Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Fuerteventura jest jak kobieta. Dzika i niedostępna. Nieoczywista. Na pierwszy rzut oka skryta i samotna. A jej obroną jest wiatr. Ale wystarczy znaleźć się w jej ramionach, a wtedy ukazuje swoje najpiękniejsze oblicze niekończących się plaż, turkusowych wód i niezapomnianych wschodów słońca.
Magda od zawsze skupiała się na pracy. W świecie liczb i raportów czuła się bezpiecznie, ale toksyczna atmosfera, mobbing i ciągły stres sprawiały, że powoli traciła siebie. Gdy w końcu udaje jej się wyrwać z tego środowiska, postanawia zrobić coś, na co nigdy nie miała czasu - wyjechać.
Na Fuerteventurze, gdzie piasek miesza się z oceanem, a tajemnice przeszłości kryją się w skałach, Magda szuka ucieczki od rutyny i bolesnych wspomnień. Przyjeżdża, by odnaleźć siebie i poczuć wolność.
Poznaje Juana - mężczyznę skrywającego własne rany, który zna wyspę jak własną duszę. Ich losy splatają się wśród złotych wydm i cynamonowych wzgórz, ale czy odważą się zaufać sobie nawzajem?
W tym samym czasie Magda spotyka Jana - Polaka, który wrócił na Fuerteventurę, by odnaleźć miłość sprzed lat. Jego historia porusza Magdę i skłania do refleksji nad tym, czego tak naprawdę szuka.
Czy wyspa stanie się dla niej miejscem nowego początku? Czy odważy się po raz pierwszy w życiu postawić swoje uczucia na pierwszym miejscu?
Poruszająca opowieść o ucieczce od przeszłości, odkrywaniu siebie i miłości, która czasem czeka tam, gdzie najmniej się jej spodziewamy.
„Cynamonowe wzgórza” to powieść skąpana promieniami słońca. O nowych początkach i odwadze, by zmienić swoje życie, nawet gdy wszystko wydaje się stracone. O obawach, które rozwiewa kanaryjski wiatr. I o domu, który jest tam, gdzie jest serce.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 266
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja
Magdalena Olejnik
Projekt okładki
Maksym Leki
Fotografie na okładce
© nazarovsergey | shutterstock.com
Redakcja techniczna, skład i łamanie
Maksym Leki
Korekta
Urszula Bańcerek
Marketing
Wydanie I, Siemianowice Śląskie 2025
Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA
41-100 Siemianowice Śląskie, ul. Olimpijska 12
tel. +48 600 472 609, +48 664 330 229
www.videograf.pl
© Wydawnictwa Videograf SA, Mikołów 2024
tekst © Monika Michalik
ISBN 978-83-8293-278-2
Mojej córce
Milciu, nigdy nie przestawaj w siebie wierzyć.
Jesteś najcenniejszym diamentem <3
Cztery lata wcześniej
Stanęła przy swoim biurku. W głowie jej huczało od słów, które właśnie usłyszała od przełożonej, i jej szyderczego prychnięcia, którym zakończyła reprymendę. Magda spojrzała na swoje stanowisko pracy. Piętrzące się segregatory, rozłożone dokumenty, ręczne notatki.
Powinna usiąść, ogarnąć się i wrócić do pracy. Bo jeśli tego nie zrobi, znowu nie zdąży z obowiązkami. I dostanie kolejną burę. Zamiast tego jednak stała na środku biura, zaciskała pięści i czuła narastającą wściekłość. Łzy cisnęły się jej do oczu.
„Jesteś najsłabszym ogniwem w moim dziale!” – grzmiały jej w uszach słowa głównej księgowej. – „Masz naprawdę najmniej do roboty i nigdy niczego nie robisz na czas! Czy ty jeszcze chcesz tutaj pracować?!”.
Magda zasłoniła uszy. Choć kierowniczka już dawno poszła, zniknęło też echo jej podniesionego głosu, który niosła dodatkowo akustyka holu Teatru Pasja, Magda ciągle miała w głowie jej głos. Zatykanie uszu nic nie pomagało. Z sąsiedniego biura wychyliła głowę Ewa.
– Madzia… wszystko słyszałam. Znowu się na ciebie darła. – Koleżanka chciała podejść i ją przytulić, ale Magda nagle wybuchnęła płaczem i wybiegła, odpychając Ewę.
W holu zobaczyła kilku kolegów z działu artystycznego. Stali i o czymś szeptali. O niej? Spojrzeli na nią i wyraźnie się speszyli.
Magda tymczasem zbiegła schodami. Na poziomie minus jeden mieściła się szatnia i toalety. Schowała się w jednej z nich i usiadła na podłodze. Ogarnęła ją cisza. Nareszcie była sama. Już nie musiała udawać, że kolejna uwaga z ust przełożonej nie robi na niej wrażenia. Nie musiała chować łez za obojętną miną. Nie musiała nikomu pokazywać, że jest silna.
Nie była silna.
Pozwoliła długo płynąć swoim łzom. Podobno one oczyszczają. Jednak nie zawsze. Czasami wsączają w komórki ciała słowa, które słyszymy wciąż i wciąż. Tak długo, aż nasz umysł w końcu w nie uwierzy.
Nie nadaję się do tej pracy. Do niczego się nie nadaję. Jestem nic niewarta. Jestem nikim.
Magda od kilku godzin pracowała nad raportem przychodów za ostatni miesiąc. Dodatkowo miała do dokończenia roczną inwentaryzację, nad którą siedziała już od połowy grudnia. W ciągu ośmiu lat pracy w księgowości opanowała do perfekcji możliwości Excela. Dla niewtajemniczonych te tabele były zbiorem zupełnie przypadkowych liczb, jej wystarczyło, że spojrzała w odpowiednią rubrykę i wiedziała o danym wydarzeniu niemal wszystko. Jaki był przychód z reklam, ze sprzedaży, ile było płatności gotówką, a ile pozostałymi formami zapłaty. Wiedziała, kto poprosił o fakturę i czy była ona już uregulowana. A jeżeli nie, to ile dni pozostało na jej zapłacenie. Jednak dzisiaj od rana coś się jej w tabelach nie zgadzało. Im bardziej wgłębiała się w dokumenty, tym mniej wiedziała. Rubryki, przelewy, wydarzenia, faktury – wszystko zaczynało zlewać się w jeden wielki ciąg liczb.
Odłożyła długopis i odchyliła głowę do tyłu. Poczuła ból w karku.
Czas na przerwę, bo oszaleję – pomyślała i wstała zza biurka. W głowie jej się zakręciło, więc usiadła z powrotem. Podniosła się dopiero po chwili, tym razem powoli.
Jej biuro sąsiadowało z drugim pokojem, w którym pracowały dwie kobiety z działu promocji – Ewa i Jadwiga. Ewa, rówieśniczka Magdy, chętnie z nią rozmawiała, czasami spotykały się po pracy. Jadwiga, starsza, tuż przed emeryturą, była wsparciem działu na pół etatu. Magda lubiła je obydwie. Obydwie też były nieraz świadkami scen z przełożoną. W ich pokoju znajdował się minianeks kuchenny składający się z lodówki, kuchenki mikrofalowej i czajnika elektrycznego.
Nagle rozległo się pukanie i drzwi oddzielające pokoje się otworzyły.
– Halo! Żyjesz? – Do środka zajrzała Ewa.
– Tak, chyba potrzebuję chwili przerwy – odparła Magda i sięgnęła po pusty kubek. – Czas na drugą dawkę kofeiny.
– No raczej! – Ewa przewróciła oczami. – Siedzisz tu zamknięta czwartą godzinę, musisz się trochę przewietrzyć – dodała, otwierając szerzej drzwi.
Magda nabrała powietrza głęboko do płuc, chwilę je przytrzymała i powoli wypuściła. Ewa tymczasem kontynuowała:
– Nawet pani Jadzia już się o ciebie martwiła. Nie chciałam ci przeszkadzać, bo wiem, ile masz pracy, ale… czasami trzeba chwilę odpocząć.
– Chodź, skarbie – do Magdy dotarł głos Jadwigi. – Wczoraj upiekłam sernik, zjemy razem.
– Pani Jadziu, pani sernik jest najlepszy pod słońcem. Nooo, prawie. Najlepszy robi moja mama. – Magda weszła do ich biura i włączyła czajnik. – Umyję tylko kubek.
– No wiadomo! – Jadwiga się zaśmiała. – Od mamy wszystko smakuje najlepiej.
Magda wyszła do holu i skierowała się w stronę toalet. Na parterze budynku panował spokój i chłód. Zatrzymała się na chwilę przy drzwiach wejściowych. Przechodnie, otuleni w ciepłe kurtki, kulili się z zimna. Resztki zamarzniętego śniegu tworzyły nierówności przy krawężnikach, a mróz malował na szybach samochodów zimowe wzory. Powietrze w holu było inne niż u niej w biurze. Lżejsze, chłodniejsze. Szum w uszach odpuścił. Poruszyła głową w różne strony. Była zmęczona. To dopiero wtorek, a ona czuła już takie wyczerpanie, że z utęsknieniem pomyślała o piątku, który wydawał się bardzo odległy.
Nagle usłyszała odgłos kroków piętro powyżej. Ktoś zbiegał po schodach. To ona – pomyślała w popłochu. Krew znowu zaczęła jej szybciej pulsować w skroniach, ręce natychmiast się spociły, oddech stał się płytki. Chciała uciec do łazienki, schować się przed wzrokiem przełożonej, ale było już za późno i na pewno nie udałoby się jej czmychnąć niezauważoną. Pozostała więc na swoim miejscu. Udając, że nie słyszy kroków, które nagle przystanęły, wpatrywała się w krajobraz za oknem. Ścisnęła mocniej kubek w rękach.
– Magda? – usłyszała.
Nie miała wyboru, musiała się odwrócić. Zrobiła to wolno, nie pokazując po sobie strachu.
– Tak? – Spojrzała na kierowniczkę, jakby była dla niej zupełnie obojętną osobą.
– Co ty tutaj robisz?
Zwykłe pytanie, ale zadane takim tonem, że Magda nerwowo spojrzała na kubek.
– Szłam do łazienki – odparła na wdechu.
Dorota podniosła lewą brew. Zawsze tak robiła, by podkreślić swoją władzę wobec podwładnej.
– I co? Zabłądziłaś? – W kąciku jej ust pojawił się drwiący, pełen pogardy uśmieszek.
Magda nienawidziła tych uśmieszków. I uniesionej lewej brwi. I tego, że Dorota, choć niskiego wzrostu, zawsze wydawała się wyższa.
– Musiałam chwilę odetchnąć.
– Raport gotowy? – Kobieta skrzyżowała obie ręce na piersi i patrzyła z wrogością.
– Nie. Jeszcze nie.
– Czekam na niego od wczoraj. Mówiłaś, że rano go dokończysz, a tymczasem mija już południe. – Głos Doroty był donośny, niósł się echem po korytarzach teatru.
Ktoś wyjrzał z jednego z pomieszczeń, ale widząc główną księgową, wycofał się do swojego biura.
– Dorota, próbuję! – Teraz i Magda podniosła głos.
Miała tego dość. Robiła co mogła, szukała błędu, który niekoniecznie ona popełniła, wszystko po to, by móc przekazać wiarygodny raport. Kierowniczka wydawała się zaskoczona jej impulsywną odpowiedzią.
– Jakoś nie widzę – syknęła i ruszyła holem w stronę garderoby dla artystów.
Jak tylko zniknęła, Magda poczuła łzy pod powiekami. Zacisnęła zęby i szybko pobiegła do łazienki.
– Nie będę płakać. Nie będę! – rzuciła do swojego odbicia w lustrze. Kobieta, na którą teraz patrzyła, miała wilgotne oczy i czerwone ze złości policzki. Umyła spiesznie kubek, który nagle wyśliznął się z jej drżących rąk i roztrzaskał na podłodze. – Cholera jasna! – warknęła i zaczęła zbierać rozbite fragmenty.
Mój ulubiony – pomyślała, wyrzucając resztki ceramiki do kosza. Kucnęła obok i ukryła twarz w dłoniach. Jedynie tutaj, w toalecie, mogła sobie pozwolić na słabość. Tutaj nie musiała przed nikim udawać, że przykre słowa jej nie ranią, chować emocji za maską uśmiechu. Przez chwilę być sobą i nie wstydzić się łez.
Zazwyczaj wystarczało kilka minut, by się uspokoiła. Kucała przyklejona plecami do zimnych płytek. Łzy wysychały, oddech się wyrównywał. Tak też było i tym razem. Kiedy wstała i ponownie spojrzała w lustro, już nie płakała, ale zaczerwienione oczy stanowiły dowód, że stoczyła sama ze sobą jakąś walkę. Przyjrzała się uważnie swojemu odbiciu. Opuszczone ramiona, włosy smętnie okalające twarz i ponure spojrzenie. Była nieszczęśliwa. Poczuła, że łzy znowu wzbierają w jej oczach, więc szybko opuściła swój bezpieczny azyl.
Wystarczy tych łez.
Wróciła do biura, mijając koleżanki z pomieszczenia obok.
– No to gdzie masz kubek? – usłyszała Ewę. – Woda już dawno się gotowała.
– Potłukł się – wyjaśniła Magda.
Nie miała już ochoty na kawę. Ani na sernik pani Jadzi. Na nic nie miała ochoty. Chciała już wyjść z pracy. I nigdy nie wracać.
– Pożyczę ci mój. – Jadwiga weszła do biura z talerzykiem, na którym pysznił się spory kawałek ciasta.
– Nie trzeba, pani Jadziu, mam jeszcze jeden. – Schyliła się do szafki.
Nie chciała pokazywać twarzy. Zarówno Jadwiga, jak i Ewa od razu rozpoznałyby, że płakała. Zaczekała, aż kobieta wróci do swojego biura, a wtedy wsypała dwie łyżeczki kawy mielonej i ze spuszczoną głową weszła do pokoju obok.
– Włącz sobie jeszcze raz wodę, bo teraz to ci się już nie zaparzy – powiedziała z ustami pełnymi ciasta Ewa. – Pani Jadziu, ten sernik jest obłędny!
– A wiesz? Zupełnie się nie starałam. Na szybko wrzuciłam wszystkie składniki naraz, nie miałam czasu, żeby dodawać stopniowo.
– Podobno właśnie takie ciasta najlepiej wychodzą – odezwała się Magda. Wzięła swój talerz i nabrała kawałek na łyżeczkę. – Rzeczywiście pyszny!
Stała w progu pomiędzy swoim pokojem a biurem Ewy i Jadwigi. Tuż przy przejściu znajdowała się szafka, której blat niejednokrotnie służył jako stolik. Kobiety rozmawiały chwilę o wypiekach, wymieniając się doświadczeniem. Magda podeszła do czajnika i włączyła go.
– A ty, Madziu, lubisz piec? – zagadnęła Jadwiga.
– Nie bardzo – przyznała.
Wiedziała, że koleżanki zauważyły jej zaczerwienione oczy, ale dzięki Bogu o nic nie pytały, a tylko próbowały skierować jej myśli na inne tematy.
– Czemu? To fajna sprawa. – Pani Jadwiga uśmiechnęła się delikatnie i dodała: – Mąż będzie niezadowolony.
– Pani Jadziu! – roześmiała się Magda. – Ja i mąż? Małżeństwo zupełnie do mnie nie pasuje.
– Każdemu pasuje. – Jadwiga wzruszyła ramionami. – O ile dobrze się trafi.
– Właśnie – przytaknęła Magda. – Starczy mi problemów w pracy, po cóż mi jeszcze dodatkowe w domu?
– Całe życie w pojedynkę to jeszcze trudniejsze wyzwanie. – Jadwiga się zamyśliła.
– Magda ma trochę racji – wtrąciła się Ewa. – Czasami nie chce mi się wracać z pracy do domu. Tam zawsze czeka na mnie bałagan w kuchni, nieodrobione lekcje młodego i głodny mąż.
– A ja każdego dnia – odezwała się Magda – od siódmej rano nie mogę się doczekać piętnastej, żeby stąd wyjść i wrócić do domu. Marzę, żeby zakopać się pod kołdrą i wygrzebać się z niej w jakimś innym, lepszym świecie – dodała ponuro.
– Widzisz! – Ewa pstryknęła palcami. – To dlatego, że mieszkasz sama! Masz rację, Magda, mąż to same kłopoty.
Magda roześmiała się serdecznie, a Jadwiga pokręciła z niezadowoleniem głową.
– Oj, jeszcze i na ciebie trafi, Madziu. Zobaczysz – mruknęła. – To miłość napędza nas do życia!
– I tu ma pani rację! – podchwyciła Magda. – Ja mam taką miłość. Jest nią moje łóżko.
Kobiety zachichotały, ale w tej samej chwili uśmiech zastygł na ich twarzach.
Do biura weszła Dorota z twarzą czerwoną ze złości. Przystanęła i omiotła pogardliwym spojrzeniem talerz z ciastem i kubek z aromatyczną kawą, po czym zatrzymała wzrok na twarzy Magdy.
– Chciałam sprawdzić, czy kończysz już ten nieszczęsny raport – rzuciła. – Ale widzę, że wciąż jesteś zajęta czymś innym – dodała sarkastycznie.
– Zrobiłam sobie tylko kawę, zaraz wracam do pracy. – Magda odłożyła łyżeczkę na talerzyk. Apetyt, i chwila dobrego nastroju, minęły.
– Z tego, co widzę, kawę już masz zrobioną. – Dorota uniosła lewą brew.
– Pani Dorotko – odezwała się Jadwiga. – Dziewczyna siedziała od rana zamknięta w swoim pokoju, musi zrobić sobie chwilę przerwy. To moja wina, niepotrzebnie ją zagadałam – stanęła w obronie Magdy.
– Pan Jadziu – zwróciła się do kobiety księgowa. – Ja nie wnikam w obowiązki waszego działu. Być może nic nie stoi na przeszkodzie, żebyście robiły sobie przerwy na kawki i herbatki, kiedy tylko chcecie. Ale księgowość jest specyficzną dziedziną wymagającą skupienia.
Jadwiga już się nie odezwała. Ewa wykorzystała moment i gdzieś się zmyła. Magda tymczasem wzięła kawę i weszła do swojego pokoju. Dorota ruszyła za nią i zamknęła drzwi. Oparła się o nie i chwilę patrzyła w milczeniu na podwładną. Magda usiadła na swoim miejscu. Czuła na sobie wzrok Doroty, ale nie miała odwagi na nią spojrzeć. Ręce jej drżały. Wzięła rozłożone na biurku dokumenty i zaczęła je nerwowo przekładać.
Dorota wciąż milczała, jakby zastanawiała się, co powiedzieć.
– Chciałabym ci coś pokazać – odezwała się wreszcie Magda, by przerwać tę nieznośną ciszę.
– Co takiego? – Dorota zdawała się zaskoczona.
– Raport.
– A więc jest gotowy? – zapytała ostrym tonem.
– Nie. Nie jest, ale…
– Pff! Jeśli nie jest gotowy, to co chcesz mi pokazywać? – prychnęła, ale jednocześnie zrobiła krok w stronę biurka.
Magda na chwilę uniosła wzrok, ale zaraz opuściła go z powrotem.
– Mam problem i chciałabym go z tobą skonsultować – powiedziała cicho. Serce biło jej jak oszalałe. Miała nadzieję, że szefowa tego nie zauważy.
– Jaki problem? – Dorota stanęła przy biurku i oparła dłonie na biodrach. Pomimo niewysokiego wzrostu, sprawiała wrażenie potężnej i władczej.
– Możesz zerknąć? Wydaje mi się, że delegacja Karoliny nie powinna być zaksięgowana na koncie spektaklu. Z kolei materiały plastyczne, które Michał kupił w zeszłym tygodniu, powinny być zaksięgowane na spektakl. Przecież z tych kartonów i farb, które kupił, powstaje scenografia.
Magda mówiła powoli, z trudem łapiąc oddech. Bardzo chciała, by przełożona nie zauważyła jej zdenerwowania. Głos jednak zdradziecko jej drżał, nie dało się tego ukryć nawet chwilowymi przerwami na złapanie tchu. Od rana zabierała się, aby pójść do gabinetu Doroty i przekazać jej swoje wątpliwości, ale ciągle brakowało jej odwagi. Kolejne obliczenia wykazywały jednak, że to Dorota popełniła błąd przy dekretacji dokumentów.
Nastała chwila ciszy. Główna księgowa wzięła do ręki dokumenty i zerknęła na nie.
– Aha – mruknęła w końcu i nie odzywając się więcej, po prostu wyszła z biura, głośno zamykając za sobą drzwi.