze i publicystyce dwudziestolecia międzywojennego, chachar to przeciwieństwo stereotypowego Ślązaka, porządnego i spokojnego[2].

Do literatury naukowej „chacharów” wprowadził socjolog Józef Chałasiński. W wydanej jeszcze w okresie międzywojennym pracy Antagonizm polsko-niemiecki w osadzie fabrycznej „Kopalnia” na Górnym Śląsku pisał: „Na zapytanie ilu jest Niemców w osadzie odpowiadano mi, że «prawdziwych», prawych Niemców jest niewielu, tylko dużo «chacharów» co po niemiecku nie umieją, a za Niemców się uważają”[3]. Później pojęcie „chachara” nieco ocieplił i jednocześnie zniuansował cieszyński historyk, specjalista w dziedzinie procesów narodowotwórczych w Europie Środkowej, Józef Chlebowczyk: „Rozwój struktury narodowościowej pogranicza zmierza nie tylko w kierunku krystalizacji jasno wyodrębniających się pojedynczych społeczności narodowych, lecz w warunkach długotrwałej symbiozy dwu i więcej językowych grup etnicznych oraz narodowości prowadzi równocześnie do masowego utrwalania się postawy o nie określonym obliczu narodowym – «anarodowym». […] W tym tkwi klucz do zrozumienia genezy oraz istoty stereotypu, określanego na Górnym Śląsku w latach międzywojennych pojęciem «chachara»[4].

Z tego wynikałoby, że chacharem był na przykład pewien robotnik spod Rybnika, w którego charakterystyce z 1932 roku policja napisała: „Czaja Emil narodowości niezdecydowanej”[5].

Lecz może ten „chachar” to nie tylko kwestia niejednoznacznej tożsamości narodowej, ale w ogóle symbol tego, co nie pasuje do oficjalnej, dominującej narracji? Pamiętajmy, „chachar” przeczy stereotypowemu wyobrażeniu o Ślązakach. Skarżyli się na to już na początku XX wieku śląscy socjaliści: „Narodowcy polscy i przywódcy Zjednoczenia Zawodowego Polskiego, na wiecach i zebraniach obczerniają socjalistów w haniebny sposób, zarzucając im niewiarę i łajdactwo a przede wszystkim używają starego dawno już oklepanego frazesu: Nie każdy socjalista jest chacharem, lecz każdy chachar jest socjalistą”[6].

Ale chacharem w określonych okolicznościach mógł zostać niemal każdy, a już szczególnie robotnik w oczach zamożnych chłopów czy sztygarów. W czasie rewolucyjno-powstańczej gorączki tuż po I wojnie światowej w podgliwickiej Ostropie odbywało się spotkanie „bauernferajnu”, czyli rady chłopskiej, a o jego przebiegu dowiadujemy się z listu do jednej z redakcji: „Gospodarze radzili nad sprawami rolniczemi, aż w końcu zeszli na kwestię braku pomieszkań w naszej gminie. Na posiedzeniu byli także robotnicy obecni”. Jeden z gospodarzy „radzi budować baraki na co się inni nie zgadzają, ponieważ są zdania, że przez to pomnaża się tylko «chacharstwo». Wobec tego pytam się Was gospodarze kogo wy nazywacie «chacharami»?!” – komentował robotnik, autor listu[7]. Albo taka korespondencja z Lipin: „Kopalnia Mathylda. Mamy jednego nadgórnika, który ma dziwny zwyczaj. Zamiast powitać górnika według zwyczaju, to przy spotkaniu zaraz woła: «Wy chachary! Wy pierony!» Niejednego górnika oburza takie postępowanie, ale mało jest odważnych, którzy potrafią odpowiedzieć panu nadgórnikowi”[8]. I fragment z jeszcze jednego listu: „Już nie do wytrzymania, gorzej się z nami obchodzą aniżeli z niewolnikami, wyzywają nas świniami, złodziejami, gałganami, kłakami, chacharami”[9].

A więc chachar to ktoś z dołów społecznych. Ktoś, kto nie mieści się w ustalonych normach. Ktoś, kto je przekracza. Słowem ktoś podejrzany. Czy ludowa historia Górnego Śląska może opowiadać o kimś innym niż on? Kto będzie bohaterem opowieści, która wychodzi poza grzeczne, ugładzone i krzepiące obrazki? Ino chachar. Motłoch, plebs, tłuszcza, dziady… Wsioki i robole. A naprzeciw byli ci panowie, po których zostały piękne pałace albo chociaż ich ruiny.

Jednak gdzie przebiegają granice Górnego Śląska? Jak twierdzi Charles King, „żadna definicja regionu nie jest dostatecznie precyzyjna. […] Bazuje on raczej na sieci powiązań. Jedną przestrzeń różnią od drugiej głębokie i trwałe zależności pomiędzy ludźmi i wspólnotami”[10]. Górny Śląsk to rolnicza część opolska i metropolia śląska, ale też Śląsk Opawski i Cieszyński (podzielony obecnie między Polskę i Czechy). To właściwie różne światy, które zdaje się łączyć tylko historyczna nazwa. Jest jednak coś, co niewidoczne, ukryte pod ziemią – ogromna niecka węglowa ciągnąca się od Ostrawy poprzez Rybnik i Bytom, aż po Dąbrowę Górniczą. To dzięki niej tak naprawdę powstał Górny Śląsk, jaki znamy. Dzięki opartej na węglu rewolucji przemysłowej społeczeństwo zupełnie zmieniło swój kształt. Ale zaraz, skoro złoża węgla ciągną się aż po Zagłębie Dąbrowskie, to co z tym regionem? Czy to jeszcze Śląsk? Nie, gdyż granice Górnego Śląska wyznaczył dodatkowo obszar długoletniej dominacji kultury niemieckiej, dziedzictwo panowania Austrii i Prus. Dwie absolutystyczne monarchie uruchomiły procesy, dzięki którym Górny Śląsk, obok Czech, stał się pierwszym nowoczesnym ośrodkiem przemysłowym świata słowiańskiego i zarazem częścią tak zwanej Mitteleuropy, czyli środkowej Europy zdominowanej przez niemiecką kulturę.

Różnice między Austrią i Prusami a terenami sąsiedniej Rzeczypospolitej widać nawet na przykładzie buntów chłopskich. Nie licząc wojen kozackich, w Rzeczypospolitej nie dochodziło do wystąpień chłopskich o takiej skali i zasięgu terytorialnym jak na Śląsku. Tłumaczyć to można autonomicznością dóbr szlacheckich, co utrudniało formowanie więzów ponadlokalnej solidarności, a z drugiej strony ułatwiało zbiegostwo zbuntowanych chłopów do innych posiadłości. Z kolei na Górnym Śląsku o wiele większą rolę odgrywało centralistyczne i zbiurokratyzowane państwo, a to sprzyjało rozwojowi zróżnicowanych i ponadlokalnych form protestów.

Jednak z drugiej strony górnośląska modernizacja miała specyficznie konserwatywny charakter. Joel Raba pisał: „Płace górników górnośląskich powinny być – gdyby brać pod uwagę jedynie obiektywne, wynikające z czynnika geologicznego momenty – wyższe niż płace w westfalskim zagłębiu węglowym. Grube, niegłębokie pokłady zezwalały na płacenie wyższych płac robotnikom. Tak jednak być mogło jedynie w teorii. Specyficzne warunki Górnego Śląska pozwalały pracodawcom na utrzymywanie płacy roboczej na poziomie o wiele niższym niż poziom zarobków w innych zagłębiach górniczych państwa pruskiego”[11].

Na czym polegały te specyficzne warunki? Przede wszystkim na tym, że władza pozostała w ręku dawnych magnatów, którzy po prostu dodali przemysł do swych ziemskich posiadłości. To oni też zdominowali opowieści o dziejach regionu. Historia ludowa Górnego Śląska musi więc wyjść poza to pole.

Czym jednak jest historia ludowa? Trudno o jedną odpowiedź. Każdy autor, który chce pisać „historię ludową”, ma inną jej wizję. W tym pojemnym pojęciu zmieści się i historia krupnioka oraz jakli (tak nazywa się kobiecy żakiet na Śląsku), i historia robotniczych strajków. Spróbuję wobec tego uściślić, jak ja rozumiem to określenie. Moja historia ludowa Górnego Śląska skupia się na zróżnicowanych formach wychodzenia ludu (przede wszystkim chłopów i robotników) spod dominacji panów, kleru i władz państwowych. I mam tu na myśli zarówno dominację objawiającą się w różnych sferach życia codziennego, jak i wszelkie próby narzucenia sposobów myślenia i postrzegania świata, które sprawiały, że warstwy ludowe godziły się ze swoim losem.

W tej książce piszę o tym, co dotychczas znajdowało się na marginesach prac poświęconych historii Górnego Śląska. Bez prób teoretyzowania, ale jednak ze szczyptą refleksji. Skupiam się na tym, co konkretne, uchwytne i możliwe do potwierdzenia w źródłach. Górny Śląsk jest regionem, gdzie od początku XIX wieku pruscy biurokraci skrupulatnie opracowywali statystyki, pozostawiając historykom w spadku ogrom liczb, zestawień i tabel. Jednak nie interesują mnie tylko suche liczby, lecz zdarzenia i ludzie, którzy się za nimi kryją. Odnalezione w źródłach mikrohistorie, w których jak w soczewce odbijają się zmiany znane z „Wielkiej Historii” opisywanej w podręcznikach i akademickich monografiach.

Robotnicy i chłopi kwestionujący istniejący układ społeczny wszędzie spotykali się z reakcją elit. Jak pisze Wiktor Marzec, „na różne sposoby – od brutalnej represji poprzez uparte zaświadczanie o nierozumności i apolityczności ludu – elity starają się stłumić takie demokratyczne, ludowe wtargnięcia w ustalony porządek warstw społecznych”[12]. Radykalizm warstw ludowych przybierał różne formy. Niektóre miały charakter indywidualny, jak zbiegostwo chłopów czy porzucenie pracy w fabryce, inne zaś kolektywny i żywiołowy (zamieszki) albo oparty na współpracy i samoorganizacji (niektóre bunty chłopskie czy strajki). Historia Górnego Śląska obfituje w przykłady tego rodzaju ludowego radykalizmu. Jak zwrócił uwagę amerykański badacz Lawrence Schofer, strajki czy zaangażowanie w ruch związkowy to tylko „część spektrum akcji charakterystycznych wszędzie dla nowych przemysłowych środowisk robotniczych, a szczególnie dla Górnego Śląska”[13]. Schofer na potwierdzenie przywołuje przykłady absencji w pracy, rozpowszechnionej przed I wojną światową, sugerując przy tym, że wynikała ona nie tyle z mentalności preindustrialnej, ile stanowiła wyraz niezgody na warunki pracy.

To, w jakich formach przejawiał się ten ludowy radykalizm, zależało od posiadanego poczucia sprawczości. Jak zauważył Richard Hoggart: „Kiedy ludzie czują, że w niewielkim tylko stopniu mogą zmienić zasadnicze elementy swojej sytuacji, […] uznają to za fakt i przyjmują postawę, która pozwoli im na znośne życie w wyznaczonych warunkach, na życie wolne od niepokojów i presji, jakie niesie ze sobą szerszy kontekst”[14]. Stąd szczególnego znaczenia nabierały masowe protesty społeczne oraz działalność organizacji robotniczych. W wystąpieniach robotniczych nie chodziło bowiem tylko o kwestie materialne, lecz również o „polityczną widzialność”, czyli o uznanie za podmiot polityczny. Doniosła rola ruchu robotniczego, rozwijającego się od drugiej połowy XIX wieku, polegała również na tym, że wprowadzał rzesze ludzi w świat polityki. Kreował nowe sposoby kolektywnego działania i budował ludowy etos zaangażowania. Tworzył alternatywne instytucje i upowszechniał nowe formy wyrażania społecznego niezadowolenia.

Na pruskim Śląsku modernizacja stosunków społecznych przez długi czas nie nadążała za szybkim tempem uprzemysłowienia. Jeszcze w drugiej połowie XIX wieku ramy rachitycznego życia politycznego wyznaczał przede wszystkim spór religijny, w którym katoliccy robotnicy, pod wpływem Kościoła, stawali w opozycji do centralistycznej i laickiej polityki Berlina. Jednak obok konfliktu narodowego na Śląsku coraz mocniej wybrzmiewały postulaty pracownicze i żądania demokratyzacji. Z czasem te trzy kwestie zaczęły się splatać coraz mocniej, a historia zdawała się przyspieszać… O tym jednak dalej. Najpierw opowiedzmy ludową historię Górnego Śląska sprzed epoki dymiących kominów, wielkich hut i kopalń. Jej bohaterami będą przede wszystkim śląscy chłopi.

[1] B. Kallus, Słownik gōrnoślōnskij gŏdki, Pro Loquela Silesiana, Chorzów 2015, s. 264.

[2] Ł. Staniczkowa, „Herosi i chachary”. Portret Górnoślązaka w literaturze i publicystyce dwudziestolecia międzywojennego”, Impuls, Katowice 2009.

[3] J. Chałasiński, Antagonizm polsko-niemiecki w osadzie fabrycznej „Kopalnia” na Górnym Śląsku, Dom Książki Polskiej, Warszawa 1935, s. 146.

[4] J. Chlebowczyk, W kwestii tzw. chacharów, [w:] Wielki kryzys gospodarczy 1925–1933 na Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim oraz jego społeczne konsekwencje, pod red. Jerzego Chlebowczyka, Śląski Instytut Naukowy, Katowice 1974, s. 181.

[5] Archiwum Państwowe w Katowicach [dalej: APK] , Policja województwa śląskiego 1922–1939, sygn. 717, k. 621.

[6] „Gazeta Robotnicza”, 7 grudnia 1912.

[7] „Nowiny”, 7 sierpnia 1919.

[8] „Gazeta Robotnicza”, 1 maja 1902.

[9] „Katolik”, 19 maja 1885.

[10] Ch. King, Dzieje Morza Czarnego, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2021, s. 29.

[11] J. Raba, Robotnicy śląscy 1850–1870. Praca i byt, Odnowa, Londyn 1970, s. 112.

[12] W. Marzec, Rebelia i reakcja. Rewolucja 1905 i plebejskie doświadczenie polityczne, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego – Universitas, Łódź – Kraków 2016, s. 17.

[13] L. Schoffer, Patterns of Worker Protest: Upper Silesia, 1865–1914, „Journal of Social History” 1972, vol. 5, no 4, s. 448.

[14] R. Hoggart, Spojrzenie na kulturę robotniczą w Anglii, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1976, s. 124.

Rozdział 1

Na polach i pod ziemią

| „Nadjechali panowie z wysokich zamków…”

„A gdy nadszedł czas żniw, nadjechali na koniach mężczyźni z miast albo z wysokich zamków i żądali swojej części. Była to duża część, gdyż mówili, że do nich należy ziemia i wszystko, co na niej rośnie. Tak więc zabrali im wszystkie owoce ziemi, i drzewa wycinane w lasach kazali spławiać w dół rzek, podczas gdy biedni chłopi wygotowywali z buraków ostatnią słodycz i śrutowali w żelaznych walcach pozbierane po żniwach ziarno na swój chleb powszedni, a w zamkach bogaczy zimą do późnej nocy paliło się światło i muzyka grała do tańca – to była nierówność, której nie można było powetować” – tak poetycko, ale i obrazowo pisał pochodzący z Gliwic Horst Bienek w swym Opisie pewnej prowincji, eseju zakorzenionym w jego powieściach o Górnym Śląsku[15]. Podobną historię do tej, którą snuje Bienek, można byłoby zresztą opowiedzieć właściwie o wszystkich regionach obecnej Polski, bo traktuje ona o czasach, gdy drogi rozwojowe nie tylko Rzeczypospolitej i Śląska, ale w ogóle obszarów Europy Środkowej niezbyt się od siebie różniły.

Adam Leszczyński Ludową historię Polski rozpoczyna opowieścią o śląskim chłopie Kwieciku. Rozporządzał on swoimi dobrami, które jego potomkowie mogli dziedziczyć, i miał nawet swobodny wstęp na dwór książęcy. Wiemy o tym z pochodzących z połowy XIII wieku zapisków opata klasztoru z Henrykowa na Dolnym Śląsku. Dzięki swojej pozycji ekonomicznej niektórzy chłopi mieli wówczas jeszcze możliwość dołączenia do elity społecznej. Dotyczyło to jednak tylko niewielkiej mniejszości. W spisanej przez opata Księdze henrykowskiej znajdziemy także historię „starego wieśniaka książęcego, który zwał się Kołacz”. On sam zaliczał się jeszcze do bogatych chłopów, ale jego spadkobiercy już zubożeli. Ponieważ nie mogli sprzedać książęcej ziemi, przedstawiciel klasztoru „usunął ich z dobrą wolą, dawszy im podarki, a role ich wszystkie, jakie wówczas posiadali, przyłączył do swego Henrykowa”[16]. Przyjmuje się, że właśnie w tym czasie nastąpił ostateczny zanik niezależnej ludności wiejskiej, choć jej część zachowała jeszcze resztki dawnych praw, lecz zdecydowana większość znajdowała się już w sytuacji poddaństwa osobistego lub wręcz w niewoli.

W ówczesnych źródłach pojawiają się osoby niewolne (servi et ancille), do których zaliczano również czeladź dworską feudała, nierzadko przekazywaną przez niego innym możnym. Większość ludności była jednak osadzana na ziemi, prowadziła własne gospodarstwa, z których obowiązana była świadczyć powinności – wszak grunty z mocy prawa suwerena należały do pana. Jeszcze inną kategorię chłopstwa, związaną z działalnością rozwijającej się wielkiej własności ziemskiej, głównie książęcej, stanowiła ludność służebna, wykonująca na przykład różne prace rzemieślnicze.

Dokumenty trzebnickie z początku XIII wieku zawierają ciekawy opis podziałów ekonomicznych panujących wśród chłopów, przy czym należy wziąć pod uwagę, że odnoszą się do zagospodarowanej ziemi podarowanej przez księcia Henryka Brodatego klasztorowi cysterek w Trzebnicy. Wynika z niego, że w dobrach klasztornych zamieszkiwali chłopi posiadający i cztery woły, obok takich, którzy ziemię uprawiali wołami najmowanymi u bogatszych sąsiadów, a wreszcie i tacy, którzy „orzą cudzą ziemię cudzymi wołami”[17].

Historyk Karol Maleczyński pisał, że „tam gdzie ziemia od wieków podlegała uprawie, gdzie osadnictwo było już gęste i gdzie zaczynało w pobliżu brakować roli, tam zależność i wyzysk były silniejsze”[18]. Na Górnym Śląsku te stosunki zależności musiały być początkowo nieco słabsze, ponieważ zagęszczenie osad wiejskich było tu kilkukrotnie mniejsze niż na zachód od Odry.

Świadczenia chłopskie były zróżnicowane w zależności od ich adresata. Bardzo rozbudowane były ciężary prawa książęcego. Początkowo z jednej osady, a potem bezpośrednio od indywidualnych gospodarstw pobierano daninę zwaną narzaz (od nacięć na kijach, na których zaznaczano liczbę oddanych sztuk zwierząt domowych lub drobiu). Stopniowo narzaz zmieniano na podatek zbożowy, nazywany poborem książęcym. Do tego dochodziła stacja, a więc obowiązek goszczenia księcia i jego świty, przewód, czyli przewóz książęcych ładunków, czy podwoda polegająca na dostarczaniu koni wędrującym urzędnikom książęcym.

Początkowo sami książęta płacili na Kościół, ale kiedy w drugiej połowie XII wieku liczba kościołów wzrosła, przerzucono ten podatek, zwany dziesięciną, na chłopów. Zazwyczaj pobierana była jako dziesiąta część plonów, jednak czasem opłacano ją w skórkach wiewiórczych lub w miodzie. Płacono także świętopietrze na rzecz kurii rzymskiej wynoszące denara od rodziny – może niewiele, ale trzeba pamiętać, że pieniądz kruszcowy na wsi spotykany był wówczas rzadko.

Najważniejsze z perspektywy chłopów były jednak świadczenia na rzecz bezpośredniej zwierzchności feudalnej, czyli „swego pana”. Początkowo feudalna renta gruntowa przyjmowała postać odrobku, czyli pracy na pańskim polu oraz świadczeń w naturze. Z dokumentów trzebnickich wynika, że odrobek wynosił tam około pięćdziesięciu dni w roku. Do tego dochodziły też świadczenia zależne od posiadanej liczby wołów, które opłacano w korcach zboża i miodzie.

Czy te obciążenia budziły sprzeciw chłopów? Zapewne tak, zwłaszcza w początkowej fazie wprowadzania feudalnych porządków (i chrześcijaństwa), gdyż wiemy, że w 1038 roku Śląsk objęło wielkie powstanie ludowe. Pochodzące z tego okresu ślady pożaru wielu grodów, w tym Opola, mogą mieć związek z tymi wydarzeniami. Znaczące też, że po tych wydarzeniach biskupi wrocławscy aż przez dwanaście lat nie odważyli się wrócić na Śląsk.

Później jednak sytuacja się ustabilizowała, a XII i XIII wiek to czas akcji osadniczej, kiedy ziemi było pod dostatkiem, a odczuwalny był deficyt ludzi do jej uprawy. Sprzyjało to łagodzeniu obciążeń. Jeśli były one na zbyt wysokim poziomie, dochodziło często do zbiegostwa, prowadzącego nawet do opuszczania przez mieszkańców całych wsi. Sprzyjała temu bliskość dziewiczych terenów, jak na Górnym Śląsku, oraz konkurencja między feudałami poszukującymi siły roboczej. Czynnikiem stabilizującym było także okrzepnięcie struktury feudalnej (w tym kościelnej), a wraz z tym stopniowe zakorzenianie się stanowej wizji społeczeństwa. Chłopski sprzeciw mogły więc co najwyżej budzić świadczenia, których nałożenie lub ciężar uznawano za nieuzasadnione. Utrzymaniu społecznej równowagi sprzyjał też obowiązek pomocy panów w przypadku klęsk żywiołowych czy wojen. Ten stabilizujący mechanizm dobrze opisał Thomas Piketty: „Funkcjonalny system uzasadniania nierówności, będący kwintesencją społeczeństw stanowych, a więc koncepcję, wedle której każda z grup spełnia specyficzną funkcję (religijną, wojskową, pracującą), a podział ten potencjalnie przynosi pożytek całej wspólnocie, musi zawsze cechować pewne minimum wiarygodności […] ustrój nierównościowy może przetrwać tylko wówczas, gdy opiera się na złożonej mieszance przymusu i przyzwolenia”[19].

W rezultacie rozwoju gospodarki towarowej na Śląsku już od przełomu XII i XIII wieku chłopskie świadczenia coraz częściej były zmieniane na czynsz pieniężny. W dobrach trzebnickich już jedna piąta ludności zależnej opłacała się panom w pieniądzu. Wtedy także pojawiło się osadnictwo na prawie niemieckim oparte właśnie na czynszu i okresie wolnizny od świadczeń wynoszącym od ośmiu do dwudziestu czterech lat.

Do połowy XIV wieku powstało na Górnym Śląsku ponad czterdzieści miast, jednak w większości były one niewielkie i nie mogły się równać z dolnośląskimi odpowiednikami. Ich powstaniu sprzyjał rozwój handlu, ponieważ przez te tereny przebiegał ważny szlak handlowy łączący Ruś z Niemcami i Czechami. Zamieszkujący miasta rzemieślnicy zaczęli grupować się w cechy zrzeszające specjalistów jednej dziedziny, dzięki czemu mogli skuteczniej zabiegać o obronę swych praw.

Znaczenie miast rosło w rezultacie postępującego rozdrobnienia feudalnego. Jak pisał Martin Čapský, „na terytorium Górnego Śląska nie wykształciły się wprawdzie miasta zdolne zmierzyć się pod względem gospodarczym z bogatym Wrocławiem, ale Opawa, Racibórz, Opole, Bytom czy Cieszyn wraz z każdym następnym podziałem kraju stawały się coraz bardziej znaczącym źródłem finansów książęcych, w wyniku czego wzrastało także ich znaczenie polityczne”[20]. Nie na darmo znane przysłowie głosiło: Stadtluft macht frei, czyli „powietrze miejskie czyni wolnym”. Jak pisał historyk Henryk Samsonowicz, w miastach panowała „wielorakość form samorządowych. […] Oprócz gminy, działały cechy, bractwa religijne i związki czeladnicze. […] Mieszkaniec miasta, nawet nie posiadający praw, mógł mieć świadomość, że jest aktywnym członkiem określonej wspólnoty”[21]. Przedstawiciele miast zasiadali także w regionalnym Sejmiku, zwoływanym na Śląsku od końca XV wieku, choć głównie wywodzili się z Dolnego Śląska, a tylko od czasu do czasu pojawiali się reprezentanci Opola, Cieszyna czy Raciborza.

Zhołdowanie śląskich książąt przez Jana Luksemburskiego na początku XIV wieku spowodowało przejście regionu pod skrzydła Korony Czeskiej. W ten sposób Górny Śląsk znalazł się w kręgu oddziaływania jednego z głównych centrów gospodarczych ówczesnej Europy. W sposób szczególny odczuło ten wpływ tutejsze górnictwo.

| Skarby śląskiej ziemi

O ile wszyscy historycy zgadzają się co do roli, jaką odegrał handel i intensyfikacja gospodarki rolnej w rozwoju średniowiecznej Europy, o tyle – jak zauważył Marian Małowist – „pozostaje jeszcze trzeci czynnik potężnej wagi”, a mianowicie szybki wzrost górnictwa, dokonujący się w naszej części kontynentu od XII do XIV wieku[22]. Rozwój górnictwa powodował przyspieszenie przemian gospodarczych i jednocześnie stanowił ich niezbędny warunek. Przyczyna była prosta – obrót towarów w skali europejskiej wymagał znacznych zasobów gotówki, stąd rosnące zapotrzebowanie na kruszec: srebro, złoto czy miedź. Od średniowiecza Górny Śląsk był więc regionem, gdzie dzięki prężnemu jak na ówczesne czasy górnictwu oraz hutnictwu kształtowały się zalążki nowych grup społecznych, z których w przyszłości wyłonią się pierwsi robotnicy.

Złoża złota występowały na opawskich obrzeżach Górnego Śląska, a najbogatszym zagłębiem srebronośnym był region dzisiejszych Bytomia i Tarnowskich Gór. Najstarsza wzmianka o tutejszym górnictwie pochodzi z 1136 roku i dotyczy wydobycia srebra w miejscowości, której nazwę zapisano w źródłach jako Zuersow, położonej gdzieś w pobliżu dzisiejszego Bytomia (dokładnej lokalizacji dotychczas nie udało się ustalić). Wiadomo, że sto lat później wydobywano ołów w Reptach, a po kolejnych dwustu latach działały już kopalnie srebra lub ołowiu pod Gliwicami, w Biskupicach, Miechowicach, Piekarach i Bobrownikach. W XVI wieku wielkim ośrodkiem produkcji srebra i ołowiu stały się okolice dzisiejszych Tarnowskich Gór, gdzie według ksiąg górniczych istniało wówczas ponad dwadzieścia jeden tysięcy małych szybików.

„Tym kruszcem przedtem Bytom, póki był nie zginął/ Srebrnym był zwan Bytomiem i tak wszędy słynął” – pisał hutnik Walenty Roździeński w swym poemacie Officina ferraria, abo huta y warstat z kuźniami szlachetnego dzieła żelaznego, wydanym w 1612 roku w Krakowie[23]. O tym, jak wielkie były zyski z górnictwa, świadczy fakt, że pewnego razu przy okazji konfliktu o ich podział bytomscy mieszczanie… utopili własnego proboszcza, co zresztą doprowadziło do obłożenia miasta kościelną klątwą.

Na Górnym Śląsku wydobywano wówczas także rudy żelaza, występujące najczęściej bezpośrednio pod powierzchnią ziemi, na terenach podmokłych i bagiennych, jako tak zwana ruda darniowa. Eksploatacja znajdujących się bardzo płytko złóż nie wymagała tak dużych inwestycji, jak w przypadku głębokich szybików potrzebnych do wydobycia srebra. Hutnictwo żelaza również koncentrowało się w okręgu bytomsko-tarnogórskim. Według dostępnych źródeł w 1451 roku kuźnica miała istnieć w Kochłowicach, a wkrótce później pojawiła się też w niedalekich Bogucicach. Wiele kuźnic rozlokowano również wzdłuż Małej Panwi.

Rozwój wydobycia sprzyjał innowacjom technicznym. Początkowo, kiedy nie trzeba było sięgać zbyt głęboko pod ziemię, wystarczyło zrobić odkrywkę lub wybić poziomą sztolnię w zboczu wzgórza. Z czasem jednak konieczne stało się sięgnięcie za pomocą szybów do głębszych pokładów (pierwsza wzmianka na ten temat pochodzi z Cukmantla, późniejszych Zlatych Hor). Powstające wówczas szyby miały przedziwne nazwy: Złoty Osioł, Ogon Małpi, Słoń, Ogon Kota… Ich głębokość dochodziła nawet do stu łatrów (jeden łatr śląski to niecałe dwa metry), a górnik zjeżdżał na dół w tych samych wiadrach, którymi wyciągano urobek.

Budowanie szybików stało się bardziej skomplikowane, gdy zetknięto się z wodami gruntowymi. Konieczne było wówczas drążenie dodatkowych sztolni, którymi odprowadzano gromadzącą się wodę. Sztolnia Krakowska zbudowana w Tarnowskich Górach w XVI wieku mierzyła aż 2156 łatrów, czyli ponad cztery kilometry. Wprowadzano także pierwsze prymitywne maszyny, jak pompy poruszane siłą koni. Nieraz osiągały potężne rozmiary, przykładowo w Łyszczcy do obsługi trzech odwadniarek potrzeba było aż dwudziestu sześciu koni.

Samo wydobycie to jednak nie wszystko. W drewnianych płuczkarkach woda spłukiwała z wydobytego urobku lżejszy od metalu kamień. W świetle istniejących źródeł w XVI wieku w samym Zagłębiu Tarnogórskim notowano sto siedemdziesiąt sześć takich płuczkarek.

Miejscem, gdzie z oczyszczonej rudy produkowano surowy, a potem czysty kruszec (złoto, ołów, srebro, żelazo), były prażelnie i huty. W pierwszych hutach zaczęto stawiać coraz większe piece do wytapiania metali, sięgające kilku metrów wysokości. Do podtrzymywania temperatury wykorzystywano miechy poruszane siłą koni. O panujących w nich warunkach pracy pisał Wincenty Roździeński (nie stronił zresztą też od rad dotyczących tego, jak pilnować robotników lub zmuszać ich do większego wysiłku):

„Płomień leci z iskrami w oczy jak perzyny Piekę się ustawicznie ogniem z każdej strony! Zapali-ć się koszula, zgorze-ć ciała sztuka, Nie zgoi-ć się czasem ledwie aż w pół roka; Od trzasku młotowego mało już co słyszę!”.[24]

Pamięć o ówczesnym śląskim górnictwie zdominował obraz gwarków pracujących w średniowiecznych kopalniach. Sprawa była jednak bardziej skomplikowana. Początkowo pracownikami kopalń byli głównie poddani chłopi, świadczący w ten sposób odrobek na rzecz feudała. Pracowali pod nadzorem urzędników książęcych, zwanych sędziami górniczymi. Istniała wówczas cała hierarchia górnicza: górmistrz, pisarz górniczy, ławnicy górniczy czy olbornicy, zbierający z zysków górniczych dziesięcinę dla skarbu książęcego zwaną olborą (od niemieckiego słowa Urbar). Początkowo książęta starali się utrzymać kontrolę nad górnictwem, ale wraz z postępującym rozdrobnieniem feudalnym zaczęli sprzedawać lub oddawać w dzierżawę ziemię wraz z prawem do eksploatacji złóż, które się pod nią kryły.

Czasami właścicielami kopalń były także miasta. W 1213 roku Bruntal na Śląsku Opawskim otrzymał dziesięcinę z wydobycia w promieniu czterech mil od miasta. Mieszkańcy lokowanych na prawie niemieckim Rept dostali prawo wolnego poboru ołowiu z tamtejszej kopalni. Pojawił się jednak problem z siłą roboczą, ponieważ miasta nie mogły korzystać z feudalnej zwierzchności nad chłopem. W rezultacie stopniowo zaczęła kształtować się warstwa ludności pracującej zawodowo w górnictwie, bardziej zmotywowana niż przymuszony do pracy pod ziemią chłop i posiadająca odpowiednie przygotowanie fachowe do prowadzenia wydobycia. Na Śląsk napłynęła też duża grupa doświadczonych pracowników kopalnictwa z innych obszarów. Górnictwo rozwijające się wówczas na Śląsku, ale też w Czechach i Siedmiogrodzie, tworzyło pokaźny rynek dobrze płatnej pracy dla ludzi zaznajomionych ze zdobyczami ówczesnej inżynierii. Georgius Agricola, szesnastowieczny humanista i geolog, w swym klasycznym dziele De Re Metallica pisał: „Wielu uważa, że górnictwo to coś przypadkowego, nieczysta robota i w ogóle praca należąca do gatunku tych, które wymagają raczej wysiłku fizycznego aniżeli umiejętności. Mnie zaś, o ile myśli moje zmierzają w dobrym kierunku, wydaje się, że sprawa wygląda zupełnie inaczej. Górnik bowiem musi sztukę swą znać doskonale, by od razu wiedział, na której górze, którym wzniesieniu lub w której dolinie lub na której równinie kopać było by lepiej, lub czy zrezygnować raczej z kopania. Poza tym znać musi żyły, żyłki i warstwy skalne […]. Znać musi Arytmetykę, by mógł obliczyć wydatki na maszyny i pracę. Następnie Techniki Budowlane […]. I wreszcie Rysowanie […]. I również niech znajomość ma Prawa, przede wszystkim górniczego”[25].

Warstwa najemnych pracowników górnictwa była wewnętrznie zróżnicowana. Obok majstrów, sztygarów czy nadzorców pracowali też zwykli robotnicy, różnie zresztą zwani: służbą, towarzyszami, pospólstwem, hołotą… Podziały w tym środowisku bywały zresztą bardzo skomplikowane: przykładowo rębacz sam pracował w kopalni, ale musiał też do tego ściągać ludzi, którym był zobowiązany zapewnić narzędzia i utrzymanie.

W XIV wieku pojawiały się pierwsze stowarzyszenia górnicze, czyli gwarectwa (Gewerke), będące organizacjami zbliżonymi do rzemieślniczych cechów. Skupiały one ludzi zobowiązanych do wniesienia wkładu pieniężnego dla sfinansowania przedsięwzięcia, czyli budowy kopalni, ale i do osobistej fizycznej pracy pod ziemią. Szybko jednak wyodrębniła się grupa wzbogaconych albo wkupionych mieszczan, czy nawet szlachciców, którzy już nie musieli pracować, za to zatrudniali najemnych pracowników. Robotnik ponosił całe ryzyko pracy, obciążony był kosztami wydobycia, a część jego zarobku pozostawała w ręku gwarka. Gwarkowie prowadzili też wyszynk wódki i mieli wyłączność na sprzedaż produktów rolnych rębaczom i robotnikom.

W śląskie górnictwo spore sumy inwestowało bogate mieszczaństwo wrocławskie, choć pojawiały się także kapitały praskie czy krakowskie. W początkach XVI wieku powstały we Wrocławiu wielkie domy handlowe, prowadzące międzynarodowe operacje handlowe i bankowe. Na ich czele stały rody Turzonów, pochodzących z Węgier i Krakowa, czy znani w całej Europie Fuggerowie z Augsburga. Wrocławskie domy handlowe coraz mocniej angażowały się w górnictwo. Fuggerowie inwestowali w kopalnie tarnogórskie, a Jan Turzon wykupił kopalnie w Roździeniu, Mysłowicach i Bogucicach. Poważną rolę w śląskim górnictwie odgrywały także instytucje Kościoła katolickiego. Przykładowo klasztor św. Wincenta we Wrocławiu posiadał własne kopalnie ołowiu w Reptach. Zresztą scentralizowana sieć klasztorów ułatwiała też przepływ myśli technicznej i sprzyjała wykształcaniu się zasad prawidłowej księgowości.

Na przełomie XV i XVI wieku wprowadzono liczne przepisy udzielające kopalniom i gwarkom szerokich swobód oraz uprawnień, mało w nich było jednak o prawach zwykłych kopaczy. Ostatni piastowski książę opolsko-raciborski, Jan II Dobry, w Ordunku Gornym, czyli ustawie górniczej z 1526 roku, ogłaszał: „nikt nie ma chłopów i robotników w kopalniach krzywdzić”. Inny z artykułów stanowił: „Poniewasz na naszych Gorach Niemieczki, Czeski y Polski Lud Gwarcy y Robotnicy sąm, narządzuiemy, aby Bormistrz był takowy, coby oboiętną Mowę dobrze umiał”[26]. Ordynacja górnicza wydana dla Miasteczka Śląskiego głosiła natomiast: „Zwalnia się wszystkich górników, chcących osiedlić się w Miasteczku celem prowadzenia górnictwa od podatków, pańszczyzny i podatków od swoich domów. Wszystkim prowadzącym górnictwo zapewnia się wolność i opiekę nad ich ciałem i majątkiem”[27].

Dzięki kolejno nadawanym przywilejom gwarkowie zaczęli przekształcać się w odrębny stan społeczeństwa feudalnego – stan górniczy. Nie doszłoby zapewne do tego, gdyby nie starania samych gwarków. Już podczas powstania z 1220 roku w Cukmantlu górnicy wyrżnęli rycerzy z oddziału biskupa wrocławskiego, co przyczyniło się do nadania im pierwszych przywilejów. Z prawdziwym wysypem protestów mamy do czynienia na początku XVI wieku. Zbuntowali się wówczas między innymi śląscy rębacze w Złotym Stoku, po skazaniu na śmierć jednego z robotników. Do podobnych wystąpień doszło też w Cukmantlu, Łyścach, Błaszynie…

Największy był jednak bunt, który wybuchł w 1534 roku w Tarnowskich Górach. Jego główną przyczyną były prawdopodobnie niskie płace kopaczy, ale mógł mieć także podłoże religijne. Można natrafić na hipotezy, że brali w nim udział uciekający przed prześladowaniami przedstawiciele rozwijającego się wówczas w Niemczech anabaptyzmu ‒ radykalnego ruchu religijno-społecznego. Zbuntowani górnicy przestali przychodzić do pracy, w związku z czym władze górnicze kazały aresztować przywódców protestu, których osadzono w celach w budynku urzędu górniczego, będącego także pierwszym ratuszem Tarnowskich Gór. Aresztowanie przywódców doprowadziło tylko do zaostrzenia sytuacji, a zbuntowani kopacze zaatakowali więzienie, uwalniając osadzonych. Dopiero sprowadzeni żołnierze pomogli stłumić zamieszki, a dwudziestu prowodyrów ponownie trafiło do cel w piwnicach ratusza. Po osądzeniu wszyscy zostali publicznie wychłostani, a następnie pięciu spośród zatrzymanych odesłano na teren Rzeczypospolitej, tyle samo trafiło do Karniowa (Krnova), gdzie miał swoją siedzibę książę, właściciel Tarnowskich Gór, a pozostałych po pewnym czasie zwolniono z więzienia.

Dynamiczny rozwój górnośląskiego górnictwa gwałtownie załamał się w połowie XVI wieku. Gdy koszty eksploatacji zaczęły coraz bardziej wzrastać z powodu konieczności pogłębiania szybów, zapewnienia odwodnienia oraz wyczerpania dotychczasowych złóż, nastąpił odpływ kapitału handlowego. Wymagające mniejszych inwestycji huty w większości przetrwały, jednak przynoszące straty kopalnie były masowo porzucane przez gwarków. Rabunkowa gospodarka, brak inwestycji, emigracja protestanckich górników, a wreszcie napływ srebra z Ameryki przyczyniły się do upadku śląskiego górnictwa na przeszło dwieście lat. Ostatecznie dobiła je zawierucha wojny trzydziestoletniej, ale także refeudalizacja śląskiej gospodarki, podkopująca pozycję chłopów i mieszczan, ale dająca właścicielom pewniejsze zyski z darmowej pracy chłopa na roli niż obarczone ryzykiem inwestycje w górnictwo.

| Powiew husyckiej rewolty

Świetny i pouczający obraz Śląska w czasach husyckich znaleźć można w głośnej trylogii Andrzeja Sapkowskiego (Narrenturm, Boży bojownicy, Lux perpetua). W powieściach Sapkowskiego Śląsk został przedstawiony jako region o wysokim poziomie rozwoju i dużym zróżnicowaniu społecznym. Husyckie wyprawy, zwane tutaj rejzami, zyskiwały na miejscu plebejskich sojuszników, bądź też prowokowały do oddolnych wystąpień. Albrecht Kolditz, landwójt Górnych Łużyc, ostrzegał tamtejsze miasta po doświadczeniach z oblężenia Świdnicy przez husytów: „Kochani przyjaciele, uważajcie w waszych miastach na zdradę, a zwłaszcza na przedmieścia”[28].

Na celowniku tych wystąpień znaleźli się lokalni feudałowie, a przede wszystkim księża. „Jasne jest – pisał Fryderyk Engels w Wojnie chłopskiej w Niemczech – że wszystkie rewolucyjne doktryny społeczne i polityczne musiały być zarazem w głównej mierze herezjami teologicznymi. Aby można było uderzyć w istniejące stosunki społeczne, trzeba było zerwać z nich aureolę świętości”[29]. Opis Engelsa dobrze pasuje zarówno do najbardziej znanych wystąpień chłopskich Europy – powstania Wata Tylera w Anglii czy francuskiej żakerii – jak i do sytuacji panującej wówczas na Śląsku. Już wcześniej pojawiali się na tych terenach lokalni kaznodzieje ludowi, piętnujący katolickich duchownych, tacy jak „herezjarcha pewien, imieniem Stefan, trzymany w więzieniu wrocławskim”, o którym wspomina kronika klasztorna z Żagania. Z wyroku inkwizycji nieszczęsnego Stefana spalono na stosie. Dwadzieścia lat później, w 1418 roku we Wrocławiu wybuchł bunt biedoty miejskiej, podczas którego ścięto sześciu rajców, a siódmego zrzucono na bruk z wieży ratuszowej. Po stłumieniu zamieszek skazano na śmierć pięćdziesiąt dwie osoby, choć wyroki wykonano tylko w dwudziestu trzech przypadkach – reszcie skazanych udało się zbiec. Wkrótce jednak pojawiło się większe zagrożenie dla istniejącego porządku, czyli właśnie rewolucja husycka.

Ówczesny mistrz Uniwersytetu Praskiego, Andrzej z Brodu, w Tractatus de origine Hussitarum pisał: „Powstał lud bezczelny, okrutny, niewdzięczny i chciwy, masy uzbrojonego pospólstwa pogardzając prałatami, nienawidząc kleru, odrzucają kary kościelne, wyśmiewają ceremonie, wstrząsając uświęcone prawa kanonów i gardząc świętą nauką kaznodziei, pragnąc powagę i panowanie stanu duchownego z gruntu wywrócić, zburzyć i wyrwać z korzeniami. […] Połączeni w jeden chaos, przysięgę sobie nawzajem złożywszy i ufając w swoją liczbę, na takie się szaleństwo porwali, że wystąpili zbrojnie przeciw swemu królowi i panu i naturalnemu dziedzicowi królestwa, uderzyli na zamki królewskie i innych panów, którzy im nie chcieli sprzyjać”[30]. Podległy Koronie Czeskiej Śląsk był podatny na idee płynące z Czech. Opierał się im przede wszystkim Wrocław, gdzie twardą ręką rządził miejski patrycjat do spółki z biskupem.

Pierwsze wyprawy husyckie na Śląsk, będące odwetem za wcześniejsze najazdy śląskiego rycerstwa, to rok 1425. Nieco później, w 1428 ruszyła wielka wyprawa pod wodzą Prokopa Wielkiego, znanego przywódcy radykalnych taborytów. Krzyżacki szpieg z Wrocławia w ten sposób donosił o rozwoju husytyzmu na Śląsku: „wzmocnili się oni wielce, a to przez tych, którzy przybyli z Czech i przez chłopów, którzy do nich przystąpili, jakich tutaj jest teraz wielu”[31]. W jednej z późniejszych notatek sądowych czytamy z kolei: „Heincze Snorrebein, Nickel Hoff i George Snorbein zeznają na Mikoszkę Kotlińskiego z Niemodlina, a więc z prowincji, że złym niewiernym kacerzom z Czech pomagał umacniać ich niewiarę i kacerstwo, do nich przystał oraz pomagał niszczyć i gubić kraj”[32].

Zarówno wyprawa Prokopa, jak i kolejne rejzy nie tylko doprowadziły do usadowienia się husytów i ich zwolenników w licznych miastach regionu, takich jak Gliwice, Bytom i Kluczbork, ale także do tego, że przyłączali się do nich coraz częściej przedstawiciele szlachty śląskiej i napływowej z Polski. Mimo pewnych sukcesów sił katolickich w walce z nowymi ideami o losie husyckiej rebelii na Śląsku zdecydowały wypadki, do jakich doszło w samych Czechach, a więc wojna domowa w obozie husyckim między tak zwanymi kalikstynami a radykalnym skrzydłem ruchu, zakończona rozbiciem tego ostatniego w bitwie pod Lipianami w 1434 roku.

Wojny husyckie długo były przez historyków postrzegane przede wszystkim jako czas wielkich zniszczeń na Śląsku. Zarówno w historiografii niemieckiej, jak i polskiej, husyckie rejzy spotykały się zwykle z potępieniem. W tym pierwszym wypadku z powodu ich słowiańskiego charakteru, w tym drugim zaś główną przyczyną był antykatolicki charakter wystąpień. W ich wyniku majątek tracili nie tylko możni, lecz straty ponosiły również chłopskie gospodarstwa. Jednak z drugiej strony husyckie idee zachwiały fundamentem ówczesnego świata: przekonaniem o niepodważalnej pozycji kleru i dotychczasowych panów. Jakie niosło to skutki, pokazać miała już wkrótce historia śląskiej reformacji.

| Kontrreformacja z pańszczyzną w tle

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

[15] H. Bienek, Opis pewnej prowincji, Atext, Gdańsk 1994, s. 75.

[16] Cyt. za: K. Modzelewski, Chłopi w monarchii wczesnopiastowskiej, Ossolineum, Wrocław 1987, s. 225.

[17] Cyt. za: R. Heck, Okres wczesnofeudalny, [w:] Historia chłopów śląskich, pod red. S. Inglota, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1979, s. 55.

[18] K. Maleczyński, Z dziejów wsi śląskiej w okresie przed kolonizacją na prawie niemieckim, [w:] Szkice z dziejów Śląska, t. 1, pod red. E. Maleczyńskiej, Książka i Wiedza, Warszawa 1955, s. 111.

[19] T. Piketty, Kapitał i ideologia, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2022, s. 82.

[20] M. Čapský, Górny Śląsk w okresie późnego średniowiecza, [w:] Historia Górnego Śląska. Polityka, gospodarka i kultura europejskiego regionu, pod red. J. Bahlcke, D. Gawreckiego, R. Kaczmarka, Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej, Gliwice 2011, s. 117.

[21] M. Bogucka, H. Samsonowicz, Dzieje miast i mieszczaństwa w Polsce przedrozbiorowej, Ossolineum, Wrocław 1986, s. 234–235.

[22] M. Małowist, Wschód a Zachód Europy w XIII–XVI wieku, PWN, Warszawa 1973, s. 162.

[23] W. Rozdzieński, Officina ferraria, abo huta i warstat z kuźniami szlachetnego dzieła żelaznego, Drukarnia Szymona Kempiniego, Kraków 1612, bs.

[24] Tamże, bs.

[25] G. Agricola, De Re Metallica, libri I, Wydawnictwo Ad Rem, Jelenia Góra 2000, s. 9–10.

[26]Pierwsza polska ustawa górnicza czyli „Ordunek Gorny”. Historyczny dokument Górnego Śląska z roku 1528, oprac. Józef Piernikarczyk, Tarnowskie Góry 1928, s. 32.

[27] Cyt. za: J. Nowak, Kronika miasta i powiatu Tarnowskie Góry, nakł. własny autora, Tarnowskie Góry 1927, s. 261 [pisownia została uwspółcześniona przez autora pracy, za którą przytoczono cytat].

[28]Ruch husycki w Polsce: wybór tekstów źródłowych, pod red. R. Hecka i E. Maleczyńskiej, Ossolineum, Wrocław 1953, s. 124.

[29] F. Engels, Wojna chłopska w Niemczech, Książka i Wiedza, Warszawa 1950, s. 42.

[30]Ruch husycki w Polsce…, s. 65.

[31]Polska w okresie monarchii stanowej. Wybór tekstów, pod red. E. Hecka, PWN, Warszawa 1955, s. 215.

[32]Ruch husycki w Polsce…, s. 133.

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Wstęp
Rozdział 1. Na polach i pod ziemią
„Nadjechali panowie z wysokich zamków…”
Skarby śląskiej ziemi
Powiew husyckiej rewolty
Kontrreformacja z pańszczyzną w tle
Pod pruską władzą
Echa francuskiej rewolucji i polskiej insurekcji
Berlin stawia na przemysł
Austria: Między przymusem a Oświeceniem
Reformy w cieniu buntów i głodu
Wiosna Ludów
Rozdział 2. Czas przemysłu
Gorzki smak wolności
Ze wsi do fabryk
Tanie ręce do roboty
Potęga mas(y)
Religia i naród
Protesty: O parę fenigów więcej i czas wolny
Socjaldemokracja wkracza na Śląsk
Rozdział 3. Wojny i kryzysy
Wielka Wojna
Rewolucja u bram
Podziały i powstania
Pokój z widokiem na kryzys
Podzieleni granicami
Apokalipsa bezrobocia
Równia pochyła
Zapomniana wieś
Na lewo patrz!
W cieniu Hitlera
Gra o wszystko
Rozdział 4. Polska zwana ludową
Czas rozliczeń
Awans nadziei
Zwycięzca bierze wszystko

Dariusz Zalega

Chachary. Ludowa historia Górnego Śląska

Warszawa 2024

Copyright © by Dariusz Zalega, 2024

Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2024

Wydanie pierwsze

Redakcja: Kamil Piskała

Korekta: Urszula Roman

Opieka redakcyjna: Jaś Kapela

Projekt okładki, układ typograficzny: Marcin Hernas | tessera.org.pl

Zdjęcie na okładce: Górnicy strajkujący w kopalni „Giesche” w Katowicach, 1937 r. Archiwum Państwowe w Katowicach.

ISBN 978-83-67805-69-8

Seria Historyczna [48]

Warszawa 2024

Wydawnictwo Krytyki Politycznej

ul. Jasna 10, lok. 3

00-013 Warszawa

[email protected]

www.krytykapolityczna.pl

Książki Wydawnictwa Krytyki Politycznej dostępne są w redakcji Krytyki Politycznej (ul. Jasna 10, lok. 3, Warszawa), Świetlicy KP w Trójmieście (Nowe Ogrody 35, Gdańsk), Świetlicy KP w Cieszynie (al. Jana Łyska 3) oraz księgarni internetowej KP (wydawnictwo.krytykapolityczna.pl), a także w dobrych księgarniach na terenie całej Polski.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek