Skandal i tajemnica - Carole Mortimer - ebook

Skandal i tajemnica ebook

Carole Mortimer

3,8
14,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Lady Elizabeth Copeland uciekła z domu przed niechcianym narzeczeństwem i ukrywa się w Londynie, pracując jako dama do towarzystwa. Z trudem jednak odgrywa swoją rolę, a kiedy ma zaopiekować się rannym siostrzeńcem chlebodawczyni, zostaje poddana jeszcze cięższej próbie. Nathaniel Thorne bowiem jest znanym w Londynie uwodzicielem…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 235

Oceny
3,8 (76 ocen)
26
22
18
8
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Master89wt

Całkiem niezła

Miło spędzony czas. Choć nie jest to literatura najwyższych lotów, można przy niej odpocząć.
00

Popularność




Carole Mortimer

Skandal i tajemnica

Tłumaczenie: Alina Patkowska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Maj 1817, Hepworth Manor, Devon

– Jak pan śmie! Żądam, by mnie pan natychmiast puścił!

Lord Nathaniel Thorne, hrabia Osbourne, roześmiał się tylko i przesunął usta na szyję czarnowłosej piękności. Uniknęła pocałunku, wyrywając się z uścisku, ale nerwowe ruchy jej ciała zwiększyły tylko jego przyjemność.

– Nie mówisz poważnie, moja droga Betsy...

– Oczywiście, że mówię poważnie. – Podniosła głowę i spiorunowała go spojrzeniem błękitnych oczu otoczonych długimi, ciemnymi rzęsami. Jej włosy pachniały cytryną i jaśminem.

Nathaniel uśmiechnął się z pewnością siebie.

– Tylko jeden pocałunek, Betsy. Nie proszę przecież o nic więcej.

Zacisnęła usta z determinacją.

– Sam pan tego chciał!

Westchnął niecierpliwie, gdy kobieta mocno odepchnęła go, próbując się uwolnić. Przeszywający ból przypomniał mu, że zaledwie przed dziewięcioma dniami złamał kilka żeber. Dlatego musiał spędzić ostatnie dni w łóżku.

– Prosiłaś się o to od dawna. – Jeszcze mocniej zacisnął ramiona wokół jej ciała i musnął zębami delikatny płatek ucha. Przestała walczyć i podniosła na niego oszołomiony wzrok.

– Naprawdę tak pan uważa?

No cóż, być może nieco przesadził, ale pierwsze dni niedyspozycji spędził w Londynie przykuty do łóżka, otoczony nieustanną i bardzo troskliwą opieką najbliższej krewnej, owdowiałej i bezdzietnej ciotki Gertrudy. Następnie narażony był na niewygody podróży do domu ciotki na odludnym wybrzeżu w Devonshire. Nic dziwnego, że miał wielką ochotę na nieco odmienne towarzystwo. Gdy się obudził z popołudniowej drzemki, owa ślicznotka sprzątała jego sypialnię i Nathaniel uznał, że po tych wszystkich przejściach należy mu się nagroda.

Uśmiechnął się czarująco.

– Od pół godziny kręcisz się po mojej sypialni, sprzątasz, poprawiasz pościel i trzepiesz poduszki. – Gdy się nad nim pochylała, widział kuszące, pełne piersi.

– Wykonuję tylko polecenia pańskiej ciotki. To ona prosiła, żebym posiedziała dzisiaj z panem – odrzekła czarnowłosa piękność.

– A cóż porabia dzisiaj moja droga cioteczka?

– Wypoczęła już po podróży i pojechała z wizytą do sąsiadów. Milordzie, wydaje mi się, że celowo zmienia pan temat.

– Czyżby? – zapytał Nathaniel z rozbawieniem.

– Tak, i doprawdy nie potrafię zrozumieć, jakim sposobem takie proste czynności stanowiły zachętę do takiego... takiego ataku!

Jednak Elizabeth musiała przyznać, że awanse Nathaniela były miłe. Po raz ostatni, a właściwie jedyny, skradziono jej pocałunek przed kilkoma miesiącami, a sprawcą był piętnastoletni syn wikarego, przedwcześnie dojrzewający, piegowaty i nieco pulchny miłośnik słodyczy w każdej postaci. Jedynie wyraz leniwego zadowolenia na przystojnej twarzy lorda Thorne’a sprawił, że Elizabeth nie mogła w pełni cieszyć się dotykiem zmysłowych i niewątpliwie doświadczonych ust. Ta sama satysfakcja malowała się na jego twarzy teraz, gdy spoglądał na jej pełne piersi w głęboko wyciętym dekolcie niebieskiej sukni.

– Mężczyzna jest w stanie opierać się pokusie tylko w pewnych granicach, moja droga Betsy.

Na dźwięk tego zdrobnienia Elizabeth skrzywiła się z niechęcią. Pani Wilson zaczęła ją tak nazywać przed dwoma tygodniami, twierdząc, że pełne imię jest zbyt wyrafinowane dla młodej dziewczyny zatrudnionej w roli damy do towarzystwa. Elizabeth nie podobało się również spojrzenie, jakim lord Thorne obrzucał jej piersi. Gdyby pani Wilson weszła w tej chwili do sypialni siostrzeńca i zobaczyła tę scenę, z pewnością zwolniłaby ją w mgnieniu oka.

– Nie zamierzałam pana kusić, milordzie!

Nathaniel spojrzał na nią z rozbawieniem.

– Skoro tak mówisz... Najwidoczniej umysł płata mi figle!

– Najwyraźniej powinnam spodziewać się takiego zachowania po człowieku, który jest bliskim znajomym lorda Faulknera – odrzekła cierpko.

Thorne natychmiast opuścił ramiona, a Elizabeth się cofnęła. Wygładziła suknię i poprawiła włosy, po czym odważyła się znów na niego zerknąć. Lodowaty wyraz twarzy i niebezpieczny błysk w przymrużonych brązowych oczach ostrzegły ją, że powiedziała coś, co jego zdaniem było nie do przyjęcia.

Westchnęła w duchu. Lord Nathaniel Thorne, hrabia Osbourne, musiał być jednym z najprzystojniejszych ludzi w Anglii, a z pewnością jednym z najprzystojniejszych mężczyzn, jakich kiedykolwiek widziała. Miał zadziwiająco męską twarz z wyraźnymi, wysoko osadzonymi kośćmi policzkowymi, długim arystokratycznym nosem, zmysłowymi ustami i mocną szczęką. Włosy, przycięte w modną fryzurę, były koloru dojrzałej kukurydzy, a oczy ciemnobrązowej barwy. Ze względu na stan zdrowia hrabia spędził dziewięć ostatnich dni ubrany tylko w koszulę, toteż Elizabeth wielokrotnie miała okazję podziwiać z bliska szerokie ramiona, umięśnioną pierś, brzuch pokryty delikatnymi złocistymi włoskami, mocne biodra i długie nogi. Wiedziała również, jak doskonale te nogi wyglądają w obcisłych pantalonach i wypolerowanych butach do konnej jazdy. W takim bowiem stroju hrabia odbył podróż do Devonshire. Do tej chwili uznawała go za mężczyznę obdarzonego miłym, nawet jeśli nieco impulsywnym charakterem.

Niebezpieczny błysk, który rozświetlił ciemne, prawie czarne oczy, sprawił, że ujrzała zupełnie inną stronę jego natury. Zapewne to właśnie ów rys bezwzględności pozwolił mu przetrwać w dobrej formie pięć lat służby w armii generała Wellingtona.

– Bądź tak miła i wyjaśnij, co znaczy ta uwaga.

Równy, uprzejmy ton głosu lorda Thorne’a nie złagodził niepokoju Elizabeth. Poczuła się tak, jakby łagodny kot, który dotychczas spał wygodnie przy kominku, naraz zmienił się w groźnego drapieżnika.

Uniosła wyżej głowę.

– Lord Faulkner odwiedził pana przed pięcioma dniami, milordzie...

– Owszem. Wrócił właśnie do Anglii po ośmiu latach nieobecności. – Ton hrabiego nadal był lodowaty.

– Ja... no cóż. Jego skandaliczna przeszłość jest powszechnie znana.

– Doprawdy?

Pod łagodnym tonem kryła się groźba. Elizabeth poprawiła nerwowo suknię.

– Służba była bardzo poruszona wizytą i mimowolnie usłyszałam, co mówili między sobą o skandalu, który rzucił cień na przeszłość lorda Faulknera.

– Doprawdy? – powtórzył hrabia, unosząc jasne brwi. – Czy zatem słuchanie złośliwych plotek sprawia przyjemność? Tak to mam rozumieć?

Elizabeth poczuła, że policzki zaczynają jej płonąć.

– Nie nazwałabym ich złośliwymi, jeśli są prawdziwe.

Podniecenie Nathaniela zupełnie opadło.

– Ile miałaś lat przed ośmiu laty? – zapytał.

– Nie rozumiem...

– Pytałem, ile miałaś wtedy lat – przerwał jej szorstko.

– Zaledwie jedenaście, sir.

Nathaniel skinął głową.

– I zapewne mieszkałaś wówczas w Cambridgeshire?

– Nigdy nie mieszkałam w Cambridgeshire, milordzie.

Nathaniel oparł się o świeżo przetrzepane poduszki i spojrzał na nią surowo.

– A więc w czasie, gdy zdarzył się ów domniemany skandal, byłaś zaledwie jedenastoletnim dzieckiem i mieszkałaś daleko stąd. Jak możesz rozstrzygnąć, co jest, a co nie jest prawdą, w pogłoskach o przeszłości lorda Faulknera?

Elizabeth oblała się delikatnym rumieńcem, ale nie spuściła wzroku.

– Nie jest żadną tajemnicą, milordzie, że lord Faulkner uwiódł kiedyś młodą, niewinną dziewczynę.

Nathaniel doskonale znał plotki, które krążyły w towarzystwie przed ośmiu laty, Gabriel Faulkner był bowiem jednym z dwóch jego najbliższych przyjaciół. Nie wiedział jednak, że plotkarze znów ożywili się, gdy Gabriel wrócił na wyspy jako nowy hrabia Westbourne. Tym bardziej że do jego nowych obowiązków, jak Gabriel spokojnie oznajmił, należało złożenie propozycji małżeństwa jednej ze swoich podopiecznych, trzech młodych dam Copeland, córek poprzedniego hrabiego. Nigdy nie spotkał żadnej z sióstr i było mu wszystko jedno, która z nich przyjmie oświadczyny.

Nathaniel pomyślał, że powinien być w Londynie u boku przyjaciela, a nie wylegiwać się w Devon, pielęgnując pęknięte żebra. Nie chodziło o to, by Gabriel potrzebował albo oczekiwał czyjegokolwiek wsparcia, przez osiem długich lat wygnania stał się bowiem jednym z najdumniejszych i najbardziej aroganckich ludzi, jakich angielska socjeta kiedykolwiek widziała. Jednak Nathaniel pragnął na własne oczy ujrzeć niektóre z tych dobrze urodzonych twarzy w chwili, gdy Gabriel wróci i zajmie należne mu miejsce. Tymczasem niemal dokładnie tego samego dnia musiał opuścić Londyn, a wygadana młoda dama, towarzyszka ciotki, stała się jego jedyną rozrywką.

– Doprawdy? – powtórzył jeszcze raz, równie lodowato jak przedtem.

Elizabeth wydęła śliczne usta.

– Z pewnością pan, milordzie, zna inną wersję wydarzeń.

Obrzucił ją lekceważącym spojrzeniem i rzekł równie lekceważącym tonem:

– Jeśli nawet, nie zamierzam się nią z tobą dzielić.

Chciał ją urazić i udało mu się. Elizabeth pobladła, czując, że poważnie przekroczyła granice wyznaczone przez obecną rolę. Rolę niełatwą, ponieważ zaledwie dwa i pół tygodnia wcześniej nosiła tytuł lady Copeland i była najmłodszą córką poprzedniego hrabiego Westbourne. Właśnie z tej przyczyny tak bardzo zainteresowały ją plotki dotyczące lorda Gabriela Faulknera, człowieka, który w chwili śmierci ojca Elizabeth, czyli przed siedmioma miesiącami, został nowym hrabią Westbourne.

Wszystkie trzy siostry Copeland były głęboko poruszone nagłą śmiercią ojca i niezmiernie zaniepokoiła je wiadomość, że ponieważ dwóch kuzynów zginęło w bitwie pod Waterloo, tytuł hrabiego ma przejść na krewnego ojca w dalszej linii. Tym mężczyzną był właśnie Gabriel Faulkner. Żadna z sióstr nigdy go nie spotkała, ale plotki głosiły, że z powodu skandalu przed ośmiu laty wyjechał. Wyrzekła się go nawet własna rodzina.

Diana, Caroline i Elizabeth, które spędziły całe życie w wiejskiej posiadłości ojca, nie znały okoliczności tych niegodnych czynów i choć próbowały dyskretnie rozpytywać, nie udało im się niczego dowiedzieć. Jedyne informacje, jakie Elizabeth uzyskała, miały źródło w plotkach powtarzanych w pomieszczeniach służby pani Wilson. Mówiono, że lord Faulkner został wygnany na kontynent, gdzie przez pięć lat służył jako oficer w armii Wellingtona, a przez ostatnie dwa lata rezydował w Wenecji.

Wyglądało na to, że lordowi Faulknerowi nie spieszyło się, by wrócić do Anglii i przejąć obowiązki hrabiego Westbourne oraz pieczę nad siostrami Copeland. Kilka miesięcy po śmierci ojca jednak otrzymały list. Proponował małżeństwo tej z sióstr, która zechce go poślubić.

Ich matka, Harriet Copeland, przed dziesięciu laty porzuciła męża i trzy małe córeczki i uciekła z Shoreley Park do Londynu. Tam rzuciła się w ramiona młodego kochanka, który później zastrzelił ją, a potem siebie. Zapewne z tego właśnie powodu lord Faulkner sądził, że któraś z sióstr okaże się na tyle zdesperowana, by z radością przyjąć ofertę małżeństwa od człowieka równie pozbawionego honoru. Pomylił się jednak. W odpowiedzi na jego propozycję Caroline uciekła z domu, a równie przerażona perspektywą takiego małżeństwa Elizabeth poszła w ślady siostry. Udało jej się znaleźć zatrudnienie w Londynie w roli damy do towarzystwa pani Wilson, po czym przeżyła wstrząs, gdy Faulkner pojawił się w domu tejże damy, by złożyć wizytę jej rannemu siostrzeńcowi. Co więcej, okazało się, że są bliskimi przyjaciółmi. Owszem, Elizabeth musiała przyznać, że nowy hrabia Westbourne jest bardziej przystojny, niż którakolwiek z sióstr wcześniej przypuszczała. Nie zmniejszyło to jednak siły wstrząsu, jaki przeżyła, gdy usłyszała szczegóły owego skandalu od służby. Gdyby nie to, że pani Wilson zamierzała wyjechać wraz ze wszystkimi domownikami do Devonshire, daleko od Londynu i od lorda Faulknera, Elizabeth zapewne uciekłaby po raz drugi w ciągu dwóch tygodni.

– Nie było moją intencją obrazić lorda Faulknera – wyjaśniła chłodno. Wiedziała od pani Wilson, że siostrzeniec i lord Faulkner byli przyjaciółmi jeszcze z czasów szkolnych. Być może powinna wpaść na to wcześniej, gdyż wkrótce po tym, jak zaczęła tu pracować, usłyszała, że siostrzeniec wrócił właśnie z wizyty u przyjaciela w Wenecji.

– Może to mnie chciała pani zranić tą obelgą? – zauważył Nathaniel zwodniczo łagodnym tonem.

Owszem, chciała go urazić. Nie mogła zrozumieć, dlaczego dżentelmen z towarzystwa przyjaźni się z kimś o tak zszarganej reputacji jak Gabriel Faulkner, chyba że sam jest równie podłego charakteru. Ponadto lord Thorne doznał obrażeń w jakiejś awanturze pijackiej, a jego zalotów nie sposób było nazwać subtelnymi.

– Proszę mi wybaczyć, milordzie, jeśli odniósł pan takie wrażenie – odrzekła sztywno. – Chociaż powiem na swoją obronę, że sam mnie pan sprowokował.

Nathaniel przyglądał się jej spod przymrużonych powiek. Błękitna suknia korzystnie podkreślała figurę, czarne loki ułożone były w prostym, lecz modnym stylu, a twarz Elizabeth miała delikatną i piękną: ciemne brwi, ciemnobłękitne oczy, mały nos nad kształtnymi ustami. Panna Betsy Thompson ani z wyglądu, ani w mowie nie sprawiała wrażenia płatnej damy do towarzystwa zatrudnionej przez bogatą arystokratkę.

Ale właściwie skąd Nathaniel miał wiedzieć, jak wyglądają takie damy? Owszem, panna Betsy Thompson obdarzona była rzadką i kuszącą urodą, a jej sposób mówienia świadczył o tym, że została starannie wykształcona. Mogła być po prostu córką zubożałego dżentelmena czy duchownego, zmuszoną przez trudną sytuację materialną, by znaleźć sobie zatrudnienie, dopóki jakiś równie zubożały młody dżentelmen nie pojmie jej za żonę i nie spłodzi z nią gromadki jeszcze bardziej zubożałych dzieci, które wejdą do tego zaklętego kręgu.

Uwięziony w Devon, pozbawiony rozrywek oraz plotek z londyńskiego towarzystwa – ciotka nie pozwalała mu nawet czytać gazet – próbował pocałować Betsy tylko dlatego, że szukał jakiegoś urozmaicenia. Ot, sposobu na nudę. Nie przyszłoby mu do głowy, że wyniknie z tego sprzeczka, podczas której ta wygadana młoda dama ośmieli się obrazić jednego z najbliższych i najdroższych mu przyjaciół. Gabriel z pewnością tylko by się roześmiał, gdyby usłyszał zarzuty, przywykł bowiem do krzywych spojrzeń. Nathaniel jednak nie potrafił puszczać obelg płazem; zawsze wzbudzały w nim złość, szczególnie gdy wiedział, że są niesprawiedliwe.

Spojrzał na Betsy Thompson spod na wpół przymkniętych powiek i mocno zacisnął usta.

– Same przeprosiny w zupełności by wystarczyły – sapnął. – Czy nie jesteś w tej chwili potrzebna mojej ciotce? Sądzę, że tu skończyłaś. Przynajmniej tak, jak potrafiłaś.

A więc nie spisała się wystarczająco dobrze, pomyślała z irytacją, a mężczyzna, który jeszcze kilka minut temu flirtował z nią, zniknął. Teraz miała przed sobą bogatego i potężnego hrabiego Osbourne, właściciela rozległych posiadłości w Kent i Suffolk, a także pięknego domu w Londynie. Lekko skłoniła głowę.

– Sądzę, że już czas wyprowadzić Hectora na spacer.

– Ach, tak. – Hrabia uśmiechnął się kpiąco. – Zauważyłem, że w obecności kuzynki Letycji stajesz się bardziej towarzyszką psa niż mojej ciotki.

Kolejna obelga, choć podana niezmiernie uprzejmym tonem. Niestety, doświadczenie pokazało Elizabeth, że było rzeczą niemal niemożliwą znaleźć zatrudnienie w Londynie bez referencji. Obecną pozycję zawdzięczała jedynie temu, że udało jej się uratować Hectora, rozpieszczonego i ukochanego teriera szkockiego pani Wilson, gdy pies podczas spaceru w londyńskim parku wyszarpnął smycz i na oślep pobiegł przed siebie. Musiała utrzymać tę pracę, alternatywą był bowiem powrót do Shoreley Park i małżeństwo z lordem Faulknerem. Choć Elizabeth wiedziała już, że jest to mężczyzna wielkiej urody, nadal uważała taki los za gorszy od śmierci.

Lord Faulkner nie mógł o tym wiedzieć, ale w gruncie rzeczy oddawała mu przysługę. Ze wszystkich trzech córek matki była do niej najbardziej podobna. Nawet wszystkie matrony z sąsiedztwa traktowały ją podejrzliwie, obawiając się zapewne, że okaże się podobna do Harriet Copeland również z charakteru.

Uniosła dumnie głowę.

– Najmocniej przepraszam za wszelkie uchybienia, milordzie.

Te słowa jednak nie przekonały Nathaniela. Z łatwością dostrzegał walkę wewnętrzną, jaka toczyła się w pięknej główce panny Betsy Thompson. Z jednej strony była przekonana o własnej racji, a z drugiej doskonale wiedziała, że rozmawia z ulubionym, a właściwie jedynym, siostrzeńcem pracodawczyni. Ta wewnętrzna walka była tak wyraźna, że Nathaniel wybuchnąłby głośnym śmiechem, gdyby wciąż nie czuł się zirytowany. Nie mógł zaprzeczyć, że próbował skraść tej młodej damie pocałunek. A fakt, że doznał obrażeń z rąk płatnych osiłków, którzy zaatakowali go przed klubem hazardu, również nie rzucał zbyt korzystnego światła na jego reputację.

Znów popatrzył na Betsy spod przymkniętych powiek.

– Chyba dopiero od niedawna pracujesz jako dama do towarzystwa?

Twarz o barwie kości słoniowej zabarwiła się lekkim rumieńcem.

– Dlaczego tak pan sądzi, milordzie?

Świadczył o tym choćby fakt, że ośmielała się zadawać takie pytania hrabiemu i siostrzeńcowi chlebodawczyni.

– Bo wydaje mi się, że niezbyt dobrze wiesz, gdzie jest twoje miejsce.

W błękitnych oczach zabłysły iskry.

– Miejsce, milordzie?

Nathaniel zastanawiał się, czy już kiedyś prowadził podobną rozmowę.

– Damy do towarzystwa zazwyczaj okazują nieco więcej szacunku, zwracając się do starszych i lepiej urodzonych – wyjaśnił rozmyślnie prowokującym tonem. Wyglądała bardzo ładnie z gniewnym wyrazem twarzy.

Zważywszy na to, że Nathaniel Thorne był od niej starszy zaledwie osiem lat i sama nosiła szlachecki tytuł, nie miał wyższej pozycji w hierarchii społecznej. Znowu zapominała, że w tej chwili nie jest lady Elizabeth Copeland i nie ma pojęcia, kiedy znów się nią stanie.

Opuściła dom pod wpływem impulsu, zachęcona przykładem Caroline, której lord Faulkner złożył identyczną propozycję małżeństwa dwa dni wcześniej. Po krótkich poszukiwaniach siostry w końcu doszły do wniosku, że zapewne wyjechała aż do Londynu.

Londyn. Wszystkie trzy siostry Copeland zawsze marzyły, by pojechać tam choć raz, ale ojciec nie zgadzał się nawet na krótką wizytę, nie wspominając nawet o spędzeniu tam całego sezonu towarzyskiego. Marcus Copeland uważał że to właśnie stołeczne pokusy skłoniły jego żonę do opuszczenia rodziny. Jakiekolwiek były jego motywy, córki, a zwłaszcza Caroline i Elizabeth, pragnęły doświadczyć owych pokus na własnej skórze. Najstarsza, dwudziestojednoletnia Diana, zawsze była najbardziej zrównoważona i poważnie traktowała swoje obowiązki pani na Shoreley Park oraz zastępczej matki młodszych sióstr.

I tak oto najpierw Caroline, a potem Elizabeth opuściły dom dla blasku i ekscytującego życia stolicy. Elizabeth nie mogła oczywiście wypowiadać się w imieniu Caroline, od której w ostatnich tygodniach nie miała żadnej wiadomości, ale szybko zdała sobie sprawę, że z uroków Londynu korzystać mogą jedynie bogaci i utytułowani. Płatna dama do towarzystwa w gruncie rzeczy była zwykłą służącą, zdaną na łaskę i niełaskę pracodawczyni, i jedynie przelotnie widywała świat, który tak ją pociągał.

Uświadomiła sobie również, jak bardzo tęskni za siostrami i jak samotnie się czuje, nie mając z kim pośmiać się i poplotkować. Była z nich najmłodsza i całe dotychczasowe życie spędziła w ich towarzystwie. Tęskniła za nimi tak bardzo, że tego dnia, gdy udało jej się złapać uciekającego Hectora, przez chwilę miała wrażenie, że widzi Caroline w modnym powozie, który przejeżdżał przez park. Oczywiście, musiało to być tylko złudzenie. Powóz zaprzężony był w dwa piękne, lecz narowiste siwki, a powoził nim przystojny i arogancki arystokrata z blizną przecinającą lewą stronę twarzy. Było wielce nieprawdopodobne, by którakolwiek z sióstr mogła znać takiego mężczyznę.

Ta krótka chwila pokazała jej, jak bardzo tęskni. Niestety, wyjeżdżając nagle z Hampshire, nie pomyślała o tym, w jaki sposób dowie się, czy lord Faulkner opuścił już Shoreley Park i czy może bezpiecznie wrócić do domu. Dopóki nie znajdzie wyjścia z tej sytuacji, musi zachować posadę w domu pani Wilson.

Nie zdoła jednak tego dokonać, jeśli wejdzie w konflikt z ukochanym siostrzeńcem chlebodawczyni.

– Jeszcze raz przepraszam, milordzie, za to nieporozumienie – powiedziała sztywno. – Pańska ciotka z pewnością ucieszy się na wiadomość, że czuje się pan już znacznie lepiej.

Nathaniel przyjrzał się jej uważnie.

– Doprawdy? I co jeszcze zamierzasz powiedzieć mojej drogiej ciotce na temat tego popołudnia?

Elizabeth wydawała się urażona oskarżycielskim tonem.

– Ależ nic, milordzie.

– Nie sądzisz, że winien ci jestem przeprosiny? – zapytał, przypatrując się jej bacznie.

Rumieniec znów zaróżowił jej policzki. Próbowała unikać jego wzroku.

– Wolałabym zapomnieć o tym incydencie, milordzie. A teraz proszę o wybaczenie, ale Hector czeka na spacer.

Dygnęła grzecznie i odeszła. Nathaniel patrzył za nią nieco rozczarowany, że nie dała się sprowokować. Miał nadzieję, że dziewczyna znów wybuchnie złością i w jej niebieskich oczach pojawią się iskry, z którymi tak jej było do twarzy. Ona jednak znów przywdziała maskę młodej i posłusznej opiekunki psa poczciwej cioteczki.

Nathaniel nabrał jednak poważnych wątpliwości, czy panienka Betsy nie skrywa jakiegoś sekretu.

ROZDZIAŁ DRUGI

– Skoro czujesz się już lepiej, chciałabym wydać niewielką kolację. Może za trzy dni – oświadczyła pani Wilson, spoglądając z zadowoleniem na siostrzeńca, który stał sztywno przy kominku.

– Ciociu...

– Jak powiedziałam, to będzie nieduże przyjęcie. Tylko dwudziestu najbliższych sąsiadów.

Elizabeth, która właśnie weszła do salonu, zerknęła na Nathaniela spod opuszczonych rzęs, grzecznie dygnęła i usiadła na sofie obok Letycji Grant. Hrabia wyglądał doskonale w ciemnym wieczorowym stroju i śnieżnobiałej koszuli. Światło świec wydobywało złote blaski z jego modnie przyciętych włosów i lekko opalonej twarzy. Zauważyła, że ciepłe, mahoniowe oczy zabłysły czujnie przy słowach ciotki, ale już po chwili wyraz zainteresowania na twarzy zgasł, przesłonięty maską chłodnej obojętności. Elizabeth domyślała się powodów. Pani Wilson, owdowiała i wciąż atrakcyjna dama po czterdziestce, nie była zainteresowana powtórnym małżeństwem i wszystkie swe wysiłki skupiała na znalezieniu odpowiedniej partii dla siostrzeńca. Po powrocie z wizyty u sąsiadów opowiadała z podnieceniem, że w okolicy mieszkają co najmniej trzy młode i atrakcyjne damy, które mogą nadawać się do tej roli. Jej zdaniem hrabia w wieku dwudziestu ośmiu lat powinien już porzucić kawalerskie życie i spłodzić potomka. A ponieważ nie miał matki, która mogłaby nim pokierować na tym etapie życia, uważała za swój obowiązek dopilnować, by znalazł młodą kobietę odpowiednią do roli księżnej i matki. Nie zważała, czy hrabia zdradzał jakieś chęci do ożenku. Ostrożny wyraz twarzy Nathaniela wyraźnie świadczył o tym, że nie zdradzał.

Po popołudniowej utarczce Elizabeth patrzyła na owe rozterki z pewną satysfakcją. Gdy pani Wilson obrała sobie jakiś cel, niezmiernie trudno było powstrzymać ją przed działaniem, a obecność Elizabeth najlepiej tego dowodziła.

Tamtego dnia, gdy pochwyciła w parku uciekającego Hectora, Elizabeth bez trudu odnalazła jego panią. Ta bowiem z determinacją zmierzała w jej kierunku, skarżąc się głośno na psa jednemu ze stangretów. Na widok sceny powitania pani i psa do oczu Elizabeth napłynęły łzy wzruszenia, a biedny stangret stał obok, zatykając uszy. Gdy już pani Wilson upewniła się, że drogi Hector czuje się dobrze, skupiła uwagę na wybawczyni. Uparła się, że Elizabeth musi wrócić z nią do domu i przyjąć kolejną porcję podziękowań nad filiżanką herbaty. Gdy znalazły się w pięknej, wygodnej rezydencji, pani Wilson zainteresowała się, co taka młoda dama robiła samotnie w parku, a gdy usłyszała, że przyszła tam, by poprawić sobie nastrój po tym, jak nie udało jej się zdobyć pracy u krawcowej, zaczęła nalegać, by Elizabeth przyjęła posadę damy do towarzystwa, argumentując, że nie może postąpić inaczej, skoro drogi Hector tak polubił swoją wybawczynię. Nim zdążyła zaczerpnąć tchu, została zainstalowana w domu pani Wilson wraz z niewielkim dobytkiem, który przywiozła ze sobą do Londynu. Jeśli pani Wilson uznała teraz, że należy znaleźć siostrzeńcowi odpowiednią żonę, to Elizabeth nie miała ani cienia wątpliwości, że starsza dama dopnie swego bez względu na to, czy hrabia Osbourne życzy sobie tego czy nie.

– Co za szczęście, że Millerowie wciąż są w żałobie po śmierci lorda Millera i nie wyjechali do miasta na tegoroczny sezon – stwierdziła pani Wilson z zadowoleniem.

– Wątpię, czy lord Miller uznałby to za szczęście – zauważył hrabia sucho.

Elizabeth znów stłumiła uśmiech, ale poczuła na sobie intensywne spojrzenie hrabiego. Szybko odwróciła wzrok w stronę Letycji Grant, przez cały czas świadoma, że wciąż na nią patrzy z zamyślonym wyrazem twarzy.

Nathaniel niezbyt dokładnie słuchał paplaniny ciotki, ustalającej listę gości, których zamierzała zaprosić na sobotnią kolację. Żaden z tych gości go nie interesował, a już z pewnością dwie panny Miller ani panna Penelope Rutledge, córka wicehrabiego Rutledge, miejscowego sędziego. Ciotka niewątpliwie byłaby oburzona, gdyby się dowiedziała, że jedyna kobieta, która wzbudzała w tej chwili zainteresowanie Nathaniela, siedziała obok na sofie, rozmawiając o czymś cicho z Letycją Grant, oraz że jego zamiary wobec Betsy były absolutnie niehonorowe.

Czuł obecność młodej kobiety już od chwili, gdy wśliznęła się do salonu i uprzejmie dygnęła. Ubrana była w prostą kremową suknię, na którą opadały czarne loki. Głęboki dekolt odsłaniał piersi, które Nathaniel miał okazję podziwiać już wcześniej.

Po wyjściu panny Betsy Thompson z sypialni Nathaniel uznał, że warto dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Dyskretnie wypytał Letycję Grant i przekonał się, że ciotka nic nie wie o tej młodej damie poza tym, że Hector za nią przepada. W oczach ciotki Gertrudy były to wystarczające referencje. Nathaniel miał jednak na ten temat zupełnie inne zdanie. Piękna Betsy mogła być żoną, która uciekła od rozzłoszczonego męża, albo jeszcze gorzej, ukrywającą się oszustką. W każdym razie tak sobie hrabia tłumaczył ten nagły przypływ zainteresowania młodą damą.

– Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Osbourne? – zapytała ostro ciotka, która w końcu zauważyła, że siostrzeniec nie poświęca jej zbyt wiele uwagi.

Nathaniel leniwie przeniósł na nią wzrok.

– Zdaje się, że właśnie wychwalałaś pod niebiosa zalety panny Rutledge – odrzekł bez zainteresowania. – W szczególności rozwodziłaś się nad jej grą na pianinie oraz nad tym, że jej hafty i obrazki wzbudzają powszechny podziw. Mówiłaś też, że od trzech lat, czyli od czasu śmierci matki, doskonale prowadzi dom wicehrabiego.

– Mam nadzieję, że nie kpisz sobie ze mnie, Osbourne? – obruszyła się pulchna, pełna dobrych intencji ciotka.

– Zapewniam cię, ciociu Gertrudo, że człowiek, który tęskni do kolacji tak jak ja, nie jest w odpowiednim nastroju, by sobie z kogokolwiek kpić. – Nathaniel podał ciotce ramię, w tej właśnie chwili bowiem kamerdyner stanął w drzwiach i ogłosił, że kolacja jest już gotowa.

Idąc za Nathanielem i panią Wilson do niedużej rodzinnej jadalni, Elizabeth podziwiała swobodę, z jaką hrabia wyplątał się z niewygodnej rozmowy. Wielu młodych dżentelmenów, nawet stęsknionych za kolacją, potraktowałoby podobne próby swatania bardzo surowo. Fakt, że lord Thorne tego nie uczynił, świadczył o szczerym uczuciu do ciotki.

Hrabia posadził przy stole ciotkę oraz Letycję i zwrócił się do Elizabeth.

– Czy mogę mieć nadzieję, że rumienisz się z mojego powodu, Betsy? – zapytał cicho, odsuwając krzesło i pochylając się nad nią poufale.

Usiadła sztywno, zirytowana tym bardziej, że jego przypuszczenia były słuszne. Wyprowadzając Hectora na spacer do lasów przylegających do Hepworth Manor, wciąż wspominała ciepłe ciało Nathaniela, gdy trzymał ją w objęciach, i dreszcz przyjemności, który ją przeszył, gdy hrabia dotknął ustami szyi.

Elizabeth spędziła całe dotychczasowe życie pod kloszem. W sąsiedztwie Shoreley Park mieszkało niewielu samotnych mężczyzn i zdaniem Marcusa Copelanda żaden z nich nie nadawał się na towarzystwo córek. Wyjątkiem był tylko Malcolm Castle, syn miejscowego sędziego, ten jednak już od dziecka najbardziej lubił Dianę, co sprawiało, że Elizabeth i Caroline nie miały żadnej okazji do flirtów.

Mimo wszystko wcześniejsze zachowanie Nathaniela przekraczało granice niewinnego flirtu. Hrabia pozwolił sobie na zbyt wiele, co oznaczało, że traktuje ją z nie większym szacunkiem niż kobietę, której mógłby zapłacić, by spędzić z nią noc. Niewątpliwie wynikało to z jego przekonania o jej niskim pochodzeniu, pomyślała.

– Prędzej zarumieniłabym się, myśląc o żmii niż o panu, milordzie – odpowiedziała cicho i uśmiechnęła się czarująco.

Nathaniel w odpowiedzi również błysnął drapieżnym uśmiechem i powoli usiadł na swoim miejscu. Podano pierwsze danie i ciotka zaczęła kolejną tyradę, wychwalając zalety przedstawicieli miejscowej arystokracji oraz ich córek w wieku odpowiednim do zamążpójścia, które to panny miały zaszczycić obecnością nadchodzącą kolację. Nathaniel puszczał ten monolog mimo uszu, skupiony na obserwowaniu doskonałych manier Betsy. Zauważył z uznaniem, że dziewczyna wciągnęła w rozmowę powolną Letycję. Letycja, notabene, była wręcz idealną damą do towarzystwa: posłuszna, zgodna i zbyt pozbawiona charakteru, by w jakiejkolwiek sytuacji przeciwstawić się kuzynce. Betsy zupełnie jej nie przypominała. Tym większe uznanie należało jej się za to, że zadała sobie trud rozmowy ze starszą kobietą.

Nathaniel z rozbawieniem zauważył, że dziewczyna unika choćby spojrzenia w jego kierunku. W połączeniu z doskonałą kolacją sprawiło to, że na kilka godzin udało mu się zapomnieć o bolących żebrach.

– Sądzę, Betsy, że już czas na wieczorny spacer Hectora – oświadczyła w końcu ciotka, spoglądając z uczuciem na psa, który leżał w koszyku obok kominka, pławiąc się w cieple i wygodzie.

Panie wstawały właśnie od stołu, by przejść do saloniku i wypić herbatę przed snem. Nathaniel zamierzał pozostać w jadalni, zapalić cygaro i napić się brandy. Przez ostatnie półtora tygodnia musiał sobie odmawiać tej przyjemności, ciotka bowiem nie znosiła, gdy ktokolwiek palił cygara w jej sypialniach. Był to doprawdy doskonały powód, by przyspieszyć rekonwalescencję.

Podniósł się uprzejmie, gdy kobiety wstawały od stołu, spojrzał w okno i zmarszczył brwi.

– Czy to bezpieczne, by panna Thompson wychodziła o tej porze, ciociu Gertrudo?

Za oknem panował już mrok, przełamany bladym blaskiem księżyca.

– Nigdy nie obawiałam się ciemności, milordzie – zapewniła Elizabeth, ale Nathaniel zignorował jej słowa i znów zwrócił się do ciotki:

– Może byłoby lepiej, gdyby któryś z lokajów wyprowadził Hectora na spacer?

Pani Wilson wydawała się zbita z tropu.

– Betsy dotychczas nie narzekała...

Elizabeth poczuła na sobie spojrzenie ciemnobrązowych oczu i Nathaniel Thorne zwrócił się do ciotki po raz trzeci:

– Droga ciociu, panna Thompson nie sprawia wrażenia osoby, która lubi się skarżyć – powiedział ze znaczącym uśmieszkiem.

Rumieniec zabarwił policzki Elizabeth. Wiedziała, że jest to aluzja do tego, że nie poskarżyła się ciotce na jego zachowanie po południu w sypialni. Nie miała też takiego zamiaru. Zważywszy na jej niską pozycję w domu pani Wilson, chlebodawczyni zapewne obwiniłaby ją za postępek ukochanego siostrzeńca.

– O tej porze po polach Devonshire może się włóczyć wielu niebezpiecznych osobników. Panna Thompson może się natknąć na któregoś z nich... – dodał hrabia.

Z punktu widzenia Elizabeth jedynym niebezpiecznym osobnikiem był hrabia. Poza tym lubiła samotne przechadzki z Hectorem i nie podobało się jej, że hrabia próbuje się wtrącać w nie swoje sprawy, a jeszcze bardziej, że uważa ją za jakąś wiotką lilię.

– Osbourne, to jest Devonshire, a nie Londyn – westchnęła pani Wilson, najwyraźniej podzielając jej sceptycyzm.

– Mimo wszystko...

– Jest zupełnie bezpiecznie, sir. Proszę się nie obawiać. – Elizabeth udało się wypowiedzieć te słowa odpowiednio grzecznym tonem i jednocześnie rzucić mu niechętne spojrzenie. Nathaniel kpiąco uniósł brwi.

– Może powinienem pójść z panną Thompson, ciociu? Mogę wypalić cygaro na dworze.

– Ja też mogę wyjść z Betsy – zaoferowała się wyraźnie zaniepokojona Letycja.

– Obawiam się, droga Letycjo, że wówczas obydwie naraziłybyście się na niebezpieczeństwo – zauważył hrabia.

– Czy naprawdę sądzisz, że może być niebezpiecznie? – zapytała pani Wilson, marszcząc brwi.

Lord Thorne wzruszył szerokimi ramionami.

– Wątpię, by przemytnicy opuścili te strony.

Elizabeth spojrzała na niego ze szczerym zdziwieniem.

– Przemytnicy?

Hrabia skinął głową, a w jego ciemnobrązowych oczach odbiło się rozbawienie.

– W Devonshire jest to wciąż bardzo dochodowe, choć również całkowicie nielegalne zajęcie. Ludzie, którzy się tym trudnią, z pewnością woleliby nie spotkać na swej drodze młodej kobiety z psem.

– Nie pomyślałam o tym. – Pani Wilson potrząsnęła głową. – W takim razie może rzeczywiście powinieneś pójść z Betsy, Osbourne.

Elizabeth miała ochotę krzyczeć z frustracji. Rozmawiano o niej tak, jakby sama nie miała w tej sprawie nic do powiedzenia – choć oczywiście jako Betsy Thompson niewiele miała do powiedzenia w jakiejkolwiek sprawie.

– Ale może Betsy uważa, że spacer ze mną byłby niewłaściwy?

Zacisnęła usta, patrząc na przystojną twarz hrabiego.

– Milordzie...

– To równie niedorzeczne jak propozycja, by nie sprzątać w twojej sypialni, Osbourne – prychnęła pani Wilson, określając tym samym pozycję Elizabeth jako zwykłej służącej.

Coraz trudniej jej było zachować spokój w obecności wracającego do zdrowia Nathaniela Thorne’a.

– Kiedy zaczęto nazywać cię Betsy?

Elizabeth potknęła się, zaskoczona pytaniem. Szli skąpaną w blasku księżyca ścieżką wzdłuż urwiska. Nathaniel doskonale wiedział, że dziewczyna jest na niego zła; od chwili, gdy przyniósł jej z sypialni aksamitną pelisę, zachowywała lodowate milczenie. Wyjęła smycz Hectora z ręki lokaja i wymknęła się na zewnątrz, nie obdarzywszy go nawet jednym spojrzeniem.

Poszedł za nią niespiesznie, zapalając po drodze cygaro, krok miał jednak znacznie dłuższy niż ona, toteż dogonił ją bez trudu. Wciąż milczała i odwracała od niego twarz. Nathaniel uświadomił sobie, że jeśli jej czymś nie sprowokuje, dziewczyna będzie udawać, że nie zauważa jego obecności.

Prowokacja powiodła się.

– Co pan ma na myśli?

Był pogodny wiosenny wieczór, na tyle ciepły, że Nathaniel nie zabrał żadnego okrycia. Ani jedna chmura nie przesłaniała gwiazd błyszczących na czarnym niebie. Zapewne nie była to idealna pogoda dla przemytników, którzy woleli pochmurne, bezksiężycowe noce. Spacer w świetle księżyca w towarzystwie młodej i ponętnej kobiety oraz małego białego psiaka powinien być przyjemnością, a tymczasem zmienił się w milczącą walkę.

Nathaniel westchnął.

– Zauważyłem, że krzywisz się z niechęcią za każdym razem, gdy moja ciotka lub ktokolwiek inny zwraca się do ciebie w ten sposób.

– Myli się pan, milordzie.

– Raczej nie – stwierdził stanowczo. Jego cierpliwość też miała swoje granice.

Elizabeth zerknęła na niego ostrożnie, myśląc, że chyba go nie doceniła. Był bystrzejszy, niż się wydawał; widocznie pod fasadą kochającego siostrzeńca oraz lekkomyślnego flirciarza kryło się coś więcej.

– Tak długie milczenie oznacza, że usiłujesz wymyślić jakieś wiarygodne wyjaśnienie – dodał Nathaniel cicho.

Elizabeth westchnęła.

– Sądzę, milordzie, że powinien pan zapytać o to panią Wilson – odrzekła.

– Z oczywistych względów nie zrobię tego.

Rzecz jasna, zainteresowanie hrabiego Osbourne młodą damą, która opiekowała się psem ciotki, byłoby bardzo niestosowne.

– Zapewniam pana, milordzie, że nie ma w tym żadnej tajemnicy. Pani Wilson uznała, że moje pełne imię, Elizabeth, nie jest odpowiednie dla służącej – wyjaśniła z lekkością.

A więc naprawdę miała tak na imię, pomyślał. Owszem, brzmiało elegancko i pasowało do niej znacznie bardziej niż Betsy.

– W takim razie od tej chwili będę cię nazywał Elizabeth.

– Wolałabym, milordzie, żeby pan tego nie robił. Pańskiej ciotce z pewnością by się to nie spodobało.

– Chyba nie wspominałem o tym, że zamierzam pytać ciotkę o pozwolenie – powiedział Nathaniel oschle.

Elizabeth zmarszczyła brwi.

– Nie pytał pan również o moje pozwolenie, milordzie. Gdyby pan to zrobił, z pewnością by pan go nie otrzymał.

– Nawet gdy jesteśmy sami, tak jak teraz?

– Nie, milordzie.

Nathaniel wzruszył ramionami.

– Do Letycji zwracam się po imieniu.

– Bo jesteście spokrewnieni, a ja jestem tylko...

– Młodą damą, którą dzisiaj pocałowałem – dokończył Nathaniel i w świetle księżyca ujrzał błysk niebieskich oczu. Elizabeth zatrzymała się.

– Którą próbował pan pocałować, lordzie Thorne, ale szczęśliwie udało mi się tego uniknąć – dodała ze szczerą satysfakcją.

Męska duma Nathaniela została mocno nadszarpnięta. Ta dziewczyna posuwa się za daleko, pomyślał. Ona również zdała sobie z tego sprawę i spojrzała na niego skruszona.

– Nie powinien pan wykorzystywać w ten sposób młodych kobiet, które pracują w domu pańskiej ciotki, milordzie.

– W domu mojej ciotki jest tylko jedna młoda dama, którą miałbym ochotę wykorzystać, moja droga Elizabeth – mruknął Nathaniel i wyrzucił resztkę cygara.

– Nie jestem pańską drogą Elizabeth, milordzie! – zaprotestowała z oburzeniem.

– Jeszcze nie.

– Ani teraz, ani nigdy. Milordzie, doprawdy nie może pan...

– Ależ mogę – stwierdził z wielką pewnością siebie.

– Pańskie... och! – Protesty Elizabeth urwały się gwałtownie, gdy Nathaniel bez wysiłku pociągnął ją w ramiona.

– Moja droga Elizabeth, tym razem nie pozwolę, byś zyskała nade mną przewagę, wykorzystując moją kontuzję.

Pochylił się nad jej twarzą z uśmiechem zwycięzcy i Elizabeth odkryła, że wcześniej nie myliła się: pocałunki Nathaniela Thorne’a były bardzo przyjemne. Zrobiło jej się gorąco i poczuła dziwną słabość w kolanach. Zacisnęła palce na jedwabnej kamizelce i poczuła, jak jego silne mięśnie drżą w odpowiedzi na dotyk. Jeszcze nigdy czegoś podobnego nie przeżyła; była oszołomiona i rozczarowana, gdy Nathaniel przerwał.

– Coś ty zrobiła, głupia dziewczyno?!

– Hector? – Zbyt późno zdała sobie sprawę, że wypuściła z ręki smycz. Szczekanie Hectora rozlegało się gdzieś w oddali, ale jego samego nie było widać w mroku.

Tytuł oryginału: The Lady Confesses

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2011

Redaktor serii: Dominik Osuch

Opracowanie redakcyjne: Dominik Osuch

Korekta: Lilianna Mieszczańska

© 2011 by Carole Mortimer

© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2013

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżone.

Harlequin Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

ISBN 978-83-238-9742-2

ROMANS HISTORYCZNY – 375

Konwersja do formatu EPUB:

Legimi Sp. z o.o.