Ekożona - Michal Viewegh - ebook + audiobook + książka

Ekożona ebook i audiobook

Michal Viewegh

3,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Zabawna powieść o kobietach i mężczyznach. Tę książkę kupił co setny Czech! Ekożona stawia wiele aktualnych pytań: Czego oczekujemy od swoich partnerów? Jakie jest znaczenie porodu naturalnego? Co tak naprawdę oznacza życie w zgodzie z naturą i z samym sobą? Czy naturalny jest na przykład ogród? Albo małżeństwo? Poruszane przez autora poważne tematy zostały ubrane w brawurową narrację. Szczerość, autoironia i humor sprawiają, że mamy do czynienia z powieścią niezwykle inteligentną i nowoczesną. Ta książka rozbawi i pozwoli dowiedzieć się wiele o płci przeciwnej - zarówno kobietom, jak i mężczyznom.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 196

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 47 min

Lektor: Elżbieta Kijowska
Oceny
3,8 (89 ocen)
28
28
19
11
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
annakuliberda

Całkiem niezła

Viweghowe poczucie humoru, rzeczywistosc w punkt opisana. A jednak trochę już formuła biednego chłopca, który chce miłości, ale jest niedojrzały emocjonalnie i ma pretensje do całego świata, No wiec ta formuła zaczyna już trochę zgrzytać.
00

Popularność




Okładka

Karta tytułowa

Veronice, z miłością

Nigdy nie opisuję wydarzeń takimi,

jakie były naprawdę.

Wprawdzie we wszystkich moich tekstach

pojawiają się moje najintymniejsze przeżycia,

lecz nie są to wydarzenia z mojego życia...

Opisywanie rzeczywistości

byłoby równoznaczne

z byciem niewolnikiem własnej pamięci,

która w procesie twórczym

stanowi zaledwie element podrzędny.

PHILIP ROTH

I

Oto ja – staruszka. La Loba. Nie jestem królową, czarodziejką ani amazonką – jestem doulą*. Tańczę z życiem i śmiercią. Jestem kobietą, która porzuciła czółenka i teraz biega z wilkami. Biegnijcie ze mną, siostry moje, zabiorę was z powrotem w rejony duszy, które kiedyś należały do nas.

Nigdy nie miałam wątpliwości, że małżeństwo Mojmira i Hedviki stanowi nowoczesną soft wersję pradawnej opowieści o Sinobrodym mordującym swoje żony. Z pewnością ją znacie: niedoświadczona piękna dziewczyna poślubia lubieżne bogate monstrum, które pozornie daje jej wiele swobody, ale tak naprawdę zabija jej naturalne piękno, talent i naturalne żywioły.

Naturalnie Mojmir twierdzi, że dzięki niemu Hedvika żyje w bajce o współczesnym Kopciuszku. Gdy wypowiedział tę typowo męską arogancką opinię po raz pierwszy, Hedvika podobno mu przytaknęła (spytam ją o to przy najbliższej okazji), ale kiedy słyszy to dzisiaj, zazwyczaj tylko uśmiecha się bez przekonania lub rzuca ironiczną uwagę typu: – Wasza książęca mość ma zaiste rację.

Niemniej porównaniu do Kopciuszka nie można odmówić pewnej logiki – męskiej logiki oczywiście. Ojciec Hedviki jest woźnicą, więc to się zgadza, a ja z pewnością jestem złą macochą… Chi chi! Prawdą jest również to, że kiedy jesienią 2000 roku Mojmir po raz pierwszy spotkał Hedvikę, pracowała w dziale dziecięcym praskiej biblioteki publicznej, zarabiała zaledwie jedenaście tysięcy koron brutto i mieszkała z dwiema koleżankami w wynajętej kawalerce gdzieś na obrzeżach miasta. Jej przestrzeń życiowa wynosiła (jak wyliczył Mojmir) dziewięć metrów kwadratowych, co go, jakże by inaczej, niezwykle wzruszyło. Ówczesny jadłospis Hedviki składał się wyłącznie z jogurtów, warzyw, taniego makaronu, mrożonych ryb i zupek w proszku. Nigdy w życiu nie była nad morzem (ciekawe, czy Mojmir byłby w stanie zakochać się w dziewczynie, która co roku jeździ na przykład na Wyspy Kanaryjskie). Najdroższa butelka wina, jaką kiedykolwiek kupiła Hedvika, kosztowała dziewięćdziesiąt koron. I tak dalej.

Ale rzekomy książę już był w drodze.

Przypadek (oświadcza Mojmir) lub los (wierzy Hedvika) połączył ich dziesięć lat temu w dość banalny sposób. Mojmir wracał z jakiegoś spotkania autorskiego w Niemczech i międzynarodowe Eurocity zatrzymało się na tym samym peronie, na którym Hedvika tego deszczowego październikowego popołudnia czekała na pociąg podmiejski do swojej kawalerki na peryferiach. Trzydziestosześcioletni wtedy Mojmir, oczywiście w nieformalnej marynarce Armaniego, wychylił się z okna przedziału pierwszej klasy, a jego ofiara znalazła się tuż pod nim.

– Jedzie pani w złą stronę – oznajmił Hedvice trochę wstawiony (większą część podróży spędził jak zawsze w wagonie restauracyjnym). – Życie jest w tamtym kierunku.

Trzeba dodać, że był wtedy już na tyle znany, że Hedvika wiedziała, z kim rozmawia. Wprawdzie czytała tylko dwie jego książki, ale w czytelni jej biblioteki były do dyspozycji gazety i czasopisma, w których co jakiś czas pojawiała się charakterystyczna twarz Mojmira. Trzeba również wspomnieć, że Hedvika z nikim wtedy nie chodziła oraz – co również jest nie bez znaczenia – że nie czuła się tą sytuacją zagrożona, ponieważ dyżurny ruchu właśnie dawał sygnał do odjazdu, mogła więc bez obaw uśmiechnąć się do Mistrza, a nawet podobno z zauważalną kokieterią wzruszyć ramionami (Hedvika niczego takiego nie pamięta, ale Mojmir jest gotów przysiąc, że tak było). Konduktor zatrzasnął drzwi.

– Musi pani zdecydować, czy chce pani żyć w centrum życia, czy przyglądać się mu z boku? – wybełkotał Mojmir (to zdanie pamiętają oboje).

– W centrum – odpowiedziała ta ufna łania.

– To proszę wsiadać!

Pociąg szarpnął i powoli ruszał. Hedvika niezdecydowanie pokręciła głową. Nie chciała znaleźć się w przedziale sam na sam z podpitym pisarzem, ale z drugiej strony jego nieskrywane zainteresowanie niestety jej schlebiało. Mojmir musiał zauważyć to zawahanie, bo tylko w ten sposób można wyjaśnić to, że przez trzy kolejne popołudnia przyjeżdżał autem na dworzec i szukał Kopciuszka na peronie.

Co go zmusiło, żeby w samym środku szczytu komunikacyjnego trzy razy przejechać przez całą Pragę? Co go zmusiło – kiedy wreszcie trafił na Hedvikę – by zaprosić ją na kolację? A za dwa dni znowu?

– Musiałeś czuć jakiś bodziec podprogowy, tylko nie możesz tego przyznać, bo nie chcesz wierzyć w tego typu rzeczy – jest przekonana Hedvika. – Posłuchałeś swojego wewnętrznego głosu.

– Jasne! A ten wewnętrzny głos szeptał mi: przeleć ją! Przeleć ją! – uśmiecha się Mojmir i łapie się za rozkrok. – Jedyny bodziec czułem tutaj!

Rzeczywiście, tak jak miliony innych mężczyzn, Mojmir również nie jest w stanie dostrzec prawdziwego blasku kobiecej osobowości, tylko zawsze piersi i tyłek… Hedvika też podniecała go wyłącznie w ten najprymitywniejszy sposób.

– Ta zadarta górna warga, te gęste ciemne włosy! – opisywał Feliksowi z zachwytem.

Lecz nawet taki prymityw jak Mojmir rozumiał, że nie można całego żaru początków ich znajomości przypisać wyłącznie popędowi seksualnemu. Gdyby chodziło tylko o chcicę (ileż dziewczyn już potraktował w ten sposób…), raczej nie zaproponowałby Hedvice po czternastu dniach znajomości, żeby się do niego wprowadziła. Właśnie tego Mojmir nie chciał przyznać sam przed sobą: zakochał się. Pragnął tę biedną dziewczynę chronić. Pragnął kupić jej suknię z salonu Kláry Nademlýnskiej i zabrać ją na czerwony dywan swojego życia. To sprawiało, że czuł się dobrze. Ona oczywiście też. Naiwne pragnienie raju czyni z kobiety łatwą zdobycz. Widziałam to tysiąc razy.

Pierwsze miesiące ich wspólnego życia były – jakżeby inaczej – idylliczne. Rano jedli razem śniadanie, a wieczorem książę nie mógł się wręcz doczekać, kiedy usłyszy klucz Kopciuszka w drzwiach. Miał wrażenie, że stał się centralnym punktem jej życia. Wydawało mu się, że nie istnieje nic, co byłoby dla Hedviki ważniejsze. Kiedy bez zapowiedzi zadzwonił do niej i zaprosił na premierę filmu Hřebejka, odwołała spotkanie z koleżankami. Kiedy musiała wybierać między nim a jogą, bez namysłu wybierała jego. Uważnie go słuchała. Wymyślała dla niego niespodzianki. Kupowała mu drobne prezenty. Gotowała dla niego. Ubierała się tylko w te rzeczy, o których wiedziała, że mu się podobają. Nosiła buty na obcasach. Malowała się! Chodziła do fryzjera! Cha!

Naturalnie nie było w tym żadnego wyrafinowania, o jakimś cynizmie czy choćby kalkulacji nie mogło być nawet mowy. Bez wątpienia szczerze wierzyła, że to dla Mojmira ładnie się ubiera i maluje – ale w rzeczywistości robiła to dla młodych. Wierzcie lub nie, Hedvika robiła tylko to, co robią wszystkie samiczki, kiedy chcą się zagnieździć. Owszem, być może myślała, że chodzi jej o Mojmira, lecz jej jajniki tak naprawdę interesowało wyłącznie jego DNA. Do fryzjera chodziła z powodu jego plemników. (Te cierpkie prawdy trzeba oczywiście taić przed mężczyznami.)

Czy Hedvika i Mojmir, jak wszyscy zakochani, instynktownie unikali tematów, które mogłyby do ich idylli wnieść sprzeczki? Nie – twierdzi Mojmir, podobno takie tematy nie istniały. Między jej i jego wyobrażeniem o życiu podobno nie było żadnych rozbieżności. Hedvika pragnęła mieć dobrego męża, wiejski domek z ogródkiem i trójkę zdrowych dzieci. Mojmir sądził, że troje dzieci to za dużo, ale poza tym był tą wizją oczarowany.

– Nie wystarczyłoby ci dwoje? – zapytał. – Bo ja już jedno mam.

(To dla mężczyzn typowe: swoje dzieci kochają wręcz histerycznie, są najważniejsze na świecie i tak dalej, ale obowiązuje to wyłącznie przy założeniu, że tych dzieci jest nie więcej niż troje. Przy czworgu, pięciorgu czy sześciorgu nagle wszystko ulega diametralnej zmianie.)

– No dobra.

Mojmir jest zachwycony. Ma wrażenie, że wreszcie znalazł tradycyjną kobietę.

Pod pojęciem tradycyjna kobieta od zawsze wyobrażał sobie, podobnie jak wielu innych mężczyzn, kogoś, kto lubi, gdy przepuszcza się go w drzwiach i kto nie ma za złe, że pomaga mu się włożyć płaszcz. Życiowym marzeniem tradycyjnej kobiety jest według Mojmira dobry mąż, wiejski domek z ogródkiem i dwoje zdrowych dzieci. Sposób wyrażania się tradycyjnej kobiety nie jest zainfekowany wymaganiami poprawności genderowej, jej myślenie nie zostało zindoktrynowane nieokiełznanym liberalizmem czasopism dla kobiet (Pozwólcie, by wasz kochanek was rozpieszczał!), a tym bardziej najróżniejszymi pseudofeministycznymi wymysłami (Dlaczego nie mogłybyśmy sikać na stojąco?). Tradycyjna kobieta jest wierna, sika na siedząco i nie uważa ciepłego obiadu z dwóch dań za drobnomieszczański przeżytek. Dobrowolnie, wręcz chętnie, podąża za swoim mężem w jego życiowej wędrówce. Nie odczuwa potrzeby ogólnonarodowej debaty medialnej na temat menstruacji, a wiersz Halasa Powiedz mi, dziewczę, jak ty to robisz, że zegar nie milknie, gdy naga przez pokój przechodzisz, nie wydaje się jej seksistowski. Tradycyjna kobieta potrafi spierać plamy. Właściwie jako tradycyjną kobietę Mojmir wyobraża sobie kogoś takiego, jak jego od dawna nieżyjąca babcia. A Hedvika – jak się wydaje – taka właśnie jest (Mojmir nie przeczuwa, że ona nie tylko nie umie spierać plam, ale wręcz przeciwnie – na jego koszulach i podkoszulkach będzie ich przybywać, paradoksalnie właśnie podczas prania). I tak dalej.

Zwróćcie uwagę: nawet w dwudziestym pierwszym wieku te prajaszczury w krawatach wciąż oceniają nas według tego, jak pierzemy. Ponieważ chcą uważać się za nowoczesnych mężczyzn, nie wymagają, żebyśmy były doskonałymi praczkami lub kucharkami, ale jeśli nie jesteśmy doskonałymi praczkami lub kucharkami, swoje braki musimy im jakoś wynagrodzić. Wymownie oddaje to znany głupi dowcip: Może i dzisiejsze kobiety nie potrafią szyć, ale za to świetnie robią na drutach… Mam być jeszcze bardziej dosłowna? Niedawno słyszałam, jak dwaj wyrostkowie rozmawiają w tramwaju o swoich dziewczynach: Gotować nie umie, ale za to połyka…

Żeby było jasne, drogie siostry: to właśnie w tych homo erectusach się zakochujecie.

Tych neandertalczyków bierzecie za mężów.

Wprawdzie to, co działo się po rozpadzie pierwszego małżeństwa, Mojmir wspomina z udawaną dumą jako niekończącą się balangę dla prawdziwych mężczyzn, ale w rzeczywistości wszystkie te imprezy, pijatyki, kluby nocne i związki na kilka nocy męczyły go i nudziły. Chciał żyć inaczej. Mimo że po rozwodzie przy każdej okazji oświadczał, że po raz drugi na pewno się nie ożeni, przy meblowaniu nowego mieszkania sprawił sobie kilka rzeczy, które tę rzekomo kategoryczną decyzję o spędzeniu reszty życia w pojedynkę (co uparcie wmawiał swoim przyjaciołom) poddawały w pewną wątpliwość. O ile to wielkie dwuosobowe łóżko do sypialni mógł jeszcze sam przed sobą wytłumaczyć potrzebą wygodnego snu, to kupno piekarnika z termoobiegiem (biorąc pod uwagę, że nigdy w życiu niczego nie upiekł), a przede wszystkim ponad pięciometrowej szafy zajmującej całą boczną ścianę przestronnego przedpokoju, wymownie świadczyły o nieodpartym pragnieniu życia w związku. Nasz mały harcerzyk po prostu nie chciał usypiać sam… Nie lubi, biedaczek, budzić się w pustym mieszkaniu… Jak napisała kiedyś Gertruda Stein o Hemingwayu: Literatura sztucznych włosów na klatce piersiowej… Rozumiecie? To jest ta ich odwaga! Ta ich męskość! Na zewnątrz bicepsy i tricepsy, a pod spodem deprexolet i diazepam. Uwierzcie, siostry, że potrzebują nas dużo bardziej, niż myślimy. Potrzebują nas dużo bardziej, niż my ich.

Kiedy na początku listopada na wyraźną prośbę Mojmira Hedvika wprowadziła się do niego, opróżnił dla niej połowę tej olbrzymiej szafy oraz podzielił się z nią komodą w sypialni i półkami w łazience. Potem codziennie z małostkową podejrzliwością obserwował, czy ubrania lub kosmetyki nie zaczynają przekraczać ustalonych granic – lecz z zaskoczeniem stwierdzał, że Hedvika szanuje ustalony porządek i przestrzega wyznaczonych miejsc ze wzruszającą konsekwencją.

Innymi słowy: Sinobrody nie mógł jej jeszcze zabić, ponieważ nie dała mu wystarczającego pretekstu.

Albowiem Kopciuszek był sprytny. Jeśli odważył się kupić do zamku księcia choćby obrus, nie wspominając już o zasłonach do salonu, za każdym razem oczywiście najpierw konsultował swój wybór i prosił o akceptację koloru czy wzoru. Przeczytane czasopisma (niestety wtedy jeszcze „Marianne" i „Elle", podczas gdy dziś dzięki mnie czyta wyłącznie te gazety, w których nie ma zakazu używania mózgu) trzymał w swojej części szafy. I tak dalej.

– Nie zajęła ani jednego dodatkowego centymetra – opowiada Mojmir. – Sprawiała wrażenie osoby tak skromnej, nieekspansywnej. A ja dałem się na ten trik nabrać!

Podsumowując: pan pisarz w swoim zadufaniu wierzył, że wyciągnął Kopciuszka z pyłu peronu kolejowego i pokazał mu świat. Bo czyż nie przedstawił jej Karela Gotta? Czy nie zabrał jej na Mauritius? Nie wziął na festiwalu filmowym w Karlowych Warach do Grandhotelu Pupp? Ale przede wszystkim (bądźmy obiektywni, nawet męscy głupcy pokroju Mojmira w wyjątkowych sytuacjach potrafią odróżnić sprawy istotne od nieistotnych): czyż nie wybudował dla niej domu z ogródkiem? Nie poczęli dwójki zdrowych dzieci? Czyż nie spełnił snu jej życia?

Tak naiwny i krótkowzroczny naprawdę może być tylko mężczyzna.

Mojmir nie pojmuje, że spełnił swoją rolę efemerydy i stał się niepotrzebny. Nie wie, że był jedynie katalizatorem, który przyśpieszył proces emancypacji Hedviki. Nie rozumie, że wprawdzie pomógł jej odnaleźć drogę do siebie samej, ale że właśnie w ten sposób podciął gałąź, na której siedział.

Bowiem Hedvika już nie jest nieszczęśliwa. Już nie trzeba jej ratować. Nie potrzebuje już Mojmira, by żyć. Już go tak nie podziwia. Już go tak uważnie nie słucha. Dziś to Mojmir jest tym, kogo trzeba ratować.

– Bohater, który oczekuje nieustannych braw, nie jest żadnym bohaterem – cytuję mu przy obiedzie jego ulubioną książkę o mężczyznach (z radością wykorzystuję ją przeciwko niemu).

Sinobrody spogląda na mnie z niekrytym obrzydzeniem. Nienawidzi mnie od samego początku, ale ponieważ jestem dla Hedviki kimś w rodzaju matki zastępczej, musiał pogodzić się z moją obecnością w swoim domu. Hedvika posyła mi uśmiech, a potem pomaga Basi, młodszej córce, pokroić ziołowy klopsik z płatków owsianych (Mojmir nie cierpi ziołowych klopsików, ale Hedvika, ja i dzieci je uwielbiamy).

– Ja nie oczekuję nieustannego podziwu, aż takim idiotą nie jestem – warczy. – W zupełności wystarczyłaby mi umiarkowana sympatia, a tymczasowo zadowoliłbym się nawet minimalną sympatią, ale nie zamierzam pogodzić się z absolutnym ignorowaniem. To wszystko.

Hedvika taktycznie unika jego wzroku.

– Kopciuszek ignorujący swojego wybawcę, to naprawdę wydaje mi się niesprawiedliwe!

Mojmirze, wybacz, ale nie mogę powstrzymać śmiechu. Tak kończą wszyscy samozwańczy książęta. Mężczyźni i ich wieczne bolączki! Chodź do mnie, malutki, mamusia tam podmucha! No proszę was, po co tak stękać!

Oczywiście narzeka, bo w październiku 2000 roku zajmował na liście Hedviki miejsce pierwsze, natomiast dziś jest dziesiąty. Niedawno sporządził następującą chronologiczną listę zainteresowań Hedviki, która to jasno potwierdza:

1. Dom

2. Ogród

3. Dzieci

4. Doula

5. Poradnia laktacyjna

6. Centrum Matki

7. Ekoklub

8. Edukacja domowa

9. Działalność charytatywna

10. Mojmir

Cha! Sinobrody czuje się odrzucony! Pan wszelkiego stworzenia ma wrażenie, że jest pokrzywdzony! Zmusza Hedvikę do salt myślowych, które prezentuje jej jako racjonalne rozumowanie. Obłudnie podkreśla przesadne obciążenie Hedviki, stres i wyczerpanie, by wmówić jej, że taka ilość zadań nawet przy najszczerszych chęciach przekracza ludzkie możliwości. Tendencyjnie twierdzi, że to, co pierwotnie miało być rozrywką oraz przyjemnym urozmaiceniem ich małżeńskiej i rodzicielskiej codzienności, stało się codziennym wycieńczającym obowiązkiem.

– Jaki jest cel tego wszystkiego: autorealizacja czy autodestrukcja? – pyta demagogicznie i z teatralnym obrzydzeniem odsuwa od siebie talerz z niedojedzonym klopsikiem.

– Kobieta jest jak woda – mówię i uśmiecham się do Sary. – Jej zadaniem jest płynąć.

– Podmywać! Rozmiękczać! – piekli się Mojmir. – To jak najbardziej, ma pani rację!

Według niego wszystko, co on z wysiłkiem wybuduje, do rana zostaje zniesione przez przypływ rzekomej irracjonalności mojej i Hedviki.

– Co pan ciągle wyjeżdża z tą racją? Serce ma swoje racje, których rozum nie zna – cytuję mu znaną myśl Pascala.

W duchu wyobrażam sobie przerwaną zaporę wodną – i Mojmira jako wyczerpanego ochotnika wlokącego worki z piaskiem.

– Kobieta to ocean, a pan próbuje ustanawiać jej granice? – chichram, co (wraz z kolejnym dzwonieniem telefonu Hedviki) zawsze doprowadza Mojmira do szału.

– Bzdury! – ryczy. – Bzdury!

Trzaska sztućcami, wstaje od stołu, wychodzi. Po chwili wraca, już z torbą i w płaszczu. W ręce trzyma kluczyki od auta. Hedvikę, która wciąż rozmawia przez telefon (tym razem z Lindą z Centrum Matki), jego nagły wybuch wyraźnie zaskoczył (widocznie zapomniała, że mężczyźni noszą ze sobą niewidzialne naczynia, które w każdej chwili mogą się przepełnić).

– Gdzie idziesz, tato? – pyta nic nierozumiejąca Basia.

– Nie wiem.

Mojmir całuje obie córki, jakby miał ich więcej nie zobaczyć. Jesteśmy świadkami kolejnej sceny teatru amatorskiego; tym razem pod tytułem Ucieczka z domu… Jakbyśmy już tego nie znały: za dwa dni wróci, płacząc z tęsknoty… Byłoby to śmieszne, gdyby nie było tak smutne. Kiedy dowiedziałam się od Hedviki, że Mojmir najzupełniej poważnie doradzał jej, żeby wybrała ze wszystkich swoich zainteresowań dwa i im w pełni się poświęcała, byłam przerażona. Patrzcie go, Sinobrodego jednego! Nie proponuje żonie wolności, tylko iluzję wolności! Możesz robić, co chcesz, ale tylko w tych pokojach… Do pokoju na górze masz wstęp wzbroniony! Podstępnie podsuwa jej myśl, że życiowe spełnienie można osiągnąć dzięki hobby. To wstrząsające, że nawet stosunkowo wykształcony pisarz na początku dwudziestego pierwszego wieku wciąż wierzy, że nowoczesna wyemancypowana kobieta może odnaleźć sens życia na aerobiku lub dziecięcym kółku teatralnym…

Lecz myli się fatalnie.

* Doula – kobieta wspierająca kobiety podczas ciąży, porodu i połogu – przyp. tłum.

II

Rozdział dostępny w pełnej wersji

III

Rozdział dostępny w pełnej wersji

IV

Rozdział dostępny w pełnej wersji

V

Rozdział dostępny w pełnej wersji

VI

Rozdział dostępny w pełnej wersji

VII

Rozdział dostępny w pełnej wersji

VIII

Rozdział dostępny w pełnej wersji

IX

Rozdział dostępny w pełnej wersji

X

Rozdział dostępny w pełnej wersji

XI

Rozdział dostępny w pełnej wersji

XII

Rozdział dostępny w pełnej wersji

XIII

Rozdział dostępny w pełnej wersji

XIV

Rozdział dostępny w pełnej wersji

XV

Rozdział dostępny w pełnej wersji

XVI

Rozdział dostępny w pełnej wersji

XVII

Rozdział dostępny w pełnej wersji

XVIII

Rozdział dostępny w pełnej wersji

XIX

Rozdział dostępny w pełnej wersji

XX

Rozdział dostępny w pełnej wersji

XXI

Rozdział dostępny w pełnej wersji

XXII

Rozdział dostępny w pełnej wersji

Karta redakcyjna

Tytuł oryginału: Biomanželka

Copyright © Michal Viewegh, 2010 Copyright © Druhé město, 2010

Copyright © for the Polish edition by Stara Szkoła Sp. z o.o.

All rights reserved

Redakcja i korekta: Ewa Żak

Projekt okładki: Wincenty Gottlieb

Skład i łamanie: Jerzy Małyszko

Wydawca:

Stara Szkoła Sp. z o.o.

Rudno 16, 56-100 Wołów

[email protected]

www.stara-szkola.com

ISBN 978-83-940790-7-9

Plik opracował i przygotował Woblink

www.woblink.com