Cisza w mazurskim lesie - Sandra Podleska - ebook + audiobook

Cisza w mazurskim lesie ebook i audiobook

Podleska Sandra

4,8
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł

TYLKO U NAS!
Synchrobook® - 2 formaty w cenie 1

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym. Zamów dostęp do 2 formatów w stałej cenie, by naprzemiennie czytać i słuchać. Tak, jak lubisz.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.

Dowiedz się więcej.

14 osób interesuje się tą książką

Opis

CZY LAURZE UDA SIĘ WKUPIĆ W ŁASKI NOWO POZNANYCH LUDZI I ROZWIĄZAĆ KRYMINALNĄ ZAGADKĘ? CZY ZDOŁA PONOWNIE OTWORZYĆ SWOJE SERCE NA MIŁOŚĆ?

Laura pracuje jako dziennikarka śledcza dla ogólnokrajowego tygodnika „Meritum”. Trudne doświadczenia z przeszłości sprawiły, że całą swoją uwagę skupiła na budowaniu kariery zawodowej, dlatego w skrytości ducha marzy o awansie. Gdy otrzymuje szansę, aby objąć wyższe stanowisko, nie waha się ani chwili – postanawia spędzić najbliższe trzy tygodnie w malutkiej wiosce na Mazurach i napisać reportaż dotyczący zabójstwa młodej kobiety. Ku jej niezadowoleniu, razem z nią jedzie tam również Arek – irytujący współpracownik, który od roku nieudolnie zabiega o jej względy. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy bohaterowie docierają na miejsce. Okazuje się bowiem, że mieszkańcy wioski stanowią bardzo hermetyczne środowisko i pilnie strzegą tajemnicy, którą owiana jest okolica. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 387

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 11 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Agnieszka Postrzygacz

Oceny
4,8 (4 oceny)
3
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
fiolka88

Dobrze spędzony czas

Laura pracuje w tygodniku Meritum, ma okazję otrzymać awans jako dziennikarka śledcza. Musi w ciągu trzech tygodni wyjaśnić zagadkę śmierci młodej kobiety w małej wiosce na Mazurach. Jako asystent jedzie z nią Arek, niezbyt lubiany kolega z pracy. Ludzie w wiosce wydali już wyrok na zamkniętym w sobie i nieprzystępnym mężczyźnie mieszkającym w środku lasu...czy jednak słusznie? A może chodzi o coś więcej niż morderstwo? Spodziewałam się obyczajówki z romansem, a tu na deser otrzymałam kryminał. Nie powiem, ucieszyłam się bardzo. Połknęłam tę powieść właściwie w jeden dzień, wciągnęła mnie i musiałam natychmiast poznać jej zakończenie, a to chyba o czymś świadczy, czyż nie? Łatwo jest ocenić kogoś bez bliższego poznania, w bardzo prosty sposób niszcząc tym samym temu nomen omen, nieznajomemu, życie. Wystarczy jedno zdanie, jakaś aluzja, a że nie prawdziwa...kogo to obchodzi? Laura to dziennikarka śledcza mająca swoje traumy, zraniona przez życie i bojąca się stworzyć coś nowego. Odd...
00



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dedykuję tę książkę Tobie, Czytelniku.

Dziękuję, że jesteś.

 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

Szansa od losu

 

 

Wysłużony ekspres do kawy, który stał w pokoju socjalnym już od kilku dobrych lat, wydał z siebie głośny dźwięk. Zastukał, zachrobotał, zasyczał, po czym zaczął dozować spienione mleko, buchając kłębkami pary. Laura ostrożnie podniosła wypełniony po brzegi gorącym napojem kubek, gdy usłyszała za swoimi plecami męski głos:

– Naczelny cię wzywa do swojego gabinetu.

Mimowolnie drgnęła, rozlewając kilka kropel kawy na drewniany parkiet. Odwróciła się w stronę drzwi. W progu stał Arek, nonszalancko opierając się jedną ręką o framugę. Miał na sobie ciemne dżinsy i czarną koszulę, która idealnie podkreślała jego smukłą sylwetkę, a na gładko ogolonej twarzy błąkał się złośliwy uśmieszek. Mimo że prostokątne okulary w czarnych oprawkach dodawały mu powagi, dla Laury był zwykłym dzieciakiem uwięzionym w ciele dorosłego faceta.

– Mnie? – Zmarszczyła czoło.

– A widzisz tu kogoś jeszcze? Ciebie, ciebie.

– Cholera, to chyba nie wróży nic dobrego… – mruknęła do siebie, odstawiając kubek na blat.

Urwała płat ręcznika papierowego i kucnęła, by zetrzeć brunatną plamę z podłogi. Usiłowała sobie przypomnieć, czym mogła podpaść Gadeckiemu, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Była dyspozycyjna niemal o każdej porze dnia i nocy, sumiennie wywiązywała się z powierzonych jej zadań i sypała pomysłami jak z rękawa. Prawdę mówiąc, nie dała swojemu przełożonemu żadnego powodu do niezadowolenia.

– A co, masz coś na sumieniu? – Arek sugestywnie poruszył brwiami.

Odkąd rok temu pojawił się w redakcji i dołączył do działu śledczego, jego ulubioną rozrywką stało się dogryzanie Laurze. Mężczyzna chciał w ten nieoczywisty sposób zaskarbić sobie jej uczucia – cały zespół wiedział, że wpadła mu w oko. Kilka razy próbował ją nawet zaprosić na randkę, ale ona uparcie mu odmawiała. Po pierwsze, gustowała w zupełnie innym typie mężczyzn, a po drugie, jego nachalne zaloty doprowadzały ją do białej gorączki. Bez przerwy zadawała sobie pytanie, za jakie grzechy musi się z nim użerać. Nieraz dawała mu do zrozumienia, że jego poczucie humoru ani trochę jej nie bawi, ale Arek nic sobie z tego nie robił. Wręcz przeciwnie: uznał, że to zwykła forma kokieterii z jej strony. Im bardziej wydawała się poirytowana, tym dotkliwsze stawały się jego docinki. Nic więc dziwnego, że Laura nie potrafiła zapałać do niego sympatią.

– Nie jestem w nastroju do żartów, Arek – rzuciła z przekąsem.

Wyminęła go w przejściu i ruszyła energicznym krokiem w stronę wąskiego korytarza.

– Jeśli wylecisz, to zaklepuję twoje biurko! – zawołał.

Wzniosła oczy do sufitu, kręcąc z niedowierzaniem głową.

– Ani mi się waż! Nigdzie się nie wybieram! Jeśli ktoś ma stąd wylecieć, to idę o zakład, że jesteś pierwszy w kolejce!

W odpowiedzi usłyszała szyderczy rechot.

Zanim weszła do środka, wyjęła z torebki kompaktowe lusterko, żeby upewnić się, że jej makijaż był w nienagannym stanie. Czerwona szminka dodawała jej pewności siebie, dlatego prawie nigdy się z nią nie rozstawała. Nakładała ją na usta każdego ranka i zmywała dopiero przed pójściem spać.

Przeczesała palcami sięgające za ramiona czarne kosmyki, które wysunęły się spod klamry, przygładziła ołówkową spódnicę, a potem wzięła głęboki oddech i zapukała do drzwi.

Gabinet, w przeciwieństwie do pokoju socjalnego oraz pozostałych pomieszczeń, został odnowiony i nowocześnie urządzony. Klimatyzator zamontowany pod sufitem cicho szumiał, rozprowadzając w środku chłodne powietrze, a mimo to Laura poczuła, jak ze zdenerwowania oblewa się potem.

Za biurkiem siedział tęgi mężczyzna w garniturze, a na jego głowie o krótko przystrzyżonych włosach malowały się duże zakola. Podniósł na nią wzrok znad dokumentów i poprosił niedbałym gestem, aby zajęła miejsce naprzeciwko niego.

– Dzień dobry. Wzywał mnie pan – odezwała się kurtuazyjnie.

– Tak, zgadza się. – Gadecki opadł na oparcie fotela, po czym złączył opuszki palców, układając dłonie w trójkąt. – Przejdę od razu do rzeczy. W redakcji szykują się poważne zmiany…

Czyżby jednak Arek miał rację…?

Nie, to niemożliwe, skarciła się w myślach. Przecież podporządkowała tej pracy całe swoje życie.

Trzy lata temu została zatrudniona na stanowisku dziennikarki śledczej w ogólnopolskim tygodniku „Meritum” i błyskawicznie zapracowała sobie na miano oddanej pracowniczki. Miała wszystkie cechy potrzebne do wykonywania tego zawodu: potrafiła wzbudzić zaufanie swoich rozmówców i nakłonić ich do zwierzeń, była zdeterminowana i odważna, szybko kojarzyła fakty i umiała funkcjonować pod presją czasu. To sprawiało, że jej reportaże cieszyły się dużą popularnością.

Poza tym mało kto zdobyłby się na tyle poświęceń, co ona. Była na każde wezwanie redaktora, a jej wieloletni związek rozpadł się, ponieważ Tomek nie potrafił zaakceptować faktu, że został zepchnięty na dalszy plan. Sęk w tym, że Laura miała poczucie misji: chciała w swoich artykułach poruszać tematy ważne społecznie oraz stać na straży prawdy, by pomóc w walce o sprawiedliwość. Wierzyła w to, że poprzez szerzenie pewnych idei mogła zdziałać wiele dobrego. Kiedyś pisała porady urodowe dla czasopisma kobiecego, ale z biegiem czasu przestało ją to satysfakcjonować. Zapragnęła czegoś więcej.

Marzyła o karierze dziennikarskiej, która zapewni jej renomę, duże zarobki i życie na wysokim poziomie. Wiedziała, że najpierw musi sobie na to zapracować, dlatego nigdy nie skarżyła się na niedogodności. Trudne doświadczenia ją zahartowały. Jeśli cokolwiek było w stanie ją złamać, to tylko utrata posady. Praca wypełniała pustkę w jej sercu powstałą na skutek tragicznych wydarzeń i działała niczym leczniczy balsam na poranioną duszę.

– Ma pan na myśli redukcję etatów? – wyjąkała.

– Co? – zdziwił się mężczyzna. – Nie! Nic z tych rzeczy! – Machnął dłonią, śmiejąc się.

Laura odetchnęła z ulgą.

– Był u mnie niedawno Grzegorz. Nie będę wdawał się w szczegóły naszej rozmowy, ale musisz wiedzieć, że złożył wypowiedzenie. Dostał ciekawą propozycję pracy i po długim namyśle zdecydował się nas opuścić. A to oznacza, że wkrótce zwolni się stanowisko szefa działu śledczego. Chyba domyślasz się już, do czego zmierzam… – Zawiesił teatralnie głos, by nadać swojej wypowiedzi lekkiej dramaturgii. – Od pewnego czasu uważnie wam się przyglądam i nie ukrywam, że poważnie rozważam twoją kandydaturę.

Laura otworzyła oczy szeroko ze zdumienia. Ta wiadomość spadła na nią jak grom z jasnego nieba. Wchodziła do gabinetu dyrektora z duszą na ramieniu i nawet w najśmielszych snach nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Czyżby los się w końcu do niej uśmiechnął, a jej wysiłki zostały docenione? Poczuła, że otrzymała ogromną szansę. Nie mogła jej zmarnować.

– Ja… Nie wiem, co powiedzieć – wydusiła. – To ogromny zaszczyt i…

– Zdajesz sobie sprawę, że to bardzo odpowiedzialne stanowisko?

– Tak, oczywiście. – Energicznie pokiwała głową.

– Jeśli dostaniesz ten awans, będziesz koordynowała pracę całego zespołu i decydowała o tym, który artykuł ukaże się w naszym magazynie. Udowodniłaś już, że jesteś odporna na stres i potrafisz zarządzać grupą, dlatego mam powody, by podejrzewać, że świetnie odnajdziesz się na nowym stanowisku…

Zmrużyła powieki, zastanawiając się, dokąd właściwie zmierzał Gadecki. Z jednej strony wyrażał się o niej z uznaniem, z drugiej zaś sprawiał wrażenie, jakby nadal się wahał. Czego od niej oczekiwał? Laura była gotowa obiecać mu wszystko, czego tylko zechce, byle dał jej upragnioną posadę.

– Aczkolwiek nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji. Zanim to zrobię, muszę się upewnić, że wybrałem odpowiednią osobę… W związku z tym chciałbym ci powierzyć zadanie, od którego będzie zależała twoja przyszłość w tej redakcji.

– Tak?

Oparł łokcie na blacie biurka i delikatnie nachylił się w jej stronę, jakby zamierzał zdradzić jej sekret. Fotel obrotowy, na którym siedział, skrzypnął przeraźliwie.

– Chciałbym, żebyś udała się do pewnej wioski i przeprowadziła tam dochodzenie. Nie znalazłem dotąd żadnych dłuższych artykułów dotyczących tej sprawy, jedynie krótkie notatki prasowe, więc gdyby udało ci się czegoś dowiedzieć, mielibyśmy temat na pierwszą stronę.

– Może pan na mnie liczyć – odparła z żarliwością. Była zdeterminowana, by udowodnić mu, że zasługuje na awans i podwyżkę.

– Świetnie. W takim razie pomówmy o szczegółach. – Odwrócił monitor w stronę Laury tak, aby mogła zobaczyć wyświetlane na nim zdjęcia: małą knajpkę usytuowaną nad brzegiem jeziora, leśny dukt, port z przycumowanymi rowerkami wodnymi, park z ławeczkami. – Chciałbym, żebyś udała się do Olszyn Czarnych, malutkiej wsi położonej na zachód od Mazur w pobliżu Jeziora Drwęckiego, w której mieszka nieco ponad sto osób. Jakiś czas temu w tamtejszym lesie znaleziono ciało młodej kobiety, Angeliki Tabor.

Przełączył kolejny slajd, a wówczas oczom Laury ukazały się zdjęcia wykonane w miejscu zdarzenia. Zwłoki znajdowały się tuż obok wielkiego głazu, kilka metrów od głównej ścieżki biegnącej między licznymi konarami drzew. Rozległy teren pokryty liśćmi oraz połamanymi gałązkami został z każdej strony zabezpieczony taśmami. Kobieta leżała twarzą do ziemi, a wokół jej ciemnych, potarganych włosów widniała kałuża zastygłej krwi. Miała na sobie jasne dżinsy oraz koszulkę polo, a na nogach sportowe obuwie.

– Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną zgonu był poważny uraz głowy. Policja upiera się, że kobieta potknęła się o wystający korzeń i niefortunnie uderzyła czołem w głaz, jednak dotarłem do informacji, że na jej ciele znaleziono także inne obrażenia: otarcia oraz siniaki, które mogą być śladami po odbytej walce. Dodatkowo kilka metrów od jej ciała znaleziono urwany guzik od jej koszulki, co najprawdopodobniej świadczy o tym, że szamotała się z napastnikiem. Nie da się wykluczyć udziału osób trzecich, a to oznacza, że możemy mieć do czynienia z…

– Morderstwem – dokończyła za niego Laura.

– Zgadza się. – Gadecki pokiwał głową. – Ofiara miała zaledwie dwadzieścia cztery lata i mieszkała w Gdańsku. Najdziwniejsze jest to, że nikt nie wie, w jakim celu udała się do lasu oddalonego o sto czterdzieści kilometrów od jej miejsca zamieszkania. W dodatku zupełnie sama. Jej rodzina odmawia udzielania jakichkolwiek wywiadów, a z relacji znajomych wynika, że Angelika nigdy wcześniej nie była na tym terenie. Dziwne, prawda? – Uniósł sugestywnie brwi. – Spróbuj ustalić, po co pojechała do Olszyn Czarnych.

– A co mówią mieszkańcy tej wioski? Znali tę dziewczynę?

– Doszły mnie słuchy, że są wyjątkowo nieufni i ciężko z nich cokolwiek wyciągnąć. Możliwe, że boją się wyjawić prawdę albo kogoś kryją. To wyjątkowo hermetyczne środowisko, dlatego nie możesz mówić wprost o tym, że jesteś dziennikarką. Zanim zaczniesz ich wypytywać, spróbuj wkupić się w ich łaski.

– A więc chodzi o wcieleniówkę… – mruknęła niezadowolona. Nie podobało jej się to, że musi przybrać inną tożsamość i udawać kogoś, kim nie jest. Mimo to nie mogła mu odmówić. – Zrozumiałam. Zajmę się tym.

– Zarezerwuję ci hotel w Ostródzie. Stamtąd będziesz miała bardzo blisko do Olszyn Czarnych. Wydaje mi się, że trzy tygodnie to wystarczający okres, by zdobyć zaufanie mieszkańców… Jest coś jeszcze. – Posłał jej znaczące spojrzenie.

– Tak?

– Będziesz potrzebowała kogoś do pomocy, dlatego… – Zanim zdążył dokończyć zdanie, Laura gwałtownie pokręciła głową. Umilkł, zdeprymowany jej nagłą reakcją. – Nie…?

– Nie – odparła z mocą. – Poradzę sobie sama.

– Doceniam to, że jesteś niezależna, ale obawiam się, że nie wiesz, na co się piszesz… Nie wiadomo, kto stoi za zabójstwem tej kobiety. To miejsce może być niebezpieczne. Wolałbym, żebyś miała męskie wsparcie, dlatego razem z tobą pojedzie Arkadiusz.

Miała wrażenie, że się przesłyszała. Tylko nie ten arogancki dupek!

– Dlaczego akurat on?!

Gadecki potrząsnął ramionami na znak, że nie miał z tym pomysłem nic wspólnego.

– Sam się zgłosił na ochotnika. Reszta nie była zachwycona perspektywą kilkutygodniowego wyjazdu na początku sierpnia.

Uświadomiła sobie, że porywa się z motyką na słońce, skoro nikt inny nie chciał się podjąć tego wyzwania. Gra była jednak warta świeczki. Jeśli stanie na wysokości zadania, zyska to, czego tak bardzo pragnęła: długo wyczekiwany awans oraz podwyżkę.

Postanowiła zagryźć zęby i przystać na warunki Gadeckiego. W końcu była profesjonalistką. Zamierzała udowodnić przełożonemu, że nikt tak dobrze nie nadawał się na stanowisko szefowej działu śledczego jak ona.

 

* * *

 

Wbiła w Arka oskarżycielski wzrok.

– Chcesz mi powiedzieć, że od początku o wszystkim wiedziałeś?! – zapytała z pretensją.

Pokiwał głową, wyraźnie z siebie zadowolony, szczerząc zęby w łobuzerskim uśmiechu. Przypominał małego chłopca, który pękał z dumy, że udało mu się przechytrzyć rodziców.

– Od jak dawna?

– Gadecki powiedział mi o tym wyjeździe dziś rano.

– W takim razie po co ten głupi tekst, że zaklepujesz sobie moje biurko?

– Daj spokój – zaśmiał się. – Na żartach się nie znasz? Tylko się z tobą droczyłem.

– Jasne. Dzień jak co dzień. – Laura złapała się dwoma palcami za nasadę u nosa. – Dobrze, to może zróbmy tak: ty znajdziesz sobie jakieś pożyteczne zajęcie, na przykład nauczysz się szydełkować albo puszczać kaczki na wodzie, a ja będę robiła swoje.

– Co takiego?! – obruszył się. – Nie słyszałaś, co powiedział Gadecki? Mam być twoim partnerem, a nie asystentem.

– Nieważne – westchnęła zrezygnowana. – Rób, co chcesz. Po prostu postaraj się nie wchodzić mi w paradę. Chyba nie proszę o zbyt wiele?

– Laura, ty chyba czegoś nie zrozumiałaś. Mamy napisać ten reportaż razem. RA-ZEM – powtórzył z naciskiem, dzieląc ostatnie słowo na sylaby. – Jeśli zależy ci na tym, aby trafił na pierwszą stronę, musimy współpracować.

– Z tobą u boku mogę tylko pomarzyć o pierwszej stronie! Gadecki przydzieli nam co najwyżej małą rubrykę obok reklamy maści na hemoroidy.

– Oj, wyluzuj – odparł rozbawiony jej uwagą. Objął Laurę jedną ręką i przyciągnął do siebie. Skrzywiła się, ale nie zaprotestowała. – Nie będzie aż tak źle, tylko daj mi szansę. Pomogę ci zdobyć ten awans.

– Nie potrzebuję twojej pomocy. Wystarczy, że nie będziesz mi przeszkadzać. – Wyswobodziła się z jego uścisku.

– Nie będę – obiecał. – Ale pod jednym warunkiem…

Skrzyżowała ręce na piersiach i posłała mu podejrzliwe spojrzenie. Wyczuwała podstęp.

– Jakim?

– Obiecaj, że przynajmniej raz pozwolisz mi się zaprosić na kolację przy świecach. – Złożył ręce jak do modlitwy i popatrzył na nią błagalnie.

– Arek! Bądź poważny! – upomniała go.

– No przecież jestem! Jedna randka. Tylko tyle. Jeśli się zgodzisz, nawet nie zauważysz mojej obecności. Będę robił wszystko, o co tylko mnie poprosisz, i ani razu nie podważę twojej decyzji.

Zastanowiła się nad jego propozycją, która zabrzmiała całkiem kusząco. Jedna wspólnie zjedzona kolacja w zamian za święty spokój i wolną rękę to niewielki koszt. Była gotowa go ponieść.

– Niech będzie.

Twarz Arka momentalnie się rozpromieniła.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pierwszy tydzień śledztwa

 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 2

 

Olszyny Czarne

 

 

Gdy drzwi windy rozsunęły się, ujrzała długi, przestronny korytarz o nowoczesnym wystroju. Nie czekając na swojego towarzysza, ruszyła pewnym krokiem w poszukiwaniu pokoju numer 112. Kółka różowej walizki, którą ciągnęła za sobą, bezszelestnie sunęły po płytkach ceramicznych. Tylko stukot jej obcasów odbijał się echem od marmurowych ścian i mącił panującą wewnątrz ciszę. Zatrzymała się pod drzwiami po prawej stronie, po czym zbliżyła do czytnika kartę, którą chwilę wcześniej otrzymała od recepcjonistki.

– To tutaj – oznajmiła, naciskając klamkę.

Marzyła tylko o tym, by jak najszybciej wziąć prysznic, a potem oddać się objęciom snu. Była zmęczona po długiej i wyczerpującej podróży z Warszawy na Mazury, która zabrała im aż pięć godzin, zamiast przewidywanych trzech. Pech chciał, że na autostradzie doszło do kolizji kilku samochodów, w związku z czym korek ciągnął się kilometrami.

Poranek przed jej wyjazdem również nie należał do najlepszych. Laura postanowiła bowiem odwiedzić swoją matkę mieszkającą na obrzeżach Warszawy, z którą nie miała najlepszych relacji. Joanna nigdy nie była oddaną ani emocjonalnie zaangażowaną matką, ale po śmierci męża stała się jeszcze bardziej oziębła i surowa. Na wieść o rychłym wyjeździe córki wypomniała jej, że jest zapatrzoną w siebie pracoholiczką. Laura nawet nie próbowała się bronić. Lata spędzone pod jednym dachem z tą kobietą nauczyły ją, że wszelkie próby załagodzenia konfliktu mogły przynieść skutek odwrotny do zamierzonego. Potulnie wysłuchała kazania matki, po czym wróciła do swojego mieszkania, żeby spakować walizkę. Prawdę mówiąc, kontakt z Joanną utrzymywała wyłącznie z poczucia obowiązku. Nie mogła wyzbyć się przekonania, że jej ojciec by tego pragnął. Często brakowało jej wsparcia ukochanego taty, który zawsze stał za nią murem.

– Mam pokój obok ciebie. – Arek ominął ją i zatrzymał się kilka kroków dalej. – Przeczytałem na ulotce, że bufet kolacyjny jest otwarty jeszcze przez godzinę. Pewnie umierasz z głodu. Może zjemy coś razem, a przy okazji omówimy jutrzejszy plan działania?

– Nie gniewaj się, ale padam z nóg. Położę się dziś wcześniej spać. Jutro czeka nas długi dzień.

Podrapał się nerwowo po gładko ogolonej brodzie. Przez jego twarz przebiegł cień rozczarowania.

– Jasne, rozumiem.

– Zobaczymy się jutro na śniadaniu.

– To może wpadnę po ciebie koło ósmej? – zaproponował z nadzieją w głosie.

– Nie ma takiej potrzeby. Spotkajmy się na stołówce – odparła stanowczym tonem.

Ogarnęło ją zniecierpliwienie. Kiedy w końcu dotrze do niego, że nie ma u niej najmniejszych szans? Bez przerwy próbowała zdusić jego niewinne próby flirtu w zarodku, ale on pozostawał nieugięty. Nie chciał przyjąć do wiadomości, że kobieta jego marzeń nie jest nim zainteresowana. Laura od początku ich znajomości stawiała sprawę jasno: wyznaczyła granice ich relacji i pilnie strzegła, by mężczyzna ich nie przekraczał. Nie zamierzała dawać mu złudnych nadziei. Najwyższa pora, aby zrozumiał, że łączyły ich czysto zawodowe stosunki. Przyjechała do Ostródy tylko w jednym celu i nie zamierzała tracić czasu ani energii na amory. Postanowiła zdobyć się na szczerość i powiedzieć mu o tym wprost, zanim on posunie się za daleko.

– Posłuchaj, Arek. Wiem, że obiecałam ci wspólną kolację, i dotrzymam słowa, ale nie licz na nic więcej. Przypominam ci, że to wyjazd służbowy, a nie integracyjny. Radzę ci, żebyś trzymał ręce przy sobie i wypełniał moje polecenia, bo w przeciwnym razie powiem Gadeckiemu, że utrudniasz mi pracę.

– Okej, jak sobie życzysz, królowo chłodu. Ale mogłabyś wykrzesać z siebie więcej entuzjazmu – burknął, wbijając dłonie w kieszenie materiałowych spodni. – Jeśli mamy ze sobą współpracować, dobrze byłoby zadbać o miłą atmosferę.

– Nie przyjechałam tu nawiązywać przyjaźni. Dobranoc.

Nie dając mu szansy na sformułowanie odpowiedzi, weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi.

– Królowa chłodu, też mi coś! – prychnęła pod nosem.

Gadecki oddał jej niedźwiedzią przysługę, prosząc Arka, żeby jej towarzyszył… Wpadła na pomysł, że wyznaczy mu kilka mało istotnych zadań, a resztą zajmie się sama. Miała wieloletnie doświadczenie, potrzebną wiedzę, a do tego odpowiedni ekwipunek w postaci małej i poręcznej lustrzanki, lornetki, przewodnika po Mazurach oraz kieszonkowej mapy. Czego trzeba jej było więcej? Arek stanowił tylko balast, dlatego musiała znaleźć sposób, żeby utrzymać go na dystans, ale jednocześnie nie dopuścić do tego, by poczuł się bezużyteczny.

Z ulgą zrzuciła szpilki z obolałych nóg, po czym zatopiła bose stopy w miękkim, włochatym dywanie. Walizkę zostawiła obok garderoby.

Omiotła wzrokiem luksusowy apartament urządzony w odcieniach beżu i brązu, w którym miała spędzić najbliższe trzy tygodnie. Po lewej stronie znajdowało się dwuosobowe łóżko o tapicerowanym zagłówku oraz prostej, drewnianej konstrukcji, po której spływała zwiewna tkanina tworząca baldachim. Po prawej zaś stała szafa, biurko z dwoma krzesłami oraz minibarek wyposażony w napoje alkoholowe i słone przekąski. Cała ściana na wprost wejścia do pokoju została przeszklona. Gładka, mleczna firanka falowała na wietrze wpadającym do środka przez uchylone drzwi balkonowe. Mimo nowoczesnego wystroju apartament wydawał się bardzo przytulny.

Laura podeszła do biurka i wzięła do rąk ulotkę, by rzucić okiem na ofertę hotelu. Miała ochotę skorzystać ze wszystkich atrakcji oferowanych przez obiekt, ale równocześnie nie chciała się dekoncentrować. Czekało ją bardzo ważne zadanie i to na nim zamierzała się skupić. Nie mogła dopuścić do tego, by cokolwiek ją rozproszyło. Wychodziła z założenia: najpierw obowiązki, a dopiero później przyjemności.

Trzeba było przyznać, że Gadecki zdobył się na gest, rezerwując pokój w tak eleganckim hotelu. Gdy uzmysłowiła sobie, jak wielką wiarę musiał w niej pokładać, poczuła się przytłoczona presją, która na niej spoczywała. Szybko jednak skierowała swoje myśli na inne tory. Nie mogła pozwolić sobie nawet na chwilę słabości.

Wygrzebała z walizki czarną, satynową koszulę nocną oraz kosmetyczkę, a następnie udała się do łazienki, by wykonać wieczorną pielęgnację twarzy. Ucieszyła się, gdy zobaczyła, że poza prysznicem w pomieszczeniu znajdowała się również wolnostojąca wanna. Uwielbiała długie kąpiele z bąbelkami.

Zdjęła z ręki złoty zegarek, który dostała kiedyś w prezencie urodzinowym od swojego taty, i położyła go na blacie obok umywalki. Zanim zaczęła zmywać makijaż, przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Miała ostre rysy twarzy: wyrazistą linię szczęki i wystające kości policzkowe, lecz miękko okalające jej twarz fale dodawały jej łagodności. Niedawno skończyła trzydzieści cztery lata i nigdy nie czuła się bardziej atrakcyjna niż teraz. Niestety jej pewność siebie onieśmielała płeć przeciwną. Odkąd Tomek się z nią rozstał, nie była na żadnej randce. Nowo poznani mężczyźni patrzyli na nią z podziwem, lecz nie mieli odwagi, by poprosić ją o numer. Bali się silnych i niezależnych kobiet, które znają swoją wartość.

Wślizgnęła się pod aksamitną kołdrę. Zmęczona upałem, długą podróżą i zalotami Arka, niemal natychmiast zasnęła. Śniła o rozwiązaniu zagadki Olszyn Czarnych, pochwałach całego zespołu z Gadeckim na czele, awansie oraz podwyżce.

 

* * *

 

Rozejrzała się po parku z wytyczonymi alejkami, wzdłuż których ustawiono drewniane ławeczki. Gęsto rosnące olchy i topole o bujnych i rozłożystych gałęziach przesłaniały widok, a w zasięgu wzroku nie było ani jednej osoby, którą można było spytać o drogę. Laura musiała pokonać całą długość parku, zanim się upewniła, że idzie we właściwym kierunku. W końcu spomiędzy drzew wyłonił się mały, parterowy budynek o płaskim dachu. Stał na niewielkim wzniesieniu w cieniu dwóch wiekowych wierzb, a do jego wejścia wiódł szeroki, drewniany pomost wykonany ze starych desek. Nad drzwiami powieszono szyld z nazwą lokalu „Bistro pod Wierzbami”. W tle roztaczała się panorama Jeziora Drwęckiego, a w gładkiej tafli wody odbijały się bezchmurne niebo oraz malowniczy krajobraz Pojezierza Iławskiego.

Mimo pięknych okoliczności natury budynek wołał o pomstę do nieba. Zniszczona elewacja i rozpadający się pomost, na którym strach było postawić nogę, aż prosiły się o renowację.

Dzięki temu, że poprzedniego dnia Laura poszła spać tak wcześnie, wstała bladym świtem i spędziła cały poranek na uważnym studiowaniu mapy oraz czytaniu przewodników zakupionych w przydrożnym kiosku nieopodal hotelu. To właśnie stąd dowiedziała się o istnieniu tej knajpki. Powzięła decyzję, że zamiast jeść śniadanie w hotelowym bufecie, przyjedzie na posiłek do bistra w Olszynach Czarnych. W stołówce pojawiła się dosłownie na chwilę, żeby poinformować Arka o swoich zamiarach. Poprosiła go, aby został na miejscu i zasięgnął języka wśród mieszkańców Ostródy.

Tego ranka próbowała również ustalić, kim była ofiara znaleziona w lesie. Niestety bezskutecznie. Angelika Tabor nie prowadziła zbyt aktywnie swoich profili w mediach społecznościowych, a jedyne dane, jakie na nich umieściła, to swój wiek oraz miejsce zamieszkania. Laura nie chciała niepokoić jej bliskich, ale była świadoma, że jeśli nie dowie się niczego więcej, będzie zmuszona złożyć im niezapowiedzianą wizytę. Liczyła jednak na to, że mieszkańcy wsi okażą się bardziej rozmowni, niż twierdził Gadecki.

Zrezygnowała z eleganckiego stroju, który zakładała do biura, na rzecz lnianych szortów, białego, bawełnianego podkoszulka i trampek. Włosy zaś związała w koński ogon tuż nad karkiem, żeby nie rzucać się zanadto w oczy. Nie umiała jedynie zrezygnować z czerwonej szminki.

Gdy szła drewnianym pomostem, dostrzegła na drzewie obok budynku plakat. Podeszła bliżej, aby odczytać jego treść:

 

Szanowni Mieszkańcy!

 

W przypadku znalezienia martwego dziko występującego zwierzęcia prosimy bezzwłocznie poinformować o tym fakcie Leśnictwo „Jeleni Gaj”, straż miejską bądź wójta gminy. Przestrzegamy, aby pod żadnym pozorem nie zbliżać się do zwłok ani ich nie dotykać, gdyż mogą przenosić choroby zakaźne.

Przypominamy także o zakazie dokarmiania dzikich zwierząt. Za złamanie tego przepisu grozi kara grzywny w wysokości 1000 złotych.

 

Pod spodem zamieszczono pogrubioną czcionką numer kontaktowy do leśniczego Marka Andrzejaka. Laura zerwała kartkę z drzewa i schowała ją do torebki.

Gdy przekroczyła próg bistra, w nozdrza uderzył ją smród smażonej ryby. Nadgryzione zębem czasu wnętrze, w którym nie sprzątano od miesięcy, wcale nie zachęcało do tego, aby zostać tam dłużej. Wytarty parkiet, poobijane stoliki, brudne szyby i zalegający na półkach kurz wzbudziły w Laurze niesmak.

Zajęła miejsce przy stoliku. Z ogromnych okien sięgających od podłogi do sufitu rozciągał się widok na jezioro, dzięki czemu mogła obserwować przepływające w pobliżu łódki. Ze starego odbiornika radiowego ustawionego na barze sączyły się ciche dźwięki popowej muzyki.

Laura wzięła do rąk menu i przebiegła wzrokiem po pozycjach z karty. Od dziesięciu lat była na diecie wegańskiej. Nie ze względów zdrowotnych, lecz ideologicznych – odkąd sięgała pamięcią, zawsze wzruszał ją los skrzywdzonych zwierząt, dlatego czynnie wspierała różne inicjatywy, w ramach których walczono o poprawę ich losu, i nierzadko sama ratowała z opresji bezpańskie psy i koty. Dotarło do niej, że chyba będzie musiała zadowolić się samą herbatą, ponieważ knajpka oferowała głównie dania typu fast food: zapiekanki, burgery, ryby w panierce, smażoną kiełbasę czy jajecznicę na boczku. Na próżno można tu było szukać wegańskich potraw.

Pochłonięta wertowaniem jadłospisu, nawet nie zauważyła, kiedy obok niej wyrosła jak spod ziemi tęga kobieta z burzą ciemnych loków. Do kołnierzyka wystającego spod białego fartucha miała przypiętą plakietkę z imieniem: BOGNA.

– Co podać? – burknęła kelnerka, przyoblekając twarz w grymas pełen niezadowolenia. Sprawiała wrażenie, jakby pracowała tam za karę.

Laura wysiliła się na uśmiech.

– Czy dostanę coś wegańskiego? – zapytała najmilszym tonem, na jaki było ją stać.

– Kolejna wielka pani z miasta – mruknęła cicho Bogna, po czym dodała głośniej: – Mamy frytki i grzanki z grillowanymi warzywami.

– To poproszę grzankę. A do tego zwykłą herbatę. Jaki jest czas oczekiwania?

– A bo ja wiem. Jak się zrobi, to będzie.

Nie zdążyła o nic więcej zapytać, bo kelnerka weszła za kontuar, a następnie zniknęła za drzwiami prowadzącymi na zaplecze. Laura doszła do wniosku, że trudno będzie nakłonić ją do rozmowy. Kobieta nie wydawała się zbyt przyjazna, a w dodatku uprzedziła się do niej tylko dlatego, że zapytała o wegańskie danie.

Mimo to nie zamierzała dawać za wygraną. Nie byłaby sobą, gdyby poddała się od razu po napotkaniu pierwszej przeszkody.

Gdy zjadła cały posiłek, który, o dziwo, okazał się całkiem smaczny, odczekała, aż kelnerka wróci do niej z rachunkiem.

– Piękna pogoda – zagaiła, kiedy Bogna zbierała brudne naczynia ze stolika. Kobieta zerknęła na nią ukradkiem, ale uparcie milczała. – W sam raz, by wybrać się na długi spacer i poznać lepiej okolicę. Przyjechałam tu dopiero wczoraj i zastanawiam się, co można zwiedzić w pobliżu.

Nadal cisza.

– Może pani mi coś doradzi?

Kelnerka, wywołana do odpowiedzi, wyprostowała się z tacą pełną brudnych naczyń.

– W kiosku niedaleko stąd sprzedają przewodniki. Tam masz wszystko napisane.

– Mam przewodnik, ale najpierw wolę podpytać tubylców – odparła Laura, nie dając zbić się z tropu. – Czasem dzięki temu można odkryć wiele ciekawych zakątków, o których nie ma mowy w przewodnikach.

– Ja nie mam czasu, żeby zwiedzać, więc nie pomogę.

– Nie potrzebuję wiele do szczęścia. Przyjechałam tu, żeby wypocząć. – Podjęła jeszcze jedną próbę, uśmiechając się życzliwie. Odwróciła głowę w stronę wielkiego okna i pokiwała nią z uznaniem. – Okolica jest naprawdę zachwycająca, a ja uwielbiam kontakt z naturą i przebywanie na świeżym powietrzu. Chętnie odwiedzę każdy zakamarek i dowiem się czegoś więcej o tej miejscowości.

– A niby co chciałabyś wiedzieć?

– No wie pani… Za każdym pięknym miejscem kryje się jakaś niesamowita historia, a z tego, co się orientuję, o Olszynach Czarnych również swojego czasu było głośno…

Ostatnie słowa podziałały na Bognę niczym płachta na byka. Jej dłonie zadrżały, a filiżanka, którą chwilę wcześniej ustawiła na trzymanej w dłoni tacy, zakołysała się z brzękiem.

– Posłuchaj, paniusiu. – Kelnerka wycelowała w nią palec wskazujący. – To miejsce to zadupie. Dziura, w której nie ma nic interesującego. Nie wiem, czego szukasz, ale tutaj tego na pewno nie znajdziesz, więc zabieraj dupę w troki i znikaj stąd, zanim spotkają cię jakieś nieprzyjemności.

Laura przełknęła głośno ślinę i zmarszczyła brwi. Słowa kobiety zabrzmiały jak groźba.

– O czym pani mówi?

– Nie udawaj, że nie wiesz. O tym, że niepotrzebnie węszysz. Myślisz, że jestem głupia? Widzę, że coś kombinujesz, a ta twoja, pożal się Boże, „wycieczka krajoznawcza” na kilometr śmierdzi ściemą.

– Ja nie…

– Była tu taka jedna przed tobą… Marlena. – Bogna wypluła to imię z obrzydzeniem. – Twierdziła, że jest dziennikarką. Wścibiała nos w nie swoje sprawy i wszystko chciała wiedzieć. Zgadnij, co się z nią stało… Zwiewała stąd, aż się za nią kurzyło.

– Dlaczego…?

Niestety na to pytanie nie uzyskała odpowiedzi, bowiem kobieta odwróciła się na pięcie i odeszła.

Laura poczuła, jak jej twarz i dekolt oblewają się gorącem. Zdenerwowała się na siebie, że nie zachowała większej ostrożności. Powinna była bardziej uważać na to, co mówi. Ledwo pojawiła się w Olszynach Czarnych, a już zdążyła ściągnąć na siebie podejrzenia. Jeszcze chwila, a zostałaby zdemaskowana.

Mogła się domyślić, że tak będzie. Jeżeli zabójstwo Angeliki przyciągnęło żądnych skandalu pismaków, to zrozumiałe, że mieszkańcy wsi stali się wyczuleni na punkcie obcych osób krążących po okolicy i każdego turystę traktowali jak intruza. Zamiast ciągnąć Bognę za język, mogła udać się gdzieś indziej i porozmawiać z kimś, kto będzie bardziej otwarty.

Stwierdziła, że od tej pory musi zachować większą rozwagę. W przeciwnym razie zaprzepaści swoją szansę na awans.

 

* * *

 

Wieczorem postanowiła poszukać artykułu napisanego przez wspomnianą dziennikarkę – Marlenę. Raz po raz wpisywała w wyszukiwarkę najróżniejsze frazy, jakie przychodziły jej do głowy, ale mimo usilnych starań nie potrafiła go odnaleźć. Zaczęła podejrzewać, że dziewczyna celowo zrezygnowała z jego publikacji. Podobnie zresztą jak inni dziennikarze… Gadecki wspominał, że widział kilka notatek prasowych na ten temat, ale Laura nie natrafiła na żadną z nich. Jakim cudem ta sprawa nie zyskała w dobie internetu żadnego rozgłosu? Czyżby wszyscy jednogłośnie uznali śmierć tej kobiety za nieszczęśliwy wypadek i nikt nie próbował zadać sobie choć odrobiny trudu, żeby poznać więcej szczegółów?

Podobno kobieta miała także inne obrażenia na ciele, które mogły świadczyć o tym, że próbowała obronić się przed napastnikiem. Niestety tutejsza policja, idąc po linii najmniejszego oporu, usiłowała zataić te informacje przed lokalną społecznością i zamieść sprawę pod dywan. Może była skorumpowana…? Laura nie mogła oprzeć się wrażeniu, że komuś szczególnie mocno zależało na tym, by zatrzeć wszelkie ślady i zadbać o to, by jak najmniej osób dowiedziało się o tym wydarzeniu. Tylko dlaczego?

Z zamyślenia wyrwał ją głos Arka:

– Chcesz jeszcze herbaty?

Właśnie jedli kolację w hotelowej stołówce. Arek próbował wyciągnąć ją na obiecaną randkę, ale skłamała, że dopadła ją migrena. W rzeczywistości potrzebowała czasu, by zastanowić się nad tym, co usłyszała od kelnerki w bistrze.

– Co? – Podniosła na niego nieprzytomny wzrok znad telefonu.

– Pytałem, czy dolać ci herbaty. Wszystko w porządku? Wydajesz się jakaś nieobecna.

– Tak, tak – mruknęła. – Udało ci się czegoś dowiedzieć?

– Musimy po raz kolejny wałkować ten temat? – westchnął. – Już ci mówiłem. Nikt nic nie wie. Mieszkańcy Ostródy uwierzyli w wersję, że to był zwykły wypadek, a nie zabójstwo.

– Jak myślisz: co ta dziewczyna, Angelika, robiła samotnie w lesie tak daleko od domu?

– Nie wiem… Może umówiła się z kimś przez aplikację randkową, ale koleś okazał się psychopatą… – podsunął.

– Randka w lesie z obcym facetem? To dość szalony pomysł, nie sądzisz? A poza tym znaleziono ją kilka metrów od głównej ścieżki. Po co miałaby z niej zbaczać i wchodzić w zarośla…? – zamyśliła się.

– Może coś zauważyła… Na przykład jakieś ranne zwierzę.

– No nie wiem. To nie brzmi przekonująco… Szkoda, że nie mamy jak tego sprawdzić. Jedynie policja ma dostęp do jej telefonu, a rodzina odmawia udzielania wywiadów.

– Laura, odpocznij. Jutro też jest dzień.

Nie słuchała go. Podniosła się z miejsca i rzuciła w przestrzeń:

– Muszę zadzwonić.

Zanim ją powstrzymał, wyszła na taras i wybrała numer Gadeckiego. Odebrał dopiero po piątym sygnale.

– Laura? – zdziwił się. – Mam nadzieję, że to coś pilnego. Wiesz, która jest godzina?

Odruchowo zerknęła na swój złoty zegarek, który nosiła na przegubie lewej ręki. Dochodziła dwudziesta.

– Rany, przepraszam… Nie chciałam pana niepokoić. Nie zauważyłam, że…

– Dobrze, już dobrze – uciszył ją. – Mów, o co chodzi.

– Czy mógłby mi pan podesłać materiały na temat zabójstwa Angeliki Tabor? Chętnie rzucę na nie okiem.

– To były dosłownie krótkie wzmianki.

– Nie szkodzi. Przyda mi się każdy trop – odrzekła.

– Jasne, rozumiem. Jutro rano będziesz je miała na mailu. Ale uprzedzam, że niczego ciekawego się z nich nie dowiesz.

Gdy się rozłączyła, jeszcze przez kilka minut stała w bezruchu, oddychając letnim, wieczornym powietrzem i podziwiając basen zewnętrzny otoczony palmami. Tuż za nim znajdował się łuk wykonany z kamienia ozdobnego, który prowadził do ogrodu. Przeszło jej przez myśl, że ten hotel przypomina prawdziwy raj. Mimo to nie umiała w pełni nacieszyć się jego urokami, ponieważ zagadka Olszyn Czarnych pochłonęła ją o wiele bardziej, niż się tego spodziewała.

Nagle poczuła dotyk czyjejś dłoni na swoim ramieniu, a do jej nozdrzy dotarł drzewny zapach perfum Arka.

– Laura… – powiedział. – Wiem, że bardzo ci zależy na rozwiązaniu tej sprawy, ale jeśli będziesz poświęcać jej aż tyle uwagi, szybko się wypalisz… Mamy jeszcze mnóstwo czasu na napisanie tego reportażu.

– Trzy tygodnie to wbrew pozorom niedużo. Zwłaszcza że nie mamy żadnego punktu zaczepienia. Byłam w kilku miejscach, ale wszędzie traktowano mnie jak intruza. Nie masz pojęcia, jakie to frustrujące – poskarżyła się.

– Spokojnie, minęła dopiero doba. To za mało, by nakłonić ludzi do zwierzeń. Potrzeba czasu, by wzbudzić w nich zaufanie.

Dołączył drugą dłoń i zaczął rozcierać jej kark. Nie protestowała. Z każdą sekundą czuła, jak jej napięte mięśnie stopniowo się rozluźniają. Przymknęła powieki i odchyliła głowę delikatnie do tyłu, pozwalając mu, żeby kontynuował masaż.

– Obawiam się, że po tym, co się dziś wydarzyło, nikt mi już nie zaufa – jęknęła. – Zawiodłam na całej linii… A to dopiero nasz pierwszy dzień tutaj.

– Nie mów tak. Skąd mogłaś wiedzieć, że mieszkańcy wsi są aż tak przewrażliwieni? Po prostu musimy być ostrożniejsi.

Pokiwała głową, uspokojona jego zapewnieniami.

– Odetchnij – dodał. – Początki zawsze są trudne, ale jestem pewien, że jutro obudzisz się z nową energią do działania. I pamiętaj: nie jesteś sama. Masz mnie.

Laura musiała przyznać, że udało mu się ukoić jej skołatane nerwy i rozładować stres, który się w niej nagromadził. Może faktycznie powinna wziąć sobie jego rady do serca?

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

 

 

Copyright © by Sandra Podleska, 2024

Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2025

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2025

 

Projekt okładki: Michał Grosicki

 

Redakcja: Marta Akuszewska

Korekta: Olga Smolec-Kmoch, Jarosław Lipski

Skład i łamanie: Dariusz Nowacki

PR & marketing: Andżelika Wojtkiewicz

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

eISBN: 978-83-8402-284-9

 

 

 

Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.