Dziedzic i panna - Carole Mortimer - ebook

Dziedzic i panna ebook

Carole Mortimer

0,0
14,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Gabriel Faulkner poszukuje kandydatki na żonę. Nie jest to łatwe, ponieważ w przeszłości był wplątany w skandal towarzyski i stracił fortunę. Pewnego dnia dowiaduje się, że został spadkobiercą hrabiego Westbourne i prawnym opiekunem jego trzech córek. Natychmiast proponuje małżeństwo tej, która zgodzi się go poślubić. Nie wie, że panny Copeland ani myślą uznać autorytet nowego opiekuna…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 235

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Master89wt

Dobrze spędzony czas

Polubiłam oboje głównych bohaterów :) dobrze się to czytało
00

Popularność




Carole Mortimer

Dziedzic i panna

Tłumaczenie: Barbara Ert-Eberdt

Rozdział pierwszy

– Na Boga, coś ty z sobą zrobił, Nathanielu?! – wykrzyknął lord Gabriel Faulkner, hrabia Westbourne, zapominając o typowym dla siebie wielkopańskim dystansie.

Widok leżącego w łóżku przyjaciela był przygnębiający. Sińce na twarzy lorda Nathaniela Thorne’a, hrabiego Osbourne, mieniły się wszystkimi kolorami tęczy. Bandaże owijające nagą, umięśnioną klatkę piersiową pozwalały snuć przypuszczenie, że ma również kilka złamanych żeber.

– Pani wybaczy – zmitygował się Gabriel i skłonił się grzecznie damie stojącej przy drzwiach.

– Nie ma za co – odpowiedziała Gertrude Wilson, ciotka Osbourne’a. – Doświadczyłam podobnego uczucia, gdy ujrzałam siostrzeńca cztery dni temu.

– Przestańcie rozmawiać o mnie jak o nieobecnym – odezwał się chory.

– Doktor kazał ci odpoczywać, Nathanielu – upomniała go stanowczym tonem ciotka. – Zostawiam was samych, milordzie – dodała, obrzucając przenikliwym spojrzeniem gościa. – Możecie porozmawiać, ale nie dłużej niż dziesięć minut. Sam pan widzi, Nathaniel bardziej potrzebuje spokoju niż towarzyskich pogawędek. Chodź, Betsy. – Odwróciła się za siebie. – Czas wyprowadzić Hectora na spacer.

Gabriel nie rozumiał, co mają znaczyć ostatnie słowa starszej pani, dopóki zza jej pleców nie wyłoniła się drobna młoda dziewczyna z bladą twarzą otoczoną kruczoczarnymi loczkami, w której jaśniały piękne niebieskie oczy. Dziewczyna trzymała na rękach małego pieska.

– Jeśli nie przestaniecie traktować mnie jak małe dziecko, to skręcę komuś kark! – zirytował się Nathaniel. – Cieszę się, że cię widzę, Gabe – zwrócił się cieplejszym tonem do gościa, gdy po odejściu ciotki i jej towarzyszki dżentelmeni zostali sami.

Chory spróbował usiąść. Widoczny na jego twarzy grymas bólu dowodził, że stan zdrowia Nathaniela był gorszy, niż mu się wydawało.

– Nie ruszaj się, stary. – Gabriel zbliżył się do łóżka przyjaciela.

Jego przystojna twarz, w której dominowały przenikliwe ciemnoniebieskie oczy, na powrót przybrała zwykły, pewny siebie wyraz. Był wysoki i ciemnowłosy. W nienagannie skrojonym czarnym surducie, srebrzystej kamizelce, szarych spodniach i czarnych butach do kolan hrabia Westbourne prezentował typ angielskiego dżentelmena, chociaż ostatnich osiem lat spędził na kontynencie.

Osbourne oparł się o stos poduszek.

– Miałeś udać się bezpośrednio do Shoreley Park po powrocie z Wenecji, czyż nie? Rodzi się zatem pytanie…

– Czy ciotka nie kazała ci odpoczywać, Nate? – przerwał mu Gabriel, unosząc jedną brew.

– Zupełnie niepotrzebnie przeniosła mnie z własnego domu pod swoje opiekuńcze skrzydła. Gdybym pozwolił jej robić wszystko, na co ma ochotę, przywiązałaby mnie do łóżka i zakazała wstępu gościom! – wybuchnął Osbourne.

Gabriel rozumiał, skąd się wzięły pretensje przyjaciela, wiedział jednak, że jego krewna postąpiła właściwie. Nate cierpiał i nie był w stanie sam o siebie zadbać.

– Cóż ci się przytrafiło? – zapytał, siadając na krześle stojącym przy łóżku.

– Jedno jest pewne: nie ja sobie to zrobiłem – odparł, krzywiąc się Nathaniel.

Służąc razem z Osbourne’em przez pięć lat w szeregach armii Jego Królewskiej Mości, Gabriel zdążył się przekonać, jak zręcznie przyjaciel posługiwał się zarówno szablą, jak i pistoletami.

– Jak do tego doszło?

– Małe… nieporozumienie pod nowym klubem Dominica, z użyciem czterech par pięści i tyluż samo ciężko podkutych butów.

– Ach, tak. A czy te cztery pary pięści i tyleż samo ciężko podkutych butów mają coś wspólnego z kursującymi po mieście plotkami o nagłym zgonie niejakiego Nicholasa Browna?

– Widziałeś więc Dominica? – ucieszył się Nathaniel. Miał na myśli ich wspólnego przyjaciela, Dominica Vaughna, hrabiego Blackstone, który ograł w szulerni pewnego szubrawca nazwiskiem Nicholas Brown. Ten nie zamierzał uznać przegranej i wygrażał się Dominicowi, dopóki ów nie uciekł się do radykalnego sposobu zakończenia sporu.

– Niestety, nie. Udałem się do Blackstone House z samego rana, zaraz po przyjeździe do Londynu, ale poinformowano mnie, że Dominica nie ma w domu, bo wyjechał na kilka dni na wieś.

Przyjaźnili się od czasów szkolnych. Gabriel miał nadzieję, że nagły wyjazd Dominika z Londynu nie oznacza, że po zastrzeleniu Nicholasa Browna czeka go wygnanie.

– Nie jest tak, jak myślisz. – Nathaniel uśmiechnął się, sięgając po leżącą na nocnym stoliku kartkę i wręczając ją przyjacielowi. – Władze przyjęły wyjaśnienia na temat zajścia, złożone przez Dominica. Wygląda na to, że pojechał do Hampshire, aby złożyć wizytę rodzinie kobiety, z którą zamierza się ożenić. Przeczytaj, co napisał do mnie przed wyruszeniem w drogę.

Gabriel przebiegł wzrokiem treść krótkiego i lakonicznego listu. Najwyraźniej pisany w pośpiechu, informował, że Dominic udał się do Hampshire z zamiarem uzyskania zgody prawnego opiekuna swojej wybranki na wzięcie z nią ślubu. Znajdowała się tam też uwaga, że o szczegółach Dominic opowie po powrocie.

– A kim jest ta panna Morton? – spytał, odkładając kartkę na nocny stolik.

– Skończona piękność – orzekł Osbourne. – Naturalnie, nie byłem tego świadomy od razu, bo gdy widziałem ją po raz pierwszy, miała na twarzy wysadzaną drogimi kamieniami czarną maskę, a na głowie kruczoczarną perukę. Jednak kiedy zdjęła maskę…

– Maskę? – powtórzył zdziwiony Gabriel.

Sceptycyzm przyjaciela przytłumił entuzjazm Nathaniela.

– Śpiewała w klubie owego wieczoru, gdy doszło do bójki. Dominic i ja nie mieliśmy wyboru, musieliśmy wstąpić i… – Umilkł, uciszony uniesioną w górę dłonią przyjaciela.

– Poczekaj, zastanówmy się, czy dobrze cię zrozumiałem. Twierdzisz, że Blackstone zamierza poprosić o rękę kobietę, która śpiewała w kasynie dla dżentelmenów, ukryta pod maską i peruką? – zapytał Gabriel, nie kryjąc, że nie pochwala tego rodzaju lekkomyślności.

– Tak… to znaczy… wydaje mi się – potwierdził zbity z tropu Nathaniel.

– Czy Dominic postradał zmysły? A może też oberwał po głowie jedną z tych pięści lub ciężko podkutym butem?! – zirytował się Gabriel. Nie wyobrażał sobie, aby arystokrata mógł ożenić się ze śpiewaczką z domu gry, choćby była skończoną pięknością.

– Przecież napisał, że wszystko wytłumaczy po powrocie.

– Wtedy będzie za późno, aby uratować go przed nieodpowiedzialnym krokiem – orzekł Westbourne. – Wierz mi, rodzina owej kobiety skwapliwie przyjmie propozycję małżeńską ze strony hrabiego. Nie byłbym zdziwiony, gdyby Dominic przyjechał do Londynu żonaty. Sytuacja jest poważna! – podkreślił, wyraźnie zaniepokojony, że przyjaciel tak łatwo wpadł w pułapkę zastawioną przez ową „skończoną piękność”.

– Ja widzę to zupełnie inaczej – zaoponował Nathaniel, starając się rozproszyć własne wątpliwości. – Rozmawiałem z nią i sprawiła na mnie wrażenie damy z naszej sfery.

– Mój drogi, nie bywałem w kręgach londyńskiej socjety od dobrych paru lat, ale nie wierzę, by aż tak się zmieniła, że zaakceptowała występowanie damy w męskim klubie.

– No cóż. – Argument przyjaciela dał do myślenia Nathanielowi. – W takim razie, skoro wybierasz się do Hampshire, mógłbyś znaleźć Dominica i…

– Plan podróży do Shoreley Park zdezaktualizował się. – Gabriel wpadł w słowo Nate’owi. Stało się tak wskutek rozmowy, którą wcześniej tego ranka przeprowadził w kancelarii prawnika. – Gdy zszedłem z pokładu statku – podjął – na angielskim nabrzeżu czekał na mnie posłaniec z listem od mojego doradcy prawnego, w którym prosił o niezwłoczne spotkanie. Okazało się, że trzy panny Copeland, z których każda odrzuciła moje oświadczyny, opuściły Shoreley Park, i to bez wątpienia właśnie w związku z zapowiedzianą tam wizytą.

Okoliczność ta bynajmniej nie ucieszyła Gabriela. Nie dość, że doznał od nich zniewagi, jaką było odrzucenie oferty matrymonialnej, to na dodatek musi odnaleźć buntowniczki.

Niespodziewanie stał się hrabią Westbourne po tym, jak dwaj kolejni dziedzice tytułu polegli pod Waterloo. Wraz z tytułem przypadła mu piecza nad trzema niezamężnymi córkami poprzedniego hrabiego. W tych okolicznościach, ponieważ nie widział wokół siebie odpowiedniej kandydatki na żonę, uznał za stosowne zaproponować małżeństwo jednej z nich. Odmówiła mu, a jej siostry natychmiast poszły w jej ślady. W dodatku wszystkie panny Copeland zakwestionowały jego autorytet.

– Kontaktowałem się wcześniej z Dominikiem, bo postanowiłem przyjąć jego zaproszenie do zatrzymania się w Blackstone House po powrocie do Londynu. W związku z jego wyjazdem na wieś będę musiał zamieszkać u siebie, w Westbourne House.

– Przecież ten dom jest niezamieszkany od dziesięciu lat – zauważył Nathaniel. – To istne mauzoleum, prawdopodobnie pełne myszy i pajęczyn.

Gabriel był w pełni świadomy stanu zaniedbania Westbourne House i dlatego zwlekał z wstąpieniem do londyńskiej rezydencji. Po spotkaniu z prawnikiem udał się do Dominica do Blackstone House i dowiedział się, że ten wybrał się na wieś. Pojechał więc do Nathaniela, do Osbourne House, gdzie z kolei został poinformowany, że ów mieszka w domu ciotki, pani Gertrude Wilson, co oznaczało, że nie może się zatrzymać w domu przyjaciela.

– Nic nie stoi na przeszkodzie, byś zamieszkał w Osbourne House podczas mojej nieobecności – oznajmił Nathaniel, jakby czytał w myślach przyjaciela. – Moglibyśmy wrócić tam obaj, gdyby nie to, że ciotka postanowiła wywieźć mnie na wieś dzisiaj po południu – wyjaśnił, niezadowolony z tego pomysłu, i dodał: – Pamiętaj, nie pozwól, by kobieta tobą rządziła. One wykorzystują każdą naszą słabość.

Gabriel nie miał najmniejszego zamiaru dać się wodzić za nos jakiejkolwiek kobiecie po bolesnej nauczce, którą dostał osiem lat temu.

– A niech to! – zreflektował się Nathaniel. – Nie chciałem…

– Wiem. Miło z twojej strony, że proponujesz mi swój dom, ale i tak będę musiał zamieszkać w Westbourne House, więc mogę to zrobić teraz. – Gabriel wstał z krzesła. – Zorientuję się, czy uda mi się wysłać do Hampshire kogoś z głową na karku, żeby odnalazł Dominica i przemówił mu do rozsądku, zanim będzie za późno.

Socjeta, o czym Gabriel wiedział aż nadto dobrze, nie przejdzie do porządku dziennego nad takim mezaliansem, jak małżeństwo hrabiego z kobietą, która śpiewała w kasynie.

– Na mnie czas, zanim pani Wilson wróci i siłą mnie przepędzi! – Westbourne starannie wyprostował koronkowy mankiet koszuli, wystający z rękawa surduta.

– Nie sądzę, by do tego doszło. – Nathaniel zadzwonił na lokaja, by sprowadził przyjaciela na dół. – Ciotka Gertrude wykorzystuje moją słabość, mocno jednak wątpię, czy nadużyłaby swojej władzy wobec ciebie.

Gabriel zaobserwował z ulgą, że pani Wilson była wobec niego uprzejma, choć może nieco chłodna. Po latach bojkotu towarzyskiego była to wielka odmiana. Najwyraźniej tytuł hrabiowski robi swoje, pomyślał.

– Bądź szczęśliwy, że masz krewną, która chce się o ciebie troszczyć – zauważył cierpko. Jego rodzina nie zadała sobie trudu, żeby choć dowiedzieć się, co się z nim działo przez ostatnich osiem lat, a co dopiero mówić o zainteresowaniu się jego zdrowiem.

W drodze do Westbourne House Gabriel zastanawiał się, czy teraz, gdy odziedziczył powszechnie szanowany tytuł wraz z przynależnym do niego bogactwem, dobrami ziemskimi i władzą, zmieni się postawa jego rodziny. Krewni nie chcieli go znać przez minione lata. Postanowił więc, że nawet jeśli oni wykażą zainteresowanie, to on nie będzie się palił do odnowienia zerwanych więzi.

Kilka minut później Gabriel zajechał pod Westbourne House. Frontowe drzwi otworzył kamerdyner w nienagannej liberii, który poinformował przybyłego, że lady Diany nie ma w domu, ale jej powrót jest spodziewany w każdej chwili. Czyżby chodziło o lady Dianę Copeland? – zdumiał się Gabriel. Jedną z buntowniczych córek nieżyjącego hrabiego? Ciekawe, jak długo przebywa w Westbourne House?

– Milady, pan hrabia prosi, by zaraz po powrocie zechciała pani spotkać się z nim w bibliotece – poinformował Soames lady Dianę Copeland, otworzywszy drzwi wejściowe, by wpuścić ją do środka.

Zamiast wejść, stanęła w progu jak wryta.

– Hrabia…?

– Westbourne, milady.

Lord Gabriel Faulkner? Tutaj? Teraz? Czeka w bibliotece…

Zreflektowała się. Któż inny, jak nie lord Gabriel Faulkner, który niedawno odziedziczył tytuł hrabiego Westbourne, mógł mieć prawo czekać teraz na nią we własnej bibliotece? A poza tym, czy to nie doskonała, choć nieoczekiwana okazja, by poinformować hrabiego, co ona myśli o nim i jego propozycji małżeńskiej, skierowanej pod adresem jej i sióstr, a także o poważnych skutkach tego niedorzecznego pomysłu?

– Dziękuję, Soamesie.

Pewnym krokiem Diana weszła do holu, zdjęła kapelusz i wraz z parasolką oddała go pokojówce towarzyszącej jej w wyprawie poza dom.

– Czy ciotka Humphries nadal przebywa w swoich pokojach?

– Tak – potwierdził kamerdyner z obojętnym obliczem, jakie powinno charakteryzować doskonałego kamerdynera.

Mimo wszystko Diana wyczuwała, że sługa ma za złe pani Humphries, iż położyła się do łóżka tuż po przyjeździe przed trzema dniami i pozostawała w nim, podczas gdy Diana zarządziła porządkowanie domu od strychu po piwnice.

Nie wiedziała, co zastanie w Westbourne House, gdy postanowiła tam się zatrzymać. Wcześniej ani ona, ani jej siostry nie były w Londynie i nie znały tamtejszej rezydencji rodzinnej. Ich ojciec, poprzedni hrabia Westbourne, przez ostatnich dziesięć lat aż do śmierci, do której doszło pół roku temu, też nie odwiedził rezydencji.

Londyński dom okazał się jeszcze bardziej zaniedbany, niż Diana oczekiwała. Potwierdziło się również, że nowy hrabia jeszcze nie przyjechał z Wenecji, by przejąć rezydencję. Garstka służących pozostałych w opuszczonym domostwie nie przykładała się do obowiązków pod nieobecność gospodarzy. Diana uciekła się do radykalnego środka, zwalniając tych, którzy nie chcieli lub nie potrafili pracować, i angażując nowych. Pierwszym zadaniem skompletowanej służby było gruntowne wysprzątanie domu.

Teraz z satysfakcją patrzyła na rezultaty. Wywoskowane meble i podłogi lśniły. Codzienne wielogodzinne wietrzenie zrobiło swoje – prawie nie wyczuwało się zapachu stęchlizny. Hrabia na pewno nie będzie miał zastrzeżeń co do stanu londyńskiej siedziby, pomyślała. Była świadoma, że unikała pierwszego spotkania z nowym hrabią aż nadto długo…

– Bądź tak dobry i każ podać do biblioteki herbatę – poinstruowała Soamesa.

Pod okiem świeżo zatrudnionego kamerdynera, którego Diana dokładnie przepytała przed przyjęciem do pracy, służba, zarówno dawna, jak i nowa, skutecznie zabrała się do pracy i funkcjonowała jak w zegarku.

– Oczywiście. – Soames ukłonił się sztywno. – Dla jednej czy dla dwóch osób? Mniej więcej przed godziną pan hrabia zażyczył sobie do biblioteki karafkę brandy – wyjaśnił.

Diana nie mogła się powstrzymać i zerknęła na stojący w holu zegar. Wskazywał godzinę dwunastą – stanowczo zbyt wczesną na raczenie się brandy. No cóż, spędziła dwadzieścia jeden lat życia na wsi i niewiele wiedziała o londyńskich zwyczajach. A może hrabia, który przez wiele lat mieszkał w Wenecji, przesiąkł włoskimi zwyczajami? Tak czy owak filiżanka herbaty dobrze zrobi lordowi Gabrielowi Faulknerowi, uznała. O wiele lepiej niż kieliszek, a może dwa, brandy.

– Dla dwóch osób. Dziękuję, Soamesie. – Odprawiła go ruchem głowy. Wzięła głęboki oddech i skierowała się do biblioteki.

– Proszę wejść – rzucił Gabriel, słysząc pukanie do drzwi. Stał z niedopitym kieliszkiem brandy przy oknie, z którego patrzył na coś, co kiedyś było ogrodem, a obecnie raczej przypominało dżunglę. Ktoś, kto zadbał o wysprzątanie i uporządkowanie domu – prawdopodobnie nieobecna lady Diana – nie zdążył jeszcze zaprowadzić porządku w ogrodzie, pomyślał.

Odwrócił się plecami do słońca, kryjąc twarz w cieniu, gdy do pokoju wkroczyła młoda dama z energią harmonizującą z jej elegancką sylwetką i zamknęła za sobą drzwi.

Pierwsze, co zauważył Gabriel, to kolor jej włosów – ni to blond, ni to rudy – spiętych wysoko na czubku głowy i skręconych w twarzowe, miękkie loczki opadające na kark i czoło. Miękkość loczków kontrastowała z ostro zarysowanym podbródkiem. Spojrzenie niebieskich jak suknia oczu spoczęło z dezaprobatą na kieliszku, który trzymał w dłoni, po czym napotkały jego wzrok z tym samym hardym wyrazem, z jakim młoda kobieta uniosła spiczastą brodę.

– Lady Diana Copeland, jak się domyślam?

Gabriel lekko skłonił głowę, nie ujawniając ani tonem głosu, ani wyrazem twarzy zdziwienia, że spotyka ją tutaj, chociaż ostatnie instrukcje, jakie listownie wydał siostrom Copeland, nakazywały im pozostać w Shoreley Park w Hampshire i tam czekać na jego powrót.

– Tak, milordzie – odparła, na krótko pochylając głowę.

Wypowiedziała tylko dwa słowa, a mimo to Gabrielowi przeszedł dreszcz po plecach. Lekko schrypnięty głos nie przystawał do młodej damy z towarzystwa, pasował raczej do kochanki szepczącej słowa miłości.

– Jeśli wziąć pod uwagę wiek panien Copeland, to jakie miejsce pani zajmuje: pierwsze czy ostatnie?

Gabriel nie zadał sobie trudu i nie zebrał żadnych informacji o podopiecznych. Wiedział jedynie, że wszystkie są w odpowiednim wieku do zamążpójścia. Uważał, że zdąży bliżej je poznać, gdy jedna z sióstr zgodzi się zostać jego żoną.

– Jestem najstarsza, milordzie. – Diana Copeland weszła na środek pokoju. W świetle słonecznym jej włosy zalśniły złociście. – Chciałam z panem porozmawiać na temat sióstr.

– Nie interesuje mnie ten temat – zirytował się Gabriel.

– Ośmielam się zasugerować, by jednak zechciał pan się nim zainteresować – odparła Diana. Lodowaty ton oraz usztywnienie ramion świadczyły o tym, że poczuła się urażona.

– Moja droga. Ufam, że będąc pani opiekunem, mogę się tak do pani zwracać? Sugeruję – kontynuował, nie czekając na jej odpowiedź – by w przyszłości nie próbowała pani mówić mi, czym powinienem, a czym nie powinienem się interesować. – Młoda kobieta, przyzwyczajona stawiać na swoim, nie stanowiła wyzwania dla Gabriela, który spędził wiele lat jako oficer w służbie Jego Królewskiej Mości. – Pozwoli pani, że ja będę decydował, o czym będziemy rozmawiać. W tej chwili ciekawi mnie dlaczego, wbrew moim instrukcjom, przyjechała pani do Londynu? – zakończył pytaniem i zbliżył się do środka pokoju.

Jakkolwiek miała zabrzmieć ostra odpowiedź, nie została wypowiedziana, kiedy hrabia wyszedł ze słonecznej poświaty i Diana zobaczyła go wyraźnie.

Był wprost… wspaniały!

Żadne inne słowo nie oddałoby męskiej urody twarzy o wyrazistych rysach, pełnych zmysłowych ustach oraz oczach tak ciemnoniebieskich, że niemal czarnych niczym niebo podczas mroźnej zimowej nocy. Ułożone włosy opadały niesfornymi lokami na czoło i wiły się nad karkiem. Czarny surdut opinał szerokie barki, srebrzysta kamizelka była ostatnim krzykiem mody, szare spodnie przylegały do długich, umięśnionych nóg, a całości stroju dopełniały wyglansowane, wysokie czarne buty.

Lord Gabriel Faulkner, nowy hrabia Wesbourne, był niewątpliwie najelegantszym i najdoskonalszym okazem arystokraty, jakiego zdarzyło się widzieć Dianie…

– Nadal czekam na wytłumaczenie, dlaczego nie była mi pani posłuszna i przyjechała do Londynu.

…a także niebywałe aroganckim mężczyzną, zakończyła rozmyślania Diana. Utraciła matkę, gdy miała zaledwie jedenaście lat. W tej sytuacji z czasem przejęła rolę matki młodszych sióstr i pani domu ojca. Sprawiło to, że raczej nawykła do wydawania rozkazów niż ich słuchania. Uniosła brodę jeszcze wyżej i oświadczyła:

– Pan Johnston poinformował nas jedynie, że wybiera się pan do Shoreley Park wkrótce po powrocie z Wenecji. Ponieważ nie potrafił sprecyzować, kiedy mogłoby to nastąpić, postanowiłam samodzielnie zadecydować, jak najlepiej zachować się w tej delikatnej sytuacji.

Wyniosła i dumna, ocenił z pewną dozą rozbawienia Gabriel. Odniósł wrażenie, że Diana Copeland zdążyła nabrać zarówno osobistej niechęci do niego, jak i do pełnionej przez niego roli opiekuna.

Tę ostatnią mógł łatwo zrozumieć. Wiedział od swojego prawnika, Williama Johnstona, że od śmierci matki, Harriet Copeland, Diana praktycznie była panią domu w Shoreley Park. Nie była przyzwyczajona do wysłuchiwania niczyich poleceń, a co dopiero opiekuna prawnego, którego nie znała. Jeśli chodzi o niechęć osobistą, to nie była to rzecz bezprecedensowa, zazwyczaj jednak trzeba było dłuższego czasu niż kilka minut, by ją poczuć. Chyba że lady Diana znielubiła go, zanim poznała.

– O jakiej „delikatnej sytuacji” pani mówi? – spytała z przekąsem.

Najwyraźniej Diana zauważyła ironię. Na blade policzki wystąpił rumieniec, a spojrzenie niebieskich oczu zgromiło Gabriela.

– O zniknięciu moich obu sióstr, naturalnie.

– Co takiego?!- Gabriel wiedział, że siostry Copeland opuściły Shoreley Park, ale kiedy poinformowano go o obecności Diany w Westbourne House, założył, że jej siostry albo są razem z nią, albo ona zna miejsce ich pobytu. – Proszę o wyjaśnienie. Jasne i precyzyjne, jeśli łaska.

– Caroline i Elizabeth, czując się… zaniepokojone pańską propozycją małżeńską, postanowiły opuścić jedyny dom, jaki miały, i uciec Bóg wie dokąd!

Gabriel nabrał głośno powietrza, odstawił kieliszek na stolik i odwrócił się w stronę okna. Zarzut, że jego listowne oświadczyny wygnały z domu dwie panny Copeland, dotknął go mocniej, niż był skłonny do tego się przyznać.

Żył przez ostatnie lata w niełasce, mając świadomość, że spośród wszystkich, którzy go kochali i byli mu życzliwi, jedynie dwaj przyjaciele, Blackstone i Osbourne, wierzyli w jego niewinność. To przeświadczenie sprawiło, że w ciągu pięciu lat spędzonych w służbie wojskowej nie zależało mu na życiu. Jak na ironię, pogarda dla śmierci przysporzyła mu w oczach oficerów i żołnierzy sławy bohatera. Myśl, że dwie młodziutkie panny z dobrego domu były do tego stopnie przestraszone propozycją małżeństwa ze strony okrytego niesławą lorda Gabriela Faulknera, że wolały uciec z domu, niż ją rozważyć, otworzyła stare rany, o których sądził, że się zabliźniły.

– Milordzie?

Gabriel ocknął się z zadumy. Jest obecnie innym człowiekiem. Tu i teraz demony przeszłości nie mają do niego dostępu.

– Milordzie? – powtórzyła Diana.

Odwrócił się do niej. Cofnęła się, widząc grymas wykrzywiający urodziwą twarz. Ciemnoniebieskie oczy były niemal czarne.

– A pani nie chciała postąpić tak jak siostry?

Prawdę mówiąc, Dianie nie przyszło to do głowy. Ucieczka przed trudnościami nie leżała w jej naturze, a poza tym, od kiedy jej największym zmartwieniem było zniknięcie sióstr, nie potrafiła myśleć o niczym innym. Doświadczenia ostatnich dziesięciu lat zmieniły rozbrykanego, trzpiotowatego podlotka, którym niegdyś była, w odpowiedzialną i rozsądną młodą kobietę. Nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio zachowywała się impulsywnie i nieroztropnie, kiedy własne potrzeby wzięły górę nad obowiązkami wobec ojca i sióstr. Ucieczka zdecydowanie nie była w jej stylu.

– Nie, nie odczuwałam – oznajmiła z przekonaniem.

– Ciekawe dlaczego?

Odniosła wrażenie, że Westbourne patrzy na nią jak drapieżnik na ofiarę. Nie bardzo wiedziała, co odpowiedzieć, ale w tym momencie do biblioteki wszedł kamerdyner, niosąc tacę z herbatą. Postawił ją na stoliku przy kominku.

Na tacy znalazło się nakrycie dla dwóch osób, zauważył Gabriel z niejakim rozbawieniem. Najwyraźniej panna Copeland nie aprobowała picia mocnych trunków przed lunchem, jeśli nie picia w ogóle, o czym świadczyło spojrzenie, jakim go obrzuciła, widząc pełen kieliszek w jego dłoni. Do diabła z tym, co lady Diana aprobuje, a czego nie aprobuje! Z rozmysłem sięgnął po odstawiony kieliszek i wlał jego zawartość w gardło. Brandy rozgrzała go od środka i poprawiła mu humor.

– Wydawało mi się, że zamierzała pani powiedzieć mi, dlaczego nie uciekła, tak jak siostry – przypomniał Dianie po wyjściu kamerdynera.

– Napije się pan herbaty, milordzie?

Nie podobała mu się gra na zwłokę.

– Nie, nie napiję się.

– Nie lubi pan herbaty?

– Z całą pewnością herbata nie należała do rzeczy, których mi brakowało w trakcie lat spędzonych za granicą.

Diana z niezmąconym spokojem napełniła filiżankę.

– Mam nadzieję, milordzie, że pańska podróż z Wenecji obyła się bez przygód? – zapytała, patrząc mu prosto w twarz.

– Jeśli pani sądzi, Diano, że odwróci moją uwagę tymi bezsensownymi pytaniami, to czuję się w obowiązku panią ostrzec, iż nie przyjdzie to pani łatwo.

– Podobno w czasie służby zyskał pan opinię niemal bohatera wojennego – ciągnęła.

Słyszała o jego pobycie w wojsku? Może doszły ją również mniej pochlebne dla niego słuchy na temat jego zachowania sprzed ośmiu lat? – zastanawiał się Gabriel.

– Co jeszcze pani mówiono o mnie? – zapytał, przyglądając się jej badawczo spod półprzymkniętych powiek.

– W jakim sensie, milordzie?

Od lat Gabriel bez trudu utrzymywał zarówno wrogów, jak i tak zwanych przyjaciół w przekonaniu, że nie uda im się zdobyć nad nim przewagi. Tymczasem ta młoda kobieta, która całe życie spędziła na wsi, nie zawahała się rzucić mu wyzwania.

– W jakimkolwiek – odparł.

– Z zasady nie daję posłuchu plotkom, milordzie. Nawet gdybym była nimi zainteresowana, to za krótko jestem w Londynie, by do mnie dotarły, a ponadto krąg moich znajomych jest zbyt ograniczony, bym mogła być dopuszczona do jakichkolwiek tajemnic.

Gdyby Diana żywiła obawy z nim związane, Gabriel chciałby się dowiedzieć, czego mogły dotyczyć. Z całą pewnością nie bała się mówić, co myśli, i to jasno oraz wyraźnie. Jeśli to będzie zależało od niego, młoda dama wróci na wieś, zanim znajdzie okazję, by „być dopuszczona do jakichkolwiek tajemnic”.

– Może pan zechce mnie oświecić?

Był pełen podziwu. Potrafiła okazać właściwą dozę braku zainteresowania, aby podkreślić, że temat, o którym mówili, miał dla niej niewielkie, jeśli nie żadne, znaczenie. Gdyby Gabriel był mniej wyczulony w tej sprawie, mógłby dać się jej zwieść.

– Nie w tej chwili. Nie zapomniałem o naszym pierwotnym temacie.

– Jakim?

– Chciałbym się dowiedzieć, dlaczego, będąc poinformowana o moim powrocie do Anglii, zdecydowała pani, zamiast uciec wzorem sióstr, przyjechać do Westbourne House?

– Czy jako nowy właściciel rezydencji uważa pan, że nie powinnam w niej przebywać?

Gabriel stwierdził, że coraz trudniej jest mu panować nad przebiegiem rozmowy.

– Niczego takiego nie powiedziałem. Będąc moją podopieczną, ma pani prawo do korzystania z Westbourne House i wszystkich wiejskich rezydencji. Pytam, bo musiała pani wiedzieć, że podczas pobytu w Londynie zatrzymam się w tym domu.

– Byłam tego świadoma.

– No więc? – Rozmowa z Dianą coraz bardziej drażniła Gabriela. Tymczasem ona, zamiast natychmiast odpowiedzieć, pociągnęła łyk herbaty.

– Powód mojego przyjazdu do Westbourne House jest oczywisty, milordzie – rzekła wreszcie.

– Chodziło pani o rozpoczęcie poszukiwań sióstr w Londynie?

– To był pierwszy powód, przyznaję.

– A drugi? – Gabriel czuł, że zaczynają mu puszczać nerwy.

Diana ostrożnie odstawiła pustą filiżankę na tacę. Kiedy się nachyliła, uwidoczniły się jej pełne piersi, kontrastujące ze szczupłą i drobną sylwetką.

– Drugim powodem, dla którego oczekiwałam pańskiego przybycia do Westbourne House, było to, że postanowiłam przyjąć pana propozycję małżeńską.

Gabriel zaniemówił.

Tytuł oryginału: The Lady Forfeits

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2011

Redaktor serii: Dominik Osuch

Opracowanie redakcyjne: Barbara Syczewska-Olszewska

Korekta: Lilianna Mieszczańska

© 2011 by Carole Mortimer

© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2013

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżone.

Harlequin Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-238-9740-8

ROMANS HISTORYCZNY – 373

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.