Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Są takie uczucia, które potrzebują czasu, by dojrzeć.
Po tajemniczym zniknięciu wampira Dantego, Skye jest coraz bardziej zdeterminowana, by odnaleźć przyjaciela. Tymczasem miasteczkiem Rykersville wstrząsa seria brutalnych morderstw. Wszystko wskazuje na to, że nie popełnia ich człowiek, co sprawia, że atmosfera robi się coraz bardziej nerwowa. Wilkołaki kolejny raz zobowiązują się chronić dziewczynę, jednak wkrótce może się okazać, że niebezpieczeństwo nie zawsze przychodzi z zewnątrz…
Czy Skye zna swoich nieludzkich przyjaciół tak dobrze, jak sądziła?
„Cyjan” mnie zachwycił! Camille Gale udowodniła, że druga część może być jeszcze lepsza i bardziej wciągająca niż pierwsza! Indygo było bardzo dobre, ale Cyjan to hit!
E. Raj, autorka „Ucznia nekromanty”
Camille Gale w „Indygo” pokazała, że potrafi pisać. W „Cyjanie” udowadnia, że do tego potrafi zauroczyć i porwać czytelnika w wir przygód. Szykujcie się na jazdę rodem z zagranicznych serii urban fantasy!
SoL z Fantastyki na Luzie
Okazuje się, że gorący i oryginalny pierwszy tom tej historii był jak lekkie wprowadzenie. W przypadku „Cyjanu” podpowiedzią jest już okładka. Tutaj jest zdecydowanie mroczniej, odważniej i zaskakująco. Pióro Camille Gale pokochałam od pierwszych stron, więc nie mogłam się doczekać kolejnych losów Skye. Ale było warto. Książka to totalna petarda. Intrygi, zabawne dialogi, ciekawe wątki: przez cały ten czas świetnie się bawiłam!
Iskierka Czyta
Polska Patricia Briggs znowu w natarciu. Tym razem Skye próbuje znaleźć Dantego po jego tajemniczym zniknięciu. Czy oprócz znalezienia wampira odkryje, co kryje się w głębi jej serca? Gdy wyruszycie w tę podróż, już nigdy nie będziecie tacy sami!
Felicja Jarnicka z bloga Felicjada.
Ponowne spotkanie z bohaterami Camille Gale jest jeszcze gorętsze i jeszcze bardziej emocjonujące!
Spotkacie nowych bohaterów, ale i odkryjecie nieznane oblicza, tych których już poznaliście.
„Cyjan” to wybuchowa mieszanka różnorodnych emocji, dramatu, romansu, rosnącego, aż do finału napięcia i poczucia zagrożenia, a to wszystko doprawione szczyptą humoru.
Kontynuacja „Indygo” porwie Was w objęcia i nie wypuści, póki nie dotrzecie do ostatniej kropki.
Polecam z całego romantycznego serca!
Katarzyna Wąsowicz @strefabooki
Podobno serca nie da się podzielić. „Cyjan” udowadnia, jak mylnie twierdziłam, że kocham tylko jednego z nich. Wampiry, Wilkołaki i tajemnice przeszywające noc. Och jakże lubię takie powroty.
Polecam. Marta Daft
Marta wśród książek
Camille Gale - zadebiutowała w 2019 roku powieścią zatytułowaną „Indygo”. Uwielbia książki łączące w sobie elementy fantastyki i romansu, dlatego też sama zaczęła przygodę z pisaniem od mieszanki romansu paranormalnego z urban fantasy. Prywatnie, żona jednego z twórców gier komputerowych z serii „Wiedźmin” i mama dwójki cudownych dzieci. Książkoholiczka nierozstająca się nigdy ze swoim czytnikiem. Miłośniczka wilków i rockowa dusza.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 445
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Idź swoją drogą, a ludzie niech mówią, co chcą.
Dante Alighieri
Obserwowanie sparingów wilkołaków stawało się powoli moim ulubionym zajęciem. Od jakiegoś czasu ćwiczyli walkę w swoim ogromnym ogrodzie, a nie na sali treningowej rezydencji, którą jako agentka nieruchomości znalazłam dla nich kilka tygodni wcześniej. Rozległy plac, obsiany soczyście zieloną trawą, idealnie nadawał się do takiej aktywności fizycznej. Żaden z wilków nie był typem ogrodnika, więc próżno szukać tutaj kwiatów. Jedynie pojedyncze drzewa i krzewy okalały ogród, dając trochę cienia. Gabrielle, jedyna wilczyca w stadzie, miała w planach urozmaicenie roślinności wokół domu, ale trzeba było na to jeszcze poczekać.
Siedziałam na zadaszonej i wyściełanej poduszkami huśtawce na samym końcu ogrodu z laptopem na kolanach, próbując skupić się na pracy. Oszukiwałam się jednak, że jest to możliwe, gdy tuż przed sobą miałam takie widoki. Nie wiem, jak silnej woli potrzeba było, by nie wpaść w zachwyt nad kunsztem ich walki. Fakt, że robili to bez koszulek, stanowił dodatkową atrakcję, na którą nie zamierzałam się skarżyć. No dobrze, techniki walki zajmowały drugie miejsce, zaraz po ich boskich, spoconych ciałach.
Pojedynki wilkołaków pewnie nie dorównywały elegancją starciom wampirów, ale trudno było odmówić im wdzięku i lekkości, jakiej nie spodziewałabym się po tak wysokich i umięśnionych mężczyznach. Mogłam się założyć, że sporą zasługę miał w tym Tristan, który był trenerem sztuk walki jeszcze w swoim poprzednim, ludzkim życiu. Teraz do wyuczonej, bezbłędnej techniki mógł dodać niesamowitą siłę i instynkt walki. Dzięki takiej kombinacji wilkołaki potrafiły być śmiertelnie niebezpieczne.
Daniel co jakiś czas spoglądał w moim kierunku z uśmiechem, od którego miękły mi kolana. Czasami odnosiłam wrażenie, że regularnie musi upewniać się, iż ma mnie w zasięgu wzroku. Spotykaliśmy się od dwóch miesięcy i wciąż nie mogłam do końca uwierzyć, że ten czarnowłosy, piękny mężczyzna jest mój. Wilkołak. Mój. Jeszcze kilka tygodni temu takie stwierdzenie wywołałoby we mnie co najmniej lekki niepokój, ale przebywanie z wilkami sprawiło, że powoli przyzwyczajałam się do ich czasem nieco dziwnych zasad, a oni sprawę przynależności traktowali niezwykle poważnie. Więc tak, Daniel był mój, a ja należałam do niego.
Początki naszej znajomości nie były najłatwiejsze. Wszystko zaczęło się od zwykłej sprawy służbowej, kiedy pewnego dnia wkroczył do mojego biura, prosząc o jak najszybsze znalezienie dużego domu. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że mam do czynienia z nieczłowiekiem i że ten dom miał służyć całemu stadu wilkołaków. Tak naprawdę jednak niczego to nie zmieniło, gdy w dość przykrych okolicznościach dowiedziałam się, kim jest mój zleceniodawca. Poznanie jego watahy i wkroczenie w świat nieludzi miało dla mnie nieprzyjemne konsekwencje, gdyż wkrótce potem zostałam porwana. Dwa razy w ciągu kilku dni, jeśli mam być dokładna. Jednak dzięki moim kontaktom z nimi dowiedziałam się też, że jestem odporna na hipnotyczne zdolności wampirów. Byłam człowiekiem indygo i żaden z krwiopijców nie mógł mnie zahipnotyzować. Na razie przysporzyło mi to więcej kłopotów niż korzyści, bo ich zainteresowanie moją osobą należało uznać za problem, ale przy tym wszystkim dobrze było przynajmniej mieć świadomość swojej inności. Przez trzydzieści lat życia nie miałam o tym pojęcia.
Mimo dość dramatycznych przejść, nie zamierzałam odcinać się od świata nieludzi. Poznałam fantastycznych przyjaciół i nie wyobrażałam już sobie powrotu do swojego dawnego życia zakompleksionej i nieszczęśliwej rozwódki. Człowiek czy wilkołak – to nie miało dla mnie znaczenia. Daniel działał na mnie tak czy inaczej, a fakt, że czasami przemieniał się w wilka, w ogóle mi nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie, dzięki temu czułam się z nim wyjątkowo bezpiecznie.
Moje rozmyślania przerwały okrzyki uznania, które rozległy się, gdy Tristan efektownie zakończył walkę z Jeremym. Zauważyłam, że w moim kierunku zmierza Patrick, Alfa stada. Na ogół nie brał udziału w sparingach i pewnie nie musiał. Sama tylko jego obecność paraliżowała człowieka. Z pewnością nie obawiałam się go już tak jak na początku naszej znajomości, ale wciąż czułam przed nim respekt. Może dlatego, że potrafił podporządkować sobie całe stado jednym spojrzeniem? Nie musiał wypowiadać nawet słowa, by wszystkie wilki wiedziały, kto tutaj rządzi. Nie bez znaczenia był też fakt, że początkowo za mną nie przepadał, bo zamierzał wyswatać Daniela z Tashą, nastoletnią wilczycą, która z zazdrości wydała mnie wampirom. Patrick kochał Tashę jak własną córkę, ale nawet on nie mógł puścić jej płazem takiego zachowania. Została więc wysłana pod opiekę Philipa, innego Alfy, zajmującego się trudnymi przypadkami. Wiedziałam, że było to dla Patricka niezwykle bolesne przeżycie, a gdyby nie moje pojawienie się w ich życiu, nic takiego by się nie wydarzyło.
Ostatnio jednak moje stosunki z nim były całkiem poprawne, a nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że uległy znacznemu ociepleniu. Zaakceptował mnie. Nie oznaczało to wcale, że czułam się w jego towarzystwie zupełnie swobodnie, tak jak z jego podopiecznymi.
Gdy podszedł powoli i usiadł obok mnie na huśtawce, która lekko ugięła się pod jego ciężarem, nieświadomie cała się napięłam.
– Skye, potrafisz skupić się na pracy przy tych okrzykach? – Spojrzał z powątpiewaniem na mojego laptopa.
– Nie bardzo – przyznałam. Nie wyprowadziłam go jednak z błędu co do powodu mojego rozproszenia. Nie chciałam mu się przyznawać, że pracę utrudnia mi widok spoconych i umięśnionych męskich torsów, nie zaś hałas wywołany przez odgłosy walki. – Ale lubię tę huśtawkę, dobrze mi się tutaj myśli. – To akurat była stuprocentowa prawda.
– Zauważyłem, że często na niej przesiadujesz – mówił do mnie, patrząc równocześnie na chłopaków. Ci zauważyli, że mam towarzystwo, nie przerwali jednak sparingu. Może tylko nieco częściej spoglądali w naszym kierunku. Zwłaszcza Daniel. – Wiesz, że to nie twoja wina?
Uniosłam pytająco brew. Zapowiadało się na jakąś poważną rozmowę, na którą niekoniecznie miałam ochotę.
– Daj spokój, Skye. Wiesz, że mówię o Dantem. To nie twoja wina – powtórzył dobitnie, przenosząc w końcu wzrok na mnie. Chłodne spojrzenie niebieskich oczu przeszywało mnie na wskroś. Zupełnie białe włosy sprawiały, że Patrick wyglądał nad wyraz poważnie. Podobnie jak pozostałe wilkołaki w stadzie, był wysokim i atrakcyjnym mężczyzną, choć starszym od reszty. Miał jednak charyzmę i swego rodzaju magnetyzm, którymi emanował.
Od jakiegoś czasu obawiałam się, że poruszy w końcu ten temat. Kilka tygodni temu, gdy poznałam Daniela i watahę, zaprzyjaźniłam się też z Dantem, wampirem trzymającym się ze stadem Patricka. Pomógł odbić mnie, kiedy zostałam porwana przez człowieka Agencji do spraw Integracji z Nieludźmi. Własnym ciałem zasłonił mnie przed ostrzałem, ratując mi w ten sposób życie. Sam oberwał dość poważnie, a dwa dni później zniknął, zostawiając liścik, w którym nieco mgliście tłumaczył powody swojej decyzji, i prosił, żeby go nie szukać. Byłam przekonana, że mam swój udział w jego zniknięciu, ponieważ wytworzyła się między nami szczególna więź, a wampir obawiał się tego dziwacznego połączenia. Potrafił przekazywać mi swoje myśli na odległość, co było niezwykłą umiejętnością nawet wśród wiekowych krwiopijców. Dante nie miał na karku kilku stuleci, nie rozumieliśmy więc, skąd u niego ta zdolność, w dodatku działająca tylko na mnie. Poza tym, w wyniku splotu różnych okoliczności został zmuszony ugryźć mnie trzy razy, a jako że był jednym z tych tak zwanych dobrych wampirów, nie przyjął lekko faktu, że tak bardzo się we mnie rozsmakował. Co prawda, nie pozował na wampirzą wersję wegetarianina – pożywiał się na ludziach – ale miał swoich ochotników. Nigdy nie zrobiłby tego wbrew czyjejś woli. Ja z zasady nie figurowałam w jego menu i pewnie męczyło go to, że po trzykrotnej degustacji mojej krwi chciał więcej. Trochę niepokoił mnie fakt, że nie miałabym chyba nic przeciwko temu. Tak czy inaczej, z takich właśnie powodów uważałam, że to ja jestem jedną z przyczyn jego tajemniczego zniknięcia. Pytanie Patricka poruszyło we mnie czułą strunę.
– Nie, nie wiem. Czytałeś przecież wiadomość od niego, wywołał mnie w niej do tablicy. Trudno w takiej sytuacji nie obwiniać się o jego odejście – skwitowałam.
– Owszem, ale w liście poprosił cię też, byś tego nie robiła. Zdążył cię całkiem dobrze poznać, skoro wiedział, że będziesz się zadręczać. – Alfa uśmiechnął się smutno.
– Czy to aż tak widać? – spytałam nieco spłoszona. Nie chciałam, by Daniel wiedział, jak bardzo męczy mnie brak informacji o tym, gdzie jest i co robi Dante. Za wszelką cenę chciałam uniknąć zrzucania na jego barki takiego ciężaru.
– Spokojnie, zdaje mi się, że myśli Daniela zajęte są czymś innym. – Patrick bezbłędnie wyczuł, skąd wziął się mój strach. Jedną z zalet bycia wilkołakiem stanowiła umiejętność rozpoznawania emocji innych. Nie we wszystkich przypadkach i nie ze stuprocentową dokładnością, ale jednak. Alfa mógł pewnie poszczycić się wyjątkowo precyzyjnym radarem. Daniel zaś starał się nie wykorzystywać swoich zdolności w kontaktach ze mną, bo wiedział, że czuję się wtedy niekomfortowo. Przebywając z wilkami, starałam się zamykać przed ich wyczulonymi zmysłami, aby nie zdradzać swoich uczuć. Na ile skutecznie, trudno stwierdzić. W przypadku Alfy było podwójnie trudno.
– Nie chcę go tym obarczać. On już i tak za bardzo się wszystkim przejmuje – przyznałam smutno.
Daniel miał wręcz obsesyjną potrzebę chronienia mnie przed złem całego świata. Zdawałam sobie sprawę z tego, że moja kruchość jako człowieka spędza mu sen z powiek, choć nigdy się do tego przede mną otwarcie nie przyznał. Gdyby jeszcze dowiedział się, jak bardzo doskwiera mi sytuacja z Dantem, nie byłby na pewno szczęśliwy. Z więcej niż jednego powodu.
– Wiem od Daniela, że od czasu do czasu szukacie Dantego po barach, w których bywają nieludzie. W porządku, ale nie przesadzajcie z tym, dobrze? – poprosił, przeczesując palcami swoje białe włosy, Patrick. – Wampir da sobie radę. Nie martw się o niego, nie pierwszy raz jest sam. Jestem pewien, że wróci, gdy stwierdzi, że nadszedł właściwy dla niego moment. Tymczasem nie pozwól, by stało się to zbyt osobistą sprawą. – Rzucił mi przenikliwe spojrzenie, po czym poklepał pocieszająco po ramieniu i zeskoczył żwawo z huśtawki, która zabujała się pod wpływem jego manewru. Musiałam mocniej przytrzymać laptopa, by nie wylądował z hukiem na trawie. Alfa w ogóle nie zwrócił na to uwagi. Uśmiechnął się lekko na odchodne i ruszył z powrotem w kierunku domu.
Cały Patrick. Z jednej strony pocieszał mnie, że Dante wróci, gdy nadejdzie odpowiedni czas, a z drugiej ostrzegał. Przed czym? Nie byłam do końca pewna. Według mojej najlepszej wiedzy wampir odszedł przeze mnie, więc sprawa już dawno stała się osobista. O ile łatwiej byłoby, gdyby i Dante, i Patrick po prostu wyrzucili z siebie, o co tak naprawdę im chodziło.
Alfa minął ćwiczących i gdy tylko wszedł do domu, Daniel odłączył się od reszty wilkołaków i ruszył w moim kierunku. Podobnie jak pozostali uczestnicy sparingu, nie miał na sobie koszulki, a pot lśnił kusząco na jego umięśnionej klatce piersiowej. Jeszcze jedna z zalet kalifornijskiego słońca. Czarne włosy w lekkim nieładzie i dwudniowy zarost dodawały mu zadziorności. Również czarne spodenki osunęły się nieznacznie, a mój wzrok zatrzymał się na miejscu, w którym idealne V znikało pod nimi. Gdy poczułam znajomy ucisk w lędźwiach, spuściłam oczy. Oczywiście i tak wiedział, jak na mnie działa, ale nie chciałam się z tym zdradzać akurat teraz. Teoretycznie przyszłam tu pracować, a nie podniecać się jego wyrzeźbionym ciałem.
– Coś, o czym powinienem wiedzieć? – zapytał z łobuzerskim uśmiechem i zajął miejsce obok mnie, tam, gdzie jeszcze chwilę temu siedział Patrick.
Spojrzałam na niego pytająco, choć domyślałam się, że nie chodzi mu o to, że jeszcze przed momentem pożerałam go wzrokiem.
– Mówię o Patricku – doprecyzował, chwytając mnie za rękę. Jego delikatny dotyk po wewnętrznej stronie mojej dłoni sprawił, że musiałam mocno się skupić, zanim mu odpowiedziałam:
– Chodziło o Dantego. Powiedział mi, żebym się nie obwiniała i że choć nie przeszkadzają mu nasze poszukiwania, to nie powinniśmy z nimi przesadzać. Według niego Dante sam wróci, gdy poczuje się na to gotowy – zrelacjonowałam mu rozmowę z jego szefem.
Daniel puścił moją dłoń, rozparł się wygodnie na huśtawce, wyciągając przed siebie długie nogi, które skrzyżował w kostkach, i przymykając na chwilę oczy. Wiedziałam, że zgadza się z Patrickiem. Chodził ze mną po tych wszystkich barach tylko dlatego, że to ja nalegałam, by szukać wampira. Nie znaczyło to, że wilkom na nim nie zależało – wręcz przeciwnie, Dante był ich dobrym przyjacielem. Po prostu uważali, iż należy dać mu trochę czasu i przestrzeni na dojście do ładu z samym sobą. Być może mieli rację, ale żadnego z nich nie łączyła z wampirem ta dziwna, magiczna więź, więc nie zdawali sobie sprawy z tego, jak czuję sięja, nie wiedząc, gdzie Dante przebywa i czy jest bezpieczny. Miałam wrażenie, że jakiś wewnętrzny głos nakazuje mi go odnaleźć, a nieznana siła popycha do tego coraz bardziej z każdym kolejnym dniem naszej rozłąki. Choć może były to tylko moje urojenia.
– Czyli niczego nie zmieniamy, nadal będziemy się za nim od czasu do czasu rozglądać – powiedział z poważną miną po dłuższej przerwie.
Usiadłam bokiem, by przyjrzeć mu się dokładniej. Tak, zdecydowanie robił to dla mnie.
– Na to wygląda.
Zmierzył mnie wzrokiem. Przez moment wydawało mi się, że chce coś jeszcze dodać, ale po chwili uśmiech powrócił na jego usta i zmienił temat:
– Widziałaś nas? Trzeba będzie otworzyć szampana w dniu, kiedy któremuś z nas w końcu uda się położyć na łopatki Tristana – zażartował.
– Ma nad wami przewagę, ale jak zwykle to ty byłeś najbliżej pokonania go. – Uśmiechnęłam się, komplementując zdolności mojego faceta. Rzeczywiście, najlepiej spośród wilkołaków radził sobie z Tristanem, ten zaś twierdził, że ma trudniejsze zadanie z Danielem zawsze wtedy, gdy jestem w pobliżu. – Ja nie dałabym mu rady choćby i za sto lat treningów – zakończyłam dość głupio. Nie miałam szans w walce z nim przede wszystkim dlatego, że był wilkołakiem. Jego technika, choć imponująca, miała tu już niewielkie znaczenie, skoro był ode mnie dwa razy większy i kilkanaście razy silniejszy.
– Mówi, że świetnie sobie radzisz, więc chyba siebie nie doceniasz. Podobno na jutro zaplanował dla ciebie coś specjalnego. – Daniel uśmiechnął się przebiegle. – Tym razem to my sobie popatrzymy.
Przerażenie odmalowało się na mojej twarzy. Do tej pory trenowałam z Tristanem za zamkniętymi drzwiami i do takich zajęć z nim byłam przyzwyczajona. Szło mi całkiem nieźle, właściwie to nawet rewelacyjnie jak na tak krótki okres, ale jeszcze wiele musiałam się nauczyć. Nie potrzebowałam do tego widowni, która by tylko dodatkowo mnie stresowała. Poza tym, Tristan miewał niekonwencjonalne pomysły i bywał brutalny podczas naszych ćwiczeń, z czego Daniel nie zdawał sobie chyba do końca sprawy. Byłam przekonana, że oberwałoby mu się nie raz, gdyby Daniel wiedział, jak wyglądają czasami nasze walki. Bywało naprawdę ciężko, choć mój trener potrafił zorganizować wszystko w taki sposób, że miałam na sobie naprawdę niewiele siniaków, które można byłoby niechybnie zauważyć, zwłaszcza że Daniel widywał mnie przecież nago. Nie skarżyłam się, bo wiedziałam, że Tristan nie zrobiłby mi krzywdy, a do tego wszystko, co robił, przynosiło niesamowite efekty. Jeszcze kilka tygodni temu nie miałabym szans w przypadku jakiegokolwiek ataku, a teraz czułam się o wiele silniejsza. Oczywiście nie na tyle, by pokonać nieczłowieka, ale wystarczająco, by być może poradzić sobie z niewytrenowanym człowiekiem przeciętnej postury. Być może. Jak na zaledwie kilka tygodni treningów i biorąc pod uwagę moje naprawdę niewielkie gabaryty i siłę, to i tak było bardzo, bardzo wiele. Można by powiedzieć, że Tristan dokonał na mnie cudu.
Jego metody nauczania mogły rozjuszyć Daniela, a nie potrzebowaliśmy takich spięć między nimi. Po moim porwaniu, a potem zniknięciu Dantego, obaj boczyli się na siebie przez jakiś czas i nikomu to nie służyło. Cokolwiek wymyślił dla mnie na jutro Tristan, miałam nadzieję, że wziął pod uwagę możliwą reakcję Daniela.
Wilkołak musiał zauważyć lub wyczuć moje emocje, których zaskoczona, nie zdołałam ukryć, bo zaraz dodał:
– Nie martw się, czego by nie zaplanował, będę tam, by go ewentualnie przystopować.
Nie uświadomiłam go, że dokładnie tego się właśnie boję.
Następnego dnia, jak zwykle, pojawiłam się u wilkołaków późnym popołudniem, po pracy. Tristan nie poinformował mnie, że zaplanował coś innego niż zwyczajny trening. Miałam więc nadzieję, że może jednak Daniel się mylił. Przecież mój trener uprzedziłby mnie chyba, gdyby miał w planach coś szczególnego. Próbowałam się pocieszać, ale znając Tristana, można było spodziewać się naprawdę wszystkiego.
Zbliżały nas do siebie niemal codzienne ćwiczenia, ale jednocześnie wciąż wyczuwałam lekki dystans z jego strony. Od samego początku trudno było mi go rozgryźć, a po zniknięciu Dantego, o które mnie obwinił, przez jakiś czas zupełnie nie mogliśmy się dogadać. Obecnie nasze relacje nieco się poprawiły. Czasem mieliśmy swoje momenty, kiedy się zapominał i otwierał na mnie – wtedy śmialiśmy się i żartowaliśmy, a ja czułam się przy nim zupełnie swobodnie. Zawsze jednak po takim dniu Tristan jakby przypominał sobie, że przecież trzyma dystans, i oddalał się na jakiś czas. Żałowałam, że tak to wygląda, ale niewiele mogłam zrobić. Wilkołak nie był zbyt wylewny, rozmowa od serca w jego przypadku raczej nie wchodziła w grę. Zresztą, trochę obawiałam się tego, co mogłabym od niego usłyszeć.
Zadzwoniłam do drzwi, tłumiąc w sobie chęć wejścia bez zapowiedzi. Ich dom pokazywałam potencjalnym nabywcom
wiele razy, zanim to właśnie wataha zdecydowała się na jego kupno. Dziwnie było teraz w nim bywać tak często, a ostatnio gościłam u nich niemal codziennie, czując się prawie jak domownik. Sposób, w jaki mnie traktowali, miał w tym spory udział. Dante stwierdził kiedyś, że stałam się ich maskotką w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Być może było w tym trochę prawdy. Przepadałam za nimi, a oni też darzyli mnie sympatią.
Ku mojemu zaskoczeniu, drzwi otworzył mi ktoś, kto zdecydowanie nie był mieszkańcem tego domu. Przynajmniej jeszcze do wczoraj.
– Witam w rezydencji watahy Patricka Reida, w czym mogę pomóc? – zapytał mężczyzna o łobuzerskim spojrzeniu brązowych oczu i loczkach w tym samym kolorze, kręcących się figlarnie wokół zbyt ładnej jak na faceta twarzy. Jak na ironię, ubrany był w T-shirt z napisem: „Ja tu nie pasuję”. Jego lewa ręka w całości pokryta była tatuażami, które tworzyły rękaw, a prawy łuk brwiowy zdobił kolczyk. Mężczyzna przyglądał mi się z wyraźnym zaciekawieniem.
Zamurowało mnie na moment; nie spodziewałam się kogoś obcego w domu watahy. Prawdopodobieństwo, że moi przyjaciele sprawili sobie oryginalnego kamerdynera, było zerowe. Loczek, jak nazwałam go w myślach, musiał więc być ich gościem. Otrząsnęłam się z pierwszego szoku.
– Cześć, jestem Skye… Z kim mam przyjemność?
– Przyjemnie to dopiero może się zrobić. – Uśmiechnął się przebiegle. – Ale chwila, powiedziałaś: „Skye”? Ta Skye? – Jego brew poszybowała w górę. Moją prośbę o przedstawienie się zignorował.
– Nie przypuszczam, by pojawiała się tutaj jakaś inna Skye, więc pewnie ta… Czy my się znamy? – ponowiłam pytanie, bo facet naprawdę nie chwytał aluzji.
– Nie, ale czuję się, jakbym cię już dość dobrze znał. Sporo o tobie słyszałem, Tasha mówiła, że jesteś wredną, zużytą, podstarzałą rozwódką. To cytat. – Patrzył na mnie wyzywająco, czekając, jak zareaguję na jego bezpośredniość.
– Całkiem sporo epitetów jak na jedno zdanie. – Usłyszałam siebie, nim zdążyłam ugryźć się w język. Przerzucanie się sarkastycznymi uwagami na pewno nie było dobrym sposobem rozpoczęcia znajomości. Nawet jeśli on miał już wyrobioną opinię o mnie na podstawie bełkotu Tashy. Przeklęłam się w duchu za tę uszczypliwość, zwłaszcza że po chwili dorzucił jeszcze:
– Jeśli to coś pomoże, pozwolę sobie się z nią nie zgodzić. Ta twarz, to ciało… – Zlustrował mnie od góry do dołu i westchnął teatralnie. – Zajebiste.
Postanowiłam to zignorować, nie wiedząc, czy mówi serio. Jednak wzmianka o wilczycy sprawiła, że nagle jasnym stało się, kogo mam przed sobą. Jake i Jeremy opowiadali mi, że wkrótce wataha będzie gościć wilkołaka ze stada w Kanadzie – niejakiego Liama. Miał przyjechać na coś w rodzaju zwolnienia warunkowego lub przepustki, by Patrick mógł ocenić stopień jego resocjalizacji po kilku latach spędzonych w stadzie buntowników u Alfy Philipa. Nie wiedziałam, co takiego zmalował Liam, że w ogóle trafił do wilkołaczej wersji poprawczaka, ale z pewnością nie było to przejechanie na czerwonym świetle. Philip działał w północnej Kanadzie i gromadził wokół siebie wilkołaki, które miały naprawdę nieczyste sumienie. To właśnie do niego trafiła Tasha po tym, jak dogadała się z wampirami w sprawie mojego porwania. Najwyraźniej nie próżnowała, rujnując mi opinię nawet na drugim końcu kontynentu. Doprawdy, mogłaby już odpuścić.
Jednak Liam miał pojawić się w Rykersville dopiero w przyszłym tygodniu, tymczasem stał przede mną tu i teraz, świdrując wzrokiem. Po tej krótkiej wymianie zdań wiedziałam już, że te loczki niczym u słodkiego cherubinka nie powinny mnie zmylić. Miałam przed sobą drapieżnika z niewyparzonym językiem.
– Czy zastałam Tristana? – Postanowiłam przejść do sedna, skoro nie potrzebowałam już, by mi się przedstawiał. Zaczynało mnie też denerwować, że tak długo trzyma mnie w drzwiach, nie wpuszczając do środka.
– Tristana? – Wyraźnie się zdziwił. – Myślałem, że jesteś zdobyczą Daniela.
Zdobyczą! Cholerne wilkołaki! Może powinnam się jednak cieszyć, że nie nazwał mnie suką. Ledwo zdążyłam skrzywić się na dźwięk tego niefortunnego słowa, gdy tuż obok Liama zmaterializował się Tristan i rzucił do niego niedbale:
– Nie bądź taki zaskoczony, Liam. Dzielimy się.
Oburzenie niemal we mnie eksplodowało.
– Co do…? – Nie zdążyłam dokończyć przekleństwa, bo Tristan chwycił mnie mocno za przedramię, wciągnął do domu i szarpnął gwałtownie w kierunku sali treningowej. Odruchowo odwróciłam się i zobaczyłam, że Loczek, pozostawiony samemu sobie, nadal stoi w drzwiach z szeroko rozdziawionymi ze zdziwienia ustami. Właściwie istniało spore prawdopodobieństwo, że wyglądałam dokładnie tak samo. Liam otrząsnął się jednak po chwili.
– A podzielicie się ze mną? Chętnie do was dołączę! – zawołał za nami. Uśmiechnął się złośliwie, ale mimo to wydawało mi się, że pytał zupełnie poważnie.
Tristan zatrzymał się gwałtownie. Jego oddech przyspieszył, nie dało się nie zauważyć, że tekst Loczka wyraźnie go zdenerwował. Po chwili opanował się jednak i pociągnął mnie do sali.
Byłam wściekła. Co on sobie wyobrażał?! Brutalne treningi to jedno, ale to, co wyprawiał teraz, przekraczało wszelkie granice. Fakt, że Loczek też mu dopiekł w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób, w ogóle go nie usprawiedliwiał. Zaatakowałam go, jak tylko zamknął za nami drzwi.
– Tristan, co jest, do cholery?! – Popchnęłam go z całej siły. – Co to miało znaczyć?
– Nie lubię go – odparł sucho. – Dwa lata temu, gdy był u nas na pierwszym teście, strasznie zaszedł mi za skórę.
– Nie obchodzą mnie wasze niesnaski! – Dźgnęłam go oskarżycielsko palcem w twardą jak skała klatkę piersiową. Być może efekt byłby lepszy, gdyby nie to, że mój palec niemal się od niej odbił. – Chodzi mi o twoje insynuacje. Dzięki uprzejmości Tashy, Liam już i tak myśli, że jestem wredną zołzą, a teraz jeszcze ty zrobiłeś ze mnie…
– Tylko nie mów, że chciałaś powiedzieć: „dziwkę”– przerwał mi w pół zdania, strofując mnie wzrokiem. – Na miłość boską, Skye, żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku. Ludzie uprawiają seks w różnych konfiguracjach i nie ma w tym nic zdrożnego. Przecież sama robisz to z wilkołakiem. Nie wiedziałem, że jesteś taka pruderyjna. – Przyjrzał mi się, jakby próbował dostrzec coś, czego nigdy wcześniej nie zauważył.
– Nie jestem, nie o to chodzi – odparłam urażona.
Zbił mnie z tropu swoimi słowami. Miał rację, ale to nie dawało mu prawa sugerować takich rzeczy komuś obcemu czy w ogóle komukolwiek, skoro już o tym mowa.
– W takim razie, o co chodzi? – Przechylił głowę lekko na bok, jakby chciał wyczytać coś z moich myśli. Dzięki Bogu, nie miał takiej zdolności. Tego byłoby już dla mnie za dużo. – Nie mów, że nigdy o tym nie pomyślałaś… – Uśmiechnął się teraz zadziornie, przysuwając się przy tym o pół kroku w moją stronę i zaskakując mnie tą nagłą zmianą humoru. Po chwili dodał niedbale: – Zresztą, to nie byłby pierwszy raz, kiedy dzielilibyśmy się z Danielem dziewczyną…
Na Boga, czy te specjalne atrakcje, które na dzisiaj miał przygotować, zakładały przyprawienie mnie o atak serca? Jeśli tak, to był na najlepszej drodze do zrealizowania tego celu. Moja szczęka wylądowała z hukiem na podłodze. Do diabła, nie mógł mówić poważnie! A może mógł? Odruchowo cofnęłam się o krok.
– Wyglądasz, jakbyś miała zemdleć – skomentował usłużnie moją bladość i celowo postąpił jeszcze o krok do przodu, niwelując między nami dystans, który stworzyłam wcześniej, cofając się. – Co jest? Nie mów, że aż tak cię to przeraża, bo jeszcze poczuję się urażony.
Jego przystojna twarz o niepokojąco regularnych rysach znajdowała się teraz o wiele za blisko. Może jednak wolałam go w wersji ponuraka, któremu nie wiadomo, o co chodzi, niż takiego żartownisia. Doprawdy, trudno było za nim nadążyć. Świetny moment wybrał sobie na to, żeby mnie podręczyć. Najwyraźniej wkurzanie Liama pociągało za sobą ofiary, a ja byłam jedną z nich. Nie byłam pewna, czy bardziej przeraziła mnie myśl, że Daniel i Tristan faktycznie mogli mieć na koncie trójkąt z jakąś dziewczyną, czy też wyobrażenie sobie siebie samej z nimi dwoma. Na ogół byłam dumna z mojej bujnej wyobraźni, teraz jednak przeklinałam ją w duchu, gdy przed moimi oczami ukazał się całkiem wyraźny obraz tego, co sugerował Tristan.
– Jesteś takim łatwym celem. – Zaśmiał się, a ja wciąż z przerażeniem wpatrywałam się w jego twarz. – Wyluzuj, żartowałem – przyznał, gdy dostrzegł, że moja reakcja nie jest udawana. – Możesz spać spokojnie, Daniel na pewno nie zamierza się tobą z nikim dzielić. Dominujący wilkołak, pamiętasz? – Sięgnął po najbardziej logiczny argument, bo wciąż miałam niewyraźną minę. – A teraz weź się w garść, dziś jedziemy do fundacji, w której trenuję dzieciaki. Czeka cię pierwsza prawdziwa walka. Przebierz się tutaj, włóż strój pod ubranie, nie chcę, żebyś na miejscu korzystała z szatni razem z chłopakami.
Wyszedł, pogwizdując i zostawiając mnie skołowaną. Chwilę zajęło mi wyrzucenie z głowy niegrzecznych obrazków z naszą trójką w roli głównej. Niech to szlag!
Otrząsnęłam się i wtedy dotarły do mnie jego ostatnie słowa. Czy on coś wspomniał o prawdziwej walce? Jeśli tak, to z kim? Wiedziałam, że Tristan charytatywnie udzielał się w fundacji dla dzieci i nastolatków w trudnej sytuacji życiowej, trenując ich za darmo, ale nie mógł przecież parować mnie ze swoimi uczniami. Ani ze sobą, bo przecież gdyby walczył ze mną na serio i przestał się hamować, zostałaby ze mnie krwawa miazga. Zakładałam, że takiego finału dzisiejszego dnia mimo wszystko nie miał raczej w planach.
Zrezygnowana, podreptałam do łazienki, by się przebrać. Na ogół ćwiczyłam w dresach, ale tym razem, wiedząc od Daniela, że czeka mnie coś szczególnego, przygotowałam się przynajmniej pod względem garderoby. Przebrałam się w krótkie spodenki i obcisły top odsłaniający brzuch. Zupełnie jak nie ja. Włosy związałam w kucyk i spojrzałam w lustro. Patrzyła na mnie dziewczyna o drobnej, ale zgrabnej figurze i dość przyjemnej twarzy. Kusy strój dodawał pazura, ale wciąż nie wyglądałam na swój wiek. Ogólny efekt był całkiem niezły. Istniało dość spore ryzyko, że zrobię z siebie pośmiewisko, więc powinnam przynajmniej w miarę dobrze się prezentować. Zarzuciłam ciuchy na strój sportowy i przed wyjściem pocieszyłam się jeszcze, że limit dziwnych i stresujących sytuacji na ten dzień został już wyczerpany. Mogło być tylko lepiej, prawda?
*
Otóż bardzo się myliłam, bo mogło być znacznie, znacznie gorzej, co dotarło do mnie, gdy tylko przekroczyliśmy próg fundacji, w której Tristan był trenerem. Przyszła prawie cała wataha, brakowało jedynie Patricka, bo podobno załatwiał jakieś sprawy w terenie.
Budynek fundacji był dość duży, ale nie zatrzymywaliśmy się nigdzie, kierując się wprost do sali gimnastycznej. Po drodze Tristan opowiadał nam, jakie zajęcia odbywają się w pomieszczeniach, które mijaliśmy. W tej chwili naprawdę wolałabym lepić garnki z gliny za zielonymi drzwiami czy też pouczyć się hiszpańskiego za niebieskimi, niż bić się przy takiej widowni.
Gdy dotarliśmy do celu, nogi się pode mną ugięły. Sala gimnastyczna była naprawdę duża, do tego niepusta. Na trzech matach usytuowanych na lewo od wejścia toczyły się walki między młodymi chłopcami, których dopingował szpakowaty mężczyzna po czterdziestce. Prawą stronę sali zajmował ring, a właściwie to klatka do walki, co stwierdziłam po dokładniejszym przyjrzeniu się jej. Nikt w niej nie ćwiczył i poczułam ucisk w żołądku na myśl o tym, że ta arena czeka na mnie.
Tristan przywitał się z walczącymi na matach, polecił mi się rozebrać w kącie, po czym ruszył w kierunku trójki młodych chłopaków rozmawiających ze sobą po przeciwnej stronie sali. Zażenowana, że muszę to zrobić publicznie, posłuchałam go jednak i pomaszerowałam posłusznie w kąt, by pospiesznie zrzucić z siebie wierzchnie ubranie. Gdy wróciłam do grupy, odnotowałam, że Jeremy, Jake i Caleb dyskutowali na temat wyższości różnych sztuk walk, Gabrielle zbliżyła się zaś do klatki i przejechała palcami po metalowych prętach, jakby chciała ocenić jej wytrzymałość. Liam stał nieco z boku, sprawdzając coś w swoim telefonie. Nie wiedzieć czemu, pomyślałam, że zdaje relację Tashy. Stwierdzenie, że poczułam się nieswojo, byłoby eufemizmem tygodnia. Gdy zauważył, że mu się przyglądam, uśmiechnął się triumfalnie, jakby przyłapanie mnie na gapieniu się łechtało jego ego.
Daniel posłał mi spojrzenie, pod którym w innej sytuacji mogłabym się stopić. A więc docenił mój strój. Stanęłam tyłem do niego, by mógł otoczyć mnie ramionami.
Kiedy moje napięcie i niepokój sięgnęły już zenitu, Tristan przyprowadził chłopaków, z którymi wcześniej rozmawiał. Mimowolnie oszacowałam ich wiek na szesnaście, siedemnaście lat. Wydawali się rozluźnieni i weseli, czego momentalnie im pozazdrościłam.
Daniel odwrócił mnie do siebie z błyskiem w oku i pocałował w czoło.
– Cokolwiek wymyślił, nie musisz tego robić. Wiesz o tym, prawda? – Odgarnął mi za ucho niesforny kosmyk włosów, który wymsknął się z kucyka. Nawet w tak stresującej sytuacji jego dotyk przyprawiał mnie o dreszcze. – Tak przy okazji, dobra taktyka: rozproszyć przeciwnika seksownym strojem. – Chwycił mnie w talii i przyciągnął do siebie, zupełnie nie zwracając uwagi na spojrzenia skierowane w naszą stronę. Odwzajemniłam jego krótki, aczkolwiek intensywny pocałunek.
Tristan podszedł do nas wolnym krokiem i zmierzył wzrokiem mój strój. Pewnie spodziewał się szarego dresu, w jakim zwykłam ćwiczyć. No cóż, nie tylko on potrafił zaskakiwać. Po wnikliwej ocenie mojego ubioru podjął wątek, który zaczęliśmy, nim mój facet rozproszył mnie pocałunkiem.
– Nie musi tego robić, ale liczę, że jednak nie stchórzy – powiedział do Daniela, by już po chwili zwrócić się do mnie: – Dobrze cię wyszkoliłem, Skye, zaufaj mi. Już czas, byś w siebie uwierzyła.
Wszyscy przyglądali mi się teraz z zaciekawieniem, poczułam nagłą ochotę, by zapaść się pod ziemię. Po skończeniu tego teatrzyku sprawię, iż Tristan pozna smak mojej furii, odnotowałam w myślach. Dobrze wiedział, że bycie w centrum uwagi mnie stresuje. A jego wcześniejsza gadka o trójkącie też miała jakiś ukryty cel. Nabrałam co do tego pewności. Podczas naszego pierwszego treningu specjalnie mnie rozzłościł, abym dała się sprowokować. Teraz też pewnie miał jakąś strategię, choć umykało mi, co chciał osiągnąć, sugerując coś takiego.
Tristan tymczasem wszedł na schodki prowadzące do klatki i odchrząknął, by zwrócić na siebie całą uwagę. Trzeba mu było przyznać, że z taką sylwetką był chodzącą reklamą sztuk walki i z łatwością przyciągał wzrok płci przeciwnej. Właściwie dotyczyło to każdego wilkołaka z watahy. Byli cholernie seksowni, czasami miałam wrażenie, że w ogóle nie zdawali sobie z tego sprawy. Prawda była taka, że gdziekolwiek wychodziliśmy, towarzyszyły nam głodne kobiece spojrzenia i ciche westchnienia. Oni zaś albo tego nie zauważali, albo ignorowali, przyzwyczajeni do tego, jakie reakcje wywołują. Otrząsnęłam się z tych rozmyślań, gdy mój trener rozpoczął swoją przemowę:
– Jak wiecie, od kilku tygodni trenuję Skye niemal codziennie. W tym czasie poczyniła niesamowite postępy i szkoda byłoby dalej chować się z tymi rezultatami za drzwiami naszej małej sali treningowej. Poznajcie Petera, Jareda i Nicka. – Skinął głową w kierunku trójki młodzieńców. – Trenują od dwóch lat z jednym z moich kolegów i chciałbym, by Skye dzisiaj zmierzyła się z nimi i zaprezentowała swoje umiejętności.
W naszej części sali zapanowała cisza. Nie tylko ja próbowałam przetrawić to, co właśnie powiedział. Uczniowie mojego trenera byli na ogół dużo młodsi, co wyjaśniało, dlaczego musiał podprowadzić tych nieszczęśników koledze. Wyglądało na to, że zupełnie postradał zmysły. Jakim cudem miałabym pokonać trzech młodych i silnych chłopaków? Trzech! Prawdą było, że poczyniłam niesamowite postępy, ale Tristan oczekiwał chyba niemożliwego.
– Żartujesz? – odezwał się Caleb. – Trenują od dwóch lat i chcesz, by Skye z nimi walczyła? – Głośno wyraził wątpliwości chyba wszystkich zgromadzonych wokół mnie.
Jego sceptycyzm raczej mi nie schlebiał, ale przecież sama też uważałam, że nie mam szans, więc nie raniło mnie to specjalnie. Caleb prezentował po prostu realne spojrzenie na sprawę.
– Jesteś pewien, że wiesz, co robisz? – dołączył się Jeremy.
– Dokładnie tak – potwierdził Tristan, niezrażony powątpiewaniem bijącym z ich wypowiedzi.
– Ale ich jest trzech! – spróbowałam przemówić mu do rozsądku. – Do tego są ode mnie trochę więksi.
Chłopcy, których przyprowadził, nie dorównywali posturą wilkołakom, ale z nimi mało kto mógł się mierzyć. Byli jednak ode mnie wyżsi i silniejsi. Znacznie.
– W przypadku prawdziwej walki, jak myślisz, jakie są szanse, że zaatakuje cię ktoś tak mały jak ty, Calineczko? – Tristan nie ustępował.
Auć, trafił w sedno. Mój argument nie miał racji bytu, biorąc pod uwagę fakt, iż mało kto był drobniejszy niż ja. Tristan zeskoczył lekko ze schodków i podszedł do mnie powoli. Stanął blisko – na tyle blisko, że poczułam jego zapach. Męski, przyjemny, zadziwiająco ekscytujący. Ciemne włosy opadły mu lekko na czoło, więc odgarnął je do tyłu.
– Peter, Jared i Nick są ludźmi, nie powinni cię przerażać. Walczyłaś już ze mną, Skye. Z wilkołakiem, i to całkiem niezłym w te klocki.
– Ale ty zawsze się hamowałeś, a i tak nigdy nie miałam szans – zauważyłam przytomnie.
– Podobnie jak żaden z wilkołaków tutaj obecnych. – Uśmiechnął się chełpliwie, ale natychmiast spoważniał. – Chcę, żebyś mi zaufała. Wiem, co robię. Nigdy nie widziałem, by ktoś w tak krótkim czasie tyle się nauczył, wypracował taką technikę. Myślę, że twoja aura pomaga ci nie tylko z wampirami…
Celowo nie nazwał mnie indygo, by nie zdradzać tego przy świadkach. To, co mówił, mile połechtało moją próżność, ale czy mógł mieć rację? Czy aura indygo rzeczywiście wpływała na to, jak szybko się uczyłam? Mierzyliśmy się wzrokiem w ciszy przez kilkanaście sekund. Jego oczy były niemal tak samo niebieskie jak moje. Intensywność spojrzenia Tristana powiedziała mi, jak bardzo zależy mu na tym, bym się zgodziła. Ponieważ bardzo chciałam mu zaufać, podjęłam decyzję, której miałam nadzieję nie żałować po trzech sekundach walki.
Daniel, nieświadomy, że klamka już zapadła, przerwał nasze bezgłośne pertraktacje. Już i tak długo musiał się powstrzymywać, skoro odezwał się dopiero teraz:
– Skye, pamiętaj, że masz wybór. Niczego nie musisz udowadniać. Wszyscy wiemy, że świetnie sobie radzisz. – Nie sugerował mi decyzji w żadną stronę, ale oczywiste było, że wolałby, bym jednak nie walczyła. Bał się o mnie. Jak zawsze.
– Ja nie wiem! – wtrącił się Loczek. – Chętnie popatrzę, cokolwiek się tutaj zadzieje.
– Zamknij się, Liam! – zgromił go mój facet. – Skye, nie musisz…
– Wiem – odpowiedziałam mu czule, by złagodzić cios, który za chwilę musiałam mu zadać – ale zrobię to.
Szmer pomruków przetoczył się wśród wilkołaków. Tristan klasnął z satysfakcją w dłonie, Daniel westchnął ciężko, a Liam mruknął pod nosem, ale w taki sposób, bym go usłyszała:
– To będzie interesujące.
Weszłam po schodkach do klatki, nie zastanawiając się dłużej. Jeszcze chwila i mogłabym stchórzyć. Moi przeciwnicy obserwowali mnie lekceważąco, myśląc zapewne to samo, co cała reszta – dziewczyna nie ma szans. Cholera, sama przecież też tak uważałam. Jednak pod tymi ich pogardliwymi spojrzeniami coś zaczęło się we mnie budzić. Zupełnie jakby ktoś nagle wypełnił moje ciało siłą i gotowością. Poczułam mrowienie i ekscytację, które można było podsumować w skrócie jednym zdaniem: ja wam jeszcze pokażę!
– Jared, ty zaczniesz – zaordynował Tristan. – Zobaczymy, jak potoczy się walka, i wtedy zdecyduję, czy i kiedy wpuścić Petera i Nicka. Niemożność podniesienia się przez pięć sekund lub bycie przyblokowanym na ten czas oznacza przegraną. Skye jest dużo twardsza, niż wygląda, więc nie miejcie oporów ze względu na fakt, że jest dziewczyną.
Daniel prychnął z dezaprobatą. Wyraźnie czułam jego niezadowolenie i byłam przekonana, że Tristan będzie się musiał gęsto tłumaczyć, gdy przedstawienie dobiegnie końca. Zresztą, ja pewnie też.
– Walczymy na serio. Lilly jest w drodze na wypadek, gdybyśmy potrzebowali skorzystać z jej talentów.
Lilly była czarownicą, z którą Tristana jeszcze do niedawna łączyła specyficzna relacja opierająca się głównie na przyjaźni z benefitami. Ona chciała czegoś więcej, ale on, nie wiedzieć czemu, wycofał się z tego układu. Znałam tę historię, bo zaprzyjaźniłam się z nią, podobnie jak z Dantem i wilkołakami. Fakt, że Lilly była już w drodze, oznaczał, że trener nie wykluczał odniesienia podczas walki obrażeń wymagających leczenia. Czarownica ostatnio dość intensywnie ćwiczyła zaklęcia uleczające. Do niedawna była w stanie jedynie nakładać iluzje ukrywające siniaki czy rany. Teraz coraz lepiej szło jej z ich faktycznym usuwaniem. Kibicowałam jej wysiłkom, w końcu uzdrawianie było niezwykle przydatną umiejętnością. Sama skorzystałam z jej talentu już kilka razy.
Jared wszedł do klatki, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku. Tristan ruszył za nim i ustawił nas naprzeciwko siebie w odpowiedniej odległości, po czym wrócił do pozostałych. Zaczęłam się pocić ze stresu, ale jednocześnie czułam się dziwnie pobudzona.
– Niech wygra najlepszy. Gotowi? Zaczynamy!
Pryszczaty blondyn, zwany Jaredem, zaczął poruszać się po okręgu w moim kierunku. Kroki stawiał najpierw powoli niczym drapieżnik niechcący wystraszyć swojej ofiary. Gdy zaczęłam się cofać przed nim, również po okręgu, poczuł się chyba pewniej i ruszył gwałtownie do ataku. Był szybki, ale nie wiedział jeszcze, że ja jestem szybsza. Mój niewielki wzrost i waga sprawiały, iż mogłam poszczycić się niezwykłą zwinnością. Na zajęciach z Tristanem poświęcaliśmy sporo czasu na naukę unikania kontaktu podczas walki. Czasem umykanie mu było naprawdę zabawne! Tristan uznał, że z uwagi na brak wystarczającej siły, by powalić kogoś większego od siebie, muszę nauczyć się uników i wykorzystywania sytuacji w celu zaskoczenia przeciwnika ciosami nie tyle silnymi, co trafiającymi w odpowiednie punkty na ciele. Oboje zgadzaliśmy się co do tego, że ze względu na moje warunki fizyczne, w walce muszę kierować się nie siłą, a właśnie szybkością, zwinnością i sprytem.
Oczywiście, jeśli chciałam wygrać ten pojedynek, nie mogłam zwodzić przeciwnika w nieskończoność, ale mogłam go przynajmniej nieco zmęczyć. Mój pierwszy unik spotkał się z dopingującymi okrzykami wilkołaków. Usłyszałam gwizdy i oklaski, choć nie zdołałam zarejestrować, kto tak namiętnie mi kibicuje. Jednego byłam pewna – nie był to Daniel. Choć nie miałam czasu spojrzeć w jego kierunku, byłam przekonana, że stoi z ustami zaciśniętymi w wąską kreskę i radosne kibicowanie w ogóle mu nie w głowie. Nie winiłam go za to.
Jared przypuścił drugi atak, ale znów udało mi się uniknąć starcia z nim, co wytrąciło go z równowagi.
– Tchórz! Nie możesz wiecznie uciekać. Mieliśmy ze sobą walczyć! – wyrzucił z siebie na jednym oddechu.
Pomyślałam, że jednak ma trochę racji, i mimo strachu zdecydowałam się dopuścić do konfrontacji. Przy trzecim podejściu Jareda zrobiłam unik, ale nie uciekłam. Kopnęłam go w brzuch, choć niewystarczająco mocno, bo co prawda zgiął się w pół, ale błyskawicznie zrewanżował mi się prawym sierpowym w twarz. Uderzenie nie było specjalnie silne. Albo Jared się powstrzymywał, albo naprawdę nie nabrał jeszcze męskiej krzepy. Zatoczyłam się, z nosa pociekła mi strużka krwi, ale mimo bólu i chwilowej dezorientacji udało mi się nie upaść. Punkt dla mnie!
Usłyszałam zbiorowe: „uuuuu”.
– Wystarczy! Kończymy to przedstawienie! – Kątem oka dostrzegłam, że Daniel zrobił krok do przodu i rzucił Tristanowi spojrzenie pełne gniewu.
– Hej, dopiero zaczęliśmy, jeszcze stoję na nogach! – krzyknęłam. Nie chciałam poddawać się po kilkunastu sekundach. Jakby to wyglądało? – Walczymy do przegranej.
Mój trener uśmiechnął się triumfalnie.
– Słyszałeś swoją dziewczynę. Walczy dalej – odpowiedział Danielowi.
Ten zaś warknął złowrogo, wiedziałam jednak, że uszanuje moją decyzję. Będąc ze mną, bardzo starał się powściągać swoją dominującą naturę i nie narzucać mi swojej woli, choć wiele go to kosztowało. Potrafił kontrolować wilka, ale przychodziło mu to z dużym trudem. Teraz założył ręce na piersi i z marsową miną odsunął się od Tristana. Niedobrze się stało, że musiałam przeciwstawić się Danielowi przy tej całej publiczności. Do tego, jego wilk pewnie wił się już ze złości, że nie może mnie chronić.
Otrząsnęłam się z tych myśli i spojrzałam na Jareda, który uśmiechał się w sposób nie pozostawiający wątpliwości, że chętnie przyłoży mi jeszcze raz, by odegrać się za uderzenie w brzuch. Pewnie nie spodziewał się, że będę w stanie wyprowadzić choćby jeden cios. Właściwie sama się tego nie spodziewałam, a jednak mi się udało. Może Tristan rzeczywiście wiedział, co robi?
Jared ruszył na mnie po raz kolejny, ale znów zdołałam zrobić unik. Wykorzystałam jego rozproszenie po tym, jak przez siłę rozpędu niemal stracił równowagę, i wyprowadziłam niskie kopnięcie najpierw w udo, potem w krocze. Dlatego tak lubiłam krav magę – każdy chwyt był dozwolony w celu samoobrony. Tym razem mój przeciwnik upadł na matę i skulił się w pozycji embrionalnej, jęcząc z bólu.
– Suka! – wycedził przez zaciśnięte zęby pomiędzy jęknięciami.
Warknięcie, które usłyszałam zaraz potem, musiało należeć do Daniela.
Tristan odliczył do pięciu z wyraźnie słyszalną w głosie satysfakcją, a gdy Jared nie podniósł się, zwrócił się do niego:
– Szybko poszło. Co robiłeś przez ostatnie dwa lata? Bo z trenowaniem chyba niewiele miało to wspólnego. Zobaczmy, jak poradzą sobie twoi koledzy. Nick – krzyknął do kolejnego nastolatka – twoja kolej!
Jared wyczołgał się z klatki, złorzecząc mi pod nosem, a zastąpił go najwyższy, ale też najszczuplejszy chłopak z grupy, krocząc pewnie z zaciętym wyrazem twarzy. Czułam, że tym razem nie wystarczy kopniak w klejnoty i że będę musiała się bardziej postarać.
– Ze mną nie pójdzie ci tak łatwo – potwierdził te obawy Nick, gdy tylko stanął naprzeciwko mnie. Zupełnie jakby czytał w moich myślach.
– Mam nadzieję – odgryzłam się, co spotkało się z entuzjazmem wilkołaków. Nie poznawałam sama siebie, coś ewidentnie dodawało mi sił, uskrzydlało. Czy to naprawdę mogła być moja aura indygo?
Nick zbliżył się szybciej, niż nakazywałby rozsądek po doświadczeniach jego kolegi, i wymierzył pierwszy cios. Chyba nikogo to już nie zdziwiło, gdy ponownie udało mi się wykonać unik, walnąć go łokciem w bok – celując w nerkę – i zaraz potem błyskawicznie odskoczyć. Było to jedno z tych uderzeń, do którego nie potrzeba było dużej siły, by przeciwnik je poczuł. Nick cofnął się w stronę narożnika z furią widoczną na twarzy. Odzyskawszy rezon, zaatakował znowu. Tym razem nie miałam takiego farta, bo udało mu się mnie chwycić jedną ręką do połowicznego klinczu i uderzyć kilka razy drugą, nim lekko zamroczona, zdołałam mu się wyrwać. Na moje szczęście, Nick nie należał do osiłków, a tym bardziej w zwarciu jego ciosy były dość nieporadne. Wykręciłam się do tyłu, wykorzystując moment, gdy jego ręka została za moimi plecami, i podjęłam próbę brutalnego wygięcia jej w łokciu dotąd, aż usłyszałam jego krzyk. Byłam zdumiona tym niespodziewanym przypływem sił i swoją determinacją, by doprowadzić tę walkę do finału.
– Peter, wchodzisz do gry, możecie współpracować. – Usłyszałam, jak Tristan przejętym głosem wydaje polecenie trzeciemu nastolatkowi. Czyżby też się denerwował?
Zarówno ja, jak i Nick zamarliśmy na moment w reakcji na tę wiadomość. Jak przez mgłę dostrzegłam, że wszyscy obserwatorzy zbliżyli się do klatki. Tristan spoglądał na nas w skupieniu. Daniel zaprotestował z zaciętą miną, gdy Peter wchodził po schodkach:
– Tristan, opanuj się! Dwóch na jedną?
– Dobrze jej idzie – odciął się mój trener. – A poza tym, to jej decyzja. Skye chce walczyć, więc weź na wstrzymanie.
– Teraz to dopiero zrobi się ciekawie – rzucił Liam, siadając na schodkach i opierając brodę na rękach. Brakowało mu tylko popcornu. Musiało go to cholernie bawić.
Puściłam Nicka i odskoczyłam na bok. Moi przeciwnicy spojrzeli na siebie porozumiewawczo i zaczęli mnie okrążać z dwóch stron. Z dwójką raczej nie miałam szans, mogłam jedynie pokazać wolę walki i nie poddać się od razu. Peter chwycił mnie od tyłu za szyję i przytrzymał w taki sposób, by Nick mógł zrobić sobie z mojej osoby worek treningowy. Szczęśliwie udało mi się wsunąć dłonie między jego przedramię a moją brodę, dzięki czemu mogłam wciąż oddychać. Odczekałam, aż Nick podejdzie bliżej, i opierając cały ciężar ciała na Peterze, kopnęłam go z całej siły najwyżej, jak potrafiłam. Celowałam w nos, ale moja stopa trafiła w jego brodę. Też całkiem nieźle. Zaskoczyło go to, ale nie zniechęciło. Podniósł ręce do wysokiej gardy i zaczął doskakiwać do mnie, uderzając raz za razem w brzuch i twarz. Z nosa poleciała mi krew. Pomyślałam, że będę miała szczęście, jeśli mi go nie złamie. Właściwie powinnam już zemdleć, nie wiedziałam, jakim cudem wciąż trzymam się na nogach. Mój poziom adrenaliny przekraczał chyba teraz wszystkie normy.
– Tristan! – Usłyszałam rozwścieczony głos Daniela. – Wystarczy! Zakończ to!
– Jeszcze nie. – Mój trener przyglądał się walce w pełnym skupieniu. Nasze spojrzenia spotkały się między jednym ciosem a drugim. Miałam wrażenie, że świat zwolnił, a kratka, przez którą widziałam jego twarz, stopniowo się rozmywa. Pozostały tylko jego oczy, wpatrzone we mnie, zmrużone z determinacją. Uderzyło mnie, jak wiele dostrzegłam w nich wiary we mnie. Sytuacja była beznadziejna, ale on wciąż stawiał na mnie. Lepszej motywacji nie mogłam sobie wymarzyć. Poczułam niespodziewany przypływ mocy. Zawzięłam się w sobie i z całej siły ugryzłam Petera w rękę, którą mnie przytrzymywał. Nie przejmowałam się, że postępuję dość niesportowo. Puścił mnie momentalnie z krzykiem, a ja przyłożyłam mu łokciem w okolice żeber. Gdy się zgiął, obróciłam się w stronę Nicka, który ze zdumienia opuścił gardę. Skoczyłam w jego stronę niczym dzika kocica, a on, mocno popchnięty, plecami oparł się o klatkę. Ponieważ nadal nie podnosił gardy, patrząc na mnie w oszołomieniu, postanowiłam to wykorzystać i bezlitośnie wbiłam mu kciuki w oczy. Nie na tyle mocno, by go oślepić (Lilly pewnie nie miała aż takich umiejętności uzdrawiających), ale wystarczająco, by zaczął krzyczeć. Dołożyłam kopniaka w udo i Nick wylądował w parterze, wijąc się z bólu i nie wiedząc, czy trzymać się za twarz, czy za nogę.
Tristan zaczął już odliczać, gdy Peter, otrząsnąwszy się po moim ugryzieniu i ciosie w żebra, zaatakował mnie od tyłu. Zostaliśmy tylko we dwoje, bo Nick już się nie podniósł. Popchnął mnie do przodu, tak że upadłam na kolana i ręce. Nim zdążyłam wstać, poczułam, jak ból rozlewa się po moich wnętrznościach – Peter kopnął mnie w brzuch. Upadłam na twarz, rozpłaszczając się żałośnie na podłożu, a Tristan zaczął liczyć. Do moich uszu dotarło kolejne warknięcie Daniela, choć po tak silnym kopniaku wszystko stało się mniej wyraźne i nie mogłam mieć co do tego pewności.
O nie, nie było mowy, bym teraz się poddała! Nie po tym całym wysiłku, jaki włożyłam w walkę. Chciałam zobaczyć dumę w oczach Tristana i zamierzałam zrobić absolutnie wszystko, by tego doświadczyć.
Ostatkiem sił podniosłam się na kolana. Peter obchodził mnie teraz dookoła. Zbliżył się powoli, by wymierzyć mi ostateczny cios w głowę. Udałam, że ledwo trzymam się na czworakach i gdy Tristan doliczył do czterech, a Peter był już wystarczająco blisko, skoczyłam w jego stronę, podcinając go z zaskoczenia. Runął jak długi, a ja dopadłam do niego w dominującej pozycji z dosiadu i zaczęłam go okładać pięściami. Widać było, że nie jest przyzwyczajony do walki w takim układzie, a jeden z moich ciosów trafił go tak celnie w nos, że krew puściła mu się niemal natychmiast, zalewając twarz. Wkrótce Tristan zaczął odliczanie po raz czwarty podczas tego starcia. Niewiarygodne! Było to chyba najdłuższe pięć sekund w moim życiu, ale udało mi się je wytrzymać, blokując próby wyrwania się Petera. Gdy trener skończył liczyć, momentalnie opadłam na matę bez sił.
– Mamy zwyciężczynię! – krzyknął Tristan, a wokół rozległy się brawa i gwizdy.
Ostatnie pięć sekund pojedynku i walka o utrzymanie Petera na ziemi tak bardzo dały mi się we znaki, że nie miałam siły się podnieść. Po prostu leżałam pośrodku klatki, gapiąc się w sufit nad sobą i próbując zignorować nieznośny ból brzucha i szczęki.
Po chwili, zamiast halogenów na suficie, ujrzałam nad sobą kilka głów. Jedna z nich znajdowała się bliżej niż inne. Daniel kucał przy mnie i przyglądał mi się z troską, gniew zniknął z jego twarzy.
– Skye, wszystko w porządku? Lilly zaraz powinna tu być, jeśli trzeba coś naprawić.
– Nic mi nie jest – odparłam słabo, ale zdołałam podnieść się na rękach i usiąść. – Po prostu nie mam już siły.
Do czarownicy jednak i tak miałam zamiar się potem udać. Nie mogłam pokazać się w pracy z poobijaną twarzą.
– Byłaś rewelacyjna! – Tristan przykucnął po mojej drugiej stronie i delikatnie wziął mnie za rękę. – Absolutnie fantastyczna. Mówiłem ci, że wiem, co robię. Wiedziałem, że masz realną szansę wygrać!
Otworzyłam usta ze zdziwienia. Na ogół moje małe sukcesy podczas naszych treningów przypisywał swoim zdolnościom instruktorskim, nie zaś mojej pracy. Dlatego tak bardzo zależało mi, by w końcu dostrzegł w tym wszystkim też mnie. I oto tak właśnie się stało. Chciałam, by był ze mnie dumny, i w końcu naprawdę mi się to udało. Widziałam to w jego oczach i przez moment pozwoliłam sobie upajać się tym.
– Potrzebujesz do czegoś jej ręki? – przerwał tę chwilę słabości Daniel, patrząc ze złością na nasze dłonie.
Najpierw wkurzyliśmy go walką, a teraz Tristan wkraczał jeszcze na jego terytorium. Mogłam sobie tylko wyobrazić, jak jego zdolność kontroli wisi na włosku. Żółte oczy były tego najlepszym dowodem. Gdyby Daniel poddał się teraz swojemu wilkowi, skutki mogłyby być katastrofalne. Mój trener na pewno też to wyczuwał, po chwili więc puścił mnie i wstał bez słowa. Podziękowałam mu w duchu, bo nie zawsze tak gładko odpuszczał w tego typu starciach. W końcu też był dominującym wilkołakiem.
– Chodźcie, amigos – zwrócił się do nastolatków, którzy, podobnie jak ja, wyglądali na solidnie poobijanych. – Lilly zaraz tu będzie, zobaczymy, czy nie potrzebujecie odrobiny magii.
– Odrobinę magii to już widzieliśmy – wtrącił się Liam i puścił do mnie oko. Loczek miał rację. To musiało mieć coś wspólnego z moimi zdolnościami indygo. Nie znałam jeszcze wszystkich szczegółów związanych z tym zagadkowym talentem, ale nie było opcji, bym wygrała z trzema chłopakami bez jakiejś magicznej pomocy. Fizycznie nie było to po prostu możliwe.
Chłopcy podnieśli się powoli i ociężale, po czym ruszyli za Tristanem. Mimo wszystko nie mogłam uwierzyć, że właśnie pokonałam całą trójkę.
Gabrielle położyła dłoń na ramieniu Daniela, zapewne po to, by go uspokoić. On często korzystał z takiego poskramiania emocji przez więzy w stadzie. Jeremy poklepał mnie delikatnie po ramieniu, a Jake i Caleb pogratulowali wygranej. Liam uśmiechnął się zadziornie i powiedział tylko:
– Czuję, że pobyt u was bardzo mi się spodoba.
Wszyscy ruszyli w kierunku wyjścia z sali, zostawiając nas z Danielem w klatce. Mój facet usiadł koło mnie i z posępną miną spoglądał przed siebie, nic nie mówiąc.
– Daniel… – zaczęłam niepewnie, a wtedy on spojrzał w końcu na mnie i wziąwszy za rękę, zapytał:
– Wiesz, jak się czuję, gdy widzę cię w takim stanie? Gdy muszę na to patrzeć? Gdybym wiedział, że tak to się potoczy, że nie przerwie walki… Chyba nigdy nie przywyknę do strachu o ciebie. Jest mi tak cholernie trudno to wytrzymać.
Czasami zastanawiałam się, dlaczego on w ogóle ze mną jest. Ta obsesyjna potrzeba chronienia mnie utrudniała życie nam obojgu. Zdawałam sobie sprawę, że to część pakietu pod tytułem: dominujący wilkołak. Nigdy tego przede mną nie ukrywał, ale przykro było widzieć, że troska o mnie tak go wykańcza… Patrzenie na jego ból rozdzierało mi serce. Nie chciałam przysparzać mu cierpienia. Czy to musiało być tak cholernie trudne?
Wolną dłonią delikatnie pogładziłam Daniela po policzku w żałosnej próbie udobruchania go.
– Przecież nic się nie stało. Tristan przerwałby walkę, gdyby zrobiło się zbyt gorąco.
– Jesteś pewna, że wie, gdzie jest ta granica? – Puścił moją dłoń. – Rozumiem, że świadomie nigdy nie naraziłby cię na niebezpieczeństwo, ale ostatnio mam pewne wątpliwości co do trafności jego osądu. Byłaś świetna, wygrałaś, ale nie przypisywałbym tego jego realnej ocenie twoich umiejętności.
Nie wiedziałam, co jeszcze mogę powiedzieć. Tak jak ja zdawałam sobie sprawę, że Daniel, czy raczej może jego wilk, ma obsesję na punkcie mojego bezpieczeństwa, tak on miał świadomość, że nie dam się zdominować i zamknąć w złotej klatce. Nie robiłam mu na złość, godząc się na tę walkę. Wiedział, że chodzę swoimi ścieżkami i nie poddam się jego władzy jak uległa wilczyca w stadzie. Do tej pory udawało nam się jakoś sobie z tym radzić. Pozostawało mieć nadzieję, że nadal będziemy do tego zdolni.
Podniósł się i podał mi rękę, by pomóc mi wstać. W jego zielonych oczach czaił się smutek, ale gdy ponownie się odezwał, poprosił jedynie:
– Zostań ze mną na noc.
W tej kwestii chętnie go posłuchałam.
Social media:
Facebook: Camille Gale – strona autorska
Instagram: @camille_gale_
Gmail: [email protected]
Cyjan
Wydanie pierwsze, ISBN 978-83-8219-000-7
© Camille Gale i Wydawnictwo Novae Res 2020
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Agata Sawicka-Korgol
KOREKTA: Monika Kasperek-Rucińska
OKŁADKA: Ilustracja: Aleksandra Skiba; Projekt okładki: E. Raj
KONWERSJA DO EPUB/MOBI:Inkpad.pl
WYDAWNICTWO NOVAE RES
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 698 21 61, e-mail: [email protected], http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.