Sztuka obłędu - Julia Kubicka - ebook + audiobook
BESTSELLER

Sztuka obłędu ebook i audiobook

Kubicka Julia

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

13 osób interesuje się tą książką

Opis

Kontynuacja historii bohaterów Sztuki pożądania.

„Zakazany owoc skusił węża, dlatego ten zatruł go własnym jadem, aby nikt inny nie mógł go skosztować”.

Po aresztowaniu Luca i odejściu Brooke z NYPD kobieta wchodzi w układ z Marcusem Brelandem – wspólnikiem i przyjacielem fałszerza. Przez to, co się wydarzyło, nie jest już pewna, po której stronie prawa powinna stanąć.

W tym samym czasie w Nowym Jorku zaczynają ginąć ludzie. To sygnał ostrzegawczy od niebezpiecznego przemytnika broni, Rafaela Franchettiego szukającego zemsty na byłej policjantce.

Brooke musi teraz zrobić wszystko, żeby oczyścić się z ciążących na niej zarzutów, ale też poradzić sobie z tęsknotą za fałszerzem. O ile to pierwsze wydaje się jej całkiem udawać, brak Luca w życiu kobiety staje się wyjątkowo uporczywy.

W zapomnieniu o kochanku nie pomaga fakt, że była policjantka kupuje jego loft i zaczyna otaczać się należącymi do niego przedmiotami. Wkrótce Brooke zaczyna czuć, że ona sama należy do niego.

Ich historia miała zakończyć się w Paryżu. Jednak jak zapomnieć o kimś, kto wyznał, że kocha ją bardziej niż władzę, pieniądze i sztukę, kiedy te rzeczy definiują jego całego?

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                  Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 689

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (202 oceny)
152
35
8
6
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
olciklolcik

Nie oderwiesz się od lektury

Zakończenie trylogii godne.... Zakończenia trylogii! Pierwszy raz w życiu mam ogromny problem z tym by napisać co czuję i w ogóle z tym żeby określić się co do książki spod pióra Julii Kubickiej. 5/5 to zawsze i tak będzie za mało. Oddałam tej książce serce, duszę i cały swój umysł. Nigdy nie sądziłam, że przeżyję to tak bardzo, ale Julia dostarczyła nam tak dużo emocji, gry i romansu, że moje serduszko prawie pękło. To jak idealnie intryka zgrywa się z wydarzeniami i relacjami w tej książce jest poprowadzone wręcz na mistrzowskim poziomie. Energia bohaterów, kreacja ich i przemiana doprowadzają czytelnika na skraj życia pomiędzy fikcją, a realnym życiem. Lucu Morea zawsze będę dozgonnie wdzięczna za naukę rzeczy niemożliwych. Za fakt, że jestem w stanie dostrzec drogę nawet w sytuacji bez wyjścia. Brooke Astley, nasz tytułowy złoczyńca (ŻART!) to genialnie wyprowadzona postać która widzi błędy systemu i podejmuje decyzję zgodnie ze swoimi standardami moralności. Reakcje bohaterów m...
42
gabijanusz

Z braku laku…

Polkowski wróć pls
21
LucynaKorfel

Nie oderwiesz się od lektury

Epickie ♥️
11
marynioka2

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
karkry

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00

Popularność




Copyright © for the text by Julia Kubicka

Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024

All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Anna Adamczyk

Korekta: Monika Nowowiejska, Iwona Wieczorek-Bartkowiak, Barbara Hauzińska

Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek

Autor ilustracji: Oliwia Kasperek

ISBN 978-83-8362-473-0 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2024

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

Playlista

Feel the Void – The Weeknd, Lily Rose Depp, Ramsey

Monster – Meg & Dia

Hush – The Marías

Pretty When You Cry – Lana Del Rey

Why’d You Only Call Me When You’re High – Arctic Monkeys

Castle – Halsey

seven – Taylor Swift

Mansion – NF, Fleurie

ecstacy (slowed) – SUICIDAL-IDOL

Pinky Promise – Jake Daniels

Générique (Title Track French Version) – Chløë Black

SHE – Winona Oak

Weight of the World – Hurts

peace – Taylor Swift

Season Of The Witch – Lana Del Rey

Dancing With Your Ghost – Sasha Alex Sloan

Colors (Stripped) – Halsey

Cry – Ashnikko, Grimes

Sociopath – StayLoose, Bryce Fox

illicit affairs – Taylor Swift

Salvatore – Lana Del Rey

Fallout – UNSECRET, Neoni

What Was I Made For? – Billie Eilish

Enemies With Benefits – Blind Channel

Another Love – Tom Odell

bad idea right? – Olivia Rodrigo

Better Than Revenge (Taylor’s Version) – Taylor Swift

(Everything I Do) I Do It For You – Bryan Adams

Pardon My French – Gabi Sklar

Don’t Save Me – Winona Oak

The Kill – Jessie Ware

Bang Bang Bang Bang – Sohodolls

Johanna – Suki Waterhouse

Immortal – MARINA

Coraline – Måneskin

Back To Me – The Rose

A&W – Lana Del Rey

Criminal – Britney Spears

Dynasty – MIIA

Snake – Halflives

Silhouette – Aquilo

I miss you, I’m sorry – Gracie Abrams

Frozen – Madonna

Lie To Me – 5 Seconds of Summer

Dirty Mind – Boy Epic

Cruel World – Lana Del Rey

Love and War – Fleurie

All I Need – Within Temptation

Sand – Dove Cameron

Midnight Rain – Taylor Swift

Mr. Sandman – SYML

Winner – Conan Gray

Black Sea – Natasha Blume

Better Than That – MARINA

just like you – Annika Rose

Maroon – Taylor Swift

Margaret – Lana Del Rey, Bleachers

To Build a Home – The Cinematic Orchestra

Romeo & Juliet – Peter McPoland

Young And Beautiful – Lana Del Rey

…Ready For It? – Taylor Swift

The Butterfly Effect – Before You Exit

Prolog

pustka

Koncept śmierci zawsze wydawał mi się abstrakcyjny. Trupy otaczały mnie od dziecka, a i tak nie potrafiłam realnie przyzwyczaić się do myśli, że kiedy po raz ostatni zamknę oczy, nic nie będzie czekało na mnie po drugiej stronie. Z czasem ta idea stała się jednak upajająca. Niesamowita pustka, która niczym dawka opioidów znieczula ciało oraz wyłącza umysł, sprawiała wrażenie upragnionej nagrody po wycieńczającym życiu. Byłabym rozczarowana, gdybym stanęła przed Bogiem i dowiedziała się, że teraz przez wieczność czeka mnie egzystowanie w jakiejkolwiek formie. Chciałabym nic nie czuć. O niczym nie myśleć. Nie mieć żadnych poszlak ani otwartych spraw.

Wiele razy zastanawiałam się nad tym, co czują samobójcy przed pociągnięciem za spust. Ile czasu myślą nad czynem, który zamierzają popełnić? Czy zawsze to planują? Miałam wiele podejść do zakończenia swojego życia. Nie potrafiłam się utopić ani zeskoczyć z budynku. Było mi wstyd, że w ogóle o tym myślę. Czy potrzeba odwagi, aby się zabić? Mój tata powtarzał, że śmierć może być heroiczna, piękna albo bezsensowna. Osobiście dostrzegałam w niej też oznakę tchórzostwa, skoro fantazjowałam o wiecznym odpoczynku, który nie nadchodził. Czy gdybym przyspieszyła ten proces, uciekłabym od odpowiedzialności? Nie chciałam, aby moja rodzina usłyszała, że zmarłam na własne życzenie. Wolałam zginąć przez przypadek albo podczas walki w imię czegoś istotnego. Dlatego kusiłam los i robiłam wszystko, aby wreszcie zaznać spokoju.

Poczułam, jak moje oblepione wódką, potem i resztką perfum ciało obija się o kabinę w klubowej ubikacji. Do moich nozdrzy docierał duszący odór mieszaniny dezodorantów, mocno perfumowanych mydeł i długo niewymienianych środków higieny. Na ścianach, które kiedyś pewnie były białe, teraz można było dostrzec odcienie brązów i czerni. Kafelki, pokryte plamami, świadczyły o wielu nieskutecznych próbach utrzymania ich w czystości. W kącie pojedynczy papierowy ręcznik zwisał z zardzewiałej rolki, przypominając bardziej rekwizyt z filmu grozy niż element do codziennego użytku. Drzwi kabiny toaletowej, pozbawione solidności, trzęsły się na zawiasach, a na podłodze znajdowały się pojedyncze kałuże wody, zanieczyszczonej substancjami, których pochodzenie trudno było jednoznacznie zidentyfikować. Moje obolałe łopatki uderzały rytmicznie o niechlujnie namalowane napisy i rysunki. Wszystko to składało się na atmosferę brudu, zaniedbania i chaosu, a urywany, ciepły, alkoholowy oddech przypadkowego faceta, który przypierał mnie do ściany kabiny, dodatkowo mieszał mi w głowie. Byłam pijana, ale też wściekła. Do połowy rozdarta bluzka zwisała z mojego ramienia. Spodnie oraz majtki zatrzymały się na moich łydkach. Naciągnęły się nieznośnie, gdy uniosłam nogę, aby podeprzeć się na sedesie. Chciałam być wyżej, aby poczuć nieznajomego mocniej w sobie. Wbijałam paznokcie w jego ramię. Moje poplątane włosy przeszkadzały nam w pocałunkach. Palce mężczyzny, które już od jakiegoś czasu wbijały się w moje biodra, tworzyły siniaki na skórze. Pod moimi powiekami zbierały się łzy. To nie było ani trochę przyjemne, ani trochę moralne, ale z całego serca pragnęłam, aby wytrysnął w prezerwatywę, sprawiając mi ból spowodowany brakiem nawilżenia i mocnymi pchnięciami.

– Jest ci dobrze? – zapytał chrapliwym głosem, gdy odchyliłam głowę, aby dłużej na niego nie patrzeć.

– Chcę, żebyś doszedł – odparłam twardo, próbując przy tym nie syknąć z bólu. – Dojdź dla mnie, kurwa. – Pociągnęłam go za włosy.

Nieustannie podpierałam się o sedes, dlatego uniosłam drugą nogę i bardziej przyciągnęłam go do siebie za jej pomocą. Mruknęłam. Nawet jeśli nie do końca potrafił używać swojego penisa, przynajmniej miał dużego. Udało się. Poczułam kolejną salwę piekącego bólu.

– Ja pierdolę, jesteś taka seksowna… – Nie czułam się wtedy atrakcyjna. Byłam jednym wielkim bałaganem, a ten obrzydliwy akt jedynie to potwierdzał. – Zdradź mi w końcu swoje imię.

– Spuść się i spierdalaj – rzuciłam.

– Jesteś naćpana – wydyszał.

– Szybciej – zażądałam. – I mocniej.

Zacisnęłam powieki, kiedy spełnił moje oczekiwania. Ta konwersacja się nie kleiła, w odróżnieniu od naszych ciał. Nie chciałam mieć z tym kolesiem nic wspólnego, ale jeszcze chwilę temu, kiedy byliśmy na parkiecie, nieźle tańczył, dlatego uznałam, że będzie się też świetnie pieprzył. Być może byłby w tym dobry, gdybym ja należała do cierpliwszych osób i gdybym rzeczywiście go pragnęła. Prawda była taka, że chciałam tylko zobaczyć orgazm wymalowany na czyjejś twarzy, spowodowany stosunkiem ze mną. Pragnęłam spijać ekstazę z cudzych ust. Chciałam doprowadzić kogoś do szaleństwa.

– Zaraz dojdę – mruknął.

– Na to liczę. – Oblizałam dolną wargę, napinając usta w uśmiechu. Górowałam nad nim, mimo że to facet przyciskał mnie do ściany.

Spoglądając na niego z góry, ujęłam w palce jednej ręki jego policzki i uniosłam tym samym twarz partnera, aby zobaczyć, jak szczytuje. To było dla nich wszystkich uwłaczające, kiedy rozpadali się przeze mnie, nie potrafiąc odwdzięczyć się tym samym. Uwielbiałam widzieć, jak słabną i na chwilę stają się bezbronni, choć teoretycznie każdy z facetów, których urabiałam w ostatnim czasie, mógłby zmieść mnie z powierzchni ziemi jednym uderzeniem.

Gdy wykrzywił twarz w ekstazie, przyjrzałam mu się dokładniej. Miał krzywy nos, gęste brwi i jeden dołeczek w policzku. Był ewidentnie bardziej pijany ode mnie, ale to dlatego, że stawiałam mu drinki przez całą noc.

– Miałaś orgazm? – wydukał, kiedy wyciągał ze mnie swojego mięknącego członka. Poluźnił też uścisk i odsunął się nieco, tak że przestałam opierać się o sedes i stanęłam na wilgotnej podłodze pod ścianą.

Podeszwy moich martensów zderzyły się z płytkami. Uśmiechnęłam się z politowaniem, przy okazji podciągając majtki oraz spodnie. Mężczyzna był jawnie zdezorientowany, jak gdyby nie wiedział, co ze sobą zrobić. Chyba się zawstydził, co tym bardziej mnie rozbawiło, aczkolwiek powstrzymałam parsknięcie.

– Mogę zrobić ci minetkę albo palcówkę – zaproponował.

Uniosłam brew i otaksowałam go wzrokiem.

– Nie ma potrzeby.

Pochyliłam się do torebki, która leżała na kafelkach za nami.

– Daj spokój, chcę się odwdzięczyć i sprawić ci przyjemność. – Poczułam jego dłoń na swoim biodrze.

Byłam obrócona do niego tyłem, co dało facetowi idealne pole do tego, by otrzeć się o mój tyłek w obcisłych jeansach. Wypity alkohol uniósł się z żołądka do mojego gardła. Nie wiedziałam tylko, czy przez odór wydobywający się z toalety, czy przez niego.

– Więc się odpierdol – powiedziałam pewnie, przy okazji sprawdzając, czy mam wszystko. Chciałam jak najszybciej stamtąd wyjść. Nie odpuścił. Zaczął się o mnie ostentacyjnie ocierać, co było dodatkowo paskudne, ponieważ wciąż miał na sobie zużytą gumkę. – Mówię poważnie. – Mój ton stał się ostrzejszy.

Niesamowite, że kruche męskie ego nie pozwoliło na to, by wypuścił mnie z kabiny niezaspokojoną. Ale przecież dostałam to, czego chciałam. Nie mogłam jednak tego wyjaśnić, bo jak by się poczuł, gdyby usłyszał, że pragnęłam go upić, zerżnąć, by mieć nad nim kontrolę, i przy okazji poczuć odrobinę bólu? To nie było normalne, ale ja nie byłam normalna. Nie czułam się też zobligowana do tłumaczenia tego komukolwiek. Zacisnęłam szczęki i świadoma, że facet nie przestanie, wygrzebałam z torebki pistolet. Chciałam go postraszyć, a nie zastrzelić, dlatego nie odbezpieczając broni, obróciłam się gwałtownie, po czym złapałam go za penisa, który twardniał coraz bardziej z każdym kolejnym otarciem.

– Spierdalaj stąd, zanim odstrzelę ci kutasa – mówiąc te słowa z powagą, spojrzałam mu prosto w oczy.

Zimna lufa mojego pistoletu dotknęła jego jąder tuż pod uniesionym członkiem. Widok tego, jak koleś blednie, a z jego piwnych tęczówek emanuje przerażenie, okazał się jeszcze bardziej satysfakcjonujący niż błogość wymalowana na jego twarzy przed kilkoma minutami.

W panice uniósł obie dłonie na wysokość klatki piersiowej. Poprawiłam glocka w rękach, nieustannie mierząc do niego, gdy się ubierał.

– Wariatka! – zawołał jeszcze na odchodne. Trzask drzwi oraz jego przerażony krzyk wywołał niewielkie obruszenie w damskiej łazience, jednak się tym nie przejęłam.

Zarzuciłam torebkę na ramię, a po wyjściu z kabiny zaciągnęłam się jednorazowym papierosem elektrycznym. Mój ciężki makijaż oczu był rozmazany. Miałam potargane włosy, a ramiączko stanika wystawało spod naciągniętej bluzki, która wskutek erotycznej szarpaniny odkrywała moje ramię. Jedna z dziewczyn poprawiających wygląd przed lustrem zauważyła, że chowam broń. Posłała mi nieznaczny uśmiech, który odwzajemniłam.

– Nie chciał dać ci spokoju? – zagadnęła.

– Mhm. – Zamierzałam wrócić na imprezę, ale zatrzymałam się jeszcze, by choć trochę doprowadzić się do porządku. Stanęłam naprzeciwko zwierciadła tuż obok niej. – Palant.

– Tacy są najgorsi. – Pokręciła głową z dezaprobatą, a widząc, że zaczynam palcami wycierać skruszony cień do powiek z policzków, podała mi świeżą, wilgotną chusteczkę.

– Dzięki. – Poprawiając makijaż, co jakiś czas patrzyłam na nieznajomą w odbiciu. Była ode mnie znacznie wyższa, ale tak samo chuda i potargana. Miała ładniejsze włosy, ponieważ układały się w bujne afro, podczas gdy moje sklejały się w proste pasma.

– Co palisz? – Skinęła na moją jednorazówkę, którą wciąż trzymałam w jednej ręce.

– Nie boisz się ze mną rozmawiać? – rzuciłam w końcu mniej lakonicznie niż wcześniej. – Widziałaś, co chowam do torebki. – Spojrzałam na plastik z watą nasączoną nikotynowym olejkiem. – Mojito.

– Jakoś nie dziwi mnie widok kobiety z gnatem w nocnym klubie. Tak to już jest, co? Uważam, że powinnyśmy postawić sprawę jasno, Mojito. – Nazwała mnie smakiem mojego e-papierosa, przy okazji opierając się biodrem o umywalkę. – Jeśli oni nie przestaną nas gwałcić, my zaczniemy do nich strzelać.

Nie powstrzymałam małego uśmiechu, który wypłynął na moje wargi, kiedy nieznajoma sięgnęła do jednorazówki, zabrała ją z mojej ręki, po czym zaciągnęła się nią i wypuściła z ust sporą dozę dymu.

– Brooke. – Wyrzuciłam chusteczkę i wystawiłam drugą dłoń, chcąc się jej przedstawić, lecz po chwili ją zabrałam. – Wybacz, nie chwytaj mojej ręki, trzymałam nią jego obrzydliwego chuja.

– Dzięki za szczerość i troskę. – Zaśmiała się dźwięcznie. – Miło cię poznać, Brooke, chociaż Mojito bardziej mi do ciebie pasuje, ja mam na imię Trinity.

Zaczekała z oddaniem mi fajki, aż wyszoruję ręce.

***

W miarę jak dźwięki wypełniały przestrzeń klubu, poruszałyśmy się na parkiecie, pochłonięte przez pijany tłum. Nasze ciała płynnie współgrały ze sobą, jakbyśmy były jednym organicznym elementem, zgranym z pulsującym rytmem muzyki.

Trinity emanowała energią, kiedy unosiła ręce, jakby chciała złapać wibracje dźwięku. Jej ruchy były ekspresyjne, pełne zmysłowej gracji, a biodra falowały, podkreślając swobodę i pewność kobiety. Spojrzenie miała skierowane w moją stronę, natomiast uśmiech na twarzy wyrażał zapomnienie o otaczającym świecie. Moje ruchy wydawały się bardziej opanowane i pełne precyzji. Co jakiś czas wykonywałam płynne skręty, a później łapałam się talii partnerki, która nie odpychała mnie, a przyciągała bliżej siebie. Mogłabym zatonąć wśród tych ludzi. Zapomnieć, że istnieje jeszcze świat poza parkietem. Gdybym upiła się do nieprzytomności i upadła, mogliby mnie zdeptać. Wsuwając palce w miękkie włosy Trinity, właśnie o tym fantazjowałam. Że lada moment odlecę, a później będzie na mnie czekać już tylko słodka niewiadoma.

– Brooke, do kurwy nędzy!

Wtem wybudziłam się z transu, ponieważ poczułam uścisk na ramieniu i zdecydowane szarpnięcie. Przed wywróceniem się powstrzymała mnie klatka piersiowa mężczyzny, na którą wpadłam.

– Zostaw ją, śmieciu, ona ma broń! – warknęła Trinity. – Powiedz mu, Mojito!

– Dobra, stul pysk. – Intruz machnął na nią lekceważąco ręką. – Chodźmy stąd, zanim zrobisz coś głupiego, jutro mamy…

– Co ty powiedziałeś?! – Moja nowa koleżanka cała się nastroszyła.

– Nie mów tak do niej! – Odskoczyłam od niego i obróciłam się na pięcie. – I z łaski swojej, daj mi spokój. Nie jesteś moją niańką, Marcus.

– To niech ona stuli pysk, a ty nie zachowuj się tak, jakbyś potrzebowała niańki! – Breland przekrzyczał muzykę. Ton jego głosu był sarkastycznie entuzjastyczny, ponieważ udawał właśnie, że wpadł na genialny pomysł dotyczący rozwiązania naszego aktualnego konfliktu.

– Pysk to ma co najwyżej twoja stara, gnojku. Mojito, wyciągaj gnata.

– Przysięgam, że jeśli się nie przytkasz, ten gnat znajdzie się w twojej piździe. – Zirytowany Marcus wyminął mnie i stanął naprzeciwko Trinity, która nawet jego przewyższała niemal o głowę.

Ludzie nieustannie bawili się wokół nas. Światła w klubie błyskały kolorami. Byłam tak bardzo nawalona i niestabilna, że zachciało mi się śmiać, bo w trakcie tej jednej nocy z ust moich i innych ludzi wylało się tyle ohydnych słów, ile nie słyszałam jeszcze w całym swoim życiu, a przez ponad połowę dekady pracowałam na posterunku policji.

Przetarłam twarz dłońmi, a zaraz potem odgarnęłam sobie wszystkie włosy do tyłu. Rzeczywiście chciałam wyciągnąć pistolet, ale nie po to, żeby pogrozić Marcusowi, tylko dlatego, aby wsadzić go do swojego gardła, skierować lufę w górę i odstrzelić sobie wreszcie łeb.

Dasz radę, Bee, nic się nie dzieje, to tylko życie, niedługo się skończy…

– Chodź. – Wówczas to ja szarpnęłam Brelanda za ramię. – Dobranoc, Trinity, dzięki za taniec. – Mrugnęłam do niej.

– Co? Tak po prostu z nim wyjdziesz? – Oburzyła się kobieta.

– Widzisz, ja mam to coś, ty najwidoczniej za dużo szczekasz. – Marc postanowił być złośliwy, co zdecydowanie zadziałało mi na nerwy.

– Skończ pieprzyć i rusz dupę, Marcus. – Puściłam go, by pomasować skronie.

Mężczyzna zaśmiał się cicho, pomachał jeszcze poirytowanej Trinity i łapiąc mnie za nadgarstek, zaczął wycofywać się z motłochu. Niemal bezwładne ciała co jakiś czas obijały się o nas. Paskudny swąd spoconych ludzi, wódki i papierosów zaczął mnie drażnić, gdy tylko znaleźliśmy się bliżej drzwi, ponieważ przypomniałam sobie, jak pachnie świeże, nocne powietrze. Tak bardzo nie chciałam wracać do rzeczywistości, niemniej jednak nie znosząca sprzeciwu mimika Brelanda sugerowała, że nie pozwoli mi na ani jedną dodatkową godzinę spędzoną w klubie.

Skinął głową w stronę ochroniarzy, którzy zerknęli na mnie zachowawczo. Obawiali się, że wyprowadza mnie na siłę, dlatego posłałam im lekki uśmiech.

– To przyjaciel mojego byłego, wychodzę z własnej woli, chociaż wolałabym jeszcze potańczyć! – zawołałam śpiewnie.

– Byłego-niedoszłego – poprawił Marc cicho, kiedy pozwolono nam wyjść.

– Byłego-skazanego – dodałam.

– Jeszcze nie dostał wyroku.

Spojrzałam na mężczyznę z politowaniem. Nie chciałam nawet o tym myśleć, a wizja wielogodzinnego spotkania, przez które musiałam przebrnąć następnego dnia, przyprawiała mnie o zawroty głowy.

– Zamówiłem taksówkę. – Marcus zmienił temat, pokazując mi informacje o kursie w aplikacji.

– Jedziemy do ciebie? – Zmarszczyłam brwi. – Wolałabym wrócić do domu.

– Powodzenia w złapaniu czegoś innego niż metro z Wythe Avenue do Queens w środku nocy – sarknął. – Zresztą musimy powtórzyć naszą wersję wydarzeń, no i chyba nie chcesz, żeby twoja nadopiekuńcza siostrzyczka cię taką widziała.

– Jaką? – Założyłam ręce na piersiach.

– Najebaną i wyruchaną – odparł Breland, nie przebierając w słowach. – To nie jest moja rola, by się tobą opiekować, Astley, ale dobrze ci radzę, zejdź na ziemię, bo w tej sytuacji kurwienie się i ćpanie daleko cię nie zaprowadzi.

– Nie jestem idiotką, nie wzięłabym niczego przed powrotem na posterunek, a poza tym nie puszczam się, to oni puszczają się ze mną.

– Cokolwiek pozwoli ci spać.

Żółty samochód zatrzymał się na postoju pod klubem. Oboje wsiedliśmy do tyłu, nawet nie witając się z kierowcą. Alkohol zaczął ustępować migrenie. Przez ciepłe powietrze w aucie zrobiło mi się niedobrze. Byłam wściekła na Marcusa, lecz wiedziałam, że ma rację. To było w tym wszystkim najbardziej frustrujące. Moja duma nie chciała dopuścić do tego, żebym zaliczyła zjazd w taksówce, ale środki odurzające oraz zmęczenie wygrały. Oparłam czoło o szybę. Czułam tylko, jak uderzam o nią głową na progach zwalniających. Po chwili Breland z ciężkim westchnieniem przyciągnął mnie do siebie i oparł moją skroń o swój bark. Jego dłoń znalazła się na mojej talii.

Poczułam się bezpieczniej. Ale to nie były ramiona Luca…

Rozdział Pierwszy

powinnam czuć się jak potwór

Nie byłam fanką starych domów, ponieważ ich skrzypiące podłogi i nieszczelne okna wywoływały dreszcz lęku na moich plecach. Od powrotu z Francji częściej sypiałam jednak właśnie w takim lokum u Marcusa niż u Phoebe, co dodatkowo nasuwało myśl, że być może nadszedł moment, abym rozejrzała się za czymś własnym. Wypadałoby mieć swoje albo chociaż wynajęte mieszkanie przed trzydziestką. Byłam żałosna, przewracając się w kwiecistej pościeli, na okrutnym kacu, wciąż obolała po swoich nocnych przeprawach przez imprezowy Brooklyn.

Luc siedział w areszcie tymczasowym od tygodnia. Zostawiłam pracę, która była dla mnie wszystkim. Nie potrafiłam rozpakować torby podróżnej. Nie chciałam patrzeć w lustro ani w oczy członkom swojej rodziny. Wydawało mi się, że sięgnęłam dna. Zaznawałam spokoju tylko przytulona do swojej najlepszej przyjaciółki – butelki wódki – albo gdy śniłam o wieczorach w Bordeaux.

– Powstań i błyszcz… – Skrzywiłam się, słysząc skrzek Marcusa, który bez pukania wszedł do sypialni. Gdyby przewracanie oczami nie było takie bolesne, właśnie bym to uczyniła.

– Jak trafiłam do łóżka? – Uniosłam się na łokciu.

Mężczyzna był już gotowy do życia. Wyglądał znacznie lepiej niż ja, choć zasadniczo jego styl ubioru można było określić jako niechlujny. Miał na sobie bojówki ze srebrnym łańcuchem przy pasku, glany oraz czarną bluzę trashera. Napis otoczony graficznym ogniem ładnie kontrastował z jego granatowymi włosami, a te doskonale pasowały do kolczyka w brwi Marcusa oraz licznych tatuaży na jego ciele. Dotychczas widziałam tylko znaki zapisane tuszem na palcach Brelanda, aczkolwiek wiedziałam, że pod rękawami skrywa inne, niezrozumiałe dla mnie wzory. Wizualnie znacznie bardziej pasował do kryminału niż Luc. Zakładałam też, że miał na swoim koncie więcej grzechów, a jednak to Moreau oczekiwał na rozprawę sądową, nie on.

– Nie pamiętasz? – Z figlarnym uśmiechem podszedł do łóżka, po czym bezceremonialnie ułożył się tuż obok mnie. – Błagałaś mnie, żebym cię przeleciał, dlatego się zgodziłem i trafiliśmy tu razem. Problem pojawił się, kiedy zaczęłaś jęczeć: „Luc, Luc, Luc!”.

– Ja pierdolę. – Wysiliłam się na tyle, by wyciągnąć rękę spod kołdry i mocno uderzyłam Marca pięścią. – Nie dziwię się, że się przyjaźnicie. Jesteś jak taka irytująca mucha, która lata nad uchem i jedyne, co robi, to wkurwia, a muchy ciągnie do gówna. – Przetarłam twarz dłonią, a w ten sposób zorientowałam się, że nie zmyłam makijażu i spałam w nim do rana.

Miałam wilgotne włosy i koszulkę Marcusa na sobie. Wcale mnie to nie pocieszało, ponieważ widocznie musiał mnie rozebrać.

– Nie jestem wniebowzięty z powodu naszej małej kolaboracji, zwłaszcza że zachowujesz się jak rozwydrzona, zbuntowana nastolatka. Wiesz, ile czasu cię szukałem?

– Niestety mnie znalazłeś.

– Gdybym tego nie zrobił, leżałabyś zalana w trupa w jakimś rowie, a tak trafiłaś prosto pod prysznic i do miękkiego, ciepłego łóżka. Gdzie moje: „Dziękuję, Marcus! Jesteś wspaniały, Marcus! Mam wobec ciebie dozgonny dług wdzięczności, Marcus!”?

– Mhm, dziękuję, że wrzuciłeś mnie bezwładną pod prysznic i spryskałeś wodą.

– To i tak więcej, niż powinienem dla ciebie zrobić, doskonale o tym wiesz.

Mimo piekącego bólu w skroniach, w końcu przewróciłam oczami. Miałam dość tej konwersacji, nie wnosiła absolutnie niczego do naszego życia, a i tak ją prowadziliśmy. Luc zarzucał mi, że nie potrafię milczeć, lecz nigdy się o to nie wściekał. Zamiast mnie uciszać, słuchał z uwagą każdego mojego słowa. Teraz to było dla mnie bardziej zrozumiałe. Gdybym miała do czynienia na co dzień z takim Marcusem, też przywykłabym do bezsensownej paplaniny.

– Która jest godzina? – Usiadłam, aby patrzeć na niego z góry, kiedy mężczyzna poprawiał sobie poduszkę pod głową.

– Ósma. W południe masz uroczą herbatkę z agentką Stone, tak że zdążysz się ogarnąć. Podrzucę cię tam i spotkamy się później.

– Dzięki. – Podkurczyłam kolana, po czym oparłam na nich łokcie, by ostatecznie schować twarz w dłoniach. – Powtórzymy wszystko? Ustalimy fakty?

– Jasne. – Breland spoważniał, lecz dalej wygodnie leżał. – Z wiadomych względów nie możesz skorzystać z usług tej samej prawniczki, co Luc, ale wybór tej samej kancelarii nie powinien być podejrzany. Na dzisiejsze przesłuchanie pójdziesz sama, aby myśleli, że nie masz nic do ukrycia i chcesz pomóc. Nie jesteś o nic oskarżona i występujesz w roli świadka. Nie chcesz jednak wnieść zarzutów, bo zależy ci na tym, żeby ruszyć dalej oraz odciąć się od tej sytuacji – wyjaśnił. – Generalnie daj jej mówić. Niech robi salta, żeby wydobyć z ciebie pełne zdanie.

Zdjęłam dłonie z twarzy, po czym przeniosłam na niego zbolały wzrok. Parę lat temu to Marc podpuszczał mnie, żebym produkowała się, zajmując miejsce po drugiej stronie stołu.

– Najlepiej będzie, gdy trochę ją sprowokujesz. W trakcie możesz zrobić się nieco agresywna i złośliwa, bo jeżeli tylko zasugeruje, że mogłabyś być podejrzana o współudział, wzięcie prawnika stanie się wytłumaczalnym, logicznym posunięciem.

– A nie będzie to dowód na to, że mam coś za uszami? – Uniosłam brew.

– Biedna, szalona policjantka, którą cały system kopał w dupę przez chuj wie ile lat służby, teraz ma zostać postawiona przed sądem za współdziałanie z kryminalistą, który zrobił z niej idiotkę? – Marcus w teatralny sposób położył dłoń na sercu. – Byłabyś kretynką, gdybyś w takiej sytuacji nie zażądała konsultacji prawnej. W sumie jak tak o tym myślę, to jeśli dobrze przetasujesz karty, będziesz mogła ich jeszcze zaskarżyć.

Zamrugałam wolniej, wpatrując się w niego jak w ducha. Pieprzony manipulant. Jeden gorszy od drugiego.

– Aha – wypaliłam tylko. – Okej.

Nie znosząc myśli o wstaniu, opadłam na materac z impetem. Spodziewałam się, że policja będzie miała więcej pytań. Zwłaszcza po tym, jak złożyłam odznakę i broń, oficjalnie odchodząc z NYPD. Myśl o odpowiadaniu przed Carterem nie była jednak tak straszna, jak wizja spowiadania się federalnym w pokoju, który przez lata stanowił moje sanktuarium. Domyślałam się, że FBI rozstawiło się aktualnie na moim posterunku i robiło Angusowi pod górkę. Jaką rolę grała w tym porucznik Mohl? I co planowała Sage? Jaki był plan chłopaków? Marcus nie powiedział mi zbyt wiele. Kiedy w zeszłym tygodniu wsiadłam do jego samochodu, pojechaliśmy prosto do tego domu. Wyznał, że Złota dama z moją twarzą była zagrywką, czego się domyśliłam, ale nie chciał zdradzić mi nic więcej. Zapewnił też, że wszystko będzie dobrze i że na jego warcie nie skończę w więzieniu. Uwierzyłam w te zapewnienia tylko dlatego, że Luc oddał się w ręce sprawiedliwości sam, a i tak miał asa w rękawie.

– Czyj to dom? – zadałam mu zupełnie nieszkodliwe pytanie, chcąc jeszcze przez chwilę zostać w łóżku.

– Mój – odparł niepewnie, bo nie rozumiał, do czego piję. Kiedy jednak nasze spojrzenia się spotkały, uświadomił sobie, że chciałabym poznać historię z nim związaną. – Moich biologicznych rodziców. Kupiłem go praktycznie za bezcen, bo się rozpada, ale planowaliśmy z Ciarą go odnowić i założyć tu rodzinę.

– Och… Gdzie…?

– Ciara? – dokończył za mnie. – Zostawiła mnie, bo jestem toksycznym chujem, który bardziej ceni sobie pieniądze niż ludzi.

– Zrozumiałe. – Pokiwałam głową. Nie zamierzałam dociekać. Ich związek to nie moja sprawa, choć na miejscu jego byłej prawdopodobnie zrobiłabym to samo. – Przykro mi – skłamałam, przy czym niezręcznie pogłaskałam jego ramię w pocieszającym geście.

– Nie musi być ci przykro, dobrze dla niej. – Breland strzepnął moją dłoń ze swojego rękawa. – Ogarnij się, bo nie zdążysz. Wyglądasz koszmarnie, a powinnaś sprawiać wrażenie co najmniej stabilnej.

***

Stałam przed lustrem dłużej niż pod prysznicem. Miałam sine wory pod oczami, a moje liche włosy okalały twarz. Naszła mnie ochota, by rzucić szczotką klozetową w swoje odbicie, lecz się powstrzymałam. Skoro Marc doprecyzował, że dom należy do jego biologicznych rodziców, każdy jego kąt miał wartość sentymentalną. Z akt wiedziałam, że wychował się w domu dziecka, skąd trafił do poprawczaka, a później pod opiekę rodziny zastępczej, z którą oficjalnie nie utrzymywał kontaktu. Nawet jeśli Ciara uznała, że bardziej dba o rzeczy materialne niż o ludzi, byłam skłonna uwierzyć, że jeśli niektóre osoby miały dla niego znaczenie, to przedmioty należące do nich również będą je miały. Dbał o Luca w większym stopniu niż o swoją pozycję w półświatku. Świadczył o tym choćby fakt, że zaopiekował się mną po moim powrocie z Europy.

Gardząc swoim lustrzanym odbiciem, sięgnęłam do kubka, w którym znajdowały się nasze szczoteczki do zębów, pasta, grzebień, maść na otarcia oraz nożyczki. Chwyciłam to ostatnie, po czym bez dłuższego namysłu obcięłam spory kosmyk włosów, a później następny i jeszcze jeden. Moje włosy sięgały teraz do podbródka, co nadało im zdrowszego wyglądu. Z determinacją wycisnęłam na dłonie sporą ilość żelu do mycia twarzy i dokładnie wyszorowałam każdy zaciek z tuszu oraz cienia. Później wygrzebałam z szafki kosmetyczkę. Przywiozłam ją tu, ponieważ domyśliłam się, że będzie mi potrzebna, gdy tylko rzuciłam pracę. U Phoebe notorycznie przebywał tata, z którym nie chciałam więcej rozmawiać o mojej rezygnacji, dlatego skorzystałam z gościnności Marcusa i tymczasowo zadomowiłam się u niego.

Nałożyłam krem nawilżający, który po chwili przykryłam warstwą podkładu oraz korektora. Wydepilowałam brwi i podkreśliłam je kredką. Dodałam też trochę różu, by nadać skórze zdrowszego wyglądu. Wytuszowałam mocno rzęsy, a na koniec musnęłam usta wiśniowym błyszczykiem. Wysuszyłam też włosy, przy okazji układając je grzebieniem. Wszystkie te działania sprawiały mi ogromną trudność, jak każdy inny gest, który wykonywałam, by utrzymać się przy życiu. Nie mogłam jeść, gdyż żołądek kurczył mi się w nerwach oraz złości. W ciągu ostatniego tygodnia przyswoiłam taką ilość kalorii, którą powinnam przyjąć podczas jednej doby. Musiałam jednak stanąć na nogi, jeśli zamierzałam nie dopuścić do wydłużenia się kary Luca. Co powiedziałaby ława przysięgłych, gdybym sama się wykończyła po tych wszystkich latach pościgu i tygodniu spędzonym z nim sam na sam?

Założyłam spodnie garniturowe i bordową koszulę. Na mojej szyi dalej wisiał sygnet, który Moreau podarował mi we Francji. Stanowił on dowód na to, że nie jestem już tak do końca po stronie prawa. W rzeczy samej – nie byłam po niej. Tak samo jak nie stanęłam za przestępcami. Patrząc na siebie, stwierdziłam, że wyglądam już znacznie lepiej. Byłam przekonana, że przetrwam wszystko, a o tym, z kim będę współpracować, zadecyduje mój kaprys oraz to, co będę mogła na tym ugrać.

Byłam po swojej stronie.

***

Petunia przebiegła pomiędzy moimi nogami, kiedy weszłam do kuchni. W tym samym momencie Marcus postawił na stole przypalone tosty oraz kubek z kawą, lecz jego wzrok wcale nie zwiastował miłej pogawędki przy śniadaniu. Wyglądał na całkiem spiętego, dlatego zrobiłam znaczącą minę, aby od razu przeszedł do sedna. Wcześniej wpatrywał się w telefon, toteż podejrzewałam, że coś w nim wyczytał albo dostał niewygodnego SMS-a.

– Po pierwsze, teraz wreszcie cię rozpoznaję. Brooke, cześć, gdzie byłaś przez tyle czasu? Twoja trupia siostra bliźniaczka trochę mnie przerażała.

– Musisz skończyć z tym sarkazmem, bo kiedyś nie wytrzymam i naprawdę cię zabiję. – Wyciągnęłam wędlinę z grillowanej kanapki, po czym rzuciłam ją uradowanemu psu. Zwierzak merdał ogonem, napierając przednimi łapami na moje kolana, odkąd tylko usiadłam. – Co jest? – zapytałam, nakłaniając go tym, by powiedział mi, o co chodziło.

– Mam dwie nowiny. – Breland przycupnął na blacie szafki kuchennej i także rzucił psu szynkę.

– Zacznij od tej mniej dewastującej. – Wgryzłam się w tost, udając, że wcale nie chcę go od razu zwrócić.

– Zadzwonił do mnie Carter, ponieważ nie może dobić się do ciebie…

Pokiwałam głową. Nie kupiłam nowego telefonu, odkąd wróciłam z Paryża, a stary wciąż leżał wyłączony w domu Phoebe. Wint wiedział, że kombinowałam coś z Moreau, tym samym nie zaskoczył mnie fakt, że szukał mnie właśnie przez Brelanda.

– Fedzie mają niecny plan i postanowił cię uprzedzić, bo się o ciebie martwi. Miałem zaznaczyć, że to nie informacja, która sugeruje twoją współpracę z Lukiem albo nieszczerość wobec organów ścigania…

– Do brzegu. – Poruszyłam wymownie ręką.

– Chcą przesłuchać go na posterunku razem z tobą. Oczywiście nie w tym samym momencie, ale przywiozą Luca na miejsce, ponieważ zależy im, żebyście się chociaż minęli. Będą badać waszą interakcję w kontekście behawioralnym.

– Jaka jest podstawa, by transportować go z aresztu tymczasowego? – Rzuciłam tostem z impetem o talerz. Petunia trochę się przestraszyła, przez co od razu wbiegła pod stół. Spojrzałam na psinkę przepraszająco.

– No to badanie…

– Nie, Marcus, jaka jest podstawa prawna do tego, żeby dopuszczać do kontaktu niebezpiecznego przestępcy z jego ofiarą? Jasne, wytłumaczą to w swoich raporcikach z dykty, ale dlaczego nie mogli zaczekać i poinformować mnie o tym, że chcą, abyśmy się spotkali w celach badawczych?

– Brooke…

– To oznacza, że podejrzewają mnie o współudział. – Przygryzłam mocno dolną wargę. – W innym wypadku by mi o tym powiedzieli albo poprosili o konsultację doktor Donovan, bo nie powinni robić takich rzeczy za plecami mojej psychiatry.

– Myślę, że mogli się z nią skonsultować, po prostu pominęli w tym ciebie.

– Co na to Luc? – Zignorowałam stwierdzenie skruszonego Marcusa.

– Nie wiem, nie mogę tak po prostu do niego zadzwonić i zapytać! – fuknął. – Spokojnie, to dobrze, że grają nie fair. Dzięki temu rozjaśnia się wizja posiadania dobrego prawnika.

– Jeśli jakakolwiek kancelaria przyjmuje płatność dupą, to wtedy bardzo chętnie jednego wynajmę. – Od niechcenia ugryzłam kawałek kanapki i z trudem go przełknęłam.

– Daj spokój, zapłacę ci za tę luksusową przyjemność.

– Dzięki. – Westchnęłam głęboko. – Więc czeka mnie dzisiaj spotkanie z nim? – Kiedy uświadomiłam sobie ten fakt, moje serce zabiło nieco szybciej. Byłam zła, bo nie miałam pojęcia, co się z nim dzieje i jak się czuje. Marcus nie mówił mi zbyt wiele, czemu ani trochę się nie dziwiłam. On sam niedużo wiedział. Jedyne informacje o Lucu docierały do nas ze strony jego prawniczki.

– Najwidoczniej. – Breland zlustrował mnie wzrokiem. – Nie możesz tak zareagować.

– Jak? – Uniosłam brew.

– Rumieńcem.

– Nie rumienię się, jest tu po prostu gorąco jak w piekle. – Wiedziałam, że nie mam racji, co tylko dodatkowo mnie zestresowało. Te idiotyczne uczucia, które nie zniknęły w ciągu tygodnia, dodatkowo napędzały mój gniew. Od ostatnich paru lat byłam przepełniona głównie złością oraz frustracją, co odbijało się na każdym aspekcie mojego życia.

– Cokolwiek…

– Co powinnam zrobić, gdy będziemy się mijać? – Przeniosłam wzrok na jedzenie, a później na Petunię.

Kiedy tylko Marc zeskoczył z blatu i obrócił się, by odbyć spacer po kuchni w zamyśleniu, rzuciłam psince tost. Jej smakował o wiele bardziej.

– Nakrzycz na nich, że to niedopuszczalne i nie powinno go tu być. Luc będzie improwizował, dlatego najpewniej zachowa się jak palant albo będzie z tobą flirtował. Sam nie wiem, przypomnij sobie wszystko, co do niego czułaś przez ostatnie lata.

– Wtedy zacznę strzelać – uprzedziłam ironicznie. – Dobrze, poradzę sobie. To tylko NYPD i FBI, nikt kogo nie da się wykiwać, hm?

– O! Właśnie takie podejście lubię. – Breland obrócił się w moją stronę. – A po wszystkim pójdziemy na lunch, bo widzę, że to Petunia wcina moje tosty. – Zgromił mnie wzrokiem.

– Nie możesz mnie obwiniać za to, że ich nie zjadłam, smakowały jak gówno.

– Nie wiem, czym się żywiłaś na psiarni, ale osobiście nie mam pojęcia, jak smakuje gówno. – Poruszył złośliwie brwiami.

– To twoim śniadaniem zajada się aktualnie pies, ale nic więcej nie mówię. – Uniosłam dłonie na wysokość klatki piersiowej w geście kapitulacji. – Teraz druga zła nowina.

– No tak. – Mężczyzna spoważniał, co nie zwiastowało niczego dobrego. Sięgnął po komórkę, którą odblokował, a po chwili położył ją na stole przede mną. – Przykro mi.

Zmarszczyłam czoło, gdyż nie byłam pewna, dlaczego Marcus mógłby mi współczuć. Raczej nie należałam do osób ekscytujących się sprawami polityczno-społecznymi, dlatego cokolwiek wydarzyło się aktualnie w Nowym Jorku i nie dotyczyło sprawy albo mojej rodziny, raczej spłynęłoby po mnie jak po kaczce. Kiedy jednak dostrzegłam zdjęcie i nagłówek w artykule udostępnionym przez portal informacyjny, włosy na rękach stanęły mi dęba, a ten kawałek chleba, który ugryzłam wcześniej, zaczął szukać drogi wyjścia przez moje gardło.

Dwudziestodwuletnia Trinity Pendleton znaleziona martwa za klubem nocnym w Williamsburgu na Brooklynie. Przy ofierze znaleziono trzy łuski pochodzące z niezidentyfikowanej broni. Nieznany sprawca celował w głowę. Policja określa ten sposób zabójstwa jako morderstwo w stylu egzekucyjnym. Funkcjonariusze zajmujący się sprawą, zgodnie z profilem strzelca, sugerują, że może być nim młody, wściekły człowiek. Najprawdopodobniej mężczyzna. Główny podejrzany to…

Postanowiłam odpuścić sobie dalszą lekturę, kiedy dotarłam do potwierdzenia, że nie jestem podejrzana o morderstwo. Przynajmniej jeszcze. Narosła we mnie wściekłość, ponieważ Marcus mógł zaczekać z przekazaniem mi tych informacji, aż wrócę z przesłuchania. Zimny pot zaczął pojawiać się na moim czole. Zacisnęłam mocno palce na obudowie iPhone’a.

– Po co mi to pokazałeś? – Mój głos zabrzmiał ostrzej, niżbym się tego spodziewała.

– Myślałem, że chciałabyś wiedzieć, że twoja koleżanka nie żyje.

– Nie, Marc, nie chodzi o… – Przetarłam twarz dłonią. On nie wiedział. Dopiero wtedy to do mnie dotarło. Przez ostatni tydzień byłam tak skupiona na sprawie Luca i na tym, że odeszłam z NYPD, że zapomniałam przekazać Brelandowi, iż jeśli ktoś przeprowadzi porządne śledztwo, to jego kumpla skażą na parę lat, a mnie może czekać dożywocie. – Kurwa. – Moja ręka zadrżała, dlatego przystawiłam sobie nadgarstek do ust i go ugryzłam. – Ofiara została zamordowana w stylu egzekucyjnym – wyszeptałam i odłożyłam komórkę na stół. – Trzy kulki w łeb…

– Brooke, o czym ty mówisz? – Marcus zmarszczył brwi, po czym przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciwko mnie. – Hej. – Pstryknął palcami przed moją twarzą. – Brooklyn?

Zaczęłam panikować i nie mogłam nic na to poradzić. Musiałam napić się drinka, najlepiej teraz… Albo… Boże, kurwa. Nie. Nie pójdę na żaden posterunek. Nie będę zeznawać. Kurwa. Jego. Jebana. Mać. Poczułam, jak Marc przyciąga mnie do siebie i chowa w ścisłych objęciach. Oddychałam płytko, próbując się przy tym nie rozpłakać.

– Detektywie? – Kiedy nazwał mnie tak, zachciało mi się zwyczajnie rzygać.

– Nie jestem już detektywem – wybąkałam. – Jestem mordercą.

Rozdział Drugi

nie myśl, że udało ci się zajść mi za skórę

Miałam wielką nadzieję, że będę składała zeznania w siedzibie FBI, chociaż odkąd dostałam wezwanie na komendę, doskonale wiedziałam, że przesłuchają mnie na moim posterunku. Carter nieustannie prowadził sprawę, wraz z SSA Stone, która rozłożyła się w gabinecie tuż obok biura kapitana Davisa. Paraliżował mnie lęk, podobny do tego, który odczuwałam, gdy przyszłam na rozmowę o pracę. Gdyby tamta Brooke wiedziała, co czeka ją za parę lat, prawdopodobnie wyszłaby, trzaskając drzwiami, i zajęła się zawodowym lepieniem garnków. Czułam na sobie wzrok byłych współpracowników, kiedy przechodziłam przez pokój wspólny. Domyślałam się, co szepczą pod nosem. Uważali mnie za współwinną albo mi współczuli. Nawet jeśli to ja miałam odwagę, by wyruszyć za fałszerzem do Francji, byłam odbierana jako biedna, szalona, skrzywdzona kobieta, której przez przypadek udało się schwytać sprawcę. Nie widzieli we mnie stratega ani dobrego strzelca. Nie mieli pojęcia, że owinęłam sobie Luca wokół palca, tak samo jak on owinął mnie wokół swojego. Byłam w ich oczach słabą, żałosną histeryczką, co śmiało mogłam wywnioskować ze współczujących spojrzeń.

Nawet Carter obserwował mnie z troską, gdy znaleźliśmy się za lustrem weneckim. Nie aresztowano mnie. Oficjalnie nie zostałam też podejrzaną o kooperację z szajką złodziejską. Pojawiłam się na posterunku z własnej woli, ponieważ zostałam o to poproszona. Postanowiłam zatem przyjąć postawę zgodną z kształtowaną przez innych rzeczywistością. Musiałam rozegrać to mądrze.

– Rozmawiałaś z Marcusem? – zapytał szeptem Wint, przygotowując przy tym notatnik i dyktafon dla agentki Stone.

– Tak, i uważam, że to śmiechu warte. – Mój były partner spojrzał na zegar wiszący nad lustrem weneckim i wydający z siebie nieznośny, stresujący dźwięk. – Nie mogę po prostu powiedzieć tobie, co się stało, ty to zanotujesz, a później rozejdziemy się w swoje strony?

– Skoro bujasz się z Brelandem, to nie bardzo.

Przewróciłam oczami. Miał rację. Moja znajomość z Marcusem wyglądała co najmniej podejrzanie, ale wiedzieliśmy o tym, dlatego mieliśmy gotową odpowiedź na pytania w tym zakresie. Samo wspomnienie mężczyzny przyprawiło mnie o dyskomfort, gdyż nie dokończyliśmy naszej ostatniej rozmowy. Po policyjnym przesłuchaniu czekało mnie jeszcze jedno, nie do końca oficjalne, podczas którego miałam przyznać się do niewybaczalnych zbrodni.

– Oboje zostaliśmy oszukani przez Luca Moreau, co jest dziwnego w tym, że aktualnie się ze sobą „bujamy”? – Zrobiłam zajączki palcami w powietrzu, powtarzając przy tym słowo, którego użył Wint.

– Mhm – westchnął, po czym ponownie spojrzał na zegarek. Przez chwilę kręcił się po pomieszczeniu, poprawiając wszystko, jakby był sekretarzem agentki Stone, a nie jej wspólnikiem z ramienia organów ścigania. Rozbawił mnie ten widok, ponieważ Carter miał o wiele więcej do zaoferowania w kontekście zawodowym, a ta organizacja sprowadziła go do roli chłopca na posyłki.

– Usiądź i pogadaj ze mną. – Złagodniałam, wyciągając dłoń w jego kierunku.

– Nie powinienem – przyznał. – Kuźwa, to takie dziwne. – Mężczyzna zaśmiał się cicho, aby rozładować napięcie. – Chciałbym usłyszeć od ciebie prawdziwą historię o tym, co stało się we Francji, wiesz? – Jeszcze bardziej ściszył głos, po czym naparł dłońmi na biurko przede mną, schylając się nieco. Siedziałam z rękoma założonymi na piersiach i z nogą przełożoną przez drugą. Nawet się nie wzdrygnęłam, gdy całkiem złamał barierę bliskości. – Zważywszy na fakt, że wykorzystałem przysługę, którą miałem u kumpla, na wyciągnięcie cię z tarapatów.

– Powiedziałeś o tym federalnym? – Uniosłam brew. Próbowałam pozostać opanowana, choć fakt, że poruszył ten temat akurat w pokoju przesłuchań, ponad wszelką wątpliwość nie odjął mi stresu. – A może to agentka Stone kazała ci zadzwonić dziś rano do Brelanda? – wyszeptałam.

– Boże, Brooke… – Carter przewrócił oczami. – Nikomu o niczym nie powiedziałem. Zarówno ja, jak i Ben Forester zeznaliśmy zgodnie z tym, co ustaliłaś. – Mówił tak cicho, że praktycznie odczytywałam słowa z ruchu jego warg. – Chciałbym wierzyć, że wygrałaś bilet lotniczy do Paryża na loterii, dlatego się tam znalazłaś. Tak samo jak z całego serca chciałbym wierzyć w to, że wpadłaś na Luca przez splot nieszczęśliwych przypadków, gdy oboje zwiedzaliście Luwr. Ale nie urodziłem się wczoraj, Bee.

Kiedy zaakcentował skrót, którego Moreau używał, zwracając się do mnie, zacisnęłam mocno szczęki. Otaksowałam wzrokiem wykrzywioną w dezorientacji twarz Cartera. Gdyby wyznał Angusowi i federalnym, że zabrał mnie z pięknego domu nad jeziorem, w którym piekłam z Lukiem bułki i robiłam dżem, a potem widział, jak całujemy się przed jego aresztowaniem, skazałby mnie tym samym na niezłe piekiełko. Kiedy na dodatek przyznałby, iż zeznawał nieprawdę, do czego namówił też swojego znajomego, straciłby blaszkę. Wint musiał być choć trochę po mojej stronie, niemniej jednak nie ufałam mu na tyle, aby zaprosić go na swój dzisiejszy lunch z Brelandem i jemu również zdradzić całą prawdę.

Nie potrafiąc nic odpowiedzieć, patrzyłam na swojego byłego partnera policyjnego i zaczęłam się zastanawiać, co takiego ma w sobie Marcus, że bez żadnego oporu zamierzałam się przed nim odsłonić. Przecież wsadziłam jego przyjaciela do aresztu. Zawracałam mu głowę przez lata. Byliśmy naturalnymi wrogami, tak samo jak ja i Luc. Z drugiej strony – czego nie miał Carter, że mój instynkt samozachowawczy nie chciał obnażyć się przed nim?

– Dzień dobry, SSA Angelika Stone, poznałyśmy się przy aresztowaniu Luciena Moreau. – Z letargu wyrwał mnie dźwięk głosu federalnej, która weszła do pokoju przesłuchań. – Dziękuję, detektywie Wint.

Nie pozwoliła mu nawet zostać i posłuchać… Odprowadziłam Cartera wzrokiem do wyjścia.

– Brooke Astley. – Podniosłam się z krzesła i wyciągnęłam do niej rękę, którą uścisnęła.

Jeszcze przed całym tym cyrkiem, patrząc na agentkę Stone, być może doszukiwałabym się w niej wzoru. Była bardzo ładna. Wyglądała delikatnie i kobieco, ale przy tym biła od niej niesamowita siła. Niezmiennie była częścią biura, zatem odrobina pogardy we mnie została. Jednakże kiedy wówczas na nią patrzyłam, zaczęłam jej nawet trochę współczuć. Doskonale uprasowana, biała koszula, spodnie w kant, ciasny kok i na pewno wodoodporny, nieskazitelny makijaż. W dłoni dzierżyła swój notatnik. Wint przyniósł jej nawet podkreślacze. W jakimś sensie patrzyłam na własne odbicie i zachciało mi się realnie śmiać, bo byłam przekonana, że gdy tylko wgryzie się w tę sprawę, z agentki niewiele pozostanie.

Usiadłyśmy po przeciwnych stronach stołu. Kobieta włączyła dyktafon, a później uśmiechnęła się do mnie ze współczuciem.

– Jak się pani czuje?

– Możemy przejść na „ty”? – zaproponowałam.

– Oczywiście. – Pokiwała głową. – Brooke czy Brooklyn?

Przygryzłam wargę w uśmiechu. To była naturalna reakcja, ponieważ identyczne pytanie zadał mi Luc, kiedy go przesłuchiwałam. Tak samo jak ja zapytałam jego, czy preferuje skrót, czy swoje pełne imię. Odchrząknęłam, a potem podrapałam się po policzku, by skryć rozbawienie.

– Brooke – odparłam. – Przepraszam, po prostu trochę mnie to wszystko śmieszy.

– Co cię śmieszy, Brooke? – Angelika nie do końca zrozumiała.

To było niecodzienne, móc doświadczyć przesłuchania z drugiej strony. Oczami wyobraźni wracałam do chwil, które spędziłam w tym pokoju nie tylko z fałszerzem, ale też z podstawionymi przez niego chłopakami czy z Marcusem Brelandem. Wtedy musiałam trzymać się zasad, zadawać pytania zgodnie z protokołami i prawem, a w tej chwili – miałam nieograniczone pole działania.

– Spędziłam na tym posterunku, w tym pokoju, naprawdę liczne godziny. Wypruwałam sobie żyły dla NYPD, żeby na koniec zrobiono ze mnie wariatkę, a później posadzono jak kryminalistkę przed agentką federalną, która zabrała moją sprawę. – Skrzyżowałam ręce na piersiach. – Komedyjka – sarknęłam.

– O-okej? – Angelika nieco się wycofała. – Nie jesteś o nic podejrzana. Poprosiłam o rozmowę, ponieważ zgodnie z zeznaniami Luca Moreau i twoimi spędziłaś z nim w Paryżu ponad czterdzieści osiem godzin nie z własnej woli. Według tego, co powiedziałaś kapitanowi Davisowi, byłaś porwana, a zamiast zgłosić się na policję, zadzwoniłaś do detektywa Winta. Dlaczego?

Wypuściłam cicho powietrze ustami. Miałam dwie opcje – mogłam albo zrzucić całą winę na Luca, który i tak czekał na wyrok, albo odbić piłeczkę. Widziano we mnie ofiarę, ale prawda była taka, że to nie fałszerz postawił mnie w tym świetle.

– Angeliko – zwróciłam się do niej po imieniu, znacznie łagodniejąc. Rozłożyłam ręce, jedną z nich oparłam o blat stołu i trochę zbliżyłam się do kobiety. – Byłam dzieciakiem, kiedy ta sprawa się zaczęła, a dostałam do obsłużenia gnata. Nie winię za to organów ścigania. W sumie może powinnam, bo gdyby nie mój ojciec, policjant, najpewniej nie wybrałabym takiej ścieżki kariery. – Nie wiedziała, co i gdzie powinna zanotować oraz czy coś w ogóle. Dlatego postanowiła nic nie pisać. – Kiedy tu pracowałam, notorycznie wysłuchiwałam, że jestem zbyt zaangażowana i zachowuję się jak policyjna wersja typowej, upierdliwej korposuki, bez życia prywatnego. Zakładam, że również zdarzyło ci się zebrać takie opinie na swój temat.

– Nie rozmawiamy o mnie… – Zdanie, które padło z jej ust, zabrzmiało całkiem słabo, aczkolwiek po oczach wiedziałam, że trafiłam w sedno.

– Rozmawiamy o organizacji – przypomniałam. – Ponieważ to NYPD i biuro zrobiły ze mnie wariatkę. Spędziłam miesiące, a później lata nad sprawą fałszerza. Musiałam jeździć do domu kapitana poza godzinami pracy, aby wybłagać go, by ponownie otworzył śledztwo, które nikogo nie obchodziło, bo na pierwszy rzut oka wydawało się zakończone. Fałszerz śledził mnie, okłamywał i pogrywał sobie ze mną, a posterunek wystosowywał pisma z przeprosinami za moją nadgorliwość.

– Nie było dowodów…

– Aha – prychnęłam cicho. – Tak samo jak nie było podstaw do tego, aby otworzyć sprawę przeciwko Carleen Harrington, w której domu zostałam naćpana i uwięziona? – Stone chciała coś powiedzieć, lecz nie pozwoliłam jej na to. – Przez lata stanowiłam obiekt kpin ze strony moich kolegów, policjantów, ponieważ przez to, że spałam z Lukiem, zanim dowiedziałam się, że jest fałszerzem, nie brali mnie na poważnie. Uważali, że jestem głupią, zdradzoną kobietą, która dała się wykorzystać.

– Brooke, naprawdę bardzo mi przykro… – Zmieszała się. Cudownie.

– Wysłano mnie na leczenie, które nie miało prawa przynieść rezultatów, ponieważ moja psychiatra nie mogła nawet podać w wątpliwość tego, czy moje traumatyczne doświadczenia są prawdziwe. Dostałam leki, Angeliko. Dużo leków. Powiedziałabym, że takich, których nie powinnam przyjmować bez trafnej diagnozy. A jak biedna doktor Donovan miała mnie zdiagnozować, skoro zabroniono jej przyjmować moją wersję zdarzeń za prawdziwą?

Zamilkłam na moment. Każde słowo, które wypadało z moich ust, było wypowiedziane dokładnie i ze stoickim spokojem, podczas gdy twarz agentki Stone sugerowała zaniepokojenie oraz skruchę. Nie potrafiła odpowiedzieć na moje pytanie. Chyba uznała je za retoryczne.

– Nawet nie wiesz, ile razy próbowałam się zabić przez to, co ta organizacja ze mną zrobiła – wysyczałam przez zaciśnięte szczęki, dopiero wtedy pozwalając sobie na ukazanie złości. – Dlatego uważam, że pytanie: „dlaczego nie zgłosiłaś tego na policję?” jest co najmniej nie na miejscu.

Słuchając tykania zegara, odmierzałam czas. Gęsta, uporczywa cisza między nami trwała dokładnie trzydzieści sekund. W pierwszej połowie tego czasu kobieta próbowała patrzeć mi w oczy. Jednakże nie była w stanie wytrzymać, ponieważ przez ostatnie lata nauczyłam się bezbłędnego świdrowania ludzi spojrzeniem.

– Rozumiem to, jak się czujesz…

– Nie – weszłam jej w słowo. – Rozumiesz połowę z tego. Jeśli nie jedną trzecią.

– Słucham? – Agentka Stone widocznie się oburzyła.

– Wiesz, jak to jest być kobietą w naszym zawodzie, ale znajdujesz się na nieco innej pozycji. Nie mówię, że nie harowałaś, aby być w tym miejscu. Niezmiennie jako federalna przychodzisz tu, aby wziąć prawie rozwiązaną sprawę, traktujesz detektywa Winta jak sekretarkę, a później podpisujesz się na dokumencie. Brawo, niech żyje biuro, udało się przyskrzynić kolejnego złoczyńcę!

– Prosiłabym o zachowanie…

– Czego? – Uniosłam brew. – Godności? Kultury wypowiedzi? Rzeczy nie przestają być gówniane dlatego, że mówi się o nich ładnymi słowami.

– Przede wszystkim nie odebrałam sprawy tobie, sama ją oddałaś, ponieważ się zwolniłaś.

– Tak, zrobiłam to dlatego, że ten konwój chujostwa podążył za mną na wakacje do Europy. A kiedy wsadziłam do paki największego kutasa na świecie, dowiedziałam się, że NYPD i FBI mają do mnie parę pytań. Więc się zwolniłam. – Ponownie usiadłam w pozycji zamkniętej. – Widocznie to nie wystarczyło, bo parada fiutów trwa w najlepsze, a ja muszę tu siedzieć i dalej wałkować ten temat.

– Okej… Padło tu dużo…

– Chujów? – Uniosłam brew.

Byłam bardziej wulgarna niż Breland na swoich przesłuchaniach i o wiele mniej wyrafinowana niż Moreau podczas jego wywodów, które usłyszałam w pokoju przesłuchań. Ale kiedy tylko zastanowiłam się, jakie emocje by we mnie buzowały, gdybym dostała wezwanie, nie mając nic na sumieniu, pomyślałam tylko o złości. A gdy byłam realnie wściekła, nie przebierałam w słowach.

– Dużo niewybrednych słów. – Federalna odchrząknęła.

– Wybacz, wiem, że to nie jest tylko twoja wina. Wykonujesz jedynie swoją pracę, lecz bądźmy ze sobą szczere. Czy to nie brzmi absurdalnie?

– Brzmi i mam pełną świadomość tego, że zostałaś potraktowana niesprawiedliwie. Dlatego próbuję ci uświadomić, że znajdujesz się tu, ponieważ chcę ci pomóc, Brooke. Jesteś ofiarą tej sytuacji. – Uśmiechnęłam się z politowaniem. – Jednak aby móc tak to przedstawić, muszę mieć jasność wobec tego, co stało się w Paryżu.

– Dlatego ściągnęliście Luca z aresztu aż tutaj? – Przekrzywiłam głowę, wręcz wypalając w niej dziurę wzrokiem.

– Skąd…

– Sekretarka Anga niosła czarną kawę z podwójnym szotem espresso do drugiego pokoju przesłuchań. Nikt na tym piętrze takiej nie pije. Oczywiście nie „gościmy” w ten sposób wszystkich kryminalistów, ale Luc dogadał się z nią lata temu, dlatego cichaczem przynosi mu kawę. – Mina agentki zrzedła. – Poza tym jesteś tutaj sama, twój partner, którego nazwiska niestety nie pamiętam, musi „obsługiwać” kogoś innego, prawda? Jako że rozłożyliście się w gabinecie obok biura kapitana, ta sprawa stanowi dla was priorytet. No i widziałam dwie kurtki z logiem FBI. Nie wspominając już o tym, że patolog dziwnym trafem zawsze ma nam coś do przekazania, kiedy akurat trwa przesłuchanie Luca, bo okrutnie na niego leci. Zaczepił mnie i zapytał, czy Moreau tu dziś będzie, kiedy Wint szukał mojej teczki. Tak swoją drogą, to przesłodkie, że założyliście mi teczkę. – Położyłam teatralnie dłoń na sercu.

– Umm… – Angelika spojrzała na zegarek, ale nie ten nad lustrem weneckim, tylko na swój własny.

– Ustaliliście z agentem Jenkinsem, o której godzinie doprowadzicie do naszego spotkania? – Uśmiechnęłam się złośliwie. – No popatrz, jednak pamiętam jego nazwisko.

– Rozumiem, że możesz być zdenerwowana. Przywieźliśmy go tutaj, ponieważ uznaliśmy, że wyciągniemy z niego więcej informacji w znajomym otoczeniu.

– Z tego powodu przesłuchujesz mnie w pokoju, w którym z reguły odbywały się moje spotkania z nim, a jego trzymacie w tym drugim, gdzie jest po raz pierwszy? – Powstrzymałam śmiech. – Wiesz, Luc powiedział mi kiedyś, że kłamanie jest sztuką. Osobiście gówno wiem o sztuce, dlatego nie kłamię. Ty też nie powinnaś. – Zmarszczyłam nos, robiąc przy tym całkiem prześmiewczą minę.

Agentka Stone zdecydowanie się spięła. Wprowadziłam ją w dyskomfort tym, że nie dawałam jej ani chwili wytchnienia i odpowiadałam bardzo szybko. Dodatkowo wmówiłam sobie, że ta wersja wydarzeń, którą ustaliłam z Brelandem, jest w pełni prawdziwa. Ponoć on i fałszerz uzgodnili ją, kiedy ja dzwoniłam do Winta, aby odebrał nas z Francji, tak że byłam spokojna i wiedziałam, że ja i Luc zeznajemy tak samo.

Angelika wzięła głęboki oddech, upiła łyk wody, po czym rozsiadła się wygodniej. Potrzebowała czasu, aby pozbierać myśli, gdyż działałam jej na nerwy.

– Wysłuchaj mnie, dobrze? – poprosiła, na co przytaknęłam, bo i tak nie miałam nic do stracenia. – Wiem, że NYPD cię zawiodło, i bardzo mi z tego powodu przykro. Rozumiem, że cierpiałaś przez te wszystkie lata, a kiedy próbowałaś wypocząć, on cię porwał. Jest mi po ludzku przykro. Dlatego chciałam dowiedzieć się, jak dokładnie to wyglądało, żebyśmy mogli postawić mu zarzuty. Nie jesteś podejrzaną, jesteś ofiarą, Brooke. Reagowanie złością wydaje się jak najbardziej zrozumiałe w tej sytuacji i masz prawo się wściekać. Prawda wygląda tak, że liczyliśmy na to, że jeśli on cię tu zobaczy, zacznie się otwierać. Nie śmiałabym prosić, żebyś weszła z nim do jednego pokoju. Miałaś nawet nie wiedzieć, że tu jest. Chcieliśmy, aby fałszerz widział cię przez lustro weneckie. – Kobieta wskazała dłonią w tamtą stronę.

Obróciłam się gorączkowo, jak gdybym miała zobaczyć coś innego niż swoje odbicie. Moje serce zabiło szybciej. Czy Luc był świadkiem tego przesłuchania? Ile z tego widział lub słyszał? Jak powinnam się zachować?

– Czy on tam jest? – zapytałam cierpko. Nie uzyskałam odpowiedzi. – Czy ten dupek tam stoi i słucha, jak opowiadam o naprawdę prywatnych sprawach? – Poruszyłam głową, znów wpatrując się w Angelikę. Położyłam obie ręce na stole, po czym podniosłam się z krzesła tak chaotycznie, że niemal upadło.

– Brooke…

– Chcę prawnika – powiedziałam wprost. – Chcę, kurwa, prawnika i to nie po to, żeby zeznawać przeciwko tej ludzkiej kanalii, tylko po to, żeby zaskarżyć ten cholerny burdel wypełniony bezdusznymi dziwkami! – To był pokaz moich umiejętności aktorskich.

Im bardziej wściekła się stawałam i im mocniej zaznaczałam, jak policyjne zagrywki, które sama dawniej wykorzystywałam, działają na moją szkodę, tym mniejsze istniało prawdopodobieństwo, że FBI będzie dalej naciskać. Osobiście dlatego ograniczałam kontakty z Sage. Kiedy tylko złapała mnie lub Cartera za słówko, zasłaniała się prawnikiem. Jeśli okazałabym skruchę i zagrała ofiarę, chcieliby mojej współpracy, która z czasem zmieniłaby się w obserwację. Dystans stanowił w tym wypadku najlepsze zabezpieczenie, zwłaszcza że miałam inny syf do posprzątania.

– Brooke, usiądź… Nie ma go tam w tej chwili. – Angelika wystawiła do mnie rękę.

– Czyżby? – Opadłam na krzesło z westchnieniem. – A może to kolejna gierka?

– Proszę, dojdźmy do porozumienia, chcę ci pomóc.

Przewróciłam oczami, bardziej napierając łopatkami na oparcie krzesła.

– Problem w tym, że ja nie potrzebuję niczego, co oferuje biuro albo NYPD. Aktualnie poszukuję nowego psychiatry, chcesz mi w tym pomóc?

– Brooke. – To, ile razy funkcjonariuszka wypowiedziała dziś moje imię, było komiczne.

– Nie jestem ofiarą Luca Moreau, jestem jego najgorszym koszmarem. Znalazł mnie we Francji, próbował mnie ograć, a i tak ostatecznie to ja aresztowałam jego.

– Jak to zrobiłaś, skoro mówimy o prawie dwumetrowym facecie?

– Zagrałam w jego grę. Pozwoliłam mu wierzyć, że posiada całkowitą kontrolę nad sytuacją. Byliśmy w motelu przez kilka dni. Luc ma do mnie słabość, dlatego do niczego mnie nie przywiązał ani mi nie groził. Nie wiem, dlaczego jego koleżkowie mu wtedy nie pomogli. Tak jak wspominałam, byłam odcięta od sprawy, spędzałam czas na wakacjach. – Uniosłam ręce, aby zaznaczyć swoją bezradność. – Kiedy nadarzyła się okazja, wykorzystałam jego nieuwagę i z telefonu jednorazowego, który należał do niego, zadzwoniłam do Winta. Nagranie tej rozmowy Carter z pewnością wam przekazał. Zanim Luc się zorientował i zniszczył komórkę, było już za późno na ucieczkę. Poszedł po dobroci, bo Wint miał broń.

– Kapitan Davis napisał w raporcie, że dowiedziałaś się, iż fałszerz kręci się w okolicy Musée d’Orsay. Wiedziałaś, że Luc jest we Francji, zanim się tam znalazłaś?

– Nie. Wybrałam się do Luwru, ponieważ uznałam, że to będzie poetyckie, jeśli moja noga tam postanie, podczas gdy Moreau jest poszukiwany przez cały świat. Rzeczywiście słyszałam plotki na jego temat i próbowałam dowiedzieć się, czy istnieje szansa, że może być w Paryżu, ale on znalazł mnie szybciej, niż ja zaczęłam tak naprawdę szukać jego.

– Jak się spotkaliście?

– A jak spotyka się ludzi? – Uniosłam brew. – Byłam pijana, poszłam do klubu i ani się obejrzałam, wylądowałam z nim w motelu. Trudno mi przywołać dokładne wspomnienia, Angeliko, ponieważ popijałam xanax wódką. – Skrzywiła się na te słowa. – Wiem, że to nie świadczy o mnie dobrze, ale takie są fakty. Nie jestem do końca pewna, czy tym porwaniem nie uratował mi czasem życia.

– Czy myślisz, że pobyt Luca Moreau w Paryżu mógł być związany ze sprawą morderstwa, które miało miejsce w Temple? – Federalna podała mi teczkę, w której znajdowały się zdjęcia. Próbowałam za wszelką cenę kontrolować swoje odruchy. Patrzyłam na ciało człowieka, którego zabiłam, ale ze względu na fakt, że przygotowałam się na to pytanie, nie odczuwałam w związku z nim głębszych emocji.

– Nic mi o tym nie wiadomo. – Pokręciłam głową i oddałam kobiecie teczkę. – Czytałam o tej sprawie w internecie. Zidentyfikowano już zwłoki?

– Przykro mi, ale to tajne dochodzenie, które prowadzimy wraz z Interpolem. Nie jestem uprawniona, aby mówić o szczegółach.

Pokiwałam głową ze zrozumieniem, chociaż liczyłam na to, że dowiem się czegoś więcej.

– Czy pamiętasz, w których dokładnie dniach przebywałaś z fałszerzem w motelu?

– Byłam na prawdopodobnie błędnie przepisanych przez psychiatrę prochach – szepnęłam, drapiąc się niezręcznie po karku. – Ale wiem, że Luc też pił i powtarzał, że to tylko krok bliżej do grobu. – Marcus kazał mi dokładnie zapamiętać to wyrażenie. – To musiał być pierwszy czerwca. Jego urodziny – doprecyzowałam. – Tak, byliśmy razem od późnej nocy z pierwszego na drugiego czerwca.

– Jasne… – Zapisała to i przekreśliła coś w notatniku. Skoro towarzyszyłam Lucowi od początku miesiąca aż do powrotu do Nowego Jorku, nie było opcji, aby pociągnąć go do odpowiedzialności za śmierć Perez. Nawet jeśli w Temple znaleziono jego rzeczy. – Gdy zamknął cię w motelu, wychodził na dłużej? Zostawiał cię?

– Praktycznie nie opuszczał mnie na krok. – Zrobiłam znaczącą minę.

– Aha… I… Co robiliście?

Przeczesałam włosy palcami, podczas gdy Angelika zlustrowała mnie wzrokiem.

– Spokojnie, możesz powiedzieć, to bezpieczne miejsce.

Dalej milczałam.

– Brooke, czy on cię…

– Zgwałcił? Nie. – Pokręciłam głową. – Brał moje leki, piliśmy wódkę, rzucaliśmy w siebie nawzajem rzeczami… Przechodził przez jakieś dziwaczne załamanie nerwowe. A kiedy zasypiał, obserwowałam, gdzie chowa telefon i jakiego PIN-u używa. W ten sposób, kiedy Luc był pod wpływem, udało mi się go przechytrzyć i zadzwonić do Winta.

– Więc przez prawie tydzień byliście w ciągu alkoholowym?

– Wiem, że to brzmi absurdalnie, ale tak. Żywiliśmy się chipsami i fast foodami. Zamawiał jedzenie do motelu. Słuchaliśmy muzyki. Narysował mnie nawet kilkukrotnie. Byłam posłuszna, ponieważ wiedziałam, że jego załamanie nerwowe kiedyś dobiegnie końca i zabije mnie albo siebie.

– Uważasz, że Luc Moreau jest zdolny do zabójstwa?

Parsknęłam szczerym śmiechem.

– Jeśli Luc mógłby kogoś zabić, to tylko przez przypadek. Bardziej niepokoiły mnie jego samobójcze zapędy, wiesz? Obserwowanie go w tym stanie było nawet przykre. – Wzruszyłam ramionami. – Niestety nie pamiętam nazwy tego motelu, ale Carter obiecał, że zajmie się szczegółami. Byłam wykończona, gdy wróciliśmy, co zresztą widać na nagraniach telewizyjnych. Zresztą… Poznałyśmy się wtedy. – Wskazałam na Angelikę.

– Pokój motelowy został wysprzątany przez pracowników, a recepcjonistka nazwała was parą ćpunów – podsumowała agentka.

Powstrzymałam kolejny wybuch śmiechu, ponieważ ta bajeczka z motelem była na tyle dobrze przemyślana, że Marcus musiał opłacić kogoś, aby zadbał o sprzedanie policji błędnych informacji. Naprawdę musiałam z nim jak najszybciej porozmawiać.

– Bo prawdopodobnie tak wyglądaliśmy. – Wzruszyłam ramionami.

– Kiedy pojawia się taka opcja, pierwszą reakcją przeciętnego człowieka jest ucieczka. Dlaczego ty nie uciekłaś, tylko zawiadomiłaś Winta?

– Bo byłam w obcym kraju, a jedyna osoba, którą tam znałam, wówczas leżała tuż obok mnie zalana w trupa. – Westchnęłam głęboko. – Poza tym, gdybym uciekła, najpewniej nigdy byśmy go nie złapali. – Poprawiłam się na krześle. – Możesz postrzegać mnie jako ofiarę, agentko Stone, ale jestem przeszkoloną policjantką. Co więcej, mam to we krwi.

– A jednak odeszłaś.

– Hm. – Oblizałam usta. – Można coś kochać, ale równocześnie wiedzieć, że to cię rani. Wtedy z bólem serca zostawiasz to za sobą i ruszasz dalej.

Angelika zanotowała coś jeszcze.

– Zróbmy przerwę – zaproponowała. – Mam jeszcze kilka pytań odnośnie do samej sprawy.

Rozdział Trzeci

jestem silniejsza niż moi byli partnerzy

Bolały mnie głowa i żołądek, ponieważ miałam nie tylko kaca moralnego, ale przede wszystkim tego alkoholowego. Czułam się jak intruz, kiedy wszyscy moi byli znajomi z pracy odwracali wzrok, by nie musieć zamienić ze mną słowa. Wolałabym zakończyć już to przesłuchanie. Jednocześnie zastanawiałam się, czy jest szansa, żebym to ja zobaczyła Luca. Skoro nikt nie trzymał mnie tu na siłę, chyba mogłabym poprosić Winta o pokazanie mi, jak przebiega przesłuchanie fałszerza. Z drugiej strony, informacje, które otrzymał Marcus o testach behawioralnych, nie mogły wziąć się znikąd. Fakt, że byliśmy w tym samym budynku i wiedziałam o tym, lecz nic z tym nie robiłam, także mówił coś o mnie oraz o naszej relacji. Czy chciałabym go zobaczyć, gdyby bajeczka o porwaniu była prawdziwa? Pewnie tak. Inaczej… Czy chciałabym go zobaczyć, gdybym nie czuła do Luca nic innego prócz odrazy oraz ewentualnego współczucia?

Stałam w kuchni przez dłuższą chwilę, obracając w palcach swój własny kubek, którego nie zabrałam stąd, gdy odchodziłam. Dostałam go od taty, kiedy mnie zatrudniono. Wówczas nabrałam ochoty, by cisnąć naczyniem o podłogę i patrzeć, jak się rozpada. Ale zamiast tego odstawiłam je do szafki. Chciałam napić się kawy, lecz zrobienie tego mogłoby przyprawić mnie o dodatkowe mdłości. Czułam się koszmarnie, a każdy kolejny dzień utwierdzał mnie w przekonaniu, że tak już będzie zawsze.

– Dzień dobry, Astley. – Drgnęłam, gdy usłyszałam dźwięk głosu Angusa.

– Kapitanie. – Skinęłam mu. – To znaczy, hej, Ang. – Wymusiłam uśmiech. Musiałam sobie mechanicznie przypomnieć, że już tu nie pracuję, a on nie jest moim kapitanem. – Wszystko w porządku?

– To ja powinienem zapytać ciebie. – Był nieufny. – Jak tam poszukiwanie nowej pracy?

– Na razie zajmuję się swoim zdrowiem psychicznym, później zastanowię się, w jaki sposób znów stać się trybikiem w wielkiej machinie zwanej kapitalizmem. – Wysiliłam się na sarkazm. – Jest w porządku, dzięki, że pytasz.

– Agentka Stone przekazała, że cię zawiodłem.

Pokręciłam głową z lekkim niedowierzaniem. To dlatego się odezwał; nie chciał dostać pozwu sądowego w prezencie pożegnalnym ode mnie. Postanowiłam jednak tego nie komentować. Ang był dorosły, był czyimś ojcem, bez względu na jego żałosny poziom inteligencji emocjonalnej nie musiałam mu się z niczego tłumaczyć. Spędziłam zbyt wiele czasu na przekonywaniu go, żeby mi zaufał.