Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ta książka sprawi, że polubisz się dokładnie za te cechy, których najbardziej się u siebie wstydzisz. A ponadto w trakcie lektury będziesz co rusz wybuchać śmiechem i wykrzykiwać: „Bridget Jones to ja!”.
Poznajcie Bridget Jones: singielkę trochę po trzydziestce, która jest pewna, że wszystko się ułoży, jeśli tylko:
- straci na wadze trzy kilogramy
- przestanie palić
- osiągnie wewnętrzną równowagę.
Bridget stara się odnieść w życiu sukces albo przynajmniej utrzymać się na powierzchni. Za każdym razem, gdy jej plany biorą w łeb, Bridget daje radę się pozbierać, szuka pociechy w życiu towarzyskim i mówi sobie, że wszystko będzie dobrze już rankiem, kiedy to jej życie będzie inne, wolne od alkoholu, zbędnych kalorii i emocjonalnych popaprańców.
Oto pełna humoru kronika zdarzeń jednego roku z życia druzgocąco samokrytycznej Bridget Jones, roku, w którym Bridges postanawia: zmniejszyć obwód swoich ud o cztery centymetry, chodzić na siłownię trzy razy w tygodniu nie tyko po to, by kupić kanapkę, i stworzyć sensowny związek z odpowiedzialnym mężczyzną.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 305
Dla mojej mamy, Nellie, która nie jest taka
PODZIĘKOWANIA
Dziękuję zwłaszcza Charliemu Leadbeaterowi za pomysł rubryki w czasopiśmie „Independent". Jestem również wdzięczna za sugestie i wsparcie Gillonowi Aitkenowi, Richardowi Colesowi, Scarlett Curtis, rodzinie Fieldingów, Piersowi, Pauli i Samowi Fletcherom, Emmie Freud, Georgii Garrett, Sharon Maguire, Jonowi Turnerowi i Danielowi Woodsowi, a szczególnie, jak zawsze, Richardowi Curtisowi.
Nie będę
Pić więcej niż czternaście jednostek alkoholu na tydzień.
Palić.
Marnować pieniędzy na: maszynki do robienia makaronu i lodów i inne kuchenne urządzenia, których nigdy nie użyję; ambitne książki, które dobrze wyglądają na półce, a których nie czytam; seksowną bieliznę — i tak nie ma to sensu, skoro nie mam faceta.
Zachowywać się jak niechluj w domu, a zamiast tego będę sobie wyobrażać, że inni mnie obserwują.
Wydawać więcej, niż zarabiam.
Pozwalać, aby zasypywały mnie góry papierów w pracy.
Zakochiwać się w: alkoholikach, pracoholikach, związkofobach, mężczyznach, którzy mają dziewczynę lub żonę, mizoginach, megalomanach, szowinistach, emocjonalnych popaprańcach, naciągaczach i zboczeńcach.
Dawać się wyprowadzać z równowagi mamie, Unie Alconbury i Perpetui.
Przejmować się facetami, a zamiast tego postaram się być dumna i wyniosła niczym królowa.
Tracić głowy dla mężczyzn, a za to budować związki oparte na dojrzałym podejściu.
Plotkować o kimś za jego plecami, lecz pozytywnie odnosić się do wszystkich.
Mieć obsesję na punkcie Daniela Cleavera, bo to żałosne podkochiwać się w swoim szefie jak panna Moneypenny albo jej podobne.
Wpadać w depresję z powodu braku faceta, ale zachowywać wewnętrzną równowagę, dumę i poczucie własnej wartości, jak przystoi kobiecie spełnionej, nawet jeśli nie ma faceta. Jak wiadomo, to najlepszy sposób, by go mieć.
Postanawiam
Przestać palić.
Pić nie więcej niż czternaście jednostek alkoholu każdego tygodnia.
Zredukować obwód ud o 7 cm (to znaczy zmniejszyć obwód każdego uda o 3,5 cm), przechodząc na dietę antycellulitową.
Pozbyć się z mieszkania wszystkich niepotrzebnych szpargałów.
Oddać ubogim wszystkie rzeczy, których nie noszę od co najmniej dwóch lat.
Rozwijać karierę zawodową i znaleźć pracę, w której będę mogła rozwinąć swój potencjał.
Odkładać pieniądze, a także znaleźć dla siebie fundusz emerytalny.
Być bardziej pewną siebie.
Być bardziej asertywną.
Lepiej wykorzystywać czas.
Nie wychodzić każdego wieczoru, ale zostać w domu, czytać książki i słuchać muzyki klasycznej.
Przekazywać jakąś część zarobków na cele dobroczynne.
Być milszą i częściej pomagać innym.
Jeść więcej warzyw strączkowych.
Wstawać z łóżka natychmiast po przebudzeniu.
Zaglądać na siłownię trzy razy w tygodniu, nie tylko po to, żeby kupić kanapkę.
Powkładać zdjęcia do albumów.
Stworzyć zestaw płyt odpowiednich do rozmaitych nastrojów — romantycznych, tanecznych, pobudzających, feministycznych itp., tak żeby mieć je wszystkie razem, a nie przemieniać się w szalonego DJ-a, który ma wszystkie płyty rozrzucone po podłodze.
Zbudować sensowny związek z odpowiedzialnym mężczyzną.
Nauczyć się programować sprzęt wideo.
WYJĄTKOWO KIEPSKI
1 STYCZNIA, NIEDZIELA
58,5 kilo (weźmy pod uwagę, że były święta), jednostek alkoholu 14 (ale właściwie przez dwa dni, bo cztery godziny przypadały już na Nowy Rok), papierosów 22, kalorii 5424.
Dzisiaj zjadłam:
2 paczki ementalera w plasterkach
14 młodych ziemniaków na zimno
2 Krwawe Mary (traktuję to jako jedzenie, bo zawierają sos
Worcester i sok pomidorowy)
1/3 ciabatty z brie
listki kolendry — 1/2 paczki
12 czekoladek z bombonierki Milk Tray (najlepiej pozbyć się świątecznych słodkości za jednym zamachem i od jutra zacząć odchudzanie od nowa)
13 koktajlowych koreczków z serem i ananasem
porcję indyka curry, z groszkiem i bananami Uny Alconbury
porcję Malinowej Niespodzianki Uny Alconbury, zrobionej z herbatników Bourbon, malin z puszki, 30 litrów bitej śmietany i udekorowanej wisienkami koktajlowymi oraz kandyzowanym dzięglem.
Południe. Londyn, moje mieszkanie. Uch. Ostatnią rzeczą, na którą jestem fizycznie, emocjonalnie i psychicznie gotowa, jest wyjazd do Uny i Geoffreya Alconburych do Grafton Underwood na noworoczne przyjęcie z indykiem curry jako główną atrakcją. Geoffrey i Una Alconbury są najlepszymi przyjaciółmi moich rodziców i, czego wuj Geoffrey nigdy nie omieszka mi przypomnieć, znają mnie od czasów, gdy biegałam po trawniku całkiem golusieńka. Mama zadzwoniła do mnie w pierwszy poniedziałek sierpnia, w święto bankowe o 8.30 rano i wymusiła na mnie obietnicę, że pojawię się na przyjęciu u wujostwa. Dopięła swego chytrze i bardzo okrężną drogą.
— Dzień dobry, kochanie. Dzwonię, żeby zapytać, co chciałabyś dostać na Gwiazdkę.
— Na Gwiazdkę?
— Wolisz niespodziankę, kochanie?
— Nie! — wrzasnęłam. — Przepraszam. Chciałam powiedzieć…
— Zastanawiam się, czy nie chciałabyś wózka do swojej walizki.
— Ale ja nie mam walizki.
— To może kupimy ci małą walizeczkę z doczepianymi kółeczkami?
— Mam już torbę.
— Kochanie, nie możesz podróżować z tym czymś — zielonym, płóciennym i tandetnym. Wyglądasz jak uboga wersja Mary Poppins. Co byś powiedziała na małą, podróżną walizeczkę z wyciąganą rączką? To niezwykłe, ile rzeczy możesz w niej pomieścić. Wolisz w kolorze granatowo czerwonym czy czerwono-granatowym?
— Mamo. Jest ósma trzydzieści rano. Jest lato. Jest bardzo gorąco. Nie mam ochoty mieć walizki niczym stewardesa.
— Julie Enderby ma taką. Twierdzi, że nie używa żadnej innej.
— Kto to jest Julie Enderby?
— Przecież znasz Julie, kochanie! To córka Mavis Enderby. Julie! Ma rewelacyjną posadę w Arthurze Andersenie…
— Mamo…
— Zawsze, gdy podróżuje, zabiera tę walizkę…
— Nie chcę walizeczki na kółkach.
— Mam pomysł! A może Jamie, tata i ja złożylibyśmy się i kupili ci elegancką, dużą walizkę oraz kółka do niej?
Wyczerpana odsunęłam słuchawkę od ucha i zaczęłam się zastanawiać, jakie źródło ma ów zapał związany z misją kupienia mi walizki na Boże Narodzenie. Kiedy znowu zaczęłam słuchać, mama mówiła:
— …właściwie, niektóre mają przegródki na kosmetyki do kąpieli i tego typu rzeczy. Myślałam też o wózku na zakupy.
— Czy jest coś, co ty chciałabyś dostać na Boże Narodzenie? — zapytałam desperacko, mrużąc oczy, oślepiona sierpniowym słońcem.
— Nie, nie — odparła figlarnie. — Mam wszystko, czego potrzebuję. A poza tym, kochanie — syknęła nagle — pojedziesz na noworoczne przyjęcie do ciotki Uny i wuja Geoffreya, prawda?
— Ach. W zasadzie ja… — spanikowałam. Czym się mogę wykręcić? — …Myślę, że będę tego dnia pracowała.
— Nie szkodzi. Dojedziesz do nas po pracy. A czy ci wspominałam, że przyjadą Malcolm i Elaine Darcy? Mają zabrać ze sobą Marka. Pamiętasz Marka, kochanie? Jest wziętym adwokatem. Z masą pieniędzy. Rozwiedziony. Przyjęcie zacznie się o ósmej.
O Boże. Tylko nie kolejny dziwacznie ubrany wielbiciel opery z kudłatymi włosami i przedziałkiem z boku.
— Mamo, mówiłam ci już. Nie chcę, żeby mnie swatano z…
— Daj spokój, kochanie. Przyjęcia u Uny i Geoffreya odbywają się, odkąd biegałaś na golasa po trawniku. Oczywiście, że przyjedziesz. I będziesz mogła wypróbować swoją nową walizkę.
23.45. Uch. Pierwszy dzień nowego roku był istnym horrorem. Po prostu nie mogę uwierzyć, że zaczynam kolejny rok, leżąc w jednoosobowym łóżku w domu rodziców. W moim wieku to upokarzające. Zastanawiam się, czy poczują zapach dymu, jeżeli wypalę papierosa za oknem. Przez cały dzień włóczyłam się po domu z nadzieją, że kac mi minie. Wreszcie poddałam się i wyjątkowo późno pojechałam na przyjęcie do wujostwa. Kiedy dotarłam do domu Alconburych i nacisnęłam ten ich dzwonek w stylu kurantów z ratuszowej wieży, byłam w podłym nastroju, skwaszona i zła. Wciąż czułam wściekłość po tym, jak przypadkowo skręciłam na M6, a nie na M1, i musiałam przejechać połowę drogi do Birmingham, zanim wreszcie mogłam zawrócić. Byłam tak wkurzona, że — chcąc jakoś dać upust moim emocjom — wciskałam pedał gazu, a to nie jest bezpieczne. Potem z rezygnacją zobaczyłam postać Uny Alconbury — intrygująco zdeformowaną przez pofalowaną szybę w drzwiach wejściowych — jak mknęła ku mnie, ubrana w garsonkę koloru fuksji.
— Bridget! Już prawie uznaliśmy cię za zaginioną! Szczęśliwego Nowego Roku! Mieliśmy już rozpocząć przyjęcie bez ciebie!
Niemal w sekundę ciotka zdołała mnie pocałować, wziąć ode mnie płaszcz, przewiesić go przez poręcz schodów, zetrzeć z mego policzka swoją szminkę i wpędzić mnie w silne poczucie winy. Oparłam się o miłosierną, ozdobną półkę.
— Przepraszam. Zgubiłam się.
— Zgubiłaś się? Ach! Co my z tobą zrobimy? Wchodź!
Przeszłyśmy przez drzwi o matowych szybach i hol. Ciotka wykrzyknęła:
— Słuchajcie, Bridget się zgubiła!
— Bridget! Szczęśliwego Nowego Roku! — powiedział Geoffrey Alconbury, ustrojony w sweter w żółte romby. Naśladując komiczny krok Bruce'a Forsytha, uścisnął mnie w taki sposób, że powinnam podać go do sądu. — Hmmm — powiedział, rumieniąc się i podciągając spodnie. — Na której krzyżówce zjechałaś z autostrady?
— Na dziewiętnastej, ale tam był objazd…
— Na dziewiętnastej! Una, Bridget zjechała na dziewiętnastej krzyżówce! Już na starcie nadłożyłaś godzinę drogi. Chodź, zrobimy ci drinka. Jak tam twoje życie uczuciowe?
O Boże. Dlaczego ludzie będący w związkach nie rozumieją, że takie pytania nie należą do uprzejmych? My nie biegniemy do nich i nie wrzeszczymy na cały głos: „Jak tam wasze małżeństwo? Jeszcze uprawiacie ze sobą seks?". Wszyscy wiedzą, że po trzydziestce randkowanie nie jest już beztroską przyjemnością, tak jak to było, gdy się miało dwadzieścia dwa lata, i że uczciwa odpowiedź powinna być mniej więcej taka: „Ostatniej nocy mój żonaty kochanek pojawił się w podwiązkach i uroczej, malutkiej, damskiej koszulce na ramiączka, powiedział mi, że jest gejem / seksoholikiem / narkomanem / związkofobem i zdzielił mnie sztucznym penisem", a nie taka: „Wszystko w porządku, dziękuję".
Nie jestem urodzonym kłamcą, wybrnęłam więc z sytuacji, mamrocąc z zawstydzeniem:
— Dobrze.
Na te słowa Geoffrey huknął:
— A więc wciąż nie masz faceta!
— Bridget! I co mamy z tobą począć! — włączyła się Una. — Ach, te pracujące dziewczyny! Jakież wy macie poglądy! Nie możesz odkładać małżeństwa w nieskończoność. Czas płynie. Tik-tak, tik-tak, tik-tak.
— Dokładnie. Jak kobieta może dotrwać do twojego wieku, nie wychodząc za mąż? — wrzasnął Brian Enderby (żonaty z Mavis, niegdyś przewodniczący klubu rotarianów w Kettering), wymachując kieliszkiem sherry.
Na szczęście tatko przybył mi z odsieczą.
— Jak dobrze cię widzieć, Bridget — powiedział, ujmując mnie pod rękę. — Twoja matka o mało nie postawiła na nogi całej policji z Northamptonshire i nie zmusiła ich, żeby za pomocą szczoteczki do zębów zaczęli przeczesywać okolicę w poszukiwaniu twoich rozczłonkowanych zwłok. Idź i pokaż jej się, żebym wreszcie mógł zacząć się dobrze bawić w tym towarzystwie. Jak tam walizka na kółkach?
— Ponad wszelkie wspaniałości. A jak tam trymer do wycinania włosów w uszach?
— Och, niesamowity, wiesz, taki… trymerski.
Wszystko szło dobrze, jak sądzę. Czułabym się trochę nie w porządku, gdybym się nie pojawiła u Alconburych, ale ten Mark Darcy… Cóż. Mama od tygodni, za każdym razem, gdy do mnie dzwoniła, mówiła mniej więcej to samo: „Oczywiście pamiętasz Darcych, kochanie. Poznaliśmy ich, kiedy mieszkaliśmy w Buckingham. Ty i Mark taplaliście się razem w baseniku!" albo: „Och! Czy już ci wspominałam, że Malcolm i Elaine wezmą ze sobą Marka na noworoczne przyjęcie u Uny i Geoffreya? Właśnie wrócił z Ameryki. Jest rozwiedziony. Rozgląda się teraz za domem w Holland Park. Ponoć przeżył koszmar ze swoją eksżoną. Była Japonką. To bardzo okrutna rasa".
Następnym razem, kiedy dzwoniła, ni z tego, ni z owego zaczynała znowu: „Pamiętasz Marka Darcy'ego, kochanie? Syna Malcolma i Elaine? Jest jednym z najbardziej wziętych prawników. Rozwiedziony. Elaine mówi, że jest okropnie zapracowany i bardzo samotny. Myślę, że przyjedzie na noworoczne przyjęcie u Uny".
Ciekawe, dlaczego jeszcze się nie pojawiła przy mnie i nie powiedziała: „Kochanie, dlaczego nie bzykniesz się z Markiem Darcym przy indyku curry? Mark jest bardzo bogaty".
— Bridget, poznaj Marka — zaćwierkała Una Alconbury, zanim jeszcze zdążyłam skosztować mojego drinka.
Bycie swataną wbrew swojej woli to pierwszy stopień upokorzenia, lecz bycie ciągniętym ku temu za uszy, gdy ma się kaca, w dodatku na oczach przyjaciół rodziców, to już szczyt poniżenia.
Bogaty, skrzywdzony przez okrutną żonę, dość wysoki Mark stał odwrócony tyłem, studiując zawartość biblioteczki Alconburych. Składały się na nią głównie oprawione w skórę serie książek na temat Trzeciej Rzeszy, które przysyłano Geoffreyowi z Reader's Digest. Przyszło mi do głowy, że to ironiczno zabawne nazywać się Mark Darcy i stać samotnie na przyjęciu, z wyższością obserwując otoczenie. To tak, jakby mieć na imię Heathcliff i spędzać cały wieczór w ogrodzie, krzycząc „Cathy" i waląc głową w drzewo.
— Mark! — powiedziała Una, jak gdyby była jednym z elfów Świętego Mikołaja. — Chciałabym, żebyś poznał kogoś miłego.
Mark odwrócił się, a to, co wydawało się bezpretensjonalnym granatowym pulowerem, okazało się swetrem w serek, na którym widniały romby w odcieniach żółci i błękitu — takim, jakie nosi większość podstarzałych reporterów sportowych. Jak mawia mój przyjaciel Tom, to niesamowite, jak wiele czasu i pieniędzy mogliby zaoszczędzić wszyscy randkowicze poprzez proste przyglądanie się detalom. Białe skarpetki, czerwone szelki, szare mokasyny i romby ułożone w kształt swastyki — i nie ma potrzeby udowadniać nikomu, że jest jakikolwiek sens zapisywać numer telefonu czy wybierać się na kosztowne lunche, bo i tak nic z tego nie będzie.
— Mark, to jest Bridget, córka Colina i Pam — szczebiotała słodko rozentuzjazmowana Una. — Bridget pracuje w wydawnictwie, prawda, Bridget?
— Rzeczywiście, pracuję — powiedziałam, sama nie wiem dlaczego. Zabrzmiało to tak, jakbym brała udział w audycji radia Capitol i już-już miała zapytać Unę, czy mogę pozdrowić moich przyjaciół: Jude, Sharon i Toma, mojego brata Jamiego, kolegów z pracy, rodziców i wreszcie wszystkich obecnych na przyjęciu noworocznym.
— Cóż, zostawiam młodych ludzi samych — powiedziała Una. — Ach! Domyślam się, że jesteście śmiertelnie znudzeni towarzystwem starych ramoli.
— Skądże — odparł ze skrępowaniem Mark Darcy, wykonując nieudaną próbę przesłania Unie uśmiechu, na co ta przewróciła oczami i, przyłożywszy rękę do piersi, wydała z siebie dźwięczny śmieszek, a potem odpłynęła, potrząsając głową. Zapadła niezręczna cisza.
— Ja. Hm. Czy czytasz teraz jakieś, yyy… Czy ostatnio czytałaś jakieś ciekawe książki? — zapytał Mark.
O Boże, litości.
Zaczęłam gorączkowo myśleć, kiedy w ostatnim czasie czytałam jakąś książkę, którą mogłabym się pochwalić. Kiedy pracuje się w branży wydawniczej, czytanie w wolnym czasie przypomina pracę śmieciarza, ryjącego wieczorami w świńskim korycie. Jestem w połowie Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus, którą pożyczyła mi Judith, a Mark Darcy — choć nieco dziwny — nie był chyba gotowy, żeby przyjąć do wiadomości, że jest Marsjaninem. Potem doznałam olśnienia.
— Reakcja Susan Faludi — powiedziałam triumfalnie. Ha! Wcale tego nie czytałam, ale Sharon opowiadała o tej książce dostatecznie dużo. Była to absolutnie bezpieczna opcja, bo nie sądziłam, żeby świętoszek w swetrze w romby chciał się przedzierać przez pięćsetstronicowy elaborat dla feministek.
— Och. Naprawdę? — odparł. — Czytałem to, gdy tylko się ukazało. Nie sądzisz, że ta książka jest trochę tendencyjna?
— No cóż, nie tak znowu bardzo… — powiedziałam, gorączkowo myśląc, jak tu zmienić temat. — Spędziłeś święta u rodziców?
— Tak — odrzekł skwapliwie. — Ty też?
— Tak. Nie. Wczoraj byłam na imprezie w Londynie. Mam teraz małego kaca — paplałam nerwowo, tak by Una i mama nie myślały, iż jestem tak beznadziejna w kontaktach z mężczyznami, że nie umiem porozmawiać nawet z Markiem Darcym. — Właściwie myślę, że to niemożliwe realizować noworoczne postanowienia od razu pierwszego stycznia. Odczuwamy jeszcze skutki sylwestra, a palacze są wciąż w nikotynowym ciągu i trudno oczekiwać, żeby wraz z wybiciem północy natychmiast przestali palić, skoro mają taką ilość nikotyny w organizmie. Przechodzenie na dietę od razu po sylwestrze też nie jest dobrym pomysłem, bo nie możesz odżywiać się racjonalnie. Nie powinno się ograniczać jedzenia, bo przecież trzeba jakoś uciszyć kaca. Myślę, że byłoby o wiele lepiej, gdyby zaczynać noworoczne postanowienia od drugiego stycznia.
— Może powinnaś coś zjeść — powiedział Mark, po czym zwiał w kierunku bufetu, pozostawiając mnie przy półce z książkami. Wszyscy gapili się na mnie, myśląc zapewne: „I oto dlaczego Bridget nie ma męża. Działa na mężczyzn odpychająco".
Najgorsze było to, że Una Alconbury i mama nie miały zamiaru pozostawić tak całej sprawy. Musiałam krążyć wokół stołu z tackami korniszonów i kieliszkami z kremowym sherry, tak żebym niby to przypadkiem znalazła się na drodze Marka Darcy'ego. Na końcu były już tak sfrustrowane, że kiedy znalazłam się z tacą korniszonów o cztery kroki od Marka, Una rzuciła się przez pokój niczym rugbista Will Carling i powiedziała:
— Mark, musisz wziąć numer telefonu Bridget. W Londynie będziecie mogli być w kontakcie.
Mimo woli oblałam się rumieńcem. Czułam, jak czerwienieje mi szyja. Teraz Mark mógł pomyśleć, że namówiłam Unę, by to powiedziała.
— Jestem pewien, że Bridget ma dostatecznie dużo zajęć w Londynie, pani Alconbury — odparł Mark.
Phi. Nie zależało mi na tym, żeby wziął mój numer czy coś takiego, ale mógł chociaż nie dawać do zrozumienia na oczach wszystkich, że nie ma na to ochoty. Popatrzyłam w dół i spostrzegłam, że Mark ma białe skarpetki ze wzorkiem przedstawiającym żółtego trzmiela.
— Czy mogę zaproponować ci korniszona? — powiedziałam, chcąc zaznaczyć, że miałam powód, by krążyć po pokoju, mianowicie misję roznoszenia jedzenia, a nie wymianę telefonów.
— Dziękuję, nie — odparł, patrząc na mnie, nieco wystraszony.
— Na pewno? Nadziewaną oliwkę? — nalegałam.
— Nie, dziękuję.
— Marynowaną cebulkę? — zachęcałam. — Buraczka?
— Dziękuję — rzekł z desperacją, sięgając po oliwkę.
— Mam nadzieję, że będzie ci smakowała — powiedziałam triumfalnie.
Pod koniec przyjęcia zobaczyłam, jak mama i Una rozmawiają o czymś z Markiem. Potem przyprowadziły go do mnie i stanęły za jego plecami. Mark stał sztywny jak patyk.
— Czy będziesz wracała do Londynu? Ja zostaję tutaj na noc, ale może cię odwieźć mój samochód.
— Jak to? Sam? — zapytałam.
Mark wytrzeszczył na mnie oczy.
— Mark ma samochód służbowy i szofera, głuptasie — powiedziała Una.
— Dziękuję, to bardzo uprzejme z twojej strony — odrzekłam. — Ale rankiem zawezwę jeden z moich prywatnych pociągów.
2 w nocy. Dlaczego jestem taka nieatrakcyjna? Dlaczego? Nawet facet, który nosi skarpetki z trzmielami, myśli, że jestem okropna. Nienawidzę Nowego Roku. Nienawidzę wszystkich. Z wyjątkiem Daniela Cleavera. Na szczęście jednak mam na toaletce czekoladę Cadbury's Dairy Milk wielkości tacy, która została jeszcze ze świąt, a także zabawną miniaturkę ginu z tonikiem. Idę to spożyć i zapalić papierosa.
3 STYCZNIA, WTOREK
59 kilo (przerażające staczanie się w otyłość), jednostek alkoholu 6 (doskonale), papierosów 23 (bdb), kalorii 2472.
9.00. Uch. Nie mogę znieść myśli o powrocie do pracy. Tylko myśl o Danielu czyni ten powrót znośnym, ale i to nie może zupełnie pomóc, bo jestem gruba, mam pryszcz na brodzie i chcę tylko siedzieć na sofie, jedząc czekoladę i oglądając program świąteczny. To jest źle urządzone i nie w porządku, że wbrew naszej woli musimy świętować Boże Narodzenie, ze wszystkimi jego finansowymi i emocjonalnymi wyzwaniami, a potem, kiedy zaczęliśmy przywykać, ono się kończy. Człowiek już zaczyna się przyzwyczajać, że nie musi chodzić do pracy i może leżeć w łóżku tak długo, jak chce, zajadając przysmaki i popijając alkohol, gdy tylko nadarzy się sposobność, nawet rano. A potem nagle wszyscy są zmuszeni wrócić do samodyscypliny, niczym chuderlawe, młode charty.
22.00. Uch. Perpetua, która jest na trochę wyższym stanowisku i dlatego uważa się za moją szefową, była dziś w wyjątkowo podłym i zarazem nieznośnym nastroju. W kółko i na okrągło opowiadała o swojej wartej pół miliona posiadłości, którą ma zamiar kupić wraz ze swoim bogatym-i-zmanierowanym facetem, Hugonem: „Właściwie to okna wychodzą na północ, ale zrobiono wszystko tak sprytnie, że nie będzie problemów z oświetleniem".
Spojrzałam z zadumą na jej szeroki, pękaty tyłek, opięty czerwoną spódnicą i dziwaczną, prążkowaną kamizelą, sięgającą do pół uda. Niektórzy mają szczęście urodzić się ze snobistyczną sloaneyowską arogancją. Perpetua mogłaby osiągnąć rozmiary renault espace i wcale nie zwróciłaby na to uwagi. Ile godzin, miesięcy i lat spędziłam, martwiąc się o swoją wagę, gdy tymczasem Perpetua beztrosko oglądała na Fulham Road porcelanowe lampy z podstawką w kształcie kota? Ale za to brakuje jej faktycznych powodów do radości. Naukowcy udowodnili, że szczęścia nie daje miłość, bogactwo ani władza, tylko nieosiągalne cele: a czymże jest dieta, jeśli nie tym?
W drodze do domu kupiłam na świątecznej wyprzedaży pudełko przecenionych, czekoladowych ozdób świątecznych, a za 3,69 butelkę musującego norweskiego czy pakistańskiego wina. Wyżłopałam je pod choinką, zagryzając dwoma babeczkami, ostatnimi kawałkami świątecznego ciasta i resztką stiltona, oglądając EastEnders i udając, że to program świąteczny.
Niestety, teraz mam poczucie winy i niechęci do samej siebie. Właściwie czuję, jak tłuszcz odkłada się w moim ciele. Nieważne. Czasem trzeba osiągnąć punkt krytyczny swej otyłości, by potem wyłonić się z pustyni toksyn, niczym feniks z popiołów, oczyszczoną i piękną, z figurą Michelle Pfeiffer. Od jutra rozpoczynam spartański reżim wiodący ku pięknu i zdrowiu.
Mmmm. Ach, ten Daniel Cleaver. Uwielbiam jego swobodny i nonszalancki sposób bycia. A przy tym jest człowiekiem sukcesu, i to b. inteligentnym. Był dziś b. zabawny, opowiadając w pracy, jak jego ciotka uznała, że kuchenny, onyksowy stojak na ręczniki papierowe, który podarowała jej matka Daniela, przedstawia penis. B. mnie to rozbawiło. Daniel zapytał mnie nieco uwodzicielsko, czy dostałam coś miłego na święta. Myślę, że powinnam włożyć jutro do pracy krótką spódnicę.
4 STYCZNIA, ŚRODA
59,5 kilo (stan wzmożonej czujności, jakby tłuszcz od świąt magazynował się w jakiejś kapsule, a teraz zaczynał się uwalniać), jednostek alkoholu 5 (postęp), papierosów 20, kalorii 700 (bdb).
16.00. W pracy. Alarm. Jude zatelefonowała do mnie z komórki, zalewając się łzami, i wykrztusiła głosem beczącej owcy, że musiała wyjść ze spotkania zarządu (Jude jest szefową działu transakcji terminowych w Brightlines), bo była bliska wybuchnięcia płaczem. Teraz siedzi w toalecie, z oczami w stylu Alice'a Coopera, a nie ma przy sobie kosmetyczki. Jej facet, Podły Richard (egoistyczny związkofob), z którym spotykała się od osiemnastu miesięcy, zostawił ją po tym, jak zapytała go, czy pojadą razem na wakacje. Typowe, ale Jude oczywiście winiła za wszystko siebie.
— Za bardzo się uzależniam od ludzi. Proszę o zbyt wiele, by zaspokoić bardziej moje zachcianki niż prawdziwe potrzeby. Och, gdybym tylko mogła cofnąć czas.
Natychmiast zatelefonowałam do Sharon i spotkanie grupy wsparcia zostało umówione na 18.30 w Café Rouge. Mam nadzieję, że uda mi się wymknąć bez pytania Pereptui o pozwolenie.
23.00. Ciężki wieczór. Sharon natychmiast wystartowała ze swoją teorią na temat Richarda: „Emocjonalnie popaprany". Ta zaraza szerzy się wśród większości mężczyzn po trzydziestce. Kiedy kobiety z dwudziestokilkulatek stają się trzydziestolatkami, argumentowała Shazzer, równowaga zostaje nieznacznie zachwiana. Nawet największe luzary zaczynają tracić spokój ducha, czując pierwsze ukłucia egzystencjonalnych lęków: strach przed śmiercią i byciem odnalezioną trzy tygodnie później, na wpół zjedzoną przez owczarka alzackiego. Dochodzą do głosu typowe stereotypy dotyczące półek wieku, zegara biologicznego i obniżenia atrakcyjności seksualnej, co sprawia, że czujesz się ogłupiona, niezależnie od tego, jak wiele czasu spędzasz, myśląc o kobietach takich jak Joanna Lumley czy Susan Sarandon.
— A mężczyźni tacy jak Richard — wściekała się Sharon — szukają szczeliny w zbroi, by wykręcić się od zaangażowania, dojrzałości, honoru i naturalnych układów pomiędzy kobietą a mężczyzną.
Jude i ja starałyśmy się ją uspokoić, szepcąc: „Szsz, szsz", i dyskretnie zasłaniałyśmy się naszymi płaszczami. W końcu nic nie działa na mężczyzn bardziej zniechęcająco niż wojujący feminizm.
— Jak on śmie mówić, że żądałaś zbyt wiele, pytając go o wspólne wakacje? — pieniła się Sharon. — Co on chrzani?
Instynktownie pomyślałam o Danielu Cleaverze i wymruczałam, że nie wszyscy mężczyźni są tacy. Na te słowa Sharon wystartowała z długą listą przykładów popaprańców emocjonalnych, które to zjawisko szerzy się wśród facetów naszych koleżanek: chłopak jednej z nich od trzynastu lat nawet nie chce słyszeć o zamieszkaniu razem; druga spotkała się z facetem cztery razy, a ten zakończył znajomość, bo uważał, że sprawa staje się zbyt poważna; kolejna zaś była przez trzy miesiące zarzucana namiętnymi propozycjami małżeństwa, a kiedy się zgodziła, trzy tygodnie później facet zniknął i powtórzył całą zabawę z jej koleżanką.
— My, kobiety, jesteśmy na coś takiego narażone, bo stanowimy pionierską generację, która nie zgadza się na bylejakość w sferze uczuciowej i może być niezależna ekonomicznie. Za dwadzieścia lat mężczyźni nie ośmielą się odgrywać roli emocjonalnych popaprańców, bo po prostu roześmiejemy się im w twarz — ryczała Sharon.
W tym momencie do kafejki wszedł Alex Walker, współpracownik Sharon, z oszałamiającą blondynką u boku, która była z osiem razy atrakcyjniejsza od niego. Alex podszedł do nas, żeby się przywitać.
— Czy to twoja nowa dziewczyna? — zapytała Sharon.
— Hm. Cóż. Ona uważa się za moją dziewczynę, ale tak naprawdę nie chodzimy ze sobą, tylko ze sobą śpimy. Powinienem to skończyć, ale cóż… — odparł, zadowolony z siebie.
— Co ty pieprzysz, ty mały, tchórzliwy, popaprany palancie. Dobra. Porozmawiam z tą dziewczyną — powiedziała Sharon, wstając. Jude i ja powstrzymałyśmy ją siłą, gdy tymczasem Alex w panice rzucił się do ucieczki, tak by bez problemów kontynuować swoje emocjonalne popapranie.
Potem we trzy opracowałyśmy strategię postępowania dla Jude. Musi przestać się torturować czytaniem Kobiety, które kochają za bardzo, a przerzucić się na Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus. To pomoże jej dostrzec, że zachowanie Richarda nie ma związku z tym, że Jude jest uzależniona i kocha za bardzo, ale raczej że Richard jest marsjańską gumką, którą trzeba rozciągnąć, żeby wróciła.
— Tak, ale czy to oznacza, że mam do niego zadzwonić? — zapytała Jude.
— Nie — powiedziała Sharon, a ja równocześnie powiedziałam:
— Tak.
Po tym, jak Jude wyszła — nazajutrz musiała wstać o 5.45, pójść na siłownię i spotkać się ze swoim osobistym trenerem, i to wszystko przed rozpoczęciem pracy o 8.30 (szaleństwo) — Sharon i ja poczułyśmy, że wypełnia nas poczucie winy, ponieważ nie doradziłyśmy Jude, żeby zerwała z Richardem, bo jest podły. Potem jednak Sharon zauważyła, że kiedy ostatnim razem to właśnie zrobiłyśmy, Jude i Richard wrócili do siebie, a ona — w ramach godzenia się i wyznań — opowiedziała mu wszystko, co o nim mówiłyśmy. Teraz, gdy się spotykamy, sytuacja jest koszmarnie niezręczna, bo on myśli, że jesteśmy sukami z piekła rodem, co, jak zauważyła Jude, jest nieporozumieniem, ponieważ — choć odkryłyśmy już swoje wewnętrzne suki — jeszcze ich nie uwolniłyśmy.
5 STYCZNIA, CZWARTEK
58,5 kilo (wspaniały postęp — 2 kilo zrzucone spontanicznie z powodu szczęścia i nadziei na seks), jednostek alkoholu 6 (bdb jak na imprezę), papierosów 12 (tak trzymać), kalorii 1258 (miłość redukuje potrzebę obżerania się).
11.00. Praca. O mój Boże. Daniel Cleaver wysłał mi wiadomość. Próbowałam popracować nad swoim CV (w ramach starań o rozwój mojej kariery), tak żeby Perpetua tego nie zauważyła, gdy na ekranie komputera pojawił się komunikat: Nowa wiadomość. Zadowolona nawet z takiego drobiazgu — choć przez chwilę nie musiałam zajmować się pracą — szybko kliknęłam Czytaj i o mało nie spadłam z krzesła, kiedy spojrzałam na podpis pod wiadomością: Cleave. Natychmiast pomyślałam, że w jakiś sposób zauważył, co robię, ale potem przeczytałam wiadomość:
Wiadomość do Jones
Najwyraźniej zapomniałaś włożyć spódnicy.
Sądziłem, że w twoim kontrakcie dostatecznie jasno napisano, że pracownicy mają się pojawiać w biurze w stroju kompletnym.
Cleave
Ha! Niezaprzeczalnie flirciarskie! Zastanawiałam się przez chwilę, udając, że uważnie czytam rękopis jakiegoś nieprawdopodobnie nudnego oszołoma. Nigdy nie przesłałam wiadomości Danielowi Cleaverowi, ale fantastyczną rzeczą w korespondencji mailowej jest to, że można pozwolić sobie na trochę luzu, nawet w stosunku do swego szefa. Można też stworzyć parę wersji listów. Oto, co w końcu napisałam:
Wiadomość do Cleave'a
Drogi panie, jestem zaskoczona pańskimi słowami. Chociaż spódnica rzeczywiście jest dość skąpa (oszczędność zawsze była hasłem naszej redakcji), uważam za rażącą obelgę określanie wyżej wymienionej spódnicy jako nieobecnej. Rozważam skontaktowanie się ze związkami zawodowymi.
Jones
Podniecona, czekałam na odpowiedź. Szybko na ekranie komputera miałam znowu komunikat Nowa wiadomość. Nacisnęłam Czytaj:
Ktokolwiek niechcący zabrał z mojego biurka redagowany skrypt „Motocykla Kafki", jest proszony o jego jak najszybszy zwrot.
Diane
Wrrr. A potem: cisza.
12.00. Och, Boże, Daniel nie odpisał. Musi być wściekły. Może pisał o mojej spódnicy na poważnie. Boże, Boże. Zostałam zwiedziona możliwościami, jakie stwarza mailowanie, i zachowałam się impertynencko w stosunku do szefa.
12.10. Może Daniel jeszcze nie odczytał mojej wiadomości. Gdybym tylko mogła cofnąć czas. Chyba się przejdę i sprawdzę, czy nie dałoby się w jakiś sposób dostać do biura Daniela i skasować moją wiadomość.
12.15. Ha. Wszystko się wyjaśniło. Daniel ma spotkanie z Simonem z marketingu. Rzucił mi spojrzenie, gdy mijałam jego pokój. Ach. Achachachachach. Nowa wiadomość:
Wiadomość do Jones
Jeśli spacerek obok mego pokoju miał na celu zademonstrowanie obecności spódnicy, chcę zauważyć, że metoda ta zawiodła całkowicie.
Spódnicy z całą pewnością nie ma. Czyżby była chora?
Cleave
Potem prawie natychmiast nadeszła kolejna wiadomość:
Wiadomość do Jones
Jeśli spódnica potrzebuje zwolnienia lekarskiego, sprawdź, jak często je brała w przeciągu ostatnich dwunastu miesięcy.
Tendencja do kurczenia się jej obecności sugeruje pozorowanie choroby.
Cleave
Odpisałam:
Wiadomość do Cleave'a
Spódnica z pewnością nie jest ani chora, ani nieobescna. Jestem ureżona faktem, że szefostwo ocenia spódnicę po pozorach.
Obsesyjne nią zainteresowanie wskazuje raczej na chorobę kierownictwa, a nie spódnicy.
Jones
Hmmm. Pomyślałam, że chyba wykreślę ostatnie zdanie, bo zawierało dyskretne oskarżenie o molestowanie seksualne, a ja nie miałabym nic przeciwko, żeby być molestowaną przez Daniela Cleavera.
Ups. Perpetua stanęła za moimi plecami i zaczęła mi czytać przez ramię. W porę nacisnęłam Alt Screen, ale był to duży błąd, bo na ekranie pokazało się moje CV.
— Daj mi znać, kiedy skończysz — powiedziała Perpetua z wrednym uśmieszkiem. — Nie zniosłabym myśli, że twój potencjał jest niewykorzystany.
Potem na szczęście wróciła do rozmowy telefonicznej — „Szczerze mówiąc, panie Birkett, jaki jest sens pisać w ofercie: trzy do czterech sypialni, kiedy wiadomo, że czwarta sypialnia wypada tam, gdzie zaprojektowaliście szafę?" — mogłam więc wrócić do pracy. Oto, co miałam zamiar wysłać:
Wiadomość do Cleave'a
Spódnica z pewnością nie jest ani chora, ani nieobescna. Jestem ureżona faktem, że szefostwo ocenia spódnicę po pozorach.
Rozważam zwrócenie się do sądu pracowniczego, tabloidów itd.
Jones
O matko, przyszła wiadomość zwrotna.
Wiadomość do Jones
Nieobecna, Jones, a nie nieobescna. Urażona, a nie ureżona. Proszę, opanuj podstawowe zasady ortografii. Choć język jest wciąż zmieniającym się narzędziem komunikacji (por. Hoenigswald), z pomocą może przyjść komputerowa opcja sprawdzania pisowni.
Cleave
Poczułam się totalnie zbita z tropu. Ale wtedy właśnie Daniel z Simonem z marketingu minęli mój pokój, a Daniel popatrzył bardzo uwodzicielskim wzrokiem na moją spódnicę, unosząc jedną brew. Uwielbiam to cudowne mailowanie. Chociaż muszę popracować nad literówkami. W końcu mam dyplom z anglistyki.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
WALENTYNKOWA
Dostępne w wersji pełnej
POWAŻNA PANIKA
Dostępne w wersji pełnej
RÓWNOWAGA
Dostępne w wersji pełnej
PRZYSZŁA MATKA
Dostępne w wersji pełnej
HA! FACET!
Dostępne w wersji pełnej
UCH!
Dostępne w wersji pełnej
DEZINTEGRACJA
Dostępne w wersji pełnej
PO STRAŻACKIEJ
Dostępne w wersji pełnej
RANDKA Z DARCYM
Dostępne w wersji pełnej
PRZESTĘPCA W RODZINIE
Dostępne w wersji pełnej
O CHRYSTE!
Dostępne w wersji pełnej
PODSUMOWANIE
Dostępne w wersji pełnej
Tytuł oryginału
Bridget Jones’s Diary
Copyright © Helen Fielding, 1996
All rights reserved
Copyright © for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j.,
Poznań 2014
Cover and series typography design © Suzanne Dean
Author photograph © Alisa Connan
Projekt graficzny okładki
Agnieszka Herman
Redakcja
Magdalena Wójcik
Książka ta jest fikcją literacką. Nazwiska, postaci, miejsca, organizacje i zdarzenia są tworem wyobraźni autorki lub zostały użyte całkowicie fikcyjnie. Jakiekolwiek podobieństwo do zdarzeń, organizacji, osób – żyjących czy zmarłych – jest zupełnie przypadkowe.
Wydanie I
ISBN 978-83-778-5432-7
Zysk i S-ka Wydawnictwo
ul. Wielka 10, 61-774 Poznań
tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67, faks 61 852 63 26
Dział handlowy, tel./faks 61 855 06 90
www.zysk.com.pl
Plik opracował i przygotował Woblink
woblink.com