Dwa tysiące. Instrukcja obsługi polskiej urbanizacji w XXI wieku - Łukasz Drozda - ebook

Dwa tysiące. Instrukcja obsługi polskiej urbanizacji w XXI wieku ebook

Łukasz Drozda

3,2

Opis

Polska przestrzeń zurbanizowana – bezładnie zagospodarowana, okraszona barwami elewacji z promocji w marketach budowla­nych i wszechobecnością zdezelowanych samochodów osobo­wych. Do takiej przestrzeni potrzeba przewodnika. Ponad 100 haseł odnoszących się do materialnego wymiaru przestrzeni miejskiej, procesów społecznych i ekonomicznych pozwoli lepiej poruszać się w zawiłościach rodzimej urbanizacji. Leksykon uka­zuje się w 15. rocznicę uchwalenia Ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. 
 
 
Łukasz Drozda – politolog i urbanista. Doktorant w Kolegium Ekonomiczno-­Społecznym SGH, absolwent Instytutu Nauk Politycznych UW oraz Wydziału Leśnego SGGW. Bada zjawiska konfliktowe towarzyszące procesowi społecznego wytwarzania przestrzeni. Stypendysta Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Polsko-­Amerykańskiej Fundacji Wolności. Opublikował: Lewactwo. Historia dyskursu o polskiej lewicy radykalnej (2015), Uszlachetniając przestrzeń. Jak działa gentryfikacja i jak się ją mierzy (2017). 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 254

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,2 (6 ocen)
1
1
2
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Okładka

Strona tytułowa

Łukasz Drozda

Dwa tysiące

Instrukcja obsługi polskiej urbanizacji w XXI wieku

Strona redakcyjna

Dwa tysiące. Instrukcja obsługi polskiej urbanizacji w XXI wieku

Łukasz Drozda

Warszawa 2018

ISBN: 978-83-62418-85-5

© Łukasz Drozda, Fundacja Bęc Zmiana

Redakcja językowa i korekta:

Przemek Witkowski, Joanna Baranowska

Recenzja naukowa:

Marek Krajewski

Projekt graficzny i skład:

Anna Hegman, Grzegorz Laszuk

Ilustracje:

Karolina Wojciechowska

Redaktorki prowadzące:

Ela Petruk, Aleksandra Kędziorek

Wydawca:

Fundacja Nowej Kultury Bęc Zmiana

ul. Mokotowska 65/7

00-533 Warszawa

www.beczmiana.pl

[email protected]

zamówienia:

www.beczmiana.pl/sklep

[email protected]

Druk:

Mazowieckie Centrum Poligrafii

ul. Słoneczna 3c

05-270 Marki

Mojemu najlepszemu kumplowi Karolowi. Wszystkim moim Przyjaciołom, którzy są wspaniali, ale ich tutaj nie zmieszczę. Lucynie, będącej doskonałą przewodniczką po niekonwencjonalnie rozumianej urbanizacji.

WPROWADZENIE KRÓTKI KURS NAJNOWSZEJ HISTORII POLSKIEJ URBANIZACJI DLA REPTILIAN

Proszę Państwa, po 4 czerwca 1989 roku ugruntował się w Polsce kapitalizm [1]. Był tu zresztą obecny i wcześniej. Kryzysowa atmosfera lat 80. ubiegłego wieku stopniowo zmuszała nomenklaturę do wprowadzania w życie kolejnych wolnorynkowych eksperymentów. Ochoczo ściągano polonijne firmy i próbowano pogodzić zachodni kapitalizm z realnym socjalizmem. Zbudować coś, co swój sukces miało osiągnąć w Chinach. Technokratyczny eksperyment, mający na celu urynkowienie peerelowskiego kapitalizmu państwowego, zdecydowanie lepiej powiódł się właśnie w Azji. Komunistyczna z nazwy partia zachowała tam władzę do dzisiaj. Podobnie w Wietnamie, który do Polski eksportuje znacznie mniej od Chin, jest za to chętnie wybieranym przez polskich pracowników korporacji miejscem wypoczynku. O zwyczajach pracowników tych firm będzie zresztą mowa w drugiej części książki.

Nie wszyscy jednak zdołali porobić menedżerskie kariery. W czasach, kiedy pieniądze zdawały się leżeć na ulicy, a znajomość języka angielskiego pozwalała rozpocząć błyskotliwe kariery w sektorze bankowym nawet osobom o wykształceniu humanistycznym, mimo wszystko było wielu przegranych. Szokowa transformacja miała swoje ofiary. Dodatkowo upadek realnego socjalizmu zlikwidował, żywą jeszcze niedawno, alternatywę wolnorynkowego kapitalizmu. Nawet socjaldemokraci głównego nurtu uznali, że oznacza to koniec politycznych ideologii na podobieństwo hasła głównej partii polskiego liberalizmu z lat 90. ubiegłego stulecia, Unii Wolności. „Ani w lewo, ani w prawo, tylko do przodu” [2], mówili jej przedstawiciele. Podobieństwo programów lewicy i prawicy sprzyjało zarówno ekstremalnym politycznym ofertom, jak i teoriom spiskowym. Polacy co prawda niekoniecznie masowo uwierzyli w reptilian, czyli humanoidalne gady rządzące tajnie światem, ale popularność zyskały podobne wierzenia. Do głównego nurtu debaty publicznej przedostała się wiara w spisek smoleński – rosyjski mord na prezydencie Lechu Kaczyńskim. Na zlęknionych i zagubionych czyhały i inne wyimaginowane zagrożenia. Czasem związane z „bronią magnetyczną” testowaną na cywilach, kiedy indziej z „gejami-pedofilami” promującymi wśród dzieci homoseksualizm czy bardziej tradycyjnymi opowieściami o zakulisowych wpływach żydowskich i masońskich.

Pewnym odzwierciedleniem przywołanej tu galerii osobliwości jest polska przestrzeń zurbanizowana – bezładnie zagospodarowana, okraszona barwami elewacji z promocji w marketach budowlanych i wszechobecnością zdezelowanych samochodów osobowych. Gdyby iluminaci albo przedstawiciele Grupy Bilderberg zdecydowali się na bardziej otwarte działania, chcąc przejąć kontrolę nad Europą Środkową i Wschodnią, z łatwością zdołaliby się odnaleźć w strukturze przestrzennej sąsiednich Niemiec. Uporządkowania o podobnej skali nie odnaleźliby jednak w Polsce. Wyobraźmy sobie zatem, że opracowujemy przewodnik po zawiłościach rodzimej urbanizacji, przygotowany właśnie pod kątem potrzeb tajnych kontrolerów naszej rzeczywistości.

Uzasadnione wątpliwości czytelnika może wzbudzić już kwestia periodyzacji przyjętej w niniejszej pracy. Czy umowna granica wieków jest w tym zakresie wystarczająco istotną cezurą? Sto lat wcześniej zachodnią kulturę drążyła dekadencja, będąca reakcją na spodziewany przez niektórych koniec dziejów, wraz z przejściem do XX wieku. Przy kolejnej takiej okazji spodziewano się analogicznego załamania. Pluskwa milenijna się nie objawiła, upowszechniające się komputery nie padły. Wiary w branżę internetową nie złamał nawet siejący spustoszenie gospodarcze kryzys dot-comów z 2000 roku, który uznaje się niekiedy za preludium globalnego załamania gospodarczego z końcówki pierwszej dekady XXI wieku. Wyraźnie wskazuje na to potęga finansowa spółek ulokowanych w Dolinie Krzemowej, odzwierciedlona także w efektownej warstwie ich architektonicznych manifestacji. Pokazują one potęgę informatycznych kolosów. Doskonałym przykładem jest wielki budynek-dysk Apple w Cupertino, zaprojektowany dla Steve’a Jobsa przez Normana Fostera [3].

Czy cały okres po 1989 roku możemy ciągle traktować jednolicie? Konsekwencje ustrojowe, gospodarcze i społeczne upadku Polski Ludowej skłaniają niekiedy, aby traktować tę rewolucję jako jedyną zwrotnicę w powojennych dziejach Polski. Jednak tak jak PRL miał różne etapy, tak i III RP zdołała okrzepnąć przez lata swego trwania. Zbliża się koniec trwania już trzeciej dekady tej epoki w polskiej państwowości. Na wyrazistości zyskuje rozróżnienie między teraźniejszością a „szalonymi latami 90.” – czasem najbardziej intensywnych i gwałtownych, transformacyjnych przemian. Skupienie się na okresie po 2000 roku pozwala wyznaczyć taką granicę. Początek stulecia przyniósł, istotne z punktu widzenia urbanistyki, globalne zmiany. Wywarły one wpływ na wpiętą w system międzynarodowych zależności jej polską odmianę. Z jednej strony przemożnie odczuwalny stał się wpływ nowych technologii. Smartfony i inne urządzenia nie są tylko wypełniaczami czasu, ale również narzędziami zmieniającymi percepcję najbliższego otoczenia [4]. Wykonywanie selfie stało się mechanizmem poznawania i waloryzowania przestrzeni zamieszkiwania, zarówno tej zurbanizowanej, jak i tej niedotkniętej jeszcze procesem intensywnego zagospodarowania. Nawigacja satelitarna, dostępna niemal w każdym telefonie, dyktuje szlaki przemieszczania się jej użytkownika. Internetowe mechanizmy sieciowania aktywizują nie tylko demonstracje [5] – czasem zresztą niemożliwe do zorganizowania tym sposobem, kiedy autorytarny reżim odetnie dostęp do sieci. Działa to nawet w wypadku gier miejskich, co pokazał fenomen Pokémon Go, gry pozwalającej wpinać materialną przestrzeń w jej wirtualny odpowiednik.

Z przełomem technologicznym związana jest wreszcie wszechobecna „wojna z terroryzmem”. Atak na World Trade Center z 2001 roku zainicjował zdecydowanie więcej wydarzeń niż tylko cykl globalnych interwencji policyjnych. Splot imperialnych kampanii militarnych przeorał Bliski Wschód, ale również naszą część świata. To nie tylko kwestia moralnej odpowiedzialności za tortury stosowane przez CIA na polskim terytorium czy fala ksenofobii wobec uchodźców. Wpływ nowych technologii widoczny jest we współczesnych modelach osadniczych czy coraz częstszym używaniu dronów. Najprostsze urządzenia tego typu produkowane są jako dziecięce zabawki, których najtańsze modele kupić można z łatwością na aukcjach internetowych już za około 60 zł. Te najbardziej zaawansowane technicznie, znajdujące rzeczywiste zastosowanie bojowe, pozostają zabawkami w rękach żołnierzy, nawigujących nimi dokładnie tak samo, jak w grach wideo [6].

Jeżeli ktoś chciałby doświadczyć epoki następującej po 11 września w bardziej dosadny sposób, powinien udać się w podróż do Stanów Zjednoczonych. Jeszcze przed wszelkimi kontrolami bezpieczeństwa na lotnisku, a już na etapie starania się o amerykańską wizę, polski obywatel zmuszony będzie przejść bardzo drobiazgowe procedury. Na początku należy zdać ochronie punktu konsularnego telefon komórkowy i gadżety przypięte do kluczy. W wypadku pozytywnego przejścia oficjalnej rozmowy prowadzonej z pracownikiem ambasady, w podziemiach i przez pancerną szybę, należy udać się do, doskonale symbolizującego epokę prywatyzacji, punktu odbioru paszportów. Ten ostatni mieści się w siedzibie firmy kurierskiej, realizującej zamówienie publiczne amerykańskiego rządu, w wypadku Warszawy położonej na jej postindustrialnych rubieżach. Fragment ulicy, przy której stoi ów biurowiec, został już sprywatyzowany, o czym informują specjalne tabliczki, budki strażnicze i szlabany ustawione na wjeździe. Chociaż jesteśmy w Warszawie, nie ma tutaj podglądu na Google Street View, które na ogół fotografuje nawet wsie z polskiej ściany wschodniej. Ten prywatyzacyjny kontekst jest kolejnym wartym odnotowania aspektem przemian, jakie zachodzą w przestrzeni zurbanizowanej w ramach dzisiejszego etapu jej zagospodarowania. Rubaszny kapitalizm doby pierwotnej akumulacji [7] powoli zanika na polskich ulicach i przekształca się w sformalizowane placówki handlowe, franczyzy wielkich sieci, na dodatek przeważnie zagranicznych. Drobni przedsiębiorcy najczęściej pozostają tylko owymi franczyzobiorcami albo „samozatrudnionymi” pracownikami najemnymi. Pozwala to ich chlebodawcom ścinać, fetyszyzowane przez neoliberalny dyskurs, koszty pracy.

Początek XXI wieku to nie tylko te mniej dookreślone, „płynne” procesy zarysowane powyżej, ale również zupełnie sformalizowane przemiany instytucjonalne. Zwłaszcza końcówka negocjacji akcesyjnych i późniejsze przystąpienie do Unii Europejskiej pozwoliły zamknąć do pewnego stopnia okres transformacji. Uchwalane w latach 80. i 90. XX wieku akty prawne najczęściej dotykały deregulacji poprzedniego systemu. Po „ustawie Wilczka” [8], wprowadzającej pełną swobodę działalności gospodarczej, przyszła kolejna modyfikacja, firmowana przez polityczkę, również wywodzącą się z nominalnie lewicowego obozu. Była to tak zwana „ustawa Barbary Blidy”, wprowadzająca możliwość eksmisji na bruk [9]. Kolejne akty z pierwszej dekady XXI wieku przygotowywały państwo już do nowych realiów unijnych, wyraźnie wpływając na szereg zagadnień, które wiążą się z urbanizacją do dzisiaj. To wtedy uchwalono między innymi prawo ochrony środowiska (2001), prawo wodne (2001), kilka nowelizacji uchwalonego nieco wcześniej (1994) prawa budowlanego czy wreszcie, kluczową z punktu widzenia zawodu urbanistów, ustawę o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym (2003) [10]. Zwłaszcza ta ostatnia, dzięki zniesieniu całego obowiązującego wcześniej systemu zagospodarowania przestrzeni, włącznie z opracowanymi w jej ramach planami miejscowymi, zrewolucjonizowała polską przestrzeń i całą dotyczącą jej politykę osadniczą.

Premiera Dwóch tysięcy nie przypadkiem zbiega się z 15. rocznicą uchwalenia tej dziś powszechnie krytykowanej, a brzemiennej w skutkach ustawy. Także i przywołany tu prawny kontekst pozwala nam znaleźć klamrę, która zamyka okres będący przedmiotem zainteresowania tej książki. Wyznaczają ją przygotowania do uchwalenia kodeksu urbanistyczno-budowlanego. Nowa ustawa ma, w zamierzeniu swoich twórców, wpłynąć na sto kilkadziesiąt innych aktów prawnych, a przede wszystkim uporządkować dysfunkcje obecnego systemu. Dwa tysiące to tym samym nie tylko poradnik zawiłości z zakresu studiów miejskich, z którego mogliby skorzystać najeżdżający Polskę kosmici, wspomniani w przeboju Kazika Staszewskiego Mars napada, wydanym – jakżeby inaczej – w 2000 roku [11]. To również kronikarski zapis intrygującego w swej złożoności, a prawdopodobnie dobiegającego właśnie końca, okresu przemian polskiej przestrzeni zurbanizowanej. Pozwoli on ukazać właściwe dotyczące jej kluczowe procesy – neoliberalne przekształcenia społeczne i ekonomiczne, koncepcje „klasy kreatywnej”, liczne właściwości i dysfunkcje istniejącego systemu planowania przestrzennego czy głośną „dziką reprywatyzację”. Naczelny cel pracy stanowi zaś opisanie tych i wielu innych zjawisk towarzyszących osadnictwu początku XXI wieku. Lokuje to prowadzone rozważania gdzieś na styku monografii naukowej i urbanistycznej publicystyki, innym zaś razem stanowi swego rodzaju pornografię zbrodni dokonywanej na polskiej przestrzeni zurbanizowanej.

Główny cel tej książki stara się odzwierciedlić jej problemowa struktura, dlatego też podzielona została na dwie zasadnicze, aczkolwiek w wielu miejscach wzajemnie przenikające się części. W pierwszej rozwinięte zostały hasła dotyczące materialnego wymiaru przestrzeni zurbanizowanej, niekiedy określanego również mianem środowiska zbudowanego. W nawiązaniu do tradycji rzymskiej moglibyśmy ją nazwać przestrzenią urbs. W drugiej części umiejscowione są natomiast odniesienia do procesów społecznych i ekonomicznych, kształtujących wspólnotę polityczną – civitas. Dwa tak zakreślone poziomy pokazują złożoność ludzkiego osadnictwa i towarzyszących mu zjawisk. W ujęciu nestora rodzimej socjologii miasta Aleksandra Wallisa opisane zostały one zresztą jako dwa główne podsystemy przestrzeni zamieszkanej: miasto oraz społeczeństwo [12].

Ważnym kontekstem charakteryzującym tę książkę jest przy tym szersze określenie jej pola badawczego. Nie jest nim wyłącznie samo miasto, stanowiące bazę wyjściową dla przywołanej wyżej, Wallisowskiej dychotomii. Ten typ osadniczy jest bez wątpienia najbardziej prestiżowym obszarem dla większości badaczy. To miasta są wszak bardziej złożonymi od wsi tworami, tak społecznie, jak i urbanistycznie, a „zarazem główną areną walki politycznej, społecznej i klasowej” [13], tutejsze nieruchomości zaś wykazują się największą wartością rynkową. To w nich mieszka rosnący odsetek globalnej populacji. Wszystko to prawda, ale w Dwóch tysiącach opisany jest rodzimy wycinek urbanizacji. Polska pozostaje zaś ponadprzeciętnie wiejskim i rolniczym państwem. 39 proc. jej mieszkańców mieszka na wsi. Mało tego, także polskie miasta często nie przypominają wielkich ośrodków, a styl życia pozostałych 61 proc. w wielu przypadkach bliższy jest temu wiejskiemu niż właściwemu wielkim metropoliom. Wystarczy zwrócić uwagę, że w 30 największych miastach w Polsce żyje mniej niż 10 mln ludzi. Niemal trzy czwarte obywateli zamieszkuje zatem ośrodki mniejsze niż liczący 122 tysiące mieszkańców Płock [14]. Taki typ osadnictwa nie współgra z obrazem megamiast, najchętniej analizowanych przez współczesne studia miejskie głównego nurtu. W wypadku Polski dominujący typ jest zupełnie inny, nawet jeśli jest nim Sievertsowskie międzymieście niebędące ani to miastem z prawdziwego zdarzenia, ani też klasyczną wsią [15].

W obu częściach książki przyjęto właściwą dla leksykonów formułę hasłową. Słowa-klucze umożliwiają zarówno traktowanie Dwóch tysięcy jak książki przeznaczonej do czytania ciągiem, jak i za pomocą przeglądu tylko wybranych zagadnień. Ich powiązania obrazują zastosowane w wielu miejscach reguły przejść. Formuła słów kluczowych nie tylko pasuje do konwencji kapsuły czasu, którą trochę jest ten zbiór pojęć, ale też odpowiada hipertekstowej strukturze internetu i współczesnego marketingu, do których świadomie odwołuje się ta książka. Zapraszam zatem do wspólnej podróży po tej przestrzeni. Wypełnią ją nie tylko Warszawy i Krakowy, ale również Płocki czy zupełnie pomniejsze miejscowości, przedmieścia i trasy wylotowe. Proces społecznego wytwarzania przestrzeni, będący sednem teorii zapoczątkowanej klasyczną już książką Henriego Lefebvre’a [16], odnosi się do konfliktowego w swoim charakterze ścierania się interesów i walk klasowych zróżnicowanych interesariuszy przestrzeni. Nikt jednak nie powiedział, że proces ten zamyka się na rogatkach miast, nawet jeśli właśnie w ich obrębie przybiera swe najefektowniejsze i najbardziej intensywne formy. W pewnym sensie to właśnie „wylotówki” są najlepszym świadectwem polskiej urbanizacji początków XXI wieku. Ale o tym już za chwilę.

PODZIĘKOWANIA

Za pomoc w przygotowaniu tej książki dziękuję wszystkim, wspierającym mnie na różne sposoby, osobom i instytucjom. Wśród licznych, przyjaznych mojej pracy osób ogromny dług wdzięczności zaciągnąłem zwłaszcza u pomysłodawczyni tej publikacji Bogny Świątkowskiej, zapewniającej mi zarazem ogromny margines swobody jako autorowi. Dziękuję także prowadzącej cały proces wydawniczy Eli Petruk i reszcie zespołu Fundacji Bęc Zmiana, jak i Przemysławowi Witkowskiemu oraz Joannie Baranowskiej nadającym ręce i nogi językowej warstwie tej publikacji. Szczególnie cenne okazało się również okazane mi wsparcie merytoryczne, gwarantowane przede wszystkim przez pierwszych czytelników wstępnej wersji maszynopisu Dwóch tysięcy – Macieja Cesarskiego, Jacka Drozdę, Beatę Gawryszewską, Krzysztofa Hermana i Sebastiana Łapińskiego, jak i recenzenta – Marka Krajewskiego. Dzięki uwagom ich wszystkich książka ta przejrzana została okiem przedstawicieli tak zróżnicowanych dyscyplin, jak politologia, socjologia, urbanistyka, ekonomia, architektura i architektura krajobrazu, przez co z pewnością znacząco zyskała na wartości. Wszelkie potencjalne niedociągnięcia i błędy obciążają jednak oczywiście wyłącznie moje konto.

Za okazane wsparcie i cierpliwość dziękuję również rodzinie i przyjaciołom. Przede wszystkim mojej wspaniałej Żonie – Oli, konsekwentnie stojącej po mojej stronie Mamie – Ładzie, a także pozostałym dobrym duszom. Tych ostatnich w moim otoczeniu od dawna nie brakuje. Dusze te zamieszkują zaś przede wszystkim Warszawę, Białystok, Łódź, Olsztyn, Kolonię i Berlin. Dziękuję również Lucynie, będącej bardzo ważną mieszkanką Mokotowa, a także, życzliwym moim poszukiwaniom, pracownikom Instytutu Gospodarstwa Społecznego i całego Kolegium Ekonomiczno-Społecznego Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, jak i Katedry Sztuki Krajobrazu Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.

CZĘŚĆ 1. PRZESTRZEŃ MATERIALNA

APTEKI I BANKI

Zanikające społeczne życie polskich ulic doby XXI-wiecznego neoliberalizmu jest zawłaszczane przez wszędobylską obecność aptek i banków. Podczas gdy funkcjonowanie przestrzeni publicznej przesuwa się w kierunku → galerii handlowych, miejsca tradycyjnych punktów usługowych opanowują najczęściej miejsca sprzedaży leków i usług finansowych. W wypadku obu tych typów instytucji mowa o sumiennych płatnikach najmu lokali. Nikt nie dysponuje takimi funduszami, jak podmioty sektora finansowego, podobnie uprzywilejowane są punkty sprzedaży leków, niemuszące obawiać się spadku popytu w starzejącym się społeczeństwie. Klienci aptek i banków są na ogół spokojni, nieuciążliwi dla otoczenia. Wszystko to zachęca właścicieli lokali usługowych do preferowania przedsiębiorstw z tych właśnie branż. Z drugiej strony, stateczne instytucje w niewielkim stopniu zachęcają do społecznych interakcji. Walnie przyczyniają się raczej do tworzenia monofunkcyjnych pustyni, stojących w sprzeczności z tradycyjnie rozumianym miastem nie tylko jako przestrzenią materialną, ale i strukturą relacji łączących ludzi.

Jaskrawym przykładem zjawiska nadreprezentacji aptek i banków stała się najbardziej prestiżowa ulica Łodzi, Piotrkowska, powracająca powoli do konkurencji o zainteresowanie mieszkańców z centrami handlowymi. Jak pokazuje dorobek ostatnich lat w polskiej przestrzeni zurbanizowanej, jedynymi miejscami potrafiącymi równie skutecznie walczyć o swoją obecność w jej obrębie, co apteki i banki, są różne placówki sieciowe albo całodobowe sklepy monopolowe nienarzekające na brak klienteli w zdegradowanych dzielnicach oraz sklepy z odzieżą używaną.

BAR MLECZNY

Chociaż bary mleczne są wynalazkiem dwudziestolecia międzywojennego, tego typu punkty gastronomiczne postrzega się przeważnie jako relikty Polski Ludowej. Działające pod tą nazwą w całym kraju bary samoobsługowe słyną z niskich cen posiłków, przez co długo kojarzono je z mniej zamożną grupą klientów. W menu znajdują się przede wszystkim tradycyjne polskie dania, chociaż wbrew ich nazwie w asortymencie są praktycznie wszystkie rodzaje potraw, zwłaszcza różne warianty pierogów i naleśników. Brakuje tylko alkoholu. Niektóre placówki zamknęły już swoje podwoje, wskutek czego sieć barów mlecznych jest rzadsza niż w minionych dekadach. Są jednak w dalszym ciągu obecne w wielu miastach i miasteczkach Polski. Ich szczególnym atutem jest fakt częstego ulokowania w atrakcyjnych lokalizacjach w centrach miast, jak białostocki Podlasiak położony przy najbardziej prestiżowej przestrzeni reprezentacyjnej miasta, Rynku Kościuszki.

Nowym trendem w zarządzaniu barami mlecznymi jest natomiast pojawienie się skomercjalizowanych placówek, prowadzonych przez prywatnych ajentów, co wpłynęło na poprawę jakości obsługi i wizerunku barów.

To właśnie prywatny najemca przywrócił funkcjonowanie słynnego baru mlecznego „Prasowy” przy ulicy Marszałkowskiej w Warszawie. Położony w centralnej i intensywnie → gentryfikującej się części Śródmieścia lokal został wcześniej zamknięty, następnie zaś „otwarty” na nowo przez grupę anarchistów i aktywistów miejskich. Sprzeciwiali się oni w ten sposób polityce lokalowej władz dzielnicy. W pustostanie uruchomili na jeden dzień bar oferujący posiłki według formuły „zapłać, ile chcesz”. Głośna akcja z jesieni 2011 roku spotkała się ze zdecydowanym oporem lokalnych władz, które skierowały przeciw aktywistom znaczne siły policyjne. Krytykowali ją też przeciwnicy idei skłotowania pustostanów, argumentujący, iż działania te naruszały → święte prawo własności. Zagorzałym przeciwnikiem akcji był burmistrz dzielnicy Wojciech Bartelski, publicznie deklarujący pogardliwy stosunek wobec egalitarnego wymiaru polityki miejskiej. Polityk Platformy Obywatelskiej argumentował, że centralna dzielnica nie powinna być „tania i przaśna”, lecz pełnić przede wszystkim funkcje reprezentacyjne. Jak sugerował, „albo będzie tanio i przaśnie, albo nieco drożej, ale nowocześnie”, czyli w zgodzie z „zachodnimi” ambicjami Polaków – a przynajmniej na tyle zachodnimi, na ile postrzega to były burmistrz. Po kolejnych wyborach osłabiona w Śródmieściu PO zachowała wprawdzie władzę, ale kontrowersyjny burmistrz nie zdołał utrzymać się na swoim stanowisku.

BAZAR

W 2015 roku istniało w Polsce 2,2 tys. targowisk stałych, co oznacza, że w ciągu piętnastu lat ubyło ich nieco ponad 150. W analogicznym okresie przybyło natomiast przeszło 1,5 tys. obiektów sezonowych (do liczby 6,8 tys.) [17]. To właśnie na przykładzie tych miejsc widać wyraźnie dojrzewanie polskiej transformacji gospodarczej. Najpierw zauważalna była erupcja handlu ulicznego, ucieleśniona w popularnych stoiskach „szczękach” – ulicznych kramach wystawianych na zdezelowanych łóżkach polowych w całym kraju, dzięki którym odradzało życie gospodarcze po upadku PRL [18]. Targowiska, często zaniedbane i niedoinwestowane, współcześnie niekiedy poddają się już → gentryfikacji. Sprzyja to utracie ich egalitarnego charakteru i zmienia zespół mniej dostępnych i droższych punktów handlowych. Widoczna staje się ogólna uniformizacja takich placówek. Rozpoczął się proces ich porządkowania pod względem architektonicznym, zwłaszcza w kwestii zadaszenia. Także tu dociera rozwój technologiczny. Na niektórych bazarach możliwe jest już nawet używanie kart płatniczych.

Najsłynniejszym polskim targowiskiem był Jarmark Europa. Działał na koronie i błoniach zamkniętego w latach 80. ubiegłego wieku Stadionu Dziesięciolecia, położonego na skraju prawobrzeżnych warszawskich osiedli: Grochowa i Saskiej Kępy. Odwiedzane przez setki tysięcy mieszkańców całej Polski targowisko słynęło z dostępności najróżniejszych towarów, często podrabianych. Wedle ludowego porzekadła, dzięki możliwości skompletowania wszystkich części można było kupić tam radziecki czołg. Podobnie jak wiele innych polskich bazarów, Jarmark Europa stał się miejscem pracy handlarzy ze Wschodu – terytorium byłego ZSRR i Azji, zwłaszcza Wietnamu, a tym samym najbardziej wielokulturowym adresem w kraju. Także i warszawski stadion poddany został z czasem uniformizacji. Handlarzy relokowano na kilka peryferyjnie położonych targowisk, a na miejscu starego obiektu sportowego wybudowano, w związku z organizacją → Euro 2012, nowy. Sześć lat po zakończeniu tego turnieju większa część dawnego bazaru pozostaje niezagospodarowana. W dawnym kształcie funkcjonuje jeszcze jego niewielka część po stronie grochowskiej, stojąca na prywatnym gruncie.

BLOK

Chociaż bloki mieszkalne stały się jednymi z najbardziej wyśmiewanych symboli budownictwa z okresu Polski Ludowej, do dzisiaj stanowią praktycznie najpowszechniejszą polską formę osadniczą. Zwłaszcza w miastach, aczkolwiek spotyka je się i we wsiach, umieszczane przy dawnych Państwowych Gospodarstwach Rolnych. W pierwszych latach po 1989 roku, wykonane w przemysłowych technologiach, blokowiska miały kiepską opinię i były mało atrakcyjną ofertą na rynku nieruchomości. W kolejnych dekadach po upadku realnego socjalizmu budynki te zaczęły jednak znów cieszyć się zainteresowaniem. Sprzyja temu ich często atrakcyjne położenie, dobra dostępność usług czy niska cena. Ta ostatnia stała się szczególnie ważna po skokowym wzroście wartości rynkowej nieruchomości w połowie pierwszej dekady XXI wieku.

Demonizowane dawniej bloki stają się współcześnie obiektem reinwestycji, włącznie z kontrowersyjną → paste­lozą czy działaniami mającymi podnieść ich wartość prestiżową. Widać to na przykładzie wtórnego grodzenia niektórych osiedli. Upodabnia to je do kompleksów oddawanych do użytku współcześnie przez → deweloperów, w istocie będących dzisiejszymi odpowiednikami peerelowskich blokowisk. Tematem powracającym w debacie publicznej jest stan techniczny bloków, szczególnie tych zbudowanych w technologii wielkiej płyty. Nie ulega wątpliwości, że powszechność tego typu zabudowy w Polsce sprzyjać może utworzeniu ogromnego rynku napraw dla przedsiębiorstw budowlanych. Skłania to do postawienia pytania o rzeczywiste motywacje towarzyszące postulowanej modernizacji blokowisk [19].

Przypisy

[1] Parafraza wystąpienia Joanny Szczepkowskiej w Dzienniku Telewizyjnym z 28 października 1989 roku.

[2] A. Giddens, Trzecia droga. Odnowa socjaldemokracji, Książka i Wiedza, Warszawa 1999, s. 11-61.

[3] D. Sudjic, Język miast, Karakter, Kraków 2017, ebook.

[4] M. Zappavigna, Social media photography: construing subjectivity in Instagram images, „Visual Communication” 2016, nr 3, t. 15, passim.

[5] M. Skoric, Q. Zhu, D. Goh, N. Pang, Social media and citizen engagement: A meta-analytic review, „New Media & Society” 2016, nr 9, t. 18, s. 17.

[6] S. Graham, Vertical. The City from Satellites to Bunkers, Verso, New York 2016, ebook.

[7] D. Harvey, Przestrzenie globalnego kapitalizmu. W stronę teorii rozwoju nierównego geograficznie, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2016, s. 60-72.

[8]Ustawa z 23 grudnia 1988 r. o działalności gospodarczej, Dz.U. 1988 nr 41 poz. 324.

[9]Ustawa z 2 lipca 1994 r. o najmie lokali mieszkalnych i dodatkach mieszkaniowych, Dz.U. 1994 nr 105 poz. 509. Szczególnie ciekawym przykładem wolnorynkowej mentalności byłych polityków komunistycznych jest przypadek Mieczysława Wilczka, autora wspomnianej wcześniej ustawy z 1988 r. zdecydowanie zwiększającej swobody gospodarcze. Jeszcze 20 lat po upadku realnego socjalizmu otwarcie argumentował on na rzecz deregulacji, prywatyzacji kolei czy ograniczania roli związków zawodowych. Zob. M. Wilczek, Wyzwoliłem prywatną inicjatywę, rozmawia K.A. Kowalczyk, [w:] K. Gołata (oprac.), Bohaterowie polskiej transformacji ’89 ’09, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2009, passim.

[10]Ustawa z 27 kwietnia 2001 r. Prawo ochrony środowiska, Dz.U. 2001 nr 62 poz. 627; Ustawa z 18 lipca 2001 r. Prawo wodne, Dz.U. 2001 nr 115 poz. 1229; Ustawa z 27 marca 2003 r. o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, Dz.U. 2003 nr 80 poz. 717.

[11] Kazik, Mars napada, P Records 2000.

[12] A. Wallis, Socjologia przestrzeni, oprac. E. Grabska-Wallis, M. Oficerska, Niezależna Oficyna Wydawnicza, Warszawa 1990, s. 45.

[13] D. Harvey, Bunt miast. Prawo do miasta i miejska rewolucja, Fundacja Bęc Zmiana, Warszawa 2012, s. 101.

[14] Zob. The United Nations Population Divisions World Urbanization Prospects, Urban population (% of total), http://bit.ly/1fktHSb, dostęp: 28 czerwca 2017; Miasta największe pod względem liczby ludności – stan na 31.12.2015 r., http://bit.ly/2tilA9z, dostęp: 28 czerwca 2017.

[15] T. Sieverts, Zwischenschadt: zwischen Ort und Welt Raum und Zeit Stadt und Land, Springer Fachmedien Wiesbaden, Wiesbaden 1998, s. 7.

[16] Szerzej zob. H. Lefebvre, The Production of Space, Blackwell, Oxford 1991.

[17] Bank Danych Lokalnych GUS.

[18] Kacper Pobłocki określa z tego powodu transformacyjny okres polskiego kapitalizmu na przełomie ósmej i dziewiątej dekady XX w. mianem kapitalizmu ulicznego. Por. tegoż Kapitalizm. Historia krótkiego trwania, Fundacja Bęc Zmiana, Warszawa 2017, s. 515.

[19] Ł. Drozda, Urbanistyka socmodernistyczna na przykładzie polskich blokowisk z lat 70. i 80. XX w., „Studia Miejskie” 2017, nr 2, t. 26, s. 113-124.