Sztuka pożądania - Kubicka Julia - ebook + audiobook
BESTSELLER

Sztuka pożądania ebook i audiobook

Kubicka Julia

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

14 osób interesuje się tą książką

Opis

Kontynuacja historii bohaterów Sztuki kłamania.

„Owoc, którego skosztowała Brooke, okazał się zakazany. Dlatego uciekła z ogrodu”.

Relacja Luca i Brooke przybiera jeszcze ostrzejszy wymiar. Fałszerz ucieka z domku, w którym przebywał z policjantką; zabiera jej ubrania oraz broń, po czym topi należący do niej samochód w oceanie. Wydaje się, że Luc zrobi wszystko, żeby stała się bezbronna i nigdy więcej nie wpadła na jego trop.

Tymczasem pani detektyw budzi się obok obcego mężczyzny, który proponuje jej współpracę. Jego misją jest doprowadzenie do śmierci fałszerza.

Wszystko wskazuje na to, że Luc będzie dla Brooke celem, ale innym niż do tej pory. Tym razem zaczyna się polowanie, którego stawką jest jego życie.

Zabawa w kotka i myszkę przenosi się do malowniczej Francji i staje się jeszcze niebezpieczniejsza. 

Czy kobieta będzie potrafiła pociągnąć za spust? 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                                                                                                                                           Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 391

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 59 min

Lektor: Monika ChrzanowskaKrzysztof Polkowski
Oceny
4,4 (320 ocen)
187
81
36
14
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ShineOfTheBook
(edytowany)

Nie polecam

Długo się zabierałem by sklecić choć jedno ciekawe zdanie o tej książce i szczerze, bo tak chce byście odbierali to co pisze, książka to jest całkowite przeciwieństwo pierwszego tomu, ale od początku… bo książka to nie wszystko i za każdą stoją ludzie i przez ich pryzmat patrzenia na świat oglądamy litery w książce… pomyliłem się co do autorki. Nasza relacja autor - czytelnik nie wypaliła nad każdym możliwym względem za jej słowa przez co odbiór jej słów pisanych jest taki a nie inny, będzie bardziej dosadny i brutalny… ale wiecie ( sama autorka to podkreślała) - książka to fikcja. Tak lekkim wstępem… Fabularnie ich ścieżki się zaczynają jakby przeplatać lecz ta część od początku już zaczyna się głównie „sztucznie” romantycznie i mamy takie Och i Ach przez wzdychanie do siebie - pościelówka taka. Po tych wstępach burzących mamy kolejny zastój z akcją, bo tak zacząłem się zastanawiać … Kim jest on a kim ona i są blisko czy daleko siebie? Czy to jakiś sen ich? Czy to na pewno jest ksią...
50
therealandziax

Z braku laku…

Dawno nie czytałam tak złej książki. Dobre tutaj było tylko zakończenie. Było nudno, długo i męcząco. Książka napisana chyba tylko po to, żeby autorka „coś” wydała.
katarzynakorczak10

Całkiem niezła

O ile pierwsza cześć była oryginalna i wciągająca, tak tutaj zabrakło pomysłu na fabułę. Kolejną cześć sobie odpuszczę
40
WybrednaMaruda

Całkiem niezła

pierwszy tom kupił mnie manipulacjami i świadomą toksycznością. Tu większy nacisk położono na romans, przez co fabularnie nie wydarzyło się nic wyjątkowego, dreptaliśmy w kółko
30
Zochatonie

Nie oderwiesz się od lektury

kocham, i nie mogę się doczekać ostatniej części 😊😘
10

Popularność




Copyright © 2024

Julia Kubicka

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja:

Anna Adamczyk

Korekta:

Monika Nowowiejska

Karolina Piekarska

Katarzyna Olchowy

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

Autor ilustracji:

Oliwia Kasperek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-372-6

Playlista

Ocean – Elsa & Emilie

vampire – Olivia Rodrigo

Make Up Your Mind – Florence + The Machine

Seventeen – MARINA

I Did Something Bad – Taylor Swift

Paris, Texas – Lana Del Rey, SYML

Criminal – Fiona Apple

On brûlera – Pomme

Dark But Just A Game – Lana Del Rey

The Perfect Girl – Mareux

Me and the Devil – Soap&Skin

In The Woods Somewhere – Hozier

no body, no crime – Taylor Swift, HAIM

No Time To Die – Billie Eilish

my tears ricochet – Taylor Swift

Lonely Heart – 5 Seconds of Summer

lipstick – Jesse Jo Stark

In My Beautiful Garden – Scarlett Rose

Paris – Taylor Swift

Belgium to Bordeaux – Canteen

Chemtrails Over The Country Club – Lana Del Rey

cardigan – Taylor Swift

the lakes – Taylor Swift

Say Yes To Heaven – Lana Del Rey

Caramel – 5 Seconds of Summer

Art Deco – Lana Del Rey

DELIGHTFUL – Dounia

Favourite Liar – Rachel Sandy

Wicked Game – Chris Isaak

East of Eden – Zella Day

Le temps de l’amour – Françoise Hardy

Stargirl Interlude – The Weeknd, Lana Del Rey

Serial Killer – Moncrieff, JUDGE

ever fallen? – Kate Peytavin

Family Line – Conan Gray

Love song – Lana Del Rey

Lover Of Mine – 5 Seconds of Summer

Don’t Fall For Monsters – DeathbyRomy

Love & Logic – Matt Jaffe

Midas – Skott

the fruits – Paris Paloma

Getaway Car – Taylor Swift

I. niepohamowane pożądanie zemsty i śmierci

Prolog

kocham plażę, na której jeszcze w coś wierzyłem

Każde moje zbliżenie seksualne różniło się od poprzedniego. Miałem ogromną słabość do pięknych ludzi, poczucia zapomnienia oraz wrażenia, że jestem pochłaniany przez chwilę, która przejmuje władzę nad całym moim umysłem. Skompletowałem całkiem bogatą gamę doświadczeń. Uwielbiałem westchnienia, tak samo jak przeszywającą ciszę. Lubiłem ból oraz czułość. Rozmowy i milczenie. Nieznajomych, a także tych, których już kiedyś spotkałem.

Od momentu, gdy pierwszy raz zobaczyłem detektyw Astley, miałem przeczucie, że jeżeli kiedykolwiek to napięcie wyczuwalne między nami wybuchnie, stworzymy niesamowite wspomnienie o nocy doskonałej.

Na pierwszy rzut oka przypominaliśmy magnesy o przeciwnych biegunach. Im dłużej ją jednak znałem, tym bardziej upewniałem się w tym, że jesteśmy tacy sami. Przepełniały nas salwy złości, którą wreszcie mogliśmy wyładować na sobie nawzajem. Doskonale wiedziałem, na kogo patrzę, ale gdy czułem siłę jej spojrzenia, jakby automatycznie zapominałem o wszystkim, czego zdołałem dowiedzieć się o sobie, o niej i o świecie. Wpędzała mnie w tak absorbującą rozkosz, że pragnąłem, abyśmy stali się ostatnimi ludźmi na Ziemi, których uczucie ma większe znaczenie niż cały ekosystem. Brooke też rewelacyjnie zdawała sobie sprawę z tego, kim jestem oraz jakich zbrodni się dopuściłem. Wreszcie mogliśmy więc porzucić maski i wyznać sobie wszystkie grzechy.

Szare niebo przecinane przez promienie porannego słońca wpadającego do pokoju, by muskać nasze na wpół okryte białą pościelą ciała, zlewało się swoim kolorem ze spokojnym oceanem, delikatnie poruszanym przez wiatr. Z domku letniskowego nie mieliśmy widoku na plażę okrytą zmarzniętym piaskiem oraz zerwanymi z drzew liśćmi. Myślałem jednak o tym widoku, zanim otworzyłem oczy. W pomieszczeniu tradycyjnie unosił się zapach farb akrylowych i wilgotnego drewna. Ubrania, które w uniesieniu zdzieraliśmy z siebie jak oszalali, zostały porozrzucane przypadkowo na podłodze. Pośrodku materaca leżeliśmy my – w pewnej odległości, ja na plecach, z ręką pod głową, a Brooke na boku, z jedną nogą przy moich biodrach, drugą pozostawioną wzdłuż prześcieradła. Jej długie, ciemne włosy rozsypywały się na białej poduszce, mieszając się z moimi jasnymi lokami. Oddychaliśmy równomiernie, spokojnie. Wiedziałem, że kobieta śpi, i trochę jej tego zazdrościłem.

Chciałbym obudzić się jako drugi. Być może zdołałbym ją przekonać, że zakończenie wcale nie musi być tragiczne dla żadnej ze stron. Skoro kradłem dzieła sztuki w taki sposób, że ludzie nawet nie wiedzieli, iż te zaginęły – czy nie byłbym w stanie ukraść całej rzeczywistości, w której mielibyśmy prawo się kochać?

– Luc…

Czułem ciężar swojej głowy. Wciąż było mi niedobrze po przyjęciu całej masy środków odurzających. Wydawało mi się, że nadal jestem w tamtym domku z Brooke, choć tak naprawdę ktoś inny właśnie wyszeptał moje imię.

– Lucien…

Oczami wyobraźni widziałem, jak podnoszę się z materaca i szukam jej kajdanek. Każdy fragment mojego ciała był odrętwiały. Miałem zaschniętą krew na plecach, a ogromna suchość w ustach nie dawała mi spokoju. Z trudem zarejestrowałem jej skulone ciało.

– Na litość boską, możesz się obudzić? – Głos wołający mnie w teraźniejszości robił się coraz wyraźniejszy. Niemniej jednak emocjonalnie dalej byłem w Montauk i ubierałem się najszybciej, jak potrafiłem.

– Czasem naprawdę cię nienawidzę…

Nie mogłem dłużej udawać, że śpię, przy okazji przywołując te wizje. Na moim policzku pojawiło się coś mokrego, słodkiego i klejącego, a gdy zorientowałem się, że Martina polewa mnie wygazowanym szampanem, zacząłem kaszleć. Prędko podniosłem powieki, siadając w pierzynach jak oparzony. Włoszka zaśmiała się perliście, kiedy zobaczyła, że wreszcie dopięła swego.

– Dosłownie wyjęłaś mi to z ust – odparłem, mordując panią Franchetti wzrokiem. – Co się dzieje?

Wspomnienie znad Atlantyku zaczęło ścierać się z tym, co wydarzyło się poprzedniej nocy. Byliśmy na bankiecie, piliśmy alkohol, a później, gdy ledwie trzymaliśmy się na nogach, wspólnie zaciągnęliśmy obcych ludzi do naszego łóżka. Nie miałem pojęcia, z kim spałem, ponieważ tylko Martina została ze mną do rana, ale widząc zdemolowaną sypialnię, pomyślałem, że chyba wolę sobie nie przypominać. Przeciągnąłem się leniwie, przy okazji wiodąc po niej spojrzeniem. Jej miękką skórę przykrywał satynowy, czerwony szlafrok. Miała resztki makijażu na policzkach, natomiast cała szyja pani Franchetti była pokryta świeżymi śladami po natarczywych pocałunkach. Odwróciłem spojrzenie, uśmiechając się figlarnie, gdy przyłapała mnie na bezwstydnym pożeraniu jej wzrokiem.

– Zostawiłeś mi odcisk swojej ręki na pośladku i ślad zębów na udzie – mruknęła z udawanym wyrzutem. Martina zaczęła podchodzić do łóżka, na które po chwili wskoczyła zwinnie niczym kotka. Jej okrycie spłynęło po ramionach, więc znów miałem ją przed sobą zupełnie nagą. Widywałem kochankę częściej w tym wydaniu niż w pełni ubraną.

– Więc wiesz, że bywam terytorialny – odparłem.

Orientując się, że zbliża się do mnie na kolanach, aby pocałować mnie na przywitanie, chwyciłem za szyjkę butelki od trunku, który posłużył mi dziś za budzik. Przepłukałem usta szampanem, wywołując słodki chichot Martiny.

– Nie, nie jesteś terytorialny. Jesteś tak samo rozwiązły, jak ja.

Uniosłem się nieco, by oprzeć się łopatkami o ramę łóżka. Ona tymczasem zbliżyła się na tyle, by mocniej przycisnąć mnie do mebla. Kosmyk jej czarnych włosów, który wypadł z upięcia klamrą, połaskotał mój policzek.

– Widziałam, co z nimi robiłeś… To godne podziwu.

Zmarszczyłem brwi, ponieważ nie do końca ją zrozumiałem. Ułożyłem dłoń na talii Martiny i ścisnąłem jej ciepłą skórę. Poczułem piersi kochanki na swoim torsie, gdy znacznie do mnie przywarła, jakby chciała mnie nie tyle podniecić, co się przytulić i schować w moich ramionach. Tym gestem zaskoczyła mnie najbardziej. Czułość nie była jej domeną, a jednak poszukiwała jej u mnie. Dlatego nasze nagie ciała przywarły do siebie w troskliwych objęciach.

– Zastanawiałam się w nocy… – kontynuowała, pocierając jednocześnie policzkiem o mój obojczyk. Zacząłem rozdzielać jej włosy palcami. – Czy pieprzysz ich wszystkich tak dobrze dlatego, że chcesz mnie podniecić.

Zacisnąłem powieki. Próbowałem sobie cokolwiek przypomnieć. Miałem dziury w pamięci. Wciągaliśmy coś, zanim napiliśmy się wódki…

– Ale nie patrzyłeś na mnie, Luc. Nie szukałeś mnie w tej plątaninie ciał… – Nic nie odparłem, ponieważ Martina musiała mieć rację. – Jakbyś co najmniej czerpał z tego taką samą przyjemność, jak ja. Nie był ani trochę uprzedzony, nie musiał znać ich imion, nie pragnął niczego innego prócz niekończącej się serii orgazmów. – Splotła nasze palce razem. – Ale to nie było również to… – Wreszcie odsunęła się ode mnie na pewną odległość.

Taksowałem Martinę wzrokiem tak długo, aż usiadła tuż obok mnie, odwzajemniając zaciekawione spojrzenie. Nie lubiłem jej okłamywać, jednakże w tamtej chwili nie wiedziałem, czego właściwie ode mnie oczekuje.

– Do jakich wniosków doszłaś? – Postanowiłem zagrać w jej gierkę, przy okazji krzyżując ręce na piersi.

– Że przepełnia cię frustracja – odrzekła bez dłuższego namysłu. – Jesteś naprawdę wściekły, ale nie możesz sięgnąć do źródła tych emocji. Seks to twój mechanizm obronny. Jakiś musiałeś wykształcić, dlatego moja rada jest taka, żebyś się w tym nie zatracił.

Uśmiechnąłem się pod nosem w zbywający sposób.

– Chyba że będę kochał się z tobą? – mruknąłem, wyciągając do niej dłoń.

– Caro, ty mnie nie kochasz! – Zarechotała Martina. – Przynajmniej nie tak, jak byłoby nam wygodnie. – W tym momencie już całkowicie straciłem wątek, zatem ponownie obrzuciłem ją pytającym spojrzeniem. – Jesteś tutaj, w Temple. – Martina spoważniała, widząc moją dezorientację. – Ale twoje serce zostało w Montauk i oboje doskonale o tym wiemy.

Przewróciłem oczami. Nie planowałem tego przyznać, dlatego od razu prychnąłem, chcąc jak najbardziej zaznaczyć to, że się z nią nie zgadzam.

– To w porządku. – Wzruszyła ramionami i ujęła moją wcześniej wyciągniętą na materacu dłoń. – Wszyscy mamy swoje słabe punkty, prawda? Sage ma Francescę, ja mam Rafaela… Pytanie brzmi, dlaczego ty masz Brooke Astley?

Naprawdę nie chciałem o tym rozmawiać, dlatego strzepnąłem jej rękę ze swojej, podnosząc się energicznie na równe nogi. To prawda, myślałem o tym, co stało się nad Atlantykiem. Rozmawialiśmy z policjantką tak, jakbyśmy na nasz dziwny sposób wyznali sobie miłość, ale byliśmy odurzeni. Poza tym mieliśmy się już więcej nie spotkać. Zamierzałem ruszyć dalej. Nawet jeśli moją metą na zawsze miała pozostać złota, paryska klatka.

Zacząłem szukać świeżej koszuli w szafie, chcąc dać Martinie do zrozumienia, że zamierzam ją ignorować, póki nie zmieni tematu, aczkolwiek Franchetti nie odpuszczała.

– Jeśli ona kiedyś cię zobaczy, zabije cię – powiedziała sucho.

– Tak jak twój mąż zabije nas oboje, gdy dowie się, co robimy na tych wszystkich imprezach, których on nagminnie unika. – Mój plan puszczania jej słów mimo uszu się nie powiódł. Sprowokowała mnie. – Myślę, że marne z nas przykłady, ma chérie.

– Nie rozumiesz tego, co jest między mną a Rafaelem – mruknęła.

– Interesy waszych rodzin? – Uniosłem brew tak, by kobieta widziała to w lustrze. Stałem przed nim, zapinając koszulę. Wówczas to Martina prychnęła. – A nawet jeśli to małżeństwo cokolwiek oznacza, wiem, że on cię krzywdzi. Podobnie jak Sage rani Francescę. To pewien wzorzec. Coś, co sprawia, że nie jesteśmy w stanie kochać kogoś inaczej niż poprzez patologiczne przywiązanie.

– To łączy cię z tą detektyw? – Martina także wstała, po czym wybrała sobie z mojej szafy inną, świeżą koszulę. – Patologiczne przywiązanie?

– Mniej więcej – przyznałem. – Aczkolwiek już się nie spotkamy, zatem dlaczego o tym mówisz?

– Bo jakaś część ciebie wciąż jest przy niej.

– I zawsze tam pozostanie. – Założyłem też bieliznę i spodnie garniturowe, mówiąc o swoim oddaniu wobec policjantki jak o pogodzie. Chyba chciałem w ten sposób sprowokować Martinę, tylko nie do końca wiedziałem do czego.

Doprowadziliśmy się do porządku w milczeniu. Dopiero gdy zapragnąłem opuścić sypialnię, by zejść na śniadanie, Włoszka zatrzymała mnie, chwytając mój nadgarstek.

– Luc…

– Tak? – Puściłem klamkę, chcąc dać nam jeszcze nieco prywatności.

– Wierzysz, że ona cię znajdzie – stwierdziła, a nie spytała, dlatego nie zaprzeczyłem. – To nie będzie dobra rzecz, jeśli tak się stanie. – Kobieta położyła dłoń na moim policzku. – Co takiego w niej jest, że doprowadziła cię do szaleństwa?

Nie potrafiłem odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Nie mieliśmy okazji się dobrze poznać. Łączące nas uczucie nie było miłością, a czymś na kształt obsesji, która narodziła się na podstawie toksycznej gierki.

– Rozśmieszyła mnie – rzuciłem.

– Słucham? – Martina nic już z tego nie rozumiała. Nie kwestionowała nawet faktu, iż nieustannie stoimy w przejściu.

– Kiedy się poznaliśmy, powiedziała coś tak absurdalnego i wyrwanego z kontekstu, że zacząłem się śmiać. A później, podczas przesłuchań czy w naprawdę krytycznych momentach… sprawiała, że się śmiałem.

– Hm… Po tym, co jej zrobiłeś, jeśli dowie się, gdzie jesteś, spali piekło, żeby się na tobie zemścić.

– Wiem o tym.

– Ona nie jest twoją kochanką…

– Nie. – Odsunąłem się od Martiny, wreszcie otwierając drzwi. – Jest moim wrogiem i nie zamierzam jej lekceważyć.

Idąc przodem, Franchetti zerknęła jeszcze przez swoje ramię. Tajemnicze spojrzenie, które mi posłała, wzbudziło we mnie swego rodzaju niepokój.

– W takim razie ja też nie będę tego robić – dodała.

Obserwowałem, jak kobieta bezwstydnie odchodzi, mając na sobie tylko moją koszulę i wczorajszą bieliznę. Chciałem spokojnie spędzić poranek, lecz słowa Martiny nie dawały mi spokoju, przy okazji natrętnie mieszając się z mglistym wspomnieniem z plaży. Nie chciałem zranić Brooke, ale musiałem to zrobić, żeby zapewnić sobie bezpieczeństwo. Nie uważałem się za najbardziej przebiegłą osobę na świecie, ale jeżeli ja byłem zdolny do tak okrutnych rzeczy – co potrafili robić inni?

Z tego powodu wróciłem do sypialni i odkopałem z walizki jednorazowy telefon na kartę. Prędko wybrałem numer, mając nadzieję, że nie będę musiał nagrać się na sekretarkę. Dźwięki połączenia uderzały w moją pulsującą od nadmiaru używek głowę. Czułem się podobnie jak wtedy, gdy zabrałem ubrania detektyw Astley i wrzuciłem je na tył jej auta. Nieprędko znalazłem kluczyki, jednak kiedy mi się udało, bez trudu odpaliłem silnik i wyjechałem z zaschniętego błota, zmierzając prosto w stronę plaży. Następnie z rozpędu wjechałem do oceanu.

– Luc? – Marcus odebrał, dlatego otworzyłem oczy, na powrót znajdując się w Temple, nie w Montauk. – Hej, wszystko gra? Miałeś dzwonić w nagłych wypadkach…

– Znajdź ją – zarządziłem. – I dowiedz się, czy jest bezpieczna.

– Lu…

– Masz mnie zapewnić, że Brooke Astley nic nie zagraża.

– Co się stało? – Breland był ewidentnie zaskoczony.

– Zrób to dla mnie… – nalegałem.

– Dobrze, zaraz napiszę do Sage…

– Nie mów Sage ani Siwemu. Upewnij się, że żaden znajomy pana Franchettiego nie złożył jej wizyty. – Usłyszałem kroki na korytarzu. – Muszę kończyć.

– Umm…

– Zadzwoń do mnie tylko, gdy będziesz stuprocentowo pewny. – Rozłączyłem się i wrzuciłem telefon z powrotem do walizki.

Przeczesałem włosy palcami. Może i miałem paranoję, ale nie mogłem ryzykować. Wystarczyło, że zostawiłem ją nagą, rozbrojoną, skutą kajdankami, bez środka transportu, w lesie. Jeżeli musieliśmy ze sobą pogrywać, chciałem, żeby poniosła porażkę, lecz myśl o tym, że Brooke mogłaby zginąć, rozsadzała mnie od środka.

Przetrwała to, co jej zrobiłem, i przetrwa jeszcze więcej, zapewniłem sam siebie w myślach, znów stając przed lustrem. W końcu jesteśmy zbudowani z tego samego materiału.

Rozdział Pierwszy

aby kogoś kochać, najpierw musiałbyś mieć serce

Człowiek nie jest w stanie przejść przez życie, nie podejmując przy tym żadnej decyzji. W końcu brak reakcji również stanowi reakcję. Nie spodziewałam się jednak, że moje wybory doprowadzą mnie do Montauk, gdzie przebudzę się zupełnie naga, skuta własnymi kajdankami, z piekielnym bólem głowy i drażniącymi wyrzutami sumienia. Mimo to nie byłam zła na siebie. Uważałam, że postąpiłam słusznie. Nie przewidziałam tylko tego, iż fałszerz, nawet zaskoczony moją obecnością w swojej kryjówce, będzie potrafił mnie przechytrzyć.

Chłód spowodowany wiosenną aurą i słabą izolacją w domku letniskowym sprawił, że po moim kręgosłupie przebiegł nieznośny dreszcz. Pociągnęłam nosem, czując, że moja śluzówka jest całkowicie wyschnięta. Zrobiło mi się niedobrze.

Moreau nie spiął moich nadgarstków za plecami, tylko z przodu. Albo bał się, że jeśli obróci mnie na brzuch – przebudzę się, albo to miało metaforyczne znaczenie, którego nie rozumiałam. Nie zamierzałam dowiadywać się, która z tych teorii jest prawdziwa. Chciałam się tylko uwolnić, by zacząć jak najszybciej działać.

– Sukinsyn – mruknęłam pod nosem, unosząc złączone ręce do twarzy, by przetrzeć usta. – Nienawidzę go – fukałam dalej.

Nie mogłam długo zostać naga, aczkolwiek ubranie się w takim stanie stanowiło problem. Zwłaszcza że w domku nie było moich rzeczy, a jedynie parę koszulek i bokserek, które Luc zostawił na pastwę losu. Czy wyrzucił moje ciuchy, żeby mnie spowolnić, czy chciał, abym była zmuszona założyć coś, co należało do niego?

Skarciłam się w myślach za to, że rozważam intencje mężczyzny, zamiast skupić się na tym, by jak najszybciej go odnaleźć. Rafael Franchetti, który po chwili ponownie wszedł przez drzwi, mógł być moją odpowiedzią.

– Mam dobre i złe wieści, signorina.

Przewróciłam oczami, ponieważ doskonale mówił po angielsku, włoskie wstawki były więc absolutnie niepotrzebne.

– Nie przyjmuję „złych wieści”, możesz je sobie wsadzić w dupę – burknęłam.

Emanowała ode mnie coraz bardziej gorejąca złość. Chciałam spalić tę budę, a później przepłynąć ocean, by wyciągnąć tego żabojada z jego cholernej Francji i utopić jego brzydką mordę w Sekwanie! Nie, wróć… Jego „morda” była doskonała, a to wcale nie ratowało mojej sytuacji. Włoch ściągnął brwi w dezorientacji. Widocznie nikt w ten sposób do niego nie mówił.

– Niech będzie, jakie są złe wieści, Massimo?

– Massimo?

– To z takiego filmu, nieważne. – Wzruszyłam ramionami. Nie miałam za grosz poczucia wstydu w tamtej chwili. Spędziłam całą noc, uprawiając brudny seks ze swoim wrogiem, który mnie naćpał, a później uwięził, po czym bez najmniejszego trudu uciekł. Pozory nie miały już znaczenia.

– Fałszerz wjechał twoim autem do oceanu, dlatego nie byłem w stanie znaleźć zapasowego klucza do kajdanek – wyjaśnił Franchetti. Moja powieka drgnęła. Fałszerz sobie kurewsko nagrabił… – Na twoje szczęście potrafię rozkuć cię tym. – Uniósł szwajcarski scyzoryk, przy okazji uśmiechając się zniewalająco. Może gdybyśmy znajdowali się w innej sytuacji, uznałabym to za całkiem seksowne, ale romanse nie były mi wtedy w głowie. Uklęknęłam więc, po czym wstałam na równe nogi, wyciągając ręce w stronę Rafaela.

Nieustannie byłam naga, a on bezwstydnie przemknął po mnie pożerającym spojrzeniem, dlatego znów uniosłam brew, aby wiedział, że nie jestem zainteresowana. Chyba spodobało mu się to, do jakiego stopnia potrafię ignorować dosłowne obnażenie przed obcym człowiekiem. Ale skoro potrafiłam rozebrać się dla wroga… Czy powinnam była jeszcze wstydzić się czegokolwiek?

– Jesteś okropnie nietaktowna.

– A ty strasznie sztuczny – odbiłam jego uwagę niczym piłeczkę pingpongową.

– Sztuczny? – Nie zrozumiał, co miałam na myśli, niemniej jednak z uwagą pochylił się nad moimi nadgarstkami i zaczął grzebać narzędziami ze scyzoryka w zamku kajdanek.

– Twój drogi garnitur, skórzane buty, epicki wręcz dobór słów… – wyliczyłam. – Signor – zniżyłam głos, prześmiewczo odnosząc się do tego, jak on mnie nazwał.

Franchetti pokręcił głową z niedowierzaniem.

– Prawdziwa z ciebie Amerykanka, za grosz polotu.

– Prawdziwy z ciebie gangster – mruknęłam nieco sarkastycznie.

Spojrzał na mnie przez rzęsy, bo wciąż majstrował przy zatrzasku.

– Mam ostre narzędzie przy twoich żyłach, policjantko – upomniał mnie. Na to właśnie czekałam. Aż mi zagrozi i się zdradzi.

Nie znałam rodziny Franchettich dobrze, jednakże słyszałam o nich pewne historie. Mój ojciec nie zajmował się tą sprawą, ale znał ludzi, którzy znali ludzi, którzy prowadzili ją pod koniec lat osiemdziesiątych. Wielopokoleniowi handlarze bronią – od Nowego Jorku, przez Paryż, po Rzym. Ciekawe, co powiedziałby tata, gdyby zobaczył mnie w takiej sytuacji. Na pewno nie byłby zachwycony.

– No właśnie, masz – odparłam szeptem. – Wciąż mogę poruszać palcami, poza tym twoje skupienie nie pozwala ci na zachowanie pełnej czujności. W każdej chwili mogłabym zabrać ten scyzoryk i wydłubać ci nim oko.

– Może więc nie powinienem ryzykować i pozostawić cię skrępowaną?

– Jak sam zdążyłeś zauważyć, niewiele we mnie krępacji.

Franchetti znów lekko się uśmiechnął, co tym razem odwzajemniłam. Przy okazji teraz to ja taksowałam wzrokiem jego. Był naprawdę przystojny, choć znacznie starszy ode mnie. Nie miałam jednak pewności, czy robotę w wypadku Rafaela robi jego ubiór i widoczna, nawet pod nim, wysportowana sylwetka, czy to, że rzeczywiście jest atrakcyjny. Na pewno wyglądał jak mężczyzna, nie miał w sobie niczego z zagubionego chłopca, dlatego z przykrością musiałam stwierdzić, że nie jest w moim typie.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk metalu upadającego na drewnianą podłogę. Poczułam ulgę w okolicach nadgarstków, którymi od razu poruszyłam. Wielokrotnie miałam te kajdanki na sobie. Podczas szkoleń często uczyliśmy się, jak uwolnić się samodzielnie, albo odgrywaliśmy rolę policjantów i złodziei. Sposób mafiosa okazał się jednak o wiele szybszy niż mój. Takie informacje przydałyby się w NYPD, ale prawdę mówiąc… Byłam na urlopie i nie miałam ochoty znów obrywać od Angusa za to, że działam niezgodnie z rozkazami.

– Przejdźmy do interesów, skoro jesteś już wolna – obwieścił Rafael, zdejmując marynarkę ze swoich ramion.

– Nie trzeba. – Zatrzymałam go gestem dłoni, po czym podeszłam do sterty rzeczy, które Luc zostawił po sobie. – No właśnie, interesy… Podrzucisz mnie do domu?

Wybrałam koszulkę fałszerza z nadrukowaną Mona Lisą, przy okazji kpiąco przewracając oczami. To się nie godzi, pomyślałam, lecz narzuciłam ubranie na siebie. Na szczęście Moreau był ode mnie o wiele wyższy, dlatego jego koszulka sięgała mi prawie do połowy ud.

– Powinnaś zacząć traktować mnie poważniej. – Głos Rafaela stał się szorstki. – Nie jesteś głupia, doskonale wiesz, z kim rozmawiasz.

– Z kimś, kto potrzebuje ode mnie przysługi – wyjaśniłam, od niechcenia zakładając też czyste bokserki Luca. – Posłuchaj mnie, rozumiem, że jesteś przerażający i na pewno masz za uszami o wiele więcej niż Moreau. Ale jeżeli zaszedł ci za skórę tak bardzo, że nazywasz go swoim wrogiem, nie będziesz chciał mnie teraz zabić, ponieważ doskonale wiesz, że jeśli ktoś go złapie, będę to ja.

Łaskawca na szczęście zostawił mi buty przy wyjściu, dlatego ostatecznie kradnąc jego zwinięte w kulkę skarpety – z Gwiaździstą Nocą – założyłam jeszcze swoje martensy.

– Jesteś bardzo pewna siebie, jak na osobę, którą porzucił nagą w środku lasu.

– Nie porzucił mnie nagiej, zostawił mi swoje ubrania. – Uniosłam delikatnie skrawek materiału, który miałam na sobie. – To i tak o wiele więcej, niż ja dałabym jemu. – Przeszukując rzeczy fałszerza, próbowałam wpaść na trop, gdzie dokładnie mógł się teraz znajdować.

Luwr byłby zbyt oczywisty. Może nie zabrał koszulki z Mona Lisą dlatego, żeby mnie zmylić? Dopiero po chwili przerzucania jego ubrań i ustawionych pod ścianą książek zorientowałam się, że Luc się ze mną pożegnał.

Nie chcę cię zabić, Brooke. W zasadzie chcę zniknąć z twojego życia. Skuł mnie z przodu, by upewnić się, że to mnie zajmie, nim wyruszę w pościg za nim, ale prędko sobie poradzę. Dlatego też utopił moje auto. Nieustannie w domku znajdowały się ciuchy, trochę suchego jedzenia, woda pitna oraz pieniądze niedbale rzucone na blat. Najpewniej na bilet autobusowy dla mnie. Pragnął, abym odpuściła. Z tej samej przyczyny majaczył coś o innym życiu oraz miłości.

Dobre sobie! Ten patologiczny kłamca nie miał bladego pojęcia, jak to jest kogoś kochać! Żeby to robić, najpierw trzeba mieć serce! Mimo wszystko zapewnił mi ułamek bezpieczeństwa, czego z pewnością nie zrobiłby Rafael Franchetti, gdybyśmy byli po przeciwnych stronach barykady.

– Ty wiesz, gdzie on jest – wypaliłam nagle, wstając z kucek. Spostrzegłam, jak w oczach mężczyzny pojawia się tajemniczy błysk. Uniosłam podbródek i skrzyżowałam ręce na piersiach. – I chcesz, żebym go dopadła.

– Wreszcie zaczynasz mówić z sensem, detektywie.

– Cudownie! – Rozpromieniłam się. Nie miałam przy sobie telefonu. Moreau zostawił mi tylko odznakę, którą chwyciłam energicznie, zanim zrobił to Włoch. – W takim razie w drogę!

– Nie tak szybko…

– Przed chwilą byłeś zniecierpliwiony moją dezorientacją i powolnym łączeniem kropek. – Zaczesałam włosy do tyłu.

Kiedy on dalej próbował wytworzyć napięcie długim, nudnym milczeniem, wpadłam na kolejny trop, a fakt, że mnie olśniło, sprawił, że poczułam też ulgę, ponieważ gdyby tak się nie stało, mogłabym wpaść w niemałe tarapaty.

Spomiędzy sztang papierosów Luca wyciągnęłam zapalniczkę.

– Co ty robisz?

– Jeśli policja odkryje ten domek, dowie się, że tu byłam – wyjaśniłam.

– Chcesz go podpalić…

Pokiwałam głową.

– To tylko dodatkowo przyciągnie uwagę. – Rafael uniósł dłoń, aby mnie spacyfikować. – Odpuść, moi ludzie się tym zajmą.

– Dlaczego mam ci ufać?

– Ponieważ nie zastrzeliłem cię w pierwszej kolejności, gdy byłaś bezbronna, a ja nie odnalazłem tu fałszerza.

Westchnęłam głęboko. Miał rację. Przez chwilę zastanawiałam się nad jego słowami, a ostatecznie zabrałam jeszcze paczkę lucky strike’ów. Potem wspólnie ruszyliśmy do wyjścia.

– Nie zrobiłeś tego, bo nie chcesz schwytać go osobiście – wyjaśniłam mu jego własny tok rozumowania, a raczej to, że domyśliłam się, w jaką gierkę pogrywa. – Gdybyś zdążył, kiedy byliśmy tu razem… – Wyminęłam pana Franchettiego na ganku. – Rozstrzelałbyś nas oboje i upozorował miejsce zbrodni tak, aby wyglądało, że zrobiliśmy to z Lukiem sobie nawzajem.

Mężczyzna milczał, a gdy otworzył swojego czarnego SUV-a centralnym, bez czekania, aż mi pozwoli, wsiadłam na miejsce pasażera. Nie byłam długo sama, gdyż mój nowy partner w zbrodni zaraz do mnie dołączył.

– Jesteś bardzo mądra, Brooklyn – nazwał mnie pełnym imieniem. To znaczy, że dowiedział się co nieco na mój temat. Widniało we wszystkich moich dokumentach, ale nigdy go nie używałam, nawet kiedy przedstawiałam się oficjalnie. – Ale też nierozważnie zapalczywa.

Uśmiechnęłam się bez cienia radości, posyłając domkowi nad Atlantykiem ostatnie spojrzenie. Oczami wyobraźni widziałam, jak płonie, a wraz z nim akrylowe kwiaty na ścianach, o które obijałam się nagim ciałem, gdy fałszerz mnie do nich przyciskał.

– A to tylko jedna z moich licznych zalet – sarknęłam.

Odjechaliśmy z piskiem opon. Nie mieliśmy z tym najmniejszej trudności, mimo że podłoże wciąż było miękkie i grząskie. Nieustannie bolała mnie głowa. Musiałam zjeść porządny posiłek, wypić kawę oraz przemyśleć, w co tak naprawdę się wplątałam. Nie miałam na to jednak siły, gdyż moje myśli wciąż oscylowały wokół poprzedniej nocy.

– Na stole znalazłem to. Pomyślałem, że należy do ciebie albo on ci to zostawił jako pamiątkę.

Zmarszczyłam czoło, gdy Rafael otworzył przede mną schowek. Dostrzegłam w nim książkę oraz moją czerwoną pomadkę, której użyłam, by podstępem wyciągnąć informacje od szeryfa.

– Okej? – Niepewnie przełożyłam przedmioty na swoje kolana. – Sherlock Holmes – mruknęłam pod nosem. – Palant.

Mimo złości, która dodatkowo wzrosła przez tę kpinę ze strony fałszerza, podniosłam okładkę, a gdy dostrzegłam stronę tytułową książki, zamarłam.

Byłam na niej. Na całej kartce! Naszkicowana, a później doskonale odwzorowana, od końcówki nosa, do kości obojczyka. W centralnym punkcie na stronie znajdowały się natomiast moje usta. Tylko one były muśnięte kolorem. Całą resztę stanowił szkic. Luc odwzorował nawet dokładny odcień czerwieni, którego używałam. 201 brave red z Maca. Jak to zrobił? Zapamiętał ten kolor? A może zrobił mi zdjęcie, po czym udał się do drogerii, gdzie poprosił ekspedientkę o znalezienie dokładnie tej szminki? Czy ślęczał nad tym godzinami? O czym myślał, kiedy malował moje usta?

Poczułam pieczenie na policzkach, które zapewne stały się nie tyle różowe, co szkarłatne.

Masz najpiękniejsze oczy, jakie widziałem, a to niezdrowe, że tak uważam, bo uwielbiam już twoje usta. Głos Luca wypowiadającego te słowa rozsadzał mi czaszkę. Przypomniałam sobie, jak rozchylaliśmy wargi i mówiliśmy szeptem, aby tylko się poruszały, przy okazji muskając siebie nawzajem.

Ocknęłam się, gdy samochód przejechał po wystającej z ziemi gałęzi.

Powiedziałam mu, że z pewnością kocham go w innym życiu. Byliśmy jednak tu i teraz, gdzie doprowadził mnie do szaleństwa, wykorzystał, zranił, uciekł i ani myślał się poddać. Ale ja też nie miałam tego w planach, dlatego liczyłam na to, że zachowa czujność, gdziekolwiek jest. Opuściłam lusterko po swojej stronie, po czym bezwstydnie otworzyłam odzyskaną szminkę i pomalowałam nią usta. Rafael nie zdawał sobie sprawy, jaki to ma cel, lecz nie zakwestionował mojego działania.

Smutna prawda była taka, że tylko Luc by mnie zrozumiał. Ze wszystkich ludzi na świecie wyłącznie on wiedział, co właśnie przeżywam i jak się wobec tego czuję.

Rozdział Drugi

nigdy nie myślałam, że zostanę mordercą

Jedno z najgorszych uczuć na świecie jest wtedy, gdy uświadamiasz sobie, że cokolwiek zrobisz, jeżeli podmiot, do którego się zwracasz, nie chce cię zrozumieć, nie osiągniesz swojego celu. Okrutnie ciężko jest zmienić ludzi, ich zachowania, nawyki czy przeświadczenia. Jeszcze trudniej wpływa się na całe systemy. Przez moment liczyłam na to, że jestem w stanie zmusić Angusa do uwierzenia w słuszność moich racji, a później dostałam mentalnie w twarz. To nie miało najmniejszego znaczenia, czy mój szef mi wierzył, jeśli jego działanie było zależne od decyzji Mohl.

Czułam, że jestem tak blisko dna, jak nigdy nie byłam. Zwłaszcza gdy dotarło do mnie, od kogo przyjęłam właśnie ofertę współpracy. Zadziałałam na podstawie impulsu. Wciąż buzowały we mnie rozpalone do czerwoności emocje, choć gdy wróciła moja racjonalność, dostrzegłam, iż wchodzę na ścieżkę, z której nie ma odwrotu. Obiecałam sobie, że będę traktowała Rafaela normalnie – jak każdego, regularnego partnera interakcji. Próbowałam czerpać energię z wciąż narastającej we mnie złości, ale kiedy opuściliśmy zalesienie i znaleźliśmy się na drodze stanowej, nie potrafiłam przejść obojętnie obok faktu, że zaczynam widzieć w lustrze kogoś, kogo nie poznaję. Kogoś, kto będzie współpracował z międzynarodowym przemytnikiem broni, tylko po to, by osiągnąć cel.

Za swój upadek winiłam wyłącznie Luca Moreau oraz jego demony, które powoli, podstępnie wchodziły pod moją skórę, płynęły w moich żyłach i próbowały dotrzeć do mojego umysłu, aby w pełni nim zawładnąć.

W SUV-ie pana Franchettiego, który pachniał nowością, rozbrzmiewała przyciszona muzyka z komercyjnej stacji radiowej. Słuchaliśmy Running Up That Hill, co wydało mi się w rzeczy samej ironiczne. Obróciłam głowę, skupiając się wyłącznie na zmieniającym się krajobrazie za szybą. Moje palce zacisnęły się na materiale koszulki fałszerza. Gdybym tylko mogła, zawarłabym pakt z Bogiem, by dowiedzieć się, czy kiedykolwiek będę jeszcze potrafiła spać spokojnie.

Światła autostrady smagały moją twarz. Wartki ruch na drodze, dźwięki klaksonów i praca silnika; to wszystko docierało do mnie w taki sposób, jakbym była pod wodą i wyłącznie wpatrywała się w jeden punkt znajdujący się na powierzchni. Może byłam wściekła na Luca, bo nie włożył mnie śpiącej na tył samochodu? Gdybym umarła, nie musiałabym bać się oddychać.

– Zamilkłaś – zauważył Rafael. – Masz jakiś plan, czyż nie?

Odpowiedziałam mu uśmiechem pełnym politowania. Dla niego byłam tylko trybikiem, jak figura na szachownicy, którą przestawi na inne pole, by w jej poprzednie miejsce ustawić silniejszą i bardziej wpływową. Postrzegał mnie identycznie jak kapitan Davis, porucznik Mohl… Cała organizacja służb prewencyjnych. Ta myśl mnie pokrzepiła. Skoro oni widzieli we mnie to samo – materiał do wykorzystania – czy powinnam być wierna którejkolwiek ze stron?

– Zastanawiałam się nad tym, jaki urodził się w twojej głowie, ale miło, że zakładasz, iż już coś wymyśliłam – mruknęłam w odpowiedzi.

– Wyjaśnię ci w swoim czasie.

– Ach, no tak, musimy zapewnić sobie adekwatny klimat, żeby zachować otoczkę mroku oraz podłych konspiracji. – Oparłam łokieć na tapicerce, a później podparłam głowę na dłoni. Moje włosy całkiem się poplątały, o co zupełnie nie dbałam. – Dlaczego nie możesz powiedzieć mi teraz…

– Ponieważ musisz trochę odpocząć, zanim podejmiesz decyzję.

– Decyzję? – Zmarszczyłam nos. Nie miałam siły na gierki. Chciałam dowiedzieć się, gdzie jest Luc, i zabrać go prosto do celi. Może jednak pan Franchetti i Angus nie byli identyczni? Ang przynajmniej potrafił sprecyzować rzeczowy komunikat.

– Musisz być chyba świadoma, z kim wchodzisz w układy, detektywie.

– Z mafią? – Nieustannie wyglądałam na nie do końca zaangażowaną.

– Nie jestem mafią.

– Ty sam nie, ale to, w co się bawisz, podchodzi pod przestępczość zorganizowaną. – Przeciągnęłam się nieco. – A zresztą, nazwij to, jak chcesz, wystarczy, że wiem o dokonaniach twoich i twojej rodziny oraz o tym, że jeśli zechcesz, stanę się człowiekiem z nożem na gardle. – Wzruszyłam ramionami.

Rafael nic nie odparł, nieustannie skupiając się na drodze. Jego umięśnione ramiona wciąż kryły się pod dobrze skrojonym garniturem. Miał silne, zadbane dłonie, które budziły moją ciekawość, ponieważ tatuaże na nich nie przypominały mi niczego znajomego.

– Wiem, że układanie się z tobą nie jest bezpieczne. – Spoważniałam, siadając przy okazji prosto na fotelu pasażera. Powoli wjeżdżaliśmy już na tereny fabryczne należące do miasta. – Tak samo jak wiem, że nie powinnam robić tego za plecami mojego kapitana. Jestem świadoma, że posiadasz zasoby, którymi możesz wdeptać mnie w ziemię niczym robaka, ale bardziej niż na mojej reputacji czy na moim życiu zależy mi na tym, aby Luc Moreau cierpiał.

– Hm. – Rafael nie odniósł się do żadnego ze słów, które wypowiedziałam. – Dlaczego nie zastrzeliłaś go, gdy tylko weszłaś do tego domku? – zapytał po chwili.

Oblizałam dolną wargę. Nie potrafiłam na to odpowiedzieć. Mogłabym stwierdzić, że jako dobra policjantka pragnęłam pokojowo zakuć fałszerza w kajdanki, a później pozwolić, by odsiedział swoje. Tyle że nie byłam dobrą policjantką, a nawet jeśli… Luc stawiał opór tak wiele razy, że miałam pełne prawo, by oddać strzał.

Skoro czułam, że po tej sprawie i tak nigdy nie stanę się już dawną sobą, może nie chciałam przechodzić do etapu, w którym będę musiała określić nową mnie? Kim byłaby Brooke Astley bez Luca Moreau? Kim byłam przed nim? Te pytania zaczęły rozsadzać moją głowę do tego stopnia, że zacisnęło mi się gardło. Poczułam realny, piekący ból w swoim przełyku.

– Nie chciałam wieźć zwłok przez cały stan – skłamałam.

– Nie musiałabyś tego robić.

Przetarłam twarz dłonią, zapominając, że wcześniej umalowałam usta. Dlatego od razu, kiedy sobie o tym przypomniałam, przeniosłam wzrok na lusterko samochodowe i zaczęłam ścierać rozmazany kosmetyk.

– Nie chciałam do niego strzelać, bo to nie jest moja rola, aby wymierzać sprawiedliwość. – Nieustannie nie powiedziałam mu prawdy, aczkolwiek ta wersja brzmiała na wiarygodniejszą. – Od tego mamy sędziów i ławę przysięgłych.

– Wierzysz w to? – Rafael spojrzał na mnie spod uniesionych brwi, przy okazji realnie rozbawiony. – Brooke… – Moje imię w jego ustach zabrzmiało tak, jakby mówił do małej dziewczynki. Poczułam się idiotycznie, ale nie dałam tego po sobie poznać, zaciskając szczęki.

– Co robisz? – wypaliłam, gdy zorientowałam się, że mężczyzna zwalnia, a później zjeżdża na szosę postojową. Ślina ledwie przeszła mi przez spięte gardło.

Wsiadłam do auta z uzbrojonym bandziorem, bo byłam tak wściekła na Luca, że nie dbałam o nic, tylko o to, aby jak najszybciej go schwytać. Kurwa, ale ze mnie kretynka! Z drugiej strony… Nie mogłam wtedy działać sama.

W tym momencie byłam zmuszona wydedukować drogę ucieczki. Żeby sięgnąć po spluwę do schowka, musiałby najpierw odepchnąć mnie od niego. Zachowawczo przycisnęłam więc kolano do zatrzasku, który należało poluźnić, by otworzyć skrytkę. Zacisnęłam rękę w pięść, przy okazji ustawiając poprzekręcane pierścionki przodem – na wypadek jeśli chciałby się ze mną bić. Był silniejszy, ale znajdowaliśmy się w małej przestrzeni, co działało na moją korzyść, ponieważ ja byłam mniejsza i bardziej zwinna.

– Nie ufasz mi. – Pan Franchetti czytał z mojej mowy ciała.

– A dałeś mi powód do zaufania? – Uniosłam dumnie podbródek.

– Jesteśmy kontrahentami. Nie robi się interesów z kimś, kto cię przeraża.

– Nie boję się ciebie bardziej niż każdego mijanego faceta w piątkową noc na Steinway Street, gdy jestem pijana i rozbrojona – wyznałam nisko i spokojnie, dokładnie akcentując każde słowo. – Dlaczego się zatrzymaliśmy?

– Ponieważ zadałem ci pytanie, a ty nie odpowiedziałaś.

– To nie jest powód do parkowania przed samym wjazdem do miasta.

– Skoro tak mówisz.

Powstrzymałam przewrócenie oczami. Zaczynał działać mi na nerwy, lecz ta sytuacja podsunęła mi pewną myśl.

– Wejdziemy teraz do McDonalda. – Wskazałam na oddaloną od nas o kilkanaście metrów sieciówkę z fast foodem. – Zostawisz tu wszystkie swoje bronie – kontynuowałam, widząc coraz większą dezorientację na twarzy Rafaela. – Tam złożysz mi swoją „propozycję biznesową”. Jeśli nie zgodzę się na twoje warunki, grzecznie wyjdziesz i wrócisz do swojego życia, a ja pojadę do domu autobusem. Nie akceptuję innej formy negocjacji w tej chwili.

– Zaczęłaś myśleć logicznie, detektywie.

Pokiwałam głową, ponieważ miał stuprocentową rację.

– Uważam to za swój osobisty sukces, zważywszy na fakt, że jeszcze parę godzin temu byłam pod wpływem opioidów, obudziłam się naga i skacowana w obcym miejscu, a teraz stawiam ci warunki.

– To prawda, co o tobie mówią. – Nawet nie drgnęłam, gdy zmienił temat, choć miałam ochotę uderzyć go w twarz. Moje wątpliwości zalała kolejna fala zażenowania wymieszanego ze złością.

– Że jestem szalona i mam piękne usta? – odparłam szeptem, po czym sięgnęłam do przycisku, który odblokował drzwi. – Panowie przodem. – Wskazałam na wyjście, aby Rafael wydostał się z auta jako pierwszy.

Zostawił pistolet na przednim siedzeniu, dlatego nie sięgnęłam do schowka po spluwę dla siebie.

***

Zamówiłam McRoyala i frytki. Mimo głodu nie potrafiłam jednak wcisnąć w siebie ani kęsa. Obawiałam się, że mój organizm od razu zareaguje w sposób obronny, ponieważ nie wydalił jeszcze do końca przyjętych w herbacie narkotyków. Mieliśmy z Lukiem identyczny plan… To niesamowite. A może podejrzał, gdy to ja dosypywałam leki do jego napoju? Postanowiłam, że go o to zapytam. Tak samo jak o relację z matką oraz całą tę ucieczkę. Czekając, aż Rafael przyniesie swojego burgera do naszego stolika, właściwie zatęskniłam za przesłuchaniami, które odbywały się pomiędzy mną a fałszerzem. Były obustronne. W jakiś sposób Luc również mnie wtedy analizował, a ja pozwalałam mu na to, bo nie potrafiłam maskować się tak dobrze, jak on.

To niebezpieczny poziom przywiązania, gdy bierzesz urlop w pracy, aby wykonywać pracę, którą szef kazał ci porzucić, ponieważ wyniszczała cię od środka. Jak oni wszyscy mogli spokojnie spać i zajmować się czymś innym, skoro Moreau wciąż był na wolności?!

Musiałam kupić nowy telefon i zadzwonić do Winta…

Moje uporczywe myśli stały się jeszcze bardziej chaotyczne.

– Miałem w planach zaprosić cię do restauracji w Plazie, abyśmy ustalili warunki wieczorem…

– Jakie szczęście, że byłam niecierpliwa i twój spisek nie wypalił – mruknęłam, po czym przełamałam się i zjadłam frytkę. Popiłam ją od razu coca-colą, gdyż mój żołądek skurczył się od soli. – Przejdźmy do rzeczy. Dlaczego zależy ci na tym, aby pozbyć się fałszerza?

– Ponieważ jest wrzodem na dupie – szepnął Rafael, pochylając się nade mną. Ja również się nachyliłam, aby jak najmniej osób nas usłyszało. – To prywatna sprawa, detektywie, po prostu pieprzy moją żonę.

– Ach… – Skrzywiłam się. – Więc nie możesz… Sama nie wiem, złamać mu nosa w odwecie? – zasugerowałam, a widząc jego zrezygnowanie, od razu się poprawiłam. – Skoro jesteś kimś ważnym i masz ludzi pod sobą, nie wolisz go rytualnie zamordować na oczach poddanych czy tam… pracowników, aby metaforycznie pogrozić im palcem?

Mafioso uśmiechnął się z politowaniem. Przez moment skanowałam jego twarz, chcąc wyczytać z niej coś więcej.

– Pracowałeś z Moreau… Albo nieustannie pracujesz – zauważyłam. – Ty i inni ludzie, którzy są w to wszystko zamieszani, jak mniemam… – ciągnęłam, na co on skinął głową. – Więc narazisz interesy, bo twoja żona jest niewierna? – Odsunęłam się, po czym przywarłam łopatkami do siedzenia.

– Mój motyw nie powinien cię interesować. Jesteś policjantką, chcesz złapać złodzieja, dlatego przyjmij go z wdzięcznością, gdy podaję ci go na tacy.

– Tak zrobię, niemniej jednak przykro mi to mówić, ale do tanga trzeba dwojga… Twoja żona powinna podzielić jego los.

– Zasadnie ją ukarzę…

– Mhm… – Poruszyłam brwiami, siorbiąc spory łyk napoju. Wówczas dotarło do mnie, jak bardzo byłam spragniona. – No dobrze. Gdzie jest fałszerz?

– Brooke. – Nie podobało mi się, gdy pan Franchetti mówił do mnie po imieniu. Czułam wtedy, że nie traktuje mnie poważnie. Może dlatego, że Angus mówił do mnie w ten sposób, kiedy się nade mną litował? – Nie chcę, żebyś go złapała i wsadziła do więzienia…

Zamarłam na chwilę. Wyciągnęłam słomkę z ust, spuszczając lekko głowę. Patrzyłam na niego spod brwi i choć wiedziałam, co Rafael powie, byłam jednocześnie pewna, że nie jestem gotowa usłyszeć tych słów.

– Chcę, żebyś go dla mnie zabiła.

Krew odpłynęła mi z twarzy. Moje palce powoli drętwiały na zimnym, wypełnionym lodem kubku. Dźwięki dobiegające z restauracji obijały się o moją czaszkę, powodując ogromne zawroty głowy.

– Zrobię to.

Te słowa opuściły moje usta poza kontrolą, ponieważ już jej nad sobą nie miałam. Wypowiedział je inny człowiek. Brooke Astley, którą miałam stać się po wszystkim.