Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Bracia Prince, reżyser, aktor i scenarzysta, nie przypuszczają, że scenariusze, które napisze im życie, będą ciekawsze niż niejeden film.
Pomysł na film
Nik Prince, sławny reżyser i zdobywca kilku Oscarów, ma pomysł na nowy film. Chciałby przenieść na ekran głośny bestseller „Nie całkiem zwyczajny chłopiec”. Jednak nie może ustalić, kto ukrywa się pod pseudonimem J.I. Watson. Po wielu trudach udaje mu się dotrzeć do Jinx Nixon, która, jak sądzi Nik, napisała słynną powieść. Ale Jinx wyraźnie go unika i odmawia wszelkich wyjaśnień. Nik nie daje za wygraną i wkrótce odkrywa, że z tą książką wiąże się inna, bardziej poruszająca historia prawdziwego autora.
Wywiad z aktorem
Zak Prince, jeden z najprzystojniejszych i najbardziej rozchwytywanych aktorów młodego pokolenia, przebył długą drogę, aby znaleźć się na szczycie. Dlatego tak bardzo ceni sobie prywatność, rzadko pojawia się na przyjęciach i nie udziela żadnych wywiadów. Jednak na prośbę brata robi wyjątek. Zgadza się na cykl rozmów o swojej karierze z młodą dziennikarką Tyler Wood. Spotykają się kilka razy. Zak nabiera do niej zaufania i mówi o sobie coraz więcej. Niespodziewanie w konkurencyjnej gazecie pojawiają się zdjęcia z ich wspólnych spotkań. Gdy Zak odkrywa, że Tyler posługiwała się fałszywym nazwiskiem, jest pewien, że został cynicznie wykorzystany.
Niedokończony scenariusz
Rik Prince właśnie rozpoczął pracę nad scenariuszem filmu na podstawie głośnego bestsellera „Nie całkiem zwyczajny chłopiec”. Dla Rika napisanie dobrego scenariusza jest łatwiejsze niż rozmowy z bliskimi osobami. Podobnie jak dla Sapphie Benedickt, autorki thrillerów, z którą miał romans. Kiedyś byli sobie bliscy, ale nie potrafili ze sobą szczerze rozmawiać. Przypadkowe spotkanie sprawia, że Rik chciałby wyjaśnić dawne nieporozumienia. Dziwna i gwałtowna reakcja Sapphie wprawia go w zdumienie. Podejmuje jeszcze jedną próbę i zjawia się w jej domu. To, co zobaczy, zmieni całe jego życie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 407
Tłumaczenie: Monika Łesyszak Małgorzata Dobrogojska
Przełożyła
– No i co odpowiedział tym razem nasz nieuchwytny autor? – spytał nonszalancko Nik Prince.
Chociaż usiłował nie pokazać po sobie, jak ważna jest dla niego ta wiadomość, aż gotował się z niecierpliwości, by wreszcie uzyskać prawa do przeniesienia na ekran wzruszającej powieści J.I. Watsona.
James Stephens, dyrektor Stephens Publishing, poruszył się niespokojnie. Był to mężczyzna około pięćdziesiątki, doświadczony wydawca. Niewątpliwie nieraz już miał do czynienia z nieprzewidywalnymi kaprysami pisarzy.
Ale Nik widział, że tym razem jest równie zaskoczony, jak on sam.
Co było takiego niezwykłego w tym, że chciał nabyć prawa do sfilmowania powieści, która pół roku temu zdobyła szturmem rynek wydawniczy? Przecież sfilmowanie książki jest wielkim marzeniem każdego pisarza. Sfilmowanie i – uznał Nik bez fałszywej skromności – wyreżyserowanie przez samego Nikolasa Prince’a, zdobywcę tylu Oscarów!
Ale ten pisarz jakoś wcale o tym nie marzył. Z czterech listów, które Nik w ciągu ostatnich dwóch miesięcy do niego wysłał, na pierwsze dwa w ogóle nie dostał odpowiedzi, na trzeci otrzymał uprzejmą, chociaż zwięzłą odmowę, a teraz czekał na odpowiedź na czwarty list. Jednak ze zrezygnowanej miny Jamesa Stephensa odgadywał, że i tym razem spotkała go odmowa.
Te dwa miesiące oczekiwania na zgodę J.I. Watsona wyczerpały cierpliwość Nika. Miesiąc temu zaczął nawet spotykać się na szczodrze podlewanych winem kolacjach z redaktorką książki w nadziei, że pomoże mu skontaktować się z pisarzem ponad głową Jamesa Stephensa. Po kilku kolacjach Jane Morrow poczuła się na tyle swobodnie w jego towarzystwie, by zdradzić – gdy przysiągł, że nie wyjawi źródła informacji – prawdziwe nazwisko autora: Nixon. Jednak sama przyznała, że ten informacyjny samorodek nie na wiele się zda, bo cała korespondencja do niego była kierowana do skrytki pocztowej.
– Znowu odmówił – odgadł ponuro Nik.
– Tak – przyznał James, wyraźnie zadowolony, że nie musi sam wypowiadać tego słowa.
– Co się dzieje z tym człowiekiem? – Nik wstał. Był wysokim mężczyzną, miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, czarne, trochę za długie i niezbyt starannie uczesane włosy, szare lśniące oczy dominowały w jego twardo rzeźbionej twarzy. – Chce więcej pieniędzy? O to mu chodzi? – spekulował. – Dam mu tyle, ile zażąda. Oczywiście w granicach rozsądku.
– Może gdybym panu pokazał jego ostatni list… – James otworzył teczkę, wyjął z niej kartkę papieru i podał Nikowi.
Na kartce widniała pojedyncza linijka druku:
Nie zgodzę się, nawet gdyby Nik Prince osobiście mnie prosił.
Zwięzła, jednoznaczna, niepodlegająca wątpliwości odmowa.
A jednak to nie odmowa przyciągnęła uwagę Nika. Na górze kartki znajdował się numer skrytki pocztowej, a numer ten wskazywał, że skrytka znajduje się tutaj, w Londynie. Fakt, o którym James Stephens najprawdopodobniej zapomniał, gdy podawał Nikowi list.
Bez słowa oddał kartkę. Lepiej nie zwracać mu na to uwagi. James był uczciwym człowiekiem – gdyby się zorientował, że niechcący zdradził tajemnicę autora, niewątpliwie skomunikowałby się z nim i ostrzegł, a autor pewnie zmieniłby sposób kontaktowania się.
– Próbował pan rozmawiać z nim osobiście? Nie? – zdziwił się, gdy James pokręcił głową.
James ciężko westchnął.
– Nigdy się z nim nie spotkałem.
– Nigdy? – powtórzył zdumiony Nik.
To zaczynało przypominać jakąś farsę. James od samego początku twardo sprzeciwiał się jego spotkaniu z J.I. Watsonem, ale Nikowi nie przyszło do głowy, że i on także nie znał go osobiście!
– Nigdy – potwierdził ponuro James. – Nigdy się z nim nie widziałem. Nie podał mi nawet swojego numeru telefonu. Porozumiewamy się wyłącznie za pośrednictwem poczty.
– Nie wierzę! – wykrzyknął Nik. Opadł z powrotem na krzesło, całkowicie oszołomiony. Dzięki Jane Morrow wiedział o skrytce pocztowej, ale myślał, że ten sposób kontaktowania się został ustalony po spotkaniu autora z wydawcą. – A ja przez cały ten czas myślałem, że całe to ukrywanie autora to jakiś trik reklamowy!
– Chciałbym, żeby tylko o to chodziło – jęknął sfrustrowany James. – Ale to prawda. Jakiś rok temu nadesłano nam ten niezamówiony rękopis. Młodszy redaktor w końcu go przejrzał, zorientował się, że tekst jest dobry, i szybko przekazał bardziej doświadczonemu koledze. Po trzech miesiącach rękopis trafił więc na biurko starszego redaktora. To całkiem przyzwoity czas! – dodał, gdy Nik rzucił mu zjadliwe spojrzenie.
– Jeśli tak pan uważa – mruknął Nik, nadal oszołomiony informacją, że wydawca nie zna autora, na którym zarobił miliony.
– Tak właśnie uważam – powiedział James, siadając prosto. – Oczywiście wiele razy prosiliśmy pana Watsona o spotkanie, ale on zawsze odmawiał.
Nik pokręcił głową. Nic dziwnego, że miał takie trudności z zawarciem umowy, jeżeli ten Watson nie chciał się widywać nawet ze swoim wydawcą.
– To prawda – zapewnił go James, widocznie źle zrozumiawszy powód, dla którego Nik kręcił głową. – Umowa, sugestie redaktora – chociaż muszę przyznać, że było ich bardzo niewiele – przyjmował w sposób nadzwyczajny. Ale wszystko odbywało się za pośrednictwem poczty.
– A co robicie z listami od wielbicieli? Wysyłacie mu je do skrytki pocztowej? – spytał Nik.
James pchnął w jego stronę inną teczkę, tak przepełnioną, że wysypywały się z niej papiery.
– Co jakiś czas wysyłamy mu wybór, żeby wiedział, co czytelnicy sądzą o jego książce. Ale nie przekazujemy mu żadnych złośliwych czy obrzydliwych listów. Z nimi wydawnictwo samo sobie radzi.
– Obrzydliwych? – Nik uniósł brew.
– Obraźliwych. – James wzruszył ramionami. – Albo tych, w których grozi mu się śmiercią – wyjaśnił. – Taki nagły sukces budzi chyba w niektórych ludziach najgorsze instynkty.
Och, w to Nik wierzył. Sam też otrzymywał sporo takich listów.
– A umowa? Na pewno…
– Zostały z niej usunięte wszystkie klauzule dotyczące praw telewizyjnych i filmowych. – James uprzedził następne pytanie Nika. – Oczywiście na żądanie autora – dodał wesoło.
– Oczywiście – warknął Nik.
Ale, z drugiej strony, dlaczego James miałby nie być zadowolony? Księgowym Stephens Publishing wizyty w banku na pewno sprawiały wielką radość.
– Chcieliśmy mieć tę książkę niezależnie od warunków, jakie postawiłby autor – dodał James.
Nik rozumiał, że książka taka jak Nie całkiem zwyczajny chłopiec może zdarzyć się wydawcom tylko raz w życiu, więc nie miał za złe Jamesowi, że rzucił się na rękopis, zgadzając się bez słowa sprzeciwu na wszystkie warunki autora. Gdyby tego nie zrobił, inny wydawca przyjąłby książkę z pocałowaniem ręki.
Ale to w niczym nie pomagało Nikowi. Chciał przenieść powieść na ekran, a bez współpracy autora było to niemożliwe.
– Myśli pan, że dla nas nie jest to też frustrujące? – James pokręcił głową. – Może pan sobie wyobrazić, ile straciliśmy przez to, że nie mogliśmy promować autora, organizować wywiadów, podpisywania książki i tak dalej? Postawa Watsona kosztowała nas zapewne miliony strat w sprzedaży.
– Ale tak czy owak zarobiliście miliony – wycedził Nik. – I nie sądzę, by zakup praw filmowych miał wam wyrządzić jakąś krzywdę.
– Oczywiście, że nie – przyznał James z uśmiechem. – Ale ponieważ pan w żaden sposób nie uzyska praw do sfilmowania…
– Kto mówi, że ich nie uzyskam? – przerwał mu ostro Nik.
James spojrzał na niego z zainteresowaniem.
– Dlaczego wydaje się panu, że zdoła spotkać się z człowiekiem, którego my, jego wydawcy, od miesięcy bezskutecznie staramy się poznać?
– To proste – odparł Nik z pewnym siebie uśmiechem. – Nie gram według takich samych zasad jak pan. – Teraz, na dobry początek, miał numer skrytki pocztowej i nazwisko. I z tego punktu zamierzał ruszyć na polowanie. – Watson twierdzi, że nie zgodzi się, nawet gdyby Nik Prince osobiście go poprosił. Ale poproszę go osobiście, i to wkrótce – zapewnił ponuro Jamesa. – I powinienem pana ostrzec, że nie mam zwyczaju przyjmować odmowy! – dodał ze złością.
Tym razem też nie zamierzał jej przyjąć. J.I. Watson niezadługo się o tym przekona.
– Susan, dziękuję, że mnie zaprosiłaś. – Jinx uśmiechnęła się do przyjaciółki, która otworzyła jej drzwi. Z głębi mieszkania dobiegał gwar przyjęcia.
Chodziły do tej samej szkoły, a teraz Susan miała męża, partnera w firmie księgowej, i dwoje dzieci.
– Nie udawaj – parsknęła Susan. – Obie dobrze wiemy, że wolałabyś zostać w domu z dobrą książką, musiałam nieźle cię przycisnąć, żebyś zgodziła się przyjść. Ale i tak jestem ci wdzięczna. To nie byłoby to samo bez naszej jedynej druhny. – Ucałowała Jinx w policzek, a potem odstąpiła, by się jej przyjrzeć. Jinx była niska i drobna, miała na sobie czarną sukienkę, jej długie rude włosy opadały swobodnie na ramiona. – Jak ty to robisz, że wydajesz się coraz młodsza, podczas gdy ja staję się prawdziwą matroną?
– Pochlebczyni – mruknęła Jinx, podając przyjaciółce brzoskwiniowe róże, takie same, jakie pięć lat temu składały się na ślubny bukiet.
– Och, Jinx, są piękne – zachwyciła się Susan. – Ale powiedz, jak się miewa Jack?
Jinx nie przestała się uśmiechać, chociaż w jej oczach pojawił się smutek.
– Jak zwykle. – Westchnęła. – Gdzie jest twój przystojny mąż? – spytała szybko.
Zdrowie jej ojca nie było najlepszym tematem rozmowy podczas rocznicowego przyjęcia.
– Tu! – zawołał Leo i serdecznie uściskał Jinx.
Susan wzięła Jinx pod rękę i prowadziła do salonu.
– Mamy niespodziewanego gościa – powiedziała z entuzjazmem. – Wiesz, że Stazy Hunter w zeszłym roku dekorowała nam bawialnię, prawda? No więc zaprzyjaźniłyśmy się i oczywiście zaprosiłam ją dziś z mężem, a ona godzinę temu zadzwoniła i spytała, czy może przyprowadzić swojego brata, który nieoczekiwanie przyjechał do Londynu. Oczywiście się zgodziłam, i nigdy nie zgadniesz, kim okazał się ten brat! To reżyser filmowy!
– Reżyser? – powtórzyła Jinx, czując, jak ogarnia ją panika.
– Tak – uśmiechnęła się radośnie Susan. Przy drzwiach rozległ się dzwonek. – Przepraszam, później pogadamy. – Jeszcze raz uściskała Jinx i pobiegła przywitać nowych gości.
Jinx weszła do bawialni i od razu stanęła twarzą w twarz z wysokim, przystojnym mężczyzną.
No, może nie twarzą w twarz. Miała zaledwie trochę ponad metr pięćdziesiąt, o dobre trzydzieści centymetrów mniej niż ten, który na jej spojrzenie odpowiedział spojrzeniem szarych, zniewalających oczu. Usta miał zaciśnięte, nie uśmiechał się.
Od razu wiedziała, że to Nik Prince. Kiedyś był aktorem, a teraz został odnoszącym nieprawdopodobne sukcesy reżyserem. Był najstarszy z trzech braci – właścicieli PrinceMovies, jednej z najbardziej znanych amerykańskich wytwórni filmowych. Patrząc na nią, taksował ją typowo po męsku. I przez tę jedną krótką chwilę było tak, jakby zniknął gwarny pokój, śmiech, muzyka, jakby byli tu całkiem sami, jakby wszystko inne przestało istnieć, gdy jego stalowoszare oczy spotkały się z jej fiołkowoniebieskimi.
Jinx nagle stała się świadoma swoich opadających na ramiona rudych włosów, doskonałego kroju czarnej sukienki do kolan, jedwabistej skóry. Ale przede wszystkim wzrostu tego mężczyzny i prawdziwie zwierzęcego magnetyzmu, emanującego z jego postaci mimo cywilizowanego ubrania: czarnego wieczorowego garnituru i śnieżnobiałej koszuli. Stała się świadoma każdego nerwu i uderzenia tętna w swoim ciele. Od tej świadomości wszystko w niej drżało.
Po chwili pięknie rzeźbione, cyniczne usta uśmiechnęły się, jakby mężczyzna całkowicie zdawał sobie sprawę z wrażenia, jakie wywarł. I właściwie jak mógłby go nie wywrzeć? Miał około czterdziestki, był doświadczonym uwodzicielem, jego romanse od lat stanowiły ulubiony temat najrozmaitszych czasopism. Na tę myśl Jinx wreszcie zdołała zmusić się do odwrócenia wzroku.
– No i? – rzuciła wyzywająco.
– Co „no i”? – Głos miał niski, słowa cedził na amerykańską modłę, seksownie.
– Podoba się panu to, co pan zobaczył?
W uśmiechu pokazał równą linię białych zębów, wokół oczu i ust ukazały się zmarszczki.
– Każdemu mężczyźnie by się to spodobało.
– Nie pytałam każdego mężczyzny – warknęła Jinx. – Pytałam pana.
Nik Prince podszedł o krok. Był teraz niebezpiecznie blisko, tak blisko, że czuła ciepło jego ciała, ostry zapach wody po goleniu.
– Tak, podobało mi się – szepnął. – Ale pani o tym doskonale wie – dodał. – Co pani na to, byśmy się stąd ulotnili?
Jinx zamrugała oszołomiona.
– Byłoby to bardzo nieuprzejme wobec Susan i Leona – powiedziała cierpko.
– To nasi gospodarze? – upewnił się. – Nie znam ich, a oni nie znają mnie. Dlaczego miałoby mnie obchodzić, co sobie pomyślą?
Rzeczywiście, dlaczego? Z tego, co słyszała o nim, wiedziała, że ma zwyczaj sam dla siebie stanowić prawo. Cieszył się reputacją reżysera, który nigdy nie idzie na żadne kompromisy, był też głową rodziny dla dwóch młodszych braci i siostry, a jego romanse, czy to ze sławnymi aktorkami, czy też innymi pięknościami, zawsze trwały krótko.
Nie był w typie Jinx. Absolutnie nie. Jeżeli w ogóle miała jakiś swój typ. Od tak dawna w jej życiu nie było nikogo, że zapomniała!
Wzruszyła ramionami.
– Bo byli na tyle mili, że zaprosili pana, chociaż zostali powiadomieni w ostatniej chwili. Czy to nie jest wystarczający powód?
Kpiąco skłonił głowę.
– A więc zachowam się uprzejmie – wycedził, uśmiechając się do niej gorąco.
Ten szczery uśmiech był wart, by na niego czekać od samego początku rozmowy. Jinx po prostu zabrakło tchu.
– Doskonale – mruknęła. Odwróciła się, wolała znaleźć się dalej od niego. – A teraz, jeśli mi pan wybaczy… – zaczęła i nagle zamilkła, gdy lekko chwycił ją za ramię. Palce miał długie i silne, ich ciepło wprost ją parzyło.
– Najwyraźniej pani wie, kim jestem, ale ja nie wiem, kim jest pani – powiedział, gdy spojrzała na niego zdziwiona.
Od jego dotyku Jinx poczuła wstrząs, jakby poraził ją prąd. Jej oddech stał się płytki i nierówny, sama była zdumiona swoją reakcją.
– No, zastanówmy się – kontynuował. – Nie wygląda mi pani na Joan. Ani na Cynthię. Ani na…
– Czy tego rodzaju wstępna rozmówka zwykle powoduje, że kobieta pada panu do nóg? – przerwała mu.
Wreszcie odzyskała zmysły na tyle, by zorientować się, że ten mężczyzna jest niebezpieczny. Bardzo niebezpieczny!
Nik Prince nie przejął się jej kpiną. Znów stał o wiele za blisko, a szare oczy lśniły wesołością.
– Może pani nie uwierzy, ale na ogół nie potrzebuję wstępnych rozmówek.
Och, bez trudu mu wierzyła. To kobiety uganiały się za nim. On nie musiał się wysilać.
– Czy zechciałby pan puścić moje ramię? – spytała grzecznie. Już od dobrej chwili starała się uwolnić, ale bez skutku.
– Nie zechciałbym – szepnął i zaczął ją rytmicznie gładzić kciukiem.
– Ale ja sobie tego życzę – warknęła. – A teraz, jeśli mi pan wybaczy… Muszę przywitać się z rodzicami Susan. – Na szczęście zauważyła ich w drugim końcu pokoju.
Nik Prince zabrał rękę, ale tylko po to, by zaraz władczo chwycić Jinx za łokieć.
– Może mnie pani im przedstawić? Też się z nimi przywitam, a wtedy w końcu poznam pani imię.
– Mam na imię Juliet.
Przez chwilę patrzył na nią z zaskoczeniem, jakby niezupełnie to spodziewał się usłyszeć, ale zaraz jego talent aktorski przeważył i skinął głową.
– No tak, to bardziej pasuje.
– Ale to nie czyni z nas Romea i Julii, panie Prince.
– Szkoda – wycedził. – I mam na imię Nik.
– Nik – powtórzyła zgodnie.
– Okay. – Uśmiechem zadowolenia przyjął jej potulność. – A gdzie pracujesz?
– Uczę. Historii. W Cambridge. Ale teraz wzięłam rok wakacji naukowych.
– Czyżbyś więc była doktorem czegoś tam?
– Owszem. A teraz czy zechcesz mi wybaczyć? Wprawdzie przyszłam tu sama, ale to wcale nie znaczy, że jestem sama – oznajmiła.
– Oczywiście, że nie. Przecież ja jestem z tobą.
Jinx rzuciła mu zirytowane spojrzenie.
– Nie to miałam na myśli i doskonale o tym wiesz!
– Naprawdę wiem?
– Tak.
– Rozumiem. – Rozejrzał się po pokoju. – A który z tej dwudziestki mężczyzn przyjdzie się o ciebie upomnieć?
Jinx poczuła, jak na twarz wypływa jej rumieniec. Nikt nie przyjdzie się o nią „upomnieć”, bo w wieku dwudziestu ośmiu lat była samotna, nigdy nie wyszła za mąż i najprawdopodobniej nigdy nie wyjdzie.
Wyprostowała ramiona, zrzucając jednocześnie jego rękę, którą trzymał ją za łokieć.
– Nie sądzę, by to była twoja sprawa – powiedziała spokojnie, odwróciła się i odeszła.
Ale na plecach cały czas czuła jego wzrok.
Nik patrzył za nią, gdy oddalała się, łagodnie kołysząc biodrami.
Do licha! Nie popisał się. Naprawdę chyba stracił biegłość w sztuce uwodzenia. Bo Juliet „Jinx” Nixon z całą pewnością nie została uwiedziona!
Musiał wiele dni czekać, zanim człowiek, któremu zlecił obserwowanie skrytki pocztowej, zawiadomił go, że pewna dziewczyna przychodzi po korespondencję codziennie o wpół do pierwszej. Wtedy sam się zaczaił koło skrytki. Gdy przyjechała, przekonał się, że to nie dziewczyna, lecz bardzo drobna kobieta. Płócienne spodnie, koszula i czapka bejsbolowa służyły tylko do tego, by zakamuflować wiek. Czy robiła to celowo?
Uzyskał całkowitą pewność, gdy podeszła do zaparkowanego volkswagena, otworzyła drzwi, rzuciła listy na tylne siedzenie, zdjęła czapkę i potrząsnęła głową. Na ramiona opadły jej ogniście rude włosy. Potem rzuciła czapkę na listy i włożyła żakiet.
Przemiana z nastolatki w piękną, elegancką kobietę wymagała jedynie drobnych zmian ubrania i użycia brzoskwiniowego błyszczyka do ust.
Zarzuciła pasek torebki na ramię, zamknęła samochód i ruszyła chodnikiem. Nik śledził ją z pewnej odległości. W ten sposób doszli do gwarnego włoskiego bistra, gdzie spotkała się z inną śliczną kobietą i razem zasiadły do lunchu. Nik zaczął czarować kelnerkę, aż w końcu mu powiedziała, że ta druga kobieta nazywa się Susan Fellows.
Dowiedziawszy się tego, pojechał do siostry, Stazy – która z mężem i małym synkiem mieszkała w Londynie – i poprosił ją, by poznała go ze swoimi znajomymi. Wkrótce już wiedział, kim jest Susan Fellows. A jeszcze bardziej interesująca była wiadomość, że towarzyszyła jej wtedy przy lunchu niejaka Jinx Nixon, której ojcem jest Jackson Ivor Nixon, również uniwersytecki profesor historii, autorytet w dziedzinie jakobickiego powstania, autor licznych, bardzo cenionych książek na ten temat. Nik dodał dwa do dwóch i wyszło mu, że Jackson Ivor Nixon to również J.I. Watson, autor Nie całkiem zwyczajnego chłopca.
Zrozumiał także, dlaczego chciał pozostać anonimowy. Jackson I. Nixon był wielce szanowanym autorem historycznych rozpraw. Powieść Nie całkiem zwyczajny chłopiec, chociaż stanowiła wielki sukces, była jednak książką dla dzieci, o dwunastoletnim chłopcu przykutym do inwalidzkiego wózka, który nagle stał się superbohaterem. Jackson I. Nixon, będąc poważnym naukowcem, zapewne wolał, by nie wiązano go z tak lekką literaturą.
Nik przyznawał, że śledzenie Jinx nie jest najuczciwszą rzeczą, jaka w życiu mu się zdarzyła, lecz była złem koniecznym. Tak samo jak złem koniecznym była próba uwiedzenia Jinx kilka minut temu.
Jednak chyba nie wywarł na niej wielkiego wrażenia! Nie szkodzi. Jeszcze ma czas. Miał opinię wyjątkowo popędliwego, ale gdy mu na czymś zależało, potrafił okazać nieskończoną cierpliwość. A zależało mu na prawach do sfilmowania książki J.I. Watsona. Książki ojca Jinx Nixon.
– Co też mój najstarszy braciszek znów knuje? – Stazy wzięła go pod rękę. – Tylko mi nie mów, że nic – ostrzegła kpiąco. – Znam cię o wiele za dobrze i widzę, że zmierzasz prostą drogą do uwiedzenia tego pięknego rudzielca.
Nigdy nie potrafił złościć się na Stazy. Miała dwadzieścia dwa lata. Stanowiła jedyną słabość w jego życiu.
– Zresztą teraz wydaje mi się – kontynuowała Stazy – że czekałeś na jej przyjście. Nik, kto to jest?
– Jak sama mówisz, piękny rudzielec – zbył sprawę.
– Wydaje mi się, że nie tylko. Zaczynam się o ciebie niepokoić.
Westchnął z rezygnacją. Gdy już Stazy się czegoś uczepiła, nie puszczała tego łatwo. A będąc młodą szczęśliwą mężatką, uważała, że jej obowiązkiem jest dopilnować, by wszyscy trzej starsi bracia poznali takie samo szczęście. Teraz byli w Anglii, zjechali się na chrzest jej małego synka, więc okazja do swatania nasuwała się sama.
– Nie powinnaś – powiedział stanowczo.
– Nie?
Nie chciał, by Stazy zainteresowała się panną Nixon. Już knuł plany, jak za pośrednictwem Jinx znaleźć dojście do jej ojca. Machinacje siostry mogłyby mu wszystko bardzo utrudnić.
– Niech ci będzie – skapitulowała Stazy. – Wobec tego chodź, przywitasz się z innymi gośćmi.
Przez następną godzinę rozmawiał z różnymi osobami, ale ani na chwilę nie spuszczał z oka Jinx Nixon. Z zadowoleniem stwierdził, że mimo tego, co mu powiedziała, nie towarzyszy jej żaden mężczyzna. W końcu zobaczył, że powoli toruje sobie drogę do drzwi. Podszedł do niej.
– Czy mogę cię odwieźć do domu?
Jinx obróciła się na pięcie i spiorunowała Nika wzrokiem.
– Słucham?
Nik stanął przed nią tak, że zablokował jej drogę.
– Spytałem, czy mogę cię odwieźć do domu – powtórzył spokojnie.
Pokręciła głową, w świetle świec porozstawianych w pokoju jej rude włosy zalśniły ogniem.
– Dziękuję, ale mam tu swój samochód.
– Nie możesz prowadzić.
– Nie mogę? – W jej oczach zobaczył błysk irytacji.
Piękne oczy, pomyślał Nik z aprobatą. Cerę też miała piękną, brzoskwiniową, gładką i jasną. Na szyi bił puls, na tej szyi, którą chciałby całować – zdał sobie nagle sprawę.
– Nie – powtórzył. – Wypiłaś dwa kieliszki wina, a to znaczy, że przekroczyłaś limit…
– Liczyłeś? – przerwała mu ze zdumieniem, na jej policzkach pojawił się rumieniec złości.
– Nie przejmuj się tym. – Wzruszył ramionami. – Już mam taki zwyczaj. Mogę ci dokładnie powiedzieć, ile kto wypił. Na przykład ten mężczyzna pod oknem…
– Okay, już rozumiem – warknęła. – Ale nawet jeżeli tak…
– Jeżeli tak, to co?
– Nie lubię być obserwowana – powiedziała z oburzeniem.
– Jest tylko jeden sposób, by tego uniknąć: nie możesz tak przyciągać uwagi. A z twoją twarzą i figurą wydaje mi się to niemożliwe – drażnił się z nią.
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem, chyba nie wiedziała, jak przyjąć jego słowa. W końcu najwyraźniej postanowiła je zignorować.
– Mimo to nie poproszę cię o odwiezienie mnie do domu – odprawiła go.
Ale nie da się zbyć. Musi jak najbardziej się do niej zbliżyć, ugłaskać ją, wymusić zgodę na to, by przedstawiła go ojcu i przekonała go, by zgodził się na sfilmowanie Chłopca.
Czy może być coś łatwiejszego?
Jednak byłoby to o wiele łatwiejsze, gdyby Jinx Nixon nie okazała się taką piękną, seksowną kobietą.
A więc trochę ją pouwodzi. To konieczne. Niestety, sam zaczynał być pobudzony, a to zdecydowanie nie stanowiło elementu jego planu.
Widząc, jak Nik źle przyjął jej odmowę odwiezienia do domu, Jinx uśmiechnęła się z zadowoleniem.
– Rodzice Susan mieszkają niedaleko mnie i już mi zaproponowali, że mnie zabiorą ze sobą.
Nik od pierwszej chwili za bardzo wyprowadzał ją z równowagi. Dlatego w czasie przyjęcia nie patrzyła w jego stronę, chociaż cały czas była świadoma jego obecności.
Prawdę mówiąc, nigdy nie była tak bardzo świadoma obecności żadnego mężczyzny. Po raz pierwszy też ktoś aż tak ją pociągał. Rozpaczliwie starała się nie zwracać na to uwagi. Mimo to coś powodowało, że na skórze występowała jej gęsia skórka, a zmysły miała wyczulone jak nigdy dotąd.
– A gdy nie przebywasz w Cambridge, gdzie jest ten twój dom?
– W Londynie.
Westchnął.
– Ale w której dzielnicy Londynu?
– Południowo-zachodniej – odpowiedziała niechętnie, nie patrząc w jego szare oczy.
Doszła do wniosku, że nie jest zwyczajnym zbiegiem okoliczności, że po wszystkich listach wysłanych na jego żądanie przez Jamesa Stephensa Nik Prince pojawił się na tym przyjęciu. Ani Susan, ani Leo do tej pory go nie znali, a on nie wyglądał na człowieka, który potrzebuje pomocy siostry, by zapewnić sobie towarzystwo na wieczór.
Jinx już dawno przestała wierzyć w zbiegi okoliczności. A to, że Nik Prince tu przyszedł, na pewno zbiegiem okoliczności nie było. Ciekawe, ile on wie? Ale jak widać, wystarczająco dużo – chociaż nie mogła zrozumieć, skąd czerpie informacje – by zorganizować w tak okrężny sposób spotkanie.
– Innymi słowy, nie powiesz mi, gdzie mieszkasz? – spytał.
– Nie.
– Wobec tego najlepiej zrobię, wykorzystując teraz do maksimum czas, jaki pozostaje mi w twoim towarzystwie.
Spojrzała na niego ostrożnie.
– To znaczy?
– W drugim pokoju jest muzyka. Co myślisz o tym, byśmy na początek zatańczyli?
Na początek czego? I czy ona naprawdę chce być tak blisko niego, czuć ciepło jego ciała, dotykać go i żeby on jej dotykał, czuć jego ciepły oddech na skroni?
– Boisz się? – szepnął.
Jinx natychmiast wyprostowała ramiona. Rozumiała, że się z nią drażni, by osiągnąć swój cel, ale jednocześnie nie chciała pokazać temu mężczyźnie, tak oczywiście przyzwyczajonemu do tego, by stawiać na swoim, że faktycznie się lęka.
– Nie pamiętam już, kiedy ostatnio tańczyłam. Pewnie zapomniałam, jak się to robi.
– Taniec jest jak kochanie się – odpowiedział jej namiętnym szeptem. – Gdy raz popróbujesz, nigdy nie zapomnisz!
A więc mimo jej wysiłków nie zamierzał zaprzestać uwodzenia.
– Zatem nie powinnam mieć trudności, prawda? – parsknęła i ruszyła do pokoju stołowego, gdzie czteroosobowy zespół grał spokojne kawałki.
Chwilę później sama przed sobą przyznała, że miała rację, unikając bliskości z Nikiem, który nie zwracał uwagi na wymogi towarzyskiej etykiety. Chociaż prawie się nie znali, przyciągnął ją do siebie, splótł ręce nisko na jej plecach, ich ciała przylegały do siebie, gdy powoli się poruszali w rytm muzyki.
Zachowywał się tak, jakby byli tu sami. Chciała trochę się odsunąć, ale przyciągnął ją jeszcze bliżej, łagodnie skłonił jej głowę na ramię i sam oparł głowę o jej jedwabiste włosy.
– Pachniesz kwiatami – szepnął, a jego ciepły oddech musnął jej ucho.
– Konwaliowe mydło – wyjaśniła prozaicznie.
Roześmiał się.
– Zawsze jesteś taka romantyczna?
– A ty?
– Do tej pory wcale nie byłem romantyczny, ale to mogłoby się zmienić.
To nie byłby najlepszy pomysł, uznała.
– Pragnę cię – jęknął i zaczął delikatnie pieścić ustami jej ucho.
Jinx zadrżała z rozkoszy, gorące i zimne dreszcze przebiegły jej przez plecy. Ale jednocześnie zastanawiała się, jak to powstrzymać. Bo musiała to powstrzymać, zanim wszystko wymknie się spod kontroli.
– Ta kobieta tam, pod ścianą, nie spuszcza z nas oka – powiedziała w nadziei, że odwróci jego uwagę od siebie.
– To moja siostra, Stazy – odparł Nik, nawet nie patrząc w tamtą stronę. Teraz pieścił wnętrze ucha Jinx.
– Skąd możesz wiedzieć, jeżeli tam nie spojrzałeś?
Nik roześmiał się.
– Odkąd szczęśliwie wyszła za mąż, próbuje wszystkich swatać. Pewnie zastanawia się, czy jesteś dobrym materiałem na żonę dla jej najstarszego i jeżeli sam mogę to o sobie powiedzieć, ulubionego brata.
Jinx gwałtownie się odsunęła, ale zaraz tego pożałowała. Nik był naprawdę niesamowicie atrakcyjnym mężczyzną, a jego szare oczy lśniły intensywnością oczywistych emocji. Pożądaniem. Podnieceniem. Z jej powodu.
Jej oczy chyba wyjawiały to samo. Pożądanie. Podniecenie. Z jego powodu.
Wzięła głęboki oddech.
– Wobec tego chyba najlepiej będzie, jeżeli skończymy, nie uważasz? – Odstąpiła o krok, ale on natychmiast zacisnął wokół niej ramiona. Jednak w końcu niechętnie ją puścił.
– Dlaczego nie mielibyśmy zrobić tego, co proponowałem wcześniej, i pójść w bardziej prywatne miejsce?
– Na przykład do mnie do domu? – rzuciła z wyzwaniem.
– Byłoby miło.
– Do tego domu, do którego w żadnym wypadku nie zamierzam cię przyprowadzić? – zakpiła. – Źle mnie zrozumiałeś, Nik. Gdy powiedziałam, że należy z tym skończyć, miałam na myśli tę całą szaradę.
Nagle jego twarz się zmieniła. Oczy nie były już srebrzyste, lecz stalowoszare, bez wyrazu.
– Jaką szaradę? – spytał.
– Posłuchaj. Wiem, kim jesteś, a ty wiesz, kim ja jestem. Nie wiem tylko – jeszcze – jak to odkryłeś, ale kontynuowanie tej intrygi nie ma najmniejszego sensu.
Po jego twarzy przemknęły jakieś uczucia, ale tak szybko, że nie zdołała się zorientować jakie.
– Poza tym – dodała zimnym tonem – naprawdę nic nie osiągniesz, grając wobec mnie uwodziciela.
– Grając? – powtórzył z oburzeniem. – Bardzo mi się podobasz. Wcale nie udaję.
– Myślę, panie Prince, że jest pan zdolny do udawania czegokolwiek, jeżeli to służy pańskim celom – odparła spokojnie, zdając sobie jednocześnie sprawę, że z jej strony to nie jest gra. On ją naprawdę pociąga. – A teraz, jeżeli zechcesz mi wybaczyć, rodzice Susan szykują się do wyjścia. I jeszcze jedna rzecz. Po tym, jak poznałam cię osobiście, odpowiedź nadal brzmi: stanowczo nie! Nie będzie filmu.
– Czy o tym nie powinien decydować twój ojciec?
Jinx przez chwilę się w niego wpatrywała bez słowa, aż w końcu lekko pokręciła głową.
– W tych okolicznościach nie – odparła ostrożnie.
– Co masz na myśli?
– Ojciec nie czuje się dobrze.
– Ale ja potrzebuję tylko podpisu na kartce papieru. Nic więcej.
Uśmiechnęła się bez wesołości.
– Podpisu, który dałby ci wyłączne prawo do sfilmowania Nie całkiem zwyczajnego chłopca!
– Tak – warknął.
– Nie dostanie pan go, panie Prince.
– Czy wreszcie zechcesz mówić do mnie po imieniu? – przerwał jej ostro. – W tych okolicznościach – powtórzył drwiąco jej słowa – taki oficjalny sposób zwracania się jest po prostu śmieszny!
Jinx nie potrzebowała wyjaśnień, o jakie okoliczności mu chodzi.
– Panie Prince. Nik. Co za różnica. – Wzruszyła obojętnie ramionami. – W każdym razie odpowiedź nadal brzmi: nie.
– Jak już mówiłem Jamesowi Stephensowi, ja nigdy nie przyjmuję odmowy – ostrzegł ją ponuro.
Nie zdołała ukryć zdziwienia, słysząc, jak Nik wspomina wydawcę. Ale, z drugiej strony, jak inaczej mógłby odkryć, że prawdziwe nazwisko J.I. Watsona to J.I. Nixon?
– To James Stephens zdradził ci tożsamość autora?
– James jest profesjonalistą. Nigdy by czegoś takiego nie zrobił – pouczył ją.
No, przynajmniej to było dobre. Gdyby Nik przyznał, że to Stephens zdradził mu jej nazwisko, na pewno nie powierzyłaby mu drugiego tomu książki, który był już prawie gotowy.
Jednak mimo to było oczywiste, że to ktoś z wydawnictwa zdradził Nikowi tę poufną informację. Tylko kto?
– Możesz mi wyjaśnić, dlaczego tak ci trudno zrozumieć słowo: nie?
– Po prostu zawsze staram się mieć pozytywne nastawienie do życia – wyjaśnił gładko.
Nik z frustracją patrzył, jak Jinx dołącza do pary w średnim wieku. Zastanawiał się, co ma teraz zrobić. Mógł albo pozwolić, by odeszła z jego życia, zabierając ze sobą wiedzę o J.I. Watsonie. Albo też mógł wyjść razem z nią!
Podszedł do siostry.
– Stazy, mogę cię prosić o przysługę?
– Oczywiście.
– Przekonaj swojego uroczego męża, że powinniście już wrócić do domu.
– Ale jeszcze jest wcześnie – powiedziała ze zdziwieniem. – I co powiem naszym gospodarzom?
– Nie obchodzi mnie, co im powiesz – uciął jej protesty. Powoli wpadał w panikę, bo Jinx i jej towarzystwo kończyli już pożegnania. – Powiedz mu, że macie w domu pożar. Albo że musisz go zabrać do domu i uwieść…
– Jordan nie wymaga żadnego uwodzenia – powiedziała radośnie.
Nik rozzłościł się.
– Naprawdę mało mnie to obchodzi. – Nadal nie mógł się pogodzić z faktem, że jego mała siostrzyczka nie tylko jest zamężna, lecz że on sam nie był już jedynym autorytetem w jej życiu. – Och, znajdź jakąś wymówkę, ale pospiesz się!
– Już dobrze, dobrze. Ale, jak przypuszczam, ty nie jedziesz z nami?
– Nie jadę – burknął.
Przez cały czas nie odrywał oczu od Jinx. Już szła do drzwi!
Szybko do niej podbiegł.
– Przepraszam, zatrzymano mnie. Mam nadzieję – zwrócił się do rodziców Susan najbardziej miłym tonem, na jaki było go stać – że nie będą państwo mieli nic przeciwko temu, by i mnie podrzucić do hotelu. Miałem pojechać z siostrą i jej mężem, ale muszą natychmiast wrócić do domu. Coś tam się stało…
– Oczywiście, chętnie – odpowiedział ojciec Susan.
Nik nie miał najmniejszych wątpliwości, że starsi państwo nie będą mieli nic przeciwko temu. Problemem była Jinx.
Rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
Jinx, proszę, daj mi szansę – błagał ją bezgłośnie. Chwycił ją za ramię i tylko lekkie drżenie palców świadczyło o tym, jaki jest zdenerwowany.
Jeżeli teraz straci jej ślad, jutro będzie musiał zacząć wszystko od początku, marnując mnóstwo czasu.
– Tak sobie pomyślałam – mówiła tymczasem Jinx do rodziców Susan – że to wcale nie jest tak daleko. Nik i ja możemy się przejść.
– Na pewno? – spytała matka Susan. – To kilka kilometrów – wyjaśniła Nikowi.
– Ale wieczór jest piękny. – Jinx wyrwała się Nikowi. – Przyjemnie będzie się przejść, prawda, Nik? – Uśmiechnęła się radośnie.
Strzeż się uśmiechu rozzłoszczonej kobiety, napomniał się. Ale jednocześnie był zadowolony.
– Tak, bardzo przyjemnie – zgodził się. – Kilkukilometrowy spacer i przebijanie się przez sobotni tłum wcale mu się nie uśmiechały, ale przynajmniej Jinx doprowadzi go do swojego domu. Dla tego celu zniesie wszystko.
– Słyszałem – powiedział, gdy już byli na ulicy; a on trzymał ją mocno pod rękę, chociaż nie ustawała w wysiłkach, by się uwolnić – jak ludzie zwracali się do ciebie: Jinx[1].
– Owszem, przyjaciele tak do mnie mówią. – Najwyraźniej jego do przyjaciół nie zaliczała.
Nik postanowił chwilowo nie zwracać na to uwagi. Ona uważała, że nigdy nie staną się bliskimi przyjaciółmi, ale on był pewny, że się myli.
– Skąd się wzięło takie niezwykłe przezwisko?
Rzuciła mu kpiące spojrzenie.
– Próbujesz zmienić temat?
– Owszem.
Wzruszyła obojętnie ramionami.
– W szkole dzieci szybko się zorientowały, że pierwsza litera mojego imienia, „J”, a zaraz potem nazwisko Nixon dają razem, gdy się to szybko wypowie, właśnie słowo „Jinx”. – Rzuciła mu spojrzenie z ukosa. – Chyba nie spodziewasz się, że zaprowadzę cię do swojego domu?
Jasne, że się tego nie spodziewał. Przez dwa miesiące robiła wszystko, by jej ojciec nie spotkał się ze swoim wydawcą. Nie mógł oczekiwać, że teraz zmieni zdanie, beztrosko przyprowadzi go do domu i przedstawi ojcu.
– Mówiłaś wcześniej, że twój ojciec nie czuje się dobrze.
Zesztywniała.
– Tak, mówiłam.
– Mam nadzieję, że to nie jest choroba zagrażająca życiu.
– Zależy, co nazywasz zagrożeniem życia.
– To na ogół oznacza przedwczesną śmierć.
– Panie Prince, no, dobrze, Nik – poprawiła się niecierpliwie, gdy zmarszczył z niechęcią czoło. – Trzymaj się z daleka od mojego ojca.
– Ja tylko chciałem…
– Wiem, czego chcesz – parsknęła. – Chcesz sfilmować powieść, i z całą pewnością liczysz, że do pięciu Oscarów, które już masz w swoim zbiorze trofeów, dodasz jeszcze jednego!
Och, jaka ta kobieta jest piękna, gdy jest podniecona… W tej chwili Nik dokładnie wiedział, czego chce najbardziej.
– Chyba powinienem czuć się dumny, że wiesz o moich nagrodach. Byłoby miło dostać następnego Oscara – przyznał roznamiętnionym głosem. – Ale w tej chwili bez żalu bym go oddał za jedną noc z tobą!
Na policzki Jinx wypłynął gorący rumieniec.
– Nie pochlebiaj sobie, że istnieje taki wybór – zripostowała, ale nerw pulsujący na jej policzku zadał kłam tym słowom.
Nik był wystarczająco doświadczony, by to zauważyć. Mogła sobie uporczywie zaprzeczać, ale pożądała go tak samo, jak on pożądał jej.
Dotknął jej nabrzmiałych ust, poczuł ich drżenie.
– Jinx, sama wiesz, że ty też mnie pragniesz – powiedział.
Oczy tak jej pociemniały, że wydawały się niemal czarne, wilgotne usta drżały, policzki miała zaczerwienione.
Pochylił głowę i dotknął ustami jej warg. I wtedy jego do tej pory uładzony świat zatrząsł się w posadach.
Tonął.
Zapomniał o wszystkich kobietach, jakie w życiu znał. Istniała tylko Jinx, tylko jej dotyk, jej ciepło, jej zapach, jej smak.
Ta kobieta, drobna, uparta, delikatna, wzięła go w posiadanie z duszą i ciałem!
Na co ona sobie pozwala?
Ale nie mogła tego przerwać. Jeszcze nie. Och, proszę, jeszcze nie!
Nik całował ją tak, jakby chciał połączyć się z nią w jedną całość. Albo samemu znaleźć się cały wewnątrz niej.
– Chodźmy do hotelu! Jinx, nie wiem, co ty ze mną robisz, ale zaraz się spalę!
Wiedziała o tym. Wiedziała, z jaką siłą jej pożąda. Sama pożądała go tak samo mocno. Ale nie może ulec temu pragnieniu. Miała zbyt wiele do stracenia.
Z determinacją wyprostowała się i odsunęła.
– Zawsze dostajesz to, czego chcesz? – spytała.
– Prawie zawsze. – Jego ramiona opadły bezwładnie.
– Więc najwyższy czas poznać, co to wyrzeczenie.
– To nie ja się wyrzekam, lecz ty – poprawił ją.
– Muszę. Nie potrafisz tego zrozumieć? Przecież jesteś ostatnim mężczyzną, z którym mogłabym się związać.
Przybrał obojętną minę, zacisnął usta.
– Bo chcę sfilmować Nie całkiem zwyczajnego chłopca?
– Tak.
– Do licha…
– Nic nie osiągniesz. Bo nie jestem na tyle głupia, by iść z tobą czy to do hotelu, czy w ogóle gdziekolwiek. Nie zamierzam też przyprowadzić cię do domu.
– Naprawdę jesteś najbardziej upartą…
– A jeżeli będziesz próbował mnie śledzić, wezwę policję i każę cię aresztować za molestowanie mnie.
– Czy nie zaszkodziłoby to prywatności twojego ojca, na której punkcie masz takiego bzika? – zakpił. – Jinx, jestem znany. Jeżeli mnie aresztują, na pewno wszystkie brukowce będą się o tym rozpisywały.
– To twój problem, nie mój – powiedziała z większą pewnością siebie niż czuła. – Mnie zależy jedynie na tym, by nie dopuścić mediów do ojca. Na miłość boską, przecież właśnie dlatego książka została wydana pod pseudonimem!
– A co właściwie jest twojemu ojcu?
Jinx odwróciła się.
– Nik, po prostu trzymaj się od nas z daleka.
– A jeżeli nie mogę? – powiedział z wyzwaniem w głosie.
Wzruszyła ramionami.
– To już tylko twój problem – powtórzyła.
– Do diabła, przecież napisał książkę. Na pewno musiał się spodziewać, oboje musieliście się spodziewać, że to może być bestseller…
– Oczywiście, że tego się nie spodziewaliśmy! Pisanie książki to bardzo osobista sprawa. Kto mógł przypuszczać, że stanie się tak popularna?
– I że tak długo utrzyma się na listach bestsellerów – dodał.
– Właśnie – przyznała spokojnie.
– A nie wydaje ci się, że to z twojej strony egoizm? – Nieubłaganie ją przyciskał. – Przedkładasz własne uczucia nad korzyści, jakie daje sfilmowanie powieści. Ale póki nie porozmawiam z twoim ojcem, nie będę wiedział, czy on ma do tej sprawy taki sam stosunek jak ty.
Jinx spojrzała na niego, w jej oczach lśniły łzy.
– Dlaczego nie zostawisz nas w spokoju?
– Bo nie mogę.
Jedna łza spłynęła jej po policzku. Natychmiast ją wytarła.
– Tak bym chciała, by nic z tego wszystkiego się nie wydarzyło!
– Och, Jinx, daj spokój! – warknął. – Ty też korzystasz z pieniędzy, które twój ojciec zarabia. Sukienka, którą masz na sobie, kolczyki…
– Wystarczy! – krzyknęła. – Sama to sobie kupiłam – dodała gniewnie. – Za własne pieniądze. Zarobione osobiście przeze mnie.
– Jeśli tak twierdzisz.
– Tak właśnie twierdzę!
Obrzuciła go badawczym spojrzeniem. Wiedziała, że Nik nie jest mężczyzną, który zrezygnowałby tylko dlatego, że się go o to prosi. Biorąc pod uwagę, ile starań musiał włożyć w to, by dziś ją spotkać, nawet nie powinna być zdziwiona.
– I uprzedzam cię: jeżeli będziesz mnie śledził w drodze do domu, naprawdę wezwę policję.
– Wiem.
– I co ty na to?
– Znajdę jakiś inny sposób – odparł bez wahania.
W to nie wątpiła.
– Muszę iść – powiedziała zimno.
Wzruszył ramionami.
– Rób, co chcesz.
Po jego szorstkim tonie poznała, że to, co zdarzyło się między nimi zaledwie kilka minut temu, definitywnie się skończyło.
I przecież tego właśnie chciała, prawda?
Związek z Nikiem Prince’em byłby niebezpieczny. Zarówno dla niej, jak i dla ojca.
Skinęła krótko głową i odeszła.
Nik nie był dumny z siebie, gdy zapraszał do restauracji Jane Morrow, redaktorkę zajmującą się książką J.I. Watsona.
Ale ostatnie sześć dni poszukiwania domowego adresu Jinx doprowadziły go do głębokiej frustracji.
W książce telefonicznej Londynu figurowało kilkunastu J. Nixonów, lecz żaden nie był tym właściwym. Poprzedni wydawca profesora, ten, który zajmował się jego dziełami naukowymi, poinformował Nika, że profesor niedawno się przeprowadził i jeszcze nie podał nowego adresu. Chociaż – dodał stanowczo – oczywiście nie udzieliłby takiej informacji, nawet gdyby nią dysponował.
Gdy nie udało się znaleźć profesora Nixona, Nik zaczął szukać adresu Jinx. Uniwersytet w Cambridge okazał się bezużyteczny. Oznajmiono mu, że nie mają prawa informować o adresie doktor Juliet Nixon, chociaż chętnie przekażą jej list, jeżeli pan Prince przyśle go na uniwersytet. Doprawdy, bardzo pomocne!
Wizyta u przyjaciółki Jinx, Susan Fellows, pod pretekstem, że podczas przyjęcia zgubił spinkę do mankietów, okazała się całkowicie bezowocna. Dowiedział się tylko, że owszem, Nixonowie się przeprowadzili, że ojciec Jinx jest od jakiegoś czasu chory, i to wszystko. Adresu nie zdobył.
Przyjaciółki Stazy w ogóle nie znały Jinx, już nie mówiąc o tym, że mogłyby wiedzieć, gdzie mieszka. W ten sposób Nik zatoczył pełne koło i jedynym źródłem informacji pozostała Jane Morrow.
Ale, co dziwne, mimo że jeszcze miesiąc temu Jane wydawała mu się bardzo atrakcyjna, teraz na myśl o romansie z nią czuł niesmak. Natomiast Jane nie ukrywała, że on jej się podoba. Gdy rozmawiali, bez przerwy rzucała zalotne spojrzenia. Najwyraźniej nie miałaby nic przeciwko bliższej znajomości. A Nik zdawał sobie sprawę, że jest nieuczciwy, wykorzystując jej zainteresowanie.
Uczciwość…
Czy w ogóle jest uczciwym człowiekiem? Zawsze tak o sobie myślał. Ale jego postępowaniu w ciągu ostatnich tygodni, w związku z poszukiwaniem Jacksona Nixona, można by wiele zarzucić. A na dodatek, od chwili, gdy poznał Jinx, popadł w jakąś obsesję na jego punkcie.
I na punkcie samej Jinx!
Za dużo o niej myślał. Za dużo myślał o tym, co czuł, gdy była w jego ramionach, a nie dość o jej ojcu i filmie, który chciał nakręcić.
– …naprawdę dobre wiadomości. – Zwrócił z powrotem uwagę na Jane Morrow. Mówiła coś w podnieceniu.
– Tak? – udał zainteresowanie.
– J.I. Watson dziś rano przysłał drugi tekst! – Aż się zaczerwieniła z radości, że może Nika o tym poinformować. – Teraz książka jest u Jamesa, więc nie mogłam zapoznać się z nią w całości, ale z tych kilku fragmentów, jakie udało mi się przeczytać, już widzę, że to będzie następny wielki sukces. A nie zawsze tak się zdarza z drugą książką…
– To kontynuacja Nie całkiem zwyczajnego chłopca? – przerwał jej Nik niecierpliwie.
– Och, tak! Oczywiście, będzie miała inny tytuł, ale są te same osoby i…
Radośnie paplała dalej, jednak Nik po tym, jak wyłowił najważniejszą dla siebie informację, przestał słuchać.
Czy Jinx wie, że jej ojciec napisał drugi tom? Ale, niezależnie od tego, konieczność spotkania z nim stawała się coraz pilniejsza. Publikacja drugiego tomu w tym samym czasie, gdy film na podstawie pierwszego wszedłby na ekrany, stanowiłaby niesamowitą reklamę.
Gdyby tylko mógł ominąć Jinx i porozmawiać z jej ojcem!
– Przypuszczam, że postawili takie same warunki, jak przy pierwszym tomie? – spytał.
Jane skrzywiła się.
– Tak. Żadnej reklamy, żadnych wywiadów, żadnego podpisywania książek. Tyle że jest pewien dodatek, raczej dziwny. Na zakończenie listu napisał… – przerwała i spojrzała na niego znacząco.
Nik poczuł się niezręcznie pod jej drapieżnym spojrzeniem.
– Co napisał?
– To naprawdę dziwaczne – powtórzyła Jane, raz jeszcze dotykając jego ręki. – Tym razem wymienił twoje nazwisko.
Nik zastygł.
– O co mu chodziło?
– „Absolutnie nie życzę sobie, by wydawnictwo przekazywało mi kolejne listy od Nika Prince’a” – zacytowała. – Chyba tak to ujął. Wydaje się, że musiałeś naprawdę porządnie go zirytować swoim naleganiem, by zgodził się na sfilmowanie książki.
Nie. On nie zirytował Jacksona Nixona. Jak mógł go zirytować, skoro ani razu się nie spotkali? Osobą, która poczuła do niego taką niechęć, jest jego córka, Jinx. Ale Nik nie był pewny, czy ta niechęć dotyczy jedynie interesów, czy też jest bardziej osobista.
Było rzeczą oczywistą, że w obojgu w sobotę wieczorem wybuchła żądza. Nik nie wątpił, że w innych okolicznościach jego polowanie na Jinx Nixon skończyłoby się najbardziej namiętnym romansem, jaki kiedykolwiek przeżył. I wiedział, że Jinx doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
Tak samo, jak z całą pewnością wiedział, że fakt, iż Jackson Nixon odmówił wszelkich kontaktów z nim, spowodowany był wyłącznie wpływem Jinx.
Ale to tylko jeszcze bardziej nasiliło jego upór. Nie cofnie się!
Jane właśnie coś mówiła o swoich planach po tym, jak wypiją kawę. Niedwuznacznie dawała do zrozumienia, że nie ma nic przeciwko temu, by zakończyć dzień w jego apartamencie hotelowym. Ale w tej chwili całe jego zainteresowanie skupiało się na drobnym zbuntowanym rudzielcu o niebieskofiołkowych oczach…
– Może innym razem – powiedział, udając żal. – Jutro wcześnie rano jestem umówiony na ważne spotkanie i muszę się wyspać – wymyślił na poczekaniu taką wymówkę, która nie obrazi Jane.
– Nastawimy budzik – nalegała.
Przysunęła się bliżej, oparła rękę na jego piersi.
– Niestety, Jane. Naprawdę nie mogę.
– Dlaczego? – Zmarszczyła czoło, jej uśmiech zbladł. – A może teraz, gdy już powiedziałam o J.I. Watsonie wszystko, co wiem, nie jestem ci więcej potrzebna? – parsknęła ze złością.
Za bardzo zbliżyła się do prawdy.
– Przykro mi… – zaczął Nik
– Nie tak przykro, jak mnie. Powinnam była wiedzieć, że Nik Prince zainteresował się mną tylko dlatego, że liczył na jakieś informacje! – Pokręciła z niesmakiem głową. – Mimo to coś ci jeszcze powiem. Mam takie wrażenie, jakby J.I. Watson unikał fleszów reporterów, bo jest w nim coś kobiecego…
Nik, który już otwierał usta, by dalej przepraszać, spojrzał na nią ze zdwojoną uwagą.
– Dlaczego tak sądzisz?
Wzruszyła ramionami.
– Albo to, albo ktoś pisze listy w jego imieniu. Ostatnie dwa zdecydowanie pachniały damskimi perfumami.
Perfumy Jinx?
Ten idący do głowy zapach konwalii, który czuł w sobotę?
– Rozpoznałaś je?
– Nie! – Jane spiorunowała go wzrokiem. – Nie rozpoznałam. Ale co do ciebie, chyba rzeczywiście to, jak cię opisują w gazetach, jest prawdą!
Arogancki. Twardy. Zimny. Wyrachowany. Dążący do celu po trupach. Genialny. Utalentowany. Chyba nie było określenia, którego w ciągu lat jego kariery prasa by nie użyła. Zresztą częściej pisano o jego zimnej arogancji czy o ostatniej kobiecie w jego życiu niż o pięciu Oscarach, które Jinx tak zdawkowo wspomniała w sobotę.
Jinx, znowu…
Chyba naprawdę zaczynał mieć obsesję. Chociaż to, co Jane powiedziała o perfumach, było bardzo interesujące. Może, skoro Jackson Nixon jest od jakiegoś czasu chory, Jinx pomagała mu w pisaniu? Może…
Nagle przyszła mu do głowy zupełnie niesamowita myśl.
Nie, to niemożliwe! Przecież cały świat nie może aż tak się mylić.
A może jednak?
[1]Jinx (ang.) – pech (przyp. tłum.).
Tytuły oryginałów:
Prince’s Passion,
Prince’s Pleasure,
Prince’s Love-Child
Pierwsze wydanie:
Harlequin Mills & Boon Limited, 2005
Opracowanie graficzne okładki:
Kuba Magierowski
Redaktor prowadzący:
Małgorzata Pogoda
Korekta:
JolantaRososińska
© 2005 by Carole Mortimer
© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2007, 2012,2015
Opowiadania z tego tomu ukazały się poprzednio pod tytułami Filmowa opowieść, Wywiad z aktorem, Spotkanie w Paryżu
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin Polska sp z o.o
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-276-1383-7
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o. | www.legimi.com