Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
"Dziewczyna na miesiąc", czyli Mia Saunders, przeszła długą drogę. Dociera już do końca swej dwunastomiesięcznej podróży. Trafia kolejno do Hollywood, Nowego Jorku i Aspen. W październiku zaczyna nowe życie i oraz pracę przy programie telewizyjnym, w którym prowadzi część o pięknym życiu. Jej mężczyzna walczy z duchami przeszłości i urazem psychicznym. Razem udaje im się znaleźć sposób na pokonanie przebytej traumy. Następnie Mia jedzie do Nowego Jorku, żeby z okazji Święta Dziękczynienia nagrać program o byciu wdzięcznym. Spełniają się wszystkie jej marzenia poza jednym. Wreszcie, w grudniu, trafia do krainy zimowych cudów - do Aspen w Kolorado, żeby nakręcić odcinek o miejscowych artystach. Podejmuje pracę w wyjątkowych i zaskakujących okolicznościach.
Przygotuj się na koniec ekscytującej podróży Mii!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 489
Październik
Drue Hoffman
To była długa podróż, a gdy się zaczęła, ofiarowałeś mi pomoc i radę w chwili, gdy najbardziej ich potrzebowałam. Dziękuję za to, że podzieliłeś się ze mną swoją wiedzą, za wsparcie i przyjaźń. Mam nadzieję, że spodobała Ci się ekscentryczna postać Drew Hoffmana.
Listopad
Ekaterina Sayanowa
Redagowanie czyjejś powieści jest jak krytykowanie dziecka jakiejś matki. Niełatwo zrobić to tak, żeby kogoś nie zranić. Ty jednak to potrafisz. Redagujesz teksty z pasją i rozwagą. Jestem Ci za to niewymownie wdzięczna. Dzięki Twoim poradom z każdą powieścią staję się lepszą pisarką. Dziękuję.
Grudzień
Prawdziwa Mia Saunders
Jeszcze się nie urodziłaś, a ja już cię kocham. Mam nadzieję, że pewnego dnia, gdy już będziesz dorosła, moja najdroższa przyjaciółka Sarah podzieli się z Tobą tą historią. Życzę Ci miłości, życia pełnią życia i cierpliwości, żeby zawsze poddać się wyprawie…
Cisza. To właśnie ona mnie przywitała, gdy weszłam do domu Wesa w Malibu. Do mojego domu. Nie wiem, czego się spodziewałam. Może miałam nadzieję, że wszechświat nagle się nade mną zlituje i ześle mi niebo na ziemi w postaci mojego mężczyzny, bezpiecznego na amerykańskiej ziemi, w naszym domu. Bo właśnie tym było to miejsce: naszym domem. Wes upierał się, żebym zmieniła sposób myślenia o czymś, co Gin nazywała rezydencją w Malibu. Powiedział, że ewentualnie możemy razem poszukać czegoś nowego. Nie chciałam tego. Szczerze mówiąc, wolałam zanurzyć się we wszystkim, co było Wesem. W całości. Wyjątkowości. W tym, czego nie widzieli inni. W tej cudowności.
Wes ciężko pracował na to, co osiągnął w tak młodym wieku. Nie chwalił się tym, nie był chciwy. Świadczyły o tym prostota i zwyczajny wystrój domu. Szłam przez ciemne puste pokoje, przypominałam sobie wszystkie jego rzeczy, ale czułam się tutaj inaczej. Coś się zmieniło. Zaczęłam się rozglądać i zauważyłam niewielkie różnice w porównaniu z tym, co widziałam dwa miesiące temu.
Na półce nad kamiennym kominkiem stała niewielka rzeźba przedstawiająca baletnicę z długimi rozpostartymi nogami. Dłonie baletnicy przytrzymywały jedną kostkę nad głową, łapała równowagę na palcach drugiej nogi. Figurka należała do mojej matki, która często stawała na palcach, odchylała się do tyłu i pokazywała mi, w jaki sposób balerina przybierała tę pozycję. Moja matka była tancerką w Vegas, wcześniej jednak specjalizowała się w tańcu klasycznym i współczesnym. Uwielbiałam patrzeć, jak się porusza. Gdy sprzątała w domu, kręciła się w rytm każdej dobiegającej ją muzyki. Czarne włosy mamy opadały jej do pasa i otaczały jej ciało niczym ciemna peleryna. Kiedy miałam pięć lat, uważałam matkę za najpiękniejszą kobietę na świecie, kochałam ją jak nikogo. Ta miłość gdzieś się zapodziała, ale posążek pozostał. Zajmował poczesne miejsce na kominku i chociaż pragnęłam zrzucić go na podłogę, żeby się roztrzaskał, pozostawiłam go w nienaruszonym stanie. Jeśli nie będę chciała zostawić sobie posążka, to oddam go na aukcję charytatywną. Niekiedy nawet najpiękniejsze wspomnienia potrafią sprawić niewypowiedziany ból.
Odwróciłam się i przyjrzałam salonowi. Na brzegu stołu zobaczyłam znajomą oprawioną fotografię. Maddy. Zdjęcie zrobiono jej na dzień przed rozpoczęciem studiów. Chodziłam za nią po budynku niczym zagubiony szczeniak. Ona natomiast trzymała mnie za rękę i kołysała nią. Szłyśmy od sali do sali, pokazywała mi, gdzie będzie miała jakie zajęcia i opisywała program nauczania. Była pełna entuzjazmu. Rozkoszowałam się nim, wiedząc, że w tej właśnie chwili moja dziewczynka, moja młodsza siostra, osiągnie coś niesamowitego. Już to zrobiła. Byłam z niej niewiarygodnie dumna. Nic nie mogło jej powstrzymać.
Poszłam do kuchni i znalazłam kilka zdjęć przypiętych magnesami do lodówki. Wśród nich znajdowały się fotografie, które odczepiłam z lodówki w moim malutkim mieszkaniu. Maddy, Ginelle, tata. Były tam też nowe zdjęcia, których nie wywoływałam. Wes i ja. Jedno zrobione podczas kolacji, drugie to selfie w łóżku, przedstawiające tylko nasze twarze. Musiał je powiesić. To był początek wszystkiego. Przejechałam palcami po uśmiechu Wesa. Mój mężczyzna był taki pewny siebie i seksowny, mocno mnie do siebie przytulał. Poczułam ucisk w klatce piersiowej, zaczęłam ją masować, żeby się go pozbyć. Już niedługo. Wkrótce Wes wróci do domu. Musiałam w to uwierzyć. Poddaj się tej wyprawie. Teraz musiałam bardziej niż kiedykolwiek uwierzyć w słowa, które wytatuowałam sobie na stopie.
Przeszłam do naszej sypialni i nagle stanęłam jak wryta, wytrzeszczając oczy.
– O w mordę i nożem. – Patrzyłam z zachwytem na obraz. Przedstawiający mnie.
Było to moje ostatnie ujęcie, namalowane przez Aleca w lutym. Stałam w Space Needle, przede mną rozpościerał się widok na Seattle. Moje długie kręcone włosy rozwiewał wiatr. Tego dnia czułam się wyzwolona. Wolna od ciężaru, jakim nieumyślnie obciążył mnie ojciec, i od konieczności stania się tym, czego pragnął klient – wszystko to minęło, ogarnął mnie spokój. W owej chwili byłam po prostu Mią, dziewczyną, która po raz pierwszy w życiu podziwiała prawdziwe piękno krajobrazu.
Nie mogłam w to uwierzyć. Weston kupił najdroższe zdjęcie zrobione mi przez Aleca. Podczas naszej szczerej rozmowy opowiedziałam mu o Alecu, no dobrze, może bez szczegółów, miał jednak ogólny zarys sytuacji. Skupiłam się na sztuce, na tym, jak każdy obraz i fotografia mnie zmieniły, pozwoliły mi dostrzec życie, miłość i samą siebie. Gdy opowiadałam mu, ile zawdzięczam Alecowi, leżeliśmy nadzy w łóżku wtuleni w siebie. Mówiłam, że Alec dał mi mnóstwo i jeszcze za to zapłacił.
Wyjęłam telefon, przeszukałam kontakty i wcisnęłam „zadzwoń”.
– Ma jolie, czemu zawdzięczam ogromną przyjemność usłyszenia twojego głosu? – powiedział do słuchawki Alec uwodzicielskim gładkim tonem, który przypomniał mi o lepszych, szczęśliwszych czasach, spędzonych pod jego szczupłym ciałem.
Odwróciłam się i wdrapałam na łóżko. Usiadłam ze skrzyżowanymi nogami i zaczęłam gapić się na obraz.
– Nie wierzę… – Zamiast dokończyć zdanie, wyciągnęłam przed siebie telefon i zrobiłam zdjęcie. Wysłałam je Alecowi i ponownie przyłożyłam komórkę do ucha. Usłyszałam piknięcie – dostał wiadomość.
– Mio, parle moi, czy wszystko w porządku? – spytał zaniepokojony.
Mój głos drżał, bo cały czas przyglądałam się pięknemu zdjęciu wiszącemu nad łóżkiem Wesa. Nad łóżkiem moim i Wesa.
– Sprawdź wiadomość.
– Chérie, gardzę taką formą komunikacji.
– Po prostu to zrób. – Jęknęłam, żeby mnie posłuchał.
Usłyszałam kilka kliknięć.
– Ach, mais oui, czyli widzisz siebie, non?
Bywają w życiu takie chwile, gdy ma się ochotę udusić osobę, z którą się rozmawia. To była właśnie jedna z tych sytuacji.
– Alec, nie o to chodzi. Dlaczego widzę siebie w sypialni mojego chłopaka?
Sapnął.
– Ma jolie, masz copain? Chłopaka? – Powiedział to z takim akcentem, że niemal zapomniałam o złości. – Czyli się wobec kogoś zobowiązałaś. Felicitations! – pogratulował mi, nie wyjaśniając jednak, jakim cudem jego obraz znalazł się w sypialni Wesa.
– Alec, skarbie, skup się – jęknęłam.
– Och, chérie, przecież zawsze się na tobie skupiam. – Zamruczał. – Zwłaszcza gdy jesteś naga. Doskonale pamiętam, jak to jest mieć cię w ramionach. Ty też to pamiętasz, oui?
– Alec, nie będziemy teraz tego wspominać. Potrzebuję odpowiedzi. Od ciebie. Jakim cudem twój obraz znalazł się w mojej sypialni?
– Zawsze żądna informacji. – Zaśmiał się i westchnął. – A może miała to być niespodzianka, compte tenu de votre amant.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy nie uczyłam się francuskiego ani nie rozmawiałam z Alekiem przez telefon, zrozumiałam jednak, że to miała być niespodzianka od mojego kochanka.
– Wes to kupił?
– Nie do końca.
Zesztywniałam i zacisnęłam zęby tak mocno, że mogłabym między nimi rozgniatać kamienie.
– Alec, to nie czas na fałszywą skromność. Wyrzuć to wreszcie z siebie.
Wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk.
– Nigdy niczego z siebie nie wyrzucam.
Przewróciłam oczami i opadłam na łóżko.
– Alec... – ostrzegłam.
– Twój kochanek nie zapłacił za ten obraz – rzekł wreszcie.
– To skąd się tutaj wziął?
Wydobywanie informacji z mojego Francuzika, gdy ewidentnie nie miał ochoty mówić, było trudniejsze, niż wyciskanie orgazmu z faceta po kilku rundach ostrego seksu. Czyli niemal niemożliwe.
Wreszcie westchnął.
– Ma jolie, będę z tobą szczery, dobrze?
Nie musiałam odpowiadać, bo doskonale wiedział, czego chcę, mimo wszystko wydusiłam:
– Oui. Merci.
– Twój kochanek zadzwonił do mojego agenta. Chciał kupić „Żegnaj, kochanie”. Ale nie zgodziłem się na sprzedaż.
Zaskoczyło mnie to. Artysta, który tworzy sztukę na sprzedaż, nie chce sprzedać swojego dzieła?
– Dlaczego? Przecież to nie ma sensu.
Zaczął niezobowiązująco sobie nucić.
– Bo tak. Kocham cię i chcę, żeby twoja uroda była doceniana przez właściwych ludzi. Co do każdego obrazu mam konkretne zasady. Dwóch w ogóle nie zamierzałem sprzedawać.
– Których dwóch?
Zniżył głos i zaczął mówić z seksownym pomrukiem, znanym mi aż za dobrze.
– Lubię patrzeć na naszą uchwyconą miłość. Obraz „Nasza miłość” powiesiłem w gabinecie w swojej willi we Francji. Je ne pouvais pas m’en séparer – dodał. Zaczęłam wytężać umysł, żeby ułożyć z tych słów coś, co ma sens. Chyba wyznał, że nie potrafił rozstać się z tym obrazem. Roześmiałam się.
– Alec, przecież to głupie. Głównym celem wystawy było dzielenie się sztuką.
– Tak, ale chcę, żeby ten obraz był oglądany przez odpowiednie oczy. Sprzedałem pozostałe. Z każdym klientem rozmawiałem osobiście, każdego z nich prześwietliłem.
Pokręciłam głową i oblizałam suche usta. Szalały we mnie emocje: jednocześnie podziwiałam dzieło sztuki, rozmawiałam z Alekiem i tęskniłam za Wesem. Miałam wrażenie, że właśnie przeżywam tornado. Próbowałam zebrać myśli i uczucia, ale nic do siebie nie pasowało.
– A ten obraz? Jak on się tu znalazł?
– Rozmawiałem z twoim Westonem. Powiedział mi, kim jest, wyjaśnił, że wie, na czym polegał nasz związek. Spodziewałem się rzeźni.
– Rzeźni? – Spodziewał się rzeźni? Czego?
– Merde. Non. Jak wy to nazywacie… Wy-mieszanie?
Wreszcie parsknęłam śmiechem.
– Chodzi ci o zamieszanie? – Zaczęłam się śmiać.
– Oui. Zamieszanie. Ale on zachował się jak prawdziwy dżentelmen. Powiedział, że widział te obrazy na internetowej wystawie i chce je kupić.
– Kupić. Wszystkie?
– Oui – odparł Alec, jakby wcale go to nie dziwiło. A dla mnie to było niezwykłe, że mój wyluzowany surfer chciał wydać miliony dolarów na obrazy przedstawiające… mnie. Po jego powrocie będziemy musieli przedyskutować kwestię bezsensownego wydawania ciężko zarobionych pieniędzy. Boże, mam nadzieję, że on wróci.
Wstałam i szybko przeszłam przez dom, zaglądając do każdego pokoju. Nie zauważyłam kolejnych obrazów Aleca.
– No cóż.
– Nie zgodziłem się. Powiedziałem, że może kupić tylko jeden i że jeśli wybierze właściwy, to mu go sprzedam.
Jezu. Alec był jednak porządnie szurnięty. Miał bardzo złożoną osobowość, był dziwny, kochany, wylewny, wymagający, rewelacyjny w łóżku, ale porządnie szurnięty. Ale chyba tacy właśnie są wszyscy artyści, prawda? Nie można okiełznać ich natury ani nawet jej nazwać, bo większość z nas była zupełnie inna.
– No i?
– Dokonał właściwego wyboru. Wybrał ciebie.
Wypowiedział to w taki sposób, że poczułam ciarki na plecach. Potarłam ramiona i objęłam się w pasie – wiedziałam, że w tej chwili nikt inny tego nie zrobi.
– Alec, przecież ja jestem na każdym z tych obrazów.
– Non. Pozostałe przedstawiają konkretne chwile z twojego życia, doświadczenia i kilka odegranych przez ciebie scen, bo chcieliśmy stworzyć sztukę. A ten jeden obraz przedstawia to, kim dzisiaj jesteś. I on chciał kupić właśnie ten. Więc mu na to pozwoliłem. Dałem mu ciebie.
Te słowa zabrzmiały dziwnie w jego ustach.
– Co to oznacza?
– Potraktuj to jako prezent dla ciebie i dla niego. Dla twojej miłości.
– Dałeś mojemu chłopakowi obraz warty ćwierć miliona dolarów?
– Właściwie to pół miliona.
– Kurwa!
– Mio, je t’aime. I tak miałem zamiar oddać ci połowę pieniędzy zarobionych na tych obrazach. A dzięki temu masz cudowną pamiątkę, która będzie codziennie przypominać ci o tym, kim jesteś. To cudowne, że wisi nad łóżkiem, które dzielicie. Nie mógł trafić w lepsze miejsce.
Pociągnęłam nosem i poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
– Ja ciebie też kocham, wiesz? Na swój sposób. – Mówiłam serio.
Zaśmiał się.
– Oui. Wiem o tym, ma jolie. – I zakończył naszą rozmowę tytułem jednego z obrazów. – Żegnaj, kochanie.
Miałam nadzieję, że nie był to ostatni raz, gdy rozmawiałam z moim sprośnym Francuzikiem. Nawet jeśli rzeczywiście dawał swoje błogosławieństwo mnie i Wesowi, nadal chciałam, żeby był obecny w moim życiu. Zawsze będzie częścią mojej podróży i będę kochać go aż do śmierci. Bardziej kochałam tylko Wesa. I bardzo chciałam, żeby wrócił do domu.
* * *
Noc była chłodniejsza niż ostatnio, ale mnie i tak było zimno od wielu tygodni. Zaczęłam patrzeć w gwiazdy i zastanawiałam się, czy Wes też je widzi tam, gdzie jest. I chociaż obiecałam sobie, że poczekam, aż on się odezwie, wyjęłam telefon i wybrałam właściwy numer. Od razu włączyła się poczta głosowa. Natychmiast poczułam przerażenie. Wstrzymałam oddech, próbując nie panikować, że Wes nie odebrał telefonu. Pewnie spał. Na litość boską, przecież ten człowiek miał ranę postrzałową szyi, musiał dużo odpoczywać. Mio, wyluzuj. Wczoraj z nim rozmawiałaś.
– Cześć… eee, to ja. Po prostu chciałam usłyszeć dzisiaj twój głos. Jestem w domu. W… eee… Malibu. – Spojrzałam na czarne fale oceanu. Po chwili zaczęłam mówić drżącym głosem: – W domu panuje straszliwa cisza. Nie wiem, gdzie jest Judi. – Fale uderzały o brzeg, wiatr targał moje włosy, zrobiło mi się jeszcze zimniej. – To cudowne, że rozpakowałeś moje rzeczy. A może zrobiła to Judi, chociaż mam nadzieję, że to byłeś ty, że w ten sposób chciałeś połączyć moje życie z twoim. – Zaczęłam bawić się nitkami wiszącymi przy dżinsach. – Wes, Boże, jak ja za tobą tęsknię. Nie chcę spać sama w naszym łóżku.
Bardzo starałam się powstrzymać od płaczu, ale zdradzieckie łzy same popłynęły mi z oczu. Nie wiedziałam, co jeszcze mogłabym mu powiedzieć, jak wyrazić to, jak bardzo go potrzebuję. Pragnę. Nie potrafiłam już bez niego żyć.
– Pamiętaj o mnie – szepnęłam i się rozłączyłam. Te dwa słowa miały dla nas ogromne znaczenie, większe niż jakiekolwiek inne słowa. Jeszcze raz spojrzałam w niebo, a potem się odwróciłam i poszłam do swojej starej sypialni. Skoro nie mogłam mieć Wesa w rzeczywistości, to nie miałam zamiaru spać w łóżku, które dzieliliśmy.
* * *
Nieważka. Tak właśnie się czułam. Ogarnęło mnie oszołomienie, gdy objęły mnie silne ramiona. Wtuliłam się w to ciepło, schowałam w nim nos, zaczęłam wdychać znajomy męski zapach. Tych kilka nocy, które udało mi się przespać, zawsze było wypełnionych nim. Zamiast z tym teraz walczyć, miałam zamiar się temu poddać. Pozwolić, by ogarnęła mnie radość, tak jakby Wes naprawdę tutaj był i o mnie dbał. To uczucie wypełniło całe moje ciało i serce. Wyobraziłam sobie, jak Wes kładzie mnie do łóżka. Do naszego łóżka. Poduszka pachniała nim, oceanem, piaskiem i tym czymś, czym pachniał tylko Wes. Zapach przetrwał. Wtuliłam twarz w miękką bawełnę.
– Tęsknię za tobą. – Głos mi się załamał, po policzku popłynęła łza.
Poczułam na policzkach delikatny dotyk i oddech.
– Jestem tutaj. Z tobą – szepnął mi do ucha.
Sny potrafiły być jednocześnie okrutne i wspaniałe. Dawały mi wszystko, czego pragnęłam, by zniknąć o świcie. Otworzyłam oczy i dostrzegłam postać. Jego postać.
– Nie zostawiaj mnie. Zostań. – Zamrugałam gwałtownie, nie chcąc zamykać oczu. Okno było otwarte, od oceanu wiał chłodny wiatr. Wtuliłam się w grubą kołdrę, podciągnęłam ją aż pod brodę. Otaczało mnie już tylko ciepło. Jakaś ręka objęła mnie w pasie, w myślach zaczęłam wychwalać swój sen. Czułam bliskość Wesa, przytulał mnie, oddychał prosto w moją szyję.
Przycisnął się do mnie od tyłu, wtuliłam się w niego plecami, nie zastanawiając się nad tym, że nie ma go ze mną. Udawałam, że jest – miałam nadzieję, że uda mi się zasnąć chociaż tej jednej nocy. To wszystko było takie rzeczywiste: sposób, w jaki mnie przytulał, dotykał nosem moich włosów, szyi, ramienia. Złapałam obejmującą mnie rękę i przesunęłam ją między swoje piersi, zaczęłam całować palce, wdychając jego zapach najgłębiej, jak tylko mogłam. Tak głęboko, by poczuć go jeszcze jutro rano, gdy się obudzę. Westchnął ciężko, poruszając włosami przy moim uchu. Spod mocno zaciśniętych powiek popłynęły łzy, nie chciałam, żeby ta iluzja zniknęła. Aż wreszcie pod wpływem ciepła, które grzało mnie od tyłu, pod wpływem wszechogarniającego poczucia spokoju i bezpieczeństwa, zniknęły moje zmartwienia i cierpienie.
Przez sen usłyszałam jeszcze jego głos:
– Śpij, kochanie. Będę tutaj. Już nigdy cię nie zostawię.
– To dobrze – wymamrotałam i jeszcze mocniej wtuliłam się w mojego Wesa ze Snu. Poczułam już piasek pod powiekami. Ramiona Wesa mocno mnie objęły, zaczęłam coś przeczuwać. Każda część ciała Wesa ze Snu dotykała mnie dokładnie tak, jak robiłby to, gdyby był przy mnie. Westchnęłam i zanurzyłam się w tym.
– Pamiętałem o tobie, Mio. – Usłyszałam z oddali jego głos. – Każdego dnia byłaś tutaj ze mną. Żyłem tymi wspomnieniami.
Poczułam na skórze morze ognia, falujące tak długo, aż zrobiła się gorąca. Ogień stał się tak ciężki, że nie mogłam drgnąć. Spróbowałam poruszać nogami i stwierdziłam, że są unieruchomione – leżała na nich jakaś owłosiona noga. Chwileczkę. Co? Gdy mój mózg wrócił do pełnej sprawności, zesztywniałam. Poczułam, jak serce zaczyna mi walić tak mocno, że przestraszyłam się, iż wyskoczy mi z piersi albo obudzi tego, kto spał za mną. Moja skóra natychmiast stała się lepka, ogarnęła mnie panika.
Bardzo powoli poruszyłam sparaliżowanymi strachem kończynami i przygotowałam się na uderzenie. Zwinęłam dłoń w pięść, naprężyłam mięśnie wokół łokcia. Dźgnij, zabierz łokieć i się przeturlaj, tak jak uczono cię w podstawówce na wypadek pożaru. Tyle że wtedy to było: Zatrzymaj się. Padnij. Przeturlaj się. Powtórzyłam te słowa w myślach. Dźgnij. Przeturlaj się. Padnij. Czyli rzuć się w stronę krawędzi łóżka i uciekaj, ile sił w nogach.
Usłyszałam za sobą męski jęk, przygniatające mnie członki zacisnęły się na mnie jeszcze bardziej.
– Słyszę twoje myśli. – Głos był zachrypnięty od snu.
Już miałam uderzyć i zacząć zwiewać, ale ten głos przeciął moje plany niczym ostrze satynową wstążkę. Ogarnęło mnie nowe uczucie, na skórze pojawiła się gęsia skórka, a potem poczułam dreszcze. W oczach stanęły mi łzy, odwróciłam się. Śmiertelny chwyt został poluzowany na tyle, bym mogła to zrobić. Znalazłam się twarzą w twarz z jedynym mężczyzną, którego pragnęłam bardziej niż kolejnego oddechu.
Z Wesem.
Łzy popłynęły mi strumieniami.
Pogłaskał mnie po policzku.
– Tęskniłaś za mną? – Uśmiechnął się, a ja straciłam nad sobą panowanie.
Błyskawicznie przewróciłam go na plecy i usiadłam na nim okrakiem. Jedna z bardziej imponujących części jego ciała była już gotowa, by się ze mną przywitać, ale stwierdziłam, że zajmę się nią później. Moje usta przeszły do działania. Całowałam każdy centymetr kwadratowy jego twarzy. Czoło, policzek, zarośniętą brodę, która łaskotała moją skórę. Unikałam tylko zabandażowanej szyi.
Boże, nie mogłam uwierzyć, że znajdował się tuż obok, we własnej osobie.
Aż wreszcie pocałowałam go w usta. Natychmiast je otworzył i był cały mój.
Jego język był ciepły, wilgotny, był tym, o czym marzyłam przez ostatnie dwa miesiące. Położyłam dłonie na skroniach Wesa, a nasze języki zaczęły swój taniec. Wes gładził mnie po plecach, wbijając się we mnie biodrami, co rozpalało we mnie pożądanie.
Na chwilę oderwał usta od moich, a potem mruknął:
– Mio, muszę w ciebie wejść. Chcę być z tobą jednością.
Cały czas go całując, uklękłam, żeby ściągnąć majtki. Potem zaczęłam mocować się z jego bokserkami, ściągnęłam je jak najniżej. Na końcu kopnął je i złapał mnie za biodra. Jego penis był długi, gruby i twardy jak skała, dumnie wyprężony, czekający na powrót do domu.
Nie potrzebowaliśmy żadnej gry wstępnej, pieszczot ani nakręcających słów. To nie było uprawianie miłości ani pieprzenie kogoś, za kim tęskniło się przez kilka długich tygodni. Nie, to było pożądanie w najczystszej postaci. Zwierzęce, wypełnione uwielbieniem i fizyczną potrzebą.
Jeszcze raz się podniosłam i rozmazałam kropelkę preejakulatu na czubku jego penisa, jęcząc z pożądania, bo miałam ochotę ją wyssać, jednak jedyne, czego tak naprawdę pragnęłam, to jak najszybszego połączenia się z Wesem. Usiadłam na nim i krzyknęłam, gdy gwałtownie we mnie wszedł, taki gruby i mocny. Z moich płuc uciekło całe powietrze. Z całych sił zacisnęłam się na członku Wesa. Opadłam do przodu, oparłam dłoń o jego pierś w miejscu, w którym znajdowało się serce, i spojrzałam w jasnozielone oczy.
– Wes! – Pogładziłam go po piersi. – Jesteś prawdziwy.
– A ty jesteś ucztą dla oczu. – Nabrał powietrza, jego oczy mówiły mi wszystko. To, jak bardzo za mną tęsknił. Jak bardzo mnie pragnął. I że miłość do mnie sprowadziła go do domu. – Chryste, jesteś niewiarygodnie piękna. – Złapał mnie mocniej za biodra, jego ruchy stały się jeszcze gwałtowniejsze i bardziej brutalne.
Zupełnie nie zwróciłam na to uwagi. Pragnęłam, żeby zostawił na mnie swoje piętno. Wiedziałam, że oznaczało to, że wrócił do domu. Już nigdy go nie wypuszczę.
Zbliżył dłonie do mojej koszulki, zdjęłam ją przez głowę i rzuciłam na bok. A potem zaczęłam się na nim poruszać. Wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby i przymknął oczy.
– Nie zamykaj oczu! – poprosiłam drżącym głosem.
Oblizał usta i podniósł moje biodra tak, że znajdował się we mnie tylko czubek jego kutasa, a następnie grawitacja zrobiła swoje i opadłam gwałtownie na dół. Oboje jęknęliśmy. Zaczęłam ściskać go mięśniami, czułam, jak nabrzmiewa jeszcze bardziej.
– Dlaczego, kochanie? – spytał, uderzając we mnie. Jego twardy penis ocierał się o moje wnętrze.
Zaczęłam gładzić Wesa po twarzy opuszkami palców, upewniając się, że jest prawdziwy. Gdy dotarłam do jego ust, zaczął ssać moje palce. Przeszyła mnie rozkosz. Opanowałam się, ale moja cipka zamoczyła miejsce, w którym stykały się nasze ciała.
Poruszałam się w górę i w dół, do przodu i do tyłu, nadawałam rytm.
– Dlaczego? – spytał ponownie, bawiąc się moimi sutkami. Wyciągał je boleśnie, aż pragnęłam tylko jednego: żeby wziął je w ciepłe usta.
Położyłam dłonie na jego piersi, podniosłam się i ponownie opadłam w dół, uderzając w jego miednicę.
– Cholera, kochanie, zaraz przez ciebie dojdę.
– Taki jest plan. – Chciałam odwrócić uwagę od jego pytania.
Ale on nie dał się zwieść. Złapał mnie mocno w pasie i nie pozwolił się ruszyć. Miałam wrażenie, że jestem przygwożdżona do ściany wielką twardą męskością. Zaczęłam jęczeć, byłam taka pełna, ale nie pozwalał mi się ujeżdżać i osiągnąć całkowitej rozkoszy.
– Powiedz mi.
Poruszałam głową, pozbywając się napięcia z szyi, które towarzyszyło mi przez ostatnie tygodnie.
– Kochanie, w moich snach zawsze miałeś zamknięte oczy – odparłam wreszcie. Była to niejasna odpowiedź, za którą ukrywała się prawda.
– Często o mnie śniłaś?
Jego pytanie mnie zaskoczyło, trafiło prosto w serce, zasiało w nim ziarno strachu. Znowu obudzę się sama, załamana i z dziurą w sercu tak wielką, że zmieściłby się w niej cały Pacyfik. Z początku nie odpowiedziałam, ale wreszcie zakręcił biodrami i sprawił, że moja cipka zaczęła pulsować, a ciało się zatrzęsło.
– Śniłaś o mnie, kochanie?
Pokiwałam głową i przygryzłam wargę, rozkoszując się każdym skurczem w moim ciele. Chciałam, żeby już nigdy ze mnie nie wychodził. Żeby już nigdy nie wyjeżdżał. I kropka.
– Dochodziłaś na samą myśl o mnie? – Jego oczy stały się ciemnozielone, źrenice się rozszerzyły.
Westchnęłam i rozluźniłam się, gdy wreszcie pozwolił mi poruszyć biodrami w poszukiwaniu wyzwolenia.
Powoli nabrałam powietrza i zaczęłam odpowiadać. Zrobiłabym dla niego wszystko, nawet jeśli czułam się zawstydzona. Przecież wrócił do domu.
– Czasami. Przeważnie znikałeś, a ja nagle znajdowałam się sama w obcym łóżku.
Złapał mnie za biodra, pomógł mi się podnieść, a potem delikatnie opuścił mnie, centymetr po centymetrze. Jego gruby kutas powoli przeciskał się przez miękkie tkanki, poczułam nieuchronnie zbliżający się orgazm.
– Nie zamykaj oczu – poprosiłam znowu.
– Nigdzie się nie wybieram.
Podniósł się i cofnął pod wezgłowie łóżka, przyjął pozycję na wpół siedzącą. Jego penis wbił się we mnie niesamowicie głęboko, jęknęłam, odrzuciłam głowę do tyłu, moje włosy opadły na pośladki i jego nogi. Jedną ręką trzymał mnie mocno w pasie, drugą zaczął gładzić mnie po plecach, od dołu do góry, między łopatkami, a potem zanurzył palce w moje włosy i mocno mnie za nie złapał. Podniósł moją głowę, tak byśmy mogli patrzeć sobie w oczy.
Jego mocny uchwyt sprawił, że ból przy skórze głowy błyskawicznie zamienił się w rozkosz. Jęknęłam, moje usta znalazły się tuż przy jego ustach.
– To, kochanie. Mamy to. Ty i ja. To właśnie utrzymało mnie przy życiu. Zawdzięczam ci życie. – W jego oczach stanęły łzy, wpatrywał się we mnie tak intensywnie, jakby chciał dostrzec moją duszę.
Pokręciłam głową i oblizałam usta, dotknęłam językiem jego warg. Sapnęłam, gdy po jego twarzy spłynęły dwie łzy.
– Nie, Wes. To ja żyję dla ciebie. To dzięki tobie uwierzyłam, że zasługuję na coś więcej. Jesteś dla mnie… wszystkim.
Gładząc się po policzkach, zaczęliśmy się całować, dawać, brać, kochać. To, co wcześniej uważałam za miłość, było niczym w porównaniu z tym. Wiedziałam, że już nigdy nie pokocham żadnego mężczyzny całą sobą w sposób, w jaki pokochałam Westona Channinga Trzeciego.
Cofnął się i zaczął obsypywać moją twarz pocałunkami, cały czas wwiercając się we mnie kutasem. Tak jakby cieszył go sam fakt, że jest we mnie, że jesteśmy jednym.
– Wkrótce się z tobą ożenię. – Poczułam gorący oddech na uchu, jego słowa mnie parzyły. Znowu na niego opadłam.
– Czy to były oświadczyny? – Poruszyłam biodrami, przypominając mu, w którym miejscu jesteśmy ze sobą złączeni. Przyjemność płynąca z samego faktu, że był ze mną, taki twardy i gotowy, stała się afrodyzjakiem samym w sobie. Westchnęłam, uklękłam, wysunęłam się z niego kilka centymetrów, a potem znowu opadłam, na nowo rozpalając ten ogień.
Jęknął i ponownie zaczął bawić się moimi brodawkami, aż wreszcie pochylił się do przodu i wziął jedną z nich w ciepłe usta. Przycisnęłam jego głowę do mojej piersi, po raz kolejny rozkoszując się jego obecnością. Moje piersi tak długo na niego czekały, były całe obolałe. Zaczął mocno ssać, a potem się cofnął i wypuścił brodawkę z ust. Jego ślina połyskiwała w świetle brzasku.
– Nie oświadczam ci się, bo nie daję ci żadnego wyboru – powiedział, a następnie zawirował językiem wokół porzuconej piersi.
– Doprawdy? – westchnęłam i zakręciłam biodrami, próbując zwiększyć tarcie.
Jęknął z moją piersią w ustach.
– To ciało jest moje. – Zaczął mocno ssać, przeszyły mnie kolejne fale rozkoszy i zrobiłam się niesamowicie mokra. Przejechał ustami po skórze do miejsca, w którym pod żebrami bardzo mocno biło mi serce. – To serce jest moje. – Lizał i całował skórę, złapał mnie dłońmi za kark. Po chwili pocałował mnie w usta. – Ta miłość jest nasza. – Przypieczętował swoje słowa głębokim pocałunkiem, od którego można było oszaleć.
Miał rację. Ta miłość była nasza – przez kolejną godzinę pokazywał mi, jak wyglądała.
Wszystko było tak intensywne, że co jakiś czas traciłam rozum.
* * *
Gdy skończyliśmy się kochać, patrzyłam, jak Wes śpi i oddycha. Nigdy nie sądziłam, że zwykłe obserwowanie snu ukochanego mężczyzny może wypełnić mnie takim spokojem. Obudziwszy się z Wesem wtulonym w moje plecy, mocno się przestraszyłam. Mimo to nadal trudno było mi uwierzyć, że jest już bezpieczny w domu, chociaż przeczesywałam palcami jego włosy. Wymęczony i wykończony, ale żywy i śpiący obok mnie.
Nagle, zupełnie niespodziewanie, otworzyły się drzwi do sypialni. Stanęła w nich Judi. Najpierw dostrzegła mnie, a potem Wesa. Nabrała gwałtownie powietrza, trzymany w ręku stos czystej pościeli niebezpiecznie się zachwiał. Uśmiechnęłam się. Jej twarz się rozpromieniła. Judi gwałtownie odłożyła pościel i ręczniki na komodzie, odwróciła się i wyszła z pokoju.
Powoli wstałam z łóżka, włożyłam białą koszulkę, którą miał na sobie Wes. Chciałam, by otulił mnie jego zapach. Przeszłam na palcach do kuchni, w której Judi wyjmowała z szafek puste pojemniki na jedzenie. Gdy stawiała na blacie pudełko z mieszanką na naleśniki, zobaczyłam, że drżą jej ręce.
– Judi? – Obeszłam blat, a ona zamarła i zwiesiła ramiona. Gwałtownie się do mnie odwróciła i mocno mnie do siebie przytuliła.
– Mój synek wrócił do domu. Bogu niech będą dzięki. – Płakała i śmiała się jednocześnie. – Teraz możemy stać się rodziną.
I znowu to słowo. To jedno słowo, które zaczęło znaczyć dla mnie więcej niż cokolwiek innego.
– Jeśli Wes zrealizuje swoje plany, to wszystko potoczy się błyskawicznie.
Cofnęła się i położyła mi ręce na ramionach. Zmarszczyła czoło i przekrzywiła głowę.
– Ale jak to? Oświadczył ci się? – Jedną dłonią zasłoniła usta, otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia. – A to mały szatan. – W jej głosie pobrzmiewały zachwyt i ekscytacja.
– Nie, nie oświadczył mi się.
Uniosła brew i złapała się pod boki.
– Co?
Pokręciłam głową, popatrzyłam jej w oczy i dałam jej to, czego ode mnie chciała.
– Po prostu mi oznajmił, że się ze mną żeni.
– Przecież ci mówiłam, że gdy on już coś sobie postanowi, to zawsze zrealizuje swoje plany. – Uśmiechnęła się szeroko. Odwróciła się i zaczęła wyjmować z szafki blachy do pieczenia, patelnie i inne sprzęty kuchenne.
– Co robisz? – Spojrzałam na zegarek i zorientowałam się, że jest już po południu.
– Szykuję wam powitalne królewskie śniadanie.
Oczywiście. Przecież Judi okazuje radość i miłość poprzez gotowanie. A ja byłam głodna jak wilk. Na samą myśl o domowym jedzeniu zaczynało mi burczeć w brzuchu. Nie jadłam prawdziwego posiłku od wyjazdu z Teksasu.
Właśnie parzyłam sobie mocną kawę, gdy objęła mnie para silnych ciepłych ramion.
– Mmm, nie było cię przy mnie, gdy się obudziłem. Wcale mi się to nie podoba – powiedział Wes poważnym tonem, sugerując, że nie żartuje.
To dziwne, jak na mojego wyluzowanego zwykle faceta. Bardziej niż dziwne.
Śmiejąc się, oparłam się o niego plecami. Moja skroń otarła się o coś ostrego i drapiącego.
– Od kiedy to? – spytałam, chcąc poprawić atmosferę. Nie przejęłam się nagłą zmianą w jego zachowaniu. Wcześniej, gdy sypialiśmy w jednym łóżku, osoba, która budziła się pierwsza, dawała się wyspać drugiej. To była jedna z ustalonych przez nas zasad. Najwyraźniej coś się teraz zmieniło.
– Nie zadawaj pytań, na które nie chcesz usłyszeć odpowiedzi – ostrzegł ostro. Swobodny Wes, którym zawsze był, nadal się w nim znajdował, ale ukrywał się pod tym zmęczonym życiem mężczyzną.
To, co drażniło moją skórę, miało ostre krawędzie.
– Ała. – Podniosłam rękę i przejechałam palcami po tym czymś.
– Kurwa! – Jęknął z bólu, a potem syknął i wbił paznokcie w moje biodra.
Odwróciłam się i dostrzegłam ranę. Z boku jego szyi znajdował się wielki biały bandaż, który zauważyłam już wcześniej, gdy rzuciłam się na Wesa niczym spragniona seksu nimfa. Na środku białego opatrunku pojawiła się powiększająca się czerwona plama.
– O mój Boże, twoja rana. Kuźwa. Powinnam bardziej uważać. – I właśnie wtedy zauważyłam, że więcej rzeczy w Wesie nie było tak idealnych jak kiedyś. Spojrzałam na niego krytycznie dopiero teraz, gdy zaspokoiliśmy pierwszą potrzebę zjednoczenia się.
Na piersi Wesa znajdowało się kilka blizn i siniaków. Miał poparzone przedramię. Zaczęłam dotykać ran drżącymi palcami.
– Kochanie. – Miałam taką kluchę w gardle, że z trudem cokolwiek mówiłam.
– Nic mi nie jest. Oboje jesteśmy w domu, możemy iść do przodu – powiedział stanowczo. W każdym słowie pobrzmiewała również złość.
– Wcale nie jest z tobą tak dobrze. – Pochyliłam się i zaczęłam całować każdą ranę i bliznę, jaką widziałam. Jednak najgorzej wyglądała szyja. – Dlaczego ta rana jeszcze się nie zagoiła?
– Kilka dni po operacji szwy się rozeszły i trzeba było wszystko poprawiać. Najwyraźniej powinienem leżeć cały czas w łóżku, żeby zapobiec gwałtownym ruchom i wspomóc gojenie się rany. – Wyszczerzył zęby, a ja zmarszczyłam czoło.
Gdy go nie było, szalałam z niepokoju. On jednak musiał czuć się sto razy gorzej. Mogłam sobie tylko wyobrazić, jakim był pacjentem.
Cały czas przyglądałam się jego ciału i analizowałam w myślach wszystkie rany. Na lewym przedramieniu zauważyłam blizny po ospie, które teraz wyglądały jak wściekle czerwone kratery pokryte strupami.
Już chciałam zacząć je całować, ale on złapał mnie za kark i pokręcił głową.
– Nie rób tego. Nie chcę, żebyś dotykała tego zła swoimi idealnymi ustami. – Zacisnął szczękę, a jego oczy przypominały teraz czarne dziury z cienką szmaragdową otoczką.
Nie zważając na jego słowa, zaczęłam przyglądać się jednemu ze śladów. Zamknął oczy.
– Kochanie, oczy – przypomniałam mu o tym, czego tak bardzo potrzebowałam.
Wiedział, że nadal nie radziłam sobie z porwaniem i że musimy przejść przez to razem. Otworzyć nasze psychiczne rany i upuścić trochę tej okropnej krwi, by wyzdrowieć.
Spojrzał na mnie.
Gdy przyglądałam się jego obrażeniom, wydął nozdrza. Cały czas patrząc mu w oczy, przyłożyłam usta do jednej z kiepsko gojących się ran. Jeśli pochodziła od tego, co podejrzewałam, a przecież już nieraz widziałam, jak zbiry Blaine’a właśnie w ten sposób karzą swoje ofiary, to radykałowie gasili papierosy na ręce Wesa. Torturowali jego piękną opaloną skórę, pozostawiając trwałe ślady. Pragnęłam zmyć te wspomnienia czymś pięknym. Zrobiłam więc tylko jedną rzecz, jaką mogłam uczynić. Pocałowałam każdy ślad.
– To ciało jest moje – szepnęłam, wędrując ustami od jego ręki do piersi. Pocałowałam skórę na sercu, a potem polizałam ją w taki sam sposób, w jaki czynił to Wes. Jęknął cicho, ale nie zamknął oczu. – To serce jest moje. – Oblizałam usta, stanęłam na palcach i objęłam rękami jego ramię. Zrobiłam to bardzo ostrożnie, żeby nie dotknąć rany na szyi. Przysunęłam usta do jego ust i wypowiedziałam ostatnie słowa: – Ta miłość jest nasza. – Potem całowałam go długo i głęboko, dając mu całą miłość, jaką skrywałam w sobie przez ostatnie dwa miesiące.
– Będziecie się cały dzień obcałowywać, czy jednak docenicie ucztę, którą dla was przygotowałam? – krzyknęła Judi z drugiej strony kuchni, przerywając nam wstęp do kolejnej rundy ostrego seksu.
Wes zaśmiał mi się w usta. Jedną ręką złapał mnie w pasie, tak by nasze ciała cały czas się ze sobą stykały, a drugą trzymał mnie za pośladek. Poczułam, jak w moim kroczu narasta fala podniecenia.
Potarłam nosem jego nos.
– Kochanie, mamy na to całą wieczność. Chodźmy coś zjeść. Jesteś zbyt chudy – powiedziałam, wyczuwając żebra pod palcami, gdy przejechałam nimi po jego nagiej piersi.
Schudł, ale jego ciało nadal było perfekcyjnie umięśnione. Seksowne jak cholera wcięcia na biodrach były wyraźniejsze i przypominały strzałkę, wskazującą to, na czym skupiałam się najbardziej. Położyłam dłoń na jego półtwardym już kutasie.
– Później? – Moje pytanie zabrzmiało jak obietnica.
Złapał mnie mocniej za pośladek i przycisnął się do mojego krocza. Jezu, bez najmniejszego trudu potrafił rozpalić mnie do czerwoności.
– W porządku, skarbie, ale będziesz moja. Przez cały dzień i przez całą noc.
Prychnęłam, związałam włosy w niedbałego koka i założyłam na nie gumkę, którą miałam na nadgarstku. Wokół mojej twarzy wystawały kosmyki, ale on nie zwracał na to uwagi, tylko taksował wzrokiem moje nagie nogi, biodra i klatkę piersiową, na której materiał trochę się rozciągnął pod naporem nagich piersi. Pieprzył mnie oczami, co natychmiast zaskutkowało tym, że musiałam zacisnąć uda, żeby pozbyć się choćby odrobiny napięcia.
– Neandertalczyk – wypaliłam i mrugnęłam do niego.
Gwałtownie ruszył w moją stronę, złapał mnie w pasie i przycisnął swoją pierś do mojej. Przechylił się do mojego ucha i szepnął:
– Och, kochanie, nie masz pojęcia, co czuję. Przetrwałem tylko dzięki wspominaniu tego ciała, twoich różowych warg zaciśniętych na moim kutasie, gorącej i ciasnej cipki, mocno trzymającej go w swym wnętrzu. Będę cię pieprzył jak jaskiniowiec. – Jego szept był chrapliwy. Słowa zabrzmiały kusząco i podniecająco, aż wreszcie dokończył: – Potrzebuję tego. Potrzebuję ciebie. Zawsze.
Przytuliłam się do niego z całych sił.
– Może moglibyśmy pominąć śniadanie? – spytałam głośniej i z nadzieją, bo zaczęłam już odczuwać przyjemne skurcze i pragnęłam mieć go w środku.
– O nie, na pewno nie! Urządziłam prawdziwą ucztę z okazji przybycia mojego synka. A wy dwoje macie natychmiast do mnie przyjść! – Judi była wyraźnie poirytowana.
Wes i ja nie potrafiliśmy powstrzymać się od śmiechu. Czuliśmy się pijani szczęściem, a jednocześnie byliśmy wykończeni i ponownie spragnieni kontaktu fizycznego.
– Już dobrze, Judi, zjemy, zjemy – zaczął ją uspokajać.
Miałam ochotę się naburmuszyć i pewnie bym to zrobiła, gdybym nie zobaczyła parującego talerza z bekonem, jajkami i naleśnikami z owocami. Na talerzu Wesa znajdowało się to samo. Poczułam narastającą radość i nagle zrobiłam się głodna jak wilk. Miałam wrażenie, że nie byłam tak głodna od wielu lat. Gdy Wes jęknął na widok naleśników, mój głód stał się nienasycony. Wkrótce pochłonęłam tyle jedzenia, że obawiałam się, że będzie mnie trzeba wytoczyć z kuchni.
– Judi, przeszłaś samą siebie – rzekł Wes, wymiatając swój talerz.
Zaczął powoli mrugać oczami, zrobił się senny. W ciągu ostatniego miesiąca przeszedł więcej, niż inni przechodzą przez całe życie.
– Masz może ochotę na prysznic? – spytałam.
Natychmiast otworzył oczy. Ich zieleń przybrała odcień świeżo koszonej trawy, co oznaczało, że był bardzo podniecony.
Wstał, złapał mnie za rękę i pomógł mi wstać.
– Jak najbardziej. Prowadź.
Zachichotałam, zakręciłam biodrami i ruszyłam w stronę głównej sypialni.
– Przyznaj, że po prostu chcesz sobie popatrzyć na mój tyłek.
– Otóż to.
Gdy weszłam pod strumień wody, otaczała mnie para. W łazience Wes miał deszczownicę, która wypełniała przestrzeń strumieniami ciepłej wody. Po bokach znajdowały się jeszcze dwie dysze, wypuszczające wodę pod ciśnieniem, żeby ulżyć zmęczonym plecom. Ponieważ głównym hobby Wesa był surfing, po długim surfowaniu po Pacyfiku z pewnością potrzebował czegoś, co rozluźniłoby mu mięśnie.
Wes wszedł do łazienki, ściągnął spodnie od piżamy i otworzył szklane drzwi. Zaczęłam bezwstydnie wędrować wzrokiem po jego nagim ciele. Zdjął bandaż z szyi. Na linii od żyły szyjnej aż do karku było mnóstwo szwów.
Podeszłam najbliżej, jak tylko się odważyłam. Twardy członek Wesa wbił mi się w brzuch, ja jednak zaczęłam przyglądać się ranie postrzałowej. Niepewnie podniosłam rękę. Cały zesztywniał, pozwolił mi jednak obejrzeć ranę, która nie była już zabandażowana.
– Jakim cudem to przeżyłeś? – spytałam, wiedząc, że większość osób, które zostały postrzelone w szyję, natychmiast się wykrwawia i umiera.
– Gina – odparł, tak jakby miało to odpowiedzieć na moje pytanie.
Zmarszczyłam czoło, uświadomiwszy sobie, że nawet nie spytałam, czy ona przeżyła.
– Udało jej się?
Kiwnął głową. Jego ciało natychmiast spięło się jeszcze bardziej. – Technicznie rzecz ujmując, tak.
Tylko tyle mi powiedział, a ja nie chciałam naciskać. Wrócił do domu i z pewnością o wszystkim mi opowie, gdy tylko będzie na to gotowy. Mało wiedziałam o takich sprawach, miałam jednak świadomość, że zmuszanie kogoś do opowiadania o traumatycznych przeżyciach może wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Nie chciałam go do siebie zrazić. Wolałam wykorzystać inny sposób: przytulanie i otaczanie miłością. Chciałam zrobić to samo co on, gdy przyznałam się do tego, że Aaron mnie skrzywdził. Później wydobędę z niego resztę.
– To dobrze, kochanie.
Przełknął ślinę i złapał mnie w pasie, przyciskając do swej śliskiej piersi.
– Gdy mnie postrzelili, zareagowała błyskawicznie. Zakryła ranę i zaczęła ją uciskać, żebym się nie wykrwawił. Poczekała na przybycie ekipy ratunkowej. Wyniesiono mnie stamtąd pierwszego.
Przejechałam palcem po ranie.
– Boli?
– Tak. Za każdym razem, gdy się poruszę albo przełknę ślinę – przyznał.
Chcąc odwrócić jego uwagę od bólu i wrócić do świętowania, pochyliłam się do przodu i zaczęłam całować szwy, przesuwając się ustami na przód klatki piersiowej.
– To może spróbuję sprawić, żebyś poczuł się lepiej?
Wyszczerzył zęby, a w jego oczach zamigotało pożądanie. Oblizał usta, przez chwilę patrzyłam na nie spragniona, wiedziałam jednak, że jeszcze jedna część jego ciała domaga się mojej uwagi.
Całując jego pierś, zjeżdżałam coraz niżej i niżej do pępka, aż wreszcie uklękłam na zimnych mokrych płytkach. Wes złapał ręcznik, który wisiał na ścianie, i rzucił go na podłogę. Nasiąknięty wodą ręcznik szybko zmienił barwę z beżowego na jasnobrązowy. Uniosłam brwi, ale Wes kiwnął głową w stronę moich nóg.
– To pod twoje kolana. Chcę, żeby było ci wygodniej.
Uśmiechnęłam się, wsunęłam złożony ręcznik pod nogi i złapałam mojego surfera za biodra. Pochyliłam się do przodu i przejechałam otwartymi ustami po jego brzuchu. Wes stanął między ścianą a szklanymi drzwiami. Z zapałem złapałam jego kutasa u podstawy i mocno go ścisnęłam. Wycelował mi prosto w twarz, żołądź delikatnie dotykała mojej dolnej wargi. Cały czas patrząc Wesowi w oczy, przejechałam językiem po wąskiej szczelinie.
– Kurwa! – Zamknął oczy i jęknął.
– Otwórz oczy – poprosiłam zaniepokojona.
Palce jednej dłoni wplótł w moje włosy, złapał mnie za nie.
– Mio, kochanie, cały czas tutaj jestem, czekam, aż moja kobieta obejmie mojego kutasa swoimi pięknymi różowymi ustami i sprawi, że zapomnę o wszystkim poza niebem, jaki dają mi jej wargi.
Gdy podczas seksu mówił mi sprośności takim władczym tonem, traciłam rozum. Poczułam, jak prąd przepływa od koniuszków moich palców przez całe ciało i trafia do łechtaczki, która już boleśnie się kurczyła.
Zanim zdążył dodać coś jeszcze, wzięłam go całego do ust.
– Oż kuźwa. Jak mi dobrze. – Jęczał, gdy wciągnęłam policzki i zaczęłam jeździć językiem po dolnej części kutasa.
Uwielbiałam słyszeć jego słowa podczas seksu. Czułam się wtedy jak królowa, która wciąż od nowa prowadzi swojego mężczyznę na skraj szaleństwa. Wodziłam językiem z każdej strony, bawiłam się nim. Z jego ust wydobyła się cała litania sprośności i głośnych jęków. Złapałam go za jądra i zaczęłam je pieścić, biorąc penisa jeszcze głębiej w usta. Wes cały czas trzymał mnie za włosy, co było dla mnie nowym doznaniem. Nigdy wcześniej tego nie robił. Miałam wrażenie, że boi się, że go teraz porzucę. Albo chciał mieć nade mną kontrolę. Zaczął powoli poruszać się w moich ustach, wpychać się jeszcze głębiej, poczułam mrowienie na karku.
Spojrzałam w górę i wcale nie spodobało mi się to, co zobaczyłam. Miał otwarte oczy, ale w ogóle nie patrzył na mnie, tylko wpatrywał się obojętnie w ścianę. Cofnęłam się, a on jeszcze mocniej złapał mnie za włosy, próbując siłą wsadzić mi kutasa do ust. Nie wiedziałam, czy myślami znajdował się w naszej posiadłości w Malibu, czy pod prysznicem razem ze mną. Pokręciłam głową i gwałtownie się cofnęłam, a penis uderzył w jego podbrzusze z głośnym plaśnięciem.
– Kochanie, wróć do mnie – powiedziałam, próbując przekrzyczeć szum wody. Nie odpowiedział. – Wes! – powiedziałam jeszcze głośniej.
Wzdrygnął się i pokręcił głową.
– Co się stało? – Zamrugał kilka razy i delikatnie pogładził mnie po twarzy samymi opuszkami palców.
Tak było lepiej. Tak właśnie zachowywał się mężczyzna, z którym postanowiłam spędzić resztę życia.
– Patrz na mnie. Chcę, żebyś patrzył na to, jak cię kocham.
Uśmiechnął się i to była najpiękniejsza rzecz, jaką w ostatnim czasie widziałam. Jego uśmiech przypominał mi o długich spacerach na plaży, surfowaniu po oceanie, jedzeniu w eleganckich restauracjach, uprawianiu miłości i pocałunkach tak długich, że aż bolały nas usta. To był mój facet, cały i żywy, w owej chwili stanowiący ze mną jedność.
Ponownie wzięłam go do ust i podwoiłam wysiłki. Nie spuszczałam z Wesa wzroku. Delikatnie gładził mnie po twarzy i głośno łapał powietrze, jęczał, dyszał i zachęcał mnie do działania.
– Boże, Mio, oszaleję przez twoje piękno. Bez ciebie nie ma mnie – powiedział, gdy zaczęłam mruczeć z jego penisem w ustach. Zatrząsł się. – Zaraz dojdę. Przestań, to przelecę cię przy ścianie – zarządził, ale go nie posłuchałam.
Pokręciłam głową z zamiarem doprowadzenia go do szaleństwa. Zaczęłam mocno ssać, włączyłam w ustach tryb odkurzacza, delikatnie dotykałam zębami nadwrażliwej skóry. Wypchnął biodra do przodu. Jedną ręką oparł się o ścianę, a drugą objął moją twarz. Delikatnie przejechał kciukiem po moich ustach w miejscu, w którym go obejmowały.
– Połkniesz? – Cały czas delikatnie mnie popychał, a ja zachęcałam go do tego i nadawałam rytm.
Kiwnęłam głową, wzięłam go głębiej do ust i jęknęłam. Widziałam, że był już bliski orgazmu, a wibracje w gardle doprowadzą go na skraj szaleństwa.
– Kurwa. Kurwa. Kurwa. – Wpompowując spermę w moje gardło, nie spuszczał ze mnie wzroku. Połknęłam wszystko, wyssałam z niego słony nektar.
Gdy przestał już poruszać biodrami, cały czas wodziłam językiem po mięknącym penisie, liżąc i całując, aż wreszcie się uspokoił. Złapał mnie pod ramiona i podniósł. Objął mnie, mocno przytulił i pocałował. Przejął kontrolę nad tym pocałunkiem.
Całowaliśmy się pod prysznicem tak długo, aż woda zrobiła się letnia, a kutas Wesa ponownie stwardniał. Moje podniecenie tylko wzrosło, gdy wsadził we mnie głęboko dwa palce. Jęknął, kiedy poczuł, jak łatwo mu się to udało. Między udami byłam całkiem mokra i nie była to tylko zasługa wody. Fakt, że mogłam wziąć go do ust, uklęknąć przed nim i doprowadzić go do orgazmu, niesamowicie mnie nakręcił. Uwielbiałam robić loda, ale jeszcze bardziej uwielbiałam władzę, którą miałam wtedy nad silnym mężczyzną.
– Chodź. Muszę się ponownie zaznajomić z niektórymi częściami twojego ciała. – Owinął mnie puszystym ręcznikiem.
– Doprawdy?
– Tak, a teraz połóż się na łóżku i rozłóż szeroko swoje długie nogi. Mam zamiar zanurzyć się między twoimi udami na dłużej. Patrzeć, jak kolejne orgazmy cię niszczą. Szykuj się, Mio, bo na pewno nie skończy się na jednym.
Podziwiał moje krągłości, gdy zrzuciłam ręcznik, położyłam się na łóżku i rozsunęłam nogi. Jego oczy stały się ciemne, tak ciemne, jakby nigdy nie były zielone.
Kiedy opadł przewiązany na jego udach ręcznik, spróbowałam się nie ślinić. Miałam ochotę znowu wziąć go do ust i zacząć ssać. Może dzisiaj uda nam się poćwiczyć trochę pozycję sześć dziewięć, byśmy mogli zatracić się w sobie.
Uderzył w łóżko najpierw jednym, a potem drugim kolanem. Zajął pozycję między moimi udami. Szeroko rozsunął moje wargi sromowe, pochylił się i zaczął lizać od góry do dołu.
– Mmm, kochanie, wiesz, co dzisiaj z tobą zrobię, prawda? – spytał z pożądaniem w głosie.
Oddychałam głęboko i czekałam. Zakręcił kciukiem wokół koniuszka, w którym znajdowały się wszystkie zakończenia nerwowe, a ja gwałtownie wypchnęłam biodra do góry, pragnąc więcej.
– Będę bawił się twoją mokrą cipką tak długo, aż stracisz świadomość. A potem w ciebie wejdę i zasnę z kutasem w tobie i twarzą tuż przy twoich cyckach, bym mógł zacząć je lizać zaraz po przebudzeniu. Odpowiada ci to, kochanie?
– O ja pierdolę – szepnęłam, bo w mojej wyobraźni pojawił się wyraźny obraz tego, co będzie ze mną wyprawiał.
– Taki właśnie mam plan – klepnął mnie w tyłek i zanurzył twarz między moimi udami.
* * *
Jeden z najpiękniejszych snów mojego życia został przerwany przez mrożące krew w żyłach krzyki. Wes i ja znajdowaliśmy się na tropikalnej wyspie i mogliśmy cieszyć się sobą dzień i noc. Był to idealny pomysł na miesiąc miodowy. Niestety, odgłosy wydawane przez leżącego obok mnie mężczyzny sprawiły, że trafiłam z nieba do piekła.
Ciało Wesa było powykręcane, szarpał głową do przodu i do tyłu, wyginał się w łuk i cały czas krzyczał. Był zlany potem. Spróbowałam go dotknąć. Gdy tylko go objęłam, odepchnął mnie.
– Tylko mnie, kurwa, nie dotykaj! Zabierz od niej łapy! – zaczął krzyczeć z całych sił.
Co to, u diabła, było? Wyskoczyłam z łóżka, włączyłam światło, ale Wes się nie uspokoił. Koszmar trzymał go mocno w swoich szponach. Przeczytałam gdzieś, że kiedy ktoś rzuca się przez sen, nie powinno się go dotykać, bo może wyrządzić krzywdę. Nie wiedząc, co robić, złapałam szklankę z wodą, która stała z mojej strony łóżka, pomodliłam się krótko i polałam nią mojego faceta.
Otworzył oczy i usiadł, wymachując ramionami. Jedną dłoń zwinął w pięść i był gotowy do zadania ciosu. To dobrze, że przeczytałam artykuł o koszmarach, inaczej leżałabym na podłodze z podbitym okiem.
– Mio! Mio! – krzyczał desperacko i zaczął niepewnie rozglądać się wokół.
Podeszłam bliżej, żeby mnie zobaczył.
– Och, Boże, jak to dobrze, że nic ci nie jest.
Złapał mnie za biodra, rzucił na łóżko i w ciągu dwóch sekund już na mnie leżał. Zrzucił na podłogę kołdry i poduszki i zaczął mnie całować, podgryzać i szczypać po szyi, ramionach i piersiach. Nie tracił czasu na ściągnięcie mojej koszulki, po prostu zsunął ramiączka i uwolnił moje cycki. Zaczął całować jeden z nich i jednocześnie wsunął mi dłoń w majtki i włożył we mnie dwa palce. Byłam ciasna i nabrzmiała po wcześniejszych eskapadach, ale jemu to nie przeszkadzało. Zatracił się, ja zaś miałam być antidotum na jego koszmary.
Gwałtownie ściągnął mi majtki i po niecałej minucie od chwili, w której go obudziłam, zostałam przybita do materaca jego kutasem. Był niczym maszyna, rżnął mnie wciąż i wciąż, nie było w tym żadnej delikatności. Jedyne, czego chciał, to pozbyć się tego, co wdarło się do jego podświadomości.
– Kocham cię, kocham cię, kocham cię – zaczął powtarzać, cały czas się we mnie wbijając. – Nie odchodź.
Objęłam go jeszcze mocniej, gwałtownie uderzał swoją miednicą w moją. Poczułam fale bolesnego pożądania, chociaż narzucił bardzo szybkie tempo. Byłam niewolnicą ciała tego faceta, on był moim panem.
Miał zamknięte oczy i przygryzał mocno dolną wargę, ostro mnie pieprząc. Trzymał mnie za biodra, nasze ciała co chwila się zderzały. Gdy mnie tak rżnął, zaczął wypowiadać szybkie słowa, przypominające bezsensowne, rozdzierające serce błagania, tak jakby mnie tam w ogóle nie było, jakbym nie mogła ich słyszeć.
– Pragnę cię. – Pchnięcie. – Potrzebuję cię. – Pchnięcie. – Zostań. – Pchnięcie. – Nie opuszczaj mnie. – Pchnięcie. – Kocham cię. – Pchnięcie. – Moja Mio. – Pchnięcie.
Objęłam go rękami i nogami i trzymałam tak mocno, jak tylko potrafiłam, starając się chronić go przed demonami.
Nagle otworzył oczy i jego ruchy złagodniały.
– Jesteś tutaj. Moja Mio. – Powiedział to nabożnym tonem, tak jakbym miała za chwilę zniknąć.
– Wes, kochanie, jestem tutaj, tuż obok. – Przytuliłam się do niego, chcąc, żeby poczuł ciepło mojego ciała i siłę owiniętych wokół niego kończyn.
Wokół jego szklistych oczu pojawiły się cienkie zmarszczki.
– Spraw, żeby to odeszło. Niech to odejdzie. – W jego głosie pobrzmiewała desperacja.
Zrobiłabym wszystko, żeby mu ulżyć, wypełnić go miłością, światłem i naszym uczuciem.
– Weź ode mnie to, czego potrzebujesz – szepnęłam i zaczęłam całować go po włosach, czole i wszędzie, gdzie tylko mogłam dosięgnąć, aż wreszcie jego ponowne ruchy sprawiły, że musiałam się go złapać.
Wsunął pode mnie ręce i objął moje ramiona od tyłu. Zachowywał się, jakby stracił rozum. Narzucił jeszcze większe tempo i uderzał we mnie swoim jedwabistym kutasem tak mocno, że dzwoniły mi zęby. Jedyne, co mogłam zrobić, to mocno się go trzymać. Czekała mnie naprawdę ostra jazda. Pod koniec, tuż przed wyzwoleniem, wsunął rękę między nasze ciała i zaczął wirować palcami wokół mojej łechtaczki, aż wreszcie i ja poczułam rozkosz. Ta odrobina przyzwoitości, jaką zachował – potrzeba sprawienia mi przyjemności – przypomniała mi, że mężczyzna, którego kochałam, chwilowo był bardzo zagubiony, ale z moją pomocą uda mu się wyjść z ciemności z powrotem na światło.
* * *
Przez kilka kolejnych dni schemat był ten sam. W dzień, gdy był bardziej sobą, Wes mnie wielbił, a w nocy ostro pieprzył, brał ode mnie wszystko, czego potrzebował, żeby tylko pozbyć się koszmarów i wrócić na dobre do domu.
Czwartej nocy od jego powrotu, wyczerpana po kolejnym ostrym seksie, odwróciłam się i położyłam na jego piersi. Przerażenie, które miało nad nim kontrolę podczas snu i pieprzenia mnie, wreszcie zniknęło. Później przez długi czas czcił moje ciało, delikatnie całował i szeptał czułe słowa. Wiedziałam, że żałuje, że wykorzystał mnie do własnych celów, ale jednocześnie czuł, że będę się na to godziła tak długo, aż uwolni się od demonów, które żyły w jego podświadomości. Na podstawie urywanych zdań, wydobywających się z jego ust podczas seksu, wynioskowałam, że przeszedł przez piekło. Potrzebował większej pomocy niż chwilowego wyzwolenia w postaci ciała ukochanej kobiety. Ten potwór czający się w jego głowie musiał zostać zabity w ten sam sposób, w jaki ja zabiłam mojego po tym, gdy Aaron próbował mnie zgwałcić.
Stwierdziłam, że pora wziąć byka za rogi. Przynajmniej na tyle, żeby Wes zrobił pierwsze kroki na ścieżce ku wyzdrowieniu.
– Kochanie, musisz zobaczyć się z jakimś specjalistą, który pomoże ci w uporaniu się z tymi koszmarami. – Pocałowałam skórę na jego sercu.
Zesztywniał.
– Jesteś zła, że wykorzystuję twoje ciało? Nie chciałem tego zrobić. Mio, cholera, nie wiem… – Zaczął nerwowo przeczesywać palcami swoje włosy. – Tylko ty potrafisz to powstrzymać.
– Wes, nie mam z tym problemu. Dam ci wszystko, czego tylko będziesz potrzebował do wyzdrowienia. Ale co ja takiego powstrzymuję? – Spytałam o to po raz pierwszy od chwili jego powrotu.
Spojrzał na mnie gwałtownie.
– Wspomnienia. Przychodzą do mnie we śnie i nie potrafię się ich pozbyć.
– Chyba że dasz swojemu ciału i umysłowi coś innego, na czym mogą się skupić? – Wyszczerzyłam zęby i mrugnęłam do niego, próbując trochę rozluźnić atmosferę.
Spojrzał na mnie nieśmiało.
– Tak. – Westchnął i pogładził dłonią moje nagie plecy.
Po wykorzystaniu mojego ciała odczuwał potrzebę połączenia się ze mną na poziomie emocjonalnym. Przez długi czas mnie pieścił. W ten sposób chciał się chyba upewnić, że nic mi nie jest.
– Opowiesz mi któryś z nich? – Wstrzymałam oddech i próbowałam pokazać po sobie, że jestem bardzo silna. Na tyle silna, że przyjmę ze spokojem wszystko, co mi powie.
Pokręcił głową i zacisnął szczękę.
– Skarbie, nie chcesz myśleć o takim gównie.
– Ja opowiedziałam ci o Aaronie. – Już otwierał usta, żeby to skomentować, ale mu na to nie pozwoliłam. – Wiem, że to nie to samo, ale to było dla mnie bardzo traumatyczne przeżycie. Zupełnie mnie to rozpieprzyło, tak jak twoje koszmary rozpieprzają ciebie, kochanie. Jeśli mamy być zespołem, partnerami pod każdym względem, musimy umieć znieść ból drugiej osoby i zdejmować go sobie z ramion. Gdy dwie osoby dzielą jedno cierpienie, jest im łatwiej. Zacznijmy od małego kroku. Opowiedz mi, co się wydarzyło, gdy zostałeś postrzelony.
Zamknął oczy i przełknął ślinę. Nie otwierał ich tak długo, że myślałam, iż zasnął, ale wreszcie się odezwał.
– Przykuli nas do ściany, związali nam ręce nad głowami. Jeszcze nigdy nie czułem takiej udręki jak wtedy, gdy nie mogłem poruszyć rękami. Przez długi czas nas kopali i bili, rzucali w nas różnymi przedmiotami, pluli nam w twarz. Robili najgorsze rzeczy, jakie tylko potrafisz sobie wyobrazić. Tego dnia wiedziałem, że coś się stanie. Nie dowcipkowali już i nie bawili się swoimi zabawkami, czyli nami. Byli podenerwowani i zwracali się do siebie ostrym tonem. Wyglądało na to, że są przestraszeni, jakby wiedzieli, co się kroi. A potem nagle rozległy się strzały i usłyszeliśmy silniki helikopterów. Nie wiedziałem, co o tym sądzić.
Nabrał powietrza, a ja odgarnęłam niesforny kosmyk włosów z jego czoła. Przez dłuższą chwilę nic nie mówił i zaczęłam się martwić, że nie dokończy swojej opowieści.
– I co się wtedy wydarzyło? – Nie chciałam go naciskać, wiedziałam jednak, że powinien to z siebie wyrzucić.
Otworzył oczy i zrobił ponurą minę.
– Dwóch z nich padło na kolana i zaczęło się modlić. Tak jak zrobiłby każdy przerażony człowiek. Modlili się. A potem, gdy strzały stały się jeszcze głośniejsze i usłyszałem odgłosy kroków i polecenia wydawane w języku angielskim, jeden z nich podniósł broń i strzelił sobie w głowę. A drugi spojrzał na mnie z obrzydzeniem, machnął bronią i zaczął strzelać. Gina krzyknęła i jej ręce opadły na dół. Jedna kula trafiła ją w nogę, ale druga rozcięła linę nad jej głową. Miała wolne ręce.
Nagle jego oddech stał się cięższy, pochyliłam się więc do przodu i zaczęłam całować jego pierś, szyję, czoło i nos.
– W porządku, kochanie. Jestem tutaj. Mów dalej. Opowiedz mi resztę.
Złapał mnie z tyłu głowy. Nie pocałował mnie, tylko patrzył mi głęboko w oczy.
– A potem ten mężczyzna do mnie podszedł i coś krzyknął. Przyłożył mi broń do skroni. Wystrzelił i nagle drzwi do chaty wypadły z zawiasów. Wszędzie było pełno dymu. Rozległ się kolejny strzał i mężczyzna padł do tyłu z dziurą między oczami.
Objęłam go jeszcze mocniej, czułam, jak się trzęsie, i słuchałam jego słów.
– Gina przeturlała się w moją stronę, złapała brudną szmatę, która leżała między nami, i przyciskała ją do rany na mojej szyi, podczas gdy grupa amerykańskich żołnierzy zabezpieczała pomieszczenie. Wydawali sobie rozkazy przez walkie-talkie albo coś takiego, nie wiem, co to było. Następne, co pamiętam, to że jeden z nich mnie wyniósł i biegiem zaniósł do helikoptera. Nigdy nie zapomnę tego hałasu, był ogłuszający. Wybuchy, strzały, krzyki i płacze. – Pokręcił głową i podrapał się po twarzy. – Mio, piszę scenariusze i uwzględniam w nich wszystkie te efekty specjalne, ale to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Nic nie może się równać z wszechogarniającym strachem, który trawi każdą cząsteczkę twojego ciała, gdy ktoś przetrzymuje cię w niewoli. Nawet gdy byłem już w rękach Amerykanów, żywiłem przekonanie, że tego nie przeżyję. Że nikt nie może żyć po tym, co się wydarzyło. A Gina… Chryste! – Po jego policzkach polały się łzy niczym wodospad ze szczytu góry. – Boże, kochanie, co oni jej robili… – zaczął szlochać. – Spieprzyli jej resztę życia.
Jego łzy moczyły moją skórę, ale cały czas mocno go obejmowałam. Teraz siedział, a ja skierowana do niego przodem obejmowałam jego biodra nogami. Okrył ramiona kocem. Cały czas go przytulałam, chociaż czułam, jak jego łzy spływają mi po ramieniu i po kręgosłupie. Cały czas powtarzałam, że był bardzo dzielny, że teraz już nic mu nie grozi, że sobie z tym poradzimy, ale on nie przestawał płakać. Prawie się załamał, ale przecież byłam przy nim, krok po kroku pomogę mu się pozbierać.
Wreszcie zapadł w niespokojny sen, mocno mnie do siebie przyciskając. Pogodziłam się z faktem, że jestem jego wybawieniem.
Tytuł oryginału: Calendar Girl Volume Four
Copyright © 2016 Waterhouse Press, LLC
Opublikowano w porozumieniu z Bookcase Literary Agency, USA and Book/lab Literary Agency, Poland.
Copyright for the Polish Edition © 2017 Edipresse Polska SA
Copyright for the Polish translation © 2017 Edipresse Polska SA
All rights reserved.
Edipresse Polska SA
ul. Wiejska 19
00–480 Warszawa
Dyrektor ds. książek: Iga Rembiszewska
Redaktor inicjujący: Natalia Gowin
Produkcja: Klaudia Lis
Marketing i promocja: Renata Bogiel-Mikołajczyk, Beata Gontarska
Digital i projekty specjalne: Katarzyna Domańska
Dystrybucja i sprzedaż: Izabela Łazicka (tel. 22 584 23 51),
Barbara Tekiel (tel. 22 584 25 73), Andrzej Kosiński (tel. 22 584 24 43)
Zdjęcie na okładce: Conrado/Shutterstock.com
Redakcja: Katarzyna Szajowska
Korekta: Bożena Hulewicz
Projekt graficzny okładki i stron tytułowych: Magdalena Zawadzka
Skład i łamanie: Graph-Sign
Biuro Obsługi Klienta
www.hitsalonik.pl
mail: [email protected]
tel.: 22 584 22 22
(pon.-pt. w godz. 8:00–17:00)
www.facebook.com/edipresseksiazki
www.instagram.com/edipresseksiazki
ISBN: 978-83-8117-239-4
Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kodowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych w całości lub w części tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.