Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Praca profesora Feliksa Konecznego jest jedną z najciekawszych i najbardziej przystępnych pozycji książkowych opisujących nasze dzieje. Autor z należytą starannością wnikliwie bada wydarzenia, które miały największy wpływ na naszą historię. Opisuje dzieje Polski od początków powstawania państwa aż po czas rozbiorów. Ukazuje nie tylko ważne wydarzenia, ale też sylwetki osób, które odegrały w historii naszego kraju decydującą rolę.
SPIS TREŚCI
TOM I
POLSKA ZA PIASTÓW
Wstęp
CZĘŚĆ I. Państwo społeczeństwu narzucone
Początki w pogaństwie
Mieszko
Bolesław Wielki
Upadek i odnowienie państwa
CZĘŚĆ II. Walka społeczeństwa o wpływ na państwo
Złamanie jedynowładztwa
Tron elekcyjny
Niemieckie wpływy
Najazdy mongolskie
CZĘŚĆ III. Państwo przez społeczeństwo wytworzone
Stronnictwo narodowe
Władysław Niezłomny
Kazimierz Wielki
Ludwik Węgierski i królowa Jadwiga
Tablica genealogiczna Piastów 1139—1399
TOM II
POLSKA W UNIACH
CZĘŚĆ IV. Zgoda tronu z narodem
Władysław Jagiełło i Witołd
Pogrom Niemców
Dwie sprawy słowiańskie
Odzyskanie Pomorza
Potęga Jagiellonów. Hasło «od morza do morza»
Zmiany w ustroju państwowem
Początki wojen tureckich
Zygmunt Stary
Zygmunt August
Elekcya viritim i pacta conventa
Stefan Batory
CZĘŚĆ V. Niezgoda tronu z narodem
Zygmunt III. Niedoszła unja z Moskwą
Władysław IV. Plany tureckie
Jan Kazimierz. Czasy «potopu»
Jan III Sobieski. Ocalenie chrześcijaństwa
CZĘŚĆ VI. Obojętność społeczeństwa względem państwa
August II Sas
Stanisław Leszczyński
August III Sas
Stanisław August Poniatowski
CZĘŚĆ VII. Rozbiory odradzającej się Polski
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 432
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
PRZEDMOWA
To już trzecia publikacja Wydawnictwa Capital, gdzie na okładce widnieje wielkie nazwisko w polskiej kulturze, historii i filozofii – nazwisko Feliksa Konecznego.
Po książkach „O wielości cywilizacji” (wydanie VI z 2015 roku) oraz „Dzieje Polski opowiedziane dla młodzieży” (wydanie II z 2016 roku) mam zaszczyt i przyjemność pisać kolejną przedmowę do książki Feliksa Konecznego pod tytułem „Dzieje Polski”.
Książka ta ukazała się po raz pierwszy nakładem Wydawnictwa Dziennika „Rozwój” w Łodzi w 1902 roku, w dwóch tomach: tom I: „Polska za Piastów” i tom II: „Polska w Uniach”, z ilustracjami Ludomira Zajdla. Wówczas Feliks Koneczny był jeszcze doktorem historii – po napisaniu w 1888 roku pracy pt. „Najdawniejsze stosunki Inflant z Polską do roku 1393”.
Feliks Koneczny urodził się w Krakowie 1 listopada 1862 roku. Ukończył Gimnazjum św. Jacka w Krakowie, a studiował na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Studia historyczne zaowocowały jego licznymi książkami: „Jagiełło i Witold”, „Dzieje Śląska”, „Dzieje Polski za Piastów”, „Dzieje Polski za Jagiellonów”, „Geografia historyczna”, „Dzieje Rosji do roku 1449”, „Tadeusz Kościuszko”, „Polska w kulturze powszechnej”. Równocześnie Feliks Koneczny prowadził bardzo aktywną działalność publicystyczną i oświatową, by przypomnieć tylko jego publicystykę gromadzoną w edycji „Świat Słowiański”, redagowaną w latach 1905–1914, oraz ożywioną działalność kulturalną, ale Jego recenzje teatralne nadal czekają na swoje pierwsze polskie wydanie. Wydawnictwo Capital – do dzieła!
O wielkości i znaczeniu prac naukowych Feliksa Konecznego świadczy bogata bibliografia autora, której całości nie sposób ująć w Przedmowie. Ważne, abyśmy pamiętali, że Jego liczne prace historyczne zaowocowały po latach badaniami nad cywilizacjami, między innymi tymi nam najbliższymi, czyli żydowską, bizantyńską, turańską i łacińską, której to ostatniej profesor był wielkim admiratorem. To on, jako pierwszy, sformułował „prawa dziejowe”, jakimi kierują się cywilizacje. Pierwsze prawo stanowi, że każda z cywilizacji, jeśli jest tylko żywotna, czyli aktywna, dąży do ekspansji. Drugie prawo potwierdza, że cywilizacja, która napotyka na swojej drodze inną żywotną cywilizację, będzie zmierzać do wojny cywilizacyjnej, prowadzonej duchowo, ale niekiedy także i fizycznie. Trzecie prawo zakłada, że nie jest możliwa jakakolwiek synteza między cywilizacjami. Synteza, czyli zjawisko określane dziś w Europie jako oczekiwane „multi-kulti”. Jak bardzo jest to utopijne przekonanie i jego praktyczna realizacja, nie trzeba chyba nikogo racjonalnie myślącego przekonywać. Te właśnie epokowe zagadnienia ujęte są w książce Feliksa Konecznego „O wielości cywilizacji”.
W „Dziejach Polski” będziemy śledzić wpływ naszej cywilizacji łacińsko-chrześcijańskiej, zwanej też zachodnią, na polską politykę, kulturę, obyczaje i polskie losy. To właśnie personalistyczna etyka i antropologia cywilizacji łacińskiej, wyrosła z bogatych, wszechstronnych nauk starożytnej Grecji, rzymskiego prawa publicznego i cywilnego oraz ewangelicznej działalności Kościoła katolickiego odcisnęła swój mocny ślad na historii Polski.
„Bo historia – pisał Feliks Koneczny, to nie jest bynajmniej tylko sam zbiór opowiadań o królach i wojnach dla zaspokojenia ciekawości. (...) Historia jest to po prostu wytłumaczenie i wykazanie, dlaczego dziś jesteśmy takimi, jakimi jesteśmy, a czemu nie jesteśmy inni”. „Nasze zwyczaje i obyczaje – pisał Feliks Koneczny w książce „Dzieje Polski za Piastów” – nasze życie rodzinne, urządzenia życia publicznego, prawa, nasz język, ubiór, nasze upodobania, nasze sposoby do życia, warstwy społeczne, różne stany itd., to wszystko nie od wczoraj dopiero pochodzi, ani też nie powstało gotowe jednego dnia, ale wyrobiło się historycznie, tj. przez długie czasy i przez różne zmiany z pokolenia w pokolenie. Teraźniejszość jest dla myślącego człowieka zagadką, bo na każdym kroku nasuwa się pytanie, dlaczego tak jest, a nie inaczej? Tę zagadkę rozwija historia”.
I my możemy, dzięki Konecznemu, dowiedzieć się, z jakich wieków pochodzi i dlaczego nazwa naszej miejscowości jest taka, a nie inna. Świadczy o tym między innymi końcówka nazwy naszej miejscowości.
Uważna lektura „Dziejów Polski” uzmysłowi nam, jak wielkie są nasze zaniedbania w poznawaniu historii własnego kraju. Jak wielu z nas, także absolwentów historii, tak licznie reprezentujących dzisiejszy świat polityki, powinno zajrzeć do książek Feliksa Konecznego, aby pełniej poznać losy własnego Narodu i Ojczyzny. Krakowski profesor był bowiem osobą niezwykle niezależną, duchowo i intelektualnie wolną, a to jest podstawowy warunek wymagany od naukowca i badacza dziejów. Przed wojną za krytykę obozu sanacji, w której dopatrywał się obcych nam elementów turańskich, odsunięto go od pracy uniwersyteckiej. A przecież pracował na dwóch renomowanych uniwersytetach – Jagiellońskim w Krakowie i Stefana Batorego w Wilnie. Studiował też wcześniej archiwalne, oryginalne dokumenty w Muzeum Watykańskim. Znał hebrajski, grekę, łacinę i kilka języków nowożytnych. Po II wojnie światowej, która zabijając, pozbawiła polską naukę tysięcy uczonych, nie zaproponowano mu żadnej pracy. Komuniści pamiętali słowa profesora: „Polska albo będzie katolicka, albo jej nie będzie”.
Profesor Feliks Koneczny zmarł 10 lutego 1949 roku. Spoczywa na Cmentarzu Salwatorskim w Krakowie. Na pogrzebie była tylko nieliczna rodzina i jego bliscy przyjaciele.
Przez cały okres PRL-u nie ukazała się oficjalnie żadna praca naukowa Feliksa Konecznego. Ten ostracyzm przeniósł się także na III RP. Dopiero w latach 90. zaczęły się pojawiać Jego pierwsze książki, najpierw w Londynie, potem w kraju.
A więc mamy do odrobienia wielkie braki.
Już pierwsze strony „Dziejów Polski” przypominają nam zapomniane, a jakże ważne dla nas fakty z historii. To już za dynastii Piastów Polska odgrywała w Europie istotną rolę. Na wiele lat przed Jagiellonami, którzy tak licznie wzbogacali sobą liczne europejskie trony, twórca państwa polskiego Mieszko I prowadził własną politykę dynastyczną, jak się okazało, znacznie skuteczniejszą od argumentu siły. „Siostra Mieszka, zwana Białą Kniahinią, chrzestnym imieniem Adelajda, wyszła za Gejzę, pogańskiego księcia Madziarów i stała się dla tego narodu tym, czym była dla nas czeska Dubrawka. Pozyskała męża dla chrześcijaństwa i pozyskała dzikie dotychczas hordy wierze świętej i cywilizacji. Ona to była matką św. Szczepana, króla i patrona Węgier”. Dziś chrześcijańskie dziedzictwo króla św. Szczepana i jego korona wpisane są do preambuły współczesnej węgierskiej konstytucji. Polska powinna postąpić podobnie.
I drugi fakt, raczej nieznany „polskim Europejczykom”, entuzjastom Unii Europejskiej, tak bezmyślnie powtarzającym argumenty o konieczności „wchodzenia do Europy”, przypomniany nam przez królową Elżbietę II w czasie jej wystąpienia w Sejmie RP 3 kwietnia 1996 roku. „Utrzymywane przez nas na przestrzeni wieków kontakty dynastyczne, handlowe i polityczne były bogate i zróżnicowane. Jeden z mych bardzo dalekich przodków, król Kanut, był siostrzeńcem waszego króla Bolesława Chrobrego. Najsłynniejszy pretendent do brytyjskiego tronu, Bonnie Prince Charlie, urodził się z polskiej matki, wnuczki króla Jana Sobieskiego”.
Warto tu dodać, opierając się na „Dziejach Polski” Feliksa Konecznego, że to właśnie Mieszko I w roku 985 oddał rękę swojej córki księciu szwedzkiemu Erykowi. „W Szwecji nazywano ją Sygrydą i dodawano przydomek „Storrada”, czyli dumna, wyniosła”. Jak pisze Koneczny, to Sygryda „przywiodła męża do tego, że wszczął wojnę z Dunami, a zwyciężywszy ich króla, wygnał go i państwo do swego przyłączył”. Mieszkówna była więc królową Szwecji, potem Danii, a jej syn Kanut Wielki został królem Danii, Norwegii i Anglii. Zarządzając Pomorzem, utrzymywał dobre stosunki z Bolesławem Chrobrym, swoim wujem, który ponoć pomagał mu podczas podboju Anglii.
Jak by tu jeszcze zachęcić do lektury „Historii Polski” Feliksa Konecznego?
Otóż poznajmy niezwykle barwny i najbliższy prawdzie opis bitwy pod Grunwaldem. Dowiemy się, dlaczego Polacy nie zdobyli Malborka, krzyżackiej twierdzy, i czy rzeczywiście było to nasze zaniedbanie, oraz czym było nasze największe zwycięstwo na Soborze w szwajcarskiej Konstancji, czyli jak pisze Koneczny, Kostnicy, gdzie potępiono krzyżackie narzucanie chrześcijaństwa. To tam właśnie pojawił się pierwszy krzyżacki – jak byśmy dziś powiedzieli – „hejt” wymierzony w Polskę. Rozgłaszano, że Polacy, „psy bezwstydne”, nadal są poganami i obowiązkiem całej Europy jest wyruszyć na krucjatę przeciw Polakom. „Każdego wolno zabić bez grzechu, a nawet będzie to zasługą przed Bogiem (...) trzeba ich wywieszać dla dobra chrześcijaństwa”. Słowa te padły sześć lat po grunwaldzkiej klęsce Krzyżaków, z którą nie mogli się pogodzić, i jak pisze Koneczny, „niemieckie hasło «wytępić Polaków», nie jest więc wcale dzisiejszego pochodzenia. Taki gatunek chrześcijaństwa wyznają Niemcy już pięćset lat”.
A teraz kilka innych „ciekawostek” historycznych.
Dziś, kiedy powraca w naszej polityce hasło „Trójmorza”, czy „Międzymorza”, warto wiedzieć, że najpierw była to jagiellońska idea „od morza do morza”, czyli od Bałtyku do Morza Czarnego. Pojawiła się po raz pierwszy za króla Kazimierza Jagiellończyka. „Temu jednak przeszkodziła Moskwa”, pisze w „Dziejach Polski” Feliks Koneczny, ale warto równocześnie pamiętać o prezydencie Lechu Kaczyńskim, a wcześniej o Józefie Piłsudskim – myśleli podobnie jak król Kazimierz, a kto im przeszkodził?
Kiedy pojawia się na kartach historii Jan Olbracht (1492–1501), ciśnie nam się na usta przysłowie „Za króla Olbrachta, wyginęła szlachta”. Warto jednak wiedzieć, dlaczego i czym była w I Rzeczypospolitej szlachta, obywatelska reprezentacja narodu. Nazwa, skądinąd, pochodzenia niemieckiego, tak nas wtedy nazywano.
Kiedy mówimy zaś o królowej Bonie, żonie Zygmunta Starego, od razu mamy skojarzenia z „włoszczyzną”, z warzywami, tak ważnymi dla zdrowia. A warto wiedzieć, że Bona – najbogatsza kobieta ówczesnej Europy – była niezwykle przebiegłą intrygantką. Nie tylko, że kazała sobie płacić za wszelkie państwowe i kościelne stanowiska, ale znalazła sposób na oskubanie polskiej szlachty. Rozgłaszała pogłoski o wojnie, a to łączyło się z obowiązkiem płacenia przez szlachtę podatku „dwa grosze z łanu”. Po czym odwoływała zagrożenie, ale pieniądze pozostawały w jej skarbcu.
Te i wiele innych ciekawostek historycznych odkryjemy w „Dziejach Polski” Feliksa Konecznego.
Ale Autorowi chodzi oczywiście o coś więcej. Dlatego koncentruje się na sprawach „wielkiej wagi”. Pisze o historycznych uwarunkowaniach, o militarnych i pokojowych zmaganiach naszych przodków w utrzymaniu państwa i wiary katolickiej. Dostrzega naszych sąsiadów, porównuje struktury państw, organizację władzy i społeczeństw. Stosunek do prawa, religii, etyki, rodziny, małżeństwa, czynników duchowych i materialnych. Dostrzega wady i zalety naszych królów. Ocenia status warstw i grup społecznych od początku systemu rodowego do powstania Narodu i utraty państwa oraz niepodległości. A „narodowość”, jak pisze we wstępie, to „jakby prawo przyrody, wyższe ponad ludzką wolę”.
Historia prawdziwa, żywa, pouczająca. Cóż więcej dodać. Może znane nam wszystkim: Historia est magistra vitae. Ale to przecież wszyscy znamy. Może zatem coś bardziej ambitnego, wyszukanego, godnego naszego Mistrza, profesora Feliksa Konecznego.
Na przykład inna rzymska sentencja: Historia testis temporum, lux veritatis, vita memoriae, magistra vitae, nuntia vetustatis, co się przekłada się na słowa: Historia to świadek czasów, światła prawdy, żywa pamięć, mistrzyni życia, zwiastunka przyszłości.
Wojciech Reszczyński
TOM I
POLSKA
ZA PIASTÓW
WSTĘP
Historia zajmuje się opisem tych wydarzeń, które wywierały wpływ na życie i stosunki ogółu. Wypadki takie nie bywają przypadkowe, chociaż nie zawsze zgodne są z życzeniami społeczeństwa. Ludzkie zamiary śledzi się w opisie dziejów i rozważa się: o ile one były dobre lub złe, pożyteczne lub szkodliwe.
Nie każdy lud staje się narodem, nie każdy ma też swoją historię. Trzeba do tego, żeby się objawiła zbiorowa wola, żeby przynajmniej znaczna część pewnego społeczeństwa, jeżeli już nie wszyscy jego członkowie, poczuwała się do solidarności, do wspólności interesów, żeby mieli podobne dążenia i pracowali około spełnienia ich. Póki każdy żyje z osobna dla siebie, o całość się nie troszcząc, może przez długie wieki nic się nie zmieniać w życiu całego ludu. Dopiero gdy ogół zapragnie, żeby coś się stało, zaczyna się życie publiczne i poczyna się historia.
Nie zawsze wszyscy tego samego sobie życzą. Rzadko nawet kiedy cały ogół pracuje w tym samym kierunku; zazwyczaj walczą w społeczeństwie rozmaite kierunki, nieraz nawet sprzeczne z sobą, a historia ma wykazać, dlaczego jednemu z nich przypadło zwycięstwo. Podczas gdy niektórzy pragną, żeby się coś stało, inni pracują z wysiłkiem nad tym, żeby zniweczyć te pragnienia, a co z tego ostatecznie wyniknie, nie jest wcale dziełem przypadku.
Wypadki dziejowe przygotowują się więc przede wszystkim wśród samego społeczeństwa – lecz nie wszystkie. Naród żaden nie żyje w zupełnym odosobnieniu, a bieg dziejów roztacza się na tle wzajemnych stosunków między narodami. Co się dzieje w jednym z nich, może wpłynąć na stosunki drugiego. Zamiary sąsiednich społeczeństw mogą być zgodne i sprzeczne, a wypadki z zewnątrz, z zagranicy pochodzące, mogą być dobrodziejstwem dziejowym lub też przynosić nieszczęście. Zależy to od stopnia rozumu i stopnia wyrobienia sił w społeczeństwie, czy potrafi przyswoić sobie dobro, a obronić się od złego.
Nie jest tedy historia wcale prostym opowiadaniem o dawnych królach, wodzach i dygnitarzach, nie jest zwyczajnym snuciem powieści, lecz jest rozważaniem losów całego społeczeństwa i zajmuje się chudopachołkami tak samo, jak monarchami. Nie same bowiem tylko trony są wytworem dziejowym, lecz wszystko, z czego się życie nasze składa. Stosunki społeczne, wśród których żyjemy, powstały przez kolejne działanie rozmaitych dziejowych przyczyn, a zmieniały się wielokrotnie, nim przybrały kształt dzisiejszy. Historycznym tworem jest zarówno kształt i rozmiar chaty wiejskiej, jak forma rządu i obszar państwa; i to i tamto wyrobiło się tak, a nie inaczej, dla pewnych przyczyn.
Dążenia własne i dążenia społeczeństw innych, historycznie rozważane, pouczają, co może wola ludzka, wytrwałość i żelazna praca; ostrzegają szeregiem odstraszających przykładów, jakie mogą być skutki zaniedbania i obojętności dla spraw publicznych; okazują, jak społeczeństwo samo może los swój poprawić i pogorszyć, jak wiele zależy od samego człowieka.
Wola zbiorowa społeczeństwa może jednak kierować losami narodu tylko do pewnego stopnia, a mianowicie są dwa ograniczenia:
Nie może ludzka wola sztucznie wytworzyć narodu ani go też samowolnie zniszczyć. Narodowość jest jakby prawem przyrody, wyższym ponad ludzką rolę. Te wielkie związki przyrodzone pochodzą widocznie z woli Opatrzności, a wyłamywanie się z nich nie zda się na nic.
Nie może ludzka wola uczynić się zupełnie niezależną od przyrody, ale może ją pokonywać i ujarzmiać. Zupełnie wyzwoloną nie będzie nigdy, ale w granicach możności dokazuje i tak istnych cudów. Nie zakwitnie rolnictwo na nagich skałach, ale są miejsca na ziemi, w których na skałach kwitną ogrody, bo obłożono je żyzną ziemią, przywożoną z daleka! Nie będą żeglarzami ci, których oddalają setki mil od morza, a jednak mogą mieć u siebie zamorskie produkty. Przyrodzone warunki kraju wywierają z początku stanowczy wpływ na ludność, lecz wpływ ten zmniejsza się w miarę wzrostu cywilizacji.
Nie jest prawdą, jakoby człowiek był niewolnikiem przyrody, jakoby stosunki przyrodzone kraju rozstrzygać musiały o dziejach narodu. Wyspiarze mogą wyrobić się na dzielnych żeglarzy, lecz nie muszą; nie wszystkie też nadmorskie ludy wytworzyły potężne morskie państwa, lecz tylko te, którym się chciało pracować i ćwiczyć się. Nie wszędzie kwitnie rolnictwo, gdzie jest żyzna ziemia! Dary przyrody nie zdadzą się na nic społeczeństwu 1eniwemu, a wśród najcięższych warunków, dochodzą społeczeństwa pracowite do dobrobytu i potęgi. Przyroda wywiera wpływ na ludy, ale one same tworzą swe dzieje na tle warunków danych przez przyrodę.
Również nie jest prawdą, jakoby każdy naród posiadał pewne stałe, niezmienne cechy i przymioty. Jak każdy człowiek, tak też cały naród zmiennym jest. Był czas, kiedy Włosi byli najpracowitszym narodem, Hiszpanie najlepszymi żeglarzami, Szwajcarowie żołnierzami, Anglicy zaś narodem na wskroś rolniczym! W historii niemieckiej były czasy takie, że Niemcy byli cisi, skromni i potulni!
Historia pewnego narodu jest nauką o zmianach, przez które on przechodził. Póki naród żyje, zmienia się też ciągle; o to chodzi, żeby się zmieniać na lepsze, a nie na gorsze.
CZĘŚĆ I
PAŃSTWO
SPOŁECZEŃSTWU
NARZUCONE
Początki polskiego narodu gubią się w zamierzchłej przeszłości. Ślady ludzkiego zamieszkania na ziemiach polskich mamy od czterech tysięcy lat. Starożytne cmentarzyska, mieszkania jaskiniowe albo też wznoszone na palach wbijanych w bagna, rozmaite naczynia znajdywane głęboko pod ziemią świadczą o zaludnieniu. Ale jaka była ta pierwotna ludność, skąd się wzięła i gdzie się potem podziała, o tym nic pewnego powiedzieć nie można. Prawdopodobnie nie można nawet uważać ich za naszych przodków, raczej przypuścić należy, że należeli do zgoła innego szczepu.
My należymy do Aryjczyków. Jest to odłam rasy białej, zamieszkujący prócz Europy także znaczną część Azji. Aryjczycy podzielili się na cztery szczepy: greko-italski, celtycki, germański i słowiański. Szczep każdy dzieli się na narody.
Greko-italski szczep osiadł nad brzegami Morza Śródziemnego i tam, wśród łagodnego klimatu, korzystając z obfitych darów przyrody, wzniósł się do wysokiego stopnia cywilizacji, podczas gdy Aryjczycy północnej Europy, wśród twardszych warunków, staczali dopiero pierwsze zapasy z przyrodą. Najpotężniejszy spośród narodów tego szczepu utworzył państwo rozciągające się w trzech częściach świata: w Europie, Azji i Afryce. Było to światowładne Cesarstwo Rzymskie. Obejmowało rozmaite ludy, które przejmowały od zwycięzców rzymską cywilizację; w ten sposób przez zmieszanie się szczepu celtyckiego i germańskiego z Rzymianami powstały narody, które od imienia Rzymu romańskimi zowiemy: Francuzi, Włosi, Hiszpanie i Wołosi czyli Rumuni. Na miejscu dawnych Rzymian wytworzył się nowy szczep: romański.
My należymy do szczepu słowiańskiego, z którego powstało dziewięć narodów: Bułgarzy, Serbowie, Chorwaci (czyli Kroaci), Słoweńcy, Czesi, Polacy, Rosjanie, Słowacy, Łużyczanie.
Nie istniały te narody wcale od samego początku; wytworzyły się dopiero w toku dziejów. Na przykładzie własnego narodu polskiego poznamy, w jaki mniej więcej sposób wytwarzały się narody; uwzględnimy też przy sposobności przykłady tworzenia się narodów sąsiednich.
Ziemie dawnej Polski były niegdyś, za prastarych czasów, po większej części zupełnie puste, niezamieszkałe. O ile nauka te sprawy zbadać zdołała, wiemy na pewno zaledwie o czterech prastarych gniazdach słowiańskiego zaludnienia: koło Krakowa – pomiędzy wsiami Ojcowem a Mnikowem, około jezior Lednicy i Gopła w Wielkopolsce, przy ujściu Wisły i nad Wisłą powyżej Warszawy. Z tych czterech gniazd powstała dzisiejsza gęsta ludność całej Polski. W miarę wzrostu ludności rozchodziło się osadnictwo na wszystkie strony, na dalsze okolice, a to wzdłuż biegu rzek, bo one były pierwotnie jedynymi drogami. Z czasem powstało na ziemiach późniejszego państwa polskiego pięć ludów: Pomorzanie mieszkający nad Morzem Bałtyckim, Polanie w okolicach Gopła, Mazowszanie nad średnim biegiem Wisły, Wiślanie na południe od Mazowszan i Lachowie pomiędzy Wisłą, Sanem a górami Karpatami. Osadnictwa ich nie stykały się ze sobą bezpośrednio przez długie czasy, oddzielone od siebie znacznymi przestrzeniami pustymi, które dopiero stopniowo i z wolna zapełniały się, w miarę wzrostu ludności.
Sposobów do życia dostarczało łowiectwo, bartnictwo leśne, rybołówstwo i hodowla bydła; rolnictwem niewiele jeszcze się trudniono. Tamte zajęcia były łatwiejsze i pozostawiały więcej swobody, ale wymagały za to znacznych przestrzeni. Ta sama ilość ziemi, która wystarczy na wyżywienie pewnej ilości osób z rolnictwa, nie może wystarczyć, żeby je wyżywić z łowów lub pasterstwa; toteż za owych dawnych czasów przeludnienie następowało o wiele szybciej niż dziś. Młodzież musiała więc ruszać dalej w świat, szukać sobie nowych siedzib. W ten sposób, posuwając się dalej na południe i na południowy wschód, Polanie zajęli drugie tyle ziemi, a z ich osadnictwa powstały nowe ludy Łęczycan, Kujawian i Ślężan. Mazowszanie posuwali się i w górę, i w dół Wisły, poczęli też zajmować przestrzenie pomiędzy Wisłą a Bugiem. Wiślanie, prąc ku źródłom Wisły i Wartę, spotkali się niebawem ze Ślężanami na Śląsku. Lachowie dążyli ciągle ku wschodowi i zajęli rozlegle obszary zwane następnie ziemią Grodów Czerwieńskich. Pomorzanie niewielu osadników wysłali na południe, w kierunku Mazowsza; oni mieli przed sobą otwarte morze, które dostarczało im dostatecznego zarobku i pożywienia; u nich pojawiły się też najwcześniej zajęcia handlowe, a kraj ich stał się najbogatszym z całej północnej Słowiańszczyzny.
Zajmowanie coraz to nowszych obszarów nie mogło jednak trwać zbyt długo; zabrakło wreszcie ziemi, której by żaden lud, żadne jego pokolenie nie uważały za swoją, przeznaczoną na wyposażenie własnych tylko członków. Odkąd osadnictwa ludów polskich tak się do siebie zbliżyły, że już poczęły ze sobą sąsiadować, poczyna się też walka o ziemię, próby, czy by się sąsiadom części jakiej wydrzeć nie dało. Skutkiem tego odgrodził się też lud od ludu, a nawet pokolenie od pokolenia granicą sztuczną, a obronną. W borach zrąbywano całymi milami drzewa i tworzono zasieki; leżące na sobie drzewa obrastały trawami i krzewami, zamieniając się jakoby w mur gąszczu nieprzebytego. Gdzie szła jaka droga leśna, lub też w miejscach, którymi przez zasieki i przesieki przepływały rzeki, robiono „brony” obwarowane grodziszczami.
Grodzisko w Czermnie, utożsamiane z grodem Czerwień
Każde plemię organizowało się na podstawie rodowej. Ród jest zawiązkiem pożycia społecznego. Władza ojcowska jest najstarszą władzą, a pierwotnie innej nawet nie znano ani też nawet nie potrzebowano. Była ona nieograniczona. Dopóki żył ojciec, nie mogli synowie sami się rządzić, a także ich potomstwo podlegało władzy głowy rodu. Dorastająca młodzież, zajmując dla siebie ziemię w pobliżu, nie czyniła tego na swą osobną własność, lecz w imieniu głowy rodu i tylko na wspólną własność całego rodu. Jeżeli okolica była dookoła pusta, a obfitująca w dary przyrody, starczająca na utrzymanie nowych pokoleń natenczas mogło powstać w sąsiedztwie bardzo wiele, choćby kilkaset rodzin, wywodzących się od tego samego przodka, a wszystkie tworząc jeden ród, pozostawały też pod władzą jednego naczelnika. Głowa rodu wyznaczała sama swego następcę, brata lub syna, i to niekoniecznie najstarszego, lecz którego za najzdatniejszego uważał.
Dopiero potrzeba obrony ziemi od napaści i zaboru sąsiedniego plemienia wytworzyła inną, nową władzę. Zasieków i broni trzeba było pilnować, stać przy nich „na stróży” i wyznaczać do tego kolejno ludzi. W razie walki trzeba było mieć zdatnego do niej przywódcę i dać mu władzę również nieograniczona, jak ojcowska, bo na wojnie karność i posłuszeństwo ślepe stanowią o powodzeniu. Wojenny taki naczelnik plemienia to książę. Taki jest początek książęcej władzy.
Plemię, zorganizowane w księstwo, musiało mieć jakąś znaczniejszą, warownię, której można by szukać schronienia w razie najazdu, ukryć tam rodziny, przechować dobytek i mienie, a z której można by się też bronić skutecznie nieprzyjacielowi. W ten sposób powstały grody. Na grodzie mieszkał książę z drużyną wojenną, t.j. z zastępem zbrojnych, tworzących pogotowie wojenne. Przez to stawał się gród stolicą plemienia. Wszyscy musieli się przyczyniać do utrzymania grodu i to jest najstarszy podatek. Płaciło się go „w naturze”, tj. własną pracą i dorobkiem, składając na grodzie przepisaną ilość futer, bydła, ryb, miodu, żeby drużyna miała pożywienie i odzież. Gdy gród naprawiano, trzeba było zwieźć i ociosać drzewo, robić tam po kolei itd. Władza książęca tyczyła się pierwotnie tylko tego wszystkiego, co się odnosiło i potrzebne było do obrony ziemi; w innych sprawach nie miał książę z początku żadnej władzy i wszelkie sprawy i stosunki pokojowe podlegały tylko władzy głów rodów.
Były więc równocześnie obok siebie dwie odrębne organizacje: społeczna i państwowa. Rody pozostały organizacją społeczną, a zksiążęcej władzy, z drużyny wojennej, z pełnienia powinności grodowych, powstała organizacja państwowa.
Księstwa te były zrazu bardzo małe, obejmujące ledwie niezbyt rozległą okolicę; potem dopiero łączyły się ze sobą sąsiednie, czasem dobrowolnie, a czasem przez przemoc księcia silniejszego. Do znacznej potęgi doszli najwcześniej książęta z grodu Kruświcy nad jeziorem Gopło; oni złączyli cały lud Polan pod swą władzą i w tym tkwi początek państwa polskiego. Ale księstwo Kruświckie nie jest najstarsze: równie starymi są trzy grody w południowej Polsce: Wiślica, Tyniec i Kraków, wszystkie trzy nad Wisłą.
Krak według Walerego Eljasza-Radzikowskiego
O Kruświcy i Krakowie przechowały się rozmaite podania, stanowiące tzw. dzieje bajeczne: o Krakusie i smoku na Wawelu, o Wandzie, która wskoczyła do Wisły, o Popielu, zjedzonym przez myszy itp. Są to bajki dziejowe, wytwory wyobraźni, powstałe też dopiero później. Pewnego wiemy tylko tyle, że założycielem Krakowa był rzeczywiście Krak, a w Kruświcy panował rzeczywiście ród Popielów.
Wszystkie te polskie ludy, plemiona i księstwa były pogrążone w pogaństwie, jak cała w ogóle pierwotna Słowiańszczyzna. Najwyższym bogiem był Światowit, tj. pan świata, którego wyobrażano sobie z czterema twarzami, zwróconymi w cztery strony świata. Czczono go w całej Polsce, u Pomorzan i u Lachów. Na morzu Bałtyckim, na dalekiej wyspie Rujanie (Rugii) miał wielką świątynię, a w nowszych czasach znaleziono jego posąg na południowo-wschodniej granicy osadnictwa polskich ludów, w rzece Zbruczu (wydobyty stamtąd i posłany do Krakowa, stoi tam w gmachu Akademii Umiejętności). Czy wierzono w Światowita także u innych narodów słowiańskich, nic o tym pewnego nie wiemy. Nie posiadamy w ogóle prawie żadnych wiadomości o pogańskiej religii naszych przodków.
Chrześcijaństwo pojawiło się na ziemiach polskich około 870 r. po Chr., i to najpierw w południowej Polsce, wśród ludu Wiślan. Minęło jednak jeszcze potem całych sto lat, zanim stało się religią panującą. Wyprzedziły nas w przyjęciu chrześcijaństwa inne narody europejskie, odwiedzane wcześniej przez misjonarzy, jako będące bliżej Rzymu. Oddalona Polska dłużej też musiała czekać na ewangelię i wodę chrztu świętego.
Światowid ze Zbrucza
Najwcześniej rozszerzyło się chrześcijaństwo w Europie, wśród tych narodów, które należały do światowego Cesarstwa Rzymskiego. Zbawiciel przyszedł na świat właśnie za pierwszego z tych cesarzów, Oktawiana Augusta. Po trzech wiekach prześladowań stało się chrześcijaństwo w 312 r. urzędową religią Rzymskiego Cesarstwa, a przez to ułatwione było niezmiernie nawracanie podległych mu ludów. Potem dopiero sięgnęły misje chrześcijańskie także do dalszych narodów, poza granice rzymskiego panowania. W Niemczech w 754 r. zginął męczeńską śmiercią św. Bonifacy, mnich z Irlandii. Do nas dopiero przeszło sto lat później zawitali pierwsi zwiastunowie ewangelii; byliśmy bowiem bardzo oddaleni od dwóch źródeł chrześcijaństwa, tak od Rzymu, jak też od Konstantynopola.
Cesarstwo Rzymskie rozpadło się na dwie połowy: Zachodnie Cesarstwo ze stolicą w Rzymie i wschodnie z Konstantynopolem, czyli Bizancjum, zwane też zwykle bizantyńskim lub greckiem. Greckie cesarstwo przechodziło najrozmaitsze koleje, ale istniało przez całe średnie o wieki, aż do 1453 r., zdobyte w końcu przez Turków. Zachodnie, czyli rzymskie właściwe, upadło już w 476 r. po Chr., a z gruzów jego powstał szereg nowych państw chrześcijańskich.
Nie tylko jednak chrześcijaństwo posiadły wcześniej te kraje, które były pod rzymskim panowaniem, ale też organizację i siłę państwową, bo nowe ludy, które tam państwa utworzyły, wzięły wiele w spadku po Rzymianach, największych mistrzach państwowych urządzeń. Cała cywilizacja w ogóle krzewiła się tym bujniej, im bliżej Rzymu lub Konstantynopola, im więcej jaki lud miał z początku do czynienia z państwowymi stosunkami Cesarstwa Rzymskiego. Żaden kraj słowiański stosunków z państwem rzymskim nie miał, nie przechodził przez rzymską szkołę i dlatego to urządzenia państwowe pojawiły się u nas później, niż u ludów germańskich.
Najstarszym chrześcijańskim państwem obejmującym także kraje na północy od dawnego rzymskiego panowania, było Królestwo Franków, nawrócone w 496 r. po Chr.
Najstarszym słowiańskim państwem było państwo złożone z dzisiejszych Czech, Moraw i wschodnich krajów alpejskich. Rządził nim Sam około 620 r. po Chr. Do granic jego państwa dotarli Frankowie, ale Sam pokonał ich. Po jego śmierci atoli państwo to przestało istnieć, podczas gdy Królestwo Frankońskie rozszerzało się coraz bardziej.
Król Frankoński Karol Wielki, podbił ludy niemieckie i dotarł od północy znowu do granic słowiańskich nad dolną Łabą i w Czechach. Był to najpotężniejszy monarcha: został nie tylko frankońskim królem, ale też longobardzkim, burgundzkim, panował w Hiszpanii, Francji, w Niemczech, we Włoszech i na Węgrzech. W roku 800 postanowił papież Leon III wznowić tytuł Cesarstwa Rzymskiego, a cesarską koronę ofiarował Karolowi Wielkiemu. Była jednak zasadnicza różnica między dawnym, a nowym państwem rzymskim. Dawne było państwem jednym tylko, podczas gdy nowe miało być związkiem samodzielnych chrześcijańskich państw. Chodziło o to, żeby wszystkie chrześcijańskie narody i państwa połączyć jakby w jedną federację pod duchowym zwierzchnictwem papieża a świeckim cesarza; chodziło o to, żeby nie było wojen między chrześcijanami połączonymi w taki jeden związek. Władza cesarska nie miała uwłaczać niczyjej niepodległości. Cesarz miał być tylko pierwszym pomiędzy monarchami, jakby przewodniczącym w ich gronie, a cesarzem nie musiał być wcale król frankoński, bo to miało zależeć od uznania papieża. Pogańskie państwa nie mogły oczywiście należeć do tego związku; nawracanie ich było też głównym obowiązkiem cesarstwa.
Wielkie państwo Karola Wielkiego nie trwało długo; już w 843 r. rozpadło się na trzy części. Ze wschodniej części wytworzyło się Królestwo Niemieckie.
Około 830 r. powstało w krajach, zorganizowanych niegdyś przez Sama, nowe państwo słowiańskie, zwane Wielkomorawskim, bo z Moraw rozszerzało się na sąsiednie Ziemie. Sięgnęło ono na wschód aż do ziemi krakowskiej. Na zachodzie należały do niego Czechy, a dalej było już Królestwo Niemieckie.
Niemcy wymyślili sobie szczególniejszą zasadę, że ziemie pogańskie wolno zajmować i zabierać, a prawym ich władcą ten będzie, kto je pierwszy zagarnie. Usprawiedliwiali to tym, że władza pogańskich książąt nie jest uświęcona przez Kościół, a więc dla chrześcijanina są pogańskie kraje jakoby bezpańskie. Ohydne to przekręcenie chrześcijańskiej nauki o miłości bliźniego! Niemcy powiedzieli sobie, że wobec pogan nie obowiązują prawidła chrześcijańskie, że poganie nie są bliźnimi.
Książę wielkomorawski Mojmir przyjął jednakże chrzest! Teraz się okazało, że Niemcom chodzi o zwykły rabunek cudzej ziemi. Król niemiecki Ludwik zażądał, żeby Mojmir uznał jego zwierzchnictwo. Jakim prawem? Książęta chrześcijańscy mieli uznawać tylko cesarskie zwierzchnictwo, a wówczas cesarska korona nie była wcale przy Niemcach. Ludwik wyprawił się jednak na Mojmira i strącił go z tronu w 846 r. Zażądał ten król niemiecki, żeby mu się poddali drobni książęta w Czechach, podlegli państwu wielkomorawskiemu, chociaż oni ochrzcili się właśnie rok przedtem w liczbie czternastu.
Obraz przedstawiający św. Cyryla i Metodego, pędzla Jana Matejki
Skoro przyjęcie chrztu nie miało bronić od niemieckiego zaboru, skoro Słowianie, chociaż ochrzczeni, nie mieli być Niemcom równi, lecz im poddani, zachodziła obawa, że ludy wielkomorawskiego pogaństwa odwrócą się od chrześcijaństwa. Następca Mojmira, książę Rastyc, obmyślił jednak sposób, żeby przekonać lud, że chrześcijaństwo nie jest niemiecką wiarą, nie musi się łączyć z niemieckim poddaństwem. Postarał się o apostołów słowiańskich z Bułgarii. Bułgarowie bowiem, mieszkający najbliżej Konstantynopola, najwcześniej się nawrócili.
Na wezwanie Rastyca przybyli na Morawy dwaj kapłani katoliccy, Cyryl i Metody, kanonizowani następnie i czczeni do naszych czasów, jako święci Słowian apostołowie. Znając język bułgarski, łatwo się przyzwyczaili do drugiego słowiańskiego i mogli się porozumieć należycie z ludem. Obecność ich była ocaleniem dla chrześcijaństwa wśród Słowian Wielkich Moraw, bo lud zrozumiał, że chrześcijaństwo jest religią powszechną. W Bułgarii odprawiano nabożeństwa w języku narodowym i według ceremoniału konstantynopolskiego, który jest odmienny od rzymskiego; tam był obrządek grecko-słowiański. Na Morawach odprawiali święci bracia nabożeństwo również po słowiańsku, ale według ceremoniału rzymskiego, który był tu już znany i poprzednio zaprowadzony. W ten sposób powstał nowy obrządek rzymsko-słowiański. Św. Cyryl jest też wynalazcą pisma słowiańskiego, zwanego głagolicą. Pismem tym spisywano liturgiczne księgi słowiańskie w języku starobułgarskim, który stał się przez to najwcześniej piśmiennym ze wszystkich języków słowiańskich. Dziś ten język jest już martwy, nikt nim nie mówi, jest tylko językiem cerkiewnym, podobnie jak łacina. Inne pismo słowiańskie, cyrylicą zwane (od którego pochodzi grażdanka), wynalezione było znacznie później przez zupełnie innego mnicha, imieniem także Cyryla i stąd mylnie św. Cyrylowi przypisywane. Rozpowszechniło się ono następnie w obrządku wschodnim słowiańskim, podczas gdy głagolica pozostała do dziś dnia tam, gdzie się jeszcze utrzymał obrządek zachodni rzymsko-słowiański, wśród słowiańskiego narodu Chorwatów.
Niemieccy biskupi zaskarżyli słowiańskich apostołów w Rzymie, że nie nauczają w duchu rzymskiego Kościoła. Chodziło im o to, że Morawy nie będą mogły należeć do ich diecezji, skoro się tam zaprowadzi odmienny obrządek. Ale papież Hadrian II nie tylko nie znalazł w nich żadnej winy, ale nawet wyświęcił na biskupów. Św. Cyryl zmarł w Rzymie, a gdy św. Metody wracał z Rzymu na Morawy, zastali tu niemiecką niewolę. Król niemiecki Ludwik trzy razy wojował z Rastycem, na czwartej wyprawie podbił kraj. Św. Metodego Niemcy pojmali i więzili go przez półtora roku. Ale lud powstał i państwo Wielkomorawskie urządziło się na nowo pod księciem Swatoplukiem. Oskarżono znowu św. Metodego o herezję; nowa podróż do Rzymu i jeszcze większy triumf. Oto papież mianował św. Metodego arcybiskupem, rozszerzył granice jego władzy duchownej na północy Karpat aż po rzeki Bug i Styr, a na południu tych gór karpackich na dzisiejsze Węgry. Pod jego arcybiskupią, władzą miało jeszcze być trzech biskupów: w Czechach, na Morawach i na Słowaczyźnie. Św. Metody zamieszkał w Welehradzie na Morawach i tam dokonał życia w 885 r. Wraz z nim upadł obrządek rzymsko-słowiański na Morawach, a choć około roku 900 zaprowadził go papież na nowo, nie zdołał się utrzymać pod naporem niemczyzny; niemieccy zaś biskupi zaprowadzili obrządek rzymsko-łaciński. Dla wiary to obojętne, bo religia zupełnie ta sama, ale bieda była w tym, że za łacińskim obrządkiem wchodzili też księża niemieccy, nieznający słowiańskiego języka, a więc nie przydatni do objęcia duchowego przewodnictwa ludu.
Popiel II, ilustracja z dzieła ks. Jana Głuchowskiego, ikones książąt i królów polskich z 1605 roku
Dzieło św. Cyryla i Metodego ważne jest też dla Polski. Znaczna część ziemi krakowskiej należała do państwa Wielkomorawskiego; a granica diecezji ich sięgała daleko na wschód od Krakowa, aż po sam koniec ziemi ludu Lachów. Nieco w dół Wisły za Krakowem jest Wiślica, wówczas stolica plemienia Wiślan. Księcia ich ochrzcił jeden z wysłanników i uczniów św. Metodego i to jest początek chrześcijaństwa na ziemiach polskich. Podobnież wyprawiał swych kapłanów na Śląsk, a jest nawet podanie, że misjonarze jego dotarli aż nad jezioro Gopło.
Państwo Wielkomorawskie wkrótce upadło. Niemcy, nie mogąc mu sami dać rady, zmówili się na nie z pogańskim ludem Madziarów. Dzikie te hordy przybyły z Azji nad Morze Czarne, skąd zapuszczały niszczące zagony nad dolny Dunaj. Stamtąd przyzwał ich król niemiecki Arnulf przeciw Słowianom. Już też Niemcy od samego początku dziwnie pojmowali chrześcijaństwo i o tyle tylko na nie uważali, o ile było dla nich zyskowne! W 892 r. połączyli się z poganami przeciw chrześcijanom, bo to byli Słowianie! Po kilku wojnach runęło państwo Wielkomorawskie, a Madziarzy są do dziś dnia i panują na Węgrzech, ciemiężąc Słowian.
Po upadku Wielkomorawskiego państwa zabrali się Niemcy do Połabian, którzy pozostali w pogaństwie. Król niemiecki Henryk I ustanowił osobnych dostojników, zwanych margrafami, na których nałożył obowiązek podbijania sąsiednich ziem słowiańskich. Jeden z nich, margrabia Gero, zaprosił raz w 940 r. trzydziestu połabskich książąt na przyjacielską ucztę, podczas której kazał ich wymordować. Nie wahali się też Niemcy mordować kobiet i dzieci całymi tysiącami, żeby Słowian wyplenić i nie taili się z tym, że im o to chodzi. Tak postępując, posuwali swe zabory od Łaby do Odry; w 960 r. przekroczył nawet margrabia Gero rzekę Odrę. Tu spotkał się napór niemiecki z nowym znowu narodem słowiańskim, z Polakami, a mianowicie z polskim ludem Polan, pozostającym z początku pod władzą książęcego rodu Popielów, a następnie Piastów.
Mieszko I
Nazwa piastowskiej dynastii pochodzi od urzędu „piasta”, tj. opiekuna dzieci książęcych. Założyciel tej dynastii, Chościszko, był mianowicie piastem na dworze ostatniego księcia z rodu Popielów. Wynikły jakieś zaburzenia, o których jednak nie wiadomo nic ponadto, że wśród nich nastała zmiana panującego rodu. Czasy Chościszka przypadają mniej więcej na rok 850. Nastąpili po nim kolejno jego potomkowie: Ziemowit, Leszek, Ziemomysł i Mieszko, czyli Mieczysław. Stolicę księstwa przenieśli ci Piastowie z Kruświcy najpierw na gród na ostrowie jeziora Lednicy, a potem do nowego grodu, Gnieznem nazwanego.
Dobrawa (u Konecznego: Dubrawka), ur. ok. 930, zm. 977. Galeria szkiców Jana Matejki
Książę Mieszko miał stolicę w Gnieźnie, a panował od Gopła aż po Odrę tudzież na Kujawach i na Śląsku; znaczny to już obszar, zasługujący prawdziwie na nazwę państwa. Mieszko pierwszy z Piastów starł się z Niemcami, a mianowicie z margrabią Geronem. Wynik walki był przykry, książę polski musiał w 963 r. uznać zwierzchnictwo niemieckiego margrabiego. Natenczas postanowił próbować, ażeby się oprzeć niemieckim najazdom połączonymi siłami i w tym celu zwrócił się o sojusz do czeskiej dynastii książęcej Przemyślidów, których państwo sąsiadowało z państwem Mieszka od Śląska. Książę czeski Bolesław I, miał też znaczne państwo, bo panował nad Czechami, Morawami i nad górnym biegiem Wisły, nad Krakowem nawet; ale od Niemców był słabszy i musiał im też hołd złożyć jeszcze w 950 r. Przyjął chętnie życzenia Mieszka i dał mu za żonę swą córkę Dubrawkę. Ponieważ Przemyślidzi już od dawna – od 870 r. – byli chrześcijanami, nie mogła Dubrawka inaczej wyjść za Mieszka, jak tylko pod warunkiem, że się ochrzci. Zgodził się na to Mieszko i przyjął chrzest w 966 r. i zabrał się wraz z małżonką do zaprowadzenia chrześcijaństwa w swym państwie. Nie napotkał na opór. Godnym jest zapisania, że Polacy są jedynym na świecie narodem, którego nawrócenie obeszło się zupełnie bez meczenników. Gdyby Przemyślidzi byli postępowali nadal zgodnie z Piastami, byliby niechybnie stawili tamę niemieckiemu zaborowi i byliby ochronili od zagłady wielki naród Połabian. Ale niestety, zamiast sojuszu przeciw Niemcom, nastały potem wojny Przemyślidów z Piastami. Połabianie zaś opierali się gwałtownie chrześcijaństwu i byli przez to niechętni i Polakom, i Czechom; sami się nieraz łączyli z Niemcami przeciw Piastom. Pomimo tych przeszkód przygotował jednak Mieszko sprytnie połączenie Połabian z Polską w przyszłości.
Mieszko I, ur. 922–945, zm. 25 maja 992. Galeria szkiców Jana Matejki
Najpierw jednak pragnął Mieszko połączyć pod swą władzą wszystkie polskie ludy. Gdy syn i następca czeskiego Bolesława I, Bolesław II, zerwał sojusz z polskim dziewierzem (szwagrem), wpadł Mieszko ze swą drużyną wojenną do Krakowa i, odbierając go Przemyślidom, przyłączył do piastowskiej monarchii. Nie poprzestając na tym, ruszył dalej i zajął całą ziemię Lachów. Lud ten polski nie tworzył jednolitego księstwa, tu na każdym grodzie siedział jeszcze osobny książę. Grody położone dalej na wschód zwano Czerwieńskiemi; należały one do plemion osiadłych nad Sanem, wpadającym do Wisły z południa i nad górnym biegiem Dniestru, który płynie w inną zupełnie stronę niż Wisła i wpada do Morza Czarnego.
Chociaż w Krakowie nie założono jeszcze biskupstwa, przebywali tu jednak biskupi. Dojeżdżali bowiem do Krakowa biskupi morawscy, bo należał do ich diecezji. Później zaś, po zniszczeniu Welehradu, osiadł biskup morawski Prohor na stałe w Krakowie, a następca jego Prokulf, też tam pozostał. Obecność tych biskupów w Krakowie przyczyniła się znacznie do rozszerzenia chrześcijaństwa wśród Wiślan i Lachów, a to ułatwiło teraz Mieszkowi połączenie ich z nawróconymi już Polanami. Pozostały jeszcze dwa polskie ludy pogańskie i do piastowskiego państwa nienależące: Mazowszanie i Pomorzanie.
Mieszko starał się o założenie osobnego polskiego biskupstwa, ażeby Wielkopolska, Kujawy i Ślask nie musiały należeć do jakiejś sąsiedniej diecezji niemieckiej, jak to było z Czechami. Dzięki jego staraniom powstało biskupstwo w Poznaniu, podległe z razu arcybiskupstwu w Magdeburgu. Do Poznania przeniósł też Mieszko stolicę państwa.
Ród piastowski, sam dopiero co nawrócony, niósł dalej światło ewangelii. Siostra Mieszka, zwana Białą Kniahinią, a chrzestnym imieniem Adelajda, wyszła za Gejzę, pogańskiego księcia Madziarów i stała się dla tego narodu tym, czym była dla nas czeska Dubrawka. Pozyskała męża dla chrześcijaństwa i pozyskała dzikie dotychczas hordy wierze św. i cywilizacji. Ona to była matką św. Szczepana, króla i patrona Węgier.
„Zaprowadzenie chrześcijaństwa”, obraz Jana Matejki z 1889 r.
Szczere przywiązanie Mieszka do chrześcijaństwa nie ulegało wątpliwości; tym bardziej zależało mu na tym, żeby na papieskim dworze wiedziano o nim i jego państwie, żeby w Rzymie zdawano sobie z tego sprawę, że do związku chrześcijańskich narodów przybywa nowy: polski. Pragnął wyprawić od siebie poselstwo do Rzymu i uczynił to w 974 r. przy sposobności postrzyżyn swego pierworodnego syna, urodzonego z Dubrawki, Bolesława. Zwyczaj postrzyżyn chłopca, gdy skończył siedem lat życia, był u wszystkich narodów aryjskich. Do siódmego roku ojciec się o dziecię nie troszczył, pozostawiając je wyłącznie na opiece niewieściej; dopiero po latach siedmiu, przyjmowano chłopca uroczyście do rodu, przedstawiano go stryjcom i głowie rodu, jako nowego członka rodu, uznawano uroczyście prawa, jakie mu przysługiwać miały z rodowego związku. Takie znaczenie miała ceremonia postrzyżyn. Upraszano do obcięcia włosów kogoś poważnego, znacznego; ten wchodził przez to nawet w sztuczne pokrewieństwo z rodziną, jako „kumoter” i brał na siebie szczególnie obowiązek czuwania nad chłopcem i wyręczania w danym razie ojca. Im bardziej utrwalało się chrześcijaństwo, tym bardziej ginął potem ten pogański obyczaj, podobnie jak tyle innych. Pozostało po nim tylko do dziś dnia pewne znaczenie, przypisywane ofiarowaniu komuś własnych włosów. Kościół kazał dzieci chrzcić jak najwcześniej i wymagał, żeby ojciec zaraz przy chrzcie uznał swe dziecko, przy chrzcie też zaprowadzono zaraz chrześcijańskie kumoterstwo, a mianowicie rodziców chrzestnych. Toteż obrzęd postrzyżyn szedł z wolna w zapomnienie, czasem tylko, chcąc wyrazić synowską uległość, posyłało się starszej i dostojnej osobie pukiel swych włosów. Tak np. w VII w. posłał papieżowi jeden z cesarzy bizantyńskich pukle z głów swych synów, a na sto lat przed naszym Mieszkiem posłał ojcu świętemu swe własne włosy książę bułgarski Borys.
Z podobnym darem wyprawił Mieszko poselstwo do Rzymu w 974 r., prosząc w ten sposób symbolicznie o opiekę nad swym synem, żeby papież, jako głowa całego chrześcijaństwa, uznał jego prawa wśród chrześcijańskich książąt; mieściła się zatem w tym pośrednio prośba o uznanie samoistności polskiego państwa. Znano w Rzymie ten ceremoniał z dawniejszych tradycji. Papież włosy przyjął i uznał nową dynastię w chrześcij aństwie. Poselstwo udzieliło na dworze papieskim wyjaśnień o stosunkach nowonawróconego państwa i nawiązało bezpośrednie stosunki Polski z Rzym.
Było to rzeczą jak najważniejszą, bo inaczej mogłaby Polska pozostać w chrześcijaństwie na łasce i niełasce Niemców. Margrabiowie chcieli, żeby ochrzczony Mieszko pozostał nadal ich hołdownikiem, podczas gdy chrześcijański władca mógł uznawać nad sobą zwierzchność tylko cesarza rzymskiego. Niemcy nie zaprzestali napadów. W 967 r. najechał piastowskie dziedziny niemiecki „graf” Wichman, lecz sam poległ w walce z Polanami. Po margrabi Geronie nastąpił Hodo, który chciał słowiańskiego księcia uważać za swego służkę; nie pozwalał Mieszkowi stawić się przed sobą w futrze, a siedzieć, gdy on stał. Mieszko zwrócił się ze skargami wprost do cesarza. Cesarzem był wprawdzie wówczas król niemiecki Otto I, ale był to monarcha uczciwy, pomny swych obowiązkó w wobec całego chrześcijaństwa, niewyzyskujący cesarskiej korony dla niemieckiej zachłanności. Nakazał też pokojową politykę względem Polski. Ale to się Niemcom nie podobało i gdy cesarz wyjechał do Włoch, wyprawił się Hodo na Mieszka. Najeźdźca poniósł klęskę nad rzeczką Cydyną, dopływem Odry, w czerwcu 972 r. Cesarz, wróciwszy, wezwał przed siebie obydwu przeciwników. Mieszko spotkał się po raz pierwszy z samym cesarzem na Wielkanoc 973 r. w benedyktyńskim opactwie w mieście Kwedlinburgu. Stanął cesarz po jego stronie, uznał w nim samoistnego chrześcijańskiego monarchę, najazdów zakazał.
Mieszko nie ufał jednak niemieckim sąsiadom i wolał sobie zabezpieczyć pokój od margrabiów zręczną polityką. Uznany już przez papieża i cesarza nie dał się lekceważyć; pokazał nad Cydyną, jakim potrafi być nieprzyjacielem, a tak się z nimi rozprawiwszy, proponował im teraz zgodę. Wszyscy sąsiadujący z Polską margrabiowie zarządzali ziemiami słowiańskimi; były to krainy wydarte pobratymcom naszym, Połabianom, z ludnością słowiańską. Mieszko myślał o tym, jakby kiedyś w przyszłości przyłączyć te ziemie do Polski, ale aż ustali się w nich chrześcijaństwo. Połabianie pałali straszną nienawiścią do chrześcijaństwa; gdyby Mieszko nad nimi panował, musiałby jednak bronić przeciw nim wiary i Kościoła, a więc nie miałby w nich życzliwych poddanych. Wolał też, żeby go Niemcy wyręczyły w tym nawracaniu, a za czasów Ottona I powstały umyślne dła krajów słowiańskich biskupstwa, po których można się było wiele dobrego spodziewać, gdyż były rzeczywiście kierowane uczciwymi dłońmi. Mieszkowi wystarczało na razie, żeby margrabiowie ci graniczni nie występowali przeciw niemu; chciał też mieć wpływ na ich politykę i osiągnął to zręcznie obmyślanymi małżeństwami.
Gdy w 977 r. zmarła chrzestna matka naszego narodu Dubrawka, nie szukał Mieszko zrazu nowej małżonki. W dwa lata jednak potem, porozumiawszy się z czeskim Bolesławem II, bratem Dubrawki, postanowił pojąć za żonę Odę, córkę Dytryka, margrabiego w Marchii Północnej. Była ona nowicjuszką w klasztorze; ślubów jeszcze nie złożyła, ale za mąż wyjść nie chciała. Książę czeski wyprawił zbrojny hufiec do jej klasztoru (w Kalbe nad rzeką Salą, dopływem Łaby), kazał ją porwać i Mieszkowi do Poznania odwieźć! Widocznie i ojciec porwanej był w porozumieniu. Wnosić można z tego, jak Mieszkowi zależało na tym, żeby wejść w bliższe związki z margrabią. W cztery lata później, w 984 r., gdy syn Bolesław miał już siedemnaście lat, kazał mu się żenić z margrabianką Miśni, krainy także słowiańskiej. Ale najważniejsze małżeństwo obmyślił w roku 985, dając swą córkę w małżeństwo za morze, księciu szwedzkiemu Erykowi. Nie znamy polskiego imienia tej księżniczki; w Szwecji nazywano ją Sygrydą i dano przydomek „Storrada”, tj. dumna, wyniosła. Małżeństwo to miało znaczenie polityczne ze względu na Pomorze.
Po tamtej stronie Bałtyckiego Morza, daleko na północy, jest półwysep Skandynawski, ojczyzna Szwedów i Norwegów. Najuboższy to był z początku kraj w całej Europie; góry niedostępne, skaliste i klimat nadto mroźny nie sprzyjały rozwojowi osadnictwa. Stąd była też ciągła emigracja, bo ziemia nie mogła wyżywić ludności. Puszczano się na morze. Skandynawowie są najstarszym żeglarskim narodem średniowiecznej Europy i nie bali się już w zamierzchłych czasach dalekich wypraw morskich. Szukali chleba w obcych krajach najprostszym sposobem: rozbojem i łupieżą. Rozbojowi towarzyszyła jednak walka, i tak wyprawy te przybrały cechy wypraw walecznych, na których popisywano się męstwem, sławionym potem przez poetów, chociaż nie brak było także chytrości i podstępów. Czasem nie wysiadali wcale na ląd w obcym kraju; spotkawszy w drodze obce statki rabowali je i znajdowali gotową zdobycz na morzu. Korsarstwo i zbójnictwo uchodziły za zajęcia szlachetne, gdyż wymagały szlachetnych przymiotów: odwagi, stanowczości, roztropności i pogardy śmierci zarazem. Nie raziło ich, że szlachetne męskie przymioty użyte były do nieszlachetnych celów, wszak byli poganami. Nie mieli zaś rzeczywiście z czego żyć, bo trzeba było jeszcze całych wieków cywilizacji, nauki i postępu, zanim północna część Skandynawii (wówczas zgoła niezaludniona) stała się dostępna zajęciom gospodarskim i przemysłowym. Zaznały ich wybrzeża wszystkich mórz europejskich. Plądrowali na brzegach niemieckich, angielskich, francuskich, a zapędzali się też nieraz w głąb lądu, płynąc łodziami w górę od ujścia rzek. W ciągu IX w. trzy razy zdobyli Paryż! W końcu wolał im król francuski odstąpić część kraju i na własność oddać, byle uchronić resztę Francji od najazdów. Nazywano ich we Francji Normanami, toteż odstąpiony im półwysep Normandią się zowie; nazwa zaś Normanów przeszła z francuskiego do innych języków europejskich. Później zdobyli Anglię, a napływ ich emigracji był tak wielki, że książę normandzki przeprawił do Anglii 60,000 swych wojowników. Założyli sobie podobnież własne państwo w południowych Włoszech. Znano ich też w Hiszpanii i na Dalekim Wschodzie, bo zapędzali się Morzem Śródziemnym aż do Konstantynopola, a nawet na wybrzeża Azji Mniejszej. We wszystkich atoli krajach zlali się z czasem z miejscową ludnością i stali się potem sami Anglikami, Francuzami, Włochami, przyjąwszy wszędzie chrześcijaństwo i cywilizację narodów, wśród których przebywali.
Bliżej, niż do tamtych krajów, mieli Słowiańszczyznę północną, od której oddzielało ich samo tylko Morze Bałtyckie, wcale nie rozległe i dobrze im znane. Odwiedzali też czesto kraje nad Dźwiną, okolice jezior Ładogi i Czudzkiego, a zwłaszcza zagospodarowane okolice bogatego miasta Wielkiego Nowogrodu. W 862 r. stali się panami tego grodu. Nie stawiano im oporu, Nowogrodzianie dobrowolnie im się poddali i oddali im rządy nad sobą, byle mieć spokój; wymówili sobie tylko, żeby za to bronili ich już od innych wrogów. Za służbę wojskową oddali im panowanie nad sobą. Byli to Skandynawowie z ludu Swijów, zwani przez tych Słowian Waregami; przeważnie zaś pochodzili z plemienia zwanego Rus. Chociaż Rusowie byli stosunkowo nieliczni, utrzymali jednak panowanie swe nie tylko nad północnymi owymi okolicani, ale rozszerzyli je daleko na południe, aż do Kijowa i nadali nawet swoją nazwę krajowi i narodowi. Od nich pochodzi nazwa Rusi. Tworzyli w kraju warstwę panującą, a Słowianie byli im poddani. Z czasem połączyli się jednak z miejscową ludnością, przyjęli jej język i obyczaje i po kilku pokoleniach przestali być obcymi. Przywódca Rusów, Ruryk, który zawładnął Wielkim Nowogrodem, stał się założycielem dynastii, rozrodzonej następnie niezmiernie, a panującej na Rusi siedmset lat.
Prócz Normanów i Waregów inna jeszcze część Skandynawów puszczała się w świat za zdobyczą. Jeden z ludów skandynawskich zajął półwysep na południowej stronie Bałtyckiego Morza, Jutlandzkim zwany, a odzielający Morze Bałtyckie od Niemieckiego. Byli to Dunowie, przodkowie Duńczyków. Zajęli oni również szereg wysp na wschód od swego półwyspu i dotarli aż do ujścia Odry, gdzie założyli sobie nawet stałe osady wojskowe. Duńskich korsarzy i zdobywców zwano Wikingami. Byli oni groźnymi współzawodnikami naszych Pomorzan, którym przyroda wskazywała również drogę morską do społecznego rozwoju. Korsarstwo skandynawskie zapierało jednak tę drogę, odkąd zaś Wikingowie opanowali ujście Odry, trzeba było opłacać się im albo też przystawać do nich i na spółkę z nimi korsarstwo uprawiać. I tak Pomorzanie wzięci byli we dwa ognie: przez Niemców od lądu i przez Wikingów duńskich od morza.
Ruryk, przywódca Rusów według Hermanusa W. Koekkoeka. Rycina z 1912 r.
Mieszkówna Sygryda Storrada wychodziła wtedy za mąż za Eryka, księcia Swijów, skąd pochodzili Waregowie. Swijowie byli w ciągłej nieprzyjaźni z Dunami, i to właśnie przez Pomorze, na które także mieli ochotę. Przez sojusz z Erykiem zapewniał sobie Mieszko pomoc przeciw Dunom na sposobną chwilę. Jakoż Sygryda Storrada przywiodła męża do tego, że wszczął wojnę z Dunami, a zwyciężywszy ich króla, wygnał go i państwo jego do swego przyłączył.
Stosunki polityczne Mieszka układały się pomyślnie, gdy wtem niespodzianie utracił Grody Czerwieńskie, które mu zabrał ruski książę z rodu Rurykowiczów.
Plemiona polskie nie stykały się pierwotnie nigdzie bezpośrednio z ruskimi. Na północy oddzielało te dwa narody osadnictwo innych ludów, o których później będzie mowa – Jadźwingów i Litwinów – na południu zaś znaczne, a zupełnie puste, niezaludnione przestrzenie. Osadnictwo Lachów, posuwając się coraz dalej na wschód, zbliżyło się Czerwieńskimi Grodami do południowej Rusi. Ruryk opanował tę część Rusi z Kijowem już w roku 875, a następcy jego próbowali stąd dalej szczęśliwych wypraw wojennych. Czwarty z kolei następca Ruryka, Włodzimierz, zwany Wielkim świętym, panujący od 980 do 1015 r., bardzo przedsiębiorczy i zaborczy, wyprawił się zaraz w drugim roku swego panowania na zachód, na państwo piastowskie i zabrał „Lachom” Grody Czerwieńskie. Pisze o tym najstarsza kronika ruska (Nestora) w te słowa, pod rokiem 981:
Ide Wołodimir k Laham i zają hrady ich: Priemyszl, Czerweń i iny hrady.
W siedem lat po zabraniu Grodów Czerwieńskich, w 959 r. przyjął Włodzimierz Wielki wiarę chrześcijańską w obrządku grecko-słowiańskim, tj. że nabożeństwa miały się w jego państwie odprawiać w języku cerkiewnym, starobułgarskim według ceremoniału bizantyńskiego. Patriarcha konstantynopolski, czyli carogrodzki, ustanowił osobnego metropolitę dla Rusi w Kijowie.
Mieszko nie próbował odebrać Czerwieńskich Grodów; zajęty sprawami zachodnimi, pragnął przyłączenia do swego państwa Pomorzan i Połabian. Dlatego zawierał umowy z całą zachodnią granicą i dopiero ubezpieczywszy się od margrabiów, mógł pokusić się o odzyskanie Grodów Czerwieńskich, gdy wtem niespodziewanie zaczął wojnę z Niemcami, myśląc, że rozszerzy swe panowanie na zachodzie. Uważał to za ważniejsze dla polskiego państwa od posiadania ziemi przemyskiej i czerwieńskiej.
W wojnę z Niemcami dał się wciągnąć księciu czeskiemu, który w walce o tron niemiecki posiłkował księcia bawarskiego przeciw księciu saskiemu. Dwaj słowiańscy władcy sądzili, że wmieszawszy się w tę wojnę domową, niemiecką, zagarną połabskie ziemie i podzielą się potem panowaniem nad Połabianami. Jakoż wybuchło równocześnie powstanie dwóch połabskich ludów: Obotrytów i Lutyków, przeciw niemieckim rządom. Ale Bolesław czeski pozyskiwał ich tym, że pozwalał im występować przeciw chrześcijaństwu, wypędzać kapłanów i burzyć kościoły. Wojna tych Słowian z Niemcami stała się przez to wojną pogaństwa z chrześcijaństwem. Mieszko nie chciał dopomagać pogaństwu! Spostrzegł się, jakie by z tego mogły być na przyszłość skutki; utwierdzeni w pogaństwie Połabianie, gdyby odzyskali niepodległość, nie tylko nie byliby Polski sprzymierzeńcami, ale nawet rzuciliby się na nią z pewnością. Wycofał się więc Mieszko z tej sprawy i uznał prawa dynastii saskiej do niemieckiej korony. Szczęściem uczynił to jeszcze w porę, stronnictwo bowiem saskie zwyciężyło. Na tronie niemieckim zasiadł dziedzic poprzednich królów, Otto III, pięcioletnie natenczas ledwie dziecię, za które rządzili opiekunowie. Ci uznali godność książęcą Mieszka nad Polską i gotowi byli zachować nadal te przyjazne stosunki, jakie panowały dawniej pomiędzy poprzednimi dwoma Ottonami, lecz pod warunkiem, że dostarczy posiłków na dalszą wojnę przeciw Połabianom i Czechom. I tak musiał Mieszko odwrócić zupełnie swą politykę, a z sojuszu czesko-polskiego przeciw Niemcom wyłoniła się wojna czesko-polska, a raczej Piastów z Przemyślidami, która dwukrotnie się odnawiała. Szczęście sprzyjało Piastowi. W roku 990 zajął Morawy, które aż do 1029 r. pozostały przy Polsce.
W dwa lata potem umarł Mieszko, ten prawdziwy założyciel polskiego państwa, który wprowadził Polskę do europejskiego związku narodów, przyjmując chrzest i przestrzegając potem przez całe życie, żeby polityce jego nie można było zarzucić, że sprzyja pogaństwu. Zaczął jako hołdownik margrabiów, a skończył jako wyższy od nich sprzymierzeniec niemieckich królów. Największej godzien pochwały i wdzięczności za to, że powstającego i jeszcze należycie niezorganizowanego państwa nie narażał na niepewne wojny z Niemieckim Królestwem, lecz właśnie pokój zupełny sobie zabezpieczył. Przezorny i mądry, nie poprzestał jednak na ułożeniu dobrych stosunków z królami Niemiec; pamiętał, że one mogą się zmienić, gdy od niemieckiego tronu inny wiatr zawieje i postarał się o opiekę duchownej głowy chrześcijaństwa; trafił tam, gdzie w razie potrzeby można się było w owych czasach poskarżyć choćby na samego cesarza. Umiał się urządzić tak, że nie poniósł szkody ani od Niemców, ani od Połabian; z najcięższych kłopotów potrafił wybrnąć zwycięsko. Raz tylko się pomylił, ale też, skoro tylko pomyłkę spostrzegł zaraz ją naprawił. Nie było w nim uporu, lecz wytrwałość godna największego podziwu. Dzięki jego rządom mogło państwo urość pod jego następcą do takiej potęgi, że nie tylko nie było słabsze od Niemiec, lecz owszem, silniejsze.
Zmarł Mieszko podczas jednej z wypraw przeciwko Lutykom dnia 16 maja 992 r. pod Braniborem (Brandenburgiem).
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Projekt i wykonanie okładki: Bogusław Kornaś
Korekta: Anna Bertowska
Redakcja techniczna: Anna Szarko
© Copyright by Capital sp. z o.o., Warszawa 2017
Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być reprodukowana jakimkolwiek sposobem – mechanicznie, elektronicznie, drogą fotokopii czy tp. – bez pisemnego zezwolenia wydawcy, z wyjątkiem recenzji i referatów, kiedy to osoba recenzująca lub referująca ma prawo przytaczać krótkie wyjątki z książki, z podaniem źródła pochodzenia.
ISBN: 978-83-64037-74-0
Wydanie I
Wydanie i dystrybucja:
Capital sp. z o.o.
ul. Kwitnąca 5/6
01–926 Warszawa
Tel. 533 496 436
www.capitalbook.pl, [email protected]
Plik ePub przygotowała firma eLib.pl
al. Szucha 8, 00-582 Warszawa
e-mail: [email protected]
www.eLib.pl