Chwała Rzymu - Anthony Everitt - ebook + książka

Chwała Rzymu ebook

Everitt Anthony

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Pasjonująca opowieść o tym, jak z małej osady nad Tybrem Rzym przekształcił się w imperium, które zmieniło oblicze świata.

Anthony Everitt przedstawia wciągającą, a przy tym rzetelną naukowo opowieść o drodze Rzymu do chwały, pełną ważnych lekcji dla naszej epoki. Jak starcie między patrycjuszami i plebejuszami kształtowało politykę republiki? Dlaczego roztropna rzymska strategia oferowania obywatelstwa pokonanym sąsiadom przyczyniła się do rozwoju kiełkującego imperium? Jak to się stało, że niewyobrażalne bogactwo i potęga wypaczyły tradycyjną republikańską virtus i w Rzymie, triumfującym na zewnątrz, pojawiły się pierwsze oznaki rozkładu wewnętrznego?

Autor kreśli niezapomniane portrety wielkich Rzymian, m.in. Cyncynata ,symbolu rzymskiej odwagi i surowości obyczajów; błyskotliwego wodza Scypiona Afrykańskiego, który odparł zagrożenie ze strony Hannibala. Oddaje też głos pisarzom, historykom, myślicielom, których uwagi na temat sztuki rządzenia i „dobrego życia” inspirowały wszystkie zachodnie potęgi od starożytności po obecne czasy, jak choćby Cyceron, wytrawny prawnik, mówca i filozof – jego pisma poświęcone sprawiedliwości i wolności do dziś kształtują nasz dyskurs polityczny.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 573

Oceny
4,4 (7 ocen)
3
4
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Matluc

Nie oderwiesz się od lektury

ciekawe zestawienie legend i faktów
00

Popularność




Pamięci poety

José-Marii de Here­dia,

mojego przodka

i miło­śnika Rzymu

LA TREB­BIA1

L’aube d’un jour sini­stre a blan­chi les hau­teurs.

Le camp s’éveille. En bas roule et gronde le fleuve

Où l’esca­dron léger des Numi­des s’abreuve.

Par­tout sonne l’appel clair des buc­ci­na­teurs.

Car malgré Sci­pion, les augu­res men­teurs,

La Treb­bia débordée, et qu’il vente et qu’il pleuve,

Sem­pro­nius Con­sul, fier de sa glo­ire neuve,

A fait lever la hache et mar­cher les lic­teurs.

Rougis­sant le ciel noir de flamboîments lugu­bres,

A l’hori­zon brûlaient les vil­la­ges Insu­bres;

On enten­dait au loin bar­rir un éléphant.

Et là-bas, sous le pont, adossé con­tre une arche,

Han­ni­bal écoutait, pen­sif et triom­phant,

Le piétinement sourd des légions en mar­che.

J-M H

MAPY

Rzym w cza­sach póź­niej repu­bliki i wcze­snego cesar­stwa

Widok Forum Roma­num

Ita­lia i Sycy­lia

Impe­rium rzym­skie w poło­wie I wieku p.n.e.

Rekon­struk­cja rzym­skiego Forum w II wieku p.n.e. Od gór­nego pra­wego rogu zgod­nie z ruchem wska­zó­wek zegara: trój­kątna Regia (1); okrą­gła świą­ty­nia Westy (2); plan Domu Westa­lek (3); Źró­dło Juturny (4) – długi, wąski basen; świą­ty­nia Kastora i Pol­luksa (5); Stare Kramy (6); za nimi basi­lica Sem­pro­nia (7); świą­ty­nia Saturna (8) – skar­biec Rzymu; basi­lica Opi­mia (9); świą­ty­nia Kon­kor­dii (10); wię­zie­nie pań­stwowe (11); basi­lica Por­cia (12); Kuria, czyli gmach senatu (13); przed nią okrą­głe comi­tium (14) – miej­sce, gdzie zbie­rało się zgro­ma­dze­nie ludowe; kolumna Gaju­sza Meniu­sza (15), zwy­cięzcy bitwy mor­skiej pod Ancjum w 338 r.; mów­nica, czyli Rostra (16), nazwana od dzio­bów okrę­tów zdo­by­tych przez Meniu­sza; świą­ty­nia Janusa (17); kaplica Wenus Klo­acyny (18); rząd Nowych Kra­mów (19); za nimi basi­lica Aemi­lia (20).

PRZED­MOWA

Począw­szy od Edwarda Gib­bona histo­rycy ana­li­zują zmierzch i upa­dek impe­rium rzym­skiego. Jak jed­nak ono powstało? Co spra­wiło, że nie­wielka ital­ska osada tar­gowa przy bro­dzie na Tybrze zdo­łała opa­no­wać cały znany świat? Sta­ram się odpo­wie­dzieć na te pyta­nia, opi­su­jąc początki Rzymu. Jest to pierw­sza od lat histo­ria repu­bliki rzym­skiej napi­sana dla czy­tel­nika zain­te­re­so­wa­nego ogól­nie histo­rią, a kon­kret­niej źró­dłami zachod­niej cywi­li­za­cji. Daje przed­smak skar­bów cze­ka­ją­cych na tego, kto zechce pod­rą­żyć temat głę­biej.

Ta odle­gła prze­szłość jest warta odgrze­ba­nia, ponie­waż Rzy­mia­nie wciąż są dla nas istotni. Wciąż inspi­rują nas, kształ­tują nasze war­to­ści spo­łeczne, poli­tyczne i etyczne. To oni stwo­rzyli świat, w któ­rym żyjemy.

Obraz Rzymu mamy wpi­sany w geny. Zro­dził on przy­sło­wia, mak­symy i wyra­że­nia, któ­rych uży­wamy w codzien­nym życiu, pra­wie nie myśląc o ich daw­nym zna­cze­niu: wszyst­kie drogi pro­wa­dzą do Rzymu, świet­ność Rzymu, sie­dem wzgórz Rzymu, nie od razu Rzym zbu­do­wano, Rzym – wieczne mia­sto.

Co kilka lat Hol­ly­wood wypusz­cza film, który wskrze­sza tę cywi­li­za­cję – by wymie­nić choćby tytuły takie, jak Gla­dia­tor, Spar­ta­kus, Ben-Hur czy Quo vadis. Impo­nuje potęga i suro­wość Rzy­mian. Prze­ra­żają, ale i fascy­nują ich „igrzy­ska” – krwawe spek­ta­kle, pod­czas któ­rych gla­dia­to­rzy wal­czyli ze sobą ku ucie­sze tłu­mów.

Rzy­mia­nie byli prak­tyczni, roz­wi­jali tech­nikę. Pierwsi opa­no­wali sztukę budowy trwa­łych dróg. Dowie­dli, że życie w mia­stach może być wygodne i cywi­li­zo­wane, nawet jeśli doty­czyło to głów­nie boga­czy.

Spo­łe­czeń­stwo nie spro­wa­dza się tylko do mate­rial­nych warun­ków życia. Rzy­mia­nie byli prak­tyczni także pod innym wzglę­dem, albo­wiem głę­boko wie­rzyli w rządy prawa. Już u zara­nia stwo­rzyli sys­tem prawny, który następ­nie udo­sko­na­lali przez całe swoje dzieje. Prawo rzym­skie stało się fun­da­men­tem sys­temów praw­nych wielu nowo­żyt­nych państw euro­pej­skich, a także Sta­nów Zjed­no­czo­nych.

Choć po upadku zachod­niego impe­rium rzym­skiego w V wieku łacina stała się języ­kiem mar­twym, cie­szy się ona dłu­gim życiem poza­gro­bo­wym. Aż do lat sześć­dzie­sią­tych XX wieku i Soboru Waty­kań­skiego II nabo­żeń­stwa w Kościele rzym­sko­ka­to­lic­kim odpra­wiane były po łaci­nie. Do dziś gatunki roślin i zwie­rząt, a także poszcze­gólne czę­ści ciała i jed­nostki cho­ro­bowe okre­ślane są łaciń­skimi ter­mi­nami. Gwiaz­do­zbiory na noc­nym nie­bie noszą łaciń­skie nazwy, które uwiecz­niają boha­te­rów i boha­terki grecko-rzym­skich mitów. Nazwy wielu ame­ry­kań­skich insty­tu­cji – takich jak Senat, Kon­gres czy pre­zy­dent – pocho­dzą z łaciny. Kursy łaciny są wciąż w pro­gra­mie nie­któ­rych szkół śred­nich i wielu wyż­szych uczelni. Na pół­kach księ­garń zna­leźć można prze­kłady rzym­skich poetów i histo­ry­ków.

Ojco­wie zało­ży­ciele Sta­nów Zjed­no­czo­nych Ame­ryki wycho­wali się na kla­sy­kach rzym­skiej lite­ra­tury. Byli zafa­scy­no­wani ustro­jem repu­bliki rzym­skiej. Podo­bał im się spo­sób, w jaki rów­no­wa­żył on trzy formy spra­wo­wa­nia wła­dzy: monar­chię (wszech­władni kon­su­lo­wie rzym­scy), oli­gar­chię, czyli rządy kilku ary­sto­kra­tycz­nych rodów (rzym­ski senat), oraz demo­kra­cję, czyli rządy ludu (zgro­ma­dze­nia oby­wa­teli Rzymu, które zatwier­dzały ustawy). Pierwsi Ame­ry­ka­nie, wzo­ru­jąc się na tym modelu, zapro­jek­to­wali trój­dzielny apa­rat pań­stwowy, pełen mecha­ni­zmów kon­troli i rów­no­wagi, z pre­zy­den­tem, Sena­tem i Izbą Repre­zen­tan­tów oraz nie­za­wi­słymi sądami.

Mity o zało­że­niu mia­sta oraz wypadki z pierw­szych wie­ków jego ist­nie­nia są nie­mal bez wyjątku nie­hi­sto­ryczne, ale tak wła­śnie Rzy­mia­nie widzieli swoje początki. Są one obfitą poetycką ucztą, która przez dwa tysiące lat kar­miła euro­pej­ską cywi­li­za­cję. Dopiero w ostat­nich kilku poko­le­niach nasza zbio­rowa świa­do­mość zaczęła je odrzu­cać. Jeśli ta książka ma jakiś cel, to jest nim uzmy­sło­wie­nie, co tra­cimy.

Roz­wa­żam waż­kie kwe­stie i ana­li­zuję roz­wój rzym­skiej poli­tyki, sztuki wojen­nej i spo­łe­czeń­stwa, lecz ponad tym wszyst­kim jest histo­ria rozu­miana jako opo­wieść, sta­ram się więc oży­wić nie­zwy­kłe posta­cie, które ją two­rzyły – od Tar­kwi­niu­sza Pysz­nego po Mariu­sza, od Korio­lana po Sullę, od Scy­piona Afry­kań­skiego po braci Grak­chów. Naj­bar­dziej cha­ry­zma­tycz­nym ze wszyst­kich tych ludzi nie był nawet Rzy­mia­nin, ale ktoś, kto omal nie uni­ce­stwił Rzymu – wielki, tra­giczny, roz­go­ry­czony Kar­ta­giń­czyk Han­ni­bal.

Jedną z cie­ka­wych cech rzym­skiej histo­rii jest to, że czę­sto nasuwa ona ana­lo­gie do obec­nych cza­sów, ale takie porów­na­nia mogą być nie­bez­pieczne, niech więc czy­tel­nicy doko­nują sko­ja­rzeń na wła­sną rękę.

U pod­staw nadziei i ambi­cji wielu akto­rów tego dłu­giego dra­matu legła nie­śmier­telna legenda – legenda o oblę­że­niu i zagła­dzie Troi (czyli Ilionu, jak nazywa ją Homer w swoim epo­sie, Ilia­dzie) oraz tra­gicz­nym hero­izmie grec­kiego wojow­nika Achil­lesa, któ­remu los prze­zna­czył życie krót­kie, ale pełne chwały. Póź­niej­szy Achil­les, nie­sa­mo­wity Alek­san­der Wielki, rów­nież prze­tarł szlak, któ­rym na miarę swych sił sta­rało się podą­żać wielu mło­dych Gre­ków i Rzy­mian, od Pyr­rusa po Pom­pe­ju­sza. Powszech­nie uwa­żano też, że Rzym jest odro­dzoną Troją, gotową wziąć odwet na nie­gdyś zwy­cię­skich Gre­kach. Doko­nu­jąc inwa­zji na Ita­lię, Pyr­rus, król Epiru (a zara­zem imien­nik syna Achil­lesa), wie­rzył, że toczy powtórkę wojny tro­jań­skiej, Han­ni­bal zaś wyko­rzy­sty­wał mityczne bóstwa, takie jak żona Jowi­sza, Junona, oraz heros Her­ku­les, jako broń w kam­pa­nii pro­pa­gan­do­wej prze­ciwko Rzy­mowi.

Jed­nym z boha­te­rów tej książki jest sam Rzym. Jego świą­ty­nie, posągi, rytu­ały i sym­bole były wizu­al­nym reje­strem pamięci zbio­ro­wej. Rzy­mia­nie z zapa­łem zgłę­biali histo­ryczne powią­za­nia miejsc, sank­tu­ariów, świą­tyń i pomni­ków swo­jego mia­sta. Uro­czy­sto­ści i zwy­czaje czę­sto zawie­rały enig­ma­tyczne alu­zje do wyda­rzeń, które roze­grały się dawno temu. Uważ­nie inter­pre­to­wany, miej­ski pej­zaż był pod­ręcz­ni­kiem histo­rii Rzymu. Prze­szłość odra­dzała się w teraź­niej­szo­ści. Żywi mieli wra­że­nie, że kro­czą po śla­dach swych wiel­kich przod­ków i że dawne wypadki na swój spo­sób się powta­rzają, w nieco tylko odmien­nej for­mie.

Rzy­mia­nie byli wojow­ni­kami i toczyli nie­ustanne boje z sąsia­dami w Ita­lii, a póź­niej z mocar­stwami spoza regionu śród­ziem­no­mor­skiego. Poli­tyka i wojna nie­ro­ze­rwal­nie spla­tały się ze sobą w ich sys­te­mie rzą­dów. Ambitni ludzie, chcąc zdo­być wła­dzę, musieli łączyć kunszt ora­tor­ski w mie­ście z umie­jęt­no­ściami dowód­czymi w polu. Tym bowiem, o co uczono ich zabie­gać – nie tyle dla dobra ogółu, ile dla wła­snej chwały i powszech­nego sza­cunku – była wła­dza, impe­rium.

Nacisk, jaki kładę na nar­ra­cję i czyny słyn­nych ludzi, jest zgodny z tym, jak sami Rzy­mia­nie widzieli swoją prze­szłość, a moim celem nie jest przed­sta­wie­nie peł­nej histo­rii, ale raczej szki­co­wego por­tretu, w któ­rym roz­po­zna­liby samych sie­bie. Nie­uchron­nie na kar­tach tej książki pojawi się wiele wojen, śmierci i krwi, ale gdy tylko nada­rzy się oka­zja, omó­wię rów­nież poko­jowe zaję­cia.

Szczę­śli­wym tra­fem zacho­wało się do naszych cza­sów wiele pry­wat­nych listów Cyce­rona, mówcy i poli­tyka z I wieku p.n.e. Dają nam one wgląd w umy­sły ludzi będą­cych świad­kami upadku swego pań­stwa. Jako reme­dium na pesy­mizm, jakim napa­wała ich teraź­niej­szość, stu­dio­wali oni histo­rię i zabytki wcze­snego Rzymu. Gdyby on i jego podob­nie myślący przy­ja­ciele nie pod­jęli owych badań, uboż­sza byłaby nasza wie­dza nie tylko o dzie­jach ich mia­sta, ale i o tym, co w nim miało dla nich tak wiel­kie zna­cze­nie.

Uczeni nie bez racji kwe­stio­nują histo­rycz­ność wyda­rzeń przed­sta­wio­nych w źró­dłach lite­rac­kich. Sta­ro­żytni dzie­jo­pi­so­wie sta­rali się robić jak naj­lep­szy uży­tek z mate­ria­łów, jakimi dys­po­no­wali; gdy natra­fiali na luki infor­ma­cyjne, ule­gali poku­sie wypeł­nia­nia ich tym, co wyda­wało im się wia­ry­godne. Naj­więk­szy z nich, Liwiusz, był w rów­nej mie­rze uczo­nym, co arty­stą i jego monu­men­talne, wie­lo­to­mowe dzieło Ab urbe con­dita (Od zało­że­nia mia­sta) ma cechy dobrej powie­ści histo­rycz­nej. Jest to zna­ko­mity pisarz, ale nie zawsze godny zaufa­nia prze­wod­nik.

Zda­rza się, że dzi­siejsi bada­cze prze­cho­dzą samych sie­bie. Odrzu­cają wyda­rze­nia, ponie­waż są one dla racjo­nal­nie myślą­cego czło­wieka po pro­stu nie­praw­do­po­dobne – musiały więc zostać zmy­ślone. Nie­stety histo­ria zna wiele nie­praw­do­po­dob­nych zda­rzeń. Wynika to z samej natury ludz­kich spraw.

Cały oma­wiany w tej książce okres, szcze­gól­nie począt­kowe stu­le­cia, obfi­tuje w kwe­stie sporne. Nie­które zna­la­zły już roz­strzy­gnię­cie, co do innych dys­ku­sja, czę­sto burz­liwa, wciąż trwa. Nie­kiedy można podej­rze­wać, że tego czy innego autora ponio­sła fan­ta­zja. Choć zwra­cam uwagę na te nie­ja­sno­ści, jeżeli nie w zasad­ni­czym tek­ście, to w przy­pi­sach, nie zagłę­biam się w pro­blemy inter­pre­ta­cyjne, które mogą być inte­re­su­jące jedy­nie dla spe­cja­li­stów.

Ze względu na róż­no­rodny cha­rak­ter źró­deł lite­rac­kich podzie­li­łem tę książkę na trzy czę­ści: Legendę, mówiącą o epoce kró­lów, gdzie więk­szość wyda­rzeń albo w ogóle nie miała miej­sca, albo miała inny prze­bieg niż ten opi­sany; Opo­wieść, o pod­boju Ita­lii i kon­flik­cie ustro­jo­wym, gdzie współ­ist­nieją ze sobą fakty i fik­cja; oraz Histo­rię, poświę­coną repu­blice jako śród­ziem­no­mor­skiemu mocar­stwu, gdzie źró­dła pisane sta­wiają sobie za cel obiek­ty­wizm i ści­słość.

Swoją opo­wieść koń­czę na zażar­tej woj­nie domo­wej mię­dzy Sullą a Mariu­szem w I wieku p.n.e. oraz god­nych męża stanu porząd­kach Pom­pe­ju­sza Wiel­kiego na Wscho­dzie. Kon­trast mię­dzy zagra­nicz­nym trium­fem i wewnętrz­nym upad­kiem nie mógłby chyba być więk­szy.

Choć miały przyjść jesz­cze dal­sze pod­boje, repu­blika była w tym momen­cie nie­kwe­stio­no­waną wład­czy­nią olbrzy­miego śród­ziem­no­mor­skiego impe­rium; zara­zem jed­nak stała na skraju osta­tecz­nego i nie­od­wra­cal­nego kry­zysu ustro­jo­wego. Ludzie, któ­rzy rzą­dzili świa­tem, nie byli zdolni rzą­dzić sami sobą.

Czy­tel­nicy, któ­rzy chcie­liby dowie­dzieć się, co było dalej, mogą się­gnąć po moje bio­gra­fie Cyce­rona i Augu­sta, które dość obszer­nie oma­wiają krwawe prze­isto­cze­nie Rzymu z czę­ścio­wej demo­kra­cji w pełną auto­kra­cję.

Ile­kroć podaję kon­kretny rok lub stu­le­cie, cho­dzi o daty przed naszą erą, chyba że zazna­czę ina­czej.

Kwe­stia rzym­skich nazwisk jest skom­pli­ko­wana i wymaga wyja­śnie­nia. Więk­szość oby­wa­teli płci męskiej nosiła nazwi­ska trój­czło­nowe. Pierw­szy człon sta­no­wiło imię wła­sne, czyli pra­eno­men. Za cza­sów póź­nej repu­bliki w powszech­nym uży­ciu było tylko osiem­na­ście imion, z któ­rych naj­po­pu­lar­niej­szymi były: Aulus, Deci­mus, Caius, Gna­eus, Lucius, Mar­cus, Publius i Quin­tus. Z reguły naj­star­szy syn otrzy­my­wał pra­eno­men swego ojca – co bywa iry­tu­jące, gdyż trzeba uwagi, by odróż­nić różne posta­cie histo­ryczne o iden­tycz­nych nazwi­skach.

Następny był nomen, czyli nazwi­sko rodowe, odpo­wied­nik naszych nazwisk. Trze­cim czło­nem był cogno­men. Pier­wot­nie był to przy­do­mek przy­pi­sany do kon­kret­nej osoby (i tak Cicero ozna­cza „Gro­chal”, co przy­pusz­czal­nie odno­siło się do bro­dawki na twa­rzy jakie­goś daw­nego przed­sta­wi­ciela rodu Tul­liu­szów), ale z bie­giem lat zaczął ozna­czać poszcze­gólne gałę­zie rodu czy klanu. Zwy­cię­ski wódz otrzy­my­wał dodat­kowy przy­do­mek, agno­men, okre­śla­jący poko­na­nego prze­zeń wroga. I tak, po zwy­cię­stwie nad Han­ni­ba­lem w pół­noc­nej Afryce, Publiusz Kor­ne­liusz Scy­pion został Publiu­szem Kor­ne­liuszem Scy­pionem Afry­kań­skim.

Pod­rzędny sta­tus kobiet pod­kre­ślał fakt, że otrzy­my­wały one nazwi­ska jed­no­czło­nowe, będące żeń­ską formą nazwi­ska rodo­wego ojca. Tak więc córka Marka Tuliu­sza Cyce­rona nazy­wała się Tulia. Sio­stry z koniecz­no­ści nosiły to samo imię, co musiało pro­wa­dzić do nie­po­ro­zu­mień w kręgu rodzin­nym. Zwy­kle zacho­wy­wały swoje nomina po zamąż­pój­ściu (tak więc żona Cyce­rona nazy­wała się Teren­cja, nie Tulia).

W sytu­acjach ofi­cjal­nych oby­wa­tel rzym­ski poda­wał po nazwi­sku rodo­wym pra­eno­men swego ojca oraz tri­bus, do któ­rej nale­żał. Tak więc pełne nazwi­sko Cyce­rona brzmiało: Mar­cus Tul­lius M[arci] f[ilius, czyli „syn Marka”] Cor[nelia tribu, czyli „z tri­busu Kor­ne­liu­szy”] Cicero.

Indeks na końcu książki usze­re­go­wany jest według nomina. Tak więc, szu­ka­jąc Cyce­rona, czy­tel­nik znaj­dzie go pod T: Tuliusz Cyce­ron, Marek. Kło­po­tliwe, ale trzeba się z tym pogo­dzić.

WPRO­WA­DZE­NIE2

Dwaj sta­rzy przy­ja­ciele, dosyć już posu­nięci w latach, cie­szyli się na ponowne spo­tka­nie. Był rok 46 i Marek Teren­cjusz War­ron, naj­bar­dziej płodny autor swo­ich cza­sów, wybie­rał się wła­śnie do swego wiej­skiego domu kilka mil na połu­dnie od Rzymu. Bystry i prak­tyczny, nie był głę­bo­kim myśli­cie­lem, sta­rał się jed­nak posiąść całą dostępną wie­dzę. Jego sąsiad, Marek Tuliusz Cyce­ron, był wybit­nym mówcą, wystę­pu­ją­cym zarówno w sądach, jak i na poli­tycz­nej are­nie senatu. Jeśli War­rona można porów­nać do oliwy, to Cyce­ron, ego­tyczny, elo­kwentny i draż­liwy, był octem. Mimo to się lubili, łączyły ich bowiem wspólne zain­te­re­so­wa­nia. Jed­nym z nich było uwiel­bie­nie dla prze­szło­ści Rzymu.

Szczę­śli­wym tra­fem kilka listów Cyce­rona do War­rona oca­lało z pożogi czasu. W jed­nym z nich Cyce­ron pona­gla przy­ja­ciela: „Mam […] nadzieję, że twój powrót nie jest daleki. Oby mi mógł przy­nieść pocie­chę! Cho­ciaż nas dotknęły tak wiel­kie i tak mno­gie nie­szczę­ścia, że trzeba być sza­lo­nym, żeby się jakiej ulgi spo­dzie­wać”3.

Źró­dłem owych „nie­szczęść” była wojna domowa w łonie rzym­skiej elity rzą­dzą­cej. Czo­ło­wym dygni­ta­rzom gro­ziła utrata życia lub zdro­wia. Co mają robić – zada­wali sobie z nie­po­ko­jem pyta­nie – w chwili, gdy repu­blika rzym­ska, jedyne super­mo­car­stwo sta­ro­żyt­nego świata, wszech­po­tężne za gra­nicą, zdaje się zmie­rzać ku samo­za­gła­dzie?

Więk­szość ówcze­snych auto­rów była zda­nia, że zalążki roz­kładu poja­wiły się około stu lat wcze­śniej. Rzym­ski pod­bój Gre­cji i znacz­nej czę­ści Bli­skiego Wschodu uwol­nił nie­wy­obra­żalne ilo­ści złota, nie mówiąc już o ludz­kim zło­cie – nie­prze­bra­nych rze­szach nie­wol­ni­ków. Całe to bogac­two pły­nęło do Rzymu, który stał się sto­licą de facto zna­nego świata, wie­lo­kul­tu­ro­wym tyglem i liczącą milion dusz metro­po­lią.

Taki był nie­za­mie­rzony sku­tek tych zdo­by­czy i nie jest chyba przy­pad­kiem, że to wła­śnie mniej wię­cej w tym cza­sie zaczęto pro­wa­dzić poważne bada­nia nad prze­szło­ścią Rzymu. Zda­niem War­rona, Cyce­rona i innych podob­nie myślą­cych ludzi twar­dzi nie­gdyś, odpo­wie­dzialni spo­łecz­nie, zaradni i wio­dący pro­ste życie Rzy­mia­nie zde­pra­wo­wali się za sprawą wschod­nich wad: chci­wo­ści, zbytku i roz­wią­zło­ści. Ustrój repu­bliki spraw­dzał się przez setki lat. Usta­wo­daw­cze zgro­ma­dze­nie oby­wa­teli sta­no­wiło prze­ciw­wagę dla nie­wiel­kiej nobi­li­tas, ary­sto­kra­tycz­nej war­stwy rzą­dzą­cej. Aby ten sys­tem mógł jed­nak dzia­łać spraw­nie, nie­zbędna była zdol­ność do kom­pro­misu i słu­cha­nia głosu roz­sądku – a teraz ta zdol­ność została utra­cona.

Kry­zys nastą­pił, kiedy Cyce­ron był mło­dym czło­wie­kiem. W roku 82 krwawa wojna domowa, która toczyła się z prze­rwami przez pięć­dzie­siąt lat, osią­gnęła pierw­sze kosz­marne apo­geum. Woj­ska nie miały prawa wstępu do Rzymu, ale pewien ambitny i mściwy wódz, Lucjusz Kor­ne­liusz Sulla, wpro­wa­dził armię rzym­skich oby­wa­teli do mia­sta i roz­po­czął rzeź swo­ich prze­ciw­ni­ków.

Nie­pew­ność, kto pad­nie ofiarą, spa­ra­li­żo­wała elity spo­łeczne. W końcu pewien młody czło­wiek zebrał się na odwagę i zwró­cił do Sulli:

„Nie pro­simy, żebyś uwol­nił od kary tych, któ­rych posta­no­wi­łeś zgła­dzić, ale przy­naj­mniej roz­wiej obawy tych, któ­rych zamie­rzasz oszczę­dzić”, powie­dział. „Nie wiem jesz­cze, kogo oszczę­dzę”. „W takim razie powiedz cho­ciaż wyraź­nie, kogo masz zamiar zabić”4.

Sulla pod­chwy­cił ten pomysł i dopil­no­wał, by od czasu do czasu na Forum, cen­tral­nym placu Rzymu, wysta­wiano tablice z wypi­sa­nymi nazwi­skami ska­za­nych na śmierć. Nie było for­mal­nych egze­ku­cji; każdy mógł wyko­nać wyrok i po zapre­zen­to­wa­niu odcię­tej głowy otrzy­mać sowitą nagrodę. Mają­tek ofiary pod­le­gał kon­fi­ska­cie. Pro­ce­durę tę nazwano pro­skryp­cją (od łaciń­skiego słowa pro­scrip­tio, „wysta­wie­nie na licy­ta­cję, wyję­cie spod praw”).

Celem Sulli było pozby­cie się prze­ciw­ni­ków, ale jego zwo­len­nicy czę­sto wyko­rzy­sty­wali oka­zję, aby zała­twić pry­watne pora­chunki albo się wzbo­ga­cić. Pewien pechowy bogacz żalił się: „Nie­stety, gubi mnie posia­dłość, którą mam w Alba­num”5.

Cyce­ron, ambitny dwu­dzie­sto­kil­ku­letni praw­nik, bez­po­śred­nio zetknął się z tymi okrut­nymi machi­na­cjami. W swej pierw­szej spra­wie kar­nej odważ­nie zde­ma­sko­wał poczy­na­nia jed­nego z bli­skich współ­pra­cow­ni­ków Sulli, grec­kiego wyzwo­leńca Chry­zo­go­nosa. Ujaw­nił intrygę pozo­ru­jącą, że pewien zamor­do­wany posia­dacz ziem­ski został objęty pro­skryp­cją, co pozwo­liło skon­fi­sko­wać jego mają­tek i sprze­dać za bez­cen Chry­zo­go­no­sowi.

Ryzy­ku­jąc oso­bi­ste bez­pie­czeń­stwo, Cyce­ron nakre­ślił nie­za­po­mniany por­tret pozba­wio­nego skru­pu­łów mani­pu­la­tora i karie­ro­wi­cza:

Sam zaś jak z wło­sami utre­fio­nymi i pomadą namasz­czo­nymi tu i ówdzie po Forum z wiel­kim orsza­kiem ludzi w togi odzia­nych uwija się, to sami, sędzio­wie, widzi­cie; jak na wszyst­kich z góry spo­gląda; jak nikogo prócz sie­bie za czło­wieka nie ma; jak sie­bie tylko za szczę­śli­wego i moż­nego poczy­tuje6.

Na szczę­ście wła­dze zosta­wiły Cyce­rona w spo­koju, moż­liwe też, że wódz nie zda­wał sobie sprawy z tego, jak ludzie pokroju Chry­zo­go­nosa wyzy­skują panu­jący chaos.

Sulla nie był zwy­kłym maso­wym mor­dercą; był także roz­waż­nym poli­ty­kiem. Wpro­wa­dził reformy mające zwięk­szyć upraw­nie­nia elity rzą­dzą­cej oraz zapew­nić, że nikomu innemu nie uda się pójść w jego ślady i prze­jąć z pomocą woj­ska kon­troli nad pań­stwem. Nie speł­niły one swego zada­nia i kariery poli­ty­ków wier­nych dotych­cza­so­wemu ustro­jowi, takich jak Cyce­ron czy War­ron, łamali nie­do­szli Sul­lo­wie; ostatni, Gajusz Juliusz Cezar, roz­pę­tał wojnę domową, która przy­nio­sła kres repu­blice rzym­skiej. Zwy­cię­stwo Cezara ozna­czało, że nie było już dla nich miej­sca na sce­nie poli­tycz­nej.

Jak miał zare­ago­wać kocha­jący ojczy­znę Rzy­mia­nin? Jeśli cho­dzi o War­rona i Cyce­rona, nie widzieli oni innego wyj­ścia, jak tylko poświę­cić się nauce, a kon­kret­nie spi­sy­wa­niu dzie­jów Rzymu, pisa­niu trak­ta­tów poli­tycz­nych lub filo­zo­ficz­nych albo anty­kwar­stwu.

„Byle­by­śmy tylko razem żyli, poświę­ca­jąc się naukom”, pisał Cyce­ron do War­rona w kwiet­niu.

Jeśliby nas kto chciał użyć do odbu­do­wa­nia Rze­czy­po­spo­li­tej, nie tylko jako budow­ni­czych, ale jako cie­ślów, ocią­gać się nie będziemy, ow­szem, z ochotą przy­bie­żemy. Jeżeli nikt naszej pomocy potrze­bo­wać nie będzie, nie prze­sta­niemy pisać i czy­tać dzieł o poli­tyce, usłu­gi­wać Rze­czy­po­spo­li­tej, jeżeli nie w sena­cie i na Forum, to przy­naj­mniej nauką, dzie­łami, bada­niami o pra­wach i oby­cza­jach7.

War­ron nie­wąt­pli­wie wziął to sobie do serca. Przy­pi­suje mu się autor­stwo nie­wia­ry­god­nej liczby 490 ksią­żek, choć do naszych cza­sów w cało­ści zacho­wała się tylko jedna z nich – pod­ręcz­nik rol­nic­twa. Dożył póź­nej sta­ro­ści, pod koniec życia pisząc jedno ze swych naj­słyn­niej­szych dzieł, O gospo­dar­stwie rol­nym (De re rustica). Jak wyznał żonie, „jeśli czło­wiek jest, jak powia­dają, bańką powie­trza, to tym bar­dziej odnosi się to do starca. Otóż mój osiem­dzie­siąty rok przy­po­mina mi, abym pozbie­rał manatki, zanim roz­stanę się z życiem”8. Tym­cza­sem żył jesz­cze dzie­sięć lat. Jed­nym z jego licz­nych doko­nań było opra­co­wa­nie chro­no­lo­gii, która usta­lała datę zało­że­nia Rzymu na 753 rok p.n.e.; choć zawiera ona błędy, do dziś pozo­staje tra­dy­cyj­nym sys­te­mem dato­wa­nia.

War­ron i Cyce­ron na­dal się spo­ty­kali, by dzie­lić się ponu­rymi prze­my­śle­niami na temat aktu­al­nej sytu­acji i wspo­mi­nać prze­szłą chwałę Rzymu. Skła­dali sobie wizyty w swych wiej­skich lub nad­mor­skich wil­lach. Cyce­ron bywał wybred­nym i wyma­ga­ją­cym gościem. „Jeżeli będę miał dosyć czasu przed 2 lipca do Tusku­la­num poje­chać – pisał – zoba­czę cię tam; jeżeli nie, pojadę za tobą do Kuma­num i wprzód cię o tym uwia­do­mię, żeby kąpiel była gotowa”9. Nieco póź­niej gro­ził żar­to­bli­wie: „Jeżeli do mnie nie przy­je­dziesz, pobie­gnę do cie­bie”10.

Z jego listów prze­bija podziw dla uczo­nego przy­ja­ciela: „Zda­niem moim dni, które prze­pę­dzasz w Tusku­la­num, stoją za całe życie i chęt­nie bym oddał dru­gim wszyst­kie bogac­twa świata, gdyby mi wolno było bez prze­szkody od gwałtu żyć tym spo­so­bem. Naśla­duję cię, jak mogę”11.

Rzym­scy histo­rycy i bada­cze prze­szło­ści nie uwa­żali się za pro­fe­sjo­nal­nych uczo­nych, ale, jak Cyce­ron i War­ron, byli zwy­kle pozba­wio­nymi zaję­cia przed­sta­wi­cie­lami nobi­li­tas. Ich celem było poucza­nie zde­ge­ne­ro­wa­nych współ­cze­snych poko­leń. Chcieli uka­zać prawdę, lecz kiedy na prze­szko­dzie sta­wał im brak fak­tów, się­gali do legend i nie wzdra­gali się przed wypeł­nia­niem luk tym, co ich zda­niem musiało – albo wręcz powinno – się było wyda­rzyć.

Pogrą­żeni w roz­pa­czy poli­tycy kona­ją­cej repu­bliki kształ­to­wali histo­rię wcze­snych lat Rzymu tak, jak sami chcieli ją widzieć. Miała ona być alter­na­tywą dla przy­gnę­bia­ją­cej teraź­niej­szo­ści. Tho­mas Babing­ton Macau­lay, angiel­ski poeta, histo­ryk i poli­tyk z XIX wieku, wyobra­żał sobie, że rzym­skie mity zało­ży­ciel­skie naro­dziły się jako ludowe pie­śni, i odtwo­rzył nie­które z nich w nie­za­po­mnia­nych wier­szach.

Lepiej niż kto­kol­wiek inny uchwy­cił on suro­wego rzym­skiego ducha:

Prę­dzej czy póź­niej, rzecz wia­doma,

Człek każdy spo­tka śmierć.

A jakiż jest god­niej­szy skon,

Niźli w obli­czu wroga

Życie dać za pro­chy ojców swych

I świą­ty­nie swo­ich bogów?12

Opo­wie­ści snute przez ludzi takich jak War­ron i Cyce­ron nie tylko uka­zy­wały utra­cone cnoty, ale obej­mo­wały rów­nież maka­bryczne histo­rie sprzed wie­ków, jeśli nie zmy­ślone, to ubar­wione, mające być budzącą grozę prze­strogą dla współ­cze­snych im nik­czem­ni­ków dzia­ła­ją­cych na zgubę pań­stwa. Ich wer­sja wyda­rzeń ma nie­wielki zwią­zek z prawdą (jak dalece możemy to stwier­dzić z per­spek­tywy nie­mal trzech tysięcy lat), ale jej histo­ryczna nie­wia­ry­god­ność jest znacz­nie mniej istotna niż świa­tło, jakie rzuca na to, co widział Rzy­mia­nin, gdy uważ­nie przy­glą­dał się sobie w ide­ali­zu­ją­cym lustrze.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Świt feral­nego dnia roz­bie­lił wzgó­rza. Obóz się budzi. W dole huczy pie­ni­sta rzeka, w któ­rej oddział numi­dyj­skiej lek­kiej jazdy poi konie. Wokoło roz­brzmiewa czy­sty ton rzym­skich trą­bek. Albo­wiem mimo dez­apro­baty Scy­piona, kłam­li­wych wróżb, wez­bra­nej Tre­bii, wia­tru i desz­czu nowy kon­sul Sem­pro­niusz, wie­dziony pychą, roz­ka­zał lik­to­rom wznieść sym­bole swo­jej wła­dzy, topory z pękami rózeg, i ruszyć do ataku.

Na hory­zon­cie płoną galij­skie wio­ski, na czer­wono bar­wiąc czarne niebo zło­wiesz­czymi jęzo­rami ognia. Z oddali dobiega trą­bie­nie słoni, pod mostem zaś Han­ni­bal, oparty o filar, w zadu­mie i unie­sie­niu nasłu­chuje stłu­mio­nych kro­ków masze­ru­ją­cych legio­nów. [wróć]

Wspa­niałe listy Cyce­rona dają nam wyobra­że­nie o jako­ści życia w póź­nej repu­blice rzym­skiej. [wróć]

Cic Fam XXXVII (IX.1), przeł. E. Ryka­czew­ski. [wróć]

Plut Sul 31.1-2. [wróć]

Tamże, 31.6, przeł. M. Bro­żek. [wróć]

Cic Rosc Am 46.135, przeł. E. Ryka­czew­ski. [wróć]

Cic Fam XLVI (IX.2), przeł. E. Ryka­czew­ski. [wróć]

War Rust 1.1.1, przeł. I. Miko­łaj­czyk. [wróć]

Cic Fam LIV (IX.5), przeł. E. Ryka­czew­ski. [wróć]

Tamże, XLIX (IX.4), przeł. E. Ryka­czew­ski. [wróć]

Tamże, LII (IX.6), przeł. E. Ryka­czew­ski. [wróć]

Macau­lay, Hora­tius, strofa XXVII. [wróć]

Tytuł ory­gi­nału: THE RISE OF ROME: The Making of the World’s Gre­atest Empire

Copy­ri­ght © 2012 by Anthony Eve­ritt

Gra­te­ful ack­now­ledg­ment is made to Pen­guin Group (UK) for per­mis­sion to reprint appro­xi­ma­tely 1,202 words from The Rise of the Roman Empire by Poly­bius, trans­la­ted by Ian Scott-Kilvert, selec­ted with an intro­duc­tion by F. W. Wal­bank (Pen­guin Clas­sics, 1979), copy­ri­ght © 1979 by Ian Scott-Kilvert; appro­xi­ma­tely 856 words from The Early History of Rome: Books I–V of The History of Rome from Its Foun­da­tion by Livy, trans­la­ted by Aubrey de Selin­co­urt with an intro­duc­tion by R. M. Ogi­lvie (Pen­guin Clas­sics, 1960. Reprin­ted with a new intro­duc­tion, 1971), copy­ri­ght © 1960 by the Estate of Aubrey de Selin­co­urt, intro­duc­tion copy­ri­ght © 1971 by R. M. Ogi­lvie; appro­xi­ma­tely 146 words from Rome and Italy: Books VI–X of The History of Rome from Its Foun­da­tion by Livy, trans­la­ted and anno­ta­ted by Betty Radice, intro­duc­tion by R. M. Ogi­lvie (Pen­guin Clas­sics, 1982), copy­ri­ght © 1982 by Betty Radice, intro­duc­tion copy­ri­ght © 1982 by the Estate of R. M. Ogi­lvie; appro­xi­ma­tely 439 words from The War with Han­ni­bal: Books XXI–XXX of The History of Rome from Its Foun­da­tion by Livy, trans­la­ted by Aubrey de Selin­co­urt, edi­ted with an intro­duc­tion by Betty Radice (Pen­guin Clas­sics, 1965), copy­ri­ght © 1965 by the Estate of Aubrey de Selin­co­urt; appro­xi­ma­tely 137 words from Rome and the Medi­ter­ra­nean: Books XXXI–XLV of The History of Rome from Its Foun­da­tion by Livy, trans­la­ted by Henry Bet­ten­son, intro­duc­tion by A. H. McDo­nald (Pen­guin Clas­sics, 1976), copy­ri­ght © 1976 by Henry Bet­ten­son, intro­duc­tion copy­ri­ght © 1976 by A. H. McDo­nald. Reprin­ted by per­mis­sion of Pen­guin Group (UK).

All rights rese­rved

This trans­la­tion publi­shed by arran­ge­ment with Ran­dom House, an imprint of Ran­dom House, a divi­sion of Pen­guin Ran­dom House LLC

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2019

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Mał­go­rzata Chwa­łek

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Zbi­gniew Miel­nik

Ilu­stra­cja na okładce

© Alamy/BE&W

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Chwała Rzymu, wyd. I, Poznań 2020)

ISBN 978-83-8188-725-0

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel.: 61 867 81 40, 61 867 47 08

fax: 61 867 37 74

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer