Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
53 osoby interesują się tą książką
Piąty tom serii ,,Hellish’’!
Tę historię można czytać, nie znając poprzednich tomów.
Pierwszy tom dylogii „Agony”, historii najmłodszego z braci Scott.
„A kiedy twoja dusza zostanie pożarta, pamiętaj, że cię przed tym ostrzegałem”.
Aiden Scott wraz z rodzeństwem odziedziczył wielki spadek, w tym Akademię Six. Chłopak musi się zmierzyć z rolą, którą wyznaczyli mu starsi bracia. Staje się dyrektorem szkoły dla płatnych zabójców i złodziei. To spełnienie jego najgorszych koszmarów.
Jednak tym razem jego powrót do Akademii różni się od poprzednich. Już pierwszej nocy spędzonej w szkole dochodzi do brutalnego morderstwa.
Esmeray Moon, córka założyciela wrogiej organizacji, staje się kluczową postacią w rozwikłaniu tajemniczego zabójstwa. Tylko ona może pomóc Aidenowi ułożyć wszystkie kawałki układanki w całość. Jednak niespodziewanie do gry wkracza pożądanie, co w zestawieniu z nienawiścią, jaką do siebie czują, sprawia, że Esmeray i Aiden zapominają o swoim pierwotnym celu.
Zabójca nadal ukrywa się w Akademii i nie zamierza przestać mordować. Czy wrogowie zdołają połączyć siły, zanim kolejna osoba padnie jego ofiarą? A może sami staną się celem bezwzględnego zabójcy?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 490
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2024
Weronika Plota
Wydawnictwo NieZwykłe
All rights reserved
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja:
Anna Adamczyk
Korekta:
Anna Grabowska
Edyta Giersz
Katarzyna Olchowy
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8362-426-6
David Kushner – Skin and Bones
David Kushner – Dead Man
Lana Del Rey – Cherry
Lana Del Rey (feat. SYML) – Paris, Texas
Lana Del Rey – Born To Die
The Neighbourhood – A Little Death
The Neighbourhood – Wires
The Neighbourhood – W.D.Y.W.F.M?
The Neighbourhood – Unfair
Depeche Mode – Enjoy the Silence
Empire of the Sun – We Are The People
Nickelback – How You Remind Me
Evanescence – Bring Me To Life
Linkin Park – Numb
Aerosmith – Dream On
Kings of Leon – Closer
Kings of Leon – Use Somebody
Kings of Leon – Be Somebody
The Cranberries – Zombie
Elley Duhé – GOOD DIE YOUNG
The Weeknd – High For This
The Weeknd – Reminder
ThxSoMch – Hate.
Ruelle – Monsters
Ruelle – Secrets and Lies
Ruelle – Find You
She Wants Revenge – Tear You Apart
Austin Hull – 100 Ways
Neoni – DARKSIDE
Cleffy – Meet you at the Graveyard
Shy Smith – Soaked
Kae – THE REPLACEMENT
Sombr – i don’t know you anymore
Limi – Hiding
Chris Grey – COLD BLOODED
Austin Giorgio – No Mercy
Pamiętaj, zło potrafi przybrać postać najpiękniejszej osoby, jaką kiedykolwiek spotkasz. Będzie Cię zwodzić i kusić do grzechu.
Jeśli masz silną wolę, nie ulegniesz. A jeśli przegrasz tę walkę… wtedy nie będzie dla Ciebie ratunku.
Choćbyś krzyczał z całych sił.
Aiden
Patrzenie w oczy śmierci niesie za sobą pewne konsekwencje. Zdążyłem je poznać dlatego, że widziałem ją zbyt wiele razy. A to oznaczało, że zacząłem się z nią spoufalać.
Czy jest coś gorszego od jednania się ze śmiercią? Nie. Chyba że przyzwyczajasz się do niej na tyle, że nie widzisz bez niej życia. A ja nie miałem pojęcia, czym jest życie bez posmaku adrenaliny na języku.
Wyciągnąłem nóż z gardła mężczyzny, który chwilę wcześniej padł martwy na podłogę. Ostrze przetarłem o spodnie. Nienawidziłem, gdy moje narzędzie pracy było upierdolone od posoki. Odwróciłem się w stronę kobiety, która kuliła się w rogu pokoju, a następnie ruszyłem w jej kierunku. Ich apartament był naprawdę ładny, dopóki nie zachlapałem jego ścian krwią tego skurwiela. Przykucnąłem przy blondynce, trzęsącej się na mój widok.
Strach.
Dostrzegałem w jej spojrzeniu krystaliczne przerażenie. Jej ciało już dawno mi to powiedziało. Jednak oczy skrywały i jednocześnie ukazywały najwięcej. Ja nauczyłem się nie zdradzać niczego. A może nie musiałem się tego uczyć?
Przesunąłem nożem po jej udzie. Nie pisnęła, nawet się nie poruszyła. Twarda. Jednak nie była nie do złamania.
Każdego można złamać, tylko trzeba wiedzieć, jak to zrobić. Tak się składało, że to było jedno z moich hobby. Łamanie, niszczenie, zabijanie. Kurwa, jak ja to lubiłem.
– Proszę… – wydusiła pełnym przerażenia głosem.
Powinno być mi jej szkoda, ale nie czułem nic. Przyszedłem wykonać zlecenie. Wyciągnąłem telefon z kieszeni, odblokowałem go, a następnie pokazałem jej powiadomienie, które dostałem. Jej oczy się rozszerzyły, kiedy odczytała wiadomość.
A raczej wyrok śmierci.
W ich mieszkaniu panowała ciemność. Jedyne, co oświetlało jej twarz, to poświata księżyca i blask ekranu mojego telefonu. Wyrecytowałem w myślach słowa zlecenia.
Mężczyzna – szybka śmierć, kobieta – bolesna i długa. Powód: zbiedzy, którzy są poszukiwani za gwałt i morderstwo kilkunastu dzieci. Kobieta wykazywała się szczególnym okrucieństwem.
Więcej nie potrzebowałem, żeby przyjąć to zlecenie. A kiedy je zaakceptowałem, dostałem wszystkie wytyczne. Namierzenie ich okazało się banalnie proste. Poradziłem sobie bez organizacji. Ukrywali się w państwie, w którym nie ma ekstradycji. Sądzili, że umknęli przed organami ścigania.
To się, kurwa, zdziwili.
– Bolesna – wyszeptałem, nadal sunąc nożem po jej skórze. – Niewyobrażalnie bolesna śmierć, Dakoto.
Kobieta ponownie wytrzeszczyła oczy. Nie widziała całej mojej twarzy, mogła dostrzec jedynie moje oczy i brwi. Resztę skryłem pod maską pewnego demona – japońskiego Oni. Na masce widniały jego usta i kły. Zdawałem sobie sprawę, jakie wrażenie wywiera ten element mojego stroju. Wystające, ostre zęby i psychopatyczny uśmiech. Ale nie to najbardziej przerażało moje ofiary. Bały się tego, ile będą cierpieć, dopóki nie zadam ostatecznego ciosu.
– Wybieraj. – Uniosłem spojrzenie na jej usta, a potem przeniosłem je na oczy.
Ona doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jaki wybór jej dawałem. Po chwili zerwała się z podłogi, ale zdążyłem złapać ją za nadgarstek. W kolejnej sekundzie popchnąłem kobietę na ścianę. Kurwa. Wkurwiało mnie uciekanie.
– Czyli oczy – stwierdziłem, a potem rozległ się krzyk.
Cudowna melodia, kojąca moją czarną duszę.
Jedyne, co wzbudzało we mnie jakiekolwiek uczucia, to seks i gasnące oczy. Nie było niczego piękniejszego niż człowiek patrzący się na mnie, kiedy uchodziło z niego życie.
Nie byłem potępiony.
Nie byłem zły.
Nie byłem głupcem.
Byłem prawdziwym koszmarem.
Aiden
Brama oddzielająca Akademię od lasu powoli się otworzyła. Wjechałem samochodem na dziedziniec, a kiedy tylko się zatrzymałem, rozejrzałem się wokół. Nic się nie zmieniło, budynek wciąż był taki sam. A ja nadal nie przywykłem do swojej roli w Six. Pieprzony dyrektor. Ja pierdolę, ale to chujowo brzmiało.
Wysiadając z auta, wsunąłem skręta między wargi. Oparłem się o maskę swojego mercedesa i zacząłem przyglądać się uczniom, którzy uciekali przed moim spojrzeniem. Moja kariera dyrektora tej szkoły nie zaczęła się rewelacyjnie i w tym momencie nie zmierzała w dobrym kierunku. Każdy dyrektor powinien dbać o uczniów, a ja na koncie miałem już trzy trupy. Samobójstwa. Mój ojciec nie byłby zadowolony. Możliwe, że jeśli powiedziałbym to na głos, zabrzmiałoby to chujowo, ale cieszyłem się, że nie żył, bo przynajmniej nie musiałem wysłuchiwać jego wywodów.
Spojrzałem w niebo… Tam go nie znajdę. Na pewno smażył się w piekle, każdy Scott trafi właśnie tam. Dla nas nie ma raju i odkupienia, nas czekają męki. Byłem na to gotowy.
Musiałem odwrócić swoją uwagę i na moje szczęście dostrzegłem uczennicę, którą znałem. Miała dwadzieścia lat i próbowała mnie zaciągnąć do łóżka. Rosalie Ballowr. Gdyby nie jej ojciec, już dawno bym ją zerżnął. Jednak mój starszy braciszek Zane współpracował z jej starym. Zapierdoliłby mnie, gdybym przeleciał najdroższą córkę Basteina Ballowra. A każdego dnia miałem w sobie coraz mniej kontroli, by tego, kurwa, nie zrobić.
Rzuciłem na ziemię niedopałek i przygniotłem go butem. Wsunąłem dłonie w kieszenie spodni i wszedłem do środka szkoły. Mój ojciec, kiedy jeszcze żył i był dyrektorem Six, zawsze wkładał idealnie dopasowany garnitur. Godnie reprezentował tę „instytucję”, w przeciwieństwie do mnie. Miałem na sobie dresowe spodnie, koszulkę, która odsłaniała moje tatuaże, a przez ramię zarzuconą kurtkę. Była zima, a ja zapierdalałem w krótkim rękawie.
Akademia w środku też się nic nie zmieniła. Wnętrze wykonano w stylu gotyckim. Sufity nadal zdobiły sklepienia kolebkowe, oparte na białych filarach. Na korytarzach górował marmur, a ogromne żyrandole w odcieniu czerni zwisały z sufitów. Dominowała szarość, czerń, biel i zieleń.
Dlaczego, kurwa, dałem się wpakować w takie gówno jak zajmowanie się tą zjebaną szkołą? Możliwe, że urok Silver i Aurory na mnie zadziałał. Bo to one mnie przekonały do tego, bym się nią zajął. Szkoda, że żadna z nich mi tego nie zrekompensowała. Nie obraziłbym się, gdyby…
– Albo myślisz o seksie, albo o skręcaniu czyjegoś karku. – Przede mną wyrósł blondyn, z przylepionym do ust uśmiechem. – A może…
– Zamknij mordę, Isaac – mruknąłem i go minąłem.
Jeśli nie znałbym tego zjeba, to pomyślałbym, że pójdzie swoją drogą. No cóż… Warren zrównał się ze mną i jakby nigdy nic odparł:
– Możesz mi ją zamknąć butelką wódki.
Stanąłem w miejscu i spojrzałem na niego.
– Po naszym ostatnim weekendzie na razie mam dość alkoholu.
Blondyn nie wyglądał, jakby wierzył w moje słowa. Sam w nie nie wierzyłem. Miałem ochotę się najebać i zabawić z jakąś napaloną studentką. Kurwa, myślałem dziś ewidentnie kutasem.
– Nie masz ochoty na szybki wypad do Nowego Jorku lub LA? – Widziałem, jak Isaac się szczerzy. – Ja bym poleciał do LA.
Zacisnąłem szczęki. To nie było głupie… I kiedy już chciałem mu odpowiedzieć, natrafiłem spojrzeniem na osobę, której nie powinno tu być. Nicholas szedł w moją stronę, a jego mina sugerowała, że chce mnie zabić. Uczniowie schodzili mu z drogi. Jeśli myślałem, że to mnie się boją, to byłem w błędzie, bo gdy tylko zobaczyli mojego starszego brata, struchleli. Przewróciłem oczami i wypuściłem nagromadzone w ustach powietrze. Nie zatrzymał się przede mną – zacisnął palce na moim gardle, a w kolejnej chwili przyszpilił mnie do ściany.
Miał mocno ściągnięte brwi i zaciśnięte szczęki, a w jego oczach widziałem furię.
– Cześć, braciszku – wyszeptałem, unosząc brodę.
Nie bolało mnie to, choć uścisk jego dłoni był na tyle mocny, że wielu mogłoby się udusić. Kiedy Nicholas zauważył w moich oczach pustkę, puścił moje gardło.
– Nicholas… – Isaac złapał go za ramię. – Co ty…?
– Pysk, Isaac – warknął, nawet nie spoglądając na swojego przyjaciela. – Świetnie, że, kurwa, w końcu pojawiłeś się w Six.
Och… Zaczyna się jazda.
– Cudowne powitanie, dzięki – odparłem, rozmasowując szyję. – Ale jeśli kiedykolwiek znów się na mnie rzucisz, połamię ci ręce. – Ton mojego głosu automatycznie się zmienił. Nie robiło to jednak na nim żadnego wrażenia.
– Mam ważniejsze sprawy niż pilnowanie twojej szkoły, Aiden. – Nicholas się wyprostował, przez co golf zsunął się nieco z jego szyi, odsłaniając zdobiący ją tatuaż. – Mam na głowie swoją rodzinę.
Oparłem się o ścianę i zaplotłem ramiona na klatce piersiowej. Wiedziałem, że to, co zaraz powiem, wyprowadzi go z równowagi.
– Co u mojej wisienki? – Uśmiechnąłem się cwanie. – Myślisz, że się za mną stęskniła?
Furia, którą wcześniej widziałem w oczach Nicholasa, przygasła… A zastąpiła ją ciemność. Mój brat ledwo się kontrolował, a ja kochałem doprowadzać ludzi na ich skraj. To było niesamowite uczucie móc dostrzegać ich skrajne emocje i to, jak szybko się one zmieniają. Człowieka przepełniają emocje, których sam nie potrafi pojąć, ale jeśli manipulacyjną gierką wywrze się jakąś na nich, zabawa jest świetna.
– Myślę, że twoja wisienka zaraz przyjebie ci w ten ryj – usłyszałem i dopiero wtedy dojrzałem brunetkę, która stała za Nicholasem. W ramionach trzymała chłopca. – Mamy do pogadania, Aiden.
W tym momencie Darcy spojrzał na mnie. A ja poczułem, jak nieznajome uczucie przemyka po każdym zakamarku mojego ciała. Chłopczyk patrzył na moją twarz, przez co zapomniałem o wszystkich wokół mnie. Wpatrywałem się tylko w Darcy’ego.
– Wujaaa… – Dziecko wyciągnęło w moją stronę dłonie.
Odbiłem się od ściany i podszedłem do dziewczyny, która bez zawahania podała mi swojego syna. Małe rączki chłopca zaplotły się na moim karku, a ja po raz drugi poczułem dziwną emocję, która po chwili zamieniła się w dreszcz… Darcy wywierał na mnie jakiś wpływ i nie potrafiłem tego zrozumieć.
– Co tam, młody? – Niebieskozielone oczy chłopca cały czas wlepiały się we mnie.
– Aiden. – Aurora wyrosła przede mną. – Idziemy pogadać.
Cieszyłem się, że nie było tu Zane’a i Silver. Nie brakowało mi tej dwójki. Kiedy przemierzaliśmy korytarze Six, każdy uczeń się w nas wpatrywał. Czy mnie to dziwiło? Nie. Nicholas to dla nich żywa legenda, podczas gdy ja stanowiłem ich koszmar. Każdy uczeń wiedział, że rodzina Scott jest popierdolona, a ja właśnie trzymałem w ramionach naszego dziedzica. I jeśli Darcy wda się w nas… Mają czego się obawiać.
Weszliśmy do gabinetu mojego ojca. Nadal nie potrafiłem go nazywać swoim. Odstawiłem chłopca na podłogę, a ten zaczął chodzić po pomieszczeniu. Mój starszy brat cały czas obserwował go kątem oka. Nie umiałem ocenić, czy był dobrym ojcem, ale na pewno starał się nim być. Podszedłem do minibarku, a kiedy moje palce zacisnęły się na szyjce butelki alkoholu, poczułem szarpnięcie.
Kurwa.
– Chlejesz, ćpasz, ruchasz się z dziwkami. – Nicholas mnie popchnął, przez co wpadłem na biurko. – I bierzesz co chwilę nowe zlecenia. Uciekasz od swojego obowiązku, Aiden.
Wkurwiało mnie to, że mój brat popychał mnie, jakby miał do tego prawo. A nie miał. Mogłem już dawno się na niego rzucić i pokazać mu, że może mi jedynie possać. Odnalazłem wzrokiem Darcy’ego, który właśnie sięgał po wazę. Zadziałałem automatycznie. Podbiegłem do chłopca i zgarnąłem go ramieniem. W tym samym momencie porcelana poleciała prosto na podłogę. Roztrzaskała się w drobny mak.
Chłopiec wtulił się w moją rękę.
– Kurwa! – ryknąłem. – Może pilnujcie swojego syna? Gdybym nie zareagował, to rozjebałoby się na jego głowie!
Aurora szybko do mnie podeszła i zabrała Darcy’ego. Młody nawet nie zapłakał, choć wiele dzieci zrobiłoby to na jego miejscu. Sam dźwięk tłuczonej porcelany powinien wzbudzić w nim jakieś reakcje. A jednak Darcy nie wyglądał, jakby się przestraszył.
Jego oczy cały czas były utkwione we mnie.
– A ty nie klnij tyle przy dziecku. – Brunetka wbiła palec w mój mostek. – Isaac, weźmiesz Darcy’ego? Musimy…
Warren nie wyglądał na zadowolonego, ale wziął chłopca w ramiona.
– Niania na medal – mruknął. – Chodź, Darcy, wuja Isaac pokaże ci, jakie fajne auto ma wujek Aiden.
Wiedziałem, co sugeruje. Wyciągnąłem z kieszeni spodni kluczyki od samochodu i rzuciłem je przyjacielowi. Chłopak puścił mi oczko, a chwilę później zniknął za drzwiami razem z moim bratankiem.
– Trzy trupy. – Nicholas podszedł do mnie. – Masz na koncie trzy trupy, Aiden.
Przewróciłem oczami i go minąłem.
– Mam na koncie z tysiąc trupów, ale okej. – Usiadłem na biurku.
Mój brat i Aurora wyglądali poważnie. Nie pasowało to do brunetki, wolałem, gdy się uśmiechała, a nie piorunowała mnie wzrokiem. Choć w tym jej grymasie było coś, co mnie pociągało.
– To nie jest zabawne, Aiden. – Dziewczyna zaplotła ręce na piersiach.
– No trupy już się nie śmieją. – Wzruszyłem ramionami. Odnosiłem wrażenie, że Nicholas zbladł, a Aurora straciła wszelką nadzieję. Miałem ochotę to jeszcze bardziej podkręcić, więc dodałem: – Spokojnie, połaskotałem każdego przed zabiciem, więc się pośmiali.
Nie wykazali jednak żadnej reakcji.
– Dobra – odparłem. – Ogarnę Six. Możecie iść.
Aurora wyglądała, jakby miała się zaraz roześmiać, a Nicholasa to nie przekonało. Kurwa. Nie chciałem mieć ich na głowie i wysłuchiwać ich pierdolenia. Poza tym nie podobał mi się fakt, że mój bratanek jest w szkole dla zabójców. Zsunąłem się z blatu i podszedłem do brata.
– Ogarnę to – powtórzyłem.
– Mówiłeś to już wiele razy. – Próbował robić wrażenie nieugiętego starszego brata. – Nie wierzę ci.
– Lata mi to koło chuja.
Aurora wytrzeszczyła oczy, a Nicholas przygryzł wargę. Dawno nie urządzaliśmy sparingu…
– Masz ostatnią szansę. Jeśli to spierdolisz i olejesz swoje obowiązki, zgłoszę to radzie.
Rzadko kiedy się śmiałem, ale teraz naprawdę miałem ochotę parsknąć mu prosto w twarz. Straszył mnie? I to, kurwa, radą?! Mój brat był żałośnie zabawny…
– Chyba ci hormony buzują, a to Aurora niedawno urodziła, nie ty.
I wtedy brunetka się roześmiała.
– Chce trzeciego – mruknęła. – Więc chodzi nabuzowany.
– Trzeciego? – parsknąłem. – Darcy i Riaz to za mało?
Nicholas odwrócił się w stronę swojej kobiety.
– Patrz tak na mnie dalej, to będziesz spał przed domem. – Zmierzyła go morderczym wzrokiem. – Wyjdź, Nicholas.
– Auroro…
– Nie zadziała na mnie ten miękki ton. Wyjazd, chcę porozmawiać z Aidenem.
Brat odwrócił się w moją stronę. Zaciskał szczęki tak mocno, że chciało mi się śmiać. Potulny piesek Aurory.
– My pogadamy później – oznajmił i odwrócił się w stronę drzwi.
Kiedy zostałem sam na sam z moją słodką wisienką, rozparłem się na kanapie. Poklepałem miejsce obok siebie, a dziewczyna je zajęła. Lubiłem ją. A naprawdę mało osób w życiu darzyłem sympatią.
– Słucham cię.
– Co się dzieje? – spytała.
Utkwiła swoje wielkie, zielone oczy w mojej twarzy.
– Nic.
– Nie okłamuj mnie.
Kiedy tak się w nią wpatrywałem, zastanawiałem się, co mogę odpowiedzieć. Automatycznie przygryzłem wargę. Wstałem z kanapy, a dziewczyna nawet się nie poruszyła.
– Jeśli myślisz, że powiem ci choćby słowo o tym, co dzieje się w mojej głowie, to jesteś naiwna, Auroro.
Ruszyłem w stronę drzwi. Nie miałem ochoty na dalszą dyskusję.
– Zajmę się Six, nie będę tego powtarzać.
Nie dając jej nic dodać, wyszedłem z gabinetu. Oczywiście natknąłem się na Nicholasa, który opierał się o ceglaną ścianę. Wyglądał na mniej wkurwionego, ale nieszczególnie się tym przejąłem. Minąłem go, nawet nie próbował mnie zatrzymać. Musiałem zajarać. Wyszedłem tylnym wyjściem na dziedziniec. Zimny podmuch wiatru musnął moje policzki. Wsunąłem między wargi papierosa i odpaliłem go. Pierwsze zaciągnięcie używką zawsze rozpierało moje płuca. Wypuściłem kłęby dymu i opuściłem wzrok.
Czeka mnie męka.
Leżałem w łóżku i wpatrywałem się w sufit. Nie mieszkałem w swoim rodzinnym domu, bo to wiązało się z niańczeniem dziecka Zane’a. A Cain był bardziej wkurwiający niż Darcy.
Mogło tak być dlatego, że Darcy miał już trzy lata, a Cain dopiero rok. Kurwa, nie. Nawet Riaz, mający zaledwie dwa miesiące, był bardziej akceptowalny niż dzieciak Zane’a.
Podszedłem do okna i je otworzyłem. Usiadłem na parapecie i wsunąłem między usta blanta. Wpatrywałem się w oświetloną Akademię. Mój pokój znajdował się w skrzydle dla nauczycieli. Nie pasowałem tu.
Na zewnątrz zaczął padać śnieg. Cudownie, kurwa, jeszcze brakuje białego gówna na masce mojego samochodu. Odpaliłem skręta i zaciągnąłem się używką.
W tle, z głośników płynęły piosenki z mojej playlisty. Jeśli dobrze zapamiętałem tytuł, to właśnie leciało Zombie od The Cranberries. A kiedy tak upalałem się do snu, moim oczom ukazała się postać na dziedzińcu. Była zakapturzona i znajdowała się zbyt daleko, bym mógł stwierdzić, czy to kobieta, czy mężczyzna. Przechyliłem głowę, a dym unosił się wokół mnie.
Ta postać szła prosto do drzwi Akademii.
Jakaś czerwona lampka zaświeciła się w mojej głowie. Zeskoczyłem z parapetu i ze skrętem w ustach chwyciłem kurtkę, a następnie wyszedłem z pokoju. Idąc wzdłużył ciemnych korytarzy, dopalałem blanta. Nie zważałem na to, czy jakiś zjeb zaraz wyjdzie ze swojego pokoju, by zwrócić mi uwagę. To była moja szkoła, jeślibym chciał, to mógłbym zajarać nawet w głównej sali, a wszyscy mogliby mi obciągnąć.
Wychodząc na zewnątrz, dojrzałem pierwszą warstwę białego puchu. Wyrzuciłem niedopałek na ziemię i wsunąłem ręce do kieszeni. Był środek nocy, a droga do szkoły oświetlona była jedynie przez kilka lamp i księżyc. Six miało całodobową ochronę, ale powiedziałem Aurorze, że zajmę się Akademią. Drzwi były otwarte, bo żaden idiota ich nie zamknął. Wsunąłem się do środka, a moje ciało otoczyła ciemność.
Nie poczułem niepokoju, a tym bardziej strachu. Choć wielu zapewne by się zesrało, gdyby musiało przejść tak ciemnym korytarzem bez żadnego oświetlenia. Ruszyłem przed siebie, nucąc pod nosem melodię. W środku nocy Akademia wyglądała interesująco. Dopiero, gdy mijałem jakieś rzeźby, dostrzegałem ich zarys. I mogłem się pokusić o stwierdzenie, że nocą wyglądały niepokojąco. Obrazy ludzi na ścianach rozmywały się w ciemności, a wyraźne były jedynie ich oczy. Miałem wrażenie, jakby wpatrywały się we mnie.
Oprócz dźwięków, które z siebie wydawałem, nie było nic słychać. Żadnych kroków, żadnych niepokojących sygnałów. I dopiero to mnie zmartwiło. Powinienem był usłyszeć chociażby kroki ochrony. Nic.
Stanąłem w miejscu i zacząłem nasłuchiwać. Cisza.
Nie ruszałem się z miejsca, nadal nasłuchiwałem.
Cisza.
Ciemność nie krzyczała, ale…
Kap. Kap. Kap.
Ten dźwięk nie sygnalizował niczego dobrego. Próbowałem sobie wyobrazić, z jakiego miejsca może dobiegać. I znów usłyszałem odgłos kapania. Byłem zabójcą, wiedziałem, co może, kurwa, kapać. Przyśpieszyłem kroku. Przechodziłem przez różne korytarze, próbując odnaleźć to miejsce. Znałem tę szkołę jak własną kieszeń, nie mogłem się w niej zgubić.
W końcu dotarłem na dziedziniec – znajdował się on pośrodku Six i miał dostęp do świeżego powietrza. Poświata księżyca oświetlała fontannę, która stała na środku trawnika. Podszedłem bliżej i uniosłem wzrok w niebo. Wiatr świszczał mi koło uszu i… Kap.
Odwróciłem spojrzenie. Ja pierdolę.
Na jednym z filarów wisiał chłopak. A raczej został do niego przybity. Krew skapywała z rozciętego gardła. Zbliżyłem się do niego i dopiero kiedy dostrzegłem naszywkę z logiem Akademii, zrozumiałem, że to był uczeń.
Rozpłatano nie tylko jego gardło, ale też ramiona, z których wylewały się litry krwi. To nie wyglądało jak zwykłe morderstwo czy zabójstwo w afekcie. Nikt nie wiesza swoich ofiar na filarach. Nie w Six. Zmasakrowane ciało wskazuje, że to było zaplanowane. Ktoś zrobił to świadomie i…
Usłyszałem za sobą kroki. Nie wziąłem nawet noża, niech to… I wtedy odnalazłem wzrokiem postać, która stała przy fontannie i wpatrywała się w ciało chłopaka. Blask księżyca oświetlił jej twarz. Serio, kurwa? Miałem ochotę się roześmiać. Bo tylko ja ze wszystkich osób w tej szkole mogłem natrafić na nią.
– Scott przy trupie wiszącym na filarze? Ciekawy widok nocą.
Pokiwałem głową i zagryzłem wargę. Zrobiłem krok w jej stronę, a kiedy się do niej zbliżyłem, odpowiedziałem:
– Nauczycielka, która powinna być w swoim pokoju, a jest na miejscu zbrodni. – Jej dwukolorowe oczy zalśniły. – To niepokojące, Esmeray.
Niebieskowłosa zrobiła krok do przodu, a jej twarz nie zdradzała żadnej emocji.
– Wróciłeś do Six i już pojawił się kolejny trup. To ty powinieneś się zacząć martwić, nie ja.
Miałem ochotę przywiesić ją do drugiego filara, ale żywą. Zostawić tak do następnego dnia, by uczniowie widzieli, jak wije się i błaga o pomoc.
Odwróciłem się ponownie w stronę chłopaka. Powinienem był coś poczuć. Choćby żal. Jednak nie poczułem nic. Jedynie frustrację, że będę musiał się tym zająć… Ktoś zamordował w Six.
Mam przejebane.
Esmeray
Czułam się, jakbym wygrała na loterii. I było to spowodowane tym, że przyłapałam go w dość niekorzystnych okolicznościach. Nie wyglądało to dobrze, a on na koncie miał już cztery trupy. Chłopak zawiadomił radę i chyba swoich braci. Jednym z minusów tej całej sytuacji okazało się to, że tylko ja i on tam byliśmy. A to wiązało się z tym, że staliśmy się pieprzonymi świadkami.
Właśnie wychodziłam z dwugodzinnego przesłuchania. Nigdy nie byłam tak wkurwiona jak teraz. Moja złość osiągnęła apogeum. Rozciągnęłam ramiona i zamknęłam za sobą drzwi od gabinetu. Przede mną stał chłopak, a wraz z nim jego bracia i… Silver. Chciałam się uśmiechnąć, naprawdę pragnęłam obdarować ją serdecznym uśmiechem, bo nie wywierała we mnie negatywnych emocji. Jednak nie potrafiłam.
Zrobiłam krok w stronę dziewczyny, a kącik jej ust delikatnie drgnął.
– Esmeray – rzuciła cicho.
Widywałyśmy się dość często. Nie umawiałyśmy się na kawę, ale bywała w Six. I jakoś zawsze na siebie wpadałyśmy.
– Silver. – Skinęłam głową.
Po prawej stronie Aidena stał Zane, jeśli dobrze pamiętałam. A po lewej… Nicholas. Chłopak nie spuszczał ze mnie spojrzenia. Ramieniem przyciągnął do siebie Aurorę – znałam jej imię przez sławę Nicholasa Scotta – która tak jak on wpatrywała się we mnie. Cudownie, kurwa, byłam atrakcją dzisiejszego wieczoru.
– Pogadałabym, ale muszę…
– Co tam robiłaś? – przerwał mi Aiden.
Nie spojrzałam na niego. Nie miałam ochoty. Prędzej wydłubię sobie oczy, niż to zrobię.
– Chuj cię to obchodzi – mruknęłam, nie odwracając wzroku od blondynki. – Powodzenia z radą.
Już się odwracałam, by ruszyć wzdłuż korytarza, ale poczułam, jak czyjaś dłoń mnie zatrzymuje. Zadziałałam instynktownie. Szybko się obróciłam i odepchnęłam od siebie osobę, która mnie dotknęła. Był to oczywiście Aiden.
– Nie dotykaj mnie, kurwa.
Chłopak pokiwał głową, a na jego usta wpełzł cwany uśmieszek. Niczego bardziej nie pragnęłam, jak tego, by poderżnąć mu gardło. Wydawało mu się, że ma cały świat u swych stóp. A ja miałam zamiar mu udowodnić, że jest inaczej.
– Weźcie swojego braciszka albo następnego ranka to jego znajdziecie martwego. – Spojrzałam na pozostałych Scottów. – Pierdolę Six i zasadę nietykalności w jej murach. Jeśli jeszcze raz mnie dotknie, to nie ręczę za siebie.
Brunetka wyswobodziła się z objęć Nicholasa i chwyciła Aidena za ramię.
– Odpuść. – Brzmiała poważnie.
Chłopak spojrzał na nią, a ja odniosłam wrażenie, że ta dziewczyna ma na niego jakiś wpływ. Upewniłam się w tym, kiedy zrobił krok do tyłu. Grzeczny pies.
– A teraz idę spać. Miło było.
Ruszyłam wzdłuż korytarza. Słyszałam za sobą ich rozmowy, ale nie skupiłam się na nich. Nie interesowało mnie, co ta pojebana rodzinka mówi. Tak naprawdę nic mnie nie obchodziło, chciałam się po prostu położyć.
Otuliłam się ramionami, kiedy przechodziłam przez dziedziniec do skrzydła dla nauczycieli. Jebany śnieg. Od razu, gdy tylko wsunęłam się do budynku, poczułam znajomy zapach. Ktoś jarał blanta. Weszłam na najwyższe piętro, a stojąc już przed swoim pokojem, wsunęłam klucz do zamka. Wystarczyło, że otworzyłam drzwi, a biała kotka zeskoczyła ze swojego drapaka i zaczęła ocierać się o moje nogi. Wzięłam ją na ręce i zamknęłam za sobą drzwi. Z kotem w ramionach położyłam się w łóżku.
Zwierzak mruczał i ocierał się o każdy skrawek mojego ciała.
– Też się stęskniłam, Crystal. – Pogłaskałam ją po głowie.
Ta noc musiała się skończyć jakimś niepowodzeniem. Zawsze tak było, kiedy Aiden wracał do Six. Dziwnym trafem na siebie wpadaliśmy, prawie rozszarpując swoje gardła. Poznałam go też przypadkiem i już wtedy nie wywarł na mnie dobrego wrażenia. A z każdym kolejnym spotkaniem uświadamiałam sobie, że prędzej go zabiję, niż polubię.
Przebrałam się w piżamę, a następnie wsunęłam się pod pościel i odblokowałam telefon. Oprócz kilku wiadomości od Rhysanda, nikt się do mnie nie dobijał. Teoretycznie nie miał kto. W kontaktach miałam numer jedynie tego chłopaka. Żadnych social mediów nie posiadałam.
Ustawiłam budzik na siódmą i wtuliłam się w mojego kota. Sen przyszedł szybciej niż zazwyczaj…
Patrzyłam na dwójkę gówniarzy, którzy kłócili się o to, jaką broń mają wybrać. Ja pierdolę. Na dłuższą metę to było męczące. Podeszłam do ściany, na której rozwieszono wszelaką broń. Chwyciłam katanę i szarpnęłam jednego z nich za ramię.
– Oddaj cios.
Lucas – tak miał na imię – wytrzeszczył oczy.
– No dawaj – ponagliłam go.
Miałam rygorystyczne metody nauczania. Ale były skuteczne. Zależało mi na efektach. Chłopak zamachnął się na mnie, a ja zrobiłam unik. Oddał kolejny cios, ale przed nim też umknęłam. W jego spojrzeniu dało się dostrzec przejaw frustracji. Bawiłam się z nim w kotka i myszkę. Nie dawałam mu się dotknąć, a miecz trzymałam z tyłu pleców. Już po chwili Lucas cały dyszał, a ja tylko przewróciłam oczami.
– Zamiast kłócić się o to, jaką bronią się pojedynkować, potrenujcie zwykłe uderzenia. – Wyciągnęłam zza pleców katanę. – Byłam uzbrojona, a ty nie dotknąłeś mnie nawet palcem.
– Bo pani…
– Esmeray – poprawiłam go. – Jestem tylko kilka lat starsza, nie przesadzajmy.
Chłopak skinął głową.
– Jesteś zabójczynią, a ja dopiero się szkolę – dokończył. – To logiczne, że nie uda mi się cię dotknąć, a co dopiero pokonać.
Chciałam się uśmiechnąć, ale nie miałam tego w zwyczaju. Z pokerową miną odparłam:
– Świetnie, że znasz swoje miejsce, Lucas. Mała rada od zabójczyni: potrenujcie bez broni.
Obaj przytaknęli. Cały dzień obserwowałam, jak przyszli „zabójcy” nieudolnie walczą. Każde kolejne zajęcia różniły się od poprzednich, bo tych grup było tyle, że musiałam dostosować różne ćwiczenia do danych uczniów. Najmłodszym dawałam banalne zadania… I nie potrafiłam uczyć ich tak, jak powinnam. Niektórzy mieli po dwanaście czy trzynaście lat. Byli za młodzi… I nieświadomi tego, że w tym wieku powinni bawić się jeszcze na placu zabaw. A zamiast tego kazali mi wciskać w ich dłonie sztylety.
Widząc tak młode twarze, miałam w głowie obraz siebie. Wtedy byłam przerażoną dziewczynką, która każdego dnia modliła się o to, by jej koszmar się skończył. Trwał praktycznie całe moje życie do momentu ucieczki.
W słuchawkach rozbrzmiała jakaś stara piosenka, której tytułu nawet nie pamiętałam. Naciągnęłam na dłonie rękawy bluzy. Na dziedzińcu Six niektóre dzieciaki rzucały w siebie śnieżkami. Ten widok wydał mi się zaskakujący, bo zamiast noży trzymali w dłoniach niegroźne białe kulki. Odpaliłam papierosa i idąc prosto do swojego samochodu, zauważyłam, że ktoś przy nim stał.
– Zachowujesz się jak zakochany szczeniak – rzuciłam.
Brunet zmarszczył brwi i uśmiechnął się zalotnie.
– A może nim jestem, Esme? – Głos Rhysanda przyprawiał moje ciało o dreszcze. – Ja jestem tym typem, który ugania się za dziewczyną swoich marzeń, a ty…
– Dziewczyną, która wyrwie ci serce i zje je na twoich oczach – dokończyłam za niego.
Zielone tęczówki były utkwione we mnie. Miał męskie rysy twarzy, nie to co większość chłopców, których widywałam w szkole. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie pochodziliśmy stąd. Ostre linie żuchwy, mocno osadzone oczy, krzaczaste brwi. I jasna cera… Choć Rhys miał ciemniejszą od mojej.
– I wiesz, co jest w tym najzabawniejsze? – spytał i zrobił krok w moją stronę.
Zadarłam lekko brodę do góry. Moje wysokie buty na szczęście dodawały mi wzrostu.
– Najzabawniejsze jest to, że ja z wielką przyjemnością bym na to patrzył.
– Bez serca byłoby to trudne – mruknęłam, rzucając niedopałek na ziemię. – Co tu robisz, Rhys?
Uśmiech, który teraz zagościł na jego ustach, nie zwiastował niczego dobrego.
– Mam zlecenie.
– Jakie? – Miałam ochotę wyciągnąć kolejnego papierosa.
– Odłam jakiejś pojebanej sekty.
– No i? – Zaczynałam się denerwować, wolałam, jak mówił mi wszystko od razu. – Rhys, jestem po pracy i miałam naprawdę ciężką noc.
– Osadzili się jakąś godzinę drogi od Six.
Miałam ochotę go zabić. Udusić własnymi rękami i zostawić martwego na środku dziedzińca tej jebanej szkoły. Mimo tej chęci wzięłam głęboki wdech i odpowiedziałam:
– Dobra, biorę to. Możemy jechać…
– Nie, nie możesz, Esmeray – usłyszałam za sobą głos.
Nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, kto za mną stoi. Nawet nie miałam ochoty patrzeć na jego twarz. Wzbudzał we mnie furię.
– A ty kim jesteś? – Ton Rhysanda natychmiast się zmienił. – Ani jej starym, ani facetem, więc możesz wypierdalać. – Zrobił krótką pauzę, a po chwili dodał: – Teraz.
W kolejnej sekundzie dotarł do mnie psychopatyczny śmiech. Brałam głębokie wdechy, cały czas patrząc na swojego przyjaciela. Obawiałam się, że jeśli obrócę się w stronę tego drugiego, to nabiorę jeszcze większej ochoty, by przyjebać mu w ryj.
– Uwierz mi, gdybym mógł, to pozwoliłbym jej odjechać. Nawet poprosiłbym ją o to, by nie wracała. – Usłyszałam, jak śnieg zaskrzypiał pod jego butami. – Niestety Esmeray i ja byliśmy wczoraj jedynymi świadkami morderstwa w naszej szkole i do momentu, aż rada nie rozwiąże śledztwa, żadne z nas nie może opuścić murów Six.
Miałam nadzieję, że się przesłyszałam, a to, co pierdoli Scott, jest bzdurą. Odwróciłam się w jego stronę i kiedy dostrzegłam te niebieskie tęczówki, poczułam chęć mordu. Wyglądał na niewzruszonego, a może rozbawionego całą tą sytuacją?
– To przekaż szanownej radzie, że mam ich w piździe.
Kącik ust Aidena lekko się uniósł.
– Myślisz, że ich obchodzi, co uważa jakaś pizda, która przyjechała się tu ukrywać przed swoim starym?
Zawrzałam. Cała.
Kątem oka widziałam, że Rhys zaciska dłonie w pięści. Poradzę sobie z tym dupkiem sama. Zrobiłam krok w jego stronę, unosząc podbródek. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, miałam wrażenie, że bucha z nich ogień, który może spalić wszystko wokół.
– Wolę być rosyjską szmatą niż psem. – Postawiłam kolejny krok. – Znaj swoje miejsce.
Oczekiwałam wybuchu ze strony chłopaka. A napotkałam tylko przerażający spokój. Scott przysunął swoją twarz do mojej i z pustką w tych niebieskich oczach wyszeptał:
– Uważaj, żmijo, bo będę musiał ci zatkać usta czymś innym niż chusteczka. – Słyszałam to tylko ja. – Chyba że tego chcesz.
Jeśli myślał, że tą prowokacyjną gadką wzbudzi w moim ciele żar, to był idiotą. Parsknęłam mu prosto w twarz.
– Z tego, co się orientuję, Esmeray, to zależy ci na byciu w Akademii, a to oznacza, że musisz się słuchać rady. Nawet jeśli masz wyjebane na jej członków. To od nich zależy twoje być albo nie być, więc decyduj. Droga wolna, ale powrotu już nie będzie.
– Esme. – Poczułam dłoń Rhysa na barku.
– Nie. – Strzepnęłam ją i popatrzyłam na przyjaciela. – Niechętnie to przyznam, ale on ma rację. W sensie ja… – Wzięłam głęboki wdech. – Muszę tu zostać do momentu, aż sprawa się rozwikła – dokończyłam i znów przeniosłam wzrok na czarnowłosego. – Ile to będzie trwać? – Mój ton automatycznie się zmienił. Był ostry. – Nie mam całego roku, by czekać, aż te stare dziady cokolwiek zrobią.
– A ja mam w chuju twoje sprawy – warknął Aiden. – Może to trwać nawet rok. Chyba że… – słysząc jego ostatnie słowa, byłam pewna, że zaraz się wkurwię – …sami się tym zajmiemy.
On, chyba sobie, kurwa, robił jaja.
Miałam ochotę się roześmiać, choć nie śmiałam się często.
– To nie jest głupie – wtrącił się Rhys. Serio, kurwa? – Esme, jesteś w tym dobra, nie wiem, jakie umiejętności ma ten pajac, który stoi przed nami, ale znam ciebie. Jesteś zabójczynią.
Zabójczynią. ZABÓJCZYNIĄ. Tylko tym byłam. Maszyną do zabijania. Żółć podeszła mi do gardła. Nienawidziłam tego określenia, ale już się do niego przyzwyczaiłam. To jedyna umiejętność, którą mój ojciec chciał we mnie rozwijać. Nic innego nie miało we mnie znaczenia. Miałam zabijać. Tyle.
Aiden nie spuszczał ze mnie wzroku. Czułam jego spojrzenie, nawet na niego nie patrząc. A kiedy popatrzyłam na swojego przyjaciela… Kurwa, miałam inne plany.
– A wpadniesz dziś do mnie wieczorem? – spytałam Rhysa.
Mężczyzna uśmiechnął się zadziornie.
– Ktoś się stęsknił za moim kutasem, cudownie.
I dopiero wtedy pokusiłam się o to, by spojrzeć na Scotta. Nadal miał ten sam wyraz twarzy. A może był lekko znużony?
Chłopak przede mną przewrócił oczami i czekał, aż ruszę w stronę akademika. Nie pożegnałam się z Rhysem. Miałam teraz ochotę jedynie na to, by zaszyć się w swoim pokoju i upalić. Aiden szedł cały czas za mną. Wkurwiało mnie to. A określenie pieska do niego pasowało. Kiedy wsunęłam się do środka budynku, on też wszedł za mną. Wchodząc po schodach na najwyższe piętro, słyszałam za sobą jego kroki. Nie odwracałam się, bo gdybym to zrobiła, dałabym mu to, czego chciał. Pokonując ostatni stopień, wyciągnęłam klucze od pokoju z kieszeni, a kiedy podeszłam do drzwi, odruchowo obróciłam głowę w bok.
Scott właśnie wkładał do zamka swój klucz. To chyba, kurwa, żarty.
Miał pokój obok mojego.
– Jak usłyszę dziś choćby jęk – zaczął – to sam do ciebie przyjdę i zamknę ci usta.
Chwyciłam za klamkę od swoich drzwi.
– I tak jak mówiłem, nie zatkam ci ich chusteczką.
Przewróciłam oczami i nie odezwałam się ani słowem. Moją odpowiedzią było trzaśnięcie drzwiami. Jeszcze tego mi brakowało. Aiden jako mój sąsiad.
Przejaw mojej nienawiści do tego dupka narodził się już kilka lat temu. Zaatakował mnie i zgrywał wielkiego samca, który broni swojego terenu. Potem mijaliśmy się w Six, gdy już przejął pieczę nad Akademią. Rzucał mi pogardliwe spojrzenia, a kiedy dowiedział się, kim dokładnie jestem, jego pogarda wobec mnie narosła.
Czy mu się dziwiłam? W pewnym sensie nie. Istnieją dwa oblicza płatnych zabójców. Po jednej stronie stoją tacy jak Aiden i jego rodzinka. Oni wymierzają sprawiedliwość tym drugim, ludziom takim jak ja. Nasze organizacje walczą ze sobą od lat, wybijając nawzajem swoich ludzi. Rodzina Scottów znajduje się na najwyższym szczeblu swojej organizacji, ich dziedzictwo sięga dalekich czasów. Tak samo jak moja… Tylko z tą różnicą, że moja rodzina zabija dla zabawy i korzyści. Bo są pojebami.
I żadne z nas nie ustąpi. Będziemy się wyżynać, aż ostatnia osoba z naszej rodziny nie umrze.
Nasza nienawiść do siebie jest w nas zakorzeniona od lat.
Aiden
Jeśli liczyłem na litość ze strony tej niebieskowłosej pizdy, to naprawdę byłem idiotą. Jej jęki rozsadzały mi głowę. Zderzenia ich ciał usłyszałby nawet nieboszczyk. Zdzierała sobie głos, wykrzykując imię tego zjeba.
Byłem na skraju tego, by tam wejść, chwycić ją za włosy i zaciągnąć do swojego pokoju. Dałbym jej lekcję pokory. Zamiast tego wysłałem SMS-a do uroczej nauczycielki, która pchała się na mojego chuja już od długiego czasu. Kobieta zapukała do moich drzwi niecałe pięć minut później. Zwlokłem swój tyłek z łóżka i podszedłem do nich, a kiedy je otworzyłem…
Kurwa, ona serio miała na mnie ochotę. Bo ja nie zapierdalałbym do niej, nawet gdyby była ostatnią kobietą na ziemi i gdybym musiał sobie ulżyć. Ubrana była w kusą, koronkową sukienkę, a jej sutki odznaczały się pod materiałem.
– Cześć…
Nie zamierzałem tracić czasu na zbędne pierdolenie. Chwyciłem ją za ramię i wciągnąłem do środka. Następnie zgasiłem światło, a kiedy zapanowała zupełna ciemność, znalazłem się w swoim świecie, w którym panowały strach, niemoralność i brak litości.
– Aiden, ja…
– Zamknij się – warknąłem. – Rozbierz się i klęknij.
Pokój oświetlała jedynie poświata księżyca. Kobieta była ode mnie starsza, a takim uwielbiałem sprawiać ból. Nie przyglądałem się jej twarzy, wiedziałem, że była ładna. Ale to nie miało dla mnie znaczenia. Kiedy naga padła na kolana, wyswobodziłem członka z bokserek i chwyciłem ją za włosy. Okręciłem je sobie wokół dłoni. Rozchyliła usta, a ja bez zawahania wsunąłem się mocnym ruchem w jej gardło. Pieprzyłem jej usta bezlitośnie, dostrzegając, że z jej oczu wypływają łzy. Dławiła się mną, a ja wcale się tym nie przejmowałem. Brałem wszystko.
Wraz z duszą.
Pociągnąłem ją za włosy i wysunąłem się z jej ust. Następnie podniosłem ją, a ona zaplotła nogi wokół mojej talii. Posadziłem ją na biurku, które było tuż pod ścianą, tą, którą dzieliłem z Esmeray. Rozchyliłem jej uda i wyciągnąłem z szuflady prezerwatywę. Rozerwałem opakowanie, założyłem gumkę, a potem bez zawahania wszedłem w kobietę. Z ust blondynki wyrwał się krzyk. Wbijała mi paznokcie w plecy, a ja wsuwałem się w nią i wysuwałem z niej.
Znów oplotłem sobie jej włosy wokół dłoni i szarpnąłem za nie, kiedy próbowała się nachylić do moich ust. Nie całowałem się z nikim. Oprócz Silver, którą pod wpływem dziwnego impulsu sam pocałowałem, i Aurory, która skradła mi pocałunek. I nie miałem zamiaru tego zmienić. Zacisnąłem mocno palce na jej udzie, a drugą ręką szarpałem kobietę za włosy. Pieprzyłem ją, nie mając żadnej litości. Łzy spływały po jej policzkach. Mimo to cały czas wykrzykiwała niezrozumiałe bluźnierstwa i moje imię. Jej krzyki były głośniejsze od tych Esmeray.
Odwróciłem kobietę tak, że jej piersi zetknęły się z blatem, a nogi postawiła na podłodze. Uderzyłem ją kurewsko mocno w pośladek.
– Kurwa! – krzyknęła. – To… To…
Wsunąłem się w nią i nachyliłem nad jej uchem.
– Zajebiście dobre?
– Tak, Boże, tak!
Przyśpieszyłem, uderzając ją raz po raz w tyłek. Chciałem zostawić na nim siniaki, pragnąłem odcisnąć na jej ciele piętno. Miało ono jej przypominać przez najbliższe dni, kto jej to zrobił. Nigdy nie pieprzę się dwa razy z tą samą kobietą. Ona jednak jeszcze nie wiedziała, że to pierwszy i zarazem ostatni raz, gdy mój kutas w nią wszedł.
Chwyciłem za jej gardło, czując, że jestem bliski orgazmu. Miałem w chuju to, czy ona doszła. Przyszła tu, by zaspokoić moje pragnienie, a czy jej już zostało zaspokojone, mnie nie interesowało. Kiedy poczułem, jak drżę, wysunąłem się z niej.
Kobieta jeszcze chwilę opierała się na blacie. A kiedy w końcu stanęła na nogach, omal nie upadła. Przytrzymałem ją. Nie chciałem, by się przewróciła i rozjebała sobie łeb. Miałem dość trupów na swoim koncie. Założyłem spodnie i podszedłem do okna. Widziałem, że kobieta się do mnie zbliża.
– Możesz iść – odparłem oschle. – Dzięki.
Zamurowało ją. No cóż…
– Ty skurwielu! – krzyknęła.
– Myślałaś, że zaśniemy wtuleni w siebie, wyznam ci miłość, a rano podam śniadanie? – parsknąłem. – Przecież sama chciałaś mnie przelecieć, więc nie ma za co.
– Pierdol się!
Otworzyłem okno i oparłem się o parapet, a kiedy usłyszałem trzask drzwi, odpaliłem papierosa. Nikotyna zaczęła krążyć po moich płucach, a zimny podmuch wiatru musnął moją twarz. Myślałem, że dziewczyna, którą miałem za ścianą, skończy swoje igraszki, ale się, kurwa, myliłem. Jej jęki znów roznosiły się echem. Wystawiała moją cierpliwość na próbę. Byłem na jebanym pograniczu. Odczekałem dziesięć minut, ale nic się, kurwa, nie zmieniło. Darła mordę, jakby ją zarzynał, a nie rżnął.
Wyszedłem z pokoju i szybko znalazłem się pod jej drzwiami. Nie pukałem, po prostu zajebałem w zamek butem. Raz, drugi… Kiedy drzwi ustąpiły, zobaczyłem, jak ujeżdża na łóżku tego gościa. Wstąpiło we mnie coś, nad czym nie potrafiłem zapanować.
– Ostrzegałem.
Dziewczyna odwróciła się w moją stronę. Nie zsunęła się z jego kutasa, nadal na nim siedziała, wlepiając we mnie te brązowo-niebieskie oczy. Miała na sobie przydługawą koszulkę, która zasłaniała jej tyłek. Chłopak pod nią również nie wyglądał, jakby się przejmował tą sytuacją.
– Wybacz, nie rozumiem szczekania – odpowiedziała z pokerową miną.
To, co się we mnie tliło, właśnie eksplodowało. Podszedłem do nich i chwyciłem ją jednym ruchem. Następnie przerzuciłem ją sobie przez ramię. Ten cały Rhysand nie zdążył za nami wybiec, bo zaplątał się w nogawki swoich spodni. Rzuciłem ją na swoje łóżko i zamknąłem drzwi na klucz. Mojego zamka ten chuj nie rozjebie butem.
Dyszałem z wkurwienia. Miałem ochotę rozszarpać ją na kawałki. Mała pizda, która ukryła się przed swoim starym w Six. Niewdzięczna wobec nas za to, co, kurwa, ma.
Usiadła na łóżku i wpatrywała się we mnie z pogardą w oczach. Nie wyglądała na wkurzoną, a tym bardziej zaskoczoną. Cudownie.
– I co teraz? – spytała głosem ociekającym ironią. – Rozpierdolisz mi łeb, jak kiedyś obiecałeś? Czy może zatkasz usta? – Mocno zaakcentowała słowo „zatkasz”.
Sam nie wiedziałem, co chcę z nią zrobić. Dopiero co wróciłem do tej Akademii, a już miałem ochotę wyjebać na inny kontynent. Niestety byłem tu uwięziony. Z nią.
– Zaraz tak cię zerżnę, że poukłada ci się w tej głowie – warknąłem, nie kontrolując siebie, a co dopiero słów, które wypłynęły z moich ust.
Już miałem zrobić krok w jej stronę, ale wtedy rozległ się huk. Jej chłoptaś dobijał się do drzwi.
– Czyli teraz chcesz mnie przelecieć? – prychnęła. – Składasz wiele obietnic, Scott.
– I zaraz którąś z nich spełnię.
Dziewczyna zauważyła paczkę moich fajek i zgarnęła je. Otworzyła okno, usiadła na parapecie, po czym wsunęła między wargi papierosa i go odpaliła. Zrobiłem krok w jej stronę, a walenie w drzwi nie ustawało.
– Powiedz mu, żeby przestał, bo inaczej wypierdolę cię przez okno.
Esmeray obdarowała mnie krótkim spojrzeniem.
– Rhys, jestem cała! Zaraz przyjdę! – wydarła się, a on w końcu przestał się dobijać. – Lepiej?
Przewróciłem oczami i wyciągnąłem fajkę z mojej paczki, którą dziewczyna położyła obok siebie. Cały czas na nią patrzyłem, dziewczyna nie wyglądała na przejętą tą sytuacją. Wystarczyło ją popchnąć, żeby spadła. Jakiś głos w głowie szeptał, bym to zrobił. Wiedziałem, że ona nie przyniesie nic dobrego. Ściągnie tu swoją rodzinkę, a potem rozpęta się piekło.
– Będziesz się tak gapił czy może mnie przelecisz? – wypaliła nagle. – Przerwałeś mi, gdy byłam bliska orgazmu, więc teraz dokończ.
Myślałem, że się, kurwa, przesłyszałem.
Rzadkością było to, by ktokolwiek mnie zaskoczył. A jej się udało. Kurwa.
– Nawet mi nie stanął, a jesteś tu półnaga i wilgotna. – Zaciągnąłem się papierosem. – Musisz pocierpieć, żmijo.
Dostrzegłem, jak zaciska szczęki. Miała nietypową urodę. Wyróżniała się na tle uczniów, choć wielu z nich pochodziło z różnych krańców świata. Wzrok najbardziej przyciągały jej oczy. A raczej dwukolorowe tęczówki. Na moje nieszczęście, była naprawdę ładna. I gdy tak wpatrywałem się w jej twarz, moja chęć zabicia tej dziewczyny malała.
Zwilżyłem językiem wargi i wyrzuciłem przez okno niedopałek.
– Wypuścisz mnie czy będziesz tak się na mnie gapił?
– Nie, nie wypuszczę cię. – Przechyliłem głowę, by się jej dobrze przyjrzeć. – I nie przestanę się też patrzeć.
– Nie? – Zeskoczyła z parapetu i zbliżyła się do mnie.
Nie była niska, trochę wyższa od Silver. Czyli pewnie miała z metr siedemdziesiąt siedem. A mimo to musiała zadrzeć lekko brodę, by spojrzeć mi w oczy.
– Chcę w spokoju zasnąć, a twoje jęki mi na to nie pozwolą.
– To gdzie mam spać? – Podciągnęła ramiona na klatce piersiowej.
– Rozgość się, ale spróbuj wejść do mojego łóżka, to skręcę ci kark.
Usiadłem na materacu i ściągnąłem buty. Potem rozwaliłem się na nim, gdy Esmeray stała na środku pokoju i wodziła wzrokiem po pomieszczeniu. Ja za to sunąłem spojrzeniem po jej nagich udach. Delikatnie połyskiwały, zapewne od potu. Przygryzłem wargę, gdy podeszła do terrarium.
– Wąż? – Obróciła głowę w moją stronę. – Ciekawe.
Nie odpowiedziałem, ale cały czas śledziłem jej ruchy. Nigdy nie widziałem kobiety, która poruszałaby się z taką gracją. To pewnie za sprawą tego, że była zabójczynią. A my mamy w zwyczaju poruszać się jak cienie.
– Dobra, skoro już spędzamy ten wieczór razem – oparła się o szafkę, wciskając w nią swój tyłek – to powiedz mi, jak widzisz tę naszą „współpracę”. – Zrobiła cudzysłów z palców. – Trupa już nie ma, kamery zapewne zostały sprawdzone, więc?
– Czekamy na kolejnego trupa – odpowiedziałem.
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy. Podniosłem się i oparłem plecy o zagłówek łóżka.
– To nie było zabójstwo w afekcie, a tym bardziej zwykłe morderstwo – wyjaśniłem. – Żaden uczeń nie powiesiłby tego chłopaka na filarze. Dodatkowo to jedyne miejsce, w którym nie ma kamer.
– Przewidywalne – mruknęła.
– Nie do końca.
– Chodzi mi o to, że w tym miejscu nie ma kamer, więc jest to dość powszechny schemat morderstw.
– To nie jest schemat morderstwa. – Przechyliłem lekko głowę, by przyjrzeć się jej mocno zaciśniętym szczękom. – To rytuał sekty.
Wraz z moimi słowami dziewczyna parsknęła. Nie zaskoczyło mnie to.
– Co ty, kurwa, pierdolisz?
– Chyba wiesz, co to sekta, prawda? – Zwilżyłem usta językiem.
Doskonale wiedziała, do czego piłem. Do jej pojebanej rodzinki, którą próbowałem wraz ze swoją rodziną i organizacją zmieść z powierzchni ziemi. Tylko że oni byli jak robaki, które co chwilę się mnożyły. Sekty, handel żywym towarem, sprzedawanie organów, burdele. Za tym wszystkim stała popierdolona rodzinka Moon.
– Jako księżniczka sekty – ukłoniła się prześmiewczo – uważam, że jesteś zjebany i nie wiesz, o czym mówisz.
Podniosłem się z łóżka i zmniejszyłem dystans między nami. Nawet nie drgnęła. Jej twarz się nie poruszyła. A zawsze, kurwa, zawsze wzbudzałem w innych jakąś reakcję. Jednak nie w niej.
– Czyli za porywaniem bezbronnych ludzi, obiecywaniem im pieniędzy i luksusowego życia nie kryje się pojebana sekta, która zmusza ich do sprzedawania siebie? – Nachyliłem się do jej twarzy, dzieliły nas cale. – Twój ojczulek nie przywiązuje ich do stołów i nie wycina im na żywca organów lub każe pieprzyć swoim ludziom, aż sami nie zdechną?
Moon zacisnęła mocniej szczęki; usłyszałem, jak jej zęby zgrzytają. Dwukolorowe oczy zaszły czernią.
– Nie polują na nich? Nie każą im uciekać po lesie, który twoja rodzina zna? Nie zabijają ich lub nie rżną do momentu, aż nie umrą od zadawanych im ran podczas gwałtu? Nie robią tego, Esmeray? – Wypowiadałem te wszystkie słowa powoli. – Jeśli nie, to masz rację. To nie sekta, a ja jestem zjebany.
Dyszała, a jej piersi delikatnie otarły się o mój tors. W jednej chwili mój kutas stał się nabrzmiały. Co, do chuja…? Zacisnąłem mocniej szczęki, skupiając się na tym, jak obrzydliwą osobą jest i jak bardzo jej nienawidzę.
– A twoja rodzinka nie zasłania sobie oczu tym, że zabija w słusznej sprawie? Choć doskonale wiecie, że jesteście tak samo źli jak my. Też zabijacie, czerpiecie z tego przyjemność. – Mocniej na mnie naparła, a jej piersi bardziej przyległy do mojego ciała. – Jestem pewna, że teraz chciałbyś chwycić mnie za włosy, zerżnąć, a potem zabić. Tak jest, Aiden? Czy jestem zjebana?
Pękałem. Traciłem nad sobą kontrolę, a mieszkający we mnie potwór cały czas szeptał do mojego ucha. On pragnął pokazać jej, że to ja mam władzę. Mówił, bym zdarł z niej tę koszulkę i wsunął w nią swojego kutasa. Kazał mi robić złe rzeczy. Smycz, na której go trzymałem, wymykała mi się z dłoni.
– Prędzej poderżnę sobie gardło, niż przelecę sukę z rodu Moon.
Oblizała ponętnie wargi i po raz kolejny na mnie naparła. Położyła ręce na moim torsie i lekko mnie odepchnęła. A ja, nie wiedząc czemu, zrobiłem krok do tyłu.
– Czyli gdybym teraz zsunęła ci spodnie i wzięła twojego kutasa do ust, nie przeleciałbyś mnie? – wyszeptała prowokacyjnie.
Nigdy wcześniej nie spotkałem takiej dziewczyny. Była cholernie pewna siebie i mówiła wszystko, czego pragnęła. Nie bała się mojej reakcji. Ona chciała jakąś we mnie wzbudzić.
– Skoro masz tak wielką ochotę na mojego kutasa, to droga wolna, żmijo. – Uniosłem ręce w geście kapitulacji. – Nie odmawiam sobie przyjemności, ale pamiętaj, to ja wygram, nie ty.
Na twarzy dziewczyny pojawił się cwany uśmieszek.
– A ja jestem w szoku, że tak łatwo nabrałeś się na moje słowa. – Odsunęła się, przez co poczułem chłód. – Prędzej dam się przelecieć Billy’emu niż tobie.
Gdybym miał serce, to właśnie by mnie zakłuło. A tak ukłuło jedynie moje ego. Billy to sprzątacz w naszej szkole. To obleśny typ i nie ze względu na to, że był starszy. To nie ujma, ale on, kurwa, mówił i robił obrzydliwe rzeczy.
– Dobry masz gust, żmijo.
Między nami zapadła cisza. Wpatrywaliśmy się w siebie, a ja nie czułem nic oprócz wkurwienia i znużenia. Już chciałem coś powiedzieć, ale mój telefon zawibrował. Odblokowałem go, a gdy odczytałem przychodzącą wiadomość, przewróciłem oczami.
Nesta: Odbierz mnie, błagam, Aiden.
Co ona znów odjebała?! Kurwa. Ledwo starczało mi cierpliwości do tej gówniary. A to niby ona była starsza ode mnie.
Aiden: Znów się najebałaś?
Nesta: Jestem w Sinners ze znajomą. Jacyś goście się do nas przyjebali.
I to wystarczyło, by coś się we mnie zagotowało.
Aiden: Jestem w Six. Mam tam pół godziny drogi, ale dojadę w dwadzieścia minut.
Nesta: Dzięki.
Zapomniałem, że Esmeray nadal tu była. Wybrałem numer do Nicholasa.
– Sinners, za dwadzieścia minut – oznajmiłem, chwytając kurtkę. – Dzwoń do Zane’a. Nestę znów zaczepiają jakieś zjeby.
– Brać broń? – Jebany chuj się cieszył.
– Ktoś tu ma radochę. – Napotkałem spojrzenie niebieskowłosej. – Weź, będzie więcej zabawy. Do zobaczenia.
Nicholas nie zdążył odpowiedzieć, bo się rozłączyłem. Zarzuciłem na siebie kurtkę i stanąłem przed dziewczyną.
– Rodzinne sprawy? – Jej głos ociekał kpiną.
– Spierdalaj, Esme, możesz się zająć kutasem kolegi. – Wsunąłem klucz do drzwi i je otworzyłem. – Miło było.
Wyszedłem pierwszy, a ona kroczyła tuż za mną.
– Jak mam, kurwa, zamknąć pokój?! – Jej drzwi ledwo utrzymywały się w ramie.
– Nie wiem, poproś swojego siłacza, może je naprawi.
Darła się za mną, ale ja już zbiegałem po schodach. W tym momencie miałem na głowie ważniejsze sprawy. Moja siostra znów coś odjebała.