Dwa Światy. Przejście Skazanych Dusz - Paulina Zielińska - ebook + audiobook

Dwa Światy. Przejście Skazanych Dusz ebook

Paulina Zielińska

0,0

Opis

Duchy żyją wśród nas, ale kontakt z nimi mają tylko wybrani. Kim tak naprawdę są i czego od nas chcą?

Kiedy Lea spotyka w starym, opuszczonym domku Wiktora, nie ma pojęcia, że jej życie zostanie wywrócone do góry nogami. Odtąd nie będzie już bezpieczna ani w domu, ani w szkole. Drżąc o życie swoje i swojej matki, będzie musiała stawić czoła wielu niebezpieczeństwom ponad siły zwykłego człowieka, a także trudnościom w szkole. Jej ponadprzeciętna, wrodzona odporność na ból i skaleczenia sprawi, że zacznie się głębiej zastanawiać nad tym, kim tak naprawdę jest, a także kim był jej ojciec. Jak zachowa się, kiedy pozna sekret Wiktora? Czy znajdzie w sobie siłę w świecie, w którym więcej jest pytań niż odpowiedzi?

Ile to czasu minęło, odkąd wygnano mnie z Salimy i przeklęto? Trzy lata, a może cztery? Straciłem już rachubę czasu.
Ale wreszcie nastał tak długo oczekiwany dzień. Dzień, w którym poznałem osobę, która pomoże mi wrócić do domu, która uwolni mnie od koszmaru.
W takim razie to, co mówiła Klar, było prawdą: „Twoja męka zakończy się, kiedy na drodze stanie osoba, a jej oczy zobaczą prawdziwe oblicze człowieka”.
Niestety przede mną jeszcze jedno wyzwanie. Muszę sprawić, by zechciała mi pomóc, a to wiązało się z wyznaniem jej prawdy. Zrobię jednak wszystko, by tak się stało, bo ja nigdy się nie poddaję. Osiągam to, czego pragnę.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 530

Rok wydania: 2019

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




PROLOGOSIEMNAŚCIE LAT TEMU

Wróciłem do domu po roku wędrówki po nieznanym mi świecie. Skazany na wygnanie, by nigdy już nie wrócić. Niewidoczny dla ludzkiego oka, uwięziony między niebem a ziemią – w czyśćcu, gdzie dusza nie jest częścią niczego. Uwięziony pomiędzy dwoma światami, niemający prawa, aby należeć do któregoś z nich. Postać nieistniejąca w świecie realnym. Byt, który nie może się ujawnić. Dusza, którą pozbawiono ciała. Myśląca, czująca, widząca i pamiętająca. Skazana na potępienie.

Otwieram oczy i wdycham powietrze płynące od strony skalistych gór, skażone krwią poległych wojowników i zgniłą ziemią. Z bólem serca patrzę na to, co zostało po bitwie. Minął rok, a obraz nie zmienił się – to wciąż ruina. Zniszczone Królestwo pozostawione na pastwę upływającego czasu.

Zagrzmiało, a ciemne pasmo chmur przeszyła błyskawica, uderzając w najwyższy punkt niegdyś pięknej budowli, tam, gdzie zawsze wisiała królewska chorągiew. Mrok okrył wszystko, co tak bardzo kochałem. Martwa cisza przyprawiała o dreszcze. I jeszcze ten nieznośny ból w klatce piersiowej, strach, że nikt nie przeżył. Nieodparte wrażenie, że pojawiłem się w obcym miejscu. Nie rozpoznaję tego, co kiedyś wywoływało zachwyt i dumę. Ten widok ranił i przyprawiał o łzy. Jak można było zniszczyć to, co dawało schronienie potrzebującym? Miałem dziwne przeczucie, że mój świat obumarł i nigdy już nie odżyje.

Nienawidzę ich wszystkich. Nienawidzę tych, którzy odebrali mi to, co kochałem. Obdarli z godności, honoru, pozbawili rodziny. Pozostawili na pastwę losu. Mimo to nie zdołali mnie pokonać. Wróciłem i zemszczę się na tych, którzy zepchnęli mnie w przepaść. Odbiorę im wszystko, zapłacą za krzywdę moją, mojej rodziny i przyjaciół. Ich krew będzie fundamentem, na którym odbuduję mój dom, moje Królestwo. A tego, kto stanie mi na drodze, spotka najsurowsza kara – śmierć. Nie będę znał litości dla tych, którzy chcieli mnie zniszczyć. Nie ugnę się, nie powstrzymają mnie – nigdy. Będę walczył w imię Królestwa i tych, którzy dołączą do mnie. Nie pozwolę, by całkowicie zniszczono ziemię, którą pielęgnowali moi przodkowie, należącą do mnie i tylko do mnie.

Ci, którzy potraktowali mnie jak człowieka gorszej kategorii, będą przeklinać dzień, w którym to uczynili. Będą klękać i błagać o wybaczenie, a ja będę upajał się ich hańbą.

– Wróciłem! – ryknąłem, ile miałem sił w płucach. Echo poniosło się po dolinie, płosząc ptaki z pobliskich drzew. Wzbiły się wysoko, szybując po niebie w stronę ciemnych chmur.

Nadszedł czas, by wyrównać rachunki.

ROZDZIAŁ 1

LEA

Człowiek powinien być silny w tym świecie, w którym żyje. Jednak dopiero w sytuacjach skrajnych pokazuje swoje prawdziwe ja, kiedy musi być sobą, aby przeżyć. Nie zawsze jego zachowanie jest wtedy takie jak na co dzień. Bardzo często wypadki skłaniają nas do ryzykowania życiem, gdy komuś grozi niebezpieczeństwo. Właśnie wówczas człowiek jest prawdziwy.

Miałam dużo czasu, by dojść do takiego wniosku. Wyruszyłam w niebezpieczną i nieznaną podróż po to, by uratować ukochaną osobę – moją mamę. Byłam gotowa na wszystko, byle tylko Krystyna wróciła do domu cała i zdrowa.

Przez swoją głupotę doprowadziłam do tragicznych wydarzeń. Dlaczego pomogłam Wiktorowi, chłopakowi, którego nie znałam? Co mną kierowało: ciekawość czy głupota? Musiałam to teraz naprawić.

Zamknęłam oczy rażona promieniami słońca. Nagle poczułam, jak grunt osuwa się spod moich stóp, a ja wpadam w jasny tunel. Świat zaczął wirować, a ciało przeszyło ujmujące ciepło. W myślach powracały wydarzenia poprzednich dni. Szkoła, pierwsze spotkanie z Wiktorem, walka o życie i porwanie mojej mamy. Sceny wydawały się tak realistyczne, jakbym zaczęła przeżywać je po raz kolejny. Gdyby jednak tak było, mogłabym wszystko naprawić i teraz nie podróżowałabym do nieznanego świata. Co tam odkryję? Czy będzie on podobny do tego, w którym żyłam? Czy znów spotka mnie wielkie rozczarowanie oraz niepokój związany z nowym otoczeniem, w którym nie będę wiedziała, czego mam się spodziewać?

Nie wyruszyłam jednak sama. Wiedziałam, że Sebastian będzie przy mnie bez względu na wszystko. Podążamy razem i będziemy się nawzajem chronić. Nigdy nie pozwolę, by coś mu się stało z mojego powodu. Wciągnęłam go w to i jestem za niego odpowiedzialna. Zrobię więc wszystko, by wrócił do domu cały i zdrowy, nawet moim kosztem. Zależało mi na nim, był moim przyjacielem, który podał mi pomocną dłoń, gdy jej potrzebowałam.

Nagle jaskrawe światło zgasło, jakby je ktoś wyłączył. Zapanował mrok, zaczęłam spadać. Rozpaczliwie próbowałam się czegoś chwycić, ale jedynie przeszywałam dłońmi powietrze.

Nie miałam pojęcia, jak długo to trwało, ale pragnęłam, by wreszcie się skończyło. Chciałam znów dotknąć ziemi, a co najważniejsze – chciałam być cała i bezpieczna. Nie wiedziałam, gdzie są Wiktor i Sebastian i dlaczego byłam sama. Nie miałam pojęcia, na co powinnam być przygotowana.

Upadłam na coś twardego i wilgotnego. Nie byłam na to gotowa. Z sykiem wypuściłam powietrze z płuc. Moim ciałem wstrząsnął potworny ból. Pierwszy raz w życiu czułam coś tak rozrywającego od środka. Przed oczami majaczyły mi ciemne plamy. Nie mogłam złapać ostrości widzenia. Nie wiedziałam więc, gdzie jestem. Byłam świadoma tego, że będę mocno poobijana, ale nie tego, że coś mi się stanie. Z całych sił próbowałam skupić się na otoczeniu. Obraz przed oczami wreszcie się pojawił. Patrzyłam w półmrok. Leżałam przy ścianie, od której bił chłód. Zadrżałam. No i jeszcze ten zapach – okropny i duszący, przez co łzy napłynęły mi do oczu. Co gorsza, zemdliło mnie.

Próbowałam się podnieść, ale zaprzestałam prób, czując palący ból w okolicy brzucha. Jęknęłam. Wtedy zrozumiałam, co tak naprawdę się wydarzyło. Ostatnie sekundy przed wyprawą w nieznane powróciły do mnie jak na życzenie. Obejrzałam swoje ciało. Byłam ranna. Krew zdążyła zakrzepnąć na bluzce, która przywarła do rany. Byłam przerażona i bałam się poruszyć, by czegoś jeszcze sobie nie zrobić. Zaczęłam ciężko oddychać.

− Lea! – Usłyszałam przerażający krzyk Sebastiana rozdzierający mi uszy. – Nic ci nie jest? Boli cię coś? – Podczołgał się do mnie i dotknął mojego ramienia. Spojrzałam na jego bladą, umęczoną twarz. Jego piękne, jasne włosy były posklejane od potu, a w szafirowych oczach widać było strach.

− Ja… – Zakasłałam. – Potrzebuję pomocy – wydusiłam z siebie z trudem.

Sebastian omiótł wzrokiem moją sylwetkę i zbladł jeszcze bardziej. Wyciągnął rękę, ale go powstrzymałam.

– Nie rób tego. Nie wiem, jak głęboka jest rana. – Zaczęłam ciężko oddychać. Usilnie starałam się zachować przytomność, ale coraz bardziej opadałam z sił.

− Wiktor! Gdzie jesteś?! – krzyknął Sebastian, ale nie byłam już świadoma tego, co wydarzyło się później.

Zewsząd otoczyła mnie ciemność.

ROZDZIAŁ 2KILKA TYGODNI WCZEŚNIEJ

LEA

– Lea! Spóźnisz się do szkoły, jeżeli zaraz nie wstaniesz! Ile można cię o to prosić?!

Za każdym razem jest tak samo. Gdy mój budzik dzwoni o godzinie szóstej trzydzieści, a ja nie wstaję, tylko ciągle leżę, irytujący krzyk mojej mamy rozlega się w całym mieszkaniu. Moje uszy przechodzą wtedy gehennę, a ja zakrywam głowę poduszką, nie mogąc dłużej tego znieść. Moja mama, Krystyna Ferenc, została obdarzona przez naturę drobną posturą i delikatnym wyrazem twarzy, ale również mocnym głosem, który do niej zupełnie nie pasuje.

Jęknęłam, przekręcając się na drugi bok i przykrywając twarz poduszką. Czy moja kochana mama musi zawsze robić tyle hałasu i to z samego rana?

Usiadłam na łóżku, ciężko wzdychając.

I znów kolejny monotonny dzień. Najchętniej spędziłabym go we własnym domu, z dala od ludzi. W takie dni na myśl przychodzą mi pytania: Po co żyć? Po co się męczyć i iść przez świat, mierząc się z brutalną rzeczywistością? Wszystko jest nie tak! Inaczej sobie wyobrażałam swoje życie. W istocie chciałam być kimś. Wcześniej byłam z siebie dumna i uważałam się za jedną z najlepszych. W końcu taka byłam – najlepsza! Wszystko się jednak zmieniło i nic już nie będzie takie samo. Odczuwam zmęczenie. Pomyśleć, że wcześniej byłam dziewczyną, która chciała coś zmienić, zabawić się, wierzyła w marzenia. One jednak szybko legły w gruzach. Teraz jestem nikim. Czuję, jakby życie przeciekało mi przez palce. Na mojej twarzy od bardzo dawna nie pojawił się prawdziwy uśmiech. Ktoś musiałby być wielkim szczęściarzem, aby go zobaczyć. Na ogół mam surową minę. Ludzie szepczą, że jestem jak posąg wykuty z kamienia, a ja po prostu odizolowałam się od wszystkiego i wszystkich.

Mama zapukała do drzwi mojej sypialni, przywracając mnie do rzeczywistości.

– Rusz się! Zrobiłam ci śniadanie, a pieniądze zostawiłam na stoliku. Ja wychodzę do pracy.

Super, a mnie to tyle obchodzi co zeszłoroczny śnieg. Nie mam ochoty iść do tej piekielnej szkoły pełnej bogatych, zakochanych w sobie ludzi. Samo patrzenie na nich sprawia, że robi mi się niedobrze. Mimo że nie należę do niższej klasy społecznej, nie uważam się za kogoś lepszego. Traktuję wszystkich równo, dlatego też nie mam ani przyjaciół, ani chłopaka. Według mnie wszyscy są siebie warci. Zarozumiali durnie. Widzą tylko czubek własnego nosa. Robią wszystko dla własnych korzyści, mając innych w wielkim poważaniu. Idą po trupach do celu. Mam dosyć odpicowanych dziewczyn w skąpych strojach, spryskanych najdroższymi perfumami, szczerzących zęby do chłopaków i tych lanserów uznających się za bogów. W najlepszym wypadku są rozpieszczeni, a w najgorszym – rozpuszczeni jak dziadowski bicz. Wiedziałam coś o tym – przez dwa lata należałam do takiej paczki.

„Czy na tym świecie istnieje jakaś sprawiedliwość?!” – krzyczałam w myślach. Przecież to niemożliwe, aby po tej ziemi chodzili tylko tacy ludzie.

Z trudem zwlekłam się z łóżka. Uznałam, że dłużej nie ma sensu leżeć, zważywszy na to, że nie chcę spóźnić się do szkoły.

Nie ma to jak samotność i złe samopoczucie. Ja i mama żyjemy same od szesnastu lat. Ojciec zmarł, kiedy miałam dwa lata. W ogóle go nie pamiętam. Szczerze mówiąc, nigdy nawet nie widziałam go na zdjęciu. Mama zarzekała się, że wszystkie powyrzucała, byle tylko o nim nie myśleć. Podejrzewałam jednak, że kłamie. Kilka razy podejmowałam ten temat, ale mama za każdym razem mówiła, że do przeszłości się nie wraca. Wspomnienia, mimo upływu lat, musiały być dla niej wciąż bolesne.

Ziewając, poczłapałam do niewielkiej łazienki. Zadrżałam, kiedy bosymi stopami dotknęłam zimnej posadzki. Jak zwykle gdzieś zapodziałam swoje kapcie. Po drodze minęłam pustą sypialnię Krystyny. Mieszkamy w bloku na szóstym piętrze z widokiem na centrum miasta. Do dyspozycji mamy niewielką kuchnię, salon i dwie sypialnie. Mieszkanie nie jest duże, ale przytulne i gustownie urządzone w bieli i w brązie.

Stanęłam przed lustrem, patrząc na swoje odbicie. Moją szczupłą twarz okalają długie, lekko skręcone kruczoczarne włosy. Mam też duże, zielone, lekko skośnie oczy otoczone czarnymi rzęsami. W żadnym wypadku nie przypominam swojej mamy. Nawet karnację mam od niej ciemniejszą.

Jestem jednak inna nie tylko pod względem wyglądu. Czułam to od momentu, gdy skończyłam dziesięć lat. Z początku sądziłam, że się mylę, że mam bujną wyobraźnię. Niestety, później zdałam sobie sprawę z tego, że to we mnie tkwi problem. Jestem inna niż wszyscy – jestem dzieckiem, przez które przechodzi niewyobrażalna siła.

Muszę zachować szczególną ostrożność, by nikt nie dowiedział się, że jestem nie tylko silna, ale też odporna na ból. Muszę udawać. Co się stanie, gdy ludzie poznają prawdę? Stanę się obiektem eksperymentów zmierzających do odkrycia prawdy, na którą nawet ja nie jestem gotowa.

Umyłam twarz zimną wodą, wyszorowałam zęby, po czym rozczesałam włosy, by wsunąć w nie opaskę. Zajrzałam do szafy, z której po chwili namysłu wyjęłam obcisłe dżinsy i czarny top. Jak na osiemnastoletnią dziewczynę byłam wyjątkowo niska. Liczyłam zaledwie metr sześćdziesiąt wzrostu. Byłam również strasznie szczupła, a co gorsze, nie miałam kobiecych kształtów – żadnych.

Ostatni raz zerknęłam na swoje odbicie w lustrze wiszącym na ścianie i wyszłam z pokoju. Przy wyjściu założyłam baleriny i opuściłam mieszkanie. Skierowałam się prosto do szkoły, która znajdowała się dziesięć minut drogi od mojej ulicy.

IV Liceum im. Stefana Batorego. Sam rzut oka na budynek wprawił mnie w złe samopoczucie. Szkoła z zewnątrz wygląda niczym pałac – pomalowana na kolor piaskowy z sześcioma wieżyczkami i balkonami w dawnym stylu. Budynek ma jedno piętro, poddasze i użytkową piwnicę, gdzie mieszczą się szatnie. Dawniej w podziemiach znajdował się basen dostępny dla uczniów. Z biegiem czasu szkoła po prostu uległa zmianom.

Poprawiając torbę, westchnęłam ciężko, po czym wraz z innymi weszłam do środka. Przeszłam białym korytarzem w stronę szatni. Z szafki wyciągnęłam książki potrzebne na pierwsze lekcje, jednocześnie przyglądając się z boku innym uczniom.

Przestałam należeć do szkolnych elit. Stałam się typem samotniczki, której nie interesują szkolne ploty ani imprezy. Wolałam pozostać w cieniu. Staram się poświęcać jak najwięcej czasu nauce, chłonąć przydatną wiedzę z książek. Szkoła, do której się dostałam, jest jedną z najlepszych w kraju, poziom kształcenia jest bardzo wysoki. Chcąc dostać się na wymarzone studia, muszę wiele poświęcić, dlatego już dawno wybrałam to, co jest dla mnie najważniejsze. Pragnąc utrzymać swój poziom nauki, nie mogę zajmować się pierdołami.

Czasami, idąc korytarzem, zastanawiam się, co niektórzy ludzie robią w tej szkole. Na pozór wyglądają normalnie, uczestniczą w życiu społecznym, ale do bystrych nie należą. Zdążyłam się już o tym niejednokrotnie przekonać. To się nazywa łut szczęścia. Dobre oceny, dobrze zdany test w gimnazjum, dodatkowe punkty i drzwi stoją przed nimi otworem. Ale to nie wszystko. By coś mieć, trzeba coś poświęcić.

Wziąwszy książki, poszłam na pierwsze piętro, gdzie za chwilę miała rozpocząć się pierwsza lekcja. Przecisnęłam się przez tłum uczniów blokujących wejście na schody i ruszyłam biegiem w stronę klasy numer dwadzieścia trzy.

– Lea Ferenc! – Usłyszałam wołanie za swoimi plecami. Na początku pomyślałam, że się przesłyszałam, dlatego nawet nie obejrzałam się za siebie. Ale ku mojemu zaskoczeniu, wołanie się powtórzyło. Zatrzymałam się i odwróciłam. Stanęłam twarzą w twarz z Sebastianem Rosą, najprzystojniejszym chłopkiem ze szkoły oraz kapitanem drużyny piłkarskiej. Przekrzywiłam głowę, spoglądając na niego z niechęcią. Szedł w moją stronę z rękoma wsadzonymi w kieszenie poszarpanych dżinsów. Czarna koszulka opinała jego klatkę piersiową, uwidaczniając mięśnie. Jego blond włosy były lekko zmierzwione, a niebieskie oczy hipnotyzujące…

Wzdrygnęłam się, widząc, jak ogromne wzbudza zainteresowanie. Uniosłam głowę, by spojrzeć w jego przystojną, kwadratową twarz o wyrazistych kościach policzkowych. Był wysokim mężczyzną, mógł mieć z metr osiemdziesiąt wzrostu.

– Czego chcesz? – wycedziłam tak nieprzyjemnym tonem, że koleś zrobił krok do tyłu. Chyba żadna dziewczyna nie zachowywała się tak w stosunku do niego. Wszystkie panny z tej szkoły ślinią się na jego widok.

– Bo ja…, no widzisz… – zaczął się jąkać i uciekać wzrokiem. Jego zachowanie zaczęło mnie drażnić, jakby to wszystko robił na pokaz. W końcu jak to możliwe, żeby taki facet miał problem z wysłowieniem się? Zazwyczaj tacy jak on słyną z bezpośredniości.

– Przejdź do rzeczy – ponagliłam go. – Śpieszę się na lekcje. – Zaczęłam się niecierpliwić, przestępując z nogi na nogę.

– Czy mogłabyś napisać za mnie esej? – Podrapał się po głowie. – Oczywiście zapłacę ci – dodał pośpiesznie, szczerząc zęby.

Przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam. Sebastian miał bardzo dobre wyniki w nauce, jedne z najlepszych w szkole. Brał udział w różnych imprezach, zasiadał w szkolnym samorządzie, był w sztandarze. Coś było nie tak, wiedziałam o tym, ale nie miałam pojęcia, o co może chodzić. Czy to był jakiś żart?

– Że co?! – podniosłam głos, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. – Chyba kpisz – prychnęłam gniewnie. – Zapomnij. Jak mogłeś w ogóle o czymś takim pomyśleć? – Spojrzałam na niego z obrzydzeniem. Co za baran! Oburzyłam się. W życiu bym się tak nie poniżyła, jak on teraz.

– Za cztery tygodnie kończymy szkołę. Mam sporo na głowie, brakuje mi czasu i potrzebuję pomocy. Jesteś jedną z najlepszych uczennic. Coś takiego jak esej nie stanowi dla ciebie problemu – odparł żałosnym tonem, co mnie rozbawiło.

– Nie obchodzi mnie to. Trzeba było iść do innej szkoły, jeżeli w tej nie dajesz sobie rady, albo zrezygnować z roli gwiazdy piłki nożnej – oznajmiłam z pogardą i odwróciłam się na pięcie, by odejść, ale on złapał mnie za ramię.

– Umówię się z tobą, wprowadzę cię do towarzystwa. Zrobię wszystko, co chcesz, tylko napisz za mnie ten cholerny esej – szeptał mi do ucha przez zaciśnięte zęby. Odwróciłam się gwałtownie, zaskoczona jego zachowaniem. Miał surowy wyraz twarzy. Chyba niecodziennie słyszy odmowę z ust kobiety.

Byłam wściekła i wyszarpnęłam swoje ramię.

– Nie napiszę za ciebie tego cholernego eseju! Nie potrzebuję sławy i nigdy się z tobą nie umówię, choćbyś był ostatnim mężczyzną na ziemi. – Posłałam mu bezlitosne spojrzenie. – A teraz proszę, zostaw mnie w spokoju.

Zamruczał coś pod nosem, ale nie próbował mnie dalej namawiać. Odwrócił się i odszedł z podniesioną głową. Dołączył do kumpli, którzy zaczęli coś szeptać między sobą. Zachowywał się tak, jakby się nic nie stało. Przez chwilę zastanawiałam się, czy w ogóle ta sytuacja miała miejsce, czy przypadkiem sobie tego nie wymyśliłam.

„Co za kretyn!” – pomyślałam i weszłam do klasy, gorąco przepraszając za spóźnienie. Lekcja trwała od dziesięciu minut.

Zajęłam miejsce w pierwszej ławce i otworzyłam zeszyt, by zapisać temat zajęć. Nie zdążyłam jednak tego zrobić, ponieważ drzwi nagle się otworzyły. W progu stanął Sebastian. Nauczycielka momentalnie przerwała w połowie zdania i spojrzała pytająco na chłopaka, oczekując wyjaśnień. Całą sytuację obserwowałam kątem oka. Widziałam, że Sebastian też zerka na mnie, ale ja tylko uśmiechnęłam się drwiąco i pokiwałam przecząco głową, dając mu do zrozumienia, że jego zachowanie zasługuje na naganę. Chłopak wcisnął nauczycielce jakieś kiepskie wytłumaczenie i ku mojemu nieszczęściu, zajął miejsce tuż za mną. Nie spodobało mi się to, ale nie miałam wyjścia. Musiałam przetrwać zajęcia. Na szczęście nie usiadł koło mnie, gdzie miejsce od zawsze było wolne. Chciałam, by tak zostało.

„Jak ja nienawidzę tych ludzi” – myślałam, stukając długopisem w blat ławki. Nie zwracałam uwagi na to, że robię hałas. Bez przerwy tylko by kogoś wykorzystywali. Przydałaby im się porządna nauczka i sama chciałabym im ją dać. Nie miałabym skrupułów, bo niby dlaczego? Oni też ich nie mają. Zgnietliby człowieka jak karalucha, byle tylko dopiąć swego.

Nie sądziłam, że idąc do tej szkoły, będę musiała znosić obecność takich osób. Chciałam rozpocząć nowe życie, ale okazało się to trudniejsze, niż przypuszczałam. Czekało na mnie wyzwanie. Postanowiłam więc zrobić coś, na co kiedyś bym się nie odważyła. Stałam się kimś zupełnie innym, kimś, kogo nikt nie zna i kto nie rzuca się w oczy. Kiedyś byłam spokojną i radosną dziewczyną. Miałam przecież wszystko: dom, rodzinę, przyjaciół i kochającego chłopaka. Myślałam, że zawsze tak będzie. Jednak los okazał się okrutny. W jednej chwili moje życie straciło sens. Od tamtej pory przyrzekłam sobie nie czuć się więcej w ten sposób. Polubiłam samotność i tak zostało do tej pory.

W progi liceum wkroczyłam z nastawieniem „zero znajomych, zero bycia popularną”. Zrezygnowałam z klasowych integracji, z rozmów z ludźmi. Z nikim nie dzieliłam zainteresowań, wspólnych tematów. Zaczęłam radzić sobie sama i nie potrzebowałam nikogo. Co więcej, było mi z tym dobrze. Nie musiałam się już martwić jak zażartować, jak zabłysnąć, co zrobić, żeby dobrze wypaść.

Teraz jestem zamknięta na ludzi, dla nich jestem dzikusem, dziwakiem, outsiderem i na pewno mam depresję albo ku niej zmierzam. W ich opinii nie żyję naprawdę, nie robię niczego ciekawego, po prostu „nolife”.

Wiem, to moja wina, że nie mam żadnych znajomych, że nigdzie nie wychodzę, nie bawię się i nie imprezuję. Co więcej, w oczach innych, chociażby mojej mamy, jest to czymś wielce nagannym i powinnam to jak najszybciej zmienić, żeby nie być odizolowana.

W ławce siedziałam sama, na przerwach zaszywałam się w bibliotece. Miałam wymarzony spokój aż dotąd. Bo kiedy podszedł do mnie Sebastian, to już wiedziałam, że następne dni nie będą takie same. Od rana liczyłam minuty do zakończenia zajęć. Co rusz spoglądałam na zegarek. Czas tak wolno płynął. Zbyt wolno. Przez ten incydent nie chciałam siedzieć na lekcjach, nawet nie potrafiłam się skupić. Bałam się, że może się to powtórzyć.

Kiedy wybiła czternasta trzydzieści, odetchnęłam z ulgą. Spakowałam rzeczy do torby i wybiegłam ze szkoły, by dotrzeć jak najszybciej do domu. Jak dobrze, że te kilka godzin minęło bez żadnych niespodzianek.

Dwadzieścia minut później stałam przed drzwiami i grzebałam w torbie w poszukiwaniu kluczy, które jak zwykle miałam na samym dnie. Kiedy już je znalazłam, otworzyłam zamek i weszłam do środka.

– Jesteś głodna? –Wzdrygnęłam się, słysząc głos mojej mamy. Podniosłam wzrok i uniosłam brwi ze zdziwienia. Krystyna stała w progu kuchni. Miała na sobie niebieski fartuszek, a jej ciemne włosy upięte były wysoko w kok. Wyglądała uroczo, mimo luźnych spodni i szerokiej koszulki. Ale gdzie się podziała garsonka?

– Tak, ale czy nie powinnaś być w pracy? – Przez chwilę myślałam, że coś się stało, ponieważ nigdy nie było jej tak wcześnie w domu, ale kiedy zobaczyłam jej uroczy uśmiech i świecące brązowe oczy, stwierdziłam, że wszystko jest w porządku.

– Dzisiaj wyszłam wcześniej – odpowiedziała mi. – Czasami trzeba odetchnąć. – Gdy się uśmiechnęła, w kącikach jej oczu ukazały się drobniutkie zmarszczki.

– Będę u siebie jak coś – rzuciłam ospale i udałam się do pokoju, gdzie mogłam swobodnie odrobić prace domowe. Wcale nie było ich tak mało, mimo że niebawem jest zakończenie roku szkolnego.

– A ty znowu w książkach – powiedziała zawiedzionym głosem Krystyna, kiedy zjawiła się w progu z talerzem jedzenia. – Od czasu do czasu mogłabyś gdzieś wyjść, a nie bez przerwy siedzieć w domu. – Postawiła mi talerz przed nosem.

– Nie mam znajomych – odrzekłam obojętnie, biorąc do ręki widelec. – Jakoś nad tym nie ubolewam. – Wzruszyłam ramionami od niechcenia. Wolę unikać takich rozmów.

– Ja w twoim wieku miałam ich mnóstwo. Twoim dziadkom ciężko było mnie nakłonić do nauki. Byłam nieposkromiona – ciągnęła dalej. Zaczynało mnie to z wolna denerwować.

– Tak… i byłaś najpopularniejszą i najładniejszą dziewczyną w szkole – dokończyłam z ironią. – A ja nie chcę taka być. Lubię się uczyć.

– Lea, co się z tobą stało? – Wywołała wspomnienie, które wcale mi się nie spodobało. Obiecała, że nigdy w życiu nie będzie poruszała tego tematu. Chyba sobie o tym przypomniała, bo poczerwieniała.

– Przepraszam. Wiem, kochanie, że chciałaś być kimś innym, ale ci się nie udało. Wyglądasz tak samo, mimo że ścięłaś włosy i się nie malujesz. Chodź. – Złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę łazienki mimo moich gorących protestów. Byłam zmuszona stanąć przed lustrem.

– Spójrz na siebie. Masz piękne kruczoczarne włosy, puszyste i kręcone, duże zielone oczy, ładnie zarysowane kości policzkowe. Jesteś piękną dziewczyną, tylko nie chcesz już tego dostrzegać.

Westchnęłam ciężko.

– W takim razie, dlaczego nie mam adoratorów? – zapytałam. – Czemu to się zmieniło? Czy ja mam wymalowane na czole „nie podchodź bez kija”?

Krystyna zaśmiała się.

– Skarbie, jesteś bardzo mądrą dziewczyną i uwierz mi, chłopcy wstydzą się do ciebie podejść, nie chcą zrobić z siebie idiotów.

– Jasne – mruknęłam pod nosem. „W sumie już jeden zrobił z siebie kretyna” – dodałam w myślach, wzdychając ciężko. Może Krystyna miała rację, może to jest ten powód, dla którego wszyscy trzymają się ode mnie z daleka.

– Lea, uwierz znów w siebie. Nie możesz tak żyć. Masz dopiero osiemnaście lat – ciągnęła dalej.

– Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.

Krystyna pokiwała przecząco głową, ale gdyby wiedziała, jaką tajemnicę chowam w sercu, może przyznałaby mi rację. Byłam bezpieczniejsza, trzymając się z dala od ludzi.

– Zrobisz, jak uważasz. Ja do niczego nie będę cię zmuszała. – Uśmiechnęła się czule. – A teraz wracaj do pokoju. Jedzenie jest już pewnie zimne.

– Jasne – burknęłam i wyszłam.

Uważam, że ani trochę nie jestem podobna do swojej matki. Niech mówi, co chce, mnie i tak nie przekona do zmiany wyglądu. Stwierdzam, że nawet makijaż mi w niczym nie pomoże. Już nie. Zjadłam obiad i zabrałam się za odrabianie lekcji. Po ich skończeniu położyłam się na łóżku. Wsadziłam w uszy słuchawki i puściłam głośno muzykę ze swojego iPoda. Jednak nie dane mi było rozkoszować się spokojem, bo do mojego pokoju, jak zwykle bez pukania, weszła Krystyna.

Kurde. Czy już nie mogę posiedzieć sama w czterech ścianach własnego pokoju? Co jest w tym takiego złego? Nie czuję się wyalienowana, po prostu sama odrzuciłam normy społeczne, jak i grupy, nie chcąc należeć do żadnej z nich. Chcę być sama i tylko sama. Krystyna powinna to wreszcie zrozumieć, przecież jestem jej córką z krwi i kości.

– Może wybierzesz się ze mną do kina? – zapytała z szerokim uśmiechem. – Grają świetną komedię. Humor zaraz by ci się poprawił.

– Nie – odpowiedziałam jej niemiło.

– Cały czas mi odmawiasz. Czy umiesz w ogóle mówić „tak”? – Obruszyła się.

– Nie.

Przewróciła oczami z zażenowania.

– Jak chcesz. – Wzruszyła ramionami i wyszła, zamykając za sobą drzwi.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Wreszcie jestem sama. Ułożyłam się wygodnie na łóżku i przymknęłam oczy.

Mój stosunek do ludzi zmienił się trzy lata temu, a dokładniej w drugiej klasie gimnazjum. W tym czasie naprawdę miałam mnóstwo przyjaciół. Jedni byli bliżsi, drudzy dalsi. Spędzałam z nimi każde popołudnie i tylko przy nich mogłam być sobą. Miałam też chłopaka.

Wśród najbliższych mi osób była dziewczyna, którą traktowałam jak przyjaciółkę i kochałam jak siostrę. Znałyśmy się od dziecka. Razem się bawiłyśmy, wychowywałyśmy. Byłyśmy nierozłączne, oddychałyśmy tym samym powietrzem, razem płakałyśmy i śmiałyśmy się. To miała być przyjaźń do końca życia, ale ona mnie zdradziła. Sprawiła, że zostałam sama.

Wszystko zaczęło się w dniu, w którym postanowiłyśmy ugotować sobie obiad. Kamila próbowała przenieść garnek pełen ugotowanego makaronu do zlewozmywaka, by odcedzić wodę. Niechcący dotknęła rozgrzanego naczynia i wystraszona upuściła go. Cały wrzątek wylała na mnie. Przerażona przyjaciółka zaczęła wrzeszczeć i nie czekając na nic, sięgnęła po telefon, by zadzwonić po pogotowie. Nie powstrzymałam jej, stałam odrętwiała, patrząc na nią ogromnymi oczami. Byłam w szoku. Widok mnie oblanej wrzątkiem musiał być przerażający. W końcu mogłam się nabawić oparzeń trzeciego stopnia, gdyby moja skóra nie była odporna.

I właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że wszystko się wydało.

– Uspokój się – poprosiłam ją błagalnym tonem. – Powinnam ci już dawno to powiedzieć. – Kamila była blada i roztrzęsiona. Rozłączyła się i skupiła całkowicie na mnie.

Myślałam, że kiedy powiem jej prawdę o sobie, to mnie zrozumie. Czasami człowiekowi jest lepiej, jak się komuś wygada. Ja zbyt długo skrywałam to w sercu. Zaczęło mnie to już nawet dusić.

Ona jednak postąpiła zupełnie inaczej, niż się spodziewałam. Odsunęła się ode mnie, krzycząc mi prosto w twarz, że jestem dziwolągiem i żebym trzymała się od niej z daleka. W dodatku nie zachowała tej tajemnicy dla siebie. Powiedziała wszystkim naszym znajomym, a także mojemu chłopakowi o zajściu w jej domu. Nikt jej nie uwierzył, co ją jeszcze bardziej wkurzyło. Myślałam, że da sobie spokój, ale ona nie miała zamiaru poprzestać na tym. Któregoś dnia przyniosła do szkoły nóż i nie zważając na konsekwencje, podczas przerwy na lunch, gdy siedzieliśmy na stołówce, wbiła mi go w dłoń. Nie wiedziałam, co było gorsze, to co zrobiła, czy to jak ludzie patrzyli na mnie, widząc, że nic mi się nie stało?

Bez namysłu wybiegłam ze szkoły. Chciałam jak najszybciej dotrzeć do domu. W duszy błagałam, żeby uczniowie uznali to za omamy i o tym zapomnieli.

Tak się jednak nie stało.

Po tym wydarzeniu już nic nie było takie jak przedtem. Kamila została oddana pod opiekę kuratora. Mnie zaczęto nazywać dziwolągiem i trzymano się ode mnie z daleka. Czasami miałam wrażenie, że inni się mnie boją, bo nikt nie wiedział, kim tak naprawdę jestem. Bardzo długo znosiłam z godnością krzywe spojrzenia i obelgi, powtarzając sobie, że już wkrótce się skończą.

Ufałam Kamili i to był mój błąd. Przyrzekłyśmy sobie, że będziemy razem na dobre i na złe, jak w przysiędze małżeńskiej, że nikt i nic nas nie rozdzieli i nie poróżni. Stało się zupełnie inaczej. Wieloletnia przyjaźń nie przetrwała próby. Z bólem serca i ze łzami w oczach patrzyłam, jak wszystko rozsypuje się w drobny mak. Na szczęście moja gehenna skończyła się wraz z zakończeniem roku szkolnego. Każdy z nas udał się w swoją stronę. Los był dla mnie łaskawy, ponieważ nikt z gimnazjum nie poszedł do tego samego liceum co ja. Mogłam odetchnąć z ulgą. Uraz jednak został, jak również nawyk, by ludzi traktować z rezerwą. Nie potrafię nikomu zaufać.

Westchnęłam ciężko. Tamten okres minął, a ja wreszcie mam święty spokój. I oby tak pozostało.

ROZDZIAŁ 3

LEA

Następnego dnia jak zwykle wstałam o godzinie szóstej trzydzieści, by przygotować się do szkoły. Rozsunęłam kremową zasłonę, by rozproszyć panujący w pokoju półmrok. Delikatne promienie słońca wpadały do środka. Na dworze było pięknie, ale ten widok nie zrobił na mnie żadnego wrażenia. Dlaczego czułam w sercu niepohamowaną złość?

Westchnęłam ciężko i odwróciłam się, by pójść do łazienki. W domu panowała głucha cisza, tak jakbym mieszkała w nim tylko ja. Podeszłam do umywalki i odkręciłam kurek z ciepłą wodą. Przemyłam twarz wodą z mydłem i wyszorowałam zęby. Sięgnęłam po ręcznik i zaczęłam delikatnie wodzić nim po bladej twarzy. Przelotnie zerknęłam w lustro, ale to wystarczyło mi, by ujrzeć w oczach potworne zmęczenie.

Ubrawszy się tradycyjnie w ciemne rzeczy, poszłam do kuchni, by zjeść śniadanie, które przed pracą zrobiła mi Krystyna. Jak zwykle z domu wyszła o siódmej, by zdążyć do pracy na ósmą. Do domu zazwyczaj wracała o dwudziestej pierwszej i od razu kładła się spać zmęczona ciężkim dniem pracy. Jak długo moja mama będzie jeszcze tak ciężko pracowała? To jest nienormalne, by codziennie spędzać w pracy dwanaście godzin. I właśnie dlatego nigdy nie mamy okazji ze sobą porozmawiać. Ale czyja to była wina? To ja zawsze ją odpychałam, kiedy chciała się zbliżyć. To ja krzyczałam, wszczynałam awantury. To ja odcięłam się, wybudowałam mur, przez który nikt nie może przejść. Nie wiem czemu, ale dopiero teraz zaczyna mnie to męczyć. Co się zmieniło?

Otrząsnęłam się z tego. Nie chciałam dłużej o tym myśleć.

Wypiwszy herbatę, włożyłam kubek do zlewu. Potem zarzuciłam na plecy torbę i wyszłam z domu. Ruszyłam w kierunku szkoły. „Kolejny dzień w towarzystwie dzikusów” – pomyślałam.

– Zmieniłaś zdanie? – Na korytarzu zatrzymał mnie Sebastian.

Mocno zacisnęłam szczękę i spojrzałam na niego twardym wzrokiem. Nie zrobiło to na nim jednak żadnego wrażenia. Stał i uśmiechał się lekko. Czy coś z nim jest nie tak, że nie rozumie pewnych okazywanych mu uczuć? Ja już dawno bym się wycofała i najlepiej schowała. On zaś totalnie lekceważył moje chamskie zachowanie.

– Nie – bąknęłam i ruszyłam przed siebie, mijając uczniów śpieszących się na lekcje. Musiałam uciec od niego jak najdalej.

– Jesteś uparta jak osioł. – Dotrzymywał mi kroku. – Dlaczego masz taki dystans do ludzi? Bez przerwy widzę cię, jak siedzisz sama gdzieś w ciemnym kącie i czytasz książkę. Co jest z tobą?

Wyprowadził mnie tym pytaniem z równowagi. Stanęłam i odwróciłam się do niego, posyłając mu pełne nienawiści spojrzenie.

– To nie jest twoja sprawa. Ostrzegam cię. Trzymaj się lepiej ode mnie z daleka – syknęłam jadowicie i ruszyłam dalej. – Chyba że ci życie niemiłe – rzuciłam przez ramię.

– A przynajmniej dasz się zaprosić do kawiarni? – Nie dawał za wygraną, co już naprawdę zaczęło mnie złościć. Zaczęłam się zastanawiać, co jeszcze mogłabym mu powiedzieć, by się odczepił. Ktoś inny już dawno by zwiał.

– Nie. Odczep się ode mnie. – Ruszyłam, rozglądając się na boki. Wyobrażałam sobie, jak panny z innych klas gapią się na mnie i szepczą za moimi plecami. „Jeszcze tego mi brakuje. Ten koleś doprowadzi mnie do zguby. Muszę się go pozbyć” – mówiłam do siebie w myślach. Mój umysł pracował na zwiększonych obrotach. Zaczynałam się denerwować. Obrazy sprzed trzech lat plądrowały moją pamięć, a gdzieś daleko słyszałam przeraźliwe wołanie: „Uważaj!”.

– Umów się ze mną. Wtedy dam ci spokój. – Uśmiechnął się szeroko, wyprzedził mnie i przeciął mi drogę. Skrzyżował ręce na piersi, patrząc na mnie ciepłym wzrokiem i pochylił się lekko do przodu. Nic dziwnego skoro jest wyższy ode mnie o co najmniej dwadzieścia centymetrów. Z jego oczu w kolorze nieba można było wyczytać, że jest w dobrym humorze.

– Ale ja nie chcę. – Ominęłam go, ściskając mocniej uchwyt torby, którą miałam przewieszoną przez ramię. – Ile razy mam ci to jeszcze powtórzyć, byś dał mi święty spokój? Przyczepiłeś się do mnie jak rzep do psiego ogona. – Stłumiłam warknięcie, które cisnęło mi się na mocno zaciśnięte usta. Jeszcze chwila i zacznę krzyczeć. A niech sobie myślą, że jestem nienormalna. Tak będzie najlepiej. Przynajmniej nikt się do mnie nie zbliży. Będę bezpieczna.

– Czemu? – zapytał.

Zmarszczyłam brwi, choć starałam się zachować opanowany wyraz twarzy. Zaczął lustrować mnie bardzo uważnie.

– Zadajesz głupie pytania, a ja tego nienawidzę – wydusiłam z siebie jadowicie.

Zatkało go, a ja byłam z tego dumna. Może wreszcie da mi święty spokój.

Nagle zadzwonił dzwonek, który uratował mnie z opresji. Westchnęłam z ulgą. Weszłam do klasy i jak zwykle usiadłam sama w ławce.

– Cicha woda brzegi rwie. – Podniosłam wzrok znad książki i spojrzałam na wysoką, szczupłą blondynkę o zimnych, niebieskich oczach. Natalia Drozd, przewodnicząca klasy, uśmiechała się perfidnie. Zastygłam w bezruchu, a moje serce zaczęło bić jak oszalałe. – Jak takiej dziewczynie udało się poderwać takiego świetnego faceta? – Zaczęła mi się uważnie przyglądać. – Nic sobą nie reprezentujesz. – Skrzywiła się z niesmakiem. – Ciekawe, co takiego w tobie urzekło Sebastiana. Opowiesz mi? – Uśmiechnęła się złośliwie.

– Odwal się – syknęłam. – Nie mam z nim nic wspólnego. Wara ode mnie. – Schowałam ręce pod biurko i zacisnęłam mocno pięści. Miałam ochotę jej przywalić i to przy wszystkich. Może wtedy zastanowiłaby się dwa razy, czy ma do mnie podejść.

– Powiem ci tylko jedno. Trzymaj się od niego z daleka. On jest mój. – Szepnęła tak, żebym tylko ja to usłyszała. Poczułam ostry zapach perfum. Czy nikt jej nie mówił, że nadużywanie ich może skutkować chociażby wywołaniem mdłości u ludzi? – Bo jeżeli nie, to pożałujesz.

Gdyby wzrok umiał zabijać, ona leżałaby już martwa.

– Mam to w głębokim poważaniu. On mnie nie interesuje. A jeżeli chcesz, by się do mnie nie zbliżał, to radzę ci go trzymać na smyczy. Będziesz go wtedy miała dwadzieścia cztery godziny na dobę. – Zmroziłam ją wzrokiem.

Wyprostowała się, posłała mi nienawistne spojrzenie, od którego dostałam dreszczy i odeszła.

Nie dopuszczę do tego, aby ta wstrętna pannica zrobiła ze mnie ofiarę losu. Nie mam zamiaru z nikim toczyć wojny i to jeszcze przez jakiegoś palanta.

Kiedy lekcja dobiegła końca, zerwałam się z krzesła i wybiegłam z sali. Wyszłam na zewnątrz i usiadłam na ławeczce przy drzewie. Chciałam znaleźć się jak najdalej od wszystkich, tych, którzy przyprawiają mnie o ból głowy i torsje.

Z torby wyjęłam zielone jabłko na drugie śniadanie i przymknęłam powieki, opierając się o korę drzewa. Ugryzłam kawałek, powoli przeżuwałam i rozkoszowałam się jego słodkością.

– Proszę, proszę. – Usłyszałam tuż przy uchu czyjś szyderczy głos. Na jego dźwięk otworzyłam szeroko oczy. Wzdrygnęłam się na widok Natalii, panny, którą wszyscy szanują, przed którą czują respekt, prócz mnie. Tak bardzo swoim zachowaniem przypominała mi moją dawną przyjaciółkę. Do obydwu dziewczyn czułam teraz wrogość. Tak mocno nią gardziłam, że aż nie mogłam znieść jej widoku.

– Czego znów ode mnie chcesz?! – warknęłam. – Myślałam, że wyraziłam się jasno – powiedziałam z pełną buzią, nie mogąc przełknąć. Gardło ścisnęło mi się zbyt mocno.

Zaśmiała się zgryźliwie.

– Mam nadzieję, że doszło do ciebie to, co powiedziałam ci czterdzieści pięć minut temu.

– Nie musisz mi tego powtarzać po raz drugi – odpowiedziałam z uśmiechem, co ją rozwścieczyło. Uspokoiłam się. Nie mogłam pokazać jej, że denerwuję się z powodu tej całej sytuacji. – Nie jestem głucha. Doskonale zrozumiałam, co miałaś na myśli.

– Ja cię tylko ostrzegam. Chyba nie chcesz być tematem plotek, prawda? Lubisz być raczej szarą myszką? – zakpiła.

Moja twarz spoważniała.

– Jakoś nie zależy mi na tym, by być sławną. Wolałabym pozostać w cieniu jak duch. – Mocno zaakcentowałam słowo „duch”.

– Bardzo dobrze. – Uśmiechnęła się szeroko, ukazując rząd równych, białych zębów.

– Tyle że jest jeden problem – dodałam po chwili. Musiałam ją trochę podenerwować. Sprawiało mi to satysfakcję i przyjemność, szczególnie że uśmiech spełzł z jej sztucznej twarzy szybciej, aniżeli się pojawił.

– Jaki? – Zaczęła przypatrywać mi się uważnie. Skrzyżowała ręce na piersi.

– Radzę ci iść z tym do Sebastiana. Ja się przed nim nie płaszczę. On sam do mnie podchodzi i rozpoczyna rozmowy, które są ostatnią rzeczą, jakiej bym sobie życzyła na tym świecie. Oczywiście pomogłabyś mi się od niego uwolnić, a przy tym dopięłabyś swego. Co ty na to? – Uśmiechnęłam się słodko i odgryzłam kolejny kawałek jabłka.

– Podobasz mi się. Nie wchodź mi w drogę, a będziesz nietykalna. Spokój masz zagwarantowany. – Posłała mi lekki uśmiech i odeszła, kołysząc biodrami. Zapewne chciała wzbudzić zainteresowanie stojących nieopodal chłopaków. Ja zaś mogłam odetchnąć z ulgą.

Nie marzyłam o niczym innym, tylko o tym, by się jej pozbyć, raz na zawsze. Mam tylko nadzieję, że Sebastian nie będzie robił żadnych problemów. W duszy modliłam się o to. Po prostu chcę mieć spokój. Czy to tak wiele?

Zaraz po szkole poszłam do biblioteki, by poszukać na weekend parę ciekawych książek. Wybrałam Dumę i Uprzedzenie oraz Perswazje Jane Austen – autorki, której książki wręcz ubóstwiam. Wychodząc na korytarz, zauważyłam, jak Natalia łapie Sebastiana za ramię i rozpoczyna rozmowę. Była wściekła, a przede wszystkim zdeterminowana, by skutecznie załatwić sprawę. Chwilę później spostrzegłam, jak wyraz jej twarzy ulega całkowitej zmianie. Wyglądała na zagniewaną.

Super. Przewróciłam oczami. Nie ma to jak dobry obrót spraw. Przez ponad dziesięć minut stałam w ciemnym kącie, a dokładniej do czasu aż zadzwonił dzwonek na lekcje i uczniowie zaczęli wchodzić do sal. Natalia i Sebastian rozstali się, dzięki czemu mogłam niezauważona wyjść ze szkoły i pójść do domu.

Wybiła godzina piętnasta piętnaście, kiedy weszłam do pustego mieszkania. Torbę rzuciłam na skórzaną kanapę, a sama poszłam do kuchni zrobić sobie obiad. W międzyczasie przejrzałam zeszyty i książki, by sprawdzić, czy aby na pewno nie zadano nam nic do domu. Upewniwszy się, że mam święty spokój, zabrałam się za jedzenie. Przychodziło mi to z wielkim trudem. Jakoś nie miałam apetytu. Długo dłubałam widelcem w spaghetti, zanim je zjadłam.

Kiedy wróciłam do pokoju, zerknęłam na zegarek znajdujący się nad łóżkiem. Wybiła szesnasta. I co ja będę robiła do wieczora? Westchnęłam ciężko, opadając na łóżko. Uświadomiłam sobie, że jest piątek, a ja znów spędzę weekend samotnie, do nikogo się nie odzywając. Moje skryte marzenie. Chciałam być sama i jestem.

***

– Skarbie, wróciłam. – Otworzyłam oczy. Musiałam przysnąć, bo gdy zerknęłam na zegarek, okazało się, że jest kilka minut po dwudziestej pierwszej. Do mojego pokoju, jak zwykle bez pytania, weszła Krystyna. – Jakbyś czegoś potrzebowała, to jestem u siebie.

– Spoko – rzuciłam półprzytomnym głosem. Mama zawahała się.

– Jak było w szkole? – zapytała, chcąc przedłużyć naszą rozmowę. Przekręciłam się na drugi bok, zatrzymując wzrok na Krystynie, która opierała się o framugę drzwi. Wyglądała na przemęczoną i aż mi się jej żal zrobiło. Mogłaby zmienić pracę i wracać o normalnych godzinach. Miałaby czas na wszystko, łącznie z odpoczynkiem.

– Dobrze. Jak zwykle nic się nie działo. Nauczyciele nie zadają nam już zbyt dużo prac, więc, jak widać, nudzę się. – Przeciągnęłam się, splatając ręce za głową.

– Rozumiem, a czy masz jakieś plany na ten weekend?

– Doskonale wiesz, że przez ostatnie trzy lata każdy weekend spędziłam w domu. Chyba nie myślisz mamo, że coś się zmieniło? – Spojrzałam na nią pochmurnie.

Jej policzki przybrały malinowy kolor.

– Przepraszam, nie chciałam cię urazić. – Westchnęła ciężko. – Wciąż wierzę, że coś się w końcu zmieni, że przestaniesz zachowywać się jak samotna nastolatka. Nie musi tak dalej być.

– Nie uraziłaś mnie mamo. – Uśmiechnęłam się ciepło. – Chcę być samotna, więc nie martw się o mnie. – Wzruszyłam ramionami. – O co chodzi z weekendem?

– Mogłybyśmy jutro rano pojechać na działkę i wrócić w niedzielę wieczorem. Co ty na to? Lekcje… – nie dokończyła, ponieważ jej przerwałam.

– Lekcje to ja już dawno odrobiłam, a poza tym jest już prawie koniec roku szkolnego, więc jestem wolna.

– Czyli co, zgadzasz się? – zapytała z entuzjazmem. A ja po raz kolejny zadałam sobie pytanie, dlaczego moja matka tak uwielbia tam jeździć? Przecież to dziura zabita dechami. Nie ma tam nic prócz lasów i jeziora. Nawet do miasta jest daleko.

– Tak – rzuciłam krótko.

– Super – odrzekła wesoło. – W takim razie spakuj się. O ósmej wyjeżdżamy i nie chcę rano słyszeć żadnych sprzeciwów co do godziny wyjazdu. Odeśpisz sobie najwyżej w samochodzie – powiedziała z nutką rozbawienia, doskonale wiedząc, jakim jestem śpiochem.

– Zgoda. – Kiwnęłam głową i sięgnęłam po książkę, która leżała na nowym stoliku. Otworzyłam na stronie, gdzie wcześniej włożyłam zakładkę.

Krystyna wyszła, zamykając za sobą drzwi.

Po dwudziestu minutach rzuciłam książkę na bok. W tym samym momencie zadzwonił domofon. Wybiegłam z sypialni, ale pierwsza była moja mama.

– Tak, jest. – Usłyszałam. – Dobrze. Powiem jej, żeby zeszła. – Odłożyła słuchawkę i spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem, a ja uniosłam brwi ze zdziwienia.

– Kto to był? – zapytałam zaciekawiona, opierając się bokiem o ścianę i splatając ręce na piersi.

– Jakiś chłopak. Nie przedstawił się. Czeka na ciebie na dole. Nie mówiłaś, że się z kimś dzisiaj spotykasz. – Uśmiechnęła się radośnie. – Lea, a to niespodzianka. – Klasnęła w dłonie.

Wyprostowałam się.

– Ale ja z nikim się nie umówiłam – odpowiedziałam zszokowana, bo nie miałam pojęcia, kto to mógłby być.

– Jasne. Mnie nie oszukasz. – Puściła do mnie oko. – No leć już. Chyba nie chcesz, by czekał na ciebie w nieskończoność. I lepiej się uczesz. Twoje włosy sterczą we wszystkie strony świata.

– Super – burknęłam i założyłam na nogi baleriny. Niby dlaczego miałam dbać o swój wygląd? Może jak zobaczy mnie w takim stanie, ucieknie, gdzie pieprz rośnie. – Zaraz będę! – krzyknęłam, otwierając drzwi wejściowe. – Uwierz mi, wrócę szybciej, niż myślisz – rzuciłam pod nosem. Zamknęłam drzwi i poszłam do windy.

Zjechałam na sam dół i zatrzymałam się przed drzwiami. Wyjrzałam przez szybę.

Na chodniku stał Sebastian, lekko przygarbiony z rękami wsadzonymi w kieszenie spodni. Co on tutaj robi? Przecież miał trzymać się ode mnie z daleka. Natalia dała mu to jasno do zrozumienia, więc czemu on wciąż próbuje?

Zatrzymałam się przed drzwiami wyjściowymi, trzymając rękę na klamce. Nie byłam pewna, czy powinnam wyjść do niego, ale nie jestem tchórzem. Odetchnęłam głęboko i otworzyłam drzwi.

– Co ty tutaj robisz? – odezwałam się niemiło. – Myślałam, że rozumiesz: nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.

– Przyszedłem do ciebie. Musimy pogadać – zaczął poważnym tonem, który mnie lekko zaniepokoił. Nie lubiłam, jak ktoś zwracał się do mnie w ten sposób. – Mam nadzieję, że wytłumaczysz mi parę rzeczy. – Wyprostował się i zaczął patrzeć mi prosto w oczy.

– Nie mamy o czym. – Speszyłam się lekko pod wpływem jego hipnotyzującego spojrzenia. Musiałam się wziąć w garść, nie mogłam pokazać, że się denerwuję tym spotkaniem. – Chyba jasno dałam ci do zrozumienia, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Dlaczego ty wciąż na mnie naciskasz? Nie widzisz, że mnie to męczy? – Nabrałam pewności siebie.

– Jakoś nie doszło to do mnie. Tak załatwiasz wszystkie sprawy? Uciekasz albo nasyłasz kogoś na mnie? Poproszenie Natalii o pomoc to szczyt wszystkiego. – Oburzył się. – Sama nie umiesz załatwiać takich rzeczy? – To pytanie zabrzmiało obcesowo.

Przeszyłam go piorunującym spojrzeniem.

– Po pierwsze, nie prosiłam jej o żadną pomoc. Po drugie, nie chcę się z nikim przyjaźnić, a już tym bardziej z tobą. Ile razy mam ci to powtarzać? Od wczoraj zawracasz mi głowę. Nie widzisz, że mam tego dosyć? Moje zachowanie powinno ci powiedzieć wszystko.

Prychnął gniewnie.

– Czyli to sprawka Natalii. Jak zwykle miesza się w nie swoje sprawy. Nie wiem już, jak mam rozmawiać z tą dziewczyną. Ona mnie nie interesuje. Jest pusta i głupia. Myśli, że swoją urodą zdziała cuda. Jakoś na mnie to nie działa. – Zaczął gestykulować rękoma. – Ty również nie zachowujesz się fair. Komu chcesz zaimponować? Nie znasz mnie, nie wiesz, jakie mam zamiary. Ty mnie po prostu skreśliłaś na starcie. Jeżeli kiedyś będziesz szukała osoby pozbawionej uczuć i szacunku, to radzę ci spojrzeć w lustro – powiedział z niesmakiem.

Znieruchomiałam. Jego szczerość mnie zabolała. Nie myślałam, że jest zdolny powiedzieć coś takiego. Zrobiłam krok do tyłu.

– Natalia to twój problem, nie mój – rzuciłam cicho. Musiałam skończyć tę rozmowę i to jak najszybciej. – Nie chcę wchodzić jej w drogę. Poza tym żaden facet nie różni się od innych. Wszyscy jesteście tacy sami. Przez was są same problemy. – Spojrzałam na niego twardo. Zrobił wielkie oczy.

– Pozwól, że coś ci wyjaśnię – zaczął po chwili. – Nie chcę, żebyś robiła za mnie prace domowe. To miał być pretekst, rozumiesz? Nie jestem też szkolnym playboyem, za którego mnie uważasz. Mam dosyć tych wszystkich przemądrzałych, pustych panienek. Denerwują mnie. Poza tym każdy facet jest inny. Skąd takie przypuszczenia? – Oburzył się, a ja uniosłam brwi ze zdziwienia. Tego to się nie spodziewałam. – Trzeba kogoś poznać, by go ocenić, a ty po prostu skreślasz człowieka na samym początku, nim się zbliży. Powiem ci prawdę, bo tego nie uniknę. Od dwóch lat interesuję się tylko jedną dziewczyną i jesteś nią ty. Jakoś wcześniej nie potrafiłem zdobyć się na odwagę, by do ciebie podejść. Sądziłem, że uznasz mnie za idiotę, ale jakoś się przemogłem. Czy to źle?

Zatkało mnie. Od bardzo dawna nie usłyszałam czegoś takiego z ust faceta. Zawsze mówiono o mnie chłodna, złośliwa, ale teraz pod wpływem tych słów, tak jakby moja ochronna tarcza rozpadła się na kawałki. Matko, nie mogę do tego dopuścić! To byłaby moja życiowa porażka.

– Nic nie powiesz? – Uniósł delikatnie zarysowane, czarne jak węgiel brwi, które dodawały jego twarzy uroku.

– Nie spodziewałam się czegoś takiego. – Spłonęłam na buzi, spuszczając wzrok. – Zaskoczyłeś mnie. Naprawdę ciężko mi w to uwierzyć.

Zaczęłam się denerwować.

– To dasz się gdzieś zaprosić? Na przykład do kina? – Uśmiechnął się przyjaźnie.

– Nie. Przykro mi. – Odwróciłam się na pięcie. – I błagam cię, nie proponuj mi więcej spotkań. Moja odpowiedź będzie zawsze brzmiała: nie.

– Dlaczego? Czemu masz taki dystans do ludzi? – Nie dawał za wygraną. – O co chodzi? – zaczął naciskać na mnie.

– Nieważne. Nie powinno cię to obchodzić. To jest wyłącznie moja sprawa – burknęłam. – Zapomnij, że istnieje ktoś taki jak ja.

– Ale obchodzi – naciskał i złapał mnie za ramię. – Nie widzisz, że chcę się z tobą zaprzyjaźnić? Nie jestem durniem. Widzę po twoich oczach, że tak o mnie myślisz. Mylisz się i to bardzo. Uważasz, że jestem bezwartościowy, a ja mówię ci, że jesteś w błędzie. Zasługuję na szansę.

– Daj mi spokój – syknęłam i ściągnęłam jego rękę z mojego barku.

Co za dureń. Gdzie on ma honor? Pośpiesznie weszłam do klatki, nie mogąc dłużej znieść jego paplaniny. Czy on jest ślepy? Czy nie widzi, że to nic nie zmieni?

Postanowiłam wejść na szóste piętro po schodach, by rozładować emocje, więc do domu wpadłam zdyszana.

– Już jesteś? – Zdziwiła się Krystyna, stając w progu kuchni i trzymając kubek z herbatą. – Myślałam, że…

– To źle myślałaś – rzuciłam szorstko.

Zdjęłam buty i weszłam do swojej sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi. Nie chciałam z nią teraz rozmawiać. Jeszcze by mnie wyprowadziła z równowagi, jak to zwykle bywało.

Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam obmyślać plan pozbycia się Sebastiana. Zakryłam głowę poduszką. Postanowiłam, że w poniedziałek poradzę się Natalii. Jeśli go pragnie, to powinna mi pomóc (chyba że mnie pogrąży). Po tej dziewczynie nie wiadomo czego się spodziewać, a ja nie mam zamiaru wyjść z tego jako ta najgorsza. Rzuciłam poduszkę w kąt. Tylko naelektryzowały mi się od niej włosy. Potrząsnęłam głową i je przylizałam.

Pomysł ten musiałam wykluczyć. Nikomu nie mogę ufać.

Poderwałam się z łóżka. Musiałam się zrelaksować. Poszłam do łazienki, by wziąć gorący prysznic. Potem przebrałam się w piżamę i zaczęłam się pakować, bo wiedziałam, że jutro nie będę miała na to czasu.

Położyłam się spać parę minut przed dwudziestą trzecią. Uznałam to za najlepszą ucieczkę od problemów, których miałam po dziurki w nosie.

Jeszcze mam dwa dni, by pomyśleć, co zrobić w poniedziałek, przemyśleć każdy krok, by nie zostać uznana za przegraną. Muszę wyjść z tego zwycięsko. Nie mogę ponieść klęski, nie tym razem.

Dwa Światy. Przejście Skazanych Dusz

Wydanie pierwsze, ISBN: 978-83-8147-542-6

 

© Paulina Zielińska i Wydawnictwo Novae Res 2019

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczytjakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazuwymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

 

REDAKCJA: Dominika Świtkowska, Renata Nowak

KOREKTA: Agnieszka Jedziniak

OKŁADKA: Grzegorz Araszewski

ZDJĘCIA NA OKŁADCE: grandfailure / Depositphotos, Casey Horner / Unsplash, Florian van Duyn / Unsplash

KONWERSJA DO EPUB/MOBI:Inkpad.pl

 

WYDAWNICTWO NOVAE RES

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 698 21 61, e-mail: [email protected], http://novaeres.pl

 

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.