Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Dariusz Zalega w swojej najnowszej książce Bez pana i plebana. 111 gawęd z ludowej historii Śląska żongluje opowieściami o zapomnianych postaciach, miejscach i wydarzeniach, które choć wydają się jedynie lokalne, wpłynęły na historię nie tylko Górnego Śląska, lecz także na bieg wydarzeń w całym kraju. To zarówno opowieść o buntach i strajkach, jak i (a może nawet przede wszystkim) hołd dla Ślązaków i Ślązaczek, którzy nie zginali karku.
Seria Ludowa Historia Polski stanowić ma przyczynek do odzyskania zapomnianych dziejów zwykłych ludzi. Chcemy w niej przedstawiać najciekawsze prace na temat tych, którzy nie kwalifikowali się do narodu Sarmatów, choć byli prawdziwą solą ziem dawnej Rzeczypospolitej. Będą to zatem książki o chłopach pańszczyźnianych, miejskiej biedocie, ludziach luźnych, a wreszcie proletariacie. - Przemysław Wielgosz, redaktor merytoryczny serii.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 329
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Bez pana i plebana. 111 gawęd z ludowej historii Śląska
Dariusz Zalega
Copyright © 2021 by Dariusz Zalega
This edition copyright © 2021 by Wydawnictwo RM
Wydawnictwo RM, 03-808 Warszawa, ul. Mińska 25 [email protected] www.rm.com.pl
ISBN 978-83-8151-479-8 ISBN 978-83-8151-480-4 (ePub) ISBN 978-83-8151-481-1 (mobi)
Redaktor merytoryczny serii: Przemysław WielgoszRedaktorka prowadząca: Marta StochmiałekRedakcja: Ida ŚwierkockaKorekta: Marta Stochmiałek, Aleksandra ŻdanProjekt okładki: Agata MuszalskaEdytor wersji elektronicznej: Tomasz ZajbtOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikcja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec
Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób.
Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli.
Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód.
Spis treści
Wstęp
1 Tarnowskie Góry 1534: Bunt kopaczy
2 Kadłub Wolny 1605: Jak śląscy chłopi od pana się wykupili
3 Od Bytomia po Nysę: Gdy płonęły stosy…
4 Śląskie zbóje
5 Murcki 1772: Pierwszy strajk, najstarsza kopalnia
6 Śląsk 1789: Francuski zmysł wolności
7 Tworków 1811: Zmowa chłopów
8 Śląsk 1848: Czerwony farorz i kmiecie posłami
9 Wilhelm Wolff: Przyjaciel Marksa i Engelsa
10 Królewska Huta 1871: Śląska Komuna Paryska
11 Bielsko 1872: Pionierzy
12 Jan Wantuła: Bibliofil socjalista
13 Agnes Wabnitz: Dumna Agnes z Gliwic
14 Polska Ostrawa 1890: O tym, jak proboszcz wydał górników i krew popłynęła
15 Racibórz 1890: „Socyaliści chcą, aby wszyscy byli równi, a to się sprzeciwia woli Boga”
16 Gertruda Guillaume-Schack: Anarchistyczna hrabina spod Olesna
17 Bielszowice 1894: „I za cóż padły ofiary bezbronne?”
18 Ostrawska Międzynarodówka
19 August Winter: Obrońca śląskich robotników
20 Rozbark 1906: Nie ma głodu polskiego czy niemieckiego…
21 Petr Cingr: Górnik, Czech, Ślązak z wyboru
22 Ostflucht, czyli zapomniana ucieczka Ślązaków ze Śląska
23 Górny Śląsk: Majowe święto, kalendarium
24 Domy Robotnicze
25 Marchlewski: Śląscy robotnicy jak Kafrowie
26 Państwo prawa po prusku, czyli jak za pysk wziąć robotników
27 „Robotnik Śląski”, „Volksstimme”, „Hlas lidu slezského”
28 Katowice 1905: Marynarze z „Potiomkina” i bombowe cytryny
29 Dziedzice 1911: Strzały na plebanii
30 Ustroń 1911: Rzecz o godności
31 Siła kobiet
32 Anna Dróżdż: Działaczka z robotniczej rodziny
33 1913: Śląska wojna strajkowa
34 Rebeliancka młodość
35 Karl Okonsky (Karol Okoński): Między Berlinem a Katowicami
36 1917: Historia jednego zdjęcia
37 Gliwice 1917: „Przecież nie będziecie do nas strzelać…”
38 Ślązacy w rewolucjach rosyjskich
39 Katowice 1918: Górnicy nie chcą ginąć dla cesarza
40 Beskidy 1918: Rewolta beskidzkich górali
41 Bytom, Opole 1918: Czerwona wstążka i karabin
42 Bytom 1918: Jeńcy się burzą…
43 Wisła 1918: Od Polski też czegoś żądamy
44 Górny Śląsk 1918: Rady bez władzy
45 Anton Jadasch: Robotniczy lider
46 Dębieńsko 1918/1919: Taczki, bagnety i taniec na wulkanie
47 Ludwik Szabatowski: Legionista, powstaniec, komunista
48 Królewska Huta 1919: Masakra
49 Siemianowice Śląskie, 1919: Nie posłuchali biskupa
50 Otto Hörsing / Józef Biniszkiewicz: Kwestia wyborów
51 Gliwice 1919: To Freikorps strzela do robotników…
52 Górnicy na sprzedaż
53 Czy komunista Wieczorek uratował życie Korfantemu?
54 Wielkie Hajduki 1922: O dyrektorze, co wisioł do góry nogami
55 Gotartowice 1922/1923: Gdy robotnicy ratowali fabrykę…
56 Selbstschutz: Na straży kapitału i „niemieckiej kultury”
57 Biskupice 1923: Szturm na „zamek” dyrektora
58 Racibórz 1923: Krew na rynku
59 Katowice 1923: Lancami w robotników
60 Biblioteki wędrowne śląskiej „Siły”
61 Górny Śląsk 1924: Harujcie po 10 godzin!
62 Hans Marchwitza: Młodość pewnej generacji
63 Zabrze 1924: Lepszy Lenin czy Hindenburg?
64 Katowice 1925: Nauczycielki do zwolnienia, dodatki dla księży
65 Sport: zbuntowane tradycje
66 Emanuel Gomolla: Między Polską a Niemcami
67 Ze śpiewem i szałamajką
68 Śląsk–Anglia 1926: Górnicza solidarność
69 Skoczów 1929: Sojusz pana, plebana i policyjnej pałki
70 Między młotem a kowadłem: Niemieccy socjaliści na polskim Śląsku
71 Zygmunt Glücksmann: Ponad narodami
72 Szopienickie Betlejem i katowicki Egipt
73 Karol Śliwka: Czerwony Polak za Olzą
74 Sztuka spod hałd
75 Czarne Szeregi anarchistów
76 Policjałki z rewoltą w tle
77 Gliwice 1930: Przeciw schadzce hitlerowców
78 Paweł Komander: Skazany na zapomnienie
79 Wolnomyśliciele i esperantyści
80 Augustin Souchy: Życie dla wolności
81 Wirek 1932: Śmierć bezrobotnego
82 Jan Kawalec: Dziennikarz wiecowy
83 Zabrze 1932: Spotkania na granicy
84 1932: Wielka draka w lasach murckowskich
85 Śląska Antifa
86 Katowice 1933: Z mediami kneblem lub przekupstwem
87 Czantoria 1933: Sztandary i piłka
88 Śląsk 1933/1934: Ulotką, flagą, balonem – w Hitlera
89 O pechu leśniczego i bezbożnych przezroczach
90 Katowice 1936: Czarna flaga nad Wujkiem
91 Skoczów 1936: Bunt nad brzegiem Wisły
92 Bielsko 1936: Narodowcy przeciw strajkowi
93 „Dziwnie wrogi nastrój do rządu”
94 Śląsk 1936: Solidarni z „czerwoną Hiszpanią”
95 Katowice 1937: Tysiąc górników ginie z głodu…
96 Józef Machej: Człowiek instytucja
97 Wielkie Hajduki 1937: Strajk piłkarzy z Baskami w tle
98
„Zdolność kategorycznych żądań nie leży we krwi Górnoślązaka, jest on z natury dobroduszny”[1] – pisał Jan Kasprowicz w 1886 roku na łamach „Przeglądu Społecznego”. A historyk Alfons Perlick ponad 50 lat później – że Górnoślązak to „niedościgniony kształt robotnika i żołnierz”[2]. Reżyser Kazimierz Kutz poszedł jeszcze o krok dalej: twierdził, że cechą genetyczną Ślązaków jest dupowatość[3].
Według opinii wielu Ślązak jest zatem robotny, ale przede wszystkim posłuszny, poczciwy i mało lotny. Ale czy aby na pewno? Czy przypadkiem nie jest tak, że to elity rządzące Śląskiem chciały tak formować jego mieszkańców, żeby mieć do czynienia z „poczciwym ludkiem”, niejako odpornym na wpływ zachodzących wokół przemian społecznych? „Na różne sposoby – od brutalnej represji poprzez uparte zaświadczanie o nierozumności i apolityczności ludu – elity starają się stłumić takie demokratyczne, ludowe wtargnięcia w ustalony porządek społecznych warstw”[4] – pisał Wiktor Marzec w książce Rebelia i reakcja. Rewolucja 1905 roku i plebejskie doświadczenie polityczne.
Jednak nie do końca się to udawało. Śląski robotnik wywodził się z tradycyjnego środowiska wiejskiego, ale pod wpływem wielkich i mniejszych procesów społecznych zmieniał się i radykalizował. Już pobieżna lektura lokalnych pism katolickich, takich jak „Gwiazdka Cieszyńska” czy „Katolik”, pozwala zauważyć, że wraz z upływem lat coraz bardziej utyskiwano, że „ludek” staje się mniej pokorny wobec pana i plebana.
Warto także odnotować, że śląski robotnik na tle pracowników podobnych okręgów przemysłowych na ziemiach polskich i niemieckich wcale nie wydawał się taki potulny. Co więcej, szybko nauczył się też sztuki oporu: od pierwszych żywiołowych buntów w początkach drugiej połowy XIX wieku, po coraz bardziej masowe protesty (1889, 1905–1906, 1912–1913), rewolucję niemiecką, aż po strajkowe fale już w podzielonym między Polskę a Niemcy regionie. Pojawiały się jednak przecież także drobniejsze formy kontestacji – może mniej spektakularne, ale przez swoją powszechność równie istotne – takie jak zwalnianie tempa pracy czy porzucanie pracodawcy w pogoni za lepszymi płacami. Ze statystyk wynika, że Górny Śląsk nigdy nie był tak ugrzecznionym regionem, jak mogło się to wydawać. To także miejsce, w którym dochodziło do częstych buntów chłopskich, może nawet częstszych niż w sąsiedniej Rzeczpospolitej – mimo mniejszego ucisku ze strony szlachty.
Na nie do końca prawdziwy obraz Górnego Śląska wpływa także fakt, że w dominujących narracjach pomija się zapomniany fragment tych ziem – Śląsk Austriacki. A przecież ten górniczy region między Karwiną a Ostrawą już na początku XX wieku nazywany był „Czerwonym Zagłębiem” i stał się modelowym wręcz przykładem ponadnarodowej współpracy robotników.
Górny Śląsk w początkach XX wieku był największym zagłębiem industrialnym Europy Środkowej, z największą liczbą robotników – zwłaszcza wielkoprzemysłowych. Industrializacja nabrała tu tempa już na przełomie XVIII i XIX wieku. To właśnie na Śląsku działała w górnictwie pierwsza na całym kontynencie maszyna parowa. Rozwój pruskiej części Górnego Śląska dokonywał się pod ścisłą kontrolą władz – i przynosił efekty. W połowie XIX wieku, gdy znoszono ostatnie obciążenia feudalne, w śląskim przemyśle pracowało 25 tysięcy robotników. Nieco ponad pół wieku później, tuż przed pierwszą wojną światową było ich już 11 razy więcej – 282 tysiące[5], do których można doliczyć 76 tysięcy robotników na należącym do Austrii Śląsku Cieszyńskim[6]. Historyczka Maria Wanatowicz zwróciła uwagę, że „w dużych skupiskach łatwiej rodziła się solidarność robotnicza, (…) wcześniej kształtował się wspólny model zachowań społecznych, obyczajów, kultury duchowej i materialnej, świadomość wspólnej pozycji społecznej, wspólnych interesów, własnej siły”[7].
Rozwój ten trwał co prawda nieprzerwanie do wybuchu Wielkiej Wojny, jednak równocześnie malało znaczenie Górnego Śląska w gospodarce niemieckiej – i coraz bardziej odstawał on technologicznie od przodującego Zagłębia Ruhry. Przyczyny tego zjawiska były różne: od położenia geograficznego regionu, wciśniętego klinem między Austro-Węgry i Rosję, i wynikające z tego problemy komunikacyjne, poprzez politykę celną Berlina wobec sąsiadów, feudalno-kapitalistyczny charakter rządzących elit, a wreszcie także fakt, że praca śląskiego robotnika była tania, co nie sprzyjało innowacyjności (masowe zatrudnianie kobiet i dzieci dodatkowo obniżało średnią płac). Po podziale Górnego Śląska w 1922 roku to oszczędzony przez wojnę śląski przemysł pozwolił stanąć na nogi odrodzonej Polsce. Podobnie było zresztą po drugiej wojnie światowej. Śląsk jawił się jednak jako eldorado tylko na tle zacofanej polskiej gospodarki. Z punktu widzenia Niemiec wyglądało to zupełnie inaczej. Jeszcze w 1942 roku katowicki gauleiter Fritz Bracht pisał do Berlina w memoriale Nierówności Wschód–Zachód o konieczności „likwidacji zapaści Górnego Śląska”[8].
Sytuacja przedstawiała się zgoła odmiennie w wypadku Śląska Cieszyńskiego, który wyrósł na potęgę na tle gospodarki Austrii, co wynikało przede wszystkim z jej niższego poziomu rozwoju w stosunku do Niemiec. W czasach, gdy był on częścią Czechosłowacji, stał się „stalowym sercem” republiki, chociaż na terenie nowo powstałego kraju znalazła się znacząca część przemysłu dawnej monarchii austriackiej.
Podział regionu po pierwszej wojnie światowej rozbudził demony nacjonalizmu. Profesor Józef Chlebowczyk pisał o polskiej ludności Śląska jako o „grupie językowo-etnicznej, w większości plebejskiej (o niepełnej strukturze socjalnej), dostającej się dopiero w orbitę procesów (…) narodowych”[9]. Można jednak przypuszczać, że dość płytkie było przyjęcie w jej obrębie ideologii narodowej integrującej społeczność i wpływającej na antagonizmy z obcymi – poza dyrektorem kopalni „Niemcem” mógł być przecież także kolega z pracy czy podwórka. Sytuację tę jakościowo zmieniła dopiero walka o podział regionu w latach 1918–1922, wymagająca samookreślenia narodowego, które jednak nie objęło licznych obojętnych narodowościowo robotników.
Konflikt narodowy przybierał najwyższy poziom na polskim Śląsku – był on bowiem w gruncie rzeczy opłacalny: zarówno dla wciąż niemieckich właścicieli przemysłu, jak i dla polskich władz. Kwestie narodowościowe urastały do rangi głównego problemu, przyćmiewając inne istotne dla robotników sprawy. Rozgoryczony górnik z Murcek skarżył się na początku lat trzydziestych socjologowi Józefowi Chałasińskiemu: „I to bolesność je, że ten Rząd polski oddał tę Polskę do dyspozycji kapitalistom. Walczyliśmy o tę Polskę, a teraz tej Polski nie mamy”[10]. Jednak jeszcze w 1932 roku policja z polskiego Rybnika tak opisała pewnego z robotniczych radykałów: „Czaja Emil narodowości niezdecydowanej”[11]. Konflikty ogniskujące się wokół narodowości nie dotyczyły w takiej mierze czeskiego i niemieckiego Śląska, gdzie robotnicy stanowili bastion ruchu komunistycznego.
Na charakter żądań narodowych wpływał też radykalizm społeczny. „O co walczymy?” – pytało pismo „Powstaniec” na początku trzeciego powstania śląskiego. „Jednym jest ten, który nas gnębił przez tyle wieków. Drugim jest ten, który wysysa z naszego ludu pracującego soki. Pierwszym jest Niemiec, drugim kapitalista. Dlatego też zwycięstwo powstańców będzie pierwszym wielkim zwycięstwem ludu pracującego nad wszechświatową potęgą kapitału”. Powstańcy mieli zatem dążyć do „oddania skarbów tej ziemi prawdziwemu właścicielowi – ludowi pracującemu”[12].
Dlaczego więc tak niewiele wiemy o ludowej historii Śląska? Bo została ona przesłonięta przez wielkie narodowe narracje: polską, niemiecką i czeską. Wszystkie one wolały podkreślać konserwatywne wartości przywiązania do „jedynie słusznej ojczyzny”, co popierały również kościelne hierarchie.
Wymazaniu tej „zbuntowanej” historii regionu sprzyjała także całkowita zmiana społeczna, która dokonała się po 1945 roku. Duża część Ślązaków wyemigrowała na Zachód w poszukiwaniu lepszych warunków życia, tropem znanego tu od XIX wieku zjawiska Ostfluchtu – ucieczki ze Wschodu. Ci, którzy pozostali, zamykali się w swoim świecie przytłoczeni przez dominującą polską – a właściwie warszawską – narrację. Wypędzenie, emigracja czy gettoizacja sprzyjały powstaniu mitu dawnej śląskiej arkadii: bogatej i szczęśliwej. W oficjalnej historii podkreślano oczywiście odwieczną polskość śląskiej ziemi, doszukując się w dziejach nawet najmniejszych jej śladów. Bunty ludowe opisywano zatem przede wszystkim jako protest przeciwko Niemcom, nie zaś feudałom czy fabrykantom bez względu na narodowość.
Książka Bez pana i plebana nie pretenduje oczywiście do bycia syntezą ludowej historii Górnego Śląska (ta czeka dopiero na napisanie), lecz w formie 111 gawęd przedstawia zapomniane wydarzenia ze zbuntowanych dziejów regionu, a także wydobywa z cienia niepamięci postacie związane z tą historią. Poszczególne części opowiadają o dramatycznych oraz mniej poważnych wydarzeniach. Znajdziemy w niej więc krwawe protesty społeczne, idee wolnomyślicieli, ruch kobiet, a także strajk piłkarzy czy operę robotniczą. Nie brakuje też anegdoty o złych skutkach mieszania polityki z alkoholem… Tak wielobarwna bywa w końcu historia.
Wśród przedstawianych bohaterów są Ślązacy opcji polskiej, czeskiej i niemieckiej, a także ci, którzy przynależnością narodową w ogóle sobie głowy nie zaprzątali. Wielonarodowa historia ludowa Śląska zaczyna się w tej pracy od XVI wieku, gdy doszło do buntu kopaczy tarnogórskich i unikatowego w skali Europy wykupu chłopów od pańszczyzny, a kończy po 1945 roku, gdy większość Górnego Śląska znalazła się w polskich granicach, a jego niemieccy mieszkańcy – wraz ze swoimi dziejami – zostali skazani na zapomnienie.
Opublikowane gawędy oparte są na materiale źródłowym, który wykorzystywałem już przy prowadzeniu fanpage’a „Zbuntowany Śląsk” oraz realizacji filmów dokumentalnych (Zbuntowany Śląsk. Historia walk społecznych na Górnym Śląsku i Pięść i dynamit. Antyfaszyści śląscy w Hiszpanii). Korzystałem ze wspomnień i dokumentów znajdujących się w Archiwum Państwowym w Katowicach (i jego filiach), a także w katowickim Oddziałowym Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. Niezwykle pomocne okazały się również archiwalne numery „Robotnika Śląskiego” i „Gazety Robotniczej” czy stare broszury polityczne i zbiory dokumentów poświęconych ruchowi robotniczemu na niemieckim Śląsku. Nie można zapominać także o książkach: zwłaszcza tych z okresu PRL, gdy temat ten był szerzej badany, choć dość schematycznie i głównie przez pryzmat polskości, oraz rzadszych nowszych publikacjach, w których chłopi i robotnicy zniknęli niemal z pola widzenia historyków.
Książka Bez pana i plebana ukazuje się w serii „Ludowa Historia Polski”. Równie dobrze mogłaby się jednak ukazać – po pewnym przestawieniu akcentów – w podobnej serii dotyczącej ludowej historii Niemiec czy Czech. Bo na Górnym Śląsku te ludowe historie się łączą. I są znacznie ciekawsze, niż nam się wydaje.
Więcej o historii Śląska i robotniczych strajkach na fanpage’u Śląsk Zbuntowany: https://www.facebook.com/slaskzbuntowany.
[1] Cyt. za: Górny Śląsk i Zagłębie w dawnych opisach, wiek XIX, Katowice 1984, s. 231-232.
[2] Cyt. za: Pierony. Górny Śląsk po polsku i po niemiecku, Warszawa 2014, s. 44.
[3]Spowiedź wielkanocna Ślązaków, „Dziennik Zachodni” 2013, 28 marca.
[4] W. Marzec, Rebelia i reakcja. Rewolucja 1905 i plebejskie doświadczenie polityczne, Łódź–Kraków 2016, s. 17.
[5] S. Michalkiewicz, Przemysł i robotnicy na Śląsku (do 1914), Katowice 1984, s. 114.
[6] A. Pilch, Związki zawodowe na Śląsku Cieszyńskim przed pierwszą wojną światową, Warszawa 1966, s. 13.
[7]Górny Śląsk, Śląsk Cieszyński i okręg ostrawski w okresie industrializacji, red. M. Wanatowicz, Katowice 1990, s. 75.
[8] Cyt. za: M. Węcki, F. Bracht (1899–1945). Nazistowski zarządca Górnego Śląska w latach II wojny światowej, Katowice 2014, s. 268.
[9] J. Chlebowczyk, O prawie do bytu małych i młodych narodów. Kwestia narodowa i procesy narodowotwórcze we wschodniej Europie Środkowej w dobie kapitalizmu (od schyłku XVII do początków XX wieku), Warszawa–Kraków 1983, s. 20.
[10] J. Chałasiński, Antagonizm polsko-niemiecki w osadzie fabrycznej „Kopalnia” na Górnym Śląsku, Warszawa 1935, s. 101.
[11] Archiwum Państwowe w Katowicach (APK), zespół 12/38 (policja woj. śląskiego 1922-1939), sygn. 717, s. 621.
[12]O co walczymy?, „Powstaniec” 1921, 10 maja.
1
W początku XVI wieku rejon Tarnowskich Gór przeżywał prawdziwą gorączkę srebra i ołowiu. I to właśnie tam doszło do buntu ówczesnych górników – być może dalekiego odprysku wojen chłopskich w Niemczech.
Najstarsze wzmianki o wydobywaniu surowców na Górnym Śląsku pochodzą z początku XII wieku, choć jego historia w tym regionie jest znacznie dłuższa. Początkowo w pierwszych prymitywnych kopalniach – mających często charakter odkrywek – pracowali chłopi, którzy świadczyli na rzecz pana feudała tak zwaną rentę odrobkową.
Wzrost zysków z górnictwa zmienił gospodarkę regionu. Rosła liczebność osad miejskich często przejmujących kopalnie. Zaczęła się tworzyć warstwa ludności pracującej zawodowo w górnictwie, która była nie tylko bardziej zainteresowana pracą niż przymuszani do niej chłopi, lecz także znała nowe udoskonalenia w technice wydobycia. Poza tym miasta jako właściciele kopalń nie mogły korzystać, tak jak wcześniej robiła to szlachta, z darmowej pracy chłopów pańszczyźnianych.
Górnicy uczyli się walczyć o swoje. W 1220 roku w Cukmantlu (późniejsze Zlaté Hory) wzniecili powstanie, podczas którego wyrżnęli rycerzy z oddziału biskupa wrocławskiego. Przyczyniło się ono do nadania śląskim kopaczom złota znacznych przywilejów społecznych i materialnych. Narodziło się nowe zjawisko kulturowe: zaczęto szanować górników, którzy dzięki nadanym prawom przekształcali się w odrębny stan społeczeństwa feudalnego, zwany górniczym.
W XIV wieku pojawiały się pierwsze stowarzyszenia górnicze – gwarectwa (Gewerke), organizacje zbliżone do rzemieślniczych cechów. Ich członkowie zobowiązani byli zarówno do wniesienia wkładu pieniężnego dla sfinansowania przedsięwzięcia, jak i do osobistej fizycznej pracy pod ziemią. Szybko jednak wewnątrz gwarectw wyodrębniła się grupa wzbogaconych albo wkupionych mieszczan czy nawet szlachciców, którzy już nie musieli pracować pod ziemią, za to zatrudniali najemną siłę roboczą, tak zwane pospólstwo. Wielkie zróżnicowanie pojawiło się także wśród samych pracowników najemnych. Robotnik ponosił całe ryzyko związane z pracą, obciążony był kosztami produkcji, część jego zarobku pozostawała w ręku gwarka czy właściciela, którzy zazwyczaj mieli też monopol aprowizacyjny – wyłączność sprzedaży żywności rębaczom i robotnikom.
Na przełomie XV i XVI wieku wprowadzono liczne przepisy udzielające kopalniom i gwarectwom szerokich swobód i uprawnień. Niewiele mówiły one jednak o prawach ówczesnych robotników, czyli pospólstwa. Jedynie ostatni Piast opolsko-raciborski, Jan II Dobry, w ustawie górniczej z 1526 roku pisał: „Nikt nie ma chłopów i robotników w kopalniach krzywdzić”[1]. Ciężka praca, liczne wypadki, wyzysk ze strony właścicieli kopalń, ale też poczucie dumy z wykonywania swojego fachu sprawiły, że środowisko górnicze wpisało się w historię zbuntowanego Śląska. W 1503 roku po skazaniu na śmierć jednego z robotników wybuchło powstanie śląskich rębaczy w Złotym Stoku. Do podobnych wystąpień doszło w Cukmantlu, Łyścach, Błaszynie, a wreszcie w samych Tarnowskich Górach. W tym rejonie działało wówczas aż kilkanaście tysięcy prymitywnych szybów górniczych, chociaż złoża srebra i ołowiu odkryto tam dopiero w końcu XV wieku. Ściągali tam ludzie z całego Śląska, a także z Niemiec i z Polski.
Rycina przedstawiająca dawnych gwarków
Niskie płace kopaczy były prawdopodobnie główną przyczyną buntu, do którego doszło w 1534 roku w Tarnowskich Górach. Niektóre hipotezy wskazują, że być może miał on także podłoże religijne. Uciekający przed prześladowaniami przedstawiciele rozwijającego się wówczas w Niemczech anabaptyzmu ‒ radykalnego ruchu religijno-społecznego ‒ najprawdopodobniej chronili się także w tych okolicach. Mogli tu także znaleźć azyl uczestnicy Wielkiej Wojny chłopskiej w Niemczech (1524–1526) – jednego z największych buntów chłopskich Europy, po stłumieniu którego krwawe represje dotknęły dziesiątki tysięcy chłopów.
Zbuntowani górnicy przestali przychodzić do pracy, w związku z czym władze górnicze kazały aresztować ich przywódców. Zostali oni osadzeni w więzieniu, które znajdowało się w budynku urzędu górniczego, będącego także pierwszym ratuszem Tarnowskich Gór. Aresztowanie przywódców doprowadziło jednak do zaostrzenia sytuacji – kopacze zaatakowali więzienie, uwalniając osadzonych. Dopiero sprowadzeni żołnierze pomogli stłumić zamieszki, a 20 prowodyrów ponownie trafiło do piwnic ratusza. Po osądzeniu zostali oni publicznie wychłostani. Pięciu spośród zatrzymanych odesłano na teren Rzeczypospolitej, tyluż trafiło do Karniowa (Krnova), gdzie miał swoją siedzibę książę karniowski, właściciel Tarnowskich Gór, a pozostałych po pewnym czasie zwolniono z więzienia.
Wyniszczające wojny, rabunkowa gospodarka, brak inwestycji, a wreszcie napływ srebra z Ameryki przyczyniły się jednak wkrótce do upadku śląskiego górnictwa na przeszło 200 lat.
Więcej:
K. Maleczyński, Z dziejów górnictwa śląskiego w epoce feudalnej, w: Szkice z dziejów Śląska, t. I, Warszawa 1955.
[1] Cyt. za: K. Maleczyński, Z dziejów górnictwa śląskiego w epoce feudalnej, w: Szkice z dziejów Śląska, Warszawa 1955, s. 237.
2
To pierwszy taki przypadek na ziemiach obecnej Polski – w 1605 roku wszyscy chłopi z Kadłuba, osady pod Olesnem, wykupili się z poddaństwa. W tym czasie powołano też do życia spółkę leśną, która miała zająć się zarządzaniem wspólnymi lasami.
Edykt cesarski z 1562 roku wprowadzał na Śląsku – podlegającym wówczas Koronie Czeskiej – pracę pańszczyźnianą chłopa, co oznaczało często także rugowanie kmieci z ziemi. Już wcześniej wprowadzono poddaństwo osobiste. Przedtem wydawało się, że rozkwit renty pieniężnej i wykupywanie chłopów z robocizn przyczynią się do rozwoju rynku wewnętrznego – i samego chłopskiego stanu. Tak się jednak nie stało. Przy czterokrotnym wzroście cen zboża okazało się, że na Śląsku – podobnie jak na ziemiach ówczesnej Rzeczypospolitej – bardziej opłacalny stał się dla feudalnego pana folwark pańszczyźniany niż system czynszowy. Doprowadziło to do upadku gospodarki chłopskiej. Śląsk pozostawał w orbicie przemian zachodzących w środkowej i wschodniej Europie, co pogłębiły dodatkowo zniszczenia wojny trzydziestoletniej. Na nic zdały się częste procesy śląskich chłopów wytaczane ich panom – zwłaszcza pod koniec XVI wieku ‒ i odwołania do Wyższego Urzędu Śląskiego, praskiej Izby Apelacyjnej czy czeskiej Kancelarii Dworskiej w Wiedniu. Zmniejszała się warstwa najbogatszych kmieci, przybywało za to tych małorolnych lub bezrolnych (chałupnicy i komornicy).
Pewną furtką do wolności była – zwłaszcza od końca XV do połowy XVI wieku – możliwość wykupu od świadczeń na rzecz pana. Do największej liczby takich przypadków dochodziło w księstwie opolsko-raciborskim rządzonym przez ostatniego księcia opolskiego Jana. Oczywiście, takie sytuacje dotyczyły niewielkiej części ludności wiejskiej, a do początków XVIII wieku zupełnie zaniknęły.
Mieszkający w otoczeniu lasów chłopi z wioski Kadłub mieli szczęście – mogli dostarczać drewno do większych miast regionu, co przynosiło im duże zyski. Piątego kwietnia 1605 roku zawarta została umowa między Janem Bessem z Wierchlesa, panem na Szumiradzie, a gminą i ogółem mieszkańców wsi Wielki Kadłub. Bess sprzedał cały swój kadłubski majątek, zwalniając równocześnie chłopów z poddaństwa. Dostał za to 2500 talarów (krowa kosztowała wówczas pięć). Na majątek składały się pola, łąki, stawy rybne, młyny, tartak, a nawet karczma. Nabywcami byli wszyscy kmiecie i zagrodnicy posiadający w Kadłubie gospodarstwa, czyli 25 osób.
„Chłopi kadłubscy, stanowiąc liczną, silną ekonomicznie i zwartą, dzięki łączącej ich więzi majątkowej, grupę ludności wiejskiej, potrafili uniknąć powtórnego poddaństwa”[1] – pisał Tadeusz Marszałek w poświęconej im książce.
Uwolniony chłop zyskiwał zdolność do czynności prawnych i zostawał wciągnięty w gospodarkę regionalną – wzrastała więc liczba umów kupna-sprzedaży. W wolnym już Kadłubie chłopi zdecydowali się nie na dzielenie i wyprzedawanie nabytego majątku, lecz na prowadzenie kolektywnej gospodarki na zasadach wspólnoty majątkowej, co zresztą nieźle świadczy o ich wyrobieniu społecznym. Części składowe majątku – poza lasami, które pozostały we wspólnym władaniu – jako gospodarstwo-spółka leśna były oddawane w dzierżawę. Spośród wszystkich członków wspólnoty wyłaniano czteroosobowy zarząd. Dokumenty powstawały w języku czeskim, poza jednym po polsku, wystawionym z 1661 roku, gdy Wazowie posiadali księstwo opolsko-raciborskie na prawach zastawu hipotecznego. Potem oczywiście spisywano je po niemiecku.
W protokole walnego zgromadzenia spółki z 1845 roku wymienione zostały nazwiska najaktywniejszych jej członków: Jakub Błaszczyk, Paweł Miozga, Józef Czaja, Mateusz Kowolik, Bartek Szczygieł, Jakub Kasprzyk. Ponieważ biorący udział w zebraniu członkowie spółki (66 osób) nie znali niemieckiego, na ich żądanie sporządzono dodatkowy protokół w języku polskim. Spisano szczegółowe kompetencje zarządu, które poza nadzorowaniem wspólnego majątku obejmowały też przykładowo sprawowanie patronatu nad szkołą.
Chłopi na drzeworycie z XVI wieku
Własnością wspólnoty pozostawała też karczma oddawana w dzierżawę za czynsz (oraz kwartalnie „sześć kwart wódki i sześć piw”). Członkowie spółki zobowiązywali się jednak kupować wszystkie trunki wyłącznie u dzierżawcy, pod warunkiem że ten będzie je dostarczał według jakości i ceny obowiązującej w promieniu dwóch mil.
Oczywiście przez te wszystkie lata nie zabrakło konfliktów z władzami pruskimi (Kadłub był jedną z ostoi polskiego ruchu narodowego), a potem Trzecią Rzeszą, która właściwie doprowadziła do likwidacji spółki. W PRL majątek kadłubski potraktowano jako mienie poniemieckie, a potem oddano go Wspólnocie Chłopskiej Lasów Drobnowłościańskich. Przez te wszystkie lata wieś stała się jednak wzorcowym przykładem wspólnych działań lokalnej społeczności – powoływano spółki, a właściwe spółdzielnie, do spraw melioracji czy elektryfikacji.
Ten przykład dowodzi, w jaki sposób status stanu chłopskiego – zarówno materialny, jak i społeczny – mógłby wpłynąć korzystnie na rozwój Śląska, a także ziem sąsiedniej Rzeczypospolitej, gdyby nie złamało go wprowadzenie pańszczyzny, na skutek której chłop stał się niewolnikiem przywiązanym do cudzej ziemi.
Więcej:
T. Marszałek, Historia spółki leśnej w Wolnym Kadłubie, Opole 1974.
[1] T. Marszałek, Historia spółki leśnej w Wolnym Kadłubie, Opole 1974, s. 34.
3
Blisko 300 kobiet spalono na Górnym Śląsku w czasach zbiorowego szaleństwa zwanego polowaniem na czarownice.
Pierwszą kobietę oskarżoną o czary osadzono w miejskim więzieniu w Raciborzu w 1663 roku. Po torturach wydała kilka wspólniczek. Nie wiadomo dokładnie, co się z nimi stało – najprawdopodobniej skończyły na stosie.
Lepiej udokumentowane są wydarzenia z 1667 roku – zachowały się akta sądowe z okresu od 15 sierpnia do 12 września, opisujące przesłuchania w Raciborzu kobiet pomówionych o czary. Jeśli kobieta się przyznała, trafiała na stos, gdy zaprzeczała – torturowano ją tak długo, aż się przyznała. Nie było szans na ułaskawienie. Przyznawały się do wszystkiego: ucztowania z diabłami w noc Walpurgii, szkodzenia bydłu, latania na miotłach, a nawet kołowrotkach. Dwanaście kobiet spalono 23 września na stosie, na tak zwanej katowce, w pobliżu kościoła pod wezwaniem Matki Bożej w Raciborzu. Na szybkie wydanie wyroku nalegał raciborski magistrat, ponieważ nie chciał ponosić kosztów utrzymania oskarżonych. Ofiary pochodziły z samego miasta oraz z jego okolic: Syryni, Kornowaca, Nieboczów.
Rok wcześniej, w maju 1666 roku, w pobliżu młyna na Gliwickim Przedmieściu w Bytomiu spalono Katarzynę Niedzielinę. Przez 59 dni aresztu poddawano ją torturom. Wójt i ławnicy nie pobierali wynagrodzenia za udział w procesie, za to raczyli się alkoholem na koszt urzędu. Rachunek wysłany właścicielowi Bytomia przez wójta zawierał pozycje, takie jak zapłata dla chłopów noszących drewno na stos, dziewięć garnców „piwa ruskiego”, które wypili w czasie przesłuchań ławnicy, oraz honorarium dla kata. Wyrok zatwierdził właściciel państwa bytomskiego hrabia Jerzy VII Fryderyk Henckel von Donnersmarck. To on w 1653 roku kazał aresztować Hannę Kurową z Bytomia oskarżoną o to, że do trumny swojego zmarłego dziecka włożyła „trzy kąski chleba i krzyżyczek z kłokociny” uważanej za roślinę magiczną. Wówczas bytomscy ławnicy nie dopatrzyli się w tym czarów, więc puścili kobietę wolno. Hrabia zganił ich i wytoczył jej ponowny proces, tym razem zakończony wygnaniem.
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy w 1667 roku płonęły w Raciborzu stosy, zachorowała żona pana na Bytkowie i Rogoźniku, Teodora Marcina Krylińskiego. Oskarżył on o spowodowanie jej choroby dwie miejscowe znachorki: Krystynę Wacławczyk i Annę Słupską. Sprawą zajęły się władze Bytomia, a torturowaniem kobiet wynajęty kat. Oskarżone przyznały się do winy, zostały jednak skazane przez ławników tylko na wygnanie. Tak niska kara zdenerwowała Krylińskiego, który nie pokrył kosztów procesu. Czasami odrobina dobrej woli sądu pozwalała więc ocalić życie skazanym. Tej odrobiny zabrakło w księstwie nyskim.
Nysa, posiadłość biskupów wrocławskich, była bogatym miastem, zyskała jednak opinię najsurowszego ośrodka walki z czarownicami. W księstwie nyskim ofiarą religijno-sądowych mordów padło co najmniej 250 kobiet.
Pierwsze procesy miały miejsce w 1622 roku – Barbara Schmied została spalona na stosie 3 lipca w Nysie, a pozostałe podejrzane o czary kobiety pod koniec sierpnia w Jeseniku. Od tej pory wszystkie wyroki zapadały przed sądem w Nysie, natomiast wykonywano je w rodzinnych miejscowościach oskarżonych.
Kolejna fala procesów i straceń – za którą opowiadał biskup i prokurator Martin Lorenz – przeszła przez państwo nyskie w latach 1634–1648. Spalono wówczas młodą dziewczynę jedynie za grzechy jej matki, która ponoć zadawała się przed jej urodzeniem z diabłem.
Na stosy nie było czasu – we wrześniu 1636 roku władze Nysy wydały pozwolenie na budowę specjalnych pieców do palenia „sprawiedliwie skazanych zwolenników diabła, czarownic i złych duchów”[1]. W Głuchołazach do podziemi ratusza sprowadzono wówczas tak zwany tron czarownic, czyli fotel najeżony gwoździami.
Proces kobiety oskarżanej o uprawianie czarów
Jednak to lata 1651–1684 były dla kobiet podejrzewanych o czary w tamtym regionie najstraszliwszym okresem. Wiele dokumentów dotyczących tego tematu zachowało się w archiwum w Opawie. W 1651 roku w Nysie skazano na śmierć 42 kobiety. Spalono je we wspomnianych piecach. Można tylko przypuszczać, że przedtem ścięto im głowy mieczem. Maltretowane kobiety podczas procesu twierdziły, że czarownikiem był także spowiednik biskupa, co dało niektórym do myślenia. Wkrótce zresztą sam cesarz zakazał dochodzeń o czary. Dla ponad 200 mieszkanek księstwa nyskiego było już jednak za późno. W małych Mikulovicach, na północ od Jesenika, spalono 16 osób, w Głuchołazach – 22, w Zlatych Horách zaś – 85. A mogło być jeszcze gorzej – w czasie wizytacji biskupa wrocławskiego w Jeseniku w 1651 roku inkwizytorzy doszli do wniosku, że wprawdzie wszyscy obywatele miasta są katolikami, ale połowa z nich prawdopodobnie oddaje się zakazanym praktykom.
Za tymi zbrodniami stały fanatyzm religijny, poszukiwanie kozłów ofiarnych, a wreszcie zwykła chciwość. Władze Nysy na egzekucji 11 osób ze Zlatych Hor zyskały 425 talarów. Według zachowanego oryginalnego rachunku sumę podzielono w następujący sposób: burmistrz – dziewięć talarów sześć groszy, rada w Nysie – dziewięć talarów sześć groszy, rada w Zlatych Horách – 18 talarów 12 groszy, wójt – 18 talarów 12 groszy, sędziowie – 18 talarów 12 groszy, pisarz miejski – dziewięć talarów sześć groszy, sługa miejski – dziewięć talarów sześć groszy. Reszta, czyli ponad 300 talarów, miała przypaść biskupowi wrocławskiemu.
Więcej:
W. Korcz, Wspólniczki diabła, czyli o procesach czarownic na Śląsku w XVII wieku, Katowice 1985.
[1] P. Szymkowicz, Historia procesów czarownic na pograniczu nysko-jesenickim, www.powiat.nysa.pl/strona-3328-historia_procesow_czarownic_na.html [dostęp: 5.01.2021].
4
Górny Śląsk także może pochwalić się swoimi zbójnikami. Ich legenda zrodziła się w momencie, gdy podnieśli rękę na panów, choć ich prawdziwe życie dalekie było od romantycznych bajek.
Bez wątpienia najsłynniejszym śląskim zbójnikiem był Ondraszek, któremu swą powieść poświęcił Gustaw Morcinek[1], a znakomity spektakl wystawiła Scena Polska teatru w Czeskim Cieszynie[2]. Ondraszek urodził się w 1680 rok w Janowicach, nieopodal Frydka. Dawniej uważano, że wywodził się z rodziny wójta Szebesty, wszystko jednak wskazuje na to, że pochodził raczej z rodu Fucimanów. Zbójował głównie w rejonie Łysej Góry na pograniczu Śląska Cieszyńskiego i Moraw. Tak dopiekł władzy, że skierowano przeciwko jego bandzie pułk dragonów stacjonujący w Raciborskiem. Zginął natomiast z ręki kompana – Jurasza w karczmie w Sviadnovie w 1715 roku. Można by rzec – klasyczna zbójnicka historia…
Początków zbójnictwa trzeba jednak szukać nie tyle w romantycznych mrzonkach młodzieńców z góralskich przysiółków, ile w strukturze agrarnej ówczesnych terenów górskich. Choć zbójnictwo było kontynuacją tradycji kulturowych wolnych pasterzy wołoskich, to okres jego największego rozkwitu rozpoczął się w XVII wieku, kiedy w związku z rozwojem gospodarki folwarcznej i obarczaniem chłopów nowymi powinnościami masowo zaczęto wywłaszczać góralskie ziemie.
Początek XVIII wieku przyniósł także antyhabsburskie powstanie Rakoczego na Węgrzech, w którym znaczną część armii stanowili chłopi, zwani kurucami. Po upadku przeprawiali się przez Słowację także na Śląsk. To z szeregów kuruców wywodził się słynny Juraj Jánošík (1688–1713), ale kontakty z nimi miał też utrzymywać Ondraszek. Obaj zaczęli zbójować w 1711 roku.
Śląskimi zbójnikami już czasów industrializacji byli Karol Pistulka i Wincenty Eliasz, którzy obrabowali między innymi kasę pancerną koncernu Tiele-Winckler w Katowicach. Pistulka urodził się w 1848 roku, Eliasz dwa lata później. Ich zbójecka banda działała w okolicach Bytomia, Katowic, Mikołowa, ale też Kluczborka czy Opola, a o jej wyczynach pisała prasa w całej Rzeszy. Jak to w zbójnickiej opowieści bywa, Pistulka został wydany policji przez kochankę i trafił w 1874 roku przed sąd w Bytomiu. Skazano go na karę śmierci, ale sam cesarz Wilhelm II zmienił ją na dożywocie. Cniło mu się w więziennych murach, toteż zmarł już po dwóch latach odsiadki w raciborskim więzieniu. Tam też – ale dopiero w 1913 roku ‒ żywot swój zakończył Eliasz.
Cieszyli się ogromną popularnością, a opowieści o nich starzy Ślązacy snuli od Mysłowic po Opole. Bronisława Kwaśniok z Zabrza wspominała: „A Eliasz i Pistulka społ u naszyj ołmy w Zaborzu. Bardzo ładne byli chłopy, łone biednym dowali a bogatym zabirali”[3]. Powstawały o nich ludowe legendy, anegdoty, a nawet magiczne historie o tym, jak to Pistulka ma w „w ręce do żyły wszytą trawę, dzięki której łamie za jednym zamachem kajdany”[4].
Władysław Skoczylas, Ondraszek
Skąd w ogóle wziął się mit dobrego zbójnika? W latach 50. XX wieku brytyjski historyk Eric Hobsbawm zwrócił uwagę na powszechność – i podobieństwo – mitów o dobrych bandytach, wymierzających sprawiedliwość i wspomagających biednych, w różnych krajach Europy, a jak się potem okazało, także na całym świecie. W 1959 roku ukazała się jego klasyczna już książka Primitive Rebels, ukazująca figurę bandyty ludowego. Jak pisał Hobsbawm, „rzucając wyzwanie tym, którzy posiadają władzę, prawo i dostęp do bogactw, bandytyzm rzucał wyzwanie ładowi gospodarczemu, społecznemu i politycznemu”[5].
Warto dodać, że często na wyprawach zbójnickich zyskiwała także cała wieś, której przypadała część łupów, ale nie to było najważniejsze: „rzeczywistość ich egzystencji jest zupełnie drugorzędna dla mitu”[6]. Bandyta ludowy to, jak pisał Hobsbawm, chłop poza prawem, uznawany przez pana lub państwo za kryminalistę, ale który pozostaje zakorzeniony w społeczności chłopskiej. Widzi ona w nim bohatera, mściciela, czasem nawet wyzwoliciela, a w każdym razie człowieka, którego wypada podziwiać, wspierać go i któremu warto pomagać.
Zbójnicy nie byli rebeliantami politycznymi, a raczej chłopami, którzy nie chcieli podporządkować się dominującemu systemowi. Zbójnikowanie to ich sposób na ucieczkę od pana i pracy. Dzięki temu dowodzili, że biedni nie muszą być zawsze bezsilni. To w nich skupiały się ludowe marzenia o przeciwstawieniu się zalegalizowanemu bezprawiu pańszczyzny, wywłaszczaniu, narzucanym daninom. Pistulka i Eliasz byli tego już chyba ostatnim przykładem…
Więcej:
„Rocznik Muzeum Gornośląski Park Etnograficzny w Chorzowie” 2013, t. 1.
E.J. Hobsbawm, Bandyta społeczny, tłum. M. Pospiszyl w: „Praktyka Teoretyczna” 2019, 25 października, t. 33, nr 3.
[1] G. Morcinek, Ondraszek, Warszawa 1955.
[2] www.tdivadlo.cz/sztuka/ondraszek-pan-lysej-gory-spektakl-plenerowy] [dostęp: 5.01.2021].
[3] D. Czubala, Zbóje z naszego regionu, „Rocznik Muzeum Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie” 2013, t. 1, s. 30.
[4] Tamże, s. 32.
[5] E.J. Hobsbawm, Les bandits, Paryż 2008, s. 15.
[6] Tamże, s. 19.
5
W połowie XVIII wieku książęta pszczyńscy zorganizowali wydobycie węgla na terenie obecnych Murcek (południowa część Katowic). Co ciekawe, ówczesne kopalnie przypominały jeszcze te sprzed 200 lat spod Tarnowskich Gór. Szyby mierzyły do 20 metrów głębokości, a urobek wyciągano ręcznym kołowrotem.
Formalnie kopalnia zaczęła działać w 1769 roku, gdy weszło w życie prawo górnicze dla Śląska, ustanowione przez króla Prus Fryderyka II. Z Westfalii sprowadzono specjalistów: dwóch sztygarów i tyluż górników. Kopalnię nazwano „Emanuelssegen” (błogosławieństwo Emanuela), od imienia syna księcia Friedericha, ówczesnego pana na Pszczynie. Była to najstarsza z górnośląskich kopalń głębinowych wydobywających węgiel kamienny.
W 1772 roku jedenastoosobowa załoga tej kopalni zastrajkowała po wielu bezskutecznych skargach na oszukującego ją i brutalnie traktującego sztygara Muellera. Górnicy porzucili pracę i udali się z pisemną skargą do Pszczyny, do samego właściciela. Zarzucali sztygarowi bicie, nie wolno było im także upominać się o niewypłacone lub niesłusznie potrącone przy wypłacie pieniądze. A ponadto oskarżono sztygara o zaniedbywanie obowiązków służbowych: miał pracować w kopalni tylko dwa–trzy dni w tygodniu, a czasami nie widywano go tam nawet przez kilka tygodni. Protestujący wrócili do pracy dopiero po tym, jak uzyskali zapewnienie władz, że będą odtąd traktowani przez przełożonych po ludzku. Szychmistrz Uhle miał do nich jednak pretensje, że nie złożyli skargi na jego ręce, a ich wystąpienie nazwał buntem i rebelią.
Ostatecznie sąd książęcy zakazał sztygarowi bicia górników, a szychmistrz został zobowiązany do przeprowadzenia śledztwa i ukarania winnych. Górnikom nakazano jednak posłuszeństwo wobec sztygara w pracy, a za uchybienia mogła ich spotkać kara nie tylko finansowa, lecz także cielesna.
Najstarszy szyb, na którym doszło do protestu, zasypano w 1852 roku. Dzięki grupie pasjonatów na terenie parku murckowskiego powstał szlak „Śladami najstarszej kopalni węgla na Górnym Śląsku”.
Więcej:
Kopalnie i huty Katowic, red. G. Grzegorek, Katowice 2017.
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111