Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Szwecja w XVI wieku uwalnia się spod panowania duńskiego, na tronie zasiada Gustaw Waza, a w Europie żniwa zaczyna zbierać rewolucja protestancka. Po jego śmierci w 1560 roku zaczyna się walka o władzę między synami: Erykiem XIV, Magnusem, Janem III i Karolem Sudermańskim. Jednocześnie zaczyna się decydująca walka o religijną tożsamość Szwedów. Dlaczego Szwecja odeszła od religii katolickiej? Jaki wpływ na to miały przekonania i decyzje króla Jana III? Z jaką misją do Szwecji pojechał ks. Antonio Possewino? Co udało mu się osiągnąć? Czy była szansa, aby Szwecja jako jedyne państwo Skandynawii pozostała wierna Rzymowi? Jak w całym tym zamieszaniu udało się uchować w katolicyzmie królewicza Zygmunta, późniejszego króla Polski?
Profesor Feliks Koneczny w swoim wspaniałym, dociekliwym ale zarazem przystępnym i wciągającym stylu, prezentuje panoramę historyczną XVI-wiecznej Szwecji, zaś szczególnie sytuację religijną. Na podstawie Archiwum Watykańskiego oraz innych materiałów źródłowych dochodzi do odmiennych wniosków, niż powszechnie przyjęte. Rozprawa napisana w 1901 roku jako cykl artykułów dla „Przeglądu Powszechnego” ukazuje się po raz pierwszy w formie książki.
Przyjęło się o królu Janie III Wazie mniemać, że był katolikiem w skrytości i tylko z politycznych względów nie wystąpił jawnie z restauracją katolicyzmu. Niniejsza rozprawa zamierza zmienić to zapatrywanie.
Prof. Feliks Koneczny
SPIS TREŚCI:
I WSTĘP7
II GUSTAW WAZA I JEGO SYNOWIE19
III MISJA WARSZEWICKIEGO53
IV MISJA POSSEWINA75
V KIELICH105
VI JA TAK CHCĘ!139
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 168
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
ISBN: 978-83-65546-88-3
Niniejsza rozprawa została opublikowana pod tytułemJan III Waza i misya Possewinaw „Przeglądzie Powszechnym”, rok 1900–1901, t. 67–70.Tytuły poszczególnych części pochodzą od wydawcy.
Wydawca:Wydawnictwo PROHIBITAPaweł Toboła-Pertkiewiczwww.prohibita.plwydawnictwo@prohibita.plTel: 22 425 66 68www.facebook.com/WydawnictwoProhibitaul. Dymińska 401-519 Warszawa
Sprzedaż książki w Internecie:
W protestanckim ruchu pełno było niebezpieczeństw dla spraw świeckich, a największą klęską dla postępu cywilizacji było wyniesienie tronu zanadto wysoko, aż ponad sumienia poddanych. Bizantynizm ozwał się w sercu Europy, odkąd panujący miał rozstrzygnąć o tym, w co obywatelowi wolno wierzyć, a w co nie wolno; u stóp takich tronów padała w strzępy godność ludzka. Życie publiczne musiało też w końcu ograniczyć swe prądy na dwa tylko łożyska: służalczość i rewolucję. Przesadne monarchów wyniesienie pomnożyło ilość królów złych i zrodziło w końcu gorącą do tronów nienawiść. Bywali i przed reformacją władcy źli, niedołężni, niezdatni do dźwigania korony; ale nie będąc wszechwładnymi, nie mieli sposobności do rozpasania władzy. Zwierzchnik, będący nim także w dziedzinie duchowej, nie znał żadnych więzów, i póki nie groziła rewolucja, nie bał się niczego; pozwalał sobie na wszystko. Trzeba było odtąd większego charakteru, głębszego umysłu, zacniejszego serca; trzeba było wszystkich zalet w stopniu wyższym, niż przedtem, żeby nie ulec zawrotowi zmysłów i szałowi żądz, o które tak łatwo na wysokościach nawet znacznie niższych, a cóż dopiero na tronie. Reformacja ułatwia nadużycia władzy monarszej, przygotowując na wszystko legalne formułki.
Zasadę wszechmocy państwa odgrzebali, humaniści-legiści z cesarskich, rzymskich kodeksów. Ale marne byłyby trudy ich filologiczno-prawnicze, gdyby nie protestantyzm. Kościół katolicki miał swoją starą teorię o państwie, de Civitate Dei, w której nie ma o tym, żeby kaprys jednego człowieka rozstrzygał o losach milionów; są tam nawet ustępy o granicach najwyższej władzy i o wypadkach, w których tę władzę utracić można. W sprawach sumienia Kościół zastrzegł sobie stanowisko ponad państwem i nie zezwalał rzeczy boskich puszczać na świeckie obroty; uznawał też państwo jako najważniejszy środek zbliżenia, podniesienia rzeczy świeckich do duchowej doskonałości. Państwo uszlachetnia i dlatego ma istnieć! Społeczeństwo jest celem, a państwo tylko środkiem. Dopiero po Lutrze powstać mogła w zachodniej Europie doktryna, jakoby państwo samo sobie było celem i na karb też protestantyzmu paść musi całe to zwyrodnienie pojęć o państwie, które historię czterech stuleci zamieniło na kaźń narodów. Na nic się nie przydało obalanie tronów, skoro nie przywrócono staro-chrześcijańskich, tj. katolickich pojęć o państwie; gdyby zaś runęła była zasada wszechmocy państwa, byłoby się obeszło bez ruiny tronów. Rewolucja zawsze jest ślepa; zwróciła się przeciw zewnętrznym przedstawicielom złego, a samo złe ugruntowała jeszcze bardziej.
Protestantyzm dał królom pełnomocnictwo, żeby się niczym nie krępowali w sprawowaniu rządów. Zaczęło się od zwolnienia, od oglądania się na Rzym; reszta sama się dorobiła. Nie dobiegła jeszcze połowa XVI wieku, a już zachcianki monarsze podniesiono do godności obowiązującego prawa, gdy w Anglii Henrykowi VIII Parlament przyznał władzę absolutną. Skoro król rządzący absolutnie jest zwierzchnikiem Kościoła w swym państwie, wynikać powinno z tego konsekwentnie, że ma prawo decydować o wyznaniu poddanych. Nie cofnięto się też przed tą konsekwencją i wpisano potem do prawa publicznego ohydną zasadę: cuius regio, illius religio1. Miano jednak przy tym na myśli trzy tylko wyznania: luterskie, kalwińskie i katolickie. A gdyby królowi jakieś czwarte bardziej dogadzało? A gdyby król sam był sekciarzem i nowe jakieś wyznania sam wymyślił i ułożył? Nie można by zarzucić niekonsekwencji władcy, który mniemał, że ma prawo utworzyć nowe wyznanie i narzucać je przemocą.
Dwie próby zrobiono już w wieku XVI; jedną Henryk VIII angielski, a drugą Jan III szwedzki. Ale są zasadnicze różnice między nimi.
Henryk VIII pisał przeciw Lutrowi, był katolikiem obserwantem i dostał za to od papieża tytuł defensor fidei2. Nic nie zapowiadało odszczepieństwa. Stało się, że znudziła mu się żona po kilkunastoletnim pożyciu, nic nadzwyczajnego, to się zdarza nawet najprostszym śmiertelnikom i należy to do życia prywatnego, czy prostaczka, czy też króla, a w społeczeństwie katolickim są prawa, które czynią takie zachcianki zmiany nieszkodliwymi dla publicznego porządku. Skoro jednak poczęto na kontynencie praktykować, że w sprawach kościelnych można się obejść bez papieża i można mieć rozwód nie oglądając się na Rzym, Henryk VIII dla własnej wygody przyswoił sobie tę teorię już gotową, której sam nie byłby prawdopodobnie przenigdy wynalazł; nie rodził się na sekciarza, ale nie umiał zapanować nad samym sobą i korzystał z nadarzonej sposobności. Rozpoczęła się zawierucha religijna w kraju, dlatego, że monarcha za mało miał osobistego hartu. Zaczęło się przy braniu drugiej żony od lekkiej schizmy, a nim się doszło do szóstej, już oficjalnie Anglia była protestancką na swój urobiony sposób przez króla. Henryk VIII był głową kościoła, który sam utworzył, ale jak? Nie miał na to żadnego planu ułożonego z góry, z biegiem czasu wyrobiła się sama, on dał tylko impuls i ostateczną sankcję.
Wprost przeciwnie postępował król Jan III Waza. To nowator religijny, sekciarz z zawodu; ma obmyślone z góry wyznanie, którego sam jest twórcą; a żadne wypadki ani w ogóle zewnętrzne okoliczności na nie nie wpływają. Narzuca je poddanym nie dla swojej korzyści, ale z głębokiego przekonania, że ono jest najlepsze. Pod względem moralnym stoi też Jan bez porównania wyżej od Henryka VIII; rad by zmienić stan sprawy kościelnej w swym kraju nie dla osobistej wygody, ale dla szczęścia ludności tak, jak to szczęście pojmował. Dla angielskiego króla zmiany religijne były zyskowne (tak przynajmniej mniemał), dla szwedzkiego były ciężkim kłopotem, który brał jednak na siebie dla dobra poddanych. Pod względem umysłowym stoi zaś Jan III Waza bez porównania niżej od Henryka VIII; był na tyle ograniczonym, że uważał się za powołanego na reformatora chrześcijańskiego.
Pod jednym względem równi są sobie i Henryk VIII i Jan Waza, a mianowicie, że swoją wolę uważają za największe prawo nawet w sprawach sumienia. Są zresztą pod tym względem w bardzo licznym towarzystwie. Tylko na polskim tronie zasiadał król, który nie chciał być „sędzią sumień”. Cała władców rzesza uważała zaś panowanie nad sumieniami za swój przywilej, niektórzy (Filip II) za obowiązek. Ci dwaj, Henryk i Jan, wyróżniają się jednak tym, że mieli w sprawie religijnej swoje własne zachcianki i uważali za rzecz stosowną narzucić je krajowi.
Obydwaj byli przeciwnikami Lutra i Kalwina, obydwaj katolicyzm częściowo uznawali; ale tu właśnie zachodzi między nimi walna różnica. Henryk byłby pozostał katolikiem, gdyby nie to, że nade wszystko cenił swoją wygodę; on oderwał się od kościoła niejako przygodnie i gdyby nie polityczne względy byłby katolikiem w zupełności. Jan szwedzki zaś uważał katolicyzm zasadniczo za błędny, i nie przyjąłby go w zupełności, chociażby przemawiały za tym wszystkie względy polityczne. Henryk nie zgadzał się na to, co mu było niewygodne, Jan zgadzał się na to, co za prawdziwe uważał w katolicyzmie. Słowem, do rzędu „reformatorów”: Lutra, Kalwina, Zwinglego, itd. należy dodać jeszcze jednego, tj. króla Szwecji Jana III.
Twierdzenie to sprzeciwia się przyjętemu dotychczas sądowi historycznemu o królu Janie. Przyjęło się o nim mniemać, że był katolikiem w skrytości i tylko z politycznych względów nie wystąpił jawnie z restauracją katolicyzmu; zaliczono go do sykofantów? Niniejsza rozprawa zamierza zmienić to zapatrywanie.
Mniemanie, jakoby Jan III był w skrytości katolikiem, rozszerzyło się już za jego życia. Szerzyli tę wieść jego wrogowie, a byli nimi wszyscy zwolennicy Lutra i Kalwina. Przez kilka lat należał Jan III w politycznej konstelacji europejskiej do obozu Filipa II; pragnął, żeby go w tym obozie uważali za swego i korzystał chętnie z mylnej o sobie opinii, dla siebie chwilowo korzystnej. On sam przyczynił się do tego, że go za katolika miano, a przez krótki czas wręcz nawet skrytego katolika udawał. Trzecim źródłem mylnej wieści był wysłannik papieski, sławny Antoni Possewin, który dał się zwieść pozorom i okolicznościom i sam wydał Janowi świadectwo katolicyzmu. Natenczas cały katolicki obóz w Europie narobił już królowi szwedzkiemu takiej sławy dobrego syna Kościoła, że już potem nie zaszkodziło mu nawet wypędzenie Jezuitów z kraju. Sam Possewin spostrzegł się wkrótce na pomyłce – ale pomyłki nie rozgłaszano, a luteranie ze swej strony pomagali z całych sił, żeby się utrzymała o Janie katolicka opinia. Dużo też znaczy, że współcześni nie bardzo dokładnie wiedzieli, co jest jeszcze katolickim, a co już nim nie jest. Wiek XVI nie celuje w katechizmie.
Temat niniejszy był już opracowany obszernie i to przed sześćdziesięciu laty w słynnym dziele niezmordowanego badacza Augustyna Theinera: Schweden andseine Stellung zum heligen Stuhl unter Johan III, Sigiusmund III, und Karl IX3 – Augsburg 1838. Nauka w tym jest niższa od sztuki, że dzieła swe ustawicznie musi przerabiać, bo do prawdy dochodzi po ścieżkach bardzo zygzakowatych; w nauce nie ma Iliad ani Stanz, które by stały niewzruszenie jako dzieła niespożytej doskonałości, niewymagające poprawek, lecz raczej naśladowania. Książka sześćdziesięcioletnia wymaga koniecznie odnowienia, poprawy, a już przynajmniej uzupełnień; wielką to już dla niej pochwałą, że po tylu latach jeszcze się z nią liczą! Nie ujmuje to przeto sławy Theinerowi, gdy się powie, że dzieło jego już przestarzałe. Nie próżnowały dwa pokolenia, które przeszły od czasu wydania tej książki, zwiększyły się wymagania, wyrobiła się krytyka źródeł, a krytyczność dziejopisarstwa w ogóle stała się bez porównania ściślejszą. Sam Theiner w długim swym życiu (1804-1874) był świadkiem tych postępów, korzystał z nich i inaczej pojmował pracę historyczną potem, niż gdy w zaraniu swej działalności pisał ten ustęp z dziejów Szwecji; była to pierwsza jego praca dziejopisarska. Po raz też pierwszy miał do czynienia z materiałem archiwalnym i popadł w błąd pospolity między historykami: zachowuje się ostrożność krytyczną wobec wiadomości drukowanych, ale idzie się równocześnie na lep wiadomości rękopiśmiennych; nie wierzy się drukowi, ale wierzy święcie archiwaliom. Tak do dziś dnia bywa częstokroć, tak było u Theinera. Co wyczytał w archiwum watykańskim, to było dlań decydującym tak, że właściwie książkę jego należałoby nazwać pośmiertnym dziełem Possewina. Nie przestrzegał on wobec swych źródeł żadnych a żadnych, chociażby najprostszych ostrożności, nie zważał, że nie wystarcza być prawdomównym, ale przede wszystkim trzeba prawdę znać. Theiner poszedł na oślep za pierwszymi wrażeniami Possewina i tak się unosi nad bogobojnością Jana III, że nawet biografii kanonizowanego świętego nie mógłby pisać z większym zachwytem. Fakta przeczą na każdym kroku konstrukcji Theinera, a więc ratuje się autor sztuczną, naciągana interpretacją i nieraz aż razi ta syzyfowa praca, gdy jaki postępek wręcz niekatolicki chce koniecznie wyjaśnić życzliwością dla katolicyzmu.
Dzieło Theinera, choć zupełnie niekrytyczne, będzie jednak zawsze mieć wartość dla mnóstwa materiału źródłowego podanego nie tylko w dołączonym tam zbiorze dokumentów, ale niemniej obficie w tłumaczeniu wśród tekstu; częstokroć po kilka stronic składa się z takich dosłownych przekładów.
Theiner pomylił się w sądzie historycznym głównie dlatego, że za katolickie uważał wszystko, co samo katolickim się nazywało. Któraż jednak herezja głosiła się akatolicką? Wszyscy „reformatorowie” nakazywali uważać się za prawych katolików, tym bardziej Jan Waza, który pewne urywki symboliki katolickiej przyjmował do swego wyznania. W historii XVI wieku nic to nie znaczy, gdy kto sam podaje się za katolika; trzeba zbadać, czy pozwalał uważać się za „papieżnika”, i to dopiero stanowić może kryterium. W drobiazgowym rozszczepieniu protestantyzmu tysiące było takich, jak król szwedzki, którzy nie należeli do żadnego z określonych i rozpowszechnionych wyznań protestanckich, a jednak byli protestantami przez negację „papizmu”; ci ludzie, używając wolnej interpretacji Pisma Świętego, mieli swe osobiste zapatrywania religijne, odmienne od luterskich, kalwińskich itd., a nawet tamtym wrogie, zarazem również wrogie katolicyzmowi. Nie każdy ma ochotę i ambicję szerzyć swe przekonania; z mających ochotę nie każdy ma sposobność. Król szwedzki miał jedno i drugie, i dlatego „katolicyzm” jego wynalazku przeszedł do historii.
W naszej literaturze zajmował się tym przedmiotem Maurycy Dzieduszycki w swej rozprawie Rys dziejów Kościoła katolickiego w Szwecyi, a mianowicie w rozdziale V (w „Pamiętniku Wydziałów Filologicznego i Historyczno-filozoficznego Akademii Umiejętności”, tom II, str. 214, Kraków 1875). Nie jest to praca źródłowa, a do tych czasów po większej części tylko krótkie streszczenie Theinera.
Zabrałem się do ponownego opracowania rzeczy nie tylko dlatego, że ogólny o niej sąd Theinera wydaje się mylnym, ale też z powodu odkrycia nowego zasobu źródeł. Przebywając w roku 1890 z ramienia Akademii Umiejętności w Archiwum Watykańskim, czyniłem poszukiwania w dziale Nunziatura di Germania. Dział ten obfituje w źródła do historii polskiej i chociaż Polska miała już w tych czasach swego nuncjusza, choć Possewin w sprawie szwedzkiej i potem moskiewskiej znosił się z nuncjuszami w Polsce, pomimo to korespondencję jego i liczne jej załączniki wcielono do archiwaliów „germańskich”. Do misji szwedzkiej odnosi się głównie tom 92 „germańskiej nuncjatury”. Jest to gruby kodeks in 4-to, fol. 480, powstały przez zeszycie i oprawienie razem rozmaitych aktów i listów Possewina, przeważnie do kardynała Como pisywanych; po większej części oryginały, często autografy; są też kopie, ale prawie zawsze kolacjonowane, czego ślady widoczne w tekście, poprawianym nieraz własną ręką Possewina. Zbiór ten powstał widocznie jeszcze za jego życia († 1611); czy sam zajął się jego ułożeniem, czy też może nawet był wezwany do pomocy przy porządkowaniu papierów, to pewna, że był przy tym osobiście czynny i akty te miał znowu w swym ręku już dawno po ukończeniu misji północnej. Dużo miejsc jest cyfrowanych4, a cyfry te rozwiązane są na marginesach, lub (gdy obszerniejsze) na osobnych doklejanych ćwiartkach, i to po większej części własną Possewina ręką. Czasem naklejał na cyfrowane wiersze pasek cienkiego papieru i w nim przepisywał rozwiązanie. Wnosić z tego należy, że kodeks układał się, kiedy już akta przestały mieć aktualne znaczenie i gdy cyfra umówiona z Possewinem wyszła z użycia, gdy on już jeden tylko mógł ją wyjaśnić, bo inni świadomi jej w Rzymie pomarli. Przy oprawie aktów nie zachowano porządku chronologicznego z należytą ścisłością. Na samym początku (p. 1-6) jest list bez daty, pochodzący stanowczo z roku 1579, po czym następują trzy listy z roku 1577, a potem dopiero zaczyna się na nowo paginacja i są już ciągiem akta roku 1578 aż do folio 31, następnie rok 1579 aż do folio 303, a reszta z roku 1580. Jeden list jednak z roku 1580 wszyty mylnie, zabłąkał się pomiędzy akta roku poprzedniego i jest wklejony w folio 89. Widocznie porządkowano wszystkie Poseviniana naraz i dzielono na kodeksy mniej więcej według dat, ale nie dopilnowano należycie oprawy kodeksów. Akta te przepisane z Nunziatura di Germania znajdują się w Krakowie, w zbiorach Komisji Historycznej Akademii Umiejętności, w tzw. Tekach Rzymskich.
Król Jan III Waza (1537–1592) oraz...
...ks. Antonio Possewin (1534–1611), bohaterowie rozprawy Feliksa Konecznego.
Nowe te źródła dopełniają znakomicie dawne źródła Theinera. Theiner korzystał z korespondencji papieskiej i z archiwum generałów Jezuitów. Pierwsze z tych źródeł nie bardzo wydatne, jak zwykle korespondencja dyplomatyczna ściśle oficjalna, przeznaczona choćby do publicznego rozgłoszenia; więcej w niej kurtuazji niż treści, zastosowana ona bardziej do życzeń, niż do istotnego stanu rzeczy. Akta tego rodzaju zmyliły nieraz Theinera; gdy papież pisze Janowi III Wazie, że cieszy się z jego dobrego usposobienia względem Kościoła, on uważa to już za dowód, że król był katolikiem, a gdy Hozjusz wyraża swą radość z powrotu króla na łono Kościoła, Theiner nie ma już żadnych wątpliwości; podczas gdy taki list, pisany tonem ściśle oficjalnym, jest tylko wskazówką, że do Hozjusza doszła wiadomość o nawróceniu i że chciał ją sprawdzić; twierdzenie o nawróceniu jest tylko zręczną formą pytania, jest wywołaniem króla, żeby się stanowczo oświadczył. Podobnych przykładów można by zacytować cały szereg, jak Theiner zanadto wierzył literze źródeł. Z poufnych relacji miał do dyspozycji sprawozdania przesyłane Generałowi, a te pochodzą po większej części nie od Possewina, lecz od jego towarzyszów i zajmują się (jak to całkiem naturalne) przede wszystkim misją jezuicką w Sztokholmie jako taką, a tylko ubocznie dyplomatycznymi układami prowadzonymi przez Possewina. Ten bowiem jako wysłannik papieski do króla szwedzkiego, nie podlegał w tej rzeczy Generałowi, lecz kardynałowi Como i tylko korespondencja z kardynałem jest do tej sprawy źródłem stanowczym. Niejedna kopia tej korespondencji dostała się Generałowi i weszła do głównego archiwum Jezuitów; znał też Theiner niejeden akt objęty naszym kodeksem, ale nie znał wszystkich, a między nimi najważniejszych. Ta korespondencja dyplomatyczna, nie oficjalna, lecz ściśle poufna, obala całkowicie zapatrywania Theinera. Miał przy tym Theiner tę fatalność, że posiadał obfite źródła do pierwszej podróży szwedzkiej Possewina, ale znacznie już skąpsze do drugiej; a ta druga właśnie decyduje dopiero o sprawie.
W niniejszej pracy postanowiłem pisać tylko krótko o tym wszystkim, co u Theinera (o ile same fakty chodzi) należycie jest przedstawione; obszerniej traktuję to, co Theinerowi nie było znane. Dzieło Theinera jest niesłychanie rozwlekłe; nie opuści on żadnego szczegółu wyczytanego w źródłach, i kto pragnąłby zasięgnąć informacji drobiazgowych, znajdzie je tam gotowe. Tego wszystkiego tu się nie powtarza; ograniczyłem się w tej mierze jak najbardziej li tylko do tego, co do zachowania pragmatycznego związku opowiadania było niezbędnym. Znajdzie czytelnik natomiast i wśród szczegółów niejeden nowy – konstrukcja zaś cała jest pracą zupełnie oryginalną.
Gustaw Waza5, wyzwoliwszy w roku 1521 Szwecję spod panowania duńskiego, pragnął wzmocnić władzę królewską i chwycił się w tym celu reformacji, podobnież, jak tylu innych współczesnych władców. Wybrany zrazu regentem, a wkrótce w roku 1523 królem, skorzystał z przypadkowego równoczesnego opróżnienia czterech stolic biskupich w Szwecji i przeznaczył je dla powolnych sobie biskupów. Prymas uppsalski, Jan Magnus Store, nie miał ani hartu, ani w ogóle dość silnych przekonań; biernie się zachowując ułatwiał nieświadomie królowi zadanie, a spostrzegł się dopiero wówczas, gdy się znalazł na wygnaniu. Jeden tylko wśród głów Kościoła, Jan Brask, biskup z Linkoping (wym. Linczeping) stał jak mur przy związku z Rzymem, domagał się na próżno zwołania synodu, a na sejmach protestował przeciw wprowadzeniu nowych wymysłów i konfiskacie majątku duchownego. Opuszczony przez tych, którzy najbardziej popierać go winni, musiał wreszcie w roku 1528 opuścić ojczyznę, chroniąc się pod berłem Zygmunta Starego; przebywał w Gdańsku, żeby być jak najbliżej kraju, skąd wybierając się w roku 1538 na sobór zwołany w Mantui, zmarł w podróży na polskiej ziemi, w cysterskim opactwie Lądzie w Kaliskiem.
Jak wszędzie, tak też w Szwecji, pierwszym powodem rozszerzania się, a zarazem ostateczną przyczyną zwycięstwa reformacji było niedostateczne wykształcenie duchowieństwa. Zły przykład szedł od złego kleru, a gdy przez dłuższy czas zabrakło katolickiego duchowieństwa, kraj przybierał coraz bardziej protestancką cechę, chociażby ludność świecka zrazu temu się sprzeciwiała. Naród szwedzki nie życzył sobie bynajmniej zamienić papieża na domorosłych Lutrów, ale król tak chciał, a królowi pomogło niebaczne duchowieństwo.
Gustawowi Wazie nie chodziło o dogmatykę, ale o dobra kościelne. Podejrzewany o luteranizm zapiera się go zrazu i w roku 1523 wydaje na żądanie Braska edykt zakazujący pod gardłem głosić naukę Lutra. W roku następnym nie chciał zakazać przywozu protestanckich książek, ale w roku 1525 dopuścił obchodu jubileuszu nadanego przez Klemensa VII. Lud nie chciał słyszeć o zmianach i dawał to nieraz czynnie poznać księżom pozwalającym sobie na innowacje w nabożeństwie; król potrzebował sojuszników do swego dzieła, a nie mogąc zamiarom swym nadać popularności (pomimo niezmiernej popularności swej własnej osoby!), postanowił sobie zwolenników kupić, dopuszczając szlachtę do udziału w grabieży majątku kościelnego. W roku 1526 skonfiskował król klasztor Kartuzów w Gupsholmie wywodząc się dziedzicem jego fundatora (regenta Stena Sture), „który nie byłby fundacji czynił, gdyby miał syna”; on zaś był wnukiem jego siostry! Konfiskatę tę kazał sobie zatwierdzić przez sejm, który nie śmiał niczego odmówić wybawcy Szwecji od jarzma znienawidzonych Duńczyków. Przykład był zręcznie obmyślany; setki Szwedów jęły się poszukiwać w starych papierach, czy też i oni nie mają wśród antenatów jakiego przodka, po którym można by w spadku otrzymać bogate dobra kościelne. Król trafił dobrze do natury ludzkiej, kazał sądom roztrząsać pilnie te niespodziewane pertraktacje spadkowe, a kto tylko obłowił się w ten sposób, ten już dla luterskiej sprawy na zawsze był pozyskany. Nie wszyscy wprawdzie rzucili się do grabieży, ale dobra duchowne, oszczędzone przez prawych katolików, i tak nie ocalały; co nie zostało rewindykowane przez potomków fundatorów, przypadło Koronie. Ale Korona byłaby dostała za mało, bo gdy za jej przykładem wystarczyło mieć przodka nawet takiego, który nie miał syna i to przodka po kądzieli, jakżeż miało zabraknąć dziedziców? Gdy nie chcieli zabierać bliżsi, znaleźli się zawsze dalsi. Król chciał się tylko dzielić, ale nie usuwać od grabieży; musiał tedy wydać przepisy regulujące tę sprawę. Oznaczono też w roku 1545 jako terminus a quo wolno było dochodzić swych uroszczeń; znaczyło to, że fundacje poczynione przed rokiem 1545 (a tych oczywiście było najwięcej!) zachowuje król na później – dla siebie samego. Wobec tego, że gdy nie brał jeden z braci, wziął drugi, albo dalszy kuzyn, zaczęli się rozgrzeszać coraz snadniej i gorliwsi nawet katolicy; fundacje i tak przepadły, a więc mówiono sobie: ma wziąć tamten, lepiej niech wezmę ja, i tak powoli cała niemal szlachta znalazła się w protestanckim obozie, nawet o tym nie zamarzywszy. Przyznać trzeba królowi Gustawowi, że obmyślił tę rzecz bardzo praktycznie.
Król Gustaw I Waza (1496–1560) założyciel dynastii Wazów.
Mieszczaństwa naród szwedzki nie posiadał prawie całkiem; pod tym względem stosunki szwedzkie podobne są do polskich. Dziś jeszcze znać w Sztokholmie, że obywatele stolicy pochodzą z krwi niemieckiej, a do niedawna język niemiecki był tam w użyciu nie mniej od szwedzkiego. Za czasów Wazowskich pieniądz był po miastach tylko w niemieckim ręku, a niemiecki żywioł pochodził z północnych miast Hanzy, z krajów i okolic, w których jawnie głoszono „piątą ewangelię” (wyrażenie Hozjusza). Niemieckie to mieszczaństwo w Szwecji czekało tylko sposobności, żeby jawnie porzucić katolicyzm; król nie potrzebował ich zachęcać, lecz przeciwnie, nie raz musiał hamować.
Był bowiem król Gustaw ostrożnym politykiem. Nie trzeba go bynajmniej uważać za fanatyka protestantyzmu. Był on nie bardzo czułym na sprawy religijne i nie miał nienawiści do Rzymu ani miłości do Wittenbergi. Chciał podnieść tron, a do tego trzeba było pełnego skarbca; chciał zaprowadzić tron dziedziczny i władzę absolutną, a do tego trzeba było, żeby stany wyższe w interesie korony widziały zarazem swój własny. Luteranizm był dlań tylko politycznym środkiem, ale sam przez się nie miał żadnego znaczenia i żadnej wartości. Ani też myślał narażać się dla protestantyzmu. Ilekroć tedy Niemcy w Szwecji posuwają się za daleko, ilekroć miasta rozdrażnią wiejski lud okoliczny, tylekroć występuje Gustaw Waza w roli poskromiciela miejskich predykantów.
Już w roku 1525 począł się burzyć lud w Uplandii, a wkrótce i w Dalekarlii i Gustaw Waza musiał tam pospieszyć z wojskiem i uśmierzać tę prowincję, której sam był bohaterem, która pierwsza dopomogła mu do wypędzenia Duńczyków z kraju. W następnym roku znowu rozruchy w Uplandii, które król zażegnał zwoławszy wszystkich naczelników gmin do Uppsali, gdzie sam osobiście przemawiał przeciw zakonom i Mszy łacińskiej. Byłby może nic nie wskórał, gdyby nie obecność siły zbrojnej, a co ważniejsza – prymasa. Tak jest: prymas Szwecji, Jan Magnus, był przy tym, słuchał wszystkiego i milczał na wszystko. Wobec tego musiał lud popaść w wątpliwości, czy słuszność po jego stronie i rozszedł się. Rozpoczęło się prześladowanie wiernych Kościołowi kapłanów i coraz śmielej wprowadzano zmiany w obrzędach kościelnych. W roku 1527 mamy już trzecie powstanie ludu w obronie katolicyzmu; król musiał zawierać z powstańcami zawieszenie broni, zanim zdołał rozdwoić przeciwników obietnicami i obniżaniem podatków. Skoro tylko minęło niebezpieczeństwo, przeprowadził król na sejmie w Westeras uchwałę konfiskaty dób biskupich, kapitulnych i klasztornych; równocześnie zniesiono wszystkie przywileje duchowieństwa, zastrzeżono królowi wyłączne prawo potwierdzania biskupów, postanowiono znieść „zbyteczne” parafie i uchwalono wreszcie, że odtąd ma być w Szwecji opowiadane tylko „czyste słowo Boże”. Powstało oburzenie wśród ludu i sam senat uznał stosowne przedstawić królowi, że trzeba by przynajmniej msze i śluby odprawiać dawnym trybem, zachowywać posty w piątki i soboty a zakonnikom i zakonnicom wyznaczyć odpowiednie utrzymanie. W roku 1528 czwarte z rzędu powstanie ludu na północy i w Dalekarlii. Tym razem potrzebował Gustaw Waza 14 tysięcy wojska i począł ścinać; żeby zaś na przyszłość być bezpieczniejszym, zabrał się do stawiania warownych grodów po prowincjach. Pouczony jednak czterema z rzędu powstaniami, sam jął się poskramiać zbyt gorliwych nowatorów z miast. Synod w Órebró w roku 1529 musiał uchwalić utrzymanie obrazów po kościołach, święcenie wody, soli, świec, palm, itp., zachować hierarchię, spowiedź, bierzmowanie, ostatnie pomazanie, modlitwy za zmarłych i Pozdrowienie Anielskie, jakkolwiek to wszystko było tak na wskroś „papistyczne”. Zniesiono jednak wiele świąt, a duchownym pozwolono się żenić. Poznał lud, że go król zwodzi i w następnym roku wybuchło znów piąte powstanie; tym razem ogłoszono nawet detronizację Wazy i ogłoszono królem katolickiego senatora (Liliehóka). Stłumiwszy to powstanie przystąpił król do konfiskaty dzwonów kościelnych na spłatę długów państwa. Nastąpiły nowe rozruchy w Dalekarlii i w Nerice; lud dzwonów zabierać nie dał i zburzył nawet dwór królewski w Hademora. Potem w roku 1533 jeszcze jedno powstanie w Dalekarlii, już siódme z rzędu. Pokonał król chłopów i w cztery lata potem, w roku 1537 na synodzie w Órebró uchylono już niemal wszystko, co na poprzednim zachowano, jakoby na kompromis z katolickim poczuciem ludności; zachowano tylko modlitwy za zmarłych, elewację hostii i kilka drugorzędnych szczegółów. Następnego roku rozpoczęły się rozruchy w Smalandii, które tak groźną przybierały postać, że król nie mając dosyć szwedzkiego żołnierza (a może mu niezupełnie ufając), zaczął ściągać zaciężnych z Niemiec i z Danii. Rozruchy te miały trwać przez pięć lat. Lud wiejski broniąc katolicyzmu zapałał nienawiścią do szlachty, której ogół stał po stronie króla; domieszał się do sprawy powstania niebezpieczny pierwiastek społeczny. Z tego ósmego powstania wyłoniła się wojna chłopska. Na czele ludu stał wieśniak Mikołaj Dacke, który miewał pod swymi rozkazami po 10 tysięcy zbrojnych. Szlachta tym bardziej skupiła się przy tronie. Lud, który według szwedzkiego prawa publicznego, był wolnym politycznym stanem i należał do składu sejmowego, w tych właśnie czasach traci swe prawa i znaczenie.
Katolicyzm był w Szwecji sprawą chłopską, sprawą wolności i godności ludzkiej; protestantyzm był sprawą szlachecką, ucisku i ciemięstwa ludu w zamian za przyznanie koronie większej władzy. Król i szlachta przyznawali sobie nawzajem nowe prerogatywy na tym tle wojen domowych, przedsiębranych przeciw wiejskim kościołom i chłopskim zagrodom. Gdy zaczął rozbrzmiewać po kraju okrzyk „wyrżnąć i zgładzić szlachtę”, groziła Szwecji anarchia; w takich stosunkach sejm roku 1540 zniósł elekcyjność, a uchwalił dziedziczność tronu w domu Wazów według primogenitury. Tegoż roku uchylono resztki katolickich zabytków (pozostałe po owym drugim synodzie w Órebró z roku 1537) i ogłoszono, że „czysta i zupełna nauka Lutra jest powszechnie i wyłącznie obowiązującą religią państwa”. Tymczasem wojna chłopska pustoszyła kraj, aż dopiero gdy sam Dacke poległ w roku 1543, stłumił król to ostatnie, ósme z rzędu powstanie.
W taki oto sposób Szwecja stała się protestancką. Lud sympatyzował nadal z katolicyzmem, ale nie mając do tego księży, coraz mniej wiedział co jest katolickie, a co nim nie jest. Przemycano mu luteranizm pod katolicką firmą, a skoro byli „biskupi”, tym łatwiej było to uskutecznić. Tylko w zakresie liturgii trzeba było zachować to i owo, żeby mieć czym lud zwodzić; po wsiach nie dało się zaprowadzić luterskich zwyczajów, a pastorowie musieli sobie rozmaicie radzić, stosownie do okoliczności. Wyniknęła z tego wielka niejednostajność obrzędów. Król chciał zaprowadzić ściśle luterską agendę, ale dano temu spokój i za panowania Gustawa Wazy luteranizm szwedzki musiał się bez tego obchodzić. W kilku okolicach „najsporniejszych” musiano nawet pozostawić kilka klasztorów; pozbawione nowicjatów i tak musiały stopniowo wygasnąć; utrzymać się zdołał tylko największy klasztor Szwecji, klasztor św. Brygidy w Wadstena, który przetrwał, choć bardzo nadwerężony, aż do czasów Jana III. Była to główna świętość ludu szwedzkiego; nie śmiano się nań targnąć.
Aż do samego końca XVI wieku mniemał lud szwedzki, że jest katolickim i pragnął nim być w duszy; ale coraz bardziej stawał się zależnym od szlachty, coraz mniej znaczyła w państwie jego wola. Historyk szwedzki Gaier, piszący około roku 1830 (protestant), stwierdza, że w trzysta lat po zaprowadzeniu luterstwa, można napotkać pomiędzy ludem pozostałości z czasów katolickich, różne zwyczaje i modlitwy, odmawiane nawet łamaną łaciną! Modły łacińskie w wieśniaczym domu, choć niezrozumiałe, przechowywane tradycją z pokolenia na pokolenie, ponieważ łacinę wyrugowano z Kościoła, toć wypadek jedyny w swoim rodzaju! O przywiązaniu ludu szwedzkiego do pierwotnego Kościoła świadczy to jak najwymowniej. I dziś jeszcze wspomina ze czcią świętych swych patronów, przechowuje o nich legendy i wskazuje miejsca otoczone aureolą wspomnień o nich.
Gustaw Waza panował do roku 1560. Podzielił państwo pomiędzy czterech synów: Eryka, Jana, Magnusa i Karola. Najstarszy Eryk6 otrzymał tytuł królewski i zwierzchnictwo nad młodszą bracią, a w bezpośrednie władanie ziemie nie objęte ich dzielnicami, co jednak stanowiło mniejszą tylko połowę Szwecji. Drugiemu po starszeństwie synowi, Janowi7, wyznaczył ojciec księstwo Finlandzkie. Jan miał lat 23, gdy Gustaw Waza zszedł z tego świata. Dziewiętnastoletni wówczas Magnus otrzymał Ostrogocję, a najmłodszy, dziesięcioletni zaledwie Karol miał dostać Sudermanię. Testament króla Gustawa był bardzo wadliwy i niejasny pod względem politycznym. Nie określono w nim należycie stosunku władzy książęcej braci królewskich do zwierzchniej władzy samego króla i nie trzeba było nawet dużo złej woli, wystarczyło trochę zwykłej niechęci, żeby kraj zawieruszyć sporami o kompetencje. Testament Gustawa Wazy nazywa wprawdzie książąt krwi poddanymi szwedzkiego króla, ale w innym miejscu zastrzega im w księstwach nieuszczuploną władzę taką, jaką sam testator sprawował; co więcej, testament ten przykazuje, że postanowienia dotyczące całego państwa, jako to pokoju i wojny, traktatów, sojuszów itp., zapadać mają za zgodą wszystkich książąt i najwybitniejszych członków Rady królewskiej. Testament posuwa się jeszcze dalej; oto przyznaje każdemu z książąt prawo działania na własną rękę dla dobra państwa w razie, gdyby chodziło o znaczną a niewątpliwą korzyść, a czas i okoliczności nie dopuszczały wspólnego porozumienia. Postanowienia takie zmierzały niejako tylko do ocalenia jedności korony szwedzkiej w zasadzie, nie dopuszczając nikogo drugiego do godności królewskiej i w tym sensie należało pojmować wyrażenie, że bracia-książęta mają być „poddanymi” brata króla; o ile jednak chodzi nie o godność, lecz o władzę, testament dopuszcza najwyraźniej współrządztwo.
Eryk XIV Waza, król Szwecji w latach 1560–1568.
Na tronie zasiadł Eryk XIV. Podział państwa nie był mu oczywiście na rękę, toteż najmłodszego Karola nie dopuścił wcale do objęcia dzielnicy i aż do końca swego panowania sam rządy sprawował w Sudermanii i sam pobierał z niej dochody. Przeciw Magnusowi i Janowi począł wkrótce występować nieprzyjaźnie. Magnus dostał po niedługim czasie pomieszania zmysłów i wypadł przez to z politycznej rachu¬by, a Jan dostał się w czwartym roku panowania Eryka do więzienia. W ten sposób Eryk stał się jedynowładcą w Szwecji. Państwu na nic się to nie zdało, gdyż okazało się, że i drugi z synów Gustawa Wazy cierpi na chorobę umysłową. Eryk oszalał.
W sprawie religijnej król Eryk nie zmieniał niczego z zarządzeń swego ojca, ale też nie przyczynił się w niczym do ściślejszego ich wykonywania. Oficjalnie luteranizm był religią Szwecji, z całym tym bałamuctwem pojęć i z całym nieporządkiem obrządków, jakie pozostały po Gustawie. Król osobiście niczym nie kierował i o tyle tylko wpływ wywierał, że nie cierpiał papistów; duchowieństwo katolickie nie miało przystępu do kraju, podczas gdy wszelkiego rodzaju ministrowie mieli swobodną rękę; przez to samo musiał się wzmagać protestantyzm. Eryk osobiście zajęty był ciągle szukaniem narzeczonej po różnych dworach protestanckich; marzył on o ręce Elżbiety angielskiej i w kilku innych miejscach pukał, ale wszędzie nadaremnie8.
Jan Finlandzki starał się o rękę Katarzyny Jagiellonki, starszej od siebie o jedenaście lat. Wiedziano, że książę prowadził życie rozwiązłe, a różnica wyznania nie była również okolicznością zachęcającą do tego związku, a jednak doszedł on do skutku, bo z jednej i z drugiej strony przywiązywano do niego polityczne rachuby.
Polska starała się o sojusz ze Szwecją przeciw Moskwie już od roku 1555 (jeździł wówczas do Sztokholmu Hieronim Makowiecki), ale na próżno: Gustaw Waza oglądał się na Danię, a z Moskwą wolał pokój. W kilka lat potem Polska i Szwecja spotkały się na Inflantach; już za Zygmunta Augusta zaznaczało się z daleka widmo wojny szwedzko-polskiej! Chciano jej uniknąć, a małżeństwo Jana z Katarzyną miało być rękojmią przynajmniej zgody, jeżeli nie sojuszu. Księstwo finlandzkie sąsiadowało bezpośrednio z Inflantami, a Jan popierał sprawę polską w Inflantach, pożyczył nawet królowi polskiemu pieniędzy. Wyrachowanie księcia polegało na tym, że Zygmunt August nie miał potomka. Na szwedzki tron Jan nie liczył, bo trudno było liczyć na to, że Eryk nie zawrze związków małżeńskich i zejdzie bezpotomnie; zwrócił tedy uwagę na tron polski, na który zamierzał kandydować po najdłuższym życiu dziewierza9. Dlatego to w sporze szwedzko-polskim o Inflanty książę finlandzki stał po stronie polskiej. Stanowisko jego mogło w danym razie sparaliżować zupełnie szwedzkie wpływy w Inflantach i oddać ten kraj wyłącznie w ręce polskie. Dzięki takim kombinacjom trzydziestoletnia Katarzyna wyszła w roku 1562 za mąż za dwudziestopięcioletniego księcia Jana, ojca trojga nieprawych dzieci.
Ponad wszelkie ludzkie obliczenia związek ten zamienił się we wzorowe stadło. Jan zmienił się zupełnie i odznaczał się potem rzadką czystością obyczajów, nawet wtenczas, gdy nieszczęśliwa Katarzyna dotknięta była długotrwałą, a przykrą i wstrętną chorobą. Jagiellońska księżniczka wywierała widocznie podniosły wpływ na męża; jakoż była to niewiasta dzielna i wielkiego ducha. Pod tym względem ustaliła się o niej jednomyślna opinia, od współczesnych aż do dzisiejszych czasów nie zamącona najmniejszą przyganą. I nasze nowe źródła, podając nam o niej nowe szczegóły, stwierdzają na nowo jej chwałę.
Gdy król Polski oddawał ją w małżeństwo protestanckiemu książęciu, zastrzeżono dla niej swobodne wyznanie katolickiej wiary10. Do wyprawnego jej dworu należało też dwóch kapelanów: księża Wojciech i Jakub, tudzież „kleryk ksiądz Leonard”. Wszyscy trzej niewiadomego nazwiska, niczym się widocznie nie odznaczali, a w spisie „dworu” figurują po kuchmistrzu (który jest na pierwszym miejscu), po komornikach, pacholętach, karłach i stafirach czyli lokajach, a już tylko przed odźwiernymi i chłopakami do chędożenia szat srebra, którzy zamykają szeregi męskich dworzan. Kleryk Leonard nazwany jest w spisie niewłaściwie księdzem; zapewne był to famulus księży, rodzaj klechy czy organisty, który używał jednak sutanny i pozwalał się tytułować księdzem. Sama też królewna wbrew temu spisowi pisze następnie w roku 1569, że z Polski zabrała ze sobą dwóch księży. Kleryk zresztą nie miałby po co jeździć do Finlandii, bo któż by mu tam dalszych święceń udzielił? Dwóch tedy tylko księży brała z sobą Jagiellonka, a obaj ci kapelani, i ksiądz Wojciech, i ksiądz Jakub, byli ludźmi wiekowymi11.
Nienawidzącemu braci Erykowi bardzo to było na rękę, że Jan stanął jawnie w przeciwieństwie do jego polityki. Król chciał ciągnąć Finlandię dla siebie, podobnie jak Sudermanię, a były przy tym rozmaite spory pomiędzy braćmi; sprawa inflancka dolała tylko oliwy do ognia i stała się ostatnią kroplą przelewającą naczynie. Eryk pozwał księcia przed swój sąd i skazał go na śmierć; gotów był ułaskawić go, ale pod warunkiem, że sam dobrowolnie zrzecze się Finlandii. Książę postanowił się bronić, a spodziewał się pomocy od polskiego dziewierza, ale jej nie dostał. Oblężony w swej stolicy Abo, musiał się po dwu miesiącach poddać i odtąd, od 12 sierpnia 1563 roku, zaczyna się owo spopularyzowane obrazem Simmlera więzienie Katarzyny Jagiellonki. Król Eryk ofiarował jej jeden ze swych zamków i książęce utrzymanie; polska królewna wskazała na ślubną obrączkę i poszła za mężem do więzienia w Gripsholmie. Był to zamek, wystawiony przez Gustawa Wazę w roku 1537 z materiałów zniesionych klasztorów w Mariaefred i Kungsberg, olbrzymia budowla, zawierająca trzysta izb12. W jednej z baszt trzymał Eryk Jana i Katarzynę w ścisłym zamknięciu. Pokazują tam jeszcze wspólną ich izbę więzienną. Eryk nie znęcał się nad więźniami; nie opływali w dostatki i wygody, ale też udręczeń żadnych nie doznawali. Strzeżono ich tylko z wielką surowością, bo król podejrzewał ich o spiski. Tegoż samego jeszcze roku 1563 wydał król 32 wyroki śmierci na zwolenników Jana, rzeczywistych i domniemanych. U Eryka zaczynała się już pojawiać mania prześladowcza, która go doprowadziła w końcu roku 1567 do zupełnego szaleństwa.
Obraz Józefa Simmlera przedstawiający uwięzienie Jana III i Katarzyny Jagiellonki w Grispholmie. Na kolanach mały Zygmunt, późniejszy król Polski.
W Gripsholmie powiła księżna w roku 1564 córkę Izabellę, którą niedługo cieszyli się rodzice, bo zmarła po dwóch latach. Wnet jednak doczekali się drugiego potomka, a tym razem był to syn, urodzony dnia 20 czerwca 1566 roku Zygmunt, nazywany przez matkę pieszczotliwie „Zyziem”. Przyszłemu pogromcy carów groziło w zaraniu życia niebezpieczeństwo, że sam wraz z matką stanie się carskim jeńcem. Oto Iwan Groźny, któremu Katarzyna odmówiła była niegdyś swej ręki, domagał się teraz od Eryka, żeby mu ją wydał! Erykowi zależało na pokoju z Moskwą jeszcze bardziej, niż Gustawowi Wazie, bo bał się Danii i własnych poddanych i Polski; przystał na carską propozycję. W lutym roku 1567 roku kanclerz szwedzki podpisywał w Moskwie ten najpodlejszy z traktatów. Może Eryk był niepoczytalny, gdy to robił, ale była przecież poczytalną rada królewska, królewski poseł i kanclerz, a jednak zawarto tę umowę. Zapamiętajmy sobie to na dowód, że król szwedzki mógł wśród swej szlachty liczyć na pewno na spełnienie swych rozkazów, chociażby najdziwaczniejszych i najpodlejszych zarazem; w dalszym ciągu bowiem opowiadania wypadnie nam zastanowić się nad zakresem wpływu wywieranego przez koronę na naród szwedzki.
W listopadzie roku 1567 przybyło do Sztokholmu poselstwo Iwana Groźnego, żeby zabrać Katarzynę. Szczęściem była już wolną. Latem roku 1567 król Eryk stracił do reszty zmysły; w obłąkaniu zaś zdawało mu się, jakoby on sam był więźniem Jana. Wśród tej niepoczytalności przywrócił bratu wolność. W warunkach uwolnienia były różne dziwactwa, a w końcu ciekawe postanowienie, że gdyby król miał syna z nałożnicą Katarzyną Man (córką kaprala z gwardii), temu synowi należeć się będzie dziedzictwo tronu. W kilka miesięcy przyszedł syn na świat, a natenczas Eryk XIV ożenił się z „Kaśką” i ukoronował ją na królową Szwecji w lipcu roku 1568.
Bracia królewscy nie stawili się na te uroczystości, porozumieli się natomiast, jak by się pozbyć Eryka. Należało im się mieć na baczności, bo po Eryku można się było wszystkiego spodziewać; doszedł już do tego, że własną ręką zabijał ludzi. A zwłaszcza Jan nie czuł się bezpiecznym; któż mógł mu zaręczyć, że nie znajdzie się na nowo w Grispholmie, a żona jego może nawet w Moskwie, na pośmiewisko Iwana Groźnego? Jan porozumiał się przeto z braćmi przeciw Erykowi. Właściwie trzeba się było ułożyć tylko z Karolem, bo Magnus także już popadł był w obłęd. Karola łatwo było pozyskać, bo jak Janowi Finlandię, tak jemu zabrał Sudermanię, wyznaczoną na udzielne księstwo. Jan usunąwszy Eryka miał Karolowi oddać Sudermanię we władanie. Książęta podnieśli jawny bunt; sprzyjało im szczęście, z końcem września roku 1568 wzięli Sztokholm.
Stolicę państwa zajął na rzecz Jana słynny Pontus de la Gardie, który będzie dalej jedną z główniejszych osób naszego opowiadania. Był to szlachcic francuski z Langwedocji, który za Franciszka I zmuszony opuścić Francję przyjął służbę u Fryderyka II duńskiego, a wzięty przez Szwedów w niewolę przystał do zwycięzców i służył Erykowi XIV, potem zaś przerzucił się na stronę nowo wschodzącej gwiazdy finlandzkiego książęcia13: pospolity wówczas typ kosmopolitycznego dworskiego karierowicza. Za króla Jana wspiął się aż do naczelnego dowództwa nad wojskiem, dzięki i wielkim zdolnościom i niemałemu sprytowi.
Jan i Karol byli panami kraju; Karol dostał nareszcie wyznaczoną sobie przez ojca Sudermanię, a Jan sięgnął po koronę ojczystą, on, który do niedawna tylko w niepewnych widokach polskiej elekcji pokładał nadzieję. Fakt dokonany należało przyoblec w prawne szaty. Po królu Eryku został przecież syn Gustaw, urodzony z „Kaśki” jeszcze przed ślubem, a którego sam Jan uznał dziedzicem tronu w zeszłym zaledwie roku. Gustaw był legitymowany, odkąd Eryk ożenił się z Kaśką według wymagań szwedzkiego kościoła; wszak jego matka była koronowaną królową szwedzką. Kto by chciał mieć wątpliwości co do prawego następstwa tronu, mógłby je tedy mieć. Jeżeli Gustaw Erykowicz ma być uważany za dziecię prawe i zrodzone w pełni praw korony, natenczas Jan mógłby być tylko regentem w imieniu małoletniego, a królem w takim tylko razie, gdyby się uznało, że tron przechodzi nie z ojca na syna, lecz należy się najstarszemu w rodzie. Królowanie Jana wywoływałoby w tych okolicznościach zasadę senioratu, a natenczas następcą po nim miałby być nie nasz „Zyzio”, lecz Karol Sudermański. Wątpliwości te istniały i były przedmiotem narad w radzie królewskiej, a król nie miał innego sposobu na nie, jak tylko w dobrej woli braterskiej. Dnia 24 stycznia 1569 roku zapytano urzędowo Karola, czy uznaje królewicza Zygmunta następcą tronu, na co książę dał odpowiedź potakującą. Wiedziano i na polskim dworze o tej drażliwej kwestii; toteż Zygmunt August nalegał w liście do siostry, żeby jak najprędzej odbyli uroczystą koronację14. Gdy interesowany w tej sprawie osobiście Karol (już 18-letni) zgodę swą objawił, wszystko już poszło gładko; Eryka stawiono pod sąd, osądzono od tronu wraz z potomstwem i skazano na wieczyste więzienie. Erykowicz zaś podrósłszy opuścił potem kraj i po pełnej przygód odysei po całej Europie dokończył życia w roku 1607 na ziemi moskiewskiej, w małej mieścinie Kaszynie (gubernia Twerska nad rzeką Kaszinką, dopływem Wołgi)15. Na zapewnienie trwałej zgody z Karolem przydał Jan bratu jeszcze okręgi Wassbo i Walla, które wydzielił z Wizygocji.
Synowie Gustawa Wazy:od lewej Eryk XIV, Jan III oraz Karol Sudermański.
Pierwszą troską rządową nowego króla była sprawa z Danią, Szwecja zawsze miała o coś z Danią wojować i za Eryka XIV była również wojna o dawne duńskie pretensje zwierzchnicze, o używanie herbu trzech koron i o nowe uroszczenia co do Inflant. Gdy Jan i Karol ruszali w Polsce przeciw Erykowi, rozpoczęli równocześnie rokowania z Danią i zawarli półroczny rozejm. Chcąc mieć zupełną swobodę do przeprowadzenia zamachu stanu, przystawali na wszystko, czego tylko król duński zażądał, obiecując nawet odstąpić wszystkich posiadłości szwedzkich w Inflantach. Gdy jednak stosunki się ustaliły i Jan zasiadł na tronie, nie chciał już słyszeć o tych warunkach i po półrocznym rozejmie wojna zawrzała na nowo. Nie szczęściło się flocie szwedzkiej. W roku 1570 trzeba było zawrzeć fatalny dla Szwecji pokój w Szczecinie, uznać duńskie zwierzchnictwo nad Norwegią, zrzec się Gotlandu, Hallandu i Schonen, to znaczy pozostawić Danii południowe wybrzeże Szwecji, uznać pretensje duńskie do Inflant i przystać, żeby król duński czynił zabiegi o zajęcie tego kraju dla siebie jako cesarskiego lenna, a nadto zobowiązać się do zapłacenia 200 tysięcy talarów kontrybucji, który to warunek zaciążył straszliwie na pustym skarbie króla Jana. Warunek tyczący się Inflant przesądzał o polskich prawach do inflanckiego spadku, a zobowiązał Szwecję przynajmniej do neutralności w razie sporu duńsko-polskiego. Ale Jan III nie myślał dotrzymać tego warunku i wcale nie wycofał się z Inflant. W następnym roku 1571 przekazał demonstracyjnie rządy nad Inflantami szwedzkimi swemu bratu. Karol Sudermański nie przyjął tego wielkorządztwa i zdaje się, że to było pierwsze nieporozumienie między braćmi16.
Na tronie duńskim zasiadał Fryderyk II (1559-1588), który nie mógł nigdy zapomnieć, że Szwecja była jeszcze nie tak dawno duńską prowincją, i że w tym państwie wyrasta Danii rywal do panowania nad Bałtykiem. W pokoju szczecińskim zyskiwał wprawdzie wiele, ale niepodległość Szwecji musiał bądź co bądź uznać; nie prowadził wojny dalej, bo zachodziła obawa, że za Szwecją ujmie się Polska, i że oba te państwa porozumieją się przeciw Danii w sprawie inflanckiej. Przeciwnie zaś, gdy nie przeszkadzał Janowi III prowadzić dalej polityki inflanckiej i nie upominał się w tej mierze o ścisłe wypełnienie warunków szczecińskich, mógł liczyć na to, że Szwecja i Polska właśnie o Inflanty się poróżnią, co dla duńskiej polityki miałoby pierwszorzędną doniosłość.
Nieprzyjaźń przeciw Danii staje się osią polityki Jana III i nie było za jego czasów szczerego pokoju pomiędzy tymi państwami. Upokorzony na początku panowania król szwedzki marzy tylko, jak by sprawić sobie odwet za pokój szczeciński; był do tego zawsze za słaby, ale pocieszał się nadzieją sojuszów i pomyślnej konstelacji politycznej, nad której wytworzeniem pracował w miarę sił. Fryderyk II był głową protestantyzmu w północnej Europie, a więc sojuszów przeciw niemu należało szukać w państwach katolickich. Tym się tłumaczy, że Jan Waza wszedł do politycznego obozu Filipa II17; nastąpiło to nie od razu, ale okoliczności pchały go od początku w tym kierunku. Jan III nienawidził Fryderyka II nie tylko zresztą za to, że tamten był królem duńskim, ale nie mniej za to, że był gorliwym propagatorem, a silnym protektorem wstrętnego mu luteranizmu.
Do obozu katolickiego miał król szwedzki pomost we własnym domu; dzieliła z nim tron żarliwa w wierze katoliczka, Katarzyna Jagiellonka. Bliskie pokrewieństwo z dworem polskim wiodło króla do politycznego stronnictwa katolickiego w Europie, ale do katolickiego wyznania wcale nie. Jan III nie pozwolił pod tym względem żonie wywierać na siebie najmniejszego wpływu, przeciwnie, żądał od niej żeby skłaniała się (przynajmniej zewnętrznie) do jego pojęć wyznaniowych. Rzecz oczywista, że gorliwi katolicy wymagali od Katarzyny, żeby pracowała nad nawróceniem męża; nie ulega wątpliwości, że ona z serca by temu rada, ale nie było o czym marzyć! Skoro się to nie udało za czasów gripsholmskich, teraz na tronie było tym trudniej. Rozniosła się jednak wiadomość o niechęci królewskiej do Lutra i budziła zawodne nadzieje. Zaznaczmy już tutaj, że najkompetentniejsza osoba w tej mierze, sama Katarzyna Jagiellonka, nie podzielała tych złudzeń: ona wiedziała dobrze, że katolicyzm męża ogranicza się do upodobania w niektórych obrządkach rzymskiego Kościoła, ale że jej mąż nie jest wcale „papistą”. Posądzali króla niechętni w Szwecji już dawno o „papizm”, a królowa nie miała wcale nadziei nawrócenia męża.
Sam król niedawno właśnie oświadczył się w tej sprawie wcale niedwuznacznie. Eryk XIV w ostatnim właśnie roku swego panowania, pokłóciwszy się z Janem, zaczął go wyzywać papistą. Natenczas sprzeczka stała się tym gwałtowniejsza, a obecny przy tym sekretarz króla Eryka, Sven Leofson, świadczy, że Jan zaklął się, żeby Bóg nigdy do tronu nie dopuścił ani jego, ani też jego syna, jeżeli to prawda! Było to w roku 156818.
Z kwestią nawrócenia Jana na katolicyzm spotykamy się w źródłach po raz pierwszy w roku 1570. Zygmunt August pośredniczył był wówczas w układach pomiędzy Danią a Szwecją, zakończonych pokojem szczecińskim. Wyznaczył w tym celu poselstwo, które sprawować miał sławny Kromer, i stąd korespondencja Kromera z dworem szwedzkim. Kromer nie opuścił zręczności, żeby przy tej sposobności nie napomknąć o sprawie wyznaniowej i oto odpisuje mu Katarzyna Jagiellonka dnia 6 lutego 1570 roku: „Tudzież nam też W.M. piszesz, abyśmy J.K.M. pana małżonka naszego napinali, aby się nawrócił ku pierwszemu Kościołowi, tedy to radzi czynimy, ale J.K.M. tak powiada: iż jakom jest nauczony od starszych swoich, tedy tak trzymać muszę; a też chociażbym rada, tedy poddani na to nie przyzwolą”19. Odmowa zupełnie stanowcza.
Wpływ Katarzyny na religijne przekonania króla był pośredni i mimowiedny w tym, że właśnie jej obecność naprowadzała Jana na myśl wymyślenia czegoś pośredniego między papizmem a luteranizmem, na co obie strony mogłyby się następnie zgodzić. Większość inteligencji XVI wieku przypuszczała, że w tych rzeczach można się targować, że dogmatyka może być owocem kompromisu. Byli to ludzie płytkiego umysłu, ale dobrej woli; iluż ich strawiło życie na niepotrzebnym dyletantyzmie teologicznym, na poszukiwaniu nowego kamienia mądrości! Do takich dyletantów należał i Jan III. Lubił bardzo czytywać pisma teologiczne. Ulubionym jego autorem był Jerzy Kassander, którego główne dzieło: Consultado de articulis religionis inter catholicos et protestantes controversis20 kazał nawet niedługo potem (w roku 1577) przedrukować w Sztokholmie, żeby się rozpowszechniło między Szwedami. Kassander należał właśnie do tych, którzy przypuszczali, że da się jeszcze zapobiec rozdziałowi Kościoła, a to przez wzajemne ustępstwa i wynalezienie pośredniej drogi. Cesarz Ferdynand I i Maksymilian II używali go przy swych próbach pojednania religijnego, zawsze niefortunnych. Kassander oczytany był dobrze w Ojcach Kościoła i tym imponował królowi Janowi, który również był tego zdania, że na podstawie Ojców wynajdzie się coś takiego, na co sam papież nawrócić się pozwoli. Czy król znał Ojców sam źródłowo, to chyba wątpliwe, boć to i dla teologa z zawodu ciężka robota; znał jednak urywki z ich pism i rozmaitych autorów polemicznych, a wyrobiwszy sobie z tej lektury w królewskiej swej myśli małą encyklopedię patrologii, kombinował te materiały według własnego widzimisię. Król posiadał wyższe wykształcenie ogólne i znał dużo języków; oprócz ojczystego szwedzkiego władał językiem niemieckim, angielskim, włoskim, polskim, rozumiał po francusku, znał nieco greczyzny, a w łacinie miał taką biegłość, że bez przygotowania mógł się popisać oratorstwem21.
Jan Waza zasłużył sobie na szacunek za to, że robił co tylko się dało, żeby podnieść w swym kraju stan duchowny umysłowo, moralnie i materialnie. Zastał bowiem opłakane stosunki i nie brakło wtenczas ciężkich narzekań na duchowieństwo krajowe. Na zjazdach z lat 1569 i 1574 pojawiają się skargi, że niektórzy pastorowie trudnią się bardziej handlem, niż służbą Bożą, że się nie przygotowują na kazania, tylko byle co odczytują z ambony z postylii, nie bacząc nawet, czy ustęp stosowny jest do przepisanego wyjątku z ewangelii. Skarżono się, co więcej, że i srebra kościelne gdzieś się podziewają. Mówiono głośno, że przy udzielaniu Najśw. Sakramentu używa się naczyń glinianych, chociaż w mieszkaniach pastorów nie brak kubków srebrnych; tak powiadał sam król w roku 1577. Do ołtarza przystępują w brudnej i podartej odzieży, komunię udzielają rąk nie umywszy! Król nie pozostał na to obojętnym. Utrzymała się o nim tradycja, że gdy spotkał pastora źle odzianego, sprawiał mu swoim kosztem nowy ubiór. Wydawał edykta na szlachtę zatrzymującą dziesięciny kościelne, wydawał sam znaczne kwoty na naprawę świątyń i budowę nowych, na sprawianie porządnych naczyń i sprzętów kościelnych, itp. Mawiał, że gdzie duchowieństwu dobrze się powodzi, dobrze się dzieje i królowi i poddanym. Najważniejsze zaś, że zreformował uniwersytet w Uppsali, aby mieć należycie wykształconych teologów i ludzi szanujących swą godność. Gdy nastał na tronie, bywało, że urzędy duchowne sprawowali mężobójcy, cudzołożniki i opoje, a pospolitym zjawiskiem był niedouczony żak na stanowisku pastora. Zostawało się duchownym przez wybór w gminie, według zasady protestanckiej, a biskup miał prawo zatwierdzenia lub unieważnienia wyboru. Wybrany winien był zgłosić się do egzaminu u biskupa. Nie wymagało się studiów w uniwersytecie, ale żądano znajomości łaciny. I te skromne wymagania nie zawsze dopisywały, a dozór biskupi nic nie znaczył, póki wśród duchowieństwa nie było karności; tę zaś dopiero Jan miał zaprowadzić. Biskupstw było siedem i te same, jak za katolickich czasów: Uppsala, Linköping, Skara, Strengnaas, Wsateras, Wexio, Abo. Biskupi owi pochodzili z wyboru, a wyborcami byli przedstawiciele duchowieństwa i świeckich; rząd zatwierdzał wybranego lub też odmawiał uznania.
Powiedziano już, że w praktyce religijnej w Szwecji nie było jednolitości za Gustawa Wazy, ani za Eryka XIV. Nie udało się Gustawowi wprowadzić agendy ściśle luterskiej; on sam nakazywał odprawiać Mszę św. po łacinie, jeżeliby gdzie ludność gorszyła się odprawianiem po szwedzku. Za Eryka XIV nic w tej mierze z góry nie przedsiębrano i nabożeństwa bywały urządzane najrozmaiciej w różnych stronach kraju, stosownie do usposobienia ludności i zapatrywań ministrów. Król Jan był zanadto gorliwy w sprawie kościelnej, żeby i temu nie zaradzić i zabrał się zaraz na początku panowania do wytworzenia ogólnej liturgii krajowej. Z polecenia króla i pod osobistym jego wpływem ułożył agendę pierwszy luterański „arcybiskup” Szwecji, Wawrzyniec Piotrowicz, a pisząc językiem źródeł: Laurentius Petri. Agendę tę, zwaną urzędowo „Porządkiem około Kościoła”, przyjęto na zjeździe duchownym w roku 1571. Praca ta uchodzić może za wyraz religijnych zapatrywań króla z roku 1571. Są tam papistyczne rzeczy. Przykazuje się, żeby w każdym kościele była kazalnica, a jest nawet wzmianka o spowiedzi; zakazywano, żeby nie dopuszczać do spowiedzi nikogo, kto by nie umiał Ojcze Nasz, dziesięciorga przykazań i artykułów wiary, które to jednak artykuły nie były już papistyczne. Dopuszczano też łacińskie psalmy i modlitwy. Nie zajmujemy się bliżej tą agendą, bo zapatrywania królewskie uległy jeszcze zmianom i król agendę tę potem zarzucił. Jaką zaś kierował się zasadą w kwestii religijnej, to możemy poznać z innej okoliczności.
Po śmierci Zygmunta Augusta zgłosił się Jan Waza do tronu polskiego, o czym myślał dawno i mówiono o tym w Polsce głośno jeszcze za życia ostatniego z Jagiellonów. Niektórzy panowie chcieli mieć królem nie Jana, lecz sześcioletniego jego synka, Zygmunta, ale ostatecznie stanęło wśród przeciwników Walezjusza na kandydaturze Jana. Otóż w instrukcji danej swemu poselstwu, a datowanej 19 kwietnia 1573 roku, umieścił następująca wskazówkę: Zastrzegamy sobie wyznawać taką religię chrześcijańską, jaką nam się podoba i to samo prawo zastrzegamy dla naszych dziedziców, zwłaszcza, że sami nie możemy wiedzieć, jaką religię sobie wybiorą, gdy dojdą do lat swoich”22. Zastrzegał sobie więc wolność wyznania, a nie mówił: jakiego wyznania.
Instrukcja ta pozostała tajną, a o tym jej ustępie poseł szwedzki zachował zupełnie słuszne milczenie; gdyby się z tym wyrwał, daliby nam o tym zachowaniu wiadomość nie tylko dziejopisowie, ale wieść byłaby przeszła do szlacheckich pamiętników jako niesłychane dziwactwo: byłby o tym „rumor”. Propozycja Wazowska nie dogadzałaby żadnej z religijnych partyj, raczej zagrażałaby obydwom jednako. Głosów innowierców nie trzeba było zresztą pozyskiwać akatolicyzmem, bo nawet najzagorzalsi z nich nie marzyli o królu akatoliku. Nie było już takiego biskupa, który by się podjął koronacji niepapisty, ale żaden nawet marszałek nie ogłosiłby paktów konwentów z takim artykułem śmiesznym, że dzieci królewskie obiorą sobie religię dorósłszy. A nużby Król Jegomość co roku inaczej namyśleć się raczył, w miarę coraz większego pogrążania się w polemicznej literaturze teologicznej? Lepiej więc było dla Jana, że o tym pomyśle nie wiedziano. I tak zaszkodziło mu niewątpliwie to, że nie obiecywał przejść na katolicyzm i Walezjusz pobił go wyrazistością stanowiska, tym, że był po prostu papistą.
Podczas drugiego bezkrólewia już prawie głucho o jego kandydaturze, chociaż znowu się zgłosił. Nie było już stronnictwa Wazowskiego, a posła szwedzkiego, Lorichsa, zbyto w senacie niemal drwinkami. W całej Polsce nie znalazł król Jan już ani jednego wybitnego i wpływowego stronnika. Nie można tego tłumaczyć względami politycznymi, bo właśnie kandydatura szwedzka jako taka liczyła u nas coraz więcej poważnych zwolenników i kto wie, czy mielibyśmy panowanie Batorego23, gdyby „Zyzio” był starszy? Faktem jest, że za rządów Stefana myślano u nas ciągle o szwedzkim królewiczu i kandydaturę jego starannie przygotowywano; bo też coraz więcej względów politycznych przemawiało za tym, żeby wziąć króla ze Szwecji. Zniknięcie kandydatury szwedzkiej w drugim bezkrólewiu da się przeto wytłumaczyć tylko względami osobistymi, że nie chciał nikt tego króla szwedzkiego, że kandydatury Jana nie brano już na serio. Czy dowiedziano się tymczasem o owym artykule z instrukcji z roku 1573? Czy poseł wygadał się przed kim po elekcji Walezjusza, uważając, że i tak wszystko przepadło? Ale w roku 1574 można było znać już skądinąd religijne zapatrywania króla Jana, bałamuctwa jego i nieobliczalność; tym to zapewne przymiotom zawdzięczał, że poseł cesarski Dudycz mógł donieść swemu panu już 7 lipca 1574 roku: Suecus iam extra aleam positus est24.Dawni zwolennicy z zeszłego roku nie chcieli się kompromitować jego kandydaturą: skoro nie zamierzał uczynić katolickiego wyznania wiary, nie było o czym debatować.
Gdyby król Jan był w duchu katolikiem, czyż nie byłby z tym wystąpił podczas dwóch elekcji w Polsce?
Równocześnie z pierwszą elekcją w Polsce nastąpiło pewne zetknięcie się króla Jana z kurią rzymską. Nie chodziło mu wcale o religijną sprawę barską, której załatwienie zależało od hiszpańskiego wicekróla w Neapolu, Mendozy. Rzecz należała do zakresu politycznego wpływu Filipa II, toteż Jan III dąży wytrwale do tego, żeby się zbliżyć do króla „katolickiego”. Droga wiodła przez Rzym.
Królowa Bona uczyniła Zygmunta Augusta w roku 1557 uniwersalnym spadkobiercą, a córkom zapisała legaty. Sprawa wlokła się już od kilkunastu lat; nie doczekał się jej końca ostatni Jagiellończyk, teraz prowadzić ją miały dalej pozostałe Jagiellonki. Legat wyznaczony Katarzynie szwedzkiej wynosił 50 tysięcy dukatów. Zygmunt August krótko przed śmiercią, 19 czerwca 1572 roku, wystawił siostrze Katarzynie asygnatę na te pieniądze i kazał je zaraz wypłacić skoro tylko ze Szwecji przyślą kogo z plenipotencją; ale już 7 lipca był na marach i wypłata nie nastąpiła. W październiku tegoż roku kołatała Katarzyna u siostry Zofii ks. Brunszwickiej o pożyczkę drobnej stosunkowo sumy 24 tysięcy talarów, potrzebnych nieodzownie do spłaty duńskiej kontrybucji z pokoju szczecińskiego25. Dwór szwedzki był bardzo ubogi, spadek po Bonie był dla nich pierwszorzędnej doniosłości; miał znaczenie wielkiej sprawy politycznej, bo ze swym pustym skarbem król nie mógł wdawać się w żadne polityczne plany. Po śmierci Zygmunta Augusta legat ów 50 tysięcy dukatów stanowił tylko część spadku, boć siostry dziedziczyły teraz po bracie – Katarzyna Jagiellonka stała się współdziedziczką sum neapolitańskich.
Sprawa barska była formalnie interesem nie króla, lecz królowej. Katarzyna musiała być u papieża persona gratissima26, a znawca stosunków północnych, kardynał Hozjusz, podnosił ją w niebiosy. Stosunki listowne ożywiły się teraz, bo on właśnie sprawę barską znał wybornie od samego początku, używany do niej za dawniejszych jeszcze lat przez Zygmunta Augusta, którzy też do samego końca porozumiewał się z nim i szukał u niego w Rzymie pomocy. Obecnie szukała jej tam Katarzyna i tak rozpoczyna się korespondencja z tym mądrym biskupem, który pierwszy u nas wiedział dokładnie, co to jest katolicyzm. Interes materialny stanowi punkt zaczepienia, ale jak przedtem Kromer, tak też teraz nasz kardynał rozpisuje się przy tej sposobności o religii, wypytuje o męża, wysławia królową za to, że taka troskliwa o zbawienie męża, itp.
A właśnie wtenczas król wystąpił trochę zaczepnie przeciw „papizmowi” w osobie swej małżonki, zażądawszy od niej, żeby przyjęła Najświętszy Sakrament sub utraque27. Kielich był bowiem dla Jana symbolem wszystkiego dobrego w sprawach religijnych; w całych Czechach XV wieku nie było chyba gorliwszego kalikstyna. Tłumaczył żonie, że robiąc ustępstwo, przyczyni się wielce do „zbliżenia” Kościołów i pozyska przez to największą zasługę przed Bogiem. Dziesięć już lat trwało ich małżeństwo, a Jan teraz dopiero wystąpił z tym żądaniem. To także jest wskazówką, jak jego poglądy wyrabiały się z wolna i teraz dopiero poczęły się ustalać w pewien całokształt.
Zaskoczonej tym żądaniem Katarzynie, wypadało poradzić się katolickiego kapłana. W całej Szwecji był tylko jeden, tj. jej nadworny kapelan28. Przywiozła była z Polski dwóch, ale obaj byli już ludźmi wiekowymi. Ksiądz Jakub rozchorował się ciężko i wrócił do Polski „dla uzdrowienia”; ksiądz Wojciech też już stary, chciał również wracać do kraju. „A gdy ci dwaj ode mnie odjadą (pisze królowa do Zygmunta Augusta w październiku roku 1569) tedy tak Panu Bogu, jakom z młodu zwykła i wychowana jest i jakoby przystało, nie będę mogła służyć; proszę tedy bardzo pilnie W.K. Mości, aby W.K.M. inszych dwu sam na to miejsce raczył posłać; boć ich inaczej nie wiem jeno z łaski W.K.M. nabyć”. Ale nikt z Polski nie przyjechał, ksiądz Wojciech nie mógł dostać uwolnienia, bo by królowa musiała zostać całkiem bez kapelana. Został się tedy, a ozdrowiał; jest o nim wzmianka jeszcze w dziesięć lat później, w roku 1579, jako o padre Alberto, starym królowej kapelanie a królewicza spowiedniku. Ten nieznany z nazwiska, niczym się nie odznaczający ksiądz Wojciech, miał rozstrzygnąć, czy królowa może komunikować sub utraąue. Pozwolił! Nie bardzo widać celował w nauce kościelnej i nie zdawał sobie zupełnie sprawy z sytuacji. Królowa mogła z czystym sumieniem spełnić już żądanie męża, ale po namyśle – rozumniejsza od swego kapelana – uznała, że przecież trzeba się było w tej materii zapytać w Rzymie. W listopadzie 1572 roku pisze do Hozjusza o radę, co robić na przyszłość w podobnych okolicznościach29.
Zanim z Rzymu nadeszła odpowiedź, dysputowano dalej na szwedzkim dworze o kielichu i „połączeniu” Kościołów. Samo żądanie kielicha poprzedzone było zapewne niejedną dyskusją dyletancko-teologiczną, a zezwolenie księdza Wojciecha było zwycięstwem króla w dysputach. Król przejrzał przy tej sposobności zasób teologicznego wykształcenia tego jedynego przedstawiciela katolicyzmu w swym państwie i według wszelkiego prawdopodobieństwa spostrzegł, że ten ksiądz za mało umie, żeby z nim można poważnie roztrząsać wielką kwestię połączenia Kościołów i obmyślenia dogodnego do tego wyznania. Czym bardziej zatapiał się w tym właśnie czasie w materiach teologicznych, czym bardziej wyrabiał w sobie materiał do przyszłego powszechno-chrześcijańskiego wyznania (o czym marzył), tym bardziej odczuwał potrzebę, żeby się rozmówić z jakim dobrym teologiem „papistycznym”. I tak stało się, że podczas gdy zmuszał żonę do kielicha, równocześnie w roku 1572 wyraził życzenie, żeby mu z Rzymu przysłano kilku uczonych Jezuitów30.
Król wiedział zapewne, że Hozjusz popiera ten Zakon z całą usilnością, a że pierwsza po papieżu osoba będzie mu przychylną, to przy tej sprawie barskiej także coś było warte. Hozjusz, taki wytrawny i taki doświadczony, wiedział, że ta prośba nie jest wcale objawieniem życzenia powrotu na łono „pierwszego Kościoła”, ale ucieszył się niezmiernie, bo dobrze było, że król w ogóle gotów rozprawiać z Jezuitami, że tedy nie odrzuca katolicyzmu a limine31. I tak obie strony były z tego wypadku zadowolone, choć w niczym sobie nie ustępowały i – jak się potem dowodnie okazało – ustępować nie miały zamiaru.
Wtenczas to przysłano do Szwecji księdza Jana Herbesta, który poinformowany dokładnie o zapatrywaniach Hozjusza, czuwał nad królową Katarzyną.
O Jezuitów trzeba się jeszcze było umówić szczegółowo. Tymczasem nadeszło z Rzymu rozstrzygnięcie sprawy o kielich. Hozjusz i sam papież Grzegorz XIII odpisali królowej, że nie wolno! Kardynał pouczył przy tym królową w liście z 27 marca 1573 roku, że zanim by można mówić o łączności Szwecji z prawdziwym Kościołem, trzeba by w tym kraju przywrócić wpierw sacerdotium etsacrificium32; potem dopiero będzie można zastanowić się nad tym, czy dać Szwecji dyspensę na kielich; nihil est ecclesia matre benignius, si tantopere calix iste cordi est33 – dodawał w końcu wielki Hozjusz34.
W taki to sposób rozpoczęła się pewna akcja, którą potem zupełnie mylnie przezwano nawróceniem Jana Wazy. Król począł w tym czasie utrzymywać we Włoszech stałych agentów do sprawy barskiej, a ta okoliczność przyczyniała się jeszcze bardziej do zmylenia opinii co do wyznaniowych zamiarów Jana III; rzecz naturalna, że agenci ci starali się przypodobać dworowi rzymskiemu.
Kardynał Stanisław Hozjusz (1504–1579)
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji.
Wszystkie książki naszego Wydawnictwa polecamynabywać w internecie:
lub w naszej księgarni stacjonarnej:Księgarnia Multibook.plDymińska 4, 01-519 Warszawafacebook.com/Multibookpl
IVMISJA POSSEWINA
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji.
Wszystkie książki naszego Wydawnictwa polecamynabywać w internecie:
lub w naszej księgarni stacjonarnej:Księgarnia Multibook.plDymińska 4, 01-519 Warszawafacebook.com/Multibookpl
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji.
Wszystkie książki naszego Wydawnictwa polecamynabywać w internecie:
lub w naszej księgarni stacjonarnej:Księgarnia Multibook.plDymińska 4, 01-519 Warszawafacebook.com/Multibookpl
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji.
Wszystkie książki naszego Wydawnictwa polecamynabywać w internecie:
lub w naszej księgarni stacjonarnej:Księgarnia Multibook.plDymińska 4, 01-519 Warszawafacebook.com/Multibookpl
← 1 Łac. Czyj kraj, tego religia [przyp. Wydawcy].
← 2 Obrońca wiary [przyp. Wydawcy].
← 3 Szwecja i jej stosunek do Stolicy Apostolskiej za panowania Jana III, Zygmunta III i Karola IX [przyp. Wydawcy].
← 4 Tj. szyfrowanych [przyp. Wydawcy].
← 5 Gustaw I Waza (1496-1560), król szwedzki w latach 1523-1560, założyciel dynastii Wazów, ojciec królów: Eryka XIV, Jana III i Karola IX [przyp. Wydawcy].
← 6 Eryk XIV Waza (1533-1577), król Szwecji w latach 1560-1568 [przyp. Wydawcy].
← 7 Jan III Waza (1537–1592), król Szwecji w latach 1568–1592. [przyp. Wydawcy]
← 8 Ustęp powyższy skreślony jest na podstawie wyżej wymienionej pracy Dzieduszyckiego, tudzież dzieła: Geschichte Schwedens von Erick Gustav Geijer. Aus der schwedischen Handschrift des Verfassers übersetzt von Swen P. Leffler. Zweiter Band. Hamburg 1834. Bei Friedrich Perthes. (Dzieło to należy do zbioru Heerena i Ukerta: Geschichte der europäischen Staaten).
← 9 Dawniej brat żony; współcześnie szwagier [przyp. Wydawcy].
← 10 Ciekawy przykład urabiania baśni o katolicyzmie Jana III mamy w bezpodstawnym np. twierdzeniu, jakoby książę finlandzki żeniąc się zobowiązał się Zygmuntowi Augustowi do szerzenia katolicyzmu w Szwecji. Znajduje się ono po raz pierwszy w dziele: Iohannis Lorecnii historiae svecanae a primo rege Sueciue usque Carolum XI regem Sueciae deductac libri novem, secunda editione multo auctiores et emendatiores. Francofurti et Lipsiae 1676, na str. 391, poczem następuje przyjęte ogólnie przez protestanckich historiografów mniemanie, że Jan zostawszy królem zabrał się do rzeczy ostrożnie: emendatione rituum ecclesiasticorum initium fecit, inde ad religionem Pontificiam paulatim invehendam.
← 11 Przeździecki, Jagiellonki polskie, tom III, str. 325, w szczegółowym rejestrze wyprawy królewny Katarzyny.
← 12 Tyszkiewicz Eustachy, Listy o Szwecji, Wilno 1846, Tom I, str. 67.
← 13 Geijer, t. II, str. 190, 191.
← 14 Przezdziecki, Jagiellonki polskie, t. III, str. 138. Geijer, t. II, str. 205.
← 15 Geijer, t. II, str. 202-204.
← 16 Tamże, str. 209, 210.
← 17 Filip II Habsburg (1527-1598), syna cesarza Karola V, król Hiszpanii i Niderlandów w latach 1555-1598, król Portugalii od 1581 roku [przyp. Wydawcy].
← 18 Tamże, str. 215-216 i przypisek 1 na str. 216.
← 19 Przezdziecki, Jagiellonki polskie, t. III, str. 153.
← 20 Omówienie artykułów religijnych będących przedmiotem kontrowersji pomiędzy katolikami i protestantami [przyp. Wydawcy].
← 21 Ten ustęp i następne na podstawie Geijera, różnych miejsc rozdziałów IV i V.
← 22 Gaijer, t. II, str. 215.
← 23 Stefan Batory był królem Polski w latach 1576-1586 [przyp. Wydawcy].
← 24 Zakrzewski Wincenty, Stefan Batory, str. 226. (Szwed już poza rozgrywką się znalazł).
← 25 Przezdziecki III, str. 227.
← 26 Osoba najmilej widziana [przyp. Wydawcy].
← 27 Pod dwiema postaciami [przyp. Wydawcy].
← 28 Myli się Dzieduszycki (str. 218 i 219) jakoby około roku 1569 Katarzyna otrzymała była z Polski dwóch nowych kapelanów, z których jednym był znakomity Jan Herbest, akademik krakowski”. Herbest, który nieco później był w Szwecji, był zgoła inną osobą. Profesor krakowski nazywał się Benedykt. Mylną też jest wzięta z Dalina szwedzkiej historii wiadomość, jakoby w roku 1571 mentorem 5-letniego Zygmunta został katolicki kapłan Mikołaj Milenius.
← 29 Przezdziecki, t. III, str. 143; Grabowski, Starożytności polskie, t. II, str. 217.
← 30 Geijer, t. II, str. 216.
← 31 Dosł. od progu, tj. od początku [przyp. Wydawcy].
← 32 Kapłaństwo i ofiarę [przyp. Wydawcy].
← 33 Nic nie jest droższe sercu matki Kościoła niż ów kielich [przyp. Wydawcy].
← 34 Tamże i Theiner, t. I, str. 354.