Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
62 osoby interesują się tą książką
Drugi tom bestsellerowej trylogii „Hellish”!
„Dla niej spaliłbym cały świat. Zatopił piekło. Spalił niebo. Dla niej zniszczyłbym siebie”.
Załamana Aurora po śmierci matki wyprowadza się wraz z najbliższymi do Nowego Jorku. Zamieszkanie w apartamencie z grupą przyjaciół wydaje się dla niej najlepszym ratunkiem. Dziewczyna nosi w sercu wiele ran, a żadna z nich nie chce się szybko zagoić.
Aurora robi wszystko, aby zapomnieć o ostatnich wydarzeniach i usunąć z pamięci Nicholasa, chłopaka, który bardzo ją zranił i jest jej największą słabością.
Mijają trzy lata. Dziewczynie udało się ustabilizować pogmatwane życie i stworzyć Three Angels – bezpieczną przystań dla kobiet skrzywdzonych przez mężczyzn. Ten dom, a raczej schronienie, nazwała na cześć swoich bliskich.
Kiedy podczas imprezy z okazji otwarcia Three Angels Aurora na chwilę wychodzi na zewnątrz, nagle zamiera. Oto staje twarzą w twarz z mężczyzną w masce o elektryzującym spojrzeniu, które tak dobrze zna…
Jej koszmar, a zarazem największa słabość powraca.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 427
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2023
Weronika Plota
Wydawnictwo NieZwykłe
All rights reserved
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja:
Julia Deja
Korekta:
Karina Przybylik
Maria Klimek
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
Projekt ilustracji
Marta Michniewicz
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8320-850-3
Witam Cię, w drugim tomie mojej serii. Na wstępie chcę Ci tylko przypomnieć, że książka jest dla starszego grona odbiorców. Sięgając po nią, musisz mieć na uwadze, że spotkasz tu motywy dla dorosłych. Moi bohaterowie czasem przejawiają dziwne, mroczne zachowania, które nie każdy czytelnik uzna za właściwe.
W tej części spotkasz więcej scen seksu, które są szczegółowiej opisane. Tytuł drugiej części jest adekwatny do tego, co w niej znajdziesz; jeśli czekasz na wielkie zwroty akcji, musisz pamiętać, że przed Tobą jeszcze trzeci tom.
,,Czasami wyjaśnienie przychodzi w ostatnim tomie książki’’.
Znajdziesz tu wiele motywów, ale jak zdążyłeś już zauważyć, często piszę o śmierci – tu też jej nie zabraknie. Bądź uważny i gotowy. Zapraszam Cię do drugiej części serii Hellish.
Miłej podróży.
Informacje o serii Hellish
Wielu z Was prosiło, bym wytłumaczyła kolejność serii Hellish. Uznałam, że może to Wam bardzo pomóc.
1. Hellish Heat (historia Nicholasa i Aurory)
2. Hellish Desire (historia Nicholasa i Aurory)
3. Hellish Souls (zakończenie historii Nicholasa i Aurory) – będzie wydana w tym roku.
Te książki na ten moment nie są wydane, o ich możliwym wydaniu będę informować. Akutalny czas informacji o serii hellish: rok 2023 maj.
4. Hidden Hearts (historia Zane’a Scotta i Silver) – Jest to tom z serii, który dzieje się między 2 i 3 częścią trylogii Nicholasa i Aurory. Zawiera wątki z Hellish Desire i Hellish Souls, jednak jest to odrębna historia, którą będzie można czytać w dowolnej kolejności.
5/6. Dylogia Agony’ (historia Aidena Scotta i Esmeray) - dzieje się po wydarzeniach z Hellish Souls. Będzie to dylogia. 1 tom dylogii agony ma tytuł; Dark Agony, 2 tom dylogii ma tytuł; White Agony.
Tym samym mamy tutaj kilka osobnych historii:
trylogia Hellish Heat, Hellish Desire oraz Hellish Souls;
jednotomówka Hidden Hearts
dylogia agony; tytuł pierwszej części Dark Agony, tytuł drugiej części White Agony.
W serii Hellish znajdziecie jeszcze dwie książki o bohaterach znanych Wam już z Hellish Heat, Hellish Desire i Hellish Souls, ale zostawiam to na ten moment w tajemnicy. Jedna z nich rozpocznie nową serię, a druga pokaże nam, co się działo przed pierwszą częścią.
Mam nadzieję, że teraz bardziej rozumiecie serię.
Całusy,
Weronika
Aurora
Trzy lata później
Słowa zlewały się w jedno. Kiedy coś stawało się wyraźne, nagle przychodziła druga fala i przykrywała widoczne słowa, zlepiając zdania w mętną całość. Włożyłam całą siebie w to, żeby się skupić, ale głośna muzyka rozpraszała mnie na tysiąc sposobów. Odsunęłam się od stołu i ściągnęłam okulary; szkła były brudne od niekontrolowanego pocierania twarzy. Zawsze zapominałam o tym, by je wyczyścić. Boso stąpałam po chłodnych marmurowych płytkach. Koło nogi zakręcił mi się rudy kot – miauczał cicho, oczekując jakiejś przekąski.
Nie zatrzymałam się, tylko otworzyłam drzwi od pokoju Axela. Zapach cynamonu podrapał mnie w nos. Chłopak chyba zakupił flakon nowych perfum i testował je co godzinę.
Uniósł spojrzenie, a jego brązowe tęczówki wydawały się zamglone. Zawsze, gdy grał na gitarze, stawał się kimś innym. Być może scalał się z muzyką, tak jak ja scalałam się z książkami czy z rękawicami. Szanowałam jego pasję.
Tyle że wkurwiało mnie napierdalanie od rana do nocy tej samej melodii.
– Zacięła ci się płyta? – W moim głosie było słychać nutkę jadu.
Mój język się wyostrzył. Czasem nie panowałam nad słowami, które wypływały z moich ust. Z roku na rok pozwalałam sobie na więcej.
– Wybacz, nie naoliwiłem sprzętu. – Ironia w jego odpowiedzi aż zapiekła mnie w uszy.
Axel Hyde stał się najbardziej wkurwiającym współlokatorem świata.
Powinnam mu wręczyć order.
– We łbie chyba też ci się nazbierał kurz, bo kłęby dymu idą ci nosem. – Pozwoliłam sobie wejść do jego pokoju jak do siebie.
Ceniliśmy sobie prywatność i nie wchodziliśmy do swoich sypialni. Nie wiedziałam, dlaczego wykonałam ten pierwszy ruch. Możliwe, że byłam już padnięta i w mojej głowie się nieźle poprzewracało. Zachowałam komfortową odległość i oparłam się o ścianę.
– Kiedy otwarcie Three Angels? – zagadnęłam.
– Mówiłem ci, że w ciągu kilku dni. – Odłożył gitarę na łóżko. – Nie przyśpieszę tego, Aurora.
– A zawsze dużo szczekałeś na spotkaniach.
– Tam muszę udawać bezwzględnego szefa. – Podniósł się. Koszulka bez rękawów odkrywała jego barki, na których widniały zawijasy tatuażu.
Już kilka razy widziałam go bez górnego okrycia. W miejscu, gdzie znajdowało się serce, miał wytatuowaną czaszkę, z której wychodziły czarne ciernie. Łodygi pięły się od obojczyków po barki, delikatnie wchodząc na szyję.
– Nie będę dobrych ludzi pośpieszał spluwą.
– Ty nie pospieszasz pistoletem – stwierdziłam. Delikatnie zacisnęłam usta, a moje brwi automatycznie się ściągnęły.
– Możemy zrobić coś raz normalnie?
– Od kiedy udajemy prawych? – parsknęłam.
– Wkurwiasz mnie, wyjdź stąd. – Prychnął pod nosem i odwrócił się ode mnie.
To miejsce miało być moim nowym startem. Początkiem nowego życia. Władowałam w nie wszystkie pieniądze, które zarobiłam przez ostatnie trzy lata. Legalnie bądź nie. Tylko ta jedna rzecz utrzymywała mnie przy życiu.
– Nie rozumiesz. – Odepchnęłam się od ściany i nie pozwoliłam mu już nic powiedzieć. Zniknęłam za drzwiami, nim zdążył zamrugać.
Oprócz Blancika, który kręcił mi się pod nogami, dołączył do niego jego właściciel. Jak tylko postawiłam stopę w salonie, Isaac podskoczył na kanapie i niemalże teleportował się obok mnie. Gdy ten skakał mi przed twarzą, widziałam jedynie napis na jego T-shircie. Pamiętałam, jak oboje pijani zrobiliśmy sobie własne koszulki. Sprejem narysowaliśmy trzy kwadraciki, a obok nich napisy:
MALE
FEMALE
FUCK OFF
Zamalowany był ostatni kwadracik. Fuck off.
– Skończyłaś sprawdzać faktury? – spytał wesoło.
– Nie. – Pomaszerowałam prosto na balkon. – Chcesz zrobić to za mnie?
– Twój pomysł, twoje pieniądze i twoje faktury, mała. – Wyszczerzył zęby.
Odpaliłam telefon, jak tylko przeszłam przez drzwi balkonowe. Isaac nie opuścił mnie na krok, jak przez całe trzy lata. Razem ze mną wyprowadził się do Nowego Jorku. Przyjechaliśmy tu, by Mateo skończył studia. Ja nawet nie próbowałam ich rozpocząć. Łapałam się różnych prac. Czasem zgodnych z prawem, a czasem nie. Odkładałam pieniądze.
– Axel coś ukrywa – mruknęłam, unosząc wzrok znad ekranu urządzenia. – Cały czas odwleka otwarcie, nie rozumiem tego. Przecież wszystko jest gotowe.
– Auroro, nie mnie o tym z tobą rozmawiać.
– Czyli coś wiesz – zauważyłam. – Dalej wpychajmy sobie w gardła te kłamstwa. Jedna osoba, która za nie poświęciła życie, to w końcu za mało.
Schowałam komórkę do kieszeni i wróciłam do środka. Isaac wydarł się za mną, ale ja już dawno byłam w pokoju i zamykałam drzwi, by odciąć się od niego… i całego świata.
Kilka razy zapukał do moich drzwi, jednak zdążyłam już utonąć w świecie muzyki. Pierwszym moim zakupem po przyjeździe tutaj był głośnik. Puściłam piosenkę It’s Called: Freefall od Rainbow Kitten Suprise i odpłynęłam. Na środku sypialni zawiesiłam worek treningowy. Często go używałam. Bardzo często. Mieszkałam z Axelem, Mateo, Gabrielem, Isaaciem i Francis. Naprawdę potrzebowałam tego worka. Po wydarzeniach tamtej pamiętnej nocy nie rozdzielaliśmy się. Z tego, co wiedziałam, Jordan z Candy zostali w Minnesocie. Sara zaszyła się gdzieś wraz z Nicholasem. I Lilly.
Moja rudowłosa przyjaciółka zniknęła z dnia na dzień – rozpłynęła się w powietrzu. Pisałam, dzwoniłam, szukałam jej razem z Gabrielem i Francis. Ulotniła się. Każdego dnia za nią tęskniłam i nie mogłam pojąć, dlaczego mnie zostawiła. Jakbym była dla niej nikim. Kimś, kogo mogła po prostu opuścić.
Dziś już nie tęskniłam.
Nie tęskniłam dlatego, że zrozumiałam jedno. Ludzi, których się kocha, nie opuszcza się bez słowa. Nie odchodzi się bez pożegnania. Nie wycina się ich ze swojego życia, jakby byli chwastem. Więc to nigdy nie była przyjaźń. Lilly nie kochała mnie tak, jak ja ją.
Zatem wycięłam ją jak chwast.
Nie zauważyłam, że ktoś wsunął się do mojego pokoju. Axel miał nieco zwilżone włosy, brwi lekko ściągnięte, a szczękę zaciśniętą, co sprawiało, że jego kości jarzmowe wydawały się ostrzejsze. Dłonie splątał za plecami, więc nie mogłam dostrzec, co w nich chowa. Wstałam z łóżka i zrobiłam kilka pewnych kroków w jego kierunku. Chłopak oparł się o framugę i spojrzał na sufit.
– Co tam masz? – Złapałam go za barki i wychyliłam się, by dojrzeć, co ukrywa za plecami. Hyde wspiął się na palce, uniemożliwiając mi to.
– Powiem ci, jak wytłumaczysz mi jedno. – Zwrócił na mnie spojrzenie.
Gdy Axel przyglądał mi się tak spod przymrużonych powiek, spokorniałam. Skinęłam głową, by zachęcić go do zadania pytania.
– Dlaczego nie możesz usiedzieć na tyłku? Węszysz wszędzie, każdą rzecz widzisz przez pryzmat kłamstw. Masz klapki na oczach i radar w głowie, który karze ci odbierać wszystko jako oszustwo.
O cholerka. Ślina mi zgęstniała, a serce podeszło do gardła. Nie mogłam zaprzeczyć. Bo wtedy bym skłamała i wyszła na wielką hipokrytkę. Zadarłam brodę, by popatrzeć na chłopaka. Brązowe, wręcz kasztanowe oczy nie przestawały mnie obserwować nawet na sekundę.
– Kłamstwo jest kłamstwem, ale świadome niszczenie kogoś jest gorsze – powiedział z zerową empatią. Jego twarz była surowa i bez wyrazu. – Wybaczyłabyś osobie, która celowo zatuszowała część twojego życia, czy osobie, która wybrała coś pod naciskiem innych?
Nienawidziłam, gdy Axel poruszał ten temat. Ponieważ miał cholerną rację. Przez jego psychologiczne gadki nie potrafiłam go nienawidzić. Wybór, który miał – a raczej nie miał – był oczywisty. Nie zmieniało to faktu, że nie chciałam go w swoim życiu. Nie potrzebowałam, poza tym tak było lepiej. Wiele razy powtarzałam Warrenowi czy braciom, by się z nim widywali. I wiem, że robił to tylko Isaac, jednak zawsze to przede mną ukrywał.
Wzięłam głęboki wdech i odparłam:
– Pozwól, że sama będę oceniać, co dla mnie jest kłamstwem, a co samolubnością.
Brunet zacisnął mocniej szczękę. Chwilę stał w nienagannej pozycji, aż w końcu wypuścił powietrze. Wyprostował prawą rękę i podał mi białą kartkę. Od razu ją chwyciłam i rozłożyłam papier. Zaczęłam czytać zawartość.
Drodzy Państwo,
Pragnę ogłosić, że otwarcie Three Angels odbędzie się w ten piątek.
Prosimy o ubiór wieczorowy, kolor przewodni: złoto.
W następnym mailu otrzymają Państwo kody, które będą potrzebne przy wejściu, a także adres oraz dokładną godzinę imprezy z okazji otwarcia.
Z wyrazami szacunku
Aurora Devis
Na chwilę przestałam oddychać. Three Angels miało otwarcie. Tyle że nie wysyłałam żadnych maili! Przeczytałam to jeszcze raz. I znowu. Na samym dole małym drukiem była data dopisana długopisem. Piąty października, godzina siódma. Piąty o siódmej. Kurwa.
– Powiedz, że to jakiś kiepski żart.
– Nie, marudo. Masz dokładnie pięć godzin, by przygotować się do swojego własnego przyjęcia. – Axel uśmiechnął się szeroko. Sukinsyn. Z a b i j ę. Zabiję go. – Teraz już cztery godziny i pięćdziesiąt dziewięć minut.
– Pierdol się, Hyde. – Zacisnęłam usta. Moje dłonie automatycznie zacisnęły się w małe pięści. Przechyliłam głowę i powtórzyłam: – Pierdol. Się. Axel.
W drugiej sekundzie wypchnęłam go z pokoju i zatrzasnęłam mu przed nosem drzwi.
Kiedy dotarł do mnie śmiech Isaaca, naprawdę rozważałam, czy nie władować mu w dupę całego magazynku. I w zabawnej dla nich atmosferze nagle usłyszałam głos dziewczyny. Przyłożyłam ucho do drzwi.
– No tak! Przecież to tak zabawne! Wasz jedyny cel to wkurwić swoją przyjaciółkę! A w dodatku, by utrzeć jej nosa, informujecie ją o wszystkim w dzień imprezy, na którą wyczekiwała od lat! Że to jest, kurwa, dziś! I ma tylko kilka godzin! Gratuluję wam pomysłu, idioci. Jesteście siebie warci!
Jej krzyk był tak głośny, że nie musiałabym się starać, by coś usłyszeć.
– Pogratulować mądrości, genialnie. I to wy zarządzacie firmami? Banda gówniarzy z ego większym niż wieża Eiffla.
Dowal im.
– Co? Mina wam zrzedła? Nie wiedzieliście, że to, ile macie testosteronu, nie odpowiada waszym IQ? Niezwykłe odkrycie! – Francis nie odpuszczała.
Nie mogłam się powstrzymać. Uchyliłam drzwi i wydarłam się:
– Oni nawet dobrze włączyć zmywarki nie potrafią, a ty oczekujesz od nich, że zaczną myśleć? – Wybuchłam śmiechem.
W naszym mieszkaniu było wesoło. Może nie zawsze. Ale mieszkaliśmy razem w licznej grupie i chcąc nie chcąc, przywiązałam się do nich. Isaac czasem wspomniał, że musimy zaprosić tu Jo i Candy. To nie był głupi pomysł, jednak należało pamiętać, że tej dwójki nie dosięgnęło to, co nas. Byli bezpieczni i szczęśliwi.
Nagle z pokoju wychylił się Mateo. Mieszkaliśmy troszkę jak w akademiku. Ściągnął z nosa okulary i spojrzał na nas gniewnie. Starszy brat zaraz się odpali.
– Jakbyście nie wiedzieli, kretyni… – Oj, krzyk. – To ja próbuję się tu uczyć!
– Doktorku, zluzuj kitel! – zawołał do niego Isaac.
– E, gitarzysta! Oby struna ci jebnęła podczas koncertu! – odciął się Mateo.
Zaczynała się zabawa.
– Dotknij Iris, to cię zabiję. – Warren nastroszył się jak paw.
Gdy groźby dotyczyły jego gitary, którą nazwał Iris, trzeba było uważać, by w nocy nie zakradł się do twojego pokoju i nie udusił cię poduszką.
– Błagam, nie kłóćcie się! – Zza pleców Axela i Isaaca rozbrzmiał tembr Gabriela.
O, wszyscy w domku, jak cudownie. Oparłam się wygodnie o framugę i zaczęłam się przyglądać z ciekawością awanturze, która stawała się coraz gorętsza. Atmosferę można było potraktować najostrzejszą stalą, a i tak nic by jej nie przecięło.
– Nie powinieneś być na jakimś spotkaniu? – zapytał Axel, próbując odwrócić uwagę mojego starszego brata. Tyle że on był nieugięty.
– Nie powinieneś iść do pokoju i sprawdzić, czy cię tam nie ma? – odpowiedział mu Gabriel, a na jego twarzy malował się gniew.
Musiałam się stąd ewakuować.
Cofnęłam się do sypialni, chwyciłam skórzaną kurtkę i kask od motocykla. Nic nie mówiąc, minęłam tę bandę idiotów i wyszłam z mieszkania. Nie omieszkałam trzasnąć drzwiami. Czasami lubiłam zachowywać się jak obrażona dziewczynka.
Nie pojechałam windą, tylko zbiegłam po schodach, by rozluźnić mięśnie. Kiedy dotarłam na parter, uśmiechnęłam się do naszego portiera, a ten od razu wezwał Josha. Był to młody chłopak, który zajmował się przyprowadzaniem i odprowadzaniem pojazdów na parking. Stanęłam na zewnątrz, czując delikatny powiew wiatru. Niecałe dwie minuty później Josh podjechał na miejsce.
Jeśliby się przechylił i pieprznął z moim motocyklem, urwałabym mu głowę.
Brunet zaparkował przede mną i uśmiechnął się wesoło. Był może w moim wieku i naprawdę wydawał się sympatyczny.
– Cześć, Rora. – Podał mi kluczyki od motocykla.
Kiedyś mówili tak do mnie wyłącznie bliscy, lecz od niedawna każdemu weszło to w krew.
– Cześć, Josh, jak tam mija dzień? – zagadnęłam, próbując wydusić z siebie trochę empatii.
– A wiesz… – Machnął ręką. – Bywało lepiej.
– Co? Znowu Damonowi coś odbiło?
– Gdy Tracey ma źle ustawiony samochód to tak zwana kaplica. – Parsknął śmiechem.
– Przydałoby mu się więcej luzu, pogadam z nim. – Poklepałam chłopaka po ramieniu i wsiadłam na motocykl. – Do później!
Pomachałam mu jeszcze i wcisnęłam na głowę kask. Dziesięć sekund później byłam już na ulicy i wsłuchiwałam się w dźwięki silnika. Zapomniałam o tym, że dziś był piątek. Jedyny dzień w tygodniu, którego szczerze nienawidziłam. Zawsze starałam się wtedy unikać chłopaków i Francis. Bo od trzech lat w każdy pierwszy piątek miesiąca przychodziły do mnie listy. Zapakowane w czerwone koperty z piękną literką N.
Żadnego do tej pory nie przeczytałam.
Chowałam je pod łóżkiem, a raczej chomikowałam. Wiedziałam, że kiedy wrócę do mieszkania, kolejny będzie na mnie czekał. Isaac zawsze kładł je na mojej pościeli i nigdy nie pokusił się, by jakiś otworzyć. Na jego miejscu byłabym cholernie ciekawa. Nie znosiłam tego dnia, choć nie dlatego, że nienawidziłam autora tych listów. W tym rzecz, że mimo wszystko nie potrafiłam go nienawidzić.
Bałam się.
Nie miałam w sobie tyle odwagi.
Byłam tchórzem, ponieważ obawiałam się, że to, co ujrzę na tym papierze, poruszy kolejny raz moim sercem, a ja się w tym zatracę. Już raz zatraciłam się w jego pięknych słowach.
A ja mogłam sobie poradzić bez niego.
Nicholas
Poczułem mocniejszy podmuch wiatru. I gdy już chciałem zrobić krok dalej, mój telefon zawibrował. Z początku to zignorowałem, spoglądając w przepaść. To nie byłaby bolesna śmierć, a szybka. Ułamek sekundy. I byłoby po wszystkim, ale ta cholerna komórka nie ustępowała. Cofnąłem się, czując w kościach, że to może być ważne. Wyciągnąłem urządzenie i gdy ujrzałem imię ojca na wyświetlaczu, miałem ochotę cisnąć telefonem w skałę.
Zacisnąłem mocniej zęby i odebrałem.
– Jak ci mija dzień? – spytał, jakby go to interesowało. Odpowiedziałem mu gorzkim parsknięciem. – Och, przestań, Nicholas, nadal się gniewasz?
– Za to, że chciałeś zabić mnie i Aurorę, czy za to, że kazałeś mi zabić jej matkę na jej oczach? – Moja druga dłoń automatycznie zacisnęła się w pięść. – A może za to, że byłeś chujowym ojcem, który zabrał mi dzieciństwo i zrobił ze mnie potwora? Jest w czym wybierać, James.
– Do listy dodaj dalsze rozważanie zabicia twojej słodkiej dziewczynki.
Momentalnie zrobiło mi się słabo.
– Nie waż się jej tknąć – zagroziłem. Nawet nie wiedziałem, kiedy znalazłem się za kółkiem i odpaliłem silnik samochodu.
– Synu, przestań, droczę się! – Śmiał się, gdy wbijałem wsteczny. – Jednak nie ukrywam, że twoja mała zabaweczka troszkę miesza.
I dobrze, niech zrujnuje ci życie.
– Nie wiem, czy wiesz, ale Aurora otwiera dziś pewne miejsce na moim terenie, a jak zapewne zdajesz sobie sprawę, wiąże się to z pewnymi konsekwencjami, które zamierzam wyciągnąć. Pilnuj jej, jeśli nie chcesz, by wynosili ją w czarnym worku. Do zobaczenia, synu.
Nie zdążyłem nic powiedzieć, bo ten skurwiel się rozłączył.
Rzuciłem komórkę na siedzenie pasażera i wystukałem na ekranie wbudowanym w deskę rozdzielczą numer do Isaaca. Wybrałem połączenie i czekałem. Zacisnąłem mocno palce na kierownicy. Zabiję go. Przyjadę i go, kurwa, zabiję.
– Nicholas? – Głos Warrena miał w sobie więcej zaskoczenia, niż mógłbym się spodziewać.
– Nie, kurwa, Baba Jaga. Tak, to ja.
– Żarciki się ciebie trzymają – rzucił chłopak. – Kto cię wkurwił?
– Zaraz możesz ty. – Stukałem palcami o kierownicę. – Co dziś jest? – zapytałem.
Isaac chwilę milczał; byłem pewny, że właśnie teraz wchodził w kalendarz i sprawdzał datę. Warren zawsze był tym najmniej ogarniętym. Pomimo tego roztargnienia i tak był dobry. Był najlepszym człowiekiem, jakiego spotkałem na tym świecie.
– Jest piątek, a co? Nawalił ci terminarz? – burknął sarkastycznie. – Położyłem już twój list na jej łóżku, ale chyba go nie zauważyła, bo Axel ją lekko wkurwił.
– Czym ją wkurwił? – mruknąłem, zapominając na chwilę, z jaką sprawą do niego dzwoniłem.
– Właśnie zapomniałem ci o tym powiedzieć. – W jego głosie dało się wyczuć zakłopotanie. – Nie denerwuj się.
– Jak mam się, kurwa, nie denerwować?! – ryknąłem. – Otworzyliście jakieś cholerstwo na terenie Jamesa! Czy wy jesteście głupi? Mało wam kłopotów? Brakuje wam adrenaliny czy co?!
– Nie drzyj się! Mam na dziś dość krzyku!
– To kup zatyczki, ponieważ rozjebię ci bębenki! – Podniosłem jeszcze bardziej głos.
– Nie mówiłem ci, bo wiedziałem, że będziesz się wydzierać. – Spoważniał, a w jego tonie wyłapałem urazę. Co za kutas. – Ona na to pracowała, Nicholas. Trzy lata, dzień w dzień. To ją utrzymuje na powierzchni i nie pozwala jej utonąć.
Zamknąłem się.
– Walczyła każdego dnia ze swoimi demonami i jak wiesz, bywało ciężko, jednak to miejsce ją ratuje i jej pomaga – tłumaczył, a ja czułem się jak idiota. – To nie jest pub ze striptizem, nie będzie konkurencją dla Jamesa. Tam nie są przetrzymywane kobiety, które byłyby zmuszane do sprzedawania swojego ciała.
– A co to niby jest?
– Rozumiem, że właśnie pakujesz walizkę i raczysz odwiedzić Nowy Jork?
– Świetnie rozumiesz – potwierdziłem jego przypuszczenia.
– To jeśli przyjedziesz, zobaczysz, czym to miejsce jest.
– Jak się nazywa? – spytałem, a głos mi się załamał.
– Three Angels.
Trzy anioły. Anioły.
– Ona mnie zajebie – jęknął Isaac.
– Nie mów jej, że przyjadę – rozkazałem.
– Ale Nicholas…
– Nie. Mów. Kurwa. Jej. – Każde słowo wypowiedziałem osobno, kładąc na nie duży nacisk.
– Dobra, dobra – skapitulował. – Niech mają niespodziankę…
– Do zobaczenia – przerwałem mu.
– Do zobaczenia, niespodzianko – odparł, po czym się rozłączyłem.
Pewnie nie powinienem tam jechać. Nie, nie powinienem. Nie odzywałem się do nich przez trzy lata. Do Gabriela, Mateo i Aurory. Z Isaakiem rozmawiałem i się z nim widywałem, za to z rodzeństwem Devis urwałem kontakt. Oprócz listów, które wysyłałem do Aurory. Byłem dla nich zagrożeniem, przeze mnie byli na celowniku mojego ojca i gdybym się odsunął… Gdybym odsunął się w odpowiednim momencie, byliby bezpieczni. Jak miałem spojrzeć jej w oczy po tylu latach? Każdego dnia o niej myślałem.
Widywałem tamten dzień w każdym śnie. Twarz jej matki nawiedzała mnie w każdym koszmarze, a słowa Aurory prześladowały, gdy tylko zamykałem oczy. Nie zapomnę o tym nigdy. Nie zapomnę, jaką krzywdę jej wyrządziłem. Nie mogłem zapomnieć, że ją okłamywałem, chciałem wykupić nią swoją wolność, a na koniec… Nie mogłem o tym zapomnieć. Nigdy.
Każdy kolejny dzień był karą za to, co zrobiłem.
Docisnąłem gaz do dechy i wzmocniłem uścisk na kierownicy. Musiałem tam dojechać na czas. W Nowym Jorku była godzina do przodu, czyli dochodziła trzecia po południu. Samochodem nie dałbym rady, spędziłbym w nim cały dzień. Wykonałem kilka telefonów. Trzydzieści minut później wchodziłem do prywatnego samolotu.
Nie miałem dobrych wspomnień z lotami. Ostatnia moja podróż tym sposobem była katastrofą, a raczej końcem. Nie potrafiłem zatem usiedzieć w miejscu. W międzyczasie Isaac przesłał mi szczegóły. Czytając maila, którego mi wysłał, parę razy parsknąłem, szczególnie gdy studiowałem wskazówki dotyczące dress code’u. Maski i ubrania w kolorze złota.
Czy ja się wybierałem na jebany karnawał?
Zablokowałem telefon i odrzuciłem go na bok. Z pomieszczenia z przodu samolotu wyszła stewardessa, uśmiechnęła się i położyła na małym stoliczku szklankę z alkoholem.
– Proszę to zabrać.
– Och, przepraszam pana, myślałam…
– Myślałaś, że wypiję tego drinka, a potem poproszę, byś mi obciągnęła? – Uniosłem brew i poprawiłem się na siedzeniu. – Nie jestem jak właściciel tego samolotu, nie musisz zrobić mi loda, by dostać lepszą pensję.
Dziewczyna się zmieszała, jednak dojrzałem ulgę w jej spojrzeniu.
To był samolot mojego klienta z Nowego Jorku, który cały czas mnie męczył, by wykupić moją firmę. Firmę, którą już się nie zajmowałem, bo kiedyś przez kilka miesięcy bawiłem się w zauroczonego nastolatka, a potem na trzy lata się zaszyłem.
Wiedziałem, że jak zadzwonię i zaproponuję mu spotkanie, to od razu wyśle po mnie samolot. Był przewidywalny i głupi.
Oparłem głowę o fotel i zamknąłem oczy. Czekała mnie ciężka noc, więc mogłem pozwolić sobie na sen. Nie byłem pewny, czy będę mógł nazwać to snem. Czułem w podbrzuszu dziwne napięcie, które uniemożliwiało mi ucięcie krótkiej drzemki. Zobaczę ją. Po tylu latach.
Co jej powiem? Jak zareaguje?
Nie mogłem zapomnieć, myślałem o niej w każdej sekundzie. Biorąc wdech, brałem go z myślą o niej. Gdy kładłem się spać, myślałem o niej. Wżarła się w mój umysł i nic nie było w stanie jej stamtąd przegonić. Nie sądziłem, że kilka miesięcy w towarzystwie tej zielonookiej brunetki tak zmieni moje życie. Nie miałem pojęcia, że tak zawróci mi w głowie. Oszalałem na jej punkcie.
Otworzyłem oczy i zacząłem stukać opuszkami o małe okienko. Spojrzałem na swoje palce, na których miałem wytatuowane idealnie opisujące mnie słowo: death. Litery były rozmieszczone pojedynczo w pobliżu każdego knykcia. Byłem chodzącą śmiercią.
I nie tylko dlatego, że odbierałem życia.
Śmierć nie miała ciała, był to stan charakteryzujący się ustaniem oznak życia. Było to nieodwracalne zachwianie równowagi funkcjonalnej. Nie dało się ożywić czegoś, co przestało pracować. Ludzie użyli personifikacji, by ożywić śmierć i nadać jej cechy ludzkie.
Jedni wierzyli w kostuchę, która była spowita czernią i nosiła wielką kosę, a twarz miała skrytą pod kapturem. Inni widzieli śmierć pod postacią kobiety, która miała czarne skrzydła. W wielu mitach, legendach czy opowieściach śmierć była opisywana inaczej. W słowiańskich wierzeniach była to marzanna. W starożytnej Grecji śmierć przybierała formę pięknego mężczyzny. W średniowieczu śmierć była szkieletem albo rozkładającym się ciałem. W każdej epoce i w wielu kulturach wszyscy postrzegali ją inaczej.
Wierzyłem w to, że jeśli człowiek ożywił coś, co nie było żywe, było to spowodowane strachem. Wiara w coś ułatwia życie. Pomaga nam w przetrwaniu. Wielu ludzi, odchodząc w nieznane, chciałoby zobaczyć bliską osobę, która wyciągnie dłoń i pomoże przejść na drugą stronę. Wierząc w obrzydliwego potwora, który ma nas zabrać, czujemy strach.
Ale nie każdy wierzył, że w żywym ciele może zagościć śmierć. Bo dla mnie śmierć nie była tylko ustaniem oznak życiowych czy kostuchą. Dla mnie była spustoszeniem. Zniszczyła mnie, a w moim wnętrzu zagościły czysty ból i nienawiść. Nienawiść do samego siebie, bo byłem zbyt egoistyczny. Zbyt zaślepiony chęcią ucieczki od ojca.
A teraz bałem się bardziej spotkania z nią niż śmierci.
Ponieważ musiałem stanąć twarzą w twarz z osobą, która przeze mnie umarła. Spoczęła w grobie ze swoją matką, którą jej odebrałem. Musiałem stanąć przed swoim koszmarem, którym było odrzucenie. Bałem się tego bardziej niż czegokolwiek innego.
Paraliżował mnie strach, gdy myślałem o tym, że w jej oczach ujrzę nienawiść. Wolałbym stanąć przed kostuchą niż przed dziewczyną, która mnie nienawidziła.
Bo ja jej nie nienawidziłem.
Aurora
Stałam przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie. Skórę miałam matową, wręcz suchą, a tony balsamów nie pomagały. Rozdwoiły mi się końcówki, w dodatku włosy nie połyskiwały, bardziej przypominały siano. Twarz miałam pozbawioną blasku. Policzki zapadnięte, a usta popękane. Wyglądałam jak żywy trup. Wzięłam głęboki wdech i wsunęłam na biodra sukienkę. Przeszła przeze mnie, jakbym zakładała worek. Trzy lata. Minęły trzy lata, a ja zmieniłam się wręcz nie do poznania. Nie było to winą leków czy samopoczucia. Zaniedbałam siebie, bo po prostu nie czułam potrzeby, by się tym przejmować.
Złota sukienka opięła moje piersi, które jakimś cudem nie zmalały. Poprawiłam kitkę i chwyciłam małą torebkę. Nienawidziłam szpilek. Nawet gdy miałam dwadzieścia jeden lat i musiałam je częściej zakładać. Najchętniej wybrałabym trampki, ale liczyły się dziś wysokie datki.
Wyszłam z pokoju, a w tym samym czasie otworzyły się drzwi od sypialni Axela. Miał na sobie biały garnitur i złote dodatki. Złota aksamitna maska, złota mucha, zegarek, łańcuszek. Wyglądał… Wyglądał naprawdę dobrze. Jednak mimo jego dobrej prezencji byłam na niego wściekła. Kolejne drzwi się otworzyły, a przez nie wypadł Isaac. Ubrany w czarne garniturowe spodnie, złote lakierki i zwiewną pozłacaną koszulę. Na twarzy miał czarną maskę przeplataną złotymi nićmi, które połyskiwały w świetle. Obaj prezentowali się obłędnie. Na obu byłam zła.
– Aurora… – zaczął Isaac, lecz nie dokończył.
– Wyglądasz świetnie – wyręczył Warrena Hyde, poprawiając marynarkę.
Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się sztucznie.
– Nie gniewaj się, no! – Isaac podszedł do mnie i położył dłonie na mojej talii. – To było głupie, wiemy. Prosimy, nie złość się.
– Zrobiliście coś bardzo, ale to, kurwa, bardzo idiotycznego! – Podniosłam głos. Cały dzień planowałam ich morderstwo. – Wiecie, jakie to dla mnie ważne!
– Chcieliśmy ci zrobić niespodziankę. – Axel zrobił krok w moją stronę. – Wiemy, że powinniśmy to wszystko z tobą uzgodnić, bo to jest twój sukces, twoje całe życie.
Tak, to było całe moje życie. Teraźniejsze. Jedyna rzecz, która utrzymywała mnie na powierzchni i pchała do przodu. Bolał mnie fakt, że odebrali mi coś tak istotnego.
– Pozabijam was we wtorek.
– Dlaczego we wtorek? – Blondyn odsunął się nieco i zmarszczył nos.
– Dziś jest piątek, po prostu nie wypada. Jutro sobota, więc będę odpoczywać, a w niedzielę… – przerwałam. – Niedziela jest niedzielą. Poniedziałek to najgorszy dzień tygodnia, gdzie człowiek sam żałuje, że żyje, więc z mojej kalkulacji wychodzi, że najszybciej zrobię to we wtorek.
– Jak ty zdałaś egzaminy? – rzucił sarkastycznie Axel, za co posłałam mu krwiożercze spojrzenie. – Dobra, już się zamykam.
– Axel Hyde w końcu zrozumiał, że milczenie jest złotem! – Na korytarzu pojawiła się Francis w pięknej złoto-białej sukni, której rąbek sunął po płytkach. – Rora, muszę ci za to wręczyć medal.
– Puchar! – wykrzyknęłam. – I wlej do niego aperolu!
– I wrzucę pomarańcze – dodała blondynka.
Isaac pokiwał zrezygnowany głową, a Axel nawet nie jęknął.
– Właśnie! Mamy jakiś zespół? – Spojrzałam na chłopaków. – Błagam, powiedzcie, że załatwiliście chociaż catering!
– Możesz przestać panikować? – Hyde wziął głęboki wdech. – Zaufaj nam.
– O nie, nie! Ostatnio, jak wam z Francis zaufałyśmy, to zamontowaliście w salonie ogromne akwarium! I kupiliście małego rekina!
– I aksolotla! – dodał dumnie Isaac.
– Co to akso…? – Francis zerknęła na Warrena, który miał przyklejony do twarzy uśmiech satysfakcji i dumy.
– Taki płaz, którego nazwa kojarzy mi się z Axelem – wyjaśnił. – Nawet go trochę przypomina!
– Rekina! – powtórzyłam. – A potem Blancik na niego polował! I o mały włos ten rekin go nie zeżarł!
– Karma by do niego wróciła. – Isaac poruszył brwiami. Co on gadał? To był jego kot!
Nie skomentowałam tego. Po prostu odetchnęłam i odliczyłam do dziesięciu. Wszyscy byliśmy gotowi i odstrzeleni jak nigdy. Poczułam, jak przerażenie przepływa przez moje żyły. Tyle niewiadomych. Tak ogromny stres. Nie miałam pojęcia, czy to się uda. Czy mój plan odniesie sukces. Jeszcze raz odetchnęłam, zamykając oczy i się wyciszając. Ćwiczyłam to u psycholożki. Pani Evans twierdziła, że odepchnięcie od siebie wszystkich złych demonów i skupienie się na czymś pozytywnym potrafi oczyścić umysł. Nie wiedziałam, czy to rzeczywiście działało, jednak robiłam to.
Wsiadłam do samochodu i pierwsze, co zrobiłam, to odpaliłam TikToka. Ostatnio przepadłam dla tej głupiej aplikacji. Zajmowała mi czas i gdy potrzebowałam wyłączenia, ona przychodziła z pomocą. Moje proponowane filmiki były związane z książkami. Tak wciągnęłam się w ten temat, że sama się zastanawiałam, czy nie stworzyć konta na Instagramie i nie recenzować powieści. Przez tak wiele nowych tytułów, które przyciągnęły moją uwagę już po samym fragmencie, mogłam zbankrutować. Musiałam dokupić nowy regał do pokoju. Najwięcej miejsca zajmowały nowe gatunki, które zaczęłam odkrywać. Dark romanse, fantastyka, a nawet coś takiego jak romatasy. To było połączenie romansu z fantastyką. Byłam zaskoczona takimi nowinkami. Czytałam wiele książek, lecz to był inny świat.
Ostatnio sięgnęłam po serię Krew i Popiół Jennifer L. Armentrout. Po pierwszej części nie mogłam się pozbierać i jak głupia poleciałam do sklepu, by zakupić od razu resztę. Przeczytałam wszystko w dwa dni, nie wychodząc z sypialni. Moja miłość do Casteela Da’Neera rosła z każdym słowem na papierze. Miałam tak wielką obsesję na jego punkcie, że Isaac na święta kupił mi wielki koc z jego twarzą. Nawet na tapecie miałam fanart Casteela… To był już fanatyzm.
– Znów się na niego gapisz. – Warren mnie szturchnął.
– Co? Na kogo?
– Na Casteela Da’Neera! – Isaac wykrzyknął jego imię i uniósł ręce. – Mroczny książę, błagam, wyrwij mi serce i pożryj je na moich oczach!
– Isaac! – Uszczypnęłam go.
– Chciałabyś, by zrobił ci dobrze tym wilczym językiem, co? – Poruszył brwiami.
Poczułam, jak moje policzki robią się coraz bardziej gorące. Boże! Było mi tak wstyd, bo Isaac miał rację. Ile bym oddała, by Casteel istniał naprawdę.
– Chyba muszę to przeczytać – rzuciła Francis, uśmiechając się szeroko. – Jeśli fikcyjny mężczyzna wywołuje u niej takie rumieńce, to musi być idealny.
– I jest! – zapewniłam i zaraz po tym zasłoniłam dłonią usta.
– Wariatka – burknął pod nosem Axel.
– Wolę ślinić się do słów na papierze niż do ciebie – odparłam oschle. – Nieistniejący facet szybciej mnie podnieci niż ty.
Axel wyprostował się na fotelu i zacisnął mocniej szczękę. Siedział naprzeciwko mnie, więc nachylił się delikatnie, a jego twarz znalazła się blisko mojej. Po kilku sekundach rzucił:
– To wyzwanie? – Jego lekka chrypka wzbudziła ciarki na moim ciele.
Zapadła cisza. Każdy w aucie zamilkł, a ja słyszałam tylko, jak moje serce waliło. Dojrzałam uśmieszek Hyde’a. Jego mina wyrażała czystą satysfakcję. Oparł z powrotem głowę o zagłówek.
– Udam, że tego nie słyszałem. – Mateo potarł twarz. – Naprawdę, kurwa, tego nie słyszałem.
– I ja – dodał Gabriel.
– Gdybym wcześniej wiedział, że te wszystkie książki, które ci dałem na święta, są pornolem na papierze, spaliłbym je – mruknął Mateo i pobladł.
– Zdajesz sobie sprawę, że twoja siostra wie, co to seks? – Francis spojrzała na mojego brata. – Wie też, co to minetka i palcówka! I nawet próbowała każdej z tych rzeczy!
– Francis, błagam, nie katuj nas. – Gabriel westchnął. – Aurora może robić, co chce, jest dorosła, ale nie musimy tego wiedzieć. Odpuść nam.
– Aurora, minetka czy palcówka? – Blondynka odwróciła się w moją stronę.
– Język jest przyjemniejszy – oświadczyłam. Szach mat, bracia.
Kiedy Mateo i Gabriel zamknęli oczy, ja uśmiechnęłam się do przyjaciółki, czując wielką satysfakcję. Denerwowanie tej dwójki było moim ulubionym zajęciem w wolnym czasie. Możliwe, że takie konwersacje dla wielu byłyby niezręczne, a wręcz żenujące, jednak dla mnie nie były. Miałam dziwaczne poczucie humoru, a opinią innych przejmowałam się tak bardzo, że aż wcale.
Gdy pojazd się zatrzymał, wiedziałam, że dojechaliśmy. Wyszłam z auta ostatnia. Wysunęłam nogi i stanęłam twardo na ziemi. Przed sobą miałam mały pałacyk. Byłam dumna z tego zakupu i generalnego remontu oraz odnowy. Zamek zmienił się w nowoczesny, ciepły i wygodny dom, który posiadał wiele sal treningowych oraz pokoi. Piękna architektura była wymieszana z przemyślaną funkcjonalnością. Wokół tego bajecznego budynku ciągnęły się lasy, które otaczały całą posesję. Ogród widziałam za dnia, prezentował się bajecznie. Wtedy przypomniała mi się książka, którą bardzo polubiłam. Dwór cierni i róż Sarah J. Maas. Tak wyobrażałam sobie posiadłość Tamlina i bajeczną zieleń wokół jego domu, jak i w całym dworze.
Władowałam wiele pieniędzy w ten teren. Była tu aleja z drzew liściastych, która wyznaczała kierunek do małego jeziorka na tyłach. Zatrudniłam do tego kilku projektantów, którzy doradzili, jakie rośliny będą cieszyć oko przez cały rok. To przede wszystkim zimozielone pnącza, jak bluszcz czy płożąca runianka. Oczywiście musiałam zrobić jeszcze jedną aleję.
Aleję różaną, która prowadziła do labiryntu tuż za domem. Sam labirynt był łatwy do przejścia, a w jego centrum postawiłam pomnik anioła. Tym aniołem była moja mama. To dla niej to robiłam. Dla niej walczyłam o siebie każdego dnia. Dla niej kupiłam to miejsce. Chciałam pomagać i właśnie miałam rozpocząć nowy etap. Skończyłam dopiero dwadzieścia jeden lat. Poczułam, jak łza spływa po moim policzku.
Wróciłam spojrzeniem do budynku. Beżowa cegła, duże okna. Półokrągłe wykusze, które z zewnątrz wyglądały jak wieża, a w środku powiększały optycznie pokoje. Garaż dość duży, by pomieścić kilka samochodów. Przed domem fontanna wykuta z marmuru. Drzwi drewniane i masywne. Schody błyszczące. Wszystko wydawało się idealne. Pieniądze, które dostaliśmy po śmierci matki, pomogły mi wykupić tę posiadłość. Dorabiałam dodatkowo, by pokryć część kosztów i nie roztrwonić majątku mamy. Gabriel i Mateo kazali mi wziąć całą sumę, ale to były miliony, na które nie zapracowałam. Wobec tego, by poczuć się z tym lepiej, pragnęłam opłacić coś również z własnej kieszeni. Łatwo się obracało pieniędzmi, które nie należały do ciebie i gdy nie czuło się limitu. Z taką fortuną mogłam kupić takich miejsc ze sto, jednak to nie byłby mój sukces.
Kiedy drzwi się otworzyły, a przez nie wyszła młoda dziewczyna, od razu się uśmiechnęłam. To była Hope. Szesnastoletnia Włoszka, którą uratowałam razem z przyjaciółmi. Przez te trzy lata dowiedziałam się wiele o mroku, który między nami krążył. Poznałam okropnych ludzi, którzy byli miliarderami wyłącznie dlatego, że porywali młode kobiety i handlowali nimi. Były żywym towarem, który miał służyć do zarobków. I nikogo nie obchodziło, co się z tymi dziewczynami dzieje. Ja nie mogłam przejść obok tego obojętnie.
Nie mogłam żyć pośród zła i nie mogłam pozwolić, by ten jeden człowiek się na tym bogacił. Gdy mój brat razem z Axelem i Warrenem opowiedzieli mi o tym, co robił dokładnie James, obiecałam sobie, że zniszczę całe jego dziedzictwo, które powstało na bólu i cierpieniu innych.
– Auroro, wyglądasz pięknie! – Dziewczyna zbliżyła się i mnie uścisnęła. Hope wyglądała jeszcze piękniej. Sukienka w kolorze bieli ze złotymi obszyciami podkreślała jej dziewczęcą urodę. – Isaac, mogłeś ułożyć włosy.
Zaśmiałam się pod nosem.
– Aurora, wprowadź jakieś lekcje kultury, bo Hope się zapomina – burknął Warren.
– Zgodzę się z nią, twoja fryzura jest dzisiaj tragiczna. – Chwyciłam pod ramię dziewczynę. – Isabella pomogła wam się wystroić?
– Tak, dziękujemy za tak piękne sukienki. – Hope zerknęła na swoje ubranie. – Nigdy nie miałam sukienki.
Moje serce łamało się na pół, gdy myślałam o tym, co przeszła. Teraz była bezpieczna. Teraz zło jej nie dotknie.
– To Francis je wybierała. – Uśmiechnęłam się do niej.
– Dziękuję – zwróciła się Hope do mojej przyjaciółki.
Poprosiłam ją, by weszła do środka.
– Dzięki, że chociaż mój pomysł o dress codzie zostawiliście. – Popatrzyłam na Axela i Isaaca. – Bo pieniądze poszłyby w błoto.
– Wejdź do środka, a zobaczysz, że nie tylko to zrobiliśmy. – Hyde kiwnął głową. – Nie jesteśmy aż takimi dupkami, za których nas masz.
– Jesteście dupkami – stwierdziłam.
– Zaczynamy? – Francis wzięła mnie pod ramię.
Tak. Zaczynamy.
***
Impreza trwała w najlepsze. Pojawiło się na niej wiele osób. Axel i Isaac naprawdę dali z siebie wszystko. Zaprosili samych wpływowych ludzi, którzy walczyli z tym, co ja od lat. Zachwyciła ich moja inicjatywa. Największym szokiem okazała się dla mnie jedna kobieta, a dokładnie aktorka, którą ubóstwiałam. Nie miałam pojęcia, jak chłopaki ją tu ściągnęli.
Udało mi się nawet chwilę z nią porozmawiać, a ona zdecydowała się wpłacić datek, by pomóc przy edukacji młodych dziewcząt. Próbowałam nie wrzasnąć z ekscytacji, ale nie udało mi się to.
Sporą niespodzianką byli także mężczyźni, którzy gratulowali mi tak świetnego pomysłu i moich poczynań. Może i były one nielegalne i dość brutalne… Jednak pod maskami nie wiedzieliśmy, jak się nazywamy, a nasze dane chroniliśmy pseudonimami, którymi się posługiwaliśmy. Ja wciąż figurowałam jako Freccia. Na szczęście moje oko rozpoznawało gwiazdy ekranów, które gościłam dziś w tym miejscu. I nie musiałam się do nich zwracać po imieniu, by wiedzieć, kim byli. Ich tożsamość była ze mną bezpieczna. Robili coś dobrego i tylko to się liczyło.
– Chciałam pogratulować – usłyszałam damski głos. Odwróciłam się w stronę kobiety, która do mnie mówiła. Przez maskę na jej twarzy widziałam wyłącznie jej niebieskie oczy i czerwone usta. – Poradziła sobie pani znakomicie, nigdy nie widziałam takiego miejsca.
– Dziękuję. – Uśmiechnęłam się szczerze. Miała brązowe włosy, dostrzegałam też zmarszczki na jej twarzy. – Starałam się stworzyć bezpieczną przystań dla dziewczyn, które wyrwałam z brudnych łap handlowców.
– Ma pani jaja. – Rozmówczyni była w podeszłym wieku. – Nie każdy miałby tyle odwagi, by pojawić się na licytacji tej gnidy i wykupić za miliony grupkę kobiet, by je uratować.
– To była czysta przyjemność.
– Wielu z nas walczy z tym od dawna, ale to tobie udało się jako pierwszej poczynić w tym wielkie kroki. – Przysunęła do ust lampkę wina. – Masz w sobie coś więcej niż odwagę.
Zmarszczyłam brwi.
– Nie wiesz, co to strach – dokończyła. – Większość obawia się o swoją reputację, o to, że media by się dowiedziały, że po zmroku stajemy się bezwzględnymi mordercami. Opinię publiczną nie interesowałoby to, że zabijaliśmy oprawców i gwałcicieli. Skupiliby się na tym, że zabiliśmy komuś syna czy męża.
– Tu się pani myli. Wiem, co to strach. – Kelner podszedł do mnie z tacką, z której zgarnęłam kieliszek wina. – Żyję w strachu od trzech lat, ale jest tylko jeden sposób, by się go pozbyć.
– Więc mi go zdradź.
– Strach trzeba zaakceptować. – Przechyliłam szkło.
– Zaskakujesz mnie. Masz jaja i odwagę, w dodatku umiesz dobrze się wysławiać. Światu brakuje takich osób jak ty.
– Dziękuję.
– Co miesiąc będę wysyłać czeki z datkami, mam nadzieję, że pomogą. – Złapała mnie za dłoń. – Pieniądze tuszują złe występki, jednak pamiętaj: ty robisz coś większego.
I odeszła. Dziwna i jednocześnie przyjemna rozmowa. Ta kobieta uświadomiła mi, że nawet dopuszczając się potwornych czynów, można tym pomóc innym. A ja nie zamierzałam przestać brudzić sobie rąk. Dla tego celu było warto.
Stanęłam obok Isaaca, który właśnie coś przeżuwał.
– Pochłoniesz zaraz całe sushi. – Szturchnęłam go łokciem.
– A co, ma się zmarnować? – odpowiedział z pełną buzią.
– Wydaje mi się, że przy tobie nic się nie zmarnuje i wyżerałbyś resztki do samego rana.
Warren uśmiechnął się, a ja dojrzałam między jego zębami ogonek krewetki. Apetycznie. Z daleka widziałam swoich braci, którzy prowadzili energiczną rozmowę z dwójką mężczyzn. Każdy z moich bliskich starał się zabawiać gości. W taki sposób zdobywaliśmy datki i czeki z wieloma zerami. Potem założymy naszym dziewczynom konta i będziemy odkładać na nich pieniądze, by w pewnym momencie mogły się usamodzielnić.
– Zdobyłam właśnie dwieście tysięcy! – ryknęła mi do ucha Francis. – Rozumiecie?!
– Boże! – pisnęłam. – A mnie udało się zdobyć stałego darczyńcę!
Przybiłyśmy sobie piątkę, a potem klepnęłyśmy się nawzajem w pośladki. Może to było dziecinne, lecz był to nasz sposób na wyrażanie radości. Isaac odłożył tackę z sushi i wyciągnął do nas ręce. Z nim też przybiłyśmy piątki, a potem on nas klepnął w pośladki. Zrobiło się niezręcznie, gdy się odwrócił i delikatnie wypiął.
– Isaac, ludzie patrzą – szepnęłam mu do ucha.
– No tak. Jak facet klepie panienki w tyłek, to jest to zajebiste, ale kiedy ja chcę klapsa, to od razu mają mnie za jakiegoś nienormalnego!
– My się dyskretnie pochyliłyśmy. – Francis gapiła się na blondyna. – Ty prawie pokazałeś dupę.
– To nie moja wina, że jest duża. – Warren przewrócił oczami i ponownie zaczął pożerać sushi. – Myślicie, że coś takiego samo się robi? To lata siłowni!
Już tego nie skomentowałam, nie miałam siły. Odstawiłam pusty kieliszek i ruszyłam w głąb salonu. Podchodziłam do gości i dziękowałam im za przybycie. Nawet tańczyłam. Twarze skryte pod maskami wzbudzały we mnie ciekawość. Tak bardzo chciałam na nich spojrzeć. Czułam już, jak moje stopy pulsują boleśnie od wysokich obcasów. Wszystko było idealne. Ozdobienie sali wręcz perfekcyjne. Ścianki do zdjęć zostały wykonane ze złotej błyszczącej kotary. Okrągłe stoliki, przy których goście mogli siedzieć i kosztować znakomitych potraw. Elegancko ubrani kelnerzy, którzy mieli stroje dopasowane do motywu imprezy. Białe koszule i spodnie, złota kamizelka i na to biała marynarka, która miała obszycia ze złotych nici. Nawet najmniejsze detale łączyły się w spójną całość.
Każdy stolik był przystrojony. Kryształowe wazony, a w nich białe róże oraz kilka pokrytych złotym sprejem. Beżowe serwetki, białe talerze i złote sztućce. Wszystko, ale to dosłownie wszystko było dopięte na ostatni guzik. Razem z przyjaciółmi stworzyłam piękne miejsce, w którym można było czuć się jak w domu. Na ścianach widniały gustowne obrazy, które ocieplały białe ściany. Salon, który na co dzień będzie służyć mieszkającym tu kobietom, zmienił się w komnatę pełną bogactwa. W małym zamku mogły poczuć się jak prawdziwe księżniczki. Skryte za drzewami, bezpieczne i wolne.
Nie mogłam się złościć. Axel i Isaac wykonali rewelacyjną robotę. Mimo mojej wcześniejszej posępności i irytacji, nie mogłam ukryć tego, że byłam z nich dumna. Sama nie byłam pewna, czy udałoby mi się osiągnąć taki efekt. A im się udało. Stworzyli coś z niczego. W dwójkę sprostali moim wyobrażeniom, a nawet je przebili.
Skierowałam się do głównego wyjścia, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Mieszanina przeróżnych męskich i damskich perfum sprawiła, że nieco pulsowało mi w skroniach. Potrzebowałam chłodnej, orzeźwiającej bryzy, która muśnie rozgrzane policzki i ostudzi wrzącą w żyłach ekscytację.
Schody do domu otaczał mały murek, a słupy, które pięły się do balkonu tuż nad moją głową, tworzyły łuk. Wokół nich plątał się bluszcz. Oparłam się o murek i wychyliłam nieco, by spojrzeć na granatowe niebo. Kuliste ciała niebieskie mieniły się wprost niesamowicie. Żadna chmura nie zasłaniała morza gwiazd. Zimny wiatr muskał moją rozgrzaną skórę. Nie spodziewałam się, że na otwarciu domu dla kobiet, które doświadczyły przemocy i wielu innych gorszych rzeczy, pojawi się tak wielu mężczyzn, którzy będą wpłacać hojne datki. Byłam przeszczęśliwa. Wszystko szło po mojej myśli. W końcu zaczynało się układać. Popatrzyłam na krzewy przed sobą, które nadal, mimo zimnej pogody, wyglądały bajecznie. Wybrałam to miejsce, bo miało w sobie coś więcej.
Schronienie dla kobiet ukryte pośród lasów, w centrum zamku. Trzy lata, zajęło mi to trzy lata. Wylałam wiele łez, krwi i potu, by dopiąć swego. I dziś tu byłam. Stało się to prawdziwe. Stworzyłam coś dla kogoś. Mama byłaby ze mnie dumna.
– To dla ciebie – wyszeptałam, spoglądając w gwiazdy.
Usłyszałam ze środka piosenkę, której często słuchałam podczas czytania. Zazwyczaj wtedy, gdy czytałam jakąś fantastykę. Miała w sobie magiczny klimat, pasowała do bali i tańców. A teraz ja byłam na balu, otaczali mnie ludzie w maskach i złotych przebraniach, znajdowałam się w pałacu w środku lasu. Mogłam się poczuć jak bohaterka ukochanych powieści. Bo i mnie udało się komuś pomóc. My Blood Ellie Goulding zawsze poruszała moim sercem.
Chciałam ściągnąć maskę, ale nie chciało mi się męczyć z jej ponownym wiązaniem. Każdy wiedział, jak wyglądałam, więc anonimowość nie była mi potrzebna. Swoich przyjaciół też rozpoznawałam, jednak czułam dreszczyk adrenaliny, gdy porywał mnie do tańca jakiś mężczyzna, którego nie znałam. Odwróciłam się do wejścia. Okna, które były odkryte, ukazywały mi gości. Więc ich obserwowałam – wyglądali na zadowolonych.
Nie wiedziałam, jak długo tak stałam i im się przyglądałam, lecz w pewnym momencie poczułam, że nie byłam sama. Ponownie zwróciłam się w stronę krzewów. Miałam rację. Obok małej fontanny stał mężczyzna w złotej marynarce, która wręcz wrzeszczała swoim blaskiem i odbijała poświatę księżyca. Spodnie tego samego koloru opinały się na jego mięśniach, za to nogawki były rozkloszowane. Do tego białe mokasyny i dopasowany biały golf. Wszystko było zharmonizowane. Nie ruszyłam w jego kierunku. Byłam zahipnotyzowana. Prawie rozdziawiłam usta i poleciała mi ślina. Wyglądał… Wyglądał majestatycznie. Ja chyba naprawdę znajdowałam się w książce. I na moje nieszczęście nieznajomy się obrócił.
Kiedy ujrzałam, że na jego twarzy widniała złota maska, myślałam, że stracę grunt pod nogami. Z daleka można było ujrzeć tylko jego oczy. Wydawało mi się, że zalśniły. Maska miała wycięcie na usta i oczy, ale i tak zasłaniała niemal każdy szczegół. Włosy miał pokryte złotą farbą. On nie wyglądał majestatycznie, tylko jak anioł, a może bóg. Dłonie miał schowane w kieszeniach spodni. Z daleka sprawiał wrażenie bardzo wysokiego. Patrzyliśmy na siebie, jakby nic wokół nas nie istniało.
I wtedy zaczął do mnie iść. Krok miał powolny, a przy tym zdecydowany – jego stopy stawały pewnie na ziemi, a ja czułam moc, która z niego płynęła. Zauważałam ją w samym chodzie. Nieznajomy się zbliżał, a moje serce biło coraz szybciej. Ekscytacja? Podniecenie? Niepewność? Strach? Tak. Tak, te wszystkie emocje dudniły w moich żyłach i rozrywały komórki w całym ciele.
Zatrzymał się przede mną; dokładniej stał na trawniku, a ja spoglądałam na niego z góry. Nie wszedł po schodach. Nie stanął ze mną twarzą w twarz. Zachował pewną odległość, a to jeszcze bardziej mnie pobudziło. Jednak teraz był na tyle blisko, bym mogła dostrzec kolor jego oczu. Były niebieskie. A może to była biel wymieszana z lekkim odcieniem chabru? Tak jasne tęczówki, w których tkwiła odrobina błękitu. Kolor niepowtarzalny. Wyjątkowy, mający w sobie wiele chłodu i… mroku. Widziałam raz takie oczy. I wiedziałam, jak uwielbienie ich mnie skrzywdziło. Bo nie dostrzegałam nic poza nimi. Widziałam je w snach, cały czas do nich wracałam w wyobraźni. Odtwarzałam ten wzrok. Uwielbiał wymieniać się długimi spojrzeniami w kompletnej ciszy.
Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że to on. To był tylko kolor oczu jakiegoś mężczyzny, a może chłopaka? Nie byłam pewna, nie wiedziałam, co ten nieznajomy skrywał pod maską. Może rysy słodkiego, niewinnego chłopca, a może dostojnego i obłędnego faceta. Chciałam się przekonać. Wygładziłam sukienkę i musnęłam palcami włosy.
– Złoty chłopiec? – Przekrzywiłam głowę.
– Hm? – Niski głos, pomruk, który przeniknął do moich żył.
Nie musiałam widzieć jego twarzy, by być pewną, że jego brew wystrzeliła do góry, a usta się zacisnęły. Czułam to. Mężczyźni w książkach też tak robili. On zachowywał się jak jeden z nich. Wyjęty prosto z papieru i postawiony przede mną.
– Tak przyjąłeś do siebie dress code, że aż musiałeś pofarbować włosy? To zapewne wielkie poświęcenie. – Zlustrowałam go ponownie.
Nie wiedziałam czemu, ale chciałam do niego mówić. Więcej, więcej i jeszcze więcej. Ten tylko patrzył na mnie tymi niebieskimi oczami i się nie odzywał. Może był niemową?
Nie widziałam szans na porozumienie się z nim, więc odwróciłam się do wyjścia i podciągnęłam sukienkę, by na nią nie nadepnąć. I gdy już chwytałam za klamkę, by otworzyć drzwi, poczułam zimną dłoń na gołym ramieniu. Zerknęłam na mężczyznę, który nadal skrywał się pod maską. Jego palce delikatnie zacisnęły się na mojej skórze. Absurdalne było to, że wcale mi to nie przeszkadzało. Nie znałam go, lecz czułam coś dziwacznie znajomego. Wyciągnęłam do niego rękę. Chciałam zdjąć tę maskę.
Jego dłoń była szybsza. Przyciągnął mnie do siebie, a nasze klatki piersiowe zetknęły się tak mocno, że nic między nimi by się nie przecisnęło. Ciepło jego ciała mnie ogrzewało.
Poczułam to. Ten zapach. Ten cholerny żar, który tlił się w moim sercu do dziś. Byłam pewna. Te perfumy… Ten dotyk.
– Ponad tysiąc dni. – Głos mu zadrżał.
A ja drżałam cała. Każdy mój nerw, komórka i kość. Trzęsłam się jak przerażone dziecko. A jednak nie uciekłam. Nie odsunęłam się, choć mogłam. Nie chciałam go w swoim życiu. Pragnęłam, by tak było. Wyciągnęłam powoli dłoń do jego twarzy i tym razem jej nie odtrącił. Powoli ściągnęłam mu maskę. I to, co ujrzałam pod nią, było jeszcze piękniejsze niż trzy lata temu.
Jego brwi były nadal tak samo gęste. Zawsze mu ich zazdrościłam. Oczy… jego oczy. Wydawały się jeszcze cudowniejsze. Za każdym razem, kiedy w nie patrzyłam, czułam się, jakbym pływała w ich błękicie, a wokół mnie tańczyły gwiazdy, które rozświetlały moje życie. Nie bałam się. Nie, gdy wiedziałam, że one mnie strzegą. Byłam głupia. Tak głupia i naiwna, że chciałam, by świat mnie przeklął.
Uczucie nie wygasło, a narosło we mnie przez te trzy lata. Widząc go po takim czasie, marzyłam, by dotykać jego twarzy, całować usta i patrzeć mu w oczy. Chciałam więcej niż trzy lata temu. Pragnęłam go bardziej. A nie powinnam go pragnąć. Nie powinnam chcieć go całować i na niego patrzeć. Powinnam go nienawidzić, powinnam go przeklinać.
Przeklinałam siebie za to, że nie potrafiłam o nim zapomnieć.
Odsunęłam się. Zrobiłam kilka kroków do tyłu i wbiłam spojrzenie w ziemię. Nie mogłam spoglądać w jego oczy. Nie, gdy one przenikały do mojej duszy. Scalały się z nią. Wytwarzały we mnie coś, czego nie powinnam czuć. W pewnym momencie każdy z nas będzie debatował nad tym, co jest słuszne, a co łatwe. Będzie walczył między pragnieniem a rozsądnym wyborem, który przyniesie ukojenie. Łatwo było pragnąć. Trudniej było ocenić, co było dobre dla samego siebie, by potem nie pluć sobie w brodę za podjętą decyzję. Ja jeszcze nie wiedziałam, co wybrać.
Podszedł bliżej; widziałam jego białe mokasyny tuż przy sukni. Nie uniosłam wzroku. Bałam się, choć zawsze uważałam, że przy nim nie czułam strachu. To było coś innego. Bałam się, bo nie chciałam odnaleźć w jego spojrzeniu czegoś, co będzie próbowało mnie przy nim zatrzymać. I wtedy przypomniał mi się jeden z moich ulubionych cytatów z Dumy i uprzedzenia. ,,Każdy odruch serca winien być kontrolowany rozsądkiem”.
Nie wiedziałam, gdzie podział się mój rozsądek. Nie wiedziałam, gdzie podziało się moje serce. Wiedziałam tylko, że jeśli uniosę głowę, utonę. Odmęt niebieskich tęczówek pochłonie mnie, a ja nie wypłynę na powierzchnię.
Zrobiłam kolejny krok do tyłu.
A on zrobił krok do przodu.
Moje serce biło w tak zawrotnym tempie, że czułam, jak odbija się od żeber. Zamknęłam oczy. I wtedy usłyszałam w pełni jego głos, wyłapałam drżenie jego strun głosowych, poczułam to wszystko, co w nim było:
– Aurora, proszę, spójrz na mnie. – To było błaganie. – Spójrz na mnie.
Powoli uniosłam wzrok. Wyszłam na spotkanie niebezpiecznemu pięknu, które chciało mnie otoczyć.
– I co widzisz? – spytał zdyszany. – Powiedz mi, co widzisz w moich oczach.
Rozchyliłam usta, ale zamknęłam je chwilę później. Wydobył się z nich cichy jęk. Nie mogłam mówić. Choć wcześniej chciałam do niego mówić bez końca. Teraz było to trudniejsze.
– Są takie same jak trzy lata temu. A jednak czujesz to co ja. – Złączył dłonie za plecami. – Czujesz intensywniej, jakbyś była na głodzie, prawda?
Znów rozchyliłam wargi, by spróbować coś z siebie wydusić, lecz mi przerwał:
– To tak jakby wampir nie pożywiał się krwią przez trzy lata. Jakby zamurowali go za ścianą, a po tym czasie wypuścili. Głód jest niewyobrażalny, wręcz rozsadza ci każdy nerw i łamie wszystkie kości.
Zrobił kolejny krok w moją stronę. Tym razem mnie wmurowało.
– Chcesz zaspokoić swój głód? – zapytał leniwym tonem.
Nie rozumiałam, jak on potrafił tak swobodnie się do mnie zwracać po takim czasie. Jak łatwo mu to przychodziło. Nie czuł barier. Nicholas nigdy ich nie miał. Działał instynktownie, automatycznie. Lubiłam to w nim.
– J-ja… – wykrztusiłam.
– Tak, ty, maleńka. – Jego dłoń wystrzeliła do mojej twarzy.
I wtedy drzwi za nami się otworzyły. Odskoczyłam do tyłu i odwróciłam się do wejścia. Ujrzałam w progu dwie osoby. Axel najpierw zerknął na mnie, sprawdzając, czy wszystko w porządku, a potem popatrzył przed siebie. Rozdziawił usta. Zza jego pleców wychylił się Warren. Przyjaciel od razu podszedł do mnie, poczułam, jak kładzie dłoń na moich plecach. Jego dotyk przekazywał mi siłę.
– Co ty, tu, kurwa, robisz? – Hyde zbladł.
– Ktoś zapomniał mi wysłać zaproszenia – odpowiedział mrocznym tonem Nicholas.
– Gołąb nie doleciał, sorki – rzucił wesoło Isaac.
– Nicholas, to chyba nie najlepsze miejsce – kontynuował Axel. – I czas.
Nie mogłam tu stać. Im dłużej przyglądałam się twarzy Nicholasa, tym mocniej chciałam go dotykać, całować. Nic nie powiedziałam, po prostu rzuciłam się do biegu. Wiedziałam, że w samochodzie są kluczyki. Moje szpilki wydawały głuchy stukot, a łzy ciekły po policzkach. Uciekałam jak Kopciuszek, który wiedział, że jego czas się kończy. Musiałam wrócić nie do życia, które było jak z bajki, a do szarej rzeczywistości, która każdego dnia przypominała mi, co straciłam. Nie mogłam kochać i czuć. Nie, gdy to zagrażało moim bliskim.
Wsiadłam za kółko i nawet nie spojrzałam w tylne lusterko. Po prostu zostawiłam coś, co miało być już przeszłością. A nią nie było.