Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Wszyscy, na których zależy Cassie, ją opuszczają. Dlatego dziewczyna postanawia zamknąć swoje serce i otoczyć się głębokim murem obojętności. Albo wręcz nienawiści, bo właśnie nienawiść jest tym, co próbuje poczuć w stosunku do Aidena, którego niedawno szaleńczo kochała. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że serce chłopaka krwawi jeszcze mocniej niż jej. Aiden odwzajemnia uczucia Cassie, ale – ze względu na swoją przeszłość – boi się o jej bezpieczeństwo. To uczucie może przecież zniszczyć ich oboje.
Czy można kochać i nienawidzić jednocześnie? Czy warto walczyć o coś, co wydaje się stracone? Przecież wojna zawsze przynosi ofiary.
Odkryj drugą część trylogii Divine i przekonaj się, jak blisko siebie leżą miłość i zniszczenie.
Książka przeznaczona dla osób powyżej osiemnastego roku życia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 283
Byłeś wszystkim, czego pragnęłam.
Na nowo nauczyłeś mnie miłości – tej bezgranicznej.
To dzięki niej wznieciliśmy płomień, którego nie zgaszą.
I nawet jeśli zostaną po nas tylko zgliszcza, gdzieś głęboko schowałam iskrę zdolną spalić każde miasto, w którym cię nie znajdę.
Bo jesteś moim ocaleniem.
Uratowałeś mnie, a ja uratuję ciebie.
Zapłacą za każdą łzę, za każdą kroplę krwi.
Zrobię wszystko, abyś był wolny.
Dzisiaj spłacam swój dług.
1
Aiden, gdzie jesteś?
Złożyłam sobie obietnicę – nigdy więcej miłości. Nie chcę kolejny raz przechodzić przez tę mękę i cierpienie. Wyłączyłam uczucia, a pokiereszowane serce schowałam w najgłębszych zakątkach duszy.
Po tamtym dniu już nie płakałam. On był przeszłością, lekcją. Był kolejnym przykładem na to, że nikomu nie można ufać. Przez potrzebę bycia wysłuchaną za szybko uwierzyłam w jego dobre zamiary. Zgubiła mnie naiwność.
Jeśli nie będę miała nikogo, nikt mnie nie opuści – powtarzałam tę myśl jak mantrę.
Wnosiłam kolejny karton z napojami do kuchni Harrisów. Wszystkie blaty były wypełnione przekąskami oraz różnymi alkoholami. Wróciłam do salonu, który wydawał się mroczny przez okna zasłonięte czarną folią. Dwóch mężczyzn pracujących w posiadłości rozwieszało przygotowane przez Olivię dekoracje halloweenowe.
– O słodki Jezu, zaraz wypluję płuca – wydyszał Miles, któremu właśnie uciekł na wpół napompowany czarny balon.
Przeleciał po salonie i spadł tuż pod moje nogi.
– Następnym razem użyj tego. – Uniosłam leżącą przy nim plastikową pompkę.
Miles osunął się na kanapie i westchnął ze zmęczenia.
Ruszyłam w stronę wyjścia, aby zabrać z samochodu kolejny karton. Gdy byłam już prawie przy drzwiach, potknęłam się o wielką wydrążoną dynię z wyciętymi oczami i groźnym uśmiechem.
– Po co to wszystko? Dobrze wiesz, że wystarczyłyby duża ilość alkoholu i kilka kartonów z pizzą – powiedziałam do Liv, która szła w moją stronę.
– Gdy Harrisowie coś organizują, to na poważnie! – krzyknęła, a na podjazd wjechał duży bus. – To pewnie DJ. Zapraszam tutaj! – Wcisnęła mi ciężki karton w ręce i pobiegła do mężczyzny.
Pokręciłam głową i wzięłam głęboki oddech, po czym wniosłam pudło do środka.
Liv i Miles wpadli na „genialny” pomysł zorganizowania przebieranej imprezy halloweenowej podczas nieobecności rodziców, dlatego przez ostatni tydzień zajmowaliśmy się tylko tym. Jak twierdziła Olivia, nikt inny nie potrafił zorganizować dobrego przyjęcia, ale ja wiedziałam, że oboje z Milesem zrobili to tylko po to, by wyciągnąć mnie z domu i zawalić zadaniami, abym nie myślała tyle o…
– Kostiumy przyjechały! – Do posiadłości weszła uśmiechnięta Vera.
W rękach trzymała cztery czarne pokrowce z logo wypożyczalni.
– Wspaniale! Idziemy na górę. – Miles chwycił mnie za dłoń i zaciągnął do swojego pokoju.
Vera rozłożyła na łóżku stroje dla całej naszej czwórki. Ona miała wystąpić jako Statua Wolności, Olivia wybrała kostium wróżki, Milesowi dostała się zakonnica, a mnie – piratka.
– Miał być Draco Malfoy – powiedział zrezygnowany Miles, ze zdegustowaniem patrząc na długi habit.
– Nie mieli. – Vera machnęła ręką, z uśmiechem przykładając do jego ciała strój zakonnicy.
Od początku razem z Olivią planowały, że podmienią mu kostium. W grę wchodziły jeszcze przebrania Teletubisia albo księżniczki Fiony ze Shreka.
– Uuu, ale będziesz seksowną piratką. – Liv objęła mnie ramieniem.
– No właśnie… To nie miało być aż takie! – Wskazałam na ogromny dekolt.
– Daj spokój, będzie dobrze. Przebieraj się. – Przyjaciółka podała mi strój i niemal wepchnęła do łazienki.
Pokręciłam tylko głową, wpatrując się w krótką białą sukienkę z brązowym gorsetem. Po kilku minutach siłowania się z nim szarpnęłam za klamkę i stanęłam w progu, zdenerwowana.
– Pomóż mi z tym albo zaraz coś rozwalę – warknęłam.
Przebrana już Vera wstała z łóżka i śmiejąc się pod nosem, pomogła mi zapiąć gorset. Rozciągałam materiał w każdą stronę, w nadziei, że zasłoni więcej ciała. Dodałam chustę, buty, kapelusz i biżuterię, po czym przyszedł czas na makijaż. Podbierałam Liv kolejne kosmetyki, gdy ta tworzyła charakteryzację na twarzy brata.
– Może trochę delikatniej, co? – powiedział wkurzony Miles.
– Może się zamknij, co? – odpowiedziała. – Ten pędzel jest jakiś dziwny.
– To nie pędzel jest dziwny, tylko ty. – Odbił piłeczkę i zajęczał, gdy siostra walnęła go w ramię.
– Jak dzieci – powiedziałam, nachylając się do lusterka.
Przeciągnęłam czerwoną szminką po ustach i potarłam wargi o siebie.
– Ciesz się, że jesteś jedynaczką. Przysięgam, że jeszcze chwila, a wcisnę ją do okna życia! – Miles wymachiwał palcami przed twarzą siostry, gdy ta coraz mocniej wklepywała farbę pędzlem w jego twarz.
Po godzinie wszyscy w końcu byliśmy gotowi. Cały parter wyglądał profesjonalnie. Przygotowaliśmy miejsce do tańca, rozmowy, odpoczynku i picia. Wszystko było dobrze przemyślane. Przerażała mnie klimatyczna upiorność tego miejsca. Kilka balonów z helem przekształcono w latające duchy, a białe świece oblano czerwonym woskiem przypominającym krew. Niektóre ślady wykonane zwykłą farbą wyglądały jak z miejsca zbrodni. Wchodząc do łazienki, za każdym razem dostawałam mikrozawału, gdy dostrzegałam szkielet stojący pod prysznicem.
Po chwili zaczęli schodzić się ludzie w najróżniejszych przebraniach. Miałam wrażenie, jakby cała szkoła opanowała właśnie posiadłość Harrisów.
No prawie cała…
– Czy jest tu jakiś bank do obrabowania? – Usłyszałam za plecami dobrze znany głos Shawna.
Miał na sobie czerwony kombinezon, a na głowie maskę Salvadora Dalego. Wyglądał jak żywcem wyjęty z Domu z papieru. Zaraz za nim weszli Lewis i Sky, przebrani za bohaterów bajki Iniemamocni, oraz Nate w kostiumie…
– A ty kim właściwie jesteś? – zapytała stojąca przy mnie Olivia.
– Jak to kim? Abrahamem Lincolnem. – Wyprostował się i obrócił twarz tak, byśmy mogli spojrzeć na jego profil. – Myślicie, że Verze się spodoba? – zapytał podekscytowany, poprawiając przyklejoną brodę.
– Na pewno. Sądzę, że powinieneś od razu się jej pokazać! – rzuciłam, a on natychmiast nas wyminął i ruszył na poszukiwania Very. – Fajnie, że jesteście, wyglądacie genialnie. – Przytuliłam wszystkich po kolei i zaprosiłam do środka.
Pomimo tego, co się wydarzyło, wszyscy utrzymywaliśmy kontakt. Wszyscy poza nim oczywiście. Nie byłam w stanie wypowiedzieć jego imienia. Shawn mówił, że czasami rozmawiają, ale jak sam stwierdził, „nie da się z nim ostatnio wytrzymać”.
Wieczorem impreza rozkręciła się na dobre. Sztuczny dym unosił się w pomieszczeniu, dodając klimatu. Przyglądałam się ludziom, aż mój wzrok przyciągnął nieznajomy chłopak przebrany za greckiego boga. Na jego głowie połyskiwał złoty wieniec laurowy, który przywrócił bolesne wspomnienia.
O nie, nie będziesz teraz o nim myśleć.
Poszłam do kuchni i złapałam butelkę z wódką. Nalałam sporo do plastikowego kubka, po czym zamierzałam sięgnąć po sok, ale po chwili namysłu odstawiłam go i wypiłam sam alkohol. Skrzywiłam się przez nieprzyjemny smak. Ogień rozlał się po gardle, rozpalając całe wnętrze. Czułam, jak moje ciało powoli się rozluźnia, więc wypiłam jeszcze trochę.
– Miałeś jedno zadanie! Pilnować, żeby nikt nie rzygał w ogrodzie! – krzyczała Liv do Milesa, który przewracał oczami na jej uwagi.
– Ludzie! Chyba się zakochałam! – usłyszałam Verę.
– Co? W kim? – zawołała Olivia.
Przestała się złościć, a jej usta rozciągnęły się w uśmiechu.
– No w Nacie! Ja wiem, jest nieco głupiutki, ale przez to całkiem uroczy. A ten kostium? On to zrobił specjalnie dla mnie, rozumiecie? Powiedział, że jesteśmy kompatybilni! Aż mam motylki w brzuchu! – stwierdziła rozanielona.
– Utop je w wódce, zanim będzie za późno – powiedziałam i upiłam spory łyk prosto z butelki, po czym wcisnęłam ją w ręce przyjaciółki i poszłam tańczyć. – Poza tym on pewnie nawet nie wie, co znaczy „kompatybilny”! – krzyknęłam na odchodne, a po chwili zniknęłam w tłumie.
Skakałam przy ludziach, których nawet nie znałam. Kolorowe światła oślepiały i sprawiały, że jeszcze bardziej wirowało mi w głowie. Dostrzegłam chłopaka z butelką tequili w dłoni, wyrwałam mu ją i ponownie się napiłam. Kolejne łyki już tak nie paliły.
Nie powinnam tego robić, ale mówienie o motylkach w brzuchu i przebywanie wśród zakochanych wywoływało we mnie ból, którego nie chciałam czuć. Głośna muzyka skutecznie zagłuszała przygnębienie, dlatego przez następne godziny nie schodziłam z parkietu. Mieszałam najróżniejsze alkohole, które co chwilę ktoś przynosił z kuchni. Po kolejnym kieliszku przestałam się przejmować. DJ krzyknął coś do mikrofonu i wszyscy unieśli ręce, a z kilku kubeczków wylał się alkohol. Parę kropel wylądowało na moim nagim przedramieniu, ale miałam to gdzieś. W pewnym momencie poczułam silne dłonie zaciskające się na moich biodrach. Tańczyłam dalej, ocierając się plecami o męski tors. Skóra chłonęła dotyk, jakby nie zaznała go od wieków. Gdy umysł się wyłączył, ciało szukało ukojenia.
Odwróciłam się i położyłam dłonie na klatce piersiowej chłopaka. Był niewiele wyższy ode mnie i nosił strój Jokera.
– „Czy żyłabyś dla mnie?”1– Z głośników wydobył się głos Jokera.
– To chore – wtrąciłam, poprawiając się na kanapie. Aiden spojrzał na mnie, unosząc brwi. – No co? On nią manipuluje! Mówi jej to wszystko, aby była jego narzędziem. Ona się zakochała, a on ją wykorzystał.
Do mojej głowy napłynęło wspomnienie tamtego wieczoru. Jaka ja byłam głupia. Dałam się nabrać na jego słowa, gesty, a to była tylko manipulacja…
Moje serce biło nierówno. Zimną dłonią dotknęłam rozpalonej twarzy. Dotarło do mnie, jak bardzo jestem pijana. Było mi duszno, chciałam jak najszybciej wyjść. Muzyka dudniła mi w uszach, nie pozwalając się skupić.
Widziałam Shawna tańczącego z jakąś dziewczyną po drugiej stronie pomieszczenia, a dalej Verę i Nate’a. Lewis i Sky całowali się na kanapie. Miles tańczył w tłumie, Olivia rozmawiała z jakimś chłopakiem. Byłam sama.
Proszę, chcę wyjść.
Aiden, gdzie jesteś?
Jego nie było i nie będzie. Nikt cię stąd nie wyciągnie. Musisz zrobić to sama. Zawsze robiłaś wszystko sama. Właśnie dlatego nie możesz nikomu ufać – powtarzałam sobie w myślach.
Uwolniłam się z uścisku chłopaka i zaczęłam przepychać przez tłum, torując sobie drogę ramieniem, aż dotarłam do drzwi.
Wydostałam się na zewnątrz i wzięłam kilka głębokich wdechów. Było tu o wiele ciszej, ale dalej niemiłosiernie szumiało mi w głowie. Chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę bramy, mijając kilka osób, które akurat wyszły zapalić albo odetchnąć.
– Ej, laska, a ty dokąd? – krzyknął za mną jakiś chłopak.
W dłoni trzymał papierosa i puszkę z piwem. Po chwili spostrzegłam, że jest przebrany za Batmana.
To uniwersum na mnie się uwzięło – pomyślałam.
– Przejdę się – odpowiedziałam cicho.
– Mogę ci potowarzyszyć – zaproponował.
Podbiegł do mnie w kilku krokach i zarzucił mi rękę na ramię.
– Spierdalaj – rzuciłam tylko i poszłam dalej.
Usłyszałam śmiech jego znajomych i kilka gwizdów.
Szłam chodnikiem wzdłuż ogrodzeń bogatych posiadłości. Spotkałam kilka osób w przebraniach halloweenowych, głównie nastolatki, które wracały z cukierkowania. Nie wiedziałam, dokąd idę. Pozwoliłam nogom, by mnie prowadziły. Nagle zorientowałam się, gdzie jestem. Jakby moje ciało desperacko szukało wybawiciela.
Kręciło mi się w głowie, więc usiadłam na betonowym krawężniku i wyciągnęłam nogi na asfalcie. Odchyliłam głowę, aby odetchnąć. Na niebie nie było gwiazd, za to zaczęły spadać kolejne krople.
Widzę go we wszystkim… W gwiazdach, w deszczu. Wszystko mi go przypomina.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon, zamglonym wzrokiem spojrzałam na poziom naładowania. Dwa procent.
Szybko weszłam w kontakty, ignorując nieodebrane połączenia, i wybrałam pierwszy z listy…
2
Cassie, gdzie jesteś?
POV: Aiden
Każdy wieczór był taki sam. Kolejne imprezy, alkohol i kobiety. Naprawdę dużo kobiet, ale żadna nie była nią. Ich oczy nie były tak niebieskie, skóra – tak delikatna, a dotyk, zamiast koić, ranił. Wieszały mi się na szyi, szeptały coś do ucha i próbowały całować. Chociaż odrzucałem każdą z nich, i tak czułem się jak zdrajca.
Ale nie mogłem tego pokazać. Musiałem stwarzać pozory. Nawet Shawn, który zawsze wiedział o wszystkim, musiał być przekonany, że właśnie taki jestem – egoistyczny i fałszywy. Im wszystkim wyjdzie to na dobre. Wmawiałem mu, że czuję się rewelacyjnie, a prawda była taka, że sam siebie nie poznawałem. Codziennie patrzyłem w lustro i zadawałem sobie pytanie: „Kim ja właściwie jestem?”. Może już dawno zostałem spisany na straty i nie było dla mnie ratunku. Może tylko wmówiłem sobie, że jestem godny miłości. Może utrata największego szczęścia była karą za grzechy, które popełniłem.
Siedziałem w jednej z lóż w Divine, a czarnowłosa dziewczyna jeździła dłonią po mojej klatce piersiowej i składała mokre pocałunki na szyi. Przymknąłem powieki, a myśli od razu przeniosły mnie do niej. Siedzieliśmy na kanapie w moim pokoju. Jej pełne usta tak bardzo rozgrzewały moją skórę, równocześnie powodując dreszcze. Uwalniała mój umysł od wszystkich problemów, dzięki niej zapominałem. Teraz przez nią nie mogłem zapomnieć.
Znowu to robiłem. Katowałem się wspomnieniami o niej. Otworzyłem oczy i złapałem nadgarstek dziewczyny, by zsunąć jej dłoń z siebie. Nachyliłem się nad stolikiem i chwyciłem szklankę z whiskey.
– Wiedziałem, że cię tu znajdę – usłyszałem dobrze znany głos.
Shawn stanął naprzeciw mnie z rękami założonymi na biodrach. Miał na sobie dziwne przebranie halloweenowe.
– Co, impreza nie wypaliła? Zapraszamy! Im nas więcej, tym weselej. Koleżanki na pewno nie będą miały nic przeciwko, prawda, dziewczyny? – Rozłożyłem ramiona na oparciu kanapy i uniosłem pewnie głowę.
– Nie po to tutaj jestem – zakomunikował twardo. – Wiesz może, gdzie jest Cassie? – Był wyraźnie zmartwiony.
Gdy wypowiedział jej imię, mocniej zacisnąłem szczękę. Tak długo nie słyszałem tego imienia, choć codziennie wypalało mi blizny w duszy.
Opanuj się. Nie daj nic po sobie poznać.
– Czy ja jestem jej niańką? To twoja przyjaciółeczka – rzuciłem obojętnie i zaśmiałem się, aby brzmieć przekonująco.
– Wiesz czy nie? – powtórzył zirytowany.
Miał dosyć mojego zachowania. Powstrzymywał się, aby nie powiedzieć kilku słów za dużo.
– Nie. – Przystawiłem szklankę do ust i dopiłem alkohol.
Shawn odwrócił się i wyszedł. Zacisnąłem pięści i wbiłem paznokcie w skórę.
Po co o nią pytał? Wszyscy mieli być na imprezie. A jeśli coś jej się stało? Może mój plan nie wypalił. Może ona…
Odepchnąłem nachalną dziewczynę i chwyciłem kurtkę. Przepchnąłem się przez tłum prosto do wyjścia. Po drugiej stronie ulicy stał niebieski nissan skyline Shawna. On sam właśnie kłócił się z kimś przez telefon.
– Nie, nie ma jej tutaj. Wiem, cholera, wiem! Nie panikuj, zaraz tam będę. – Rozłączył się i otworzył samochód.
Podbiegłem do drzwi od strony pasażera i szarpnąłem za klamkę. Shawn wpatrywał się we mnie, opierając dłoń na dachu pojazdu.
– Nie pytaj – rzuciłem tylko i wsiadłem.
On jeszcze przez chwilę stał przy samochodzie, jakby coś rozważał, ale w końcu zajął miejsce za kółkiem i ruszył w stronę domu Harrisów. Nie odezwał się do mnie przez całą drogę. Ale wiedział… Znał odpowiedź na nurtujące go pytanie. Czekał jedynie, aż będę gotowy, aby wyznać prawdę.
Skręcił w kierunku posiadłości i wjechał na zatłoczony podjazd. Wysiadł jako pierwszy i szybkim krokiem ruszył do przyjaciół. Ja przystanąłem koło samochodu i oparłem się o maskę.
– Po co go tu przywiozłeś? – krzyknęła Olivia.
Pod domem stało kilka samochodów, ludzie w dziwnych kostiumach kręcili się po podwórku, a ze środka było słychać głośną muzykę.
Całą grupą ruszyli w moim kierunku, na co nie byłem gotowy, ale nie mogłem już się wycofać. Było coś ważniejszego.
– Daj spokój, nie to jest teraz ważne – uspokajał ją Shawn. – Odezwała się?
– Nie, jakaś dziewczyna powiedziała nam tylko, że widziała, jak ktoś się do niej przystawiał, ale go olała i skręciła w lewo za bramą. Mówiła, że idzie się przejść – zakomunikował Miles w stroju… zakonnicy? – Podobno była nieźle wstawiona – dodał nieco ciszej.
Na myśl o innym facecie, który się do niej przystawiał, krew we mnie zawrzała, a pięści instynktownie się zacisnęły.
Popatrzyłem na Nate’a w dziwnym przebraniu starego dziadka, który obejmował w talii Verę. Chyba dużo się ostatnio pozmieniało. Miesiąc ograniczonego kontaktu wystarczył.
– Dobra, stary, chodź. Pojedziemy w tamtym kierunku – rzuciłem do Shawna i skierowałam się do samochodu.
– Ty już się chyba wystarczająco napomagałeś! – krzyknęła Olivia.
Zatrzymałem się tuż przy drzwiach pasażera, mocno ściskając klamkę. Każdy mój mięsień się spiął. Zacisnąłem szczękę i wypuściłem powietrze nosem.
Oni woleli się kłócić, niż ją znaleźć.
Odwróciłem się i w kilku krokach znalazłem się przed dziewczyną. Lewis i Miles próbowali stanąć przede mną, aby utrzymać mnie w bezpiecznej odległości.
Przecież nic bym jej nie zrobił. Czy aż tak stracili do mnie zaufanie?
– Posłuchaj. Znajdę twoją przyjaciółeczkę i dostarczę ci pod nos, a wy wracajcie na imprezę i bawcie się jak do tej pory, skoro nawet nie zauważyliście, że zniknęła – wysyczałem.
Zabrzmiało to trochę agresywniej, niż miałem w planie, ale byłem wkurwiony.
Nie pilnowali jej, nawet nie mieli pojęcia, kiedy się ulotniła. Wiedzieli, że jest pijana, i pozwolili jej wyjść. Ona pod wpływem alko wpada w panikę, robi rzeczy, których normalnie by nie zrobiła. Ufałem im. Wierzyłem, że będzie w dobrych rękach. Kto wie, gdzie się teraz podziewa. I z kim…
Patrzyłem na nich, odchodząc. Trzasnąłem drzwiami i szarpnąłem pas. Shawn wsiadł zaraz za mną i wyjechał z posesji. Reszta została na podjeździe. Sky i Veronica próbowały uspokoić rozwścieczoną Olivię, a chłopaki drapali się po głowach ze zmieszania.
– Daj mi telefon.
– Po co? – zapytał Shawn. – Nie masz swojego?
– Ode mnie nie odbierze – stwierdziłem, wlepiając wzrok w okno.
Bauer wyciągnął telefon z kieszeni i go odblokował. Wybrałem numer i nacisnąłem zieloną słuchawkę. Nie musiałem nawet szukać w kontaktach, bo znałem go na pamięć.
Dzwoniłem i dzwoniłem. Kilkanaście razy. Nie odebrała.
Rozglądałem się na boki, patrzyłem na chodniki, parkingi, ścieżki w parkach. Nic.
Na szybach zaczęły pojawiać się pierwsze krople deszczu.
Cassie, gdzie jesteś?
– Telefon dzwoni. – Głos Shawna przywrócił mnie do rzeczywistości.
Spojrzałem na wyświetlacz, ale był czarny. Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem swoją komórkę. Moje serce stanęło, gdy jej imię wyświetliło się na ekranie.
– Cassie? – Odebrałem szybko i poczułem gwałtowne hamowanie samochodu. Pas wbił mi się w żebra. Shawn wpatrywał się we mnie, czekając na informacje. – Cassie, gdzie jesteś?
– Kiedyś mówiłeś do mnie „księżniczko” – wyszeptała po chwili. Uczucia rozrywały mnie od środka. Ulga, smutek, złość. Wszystkie mieszały się ze sobą. – A ja nazywałam cię Apollo.
Jej głos wydawał się rozbawiony, ale wyczuwałem w nim smutek i rozczarowanie.
– Powiedz mi, gdzie jesteś, proszę – powtórzyłem pytanie, czując chęć rozwalenia wszystkiego, co spotkam na drodze.
– Nie udawaj, że cię to obchodzi. Już się na to nie nabiorę. Po co w ogóle tutaj wtedy przyszedłeś, co? – krzyczała.
Chciałem jeszcze raz zapytać, ale wtedy usłyszałem sygnał klaksonu, a połączenie się urwało.
– Cassie? Cassie! – krzyczałem do telefonu.
Uderzyłem pięścią w drzwi. Próbowałem zadzwonić jeszcze kilkakrotnie, ale nie było sygnału. Miałem ochotę wyrzucić ten pieprzony telefon przez okno.
– Powiedziała ci, gdzie jest? – zapytał Shawn.
Pokręciłem głową, a on oparł czoło na kierownicy.
Dokąd mogła pójść, gdzie mogła być? Myśl, Aiden, myśl.
„Po co w ogóle tutaj wtedy przyszedłeś…”.
– Wiem. Wiem, gdzie ona jest. – Podniosłem wzrok i spojrzałem na Shawna. – No już, pośpiesz się!
Wrzucił bieg i ruszył z piskiem opon.
Dobry Boże. Jestem grzesznikiem. Jestem złym człowiekiem i za swoje czyny trafię do piekła, ale proszę tylko o jedno. Ochroń ją.
Dojeżdżaliśmy do starej fabryki, w której odbyła się impreza ostatnich klas. Dla niej wszystko zaczęło się właśnie tutaj. Dla niej…
Wycieraczki tańczyły na szybie jak oszalałe, a światła samochodu odbijały się od mokrego asfaltu.
– Zatrzymaj się – powiedziałem do przyjaciela.
Byłem jak sparaliżowany. W głowie mi szumiało, wypity alkohol w sekundę podszedł do gardła. Zesztywniałe mięśnie pracowały bez mojej wiedzy.
Widziałem, jak leży na poboczu, cała przemoczona. Wypadłem z auta, podbiegłem do niej i rzuciłem się na kolana, rozdzierając przy tym materiał spodni i raniąc skórę. To jednak nie było ważne. Nie czułem nic poza strachem. Przyłożyłem roztrzęsione dłonie do jej twarzy, przejechałem palcami po mokrych policzkach. Wpatrywałem się w zamknięte powieki.
– Księżniczko – wyszeptałem przez piekące gardło.
– Nie dotykaj mnie. – Nagle otworzyła oczy, odsunęła moją rękę i próbowała usiąść.
Wypuściłem całe powietrze z płuc i przetarłem twarz dłońmi, a następnie uniosłem ją ku niebu. Chłodny deszcz koił moją rozpaloną skórę.
Nic jej nie jest.
– Pomogę ci wstać. – Wyciągnąłem dłoń w jej stronę, ale tylko przyglądała się jej z bólem w oczach.
– Nie było cię, kiedy cię potrzebowałam. Teraz też cię nie potrzebuję. – Objęła kolana i przyciągnęła do piersi.
Miała na sobie jedynie krótką sukienkę z gorsetem. Ściągnąłem kurtkę i zarzuciłem jej na plecy, ale ją również odrzuciła.
– Jesteś mokra i przemarznięta. Rozchorujesz się – powiedziałem spokojnie, wiedząc, że jutro i tak nie będzie tego pamiętać.
– I co? Może znowu zjeździsz pół miasta i przywieziesz mi zupę i lekarstwa? – Zaśmiała się ironicznie.
Pogarda w jej głosie wybrzmiewała jak najgłośniejszy dzwon.
Cierpiała. Zniszczyłem jej piękne serce, a przecież chciałem tylko, aby była bezpieczna.
– Odwieziemy cię do domu. – Odwróciłem wzrok, aby nie patrzeć jej w oczy.
Widziałem w nich tylko ból.
– Nigdzie z tobą nie pojadę! – zawołała.
– Dobrze, w takim razie Shawn cię odwiezie. – Wstałem i podszedłem do przyjaciela, który czekał przy samochodzie, trzymając w dłoni parasol. – Zabierz ją do domu i dopilnuj, żeby trafiła do łóżka.
– A ty? – zapytał, łapiąc mnie za ramię.
– Ja dam sobie radę. – Uśmiechnąłem się do niego smutno i wyminąłem samochód.
– Skoro tutaj wszystko się zaczęło, to niech tutaj się skończy! – Usłyszałem jej donośny, ale zachrypnięty głos. – Nie chcę cię więcej widzieć. – Popatrzyłem w bok, lecz nie byłem w stanie się odwrócić. Nie mogłem spojrzeć jej w oczy.
Bo to się nie skończy. Ja nigdy nie przestanę cię kochać. Gdybyś tylko wiedziała…
***
Droga do domu zajęła mi ponad godzinę. Nie chciałem zamawiać taksówki, wolałem iść w deszczu, który zmywał ze mnie wszystkie winy. Był moją pokutą.
Niebo stawało się coraz jaśniejsze, a deszcz zelżał. Przemoczony wszedłem do pokoju i zdjąłem ubrania. Przebrałem się i rzuciłem na łóżko. Byłem wyczerpany, ale nie fizycznie, tylko psychicznie. Myślałem, że będzie łatwiej. Myślałem, że podjąłem dobrą decyzję. Miałem nadzieję, że uda mi się wszystko zmienić. Dla nas.
Drzwi sypialni się uchyliły, a ja automatycznie usiadłem na łóżku. Shawn zamknął je za sobą po cichu i oparł się o sofę.
– Jak tu wszedłeś? – zapytałem.
– Mam klucz, pamiętasz? Dałeś mi go i powiedziałeś: „Zatrzymaj go, bo i tak bardziej ufam tobie niż sobie” – odpowiedział, na co pokiwałem głową, zrezygnowany. – Odwiozłem ją i odprowadziłem do łóżka, jak prosiłeś. Jej telefon był rozładowany, dlatego połączenie się zerwało.
– Spoko – odpowiedziałem wymijająco.
– Jak długo jeszcze zamierzasz udawać? – zapytał spokojnie, ale stanowczo.
– Nie wiem, o co ci chodzi. – Próbowałem ciągnąć tę grę.
Udawałem pierdolonego egoistę.
– Kogo próbujesz oszukać? Przecież znam prawdę i wiem, po co było to wszystko.
– Wydaje ci się.
– Tak? To powiedz mi teraz prosto w twarz, że od samego początku nas wszystkich okłamywałeś. Wszystko, co robiłeś, było zabawą. Powiedz, że ona nic dla ciebie nie znaczy i gdy patrzysz w jej zielone oczy, nie widzisz osoby, którą kochasz. Powiedz, że nawet nie wiesz, co znaczy kochać, bo dla ciebie to słowo nie istnieje. – Podchodził coraz bliżej.
Od razu wyłapałem błąd w jego wypowiedzi i cała reszta przestała się liczyć. Wstałem gwałtownie i stanąłem z nim oko w oko.
– Niebieskie. Jej oczy są, kurwa, niebieskie – wysyczałem.
Na jego twarzy pojawił się cwany uśmiech. Podszedł mnie jak dziecko, z taką lekkością. Ona powodowała, że nie myślałem trzeźwo.
Przełknąłem nerwowo ślinę. Odwróciłem wzrok, nie mogąc patrzeć na przyjaciela. Przechytrzył mnie. Wiedział wszystko. Za to właśnie go polubiłem. Potrafił logicznie ocenić sytuację, łączyć fakty, analizować zachowania. Wiedziałem, że prędzej czy później zrozumie. Był bystry.
– Wiedziałem – powiedział cicho i usiadł koło mnie. – Jesteś idiotą. Mogłeś mi powiedzieć, ogarnęlibyśmy to. Nie uważasz, że ona powinna wiedzieć?
– Nie, bo dzięki temu jest bezpieczna.
– Ale cierpi. Oboje cierpicie. Wszystko, co się dzisiaj wydarzyło, to…
– Nie dowie się. Nie teraz – przerwałem mu.
– A kiedy? – dopytywał, czując, że nie mam już siły udawać.
Wyciągał ze mnie tyle, ile potrafił. Bał się, że kolejnego dnia znowu będę zaprzeczał, ale miałem już dość udawania.
– Gdy pozbędę się przyczyny naszych problemów.
3
Dwie minuty i 22 sekundy
Dzwonek telefonu odbijał się w mojej głowie jak uderzenia w gong. Nieprzyjemny ból rozchodził się po ciele. Nawet poduszka przyciśnięta do głowy nie zdołała wyciszyć denerwującej melodyjki. Wyciągnęłam rękę i chwyciłam telefon, który był podłączony do ładowarki. Nie wysiliłam się na otworzenie oczu, więc po omacku jeździłam palcem po ekranie. Wkurzający dźwięk na chwilę ucichł, aby zaraz ponownie wypełnić pokój. Moja frustracja eksplodowała wewnętrznie, ponieważ nie miałam siły nawet na rzucenie telefonem o ścianę. Przez minimalnie uchylone powieki zobaczyłam zieloną słuchawkę.
– Cassie! Ty żyjesz! – krzyknęła Vera, a ja natychmiast odsunęłam smartfon od ucha.
– Błagam, nie drzyj się tak, bo mi głowa wybuchnie – powiedziałam zachrypnięta, przecierając twarz dłonią.
– Przepraszam, ja… my wczoraj… mogliśmy bardziej uważać. A jeszcze wyskoczyłam z tą sprawą z Nate’em – powiedziała już znacznie ciszej, lecz wciąż dość piskliwie.
– O tym porozmawiamy, jak przestanie mnie męczyć kac – przerwałam jej. – Nie pamiętam połowy tej nocy. Jak wróciłam do domu? – zapytałam, a ona zamilkła na chwilę.
– Z Shawnem – odpowiedziała – odwiózł cię do domu i przekazał mamie, bo zostawiłaś klucze.
To tłumaczyłoby, kto mnie przebrał. Niestety później będę musiała wysłuchać kazania mamy o tym, że jako „przyszły lekarz nie powinnam się tak zachowywać”.
– Odpocznij teraz. Wieczorem wszyscy będą u Liv i Milesa, musimy trochę ogarnąć i… posprzątać resztki alkoholu. – Zakasłała sztucznie, a ja chciałam się zaśmiać, lecz ból głowy mi na to nie pozwolił. – Jak będziesz na siłach, to wpadaj.
Rozłączyłam się, rzuciłam telefon na łóżko i ponownie schowałam twarz w dłoniach, bezskutecznie próbując przypomnieć sobie, jak trafiłam do domu. Usiadłam i złapałam butelkę z wodą, którą ktoś postawił na nocnym stoliku. W ustach miałam Saharę, dlatego wypiłam jedną trzecią naraz. Sięgnęłam do szuflady po tabletki przeciwbólowe, które zawsze tam trzymałam. Tuż obok opakowania leżał zerwany biały naszyjnik. Mój prezent urodzinowy, który miał być naszym symbolem. Pomimo przeciwieństw mieliśmy stać się harmonią. Niestety tak naprawdę różniliśmy się aż za bardzo.
Złapałam opakowanie i zasunęłam szufladę, by schować w niej wspomnienia. Kilkakrotnie chciałam wyrzucić naszyjnik, lecz zawsze jakaś siła mnie przed tym powstrzymywała. Część mnie dalej miała głupią nadzieję. Dalej chciała wierzyć, że…
Po wzięciu tabletki przespałam jeszcze kilka godzin, ale w końcu postanowiłam się ogarnąć. Nie mogłam pozwolić, aby przez to, że byłam nieodpowiedzialna, przyjaciele teraz sprzątali wszystko sami.
Wzięłam prysznic i spojrzałam w lustro. Zmęczenie starałam się ukryć pod warstwą korektora i pudru, mimo to na twarzy wciąż odznaczały się zasinienia pod oczami. Wysuszyłam włosy, a ich rozczesanie zajęło mi dobrych kilka minut. Wyjęłam z szafy szare spodnie dresowe i czarną koszulkę. Uznałam, że tyle na dziś wystarczy.
Nie czułam się jeszcze na siłach, aby prowadzić, dlatego postanowiłam zadzwonić po taksówkę. Sięgnęłam po telefon, który zaplątał się w koc. Nieprzyjemnie zimny dreszcz przeszedł mi wzdłuż kręgosłupa, gdy zobaczyłam mnóstwo nieodebranych połączeń z wczorajszej nocy, a wśród nich to jedno. Numer, z którym jako jedynym przeprowadziłam rozmowę.
Dwie minuty i 22 sekundy.
Wpatrywałam się w kilka liter wyświetlanych na ekranie, próbując coś sobie przypomnieć. W pamięci widziałam jakieś obrazy, zamazane, jakby były za mgłą. Nie wiedziałam, które są prawdą, a które snem albo wręcz koszmarem.
O czym rozmawialiśmy? – Nie miałam pojęcia, ale wiedziałam, że jest ktoś, kto może mi pomóc.
Zadzwoniłam po taksówkę, która po niecałych dziesięciu minutach stała już pod moim domem.
– Młoda damo, chyba musimy poważnie porozmawiać. – Mama weszła do pokoju, gdy akurat miałam wyjść.
– Tak, wiem. Nie powinnam była tyle pić, ale teraz się śpieszę. – Wyminęłam ją, ale słyszałam, że idzie za mną.
Jej szpilki stukały o kolejne schodki.
– Jako przyszły lekarz musisz znać umiar – powiedziała, a ja przewróciłam oczami, bo dokładnie wiedziałam, co powie. Popatrzyłam na nią, gdy zakładałam kurtkę. Jak zawsze wyglądała elegancko, lecz dzisiaj jej ciemne włosy były bardziej roztrzepane. – Dzwonił twój nauczyciel. Masz gorsze oceny z chemii, ledwie zdałaś ostatni test.
– Ale zdałam – burknęłam zirytowana.
– Dziecko, co się z tobą dzieje? Jesteś arogancka, pijesz, a teraz jeszcze telefon ze szkoły? – mówiła zmartwiona.
Widziałam jej napięte mięśnie, ale nie chciałam już słuchać kolejnych słów wypadających ze starannie umalowanych ust.
– Nic się nie dzieje. Wszystko jest świetnie! Rewelacyjnie wręcz. A teraz przepraszam, ale taksówka zaraz mi odjedzie. – Nie czekając na odpowiedź, zniknęłam za drzwiami i pobiegłam do taksówki.
Podałam adres i ruszyliśmy. Każda minuta trasy dłużyła mi się w nieskończoność. Liczyłam sekundy, bawiąc się palcami ze zdenerwowania. Przełknęłam gulę w gardle, gdy kierowca zatrzymał się przy domu Milesa i Olivii. Przez zamyślenie dałam mu za dużo gotówki, ale nawet nie wróciłam po resztę. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, co wczoraj zaszło.
Drzwi był szeroko otwarte, a ze środka dobiegały śmiechy i odgłos przebijania balonów. Szybkim krokiem weszłam do salonu, a wszyscy natychmiast na mnie spojrzeli. Ja patrzyłam tylko na jedną osobę.
– Możesz mi powiedzieć, co się, kurwa, wczoraj wydarzyło? – Stałam z odblokowanym telefonem w dłoni i wpatrywałam się w Shawna. Ten przyglądał się wyświetlonemu kontaktowi, którego nie rozpoznał przez nazwę. Po kilku sekundach jednak zrozumiał i zdziwienie przerodziło się w zdenerwowanie. – Po waszych minach wnioskuję, że wszyscy coś wiecie, więc może łaskawie mnie oświecicie?
– Cass, my… – zaczęła niepewnie Vera.
– Poczekaj, ja to załatwię – zatrzymał ją Shawn. – Chodźmy do kuchni. – Puścił mnie przodem, pozostawiając w salonie naszych przyjaciół pogrążonych w ciszy.
Stanęłam naprzeciw dużego okna i stukałam paznokciami o kamienny parapet.
– Wczoraj sporo wypiłaś – zaczął delikatnie.
– No co ty, Sherlocku. Może powiesz mi coś, czego nie wiem? – naskoczyłam na niego, wyrzucając ręce w powietrze.
– W pewnym momencie zniknęłaś i nikt nie mógł cię znaleźć. Ktoś powiedział Milesowi, że poszłaś się przejść. Martwiliśmy się, dzwoniliśmy do ciebie, ale nie odbierałaś, a po tym, co się ostatnio stało… musiałem… – Spuścił nagle głowę. Wydawał się taki bezsilny i zmęczony. – Wiedziałem, że on będzie w Divine. Zapytałem go, czy z tobą rozmawiał, ale zaprzeczył, więc wyszedłem. – Słuchałam uważnie. Nie przerwałam mu, choć nie wiedziałam, czy chcę poznać resztę historii. – Miałem wrócić tutaj, a wtedy on wsiadł do auta i kazał nie zadawać pytań. – Patrzyłam na niego i analizowałam słowo po słowie.
Aiden… mnie szukał? Nie, to było niemożliwe.
Odruchowo chciałam ścisnąć naszyjnik, ale nie było go tam, gdzie zawsze
– Olivia zaczęła się z nim kłócić, a on… krótko mówiąc, zjebał nas wszystkich i pojechaliśmy cię szukać. Dzwonił do ciebie z mojego telefonu, ale to ty zadzwoniłaś do niego. Nie wiem, co mu powiedziałaś, ale domyślił się, gdzie jesteś. Leżałaś na drodze pod starą fabryką. Tą, w której Ashton zorganizował imprezę.
– Nic nie pamiętam. – Pokręciłam głową i przymknęłam powieki w poszukiwaniu wspomnień.
– Wyglądałaś, jakby ktoś cię potrącił. On był przerażony, nigdy go takiego nie widziałem. Nagle usiadłaś. Mówiłaś coś, że go nie było i że go nie potrzebujesz. Chciał cię odwieźć, ale się nie zgodziłaś, więc ja cię zabrałem, a on wrócił do domu piechotą. – Westchnął głęboko, chowając ręce do kieszeni bluzy.
– To wszystko? – dopytałam, widząc jego niepewność.
– Powiedziałaś mu: „Skoro tutaj wszystko się zaczęło, niech tutaj się skończy”.
– No i dobrze zrobiłam. To był ostatni raz. Nie chcę go więcej widzieć. – Odwróciłam się z zamiarem wyjścia.
– Cass, on cię koch…
– Nie, Shawn, on mnie nie kocha! Nigdy nie kochał! – krzyczałam, a moje serce zaczynało bić coraz szybciej. Żołądek ścisnął się nieprzyjemnie, a w uszach piszczało przez rosnące ciśnienie. Z całych sił powstrzymywałam łzy. – Gdyby kiedykolwiek coś do mnie czuł, nie powiedziałby tego wszystkiego. Tamtego wieczoru wszystko umarło – wyznałam cicho.
– Gdybyś tylko wiedziała… – wyszeptał pod nosem.
Prawie niesłyszalnie, ale ja to wychwyciłam. Stanęłam jak wryta.
– O czym ty mówisz? – zapytałam.
– Nie mogę powiedzieć.
Parsknęłam śmiechem, rozglądając się po kuchni. Spojrzałam mu w oczy. Kiedyś byłabym pewna, że to, co mówi, jest prawdą, teraz jednak nie potrafiłam mu zaufać. Oboje nie byliśmy już dziećmi.
– Dowiesz się wszystkiego, gdy przyjdzie czas – powiedział z powagą i ze spokojem, a ja aż zawrzałam od środka.
– Dla was to jakaś gra? Dobrze, w takim razie miłej zabawy. Zobaczymy, kto wygra – zagroziłam i szybkim krokiem wyszłam bocznymi drzwiami.
Pieprzeni koszykarze, postanowili zabawić się moim kosztem. Nie pozwolę im na to. Nie jestem już tą samą osobą. Teraz to moja gra.
***
Czekałam w szkolnej stołówce, przy filarze, zza którego dobrze widziałam Shawna i Aidena. Wymyśliłam plan, który miał mnie wyprowadzić na najwyższy stopień podium w tej grze. Musiałam działać szybko, aby nikt nie pomyślał, że ich szpieguję. Idealna okazja nadarzyła się, gdy przez drzwi wszedł Zane Lang, z którym chodziłam na chemię. Zane był największym umysłem ścisłym tej szkoły i laureatem wielu konkursów. Na dodatek nie wyglądał jak typowy nerd.
Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w jego stronę, rozglądając się przy tym dookoła. Gdy byłam blisko, zahaczyłam o jego ramię wystarczająco mocno, by miska z chili con carne na tacy, którą miałam w dłoniach, przewróciła się na moją koszulkę. Nie lubiłam chili, ale wzięłam je, bo wydawało się najbardziej efektowne. Miałam rację, bo teraz moje ubranie było pokryte czerwono-brązową papką, widoczną z drugiego końca stołówki.
– O cholera, przepraszam! – krzyknął skonsternowany Zane.
Kilka osób popatrzyło w naszą stronę, w tym Aiden i Shawn.
– To ja przepraszam, łamaga ze mnie. – Uśmiechnęłam się i zaśmiałam sztucznie, zakładając pasmo włosów za ucho.
Odłożyłam tacę na najbliższy stół i przyjrzałam się plamie. Musiałam być urocza w swojej niezdarności, musiałam grać.
– Poczekaj, pomogę ci. – Zane zabrał serwetki ze stolika, przy którym siedziało kilka osób, i zaczął nieudolnie wycierać plamę.
– Wiesz, chyba robi się tylko gorzej. – Zaśmiałam się, co odwzajemnił. – Hej, Zane, w zasadzie miałam cię o coś zapytać.
– Wal – powiedział, zgniatając zabrudzone serwetki.
– Ostatni test z chemii nie poszedł mi najlepiej i zastanawiałam się, czy nie udzieliłbyś mi kilku lekcji? W końcu jesteś najlepszy w grupie. Przy okazji umówilibyśmy się na kawę, co ty na to?
– Pewnie, ale ja stawiam. Za tę plamę.
Déjà vu?
– To może dzisiaj wieczorem? – zapytałam.
– Umówieni. I jeszcze raz sorry.
– Nie przejmuj się. Do zobaczenia. – Wyminęłam go z uśmiechem i zarzuciłam lekko pofalowane włosy na plecy.
Po chwili odwróciłam się, aby pomachać chłopakowi na pożegnanie.
Wychodząc, popatrzyłam na wkurzonego Aidena i wystraszonego jego reakcją Shawa. Posłałam im arogancki uśmiech, identyczny jak ten, który Wood opanował do perfekcji.
1:1, chłopaki.
4
Twoje oczy nie kłamią
Szarpnęłam za klamkę, wprawiając mały dzwoneczek w ruch. Rozejrzałam się po jasnej kawiarni w poszukiwaniu Zane’a. Chłopak, ubrany w kremowy sweter, zajmował jeden ze stolików przy oknie. Gdy mnie zobaczył, wstał nerwowo, a ja poprawiłam torebkę na ramieniu i lekko odgarnęłam włosy z twarzy. Przywitaliśmy się i zajęłam miejsce naprzeciwko niego.
– Czego się napijecie? – zapytała młoda kelnerka, która przyciągnęła moją uwagę turkusowymi włosami.
– Ja poproszę gorącą czekoladę – powiedziałam.
– W takim razie dwie czekolady – rzucił Zane, a kelnerka zapisała zamówienie i odeszła. – Wiedziałaś, że czekolada zawiera teobrominę, która poprawia koncentrację? Pomoże nam w nauce. – Uśmiechnął się i wyciągnął podręcznik do chemii.
Nie zdążyłam nawet nic powiedzieć, a on już zaczął mi tłumaczyć ostatnie lekcje. Przerwał jedynie na kilka sekund, gdy dziewczyna przyniosła nasze napoje. Choć czekolada była bardzo gorąca i parzyła w język, co chwila upijałam łyk, aby szybciej ją skończyć.
– …I tutaj zajdzie hydroliza, dlatego przyłączy się cząsteczka wody, rozumiesz? – Chłopak podniósł wzrok, a ja po chwili letargu pokiwałam głową, choć nie do końca słuchałam jego monologu. – To co, może teraz zrobimy kilka zadań? – zaproponował i nie czekając na moją odpowiedź, zaczął szukać czegoś w plecaku.
Zerknęłam na jego filiżankę, która nadal była pełna.
– Wiesz, ja już chyba będę… – zaczęłam niepewnie, czując, że to odpowiedni moment na ulotnienie się.
W tym samym czasie mój wzrok powędrował w stronę okien wychodzących na ulicę i szczęka lekko mi opadła. Wood i Bauer minęli właśnie kafejkę jak gdyby nigdy nic. Było to dość dziwne, bo nigdy nie zapuszczali się w te rejony. Początkowo myślałam, że coś mi się przywidziało, ale szybko zostałam sprowadzona na ziemię, gdy dzwoneczek za moimi placami ponownie zadzwonił.
No chyba sobie, kurwa, żartujecie.
Zadowoleni, przeszli przez kawiarnię, wpatrując się w moją zszokowaną minę. Zajęli miejsce po drugiej stronie sali, a inna kelnerka chwilę później przyjęła ich zamówienie.
– …będę widziała, jak je zrobić! – zmieniłam sens swojej wypowiedzi i uśmiechnęłam się szeroko. – Dobry z ciebie nauczyciel, Zane. – Odsunęłam podręcznik na bok i musnęłam jego dłoń leżącą na stoliku, przez co na chwilę oderwał wzrok od plecaka.
Kątem oka zerknęłam na Wooda, który przyglądał się nam z powagą. Przez chwilę wydawało mi się, jakby w jego oczach pojawiła się iskra, która zwiastowała, że jego pojawienie się w tej samej kawiarni co ja nie było przypadkowe.
– Może damy sobie spokój z zadaniami i chwilę pogadamy? – zaproponowałam.
– Jesteś pewna, że będziesz wiedziała, jak to zrobić? – zapytał Zane, a ja pokiwałam głową. – No dobrze – odpowiedział, chowając podręczniki do plecaka.
Ja w tym czasie zamówiłam mały sok, a on dopijał zimną już czekoladę.
– Dokąd się wybierasz na studia? – zapytał.
Nie do końca usłyszałam, bo co chwilę przyglądałam się chłopakowi rozmawiającemu z kelnerką. Wcisnął jej w dłoń jakąś kartkę, a ona uśmiechała się do niego, jakby tylko czekała, aż będzie mogła wskoczyć mu do łóżka.
On to robi specjalnie. Przecież nawet nie pije kawy!
Ty też jej nie pijesz, a jednak siedzisz w kawiarni…
– Yyy, przepraszam. Co mówiłeś?
– Pytałem, gdzie idziesz na studia – powtórzył.
– Jeszcze nie zdecydowałam. A ty? – powiedziałam nerwowo, spoglądając to na chłopaka przede mną, to na dziewczynę, która skończyła rozmowę z Aidenem.
Szła właśnie w naszą stronę, ale ku mojemu zdziwieniu wyciągnęła tylko szmatkę i zaczęła przecierać stolik za Zane’em.
Czysty stolik.
– Ja idę na MIT. Byłem już nawet na rozmowie i muszę przyznać, że mają bardzo ciekawe… – Nie dokończył, bo dziewczyna za nim niby przypadkowo trąciła jego ramię, tak że wylał czekoladę, którą trzymał w dłoni, na kremowy sweter.
Przyłożyłam dłonie do ust, a potem oboje zerwaliśmy się ze swoich miejsc.
– Bardzo przepraszam! – krzyczała kelnerka, próbując zetrzeć plamę szmatką. Chłopak odstawił filiżankę na stolik i strzepał z dłoni krople lepkiego napoju. – Może pomogę, zapraszam za mną do toalety.
Zane poszedł za dziewczyną, a ja zostałam przy stoliku, który próbowałam nieco uprzątnąć. W tym samym momencie usłyszałam ciche śmiechy chłopaków, które ustały, gdy tylko na nich popatrzyłam. Zachowywali się jak rozwydrzeni gówniarze.
– No nie wierzę – wyszeptałam pod nosem, rzucając mokre serwetki o blat. Zerwałam się z miejsca, przeszłam na koniec sali i oparłam się dłońmi o stolik ciągle śmiejących się chłopaków. – Bawi was to? – Posłałam im piorunujące spojrzenie.
– Ale o co chodzi? – zapytał Shawn, starając się zasłonić usta.
– Nie rób ze mnie idiotki. Myślisz, że nie wiem, co jest grane? Może mi jeszcze powiesz, że przypadkiem znaleźliście się w tej samej kawiarni co ja? To, że twój przyjaciel jest kretynem, już wiem, ale myślałam, że ty masz trochę więcej rozumu, Shawn. – Popatrzyłam z góry na blondyna, a on trochę spoważniał.
– Cass, my tylko…
– Daruj sobie. – Odbiłam się od stolika i pomaszerowałam na swoje miejsce.
Chwilę później wrócił też Zane, który nadal przecierał sweter papierowym ręcznikiem.
– Bardzo cię przepraszam – powiedziałam do chłopaka, bawiąc się nerwowo palcami.
– Daj spokój, przecież to nie twoja wina. To pewnie karma za tamtą plamę. – Zaśmiał się, czym wywołał uśmiech na mojej twarzy.
Spojrzałam na klejący się stolik i w tym momencie wpadłam na kolejny pomysł. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym zmieniłam wyraz twarzy na milszy i niewinny.
– Wiesz co, mam pomysł. Może pojedziemy do mnie, zamówimy pizzę. Gwarantuję ci, że tam nikt nic na ciebie nie wyleje – powiedziałam, podchodząc bliżej. Położyłam delikatnie dłoń na jego ramieniu i zadarłam głowę. Zane się spiął, co spostrzegłam, gdy zgniótł skrawek papieru w dłoni. – Moja mama jest jeszcze w pracy, więc będziemy sami – dodałam, zbliżając się do niego.
Słyszałam, jak głośno przełyka ślinę, i wiedziałam, że próbuje walczyć z obrazami, które podpowiada mu wyobraźnia.
Przepraszam, Zane, ale na nic się nie nastawiaj. Do niczego między nami nie dojdzie.
Pokiwał głową i szybko pozbierał swoje rzeczy. Otworzył mi drzwi i puścił przodem, a ja spojrzałam na Bauera i Wooda, wzruszając ramionami. Obaj wyglądali na wkurzonych, bo przegrywali we własnej grze.
***
Po drodze odebraliśmy zamówioną pizzę i pojechaliśmy do mnie. Zaprosiłam Zane’a do salonu. Przejechał palcami po czarnych włosach i rozejrzał się po pokoju. Spojrzał na półkę ze starymi zdjęciami i zatrzymał wzrok na jednym z nich.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Cytat z filmu Legion samobójców (2016). [wróć]