Dzieje Polski opowiedziane dla młodzieży - Feliks Koneczny - ebook + audiobook

Dzieje Polski opowiedziane dla młodzieży audiobook

Feliks Koneczny

4,8

Opis

Nowe wydanie książki wybitnego polskiego historyka, uzupełnione o rozdziały poświęcone najnowszym dziejom naszego kraju

Historia Polski, spisana przystępnym dla młodych ludzi językiem, zabiera nas w niezwykle pasjonującą podróż po meandrach polskich dziejów. Ta opowieść jest wciąż żywa i stanowi źródło wszechstronnej wiedzy.

Poznawanie przeszłości jest wspaniałym ćwiczeniem umysłu. Dzieje Polski opowiedziane dla młodzieży to nie tylko daty, liczby, nazwiska czy opis zmieniających się granic naszego kraju. Feliks Koneczny, opisując burzliwe dzieje ojczyzny, przekonuje, że historia Polski to nauka o zmianach i wyzwaniach, z którymi mierzył się nasz naród. Uczy, że ich znajomość to obowiązek i przywilej każdego, kto chce zwać się patriotą.

W nowym wydaniu tej słynnej książki znalazły się rozdziały, napisane przez Jarosława Szarka i Joannę Wieliczkę-Szarkową, które zapoznają młodych czytelników z historią Polski w XX i XXI wieku.

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 13 godz. 32 min

Lektor: Wojciech Stolorz
Oceny
4,8 (24 oceny)
20
3
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Feliks Koneczny, Jarosław Szarek, Joanna Wieliczka-Szarkowa Dzieje Polski opowiedziane dla młodzieży ISBN Copyright © Zysk i S-ka Wydawnictwo, 2024 Rysunek na okładce oraz rysunki wewnątrz książki Mikołaj Kamler Redakcja Marta Dobrecka Korekta Paulina Jeske-Choińska Opracowanie map Mariusz Mamet Skład i opracowanie graficzne Grzegorz Kalisiak Wydanie III uzupełnione o rozdziały autorstwa Joanny i Jarosława Szarków Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.

Czasy pogańskie

Wspólnota rodowa Las głównym żywicielem Czy poganin jest bliźnim O Kraku, Popielach i Piastach Święci apostołowie słowiańscy, Cyryl i Metody Gdzie narodziła się Polska?

Wszyscy, zarówno młodsi, jak i starsi lubią opisy podróży, bo miło jest przebywać choćby w wyobraźni gdzie indziej, poznawać odmienne od naszych zwyczaje i obyczaje, dowiadywać się ciągle czegoś nowego.

Wiadomo, że zdobywamy wiele doświadczeń, przenosząc się z miejsca na miejsce. Ale nie każdy wie, że można przeżyć niezłą przygodę, przenosząc się myślą w dawne czasy. Historia jest takim właśnie podróżowaniem w czasie. Ileż rozmaitości! Gdzieś na odległych wysepkach żyją ludy używające kamiennych narzędzi i broni, bo nie znają jeszcze wytopu metali. Ale i u nas tak było przed wiekami. Gdy w końcu poznano sztukę wydobywania kruszców, wytopiono najpierw brąz, z którego zrobiono miecze. Tak było w całej Europie, tak jest dziś w Tybecie. U nas po kamieniu od razu używano stali. Polska nie miała w swej przeszłości okresu brązu.

Najstarsi mieszkańcy ziem polskich mieszkali w jaskiniach, których ślady oglądać można dotychczas w okolicy Krakowa, w grotach w pobliżu Mnikowa, Ojcowa, Kwaczały. Niezliczone narzędzia i wyroby z tamtych czasów znajdują się w muzeach. W Wielkopolsce z kolei, gdzie było więcej wód, budowano mieszkania na palach na wodzie, na środku jezior, mokradeł, błot, bagien (tzw. palafity, jak na przykład w Czeszewie).

O tych najstarszych zabytkach przeszłości opowiada osobna nauka, zwana archeologią. Ileż zmian musiały przejść ziemie polskie, zanim nastały sposoby życia podobne do dzisiejszych! Czyż może być przyjemniejsza rozrywka niż poznanie stopniowego rozwoju urządzeń, przemiany obyczajów, tej nieustannej ewolucji myśli pośród ciągłej walki o byt i ustawicznej pracy nad sobą? Wybierzmy się w tę podróż — w przeszłość ziem polskich! Poznajmy całą rozmaitość dziejów własnego kraju. Przyjemne łączyć się będzie z pożytecznym, rozrywka stanie się zarazem ćwiczeniem umysłu, bo poznawanie zmian dziejowych jest nauką poważną.

Naukę o kolejnych przeobrażeniach w stosunkach ludzkich nazywamy historią. Historia Polski jest więc nauką o zmianach, przez jakie przechodziła ludność zamieszkująca tereny Polski, ale też i o przeobrażeniach społecznych i politycznych. Historia Polski to historia dobra wspólnego, narodowej doli i niedoli.

Historia Polski liczy około 1300 lat, zaczynając się mniej więcej od roku 700 po Chrystusie. Co było przedtem, należy do archeologii.

Z początku żyło się nie wśród rodzin, lecz wśród rodów. Przed tysiącem lat wszyscy gospodarowali wspólnie: stryjowie, stryjeczni dziadkowie, stryjeczni bracia, ich synowie i wnuki, ich żony, siostry i dzieci. Ich mienie stanowiło wspólnotę rodową. Bywały rody mniej liczne i bardziej liczne, po osób kilkanaście, ale i po sto kilkadziesiąt, jak się zdarzyło. Nadchodził jednak w końcu czas, że pewien obszar ziemi nie mógł już wyżywić rodu nazbyt rozmnożonego. Zakładano więc w pobliżu nową osadę i tak coraz dalej, aż z rodu urosło plemię, mogące mieścić w sobie z czasem nawet kilkadziesiąt obszarów osad rodowych. Sąsiadujące ze sobą plemiona tworzyły lud, a z ludów zjednoczonych powstawał naród. Narody pokrewne, mówiące podobnymi językami, stanowiły szczep. My jesteśmy narodem polskim szczepu słowiańskiego.

Pierwotnie głównym żywicielem ludów był las, a rolnictwem zajmowano się mało. Las roił się od tysiącznych barci dzikich pszczół, na leśnych łąkach wypasano stada bydła, a w dąbrowach — trzody chlewnej, po borach i lasach było pełno dziczyzny. Pasterzy i myśliwych było sto razy więcej niż rolników. Łatwiej było o udziec sarni niż o placek jęczmienny. W północnych obszarach Polski, u Polan, Goplan i Pomorzan, mniej było zwierzyny, za to nadzwyczajna obfitość ryb, bo tam były same jeziora i jeziorka, a ziemia w większej części podmokła.

Każda okolica żyła oddzielnie, każde plemię miało osobnego księcia w swym grodzie. Zachowało się o nich bardzo mało wiadomości. Nie znano pisma, historię przekazywano ustnie.

Nad górną Wisłą były już w zamierzchłej przeszłości trzy grody: Wiślica, Tyniec i Kraków, założony według legendy przez księcia Kraka, od którego pochodzi nazwa miasta i całego nowego plemienia, nazwanego Krakowiakami. Najczęściej grody nazywano od imienia władcy, np. Poznań od Poznana. O innych grodach w Małopolsce nie mamy wiadomości z czasów najstarszych, zwanych przedhistorycznymi. W Wielkopolsce najstarszym grodem była Kruszwica nad jeziorem Gopłem. Panował tam, jak głosi legenda, książęcy ród Popielów, rozszerzających swą władzę na sąsiednie plemiona, tak iż po pewnym czasie panowali nie tylko nad Goplanami (na których ziemi stoi Kruszwica), ale być może i nad sąsiednim większym ludem Polan.

Przodkowie nasi byli poganami. Mieli jakieś przeczucie jedynego Boga, wszystkowidzącego i wszystkowiedzącego, skoro posągi bożka Światowita (tzn. pana świata) robili z głową o czterech twarzach, zwróconych w cztery strony świata.

Pogaństwo trwało u nas dłużej niż u narodów zachodniej Europy, bo od nas było bardzo daleko do obydwóch ośrodków chrześcijaństwa, do Rzymu i Konstantynopola (miasto cesarza Konstantyna. W starożytności nazywano je Bizancjum. Czasem Carogród — miasto cesarza. Obecnie jest to Stambuł). Rozmaici misjonarze nawracali najpierw różne narody bliżej Rzymu lub Konstantynopola. Dopiero później przyszła kolej na nas.

Najbliższym Polski narodem chrześcijańskim byli Germanie. Nie sąsiadowali z nami, bo na zachód od nas żyły jeszcze inne narody słowiańskie, również poganie, np. Czesi i Połabianie. U ludów czeskich powstało rozległe państwo, zwane Wielkomorawskim. Na Morawach wzięło swój początek. Dalej dopiero, za Czechami i za Połabianami, poza rzeką Łabą i jej dorzeczem, osiedli na zachodzie Germanie. Niemcy będąc już chrześcijanami, sami mogli nawracać ludy Słowian połabskich i Czechów.

Ale Germanie wymyślili sobie szczególną regułę, że poganin nie jest bliźnim, jego ziemia jest jakby niczyja i wolno ją zagarniać, a pogańskich mieszkańców uważać za niewolników. Co za ohydne wypaczenie chrześcijaństwa! Toteż Czesi i Połabianie bali się takiego chrześcijaństwa i nie chcieli „wiary niemieckiej”.

Książę wielkomorawski Rościsław, sprzyjając chrześcijaństwu, ażeby okazać, że to nie jest wiara „niemiecka”, sprowadził z Półwyspu Bałkańskiego misjonarzy, Cyryla i Metodego, których Kościół zaliczył później w poczet świętych jako apostołów słowiańskich. Ci za zezwoleniem papieskim wprowadzili nabożeństwo już nie w języku łacińskim, ale w słowiańskim, a mianowicie w tym, który znali u siebie na Bałkanach, w języku starobułgarskim. Stworzyli więc obrządek rzymsko-słowiański, a do ksiąg kościelnych obmyślili dla tego języka osobne pismo, zwane głagolicą, od czego też cały obrządek zwie się do dziś głagolickim. Istnieje on jeszcze w niektórych okolicach Istrii i Dalmacji, pośród Chorwatów nad Morzem Adriatyckim.

Warto wspomnieć, że głagolica było to pismo wymyślone dla zapisu mowy słowiańskiej, wykorzystujące greckie litery alfabetu, ale i pewne znaki pisma semickiego. Bracia Cyryl i Metody wykorzystali ten sposób zapisu do przełożenia z greki na język słowiański Ewangelii. Istnieje pogląd, że podstawą głagolicy było istniejące wcześniej pismo słowiańskie. W skład pierwotnego alfabetu wchodziło czterdzieści liter, w tym znaki niewystępujące w innych alfabetach, co by sugerowało, że inspiracją dla Cyryla było istniejące już pismo Słowian. Ostatecznie głagolica składała się z trzydziestu ośmiu liter i przekształciła się w cyrylicę.

Apostołowie słowiańscy, Cyryl i Metody, założyli arcybiskupstwo w Welehradzie na Morawach, a stamtąd rozsyłali uczniów na wschód i północ, pomiędzy ludy polskie, pomiędzy Ślązaków, Goplan, Polan i Wiślan. Według legendy, około roku 850 ochrzcił się książę panujący w Wiślicy nad Wisłą (pomiędzy Krakowem a założonym później Sandomierzem). Niestety archeologowie nigdy nie potwierdzili tej tezy.

W tym samym czasie, około roku 850, także według legendy, skończyło się panowanie Popielów. Zaczęła się nowa dynastia (rodzina panująca), zwana piastowską, o której potem powstała legenda, że pochodziła od kołodzieja (bo pewna część koła nazywa się piastą). Legenda ta być może łączy przybycie misjonarzy chrześcijańskich z Welehradu z osobami ostatniego Popiela i założyciela nowej dynastii z opowieścią, jak wypędzeni od księcia znaleźli u Piasta (księcia Polan) gościnę. Nowa dynastia pozostała jeszcze przez cztery pokolenia pogańska, chociaż być może znaleźli się wśród Goplan i Polan tacy, którzy przyjmowali chrzest.

Niektórzy historycy wysuwają hipotezę, że morawski ród Poznanów założył Poznań. Trudno jednak wytłumaczyć brak dowodów na istnienie chrześcijaństwa przed rokiem 966 na Ostrowie Tumskim w Poznaniu. Nieznana jest też przyczyna porzucenia przez Poznana chrześcijaństwa i ponownego chrztu po ponad stu latach.

Po pierwszym Piaście następowali kolejno jego potomkowie: Siemowit, Lestko, czyli Leszek, Siemomysł i Mieszko, czyli Mieczysław. Nie jest znane miejsce, gdzie znajdował się gród rodowy Piastów. Według niektórych historyków mógł to być Giecz, inni wskazują na Poznań, jeszcze inni na Gniezno (tj. gniazdo). Być może Gniezno było centralnym miejscem kultu pogańskiego Goplan i Polan.

Mieszko I i Bolesław Chrobry

Trucicielska uczta niemiecka Chrzest i podróż konna chrzestnej matki narodu polskiego. Biała Knegini i Sygryda Pukiel włosów z Poznania do Rzymu Trzydzieści mil błota Jak krótko trwała dawniej młodość Bolesław Chrobry, Otto III, papież Sylwester II i święty Wojciech Pielgrzymka cesarska do Gniezna Głos świętego Brunona Pokój w Budziszynie Złota Brama w Kijowie Dwa poselstwa do dwóch cesarzy Pierwsza korona polska

Niemcy, zamiast nawracać Słowian, woleli ich grabić, a nawet wyznaczyli przeciwko nim osobnych wodzów, zwanych margrabiami. Pewnego razu jeden z nich, Gero, podstępnie zaprosił trzydziestu połabskich książąt plemiennych na ucztę i we własnym domu kazał ich wymordować. Swoich gości!

Gero zawładnął ich ziemiami aż do granic ludu Polan, a Mieszko musiał mu złożyć hołd, nie czując się dość silny, by się skutecznie bronić. Zapewne po Połabianach przyszłaby kolej na Polaków, a na polskiej ziemi powstawałyby nowe niemieckie księstwa, gdyby nie mądrość Mieszka.

Aby odebrać Niemcom pretekst, jakim był podbój ziem Słowian, by ich ochrzcić, Mieszko postanowił przyjąć chrzest. Ale nie od Niemców. Zwrócił się zatem do pobratymczych Czechów. Choć jeszcze nie wszyscy Czesi wyrzekli się pogaństwa, to dynastia czeska, zwana Przemyślidami, była chrześcijańska już od kilkudziesięciu lat. Nasz książę wyprawił więc posłów do Pragi z prośbą o rękę księżniczki czeskiej Dubrawki, czy inaczej Dobrawy, o duchownych nauczycieli wiary świętej i o sojusz obydwóch państw przeciw Niemcom.

W roku 965 do Poznania przybyła Dobrawa, słusznie zwana matką chrzestną narodu polskiego. Wybrała się w drogę z całym dworem i taborem, z orszakiem dwórek, przystrojonych w bogate szaty, okryte futrami, ozdobione najcenniejszymi klejnotami i sznurami pereł. Miały ze sobą hufiec rycerzy i gromadę pachołków.

Cały ten orszak, mężczyźni i kobiety, jechał konno, a nie był to komfortowy sposób podróżowania. Nie było porządnych dróg, częstokroć nie było ich wcale, ani dobrych, ani złych, ponad dwie trzecie terytorium Polan porastały gęste lasy. Jechała więc Dobrawa do Poznania konno, z nią nadworny kapelan, a w środku orszaku konie objuczone skrzyniami z książęcą wyprawą. Były tam różne skarby, ale droższe niż wszystkie złote naramienniki i bursztynowe naszyjniki były dwa szczególne klejnoty, dotychczas niewidziane na polskiej ziemi — dwie księgi pisane ozdobnymi literami na pergaminie. Były to mszał (najważniejsza księga liturgiczna w Kościele katolickim obrządku rzymskiego, zawierająca teksty stałych i zmiennych części mszy świętej) i brewiarz (księga liturgiczna do odprawiania liturgii godzin, czyli codziennej modlitwy Kościoła, zawierająca teksty modlitw, psalmów, hymnów). Pierwsze książki na ziemi polskiej. Były pisane nie w języku słowiańskim i nie głagolicą, ale łacińskim abecadłem, przyjętym w całej zachodniej Europie. Po śmierci świętego Metodego obrządek słowiański przestał istnieć w Czechach i na Morawach. Ludzie uświadomili sobie, że nowa wiara nie jest niemiecka, lecz powszechna i że jej ognisko płonie nie u króla niemieckiego, lecz u papieża.

Przyjęcie tego samego obrządku, jaki panował w Rzymie, i w tym samym języku łacińskim zbliżało Polskę do osoby Ojca Świętego.

Ale ważniejszą od obrządku, którego odmienność nie stanowi jeszcze różnicy w wierze, była jedność zapisu mowy zgodna z zachodnią Europą. Z powodu różnicy abecadła odgrodzilibyśmy się od narodów zachodnich, bardziej oświeconych. Gdyby u nas znajdowały się kościelne księgi, pisane innym abecadłem, nie łacińskim, to zarówno cała nauka europejska, jak i cała cywilizacja zachodnia byłyby dla nas trudniej dostępne. Łacina bowiem była powszechnym językiem europejskim i tylko w tym jednym języku pisywano książki. Wspólność abecadła wiodła do wspólności nauki, a więc do wspólnoty duchowej z bardziej oświeconymi krajami, przede wszystkim z Italią. Rzym był nie tylko stolicą papieża, ale też głównym ogniskiem cywilizacji europejskiej.

Mieszko postanowił się ochrzcić. Bardzo o to zabiegała Dobrawa. Ale dorosły musi przed chrztem nauczyć się prawd wiary świętej i odbyć czas próby. Taki kandydat do chrztu zwie się katechumenem, a czas nauki i próby trwa zwykle dwanaście miesięcy. Dlatego chrzest Mieszka odbył się dopiero rok po przyjeździe Dobrawy, czyli w kwietniu 966 roku.

Chrztu udzielił biskup Jordan, który udał się do Rzymu, by poinformować papieża, że książę Polan jest chrześcijaninem. Przywiózł papieżowi i cesarzowi niemieckiemu miecz zdobyty na buntowniku Wichmanie, który dowodził pogańskimi oddziałami przeciw państwu Mieszka. Papież w zamian podarował mu miecz, relikwię świętego Piotra i udzielił zgody na utworzenie w Poznaniu biskupstwa, bezpośrednio podległego Rzymowi, a nie archidiecezji niemieckiej. Wówczas to pierwsi księża łacińscy znaleźli się wśród ludu Polan, a sam Mieszko wybudował katedrę na Ostrowie Tumskim dla biskupa Jordana. Od tego czasu zwano Mieszka księciem Polan i tak o nim pisano w rocznikach i dokumentach za jego panowania i później za jego następców. Pisać umieli tylko księża i to tylko po łacinie. Przylgnęła więc do władców Polski nazwa książąt i królów Polan, a cały naród nazwano Polakami. Wcześniej za czasów dziadka Mieszka, Leszka, kronikarz niemiecki mieszkańców Polski nazywał Lechiczikami (czyli ludźmi Lecha). Tak jak Rusini Lechitami. Podobnie jak Węgrzy — Lengar. To księciu Lechowi najprawdopodobniej zawdzięczamy wybudowanie nowych grodów w latach 920–940, mających strzec księstwo przed zagrożeniami z zachodu.

Długo trwało, zanim dotarło do wszystkich zakątków kraju światło Ewangelii, ale szczycimy się tym, że nawrócenie Polski odbyło się łagodnie i spokojnie. Zbawiciel bowiem zakazał surowo nawracania mieczem, a przez to wszelkiego przymusu w sprawach wiary.

Nawrócenie księcia Mieszka I było szczere, i cała rodzina książęca przyjęła z gorliwością nową wiarę. Dopiero co nawrócona dynastia piastowska niesie pochodnię wiary dalej, do dalekich krajów, na południe i na północ. Oto siostra Mieszka I, Adelajda, zwana Białą Kneginią, wyszedłszy za mąż za Gejzę, księcia pogańskiego Madziarów (którzy zajęli część Węgier), została matką chrzestną tamtego narodu, a także rodzoną matką świętego Stefana, króla węgierskiego.

Także córka Mieszka, księżniczka Świętosława (Sygryda), szerzy Ewangelię w Danii i w Szwecji, po drugiej stronie Morza Bałtyckiego, jako małżonka dwóch królów: Eryka Zwycięskiego (Szwed), a potem Swena Widłobrodego (Duńczyk). Jedna z jej polskich dwórek poślubia króla szwedzkiego Olafa, którego również nawraca. Jej syn Knut Wielki koronował się na króla Anglii.

Były to doprawdy wielkie misje piastowskiego rodu i zaraz na samym początku jego istnienia przypada taka chluba.

Od tej chwili Niemcy nie mogli uważać państwa piastowskiego za ziemię niczyją ani też udawać, że wojują dla rozszerzenia wiary. Skoro Polacy byli już współwyznawcami wspólnej z nimi religii, to będzie można żyć z nimi w przyjaźni. Tak myślał Mieszko. Ale oni znaleźli sobie inną wymówkę. Nowo nawróceni książęta muszą być pod ich zwierzchnością, bo trzeba ich pilnować, żeby nie porzucili chrześcijaństwa i nie powrócili do pogaństwa. I tak Słowianin czy poganin, czy ochrzczony, jednako miał być ich poddanym.

A więc wojna! Mieszko przekroczył granicę i odniósł w roku 972 takie zwycięstwo, że przez trzydzieści trzy lata był spokój na zachodniej granicy.

Mieszko za swego zwierzchnika uznawał tylko papieża. Wyprawił więc do Rzymu uroczyste poselstwo — z czym? — z puklem włosów swego syna, Bolesława. Taki był zwyczaj i nieraz widywano w Rzymie poselstwa, wjeżdżające z wielką celebrą do Wiecznego Miasta z puklem włosów jakiegoś monarchy. Włosy miały w owych czasach i długo jeszcze potem swoją wymowę. Wolny człowiek zapuszczał włosy dłuższe, a niewolnikowi strzyżono je krótko. Kiedy chłopiec kończył siedem lat, podczas uroczystej biesiady strzygła go głowa rodu na znak, że przyjmuje się go do związku i wspólnoty rodowej, on zaś nawzajem oddaje siły i zdolności swemu rodowi. Ofiarować komuś włosy znaczyło wyrazić mu czołobitność i uniżoność.

Pukiel włosów, posłany z Poznania do Rzymu, znaczył więc, że książę polski oddaje swego syna i następcę tronu i całe państwo swoje pod zwierzchniczą opiekę Stolicy Apostolskiej. W aktach papieskich zapisano zatem, że Mieszko ofiarował państwo polskie „w dziedzictwo świętemu Piotrowi”.

Dzielny Mieszko znacząco rozszerzył granice państwa piastowskiego. Wcześnie przyłączył do księstwa Polan Małopolskę, Mazowsze i Śląsk, skąd posunął się na Morawy, które zostały we władaniu Piastów do roku 1031. Głównym wszakże celem było Połabie i Pomorze. Tam jednak spotykały go często niepowodzenia.

Na Pomorze niełatwo było się dostać. Pomiędzy Wielkopolską a Pomorzem leżał pas bagien i nieprzebytych błot. I tak, choć niedaleko do morza, był odcięty od niego całymi milami bagnistych topielisk. Jedynie Pomorzanie znali nieliczne suche przejścia.

Władca Polan koniecznie chciał jednak dotrzeć do morza, bo morze jest najlepszą i najszerszą drogą prowadzącą w szeroki świat. Kto panuje nad morzem, ten może być władcą świata, bogacić się i rosnąć w potęgę. Do Bałtyku prowadziły dwa szlaki rzeczne: Warta do Odry i dalej do Wolina i Wisła do Gdańska. Myśląc o pozyskaniu wpływów na Pomorzu, Mieszko I ożenił w roku 987 swego syna Bolesława z księżniczką pomorską, która na chrzcie przyjęła imię Emnilda. Chciał przez nią pozyskać stronników na Pomorzu, ale nie zdążył zebrać owoców tej polityki. Był dość stary i śmierć zabrała go w roku 992. Został pochowany w katedrze poznańskiej.

Syn i jego następca, Bolesław, zwany był Wielkim już przez Galla Anonima. Natomiast najbardziej rozpowszechnił się przydomek Chrobry, występujący w Kronice wielkopolskiej i u Jana Długosza. Wstępując na tron, miał zaledwie dwadzieścia pięć lat, a zdążył już dwa razy owdowieć, trzeci raz się ożenić, z Emnildą, i był ojcem dwóch synów i trzech córek. Jakże krótko trwała wówczas młodość, która dziś liczy się powyżej trzydziestki. Wówczas uważało się czternastoletnich chłopców za „orężnych”, siedemnastoletnich za mężczyzn dojrzałych, pięćdziesięcioletnich zaś za starców.

Dzięki żonie Bolesław zyskał stronników na Pomorzu, którzy wskazali znane sobie suchsze przejścia przez bagna ku ziemi gdańskiej, a stamtąd ruszono na zachód, ku ujściom Odry. Dwa lata po wstąpieniu na tron władał już nie tylko w Gdańsku nad ujściem Wisły, ale też w Szczecinie nad ujściem Odry, okalając od północy Połabian. Tym samym Polska zapewniła sobie wolny dostęp do Morza Bałtyckiego.

Drugą stronę dolnej Wisły, czyli prawy jej brzeg, zajmowały inne ludy. Mieszkali tam Prusowie, lud na pół dziki. Należeli oni do tzw. szczepu bałtyckiego, pokrewnego Łotyszom, Litwinom i Żmudzinom. Znalazłszy bród na Wiśle (pod Chełmnem, gdzie będzie później próbował pobudować katedrę i utworzyć biskupstwo w Kałdusie), Bolesław wyprawił się i tam, zajmując południową część kraju. Jednakże zarówno straszne moczary, jak i gęste bory nie pozwoliły i tu dotrzeć do samego morza.

Bolesław, mając pogan w swym państwie, miał też obowiązek starać się o ich nawrócenie, ale nie mieczem. Chodziło o Prusów, Pomorzan, Połabian. Do misjonarstwa północnych krain nadbałtyckich czuł powołanie bernardyn Wojciech, biskup z Pragi, który swe apostolskie prace postanowił zacząć od Prusów.

Był Czechem, z książęcego rodu Sławnikowców panującego nad jednym z plemion czeskich. Wygnano go z Pragi, bo między dynastią czeską sprawującą władzę a Sławnikowcami nie było przyjaźni. Biskup pojechał do Rzymu i spotkał się z królem niemieckim i cesarzem, Ottonem III, bawiącym w Wiecznym Mieście. Był to „biały kruk” między królami niemieckimi. Współcześni zwali go cudem świata, bo zdawało się, że opatrzność posadziła go na tronie, by dzięki niemu znikła z historii złość i zawiść, by między narodami zapanowała sprawiedliwość. Miał on niegdyś nauczyciela, świątobliwego i uczonego kapłana francuskiego, Gerberta z Aurillac, który pochodząc z ubogiej rodziny, stał się jednym z największych mężów w historii Kościoła katolickiego. Dzięki wielkim zasługom piął się coraz wyżej, aż 2 kwietnia 991 roku zasiadł na tronie papieskim jako Sylwester II. W młodości Gerbert przebywał na północy Europy, gdzie osobiście poznał Bolesława Chrobrego.

W Rzymie spotkali się więc Otto III, późniejszy papież Sylwester II i biskup Wojciech, którego cesarz wybrał sobie za spowiednika. Tam na naradach z papieżem postanowiono, żeby po chrzcie północni poganie, miał tu na myśli Prusów, Jadźwingów, Galindów i inne plemiona, nie podlegali niemieckim arcybiskupstwom, lecz żeby byli pod polską zwierzchnością kościelną. W Rzymie liczono się z Gerbertem, a gdy niebawem został papieżem i przyjął imię Sylwestra II, postanowiono ustanowić w Polsce metropolię, czyli arcybiskupstwo, w Gnieźnie, oraz drugie, w Kałdusie, podlegające wprost samemu tylko papieżowi. W ten sposób Polska stała się zupełnie niezawisłą, oddzielną prowincją kościelną.

Na arcybiskupa planowano powołać Wojciecha. Święty mąż wybrał się zaraz do Polski. Przez Poznań, Gniezno, Mogilno ruszył na misję do Prus. Tam poniósł męczeńską śmierć. Ciało jego wykupił książę Bolesław, płacąc za nie tyle srebra, ile ważyło, i kazał pochować w nowo wybudowanej kaplicy w Gnieźnie. Zaraz po śmierci zaczęto czcić Wojciecha jako świętego. Wznoszono kościoły pod jego wezwaniem w całej Europie, nawet w stolicy ówczesnych Niemiec, w Akwizgranie; w Rzymie zaś jest kościół tego najstarszego polskiego patrona na ostrowie rzeki Tybr. W Krakowie postawiono na cześć świętego Wojciecha pamiątkową kaplicę na pagórku, wznoszącym się nad miastem od strony północnej; obecnie ten kościółek, pierwotnie położony za miastem, znajduje się na środku rynku.

Pierwszym arcybiskupem gnieźnieńskim został rodzony brat Wojciecha, święty Radzym, a podlegały jemu i jego następcom biskupstwo krakowskie, wrocławskie i kołobrzeskie. Otto III pragnął pomodlić się na grobie swego świętego spowiednika, a przy okazji porozumieć się z Bolesławem. Wizyta cesarska w roku 1000 w Gnieźnie miała być nauczką dla książąt i margrabiów niemieckich. Bolesław wystąpił z takim przepychem i takie urządzał uroczystości, że pamięć tego wydarzenia trafiła do kronik niemieckich. A Otto III lubił wielki monarszy ceremoniał. Zawsze noszono przed nim włócznię świętego Maurycego, co w owym czasie było oznaką godności monarszej, bereł bowiem jeszcze nie znano. Była to włócznia starożytna, sprowadzona z Konstantynopola, po świętym Maurycym, wodzu rzymskim. Włócznię tę cesarz podarował Bolesławowi na znak, że uznaje go za monarchę równego królom niemieckim. Przechowywana jest do dziś w skarbcu na Wawelu. Podczas biesiady cesarz zdjął złotą przepaskę ze swej głowy i na znak przyjaźni włożył ją na głowę Bolesława. Nie była to jednak koronacja. Przepaska była bez półkolistego nakrycia wierzchniego, jakie miewają korony królewskie, a poza tym szafarzem koron mógł być tylko sam papież. Otto III chciał zatem tylko pokazać, że nie zamierza przeszkadzać w koronacji księcia polskiego na króla, której Bolesław pragnął dokonać, a która jednak miała się jeszcze odwlec.

Otto III zmarł niecałe dwa lata po zjeździe gnieźnieńskim. Jego następca, Henryk II, był zajadłym wrogiem Polski. W tym czasie Bolesław zaczął skupiać i łączyć w jedno państwo kraje słowiańskie. Najpierw przyłączył do państwa piastowskiego znaczną część Połabia, potem Słowację, Morawy i Czechy. Wówczas Henryk zażądał hołdu, bo Czechy podlegały niemieckiemu zwierzchnictwu pod dynastią Przemyślidów. Ale Piast odmówił i rozpoczęła się długa wojna, która z przerwami trwała czternaście lat. Po raz pierwszy Niemcy wkroczyli na ziemię polską w roku 1005, przeszedłszy Odrę w bród pod Krosnem na Śląsku. Śląsk stał się puklerzem, czyli tarczą, Polski przed Niemcami. Z tego powodu najbardziej ucierpiał. Każdy najazd dawał się najpierw jemu we znaki. W wojnach z Henrykiem II Ślązacy spisali się tak dzielnie, że po trzeciej wyprawie odeszła cesarzowi ochota do dalszej walki. Zostawił Bolesławowi dwie ziemie połabskie: Milsko i Łużyce, a na znak pokoju i równości dynastii polskiej i niemieckiej oddał swą krewną, siostrzenicę szlachetnego Ottona III, księżniczkę Rychezę, zwaną też Ryksą, synowi Bolesława, Mieszkowi.

Po dwóch latach wojna wybuchła jednak na nowo. Wszystkich wypraw było sześć. Raz Henryk II zapędził się aż pod Poznań, ale wrócił z niczym. Hufce polskie zaś dotarły aż pod Magdeburg. Bolesław zajął też krainy połabskie aż po Łabę i jeszcze dalej, aż po dopływ Łaby, po rzekę Salę. Tymczasem w Czechach Niemcy wybrali na króla swojego lennika.

Sami Niemcy ganili postępowanie swego króla i cesarza. Wielu było takich, którzy woleliby przyjaźń z Bolesławem, jak tego pragnął Otto III. Nasz książę wielkodusznością i szlachetnością jednał sobie nawet walczących z nim niemieckich rycerzy. Do Henryka II docierały wieści, że jego żołnierze śpiewają w obozie piosenki szydzące z niego, a wielbiące Bolesława. To go przerażało. A wojsku niemieckiemu przykrzyła się przewlekła wojna, w której mało było okazji okryć się sławą. Cesarz był kiepskim wodzem, Bolesław zaś wytrawnym wojownikiem i tym chwytał za serca nawet obcych wojowników. Wielu uznawało, że cesarz prowadzi niesłuszną wojnę, żeby tylko nasycić swą żądzę podbojów.

Na czele niemieckich przyjaciół Bolesława stał święty mąż, kanonik magdeburski, święty Bruno z Kwerfurtu, który głośno przestrzegał cesarza, „żeby nie nastawał na zgubę księcia chrześcijańskiego, dzielnego pracownika w winnicy Pańskiej”. Gdy cesarz nie posłuchał świętego Brunona, ten opuścił Niemcy i wyjechał na dwór piastowski, żeby pokazać całemu światu, po czyjej stronie stoi. Poznawszy Bolesława Chrobrego, jego charakter i zamiary wielkie a godne monarchy chrześcijańskiego, tak o nim pisał: „Kocham go jak własną duszę, a bardziej niż życie moje”.

Znękany, zgnębiony moralnie i kilkakroć pokonany w wojnie cesarz zawarł ostatecznie pokój w roku 1018 w Budziszynie na Łużycach. Przy Polsce zostawały Morawy i ziemie połabskie po Łabę i Salę. Bolesław zaś zwrócił się na wschód, żeby tamtejsze ziemie słowiańskie przyłączyć do swego dziedzictwa.

W roku 862, w dorzeczu Dniepru, ludy słowiańskie zostały podbite przez obcych najeźdźców, mianowicie przez plemię skandynawskie Rusów pod wodzą Ruryka. Od nich zwano te ludy Rusinami, tj. poddanymi Rusów, a kraj Rusią. Czwarty z rzędu Rurykowicz, tj. potomek Ruryka, książę kijowski Włodzimierz, wyprawił się na sąsiadujący z Rusią od zachodu polski lud, zamieszkały po obu stronach Gór Karpackich, na wschód od Sanu. W roku 981 zagarnął ten kraj wraz z tzw. Grodami Czerwieńskimi, czyli dzisiejszą Chełmszczyzną. Krainy te, nieznane Piastom, będące wspólnotą plemienną, były pogańskie.

Po siedmiu latach, w roku 988, Włodzimierz przyjął chrześcijaństwo, lecz nie z Rzymu, ale z Konstantynopola, w obrządku grecko-słowiańskim, w którym nabożeństwo odprawia się według wschodniego ceremoniału liturgicznego, ale nie po grecku, lecz w języku starobułgarskim, najstarszym piśmiennym języku Słowiańszczyzny. Nie wiedząc, że sto lat wcześniej święty Metody stworzył głagolicę, pewien mnich serbski, imieniem także Cyryl, wprowadził nowe abecadło do obrządku grecko-słowiańskiego, nazwane od jego imienia cyrylicą. Przez przypadkowe podobieństwo imion błędnie przypisywano to abecadło świętemu Cyrylowi. Tymczasem święci Cyryl i Metody nie mieli nic wspólnego ze wschodnią Słowiańszczyzną. Cyrylica, nieznana ani w Konstantynopolu, ani w Rzymie, ani w ogóle nigdzie na świecie poza obrządkiem grecko-słowiańskim, odgrodziła umysłowo Ruś od reszty Europy na całe wieki. Kiedy Włodzimierz przyjmował chrzest, panowała jeszcze kościelna jedność pomiędzy Konstantynopolem a Rzymem. Ochrzcił się więc w powszechnym Kościele katolickim, który mieści w sobie rozmaite obrządki. Rozłam nastał później (od roku 1054), w Bizancjum wybuchła schizma, która pociągnęła Ruś za sobą, a więc powstała istotna różnica, nie tylko obrzędowa, lecz wyznaniowa. W Polsce i na Rusi był inny alfabet, inny obrządek, inne wyznania i w końcu inna cywilizacja.

Ziemie wschodnich Słowian i Grodów Czerwieńskich przyjmowały więc dzięki Włodzimierzowi chrzest w obrządku greckim. Niebawem jednak przyłączyły się do łacińskiego, jednocząc się dzięki Bolesławowi z innymi ziemiami pod panowaniem Piastów.

Książę Bolesław wydał córkę za jednego z książąt Rurykowiczów, a po śmierci Emnildy Pomorzanki sam starał się o rękę ruskiej księżniczki. Gdy mu odmówiono, wybuchła wojna, podczas której Rusini nadali Bolesławowi przydomek Chrobrego, tj. mężnego, dzielnego. Po wielkim zwycięstwie nad rzeką Bug Chrobry podążył pod Kijów i zajął miasto. Wjeżdżając przez bramę zwaną Złotą, bo były koło niej kramy złotnicze, ciął mieczem w bramę na znak zwycięstwa i zwierzchnictwa, jakie odtąd miał tu sprawować. Miecz wyszczerbił się od tego cięcia i zwano go odtąd Szczerbcem. Przekazywano go następcom Bolesławowym jako symbol państwa polskiego.

Wracając z Kijowa do Poznania drogą bardziej na południe, odebrał Bolesław Rurykowiczom polskie ziemie zagarnięte przez Włodzimierza: Grody Czerwieńskie. Panował odtąd niemal nad wszystkimi polskimi plemionami.

Bolesław Chrobry był teraz panem od Sali i Łaby do Dniepru i od Dunaju (płynącego na południu Słowacczyzny) do Morza Bałtyckiego. Panował nad wszystkimi polskimi ludami, nad Połabiem i Morawami, a nadto miał swych lenników na Słowacji i Rusi. Państwo wszechsłowiańskie istniało, było ustanowione.

Państwo to miało być oczywiście zupełnie niezależne. Bolesław wyprawił się na Kijów w roku 1018, kilka miesięcy po zawarciu pokoju w Budziszynie. Wysłał dwa wielkie poselstwa na dwie strony świata, do dwóch cesarzy: do tytułującego się cesarzem rzymskim króla niemieckiego Henryka II i do cesarza bizantyńskiego w Konstantynopolu, którego książęta ruscy uznawali za swego zwierzchnika. Obydwu ogłosił, że zakłada trzeci związek państw, związek słowiański. Okazywał przyjaźń sąsiadom i prosił o przyjaźń, ale też ostrzegał, że potrafi być groźnym sąsiadem, gdyby ktoś czyhał na niezależność jego państwa. Dwóm cesarzom śmiało się przeciwstawiał i większe sprawował rządy, chociaż wciąż jeszcze tytułował się tylko księciem.

Tę wspaniałą budowę piastowską należało uwieńczyć koroną. Bolesław rozpoczął więc starania w Rzymie o tytuł królewski. Gdy to przyniosło pomyślny skutek, zgromadził biskupów polskich i arcybiskupowi kazał się koronować w archikatedrze gnieźnieńskiej w roku 1025. Korona polska stała się widocznym znakiem jedności narodowej, państwowej niepodległości i zupełnej równości z innymi narodami Europy.

Dobrze, że Bolesław Chrobry nie odkładał tej wiekopomnej uroczystości, bo w tym samym roku, 1025, zmarł. Liczył pięćdziesiąt osiem lat, został pochowany na Ostrowie Tumskim w Poznaniu, obok swego ojca. Mają wspólny grobowiec i pomnik, na którym wyobrażono Mieszka I wspartego o krzyż, jako tego, który zaprowadził chrześcijańską organizację państwową, a Bolesława — na mieczu, ponieważ państwo obronił mieczem i tak znakomicie rozszerzył.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki