59,90 zł
Jerzy Surdykowski jest pisarzem, który nie udaje; pisze wprost, że „tylko pytaniami bez łatwej odpowiedzi warto się zajmować”. Do takich pytań należy pytanie o sens – pytanie-ojciec wszystkich pytań bez łatwej odpowiedzi, a może nawet wszystkich pytań w ogóle, bo czy w świecie pozbawionym sensu można pytać o cokolwiek? Rzeczywistości, która nie jest absurdalna, lecz tylko ukrywa przed nami odpowiedzi, czyli jest dla nas Tajemnicą, można stawiać pytania i, mozoląc się po niełatwej drodze, powoli zbliżać się do odpowiedzi, chociaż sama odpowiedź ciągle pozostaje tylko cieniem. Drogę Surdykowskiego otwiera zbiór esejów Wołanie o sens (Prószyński i S-ka, Warszawa 2006); następnymi etapami były książki: Odnajdywanie sensu (Volumen, Warszawa 2017) oraz Nadzieja na sensowność świata (CCPress, Kraków 2020) i teraz Eseje sensowne. Samo zestawienie tych tytułów wskazuje, że choć droga nie jest łatwa, możliwe jest na niej posuwanie się naprzód.
Droga filozoficznych przemyśleń autora nie biegnie równolegle do jego życiowej drogi, lecz najwyraźniej z niej wyrasta i nieustannie do niej nawiązuje. Poszukiwanie sensu, które byłoby oderwane od życia, byłoby czymś bezsensownym. A że życie Jerzego Surdykowskiego było ciasno związane z politycznymi wydarzeniami – od strajku w Stoczni Gdańskiej po ambasadorowanie na kilku placówkach dyplomatycznych już wolnej Polski – nic dziwnego, że tropi on ślady sensu także na arenie narodowych i międzynarodowych spraw.
Michał Heller
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 493
Nie dlatego sensowne, że napisane z sensem; to może ocenić tylko Czytelnik.
Pozwoliłem sobie tak je nazwać, ponieważ dotyczą sensu, tego co najważniejsze.
Tego, o co pytać zabraniają filozofowie, jeśli chcą pozostać na gruncie nauki.
Ale tego, o co zawsze pytać będziemy, zwykle nie znajdując odpowiedzi, lecz wiedząc, że tych pytań nie unikniemy, dopóki trwa nasze życie na tym świecie.
Teresie, z nadzieją przebaczenia
PRZEDMOWA: FILOZOFIA, LITERATURA I POSZUKIWANIE SENSU
Diogenes Laertios był starym zbieraczem i gawędziarzem. Żył prawdopodobnie około połowy III wieku po Chr. Raczej nie był zawodowym filozofem, ale na pewno był wielkim fanem filozofii. Zbierał i spisywał informacje o znanych filozofach, gdzie tylko mógł je znaleźć. Nie był przesadnie krytyczny: gdy natrafił na dwie sprzeczne informacje o danym filozofie, zapisywał obydwie. Nie gardził też mitycznymi opowiadaniami, o ile tylko dotyczyły jego bohaterów. Zbierał również epitafia z nagrobków filozofów, przepisywał ich listy, jeżeli na nie natrafił, a nawet fragmenty ich filozoficznych dzieł. Powstała z tego dość gruba książka, a meandry historycznych wydarzeń sprawiły, że zachowała się w całości do naszych czasów, stając się jedynym źródłem informacji o wielu autorach, których nie oszczędziło niszczące działanie czasu. Dzięki temu Diogenes Laertios zdobył sobie miejsce w historii filozofii, na jakie nie miałby szans, gdyby nie niesprawiedliwość biegu dziejowych wydarzeń.
Tenże Diogenes Laertios przechował piękną historyjkę o Pitagorasie. Cytuję: „Heraklides z Pontu opowiada, że Pitagoras mówił o sobie, że był niegdyś Aitalidesem[1], oraz że był uważany za syna Hermesa, Hermes zaś powiedział mu, że może sobie wybrać wszystko, czego pragnie, oprócz nieśmiertelności. Pitagoras poprosił więc, aby za życia i po śmierci zachował w pamięci wszystko, co go kiedykolwiek spotkało”[2]. Zauważmy przebiegłość filozofa: nie mógł prosić o nieśmiertelność, ale poprosił o coś w gruncie rzeczy równoważnego – żeby po śmierci zachował pamięć wszystkiego, co przeżył. Greccy filozofowie często myśleli o śmierci. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że byli opętani myślą o niej. Platon w Fedonie napisał wręcz, iż „prawdziwi filozofowie niczym innym się nie zajmują, jak tylko tym, by umrzeć i nie żyć”[3]. Nic dziwnego, wszak jednym z celów filozofii jest uczyć szczęśliwego życia, a nie można mówić o szczęśliwym życiu, jeśli nie ma się w myślowej perspektywie jego końca.
Ostatnie zdanie nie jest filozofią, lecz refleksją nad filozofią, czyli należy do metafilozofii. Wynalezienie tego rozróżnienia jest odkryciem nowszych czasów, co jednak nie znaczy, że starożytni Grecy nie uprawiali metafilozofii. W neoplatońskich komentarzach do pism Arystotelesa, a także w kilku tekstach z przełomu starożytności i średniowiecza jak echo powraca zestaw sześciu następujących określeń filozofii (zwykle w takiej samej kolejności). A więc filozofia jest:
1. „poznaniem tego, co istnieje, i sposobu, w jaki istnieje”;
2. „wiedzą o rzeczach boskich i ludzkich”;
3. „przygotowaniem się do śmierci”;
4. „upodobnianiem się człowieka do Boga”, lub wręcz „ćwiczeniem się w śmierci”;
5. „sztuką sztuk i wiedzą wiedz”;
6. „miłością mądrości”[4].
Nie będziemy się zastanawiać, czy są to różne określenia filozofii, czy też tylko różne rozwinięcia jednego jej rozumienia. Ważne jest to, że filozofia była dla ówczesnych bardziej sztuką życia niż tym, co dziś nazwalibyśmy dyscypliną akademicką[5]. Z czasem sytuacja uległa zmianie. Średniowieczny instynkt porządkowania pojęć, najczęściej metodą drobiazgowych rozróżnień znaczeniowych, musiał doprowadzić do rozrostu teoretycznej części filozofowania, a powstanie uniwersytetów uwikłało filozofię w skomplikowany system administracyjnych przepisów. W ten sposób filozofia stała się dyscypliną akademicką. Studiując ją, trzeba było zdobywać kolejne stopnie naukowej kariery, a nie poszukiwać szczęśliwego życia. Tym bardziej, że problemy śmierci i ewentualnego życia po śmierci przejęła teologia, a filozofia, jeszcze jakiś czas traktowana jako jej służebnica, poczuła się, przynajmniej po części, zwolniona z dociekań związanych z tymi problemami.
W czasach nowożytnych do procesu instytucjonalizacji filozofii dołączył proces jej laicyzacji. Powstałe wówczas, i bujnie rozwijające się, nauki przyrodnicze szybko wyemancypowały się spod wpływów teologii, a w okresach dominacji wpływów pozytywizmu chętnie deklarowały również swoje antyfilozoficzne nastawienie. Mimo to, filozofia, chcąc jakoś przetrwać te trudne dla niej czasy, coraz bardziej stroiła się w, przynajmniej zewnętrznie, naukowe szaty. Starała się upodobnić swój dyskurs do dyskursu nauk empirycznych, a w swoim administracyjnym wyposażeniu na uniwersyteckich wydziałach w niczym nie różniła się od innych nauk.
Dziś ten proces osiągnął swoiste maksimum. Wprawdzie zdarzają się jeszcze młodzi ludzie, którzy wstępują na filozoficzne wydziały, w nadziei, że uporządkują własne zmagania z życiem, ale wkrótce albo porzucają swoje dotychczasowe cele i stają się „zawodowymi filozofami”, albo po prostu przenoszą się na bardziej życiowo intratne kierunki studiów.
Nie znaczy to jednak, że z filozofii całkowicie znikły dawne ambicje. Elementów „bycia ku śmierci” (Zein zum Tode) można by się jeszcze doszukiwać w pewnych odmianach egzystencjalizmu lub fenomenologii, ale najczęściej z podakcentami tragizmu lub wręcz deklaracjami absurdalności ludzkiego istnienia. Życie jest jednak silniejsze od ograniczeń narzucanych myśleniu i dlatego pytania, jakie samo wymusza, tak czy inaczej powracają i muszą być wypowiedziane. To, co dawniej nazywano „przygotowaniem do śmierci” czy „wiedzą o rzeczach boskich i ludzkich”, dziś określa się mianem pytania o sens życia (i świata, bo życie i świat są ze sobą nierozerwalnie powiązane), a jeżeli w filozofii nie ma miejsca, by je postawić i dociekać na nie odpowiedzi, pytanie przejmuje literatura i nawet jeżeli nie wprost je wypowiada, odżywia się jego nieuniknionością.
Ale jaka jest różnica między pisarzem a filozofem? Może tylko taka, że pisarz nie musi udawać, iż jest naukowcem, skutkiem czego ma większą możliwość manewru. Jerzy Surdykowski jest pisarzem, który nie udaje; pisze wprost, że „tylko pytaniami bez łatwej odpowiedzi warto się zajmować”. Do takich pytań należy pytanie o sens – pytanie-ojciec wszystkich pytań bez łatwej odpowiedzi, a może nawet wszystkich pytań w ogóle, bo czy w świecie pozbawionym sensu można pytać o cokolwiek? Rzeczywistości, która nie jest absurdalna, lecz tylko ukrywa przed nami odpowiedzi, czyli jest dla nas Tajemnicą, można stawiać pytania i, mozoląc się po niełatwej drodze, powoli zbliżać się do odpowiedzi, chociaż sama odpowiedź ciągle pozostaje tylko cieniem. Drogę Surdykowskiego otwiera zbiór esejów Wołanie o sens (Prószyński i S-ka, Warszawa 2006); następnymi etapami były książki: Odnajdywanie sensu (Volumen, Warszawa 2017) oraz Nadzieja na sensowność świata (CCPress, Kraków 2020) i teraz Eseje sensowne. Samo zestawienie tych tytułów wskazuje, że choć droga nie jest łatwa, możliwe jest na niej posuwanie się naprzód.
Droga Surdykowskiego nie jest drogą akademickiego wykładowcy. Wprawdzie jego filozoficzna erudycja jest godna profesora i nie stroni on od częstych odniesień do osiągnięć nauk przyrodniczych, ale nie tworzy to typowo książkowego zaplecza. Droga filozoficznych przemyśleń autora nie biegnie równolegle do jego życiowej drogi, lecz najwyraźniej z niej wyrasta i nieustannie do niej nawiązuje. Poszukiwanie sensu, które byłoby oderwane od życia, byłoby czymś bezsensownym. A że życie Jerzego Surdykowskiego było ciasno związane z politycznymi wydarzeniami – od strajku w Stoczni Gdańskiej po ambasadorowanie na kilku placówkach dyplomatycznych już wolnej Polski – nic dziwnego, że tropi on ślady sensu także na arenie narodowych i międzynarodowych spraw.
Surdykowski poszukuje z pasją, ale z radykalną uczciwością. Nie waha się piętnować zła i błędu, obojętne, czy winę za nie ponosi strona bliższa, czy przeciwna jego poglądom. W końcowych partiach książki autor najbardziej zbliżył się do starożytnego określenia filozofii jako „wiedzy o rzeczach boskich i ludzkich”, ale nawet gdy w chrześcijaństwie widzi najpełniej urzeczywistnioną ideę solidarności Boga z człowiekiem, nie tępi ostrza swojego krytycznego spojrzenia. Ostre słowa pod adresem współczesnego chrześcijaństwa są cięciami uzdrawiającego skalpela, a nie ciosami sztyletem. „Rozum powinien nie tylko poznawać świat, ale kontrolować także religię”. Bo „nie mamy innego steru niż rozum, innego światła jak Logos”.
Ks. prof. Michał Heller
Tarnów, 23 sierpnia 2022 roku
PRZYPISY