Radziwiłłowie - Witold Banach - ebook + książka

Radziwiłłowie ebook

Witold Banach

4,2

Opis

Zajrzyjcie do świata przepychu, skandali i ogromnych majątków ziemskich, gdzie nazwisko znaczy więcej niż może się wydawać!              Radziwiłłowie, ród który trząsł Rzeczpospolitą Obojga Narodów, opisywany w Sienkiewiczowskiej Trylogii, przedstawiany w wielu filmach i serialach historycznych. Jednak niewiele osób wie, że jego przedstawiciele uczestniczyli w wielu ważnych wydarzeniach w czasach nam bliższych. To dzięki interwencji Janusza Radziwiłła zwolniono Józefa Piłsudskiego z Magdeburga, a jego rozmowa z Göringiem przyczyniła się do uwolnienia profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanisław Radziwiłł jako delegat Polskiego Czerwonego Krzyża zabiegał o zbadanie okoliczności mordu katyńskiego, a po wyjeździe do Stanów Zjednoczonych brał udział w kampanii prezydenckiej swojego szwagra Johna Fitzgeralda Kennedy’ego.

Radziwiłłowie byli obywatelami świata w najpełniejszym tego słowa znaczeniu. Swoje majątki, pałace, domy posiadali w Polsce, Rosji, Niemczech, Francji, Włoszech i Stanach Zjednoczonych. Byli przyjaciółmi królów, cesarzy, carów i prezydentów, a  fakt, że stali się rodziną związaną z pruskim domem panującym, miał swoje znaczenie aż do czasów II wojny światowej. W książce czytelnik znajdzie zarówno postacie piękne, szlachetne, ale nie brakuje też szaleńców, utracjuszy i skandalistów. W opowieściach o Radziwiłłach znajdziemy paradoksy związane z wyborem tożsamości narodowej, polityczne wolty, skandale obyczajowe, wzloty i upadki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 570

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (17 ocen)
9
4
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

 

 

 

I

 

UDRĘKI CÓRKI PODSKARBIEGO I INNE SZALEŃSTWA RADZIWIŁŁÓW, CZYLI PROLOG STAROPOLSKI

 

 

 

 

 

 

RADZIWIŁŁOWSKIE UPOKORZENIE KRÓLEWICZA JAKUBA

 

 

 

 

HISTORIA BERLIŃSKO-ANTONIŃSKIEJ LINII RADZIWIŁŁÓW rozpoczyna się od księcia Antoniego Radziwiłła, który ożenił się z księżniczką pruską Ludwiką z Hohenzollernów i od 1796roku zajmował okazały berliński pałac w reprezentacyjnej części stolicy. Odtąd ten „starożytny” ród litewski miał swoją gałąź zachodnią, która zresztą w niedługim czasie przejęła również odwieczne gniazda radziwiłłowskie: Nieśwież i Ołykę. Właśnie potomkowie księcia Antoniego odegrali niezwykłą rolę w XIX i XXwieku i z ich udziałem rozegrało się wiele ciekawych, dramatycznych historii w kręgu linii w literaturze zwanej przemiennie: „berlińską”, „pruską”, „prusko-berlińską”.

Jednak przyczółek majątkowy na kresach zachodnich Rzeczypospolitej szlacheckiej uzyskali Radziwiłłowie na kilkadziesiąt lat wcześniej, nim książę Antoni zamieszkał ze swoją żoną w Berlinie.

Ta historia mogłaby się zacząć od scen z sejmu elekcyjnego, który rozpoczął się 15maja 1687roku i miał dokonać wyboru nowego króla Rzeczypospolitej po śmierci JanaIII Sobieskiego. Podczas zgromadzenia — wśród skomplikowanej sieci zabiegów, intryg i zwykłego warcholstwa — szlachta miała zdecydować, który z licznych kandydatów zostanie koronowany na Wawelu. Szlachta przybyła na elekcję w liczbie 13 tysięcy i warto sobie wyobrazić owo sejmowe miasteczko złożone ze szlachty, magnatów, senatorów, przedstawicieli obcych państw.

Mogło się wydawać, że logicznym i dość pewnym kandydatem będzie pierworodny syn zwycięzcy spod Wiednia, pogromcy Turków, królewicz Jakub Sobieski. Król zabierał pierworodnego syna na swoje wyprawy wojenne, powierzał mu funkcje reprezentacyjne, starał się dla niego o dziedziczne księstwo lub korzystne małżeństwo.

Jakub był jednak urodzonym pechowcem. Próba doprowadzenia do jego małżeństwa z Ludwiką Karoliną Radziwiłłówną, najbogatszą kobietą Rzeczypospolitej Obojga Narodów, zakończyła się wielkim skandalem. Jej pierwszy mąż, margrabia Ludwik Leopold Hohenzollern (syn elektora brandenburskiego Fryderyka Wilhelma), zmarł niespodziewanie w 1687roku. Krążyły zresztą plotki, że został otruty, czego nie wykluczała przeprowadzona sekcja zwłok. Podejrzewano o ten czyn m.in.podkomorzego Kazimierza Ludwika Bielińskiego, który miał w ten sposób „pomóc” synowi królewskiemu. Jak było naprawdę, nie wiemy, ale Jakub wybrał się do Berlina i poznał swoją kandydatkę na żonę. Pierwsze wrażenie było obiecujące, wdowa zadeklarowała złożenie pisemnej gwarancji poślubienia Jakuba (zachował się dokument Kopja skryptu Xiężniczki Radziwiłłówny margrabiny Brendenburskiej, danego Królewicowi J.Mci. Jakubowi Sobieskiemu, jako za nikogo innego za mąż nie pójdzie tylko za niego), królewicz z kolei podpisał „asekurację wiary” dla Radziwiłłówny, gwarantującą wolność jej kalwińskiego wyznania. Wymienili się pierścionkami, odbyli przejażdżkę za miasto, ogólnie „bardzo miło było”, jak się w liście do matki wyraził królewicz Jakub. Ledwo jednak opuścił Berlin, pojawił się inny konkurent, Karol Filip von Pfalz-Neuburg, który odegrał rolę „Paryska neuburskiego”, jak go nazwano w polskiej historiografii. Jeszcze 22lipca (sic!) Ludwika Karolina deklarowała poślubienie Sobieskiego, jeszcze 10sierpnia napisała do królewicza czuły list i pojechała na kolację do poselstwa cesarskiego w Berlinie. Wspierający plany Sobieskich markiz Jules de Gravelle zaczął coś podejrzewać i pojechał za Ludwiką do cesarskiego przedstawicielstwa, ale nie został tam wpuszczony. Gdyby wszedł, zauważyłby, że „kolacji” towarzyszył ślub margrabiny z Karolem Filipem oraz pokładziny. Przypuszcza się, że za tą intrygą stała cesarzowa Eleonora, żona Leopolda I Habsburga.

Upokorzony JanIII Sobieski chciał odebrania ogromnego majątku wiarołomnej margrabinie, liczył na to, że szlachta na sejmie upomni się o honor narodu i rodziny królewskiej. Nic jednak z tych planów nie wyszło. Majątek Ludwiki Karoliny przejęła nieświeska linia Radziwiłłów, a sejm zerwano.

 

 

 

KOLEJNE UPOKORZENIE SOBIESKICH, CZYLI PRZEBENDOWSKI WCHODZI NA ARENĘ DZIEJOWĄ

 

 

 

 

JAKUB NIE MIAŁ TEŻ SZCZĘŚCIA w objęciu tronu po śmierci ojca JanaIII, chociaż z początku wydawało się, że poparcie jego kandydatury może być znaczące. Maria Kazimiera starała się pozyskać stronników wśród hetmanów, biskupów, wojewodów i innych ważnych dostojników królestwa. Wdowa po Lwie Lechistanu zabiegała o ten wybór i, jak byśmy powiedzieli dzisiejszym językiem, lobbowała, jak potrafiła, chociaż spora część szlachty jeszcze za życia króla bardzo niechętnie odnosiła się do wszelkich przejawów forowania Jakuba przez jego ojca.

Wśród osób, na które z początku liczyła, był kasztelan chełmiński Jan Jerzy Przebendowski, który miał wówczas niespełna sześćdziesiąt lat, ale właśnie przyszedł jego czas na odegranie szczególnej roli w historii. Na szczęście miał przed sobą jeszcze prawie trzydzieści lat życia, bo dopiero teraz czekała go spóźniona, ale wielka kariera.

Przebendowski był synem sędziego ziemskiego lęborskiego Piotra Przebendowskiego, przywódcy protestantów w Prusach Królewskich, uczęszczał do kolegium jezuickiego w Gdańsku i przeszedł na katolicyzm. Przebywał kolejno na dworach Jana Kazimierza, Michała Korybuta Wiśniowieckiego i JanaIII Sobieskiego. Brał udział we wszystkich ówczesnych kampaniach wojennych i dosłużył się stopnia pułkownika. Poczynając od 1668roku, stale był wybierany na sejmy. Cieszył się zaufaniem królowej Marysieńki, która liczyła nie tylko na jego poparcie w wyborze jej syna na króla, ale prosiła go też o opiekę nad dobrami rodzinnymi.

Wprzeszłości relacje Przebendowskiego z Sobieskimi były dość skomplikowane. Współdziałał z przeciwnikami „absolutystycznych zapędów króla”: wojewodą poznańskim Krzysztofem Grzymułtowskim i Brandenburczykami, kontaktując się w tym celu również z ambasadorem francuskim w Berlinie. Za swoją antykrólewską gotowość dostawał pokaźne kwoty zarówno od Francji, jak i Brandenburgii. Już po wiktorii wiedeńskiej uczestniczył w tajnym spotkaniu grupy tzw.malkontentów (wojewodowie Bieliński i Grzymułtowski, marszałek wielki koronny Lubomirski, chorąży wielki koronny Leszczyński), którego rzeczywistym celem było przeciwstawienie się wyborowi Jakuba na następcę tronu. Kilka lat później Przebendowski zmienił front i znalazł się w stronnictwie wspierającym króla w konflikcie z rodami magnackimi. Dbał o dobre relacje do tego stopnia, że gdy przez pewien czas królowa okazywała mu niechęć, ten prosił o wstawiennictwo podkanclerza litewskiego Karola Stanisława Radziwiłła.

Po śmierci króla Sobieskiego Przebendowski przez jakiś czas stwarzał pozory aktywnego stronnika Sobieskich. Zachowywał się jednak podobnie jak wielu innych przedstawicieli magnaterii i szlachty, którzy z dużą łatwością przechodzili z obozu do obozu, a czasami formalnie byli w dwóch obozach jednocześnie. To­właś­nie córka podskarbiego w okresie wojny domowej za czasów AugustaII pytała w listach ojca, jak to możliwe, że niektórzy magnaci podpisywali się jednocześnie na aktach dwóch różnych i przeciwnych sobie konfederacji.

Dwulicowych stronników była wtedy cała rzesza, Przebendowski nie stanowił wyjątku, on jednak swoją przewrotnością zarówno w okresie przed, jak i w trakcie elekcji wybijał się poza normę swoich czasów. Zdarzało się, że prowadził nie podwójną, lecz potrójną grę!

Zanim rozpoczęła się elekcja, nadal był uważany przez królową za zwolennika królewicza Jakuba, faktycznie zaś współpracował z posłem francuskim Melchiorem de Polignakiem, reprezentującym kandydaturę księcia Contiego. Według relacji Francuza Przebendowski informował go o poczynaniach Jakuba. Gdy zaś już doszło do sejmu elekcyjnego, agitował za kandydaturą Wettyna. Zaskoczenie szlachty oskarżającej Przebendowskiego o zdradę sięgnęło zenitu. Rozwścieczony podkomorzy malborski Sebastian Czapski gotów był zabić saskiego agitatora. Dobył pistoletu i strzelił do wiarołomcy z bliskiej odległości, na szczęście chybił. Gdyby ten strzał był celny, historia Radziwiłłów potoczyłaby się zupełnie inaczej, być może linii berlińskiej wcale by nie było.

Właściwie podkomorzy Czapski wcale nie powinien być tak bardzo zaskoczony. Poparcie kandydatury Fryderyka Augusta z punktu widzenia Przebendowskiego było najbardziej logiczne. Przebendowski był mężem Małgorzaty z Flemingów, jej stryjecznym bratem był feldmarszałek saski Jakub Henryk Fleming. O powiązaniach rodzinnych Przebendowskiego z dworem saskim było wiadomo. Natomiast nikt ze zwolenników Contiego nie zdawał sobie sprawy, że wiosną 1697roku Przebendowski przebywał w Dreźnie i przekonywał elektora do kandydowania. Pozycja Przebendowskiego w kraju, deklarowane wsparcie szlachty pomorskiej i rodzinne koneksje z pewnością były czynnikami wpływającymi na ostateczną decyzję wysunięcia kandydatury Wettyna do tronu Rzeczypospolitej.

Wnoc poprzedzającą wybór Przebendowski, nie zważając na ryzyko, jakiego doświadczył na początku elekcji, starał się trunkiem i przekupstwem trafić do przekonania szlachty. Jak się okazało nad ranem, jego agitacja była bardzo skuteczna. Według Aleksandry Skrzypietz (wybitnej znawczyni losów rodziny Sobieskich), obok biskupa kujawskiego Stanisława Dąbskiego, właśnie Przebendowski był najskuteczniejszym propagatorem kandydatury Fryderyka Augusta. Jeden z saskich obserwatorów nazwał akcję Przebendowskiego majstersztykiem. Chociaż jego zabiegi były bardzo skuteczne i przekonały sporą część szlachty, wybór Fryderyka Augusta nie był wcale przesądzony. Po pierwszym dniu interrex prymas Radziejowski nie zdecydował się jeszcze na ogłoszenie wyboru, w ciągu nocy nadal trwały próby pozyskania zwolenników, dochodziło to do utarczek, to do prób negocjacji. Był nawet pomysł rezygnacji obu kandydatów i wyboru kompromisowego kandydata, margrabiego badeńskiego Ludwika Wilhelma. O świcie 27czerwca oba stronnictwa stały ustawione w swoich okopach, gotowe do boju. Prymas ogłosił, że legalnie wybranym kandydatem został książę Conti. Zwolennicy Wettyna nie uznali tego wyboru, zaczął się wyścig do kolegiaty św.Jana, by odprawić nabożeństwo dziękczynne. Najpierw odprawili swoją mszę— nie bez trudności, bo biskup Witwicki nie chciał kontystów wpuścić— zwolennicy Contiego, później do kolegiaty dotarli zwolennicy Wettyna.

Wwyścigu na Wawel wygrał jednak August, który w lipcu dotarł do Tarnowskich Gór. Przebendowski powitał wjeżdżającego do Polski i stał się jego najbardziej zaufanym poplecznikiem. W Krakowie nie obyło się bez problemu z dostępem do insygniów koronacyjnych przechowywanych w wawelskim skarbcu. Zabezpieczenie skarbca polegało na tym, że drzwi miały osiem zamków, do których klucze posiadali senatorowie uznający wybór Contiego. Wyważenie drzwi byłoby uznane za świętokradztwo. Poradzono sobie zatem prawie jak z węzłem gordyjskim, wybijając dziurę w murze, przez którą wyniesiono insygnia królewskie. Drzwi pozostały w stanie nienaruszonym. 15 września 1697roku elektor zaprzysiągł pacta conventa i został koronowany na króla Polski przez biskupa kujawskiego Stanisława Dąmbskiego w katedrze wawelskiej.

Odtąd rozpoczyna się szybka kariera Przebendowskiego, któremu król powierzał kolejne misje i czynił znaczące awanse. Już w dwa dni po koronacji otrzymał godność wojewody malborskiego.

Zdarzało się, że ponownie narażał swoje życie, będąc wiernym stronnikiem nowego króla. Jeszcze przed koronacją, podczas rozmów króla z opozycją, krewka część szlachty chciała potraktować szablami kasztelana, ale ten zdołał się schronić w rezydencji posła brandenburskiego. W roku następnym, podczas tzw.kampanii podhajeckiej (przeciwko Turcji), na skutek konfliktu między sojuszniczymi wojskami saskimi a polskimi podchmielony starosta krasnostawski Michał Potocki tym razem sięgnął szablą i zranił Przebendowskiego, który musiał schronić się w namiocie królewskim. Wojewoda malborski był jedynym Polakiem— członkiem Tajnego Gabinetu AugustaII, 3lutego 1703roku został podskarbim wielkim koronnym.

Współcześni, wypominając mu niskie urodzenie, życzliwość króla i brak magnackiej fortuny, delikatnie mówiąc, nie przepadali za faworytem nowego władcy. „Wszystko na się i za się wziął”, „wszędzie go pełno było”, „wszytki naprzykrzył się”— tak o nim mówiono.

Trzeba też jednak oddać sprawiedliwość temu dojrzałemu politykowi. Pozostając wiernym królowi również w momencie, gdy AugustII został zmuszony do abdykacji, nie był jedynie jego bezkrytycznym zwolennikiem. Sprzeciwiał się uzależnianiu Rzeczypospolitej od cara Piotra I, protestował przeciwko grabieży kraju przez wojska rosyjskie i saskie, podejmował misje dyplomatyczne do Berlina, pragnąc pokrzyżować pruskie plany wobec Gdańska i Prus Królewskich. Przeciwstawiał się również planom zwolenników Leszczyńskiego, którzy w zamian za jego poparcie byli skłonni do odstąpienia Prusom Warmii, Elbląga i Prus Królewskich. Będąc poza krajem, w czasie wojny północnej, starał się nadzorować administrację skarbową w Polsce, występował— szczególnie od roku 1710— z wieloma inicjatywami mającymi na celu poprawę sytuacji skarbowej kraju.

Ustalenia takich badaczy jak M. Nycz, J.Gierowski, J.Staszewski podkreślają, że Przebendowski wśród współczesnych wyróżniał się gospodarnością, znajomością problemów finansowych, tolerancją religijną, rozumieniem potrzeb miast i konieczności ich rozwoju.

Wopinii prof. Andrzeja Sowy Przebendowski był najwybitniejszym ministrem króla, który jako jedyny starał się łączyć ze sobą w logiczną całość elementy analizy czynników wojskowych, ekonomicznych, kwestii wiążących się z polityką zagraniczną i sytuacją wewnętrzną poszczególnych państw. Popierał podupadający handel, był inicjatorem budowy nowych kopalni srebra, przygotowywał prace mające poprawić żeglowność Wisły i Sanu. Gdyby realia ówczesnej Rzeczypospolitej sprzyjały naprawie państwa, podskarbi wielki koronny mógł odegrać pozytywnie znaczącą rolę.

 

Przebendowski przez lata skutecznie budował swoją fortunę. Przed elekcją AugustaII posiadał rozlegle dobra w okolicy Gdańska, rok później otrzymał Pokrzywno w województwie chełmińskim. W czasach panowania AugustaII Mocnego stał się największym tenutariuszem królewszczyzn w Prusach Królewskich. Zgromadził też dobra w województwach: kaliskim, krakowskim, łęczyckim, ruskim, sieradzkim.

W1699roku kupił od Rafała Leszczyńskiego dobra przygodzickie (obejmujące zrujnowane miasteczko Ostrów) położone na północ od starostwa grodowego Odolanów.

Dysponując liczącą się w kraju fortuną, mógł myśleć o wydaniu swojej córki za przedstawiciela najważniejszych rodów w Rzeczypospolitej.

Podskarbi nie miał szczęścia w życiu rodzinnym. Podczas gdy piął się na szczeblach kariery, coraz gorzej układało się jego małżeństwo. Kiedy opuszczał Drezno w różnych misjach państwowych albo doglądał swoich majątków (np. dóbr przygodzickich, gdzie w 1714roku dokonał relokacji miasta Ostrowa), jego żona chętniej zostawała w stolicy Saksonii. Po odzyskaniu przez AugustaII korony polskiej w 1709roku nastąpiła faktyczna separacja małżonków. Żona podskarbiego posiadała w Dreźnie dwór, który był pośrednikiem między przybyszami z Polski a dworem saskim— jego pani, przychylna Polakom, zatrudniała polskąsłużbę.

Tylko dwoje dzieci Przebendowskich: córka Dorota Henryka (ur. 1682) i syn Piotr (ur. 1690) osiągnęli wiek dorosły. Syn otrzymał 2maja 1710roku godność krajczego koronnego, ale jeszcze tego samego roku w październiku zmarł. Natomiast perypetie małżeńskie córki stanowiły utrapienie przez prawie całe ostatnie ćwierćwiecze życia pana podskarbiego.

 

 

 

PIERWSZY Z RODU RADZIWIŁŁÓW ZWIĄZANY Z WIELKOPOLSKĄ

 

 

 

 

BYŁ ROK 1704, imć podskarbiemu powierzono wtedy misję dyplomatyczną w Berlinie, której celem miało być pozyskanie pomocy pruskiej w wojnie ze Szwedami. Tam też wydał córkę za Jana Mikołaja Radziwiłła (1681–1729), późniejszego kasztelana wileńskiego, wojewodę nowogrodzkiego, VI ordynata kleckiego. Przebendowski dysponował fortuną, a jego zięć najpierwszym nazwiskiem w całej Litwie. Obaj podobnie zachowali się na elekcji. Radziwiłł początkowo popierał Jakuba Sobieskiego, ale przeszedł do obozu zwolenników elektora saskiego Fryderyka Augusta. Może i Przebendowski miał na to wpływ?

Dotychczasowa kariera Jana Mikołaja, przynajmniej jego wykształcenie i poczynania polityczne, nie wróżyły aż tak źle na przyszłość. Radziwiłł uczył się w kolegium jezuickim w Nieświeżu, w październiku 1695roku uspokoił wystąpienia przeciwników jego rodu będących stronnikami skonfliktowanych z Radziwiłłami Sapiehów. 27 lipca 1696roku został wybrany na posła z województwa nowogródzkiego. W następnym roku na sejmiku województwa nowogródzkiego został obrany pułkownikiem do boku swego ojca, jako regimentarza generalnego województwa.

Jeszcze w tym samym roku jego ojciec zmarł i wtedy Jan Mikołaj podpisał z macochą ugodę w sprawie jej oprawy i dóbr rodowych. Sejm koronacyjny wyznaczył go na jednego z komisarzy— chociaż nie był posłem— w celu udania się do Brześcia Litewskiego z zadaniem opłacenia wiernego nowemu królowi wojska litewskiego. Po drodze były jeszcze studia w Pradze (1698–1699). Do powrotu na Litwę zmusiła go przede wszystkim sytuacja po śmierci ojca, a ściślej ogromne długi, jakie odziedziczył w spadku. Wtedy też otrzymał tytuł krajczego litewskiego. Czynił zabiegi o małżeństwo, które miałoby mu pomóc w fatalnej sytuacji finansowej. Mogło ją poprawić oddanie na cztery lata w dzierżawę części swojego majątku. Wycofał się natomiast z początkowych konkurów do Ludwiki Opalińskiej, córki Piotra, starosty generalnego wielkopolskiego i wojewody łęczyckiego, jak i córki Władysława Przyjemskiego, wojewody kaliskiego. Ożenek z jedną z tych kandydatek mógł poprawić jego sytuację finansową, ale ostatecznie zmienił zdanie.

Jesienią 1699roku wyruszył do Paryża, gdzie był na audiencji u LudwikaXIV, spotykał się z wieloma arystokratami francuskimi. Kilkakrotnie odmawiał propozycji przyjęcia Orderu Ducha Świętego z rąk LudwikaXIV, podobno zasłaniając się, że nie może go przyjąć bez zgody Rzeczypospolitej. Pod jego nieobecność w kraju, 4stycznia 1701roku, szlachta nowogródzka obrała go rotmistrzem powiatowej chorągwi pancernej.

WParyżu dotarła do niego wiadomość o koronacji Fryderyka I na króla Prus, w związku z tym 9marca 1701roku złożył w parlamencie paryskim protestację przeciw temu bezprawnemu aktowi, naruszającemu prawa króla polskiego i Rzeczypospolitej. Protestacja ta stała się głośna wśród szlachty oraz poza granicami Rzeczypospolitej, została opublikowana pt. Vox iusta et libera Joannis ducis Radziwiłł. Dalsze podróże Jana Mikołaja wiodły do Włoch, Hiszpanii i Niderlandów. W grudniu 1701roku przybył do Warszawy, ale już w maju następnego roku ponownie opuścił kraj. Tym razem przez Wrocław udał się do Wiednia. Wiosną 1703roku był ponownie w Rzeczypospolitej objętej działaniami wojny północnej; nie angażując się w toczące walki, pozostał wiernym poddanym AugustaII.

Odziedziczywszy zadłużenie ojca, za sprawą podróży do krajów Europy Zachodniej tylko powiększał swoje zobowiązania finansowe.

Nadal jednak cieszył się zaufaniem króla, który w lipcu 1703roku przyznał mu starostwo raduńskie, dostał też zapewnienie na godność wojewody nowogródzkiego po ewentualnej śmierci Stefana Tyzenhauza. Dużo zawdzięczał kanclerzowi wielkiemu litewskiemu Karolowi Stanisławowi Radziwiłłowi, kuzynowi starszemu o dwanaście lat. W ten sposób budowane były dobre relacje króla z najważniejszym rodem na Litwie.

 

 

 

BOGATE ZŁEGO POCZĄTKI

 

 

 

 

WLUTYM 1704ROKU doszło do podziału dóbr między Janem Mikołajem i jego braćmi, dobra Radziwiłła były jednak w większości pozastawiane na ponad milion złotych. Właśnie tyle, ile było potrzebne Radziwiłłowi, miała wnieść w posagu córka Przebednowskiego, dokładnie: 780000 złotych w gotówce, 110000 w wyprawie i 110 w kosztownościach. Był to posag imponujący i świadczył o pozycji finansowej ojca panny młodej.

Ślub odbył się 18września 1704roku w Berlinie, w obecności króla Fryderyka I (musiał jakoś wybaczyć Radziwiłłowi paryską protestację). Młody pan początkowo otrzymał „tylko” 600000złotych. Sprawa zaległego posagu będzie przez następne lata powodem nieporozumień z teściem i przyczyni się do fatalnego obrazu małżeństwa Radziwiłła z córką podskarbiego Przebendowskiego. Trudno się jednak dziwić temu, że teść nie spieszył się z wypłatą reszty posagu, skoro krótko po ślubie młody pan wybrał się do Gdańska (w grodzie nad Motławą pojawił się 19września 1704), a tam przetracił (co trudno sobie wyobrazić) całą kwotę. Czyżby strata pieniędzy miała jakiś związek z misją polityczną, jaką być może otrzymał Radziwiłł, który w imieniu króla miał skłonić prymasa Radziejowskiego do porzucenia opozycji i pogodzenia się z AugustemII? Nawet uwzględniając koszty, jakie ponosił, z własnej kiesy realizując zadanie państwowe, fakt, że przepuścił ponad pół miliona złotych, wydaje się zjawiskiem horrendalnym.

Wkwestiach politycznych zachowywał się racjonalnie, był wobec Wettyna konsekwentnie lojalny. Gdy szala konfliktu w wojnie północnej przechyliła się na stronę Szwecji (pod osłoną wojsk szwedzkich niewielkie zgromadzenie szlachty wybrało na króla Polski Stanisława Leszczyńskiego), Jan Mikołaj Radziwiłł latem 1708roku przyjął od protegowanego KarolaXIIwakujący tytuł wojewody nowogródzkiego, obiecany już zresztą przez AugustaII.

Nominacja Leszczyńskiego nie wywołała negatywnej reakcji Sasa, gdy ten po trzech latach od abdykacji ponownie odzyskał koronę Rzeczypospolitej. Gdy Leszczyński został zmuszony do opuszczenia Polski, Radziwiłł wysłał AugustowiII gratulacje, a ten swoją nominacją z 31października 1709roku potwierdził tytuł wojewody nowogródzkiego dla Jana Mikołaja Radziwiłła. W następnych miesiącach aktywnie działał jako zwolennik króla, przewodniczył sejmikom w Nowogródku, opowiadał się za amnestią, zgodą króla z jego dotychczasowymi przeciwnikami, ewakuacją wojsk rosyjskich, przeprowadzeniem aukcji wojska.

Dobre relacje z królem, częste pobyty na jego dworze oraz związki z Przebendowskim (to ostatnie może budzić zdziwienie, jeśli uwzględnić problemy małżeńskie jego córki, o których poniżej) zaowocowały najwyższymi honorami Rzeczypospolitej, w tym nadaniem Orderu Orła Białego, wręczonego uroczyście 2sierpnia 1715roku.

Jednak w sprawach prywatnych, w szczególności majątkowych, działo się u Jana Mikołaja Radziwiłła coraz gorzej. Pokłócił się ze swoim dotychczasowym protektorem, księciem Karolem Stanisławem Radziwiłłem, jego czas pochłaniały głównie procesy z wierzycielami, zastawnikami dóbr, bratem Mikołajem Faustynem i… teściem Przebendowskim. W maju 1714roku przegrał sprawę ze swoim głównym wierzycielem, Michałem Wołkiem Łaniewskim, wyrokiem Trybunału Litewskiego miał utracić na jego rzecz wszystkie dobra, chociaż tutaj w konsekwencji sprawę udało się częściowo załagodzić. W staroszlacheckim stylu rozegrał się kolejny spór Radziwiłła z niejakim Piekarskim, z którym w początku 1719roku Radziwiłł przegrał w Trybunale i wyglądało na to, że będzie to kolejna „ostateczna” klęska finansowa wojewody nowogródzkiego. Zwłaszcza że zwycięzca procesu był protegowanym hetmana Ludwika Pocieja i przy jego pomocy dokonał zajazdu na majątki Radziwiłła, tenże miał jednak tyleż szczęścia, co długów. Piekarski wkrótce zmarł, Radziwiłł odzyskał swoje majętności. Sam zaś zajechał tzw.hrabstwo szydłowieckie, które chciał przejąć po śmierci brata Michała Antoniego (29sierpnia 1721); wtedy wplątał się w kolejny proces, tym razem z szwagierką, wdową Marianną z Dowmont-Siesickich. Procesów miał bez liku, poza wymienionymi z bliskiej rodziny były jeszcze m.in.sądy z Białłozorami, Brzostowskimi, Flemmingami, Rymszami, Sapiehami i Skalskimi.

Nawet gdy pojawiał się na sejmach, też musiał stawać w obronie swoich dóbr. W tle jego niezliczonych sporów majątkowych: walką z dłużnikami, sądzeniem się o prawa do spadku, rozstrzyganiem sporów zajazdem, procesowaniem się z rodzeństwem i zastawnikami, rozgrywała się sprawa z osobą najbliższą, chociaż z uwagi na pikantne i drastyczne szczegóły to ona odsłaniała cechy osobiste charakteru Radziwiłła, lub raczej jego choroby psychicznej.

 

 

 

MAŁŻEŃSKIE UDRĘKI DOROTY HENRYKI

 

 

 

 

JAK JUŻ WSPOMNIANO, Radziwiłł część sumy posagowej roztrwonił w Gdańsku, do którego zawitał w miesiąc po ślubie. Spiesznie więc mu było do otrzymania reszty pieniędzy obiecanych kontraktem ślubnym. Widząc, co się dzieje, Przebendowski nie kwapił się z przekazywaniem kolejnych rat, co z kolei powodowało procesy Radziwiłła z teściem o wypłatę pozostałej części posagu, a co gorsza — znęcanie się Radziwiłła nad żoną. Od podstępu do przemocy włącznie. Według Bożeny Popiołek, Dorota Henryka była dość dobrze wykształconą kobietą, o czym świadczą jej listy do ojca pisane po francusku, znała też dobrze niemiecki (jej matka— Małgorzata Elżbieta z Flemmingów— pochodziła z rodziny niemieckiej, a ojciec ze szlachty pruskiej). Z początku jednak słabo znała język polski i dlatego mąż wymuszał na niej podpisywanie skryptów finansowych. Jednym z pierwszych— według ustaleń Adama Perłakowskiego— było podpisanie aktu zrzeczenia się sumy posażnej. Radziwiłł wprowadził żonę w błąd, informując ją, że chodzi o podpisanie pełnomocnictw na zaciągnięcie długu na swoje dobra. Wydarzenie to miało miejsce w niespełna rokpo ślubie.

Wkrótce okazało się, że Radziwiłłowa z Przebendowskich, córka jednego z najbogatszych ludzi w Polsce, nie mogła prowadzić życia na poziomie, do którego była przyzwyczajona. W liście do ojca z 3 sierpnia 1705 roku Dorota pisała:

 

[…] dla wygody dzieci naszych zgoła karety nie mamy. Przeto upraszamWM Pana Dobrodzieja, abyśmy z łaski Jego ojcowskiej mogli mieć karetę taką, jak Księżnie Jmci kanclerzynie jest oddana lub wygodniejszą dla dzieci i modniejszą

 

Gdybyż jednak chodziło tylko o wygodną i modną karetę… Młoda żona, jak się okazało, była skazana na niełaskę męża i mogła liczyć jedynie na bezpośrednią pomoc ojca. Ze strony męża została pozbawiona środków do życia, nie miała ich również na utrzymanie służby. Specjalni wysłannicy Przebendowskiego ruszali na Litwę z zapłatą dla ludzi księżnej, co nie zawsze było możliwe, bo Radziwiłł potrafił również więzić lokajów Doroty, oskarżając ich o stosunki z żoną. Przy innych okazjach zachęcał służbę do lekceważącego zachowania wobec ich pani.

Bita i poniżana Dorota Henryka szukała pomocy u ojca, biskupa łuckiego Joachima Henryka Przebendowskiego, kanclerzyny litewskiej Anny Katarzyny Sanguszków Radziwiłłowej. Podskarbi znalazł się w niezręcznej sytuacji— małżeństwo jego córki było wejściem rodziny Przebendowskich w najstarszą arystokrację królestwa, dawało szansę na wyrwanie się z pogardy okazywanej nowobogackiemu dygnitarzowi dworu królewskiego. Obawiał się, że jego córka, tak „pięknie wychowana”, gotowa jest porzucić męża i dochodzić rozwodu. Interweniował w liście do dotychczasowego protektora jego zięcia, kanclerza litewskiego Karola Stanisława Radziwiłła.

Gdy starania Doroty nie odniosły żadnego skutku, zdecydowała się na pierwszy desperacki krok i uciekła do klasztoru franciszkanek w Brześciu Litewskim, gdzie przebywa ponad dwa miesiące w 1715roku. Później przyjchała do Warszawy, rozgłaszając, że uszła… nie od męża, tylko z Wielkiej Ordy. Podskarbi zdawał się nadal skłaniać córkę do utrzymywania fikcji małżeństwa i namówił ją do powrotu na Litwę, co w wyniku intensywnej perswazji uczyniła, ale w 1716roku ponownie uciekła od swego gnębiciela, tym razem do klasztoru wizytek w Warszawie.

Wswoich błagalnych listach do ojca dawała do zrozumienia, że nie może dalej znosić zniewag męża: „żadnego o mnie starania nie mając, ani wyniosłej nad różność urodzenia nie moderuje ambicjej, mając mię za nierówną sobie”. Radziwiłł, poniżając żonę, dawał jasno do zrozumienia, że ich małżeństwo było tylko transakcją, która miała sens tak długo, jak teść wypłacał posag. Dorota Henryka pisała ojcu o swoich krzywdach, nazywając męża „litewską kanalią”, dodając: „dobrze wiem, co to jest litewska napaść”. Księżna wielokroć prosiła ojca o wykorzystanie wpływów, by jej związek został unieważniony.

Wkońcu 13kwietnia 1718roku złożyła wniosek do nuncjusza o unieważnienie małżeństwa. Kwestię tę regulowałII i III Statut Litewski. Większość przyczyn, które mogły doprowadzić do unieważnienia małżeństwa, dotyczyła jednak sytuacji, które trudno było udowodnić w małżeństwie Doroty Przebendowskiej i Jana Mikołaja Radziwiłła. Należały do nich: przymuszenie jednego z małżonków lub uprowadzenie, bigamia, bliskie pokrewieństwo i brak dyspensy papieskiej, impotencja męża, bezdzietność. StatutIII dopuszczał jednak możliwość opuszczenia męża, jeśli ten używał wobec żony przemocy fizycznej. Separację sąd nuncjuszowski orzekł jeszcze w tym samym roku, jednak sprawa unieważnienia ciągnęła się przez kolejne dziesięć lat.

Adam Perłakowski wnikliwie zbadał akta sprawy Doroty Henryki i Jana Mikołaja Radziwiłłów (przygotowuje na ten temat książkę). Z jego ustaleń wyłania się porażający obraz tego małżeństwa. Według świadka Redendusa Muszyńskiego, który służył jako pisarz u marszałka dworu Radziwiłłów, po kolejnej kłótni o dalszą część sumy posażnej książę „cisnął swoją żonę (była wtedy w drugiej ciąży) o ziemię, a następnie chciał ją przebić szpadą”. Tylko dzięki szybkiej pomocy Zagórskiego, wezwanego przez mamkę wychowującą małego Marcina (pierwsze dziecko Radziwiłłów), nie doszło do tragedii. Innym razem Muszyński był świadkiem następującego zdarzenia:

 

Czasu jednego excrementis po twarzy i pod nosem jej posmarował, skąd wzięły ją vomitoria i ledwie się od śmierci wróciła.

 

Radziwiłł zastraszał też służbę, gdy odmówiła korzystnych dla niego zeznań. Gdy Korotyński odmówił nieprawdziwego oświadczenia o moralności Doroty, został wtrącony do więzienia; gdy podobnie nie chciał zeznawać Rzeczycki, został sromotnie pobity. Nagminne otwieranie korespondencji Doroty przez jej męża było chyba najbardziej niewinną anomalią w postępowaniu wojewody nowogródzkiego Jana Mikołaja Radziwiłła.

Jak już wspomniałem, proces rozwodowy ciągnął się przez dziesięć lat. Trudno uwierzyć, że Przebendowski nie mógł użyć swoich wpływów, aby skrócić udrękę jedynej córki, po śmierci syna Piotra jedynego żyjącego dziecka z prawego łoża. Wydaje się, że w tej sprawie zachowywał się niekonsekwentnie. Według Bożeny Popiołek: „Podskarbi Przebendowski, któremu ciągle wytykano niskie pochodzenie, ponad szczęście córki przedkładał prestiżowe koligacje z Radziwiłłami i wykręcał się przed Dorotą, błagającą go o pomoc”.

Odmiennego zdania jest Adam Perłakowski, który twierdzi, że podskarbi zaangażował się mocno w starania unieważnienia małżeństwa, jakie podjęła Dorota Henryka w kurii rzymskiej: „Minister wykorzystał w tym celu pośrednictwo i pomoc Jakuba Pucheta. Interesy Doroty Henrietty reprezentował w Polsce niejaki Jastrzębski, zaś w Kurii Rzymskiej— powołany przez nią adwokat Michaelo de Sachettis. Sprawa w Polsce trafiła przed sąd biskupi w Poznaniu. Przebendowski jednak liczył na Pucheta, którego kontakty na miejscu w Rzymie z de Sachettisem mogły przynieść pożądane rozwiązanie małżeńskiego konfliktu”.

Tylko że list do Pucheta pochodzi z czerwca 1726roku, a sprawa o unieważnienie trwała już osiem lat. Dziwne też może się wydawać, że w atmosferze wielkiego dramatu Doroty Henryki jeszcze w 1728roku Przebendowski przekazał swojemu zięciowi dzierżawę majątku Pokrzywno (ówczesne województwo chełmińskie).

Udręka Doroty Henryki zakończyła się ostatecznie nie dzięki unieważnieniu małżeństwa, tylko śmierci jej małżonka, która nastąpiła 20stycznia 1729roku w Czarnawczycach. Dziwnym zbiegiem okoliczności miesiąc później, 24lutego (w wieku dziewięćdziesięciu jeden lat), zmarł również jej ojciec. Wygląda to tak, jakby dopiero wtedy, gdy skończyła się gehenna jego córki, poczuł, że może odejść spokojnie z tego świata. Wdowa po Radziwille odziedziczyła ogromny majątek po swoim ojcu. W niespełna rok później, 3stycznia 1730roku, wyszła za marszałka koronnego Franciszka Bielińskiego, z którym zgodnie żyła przez kolejne dwadzieścia pięć lat, do końca swoich dni. Zmarła 17stycznia 1755roku; podobnie jak jej ojciec, została pochowana w kościele Reformatów w Warszawie.

 

 

 

SZALEŃSTWA MARCINA MIKOŁAJA RADZIWIŁŁA

 

 

 

 

JEDYNYM ŻYJĄCYM POTOMKIEM małżeństwa Doroty Henryki i Jana Mikołaja Radziwiłłów był Marcin Mikołaj. Drugi syn, Józef Albrecht, zmarł w pierwszym roku życia. Dorota obwiniała o to męża, uznając, że śmierć dziecka spowodowana była pobiciem jej w czasie ciąży. Jedyna ich córka, Anna Małgorzata, zmarła w 1711roku, w wieku trzech lat.

Marcin Mikołaj w dzieciństwie był świadkiem wielu gorszących scen, być może i tej, w której ojciec chciał przebić szpadą jego ciężarną matkę. To, co widział i przeżył, zapewne miało wpływ na jego charakter i rozwijające się później dewiacje. Problemy z osobowością często pojawiały się u Radziwiłłów— dziejopis rodu Kazimierz Bartoszewicz uznał za stosowne to skomentować:

 

Objawy psucia się drzewa radziwiłłowskiego były dwojakie: naprzód przestali się rozmnażać: jedni umierali w młodym wieku, inni schodzili ze świata bezpotomnie, choć mieli zwyczaj dwa i trzy razy „wkraczać w stan małżeński”. Drugim objawem było pojawienie się Radziwiłłów oryginałów, dziwaków, upośledzonych umysłowo lub, w przystępach nieokiełznanej swawoli, dochodzących do okrucieństwa. Musiało ich być sporo, kiedy „sława” kilku z nich rozchodziła się szeroko po całej Polsce i przeszła do potomności.

 

„Trudne przypadki” Radziwiłłów nieco inaczej zdefiniował Cat-Mackiewicz — w metaforycznej tezie i z charakterystycznym dla siebie polotem. Dla niego rodzina Radziwiłłów uległa tej samej dekadencji co cała Europa, a z niezrównanie większą siłą Polska:

 

Zamiast wielkich mężów stanu, jakich niewątpliwie wydała w wiekach poprzednich, zwłaszcza w wiekuXVI, choć także w wiekuXIV i XV, i XVIII, zaczyna wydawać figury dekadenckie, schyłkowe; Radziwiłłowie w wiekach poprzednich tworzyli, reprezentowali wielkość państwa lub co najmniej jej bronili. Teraz będą ilustrować jego upadek.

 

Jeżeli tak, to przypadek Jana Mikołaja Radziwiłła i jego syna Marcina Mikołaja jest najbardziej drastycznym przykładem owej dekadencji.

Przeżycia z dzieciństwa zapewne miały wielki wpływ na osobowość przyszłego krajczego litewskiego, do tego tytułu nadanego w przyszłości nie przywiązujmy jednak zbytniej wagi, bowiem jak napisał Bartoszewicz: „Radziwiłłom godności i dygnitarstwa dostawały się można powiedzieć automatycznie”. Zapewne mały Marcin widział wiele szaleństw swojego ojca, których kilkuletnie dziecko nie powinno zobaczyć. Był świadkiem okrutnego stosunku męża do żony i z pewnością nie miał okazji przyglądać się dobrym wzorom. Gdy skończył dziewięć lat, jego matka domagała się wysłania go do jakiejś szkoły, na co ojciec się nie zgadzał. Później Dorota tym bardziej na nic nie miała wpływu, bo jej życie zamieniło się w ciągłe ucieczki od męża.

Tymczasem chłopak miał zapał do nauki, w szczególności interesowały go nauki przyrodnicze. Gdy skończył piętnaście lat (w tym czasie Radziwiłłowie byli już w separacji), odbył kilkuletnią zagraniczną podróż edukacyjną, poznawał uczonych i instytucje naukowe.

Wwieku dwudziestu dwóch lat ożenił się z kasztelanką biecką Aleksandrą Bełchacką, z którą miał dwójkę dzieci. Wkrótce po śmierci jego ojca objął ordynację klecką i większość czasu spędzał na Litwie.

Jego zainteresowania przyrodnicze, które przejawiał od dzieciństwa, należały do mniej groźnych szaleństw. Urządził własne laboratorium, przeprowadzał oryginalne doświadczenia i, rzecz jasna, szukał kamienia filozoficznego. Rzeczywiście wykazywał się dużą wiedzą z zakresu nauk przyrodniczych i medycyny.

Drugim szaleństwem krajczego stała się „konwersja” religijna. Radziwiłł otaczał się Żydami, co też jeszcze nie musiało budzić sensacji, gdyby chodziło tylko o zajmowanie się finansami, tyle tylko, że Radziwiłł postanowił również przejść na judaizm, z zapałem zaczął uczyć się hebrajskiego i obchodzić żydowskie święta. Wyznawał też wiarę w reinkarnację.

Jego pierwsza żona i dwójka dzieci zostały odizolowane, zamknięte w jednym pomieszczeniu, aby nie przeszkadzały w najbardziej bulwersującej sferze życia pana krajczego. Drastyczne przeżycia żony Marcina Mikołaja nie ustępowały doświadczeniom Doroty Henryki, chyba nawet nad nimi górowały. Krajczy swojej żonie groził „trucizną i inszą śmiercią”, a poza tym „kilka razy mało ją inszym przy sobie zgwałcić nie kazał”. Powodem takiej „kary” miała być prośba o odprawienie metresy. Osobą, która próbowała pomóc i bronić nieszczęsnej żony krajczego, była Franciszka Urszula Radziwiłłowa. Aleksandra, podobnie jak Dorota, w końcu uciekła od swojego męża w trosce o swoje życie. Wolna już od swego dręczyciela, 13 listopada 1736roku urodziła syna Józefa Mikołaja. Wkrótce potem zmarła, a dziecko z początku było wychowywane przez babkę. Ta jednak w końcu zmuszona była oddać chłopca ojcu, który, bijąc syna, spowodował jego kalectwo— Józef Mikołaj był garbaty.

Książę Radziwiłł założył na swoim dworze harem. Stanisław Cat-Mackiewicz nie bez słuszności ironizuje, że z takimi upodobaniami powinien przyjąć islam, zamiast przechodzić na judaizm. Dziewczyny do haremu „pozyskiwał” w najróżniejszy sposób: porywał je, kupował, zwabiał. Stał się postrachem na Litwie, napadał na dwory, podpalał, dokonywał rozbojów na drogach, porywał ludzi i więził. Obok haremu istniały też „kadetki”, małe dziewczynki przeznaczone na późniejsze uciechy haremowe. „Dziewczynki te musiały się zapowiadać na piękności, lecz chodziły brudne i zaniedbane, bo książę Marcin był chorobliwie skąpy”— pisał Cat-Mackiewicz.

W1737roku doszło do kolejnego skandalu: Radziwiłł poślubił Martę Trębicką, podczaszankę brzeską, dwunastoletnią dziewczynkę, która przez ponad dziesięć lat wiodła nędzny żywot jego niewolnicy.

 

 

 

EKSTRAWAGANCJE WYKONAWCY UBEZWŁASNOWOLNIENIA MARCINA MIKOŁAJA

 

 

 

 

CHOCIAŻ W KRĘGACH SZLACHECKICHkłótnie majątkowe, skandale o charakterze obyczajowym czy najróżniejsze dziwactwa nie były rzadkością, to wyczyny krajczego Marcina Mikołaja daleko wykraczały poza akceptowalną normę. Był utrapieniem dla całego domu Radziwiłłów, stąd wniosek jego bliskich o ubezwłasnowolnienie. I chociaż wybryki „rodowej zakały” głośne były w całej Rzeczypospolitej, sprawa ciągnęła się przez lata. Dopiero w 1748roku król AugustIIIwydał nakaz przeprowadzenia ubezwłasnowolnienia, którego wykonanie powierzono Hieronimowi Florianowi Radziwiłłowi. Obu Radziwiłłów łączyło pokrewieństwo przez wspólnego pradziadka Aleksandra Ludwika (1594–1654), wojewody brzeskiego, połockiego, marszałka wielkiego litewskiego.

Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że osobą, której powierzono kuratelę, był człowiek, który również— delikatnie mówiąc— znacząco odbiegał od normy. Bożena Popiołek uważa, że był niezrównoważonym psychicznie paranoikiem i chorobliwie zazdrosnym małżonkiem. Pierwsza żona Hieronima Radziwiłła opuściła męża po kilku latach.

Następny związek, zawarty w 1745roku z Magdaleną Czapską, z początku wydawał się być szczęśliwy. W euforii pierwszych miesięcy poślubnych pannie młodej wydawało się, że trafiła na anioła i w ogóle „jakby do nieba się dostała”. Wkrótce jednak nastąpiło „wygnanie z raju” i Magdalena znalazła się w piekle, w którym mąż zażądał absolutnego posłuszeństwa wynikającego „zpraw boskich męskiej płci nadanych”. Swoją filozofię w małżeństwie wyłożył w dziełku pozostającym w rękopisie: Edukacja, którą gdy mi Bóg Wszechmogący pozwoli mieć Dziatki dać myślę… Przestrzegał w niej mężów, aby nie dali się wodzić za nos, w przeciwnym razie będą niegodnymi przestawania z poczciwymi ludźmi, którzy nie cierpią niewieściego panowania nad mężczyzną. Swoją filozofię we własnym małżeństwie wprowadzał z żelazną konsekwencją. Po kilku miodowych miesiącach zakazał żonie wszelkich wyjazdów, widywania z matką i rodziną. Magdalena była poddana ścisłej kontroli przez służbę.

Druga żona po wielokrotnych próbach ucieczki w 1750roku schroniła się wreszcie w warszawskim klasztorze sakramentek.

Trzeba jednak też przyznać, że może na Litwie nikt nie był lepiej przygotowany do skutecznej kurateli nad szalonym Marcinem Mikołajem niż szaleńczo perfekcyjny Hieronim, jeden z najbogatszych magnatów ówczesnej Rzeczypospolitej. To on dzięki porozumieniu z palatynem reńskim odzyskał dla Radziwiłłów majątki Ludwiki Karoliny, tej, która zwiodła obietnicą małżeńską Jakuba Sobieskiego. Hieronim Florian Radziwiłł nie angażował się w życie publiczne, nie widać go na sejmach, nie zabiegał o żadne godności. Pogardził również propozycją Potockich kandydowania na króla Polski.

Wolał rządzić swoim własnym państewkiem, w którym łączył rygoryzm militarny zapożyczony częściowo z Prus i zamiłowania kulturalne. Utrzymywał w swoich posiadłościach grupy teatralne, które wystawiały przedstawienia włoskie oraz niemieckie. W należącym do niego Słucku założył manufakturę produkującą słynne pasy, a także… szkołę baletową. Był jednak również porywczym okrutnikiem, któremu lepiej było schodzić z drogi, bo skutki jego specyficznego poczucia humoru można było przypłacić życiem, niezależnie od tego, czy było się chłopem czy szlachcicem. Z uwagi na to, że książę Hieronim Florian się jąkał, niektóre dramatyczne sytuacje miały dodatkowo upiorno-groteskową oprawę. Jeden z jego oficerów zapomniał, że książę chociaż wymagał bezwzględnej dyscypliny, nie lubił jednocześnie nadgorliwości. Zatem gdy nazbyt ostentacyjnie kręcił się przy książęcych komnatach, książę w charakterystyczny dla siebie sposób zapytał:

— Acze-cze-cze-czemu to wasze tak tu łazisz?

— Chciałbym być zawsze na widoku, jaśnie panie, i zawsze do usług— brzmiała odpowiedź.

Wobec takiej riposty książę Hieronim kazał oficera powiesić w świetle bramy zamkowej, a zgromadzonym podczas egzekucji oznajmił:

— Te-te-te-teraz będę go miał zawsze na widoku.

Hieronim wolał rządzić twardą ręką we własnym państewku radziwiłłowskim z sześciotysięczną armią i szkołą kadetów. Wojsko miał zdyscyplinowane na wzór pruski. Dlatego bez trudu zapanował nad szalonym kuzynem, uwięził Marcina i wywiózł do Białej na Podlasiu, gdzie „alchemik i władca haremu” był trzymany przez kilka lat; później został wywieziony do Słucka. Więzień przeżył swojego strażnika i przeszedł pod kuratelę hetmana ­Michała Kazimierza Radziwiłła, brata zmarłego w 1760roku ­Hieronima. Dwa lata później zmarł również hetman i wtedy kuratelę sprawował syn uwięzionego z drugiego małżeństwa, Michał Hieronim.

Gdy królem został wybrany Stanisław August Poniatowski, Marcin zwrócił się do niego z prośbą o odzyskanie wolności. Na szczęście król zgody nie wyraził.

Wcześniej, w 1755roku, zmarła Dorota Henryka— matka uwięzionego. Pozostał po niej znakomicie prosperujący majątek w Przygodzicach, który dziedziczył jej jedyny syn. Dobra przeszły również pod kuratelę Hieronima, a później Michała Kazimierza. Oni również kolejno opiekowali się garbatym Józefem Mikołajem, któremu po uzyskaniu pełnoletności kuratorzy przekazali ordynację klecką. Cztery lata wcześniej, gdy Józef miał dziewiętnaście lat, podczas polowania został postrzelony — niewiele brakowało, a dziedzic straciłby życie.

Książę Marcin Mikołaj przeżył swoich dalekich kuzynów kuratorów, misję nadzoru dokończył syn Michał Hieronim. Książę „alchemik” dożył osiemdziesiątki, zmarł w 1782roku.

 

 

 

LOSY SYNA SZALONEGO ALCHEMIKA

 

 

 

 

WPORÓWNANIU Z OJCEM I DZIADKIEM Józef Mikołaj był prawie spokojnym człowiekiem. Politycznie był związany z Familią Czartoryskich i jako ich stronnik uczestniczył w konfederacji i sejmie konwokacyjnym 1764roku, poparł elekcję Stanisława Augusta Poniatowskiego. Tym samym był przeciwnikiem swojego dalekiego kuzyna Karola Stanisława Radziwiłła „Panie Kochanku”, głównego przywódcy zachowawczego obozu hetmańskiego. Okazało się to roztropniejszym posunięciem, zważywszy, że stronnictwo hetmańskie zostało przy pomocy wojsk rosyjskich pokonane przez Familię, Nieśwież został zdobyty, Radziwiłł „Panie Kochanku” musiał wycofać się z terytorium Rzeczypospolitej i został pozbawiony dostojeństw, a jego dobra obłożono sekwestrem.

Rzecz ciekawa, że Józef Mikołaj pomimo kalectwa, które „zawdzięczał” ojcu, krzywd, jakich on i jego matka doznali od księcia Marcina, utrzymywał z nim kontakty, a nawet starał się o złagodzenie reżimu wynikającego z kurateli; przekazywał też ojcu pieniądze. Zapewne syn czuł się zobowiązany do łożenia na ojca, szczególnie gdy w latach 1770–1771 nastąpił podział majątku księcia Marcina. Jako najstarszy syn otrzymał ordynację klecką i kilka innych dóbr, w tym dobra przygodzickie. O te ostatnie rywalizował z przyrodnim bratem Michałem Hieronimem. Po dziesięciu latach przekazał jednak Michałowi Hieronimowi majątek przygodzicki i odtąd zaczął się nowy rozdział w historii najbardziej na zachód wysuniętego przyczółku Radziwiłłów w Rzeczypospolitej.

Józef Mikołaj wystąpił przeciwko Konstytucji 3maja, upoważnił swojego syna Antoniego do złożenia akcesu do Targowicy, głównie dlatego, żeby uchronić majątki przed sekwestrem. Po upadku Rzeczypospolitej już nie angażował się w politykę. Nawet zrzekł się części swoich dóbr na rzecz krewnych.

Stawał się coraz bardziej zamkniętym i zobojętniałym człowiekiem. Resztę życia spędził w swojej siedzibie w Radziwiłłmontach. Nie interesował się też specjalnie losem swoich dzieci ani tym, co działo się naokoło. Z dwóch małżeństw miał pięć córek i jedynego syna, który zmarł w 1810roku bezpotomnie jeszcze za życia ojca. Dwa lata wcześniej zmarł jego młodszy przyrodni brat Jakub, też chory umysłowo, podobnie jak ojciec.

Wjakim stopniu książę Józef Mikołaj był mimowolnym świadkiem wyprawy napoleońskiej na Moskwę i tragicznego odwrotu pozostałej przy życiu garstki? Trudno powiedzieć. Zmarł 15lutego 1813roku.

 

 

 

II

 

ZABORCZY KONTRAKT MAŁŻEŃSKI ANNO DOMINI 1796, CZYLI KOSTIUMOWA HISTORIA ZE ZDRADĄ W TLE

 

 

 

 

 

 

RADZIWIŁŁ, CHOCIAŻ NORMALNY, ALE ZDRAJCA

 

 

 

 

MICHAŁ HIERONIM RADZIWIŁŁ żył osiemdziesiąt siedem lat, spośród synów szalonego Marcina Mikołaja zrobił największą karierę, o co nie było może trudno, skoro przyrodni brat, kaleki Józef Mikołaj, w pewnym momencie życia odsunął się w cień, Antoni Mikołaj został proboszczem nieświeskim i żył ledwie trzydzieści siedem lat, Dominik (1747–1803) niczym szczególnym się nie wyróżnił, a Jakub (1748–1808) odziedziczył po ojcu chorobę umysłową. Na tle swojego rodzeństwa Michał Hieronim był postacią wybitną, chociaż też kontrowersyjnie zapisaną w naszej historii.

Gdy miał cztery lata, w 1748roku, ubezwłasnowolniono jego ojca. Znalazł się wtedy pod opieką krewnego, Michała Kazimierza Radziwiłła „Rybeńki”, najbogatszego wówczas z Radziwiłłów, m.in.ordynata nieświeskiego, ołyckiego i pana na Białej. Kilkuletni Michał Hieronim został wysłany do szkoły we Lwowie, po jej ukończeniu w 1757roku powrócił do Nieświeża i tutaj, w gnieździe Radziwiłłów, otrzymał bardzo staranne wykształcenie dzięki nauczycielom domowym.

Szybko wspinał się po szczeblach kariery politycznej, była to jednak droga wyznaczona protekcją posłów rosyjskich, Nikołaja Repnina, a w szczególności Ottona Magnusa von Stackelberga, który przeprowadził ratyfikację pierwszego rozbioru Polski na Sejmie Rozbiorowym 1773–1775.

Michał Hieronim Radziwiłł razem z Adamem Ponińskim odegrali haniebną rolę w zwołaniu i przewodzeniu Sejmem Rozbiorowym 1773roku. Osiemnastego września 1773roku Radziwiłł podpisał traktaty cesji terytoriów Rzeczypospolitej Obojga Narodów na rzecz Rosji, Prus i Austrii. Należał do czołowych beneficjentów pierwszego rozbioru Polski. Jako współarchitekt okrojenia Rzeczypospolitej i jej nowego ustroju otrzymał starostwa: grabowskie, bolimowskie i borysowskie; otrzymał również kasztelanię wileńską, został członkiem Departamentu Wojskowego Rady Nieustającej, a od 1790roku był wojewodą wileńskim. Jak się wkrótce okazało, ostatnim w dziejach I Rzeczypospolitej.

Od tych profitów urzędowych ważniejsze i bardziej kompromitujące były pieniądze brane od zaborców. Z kasy przeznaczonej na kupowanie stronników państw zaborczych pobierał tysiąc dukatów miesięcznie za „negocjacje” dotyczące (niekorzystnego dla Polski) traktatu handlowego z Prusami. Ze skarbu Wielkiego Księstwa Litewskiego otrzymał 400000 złotych. Dzięki temu mógł nabyć dobra nieborowskie. Wraz z upadkiem Rzeczypospolitej budował rodową potęgę materialną.

 

 

 

ZDRAJCA, ALE ŚWIETNY GOSPODARZ

 

 

 

 

TRZEBA JEDNAK PRZYZNAĆ, że swojej fortuny nie trwonił, jak wielu innych przedstawicieli Radziwiłłów, tylko pomnażał ją, „przy okazji” biorąc również pieniądze od obcych. W swoich dobrach gospodarzył nowocześnie, opierając się na wzorach angielskich, zakładał manufaktury, miał sprawną administrację.

Dobra przygodzickie— scheda, którą pod koniecXVIIwieku kupił Przebendowski, a która przez nieszczęśliwe małżeństwo jego córki trafiła w ręce Radziwiłłów, teraz była w ręku wnuka Doroty Henryki. Majątek składał się z pięciu kluczy, które obejmowały 22 wsie, kilka folwarków, miasteczko Ostrów (które na początku wieku liczyło kilkudziesięciu mieszkańców, a w 1789roku miało ich już 2223 i było ważnym w skali Wielkopolski ośrodkiem tkactwa i sukiennictwa). Chłopi byli tutaj oczynszowani, zachęcano do osiedlania się rzemieślników. Dobra przygodzickie słynęły ze stawów rybnych, największych w Rzeczypospolitej i przodujących w Europie — obejmowały 118 stawów i sadzawek, w tym 18 największych o łącznej powierzchni około 700 hektarów. Majątek przygodzicki przynosił 63000 złotych rocznie, w tym 16000 złotych z gospodarki rybnej. Doświadczenia hodowlane zdobyte w dobrach przygodzickich Michał Hieronim przeniósł także do swojej posiadłości w Nieborowie, gdzie również założył hodowlę karpia.

WWieruszowie— niespełna 40 kilometrów na południe od dóbr przygodzickich— założył w 1781roku fabrykę wyrobów żelaznych.

Wczerwcu, na trzy miesiące przed rozpoczęciem obrad Sejmu Wielkiego, Michał Hieronim wyjechał do Francji i Anglii, pogłębiając swoją wiedzę w zakresie tamtejszej gospodarki rolnej i przemysłu. Wrócił w roku następnym, w okresie gdy krystalizowało się porozumienie polsko-pruskie. Dla niego była to sprzyjająca powrotowi atmosfera, chociaż o jego zaangażowaniu w czasach Sejmu Czteroletniego nic konkretnego powiedzieć nie można, poza tym, że w okresie sojuszu polsko-pruskiego, czyli w 1791roku, został kawalerem pruskiego Orderu Orła Czarnego.

Był zdecydowanym przeciwnikiem Konstytucji 3maja i przystąpił do konfederacji targowickiej. Z jej ramienia został prezesem (czyli grabarzem) Komisji Edukacji Narodowej i konsyliarzem przywróconej Rady Nieustającej. Znalazł się wśród garstki dziesięciu senatorów (na mocy Konstytucji 3maja skład senatu liczył 132 członków) na ostatnim sejmie Rzeczypospolitej i jako jedyny z wojewodów podpisał traktaty z Rosją i Prusami wyrażające zgodę na drugi rozbiór Polski. Jeszcze w tym samym roku podejmował w Nieborowie króla pruskiego Fryderyka WilhelmaII, który objeżdżał ziemie Rzeczypospolitej zagarnięte w 1793roku. Nie podzielił losu części targowiczan, którzy zostali powieszeni w trakcie insurekcji kościuszkowskiej — w krytycznym momencie przebywał w Petersburgu.

 

 

 

FAWORYT ZABORCÓW I „PRZYJACIÓŁKA” OBCYCH DYPLOMATÓW

 

 

 

 

WRAZ Z WYMAZANIEM POLSKI Z MAPY EUROPY Michał Hieronim stał się tym polskim magnatem, który miał najlepsze notowania na dworze pruskim. Spośród Radziwiłłów on jeden posiadał większe posiadłości na terytorium Polski zagarniętym przez Prusy. Widziano w nim pewnego stronnika, który mógł zostać symbolem dobrych relacji z nowymi polskimi poddanymi.

Oboje wraz z żoną, piękną Heleną z Przeździeckich, mieli doskonałe kontakty z przedstawicielami mocarstw zaborczych i stanowili niezwykłą parę. Ona miała osiemnaście lat, gdy w 1771roku brali ślub, Radziwiłł był wtedy dojrzałym dwudziestoośmioletnim mężczyzną, ale to podobno ona wybrała sobie Michała Hieronima za męża. Jej urodę opiewano w całym królestwie, on także był przystojnym mężczyzną, z pozoru wydawało się, że wzajemne zauroczenie grało tutaj pierwszą rolę. Po ślubie stanowili parę, która zgodnie współdziałała w budowaniu pozycji rodzinnej i dla dobra dzieci, ale też zgodnie z duchem epoki i arystokratycznym obyczajem szukali erotycznych przygód poza małżeństwem, nie mając do siebie o to pretensji.

Głośne były zwłaszcza romanse Heleny, które mąż tolerował i czerpał z nich doraźne korzyści polityczne oraz majątkowe. Tak było dzięki zażyłości z ambasadorem rosyjskim Stackelbergiem, z którym księżna była związana przez osiem lat do 1784roku, kiedy to „wkradły się jakieś nieporozumienia”. Znalazła za to „porozumienie” z hrabią Charlesem Whitworthem, posłem brytyjskim w Warszawie (w latach 1785–1787). Według znawcy epoki prof. Zbigniewa Kuchowicza zerwanie z wszechwładnym Rosjaninem dla Anglika było przejawem dużej odwagi. Brytyjski hrabia jednak krótko posłował nad Wisłą.

Następnym „dyplomatycznym wybrankiem” stał się Jakob Johann Sievers, poseł nadzwyczajny KatarzynyII, którego głównym i właściwie jedynym zadaniem (pełnionym tylko od 16lutego do 28grudnia 1793roku) było sprawne przeprowadzenie drugiego rozbioru Polski. Miała niby usidlić rosyjskiego posła za wiedzą króla Stasia, ale pomimo oczarowania Heleną Sievers nie zrobił niczego, co mogłoby przeszkodzić misji wyznaczonej przez carycę Katarzynę. Kolejnym bywalcem jej alkowy został generał Michał Pac, starosta kowieński i poseł.

Zpolskim królem też być może łączyło Radziwiłłową coś więcej niż tylko przyjaźń.

Ostatni nasz władca poznał bardzo dobrze charakter pani na Nieborowie, która, czyniąc dzieło swego życia (jaką stała się Arkadia), wyposażając to niesamowite miejsce, „zdobywała gdzie i jak się dało”, dlatego król Staś w liście z 1784roku do swojego nadwornego malarza Bacciarellego ostrzegał: „Uproś wojewodzinę ode mnie, by nam pozowała jako Muza lub Minerwa, lecz przy tym uważaj, żeby nam czegoś nie zabrała”.

 

 

 

NIEBOROWSKA MUZA

 

 

 

 

HELENA RADZIWIŁŁOWA obdarzona była nie tylko urodą, ale i talentami artystycznymi, które łączyła ze znakomitym wykształceniem. Biegle władała francuskim, angielskim, niemieckim, włoskim, najgorzej posługiwała się (zwłaszcza w piśmie) językiem polskim. Była osobą dobrze znającą najważniejsze dzieła epoki, w tym takich myślicieli jak Wolter, Diderot i d’Alembert. Z ich dzieł wpisywała cytaty do swojej „Księgi powierniczej”.

Wspólnym dokonaniem Heleny i Michała Radziwiłłów była rozbudowa rezydencji w Nieborowie, którą uczynili jedną z najpiękniejszych siedzib magnackich w Polsce. Jednak osobistą zasługą Heleny, pielęgnowaną do końca jej życia, została Arkadia. Jak pisała Małgorzata Ludwisiak:

 

Krajobrazowy park księżnej był prawdziwym semantycznym skarbcem: dotrzymywał kroku aktualnym modom formalnym, prądom umysłowym, jego program wytyczały przeczytane przez fundatorkę lektury i obejrzane ryciny. Był też dziełem sztuki łączącym w sobie stylizowaną naturę, architekturę, rzeźbę, malarstwo, rozsiane po całym ogrodzie literackie sentencje oraz reżyserowane odpowiednio cień i światło. Owo dokładnie przemyślane theatrum miało służyć zarówno różnorakim elementom ludycznym, jak i stanowić bogatą oprawę dla znajdującego się w nim grobowca. Arkadia Heleny Radziwiłłowej godziła zręcznie zabawę, intelektualną grę i śmierć, podporządkowując Thanatosowi ludyczność, czy też odwrotnie: czyniąc z niego element gry.

 

Zrealizowana w Arkadii wizja pięknej Heleny jest tym bardziej godna podziwu, że kreatorka tego urokliwego miejsca nie znała Grecji i Włoch, nie była też we Francji i w Anglii. Kierunek jej podróży okazał się— jak na mobilność ówczesnej arystokracji— dość skromny. Poznała Berlin, Getyngę (tam kształciła swoich synów), Drezno, przebywała w Petersburgu i Moskwie, znała Wiedeń, w Karlsbadzie pod koniec swego życia próbowała poratować zdrowie. Na dalsze ekspedycje nie pozwalał jej mąż, chyba raczej ze skąpstwa niż z obawy o kolejne romanse.

Wrozbudowie i upiększaniu Nieborowa oraz Arkadii stanowili zgodny tandem. Wszystko, co czynili dla tych miejsc, czynili z wielkim rozmachem. Oto z Drezna najpierw Sprewą, potem przez Bałtyk na statkach, z powrotem na tratwach z Gdańska do Warszawy, a później już do Nieborowa dotarła niezwykła „kolekcja” 350 kwitnących drzew cytrynowych, na które czekała w Arkadii imponująca oranżeria. Goście Radziwiłłów byli pod wrażeniem drzewek cytrynowych, pomarańczowych i figowców. Helena w 1800roku wydała w nakładzie stu egzemplarzy Le Guide d’Arcadie— pierwszy polski przewodnik po ogrodzie.

Nieborów pod ich ręką stał się jedną z najpiękniejszych rezydencji magnackich w Polsce. Tutaj nie objawiało się przypisywane księciu Michałowi Hieronimowi skąpstwo. Dla upiększania pałacu i jego otoczenia Radziwiłłowie zatrudniali najwybitniejszych artystów epoki stanisławowskiej: architektów, rzeźbiarzy, malarzy. Pracowali dla nich: Szymon Bogumił Zug (projektant pierwszych ogrodów polskich w stylu angielskim), Jakub Kubicki, Aleksander Orłowski, Henryk Ittar, Jan Piotr Norblin, Zygmunt Vogel.

Francuski poeta Jacques Delille opiewał w wierszu Arkadię Radziwiłłowej (również Puławy Izabeli Czartoryskiej).

 

 

 

MISTRZ HISTORYCZNYCH OKAZJI

 

 

 

 

PAŁAC ZOSTAŁ WYPOSAŻONYw sprowadzone z Anglii meble, porcelanę, srebra; zgromadzono w nim kolekcję obrazów, starych monet i medali; powstała ogromna biblioteka zawierająca tysiące cennych starodruków, rycin, map. Osobisty księgozbiór Heleny liczył ponad 600 tytułów wybitnych autorów, ich dobór świadczył o wyrobionym smaku literackim i zamiłowaniach filozoficznych właścicielki. Ta kobieta, niezwykle wrażliwa na sztukę i literaturę, była również uzdolniona muzycznie i literacko. Wzbudzała podziw na częstych balach. Była pod każdym względem niezwykła, a urodę udało jej się zachować do późnych lat.

Według Marii Wirtemberskiej słynęła: „słodyczą charakteru, urodą niepospolitą, ujmującą wesołością, gustem pełnym wdzięku”.

Michał Hieronim Radziwiłł w gromadzeniu księgozbioru łączył estetyczny smak z okazjami, jakie stwarzała dramatyczna historia. Sprowadzał zbiory biblioteczne przetrzebione przez zawieruchę Wielkiej Rewolucji Francuskiej. W ten sposób do Nieborowa trafiły książki z bibliotek LudwikaXIV, kardynała Richelieu, Marii Antoniny, madame de Pompadour. Przed śmiercią Ludwika XVI udało mu się kupić zasobny zbiór inkunabułów z kolekcji króla Francji. Talentowi księcia Radziwiłła do gromadzenia bogactwa sprzyjały okoliczności szczególne: rozbiory Polski, rewolucja we Francji. Historyczna zawierucha nad Sekwaną przyczyniła się do powiększania polskiej kolekcji. Rzadki to raczej przypadek w naszej historii. Trzeba również przyznać, że wojewoda i jego żona wzbogacali swoje zbiory z wielkim znawstwem i smakiem.

Nieborów i Arkadia stały się okazałymi, pięknymi miejscami w chwili, gdy zakończył się żywot I Rzeczypospolitej. Radziwiłłowie mieli znakomite relacje zarówno z dworem w Petersburgu, jak i w Berlinie. Helena była zaprzyjaźniona z carycą KatarzynąII i carem Aleksandrem I, którym była wręcz oczarowana, wielokrotnie nazywając go „aniołem-rycerzem”.

Szczególnie gdy chodziło o kochanków i przyjaźnie z monarchami, Radziwiłłowie „nieborowscy” skłaniali się do opcji prorosyjskiej, jednak ich rezydencja i pobliska Warszawa znalazły się w zaborze pruskim.

 

 

 

OPCJA BERLIŃSKA

 

 

 

 

JUŻ PO DRUGIM ROZBIORZE Radziwiłłowie podejmowali w Nieborowie króla pruskiego Fryderyka WilhelmaII, który objeżdżał ziemie zagarnięte przez Prusy. Michał Radziwiłł stał się najlepszym kandydatem na symbol zjednania polskiej arystokracji z zaborcami pruskimi. Jak się wkrótce okazało, dobrze wywiązał się z tej roli i w oczekiwania zaborcy wkomponował się znakomicie. W 1795roku przybył do Berlina na zaproszenie króla. Właśnie wtedy doszło do rozmów na temat zawarcia związku małżeńskiego książęcego syna Antoniego z Luizą, bratanicą ­Fryderyka Wielkiego. W pomysł ten szczególnie zaangażowała się księżna Helena, do tego stopnia, że caryca Katarzyna zdobyła się na dość prześmiewczy komentarz:„Miałam ją za nadzwyczaj miłą i uprzejmą osobę, cóż, kiedy oszalała”.

„Szaleństwo” jednak szybko przybrało realne kształty. Młodzi zresztą przypadli sobie do gustu, chociaż Luiza od swojego przyszłego małżonka była starsza o pięć lat.

Małżeństwo stało się elementem polityki pruskiego zaborcy, która bezpośrednio po upadku powstania kościuszkowskiego i trzecim rozbiorze Polski wyróżniała się mniej opresyjnym traktowaniem Polaków w porównaniu z Austrią i Rosją (do czasu śmierci KatarzynyII).

Po upadku Rzeczypospolitej nie było jednolitej postawy wobec nowej sytuacji. Bohaterowie walki o reformę państwa i jego obronę byli zmęczeni, jedni uwięzieni przez zaborców, inni godzili się z sytuacją, próbując znaleźć swoje miejsce w obliczu zupełnie nowego położenia, jeszcze inni podejmowali konspiracyjne działania w kraju, a jawne na emigracji.

Zadawano sobie podstawowe pytania: co robić wobec utraty państwa, gdzie upatrywać poparcia, z jakim zaborcą próbować się układać? Pytania te miały wyznaczyć normy postępowania i granice kompromisu Polaków. Ci, którzy liczyli na zmianę sytuacji, nadzieję upatrywali głównie w zrewolucjonizowanej Francji, która podobnie jak „sprawa polska” również była izolowana w Europie. Stąd myśl, aby przy współpracy z Francją sprzymierzyć się z tym zaborcą, który gotów byłby wyłamać się z solidarności mocarstw, które unicestwiły Rzeczpospolitą.

Powstała w Paryżu 22sierpnia 1795 Deputacja (radykalna organizacja niepodległościowa) w memoriale złożonym Komitetowi Ocalenia Publicznego w grudniu 1795roku proponowała dyplomacji francuskiej wykorzystanie nieporozumień między zaborcami; w szczególności wskazywano na Austrię, która w podziale łupów odniosła najmniejsze korzyści, a ponadto jej pozycja została osłabiona względem Rosji i Prus. Polscy patrioci widzieli nawet siebie w roli pośredników ewentualnego porozumienia francusko-austriackiego.

Tymczasem bieg wypadków sprawił, że bardziej realna wydała się opcja pruska, chociaż odium zdradzieckiego sojusznika w chwili próby Sejmu Wielkiego zdawało się zniechęcać do ponownego zbliżenia z Hohenzollernami. Podpisany w Bazylei (kwiecień 1795roku) pokój między Francją i Prusami zmienił perspektywę.

Było to wydarzenie, które na kilka lat zdawało się nieoczekiwanie czynić z Prus zaborcę, z którym możliwa będzie przynajmniej częściowa rewizja sprawy polskiej. Jego obiecującym zwiastunem stał się projekt mariażu księcia Antoniego Radziwiłła z bratanicą króla, księżniczką Luizą Hohenzollern. Na związku tym bardziej zależało rodzinie polskich arystokratów. Wspomniałem już o szczególnym zaangażowaniu księżnej Heleny, uszczypliwie skomentowanym przez carycę KatarzynęII. Księcia Michała Hieronima Radziwiłła dość trudno sobie wyobrazić w roli polskiego przywódcy porozumienia z Prusami. Wszakże to o nim Niemcewicz napisał: „samolub, zły obywatel, nieuczynny”. Chociaż warto odnotować, że ostatni wojewoda wileński znalazł się wśród sygnatariuszy poręczenia, co było warunkiem uwolnienia Ignacego Potockiego, członka Rady Najwyższej Narodowej z czasów powstania kościuszkowskiego. Z politycznych względów zawarciem tego ślubu zainteresowany był również król pruski; mogło to wywrzeć dobre wrażenie na części polskich poddanych, a przecież niekoniecznie musiało wiązać się z jakimikolwiek koncesjami.

 

 

 

SPRZYMIERZEŃCY MARIAŻU

 

 

 

 

NIE OBYŁO SIĘ JEDNAK BEZ PRZESZKÓD, o których z goryczą wspominała przyszła żona księcia Antoniego:

 

Wkońcu kwietnia [1795roku— przyp. W.B.] przyjechali do Berlina księstwo Radziwiłłowie z córką i synem Antonim. Po ostatniej rewolucyi w Polsce i zajęciu jej przez nasze wojska, często słyszeliśmy o tej rodzinie, osiadłej w Dreźnie. Hrabia Walicki, jeden z codziennych partnerów mojej matki, zachwycał się zawsze nimi.

 

Owym zachwyconym Radziwiłłami był słynny już wtedy Michał Walicki (1746–1828), wytworny szuler z klasą. Na grze w bilard i karty zarobił fortunę. Tytuł hrabiowski wykupił. Ci, których ogrywał, nie mieli do niego pretensji, raczej proponowali mu współpracę. Tak było z księciem Orleanu Ludwikiem Filipem Józefem Égalité. Walicki miał świetne relacje z dworem króla LudwikaXVI, w szczególności z Marią Antoniną. Był nawet poręczycielem rodziny królewskiej. Na szczęście dla niego, w porę opuścił Francję i gdy w Paryżu ścinano pierwsze głowy, przebywał już w Londynie. W czasach Sejmu Wielkiego pełnił funkcję podstolego koronnego. W połowie lat dziewięćdziesiątychXVIIIwieku przebywał w Dreźnie, później wrócił na rodzinną Litwę i osiadł w Wilnie. Był niezwykle hojnym darczyńcą na rzecz Uniwersytetu Wileńskiego oraz Liceum Krzemienieckiego, w zakupionym majątku Jeziory założył manufaktury: papierniczą i sukienniczą. Pomimo szulerskiego źródła swojego majątku był powszechnie lubiany i pozostawił po sobie dobre wspomnienie. Chyba najlepsze świadectwo wystawił mu Henryk Rzewuski:

 

Nigdy o nic się nie sprzeczał, wątpliwe wypadki w grze zawsze przeciwko sobie nawiązywał, kredytu nikomu nie odmawiał, nikomu nie naprzykrzał się o zapłacie.

 

Może trochę ironicznym przesłaniem jest jednak fakt, że jeżeli wierzyć księżniczce Luizie, nie król pruski czy ostatni wojewoda litewski książę Michał Radziwiłł i jego żona Helena byli „swatami” związku Antoniego z pruską księżniczką, lecz znany w Europie szuler. W dodatku doszedł do słowa w tej sprawie z księciem Henrykiem Pruskim, jednym z pomysłodawców rozbioru Polski, stryjem księżniczki. Poznali się jeszcze w Paryżu.

„Sympatia stryja dla Polaków— wspominała Ludwika— nasunęła mu myśl połączenia, przez jakieś małżeństwo, Prus z Polską”. A my możemy się jedynie żachnąć na jej szczególne objawy „sympatii”, gdy Henryk zachęcał carycę Katarzynę do rozbiorów.

 

W1795roku w Dreźnie poznał Radziwiłłów, którzy z powodu wojny uciekli z Warszawy i ze swojej majętności, Nieborowa. Będąc pod urokiem tej miłej rodziny, gorąco ich namawiał, żeby przyjechali do Berlina, z ukrytą myślą wprowadzenia w czyn matrymonialnych swoich projektów. Przedstawiono nam ich w dniu 1maja w ­Bellevue. Tylko co wróciłam ze spaceru. Nie mając czasu na przebranie się, musiałam pokazać się im tak, jak byłam, w starym żałobnym stroju. Stary książę wojewoda wcale mnie nie zachwycił, ale księżną wojewodziną byłam po prostu oczarowana. Pomimo pięćdziesiątki, jaką podobno już miała, była niezwykle piękna. Rysy jej klasyczne, śliczny kształt szyi, okrągłość ramion i białość rąk, wcale wieku nie zdradzały, a siwe prawie białe włosy, stanowiły kontrast ze świeżością cery. W obejściu elegancja i dystynkcja wielkiej damy.

Syn ich […] bardzo przystojny, z regularnemi rysami twarzy, na której malowała się dobroć i słodycz. Kształty ciała i postawa znamionowały dobre pochodzenie. Siostra jego, Krystyna, była ładna, wesoła i dowcipna. Byliśmy wszyscy nimi zachwyceni i rodzice postanowili się często z nimi widywać.

Sympatya była obopólna i Radziwiłłowie stali się prawie codziennymi gośćmi naszymi w Bellevue. Książę Antoni ładnie rysował i grał na fortepianie, a Krystyna ujmowała wszystkich swoją uprzejmością. Na cześć naszej matki, hrabia Walicki wydał śniadanie w ogrodzie Georga.

Na tej zabawie miałam sposobność po raz pierwszy przekonać się o wielkiej dobroci młodego księcia. Młodzież rzucała skórki od pomarańcz na przeciwny brzeg rzeki. Dzieci, bawiące się opodal z narażeniem życia, podnosiły je z wody. Książę to spostrzegł i pobiegł poszukać czegoś, coby im to nagrodzić mogło. Po raz pierwszy wtedy czułam do niego żywszą sympatię.

 

Księżniczka Luiza bardzo idealizowała swojego stryja Henryka, czyniąc z niego przyjaciela Polaków prawie oszukanego przez carycę, który w jej oczach stał się mimowolnym narzędziem imperatorowej. Zapewne nie wszystko dobrze zapamiętała, trochę myli chronologię, jej dobre relacje ze stryjem kontrastujące z oziębłością matki też miały wpływ na pozytywny retusz księcia Henryka w jej pamiętnikach. Ponieważ od początku stryj sprzyjał małżeństwu Luizy z Radziwiłłem— a nawet częściowo je zaaranżował, mając w tym polityczny plan— księżniczka skłonna była wiązać jego sympatię do Radziwiłłów z sympatią do Polaków w ogóle. Radziwiłłowie są podejmowani w pałacu Henryka.

Księżna Helena oznajmiła Luizie, że jej syn zamierza starać się o jej rękę. Księżniczka prawie od początku była gotowa, jej schorowany ojciec też nie widział przeszkód, ale obawiano się reakcji matki. Książę Henryk podjął się z nią trudnej rozmowy.

Matka księżniczki Luizy, margrabina Brandenburska-Schwedt, nie kryła irytacji, gdy dowiedziała się o prowadzonych już za jej plecami ustaleniach. Urażona została duma matki i przedstawicielki rodu, wobec którego Radziwiłłowie byli— jej zdaniem— niższego stanu. Dodatkową komplikację stanowiła nietypowa różnica wieku między jej córką i kandydatem na męża, co również mogło być pretekstem do sprzeciwu.

Rozmowa stryja Henryka i księżnej Heleny Radziwiłłowej z matką Luizy, której przedstawiono wstępne warunki umowy małżeńskiej, miała dość gwałtowny przebieg. Później emocje nieco opadły, ale margrabina nie wyraziła swojej zgody. W obejściu z córką pozostała „jednako rozgoryczona i chłodna”.

Córka nie dała za wygraną. Zwróciła się do przyjaciela domu, a ściślej przyjaciela jej matki, hrabiego Fryderyka Schmettaua. W uzgodnieniu z księżną Radziwiłłową napisała do niego list z prośbą o pośrednictwo. Nie pisze w swoich pamiętnikach o tym nawet aluzyjnie, ale współcześni mówili, że był on faktycznym ojcem Luizy. Z pewnością był kochankiem jej matki. Odpowiedź hrabiego nadeszła już po dwóch dniach. Obiecał pośrednictwo, chociaż wyraził swoje obiekcje— na przyszłość— związane z różnicą wieku. Po tym wsparciu Luiza zdobyła się na rozmowę z matką, dla której, jak się okazało, zdanie hrabiego Schmettaua miało decydujące znaczenie. W obecności jej ojca— tego oficjalnego— przyrzekła się nie sprzeciwiać, uzależniając już wszystko tylko od królewskiego przyzwolenia, co wydawało się— szczególnie ze względu na stanowisko księcia Henryka— oczywistą formalnością.

 

 

 

KRÓLEWSKIE PRZYZWOLENIE Z DROBNYMI PRZESZKODAMI

 

 

 

 

JESZCZE TEGO SAMEGO DNIA powiadomiono Radziwiłłów, którzy pojawili się z synem w domu Luizy. Jej matka prawie u wejścia zakomunikowała Antoniemu:

— Pocałuj swoją narzeczoną.

Teraz wszystko już przebiegałow błyskawicznym tempie. Według relacji narzeczonej w godzinach wieczornych księstwo byli na obiedzie u króla, który wyraził swoją wielką radość z planów małżeńskich. Cieszył się również, że młodzi zamieszkają w Berlinie— taki warunek ustalił jeszcze książę Henryk. Już następnego dnia rodzice Luizy otrzymali list, w którym wychwalał rodzinę Radziwiłłów i prosił (!), aby nie sprzeciwiać się złączeniu tak znakomitych rodów. Po takiej reakcji króla poproszono go bezzwłocznie o wyznaczenie dnia zaręczyn, a jednocześnie zaczęto powiadamiać rodzinę o planowanym małżeństwie. Tym razem odpowiedź nie nadeszła równie szybko, zwłoka zaniepokoiła rodziców przyszłej panny młodej. Tymczasem na dworze zadziałała machina urzędnicza, a ściślej intryga urażonego ministra Haugwitza. Król nie cofnął swojej zgody, ale książę Ferdynand i księżna Brandenburska-Schwedt zostali powiadomieni:

 

Ponieważ książę Radziwiłł nie należy do panującej rodziny, przeto ani zaręczyny, ani jego ślub nie mogą odbyć się według dworskiej etykiety.

Ministrowie dworu nie mogą nieść pochodni przy ceremonii Fackeltanzu, według zwyczaju przed księciem, nie mającym prawa do tronu.

 

Ojciec Luizy nie wahał się natychmiast odpowiedzieć królowi i hrabiemu Haugwitzowi, w dosadnych słowach wyraził żal i oburzenie, że tak postąpiono z nim i jego rodziną. Wywiązała się korespondencja, w której król prawie tłumaczył się przed księciem Ferdynandem, że nie może sprzeciwiać się obowiązującej etykiecie. Próbował załagodzić sprawę innymi uprzejmościami. Zaoferował, że zaręczyny i ślub mogą odbyć się w jego zamku, księciu Antoniemu przyznał Order Orła Czerwonego.

Rodzina panny młodej uniosła się jednak honorem i ogłosiła zaręczyny u siebie. Odpisali dumnie królowi, że po tym, co ich spotkało, nie śmieliby fatygować władcę swoimi sprawami. Król jakoś nie zraził się tonem odpowiedzi i nadal zachowywał ostentacyjną serdeczność. Zaprosił rodzinę Radziwiłłów do swojego pałacu na obiad w Charlottenburgu, z czego nie wypadało nie skorzystać. Rodzice panny młodej wypili ten kielich goryczy (na obiedzie obecny był również Haugwitz, którego obwiniali o