Czartoryscy czyli wieczna pogoń - Witold Banach - ebook + książka

Czartoryscy czyli wieczna pogoń ebook

Witold Banach

5,0

Opis

W pogoni za majątkiem, pozycją, koroną i… szczęściem!

Pogoń – nazwa herbu Czartoryskich, w trafny sposób oddaje historię tego prężnie działającego i wpływowego rodu. Autor książki – Witold Banach - podkreśla, że rodzina ta bardzo przemyślanie i konsekwentnie dążyła do zdobycia magnackiego prestiżu, przeprowadzenia reform państwa, a nawet zdobycia tronu.

„Czartoryscy, czyli wieczna pogoń” to pozycja, która w zaskakującym stylu ukazuje etapy ich drogi na polityczny szczyt, z uwzględnieniem wielu ważnych i przełomowych momentów, zarówno dla poszczególnych członków książęcej familii, jak i całej Rzeczpospolitej. Losy rodziny i kraju splatają się, tworząc wartką opowieść, pełną sukcesów i zwycięstw, ale także intryg i starć. Na zakończenie nie zabraknie historii o skomplikowanych losach kolekcji Czartoryskich oraz o muzealnej transakcji stulecia i związanych z nią kontrowersjach.

 

Witold Banach – pisarz i publicysta, dyrektor Muzeum Miasta Ostrowa Wielkopolskiego, autor wielu książek dotyczących historii tego miasta oraz „Radziwiłłów”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 636

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Co­py­ri­ght © Wi­told Ba­nach, 2022 Co­py­ri­ght © Wy­daw­nic­two Po­zna­ńskie sp. z o.o., 2022
Re­dak­tor pro­wa­dzący | Bo­gu­mił Twar­dow­ski
Mar­ke­ting i pro­mo­cja | Alek­san­dra Bia­łek-Bor­suk
Re­dak­cja | Anna Gądek
Ko­rek­ta | Agniesz­ka Paw­li­kow­ska, Mi­ro­sław Krzysz­kow­ski
Ła­ma­nie | ME­LES-DE­SIGN
Pro­jekt okład­ki i stron ty­tu­ło­wych | Alek­san­dra Na­łęcz-Ja­wec­ka to/stu­dio
Ilu­stra­cje w te­kście | Wi­ki­me­dia Com­mons
Zdjęcia | Wi­told Ba­nach (WB)
Ze­zwa­la­my na udo­stęp­nia­nie okład­ki ksi­ążki w in­ter­ne­cie.
ISBN 978-83-67324-77-9
Wy­daw­nic­two Po­zna­ńskie Sp. z o.o. ul. Fre­dry 8, 61-701 Po­znań tel. 61 853-99-10re­dak­cja@wy­daw­nic­two­po­znan­skie.plwww.wy­daw­nic­two­po­znan­skie.pl
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

Wła­śnie przed­sta­wiam po­kor­nie,

to jest rzecz umó­wio­na, i te wszyst­kie spi­ski

Kie­ru­je, jak wiem pew­nie, Ksi­ążę Czar­to­ry­ski.

Adam Mic­kie­wicz, „Dzia­dy”

Część III, akt I, sce­na VIII

WSTĘP

CZA­RTO­RY­SCY OBOK RADZI­WI­ŁŁÓW NA­LE­ŻĄ do ro­dów hi­sto­rycz­nych naj­le­piej utrwa­lo­nych w pa­mi­ęci zbio­ro­wej Po­la­ków. Ci dru­dzy przez stu­le­cia wie­dli fak­tycz­ny pry­mat w Wiel­kim Ksi­ęstwie Li­tew­skim, pó­źniej czy­tel­ni­cy Sien­kie­wi­czow­skie­go Po­to­pu czy też od­bior­cy jego ad­ap­ta­cji fil­mo­wej stwo­rzy­li so­bie okre­ślo­ny wi­ze­ru­nek rodu przez – de­li­kat­nie mó­wi­ąc – uprosz­czo­ny ob­raz Bo­gu­sła­wa i Ja­nu­sza Ra­dzi­wi­łłów. Dzi­siaj czy­tel­ni­ków Sien­kie­wi­cza jest chy­ba znacz­nie mniej, a ob­raz fil­mo­wy cho­ćby Po­to­pu sku­tecz­nie wy­pie­ra­ją pro­duk­cje w ro­dza­ju Gry o tron czy Wie­dźmi­na.

Wy­da­je się, że po­dob­nie jak w hi­sto­rii fak­tycz­nej, tak w prze­strze­ni me­dial­nej Ra­dzi­wi­łłów prze­ści­gnęli Czar­to­ry­scy. Być może dla­te­go, że mają po swo­jej stro­nie naj­słyn­niej­szy ar­te­fakt, któ­ry wi­dział pra­wie ka­żdy, na­wet je­że­li jego noga nie prze­kro­czy­ła pro­gu żad­ne­go mu­zeum. Por­tret Damy z gro­no­sta­jem Le­onar­da da Vin­ci jest naj­słyn­niej­szym obiek­tem mu­ze­al­nym w Pol­sce, często sku­pia­jącym uwa­gę me­diów, co szcze­gól­nie wi­docz­ne sta­ło się pod­czas trans­ak­cji sprze­da­ży ko­lek­cji Czar­to­ry­skich.

Hi­sto­ria tego rodu była swo­istym fe­no­me­nem, po­nie­waż na­wet ich bar­dzo wcze­sna pro­we­nien­cja (wcze­śniej­sza od Ra­dzi­wi­łłów) aż do ko­ńca XVII wie­ku nie po­zwo­li­ła im ode­grać wi­ęk­szej roli w ży­ciu po­li­tycz­nym Rze­czy­po­spo­li­tej. Dłu­go nie zaj­mo­wa­li naj­wa­żniej­szych sta­no­wisk pa­ństwo­wych, a po­zy­cję ma­jąt­ko­wą mie­li ra­czej mi­zer­ną.

 – pi­sał Je­rzy hra­bia Du­nin-Bor­kow­ski w przed­mo­wie do Al­ma­na­chu błękit­ne­go. Ge­ne­alo­gia ży­jących ro­dów pol­skich (Lwów 1908). W za­miesz­czo­nej przez au­to­ra ta­be­li Czar­to­ry­scy z licz­bą dzie­wi­ęciu se­na­to­rów zaj­mu­ją do­pie­ro pi­ąte miej­sce, po Ra­dzi­wi­łłach (40), Sa­pie­hach (38), Ogi­ńskich (19) i Lu­bo­mir­skich (17).

We wstępie do pierw­sze­go wy­da­nia ksi­ążko­we­go Wspo­mnień ksi­ęcia Ja­nu­sza Ra­dzi­wi­łła (War­sza­wa 2001) re­da­gu­jący ca­ło­ść Je­rzy Ja­ru­zel­ski do­ko­nał pod­su­mo­wa­nia ilo­ści bio­gra­mów przed­sta­wi­cie­li tzw. hi­sto­rycz­nych ro­dów po­miesz­czo­nych w Pol­skim Słow­ni­ku Bio­gra­ficz­nym. We­dług ów­cze­sne­go sta­nu (od 1935 do 2000 roku to bio­gra­ficz­ne kom­pen­dium do­pro­wa­dzo­no do 40 to­mów i li­te­ry S) w wy­daw­nic­twie prym wio­dły rody na­stępu­jące: Po­toc­cy w licz­bie bio­gra­mów 124, Ra­dzi­wi­łło­wie – 92, Sa­pie­ho­wie – 81, Lu­bo­mir­scy – 45. W ze­sta­wie­niu Ja­ru­zel­skie­go nie po­ja­wi­li się Czar­to­ry­scy, ale, uzu­pe­łnij­my, po­tom­ko­wie Ol­gier­da wy­pa­da­ją znacz­nie skrom­niej, w to­mie 4 z 1938 roku ich licz­ba wy­no­si­ła 35. Spo­śród wy­mie­nio­nych wte­dy Czar­to­ry­skich po­nad dwie trze­cie sta­no­wią po­sta­cie, któ­rych ak­tyw­no­ść przy­pa­da­ła na wie­ki XVIII i XIX.

A jed­nak wy­da­je się, że w dzi­siej­szych cza­sach wła­śnie Czar­to­ry­scy są naj­bar­dziej roz­po­zna­wal­nym ro­dem ary­sto­kra­tycz­nym w Pol­sce.

Ni­niej­sza ksi­ążka jest su­biek­tyw­ną opo­wie­ścią o dzie­jach rodu Czar­to­ry­skich her­bu Po­goń Li­tew­ska. Kon­struk­cja, jaką pro­po­nu­ję, jest pró­bą do­słow­ne­go przed­sta­wie­nia ich „po­go­ni dzie­jo­wej” roz­ło­żo­nej na po­ko­le­nia: po­cząw­szy od bu­do­wa­nia lo­kal­ne­go (Wo­łyń) zna­cze­nia po­li­tycz­ne­go, przez zdo­by­wa­nie do­sto­je­ństw, po­mna­ża­nie ma­jąt­ku (ta­kże dzi­ęki in­trat­nym ma­łże­ństwom), aż po wal­kę o naj­wy­ższą staw­kę – re­for­mę pa­ństwa i ozdo­bie­nie ko­ro­ną skro­ni któ­re­goś z Czar­to­ry­skich. Przed­sta­wiam hi­sto­rię rodu, po­cząw­szy od ru­skich knia­ziów Czar­to­ryj­skich, któ­rzy nie bez wa­hań za­ak­cep­to­wa­li unię lu­bel­ską i do­pie­ro w cza­sach Ba­to­re­go sta­li się wier­ny­mi ry­ce­rza­mi Rze­czy­po­spo­li­tej Oboj­ga Na­ro­dów. Jak wie­le in­nych ru­skich ro­dów dla za­pew­nie­nia so­bie ście­żki oby­wa­tel­skie­go awan­su do­ko­na­li kon­wer­sji wy­zna­nio­wej od pra­wo­sła­wia do ka­to­li­cy­zmu.

Swój pro­gram Czar­to­ry­scy zre­ali­zo­wa­li pó­źno, po­ło­wicz­nie, w kon­tro­wer­syj­ny spo­sób (z po­mo­cą wojsk ro­syj­skich) i na krót­ko. Pro­mo­to­rzy i ar­chi­tek­ci prze­mian, ksi­ążęta Mi­chał i Au­gust Czar­to­ry­scy, do­cze­ka­li wpraw­dzie zmia­ny, ale wy­obra­ża­li ją so­bie ina­czej. Ko­ro­na dla ich sio­strze­ńca Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta Po­nia­tow­skie­go nie była ich ce­lem, ale też Adam Ka­zi­mierz, syn ksi­ęcia Au­gu­sta (Mi­chał nie miał męskie­go po­tom­ka), ko­ro­ny nie chciał.

Po kil­ku­na­stu mio­do­wych mie­si­ącach re­la­cje z no­wym mo­nar­chą sta­ły się na­pi­ęte, ku­ra­te­la mo­żnych wu­jów za­częła prze­szka­dzać kró­lo­wi Sta­sio­wi. Wkrót­ce za­częły się kło­po­ty, spo­wo­do­wa­ne na­ci­ska­mi am­ba­sa­do­ra Rep­ni­na i dy­le­ma­tem: ustąpić w spra­wie dy­sy­den­tów czy w spra­wie li­be­rum veto. Czar­to­ry­scy byli nie­prze­jed­na­ni. Sko­ńczy­ło się kon­fe­de­ra­cją bar­ską i pierw­szym roz­bio­rem Pol­ski. Pó­źniej do­szło do gro­te­sko­wej „woj­ny” dwóch ku­zy­nów (kró­la Sta­sia i ksi­ęcia Ada­ma Ka­zi­mie­rza), któ­ra prze­szła do hi­sto­rii jako „afe­ra Do­gru­mo­wej”. Jej kon­se­kwen­cje do­trwa­ły aż do pierw­szych mie­si­ęcy sej­mu zwa­ne­go pó­źniej Wiel­kim. Z po­cząt­ku król i Czar­to­ry­scy sta­li po dwóch stro­nach ba­ry­ka­dy, neo­fa­mi­lia pod­jęła swo­ją ko­lej­ną po­goń za re­for­mą i ko­ro­ną. Roz­trop­ny mo­nar­cha chciał re­ali­zo­wać re­for­my przy wspar­ciu i za zgo­dą Ka­ta­rzy­ny, obóz Czar­to­ry­skich wpi­sał się w an­ty­ro­syj­skie na­stro­je i wy­brał ko­niunk­tu­ral­ną opcję pru­ską. W ko­ńcu jed­nak dro­gi kró­la i Czar­to­ry­skich ze­szły się w obo­zie pa­trio­tycz­nym, zwie­ńczo­nym Kon­sty­tu­cją 3 maja. Nie­ste­ty, re­for­my Sej­mu Wiel­kie­go sko­ńczy­ły się in­ter­wen­cją i uni­ce­stwie­niem pa­ństwa. Wte­dy owa wy­jąt­ko­wa ko­bie­ta, Iza­be­la z Flem­min­gów Czar­to­ry­ska, przez ideę pu­ław­ską re­ali­zo­wa­ła już pro­jekt oca­le­nia na­ro­do­wej to­żsa­mo­ści, wy­ra­żo­ny w sło­wach: „Oj­czy­zno! Nie mo­głam Cię obro­nić, niech Cię przy­naj­mniej uwiecz­nię”.

Cza­sy na­po­le­ońskie po­sta­wi­ły przed Czar­to­ry­ski­mi dra­ma­tycz­ną al­ter­na­ty­wę, w któ­rej zręcz­nie po­dzie­li­li się ro­la­mi. Ksi­ążę Adam Je­rzy, star­szy syn ksi­ężnej Iza­be­li, li­czył na urządze­nie Eu­ro­py w opar­ciu o przy­ja­źń z ca­rem Alek­san­drem I, we wspó­łpra­cy z An­glią, w do­dat­ku na­iw­nie wie­rzył, że w po­li­ty­ce mo­żna kie­ro­wać się za­sa­da­mi. Nie po­wió­dł się jego plan znisz­cze­nia, prze­ciw­nie, mu­siał uczest­ni­czyć w mon­to­wa­niu alian­su za­bor­ców prze­ciw­ko Na­po­le­ono­wi, któ­ry za­ko­ńczy­ła klęska pod Au­ster­litz w 1805 roku. Gdy szy­ko­wa­ło się na dru­gą woj­nę pol­ską, naj­pierw wy­brał po­sta­wę neu­tral­ne­go wy­cze­ki­wa­nia, a pó­źniej re­ali­zo­wał swo­ją oso­bi­stą po­goń za ca­rem Alek­san­drem w mi­sji oca­le­nia cze­go­kol­wiek z Ksi­ęstwa War­szaw­skie­go. Czar­to­ry­ski nie zo­stał wi­ce­kró­lem ani na­miest­ni­kiem Kró­le­stwa Pol­skie­go, nie prze­ko­nał cara do włącze­nia ziem za­bra­nych, nie mógł za­po­biec ła­ma­niu kon­sty­tu­cji, któ­rą wspó­łre­da­go­wał. W re­al­nej po­li­ty­ce po­nió­sł po­ra­żkę, za to kró­le­stwo du­cha Czar­to­ry­skich, pro­mie­niu­jące z Pu­ław, Krze­mie­ńca i Wil­na, z po­wo­dze­niem funk­cjo­no­wa­ło do nocy li­sto­pa­do­wej.

Ksi­ążę w dwu­znacz­nych oko­licz­no­ściach opu­ścił te­ry­to­rium Kró­le­stwa Pol­skie­go. Jesz­cze w trak­cie dzia­łań wo­jen­nych dzie­jo­wa po­goń Czar­to­ry­skich za­mie­ni­ła się w uciecz­kę na bez­piecz­ną emi­gra­cję i exo­dus dzie­dzic­twa pa­mi­ęci zgro­ma­dzo­ne­go przez ksi­ężną Iza­be­lę i jej syna.

W pla­nie po­li­tycz­nym Ho­te­lu Lam­bert od­zy­ska­nie nie­pod­le­gło­ści wi­dzia­no przede wszyst­kim w po­li­tycz­nym i mi­li­tar­nym za­an­ga­żo­wa­niu za­chod­nich mo­carstw An­glii i Fran­cji oraz roz­bi­ciu jed­no­ści pa­ństw za­bor­czych, a w ob­sza­rze kszta­łtu ustro­jo­we­go od­ro­dzo­nej Pol­ski wy­ra­żał się on w sło­wach „naj­pierw być, a po­tem jak być”. Nie­ste­ty, za ży­cia ksi­ęcia Czar­to­ry­skie­go nie po­ja­wi­ła się re­al­na szan­sa sprzy­ja­jąca od­zy­ska­niu nie­pod­le­gło­ści.

Do­pie­ro po śmier­ci „kró­la de fac­to”, w la­tach sze­śćdzie­si­ątych XIX wie­ku, ra­dy­kal­nie zmie­ni­ła się sy­tu­acja w za­bo­rze au­striac­kim, w któ­rym Po­la­cy mo­gli nie tyl­ko do­stąpić naj­wy­ższych urzędów w pa­ństwie (z pre­mie­rem włącz­nie), ale też zy­ska­li au­to­no­mię i prak­tycz­nie nie­skrępo­wa­ną swo­bo­dę w roz­wo­ju edu­ka­cji i ży­cia kul­tu­ral­ne­go. Ko­rzy­sta­ją z niej po­tom­ko­wie Kon­stan­te­go Ada­ma (bra­ta przy­wód­cy Ho­te­lu Lam­bert), pro­to­pla­sty ga­łęzi wie­de­ńskiej, wiel­ko­pol­skiej i pe­łki­ńskiej Czar­to­ry­skich.

Ga­łąź pa­ry­ska Czar­to­ry­skich prze­nio­sła się do kra­ju (Kra­ków i Go­łu­chów w Wiel­ko­pol­sce), daw­ny pro­jekt po­li­tycz­ny prze­isto­czył się w kul­tu­ro­wy. W 1874 roku ksi­ążę Wła­dy­sław Czar­to­ry­ski do­pro­wa­dził do otwar­cia w Kra­ko­wie Mu­zeum Ksi­ążąt Czar­to­ry­skich, do któ­re­go stop­nio­wo wra­ca­ły zbio­ry z Pa­ry­ża, wzbo­ga­ca­ne o ko­lej­ne za­ku­py i da­ro­wi­zny. Pie­lęgno­wa­nie dzie­dzic­twa kul­tu­ro­we­go oj­czy­zny za­po­cząt­ko­wa­ne przez Iza­be­lę z Flem­min­gów Czar­to­ry­ską i jej męża Ada­ma Ka­zi­mie­rza ro­dzi­na kon­ty­nu­owa­ła aż do wy­bu­chu dru­giej woj­ny świa­to­wej.

Ni­niej­sza ksi­ążka nie jest za­tem mo­no­gra­fią rodu obej­mu­jącą hi­sto­rię li­nii kle­wa­ńskiej (li­nia ko­rec­ka wy­ma­rła w po­cząt­kach XIX wie­ku), któ­rej licz­ni przed­sta­wi­cie­le żyją do dzi­siaj w Pol­sce i za gra­ni­cą, ale opo­wie­ścią o skom­pli­ko­wa­nej dro­dze, od wzno­sze­nia się na po­li­tycz­ne szczy­ty jed­ne­go z naj­wa­żniej­szych ro­dów Rze­czy­po­spo­li­tej, przez jego po­li­tycz­ny pro­jekt ma­jący na celu re­for­mę, a pó­źniej od­zy­ska­nie pa­ństwa, aż po – w na­stęp­stwie wy­da­rzeń dru­giej woj­ny świa­to­wej – ode­rwa­nie rodu od ko­lek­cji two­rzo­nej przez po­ko­le­nia Czar­to­ry­skich i sprze­daż ma­te­rial­ne­go dzie­dzic­twa, któ­re zgro­ma­dzi­li.

Wi­told Ba­nach

Ko­łąta­jew – Nie­bo­rów – An­to­nin – Ostrów Wiel­ko­pol­ski,

li­sto­pad 2018 – li­sto­pad 2021

PRO­LOG, CZY­LI „RO­DO­WÓD ICH BAR­DZO NIE­PEW­NY”

RÓD CZA­RTO­RY­SKICH WY­WO­DZI SIĘ od wiel­kie­go ksi­ęcia li­tew­skie­go Gie­dy­mi­na, za­ło­ży­cie­la dy­na­stii Gie­dy­mi­no­wi­czów, dzia­da Ja­gie­łły. Jego wnuk Kon­stan­ty był pierw­szym ksi­ęciem na Czar­to­ry­sku, „sta­ro­żyt­nej osa­dzie” wo­ły­ńskiej nad Sty­rem. Pro­blem w tym, że w li­te­ra­tu­rze po­da­je się w wąt­pli­wo­ść, czy rze­czy­wi­ście oj­cem Kon­stan­te­go był ksi­ążę Ol­gierd – na­stęp­ca Gie­dy­mi­na na wiel­kok­si­ążęcym tro­nie. Spór o Ol­gier­da jako pra­oj­ca rodu to­czy się co naj­mniej od sfor­mu­ło­wa­nia Ju­lia­na Bar­to­sze­wi­cza, któ­ry w to­mie 6 En­cy­klo­pe­dii po­wszech­nej Sa­mu­ela Or­gel­bran­da z 1861 roku w pierw­szym zda­niu na­pi­sał: „Ro­do­wód ich bar­dzo nie­pew­ny”.

W li­te­ra­tu­rze lat mi­ędzy­wo­jen­nych po­le­mi­zo­wa­no na te­mat ta­jem­ni­cze­go Kon­stan­te­go, któ­re­go syn Wa­syl był już nie­kwe­stio­no­wa­nym przod­kiem ko­lej­nych po­ko­leń Czar­to­ry­skich. Pro­blem w tym, że część ba­da­czy po­da­ła w wąt­pli­wo­ść, czy ów pro­to­pla­sta Kon­stan­ty był sy­nem Ol­gier­da, czy jego bra­tem. W tym dru­gim przy­pad­ku by­łby tyl­ko bra­tem stry­jecz­nym kró­la Wła­dy­sła­wa Ja­gie­łły, a nie, jak chce wi­ęk­szo­ść, bra­tem przy­rod­nim.

U schy­łku XX wie­ku Jan Tęgow­ski, któ­ry po wni­kli­wych ba­da­niach na pod­sta­wie ułam­ko­wych źró­deł, po­śred­nich prze­sła­nek, sta­no­wi­ących iście de­tek­ty­wi­stycz­ną pra­cę, za pro­to­pla­stę Czar­to­ry­skich uznał nie Ol­gier­da, lecz Ko­ria­ta, jego nie­co młod­sze­go bra­ta. W 2013 roku uka­zał się pod wie­lo­ma względa­mi fra­pu­jący ar­ty­kuł An­drze­ja Mi­chal­skie­go, któ­ry wra­ca do po­cząt­ku, a wła­ści­wie przy­wra­ca Czar­to­ry­skim „Ol­gier­do­we oj­co­stwo”. Au­tor po­wo­łał się jed­nak na wy­pi­sy z la­to­pi­sów ru­skich, któ­rych pier­wot­ne wer­sje za­gi­nęły, ale do usta­leń Tęgow­skie­go w ogó­le się nie od­nió­sł.

Nie­zna­na jest do­kład­na data śmier­ci Kon­stan­te­go. Jan Tęgow­ski przy­jął, że śmie­rć pierw­sze­go pana na Czar­to­ry­sku na­stąpi­ła naj­pó­źniej z ko­ńcem czerw­ca 1392 roku. Nie­za­le­żnie od tego, czy był nim Kon­stan­ty Ol­gier­do­wicz, czy Kon­stan­ty Ko­ria­to­wicz, te­nże pro­to­pla­sta miał dwóch po­tom­ków: Wa­sy­la i Hle­ba.

Kon­ty­nu­ato­rem li­nii knia­ziów Czar­to­ry­skich zo­stał pier­wo­rod­ny Wa­syl (Ba­zy­li), będący już ksi­ęciem na Czar­to­ry­sku. Jego brat Hleb – praw­do­po­dob­nie bez­po­tom­ny – zgi­nął w 1390 roku. Na pod­sta­wie za­cho­wa­nych ra­chun­ków wia­do­mo, że Wa­syl w 1393 roku prze­by­wał na dwo­rze kró­la Wła­dy­sła­wa Ja­gie­łły. Dwaj wład­cy pol­scy, kró­lo­wie Wła­dy­sław War­ne­ńczyk i Ka­zi­mierz Ja­giel­lo­ńczyk, byli jego ku­zy­na­mi w dru­giej li­nii. Zma­rł oko­ło 1416 roku, do­cho­wał się trzech sy­nów: Iwa­na (Jana), Mi­cha­ła i Alek­san­dra, któ­rzy słu­ży­li u jed­ne­go z naj­bar­dziej ma­low­ni­czych i kon­tro­wer­syj­nych ksi­ążąt Wiel­kie­go Ksi­ęstwa Li­tew­skie­go, a w hi­sto­rii za­pi­sa­li się bar­dzo moc­nym ak­cen­tem...

I

W PO­GO­NI ZA RO­DO­WYM PRE­STI­ŻEM

ROZDZIAŁ 1

ŚMIA­ŁE KSI­ĄŻĘTA RU­SKIE ZA­BI­ŁY WIEL­KIE­GO KSI­ĘCIA LI­TEW­SKIE­GO

POR­TRET GWA­ŁTOW­NI­KA I PRO­TEK­TO­RA CZA­RTO­RY­SKICH

W Pol­sce Ja­giel­lo­nów Pa­wła Ja­sie­ni­cy Czar­to­ry­scy wzmian­ko­wa­ni są tyl­ko raz, co może po­świad­czać nie­wiel­ką rolę, jaką ci po­tom­ko­wie Gie­dy­mi­na od­gry­wa­li do ko­ńca pa­no­wa­nia Zyg­mun­ta Au­gu­sta. Da­le­ko im było do Gasz­to­łdów, Kie­żga­jłów czy Ra­dzi­wi­łłów. Często na­to­miast w dzie­le Ja­sie­ni­cy po­ja­wia się po­stać Świ­dry­gie­łły – za­cie­kłe­go ry­wa­la wiel­kie­go ksi­ęcia Li­twy Wi­tol­da i wie­lo­krot­ne­go zdraj­cy star­sze­go bra­ta Ja­gie­łły. Dłu­gosz o nim na­pi­sał: „Opój, gwa­łtow­nik, dzia­łał, jak­by po­stra­dał zmy­sły”. Świ­dry­gie­łło przy­był w 1386 roku do Kra­ko­wa na ślub Ja­gie­łły z Ja­dwi­gą i ko­ro­na­cję, zo­stał wte­dy ochrzczo­ny i przy­jął imię Bo­le­sław. Ucho­dził za je­dy­ne­go praw­dzi­wie wie­rzące­go ka­to­li­ka wśród swo­ich licz­nych bra­ci, cho­ciaż hi­sto­rio­gra­fo­wie ro­syj­scy i ukra­ińscy są prze­ko­na­ni, że był pra­wo­sław­ny. Miał przy­naj­mniej jed­ną ca­łkiem sym­pa­tycz­ną za­le­tę, był czy­ściosz­kiem. Wy­sta­rał się na­wet o dys­pen­sę pa­pie­ską na kąpiel w nie­dzie­lę!

Bo­le­sła­wo­wi Świ­dry­giel­le trze­ba po­świ­ęcić nie­co uwa­gi, po­nie­waż był pro­tek­to­rem Czar­to­ry­skich, przez nada­nia prze­sądził usy­tu­owa­nie ich pierw­sze­go gniaz­da ro­do­we­go i nie­ja­ko wy­zna­czył im kon­tro­wer­syj­ny de­biut dzie­jo­wy. Nie­przy­sta­jący do tego, z cze­go ród her­bu Po­goń Li­tew­ska za­sły­nął pó­źniej – ła­god­ne­go cha­rak­te­ru i tro­ski o pa­ństwo.

*

W sie­dem lat po ochrzcze­niu w Kra­ko­wie, w 1393 roku Świ­dry­gie­łło za­de­biu­to­wał moc­nym „wy­bry­kiem”. Po śmier­ci mat­ki, ksi­ężnej Ju­lian­ny Twer­skiej, za­mor­do­wał na­miest­ni­ka Ja­gie­łły w Wi­teb­sku i w ten spo­sób upo­mniał się o spa­dek. Obu­rzo­ny Ja­gie­łło, aby po­skro­mić bra­ta, wy­słał swo­je od­dzia­ły, któ­re od­bi­ły zie­mie za­jęte przez bun­tow­ni­ka i poj­ma­ne­go Świ­dry­gie­łłę ode­sła­ły w kaj­da­nach do Kra­ko­wa. Ja­gie­łło pierw­szy raz prze­ba­czył zdra­dę młod­sze­mu bra­tu.

W czerw­cu 1394 roku Świ­dry­gie­łło po­now­nie za­czął knuć prze­ciw­ko Ja­giel­le i Wi­tol­do­wi, po­dej­mu­jąc pró­bę sprzy­mie­rze­nia się z Zyg­mun­tem Luk­sem­bur­skim i Krzy­ża­ka­mi, ale za­kon wte­dy ne­go­cjo­wał z Wi­tol­dem prze­ka­za­nie Żmu­dzi i nie za­mie­rzał po­ma­gać Świ­dry­giel­le. Ja­gie­łło znów wy­ba­czył nie­sfor­ne­mu bra­cisz­ko­wi i na­wet go hoj­nie ob­da­ro­wał: No­wo­gro­dem Sie­wier­skim, Ko­ło­my­ją, częścią wschod­nie­go Po­do­la i częścią do­cho­dów z żup wie­lic­kich. Brat kró­la nie po­wi­nien się czuć po­krzyw­dzo­ny, a jed­nak u pro­gu XV wie­ku po­no­wił wal­kę o wła­dzę[1].

W 1401 roku do­szło do po­ro­zu­mie­nia re­gu­lu­jące­go sto­sun­ki pol­sko-li­tew­skie, któ­re do hi­sto­rii prze­szło jako unia wi­le­ńsko-ra­dom­ska. W myśl za­war­te­go ukła­du król Pol­ski prze­ka­zał Wi­tol­do­wi do­ży­wot­nio wła­dzę wiel­kok­si­ążęcą nad Li­twą i ksi­ęstwa­mi od niej za­le­żny­mi. Po śmier­ci wiel­kie­go ksi­ęcia Li­twa – z drob­ny­mi wy­jąt­ka­mi – mia­ła wró­cić do kró­la i Ko­ro­ny. W za­mian Wi­told po­now­nie zło­żył hołd kró­lo­wi oraz Ko­ro­nie i przy­rze­kł wier­no­ść, wraz z nim bo­ja­rzy li­tew­scy; w ra­zie śmier­ci Wi­tol­da tron ksi­ążęcy Li­twy miał wró­cić do kró­la. Rada ko­ron­na zo­bo­wi­ąza­ła się wy­brać no­we­go kró­la za zgo­dą i wie­dzą Wi­tol­da i Li­twi­nów. Przy­pie­częto­wa­no też so­jusz pol­sko-li­tew­ski prze­ciw­ko wro­gom ze­wnętrz­nym.

Dla Świ­dry­gie­łły pod­pi­sa­nie tych po­ro­zu­mień mo­gło na za­wsze ozna­czać utra­tę szan­sy na tron wi­le­ński, któ­ry we­dług ksi­ęcia był na­le­żną mu oj­co­wi­zną. Nie chciał swo­ją oso­bą fir­mo­wać ko­lej­ne­go aktu unii pol­sko-li­tew­skiej wy­klu­cza­jącej jego aspi­ra­cje. Jego pie­częć do­łączo­ną do aktu unii po­noć sfa­łszo­wa­no.

Naj­po­wa­żniej­szym ak­tem zdra­dy „wiecz­ne­go bun­tow­ni­ka” było spi­sko­wa­nie z za­ko­nem w ob­li­czu wiel­kiej woj­ny z lat 1409–1411. Na szczęście już na sa­mym po­cząt­ku kam­pa­nii wo­jen­nej spraw­ne słu­żby Wi­tol­da prze­jęły li­sty krzy­żac­kie do Świ­dry­gie­łły. Wi­told chęt­nie od razu wy­mie­rzy­łby spra­wie­dli­wo­ść, ale nie mógł tak uczy­nić z kró­lew­skim bra­tem. Ja­gie­łło, ma­jący wy­ra­źną sła­bo­ść do naj­młod­sze­go z Ol­gier­do­wi­czów, po­now­nie oca­lił gło­wę Świ­dry­gie­łły i zgo­dził się tyl­ko na uwi­ęzie­nie w zam­ku krze­mie­niec­kim, w któ­rym nie­usta­jący pre­ten­dent do sto­li­cy wi­le­ńskiej prze­sie­dział aż dzie­wi­ęć lat. Świ­dry­gie­łło nie za­mie­rzał ustępo­wać, bez­względ­nie wy­ko­rzy­stał ła­god­no­ść ko­men­dan­ta zam­ku Kon­ra­da z Fal­ken­ber­gu. Ten, za­miast za­cho­wy­wać czuj­no­ść wo­bec wiecz­nie głod­ne­go wiel­kok­si­ążęcej chwa­ły bun­tow­ni­ka, po­zwa­lał Świ­dry­giel­le przyj­mo­wać go­ści, z któ­rych Dasz­ko Fio­do­ro­wicz Ostrog­ski i Alek­san­der Nos pod­czas ko­lej­nych „od­wie­dzin” 24 mar­ca 1418 roku przy­pro­wa­dzi­li pod za­mek pi­ęciu­set zbroj­nych. Przy­chyl­ne­go Świ­dry­giel­le ko­men­dan­ta i jego za­ło­gę wy­ci­ęli w pień. Wiecz­ny pre­ten­dent roz­po­czął ko­lej­ną awan­tu­rę.

I tym ra­zem jed­nak król ob­sze­dł się ła­god­nie z bun­tow­ni­kiem, zno­wu do­szło do po­jed­na­nia. „Skru­szo­ny” bun­tow­nik przy­rze­kł, że już nie do­pu­ści się zdra­dy, nie będzie zbroj­nie za­gar­niał żad­nych ziem i zam­ków, zda się na to, co da­ru­je mu Wi­told. Umo­wa za­dzia­ła­ła, po dzie­wi­ęciu la­tach twier­dzy przy­szło dzie­wi­ęć lat Świ­dry­gie­łły „od­mie­nio­ne­go”. Nie spra­wiał pro­ble­mów, brał udział w wo­jen­nych wy­pra­wach li­tew­skich, do­wo­dził, wal­czył, a na­wet by­wał do­rad­cą kró­la.

Czy był szcze­rze skru­szo­ny? Nie, po­nie­waż ni­g­dy nie wy­rze­kł się my­śli o zdo­by­ciu tro­nu wi­le­ńskie­go, czy­li – jak mó­wił – swo­jej oj­co­wi­zny.

*

22 stycz­nia 1429 roku w Łuc­ku roz­po­czął się zjazd kil­ku­na­stu mo­nar­chów, w któ­rym naj­wa­żniej­szy­mi ak­to­ra­mi byli: król Wła­dy­sław II Ja­gie­łło, wiel­ki ksi­ążę li­tew­ski Wi­told; pó­źniej­szy ce­sarz, a wte­dy król nie­miec­ki, cze­ski i węgier­ski Zyg­munt Luk­sem­bur­ski z żoną Bar­ba­rą i, jak się w dal­szej części zjaz­du oka­za­ło, bi­skup Zbi­gniew Ole­śnic­ki.

For­mal­nie zjazd miał wy­pra­co­wać tak­ty­kę obro­ny przed Im­pe­rium Osma­ńskim. Im­po­nu­jące licz­bą uczest­ni­ków spo­tka­nie trwa­ło trzy­na­ście ty­go­dni. Do Łuc­ka przy­by­li kró­lo­wie: Da­nii, Szwe­cji i Nor­we­gii, wiel­cy mi­strzo­wie za­ko­nu krzy­żac­kie­go i ka­wa­le­rów mie­czo­wych, wiel­ki ksi­ążę mo­skiew­ski, ple­ja­da ksi­ążąt z Ma­zow­sza, Po­mo­rza, Śląska, Twe­ru, trzech cha­nów ta­tar­skich, ho­spo­dar wo­ło­ski, le­gat pa­pie­ski, pry­mas Pol­ski, me­tro­po­li­ta ki­jow­ski, po­sło­wie ce­sa­rza bi­zan­tyj­skie­go.

Luk­sem­bur­czyk ra­dy­kal­nie zmie­nił punkt ci­ężko­ści ob­rad. Jako zięć Lu­dwi­ka Węgier­skie­go miał oso­bi­ste po­wo­dy nie­chęci do Ja­gie­łły, to on li­czył na tron kra­kow­ski. W od­we­cie my­ślał na­wet o roz­bio­rze Pol­ski przy wspó­łu­dzia­le za­ko­nu, w spo­rach Ko­ro­ny z Krzy­ża­ka­mi nie był zbyt­nio ła­ska­wym ar­bi­trem, a w Łuc­ku usi­ło­wał wbić kli­na mi­ędzy Pol­skę i Li­twę. Za­pro­po­no­wał ko­ro­nę dla ksi­ęcia Wi­tol­da, na co pa­no­wie li­tew­scy przy­sta­li z oczy­wi­stą apro­ba­tą, a za­sko­czo­ny Ja­gie­łło, ma­jąc na uwa­dze do­bro re­la­cji z Li­twą, z po­cząt­ku za­apro­bo­wał in­try­ganc­ki plan Luk­sem­bur­czy­ka. Na szczęście gwa­łtow­nie za­pro­te­sto­wa­li pa­no­wie pol­scy, któ­rym prze­wo­dził bi­skup Ole­śnic­ki. Bio­rąc pod uwa­gę cel zjaz­du, ja­kim mia­ła być obro­na pa­ństw chrze­ści­ja­ńskich przed eks­pan­sją Osma­nów, uży­li nie­zbi­te­go ar­gu­men­tu: o ko­ro­nie może de­cy­do­wać pa­pież, a nie wład­ca pre­ten­du­jący do tro­nu ce­sar­skie­go. Ja­gie­łło ode­tchnął, a Zyg­munt prze­grał ko­lej­ną in­try­gę prze­ciw­ko Kró­le­stwu Pol­skie­mu. Jego „atak ko­ro­na­cyj­ny” zo­stał od­par­ty.

Bacz­nie tym wy­da­rze­niom przy­glądał się Świ­dry­gie­łło, któ­ry cze­kał na ko­lej­ną do­god­ną sy­tu­ację. Wkrót­ce mia­ła się nada­rzyć. Wi­told nie miał męskie­go po­tom­ka, a li­czył już so­bie oko­ło 75 lat. Świ­dry­gie­łło mógł upa­try­wać swo­jej szan­sy w bli­skiej śmier­ci wiel­kie­go ksi­ęcia. I rze­czy­wi­ście, pó­łto­ra roku po za­ko­ńcze­niu zjaz­du łuc­kie­go, 27 pa­ździer­ni­ka 1430 roku, zma­rł Wi­told, nie­do­szły król Li­twy.

Po­mi­mo wszyst­kich za­szło­ści Ja­gie­łło wy­zna­czył Świ­dry­gie­łłę na wiel­kie­go ksi­ęcia li­tew­skie­go, li­cząc, że jego naj­młod­szy brat uzna bra­tan­ków (Wła­dy­sła­wa i Ka­zi­mie­rza) za swo­ich na­stęp­ców. Po­nie­waż tron wiel­kok­si­ążęcy w Li­twie był dzie­dzicz­ny, pa­no­wie pol­scy, pra­gnąc utrzy­ma­nia unii pol­sko-li­tew­skiej, będą w przy­szło­ści zmu­sze­ni wy­brać jed­ne­go z sy­nów Ja­gie­łły na kró­la Pol­ski. Na­dzie­je Ja­gie­łły mia­ły dwa sła­be punk­ty: pa­nów pol­skich (król swo­jej de­cy­zji nie kon­sul­to­wał z Radą Kró­lew­ską) i sa­me­go za­in­te­re­so­wa­ne­go Świ­dry­gie­łłę, któ­ry nie za­mie­rzał przy­jąć żad­nych wa­run­ków. Co wi­ęcej, uwi­ęził Ja­gie­łłę pod­czas jego wi­zy­ty w Wil­nie. Po­la­cy wy­ru­szy­li na sto­li­cę Li­twy i uwol­ni­li kró­la jesz­cze przed Bo­żym Na­ro­dze­niem 1430 roku. Dwa mie­si­ące pó­źniej Rada Kró­lew­ska zgo­dzi­ła się uznać Świ­dry­gie­łłę pod wa­run­kiem po­twier­dze­nia pod­le­gło­ści Ko­ro­nie i prze­ka­za­nia jej Po­do­la i Wo­ły­nia. To z ko­lei nie go­dzi­ło się z po­li­ty­ką Ja­gie­łły, któ­ry nie chciał anek­sji Li­twy, cho­ćby dla za­cho­wa­nia mo­żli­wo­ści dzie­dzi­cze­nia tro­nu przez jego sy­nów. Świ­dry­gie­łło nie za­mie­rzał przyj­mo­wać żad­nych wa­run­ków, ani kró­la, ani jego rady. Miał wła­sny plan: unie­za­le­żnie­nie Li­twy, oże­nek i za­ło­że­nie wła­snej dy­na­stii.

Świ­dry­gie­łło za­czął or­ga­ni­zo­wać sprzy­mie­rze­ńców: Zyg­mun­ta Luk­sem­bur­skie­go, Ta­ta­rów, ho­spo­da­ra Mo­łda­wii, ru­skich ksi­ążąt z rodu Ru­ry­ka. Na­za­jutrz po pod­pi­sa­niu w dniu 19 czerw­ca 1431 roku so­ju­szu z Krzy­ża­ka­mi wy­słał list do bra­ta „z do­brą radą”, aby z nim żyć w przy­ja­źni, i jak­by tego było mało, uwi­ęził po­sła kró­lew­skie­go. Ja­gie­łło, cho­ciaż wie­lo­krot­nie wy­ka­zy­wał wiel­ko­dusz­no­ść wo­bec bra­ta, nie mógł do­pu­ścić do ze­rwa­nia unii.

24 czerw­ca król wy­dał roz­kaz ata­ku, roz­po­czy­na­jąc tzw. woj­nę łuc­ką. Po­la­cy ogra­ni­czy­li się do za­jęcia zam­ków na Wo­ły­niu uwa­ża­nych za do­ży­wot­nie upo­sa­że­nie Wi­tol­da, któ­re po jego śmier­ci po­win­no wró­cić do Ko­ro­ny. Ja­gie­łło łu­dził się, że do po­wstrzy­ma­nia sza­le­ństwa młod­sze­go bra­ta wy­star­czy zbroj­na de­mon­stra­cja, i wbrew za­pa­ło­wi pa­nów ko­ron­nych opó­źniał tem­po mar­szu wojsk pol­skich.

Po­la­cy mie­li prze­wa­gę, ale nie do­pro­wa­dzi­li do zde­cy­do­wa­ne­go roz­strzy­gni­ęcia, nie zdo­by­li zam­ku w Łuc­ku. Pod­pi­sy­wa­no za­wie­sze­nia bro­ni, po czym je zry­wa­no, a na­stęp­nie Świ­dry­gie­łło wra­cał do ne­go­cja­cji. Po obu stro­nach było pra­gnie­nie za­war­cia po­ro­zu­mie­nia, Ja­gie­łło nie chciał tej woj­ny, a po­par­cie bo­ja­rów li­tew­skich i ru­skich dla Świ­dry­gie­łły nie było wca­le po­wszech­ne. W ko­ńcu król wy­sta­wił do­ku­ment ro­zej­mo­wy z datą 26 sierp­nia 1431 roku. Otrzy­ma­li go pe­łno­moc­ni­cy li­tew­scy, któ­rzy wraz z dwo­ma pol­ski­mi przed­sta­wi­cie­la­mi uda­li się do obo­zu Świ­dry­gie­łły. Wal­ki na­dal trwa­ły, Po­la­cy jesz­cze raz pod­jęli pró­bę zdo­by­cia zam­ku w Łuc­ku przy po­mo­cy „Pro­ka”, ma­chi­ny ob­lężni­czej, któ­ra ci­ska­ła ogrom­ne ka­mie­nie i... pa­dli­nę ko­ńską[2]. Świ­dry­gie­łło swój do­ku­ment ro­zej­mo­wy wy­sta­wił 1 wrze­śnia w Czar­to­ry­sku, cho­ciaż Krzy­ża­cy zgod­nie ze swo­imi zo­bo­wi­ąza­nia­mi od 17 sierp­nia pro­wa­dzi­li dzia­ła­nia prze­ciw­ko Ko­ro­nie, ata­ku­jąc jed­no­cze­śnie Wiel­ko­pol­skę, zie­mię do­brzy­ńską i Ku­ja­wy. Czy­żby Świ­dry­gie­łło o tym nie wie­dział? Hi­sto­ry­cy mają z tym pro­blem. Dzie­wi­ęt­na­sto­wiecz­ny hi­sto­ryk ukra­iński My­cha­jło Hru­szew­ski uznał, że je­że­li na­wet Świ­dry­gie­łło nie wie­dział o ata­ku, to go­dząc się na ro­zejm, „do­wió­dł, iż był im­be­cy­lem o nie­wiel­kich ta­len­tach mi­li­tar­nych lub po­li­tycz­nych”[3]. Im­pul­syw­no­ść jego oce­ny nie bez po­czu­cia hu­mo­ru sko­men­to­wał wspó­łcze­sny bry­tyj­ski hi­sto­ryk Ro­bert Frost:

Woj­na łuc­ka po­ka­za­ła bo­wiem, jak kru­chym po­par­ciem cie­szył się Świ­dry­gie­łło. Nie pa­lo­no się spe­cjal­nie do tej woj­ny, co świad­czy, że emo­cje wśród pi­ęt­na­sto­wiecz­nych bo­ja­rów li­tew­skich lub ru­skich nie były tak sil­ne jak u hi­sto­ry­ków na­cjo­na­li­stycz­nych z XIX i XX wie­ku[4].

Prze­ciw­nie, tym ra­zem Świ­dry­gie­łło za­cho­wał się ca­łkiem ra­cjo­nal­nie. Obro­nił swo­ją nie­za­le­żno­ść i wła­ści­wie upo­ko­rzył Kró­le­stwo Pol­skie, któ­re­go prze­cież osta­tecz­nie nie mógł po­ko­nać. Zo­stał uzna­ny przez Ko­ro­nę jako wiel­ki ksi­ążę li­tew­ski, ale wkrót­ce i tak zna­la­zł się w kło­po­tach. Nie do­ce­niał przy­wi­ąza­nia Li­twi­nów do Ja­gie­łły i roz­bie­żno­ści in­te­re­sów z Ru­si­na­mi. Po krót­kim cza­sie po­ko­ju do­szło do woj­ny do­mo­wej na Li­twie.

Po­wi­ąza­ni z Wi­tol­dem pa­no­wie li­tew­scy w nocy z 31 sierp­nia na 1 wrze­śnia 1432 roku do­ko­na­li za­ma­chu pa­ła­co­we­go i wiel­kim ksi­ęciem ob­wo­ła­li Zyg­mun­ta Kiej­stu­to­wi­cza, bra­ta Wi­tol­da. Wy­sła­li po­sel­stwo z pro­śbą o za­twier­dze­nie tego wy­bo­ru przez pol­skie­go mo­nar­chę. Już 30 wrze­śnia w Lu­bli­nie król pod­pi­sał pe­łno­moc­nic­twa dla swo­ich po­słów upo­wa­żnio­nych „do za­war­cia ukła­dów z Li­twą o jej sto­su­nek do Pol­ski i do nada­nia Zyg­mun­to­wi ksi­ęciu li­tew­skie­mu wła­dzy wiel­kok­si­ążęcej”[5]. Nowy wład­ca Li­twy apro­bo­wał pol­skie wa­run­ki. Ja­gie­łło za­cho­wał wła­dzę zwierzch­nią nad Li­twą, Zyg­munt Kiej­stu­to­wicz przy­jął ty­tuł wiel­kie­go ksi­ęcia i zo­stał wład­cą ca­ło­ści ziem Wiel­kie­go Ksi­ęstwa, a po jego śmier­ci Li­twa mia­ła wró­cić do Ja­gie­łły lub jego sy­nów. Do­świad­cze­nia ze Świ­dry­gie­łłą, któ­ry li­czył na po­par­cie pa­nów ru­skich, przy­czy­ni­ły się do nada­nia im tych sa­mych praw, ja­kie mia­ła szlach­ta ka­to­lic­ka. Na­dal jed­nak trwa­ła woj­na do­mo­wa ze Świ­dry­gie­łłą, któ­ry kon­tro­lo­wał znacz­ne ob­sza­ry. Ja­gie­łło zma­rł 1 czerw­ca 1434 roku, nie do­cze­kaw­szy po­skro­mie­nia wiecz­nie jątrzące­go bra­ta. Do­pie­ro 1 wrze­śnia na­stęp­ne­go roku woj­ska pol­skie za­da­ły Świ­dry­giel­le sro­mot­ną klęskę w bi­twie pod Wi­łko­mie­rzem zwa­nej przez Ja­sie­ni­cę „Grun­wal­dem w po­mniej­sze­niu”.

Sta­rły się tam dwie ar­mie, któ­re wol­no na­zy­wać ko­ali­cyj­ny­mi. Zyg­mun­ta Kiej­stu­to­wi­cza wspie­rał Ja­kub z Ko­by­lan na cze­le dwu­na­stu ty­si­ęcy jaz­dy pol­skiej, po stro­nie Świ­dry­gie­łły sta­li Ta­ta­rzy oraz siły krzy­żac­kie z Inf­lant, do­wo­dzo­ne przez tam­tej­sze­go mi­strza von Ker­skor­fa[6].

Po­le­gło wie­lu wy­bit­nych stron­ni­ków li­tew­skie­go ksi­ęcia, w tym mistrz inf­lanc­ki Fran­ko von Ker­skorff, co do­pe­łnia ana­lo­gię z Grun­wal­dem. Wcze­śniej od so­ju­szu ze Świ­dry­gie­łłą od­stąpi­li sprzy­mie­rze­ni z nim ho­spo­da­ro­wie mo­łdaw­scy. Po prze­gra­nej rów­nież krzy­żac­cy so­jusz­ni­cy zre­zy­gno­wa­li z dal­sze­go po­pie­ra­nia Świ­dry­gie­łły i pod­pi­sa­li w Brze­ściu Ku­jaw­skim od­ręb­ny po­kój. Świ­dry­gie­łło schro­nił się w Po­łoc­ku, a pó­źniej ru­szył na Wo­łyń, któ­ry tak sku­tecz­nie obro­nił kil­ka lat wcze­śniej. Stra­cił po­par­cie bo­ja­rów ru­skich, od 30 wrze­śnia 1432 roku ob­da­ro­wa­nych wspo­mnia­ny­mi wy­żej przy­wi­le­ja­mi i przy­jęciem do pol­skich her­bów.

KREW NA RĘKACH CZA­RTO­RY­SKICH W LI­TEW­SKIEJ GRZE O TRON

Ste­fan Ma­ria Ku­czy­ński – pol­ski hi­sto­ryk, me­die­wi­sta, znaw­ca epo­ki Wła­dy­sła­wa Ja­gie­łły i bio­graf pro­to­pla­sty rodu Czar­to­ry­skich Wa­sy­la i jego sy­nów – przyj­mu­je, że wszy­scy trzej bra­li udział w bi­twie pod Wi­łko­mie­rzem, cho­ciaż ró­żni­cu­je praw­do­po­do­bie­ństwo uczest­nic­twa ka­żde­go z nich. Alek­san­der brał udział w bi­twie „praw­do­po­dob­nie”; Iwan – „naj­praw­do­po­dob­niej”, na­to­miast Mi­chał „brał wsza­kże nie­wąt­pli­wie udział w bi­twie nad rze­ką Świ­ętą”[7]. Wia­do­mo, że po bi­twie to­wa­rzy­szy­li Świ­dry­giel­le, któ­ry jesz­cze przez dwa lata sta­wiał opór. Do­pie­ro w sierp­niu 1437 roku nie­ustępli­wy bun­tow­nik po­go­dził się ze swo­ją klęską i we wrze­śniu we Lwo­wie zło­żył przy­si­ęgę wier­no­ści Zbi­gnie­wo­wi Ole­śnic­kie­mu, pe­łni­ące­mu wte­dy obo­wi­ąz­ki wład­cy Ko­ro­ny, po­nie­waż król Wła­dy­sław III miał wów­czas do­pie­ro 13 lat. Wiecz­ny bun­tow­nik do­bie­gał sie­dem­dzie­si­ąt­ki (uro­dził się mi­ędzy 1370 a 1376 ro­kiem), miał pra­wo być zmęczo­nym, we­dług Ko­lan­kow­skie­go udał się na Wo­łosz­czy­znę, gdzie na wy­gna­niu... pa­sał owce[8]. Wy­da­wa­ło się, że to ko­niec jego wal­ki.

Czar­to­ry­scy też, zda­je się, po­go­dzi­li z klęską swo­je­go pro­tek­to­ra i od­naj­du­ją się w no­wych ro­lach: Alek­san­der w 1440 roku pia­stu­je urząd ko­niu­sze­go na dwo­rze Zyg­mun­ta Kiej­stu­to­wi­cza, któ­ry po­ko­nał Świ­dry­gie­łłę; Mi­chał zwi­ązu­je swój los z kró­lem Wła­dy­sła­wem III, któ­ry tra­fił do hi­sto­rii jako War­ne­ńczyk.

Zyg­munt Kiej­stu­to­wicz w od­ró­żnie­niu od Wi­tol­da i Świ­dry­gie­łły miał męskie­go po­tom­ka, Mi­cha­ła, i wła­sne am­bi­cje dy­na­stycz­ne. Po­dob­nie jak po­przed­nik, zmon­to­wał an­ty­pol­ską ko­ali­cję z Krzy­ża­ka­mi i Al­brech­tem Habs­bur­giem. Nie zda­wał so­bie spra­wy, że w Li­twie jego po­stępo­wa­nie spo­tka się z opo­rem. W kon­se­kwen­cji stra­cił wła­dzę wiel­kok­si­ążęcą w dro­dze za­ma­chu pa­ła­co­we­go, więc w taki sam spo­sób, jak ją ode­brał Świ­dry­giel­le, z tą ró­żni­cą, że Ja­gie­łło oca­lił ży­cie bra­tu, a Kiej­stu­to­wicz zo­stał za­mor­do­wa­ny. Przy­czy­ną za­ma­chu były nie tyl­ko aspi­ra­cje Zyg­mun­ta, lecz i okru­cie­ństwo wo­bec li­tew­skich pod­da­nych:

Wska­zy­wa­no więc na uwi­ęzie­nie czte­rech bra­ci Wo­li­mun­to­wi­czów i stra­ce­nie dwóch z nich: Jaw­nu­ty i Rum­bol­da w 1432 r.; ści­ęcie po­słów Świ­dry­gie­łły, wła­snych po­słów, któ­rzy wró­ci­li z mi­sji do Świ­dry­gie­łły, i po­słów wi­teb­skich i po­łoc­kich w 1437 r.; roz­kaz uto­pie­nia Zyg­mun­ta Ro­tha poj­ma­ne­go pod Wi­łko­mie­rzem i po­zba­wie­nie ży­cia ci­ężko ran­ne­go Zyg­mun­ta Ko­ry­bu­to­wi­cza; prze­śla­do­wa­nie je­ńców za­kon­nych wzi­ętych do nie­wo­li pod Wi­łko­mie­rzem i prze­trzy­my­wa­nych w Zyg­mun­to­wym wi­ęzie­niu; wi­ęzie­nie ksi­ążąt li­tew­skich po­wi­ąza­ne z kon­fi­ska­tą mie­nia (Je­rzy Lin­gwe­no­wicz, Olel­ko Wło­dzi­mie­rzo­wicz z żoną i dzie­ćmi, licz­ni knia­zio­wie wi­ęzie­ni po bi­twie pod Oszmia­ną[9].

Do­daj­my uczci­wie: Zyg­munt spe­cjal­nie nie wy­ró­żniał się w swo­jej epo­ce i w ogó­le jest ra­czej de­mo­ni­zo­wa­ny. Jego opo­nent Świ­dry­gie­łło też nie był kry­ni­cą ła­god­no­ści. We­dług cy­to­wa­ne­go Ni­ko­de­ma po­li­ty­ka ze­wnętrz­na (roz­lu­źnia­nie unii pol­sko-li­tew­skiej) Zyg­mun­ta Kiej­stu­to­wi­cza nie jest rów­nież oczy­wi­stą przy­czy­ną za­ma­chu. Ja­kie za­tem były głów­ne mo­ty­wy i kto stał za mor­der­stwem? Naj­bar­dziej za­in­te­re­so­wa­nym był Świ­dry­gie­łło „pa­sa­jący owce na Wo­łosz­czy­źnie”. Iwan i Alek­san­der Czar­to­ry­scy na­le­że­li do jego wier­nych stron­ni­ków i do­ko­na­li spek­ta­ku­lar­ne­go za­ma­chu na wiel­kie­go ksi­ęcia li­tew­skie­go...

Głów­ne spraw­stwo mor­du Zyg­mun­ta Kiej­stu­to­wi­cza Dłu­gosz przy­pi­su­je Iwa­no­wi Czar­to­ry­skie­mu. Jak na chrze­ści­jan spi­skow­cy wy­bra­li dzień szcze­gól­ny, w Nie­dzie­lę Pal­mo­wą 20 mar­ca 1440 roku pod prze­wod­nic­twem Iwa­na do­sta­li się do kom­nat wiel­kie­go ksi­ęcia li­tew­skie­go. Słu­żba Zyg­mun­ta wraz z jego sy­nem Mi­cha­łem uczest­ni­czy­ła we mszy świ­ętej od­pra­wia­nej w ka­pli­cy zam­ko­wej, ksi­ążę na­to­miast prze­by­wał w tym cza­sie w kom­na­cie sy­pial­nej, do któ­rej wdar­li się za­ma­chow­cy i szty­le­ta­mi za­da­li Zyg­mun­to­wi kil­ka­na­ście cio­sów[10]. Po­dob­nie mó­wią źró­dła inf­lanc­kie, jed­nak zda­niem Ku­czy­ńskie­go bli­ższe wy­pad­kom były la­to­pi­sy ru­skie, a one wska­zu­ją na Alek­san­dra i bo­ja­ra Sko­blej­kę, ko­niu­sze­go na dwo­rze Zyg­mun­ta Kiej­stu­to­wi­cza, jako bez­po­śred­nich spraw­ców mor­du[11]. Za­bój­stwu to­wa­rzy­szy­ło opa­no­wa­nie zam­ku w Tro­kach. Prze­ku­pio­ny przez Iwa­na Czar­to­ry­skie­go, Sko­blej­ko wpu­ścił do Tro­ków trzy­sta (!?) wo­zów z sia­nem, z ukry­ty­mi we­wnątrz sze­ściu­set lu­dźmi.

Po­noć Zyg­munt Kiej­stu­to­wicz trzy­mał oswo­jo­ne­go nie­dźwie­dzia, któ­ry wra­ca­jąc ze „spa­ce­ru”, dra­pał drzwi i wte­dy mu otwie­ra­no. Czar­to­ry­ski wie­dział o tym „ry­tu­ale” i sam za­czął dra­pać drzwi od kom­nat ksi­ęcia. Gdy mu otwar­to, za­ma­chow­cy wtar­gnęli do po­miesz­czeń wiel­kie­go ksi­ęcia Li­twy. Po­ko­jo­wiec Zyg­mun­ta zo­stał obez­wład­nio­ny przez Iwa­na i wy­rzu­co­ny przez okno. Zdra­dziec­ki Sko­blej­ko jako pierw­szy ugo­dził ksi­ęcia Zyg­mun­ta, Iwan Czar­to­ry­ski za­jął się eli­mi­no­wa­niem po­ko­jow­ca, w tym cza­sie Alek­san­der za­dał ofie­rze za­ma­chu śmier­tel­ny cios, dla­te­go jako je­dy­ny z bra­ci zbie­gł za gra­ni­cę[12].

Ist­nie­ją ob­szer­ne do­wo­dy na to, że Zyg­munt miał an­ty­pa­tycz­ny i psy­cho­tycz­ny cha­rak­ter, co su­ge­ru­je, że spi­skow­cy mie­li po­wo­dy oba­wiać się o swo­je ży­cie, jego za­bój­stwo spro­wo­ko­wa­ły po­gło­ski o tym, że za­mie­rzał urządzić rzeź prze­ciw­ni­ków w cza­sie Wiel­ka­no­cy[13].

Udział, a wła­ści­wie prze­wod­nic­two Czar­to­ry­skich w za­mor­do­wa­niu Zyg­mun­ta Kiej­stu­to­wi­cza mo­gło­by wska­zy­wać, że był to ostat­ni atak Świ­dry­gie­łły w jego zma­ga­niach o od­zy­ska­nie wła­dzy w Wiel­kim Ksi­ęstwie Li­tew­skim. Jed­nak zda­niem hi­sto­ry­ków sy­tu­acja wca­le nie była jed­no­znacz­na, po­nie­waż wśród za­ma­chow­ców byli lu­dzie wcze­śniej po­wi­ąza­ni z Wi­tol­dem i szu­ka­jący oso­bi­stej ze­msty, jak ród Wo­li­mun­to­wi­czów na cze­le z Kie­żga­jłą, któ­re­go bra­ci za­mor­do­wa­no z po­le­ce­nia Zyg­mun­ta[14].

O tym, któ­ry z bra­ci Czar­to­ry­skich był bez­po­śred­nim uczest­ni­kiem, ma świad­czyć ich za­cho­wa­nie po do­ko­na­nym mor­der­stwie. Bez­po­śred­ni wy­ko­naw­ca Alek­san­der ucie­kł za gra­ni­cę i za­an­ga­żo­wał się w zwal­cza­nie knia­zia mo­skiew­skie­go Wa­sy­la II[15]. Iwan zo­stał w zam­ku troc­kim. Pod­dał się do­pie­ro, gdy Ka­zi­mierz Ja­giel­lo­ńczyk za­pew­nił mu bez­pie­cze­ństwo[16]. Mu­siał od­dać wszyst­kie łupy i tyl­ko dzi­ęki wsta­wien­nic­twu pa­nów pol­skich za­cho­wał ży­cie[17]. Do­stał glejt bez­pie­cze­ństwa, co przy­czy­ni­ło się do uspo­ko­je­nia sy­tu­acji w Li­twie wła­ści­wej i za­ko­ńcze­nia woj­ny do­mo­wej trwa­jącej do 1443 roku.

Dzia­ło się to w cza­sie, gdy Kró­le­stwo Pol­skie było nie­ja­ko za­wie­szo­ne w dwóch uniach, po­nie­waż w 1440 roku, po śmier­ci Al­brech­ta Habs­bur­ga w roku po­przed­nim, roz­strzy­ga­ła się kwe­stia na­stęp­stwa tro­nu węgier­skie­go. Część szlach­ty ma­dziar­skiej opo­wie­dzia­ła się za ko­ro­na­cją syna Al­brech­ta, zwa­ne­go Po­gro­bow­cem, część wo­la­ła przed­sta­wi­cie­la Ja­giel­lo­nów, co da­wa­ło wi­ęk­szą rękoj­mię obro­ny przed nie­bez­pie­cze­ństwem tu­rec­kim[18].

La­tem 1440 roku Wła­dy­sław III, któ­ry prze­sze­dł do hi­sto­rii jako War­ne­ńczyk, opu­ścił Pol­skę i wy­ru­szył na Węgry. Ko­ro­na­cja od­by­ła się 17 lip­ca w ka­te­drze w Székes­fe­hérvár (Bia­ło­gród Kró­lew­ski – hi­sto­rycz­na sto­li­ca Węgier). Król przy­jął imię Wła­dy­sław I (I. Ulász­ló)[1*]. W oto­cze­niu no­we­go wład­cy był Mi­chał, trze­ci z bra­ci, któ­ry nie uczest­ni­czył w za­ma­chu. To on pra­cu­je na od­zy­ska­nie do­bre­go imie­nia Czar­to­ry­skich, praw­do­po­dob­nie to­wa­rzy­szy kró­lo­wi aż do klęski pod War­ną, pó­źniej wra­ca do Świ­dry­gie­łły i zo­sta­je jego mar­sza­łkiem dwo­ru.

Wiecz­ny bun­tow­nik nie pró­bo­wał już po­dej­mo­wać żad­nych dzia­łań, zło­żył przy­si­ęgę wier­no­ści kró­lo­wi Wła­dy­sła­wo­wi. Prze­żył swo­ich ży­cio­wych ry­wa­li: Wi­tol­da i Zyg­mun­ta Kiej­stu­to­wi­cza, któ­ry ode­brał mu Wiel­kie Ksi­ęstwo Li­tew­skie w za­ma­chu pa­ła­co­wym, i wła­sne­go bra­ta – kró­la Wła­dy­sła­wa Ja­gie­łłę, któ­ry tyle razy oka­zy­wał mu ła­skę. Wie­lo­let­nia wal­ka o tron nie przy­nio­sła efek­tów, ale i tak sko­ńczył nie naj­go­rzej.

Wy­ci­ągnął wnio­ski, gdy pa­sał owce na mo­łdaw­skim wy­gna­niu, i osta­tecz­nie otrzy­mał za to na­gro­dę: na po­cząt­ku 1442 roku Czar­to­ry­scy oraz inni czo­ło­wi Ru­si­ni za­pro­si­li go, żeby zo­stał na­miest­ni­kiem Łuc­ka. Z ko­lei Ka­zi­mierz nadał mu ksi­ęstwo dziel­ni­co­we obej­mu­jące dwie z trzech części Wo­ły­nia[19].

Świ­dry­gie­łło zma­rł w Łuc­ku w 1452 roku.

CZA­RTO­RY­SKIE­GO RZĄDY W PSKO­WIE I NOWO­GRO­DZIE

Spo­śród trzech bra­ci Czar­to­ry­skich „od Świ­dry­gie­łły” naj­mniej wie­my o Iwa­nie, któ­ry po­zo­stał u boku Świ­dry­gie­łły do ko­ńca jego ży­cia, świad­ko­wał na jego do­ku­men­tach wy­sta­wio­nych we Lwo­wie (1441) i Gro­dzi­sku (1442), za­wsze na czo­ło­wych miej­scach, co może tyl­ko po­twier­dzać duże za­ufa­nie, ja­kim cie­szył się u pro­tek­to­ra Czar­to­ry­skich. Iwa­no­wi uda­ło się unik­nąć ze­msty ksi­ęcia Mi­cha­ła Zyg­mun­to­wi­cza, któ­ry miał po­wo­dy, by ode­grać się za śmie­rć ojca i od­zy­skać dla sie­bie mi­trę ksi­ążęcą. Na­stęp­ca War­ne­ńczy­ka, król Ka­zi­mierz Ja­giel­lo­ńczyk, wy­słał Iwa­na na Za­dnie­prze Sie­wier­skie i ob­da­ro­wał go po­ło­wą mia­sta i Ksi­ęstwa Tru­bec­kie­go. Wy­sła­nie Czar­to­ry­skie­go na ru­bie­że Wiel­kie­go Ksi­ęstwa Li­tew­skie­go mia­ło go uchro­nić przed za­si­ęgiem Mi­cha­ła Zyg­mun­to­wi­cza, a kró­lo­wi zy­skać pew­ne­go czło­wie­ka na nie­pew­nym po­gra­ni­czu z Mo­skwą. Ksi­ążę Iwan Czar­to­ry­ski zma­rł bez­po­tom­nie, oko­ło 1460 roku, praw­do­po­dob­nie w Tru­bec­ku[20].

Naj­bar­dziej ob­ci­ążo­ny za­bój­stwem Zyg­mun­ta, Alek­san­der Czar­to­ry­ski, ucie­kł na Ruś Za­le­ską, czy­li aż na wschód od Mo­skwy. Tam brał udział w wal­ce Je­rze­go Dy­mi­tro­wi­cza i jego sy­nów: Wa­sy­la Ko­so­okie­go i Dy­mi­tra Sze­mia­ki, prze­ciw­ko wiel­kie­mu ksi­ęciu mo­skiew­skie­mu, któ­ry tra­fił do hi­sto­rii jako Wa­syl II Śle­py. W 1442 roku Czar­to­ry­ski uczest­ni­czył w za­go­nie na Mo­skwę, prze­rwa­nym ne­go­cja­cja­mi. Po wzno­wie­niu walk Sze­mia­ka na krót­ko w 1446 roku prze­jął mo­skiew­ski tron, a jego zwo­len­ni­cy ośle­pi­li Wa­sy­la. Mimo oka­le­cze­nia Wa­syl w na­stęp­nym roku od­zy­skał Wiel­kie Ksi­ęstwo Mo­skiew­skie[21].

Wte­dy ksi­ążę Alek­san­der Czar­to­ry­ski nie był już wro­giem Wa­sy­la, lecz jego pro­te­go­wa­nym i z jego mia­no­wa­nia 25 sierp­nia 1443 roku zo­stał gu­ber­na­to­rem Psko­wa. Od je­sie­ni 1443 do 1445 roku ze zmien­nym szczęściem to­czył wal­ki z za­ko­nem krzy­żac­kim, a pó­źniej ze Szwe­da­mi. Po czte­rech la­tach awan­so­wał na na­miest­ni­ka znacz­niej­sze­go ośrod­ka, ja­kim był No­wo­gród. I zno­wu mu­siał to­czyć boje z Krzy­ża­ka­mi i Szwe­da­mi, po­śred­ni­czył rów­nież w po­ko­jo­wych roz­mo­wach z Psko­wem, któ­ry pod jego nie­obec­no­ść dążył do wy­zwo­le­nia się spod mo­skiew­skiej „opie­ki”. W No­wo­gro­dzie ksi­ążę Alek­san­der Czar­to­ry­ski na­miest­ni­ko­wał po­nad dzie­si­ęć lat, ale mu­siał być do­brze wspo­mi­na­ny w Psko­wie, sko­ro w lip­cu 1456 roku zo­stał po­pro­szo­ny o po­wrót, gdy jego na­stęp­ca kniaź Gre­bion­ka po­rzu­cił na­miest­ni­ko­stwo pskow­skie.

Licz­na de­le­ga­cja bo­ja­rów prze­ko­na­ła Czar­to­ry­skie­go do po­now­ne­go ob­jęcia rządów, co na­stąpi­ło w lip­cu 1458 roku. Pod­czas dru­gich rządów pskow­skich ksi­ążę Alek­san­der wsła­wił się do­tkli­wym na­jaz­dem od­we­to­wym prze­ciw­ko Krzy­ża­kom z oko­lic Na­rwy po spa­le­niu przez nich cer­kwi w Ozo­li­cy wraz z dzie­wi­ęcio­ma pod­da­ny­mi Czar­to­ry­skie­go. Na­miest­nik Psko­wa wró­cił z licz­ny­mi je­ńca­mi, za­gar­ni­ętym by­dłem i ob­fi­ty­mi łu­pa­mi. Czar­to­ry­ski zdo­był so­bie duży au­to­ry­tet i miał wpływ na pró­by za­cho­wa­nia nie­za­le­żno­ści od Mo­skwy owych śre­dnio­wiecz­nych re­pu­blik. To nie mo­gło spodo­bać się Wa­sy­lo­wi. W stycz­niu 1461 roku wład­ca Mo­skwy wraz z dwo­rem udał się do No­wo­gro­du. Wte­dy de­le­ga­cja psko­wian, pra­gnąca udo­bru­chać wiel­kie­go ksi­ęcia mo­skiew­skie­go, pro­si­ła o po­zo­sta­wie­nie Alek­san­dra. Wa­syl, za­nie­po­ko­jo­ny am­bit­ny­mi rząda­mi Czar­to­ry­skie­go, chciał mieć nad nim kon­tro­lę, któ­rą wy­ra­ził w sło­wach: będzie dla was kniaź, a dla mnie na­miest­nik[22]. Po­mi­mo na­le­gań psko­wian Czar­to­ry­ski nie zło­żył Wa­sy­lo­wi przy­si­ęgi i 10 lu­te­go 1461 roku na za­wsze opu­ścił Psków.

Trud­no jed­no­znacz­nie okre­ślić, co skło­ni­ło Alek­san­dra do tego kro­ku. Być może po­wo­dem po­wro­tu z trwa­jące­go po­nad dwa­dzie­ścia lat wy­gna­nia sta­ło się za­pro­sze­nie od kró­la Ka­zi­mie­rza Ja­giel­lo­ńczy­ka i nada­nie mu wło­ści czer­ni­how­skiej na Za­dnie­przu (co było szcze­gól­nym zna­kiem kró­lew­skie­go za­ufa­nia). W na­stęp­nych la­tach ksi­ążę otrzy­mał mocą nada­nia kró­lew­skie­go do­bra Ło­hojsk na Bia­łej Rusi oraz Ha­ne­wi­cze na Li­twie. Było to coś wi­ęcej niż zwy­kłe nada­nie, bo­wiem Ło­hojsk był sto­li­cą po­wia­tu.

 – wy­ja­śnia An­drzej Mi­chal­ski[23].

Ste­fan Ku­czy­ński zwró­cił uwa­gę na bar­dziej wznio­słą mo­ty­wa­cję ksi­ęcia Alek­san­dra Czar­to­ry­skie­go, któ­ry, w od­ró­żnie­niu od in­nych Ge­dy­mi­no­wi­czów, po na­miest­ni­ko­wa­niu w Psko­wie i No­wo­gro­dzie Wiel­kim nie zo­stał w Wiel­kim Ksi­ęstwie Mo­skiew­skim, lecz wró­cił ma Li­twę.

Był czło­wie­kiem zde­cy­do­wa­nym, twar­dym, a jed­no­cze­śnie nie­tra­cącym orien­ta­cji ani szczęścia w za­wi­kła­nych sy­tu­acjach. Jego gra z Kiej­stu­to­wi­czem, pó­źniej zaś z Dy­mi­trem Sze­mia­ką i Wa­sy­lem po­twier­dza­ją sąd po­wy­ższy. Ale był też pa­trio­tą li­tew­skim i umiał, jak się wy­da­je, ce­nić swe po­cho­dze­nie[24].

Alek­san­der Wa­sy­le­wicz był żo­na­ty z ksi­ężną Ma­rią, cór­ką Dy­mi­tra Sze­mia­ki, któ­ra zma­rła w lu­tym 1456 w No­wo­gro­dzie. Prze­żył swo­ją ma­łżon­kę o po­nad dwa­dzie­ścia lat, przy­pusz­cza się, że zma­rł po 1477 roku. Mie­li cór­kę i trzech sy­nów, z któ­rych tyl­ko naj­młod­szy Se­men nie­co za­zna­czył się w hi­sto­rii, ale wraz z jego śmier­cią w 1524 roku wy­ga­sła tzw. ga­łąź ło­hoj­ska.

MICHAŁ, KON­TY­NU­ATOR RODU, I JEGO NIE­PEW­NY KLE­WAŃ

Alek­san­der ro­bił na­miest­ni­czą ka­rie­rę u bram Mo­skwy, Iwan był przy­bocz­nym Świ­dry­gie­łły do ko­ńca jego dni, ale kon­ty­nu­ację rodu za­pew­nił Mi­chał Wa­sy­le­wicz, naj­młod­szy z „bra­ci od Świ­dry­gie­łły”. Po­zy­skał za­ufa­nie kró­la i dzi­ęki temu uzy­skał klu­czo­wy dla dal­szych dzie­jów Czar­to­ry­skich cer­ty­fi­kat. W zbio­rach Bi­blio­te­ki Czar­to­ry­skich znaj­du­je się przy­wi­lej wy­da­ny 14 czerw­ca 1442 roku w Bu­dzie, w któ­rym Wła­dy­sław, król węgier­ski i pol­ski, wy­mie­nia z imie­nia wszyst­kich trzech bra­ci „ksi­ążąt na Czar­to­ry­sku”, uzna­je ich „bra­ćmi, swo­imi krew­ny­mi” i daje im pra­wo wie­czy­ste­go uży­wa­nia ich ksi­ążęcej pie­częci wy­obra­ża­jącej sie­dzące­go na ko­niu męża z ob­na­żo­nym mie­czem w dło­ni, ja­kiej „od ojca i dzia­da uży­wa­li”[25]. W ten spo­sób król nie tyl­ko po­twier­dził po­cho­dze­nie Czar­to­ry­skich, ale też przy­wró­cił do łask Iwa­na i Alek­san­dra, któ­rzy byli bez­po­śred­nio za­an­ga­żo­wa­ni w za­mor­do­wa­nie Zyg­mun­ta Kiej­stu­to­wi­cza.

Za do­ku­men­tem po­twier­dza­jącym po­cho­dze­nie Czar­to­ry­skich szły nada­nia, któ­rych król zdążył do­ko­nać na rzecz ksi­ęcia Mi­cha­ła jesz­cze przed ka­ta­stro­fal­ną wy­pra­wą pod War­nę. Były za­pew­ne do­wo­dem wier­nej słu­żby u boku wład­cy. Ksi­ążę Mi­chał otrzy­mał do­bra No­wi­ce pod Ha­li­czem. Naj­młod­szy z bra­ci Czar­to­ry­skich był bli­sko kró­la aż do klęski war­ne­ńskiej, pó­źniej wró­cił „pod skrzy­dła Świ­dry­gie­łły” jako jego mar­sza­łek dwo­ru.

Daw­ny bun­tow­nik, te­raz pan Wo­ły­nia, szczo­drze ob­da­ro­wał knia­zia Mi­cha­ła. W do­wód „zna­mien­nych usług i nie­chy­bio­nej ni­g­dy wier­no­ści” Świ­dry­gie­łło nadał Czar­to­ry­skie­mu mi­ędzy in­ny­mi Kle­wań nad rze­ką Stu­błą, do­pły­wem Ho­ry­nia, gdzie mie­ścił się mo­na­styr św. Mi­ko­ła­ja. W chwi­li po­zy­ska­nia Kle­wań był po­zba­wio­ny bu­dow­li obron­nej, przy­pusz­cza się, że mo­gło się tam wte­dy znaj­do­wać się je­dy­nie ziem­ne gro­dzi­sko[26]. W cza­sach ksi­ęcia Mi­cha­ła roz­po­częto bu­do­wę po­tężne­go zam­ku, któ­ry miał pe­łnić funk­cję obron­ną i re­zy­den­cjo­nal­ną[27]. Wzno­sze­nie bu­dow­li trwa­ło wie­le lat, kon­ty­nu­ował je syn Mi­cha­ła, Teo­dor (Fio­dor), a kie­dy za­mek był bli­ski uko­ńcze­nia, mury sta­ły już pod da­chem, wznie­sio­no dwie na­ro­żne basz­ty, za­częło się osie­dlać mia­sto, oka­za­ło się, że... Czar­to­ry­scy nową sie­dzi­bę ro­do­wą bu­du­ją... nie na swo­im te­re­nie. O Kle­wań upo­mnie­li się Ra­dzi­wi­łło­wie z po­bli­skiej Oły­ki.

Do­wo­dy Ra­dzi­wi­łła były pra­we i ja­sne, i rze­czy­wi­ście nada­nie Świ­dry­gie­łły za­pew­nia­ło tyl­ko mo­na­styr na uro­czy­sku Kle­wa­niu sto­jący, pod na­zwą, któ­re­go Czar­to­ry­ski i przy­le­gle ho­ro­dysz­cze i zie­mię opo­dal le­żącą mieć ro­zu­miał. Spór za­ko­ńczył się do­pie­ro w 1555 r.[28]

Dla­te­go ksi­ążę Fio­dor za­czął bu­do­wę „za­stęp­czej” sie­dzi­by Czar­to­ry­skich w Bie­lo­wie. Nie do­żył za­ko­ńcze­nia spo­ru z Ra­dzi­wi­łła­mi i do­pie­ro jego syn, ksi­ążę Jan (Iwan), do­pro­wa­dził do ugo­dy. Do­ko­na­no wte­dy wy­mia­ny nie­któ­rych te­ry­to­riów i do­pła­co­no Ra­dzi­wi­łłom ty­si­ąc zło­tych[29]. Od­tąd Kle­wań stał się ro­do­wą re­zy­den­cją Czar­to­ry­skich, w któ­rej prze­by­wa­li pra­wie do ko­ńca XVII wie­ku. Ży­jący do dzi­siaj przed­sta­wi­cie­le domu Czar­to­ry­skich są po­tom­ka­mi li­nii kle­wa­ńskiej.

RZEŹ W BRA­CŁA­WIU, CZY­LI JAK PRZEZ CZA­RTO­RY­SKIE­GO UTRA­CI­LI­ŚMY WPŁY­WY NA KRY­MIE

Iwan i Alek­san­der Czar­to­ry­scy prze­szli do hi­sto­rii jako za­bój­cy wiel­kie­go ksi­ęcia li­tew­skie­go Zyg­mun­ta Kiej­stu­to­wi­cza, ich młod­szy brat Mi­chał za­pi­sał się chy­ba moc­niej­szym „ak­cen­tem” z do­nio­ślej­szy­mi kon­se­kwen­cja­mi mi­ędzy­na­ro­do­wy­mi. Zo­stał kró­lew­skim na­miest­ni­kiem w Bra­cła­wiu na po­łu­dnio­wych ru­bie­żach unii pol­sko-li­tew­skiej, gdzie – pa­ra­dok­sal­nie – prze­pro­wa­dził brze­mien­ną w skut­kach ak­cję prze­ciw­ko woj­skom Ko­ro­ny. U źró­dła po­gro­mu, jaki ksi­ążę Mi­chał zgo­to­wał Po­la­kom, były wy­da­rze­nia nad Mo­rzem Czar­nym.

W XIII wie­ku wiel­kie por­to­we mia­sto na Kry­mie Kaf­fa (obec­nie Teo­do­zja), wte­dy jed­no z naj­lud­niej­szych miast eu­ro­pej­skich, sta­ło się po­tężnym ośrod­kiem han­dlu. Na ob­sza­rze me­tro­po­lii w eku­me­nicz­nej har­mo­nii funk­cjo­no­wa­ło: 40 ko­ścio­łów ła­ci­ńskich, kil­ka­na­ście cer­kwi pra­wo­sław­nych i or­mia­ńskich oraz me­czet. Kaf­fę za­bez­pie­cza­ła li­nia mu­rów obron­nych z 34 wie­ża­mi, 24 bar­ba­ka­na­mi i pi­ęcio­ma bra­ma­mi. Do­pó­ki funk­cjo­no­wa­nie mia­sta uza­le­żnio­ne było od zgo­dy cha­nów ta­tar­skich, han­del swo­bod­nie się roz­wi­jał i ro­sło bo­gac­two miesz­ka­ńców czar­no­mor­skiej me­tro­po­lii. Gdy Im­pe­rium Osma­ńskie opa­no­wa­ło wi­ęk­szo­ść Ba­łka­nów i w 1453 roku za­jęło Kon­stan­ty­no­pol, nad Kaf­fą za­wi­sło śmier­tel­ne nie­bez­pie­cze­ństwo. Miesz­ka­ńcy mia­sta uzna­li, że je­dy­ną re­al­ną chrze­ści­ja­ńską siłą, któ­ra może im przy­jść z po­mo­cą, jest Kró­le­stwo Pol­skie. W 1462 roku de­le­ga­ci z Kaf­fy przy­by­li do Kra­ko­wa, pro­sząc kró­la o pro­tek­to­rat, a Ka­zi­mierz Ja­giel­lo­ńczyk wy­ra­ził zgo­dę. Pa­ństwo pol­sko-li­tew­skie było u szczy­tu eks­pan­sji te­ry­to­rial­nej i mo­gło się wy­da­wać, że tu­rec­kie nie­bez­pie­cze­ństwo zo­sta­ło za­że­gna­ne. Wspar­cie ty­tu­lar­ne mu­sia­ło być jed­nak po­twier­dzo­ne re­al­ną siłą. Z Ko­ro­ny wy­sła­no od­dział na­jem­ni­ków, któ­rzy mie­li wzmoc­nić obro­nę Kaf­fy. Po opusz­cze­niu gra­nic Kró­le­stwa Pol­skie­go naj­prost­sza dro­ga – już w ob­rębie Wiel­kie­go Ksi­ęstwa Li­tew­skie­go – wio­dła przez Bra­cław, w któ­rym na­miest­ni­ko­wał ksi­ążę Mi­chał Czar­to­ry­ski. I do­szło do in­cy­den­tu, któ­ry w kon­se­kwen­cji być może zmie­nił bieg hi­sto­rii nad Mo­rzem Czar­nym.

Nie­chcący przez swa­wo­lę w zwa­dzie, zbroj­ni za­bi­li jed­ne­go miesz­cza­ni­na w Bra­cła­wiu. Wy­bu­chła sza­lo­na wście­kło­ść prze­ciw­ko nim, ude­rzo­no na gwa­łt, żo­łnier­stwo ze stra­chu za­pa­li­ło mia­sto, żeby od­wró­cić uwa­gę, a samo ucie­ka­ło, czym prędzej. Gnał ich ksi­ążę z Bra­cła­wia­na­mi i czte­ry razy od­par­ty z nie­ma­łą klęską; jed­nak, gdy mu ci­ągle na po­moc lu­dzi przy­by­wa­ło z oko­licz­nych wsi, a do tego oby­tych z woj­ną, bo się nie­raz ście­ra­li z Ta­ta­ra­mi, ksi­ążę kło­da­mi i chru­sta­mi ka­zał za­wa­lić rze­kę Boh, przez któ­rą ucie­ka­jący mie­li się prze­pra­wiać i tak ze­wsząd ich opa­sał; wy­ci­ęto ich, co do nogi, z 500-ciu­set, pi­ęciu zo­sta­ło. Łupu zdo­bycz­ne­go na 30 000 sza­co­wa­ne­go zo­sta­wi­li, któ­ry się do­stał zwy­ci­ęz­com[30].

Czy aż tak gwa­łtow­na re­ak­cja Czar­to­ry­skie­go była tyl­ko od­we­tem, czy re­ak­cją na eks­pan­sję po­li­tycz­ną Ko­ro­ny na kie­run­ku „za­strze­żo­nym” do­tąd dla Wiel­kie­go Ksi­ęstwa Li­tew­skie­go? Nie roz­strzy­ga­jąc tego dy­le­ma­tu, za­uwa­żmy, że wy­ci­ęcie w pień pol­skiej od­sie­czy dla Kaf­fy ja­koś nie spra­wi­ło, że wy­pa­dł z łask kró­lew­skich. A prze­cież zda­niem au­to­ra bio­gra­mu Mi­cha­ła Wa­sy­le­wi­cza Czar­to­ry­skie­go: „W pew­nej mie­rze przy­czy­nił się dzi­ęki temu do pó­źniej­sze­go upad­ku Kaf­fy, pod­bi­tej przez Tur­cję, i do zmia­ny po­li­ty­ki ta­tar­skiej wo­bec pa­ństw ja­giel­lo­ńskich, któ­ra ina­czej by wy­gląda­ła, gdy­by w Kaf­fie na Kry­mie sta­ła pol­ska za­ło­ga”[31].

Dla Mi­cha­ela Mo­ry­sa-Twa­row­skie­go, au­to­ra ksi­ążki Pol­skie Im­pe­rium. Wszyst­kie kra­je pod­bi­te przez Rzecz­po­spo­li­tą, był to jesz­cze je­den przy­kład na za­prze­pasz­cze­nie pol­skich mo­żli­wo­ści po­li­tycz­nych w cza­sach nie­mal im­pe­rial­nej świet­no­ści unii pol­sko-li­tew­skiej. Ak­cja Czar­to­ry­skie­go nie prze­szła bez echa w Ko­ro­nie i wzbu­dzi­ła oba­wy, czy nie jest pró­bą zmia­ny do­tych­cza­so­we­go sta­tu­su te­ry­to­rial­ne­go w ra­mach unii. „W Pol­sz­cze gruch­nęło, że Li­twi­ni orężem chcą od­bie­rać Po­do­le, co nie małą na­ba­wił trwo­gą” – pi­sał Łu­kasz Go­łębiow­ski[32]. Mi­chał Czar­to­ry­ski nie miał do­brej „pra­sy” wśród na­szych kro­ni­ka­rzy. Dłu­gosz za­rzu­cał mu nie­do­łęstwo, brak wspó­łpra­cy z pol­ski­mi woj­ska­mi, a może na­wet zmo­wę z Ta­ta­ra­mi pod­czas na­jaz­du cha­na Aj­da­ra w 1474 roku[33]. Z rów­nie ostrą kry­ty­ką wy­stąpił w swo­jej Kro­ni­ce Mar­cin Biel­ski. A jed­nak przez ko­lej­ne lata Czar­to­ry­ski spra­wo­wał na­miest­nic­two w Bra­cła­wiu, re­ha­bi­li­tu­jąc się nie­co w 1478 roku. Od­pa­rł wte­dy ata­ki czam­bu­łów ta­tar­skich na za­mek, cho­ciaż mia­sto zo­sta­ło spa­lo­ne, a część kra­ju spu­sto­szo­na. Na­miest­ni­ko­stwo bra­cław­skie trzy­mał do ostat­nich swo­ich dni.

Po­nie­waż w 1489 roku na­miest­ni­kiem w Bra­cła­wiu był już ksi­ążę An­drzej Alek­san­dro­wicz San­gusz­kie­wicz, przyj­mu­je się, że pierw­szy wła­ści­ciel Kle­wa­nia zma­rł w roku po­przed­nim. Żo­na­ty z Ma­rią, cór­ką sta­ro­sty łuc­kie­go Nie­mi­ra Re­za­no­wi­cza (zma­rła oko­ło 1504 roku), miał trój­kę dzie­ci: An­drze­ja (zma­rł praw­do­po­dob­nie kil­ka mie­si­ęcy wcze­śniej niż jego oj­ciec), wspo­mnia­ne­go już wcze­śniej Fe­do­ra (po śmier­ci mat­ki stał się spad­ko­bier­cą rodu) i Han­nę, żonę knia­zia Iwa­na Ju­re­wi­cza Du­bro­wic­kie­go.

Wie­lo­let­nia słu­żba Czar­to­ry­skich u Świ­dry­gie­łły, ich udział w za­ma­chu na Zyg­mun­ta Kiej­stu­to­wi­cza, epi­zod zwi­ąza­ny z Kaf­fą, po­dej­rze­nia Dłu­go­sza i Biel­skie­go po­twier­dza­ją, że Czar­to­ry­scy byli jesz­cze wte­dy knia­zia­mi ru­ski­mi w sen­sie wy­zna­nio­wym, a lo­jal­no­ść wo­bec Wiel­kie­go Ksi­ęstwa Li­tew­skie­go sta­wia­li po­nad Kró­le­stwo Pol­skie. Mu­sia­ło upły­nąć aż pó­łto­ra wie­ku, za­nim ród Czar­to­ry­skich stał się pol­ski po­li­tycz­nie i du­cho­wo.

ROZDZIAŁ 2

OD CZAR­TO­RYJ­SKICH DO CZAR­TO­RY­SKICH, CZY­LI OD PIERW­SZE­GO WO­JE­WO­DY DO PIERW­SZE­GO KA­TO­LI­KA

W TY­GLU SKARG I PRO­CE­SÓW KSI­ĘCIA FEDO­RA CZA­RTO­RY­SKIE­GO

MICHAŁ, NA­MIEST­NIK BRA­CŁAW­SKI, miał dwóch sy­nów: An­drze­ja (zma­rł bez­po­tom­nie) i Fe­do­ra, w źró­dłach na­zy­wa­ne­go też Fio­do­rem lub Teo­do­rem, któ­ry uro­dził się oko­ło 1488 roku i za­pew­nił kon­ty­nu­ację domu Czar­to­ry­skich. W chwi­li śmier­ci ojca miał za­le­d­wie dwa–trzy lata. Wte­dy ma­jątek dzie­rży­ła jesz­cze jego mat­ka, Ma­ria, ale już w 1501 roku Fe­dor otrzy­mał od kró­la Alek­san­dra Ja­giel­lo­ńczy­ka pierw­sze nada­nia na trzy dwo­rzysz­cza[2*] w Kle­wa­niu. Po śmier­ci mat­ki przy­wi­le­jem kró­lew­skim z 5 mar­ca 1505 roku przy­zna­no mu też pra­wa do wła­da­nia mo­na­sty­rem Na­ro­dze­nia Bo­ga­ro­dzi­cy w Per­se­po­ni­cy. Tego ro­dza­ju pa­tro­nat ma­gna­tów był w ksi­ęstwie zja­wi­skiem częstym, po­zwa­lał bo­wiem wpły­wać na hie­rar­chów, ale też w ra­zie kło­po­tów ma­te­rial­nych umo­żli­wiał za­sta­wia­nie dóbr cer­kiew­nych i klasz­tor­nych. W skład dóbr ksi­ęcia Fe­do­ra we­szły też trzy oko­licz­ne wsie: Hra­bów (Gra­bów), Ma­ko­ter­ty i Dziad­ko­wi­cze. Wia­do­mo, że z sa­me­go Hra­bo­wa ksi­ążę pła­cił kró­lo­wi da­ni­nę w wy­so­ko­ści 100 kop gro­szy i jed­nej „ko­ło­dy” mio­du[1].

Fe­do­ro­wi do­brze się po­wo­dzi­ło, jego do­cho­dy umo­żli­wia­ły mu bu­do­wę no­we­go zam­ku w Bie­lo­wie, osa­dze­nie mia­sta Bie­łho­ro­du, w któ­rym na mocy przy­wi­le­ju kró­lew­skie­go z 1528 roku za­ło­żo­no karcz­mę i od­by­wa­ły się tar­gi[2]. Fe­dor nie za­pi­sał się w hi­sto­rii szcze­gól­ny­mi do­ko­na­nia­mi, źró­dła zwi­ąza­ne z jego oso­bą do­ty­czą głów­nie pro­ce­sów i skarg, prze­ry­wa­nych nada­nia­mi. Dzi­ęki ła­ska­wo­ści kró­la Zyg­mun­ta Sta­re­go otrzy­mał Li­to­wiż (Li­to­wież) w po­wie­cie wło­dzi­mier­skim i Ko­re­li­cze w po­wie­cie no­wo­gródz­kim. Wład­ca mu­siał go jed­nak we­zwać do za­pła­ty za wój­to­stwo li­to­wi­żskie i dwo­rzysz­cze Ze­sar­ki. W 1522 roku Fe­dor Czar­to­ry­ski zo­stał sta­ro­stą łuc­kim, ale już w roku na­stęp­nym wład­ca in­ter­we­nio­wał w spra­wie oska­rżeń zie­mian wło­dzi­mier­skich o czy­nie­nie im krzyw­dy. Wi­dać Fe­dor nie miał ła­twe­go cha­rak­te­ru. Ko­lej­ne na­byt­ki były prze­pla­ta­ne za­tar­ga­mi:

Kniaź Fe­dor Mi­cha­jło­wicz Czar­to­ryj­ski sta­ro­sta Łuc­ki na­by­wa 1524 r. od Husz­czy Kol­nia­ty­cze, 1528 r. otrzy­mu­je po­twier­dze­nie za­mia­ny Kor­szo­wa na De­mia­no­wo, a 1526 po­twier­dze­nie przy­wi­le­jów na mo­na­ster Per­so­po­nic­ki, Su­sko i Ko­łnia­ty­cze. W ty­mże cza­sie (1524–1527) miał częste za­tar­gi z sąsia­dem knia­ziem Ju­ri­jem Du­bro­wic­kim i dłu­gą spra­wę (1524–1526) ze sta­ro­stą wło­dzi­mier­skim i mar­sza­łkiem zie­mi wo­ły­ńskiej knia­ziem An­drze­jem San­gusz­ko­wi­czem, o przy­własz­cze­nie do­cho­dów mar­sza­łko­stwa zie­mi Wo­ły­ńskiej i wy­rządzo­ne krzyw­dy, skut­kiem któ­rej przy­sądzo­no knia­zio­wi An­drze­jo­wi, na knia­ziu Fe­do­rze, ma­jątek tego ostat­nie­go Sie­lec[3].

Do­daj­my, że owym mar­sza­łkiem zie­mi wo­ły­ńskiej był teść ksi­ęcia Fe­do­ra, któ­re­mu po­mi­mo na­ka­zu wy­da­nia Siel­ca krew­ki zięć nie wy­dał tego ma­jąt­ku, spra­wa ci­ągnęła się przez kil­ka lat. To nie ko­niec spo­rów ma­jąt­ko­wych Czar­to­ry­skie­go. W 1536 roku miał spra­wę z knia­ziem Ilją Ostrog­skim o Stwo­ło­wi­cze, w roku na­stęp­nym zo­stał wy­zna­czo­ny do ko­mi­sji ma­jącej za­spo­ko­ić rosz­cze­nia pod­da­nych zam­ku kró­lo­wej Bony w Pi­ńsku wo­bec pod­da­nych z zam­ku Czar­to­ry­skie­go. W 1539 roku zo­stał po­zwa­ny przez knia­hi­nię Ole­nę Iwa­no­wą Że­li­sław­ską i jej syna knia­zia Ku­źmę, w tym sa­mym roku miał jesz­cze spra­wę z nie­ja­kim Szkle­ńskim...

Je­dy­ne wa­żne wy­da­rze­nie nie­pro­ce­so­we z ostat­nich lat ży­cia ksi­ęcia do­ty­czy­ło li­stu kró­lew­skie­go z dnia 19 maja 1541 roku zo­bo­wi­ązu­jące­go, „aby syna Alek­san­dra z pocz­tem swo­im i in­ny­mi knia­zia­mi, pa­na­mi, zie­mia­na­mi wy­słał prze­ciw­ko Ta­ta­rom, któ­rzy ci­ągną na Wo­łyń”[4]. Czar­to­ry­ski po­mna­żał po­zy­cję ro­do­wą po­przez kup­no dóbr i ła­ska­wo­ść kró­lew­ską, bro­nił swe­go i w to­czo­nych spo­rach był nie­ustępli­wy. W od­ró­żnie­niu od ku­zy­na Se­me­na nie po­zo­sta­wił dłu­gów, tyl­ko so­lid­ne zręby „ksi­ęstwa kle­wa­ńskie­go”. Ksi­ążę Fe­dor Czar­to­ry­ski zma­rł w 1542 roku (we­dług An­drze­ja Mi­chal­skie­go przed ko­ńcem 1544), z żoną Zo­fią z San­gusz­ków miał sy­nów: Alek­san­dra i Iwa­na (Jana), oraz cór­ki: Annę, Teo­do­rę i Ana­sta­zję.

PIERW­SZY CZA­RTO­RY­SKI WO­JE­WO­DĄ I ASPI­RA­CJE WY­RA­ŻA­NE PIE­CZĘCIĄ

Sy­no­wie knia­zia Fe­do­ra są twór­ca­mi dwóch li­nii: star­szej „na Czar­to­ry­sku” i młod­szej kle­wa­ńskiej. Star­szy syn, Alek­san­der, uro­dził się praw­do­po­dob­nie w pierw­szych la­tach XVI wie­ku. W chwi­li śmier­ci ojca był już doj­rza­łym mężczy­zną od lat zaj­mu­jącym się rze­mio­słem ry­cer­skim, głów­nie wal­ką z Ta­ta­ra­mi. Wsła­wił się nie­zwy­kłą od­wa­gą w 1527 roku, gdy ra­zem z ksi­ęciem Kon­stan­tym Ostrog­skim ru­szy­li w po­ścig za Ta­ta­ra­mi po­wra­ca­jący­mi z łu­pie­skiej wy­pra­wy. Do­pa­dli ich aż za Ki­jo­wem i w za­cie­kłej bi­twie wy­ci­ęli po­noć w pień 24 ty­si­ące wro­ga i od­bi­li oko­ło 80 ty­si­ęcy lu­dzi (!) poj­ma­nych w ja­syr, od­zy­ska­li też łupy[5]. Po ojcu Alek­san­der prze­jął ty­tuł sta­ro­sty łuc­kie­go, do hi­sto­rii prze­sze­dł przede wszyst­kim jako pierw­szy wo­je­wo­da wo­ły­ński (po re­for­mie ad­mi­ni­stra­cyj­nej z lat 1565–1566 dzie­lącej Li­twę ana­lo­gicz­nie jak Ko­ro­nę na wo­je­wódz­twa i po­wia­ty) i sy­gna­ta­riusz aktu unii lu­bel­skiej. Jego wy­nie­sie­nie było ele­men­tem po­zy­ska­nia am­bit­ne­go ksi­ęcia dla trwa­łe­go zwi­ąza­nia Wo­ły­nia z Ko­ro­ną w przy­go­to­wa­niu grun­tu po­li­tycz­ne­go do unii re­al­nej.

Za­nim do tego do­szło, Czar­to­ry­ski afir­mo­wał swo­ją po­zy­cję ro­do­wą moc­no po­nad po­zy­cję ma­jąt­ko­wą, skrom­ną w po­rów­na­niu z in­ny­mi pa­na­mi Wiel­kie­go Ksi­ęstwa Li­tew­skie­go. Aspi­ra­cje ksi­ęcia Alek­san­dra i jego bra­tan­ka Je­rze­go zba­dał Ja­kub Ro­gul­ski, opi­su­jąc przy­pad­ki uży­wa­nia przez nich tzw. wi­ęk­szej pie­częci za­miast sy­gne­to­wej, co wy­ra­źnie od­bie­ga­ło od ów­cze­snej re­gu­ły sfra­gi­stycz­nej. Jed­na z ta­kich pie­częci po­cho­dzi z lat 1559–1560, czy­li jesz­cze sprzed uzy­ska­nia przez Czar­to­ry­skie­go god­no­ści urzędu wo­je­wo­dy wo­ły­ńskie­go.

W la­tach pi­ęćdzie­si­ątych i sze­śćdzie­si­ątych XVI wie­ku, gdy pie­częć wi­ęk­sza jest bar­dzo rzad­ko spo­ty­ka­na, uży­wa­ją jej ta­kie po­sta­cie jak wo­je­wo­da ki­jow­ski i mar­sza­łek zie­mi wo­ły­ńskiej Kon­stan­ty Wa­syl Ostrog­ski, het­man wiel­ki li­tew­ski i kanc­lerz wiel­ki li­tew­ski Mi­ko­łaj Ra­dzi­wi­łł Rudy, mar­sza­łek wiel­ki li­tew­ski, kanc­lerz wiel­ki li­tew­ski i wo­je­wo­da wi­le­ński Mi­ko­łaj Ra­dzi­wi­łł Czar­ny czy bi­skup wi­le­ński Pa­weł Hol­sza­ński. Są to po­tężni i bar­dzo za­mo­żni ma­gna­ci, na­le­żący do wąskie­go gro­na ści­słej eli­ty wła­dzy Wiel­kie­go Ksi­ęstwa Li­tew­skie­go i two­rzący wy­ra­źnie od­ręb­ną gru­pę w ra­mach war­stwy li­tew­skich pa­nów i knia­ziów[6].

Tym­cza­sem ma­jąte­czek ksi­ęcia Alek­san­dra w po­rów­na­niu z in­ny­mi for­tu­na­mi był skrom­ny. W pięć lat po śmier­ci Fe­do­ra Czar­to­ry­skie­go – 19 kwiet­nia 1547 roku – jego sy­no­wie Alek­san­der i Iwan po­dzie­li­li ma­jątek li­czący 528 dy­mów[3*]. Bra­cia przy­si­ęgli so­bie wy­stępo­wa­nie we wspól­nej obro­nie i wza­jem­ną ase­ku­ra­cję wo­bec zo­bo­wi­ązań. Alek­san­der otrzy­mał pierw­sze gniaz­do ro­do­we Czar­to­rysk i Li­to­wiż z przy­le­gło­ścia­mi. Iwa­no­wi przy­pa­dły Kle­wań, Bie­low i kil­ka in­nych ma­jąt­ków.

Je­że­li osza­cu­je­my, że na ka­żde­go z bra­ci przy­pa­dło oko­ło 260 dy­mów, to ich ma­jątek wy­glądał wręcz mi­zer­nie. Do­bra Kie­żga­jłów i Ra­dzi­wi­łłów prze­kra­cza­ły licz­bę 12 ty­si­ęcy dy­mów. Na Wo­ły­niu, gdzie mie­ści­ły się gniaz­da Czar­to­ry­skich, naj­wi­ęk­szy ma­jątek znaj­do­wał się w rękach ksi­ęcia Kon­stan­te­go Ostrog­skie­go, któ­ry po­sia­dał oko­ło sied­miu ty­si­ęcy dy­mów! A jed­nak Czar­to­ry­scy po­tra­fi­li nad­ra­biać miną, a ści­ślej mó­wi­ąc, pro­pa­gan­do­wą de­mon­stra­cją pie­częci, ja­kich uży­wa­li.

Ro­gul­ski zwró­cił też uwa­gę, że w tym sa­mym cza­sie sto­so­wa­nie „pie­częci wi­ęk­szej” było za­strze­żo­ne je­dy­nie dla po­tężnych i bar­dzo za­mo­żnych ma­gna­tów, a pó­źniej ta­kże urzęd­ni­ków naj­wy­ższej ran­gi za­sia­da­jących w se­na­cie. Sło­wem, „pie­częć wi­ęk­sza” przy­słu­gi­wa­ła eli­cie wła­dzy ów­cze­sne­go Wiel­kie­go Ksi­ęstwa Li­tew­skie­go. Wte­dy i jesz­cze dzie­si­ąt­ki lat pó­źniej Czar­to­ry­skich nie mo­żna było za­li­czyć do ta­kiej ka­te­go­rii. Tym­cza­sem Alek­san­der afir­mo­wał się pie­częcią po­dob­nie jak dy­gni­ta­rze naj­wy­ższej ran­gi.

Ina­czej za­gad­nie­nie rze­czy­wi­stej po­zy­cji Czar­to­ryj­skich po­strze­ga hi­sto­rio­gra­fia ukra­ińska. Igor Kry­wo­sze­ja z Uni­wer­sy­te­tu w Hu­ma­niu, po­wo­łu­jąc się na in­wen­ta­rze wo­ły­ńskich zam­ków z lat 1545–1552, za­uwa­żył, że Czar­to­ryj­scy są tam od­no­to­wa­ni jako „ksi­ążęta głów­ni” i już wte­dy mie­li uprzy­wi­le­jo­wa­ną po­zy­cję wśród dzie­wi­ęciu ro­dów. Po­dob­nie jak Ra­dzi­wi­łło­wie, Ostrog­scy, Wi­śnio­wiec­cy, mie­li pra­wo do oso­bi­stych li­stów-po­wia­do­mień od wiel­kie­go ksi­ęcia do­ty­czących ru­chów wojsk i zwo­ła­nia sej­mu oraz wła­śnie pra­wo po­słu­gi­wa­nia się czer­wo­nym, kró­lew­skim wo­skiem, w od­ró­żnie­niu od po­zo­sta­łej szlach­ty, któ­rej „przy­słu­gi­wał” je­dy­nie wosk zie­lo­ny[7].

Na ak­cie unii lu­bel­skiej spo­śród 77 pie­częci 35 od­ci­śni­ęto na wo­sku czer­wo­nym. Wte­dy jed­nak było to szer­sze zja­wi­sko, któ­re do­ko­na­ło się wraz z do­nio­sły­mi wy­da­rze­nia­mi z lata 1569 roku.

ROK 1569, CZY­LI UNIJ­NE WA­HA­NIA CZA­RTO­RY­SKICH

Z per­spek­ty­wy pol­skich pa­nów zjed­no­cze­nie w Rzecz­po­spo­li­tą Oboj­ga Na­ro­dów mo­gło na­stąpić dużo wcze­śniej, ale Li­twi­ni wzbra­nia­li się przed za­sa­dą „jed­no nie­ró­żne, a nie­roz­dziel­ne cia­ło”. Unia miel­nic­ka z 1501 roku, któ­ra ową za­sa­dę mia­ła wcie­lić w ży­cie, nie zo­sta­ła zre­ali­zo­wa­na przez kil­ka­dzie­si­ąt lat.

Alek­san­der i Iwan Czar­to­ry­scy uczest­ni­czy­li w nie­ła­twym prze­kszta­łca­niu zwi­ąz­ku Kró­le­stwa Pol­skie­go i Wiel­kie­go Ksi­ęstwa Li­tew­skie­go w unię re­al­ną. Imię Iwa­na wid­nie­je na „Re­ce­sie w spra­wie oko­ło unji li­tew­skiej”, do­ku­men­cie kró­lew­skim z sej­mu war­szaw­skie­go wy­sta­wio­nym 3 mar­ca 1564 roku, za­wie­ra­jącym ka­ta­log usta­leń z do­tych­cza­so­wych ne­go­cja­cji, któ­ry miał być kro­kiem dal­szej in­te­gra­cji Pol­ski i Li­twy[8]. Ko­ńco­wy sku­tek, mimo re­ali­za­cji ko­lej­nych eta­pów (wspo­mnia­na re­for­ma ad­mi­ni­stra­cyj­no-sądo­wa), wca­le nie był jesz­cze prze­sądzo­ny.

Sejm, któ­ry osta­tecz­nie do­pro­wa­dził do unii lu­bel­skiej, za­nim do­sze­dł do hi­sto­rycz­ne­go fi­na­łu, miał kil­ka faz. Po­la­cy roz­po­częli ob­ra­dy 23 grud­nia 1568 roku, Li­twi­ni, zgro­ma­dze­ni naj­pierw w Grod­nie, do­pie­ro w ostat­nim dniu roku przy­by­li do Lu­bli­na po kró­lew­skiej „per­swa­zji”. Ro­ko­wa­nia wy­ka­za­ły za­sad­ni­cze ró­żni­ce zdań. Po­la­cy chcie­li wspól­nej elek­cji, mo­żli­wo­ści na­by­wa­nia zie­mi na Li­twie, do­stęp­no­ści do tam­tej­szych urzędów. Li­twi­ni pod prze­wod­nic­twem Jana Chod­kie­wi­cza i Ra­dzi­wi­łła „Ru­de­go” chcie­li za­cho­wa­nia atry­bu­tów od­ręb­no­ści, ty­tu­łów Wiel­kie­go Ksi­ęstwa Li­tew­skie­go, osob­nej ko­ro­na­cji, od­dziel­nych urzędów za­strze­żo­nych dla szlach­ty li­tew­skiej i ru­skiej. Wsku­tek im­pa­su w roz­mo­wach wi­ęk­szo­ść pa­nów li­tew­skich w dniu 1 mar­ca 1569 roku opu­ści­ła Lu­blin. Ich po­sta­wę ce­cho­wa­ła pew­na dwu­znacz­no­ść. Nie chcie­li dal­szej in­te­gra­cji, ale chęt­nie dre­no­wa­li pol­ski skarb ko­ron­ny, by zgro­ma­dzić środ­ki na pro­wa­dze­nie wo­jen z Mo­skwą. W la­tach 1561–1570 Po­la­cy wy­da­li dwa mi­lio­ny zło­tych na wy­sta­wie­nie bli­sko 300 rot za­ci­ężnych, któ­re wspie­ra­ły li­tew­skich bra­ci w ich zma­ga­niach ze wschod­nim sąsia­dem. „Żąda­nia Po­la­ków nie były za­tem wy­gó­ro­wa­ne, gdyż chcie­li oni za­cie­śnić unię, aby za­pew­nić so­bie wi­ęk­szą kon­tro­lę nad radą li­tew­ską, któ­ra po­dej­mo­wa­ła de­cy­zje o wy­po­wie­dze­niu woj­ny” – sko­men­to­wał wspó­łcze­sny szkoc­ki hi­sto­ryk[9].

Na li­tew­ską wstrze­mi­ęźli­wo­ść Po­la­cy od­po­wie­dzie­li uchwa­łą se­na­tu z 1 mar­ca 1569 roku, w któ­rej po­wo­łu­jąc się na wcze­śniej­sze przy­wi­le­je, ogło­si­li przy­na­le­żno­ść Pod­la­sia i Wo­ły­nia do Ko­ro­ny. Wszyst­kich urzęd­ni­ków obu pro­win­cji zo­bo­wi­ąza­no do zło­że­nia przy­si­ęgi wier­no­ści. De­cy­zja kró­la była spryt­nym po­su­ni­ęciem, po­nie­waż ujaw­ni­ła po­dzia­ły wśród szlach­ty li­tew­skiej, w znacz­nej części sprze­ci­wia­jącej się po­li­ty­ce Ra­dzi­wi­łła „Ru­de­go”. Dnia 8 mar­ca 1569 roku król ro­ze­słał li­sty wzy­wa­jące po­słów z Pod­la­sia i Wo­ły­nia do za­jęcia miejsc w sej­mie pol­skim. We­zwa­no do zło­że­nia przy­si­ęgi wier­no­ści kró­lo­wi i ko­ro­nie Kró­le­stwa Pol­skie­go tych ma­gna­tów, któ­rzy dzie­rży­li ma­jąt­ki na ob­sza­rach in­kor­po­ro­wa­nych. Przed­sta­wi­cie­le tych pro­win­cji mie­li sta­wić się w ter­mi­nach wy­zna­czo­nych przez kró­la: Pod­la­sie 27 mar­ca, Wo­łyń 3 kwiet­nia. Pa­no­wie z Pod­la­sia zło­ży­li ślu­bo­wa­nie na­wet przed ter­mi­nem, ale wo­ły­ńska eli­ta za­re­ago­wa­ła po­wści­ągli­wie i dwu­znacz­nie. Wo­ły­nia­nie, któ­rzy po­dob­nie jak Li­twi­ni opu­ści­li sejm jesz­cze przed uchwa­łą se­na­tu z 1 mar­ca, za­ma­ni­fe­sto­wa­li lo­jal­no­ść wo­bec Wiel­kie­go Ksi­ęstwa Li­tew­skie­go.

Praw­do­po­dob­nie to Alek­san­der Czar­to­ry­ski zwo­łał 29 mar­ca zjazd szlach­ty wo­ły­ńskiej, w trak­cie któ­re­go zre­da­go­wa­no list do kró­la wy­ra­ża­jący zdzi­wie­nie, że mo­nar­sze we­zwa­nie jest na­pi­sa­ne w języ­ku pol­skim i opa­trzo­ne pie­częcią ko­ron­ną, pod­czas gdy oni są przede wszyst­kim zwi­ąza­ni lo­jal­no­ścią wo­bec Wiel­kie­go Ksi­ęstwa Li­tew­skie­go. Ase­ku­ru­jąc się, pod­kre­śla­li, że ich za­cho­wa­nie nie ozna­cza nie­lo­jal­no­ści wo­bec kró­la pol­skie­go, chcą, żeby Ko­ro­na Pol­ska i Wiel­kie Ksi­ęstwo Li­tew­skie „za­wsze we wspól­nej, bra­ter­skiej mi­ło­ści ze sobą były”. De­mon­stru­jąc po­par­cie dla unii pol­sko-li­tew­skiej, za­zna­cza­li swo­ją od­ręb­no­ść. Tłu­ma­czy­li, że opu­ści­li sejm jako po­sło­wie Wiel­kie­go Ksi­ęstwa Li­tew­skie­go, i od­tąd sejm lu­bel­ski stał się tyl­ko ko­ron­nym. Nie­za­le­żnie od po­wta­rza­nych fra­ze­sów o wspól­no­cie i bra­ter­stwie z Po­la­ka­mi, fak­tycz­nie prze­ciw­sta­wi­li się we­zwa­niom kró­lew­skim[10].

Otwar­te po­zo­sta­je py­ta­nie, komu na­le­ży przy­znać au­tor­stwo tego nie­zwy­kle do­nio­słe­go do­ku­men­tu. For­mu­ły ad­re­so­we gło­szą, że wy­sła­li go wo­je­wo­da, knia­zio­wie i pa­ni­ęta, sta­ro­sto­wie, urzęd­ni­cy i całe ry­cer­stwo zie­mi. Usta­li­li­śmy już, że jed­nym z sy­gna­ta­riu­szy był Alek­san­der Czar­to­ry­ski. Nie wia­do­mo, kto jesz­cze z knia­ziów „głów­nych” mógł uczest­ni­czyć w zje­ździe. Na pew­no nie było tam Kon­stan­ty­na Ostrog­skie­go, wo­je­wo­dy ki­jow­skie­go i sta­ro­sty wło­dzi­mier­skie­go, Ro­ma­na San­gusz­ki, wo­je­wo­dy bra­cław­skie­go, ani Ste­fa­na Zba­ra­skie­go, wo­je­wo­dy troc­kie­go, wie­my bo­wiem, że prze­by­wa­li wów­czas w in­nych miej­scach[11].

Z roz­wa­żań Hen­ry­ka Li­twi­na mo­żna wy­snuć wnio­sek, że owo wy­ra­fi­no­wa­ne praw­nie i po­li­tycz­nie pi­smo, w któ­rym pod­kre­śla­no rów­no­ść „z pa­na­mi Po­la­ka­mi”, jest ra­czej dzie­łem szlach­ty niż knia­ziów, ale prze­wo­dził nimi kniaź Czar­to­ry­ski.

W kon­se­kwen­cji Wo­ły­nia­nie oci­ąga­li się z przy­by­ciem do Lu­bli­na, pi­sa­li li­sty – od­czy­ta­ne na sej­mie 4 kwiet­nia – uspra­wie­dli­wia­jące nie­obec­no­ść cho­ro­bą. Uczy­ni­li tak: Kon­stan­ty Ostrog­ski, Alek­san­der Czar­to­ry­ski, bi­skup Wik­to­ryn Wierz­bic­ki, Ro­man San­gusz­ko. Wo­bec ich ab­sen­cji Zyg­munt Au­gust wy­zna­czał ko­lej­ne ter­mi­ny (14 maja, pó­źniej 23 maja) i jed­no­cze­śnie do­ko­nał „za­chęca­jące­go ma­new­ru” do­ty­czące­go „ła­twiej­szej” dziel­ni­cy. Po­zba­wił urzędów nie­po­pu­lar­nych na Pod­la­siu szlach­ci­ców: wo­je­wo­dę Wa­sy­la Tysz­kie­wi­cza i kasz­te­la­na pod­la­skie­go Grze­go­rza Try­znę, po­wie­rza­jąc je zwo­len­ni­kom za­cie­śnie­nia unii. Był to wy­ra­źny sy­gnał, że król nie żar­tu­je[12]. Za­dzia­ła­ło i 23 maja na­pły­nęła do Lu­bli­na gru­pa go­to­wych do zło­że­nia przy­si­ęgi. Wśród nich naj­wa­żniej­szy był Kon­stan­ty Wa­syl Ostrog­ski, z któ­rym przed ob­li­cze mo­nar­chy do­tar­li trzej knia­zio­wie: Alek­san­der Czar­to­ry­ski, Kon­stan­ty Wi­śnio­wiec­ki i Bo­husz Ko­rec­ki. De­le­ga­ci prze­pro­si­li kró­la za spó­źnie­nie i „cho­ro­by dy­plo­ma­tycz­ne” wie­lu ich kra­jan. Po­par­li przy­na­le­żno­ść Wo­ły­nia i Po­do­la do Ko­ro­ny, jako „z daw­na do niej na­le­żące”. W za­mian uzy­ska­li gwa­ran­cję zrów­na­nia szlach­ty wo­ły­ńskiej z pol­ską[13]. Od­tąd Wo­ły­nia­nie za­sia­da­li w ko­ron­nej izbie po­sel­skiej, te­raz w in­kor­po­ra­cyj­nym roz­pędzie go­to­wi byli do Pol­ski przy­łączyć rów­nież Ki­jów[14].

We­dług Hen­ry­ka Li­twi­na Alek­san­der Czar­to­ry­ski w 1569 roku dzia­łał na zwło­kę, w li­stach do kró­la ab­sen­cję tłu­ma­czył cho­ro­bą, po­le­mi­zo­wał z kszta­łtem pod­jętej in­kor­po­ra­cji, twier­dząc, że „Krze­mie­niec w Pol­sce nie jest”; będąc już w Lu­bli­nie ze szlach­tą wo­ły­ńską, mil­czał tak dłu­go, aż król za­gro­ził knia­ziom ode­bra­niem urzędów.

Wo­je­wo­da wo­ły­ński opie­rał się za­tem jak mógł zło­że­niu przy­si­ęgi Ko­ro­nie. Uży­cie wy­wo­du praw­ne­go w li­ście do kró­la wska­zu­je, że nie była to tyl­ko gra na czas, ale ak­tyw­ne prze­ciw­dzia­ła­nie[15].

Przy­mu­szo­ny do uzna­nia in­kor­po­ra­cji Wo­ły­nia Alek­san­der chciał coś zy­skać dla domu Czar­to­ry­skich. W trak­cie sej­mu lu­bel­skie­go przed­sta­wił kró­lo­wi do­ku­ment wy­da­ny przez War­ne­ńczy­ka i za­żądał po­now­ne­go po­świad­cze­nia, że Czar­to­ry­scy „bli­sko domu pa­nu­jące­go są”. Na jego pod­sta­wie chciał też miej­sca w se­na­cie Rze­czy­po­spo­li­tej Oboj­ga Na­ro­dów. Na to było jesz­cze za wcze­śnie, se­na­tor­skie ma­rze­nie am­bit­ne­go wo­je­wo­dy wo­ły­ńskie­go nie spe­łni­ło się, ale sta­ra­nia ksi­ęcia Czar­to­ry­skie­go nie były zu­pe­łnie bez­owoc­ne. Ostat­ni z Ja­giel­lo­nów po­twier­dził „przy­wi­lej” wy­da­ny przez War­ne­ńczy­ka i do­ko­nał po­now­nej le­gi­ty­mi­za­cji dy­na­stycz­ne­go po­cho­dze­nia Czar­to­ry­skich[16].

Zwie­ńcze­niem ak­tyw­no­ści wo­je­wo­dy wo­ły­ńskie­go było jego na­zwi­sko w czo­łów­ce dłu­giej li­sty sy­gna­ta­riu­szy aktu unii lu­bel­skiej pod­pi­sa­ne­go 1 lip­ca 1569 roku[17]. Nie­ja­sna jest in­for­ma­cja, że po wcie­le­niu Wo­ły­nia nie sta­wił się na zam­ku wło­dzi­mier­skim przed ko­mi­sa­rza­mi kró­lew­ski­mi ce­lem zło­że­nia przy­si­ęgi Ko­ro­nie. Mi­chal­ski uza­sad­nia to udzia­łem w dal­szych ob­ra­dach sej­mo­wych; fak­tem jest, że Czar­to­ry­skie­mu to nie za­szko­dzi­ło, bo wkrót­ce uzy­skał od kró­la do­ku­ment, na mocy któ­re­go na rów­ni z in­ny­mi wo­je­wo­da­mi mógł spra­wo­wać pie­czę sądo­wą nad Ży­da­mi[18].

Ksi­ążę Alek­san­der był żo­na­ty z Ma­rią Mag­da­le­ną „de­spo­tów­ną”, cór­ką Jo­va­na Bran­ko­wi­cza, de­spo­ty[4*] serb­skie­go, a pra­pra­wnucz­ką ce­sa­rza Bi­zan­cjum. Gdy Czar­to­ry­ski ją po­ślu­bił (mu­sia­ło to na­stąpić przed 18 grud­nia 1551 roku), była już od oko­ło dzie­si­ęciu lat wdo­wą po Iwa­nie Wi­śnio­wiec­kim. W nie­któ­rych źró­dłach wy­stępu­je jako Ma­ria, w in­nych wy­łącz­nie jako Mag­da­le­na[19], w tym w te­sta­men­cie spi­sa­nym w Siel­cu 13 lip­ca 1571 roku. Alek­san­der i Ma­ria Mag­da­le­na mie­li syna Mi­cha­ła i cór­kę Ma­ry­nę, pó­źniej­szą żonę Jędrze­ja Sa­pie­hy (wy­bit­ne­go wo­dza, wsła­wio­ne­go roz­bi­ciem wojsk mo­skiew­skich pod zam­kiem Wen­den 15 pa­ździer­ni­ka 1578 roku), zma­rłą po dwóch–trzech la­tach ma­łże­ństwa.

CIEM­NE WĄT­KI W ŻY­CIU MICHA­ŁA OJCA I SYNA, CZY­LI JAK W DE­SPE­RA­CJI CZA­RTO­RY­SKI NA­PA­DA NA CZA­RTO­RYSK

Ksi­ążę Mi­chał prze­żył ojca le­d­wie o lat je­de­na­ście. Zmie­rzał dro­gą ka­rie­ry szla­chec­kiej, to­wa­rzy­szył w ak­tyw­no­ści po­li­tycz­nej ojca w cza­sach unii lu­bel­skiej. W 1573 roku ob­ra­ny zo­stał z wo­je­wódz­twa wo­ły­ńskie­go na sejm elek­cyj­ny, któ­ry wy­brał Hen­ry­ka Wa­le­ze­go, w na­stęp­nym roku zo­stał mia­no­wa­ny sta­ro­stą ży­to­mier­skim. Praw­do­po­dob­nie był już wte­dy żo­na­ty z Zo­fią z Chod­kie­wi­czów.

Za­sta­na­wia­jące jest jego za­cho­wa­nie po uciecz­ce Hen­ry­ka Wa­le­ze­go. Z jego li­stu ad­re­so­wa­ne­go do Jana Chod­kie­wi­cza wy­ni­ka, że był w tym cza­sie zwo­len­ni­kiem ode­rwa­nia Wo­ły­nia od Ko­ro­ny, po­dob­nie jak „wszyst­ka szlach­ta chu­da wiel­ką chęć do W.M. mają i chce bez żad­ne­go pre­tek­stu tyl­ko jaw­nie od­rzu­cić się od bez­bo­żnych La­chów”[20]. Czy tak ra­dy­kal­ne sta­no­wi­sko ksi­ęcia Mi­cha­ła było echem oj­cow­skiej po­wści­ągli­wo­ści w przeded­niu zło­że­nia kró­lo­wi przy­si­ęgi, czy wy­eman­cy­po­wa­nym po­glądem wła­snym? A może efek­tem fru­stra­cji, któ­re wpi­sy­wa­ły go ra­czej do owej „szlach­ty chu­dej”? Za­pew­ne ta­kże kom­plek­sów wo­bec ojca, któ­ry cho­ciaż nie na­le­żał do knia­ziów szcze­gól­nie ma­jęt­nych, cie­szył się wśród Wo­ły­nian du­żym au­to­ry­te­tem. We­dług Hen­ry­ka Li­twi­na Mi­chał naj­praw­do­po­dob­niej nie wy­nió­sł tych po­glądów z domu, Alek­san­der był w swo­im po­stępo­wa­niu bar­dziej umiar­ko­wa­ny, poza tym – jak pod­kre­śla wspó­łcze­sny hi­sto­ryk – przy­ja­źnił się ze zwo­len­ni­ka­mi in­kor­po­ra­cji Wo­ły­nia: Haw­ry­łą Bo­kie­jem i Pe­trem Za­ho­row­skim.

Ksi­ążę Mi­chał miał po­wo­dy do nie­za­do­wo­le­nia. Chy­ba nie wio­dło mu się do­brze, sko­ro w 1580 roku z żoną za­sta­wia­ją swo­je do­bra Czest­ny Kres z dwo­rem i bo­ja­ra­mi w po­wie­cie wło­dzi­mier­skim za 400 kop li­tew­skich gro­szy, któ­re mie­li spła­cić na świ­ęte­go Szy­mo­na (28 pa­ździer­ni­ka) w 1583 roku. Czy­ni­li to „ku swo­jej we­li­koj a pil­noj po­tre­bie”. Kniaź nie do­żył dnia spła­ty, zma­rł na rok przed ter­mi­nem. Po jego śmier­ci ma­jąt­kiem z po­cząt­ku za­rządza­ła żona, któ­ra oko­ło 1589 roku wy­szła po­now­nie za mąż za Ra­fa­ła Sie­niaw­skie­go, kasz­te­la­na ka­mie­niec­kie­go. Był to pierw­szy ma­riaż Czar­to­ry­skich z Sie­niaw­ski­mi, da­le­ko skrom­niej­szy od tego, któ­ry pó­łto­ra wie­ku pó­źniej wpro­wa­dzi ród her­bu Po­goń Li­tew­ska w świat wiel­kiej for­tu­ny.

Mi­chał i Zo­fia Czar­to­ry­scy mie­li trój­kę dzie­ci: Ju­ri­ja, Mi­cha­ła i Zo­fię. Naj­wcze­śniej zma­rł Mi­chał, syn Mi­cha­ła, któ­ry w do­ku­men­cie z 1603 roku na­zwa­ny już jest nie­bosz­czy­kiem. Jego sio­stra wy­szła za Wa­cła­wa Bo­ho­wi­ty­na-Szum­bar­skie­go, cho­rąże­go wo­ły­ńskie­go, ale w do­ku­men­tach z 1600 roku wy­stępu­je już jako wdo­wa; umie­ra bez­dziet­na w pięć lat pó­źniej.

Ostat­ni z rodu, Ju­rij, zda­je się, też był w nie naj­lep­szej sy­tu­acji, za­sta­wio­ne­go przez ro­dzi­ców Czest­ne­go Kre­su nie od­zy­skał, o Li­to­wiż mu­siał ukła­dać się z nie­ja­kim Ko­łmow­skim. W hi­sto­rii za­pi­sał się dwo­ma kon­tro­wer­syj­ny­mi zda­rze­nia­mi.

Pierw­sza była ja­kaś szla­chec­ka din­toj­ra, w któ­rej na lo­kal­ną ry­wa­li­za­cję po­li­tycz­ną być może na­ło­ży­ły się rów­nież inne na­mi­ęt­no­ści. Wśród przed­sta­wi­cie­li szlach­ty wo­ły­ńskiej przy­si­ęga­jących w Lu­bli­nie wier­no­ść Ko­ro­nie Hen­ryk Li­twin wy­mie­nia rów­nież Mi­cha­jłę Fe­do­ro­wi­cza Ko­ry­te­ńskie­go, pi­sa­rza ziem­skie­go łuc­kie­go. Zgod­nie z opi­sem hi­sto­ry­ka szlach­cic ów swo­ją funk­cję pe­łnił od 1565 roku, zna­ny był z kom­pe­ten­cji praw­ni­czej. W ży­ciu po­li­tycz­nym za­pi­sał się jako zwo­len­nik ru­chu eg­ze­ku­cyj­ne­go, ini­cja­tor po­wo­ła­nia try­bu­na­łu ape­la­cyj­ne­go dla wo­je­wództw „przy­wró­co­nych”, czy­li wo­ły­ńskie­go i ki­jow­skie­go. Po śmier­ci Zyg­mun­ta Au­gu­sta zo­stał wy­bra­ny do sądu kap­tu­ro­we­go, dzia­ła­ły one w Rze­czy­po­spo­li­tej pod­czas bez­kró­le­wia. Po bli­sko dwu­dzie­stu la­tach od cza­su przy­jęcia obo­wi­ąz­ków pi­sa­rza za­częły się skar­gi ze względu na co­raz bar­dziej za­uwa­żal­ną głu­cho­tę Ko­ry­te­ńskie­go, utrud­nia­jącą wy­pe­łnia­nie obo­wi­ąz­ków. Mimo to na­dal spra­wo­wał swo­ją funk­cję, za­tem chy­ba nie głu­cho­ta była pod­sta­wo­wą przy­czy­ną za­ko­ńcze­nia ka­rie­ry Mi­cha­jły Fe­do­ro­wi­cza:

...23 mar­ca 1595 roku z in­spi­ra­cji knia­zia Ju­ri­ja Czar­to­ry­skie­go zo­stał bo­wiem za­mor­do­wa­ny wraz ze swo­im zi­ęciem knia­ziem Ju­ri­jem Ma­sal­skim przez spraw­ców msz­czących się za wcze­śniej­szą śmie­rć Iwa­na Ma­sal­skie­go, któ­ra na­stąpi­ła po­noć z pod­usz­cze­nia cór­ki Ko­ry­te­ńskie­go, Han­ny Ju­ri­jo­wej Ma­sal­skiej, przy udzia­le jego sy­nów Iwa­na i Hry­ho­re­ja[21].

Nie wie­my, czy to wy­da­rze­nie mia­ło wpływ na ka­rie­rę Czar­to­ry­skie­go, zda­je się, że po­dob­nie jak jego przod­kom, za­bój­com wiel­kie­go ksi­ęcia Li­twy, rów­nież Ju­ri­jo­wi „upie­kło się”. W 1602 roku zo­stał wy­bra­ny na pod­ko­mo­rze­go ki­jow­skie­go, rok wcze­śniej oże­nił się z Ja­dwi­gą Fal­czew­ską, wdo­wą po Ki­ry­ku Osta­fie­je­wi­czu Ru­ży­ńskim, po­grom­cy Ko­za­ków pod­czas po­wsta­nia Se­me­na Na­le­waj­ki. Łączy­ły ich pro­ble­my fi­nan­so­we. Ona co praw­da do zwi­ąz­ku wno­si­ła kil­ka ma­jąt­ków: Kra­sno­siel­ce, Za­ru­bin­ce, So­kol­cze i grun­ta wo­ły­niec­kie, ale wal­czy­ła z eg­ze­ku­cją dłu­gów.

Dru­ga kon­tro­wer­syj­na hi­sto­ria do­ty­cząca ksi­ęcia Ju­ri­ja łączy się z ko­niecz­no­ścią sprze­da­ży Czar­to­ry­ska Ja­no­wi Pa­co­wi, wo­je­wo­dzie mi­ńskie­mu. Do­tych­cza­so­wy wła­ści­ciel za­strze­gł so­bie pra­wo do zaj­mo­wa­nia zam­ku jesz­cze przez sie­dem lat! Pa­no­wie naj­wy­ra­źniej się nie zro­zu­mie­li, bo Pac za­miesz­kał na zam­ku w Czar­to­ry­sku. Nie spe­łnił wa­run­ku umo­wy i ksi­ążę Mi­chał po­sta­no­wił wzi­ąć spra­wy w swo­je ręce. 5 grud­nia 1603 roku wraz z Be­ne­dyk­tem Hu­le­wi­czem, Mi­ko­ła­jem Sie­masz­ką na Hub­ko­wie, kasz­te­la­nem bra­cław­skim i licz­ną gru­pą dwo­rzan na­pa­dli na Czar­to­rysk, „słu­gi Paca po­bi­li, a jego sa­me­go ra­ni­li”. Spra­wa opa­rła się o sąd kró­lew­ski i wy­to­czy­ła się na sej­mie w Kra­ko­wie 3 mar­ca 1602 roku. Król jesz­cze tego sa­me­go dnia wy­dał de­kre­ty, w któ­rych Sie­masz­kę uwol­nił od od­po­wie­dzial­no­ści, a za­targ mi­ędzy Czar­to­ry­skim, Hu­le­wi­czem a Pa­cem ode­słał do roz­pa­trze­nia przez sądy ziem­skie. Jak na za­cie­trze­wie­nia szla­chec­kie i często po­wol­ną spra­wie­dli­wo­ść spra­wa za­ko­ńczy­ła się nad­spo­dzie­wa­nie szyb­ko. Już w dwa dni po wy­da­niu de­kre­tów kró­lew­skich wiel­cy pa­no­wie Krzysz­tof Ra­dzi­wi­łł i Alek­san­der Ostrog­ski ostu­dzi­li go­rące gło­wy swo­ich bied­nych bra­ci szla­chet­ków. Ci po­miar­ko­wa­li się i od­pu­ści­li so­bie wza­jem­ne winy, a „po­zwy z ochro­ną ho­no­ru obu stron” zo­sta­ły de­kre­tem kró­lew­skim znie­sio­ne. Kniaź Czar­to­ry­ski osta­tecz­nie wy­rze­kł się wol­ne­go miesz­ka­nia w Czar­to­ry­sku, Pac zo­bo­wi­ązał się za­spo­ko­ić spad­ko­bier­ców sług po­bi­tych – wi­dać, że były ofia­ry owe­go za­jaz­du. Ju­rij Czar­to­ry­ski za 400 zło­tych pol­skich zrze­kł się zam­ku, sta­re­go i no­we­go mia­sta Czar­to­rysk, „od­da­la­jąc od tych ma­jąt­ków syna, sio­strę i in­nych krew­nych”, miał też zo­bo­wi­ązać mat­kę do prze­pi­sa­nia na sie­bie wsi Ośni­ca, Tel­cza, Za­ułok i dwo­ru Czer­nysz. Pac z ko­lei zo­bo­wi­ązał się przez naj­bli­ższe sie­dem lat usza­no­wać zo­bo­wi­ąza­nia na ma­jąt­kach będących w do­tych­cza­so­wym wła­da­niu Czar­to­ry­skie­go, po­nad­to za­pi­sał temu ostat­nie­mu na wła­sno­ść za­mek i mia­sto Mu­ra­wi­ca. Ksi­ążę Ju­rij czuł, że zbli­ża się jego ko­niec, w po­czu­ciu klęsk oso­bi­stych (stra­cił je­dy­ne­go syna, w 1605 roku zma­rła jego sio­stra) za­czął roz­da­wać swo­je do­bra: część za­pi­sał stry­jo­wi Je­rze­mu Czar­to­ry­skie­mu, a ma­jątek odzie­dzi­czo­ny po sio­strze da­ro­wał Mi­cha­ło­wi Wi­śnio­wiec­kie­mu (ojcu słyn­ne­go Je­re­mie­go). W ci­ągu naj­bli­ższych ty­go­dni – Jó­zef Wolff su­ge­ru­je, że na­stąpi­ło to w stycz­niu 1606 – mu­siał ze­jść z tego świa­ta, bo z lu­te­go na­stęp­ne­go roku po­cho­dzi do­ku­ment wzy­wa­jący Jana Paca do od­da­nia 1600 zło­tych, któ­re był wi­nien „nie­bosz­czy­ko­wi knia­zio­wi Jur­ju Czar­to­ryj­skie­mu”[22].

U pro­gu XVII wie­ku sko­ńczy­ła się ga­łąź Czar­to­ry­skich na Czar­to­ry­sku, pierw­szym gnie­ździe w hi­sto­rii rodu, od któ­re­go wzi­ęli na­zwi­sko.

KSI­ĄŻĘ IWAN OD­ZY­SKU­JE KLE­WAŃ I ZA­PEW­NIA CI­ĄGŁO­ŚĆ RODU

Jak już wspo­mnia­no, w kwiet­niu 1547 roku bra­cia Alek­san­der i Iwan Czar­to­ry­scy do­ko­na­li po­dzia­łu ma­jąt­ku po zma­rłym pięć lat wcze­śniej ojcu, w tym też roku kniaź Iwan po­jął za żonę cór­kę Ku­źmy Że­sław­skie­go i Ana­sta­zji Hol­sza­ńsko-Du­bro­wic­kiej – Annę. Za­słu­gą Iwa­na było za­ko­ńcze­nie spo­ru z Ra­dzi­wi­łła­mi o Kle­wań, w któ­ry uwi­kła­ne były trzy po­ko­le­nia Czar­to­ry­skich. Oko­licz­no­ścią sprzy­ja­jącą było wia­no od ma­łżon­ki – miej­sco­wo­ść Sil­no po­ło­żo­na nie­da­le­ko Oły­ki, jed­ne­go z gniazd Ra­dzi­wi­łłów. Ksi­ążę Iwan za­pro­po­no­wał prze­ka­za­nie tych wło­ści w za­mian za spor­ny te­ren, na któ­rym stał za­mek kle­wa­ński.

Tak więc, dzi­ęki wy­ro­zu­mia­ło­ści Ra­dzi­wi­łła, spór ten za­ła­twio­ny zo­stał w spo­sób dla oby­dwóch stron za­do­wal­nia­jący, a Czar­to­ry­scy gniaz­do swe w spo­ko­ju po­sie­dli. To też za­raz już w 1561 r. za­mek kle­wa­ński zu­pe­łnie uko­ńczo­ny zo­stał i po­wa­śnie­ni sąsie­dzi przy­stąpi­li do osta­tecz­ne­go roz­gra­ni­cze­nia dóbr swych kle­wa­ńskich i ołyc­kich[23].

Ugo­dę pod­pi­sa­no 5 stycz­nia 1555 roku, sze­ść lat pó­źniej przy­stąpio­no do osta­tecz­ne­go roz­gra­ni­cze­nia dóbr kle­wa­ńskich od ołyc­kich, a punk­tem gra­nicz­nym sta­ło się uro­czy­sko o na­zwie Ba­bie, któ­re swo­ją na­zwę za­wdzi­ęcza­ło mrocz­nej opo­wie­ści o tym, jak to sie­jący śmie­rć mór przy­sze­dł od stro­ny Kle­wa­nia. Wy­du­siw­szy wszyst­kich w oko­li­cy, do­sze­dł do wsi De­re­wia­ne. Mór te­raz zbie­rał śmier­tel­ne żni­wo wśród de­re­wia­czan. Je­den z miesz­ka­ńców spo­strze­gł, że mór ma po­stać wie­dźmy cho­dzącej po oko­li­cy. Zmó­wio­no się, żeby ją poj­mać i żyw­cem za­ko­pać, co też się sta­ło i po­noć sku­tek od­nio­sło. Przy­po­mniał tę hi­sto­rię Ta­de­usz Je­rzy Stec­ki jako cie­ka­wy szcze­gół za­cho­wa­ny w ar­chi­wum kle­wa­ńskim, za­ty­tu­ło­wa­ny Świa­dec­two oły­czan[24].

Iwan, po­dob­nie jak Alek­san­der, ak­tyw­nie uczest­ni­czył w pro­ce­sie do­cho­dze­nia do unii lu­bel­skiej, pod­pis jego wid­nie­je na wspo­mnia­nym wcze­śniej „Re­ce­sie w spra­wie oko­ło unji li­tew­skiej”, do­ku­men­cie kró­lew­skim z sej­mu war­szaw­skie­go z 13 mar­ca 1564 roku. Iwan cie­szył się za­ufa­niem kró­la, cze­go jed­nym z do­wo­dów było pe­łnie­nie urzędu spraw­cy[5*] wo­je­wódz­twa ki­jow­skie­go w za­stęp­stwie Kon­stan­te­go Ostrog­skie­go la­tem 1564 roku. We­dług pol­skich hi­sto­ry­ków był go­rącym zwo­len­ni­kiem re­al­nej unii pol­sko-li­tew­skiej, ale w hi­sto­rio­gra­fii na­szych wschod­nich sąsia­dów – w tym ukra­ińskich – po­sta­wa Czar­to­ry­skich i ca­łej szla­chec­kiej eli­ty Wiel­kie­go Ksi­ęstwa Li­tew­skie­go, któ­ra w tych cza­sach ule­ga­ła przy­spie­szo­ne­mu pro­ce­so­wi po­lo­ni­za­cji, przed­sta­wia­na jest w od­mien­nym świe­tle i oce­nia­na ina­czej.

W wi­ęk­szo­ści her­ba­rzy, ta­blic ge­ne­alo­gicz­nych za­miesz­czo­nych w prze­szło­ści, jak i we wspó­łcze­snych pu­bli­ka­cjach po­świ­ęco­nych Czar­to­ry­skim oraz w In­ter­ne­cie jako data śmier­ci knia­zia Iwa­na do­mi­nu­je rok 1567. Z tego roku po­cho­dził te­sta­ment wy­da­ny He­le­nie (cór­ce Iwa­na) przez jej męża Hor­no­sta­ja, w któ­rym jego teść wy­mie­nio­ny jest jako zma­rły[25], po­da­wa­no też 1572 rok (Stec­ki i Eu­ge­niusz La­tacz). Tym­cza­sem An­drzej Mi­chal­ski w swo­im wni­kli­wym stu­dium po­świ­ęco­nym po­cząt­kom Czar­to­ry­skich przy­wo­łu­je ksi­ążkę dzie­wi­ęt­na­sto­wiecz­ne­go hi­sto­ry­ka ukra­ińskie­go Mi­ko­ły Dmi­tro­wi­cza Iwa­ni­sze­wa (1811–1874), w któ­rej opi­sa­ne są dwa wy­da­rze­nia prze­czące do­tych­czas po­da­wa­nej da­cie śmier­ci Iwa­na Czar­to­ry­skie­go: 16 mar­ca 1573 roku zo­stał wy­bra­ny na sejm elek­cyj­ny, zma­rł na po­cząt­ku 1576 roku[26]. W kon­se­kwen­cji słup­ski na­uko­wiec uwa­ża, że śmie­rć Iwa­na na­stąpi­ła mi­ędzy schy­łkiem 1575 lub na po­cząt­ku 1576 roku. We­dług nie­go Iwan uczest­ni­czył rów­nież w sej­mie lu­bel­skim, ale w tym przy­pad­ku Mi­chal­ski nie po­wo­łu­je się na źró­dło. Hen­ryk Li­twin w pu­bli­ka­cji z 2019 roku za­mie­ścił imien­ną ta­be­lę[27] szlach­ty wo­ły­ńskiej, któ­ra w Lu­bli­nie przy­si­ęga­ła wier­no­ść Ko­ro­nie Kró­le­stwa Pol­skie­go. Wśród bli­sko stu osób Czar­to­ry­ski jest tyl­ko je­den, Alek­san­der, a inne rody re­pre­zen­to­wa­ne są często przez kil­ku człon­ków. Iwan chy­ba już jed­nak nie żył.

Pa­ra­dok­sal­ne, że tyle nie­ści­sło­ści jest w da­cie śmier­ci Czar­to­ry­skie­go, któ­ry za­pew­nił ci­ągło­ść rodu. Od knia­zia Iwa­na bo­wiem po­cho­dzą prze­cież wszy­scy pó­źniej­si przed­sta­wi­cie­le domu her­bu Po­goń Li­tew­ska. Ksi­ążę Iwan był żo­na­ty z ksi­ężnicz­ką Anną (Han­ną) Za­sław­ską, któ­ra po­ło­ży­ła szcze­gól­ne za­słu­gi dla kul­tu­ry, przy­czy­nia­jąc się do wy­da­nia w języ­ku ukra­ińskim tzw. Ewan­ge­lii per­se­po­nic­kiej (1556–1561), prze­tłu­ma­czo­nej z języ­ka bu­łgar­skie­go „dla lep­sze­go zro­zu­mie­nia chrze­ści­ja­ństwa przez lud po­spo­li­ty”[28]. Po śmier­ci męża ksi­ężna Anna wła­da­ła do­bra­mi Czar­to­ry­skich – Kle­wa­niem, Bie­lo­wem, Sar­na­mi i Cho­ło­pa­mi, we­dług Ży­chli­ńskie­go żyła jesz­cze 18 mar­ca 1576 roku[29].

Iwan i Anna mie­li trzy cór­ki: He­le­nę (Ole­nę) wy­da­ną za Osta­fie­go Hor­no­sta­ja, Ka­ta­rzy­nę, za­mężną z Wa­sy­lem Za­bo­row­skim, kasz­te­la­nem bra­cław­skim, Annę; oraz sy­nów: Iwa­na (Ja­nu­sza) i Je­rze­go. To oni (ósme po­ko­le­nie po­tom­ków Gie­dy­mi­na) roz­pocz­ną nowy roz­dział rodu Czar­to­ry­skich, sta­ną się ak­tyw­ny­mi przed­sta­wi­cie­la­mi na­ro­du szla­chec­kie­go Rze­czy­po­spo­li­tej, z Czar­to­ryj­skich sta­ną się Czar­to­ry­ski­mi, któ­rych głów­nym ośrod­kiem był Kle­wań.