14,99 zł
Robert Magson, spadkobierca tytułu księcia Reighland, jedzie do stolicy znaleźć żonę. Książę cieszy się dużym powodzeniem, młode damy i ich patronki dbają, aby nie zabrakło mu rozrywek. Pewnego dnia poznaje lady Priscillę, która nie okazuje mu sympatii. Robert, zafascynowany młodą damą, decyduje się na oświadczyny. Nie wie, że Priscilla skrywa pewien kompromitujący sekret…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 277
Tłumaczenie: Ewa Bobocińska
Robertowi Magsonowi, księciu Reighland, każda sala balowa kojarzyła się z dżunglą pełną pułapek zastawionych nie na tygrysy, lecz na nieostrożnych mężczyzn. W Londynie roiło się od matek i ich córek na wydaniu. Było ich tyle, że wcale by się nie zdziwił, gdyby czaiły się nawet za umeblowaniem w klubie u White’a. Wszystkie starały się choćby na moment przyciągnąć jego wzrok, jakby mógł podjąć decyzję o wyborze żony na podstawie przelotnego spojrzenia.
Robert znacznie więcej czasu spędził na targach końskich niż w salonach. Nigdy nie wyłożył pieniędzy na stół bez zajrzenia koniowi w zęby, pomacania pęcin i sprawdzenia rodowodu. Bez wątpienia do wyboru żony należało podejść z równą, o ile nie większą troską.
Z chmurną miną przesunął wzrokiem po tłumie wypełniającym salę balową i natychmiast dwie czy trzy młode damy dygnęły w głębokim ukłonie. To było doprawdy dziwaczne; jego wzrok zdawał się działać na nie ożywczo niczym słoneczne promienie, pod wpływem których rozkwitają kwiaty. Jeszcze przed rokiem te same panny nie wykazałyby aż tyle zainteresowania. To się zmieniło, gdy nagle zmarł jego kuzyn i Robert przejął arystokratyczny tytuł. Od tego momentu stał się najbardziej pożądaną partią tego sezonu w Londynie.
Zmarszczył czoło i otaczający go tłumek cofnął się nieco, dając mu odrobinę więcej miejsca. Ponura mina Roberta nie oznaczała bynajmniej, że nie zamierzał poślubić którejś z tych panien, jednak stanowczo zbyt wiele dziewcząt wiązało z nim nadzieje. Nie mógł sobie pozwolić na okazanie serdeczności, o ile chciał mieć choć chwilę spokoju.
Prawdę mówiąc, raut był wyjątkowo przyjemny. Robert nie miał powodu podejrzewać, że gospodarz, hrabia Folbroke, brał udział w zmowie przeciwko niemu, ponieważ nie miał sióstr ani córek na wydaniu.
– Słyszałem, że myślisz poważnie o córce Benbridge’a – odezwał się nagle stojący obok niego Folbroke.
Robert zdumiał się tempem, w jakim rozeszła się ta plotka. W trakcie sezonu zdążył wyróżnić kilka młodych dam, choć żadna nie wzbudziła w nim większego zapału i entuzjazmu. Kandydatura córki Benbridge’a wypłynęła w ostatnim czasie.
– Skąd ten pomysł? – zapytał obojętnym tonem. – Nawet nie widziałem tej młodej damy.
– Słyszałem o tym od mojej żony. Podobno niedawno poślubiona przez Benbridge’a małżonka rozpowiada na prawo i lewo, że zostałeś schwytany w małżeńską pułapkę i jesteś niczym mysz z przetrąconym kręgosłupem. – Hrabia uśmiechnął się. – Nic dziwnego, że jeszcze jej nie widziałeś. Od dłuższego czasu nigdzie się nie pokazuje. Naturalnie, nie mógłbym jej zobaczyć, nawet gdyby była na tej sali – dodał Folbroke, poprawiając ciemne okulary.
Roberta nie przestawało zdumiewać, z jaką swobodą hrabia mówił o swojej ślepocie. Być może w ten sposób starał się nie dopuścić do tego, by ludzie traktowali go jak inwalidę. Zresztą nie było po temu powodu. Co prawda, podczas tak tłumnych imprez towarzyskich jak dzisiejszy raut Folbroke starał się pozostawać z boku, lecz nie różnił się w tym od licznych dżentelmenów, którzy podpierali ściany, żeby uniknąć ścisku panującego na środku sali.
Robert podziwiał jego wystudiowaną swobodę i starał się ją naśladować, żeby wydać się bardziej pewnym siebie, niż był w rzeczywistości. Od czterech miesięcy nosił tytuł księcia Reighland, jednak gdy ktoś go tytułował, nadal rozglądał się za Gregorym. Pomodlił się w duchu o spokój duszy kuzyna, radosnego dziecka, które miało odziedziczyć ten tytuł, i zatęsknił za światłymi radami jego nieżyjącego ojca. Chwilami wydawało mu się, że najbliżsi nie umarli, a porzucili go, by samotnie zmierzył się z obcym, niezrozumiałym światem. Mars na jego czole pogłębił się na myśl o plotkarzach, którzy go otaczali.
– Wbrew przekonaniu żony Benbridge’a nie zmieniłem się w mysz z przetrąconym kręgosłupem. Muszę przynajmniej zobaczyć tę damę, zanim poproszę ją o rękę. Może i jestem nowicjuszem na małżeńskim targowisku, lecz nie zamierzam kupować kota w worku.
Folbroke uśmiechnął się. Był wyjątkowo pogodny z natury, ale Robert podejrzewał, że w tej szczególnej sytuacji coś go rozbawiło.
– Tak czy owak, powinieneś poznać Hendricksa – oświadczył. – Z pewnością będzie chciał powitać cię w rodzinie.
Robert miał nadzieję, że Folbroke nie kpił z niego. Polubił niewidomego hrabiego i nie chciał, by okazał się równie fałszywy jak ci, którzy oferowali mu przyjaźń, a za plecami szydzili z wiejskich manier świeżej daty księcia.
– Hendricks! – zawołał Folbroke. – Podejdź tutaj, musisz kogoś poznać.
A więc o to chodziło! Robert odprężył się nieco. Hendricks był protegowanym hrabiego i ten raut miał zapewne stworzyć okazję do przedstawienia go Jego Wysokości księciu Reighland. Robert nie miał nic przeciwko temu. Potrzebował każdej możliwej pomocy w kwestii rozeznania się w subtelnych zawiłościach życia towarzyskiego londyńskiej socjety, a obiło mu się o uszy, że dobrze było znać Hendricksa.
Zmaterializował się przy nich mężczyzna w okularach, zupełnie jak aktor, który czeka za kulisami w gotowości, by w odpowiednim momencie wejść na scenę.
– Życzysz sobie czegoś, Folbroke?! – Hendricks musiał podnieść głos, żeby przebić się przez gwar, a jednak udało mu się zachować spokojny, pełen szacunku ton. Zupełnie jak dżin z arabskiej bajki, pomyślał Robert. Dobór słów jeszcze wzmocnił to skojarzenie.
– Chciałem tylko przedstawić cię Reighlandowi – odparł Folbroke. – Wasza Wysokość, John Hendricks jest mężem pięknej Drusilli Roleston, starszej córki Benbridge’a, siostry twojej nadobnej Priscilli. Johnie, książę Reighland prawdopodobnie zostanie twoim szwagrem. Bądź dla niego miły.
Brwi Hendricksa powędrowały w górę, zdradzając zaskoczenie. Szybko jednak zapanował nad mimiką i zwrócił się do Roberta z ukłonem.
– Jak się pan miewa, Wasza Wysokość?
Robert odpowiedział nieco sztywnym skinieniem głowy.
– Proszę nie wierzyć Folbroke’owi. To nie jest „moja nadobna Priscilla”. Wbrew krążącym pogłoskom decyzja jeszcze nie zapadła. Nawet nie widziałem tej młodej damy – podkreślił. Zadał sobie w duchu pytanie, co było nie tak z londyńczykami. Plotki zdawały się być im niezbędne do życia jak powietrze. – Rzeczywiście pragnę ją poznać. Jeśli uznam, że pasujemy do siebie… – Urwał.
Hendricks kiwnął głową.
– Wasza Wysokość pozwoli, że przedstawię mu swoją żonę. Jest spragniona wszelkich informacji o Priscilli.
– Nie może sama porozmawiać z siostrą?
– Niestety nie, i to przeze mnie – odparł z pogodnym uśmiechem Hendricks. – Benbridge uważał, że nie jestem godzien wejść do jego rodziny. Na szczęście dla mnie lady Drusilla nie podzielała jego opinii. Za karę została pozbawiona kontaktu z siostrą.
– Pozwolę sobie zauważyć, że Benbridge to kompletny idiota – stwierdził spokojnie Folbroke. – W tej sali nie ma lepszego towarzysza niż Hendricks ani bardziej błyskotliwego umysłu.
Robert słyszał już z innych ust podobne opinie. Hendricks był powszechnie postrzegany jako wschodząca gwiazda polityki, co zawdzięczał miłemu usposobieniu i naturalnej zdolności pojawiania się w odpowiednim czasie we właściwym miejscu.
– Czyżby obecność na raucie starszej siostry była przyczyną nieobecności młodszej? – zapytał z rozdrażnieniem Robert. Podczas kilku spotkań z Benbridge’em odniósł wrażenie, że to nadęty stary dureń, mający się za znacznie mądrzejszego i ważniejszego, niż jest w rzeczywistości. Teraz zyskał potwierdzenie swojej opinii. Znamienne, że Folbroke, mając do wyboru jednego z nich, wolał niższego rangą Hendricksa niż stojącego wysoko w hierarchii społecznej Benbridge’a. Robert zapisał to spostrzeżenie w pamięci, bo mogło mu się przydać.
Hendricks skinął głową w odpowiedzi na pytanie księcia.
– Priscilla nie otrzymała zezwolenia na przyjście, ponieważ nas zaproszono na raut. To obłęd. Nie przestaniemy z Drusillą bywać w towarzystwie tylko dlatego, by oszczędzić przykrości ojcu, który się jej wyrzekł. – Przeniósł wzrok na Roberta i poprawił okulary. – Jeśli Wasza Wysokość zdecyduje się poślubić Priscillę, to oczywiście złożymy wam serdeczne gratulacje, ale nie będziemy oczekiwać zaproszenia na ślub, bo to zirytowałoby ojca panny młodej. Nie chcielibyśmy zepsuć ceremonii.
To stwierdzenie zirytowało Roberta jeszcze bardziej niż założenie, że dokonał wyboru żony. Do głowy mu nie przyszło, żeby zdecydować, kto zasiądzie w ławach kościoła św. Jerzego, w którym londyńska arystokracja zwykła brać śluby, a tymczasem spotkał się z pierwszą odmową, zanim jeszcze wystosował zaproszenie.
– Jeszcze niczego nie postanowiłem – oznajmił. – Rzeczywiście rozmawiałem na ten temat z Benbridge’em, ale nie spotkałem się z jego córką. – Nagle uderzyła go pewna myśl. – Ale pan ją widział, prawda? Co pan o niej sądzi?
Przez twarz Hendricksa przemknął wyraz niepewności, ale odpowiedział szczerze:
– To piękność. Blond loki, błękitne oczy i dołeczki w policzkach. Z pewnością będzie prześliczną żoną jakiegoś szczęściarza i da mu urodziwe dzieci.
W kilku słowach Hendricks nakreślił pociągający obraz urodziwej młodej damy, ale dla Roberta było jasne, że nie przepada on za Priscillą i jej blond lokami. Wybrał jej starszą siostrę i ewidentnie ją ubóstwiał. Co nie oznaczało, że Robertowi nie spodoba się Priscilla, jeśli w końcu uda mu się ją zobaczyć. Śliczna żona jest lepsza niż brzydka, to nie ulegało wątpliwości.
– Może pan liczyć na przychylność Benbridge’a – dodał Hendricks. – Priscilla to jego ulubienica.
– Domyśliłem się tego – odparł Robert.
Małżeństwo w arystokratycznych sferach stanowiło coś w rodzaju przypieczętowania sojuszu dwóch rodów, mógł więc trafić znacznie gorzej niż na urodziwą córkę księcia. Jeśli chciał przeforsować w parlamencie niektóre ze swych idei, to dobrze byłoby zapewnić sobie poparcie dojrzałego, doświadczonego męża stanu. W dodatku Benbridge, który ogromną wagę przywiązywał do pozycji i godnego zachowania, zapewne niemal od urodzenia uczył córkę dobrych manier. Robert mógł więc oczekiwać, że będzie go ratowała przed skutkami jego nieszczęsnej tendencji do popełniania towarzyskich gaf.
Robert nie spodziewał się, że kiedyś zostanie księciem, ponieważ nie był bezpośrednim spadkobiercą tytułu. Natomiast lady Priscillę od dziecka wychowywano na księżnę, a przynajmniej na hrabinę. Wiedziała, czego świat od niej oczekuje, więc mąż nie będzie musiał się kłopotać prowadzeniem domu na odpowiednim poziomie i organizacją życia towarzyskiego. A to byłoby dla niego olbrzymią ulgą.
Dręczyło go tylko to, że Hendricks nie znalazł na określenie Priscilli żadnych słów poza pochwałami dla jej urody. Prawdopodobnie coś przed nim ukrywał. Może dziedziczny obłęd? Mając do wyboru to lub paskudny charakter, Robert wolałby chyba to drugie. Spotkał już szlachetne dzieci podłych rodziców, ale braki umysłowe zdawały się przechodzić z pokolenia na pokolenie.
– Priscilla to oczko w głowie Benbridge’a – przerwał jego rozważania Hendricks. – A oto moje. – Zbliżająca się do nich kobieta robiła wrażenie całkowicie zdrowej na umyśle. Nie była niebieskooką blondynką ani nie odziedziczyła po ojcu rumianej twarzy. Robert od lat zajmował się hodowlą koni, wiedział więc, że tak duża różnica w typie urody była rzadkością u istot blisko spokrewnionych.
– Mówił pan, że pańska żona jest przyrodnią siostrą Priscilli? – wyraził przypuszczenie.
Hendricks rzucił mu dziwne spojrzenie, a Folbroke zachowywał się tak, jakby nagle ogłuchł.
– Nie mówiłem niczego podobnego, Wasza Wysokość.
Robert pojął, że nadmiar wiedzy z dziedziny biologii sprawił, iż mimowolnie zakwestionował legalne pochodzenie panny Drusilli Roleston. Miał nadzieję, że w panującym na sali gwarze nie usłyszała jego słów. Natomiast Hendricksowi zbyt zależało na patronacie Reighlanda, by go skarcić. Miał jednak kolejny dowód na to, jak bardzo potrzebuje kogoś, kto potrafi pokierować nim w takich sytuacjach i pokryć jego gafy uroczym uśmiechem.
Hendricks udawał, że zapomniał o ostatniej uwadze księcia, i dokonał prezentacji.
Robert skłonił się dwornie.
– Witam, lady Drusillo.
– Byłabym wdzięczna, Wasza Wysokość, gdyby zwracał się pan do mnie: pani Hendricks – odezwała się miękko, po czym popatrzyła na męża z jawnym uwielbieniem. Najwyraźniej nie wyobrażała sobie większego honoru niż noszenie jego nazwiska.
Na opanowanej zazwyczaj twarzy Hendricksa pojawił się rumieniec i rozanielony uśmiech.
Robert zdążył się zorientować, że wśród elity towarzyskiej Londynu kochające się pary należały do rzadkości. W skrytości ducha zazdrościł Hendricksom. Takiego właśnie małżeństwa oczekiwał, zanim w jego życiu nastąpił raptowny zwrot. Zamierzał stworzyć szczęśliwe stadło, bez oglądania się na powinności czy wymogi towarzyskie. Był ciekaw, czy Priscilla ma równie słodki charakter jak jej siostra.
– Dobrze więc: pani Hendricks. Jestem zaszczycony, mogąc panią poznać.
Drusilla zwróciła się do niego z pełnym nadziei uśmiechem.
– John wspomniał, że może pan powiedzieć mi coś o siostrze?
– Tylko tyle, że jeśli mi się spodoba, to ją poślubię.
Pani Hendricks patrzyła na niego z wyraźnym zaciekawieniem.
– Widział się pan z nią? Dobrze się czuje?
– Na razie nie miałem przyjemności jej poznać – odparł. Zrobię to jak najprędzej, obiecał sobie w duchu choćby po to, żeby więcej nie udzielać krępujących wyjaśnień.
– Nie zna jej pan, a planuje małżeństwo. – Pani Hendricks zmarszczyła brwi. – Rozumiem, że przedyskutował pan tę kwestię z moim ojcem.
Lekko skinął głową na potwierdzenie.
– Mam nadzieję, książę, że weźmie pan również pod uwagę dobro mojej siostry. Ojca interesuje przede wszystkim pańska pozycja społeczna i nie przejmuje się zbytnio przyszłym szczęściem córki. Natomiast ja nie chcę, aby została przeznaczona człowiekowi, któremu na niej nie zależy.
Robert wodził spojrzeniem od Hendricksa do Folbroke’a, spodziewając się, że któryś z nich powstrzyma młodą kobietę przed wygłaszaniem niestosownych uwag. Tymczasem hrabia uśmiechnął się do niego z oczekiwaniem, jakby uważał te wątpliwości za uzasadnione i spodziewał się, że Robert na nie odpowie. Wyglądało na to, że Hendricks podzielał tę opinię pomimo wcześniej ujawnionej niechęci do młodej damy, o której mówili, i ryzyka, że obrazi para Anglii. Cóż, w takim razie zgoda. Odpowie szczerze na otwarcie wyrażone zastrzeżenia.
– Przyznaję, pani Hendricks, że znacznie więcej wiem o koniach niż o małżeństwie. Nie spodziewałem się wyniesienia do najwyższych godności, myślałem, że moje życie będzie kręciło się wokół hodowli i sprzedaży koni. W tej dziedzinie uchodzę za eksperta i z pewnością nie dobiję targu, szczególnie tak ważnego, zanim przynajmniej nie dosiądę kupowanej klaczki.
Folbroke parsknął śmiechem.
– Nie chciałem przez to powiedzieć, że… – Robert zerknął z ukosa na panią Hendricks i odwrócił wzrok. Jeśli dotarła do niej sugestia mimowolnie zawarta w jego słowach… – Chcę się z nią spotkać, to wszystko – dokończył z wysiłkiem, wytrącony z równowagi. – Musimy porozmawiać, poznać się… towarzysko, zanim zapadnie decyzja. Zapewniam jednak, że kiedy umowa zostanie zawarta, będę odnosił się do niej z szacunkiem, na jaki zasługuje.
Na twarzy Hendricksa odmalowała się wątpliwość, jakby pytał się w duchu, czy siostra jego żony zasługuje na szacunek. Drusilla nie odrywała od Reighlanda przenikliwego spojrzenia, próbując ocenić wartość człowieka, który śmiał porównać małżeństwo do końskiego targu i przyznał, że chciałby dosiąść jej ukochaną siostrę.
– Myślę, że to uczciwa odpowiedź. Znając ojca, nie mogłam oczekiwać, że w wyborze męża dla Priscilli weźmie pod uwagę jej uczucia. Myślę, że mój mąż i hrabia Folbroke nie przedstawiliby mi pana, gdyby nie uważali pana za godnego ręki mojej siostry. – Wyrwało jej się lekkie westchnienie, jakby taki drobiazg jak tytuł książęcy nie miał dla niej najmniejszego znaczenia. Robert zesztywniał, co Drusilla zauważyła i złagodniała. – Kiedy pan spotka Priscillę, proszę jej powiedzieć, że pytałam o jej zdrowie, i zapewnić ją, że gdyby kiedykolwiek mnie potrzebowała, może do mnie przyjść, niezależnie od tego, co powie na to ojciec.
W jej ostatnich słowach było coś takiego, że Robertowi przemknęło przez myśl, iż gdyby lady Priscillę spotkało nieszczęście, to lepiej, żeby nie stało się to z jego przyczyny, bo naraziłby się tym samym na natychmiastowy odwet ze strony pani Hendricks.
– Jak pani sobie życzy. Z przyjemnością przekażę jej wiadomość od pani. – I to już wkrótce, dodał w duchu. Po tej krótkiej wymianie zdań dotychczasowe lekkie zainteresowanie Priscillą zmieniło się w autentyczne zaciekawienie. Nawet gdyby w ostateczności nic nie wyszło z ich małżeństwa, to chciał przynajmniej ją poznać i się dowiedzieć, o co tyle zamieszania.
– Zapewne ucieszy cię wiadomość, że wybrałem ci męża. – Benbridge uniósł wzrok znad gazety i niedbałym tonem wygłosił oświadczenie, które mogło odmienić życie Priscilli.
Ojciec spodziewał się, że będzie zadowolona? Z ponurą miną pochyliła się nad talerzem. Czuła się, jakby ktoś ścisnął jej wnętrzności w żelaznym imadle. Serce zgubiło jedno uderzenie, nie mogła oddychać, a niewielkie śniadanie, jakie zdołała przełknąć, próbowało wrócić do przełyku.
– To ktoś, kogo znam? – zapytała, nie okazując zainteresowania. Z ojcem zawsze znacznie łatwiej było wejść w spór, niż wygrać.
– Przecież prawie nie wychodzisz z domu, zatem mało prawdopodobne, byś go widziała.
– Wychodzę, kiedy jestem gdzieś zapraszana – odparła z wymuszonym spokojem Priscilla – i biorę udział w tych imprezach, w których pozwalasz mi uczestniczyć. Skoro nie życzysz sobie, żebym była widywana w towarzystwie Drusilli, to nie miej do mnie pretensji, że siedzę w domu. Organizatorzy przyjęć wiedzą, że jeśli jej nie zaproszą, to stracą również hrabinę Folbroke i być może również Anneslea. Moja siostra stała się po ślubie ozdobą salonów.
– Jej małżeństwo jest nic niewarte. Poza tym zostało zawarte bez mojego błogosławieństwa.
– Nie powinnaś być zazdrosna o siostrę, Priscillo. To nie przynosi ci zaszczytu. – Nowa żona ojca, Weronika, zdawała się sądzić, że do jej obowiązków należy pouczanie pasierbicy w kwestii wszelkich kobiecych przymiotów.
Priscilla bardzo szybko zorientowała się, że zasób mądrości życiowych Weroniki był doprawdy śmiechu wart. Zresztą w jej wypowiedziach o siostrze nie było śladu zazdrości, stwierdzała tylko fakty. Kiedy Drusilla wyszła za Hendricksa, ojciec wymusił na elitach Londynu, by opowiedziały się po jednej ze stron skłóconej rodziny. Po krótkim namyśle wybrano Drusillę. Ostatni skandal wywołany przez Priscillę okazał się gwoździem do trumny jej życia towarzyskiego i strumyczek zaproszeń wysechł niemal całkowicie.
– Nie jestem zazdrosna. Ogromnie się cieszę, że Drusilla wreszcie ma swój sezon. Zasłużyła na to, choć czekała zbyt długo, aby mogła znaleźć bogatego i ustosunkowanego męża.
– Ba! – Zazwyczaj tak ojciec reagował na wytykanie mu niemądrych posunięć.
Gdyby zapewnił Drusilli możliwość zadebiutowania w towarzystwie, teraz byłaby żoną człowieka, którego on by wskazał, pomyślała Priscilla. Ojciec miałby powody do satysfakcji, ale być może siostra osiągnęłaby w małżeństwie jedynie zadowolenie zamiast zapierającego dech w piersiach szczęścia, które, jak powiadano, stało się jej udziałem.
– Udowodnimy jej, że wybrała złą drogę, moja panno – oznajmił. – Za miesiąc czy dwa weźmiesz ślub u Świętego Jerzego, a całe miasto będzie się biło o zaproszenia na ceremonię.
Kiedyś perspektywa wejścia do socjety Londynu, rozdawania ukłonów i afrontów, mogłaby zainteresować Priscillę. Obecnie, gdy znalazła się na marginesie życia towarzyskiego, przestała gustować w plotkach i intrygach. Zajmowała ją tylko jedna osoba spośród uczestników domniemanego ślubu, ale bała się o nią zapytać.
– Interesuje mnie raczej pan młody niż lista zaproszonych gości. Powiedz, kogo dla mnie wybrałeś?
– Reighlanda. Niedawno odziedziczył tytuł księcia i natychmiast stał się sensacją sezonu. Jak doprowadzisz go do ołtarza, to będzie prawdziwy sukces.
W myślach Priscilla zrobiła szybki przegląd mężczyzn spotkanych podczas tych nielicznych przyjęć, w których podczas ostatnich miesięcy wolno jej było wziąć udział. Czy widziała go już kiedyś? Czy był gościem którejś z tych imprez? Nie mogła go sobie przypomnieć.
– Dlaczego miałby się ze mną ożenić?
– Rozmawiałem z nim na ten temat. Szukałem sprzymierzeńca do przeprowadzenia w parlamencie pewnej ustawy. Wybór Reighlanda był jak najbardziej racjonalny, jednak on odniósł się do mojego projektu z dużą rezerwą. Kiedy wyraził zainteresowanie żeniaczką, poinformowałem go, że mam córkę na wydaniu. To uwertura do długiej i owocnej współpracy.
Przez termin „owocna” Benbridge rozumiał ustawy i akty prawne. Nie padła wzmianka na temat innych owoców, które mogły wyniknąć z mariażu córki z obcym człowiekiem, ani o aktach, przez które musiałaby przejść, aby te owoce mogły się pojawić.
– To miło z twojej strony – powiedziała niepewnie Priscilla. – Wybaczcie, pójdę do swojego pokoju. Poczułam się zmęczona.
– Już prawie południe, moja droga. Za późno, żebyś była śpiąca, i o wiele za wcześnie na zmęczenie. – Weronika zmierzyła ją krytycznym spojrzeniem.
Priscilla szukała w myślach wymówki, która znalazłaby aprobatę macochy. Musiała zostać sama, aby przetrawić nowinę o małżeństwie.
– Chcę spędzić godzinę na modlitwie.
Weronika upiła łyk kawy.
– Dobrze. Nie zawadzi popracować nad poprawą twojego charakteru. Pamiętaj jednak, że nadmierna religijność nie dodaje uroku pannie. Zgodzę się pod warunkiem, że do wieczoru otrząśniesz się z rozmodlenia i włożysz nową suknię. Wybieramy się na bal u Anneslea, gdzie poznasz przyszłego męża.
Już tego wieczoru?! Dali jej tylko kilka godzin na wymyślenie sposobu wykręcenia się od zaaranżowanego przez ojca małżeństwa. Wygląda na to, że rzeczywiście powinna się pomodlić… o wybawienie.
Kilka godzin później w sali balowej lady Priscilla Roleston zastanawiała się, czy przypadkiem Weronika nie miała racji, ostrzegając ją przed niebezpieczeństwami kryjącymi się w modlitwie i w samotności. Czuła się jak debiutantka po raz pierwszy wprowadzona do towarzystwa. Miała na sobie modną suknię, w której, jak ją zapewniano, wyglądała doskonale. Dekolt, który nie raził, gdy zamawiała ten fason, teraz wydawał się wręcz nieprzyzwoity i niepotrzebnie zwracał na nią uwagę zaproszonych gości.
Kiedyś czerpałaby satysfakcję z faktu, że wzbudziła powszechne zainteresowanie, teraz chciała tylko, aby dano jej święty spokój. Jednak nie miała co o nim marzyć. Ojca bez reszty zaprzątała zbliżająca się prezentacja. Żadne zmyślone migreny czy skręcenia nogi w kostce nie zrobiłyby na nim i jego połowicy wrażenia.
Priscilla nie potrafiła inaczej myśleć o Weronice niż jako o nowej żonie ojca. Weronika próbowała ją zmusić, by zwracała się do niej „mamo”, ale że były niemal w tym samym wieku, ta forma wydawała się śmieszna. Nawet słowo „macocha” z trudem przechodziło Priscilli przez usta. Nie chciała kurateli, choć ojciec twierdził uparcie, że to ze względu na nią powtórnie się ożenił w zaawansowanym wieku. Uważał, że młodsza córka potrzebuje przyzwoitki i osoby, która mądrze nią pokieruje.
W wieku dwudziestu jeden lat charakter Priscilli był już w pełni ukształtowany, zarówno w dobrym, jak i w złym. Gdyby jednak zamierzała wykorzystać młodość i urodę, aby zawrócić w głowie jakiemuś staremu parowi Anglii, nie mogła sobie wymarzyć lepszej nauczycielki niż nowa lady Benbridge.
Ponieważ Priscilla z całego serca pragnęła pozostać niezamężna, to Weronika stanowiła raczej przeszkodę niż pomoc w realizacji jej planów życiowych. Pozostało liczyć na to, że książę Reighland okaże się mniej skłonny do kupowania kota w worku, niż życzyłby sobie jej ojciec.
– Wyprostuj się, Priscillo. Dzisiaj nie możesz się garbić. – Weronika pacnęła ją wachlarzem w plecy. – Musisz się prezentować jak najlepiej. I uśmiechnij się.
Priscilla nie widziała powodu, dla którego miałaby uśmiechać się do wybranego przez ojca kandydata. Wyprostowała się jednak, ale głównie dlatego, że nieustanny wysiłek, by się zgarbić i wyglądać na niższą niż w rzeczywistości, kosztował ją sporo wysiłku.
Weronika przyjrzała się pasierbicy, lekko marszcząc czoło.
– Chyba ujdzie. Chodźmy. Poznamy honorowego gościa. Rzadko się zdarza, by w szczycie sezonu pojawił się w Londynie nowy par Anglii, w dodatku kawaler.
– To oznacza, że nie może się opędzić od chętnych. – Priscilla spojrzała na Weronikę, starając się nie pokazać po sobie rosnącej nadziei. – Dlaczego miałby wybrać właśnie mnie? Może nie myśli o małżeństwie? Z pewnością co innego mu w głowie, na przykład parlament. Sądzę, że moja postawa i maniery nie zrobią na nim najmniejszego wrażenia.
– Nonsens. Benbridge zapewnia, że tytuł księcia Reighland napawa go pełnym trwogi szacunkiem, a powszechne zainteresowanie – zachwytem. Czy mogłoby być inaczej? Nawet w najśmielszych snach nie spodziewał się zostać kimś więcej niż zwyczajnym posiadaczem ziemskim. I oto nagle, w ciągu jednego roku, umierają jego ojciec, stryj i kuzyn, a on trafia do pierwszych salonów Londynu. To doprawdy tragiczna historia – zakończyła z radosnym uśmiechem. Weronika niemal śliniła się na myśl o tym wielce pożądanym, naiwnym arystokracie.
– To rzeczywiście tragedia – przyznała Priscilla – zważywszy na to, że jego kuzyn miał zaledwie trzy lata. Z pewnością minie co najmniej rok, zanim książę otrząśnie się z żałoby po stracie rodziny. Bez wątpienia na razie nie myśli o małżeństwie.
Naszła ja refleksja, że choć książę Reighland był w żałobie po stracie chłopca, który poprzedzał go w drodze do tytułu, to najwyraźniej nie wycofał się całkowicie z życia towarzyskiego, skoro brał udział w londyńskich balach.
– Wręcz przeciwnie. Chodzą słuchy, że szuka żony i po zakończeniu sezonu chce powrócić do swych posiadłości z nową księżną Reighland. Przekonał się, jakie skutki może spowodować zbytnia opieszałość w powołaniu na świat spadkobiercy. Przecież gdy jego stryj umierał w podeszłym wieku, jego syn był małym dzieckiem. Posiadłości ziemskie Reighlandów są położone tak daleko, że tam nie można liczyć na zbyt ożywione życie towarzyskie. Skoro nowy książę znalazł się w Londynie, to bardzo rozsądnie postanowił skorzystać z okazji, by wybrać sobie żonę.
– To jednak zupełnie co innego niż hodowla zwierząt na dalekiej północy – zauważyła Priscilla.
Słyszała, że książę znacznie lepiej radził sobie z końmi niż z ludźmi i że niezręczność Jego Wysokości obejmowała również kontakty z płcią piękną. No cóż, księciu można bardzo wiele wybaczyć, szczególnie jeśli chciało się korzystnie wyjść za mąż, pomyślała z ironią.
Przyjrzała się Reighlandowi przez całą długość sali i musiała przyznać, że kompletnie nie przystawał do jej wyobrażeń. Nie potrzebował tytułu, by onieśmielać innych. Był wyjątkowo wysokim i postawnym mężczyzną o szerokich barkach. Opadające na twarz gęste czarne włosy sięgały równie gęstych i czarnych brwi. Cień na szczęce dowodził, że lokaj księcia musiał ostrzyć brzytwę więcej niż raz dziennie. Gdyby się uśmiechał, być może wyglądałby mniej ponuro.
Otaczające go rozchichotane debiutantki wyglądały przy nim niemal jak karlice. Dzięki Bogu było ich tyle, że Priscilla mogła zniknąć w tłumie. Miała nadzieję, że po prezentacji jej twarz, jako jedna z wielu, natychmiast ucieknie mu z pamięci i będzie mogła spokojnie wrócić do domu i zaszyć się w swoim pokoju.
– Zrób coś, żeby zwrócić jego uwagę. – Weronika szturchnęła ją wachlarzem. – A może ja mam mówić za ciebie?
Priscilla uznała, że byłoby to jeszcze bardziej krępujące niż narzucanie jej księciu przez ojca. No dobrze, pomyślała. Skoro Benbridge’owi i macosze tak bardzo zależało na tym, by ten wieczór stał się pamiętnym wydarzeniem, to dostaną to, czego chcieli. Już ona postara się uczynić go do tego stopnia niezapomnianym, że nie będą mieli wyboru i wywiozą ją z Londynu, aby uniknąć wstydu.
Wreszcie została doprowadzona przed oblicze księcia Reighland. Z bliska robił wrażenie jeszcze wyższego niż z oddali, ucieszyła się więc, że to miało być ich jedyne spotkanie, bo bliższe kontakty z nim mogły być naprawdę przerażające. Nie podniosła głowy dopóty, dopóki gospodarze przyjęcia nie zwrócili się do honorowego gościa z propozycją przedstawienia mu lady Benbridge i lady Priscilli.
Głos Reighlanda huknął gdzieś w górze, ponad czubkiem głowy Priscilli.
– Jak się pani miewa?
– Doskonale, Wasza Wysokość, dziękuję. – Melodyjny głos Weroniki zabrzmiał niemal jak gruchanie synogarlicy.
Priscilla złożyła przepisowy, głęboki ukłon, podniosła głowę i spojrzała na twarz księcia. Następnie uśmiechnęła się i zarżała.
Wszyscy osłupieli. Zapadła martwa cisza, a na twarzy Weroniki odmalowała się autentyczna zgroza. Priscilla dziwiła się, że macocha nie poprosiła Benbridge’a, by wezwał karetę. Spodziewała się, że opuszczą salę balową w najwyższym pośpiechu, i przygotowała się w duchu na nieustające wyrzuty, wygłaszane ostrym tonem podczas drogi do domu.
Nikt się nie poruszył. Priscilla, która wywołała konsternację, nie wiedziała, jak zareagować na zachowanie zgromadzonych gości. Przyjęła założenie, że mężczyzna o tak ponurym wyglądzie natychmiast wybuchnie gniewem. Może zacznie na nią wrzeszczeć albo w furii wybiegnie z sali. Nie przejmowała się tym, bo przywykła do krzyków eksperta w tej dziedzinie. Kiedy siostra opuściła dom rodzinny, cały impet gwałtownego temperamentu ojca musiała przyjmować na siebie Priscilla.
W końcu Weronika dała jej sygnał, by zakończyła ukłon i wyprostowała się. Priscilla wyciągnęła się na całą, niezbyt imponującą wysokość, by stawić czoło temu stojącemu przed nią olbrzymowi, który nieoczekiwanie zapytał:
– Czy mogę panią prosić do walca, lady Priscillo?
Doszła do wniosku, że w tańcu zamierzał jej nawymyślać z powodu skandalicznego zachowania, i wolała, aby zrobił to tutaj, w obecności wszystkich, niż wlókł ją po parkiecie, uwięzioną w swoich ramionach.
– Przykro mi, ale ktoś zamówił u mnie ten taniec.
– W takim razie ma pecha. Gdy zobaczy, że tańczy pani ze mną, z pewnością zrozumie. – Nadstawił ucha w stronę muzyków. – Chyba właśnie zaczynają. Chodźmy. Pani wybaczy, lady Benbridge?
I oto zmierzała na parkiet z księciem Reighland! Nie miała wyboru. Chyba że otwarcie wypowiedziałaby wojnę, rzucając mu w twarz balową rękawiczkę. Trzymał ją za łokieć tak, że nie mogła nawet marzyć o wyrwaniu się. Okazał się przeciętnym tancerzem, ani dobrym, ani złym. Kroki walca były na tyle proste, że nie obawiała się, iż nadepnie jej na palce, ale taniec z Reighlandem nie sprawiał jej przyjemności. Poruszał się beznamiętnie, wykonywał figury z mechaniczną precyzją, jakby taniec był dla niego obowiązkiem, a nie miłą rozrywką.
– Dobrze się pani dzisiaj bawi? – zapytał.
– Do niedawna bawiłam się dobrze.
– To dziwne – rzekł, patrząc gdzieś ponad jej głową. – Gdyby pani mnie zapytała o to samo, odpowiedziałbym inaczej. Dla mnie ten bal okazał się nadspodziewanie zajmujący w porównaniu z wszystkimi poprzednimi towarzyskimi spotkaniami.
– Nie uczestniczyłam w nich, więc trudno mi to ocenić – odparła.
– Rozumiem – powiedział. – To z powodu szczęśliwej odmiany losu pani siostry. Spotkałem ją wczoraj na raucie u Folbroke’a.
Priscilla z największym trudem zachowała pozę zblazowanej dziewczyny. Spotkał Silly[1]! Najwyższy czas, by zaczęła nazywać siostrę w myślach Drusillą. Miała teraz wielu przyjaciół, nie była skazana na towarzystwo młodszej siostry, która wymyślała jej obraźliwe przezwiska. Od wielu miesięcy nie znalazły się razem w tym samym pokoju, a przy ostatniej okazji, gdy obie uczestniczyły w przyjęciu, trzymały się z dala od siebie. To nowa żona ojca zmusiła Priscillę, by całkowicie odcięła się od siostry. Gdyby Weronika wiedziała, w jakim kierunku potoczyła się rozmowa jej pasierbicy z Reighlandem, gotowa byłaby interweniować, byle zerwać nawet najlżejszą nić porozumienia między siostrami, choćby człowiekiem, który trzymał tę nić, był książę.
– Och. – To była jedyna reakcja Priscilli na słowa Reighlanda. Nie odzwierciedlała jej uczuć. Najchętniej wywlekłaby go natychmiast na koniec sali i wypytała o najdrobniejsze szczegóły spotkania z Drusillą, by wyobrazić je sobie tak plastycznie, jakby przy tym była. Taniec nie mógł trwać w nieskończoność, a nie chciała podtrzymywać rozmowy. Wolała obejść się smakiem.
Książę zwrócił uwagę na jej milczenie.
– Zaskakuje mnie pani brak zainteresowania. Pani Hendricks była niezwykle spragniona wiadomości o pani. A może zazdrości pani siostrze?
– Na pewno nie! Najwyższy czas, by Drusilla zaznała szczęścia. – Priscilla pobiegła tęsknym wzrokiem ku dziewczętom podpierającym ściany. Jakże chciała znaleźć się wśród nich! Może któraś uczestniczyła w raucie u Folbroke’a i mogłaby jej opowiedzieć, co się tam działo? – Chyba odzwyczaiłam się od życia towarzyskiego – oznajmiła, gniewnie spoglądając na księcia. – Wydaje mi się, że kiedy ostatnio tańczyłam walca, konwersacja nie była aż tak nużąca – dodała, uznając, że książę powinien ją teraz zostawić. To była przecież obelga, której nie mógł zignorować.
Tymczasem nic takiego się nie stało.
– Proszę się bardziej postarać – odparł spokojnie, choć bez uśmiechu. – Została pani zaproszona na moją wyraźną prośbę, ponieważ chciałem panią poznać. Dopilnuję, żeby otrzymywała pani zaproszenia również na następne bale, przyjęcia i rauty.
Czy ten człowiek jest wyprany z jakichkolwiek emocji?! – zdziwiła się Priscilla.
– Jeśli taka wola – mruknęła.
– Oczywiście, że taka jest moja wola.
– Źle mnie pan zrozumiał, Wasza Wysokość. Chodzi o to, że powinien pan zakończyć zdanie zwrotem: „jeśli taka wola”. To by znaczyło, że dopilnuje pan, abym otrzymywała zaproszenia na kolejne bale i mogła je przyjąć, o ile będę życzyła sobie wziąć w nich udział. Sugerowałoby to, że mam wybór.
Nie skomentował jej widocznego braku entuzjazmu.
– Gdybym dał pani możliwość wyboru, to z góry wiem, jaką otrzymałbym odpowiedź. Przyznam, że nie rozumiem, skąd wzięła się pani niechęć do mnie, bo przecież spotkaliśmy się dopiero pięć minut temu. Podejrzewam, że wyrobiła sobie pani zdanie na mój temat jeszcze przed opuszczeniem domu. Nic z tego. Najwyższy czas, by wyszła pani na scenę i pozwoliła się sobie przyjrzeć.
– Dlaczego miałby pan mi się przyglądać?
– Zamierzam się ożenić i biorę pod uwagę pani kandydaturę – wyjaśnił, jakby to nie było aż nazbyt oczywiste. – Jednak wbrew przekonaniu pani ojca, nie zamierzam podejmować decyzji wyłącznie na podstawie jego słów.
– Mógł panu pokazać miniaturę – odparła rozdrażniona Priscilla. Najwyraźniej jej opinia w tej sprawie w ogóle nie była brana pod uwagę. Zapewne założono z góry, że będzie zachwycona, ponieważ kandydat do jej ręki jest księciem. Dlaczego miałaby odmówić? Tylko z tego powodu, że cechowały go maniery stajennego?
– Jest pani wyjątkowo ładna, żaden wizerunek nie mógłby w pełni oddać pani powabu.
– Nie odbiegam urodą od innych panien. Jeśli zależy panu na pięknej żonie, powinien pan wybrać się do Almacka. Bywają tam wszyscy, którzy liczą się w Londynie.
– Musiałbym włożyć spodnie do kolan – zauważył książę. – Istnieją pewne granice, których nie przekroczę nawet po to, żeby znaleźć żonę.
– To konieczny element stroju wieczorowego! – palnęła bez ogródek Priscilla.
– Są niewygodne i nie pasują do mnie. Naturalnie, wkładam je, wybierając się na królewski dwór, bo nie chcę obrażać księcia regenta. W innych okolicznościach noszę długie spodnie.
– A więc pański wybór przyszłej żony jest ograniczony z powodu niechęci do stroju wieczorowego?
– Podobnie jak pani wybór przyszłego męża jedynie spośród bywalców Almacka – odpalił.
Książę zapędził ją w kozi róg, bo nie chciała mu wyjawić, że straciła prawo wstępu do tego przybytku, gdzie odbywało się małżeńskie targowisko.
– A może ja nie chcę wyjść za mąż? – zaryzykowała.
– W takim razie powinna tam pani chodzić jedynie po to, aby tańczyć – zasugerował. – Dobrze pani radzi sobie na parkiecie.
– Dziękuję.
– Jeśli się pobierzemy, to nie będę musiał zatrudnić dla pani nauczyciela tańca.
Priscilla osłupiała. Znał prawdę! Może nie całą, ale znaczną jej część. Wyrwała mu rękę, gotowa uciec z parkietu. Nie pozwolił jej na to. Chwycił jej dłoń i przytrzymał.
– Nie pozbędzie się mnie pani tak łatwo. Proszę zaczekać, aż skończą grać. W przeciwnym razie wyjdzie pani na histeryczkę, a nie toleruję histerii.
– Nie obchodzi mnie, co pan toleruje, a czego nie! – odparła ostro.
– W takim razie raczej nie odniesie pani sukcesu. – Kiwnął głową, jakby w pamięci robił znaczek po stronie negatywnych cech na liście kwalifikacji przyszłej żony. – Inne młode damy są znacznie bardziej układne. Można nawet powiedzieć: bezbarwne.
– Spodziewam się. W końcu jest pan księciem. O lepszej partii żadna panna na wydaniu nie może marzyć.
– W takim razie dlaczego pani nie zachowuje się podobnie?
– Jak pan sądzi, czy tytuł książęcy automatycznie gwarantuje miłe usposobienie, obycie towarzyskie, partnerstwo w miłości czy choćby… – szukała w myślach wyważonego określenia swych podejrzeń i wątpliwości – …czy choćby minimalną zgodność między nami? Naturalnie, jest pan młody.
– Mam dwadzieścia sześć – uściślił.
– To akurat działa na pańską korzyść. Nie musiałabym się niepokoić perspektywą wdowieństwa, jeśli nie liczyć nieszczęśliwych wypadków. Przyznam szczerze, że znam wielu mężczyzn, po których wolałabym zostać wdową niż ich żoną.
Ponurą twarz Reighlanda nagle rozjaśnił uśmiech. Miał białe zęby i pełne wargi, które jeszcze przed chwilą wydawały się wąskie, gdy patrzył na Priscillę z chmurną miną. W dodatku uśmiech nie ograniczył się do ust; sięgnął oczu i je rozświetlił. Przez chwilę wydał jej się wręcz atrakcyjny. Jednak zaraz przypomniała sobie, że wybrał go ojciec, nie ona.
– Zamierzam dożyć sędziwej starości – zapewnił. – Jeździ pani?
– Słucham?
– Pytałem, czy pani jeździ. Konno – dodał, jakby można było jeździć na czym innym.
– Nie! – Miała nadzieję, że ta odpowiedź go odstręczy. – Śmiertelnie boję się koni. – W rzeczywistości raczej je lubiła, na pewno bardziej niż Reighlanda. Jednak trudno oczekiwać, by w wyborze męża kobieta kierowała się zawartością jego stajni.
Uśmiech zniknął z twarzy księcia, ustępując miejsca zamyśleniu i rozczarowaniu.
– Szkoda. Jak miałem okazję zauważyć, doskonale je pani naśladuje. Choć w niczym ich pani nie przypomina. W odróżnieniu od kilku poznanych podczas tego sezonu młodych dam, u których parskanie czy rżenie wcale by mnie nie zdziwiło.
Żart nie należał do subtelnych. Priscilla miała ochotę skarcić go za tę okrutną uwagę, kiedy dodał:
– Uroda kobiety to nie wszystko. Jak pani wie, jestem hodowcą. Znaczna część moich gruntów to pastwiska dla koni. Na wsi, oczywiście.
– W takim razie miałam rację. W ogóle nie pasujemy do siebie. Nie cierpię wsi – oznajmiła Priscilla, konstatując w duchu, że znowu kłamie.
– Nie musiałaby pani spędzać całego roku na wsi. Odkąd zostałem księciem, mam obowiązek brać udział w sesjach parlamentu oraz rozmaitych balach, galach i imprezach organizowanych w sezonie. Myślę, że po naszym ślubie nie będzie pani mogła narzekać na brak wielkomiejskiego życia.
A przez pozostałą część roku odpoczywałabym w wiejskiej posiadłości, z dala od wścibskich oczu londyńskiej socjety, pomyślała Priscilla. Wyobraziła sobie szerokie połacie miękkich, zielonych pastwisk, a na nich klacze skubiące trawę i szturchające je noskami źrebięta… Ten obraz był kuszący.
– Jak pan zapewne zauważył, nawet obecnie, mieszkając w Londynie, rzadko biorę udział w spotkaniach towarzyskich. Po ślubie prawdopodobnie musiałabym w nich uczestniczyć nawet wtedy, gdy nie miałabym na to ochoty, a potem byłabym skazywana na miesiące samotności, której nie lubię.
Rzucił jej spojrzenie z ukosa.
– Widzę, że postanowiła pani nie akceptować żadnej z moich propozycji.
– To aż tak widoczne?
– Aż tak. Skoro rozmawiamy szczerze, to czy mogłaby pani zdradzić mi przyczynę takiego zachowania? Jeżeli panią obraziłem, co dość często mi się zdarza, to chciałbym wiedzieć czym. Dzięki pani krytycznym uwagom może uda mi się uniknąć popełnienia podobnych gaf wobec innej młodej damy.
Wargi Priscilli drgnęły w hamowanym uśmiechu.
– Choćby teraz. Powinien pan powiedzieć: „Jeśli panią uraziłem, pokornie proszę o wybaczenie”.
– Nie znając przyczyny?
– Zdecydowanie. To sposób zdobycia przychylności damy.
– Gdybym zaczął od przeprosin, to pani uczucia wobec mnie byłyby inne?
– Nie.
Przez chwilę zdawał się zanalizować w myślach tę odpowiedź.
– W takim razie nie będę zawracał sobie tym głowy.
Dlaczego nie odchodzi? – zastanawiała się Priscilla. To ona go obraziła. Wszystkie atuty były po jego stronie, ale najwyraźniej nie zdążył się oswoić z własną potęgą i nie potrafił jej wykorzystać. Czy naprawdę nie zdawał sobie sprawy z tego, że pozycja społeczna pozwalała mu obrażać się za byle co, unosić gniewem i odmawiać patronatu? Powinien poinformować jej ojca, że nie zamierza wiązać się z krnąbrną młodą kobietą, i zakończyć sprawę. Dla niej byłoby to pyrrusowe zwycięstwo, oczywiście. W domu z pewnością spotkałaby ją za to kara, a potem długo musiałaby znosić lodowate milczenie. Jednak zrobiłaby krok w stronę upragnionego staropanieństwa i zesłania na wieś.
Tymczasem książę uparcie trwał przy niej.
– Zaraz, zastanówmy się. Nie lubi pani jazdy konnej ani balów, miasta ani wsi. Co więc pozostaje? Książki?
– Nie przepadam za lekturą.
– Sklepy?
– Nie zamierzam się stroić, żeby być ozdobą męża.
– Ma pani na sobie czarującą kreację, w której wygląda pani, jak już wcześniej powiedziałem, ładnie.
– Nie lubię pochlebstw. – Choć gdyby miała być całkiem szczera, to musiałaby przyznać, że podziwiała jego wytrwałość.
– Przypuszczam, że nie znajduje pani również upodobania w miłej rozmowie, bo gdyby tak było, to prowadzilibyśmy ją teraz. – Ponownie rzucił jej spojrzenie z ukosa. – Ewidentnie woli pani kłótnie i na tym polu możemy znaleźć wspólny grunt. W razie potrzeby potrafię się spierać przez całą noc.
– Nic z tego. Nie będę się z panem spierać.
– Miałbym więc poważny problem, gdyby mi zależało na pani zgodzie.
– Właśnie taki problem mam z panem – rzuciła Priscilla, nieco zmęczona szermierką słowną. – Nikt mnie nie pyta o zgodę. Zostałam postawiona przed faktem dokonanym i mam się z tym pogodzić dla dobra rodziny, jej wpływów i kariery politycznej ojca.
– Aha. – Reighland obrzucił ją bacznym spojrzeniem. – Stara się pani uniknąć zaszczytnego małżeństwa, ponieważ zostało pani narzucone przez ojca. Czy mam przez to rozumieć, że pani myśli zaprząta ktoś inny? Nie tak bogaty albo bez tytułu?
– Proszę sobie nie pochlebiać, że kocham innego – odparła. – Po prostu nie chcę pana.
– Pani mnie nie zna. Już przed przyjściem tutaj wyrobiła sobie pani zdanie o księciu Reighland, prawda? I przygotowała dla niego odpowiedź: gromkie nie.
– Przecież książę Reighland to pan.
– Od niedawna. Mam świadomość, że niezależnie od moich planów i życzeń obecna pozycja nakłada na mnie obowiązek zawarcia małżeństwa. Właśnie z tego powodu prowadzę teraz tę rozmowę, podobnie jak wiele innych w ostatnim czasie.
Priscilla uśmiechnęła się z ulgą. Była pewna, że rozmowa z jakąkolwiek inną panną na wydaniu musiała ugruntować jego marną opinię o niej samej. Odpowiedział uśmiechem, którego olśniewająca biel ponownie ją zaskoczyła.
– Muszę panią poinformować, że zdała pani egzamin celująco. Nie mogę się doczekać wizyty w pani domu i rozmowy z pani ojcem na temat zacieśnienia naszych stosunków. – W tym momencie taniec dobiegł końca i książę odprowadził oniemiałą ze zdumienia Priscillę do macochy.
Spodobała mu się.
Nawet teraz na wspomnienie jej skandalicznego rżenia usta ułożyły się mu do uśmiechu. Starał się ukryć rozbawienie, bo znacznie łatwiej było mieć do czynienia z ludźmi, którzy obawiali się niezadowolenia księcia Reighland. Za wszelką cenę starali się przypodobać temu nieznośnemu ponurakowi, żeby to nie na nich wyładował złość.
Gdyby odnosił się życzliwie do przedstawicieli londyńskiej socjety, albo, co gorsza, otwarcie wyśmiał ich stosunek do niego i zaoferował przyjaźń, to możliwe, że pomimo tytułu zostałby odrzucony przez to zamknięte środowisko jako niegodny wywyższenia. Niektórzy przypomnieliby sobie, że to ten sam chłopak, z którego tak niemiłosiernie szydzili w szkole – Robert Magson, niedźwiedź pozbawiony kłów i pazurów. Kiedy koledzy zrozumieli, że nie będzie się z nimi bił, uznali drażnienie go za doskonałą zabawę. Ta udręka ustała dopiero wtedy, gdy po osiągnięciu pełnoletności uciekł do wiejskiej posiadłości.
Teraz ci sami, już nie chłopcy, tylko mężczyźni, drżeli przed nim, a wraz z nimi ich żony i rodziny. Ściślej, drżeli przed księciem Reighland. Gdyby zrozumieli, że to tylko fasada skrywająca ich dawnego kolegę, uświadomiliby sobie, że wciąż mają nad nim władzę. Właśnie dlatego Robert wodził po sali ciężkim wzrokiem i przybierał ponurą minę. Tak było od jego przyjazdu do Londynu. W efekcie nie zawarł przyjaźni, ale zyskał wrogów.
Do niedawna ten wieczór przebiegał tak samo jak poprzednie. Gospodyni płaszczyła się przed nim, choć może następnego dnia będzie kręciła nosem na jego maniery. Na jego drodze raz po raz stawały panny na wydaniu, wypychane do przodu przez troskliwe mamusie lub przyzwoitki. Dziewczęta wyglądały jak pisklęta wyrzucane z gniazda wprost w otwartą paszczę kota. Podobnie jak nieopierzone ptaszki wpatrywały się w niego zalęknionymi, szeroko otwartymi oczami. Oczywiście, odnosił się do nich uprzejmie, każdą z nich prosił do tańca, a kilku przyniósł szklaneczkę lemoniady, żeby uniknąć nudy w ich towarzystwie.
W pewnej chwili zobaczył przypuszczalną wybrankę. Hendricks miał rację, młoda dama była tak piękna, że przyćmiła urodą wszystkie kobiety obecne na balu, zupełnie jakby pogrążyły się w mroku. Nie, raczej usunęła je w cień, bo przecież nie mogło być mowy o mroku, skoro wzeszło słońce. Robert rozmyślał o tym przez chwilę, ale szybko wrócił do rzeczywistości.
Piękna lady Priscilla przejrzała go natychmiast. Najwyraźniej prowincjusz z książęcą koroną w kształcie liścia truskawki nie zrobił na niej najmniejszego wrażenia. Zdawał sobie sprawę, że zdobycie jej wzajemności nie przyjdzie mu łatwo. Może dlatego uznał ją za fascynującą, choć nie była najpiękniejszą z czterech wyróżnianych przez niego dotychczas kandydatek do roli księżnej Reighland. Chyba wolał urodę ciemnowłosej piękności Charlotte Deveril, jednak nie miała ona utytułowanego ojca.
Koneksje lady Priscilli dorównywały dwóm innym wybrankom księcia. Natomiast jej reputacja… Krążyły plotki o jakiejś skazie na jej honorze. Pytał o to znajomych, ale nikt nie miał odwagi otwarcie o tym mówić. Niewątpliwie coś było na rzeczy, skoro nawet jej szwagier nie był w stanie zdobyć się na wyraźną i jednoznaczną aprobatę. Robert musiał wyraźnie dać gospodyni dzisiejszego balu do zrozumienia, że życzy sobie obecności Benbridge’ów nawet kosztem pani Hendricks. Otrzymał zapewnienie, że książę Benbridge i jego żona będą mile widzianymi gośćmi. Wyczuł, że najchętniej by zapomniano, iż do rodziny należała również lady Priscilla.
Może gospodarze z góry wiedzieli, że zachowa się w jego obecności niewłaściwie? Nie rzucała mu nieśmiałych, pełnych nadziei spojrzeń spod rzęs. Nie wdzięczyła się. Nie chłonęła z nabożną czcią każdego jego słowa, choćby najbardziej nonsensownego. Nie udawała, nie kryła antypatii, aczkolwiek kierowała ją głównie przeciw jego pozycji społecznej. Nie zgadzała się z nim niczym, nie chciała go i nie próbowała tego zataić.
Z tego powodu Robert uznał, że ją jedną chce mieć. Przynajmniej go nie nudziła. Doszedł do wniosku, że jeśli uda mu się zdobyć tę dumną istotę, to wreszcie będzie mógł powiedzieć, iż zostawił przeszłość za sobą. Bez wątpienia po ślubie z księciem dawny skandalik zostanie Priscilli zapomniany. Da jej wolną rękę, jeśli chodzi o stroje i rozrywki. Będą prowadzili dom otwarty i udawany respekt londyńskich elit zmieni się z czasem w autentyczny szacunek.
Dziwiło go, że była tak przeciwna małżeństwu. Może rok temu, kiedy Robert był skromnym handlarzem koni, spoglądałaby na niego łaskawiej, żeby zrobić na złość ojcu. A może nie. Trzeba czasu, by zrozumieć przyczyny jej buntu, uznał Robert. Zamierzał okazać maksimum cierpliwości.
Kolejnym problemem była jej niechęć do koni. Co miał zrobić z taką kobietą? W ostatnim tygodniu zabrał dwie z czterech dotychczasowych faworytek na przejażdżkę po Rotten Row. Siedziały na koniach jak ropuchy na głowie porcelanowego Buddy. Przykro było na to patrzeć. Córka Benbridge’a, kiedy wreszcie namówi ją na przejażdżkę, przynajmniej nie będzie musiała się pozbywać złych nawyków. Jeśli zdoła pokonać strach, to może z czasem polubi jazdę konną. Robert wyobrażał sobie kolejne kroki, które należało wykonać. Ta perspektywa była ekscytująca, bo czasami najlepiej ujeżdżało się narowistą klacz. Nie po raz pierwszy musiał sobie uprzytomnić, że kobiety to nie konie. Niestety, bo wówczas życie byłoby znacznie prostsze. Wolał jednak zmagać się z kobietą, której buntowniczego ducha trzeba okiełznać, niż wziąć sobie lalkę pozbawioną osobowości.
Na myśl o połączeniu dziewczyny z temperamentem i jazdy konnej uśmiechnął się ponad brzegiem kieliszka i z lubością wypił łyk wina. Nie spodziewał się, że młoda kobieta, którą dzisiaj poznał, roznieci w nim namiętność. Wyobrażał sobie, że powołanie na świat spadkobiercy tytułu będzie wiązało się z krótkotrwałą przyjemnością i trwającą potem niezręczną, sztywną kurtuazją. W najlepszym razie z czasem wytworzy się wzajemna sympatia. Ale oczekiwać od takiego związku emocji?
Nagle uświadomił sobie, że namiętność powinna być obopólna, i zrozumiał, iż najprawdopodobniej wybrał niewłaściwą osobę. Powinien wybić sobie z głowy lady Priscillę, zanim będzie za późno, bo jawna niechęć żony może sprawić, że kiedyś zamarzy o chłodnej obojętności, którą teraz odrzucał.
W tym momencie obok Roberta pojawił się ojciec Priscilli, ciekaw jego wrażeń po tańcu. Jako człowiek taktowny nie mógł wprost o to zapytać, ale Robert nie żywił wątpliwości, że jeśli go teraz zignoruje, to Benbridge będzie kręcił się wokół niego przez cały wieczór, czyhając na sposobność do rozmowy, powiedział więc:
– Proszę na słowo.
– Oczywiście.
Stary arystokrata spoglądał na niego w sposób, który Robertowi przywiódł na myśl pewnego ogiera udającego potulnego tylko po to, by niespodziewanie ugryźć rękę podającą mu jabłko. Zadufany w sobie Benbridge żywił przekonanie o własnej wyższości i tylko czekał, aby to okazać.
– Miałem okazję porozmawiać z pańską córką i przekonałem się, że jest… – Robert urwał, bo nasunęły mu się określenia: kłótliwa, niewdzięczna i humorzasta. Po chwili dokończył: – …czarująca oraz prześliczna. Czy zgodziłby się pan na to, bym złożył jej wizytę? Chciałbym ją lepiej poznać, zanim zdecyduję się poprosić ją o rękę.
– Oczywiście, Wasza Wysokość. – Benbridge tylko lekko skłonił głowę.
– Panna musi mnie zaaprobować – stwierdził Robert. – Nie zamierzam się jej narzucać, jeśli jest związana uczuciowo z kim innym. – Pomimo zaprzeczeń Priscilli podejrzewał, że jest zainteresowana jakimś mężczyzną. Takie wytłumaczenie wydawało mu się najbardziej logiczne.
– Nie jest nikomu przyrzeczona – zapewnił Benbridge. – Gdyby nawet roił jej się nieodpowiedni związek, to zabroniłbym zdecydowanie. Wystarczy mi nieszczęście, które spotkało jej siostrę. – Na myśl o małżeństwie starszej córki oczy Benbridge’a zwęziły się i zadrgał mu mięsień policzka. – Priscilla nie odmówi Waszej Wysokości. Nie odważy się.
Przez chwilę Robertowi zrobiło się żal młodej kobiety. Wprawdzie zamierzał zabiegać o jej względy, ale na razie wyraził lekkie zainteresowanie. Tymczasem jej ojciec przyjął to za oświadczyny. Nic dziwnego, że Priscilla się opierała.
– Musimy się spotkać i sprawdzić, czy do siebie pasujemy. – Dla Benbridge’a to mogło być bez znaczenia, ale Robert chciał mieć żonę, która będzie go przynajmniej tolerowała.
– Naturalnie – odparł Benbridge z lekką nutką uniżoności i spojrzał na córkę przez całą długość sali w taki sposób, jakby chciał wzrokiem zmusić ją do właściwego zachowania i przyjęcia oświadczyn.
Robert przeklął w duchu apodyktyczność ojca i postanowił jeszcze raz spotkać się z córką, by przedstawić jej korzyści płynące z małżeństwa z człowiekiem, który jest nie tylko bogaty i utytułowany, ale również gotów ją pokochać. Zamierzał również przestrzec ją przed sprzeciwianiem się woli nieczułego, bezwzględnego ojca.
[1]Silly (j. ang.) – niemądry, głupi (przyp. red.)
Tytuł oryginału: Lady Priscilla’s Shameful Secret
Pierwsze wydanie: Harlequin Historical, 2012
Redaktor serii: Dominik Osuch
Opracowanie redakcyjne: Barbara Syczewska-Olszewska
Korekta: Lilianna Mieszczańska
© 2012 by Christine Merrill
© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2013
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżone.
Harlequin Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-238-9739-2
ROMANS HISTORYCZNY – 372
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.