Coffee and Cigarettes - Kubicka Julia - ebook + audiobook

Coffee and Cigarettes ebook i audiobook

Kubicka Julia

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Zamiast kupić od dealera towar, spędza z nim noc, jeżdżąc starym dodgem challengerem po ulicach Eastville.
Marylin Harris to przykładna uczennica i dobra córka. Dziewczyna nie sprawia żadnych problemów wychowawczych, osiąga sukcesy w życiu prywatnym oraz w szkole. Ma najfajniejszego chłopaka w liceum, gwiazdę futbolu, a sama jest kapitanem drużyny cheerleaderek. Wszystko wygląda po prostu idealnie, jednak dla Marylin wcale takie nie jest.
Dziewczyna czuje, że nie może oddychać. Jej życie tak naprawdę wydaje jej się zupełnie puste. Bycie doskonałą ją tłamsi, a swojemu chłopakowi wydaje się obojętna. Czy on w ogóle ją zna?
W dodatku Marylin coraz gorzej radzi sobie z surowymi opiniami bardzo wymagającej matki. I, mimo że pozornie ma wokół siebie przyjaciół, tak naprawdę z nikim nie może porozmawiać.
Po kolejnej kłótni z matką nastolatka podejmuje szaloną decyzję: kupuje paczkę fajek. W ciemnej alejce, gdzie postanawia zapalić swojego pierwszego papierosa, spotyka chłopaka, który zdecydowanie nie należy do śmietanki towarzyskiej Eastville High – Caluma Hastingsa. To on pozna ją z Gabrielem Kinneyem, otwierając przed dziewczyną drzwi do świata, jakiego wcześniej nie znała: pełnego niebezpieczeństw i zakazanych pragnień.                                                                                                                                                                                                                                                      Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 455

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 51 min

Lektor: Julia Kubicka
Oceny
4,4 (238 ocen)
149
53
25
7
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Weronika8608

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna, taki slow-born, podoba mi się styl autorki, chętnie przeczytam ciąg dalszy tej historii
30
muckers

Dobrze spędzony czas

Książka jest ciekawa ,ale efekt psuje porażająca ilość błędów , zaskakujące , bo przeszła korektę .Ktoś powinien podkształcić się w j. polskim i nie " ubierać ubrań ", nie są choinką . Ubieramy SIĘ w ciuchy. Fabuła jest nietypowa i zaciekawiła mnie jej "inność ".
30
npilch

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam, szczególnie że autorkę sledze od dłuższego czasu i duma rozpiera
30
Mikomi-chan

Dobrze spędzony czas

Ta książka jest cudowna! Spędziłam całą noc na czytaniu, ponieważ nie byłam w stanie oderwać się od niej nawet na chwilę. Zdecydowanie jest jedną z moim ulubionym powieści, nie mogę się doczekać następnego tomu.
30
AgaKoz2801

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka. Polecam. Świetny pomysł na fabułę. Coś nowego i świeżego.
42

Popularność




Copyright ©

Julia Kubicka

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2022

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Sandra Pętecka

Korekta:

Wiktoria Kulak

Karolina Piekarska

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-332-4

CZĘŚĆ PIERWSZA

Papieros jest doskonałym przykładem doskonałej rozkoszy.

Sprawia przyjemność, a nie zaspokaja.

Oscar Wilde

ROZDZIAŁ PIERWSZY

PRÓŻNA NASTOLATKA

Po wnętrzu samochodu Ruth Harris roznosił się dźwięk francuskiej muzyki klasycznej, sprawiając jednocześnie wrażenie, jakby podróż z domu do szkoły, którą przebywały wraz z kobietą dwie córki, stanowiła bardziej wyniosłe i wyjątkowe doświadczenie, aniżeli była uporczywą rutyną, z której widocznie żadna pasażerka nie czerpała satysfakcji.

Elektroniczny zegarek na desce rozdzielczej wskazywał ósmą trzydzieści rano, a atmosfera nie była taka, jakiej Ruth mogłaby sobie życzyć, co wyrażał wzrok pełen politowania, którym obrzuciła swoje dzieci.

Candy oglądała bajki w foteliku, a Marylin po prostu wpatrywała się pusto w przestrzeń za oknem, ubrana w strój cheerleaderki, ze związanym niebieską wstążką kucykiem, starannym makijażem i miną, jakby miała zaraz otworzyć drzwi, by rzucić się pod koła nadjeżdżającej ciężarówki.

– Będziesz taka obrażona w szkole na nauczycieli? – Pani Harris zadała pytanie retoryczne, nie mogąc znieść dłużej tej mimiki, toteż wróciła do obserwowania sytuacji na drodze.

Marylin westchnęła głośno. Pięć minut jazdy. Zostało im jeszcze pięć minut jazdy, a Ruth nie mogła trzymać języka za zębami, by puścić tę sytuację w niepamięć. Jak na złość – za każdym razem zaczynała temat w ostatniej chwili. W domu dochodziło między nimi do przepychanek słownych, po czym w aucie zajmowały swoje miejsca w milczeniu, by ostatecznie Ruth mogła zacząć temat w momencie, w którym Marylin nie miała czasu na reakcję. Często wyprowadzały się wzajemnie z równowagi, spędzały osobno ponad połowę dnia, natomiast wieczorem nie padał żaden komunikat przepraszający, a świat i tak odzyskiwał swój balans.

Dziewczyna wzruszyła ramionami lekceważąco, na co jej matka przewróciła teatralnie oczami, i zatrzymała auto przed Eastville High.

– Miłego dnia. – Marylin spojrzała na swoją młodszą siostrę, której posłała lekki uśmiech. – Trzymaj się, skrzacie, ale muszę ci to zabrać. – Wzięła swoją komórkę, na co Candy oczywiście zareagowała krzykiem godnym trzylatki.

– Mamo!

– Marylin, oddaj siostrze telefon.

– Ale to jest mój telefon, nie pójdę do szkoły bez niego!

– Mogłabyś dla świętego…

Nastolatka otworzyła drzwi, gdy tylko samochód zatrzymał się na parkingu. Ruth nie zdążyła nawet dokończyć myśli, ponieważ Marylin, nie zastanawiając się długo, trzasnęła za sobą drzwiami i mocno ściskając smartfon w dłoni, zaczęła przemierzać plac z dumnie uniesioną głową.

Volvo zawróciło z piskiem, a przez szybę można było dostrzec jeszcze, jak zdenerwowana pani Harris wygrzebuje z własnej torebki komórkę, którą na oślep podaje w dłoń rozwrzeszczanego dziecka.

Marylin nie była w stanie tego zrozumieć – dlaczego nieustannie musiała odpuszczać? Bo była starsza i miała być mądrzejsza? Ten argument raczej nie brzmiał dla niej wiarygodnie, skoro zadając pytanie o powrót do domu po dziesiątej, albo wyjazd ze znajomymi na przerwę wiosenną, uzyskiwała informację zwrotną, że jest za młoda na takie rzeczy i jak dorośnie będzie mogła podejmować własne decyzje.

Tragedię tej podróży tłumaczyła sobie przez pryzmat faktu, że wszystkie trzy wstały zdecydowanie za wcześnie.

Dziewczyna poprawiła plecak i wzięła głęboki wdech. Postanowiła odrzucić negatywne myśli jak najdalej od siebie, ponieważ to nie tak, że nie potrafiła znaleźć wspólnego języka z mamą. Zwyczajnie żadna z nich nie chciała doprowadzić do konstruktywnej rozmowy, aby rzeczywiście rozwiązać jakieś problemy, które pojawiły się na przestrzeni ostatnich lat w ich komunikacji. Mimo wszystko, Marylin szanowała Ruth, nie próbowała jej zrozumieć, lecz zdecydowanie czuła wobec kobiety respekt, albo wydawało jej się, że tak jest, bo na podstawie tego uczucia, od czasu do czasu wyduszała z siebie ciche „przepraszam”, chociaż nie miała pojęcia za co dokładnie.

Nie zawsze tak było. W dzieciństwie Marylin podziwiała swoją matkę, stawiała ją na piedestale i chciała być dokładnie taka sama jak ona. Uważała Ruth za jakąś nieomylną, wszechboską istotę z kosmosu, która znaczy więcej, niż wszystko inne w całym ekosystemie. Nie miała pewności, kiedy ta wizja uległa zniszczeniu, to był powolny proces – cegiełka po cegiełce, ale gdyby miała wybrać jeden moment, w którym dotarło do niej, że coś jest nie tak i mama może być w głębokim błędzie, powiedziałaby, że to była ta chwila, gdy odszedł jej ojciec.

Ruth zrobiła się wówczas strasznie nieznośna – uparta i zapracowana.

Marylin miała zatem jeden cel – nie stać się swoją matką, a była w tym tak nieznośna, uparta i zapracowana, że zasadniczo z trudem dążyła do tego, co planowała osiągnąć.

Stojąc przed budynkiem Eastville High, dziewczyna obserwowała kolejnych uczniów wchodzących do szkoły. Nie miała na to ochoty, rutyna odbijała się powoli na skroniach nastolatki potężną migreną, więc czując jak wiatr porusza granatową wstążką, łaskoczącą jej policzek, puściła wreszcie telefon, który wpadł do środka jej kieszeni.

Odniosła wrażenie, że zaliczyła właśnie jakieś wyładowanie energii. Coś miało się stać, a przeczucie Marylin podpowiadało, że następna osoba, która wyjdzie przez bramę – odmieni jej życie.

Calum Hastings.

O, błagam, to jest chyba jakaś kpina!

Wciągnęła głęboko powietrze, zakładając ozdobę podtrzymującą jej kucyk za ucho.

Calum i Marylin nigdy nie należeli do tego samego świata. Ona zdobywała najlepsze stopnie, angażowała się w życie szkoły i trenowała cheerleaderki, on natomiast miał wszystko gdzieś, przychodził na zajęcia, wcielając się w rolę sztucznego tłumu, ale większość przerw i tak spędzał w miejscu, o którym po korytarzach Eastville High chodziły legendy.

Wiedziała, po co tam chodził i pomyślała, że mimo wszystko – to może być jakaś odpowiedź.

***

Marylin przez całe swoje życie unikała zaułków, opuszczonych schodów pożarowych, wyłączonych stacji kolejowych i magazynów – każde z tych miejsc brzmiało bowiem jak kłopoty, a skoro w swoim mniemaniu przekroczyła jakąś granicę tego poranka – zwyczajnie kupując papierosa, aby rozładować pulsujące wręcz emocje, mogła pójść o krok dalej.

Palarnia Eastville High znajdowała się pomiędzy starymi kamienicami, które nie należały już do terenu szkoły, a jednak nieustannie w tym rejonie przesiadywało sporo uczniów, decydujących się na ucieczkę z zajęć. Wchodziło się tam jedną, krótką, wąską uliczką, prowadzącą właśnie do zejścia ewakuacyjnego, należącego do baru, gdzie na stopniach schodów kelnerzy poukładali sobie puszki, mające być popielniczkami na ich przerwach od pracy.

Nikt nie zaprosił tam licealistów – oni sami przyszli, bo Calum Hastings całował kiedyś w tym miejscu jedną z baristek, więc odebrał to jako zachętę, a za nim przyszła cała reszta.

Marylin przełknęła głośno ślinę, wkładając ręce do kieszeni płaszcza. Pierwotnie spodziewała się, że na samozwańczej palarni zastanie tylko kilku okolicznych żuli, Hastingsa oraz jego paru kumpli, robiących coś niewyobrażalnie nielegalnego, ale dostrzegła tam też mnóstwo znajomych, którzy przyszli postać sobie przy wciągniętych w nałóg przyjaciołach, albo młodsze dziewczyny, zapatrzone w czujących się dorośle z papierosem trzecioklasistów.

Być może gdyby chodziła do większej szkoły, albo mieszkała w dużym mieście, nie wzbudziłaby nieprzyjemnych szeptów, gdy wyciągnąwszy papierosa starała się jak najbardziej schować. Nikt się z nią nie przywitał, parę osób zmierzyło ją spojrzeniem.

Marylin wreszcie włożyła papieros między usta, by spróbować go odpalić, ale natychmiast się zakrztusiła.

Tak, to tym zdecydowanie zrobiła sensację.

– Chodź do nas, pomożemy ci! – rzucił Calum, wydostając się spośród grupki młodszych nastolatek. Skinął na nią, by podeszła pod schody, do niego i jego ubranego w fartuch, zdecydowanie starszego kolegi.

– Spadaj, Hastings. – Marylin spróbowała ponownie, jednakże jej długi, sztuczny paznokieć ukruszył się w efekcie kontaktu z trudnym do ruszenia metalowym kółkiem w zapalniczce.

Zacisnęła mocno powieki.

Calum nie czekał dłużej, sam z siebie podszedł do Marylin, wziął niewypał z jej ust i trzymając go między swoimi, podpalił, po czym oddał papieros odrobinę zirytowanej nastolatce.

– Zaciągasz się, bierzesz trochę powietrza, a potem wypuszczasz. Tyle.

– Dzięki… Chyba.

– Marylin Harris mi podziękowała, cóż za zaszczyt! – rzucił sarkastycznie, na co prychnęła w odpowiedzi.

– Calum Hastings komuś pomógł, cóż za zaszczyt – odparła od razu, choć nie zabrzmiała szczególnie poważnie, ponieważ zachłysnęła się dymem.

– Pomagam ci się truć, nie wiem, czy chcę odbierać za to nagrody. – Chłopak wyszczerzył się głupio. – Ale mogę pomóc ci bardziej.

Wziął od kelnera jego paczkę fajek, a potem poruszył głową, by naprawdę do nich dołączyła.

Marylin niepewnie zrobiła krok, tylko z czystej ciekawości, bo i tak wyróżniała się, stojąc pośrodku wąskiego placu, tym samym wolała rozmawiać z Calumem, aniżeli w ogóle z nikim.

Zmarszczyła brwi, widząc nierówne papierosy w miękkim opakowaniu. Może jednak miała rację? Może Calum Hastings robił bardziej podejrzane rzeczy, niż wyłącznie podtruwanie sobie dróg oddechowych na palarni Eastville High?

– Czy to są…

– Ciszej, kretynko. – Hastings zrobił znaczącą minę. – To praktycznie w większości sam tytoń, mój kumpel je kręci.

– A pokazujesz mi to, bo? Jeśli zadzwonię na policję?

– Będziesz musiała wyjaśnić mamie, co tutaj robiłaś, i to na dodatek ze mną. Widzę, że masz kłopoty w raju, mała. Może rzeczywiście chcę ci pomóc?

– Masz nie po kolei w głowie, Calum. – Wzięła trzeciego bucha, tym razem udało jej się powstrzymać kaszel, mimo wszystko rzuciła papierosa na ziemię. – Nie spóźnij się na lekcję.

Posyłając chłopakowi promienny uśmiech, Marylin odgarnęła włosy, obróciła się na pięcie i rzeczywiście odeszła, podczas gdy on tylko pokręcił głową.

– Oczywiście, księżniczko, tak jak mówisz.

ROZDZIAŁ DRUGI

ONA CHCE KOGOŚ, KTO JĄ POKOCHA

– Nie wygodniej będzie ci kupić po prostu paczkę, Mar? – zapytała Tiffy, wybitnie niezachwycona pracą w małym, przyszkolnym sklepie studentka, sprzedająca Harris papierosy od ostatniego pół roku.

Spotykały się co któryś dzień rano, czasem nawet w weekendy, kiedy akurat Tiffy miała swoją zmianę. Marylin była dla niej ewenementem. Niecodziennie widuje się idealnie ułożoną dziewczynę, która zamiast po prostu złamać zasady, robi wobec nich tak wielkie halo, że wygląda na podejrzaną o rzeczy, których nie śniło jej się dopuścić.

Marylin kupująca fajki przypominała kogoś, kto w rzeczy samej handluje ciężkimi narkotykami i bronią, dlatego Tiffy uważała, że jest rozkoszna.

– Nie mam jej gdzie trzymać, ale dzięki.

No tak, ekspedientka usłyszała już raz historię o tym, jak Ruth szukając swojej bransoletki, bez pytania przeszukała każdy zakamarek w pokoju nastoletniej córki oraz każdą jej torebkę.

– Dziś zaczynasz później?

– Ehe, korzystam z okazji. – Marylin pożegnała się i ruszyła do schodów pożarowych.

Harris nie paliła często, wróć, nie paliła tak często, jak Calum Hastings, który zawracał jej głowę, gdy tylko pojawiła się ku temu okazja. Tamtego poranka miała chwilę, by pobyć sama ze sobą, ponieważ jako cheerleaderka z przełożonym, porannym treningiem, nie spodziewała się spotkać żadnego znajomego w swojej miejscówce.

Już się nie dusiła podczas palenia. Układając różowe, miękkie, dokładnie wypielęgnowane cukrem, miodem i wazeliną usta, zaciągnęła się dymem, który potem raz jeszcze wciągnęła do płuc, by ostatecznie go wypuścić. Było południe, czyli miała pół godziny do treningu, na który i tak od jakiegoś tygodnia spóźniała się z niemocy.

Siedząc w zamyśleniu, mimo swojej spekulacji, że znajdzie odrobinę prywatności – usłyszała kroki. Bez słowa rzuciła niedopałek za siebie i spojrzała w telefon, jakby nigdy nic się nie stało. Wtem światło przysłonił jej nikt inny, jak Calum Hastings. Marylin przeniosła na niego spojrzenie.

– Tak?

– Zaczynam się o ciebie martwić, schodzisz na psy. – Wzruszyła tylko ramionami w odpowiedzi. – Nie masz humoru? Znowu jarasz w samotności?

Była trochę w szoku, że to zauważył.

– A ty? Niby po co tu przyszedłeś? Odwal się, okej? – Przesunęła palcem po ekranie. Chłopak spojrzał na jej wyświetlacz. – Czy chcesz definicję słownikową frazy „odwal się”, czego w niej nie rozumiesz?

– Mhm… Wiem, co tu jest grane… Kompleksy?

– Słucham?

– Nie dobijaj się, złotko, sama w sobie jesteś bardziej estetyczna, niż cała estetyka z tą fajką.

Calum sięgnął po paczkę, ale w środku było coś innego, niż papierosy, wyglądało również inaczej, niż poprzednio skręcony ręcznie tytoń z domieszką marihuany. Inaczej też pachniało, kiedy to odpalił. Coś jak… Wymiociny? Paskudne żarcie? Marylin aż się skrzywiła. Ohyda, pomyślała. Nie spodobała jej się woń, ale kiedy wyciągnął blanta w jej stronę, na moment się nawet zawahała.

– Pojebało cię chyba. Sama sobie załatw.

– Wiesz, że ja naprawdę zadzwonię po policję…

– Nie, bo nie chcesz się nikomu tłumaczyć.

– Calum…

– A zapalisz? – Wzruszyła ramionami. – Serio? – Ponownie dygnęła, choć nie była do końca pewna. – To pomaga, kiedy jest chujowo. Obiecuję.

Jeszcze raz wyciągnął do niej dłoń, choć zawahała się znacznie bardziej, niż poprzednio.

– Ja…

– Tak myślałem.

Marylin wstała na równe nogi, poprawiając torebkę na ramieniu.

Co mi strzeliło do głowy?!

Nie zamierzała brać w tym udziału, bo naprawdę miała dostatecznie wiele problemów z samą sobą, by dźwigać jeszcze kłopoty jakiegoś idioty, który po prostu ją prześladował. Każdy kto mieszkał w Eastville wiedział, że cała rodzina Caluma daje mu powody do bycia niereformowalnym, ale nastolatka nie czuła, aby jej walka o życie tego chłopaka była do wygrania.

***

– Hej, piękna.

Dziewczyna poczuła dotyk silnych dłoni chłopaka na swojej talii, a kiedy ucałował ją w policzek, uśmiechnęła się pobłażliwie.

– Aiden, dobrze, że jesteś. – Obróciwszy się, zarzuciła ręce na jego szyję.

Hollywoodzki obrazek. Ona w niebiesko–biało–żółtym kostiumie cheerleaderki, on w stroju identycznego zabarwienia, jako futbolista. Marylin rzuciła pompony, kiedy obejmowała Aidena, a on uniósł ją, bo był sporo wyższy, tym czasem jej koleżanki aż westchnęły, nie z podziwu, a z zazdrości.

Marylin Harris miała doskonałe życie. Bogatą matkę, uroczą, młodszą siostrę, nienaganną figurę, piękny makijaż, długie, idealne, ciemne włosy, proste, białe zęby, cudowną dykcję. Ponadto była wysportowana, popularna i taka… Nierealna. Do tego Aiden Williams. Ten przystojny, zapewne nadzwyczajnie dobry w łóżku, mądry – kapitan drużyny futbolowej.

Oboje wymuskani, stworzeni dla siebie!

Aiden złożył krótki pocałunek na ustach Marylin, a potem trochę się skrzywił.

– Co to za smak? – Zmarszczył nos.

– Jaki smak?

– Paliłaś papierosa?

– Co? Ja? – Chciała się wybronić.

Williams pokręcił głową z niedowierzaniem. Marylin nie zdążyła nawet nic odeprzeć, bo po boisku rozbrzmiał gwizdek. Aiden pobiegł, zostawiając zdezorientowaną dziewczynę pośrodku murawy.

Szum w głowie z rana zaczął wracać.

***

Jasne światło komputera odbijało się w wielkich okularach nastolatki. Obdrapane z lakieru paznokcie stukały o klawiaturę. Powinna była je pomalować, uczesać się jakoś, by nie potargać fryzury, poza tym…

Oblizując dolną wargę, Marylin rozejrzała się po nieposprzątanym pokoju, a potem zerknęła na ekran laptopa, którego wcześniej odłożyła na materac, i zaczęła zbierać ubrania z podłogi. Prędko zaplotła dwa warkocze francuskie, nałożyła jeszcze maseczkę na twarz, poprawiła manicure i wrzuciła odpowiednie książki do torebki.

Jest dobrze, to chwilowy spadek formy, mama ma rację, ja…

Rozsypała notatki, przez co zrobiła brzydką plamę niszczącą manicure. Więc znów pomalowała paznokcie, wcześniej wbijając je w opuszki palców. Koniec końców usiadła z pracą domową, nie chcąc czasem narazić się nauczycielom, choć z reguły i tak nie prosili jej do odpowiedzi, bo była zawsze przygotowana.

Kiedy powtórzyła jednak każdy przedmiot, tak w razie czego, zegar wskazał osądzająco drugą nad ranem. Czyli czekała ją kolejna nieprzespana noc.

Leżała na plecach, ale sen nie nadchodził. Położyła poduszkę na twarz i zaczęła liczyć barany. Nagle skaczące zwierzęta zniknęły z jej myśli.

Czy jest coś w co wierzę?

Już sama nie wiedziała, czy może zwrócić się do jakiejś nadnaturalnej istoty, więc nie chcąc jednak nic manifestować, zasnęła na chwilę. Obudziła się po trzeciej i zaczęła płakać w pościel z bezradności.

Chwyciła telefon i wybrała numer Aidena.

– Marylin? – odebrał po kilku sygnałach.

– Nie mogę spać.

– Och, coś się stało? – Brzmiał bardziej na niezadowolonego, niż rzeczywiście zatroskanego, jednak komuś musiała w końcu wyznać, co leży jej na sercu.

– Aiden, ja naprawdę mam dość…

– Płaczesz?

– Mhm… – Pociągnęła nosem.

– To nie płacz, idź spać, Marylin, rano ci przejdzie.

Dziewczyna rozchyliła usta, by wreszcie coś powiedzieć, krzyknąć na niego, wyżyć się trochę, a potem dotarło do niej, że to i tak nic nie zmieni, bo konwersacje z Aidenem nigdy nie weszły na żaden wyższy poziom, niż krótkie: „No co ja ci poradzę?”.

– Okej – szepnęła tylko. – Dobranoc, koch… – Rozłączył, zanim zdążyła nazwać go kochaniem.

Szum w głowie Marylin przybrał postać donośnego krzyku, dlatego ocierając łzy, próbowała dalej zająć czymś przebodźcowany mózg. Ale było to na nic. Obejrzała kilka tik toków makijażowych, przejrzała Instagram.

Marylin rozważała przez moment pewną sprawę, aż wreszcie wybrała okno czatu na Messengerze.

Marylin Harris: Cześć, dobry wieczór, cokolwiek. Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę?

Calum Hastings: księżniczka na ziarnku grochu? Nie możesz spać po nocach?

Marylin Harris: Proszę cię o powagę, Calum. Chcę żebyś mi załatwił.

Calum Hastings: pojebało?

Marylin Harris: Zapłacę jemu i tobie.

Marylin Harris: Twojemu… no wiesz.

Calum Hastings: dobra, kurwa, ale nie pisz tego na fejsie na litość boską!

Calum Hastings: złapię cię tam gdzie zawsze

ROZDZIAŁ TRZECI

MĘSKI ŚWIAT

Była nauczona nie odpowiadać niepytana, dlatego nawet jeśli priorytetem Marylin w szkole okazało się zdobywanie dobrych stopni, zazwyczaj nie wychylała się ze swoimi przemyśleniami przed tłum. Język angielski w Eastville High dla młodzieży, i tak zmęczonej już własną egzystencją, był udręką, zwłaszcza zagadnienia dotyczące literatury. Nie chodziło jednak o sam fakt, że spora większość miała całkowicie gdzieś twórczość Szekspira, albo nie mogła już znieść monotonnego głosu nauczycielki, problemem okazała się męcząca, zaangażowana w lekcję bardziej niż sama anglistka, Bethany Lawrence.

W wielu dziełach kultury inteligentne dziewczyny są najpierw nieatrakcyjne, później ładnieją, a te które oddają swoje serca literaturze pięknej to ciche, skromne, skulone w sobie, niemalże niewidzialne nastolatki, ukrywające się przed światem, jakby w obawie, że jakiś popularny półmózg rzuci ich sercami ze szkła o ziemię. Bethany Lawrence może i była oczytana, miała niesamowitą wiedzę nie tyle z zakresu językowego, co historyczną oraz społeczną, ale jej istnienie jawiło się jako niezaprzeczalne potwierdzenie tezy, iż mądrość nie zawsze kroczy ramię w ramię z inteligencją.

Jej wypowiedzi musiały zawierać w sobie jakieś niesztampowe zwroty, zaczytywała się w autorach, których także rzecz jasna krytykowała. Na dobrą sprawę… Bethany krytykowała wszystko, tylko po to, aby krytykować.

Dlatego każdy osobiście w swojej ławce tylko się modlił, by Bethany nie przyszła na zajęcia angielskiego w dniu, gdy pani Michaels oznajmi, że na tapet bierzemy obraz kobiety w literaturze początku XX wieku na podstawie Wielkiego Gatsby’ego. Choć realnie… Nikt nie wątpił, iż Bethany będzie gotowa przyjechać nawet na noszach, by wyrazić swoją cenną opinię.

Mimo wszystko Marylin czasem była wdzięczna za możliwość poznania Bethany, bo nawet jeśli wiedziała, że jest uznawana przez koleżankę za gorszy sort, to myśląc nad jej bezsensownymi wypowiedziami, zmuszała się do szukania informacji, tak po prostu, żeby mieć stuprocentową pewność, iż głupoty Lawrence to rzeczywiście głupoty.

Po jej wystąpieniach na lekcjach Marylin weryfikowała przedstawione informacje i sprawdzała „trudne słówka”, myśląc czasem, że wytknie koleżance błąd logiczny. Niestety nie miała jeszcze ku temu żadnej okazji, poza tym nie lubiła szarpać własnych nerwów bardziej, niż wymagała tego sytuacja. Nie zmienia to jednak faktu, że taka Bethany Lawrence przyczyniła się bardziej do zdobywania przez Harris wiedzy, niż lata systemowej edukacji.

Po kolejnej nocy, z której przespała może dwie godziny, siedziała w sali lekcyjnej, stukając paznokciami o okładkę Wielkiego Gatsby’ego. Usłyszała, jak krzesło Bethany się porusza, po czym przeniosła zmęczony wzrok przepełniony nienawiścią na Catherine Stoner siedzącą obok.

– Lepiej żeby pieprzyła te swoje głupoty, niż żeby Michaels miała spytać którąś z nas – szepnęła Cat na ucho Marylin, a ta wzruszyła ramionami w odpowiedzi.

Jej mózg powoli się przegrzewał, co było skutkiem zmęczenia materiałem. Właściwie zmusiła się, by pójść do szkoły tylko z powodu umowy swojej oraz Caluma Hastingsa, który oczywiście, jak na złość, się nie zjawił. Marylin przysypiała na ręce.

– Zaraz padnę – mruknęła. – Chociaż nie, Lawrence otworzy buzię i z poirytowania nie zasnę.

Cat zareagowała lekkim uśmiechem.

– A tam, po prostu się wyłącz. – Catherine Stoner zawsze wyglądała, jakby nie do końca była myślami w tym samym pomieszczeniu, dlatego dla niej to był bardzo prosty mechanizm.

– Jestem o tyle… – Marylin pokazała swój kciuk i palec wskazujący niemalże złączone ze sobą. – Żeby wstać i ją podsumować.

Zmrużyła oczy i poczuła, że zakłuł ją brokat z cienia do powiek, więc potarła kącik.

– Napij się kawy.

– Kawy?

– Nie pijesz kawy przed wyjściem? – Stoner uniosła jedną brew.

– Nie mam czasu, poza tym to niezdrowe.

Jakby cokolwiek co robię, było chociaż trochę zdrowe, pomyślała.

Wtedy wsłuchała się w wypowiedź Bethany, gdzieś tak od połowy rejestrując sens jej słów.

– Już na bazie samego cytatu, przytaczam: „To dobrze – powiedziałam – cieszę się, że to dziewczynka i mam nadzieję, że będzie głupia”, można stwierdzić, że postać Daisy nie rozumie istoty kobiecości…

Co za brednie.

Marylin sama rozejrzała się po klasie. Nikt nie zamierzał z nią polemizować. Nikomu się nie chciało, bo to oznaczało podpadnięcie Beth i bycie zmuszonym do godzinnego wyjaśniania, co się miało na myśli, używając konkretnego uproszczenia.

To było trochę masochistyczne, ale Marylin nie miała dobrego dnia od bardzo dawna, dlatego oparłszy się o krzesło, uniosła tylko rękę. Sama wtedy nie wiedziała do końca, co robi. Catherine spojrzała na koleżankę zdezorientowana, a Aiden aż uniósł głowę znad telefonu.

– Tak, Marylin, możesz iść do łazienki – powiedziała masująca skroń pani Michaels.

– Przepraszam, mogę kontynuować? Wolność słowa…

– Właściwie… Chciałam powiedzieć, że… – Harris wstała, wcinając się Beth w zdanie, chyba nieświadoma w pełni, że mówi dokładnie to, co ma na myśli, bo pierwszy raz w życiu była aż tak niewyspana w środku dnia. – Wolność słowa daje prawo do wypowiedzenia swojej opinii, a nie przymus wpychania jej ludziom do gardła na każdym kroku, dziękuję. – Usiadła znowu.

Bethany zmierzyła Marylin od góry do dołu, ta natomiast… Nawet na nią nie spojrzała.

Pani Michaels uśmiechnęła się lekko pod nosem.

– Aha, fajnie, szkoda, że nikt inny nie zgłasza się do odpowiedzi, czy mogę kontynuować swoją wypowiedź? – zapytała oburzona Lawrence.

– Moment, odpowiadasz praktycznie na każdych zajęciach i bardzo to doceniam jako nauczycielka, ale chciałabym dać szansę też innym, jeśli raz na jakiś czas ktoś wykaże inicjatywę, Williams, na litość boską, mam zacząć zbierać komórki do pudełka?

Pani Michaels przetarła twarz dłonią, wskazując drugą ręką na Aidena, jakby udowadniała swoje słowa. Grupa zachichotała, bo wreszcie zaczęło się dziać coś ciekawego.

– Marylin Harris, zechciałabyś kontynuować wypowiedź Bethany, albo być może przedstawić własny punkt widzenia o lekturze?

Cisza.

– Mar. – Catherine z przepraszającym uśmiechem szturchnęła ramię Marylin, a ta jakby przebudziła się z letargu. – Pytają cię.

– Słucham? Ja… Ja nie czuję się dzisiaj najlepiej.

Oczywiście, była przygotowana. Zrobiła notatki, zapisała słowa, których powinna użyć, wybrała zgodną z kluczem drogę argumentacji, nie odbiegając za daleko w dygresję.

– Nawet nie na ocenę. Bethany, usiądź, oczywiście dostaniesz punkty za znajomość treści… Marylin? Wystarczy mi twoje zdanie, nawet nie chcę wiedzieć, czy znasz bohaterów, po prostu chciałabym, żeby te zajęcia wreszcie mogły być interaktywne.

– Znam. Przeczytałam, to znaczy… – wydukała.

Dziewczyna znów wstała, założyła włosy za uszy, co robiła już odruchowo, a nauczyła się tego, chcąc odsłaniać swoje srebrne kolczyki. Wówczas nie myślała ani o kolczykach, ani o niczym innym niż kartki, które wyciągnęła z podręcznika. Miała ich za dużo, sama gubiła się w swoich kolorowych podkreśleniach, ponieważ jej głowa tak niemiłosiernie pulsowała. Musiała zacząć sypiać, albo naprawdę pić kawę. Przygryzła dolną wargę. Nie mogła się zbłaźnić. Co pomyślałaby jej matka, gdyby zobaczyła, że zatkało ją w tak prostej sytuacji, jak odpowiedź z literatury?

– Może dokończę… Dokończę na początek cytat, który trafnie rozpoczęła mówić… To jest niepoprawne… Przepraszam. – Przełknęła ślinę, wzięła wdech. – Źle złożyłam zdanie, umn…

– Nie stresuj się, to tylko luźne rozpoczęcie burzy mózgów. – Pani Michaels siliła się na uśmiech.

Marylin pokiwała prędko głową w odpowiedzi.

Znów wbiła paznokcie w dłoń, którą spuściła wzdłuż swojego tułowia.

– Fragment, który wyłapałam z wypowiedzi Beth jest cytatem. I może… Na początek go dokończę: „To najlepsza rzecz dla kobiety na tym świecie, być pięknym głuptaskiem”.

– Jak w punkt. – Harris usłyszała szept Bethany do kolegi z ławki.

Miała ochotę pokazać jej po prostu środkowy palec, ale powstrzymała się.

– Słowa te padają z ust Daisy Buchanon, mówi w kontekście własnej córki. Przez całą książkę postać dziecka Daisy pojawia się może z dwa razy. Jest niekoniecznie dokładnie opisana, sama dorosła bohaterka to jedynie skrawek tego, jaką widzi ją Gatsby. I tak naprawdę… Myślę, że Fitzgerald zastosował ten trik celowo.

Może gdyby miała dobry dzień, dyplomatycznie zrezygnowałaby z odpowiedzi? Ale drzemiący umysł Marylin, kazał jej mówić dalej.

– Książka nie ma opowiadać tylko o kobietach, owszem, są one niezwykle ważną częścią tego dzieła, jednak Daisy to jakiś szablon, swego rodzaju uogólnienie żeńskiej części społeczeństwa tamtych lat. Wielki Gatsby pozornie opowiada o gorącej miłości Jaya do Daisy, lecz tak naprawdę wątek ten został potraktowany szczątkowo. – Pani Michaels założyła nogę na nogę, obserwując zmieszaną, gestykulującą lekko Marylin. – Fitzgerald opisał najpierw zniszczonych moralnie ludzi omawianego okresu, na podstawie jakichś tam postaci, ukazując czytelnikowi przekrój całej społeczności. A wtedy kobieta miała być po prostu ładna i głupia. Tak było jej łatwiej, jak zaznacza Daisy, choć sama jest samolubną intrygantką i pozwala sobie na wyniszczanie innych.

Marylin przełknęła ślinę. Cała grupa milczała, przyglądając się jej z uwagą, podczas gdy dziewczyna bawiła się swoimi palcami.

– Źli ludzie z reguły muszą być bardziej inteligentni, niż ci dobrzy. Oczywiście mam na myśli zły jako manipulator, choćby na przykładzie kłamstwa. Czasem łatwiej mówić prawdę, bo mało kto spamięta te wszystkie oszustwa, prawda? Mało kto jest w stanie przewidzieć ruchy innych do tego stopnia, by móc wiedzieć, jakiego fałszu najtrafniej użyć w danej sytuacji. – Znów założyła włosy za ucho. – To jest szowinistyczna książka, ale społeczeństwo było i bywa szowinistyczne, więc chyba taka analiza brzmi dość trafnie. Łatwiej jest ładnym ludziom, to dość oczywiste, ale najprościej mają ci ładni i głupi, ponieważ nie zadają pytań i śpią spokojniej.

Marylin wiedziała, że jest ładna. Zawsze powtarzał jej to tata, zanim zostawił Ruth. Kazał córce nie zaprzątać sobie ślicznej główki problemami dorosłych, a ona zamiast odpuścić, zastanawiała się – jakie są to te problemy dorosłych?

Stojąc przy ławce, po środku sali, Marylin pomyślała, że chciałaby nie musieć się nad tym zastanawiać. Gdyby była ładna i głupia, wtedy z pewnością dobrze by spała.

– Podobała ci się lektura? – zapytała nagle pani Michaels widząc, że nastolatka się zamyśliła.

Gdyby mogła spakować swoje rzeczy i uciec od tego życia – z pewnością, by to zrobiła. Problem w tym, że Marylin miała wyrzuty sumienia, bo jej życie przecież wydawało się doskonałe i nienaganne, ale czegoś w nim brakowało.

– Tak, bo taki dostojny, ale zniszczony świat brzmi pociągająco, odrywa od rzeczywistości. Mimo wszystko, w temacie dzisiejszych zajęć, uważam, że obraz kobiety jest obrazem po prostu realnym na tamte standardy, ale myślę, że brzmi również dość aktualnie i uniwersalnie.

– To znaczy? – dociekała nauczycielka.

– Czy jest jakaś epoka, w której kobieta nie miała być ładna? – Marylin uniosła jedną brew, co spowodowało, że poczuła mocne pulsowanie w skroni. – Umn… Przepraszam, mogę jednak pójść do tej ubikacji?

– Może chciałabyś pójść do pielęgniarki?

Pod powiekami Harris pojawiły się łzy, które nie wynikały ze smutku, złości, czy stresu, a jedynie z założonych na styk, awaryjnych szkieł kontaktowych. Dlatego gdy stojąc tak w oczekiwaniu, zamrugała parokrotnie i razem z tuszem spłynął również jeden kontakt.

– Jest okej, po prostu… – Odrobinę zmartwiona Catherine, podała jej chusteczkę. – Poprawię to, szkła kontaktowe, przepraszam za kłopot…

– Marylin nosi szkła? – zapytała Trish zdezorientowanego Aidena, który był gotowy pójść za nią, ale prowadząca lekcję go zatrzymała.

– Nie wiem… Mówiła, że nie… – Williams tylko zmarszczył czoło.

– Czy ktoś jeszcze chciałby coś dodać? – Pani Michaels uniosła dłonie.

– Może to przeczytam. – Calum Hastings, którego Marylin wyminęła, wychodząc z pomieszczenia, opierał się o framugę drzwi. – Przepraszam za spóźnienie.

– Nie załamuj mnie, Hastings. – Nauczycielka wskazała na niego długopisem, dlatego grzecznie zajął poprzednie miejsce Marylin przy Catherine Stoner i uniósł ręce w geście kapitulacji.

Cheerleaderka zmarszczyła nos z niechęcią, ignorując zaczepne mrugnięcie nowego, ławkowego sąsiada.

***

– Nie możesz tak! – Obrażona Marylin szła chodnikiem na obrzeżach Eastville, przy stacji kolejowej, popijając wodę butelkowaną. – Nie możesz tak o, po prostu podjeżdżać pod boisko szkolne, i mnie wołać! To… źle wygląda.

– A co niby miałem zrobić, kiedy zignorowałaś nasze spotkanie na palarni? A właśnie, nie męczysz się przez fajki podczas tych swoich tańców? Ja bym się zmęczył… Chociaż nie narzekam, ładna spódniczka.

– Do rzeczy, Calum! – jęknęła zirytowana już za długim wstępem nastolatka.

– Myślisz, że w szkole teraz będą gadać, że zgarnąłem gdzieś Marylin Harris?

– Liczę na to, że nie, a jak ktoś zacznie, to wszystkiemu zaprzeczę.

Hastings odpalił Lucky Strike’a, proponując dziewczynie jednego z paczki, zawahała się, ale wzięła.

– Bez szans, wszyscy wiedzą już, jak inteligentnie zmieszałaś z pomyjami jebniętą Beth. Szacunek, nie spodziewałem się, że masz w głowie coś więcej, niż szminki i pudry.

– Czuję się doceniona! – sarknęła i położyła rękę na sercu. Chłopak uśmiechnął się lekko pod nosem. – Do rzeczy, zdążę może na końcówkę treningu, bo liczę, że mnie odwieziesz.

– Po co?

– Ugh, jesteś taki… Trudny.

– Cały ja. – Hastings wzruszył ramionami i wyciągnął wymiętoloną kartkę w kratkę z kieszeni. – Ale powaga, nie zamierzam cię doedukowywać, wiesz z czym wiąże się regularne palenie trawy, jeśli nie, twój problem. Cokolwiek z nią zrobisz, wciąż ufam, że nie działasz w jakimś programie łapania dealerów dla nieletnich.

Obserwując świstek, Marylin dostrzegła dziwny ciąg znaków.

– A wyglądam jakbym działała? Tak już zupełnie serio. – Aż uniósł brwi. – Jestem po prostu zmęczona, okej? Przepraszam.

– Nie musisz mnie za nic przepraszać, księżniczko. Napisz do niego na Tumblrze, tu masz nazwę, wiem, że brzmi głupio, ale mój dealer ma swoje zasady.

– O-okej? – Marylin podrapała się po policzku. – I przywiozłeś mnie aż tu, bo?

– Bo miałem taki kaprys, Mar. – Wzruszył ramionami. – Poza tym jest ładnie. – Hastings wskazał na opuszczony tor kolejowy, natomiast gdy ona podniosła wzrok, dostrzegła jedynie śmieci porozrzucane dookoła.

– Malowniczo – szepnęła ponownie złośliwie. – Dziękuję.

– Hmmm. – Calum wsunął dłonie w kieszenie. – Ostatnio już ci powiedziałem, tu chyba nie ma za co dziękować.

– Ostatnio mówiłeś też, że to relaksuje.

Zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu.

– Słonko, byłem na haju. – I już nic więcej nie mówiąc, obrócił się na pięcie, by odstawić Marylin do domu.

***

– Uciekłaś z treningu. – Ruth schodziła do kuchni, obserwując jak jej córka pakuje zmywarkę po kolacji. – Dlaczego?

– Nie uciekłam, miałam zły dzień, więc się zwolniłam z końcówki.

– Zły dzień? Boże, Marylin, ty codziennie od pół roku masz złe dni. – Dziewczyna odpowiedziała wywróceniem oczami. – Nie lekceważ mnie tak.

– Przepraszam, po prostu… Chyba łapie mnie grypa, byłam pytana z angielskiego i…

– Jaką dostałaś ocenę?

– Słucham?

– Ocena, do sedna.

– Nie dostałam oceny, po prostu weszliśmy w wolną dyskusję i ogólnie wszystkim się podobało, bo improwizowałam, chyba pierwszy raz w życiu dostałam uznanie za… Coś mówionego, niekoniecznie… No wiesz, przygotowanego wcześniej.

– No to co? Nie przygotowałaś się? – Ruth naparła rękoma na krzesło.

– Czy ty naprawdę musisz sprowadzać wszystko, dosłownie, do lekcji życia? Proszę, przestań. Poszło mi dobrze. – Marylin wytarła ręce w ręcznik i założyła je na piersi.

Wpatrywały się w siebie przez chwilę, desperacko próbując wykrzesać resztki energii, aby powiedzieć cokolwiek, co nie będzie brzmiało nieprzyjemnie.

– Jestem zmęczona – wyznała w końcu pani Harris.

– Wiem, wiem, to zrozumiałe… – odparła Marylin. Wymieniły się uśmiechami. – Candy ładnie zasnęła, hm?

– Ta, mówiła, że fajnie się z tobą bawiła.

– To dobrze…

Dotknęła je kolejna salwa milczenia, którą przerwał głos Ruth.

– Nie mówiłaś, że masz naukę?

– Och. – Nastolatka prawie podskoczyła w miejscu, bo przeszedł ją dreszcz. – Pójdę do siebie, dobranoc, mamo.

– Dobranoc, Marylin.

***

Aiden Williams: Dlaczego pojechałaś gdzieś z Calumem Hastingsem? Czy ciebie pojebało?

Dochodziła północ. Marylin specjalnie położyła się wcześniej, by na pewno zasnąć, ale nie potrafiła. Wpatrywała się w sufit bez żadnego celu. Czuła i słyszała swoje bicie serca, wszystko dookoła wydało jej się dziwnie przerażające oraz takie… Inne.

Przygryzła wargę.

– Cholera, cholera, cholera – wyszeptała w przestrzeń, a potem spojrzała na ekran komórki, miętoląc między palcami karteczkę, którą dostała od Caluma.

W przeglądarkowym trybie prywatności wyświetliła jej się informacja, że właśnie zalogowała się do Tumblra.

Po głębokim zastanowieniu usiadła na materacu, obserwując ciąg cyfr. Gdy wpisała dziwną nazwę, przełknęła głośno ślinę.

Dzwonić, czy pisać?

Da się tu w ogóle dzwonić?!

Do dealera? Pisać… Tak, pisanie brzmi dobrze!

mar: Dobry wieczór

x: hej :)

Odpisał niemal od razu, dlatego zablokowała ekran, zasłaniając usta. Serce jej przyspieszyło. Marylin wiedziała, że to głupie, ale największe pokłady ekscytacji płynęły w jej żyłach, kiedy kupowała papierosy. Za każdym razem, gdy chowała je konspiracyjnie do kieszeni, czuła, że podejmuje jakąś własną, złą decyzję, tymczasem teraz emocje były tak silne, że niemalże nie do zniesienia.

mar: Możemy się spotkać?

Zastanowiła się przez chwilę, po czym dodała jeszcze:

mar: Znam caluma.

x: ?

Zmarszczyła brwi.

mar: Chcę się spotkać, ale nie w Eastville.

mar: Chyba, że dasz po prostu calumowi, przekażę mu pieniądze :)

x: ??

Zaczęła obgryzać paznokcie. O co mu chodziło? Dlaczego zdawał się w ogóle nie kooperować?!

mar: ile za gram?

x: gram czego?

Jej spocone dłonie drżały, a w nich komórka. Marylin wysłała swojemu rozmówcy ikonkę liścia, dlatego odpisał jej krótkie:

x: 40

mar: gdzie mam być?

x: wsiądź w autobus na abingdon w eastville i wyjdź na drugim przystanku :)

mar: O której i kiedy?

x: jutro o dziesiątej

mar: Rano?

x: nie, mar, nie o dziesiątej rano

mar: Czym przyjedziesz?

x: zobaczymy

I nagle znów przestał być dostępny, co spowodowało, że dopiero w tym momencie Marylin zorientowała się, że nie oddychała przez cały czas prowadzenia tego czatu.

ROZDZIAŁ CZWARTY

WIŚNIE I WINO

Marylin rzadko bywała w miejscach takich jak to. Wysokie, ceglane budynki pokryte wyjątkowo ambitnym, budzącym wątpliwość graffiti, rozrastały się przed nią, sprawiając, że czuła się jeszcze mniejsza, niż była w rzeczywistości, a nigdy nie należała do ludzi postawnych.

Lampy uliczne rzucały niemrawy blask na mokrą jezdnię. Chłód jesieni przeszywał jej ciało, dlatego naciągnęła rękawy płaszcza na dłonie. Była zupełnie sama, jej serce biło szybko, a oddech notorycznie przyspieszał, gdy tylko dostrzegała cień mogący przypominać człowieka. Muskała palcami nową zapalniczkę w kieszeni.

Nie znała tej miejscowości dobrze. Wsiadła do autobusu i pojechała pod wyznaczony adres. Docierając na miejsce była pewna siebie, choć podświadomie i tak szukała drogi ucieczki. Popełniła błąd, była tego więcej niż pewna.

Dla bezpieczeństwa wyciągnęła słuchawki z uszu, aby wyostrzyć swoją czujność, jednak to nie pomogło. Upewniło jedynie Marylin, że widziane wcześniej sylwetki, to odbicia pojedynczych, zaniedbanych krzewów, bądź uszkodzonych koszów na śmieci. Nikt niepożądany za nią nie szedł.

Botki na obcasie dziewczyny stukały o wybrukowany chodnik. Rozejrzała się ponownie, by dosłownie na chwilę zerknąć w telefon.

Dochodziła dziesiąta wieczorem.

Minutę później dobiegł do niej warkot silnika, a po chwili poczuła nieprzyjemną woń spalin. Samochód był stary i gdyby docelowo nie oczekiwała kogoś w starym, podejrzanym aucie, najprawdopodobniej na tym etapie obróciłaby się na pięcie, by zacząć uciekać, ale ona doskonale wiedziała, po co tam przyszła i że nie ma już innego wyjścia, niż poczekać aż kierowca, zbliżający się bez żadnych świateł zaparkuje przy niej.

Mama Marylin zawsze powtarzała, by nie wsiadać do samochodu z obcymi, ale mama Marylin nie miała pojęcia, gdzie jest jej córka i co zamierza zrobić.

Dlatego pociągnęła za klamkę i zajęła miejsce pasażera.

Mężczyzna za kierownicą mógł mieć najwyżej dwadzieścia pięć lat. Z profilu, w przytłumionym świetle dostrzegła roztrzepane, jasne włosy, będące czymś pomiędzy brązem, a blondem, wydostające się spod czarnej czapki. Mimo półmroku na ładnym, prostym nosie widniały ciemne okulary. Albo tak samo na poważnie brał tę sytuację i chciał chronić swoją tożsamość, albo był po prostu bucem, który nie lubił utrzymywać kontaktu wzrokowego, przynajmniej to nasunęło się na myśl Marylin. W wydatnych, pełnych ustach trzymał oczywiście dymiącego papierosa. Parodniowy zarost okrywał ładnie ścięty podbródek. Dziewczyna miała chwilę by tak po prostu zmierzyć go wzrokiem, ponieważ ani jedno, ani drugie nic nie powiedziało. Dopiero w momencie gdy odpisał na SMS-a, samochód ruszył dalej mając wyłączone światła.

Powoli milczenie zaczęło robić się uporczywe. Auto wypełniały jedynie dźwięki punkowych kawałków puszczonych z radia.

– Gapisz się – odezwał się jako pierwszy. Jego głos brzmiał dziwnie, osobliwie wręcz. Był odrealniony, tak jak cała postać młodego mężczyzny. – Czuję twój wzrok na sobie.

Źle reagowała na jego całokształt.

Może odniosła takie wrażenie, bo hej, właśnie siedziała tuż obok dealera, od którego zamierzała kupić narkotyki. Już to brzmiało zbyt abstrakcyjnie, by mogła wziąć tę sytuację na poważnie. Ale była zdesperowana. Marylin nie umiała poradzić sobie z samą sobą.

– Odezwiesz się? – zapytał, dlatego dla odwagi wzięła głęboki wdech.

– Gdzie… – Głos dziewczyny się załamał, toteż odchrząknęła. – Gdzie jedziemy?

– W bezpieczne miejsce, nie myślisz chyba, że sprzedam ci dragi na przystanku autobusowym? Nie znam cię.

Z pewnością wywrócił oczami, przynajmniej odniosła takie wrażenie.

– Ile masz lat? – zapytał i zerknął na nią tylko na moment, by wreszcie z lekkim niedowierzaniem przyhamować.

Samochód stanął w taki sposób, by twarze ich obojga skąpały się w oślepiającym świetle latarni. Marylin zmarszczyła czoło, a gdy facet zdjął okulary, ich spojrzenia spotkały się ze sobą.

Miał w sobie jedną rzecz, która przykuwała uwagę do całej tej liszajowatej otoczki, którą wokół siebie wytworzył. Dziewczyna nie określała każdego mężczyzny na swojej drodze w kategorii podoba mi się – nie podoba mi się, ale była dość dobrym obserwatorem, więc zauważyła, iż chyba celowo niszczył swoje walory estetyczne.

Był bardziej szatynem niż blondynem, jego zarost zdawał się o wiele ciemniejszy, podobnie zresztą jak brwi, stanowiące doskonałą oprawę dla niebieskich oczu, które w mroku wpadały w szarość.

On jej nie podziwiał, nie rozkładał na czynniki pierwsze urody Marylin. Raczej próbował odkryć, co zmusiło tak młodą dziewczynę, z niewinną twarzą do jakiejkolwiek konfrontacji z jego osobą.

Może miał gorszy dzień? Ba, ponad wszelką wątpliwość nie był fanem trwającej doby. Marylin okazała się jego ostatnią, umówioną klientką na tę noc. Tylko ją potraktował w ten sposób, bo uznał, że skoro wcześniej nie rozmawiali i z jakiegoś powodu wiedziała, jak się z nim skontaktować, wspominając jeszcze cudze imię w tej konwersacji, z pewnością nie była to dla niej naturalna sytuacja.

Jakie miał plany? Zdecydowanie nie chciał wracać do domu.

– Co się stało? – Mężczyzna zadał kolejne pytanie, a ona ponownie wyraziła mimiką swoją dezorientację.

– Co miałoby się stać? Zmieniłeś miejsce, by handlować w pełnym świetle? Może od razu załatw sobie nalepki z całym asortymentem na drzwiach i ogłaszaj się megafonem. – Prychnął w odpowiedzi.

– Nie wiem, o czym mówisz, cheerleaderko. – Zaśmiał się złośliwie, odsunąwszy delikatnie jej płaszcz. – Nic ci nie sprzedam.

– Nie dotykaj mnie! Poza tym… Dlaczego nie? Nie jestem z policji. – Wtedy wybuchnął szczerym śmiechem, a Marylin założyła ręce na piersi obrażona.

Nie rozumiała jego reakcji.

– Och, to jest ostatnie, o co bym cię podejrzewał. – Dalej śmiał się lekceważąco, wyrzucając niedopałek przez okno. – Wiem, że nie jesteś. – Ponownie ruszył. – Gdybyś ty była z policji, a ja byłbym prawdziwym przestępcą, nie prowadzilibyśmy nawet takiej konwersacji.

Normalnie z nią rozmawiał. Próbował nawiązać kontakt, podczas kiedy całkiem wybita z rytmu dziewczyna obserwowała, jak bezcelowo jeździ wokół nieznajomej wsi pomiędzy Abingdon, a Eastville.

– Calum zrobił mi żart, prawda? – Marylin przeczesała włosy palcami. – Jesteś jego kuzynem? Bratem? – Wreszcie i ona zaczęła się śmiać, nawet nie wiedząc, co się stało. Przetarła twarz dłońmi. – Boże, co ja tu robię?! Wysadź mnie, pieprzę to.

– Spokojnie, przecież nic się nie dzieje. – Zerknął na nią kątem oka. – Po prostu jestem ciekawy, czemu tu jesteś – przyznał szczerze. – No i bardzo mi przykro, ale nie mam pojęcia, kim jest Calum, więc miałem nadzieję, że ty mi to powiesz.

– Co? – Wówczas zaśmiała się wręcz panicznie, a on zareagował śmiechem na jej reakcję. – Czy ty jesteś na haju?! – Wlepiła w niego trochę spanikowany wzrok, ponieważ skoro nie znał Caluma, to z kim ona się skontaktowała i do czyjego auta właśnie wsiadła? – Proszę, rozliczmy się i miejmy to z głowy. Myślę, że oboje czujemy się głupio, więc…

– Nie, ja raczej nie – wszedł jej w słowo. – Mnie to bawi, szczerze mówiąc, chociaż nie jestem na haju.

Zamilkła, gdy znów posłał jej uśmiech.

– Jak to sobie wyobrażałaś, hm? Z auta wychodzi jakiś mafioso, nie dzieciak w dresie, sprzedaje ci działkę, a jak cię czasem policja chwyci, to potem ten cichy, niski, ale wykoksowany z tyłu sprząta twoje zwłoki? – Obróciła się gorączkowo, lecz byli w samochodzie sami. – Spokojnie, to nie jest film akcji, to nawet nie jest Nowy Jork, tylko totalne zadupie, więc wybacz, jeśli cię zawiodłem.

– Spodziewałam się dzieciaka w dresie – wyznała szczerze Marylin. – Chociaż może bardziej… Milczącego psychopaty.

– Więc nie wpisałem się w kanon.

– Dzieciaka w dresie, który nie będzie próbował nawiązać rozmowy, a po prostu załatwi swoją pracę, bo chce pieniędzy – uściśliła. – Ja zamierzam się napalić, ty zamierzasz kupić za to nowe felgi, albo obniżyć zawieszenie, cokolwiek, ja nie wnikam, ty nie wnikasz. Tak to miało wyglądać, a jest…

– Niezręcznie – dokończył dumny z siebie. – Ty jesteś niezręczna, ja dalej tylko krążę po mieście.

– Po co?

– Bo zastanawia mnie dlaczego nastoletnia cheerleaderka zamierza „się napalić”, jak to sama stwierdziłaś. Gdybyś wyglądała na styraną życiem, pewnie miałbym to gdzieś, ale jesteś naprawdę ładna, zapewne posiadasz szminkę droższą, niż ten wóz, masz delikatny głosik i wciąż trzęsiesz się ze strachu.

– Z zimna. – Marylin starała się zabrzmieć twardo. – Trzęsę się z zimna.

– Ale reszcie nie zaprzeczysz. – Włączył więc ogrzewanie.

Harris tylko oblizała usta, jednak naprawdę za ceną jej pomadki szła jakość, tym samym nie mogła tak po prostu pozbyć się jej z warg. Spojrzała za szybę. Mijali przystanek po raz trzeci.

– To nie ma sensu. Po prostu sprzedaj mi to, po co tu przyszłam i mnie wypuść.

– Nie. – Zaprzeczając zabrzmiał lekko i śpiewnie, nietwardo.

– Wiesz, beznadziejny z ciebie sprzedawca! Chcę coś od ciebie kupić, to mi to sprzedajesz, bo…

– Bo co? – Dealer uniósł jedną brew. – Zawołasz mojego menagera? Złożysz skargę w ochronie praw konsumenta?

– Ugh! Wiesz co, spadam stąd, zatrzymaj się! – Zirytował ją, bo nie dość, że wymknęła się z domu w środku nocy, żeby się z nim spotkać, to jeszcze teraz na dodatek miała nie dostać tego, czego chciała.

– Poczekaj. – Zablokował drzwi.

– Jeśli będziesz mnie więził, zadzwonię na policję i powiem, że jestem łowcą dealerów oraz starych, obleśnych gwałcicieli. Nie żartuję – zaznaczyła, a on znów zaczął się śmiać. –Wbiję ci długopis w oko. Kopnę cię w jaja, podkręcę tę nutę na full, żeby nikt cię nie usłyszał i zawiozę prosto na komisariat, a moja droga szminka nawet nie zje się w kącikach – wycedziła przez zęby.

Mężczyzna sięgnął do schowka od strony Marylin, dlatego cofnęła się na tyle, na ile mogła na siedzeniu, z lekkim piskiem oczywiście, by przypadkiem jej nie dotknął, ale on tylko wyciągnął pudełko od płyty.

– Blink 182, Enema of the State, podoba ci się?

– Właśnie próbuję cię zastraszyć, nie rozumiesz prostych komunikatów?!